3510
Szczegóły |
Tytuł |
3510 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3510 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3510 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3510 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
FRYDERYK NIETZSCHE
Z GENEALOGII
MORALNO�CI
PISMO POLEMICZNE
PRZE�O�Y� LEOPOLD STAFF
3
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gda�sk 2000
4
PRZEDMOWA.
1.
Jeste�my sobie nieznani, my poznaj�cy, my sami samym sobie; ma to s�uszn� przyczyn�.
Nie szukali�my siebie nigdy, � jak�e sta� si� mia�o, by�my si� kiedy� z n a l e � l i? S�usznie
powiedziano: �gdzie jest wasz skarb, tam jest i serce wasze�; n a s z skarb jest tam, gdzie
stoj� ule naszego poznania. Jako skrzydlaki z urodzenia i duchowi zbieracze miodu, d��ymy
zawsze do tego, troszczymy si� z serca w�a�ciwie tylko o jedno � �by co� przynie�� do domu
�. Co si� poza tem tyczy �ycia, tak zwanych �wydarze� prze�ytych�, � kt� z nas bierze to
cho�by tylko do�� powa�nie? Lub kto ma do�� czasu na to? W tych rzeczach, l�kam si�, byli�my
zawsze �od rzeczy�: nie przyk�adamy tam w�a�nie swego serca, ani nawet swego ucha!
Raczej, jak jaki� boski roztrzepaniec, lub w sobie zatopiony, kt�remu dzwon z ca�� si��
wdzwoni� w�a�nie w ucho dwana�cie uderze� po�udnia, budzi si� nagle i pyta siebie �c� to
w�a�ciwie tu bi�o?� tak i my niekiedy przecieramy sobie j u � p o w s z y s t k i e m uszy i
pytamy, ogromnie zdumieni, ogromnie zmieszani, �c�e�my to w�a�ciwie prze�yli?� co wi�cej:
�czem j e s t e � m y w�a�ciwie?� i liczymy, ju� po wszystkiem, jak si� rzek�o, te wszystkie
dwana�cie uderze� swego wydarzenia prze�ytego, swego �ycia, swego i s t n i e n i a...
ach! i przeliczamy si� przytem... Pozostajemy sobie z konieczno�ci obcy, nie rozumiemy siebie,
musimy bra� siebie za kogo� innego, dla nas pewnikiem jest po wszystkie wieki: �Ka�dy
jest samemu sobie najdalszy�, � wzgl�dem siebie nie jeste�my wcale �poznaj�cymi� ...
2.
� My�li moje o p o c h o d z e n i u naszych przes�d�w moralnych � bo o nie chodzi w tem
pi�mie polemicznem � znalaz�y sw�j pierwszy, sk�py i tymczasowy wyraz w owym zbiorze
aforyzm�w, kt�ry nosi nag��wek �Ludzkie, arcyludzkie. Ksi��ka dla duch�w wolnych�. Spisywanie
jej rozpocz�o si� w Sorrento podczas pewnej zimy, kt�ra mi pozwoli�a zatrzyma�
si�, jak si� zatrzymuje w�drowiec, i przebiec spojrzeniem krain� rozleg�� i niebezpieczn�,
przez kt�r� duch m�j dotychczas w�drowa�. Dzia�o si� to w zimie 1876�1877; same my�li s�
wcze�niejsze. By�y to w g��wnej tre�ci ju� te same my�li, kt�re w niniejszych rozprawach na
nowo podejmuj�. Miejmy nadziej�, �e d�ugi przedzia� czasu wp�yn�� na nie dobrze, �e sta�y
si� dojrzalsze, ja�niejsze, silniejsze, doskonalsze! �e jednak dzi� jeszcze trwam przy nich silnie,
�e one same tymczasem coraz silniej trzyma�y si� siebie, wrasta�y w siebie i zros�y si� z
sob�, to wzmacnia we mnie radosn� ufno��, �e od pocz�tku powstawa�y we mnie nie lu�nie,
nie dowolnie, nie sporadycznie, lecz ze wsp�lnego korzenia, lecz z w�adn�cej w g��bi, z
przemawiaj�cej coraz pewniej, z ��daj�cej coraz wi�kszej pewno�ci z a s a d n i c z e j w o l i
5
poznania. Tak bowiem jedynie przystoi filozofowi. Nie mamy �adnego prawa w czemkolwiek
i�� pojedynczo. Nie wolno nam b��dzi� pojedynczo, ani te� pojedynczo natkn�� si� na prawd�.
Raczej z konieczno�ci�, z jak� drzewo wydaje owoce, rodz� si� z nas my�li nasze, nasze
warto�ci, nasze �tak� i �nie� i �je�eli� i �czy� � pokrewne sobie i we wzajemnych do siebie
stosunkach, �wiadectwa jednej woli, jednego zdrowia, jednej ziemi, jednego s�o�ca. � Czy
one w a m smakuj�, te nasze owoce? � Lecz c� to obchodzi drzewa! C� to n a s obchodzi,
nas filozof�w!...
3.
Przy pewnem w�a�ciwem mi w�tpieniu, kt�re niech�tnie wyznaj� � stosuje si� ono mianowicie
do m o r a l n o � c i, do wszystkiego, co dot�d na ziemi jako moralno�� by�o czczone �,
przy w�tpieniu, kt�re w mem �yciu wyst�pi�o tak wcze�nie, tak niewzywanie, tak niepowstrzymanie,
tak sprzecznie z otoczeniem, wiekiem, przyk�adem, pochodzeniem, �ebym mia�
prawie prawo nazwa� je swem � a priori�, � musia�a ciekawo�� moja, r�wnie, jak moje podejrzenie,
zatrzyma� si� zawczasu przy pytaniu: j a k i p o c z � t e k ma w�a�ciwie nasze dobro i
z�o. W istocie ju� jako trzynastoletniego ch�opca prze�ladowa� mnie problemat pocz�tku z�a.
Po�wi�ci�em mu w wieku, gdy si� ma �na p� igraszki dziecinne, na p� Boga w sercu�,
pierwsz� sw� literack� igraszk� dziecinn�, pierwsze swoje filozoficzne �wiczenie pisemne. A
co si� tyczy mego �wczesnego �rozwi�zania� problematu, to odda�em, jak s�uszna, Bogu
cze�� i uczyni�em go o j c e m z�a. Czy t a k w�a�nie chcia�o ode mnie me � a priori�, to nowe
niemoralne, co najmniej bezmoralne � a priori� i ten przemawiaj�cy z niego, ach! tak antykantowski,
tak zagadkowy �imperatyw kategoryczny�, kt�remu tymczasem u�ycza�em coraz
wi�cej pos�uchu i nietylko pos�uchu?... Na szcz�cie nauczy�em si� zawczasu odr�nia� przes�d
teologiczny od moralnego i nie szuka�em ju� �r�d�a z�a p o z a �wiatem. Nieco historycznego
i filologicznego wyszkolenia, wliczaj�c w to wrodzony wybredny zmys� w zakresie zagadnie�
psychologicznych wog�le, zmieni�o wkr�tce m�j problemat na inny: w�r�d jakich
warunk�w wynalaz� sobie cz�owiek owe oceny warto�ci: �dobrze� i ��le� i j a k � w a r t o �
� m a j � o n e s a m e? Wstrzymywa�y� one, czy te� popiera�y rozw�j cz�owieczy? Czy s�
oznak� niedostatku, zubo�enia, zwyrodnienia �ycia? Lub przeciwnie, czy zdradza si� w nich
pe�nia, si�a, wola �ycia, jego odwaga, jego ufno��, jego przysz�o��? � Na to znalaz�em i zdoby�em
si� w sobie na zuchwa�o�� r�nych odpowiedzi, odr�nia�em czasy, ludy, stopnie wedle
rangi indywidu�w, specyalizowa�em sw�j problemat, z odpowiedzi rodzi�y si� nowe pytania,
badania, przypuszczenia, mo�liwo�ci. A� wko�cu zdoby�em w�asn� krain�, w�asn�
ziemi�, ca�y milcz�cy rosn�cy kwitn�cy �wiat, jakby tajne ogrody, kt�rych nikt nie �mia�
przeczuwa�... Och, jak�e s z c z � � l i w i jeste�my, my poznaj�cy, pod warunkiem, by�my
jeno do�� d�ugo milcze� umieli!...
4.
Pierwszy bodziec do odezwania si� ze swemi hipotezami o pochodzeniu moralno�ci da�a
mi jasna, przejrzysta i m�dra, nawet starczo m�dra ksi��eczka, w kt�rej po raz pierwszy uwydatni�
mi si� jasno pewien na wspak i wywr�t id�cy rodzaj genealogicznych hipotez, ich w�a�ciwie
a n g i e l s k i rodzaj, i kt�ra mnie poci�ga�a � t� si�� poci�gu, kt�r� posiada wszystko
przeciwleg�e, wszystko antypodyczne. Tytu� ksi��eczki brzmia� �Pochodzenie uczu� moralnych
�; jej autor dr. Pawe� R�e; rok jej wyj�cia 1877. Nigdy mo�e nic nie czyta�em, czemubym,
zdanie po zdaniu, wniosek po wniosku, tak w sobie przeczy�, jak tej ksi��ce. Lecz zgo�a
bez przykro�ci i zniecierpliwienia. W powy� oznaczonem dziele, nad kt�rem w�wczas pracowa�em,
uwzgl�dnia�em przy sposobno�ci i niesposobno�ci twierdzenia owej ksi��ki, nie
6
�ebym je zbija� � c� ja mam ze zbijaniem do czynienia � lecz, jak pozytywnemu duchowi
przystoi, stawiaj�c zamiast nieprawdopodobie�stwa to, co prawdopodobniejsze, w danym
razie zamiast jednego b��du � inny. W�wczas doby�em, jak si� rzek�o, po raz pierwszy na
�wiat�o dzienne owe hipotezy o pochodzeniu, kt�rym po�wi�cone s� te rozprawy; a uczyni�em
to z niezr�czno�ci�, kt�r�bym ostatni ukrywa� zamierza� przed sob� samym, jeszcze niepewny,
jeszcze nie maj�c w�asnego j�zyka na w�asne rzeczy, nie bez cofa� i waha�. W szczeg�ach
por�wnaj, co w �Ludzkie, arcyludzkie� na str. 68 m�wi� o dwoistych przeddziejach dobra
i z�a (to jest ze stanowiska ludzi dostojnych i ze stanowiska niewolnik�w); tak samo na
str. 141 i nast. o warto�ci i pochodzeniu moralno�ci ascetycznej; tak samo na str. 97 i nast.
101. III, 49 o �obyczajno�ci obyczaju�, tego o wiele starszego i pierwotniejszego rodzaju
moralno�ci, kt�ry toto coelo odleg�y jest od altruistycznej oceny warto�ci (w kt�rej dr. R�e,
jak wszyscy angielscy genealogowie moralno�ci, widzi ocen� warto�ci s a m � w s o b i e);
to samo na str. 93 i nast., W�drowiec str. 213 i nast., Jutrzenka str. 107 i nast. o pochodzeniu
sprawiedliwo�ci, jako wyr�wnaniu mi�dzy nieledwie r�wno-mo�nymi (r�wnowaga jako konieczny
warunek wszelkich um�w, przeto wszelkiego prawa); to samo o pochodzeniu kary
(W�drowiec str. 208, 217 i nast.), dla kt�rej terrorystyczny cel nie jest ani istotnym, ani pierwotnym
(jak dr. R�e mniema: � zosta� on w ni� dopiero w�o�ony, w�r�d okre�lonych okoliczno�ci
i zawsze jako co� wt�rnego i nast�pczego).
5.
W gruncie rzeczy le�a�o mi w�a�nie w�wczas co� o wiele wa�niejszego na sercu, ni� sprawy
w�asnych lub cudzych hipotez o pochodzeniu moralno�ci (lub dok�adniej: to ostatnie tylko
dla celu, do kt�rego jest jednym z wielu �rodk�w). Chodzi�o mi o w a r t o � � moralno�ci, � i
musia�em si� o to prawie sam jeden rozprawi� ze swym wielkim nauczycielem Schopenhauerem,
do kt�rego, jako do obecnego w owej ksi��ce, nami�tno�� i tajemny sprzeciw owej
ksi��ki si� zwraca (� bo i owa ksi��ka by�a �pismem polemicznem�). W szczeg�lno�ci chodzi�o
o warto�� �nieegoistyczno�ci� instynkt�w lito�ci, samozaparcia, ofiary z samego siebie,
kt�re Schopenhauer tak d�ugo poz�aca�, przeb�stwia� i w za�wiat przerzuca�, a� ostatecznie
pozosta�y mu jako �warto�ci same w sobie�, na kt�rych podstawie �yciu i sobie samemu
rzek� �n i e�. Lecz w�a�nie przeciw tym instynktom przemawia�a ze mnie coraz bardziej zasadnicza
podejrzliwo��, coraz g��biej podkopuj�cy sceptycyzm! Tu w�a�nie widzia�em wielkie
niebezpiecze�stwo ludzko�ci, jej najwznio�lejszy wabik i manowiec � dok�d jednak? w
nico��? Tu w�a�nie widzia�em pocz�tek ko�ca, zast�j i wstecz spogl�daj�ce znu�enie, wol�
zwracaj�c� si� p r z e c i w �yciu, ostatni� niemoc, zwiastuj�c� si� tkliwie i sm�tnie. Rozumia�em
ten coraz szerzej grasuj�cy mora� lito�ci, kt�ry nawet filozof�w dosi�gn�� i uczyni�
chorymi, jako najprzykrzejszy objaw naszej sprzykrzonej europejskiej kultury, jako jej drog�
okr�n� ku nowemu buddyzmowi? ku buddyzmowi europejskiemu? ku � n i h i l i z m o w
i?... To wsp�czesne uprzywilejowanie przez filozof�w i przecenianie lito�ci jest bowiem
czem� nowem. W�a�nie co do b e z w a r t o w o � c i lito�ci zgadzali si� dot�d filozofowie.
Wymieniam tylko Platona, Spinoz�, La Rochefoucauld i Kanta, cztery duchy w najwy�szym
stopniu od siebie odmienne, lecz w jednem zjednoczone: w lekcewa�eniu lito�ci. �
6.
Problemat w a r t o � c i lito�ci i moralno�ci lito�ci (� jestem przeciwnikiem haniebnego
wsp�czesnego zmi�kczenia uczu� �) wydaje mi si� nasamprz�d czem� wyosobnionem, znakiem
pytania dla siebie; kto jednak raz tu utknie, tu pyta� si� n a u c z y, temu przydarzy si�,
7
co mnie si� przydarzy�o: � ogromny nowy widnokr�g otworzy si� przed nim, mo�liwo��
chwyci go jak zawr�t g�owy, wyskocz� wszystkie rodzaje nieufno�ci, podejrzenia, strachu,
wiara w moralno��, w wszelk� moralno��, w wszelki mora� zachwieje si�; � wko�cu odezwie
si� g�o�no nowe ��danie. Wym�wmy je, to nowe � � d a n i e: potrzeba nam k r y t y k i warto�ci
moralnych, s a m � w a r t o � � t y c h w a r t o � c i n a l e � y r a z p o d a � w w �
t p l i w o � � � a do tego potrzeba znajomo�ci warunk�w i okoliczno�ci, z kt�rych wyros�y,
w�r�d kt�rych si� rozwija�y i przesuwa�y (moralno�� jako skutek, jako symptom, jako maska,
jako �wi�toszkostwo, jako choroba, jako nieporozumienie; lecz tak�e moralno�� jako przyczyna,
jako �rodek leczniczy, jako stimulans, jako zapora, jako trucizna), znajomo�ci, kt�ra
ani dot�d nie istnia�a, ani nawet cho�by tylko po��dana nie by�a. Przyjmowano w a r t o � �
tych �warto�ci� jako dan�, jako faktyczn�, jako le��c� poza wszelkiem podawaniem w w�tpliwo��.
Nie by�o dot�d nawet cienia w�tpliwo�ci i wahania w przyznaniu �dobremu� wy�szej
warto�ci, ni� �z�emu�, wy�szej warto�ci w znaczeniu sprzyjania, po�yteczno�ci, dopomagania
rozwojowi c z � o w i e k a w og�le (wliczaj�c w to przysz�o�� cz�owieka). Jak to?
Je�liby odwrotno�� by�a prawd� ? Jak to ? Je�liby w �dobrem� tak�e tkwi� objaw cofania si�,
tak samo niebezpiecze�stwo, uwiedzenie, jad, narkotyk, dzi�ki kt�rym tera�niejszo�� �y�aby
k o s z t e m p r z y s z � o � c i? Mo�e wygodniej, mniej niebezpiecznie, ale i w mniejszym
stylu, ni�ej?... Tak, �eby w�a�nie moralno�� by�a temu winna, je�liby mo�liwej samej w sobie
n a j w y � s z e j m o c y i w s p a n i a � o � c i typu cz�owieka nigdy dosi�gn�� nie miano?
Tak, �eby w�a�nie moralno�� by�a niebezpiecze�stwem nad niebezpiecze�stwy ?...
7.
Do��, �e ja sam, odk�d mi si� widnokr�g ten otworzy�, mia�em powody do rozgl�dni�cia
si� za uczonymi, �mia�ymi i pracowitymi towarzyszami (czyni� to i dzi� jeszcze). Trzeba t�
ogromn�, rozleg�� a tak skryt� krain� moralno�ci � moralno�ci, kt�ra rzeczywi�cie istnia�a,
rzeczywi�cie �y�a � objecha� z zupe�nie nowemi pytaniami; a tak�e z nowemi oczyma: a nie
znaczy� to niemal to samo, co t� krain� dopiero o d k r y �?... Je�lim przytem, mi�dzy innymi,
pomy�la� tak�e o wymienionym d-rze R�e, to tylko dlatego, �e nie w�tpi�em wcale, �e on
sam z natury swych zagadnie� pchni�ty zostanie ku metodyce w�a�ciwszej dla osi�gni�cia
odpowiedzi! Czy� si� w tem omyli�em? W ka�dym razie �yczeniem mojem by�o wskaza� tak
bystremu i bezstronnemu oku lepszy kierunek, kierunek ku rzeczywistej h i s t o r y i m o r a
l n o � c i i zawczasu jeszcze przestrzec go przed takiem angielskiem stawianiem hipotez �na
b � � k i c i e�. Przecie jasne jest jak na d�oni, kt�ra barwa dla genealoga moralno�ci stokro�
wa�niejsza by� musi, ni� w�a�nie b��kit: mianowicie s z a r o � �, to jest to, co dokumentalne,
rzeczywi�cie daj�ce si� stwierdzi�, co rzeczywi�cie istnia�o, s�owem, ca�e d�ugie, trudne do
odcyfrowania, hieroglificzne pismo ludzkiej przesz�o�ci moralnej! � Ta by�a d-rowi R�e nieznana;
lecz czyta� Darwina: � i tak to w hipotezach jego podaj� sobie grzecznie r�k�, w spos�b
co najmniej zabawny, darwinowska bestya i najnowocze�niejszy skromny, przeczuleniec
moralny, kt�ry �ju� nie k�sa�; ostatni z wyrazem pewnej uprzejmej i wytwornej niedba�o�ci
w obliczu, zmieszanej nawet z granem pesymizmu i znu�enia, jak gdyby si� w�a�ciwie nie
op�aca�o wcale bra� tych wszystkich spraw � problemat�w moralnych � tak powa�nie. Mnie
za� wydaje si� przeciwnie, �e niema wcale �adnych rzeczy, kt�reby bardziej o p � a c a � y to,
�e si� je bierze powa�nie. Jak�� to jest naprzyk�ad nagrod�, �e mo�e pewnego dnia otrzyma
si� pozwolenie bra� je p o g o d n i e. Pogoda bowiem, lub by to w moim wyrazi� j�zyku, w
i e d z a r a d o s n a� jest nagrod�: nagrod� za d�ug�, dzieln�, pracowit� i podziemn� powag�,
kt�ra oczywi�cie nie jest rzecz� ka�dego. W dniu jednak, w kt�rym z ca�ego serca powiemy:
�naprz�d! i nasza stara moralno�� nale�y d o k o m e d y i!�, odkryjemy dla dyonizyjskiego
8
dramatu o �przeznaczeniu duszy� nowe zawik�anie i mo�liwo�� � : a on ju� z niej wyci�gnie
sobie korzy��, o to si� mo�na za�o�y�, on, wielki stary wieczny komedyopisarz naszego istnienia!...
8.
� Je�li pismo to komu� niezrozumia�e b�dzie, lub �le mu do uszu przypadnie, to wina, jak
mi si� zdaje, niekoniecznie le�y we mnie. Jest ono do�� wyra�ne, je�li si� przypu�ci, co ja
przypuszczam, �e czyta�o si� wpierw moje pisma wcze�niejsze i nie szcz�dzi�o si� przy tem
nieco trudu. S� one w istocie nie �atwo dost�pne. Co si� tyczy naprzyk�ad mego �Zaratustry�,
to nie uwa�am za jego znawc� nikogo, kogoby ka�de jego s�owo raz kiedy� g��boko nie zrani�o
i raz kiedy� g��boko nie zachwyci�o: dopiero bowiem wtedy mo�e u�ywa� przywileju
uczestniczenia ze czci� w haliko�skim �ywiole, z kt�rego si� dzie�o owo zrodzi�o, w jego
s�onecznej ja�ni, dali, przestrzenno�ci i pewno�ci. W innych razach forma aforystyczna sprawia
trudno�ci: le�� one w tem, �e form� t� bierze si� dzi� n i e d o � � w a � n i e. Aforyzm
rzetelnie wykuty i odlany nie zosta� jeszcze przez to, �e si� go odczyta�o, �odcyfrowanym�;
raczej teraz dopiero winno si� zacz�� jego w y � o � e n i e, do kt�rego potrzeba sztuki wyk�adania.
W trzeciej rozprawie tej ksi��ki poda�em wz�r tego, co w takim wypadku zw�
�wy�o�eniem�: � rozpraw� t� poprzedza aforyzm, ona sama jest jego komentarzem. Oczywi�cie,
aby w ten spos�b uprawia� czytanie jako sztuk� konieczne jest przedewszystkiem jedno,
czego si� w�a�nie dzi� w najlepsze zapomnia�o i dlatego nie czas jeszcze na �czytelno��
moich pism �, do czego trzeba by� prawie krow�, a w ka�dym razie nie �cz�owiekiem nowoczesnym
�: konieczne jest p r z e � u w a n i e...
SILS-MARIA, Engadyna wy�nia,
w lipcu 1887
9
ROZPRAWA PIERWSZA:
�Dobre i Z�e�, �Dobre i Liche�.
10
I.
Ci angielscy psychologowie, kt�rym te� dot�d zawdzi�czamy jedyne usi�owania doprowadzenia
do jakiej� historyi powstawania moralno�ci, � sami s� dla nas niema�� zagadk�; wyznam
nawet, �e w�a�nie z tego powodu, jako wcielone zagadki, g�ruj� czem� istotnem nad
swemi ksi��kami � o n i s a m i s � z a j m u j � c y! Ci angielscy psychologowie � czeg�
chc� oni w�a�ciwie? Znajdujemy ich, mniejsza � dobrowolnie czy niedobrowolnie, zawsze
przy tem samem dziele, mianowicie wysuwaj�cych na pierwszy plan la partie honteuse naszego
�wiata wn�trznego i szukaj�cych tego, co jest istotnie czynne, kierownicze i o rozwoju
rozstrzygaj�ce, tam w�a�nie, gdzie duma intelektualna cz�owieka � y c z y � a b y s o b i e
znale�� je najp�niej (naprzyk�ad w vis inertiae nawyknienia lub w zapominawczo�ci, lub w
przypadkowem zadzierzganiu si� i mechanice idei, lub w czem� czysto biernem, automatycznem,
odruchowem, molekularnem i zasadniczo t�pem). C� gna w�a�ciwie tych psycholog�w
zawsze tylko w tym kierunku? Czy jest to tajemny, skrycie z�o�liwy, prostacki, przed samym
sob� mo�e nie zdradzaj�cy si� instynkt zmniejszania cz�owieka? Lub mo�e jaka� pesymistyczna
podejrzliwo��, nieufno�� rozczarowanych, spos�pnia�ych zjadowicia�ych i pozielenia�ych
idealist�w? Lub ma�ostkowa podziemna nieprzyja�� i rancune przeciw chrze�cija�stwu
(i Platonowi), kt�ra mo�e nawet nie wydosta�a si� ponad pr�g �wiadomo�ci? Lub czy�by
a� chutne smakowanie w tem, co zadziwiaj�ce, bole�nie paradoksalne, w�tpliwe i bezsensowne
w istnieniu? Lub wreszcie � wszystkiego potrosze, nieco prostactwa, nieco spos�pnienia,
nieco przeciwchrze�cija�sko�ci, nieco �askotki i potrzeby pieprzu?... Lecz s�ysz�, �e s� to poprostu
stare, zimne, nudne �aby, kt�re wko�o cz�owieka, w wn�trze cz�owieka w�a�� i skacz�,
jak gdyby tu naprawd� by�y w swoim �ywiole, to jest w swem b a g n i e. S�ucham tego odpornie,
co wi�cej, nie wierz� temu: i je�li pragn�� mo�na, gdzie wiedzie� nie mo�na, to pragn�
z serca, by si� odwrotnie rzecz z nimi mia�a, � by ci badacze i mikroskopicy ducha, byli
w gruncie dzielnymi, wielkodusznymi i dumnymi zwierzami, kt�re swe serce i b�l sw�j na
wodzy trzyma� umiej� i wychowa�y si� po to, by wszelk� po��dano�� z�o�y�, w ofierze
prawdzie, w s z e l k i e j prawdzie, nawet prostackiej, cierpkiej, szkaradnej, wstr�tnej, niechrze�cija�skiej,
niemoralnej prawdzie,.. Bo s� takie prawdy.�
2.
Czo�em wi�c przed dobrymi duchami, kt�re w tych historykach moralno�ci mo�e w�adn�!
Lecz to pewna niestety, �e zbywa im na samym duchu h i s t o r y c z n y m, �e opu�ci�y ich
w�a�nie wszystkie dobre duchy samej historyi! Wszyscy oni razem my�l�, jak to ju� starym
jest filozof�w zwyczajem, z g r u n t u niehistorycznie: to nie ulega w�tpliwo�ci. Partactwo
ich genealogii moralno�ci wychodzi odrazu na jaw tam, gdzie trzeba wy�ledzi� pochodzenie
poj�cia i oceny �dobry�. �Pierwotnie � tak wyrokuj� � post�pki nieegoistyczne chwalone
by�y i zwane dobrymi przez tych, kt�rym zosta�y wy�wiadczone, wi�c tych, kt�rym by�y p o
� y t e c z n e; p�niej z a p o m n i a n o o tem �r�dle pochwa�y, a post�pki nieegoistyczne
dlatego poprostu, �e z p r z y z w y c z a j e n i a chwalono je jako dobre, odczuwano te� jako
dobre � jak gdyby same w sobie by�y czem� dobrem�. Wida� odrazu, �e ten pierwszy wyw�d
zawiera prawie wszystkie typowe rysy idyosynkrazyi psycholog�w angielskich, � mamy �po�yteczno��
�, �zapomnienie�, �przyzwyczajenie� i wko�cu �b��d�, wszystko jako podwalina
oceny warto�ci, z kt�rej cz�owiek wy�szy by� dot�d przewa�nie dumny, jako z pewnego rodzaju
przywileju cz�owieka. Ta duma winna by� upokorzona, ta ocena warto�ci pozbawiona
warto�ci: czy osi�gni�to to?... Ot� dla mnie jasne jest najpierw, �e teorya ta szuka i umieszcza
w miejscu fa�szywem w�a�ciwe ognisko powstania poj�cia �dobry�: s�d �dobry� n i e
od tych pochodzi, kt�rym si� �dobro� wy�wiadcza! To raczej sami �dobrzy�, to znaczy do-
11
stojni, mo�ni, wy�si stanowiskiem i duchem odczuwali i oznaczali siebie samych i sw� dzia�alno��
jako dobr�, to jest wy�sz�, w przeciwstawieniu do wszystkiego, co nizkie, ma�oduszne,
pospolite i gminne. Z tego p a t o s u o d l e g � o � c i dobyli sobie dopiero prawo stwarzania
warto�ci, wykuwania mian warto�ci. C� obchodzi�a ich po�yteczno��! Punkt widzenia
po�yteczno�ci jest w�a�nie w stosunku do tak gor�cego wyp�ywu najwy�szych porz�dkuj�cych
i wynosz�cych wedle stopni ocen warto�ci tak obcy i nieodpowiedni, jak tylko by� mo�e:
tu dosz�o w�a�nie uczucie do przeciwie�stwa owego nizkiego stopnia ciep�oty, kt�ry ka�da
wyrachowana roztropno��, ka�dy calcul u�yteczno�ci z g�ry ka�e przypuszcza�, � i to nie na
jeden raz, nie na godzin� wyj�tku, lecz na d�ugie trwanie. Patos dostojno�ci i odleg�o�ci, jak
si� rzek�o, trwa�e i dominuj�ce zbiorowe i podstawowe uczucie wy�szego i w�adn�cego gatunku
wzgl�dem gatunku ni�szego, pewnego �u do�u� � ot� t o jest �r�d�em przeciwstawienia
poj�� �dobre� i �z�e�. (Pa�skie prawo nadawania nazw si�ga tak daleko, �eby nale�a�o
sobie pozwoli� pojmowa� �r�d�o samej mowy jako przejaw mocy panuj�cych: m�wi� oni �to
j e s t tem a tem�, piecz�tuj� ka�d� rzecz i zdarzenie d�wi�kiem i przez to niejako bior� je w
posiadanie). Z tego pochodzenia wynika, �e s�owo �dobry� wcale nie wi��e si� z g�ry koniecznie
z nieegoistycznymi post�pkami: jak to jest zabobonem owych genealog�w moralno�ci.
Raczej dopiero z a u p a d k u arystokratycznej oceny warto�ci narzuca si� ca�e to przeciwstawienie
�egoistyczny�, �nieegoistyczny� ludzkiemu sumieniu, a z niem, aby wyrazi� si�
moim j�zykiem, i n s t y n k t s t a d n y dochodzi wko�cu do s�owa (tak�e do s � � w). A i
wtedy wiele czasu jeszcze minie, zanim ten instynkt w tej mierze si� spanoszy, �e moralna
ocena warto�ci zaczepi si� w�a�nie o to przeciwstawienie i utknie (jak to naprzyk�ad sta�o si�
w wsp�czesnej Europie: panuje dzi� przes�d, kt�ry poj�cia �moralny�, �nieegoistyczny�,
� d�sinteresss�, za r�wnowarto�ciowe uwa�a, ju� z si�� �idee fixe� i ko�owacizny).
3.
Powt�re jednak, pomijaj�c zupe�nie niemo�no�� historycznego ocalenia owej hipotezy o
pochodzeniu oceny �dobry�, choruje ona na psychologiczny nonsens w sobie samej. Po�yteczno��
nieegoistycznego post�pku ma by� �r�d�em jego pochwa�y i �r�d�o to mia�o p�j�� w
z a p o m n i e n i e: � jak�e to zapomnienie jest cho�by tylko m o � l i w e? Czy mo�e po�yteczno��
takich post�pk�w usta�a kiedykolwiek? Rzecz ma si� przeciwnie: ta po�yteczno��
by�a owszem codziennem do�wiadczeniem wszystkich czas�w, wi�c czem�, co ustawicznie
zawsze nanowo by�o podkre�lane; przeto zamiast znikn�� ze �wiadomo�ci, zamiast uton�� w
zapomnieniu, musia�a si� wt�acza� w �wiadomo�� z coraz wi�ksz� wyrazisto�ci�. O ile rozs�dniejsza
jest owa przeciwna teorya (nie jest dlatego prawdziwsza �), kt�rej przedstawicielem
jest naprzyk�ad Herbert Spencer, uwa�aj�cy poj�cie �dobry� za r�wne w istocie swej
poj�ciu �po�yteczny�, �celowy�, tak, �e w ocenach �dobry� i �z�y� ludzko�� zsumowa�aby i
u�wi�ci�a w�a�nie swe n i e z a p o m n i a n e i n i e z a p o m i n a l n e do�wiadczenia co
do po�ytecznie-celowego, szkodliwie-bezcelowego. Dobre jest wedle tej teoryi to, co si�
zdawien dawna po�ytecznem okaza�o i mo�e w ten spos�b jako �cenne w najwy�szym stopniu
�, �cenne w samem sobie� utrzyma� swe znaczenie. I ta droga wyja�nienia jest, jak si�
rzek�o, fa�szywa, lecz przynajmniej wyja�nienie to samo w sobie jest rozumne i da si� psychologicznie
obroni�. �
4.
� Wskaz�wk� ku w � a � c i w e j drodze by�o mi pytanie, co maj� w�a�ciwie ukute przez
rozmaite j�zyki okre�lenia �dobrego� oznacza� pod wzgl�dem etymologicznym: wtedy odkry�em,
�e wszystkie spo�em naprowadzaj� n a t � s a m � p r z e m i a n � p o j � �, �e
12
wsz�dzie �dostojny�, �szlachetny� w stanowem znaczeniu jest podstawowem poj�ciem, z
kt�rego rozwija si� nieodparcie poj�cie �dobry� w znaczeniu duchowo �dostojny�, �szlachetny
�, �dobrze urodzony�, �duchowo uprzywilejowany�. Rozw�j ten biegnie r�wnolegle z
owym drugim, kt�ry poj�cia �pospolity�, �gminny�, �nizki�, przedzierzga ostatecznie w poj�cie
�z�y�. Najwymowniejszym przyk�adem ostatniego jest sam niemiecki wyraz � schlecht�,
kt�ry jest identyczny z � schlicht� � por�wnaj � schlechtweg�, � schlechterdings� � i oznacza�
pierwotnie prostego, pospolitego cz�owieka, jeszcze bez podejrzliwej, ubocznej my�li, poprostu
jako przeciwie�stwo dostojnego. Mniej wi�cej za czas�w wojny trzydziestoletniej, wi�c
do�� p�no, przechodzi to znaczenie w dzi� u�ywane. � W sprawie genealogii moralno�ci
zdaje mi si� to istotnem wnikni�ciem; �e dokonano go dopiero tak p�no, winien temu tamuj�cy
wp�yw, kt�ry wywiera przes�d demokratyczny, zakorzeniony w �wiecie wsp�czesnym
w stosunku do wszystkich zagadnie� rodow�dztwa, I to a� do najefektywniejszej pozornie
dziedziny wiedzy przyrodniczej i psychologii, o czem tylko nadmieniam. Jak� jednak szkod�
przes�d ten, gdy si� rozkie�zna a� do nienawi�ci, wyrz�dzi� mo�e szczeg�lnie moralno�ci i
historyi, okazuje os�awiona sprawa Buckla; p l e b e i z m ducha wsp�czesnego, kt�ry jest
pochodzenia angielskiego, wybuchn�� znowu na swej rodzimej ziemi, gwa�townie jak wulkan
b�otny i z ow� przesolon� wrzaskliw� wymow� prostack�, z jak� wszystkie dot�d przemawia�y
wulkany. �
5.
Co do n a s z e g o problematu, kt�ry z powod�w s�usznych c i c h y m problematem nazwany
by� mo�e i wybrednie ku nielicznym jeno zwraca si� uszom, nie b�dzie rzecz� ma�ej
wagi stwierdzi�, �e cz�stokro� jeszcze w s�owach i �r�d�os�owach, oznaczaj�cych �dobry�,
prze�wieca ten rys g��wny, po kt�rym dostojni poczuwali si� w�a�nie lud�mi wy�szego rz�du.
Wprawdzie zw� siebie mo�e w najcz�stszych wypadkach poprostu wedle swej wy�szo�ci pod
wzgl�dem mocy (�mo�now�adcami�, �panami�, �rozkazodawcami�) lub wedle najwidoczniejszych
oznak tej wy�szo�ci, naprzyk�ad �bogatymi�, �posiadaj�cymi� (takie znaczenie ma
wyraz a r y a; odpowiednio te� w era�skim i s�owia�skim). Lecz tak�e wedle t y p o w e g o
r y s u c h a r a k t e r u; i ten to wypadek tu nas obchodzi. Nazywaj� si� naprzyk�ad �prawdom�wnymi
�; naprz�d szlachta grecka, kt�rej wyrazem jest megaryjski poeta Theognis.
Ukuty na to wyraz oznacza wedle �r�d�os�owu tego, kt�ry j e s t, kt�ry posiada rzeczywisto��,
kt�ry jest naprawd�, kt�ry jest prawdziwy i potem przez zwrot subjektywny, prawdziwego
jako prawdom�wnego. W tej fazie przemiany poj�cia staje si� to s�owo has�em i odzewem
szlachty i przybiera ca�kowicie znaczenie �szlachecki�, dla odgraniczenia od k � a m l
i w e g o pospolitego cz�owieka, jak go pojmuje i przedstawia Theognis, a� ostatecznie s�owo
to, po upadku szlachty, pozostaje i niejako dojrzewa s�odko do okre�lenia duchowej noblesse.
W s�owie jak i (plebejusz w przeciwie�stwie do ) podkre�lona jest tch�rzliwo��:
to mo�e daje wskaz�wk�, w kt�rym kierunku trzeba szuka� etymologicznego pochodzenia,
daj�cego si� r�nie wyk�ada�, . W �acinie malus (obok kt�rego stawiam ) mog�o okre�la�
cz�owieka pospolitego jako ciemnobarwnego, przedewszystkiem jako ciemnow�osego
(� hic niger � est�) jako przedaryjskiego tubylca na ziemi italskiej, kt�ry barw� odcina� si� od
dosz�ych do w�adzy zdobywc�w p�owej, aryjskiei rasy. Przynajmniej j�zyk gaelijski poda� mi
dok�adnie odpowiadaj�cy wypadek � fin (naprzyk�ad w nazwie Fin-Gal}, s�owo odr�niaj�ce
szlacht�, wko�cu znacz�ce dobry, szlachetny, czysty, pierwotnie p�owog�owy, w przeciwstawieniu
do ciemnych, czarnow�osych pramieszka�c�w. Celtowie, m�wi�c nawiasem, byli stanowczo
ras� p�ow�. Nies�uszna jest, je�li si� owe (daj�ce si� zauwa�y� na staranniejszych
mapach etnograficznych Niemiec) pasy istotnie ciemnow�osej ludno�ci wi��e z jakiem� celtyckiem
pochodzeniem i zmieszaniem krwi, jak to jeszcze Virchow czyni: raczej wybija si�
na tych miejscach p r z e d a r y j s k a ludno�� Niemiec. (To samo stosuje si� prawie do ca�ej
13
Europy: w istocie rzeczy rasa podbita wzi�ta tam�e ostatecznie znowu g�r�, w barwie, w
kr�tko�ci czaszki, mo�e nawet w intelektualnych i socyalnych instynktach: kt� nam zar�czy,
czy demokracya nowoczesna i jeszcze nowocze�niejszy anarchizm, a mianowicie owa sk�onno��
do komuny, tej najprymitywniejszej formy spo�ecznej, wsp�lna dzi� wszystkim socyalistom
Europy, nie jest w gruncie rzeczy olbrzymim o d d � w i � k i e m � i czy rasa zdobywc�w,
r a s a p a n � w, to jest Aryjczyk�w, fizyologicznie tak�e nie chyli si� ku upadkowi ?
...) S�dz�, �e mog� �aci�skie bonus wy�o�y� jako �wojownik�: przypu�ciwszy, �e s�usznie
sprowadzam bonus do starszego duonus (por�wnaj bellum = duellum = duen-lum, gdzie,
zdaje mi si�, zawarte owo duonus). Wi�c bonus, jako cz�owiek �yj�cy w sprzeczce, rozdwojeniu
( duo), jako wojownik. Wida�, co w starym Rzymie stanowi�o �dobro� w m�u. Samo
nasze niemieckie � gut�: nie mia�o� oznacza� � den g�ttlichen, m�a rodu boskiego? I by� jednoznaczne
z ludow� (pierwotnie szlacheck�) nazw� Got�w? Uzasadnienia tego domys�u nie
nale�� tutaj. �
6.
W tem prawidle, �e poj�cie polityczne pierwsze�stwa przechodzi zawsze w poj�cie duchowe
pierwsze�stwa, nie stanowi jeszcze wyj�tku (acz do wyj�tk�w daje sposobno��), je�li
najwy�sza kasta jest zarazem kast� k a p � a � s k � i st�d dla wsp�lnego swego okre�lenia
wysuwa na czo�o orzeczenie, przypominaj�ce jej funkcy� kap�a�sk�. Tu przeciwstawiaj� si�
naprzyk�ad po raz pierwszy �czysty� i �nieczysty� jako oznaki stanowe. I tak�e tu dochodzi
p�niej pewne �dobrze� i ��le� ju� nie w znaczeniu stanowem do rozwoju. Wreszcie nale�y
przestrzec by tych poj�� �czysty� i �nieczysty� nie bra� z g�ry zbyt ci�ko, zbyt szeroko lub
zbyt symbolicznie: przeciwnie, ledwie dzi� wyobrazi� sobie mo�na, w jakim stopniu wszystkie
poj�cia dawniejszej ludzko�ci rozumiano pocz�tkowo z gruba, niezgrabnie, zewn�trznie,
ciasno, w�a�nie i szczeg�lnie n i e s y m b o l i c z n i e. �Czysty� jest to zrazu jedynie cz�owiek,
kt�ry si� myje, wyrzeka si� pewnych potraw, powoduj�cych choroby sk�rne, kt�ry nie
sypia z brudnemi kobietami z mot�ochu, kt�ry ma odraz� do krwi, � nic wi�cej, nie wiele wi�cej!
Z drugiej oczywi�cie strony z ca�ego ustroju zasadniczo kap�a�skiej arystokracyi jasno
wynika, dlaczego tu w�a�nie przeciwie�stwa ocen tak wcze�nie pog��bi� i zaostrzy� si� zdo�a�y
w spos�b tak niebezpieczny; i rzeczywi�cie ostatecznie rozwar�y one mi�dzy cz�owiekiem
a cz�owiekiem przepa�ci, kt�rych nawet Achilles wolnoduchostwa nie przesadzi bez
grozy. Ju� od pocz�tku jest co� n i e z d r o w e g o w takich arystokracyach kap�a�skich i w
panuj�cych tam, odwr�conych od dzia�ania, po cz�ci w zadumie pogr��onych, po cz�ci
uczuciowo-wybuchowych nawyknieniach, kt�rych nast�pstwem wydaje si� owa, czepiaj�ca
si� nieuchronnie kap�an�w wszystkich czas�w, chorowito�� kiszek i neurastenia. O tem jednak,
co oni sami, jako lekarstwo przeciw chorowito�ci tej wynale�li, � czy� nie mo�na rzec,
�e wko�cu w swych skutkach p�niejszych okaza�o si� stokro� niebezpieczniejszem od choroby,
z kt�rej mia�o wyzwoli�? Nawet ludzko�� odchorowywa jeszcze nast�pstwa tych kap�a�skich
naiwno�ci kuracyjnych! Pomy�lmy naprzyk�ad o pewnych formach dyety (unikanie
mi�sa), o po�cie, o wstrzemi�liwo�ci p�ciowej, o ucieczce �na pustyni� (Weir Miczelowska
izolacya, oczywi�cie bez nast�puj�cego po niej tuczenia i bez przekarmiania, w kt�rych tkwi
najskuteczniejszy antydot przeciw wszelkiej histeryi; idea�u ascetycznego), wliczywszy w to
ca�� wrog� zmys�om, powoduj�c� gnicie i wyrafinowanie metafizyk� kap�an�w, ich samohipnotyzowanie
na spos�b fakira i bramina � braman, u�ywane jako guzik szklany i id�e fixe
� i ostateczny zbyt �atwy do poj�cia og�lny dosyt ze swoj� radykaln� kuracy�, nico�ci� (lub
Bogiem: � po��danie owej unio mystica z Bogiem jest po��daniem buddyst�w, skierowanem
ku nico�ci, nirwanie � i niczem wi�cej!). U kap�an�w staje si� w�a�nie w s z y s t k o niebezpieczniejszem,
nietylko �rodki kuracyjne i sztuki lecznicze, lecz i pycha, zemsta, bystro��,
wybuja�o��, mi�o��, ��dza panowania, cnota, choroba. Istotnie, z pewn� s�uszno�ci� mo�naby
14
te� doda�, �e dopiero na gruncie tej z a s a d n i c z o-n i e b e z p i e c z n e j formy istnienia
cz�owieka, formy kap�a�skiej, sta� si� cz�owiek wog�le z w i e r z � c i e m z a j m u j � c e m,
�e dopiero tu posiad�a dusza ludzka w pewnem wy�szem znaczeniu g � � b i sta�a si� z � a � a
to s� przecie dwie zasadnicze formy dotychczasowej wy�szo�ci cz�owieka nad reszt� zwierz�t!...
7.
� Czytelnik odgad� ju� zapewne, jak �atwo kap�a�ska ocena warto�ci mo�e si� od rycerskoarystokratycznej
odga��zi� i potem dalej rozwija� w jej przeciwie�stwo. W szczeg�lno�ci
bod�cem do tego za ka�dym razem jest, je�li kasta kap�a�ska i wojownicza zazdroszcz� sobie
wzajem i nie chc� si� zgodzi� z sob� na punkcie ceny. Za�o�eniem ocen rycerskoarystokratycznych
jest pot�na cielesno��, kwitn�ce, bogate, nawet przelewne zdrowie, a zarazem
to, co jest warunkiem ich utrzymania, wi�c wojna, przygody, �owy, taniec, igrzyska i
wog�le wszystko, w czem tkwi silna, swobodna, radosna czynno��. Kap�a�sko-dostojna ocena
warto�ci ma � jak widzieli�my � inne warunki: dosy� z�e dla niej, je�li o wojn� chodzi!
Kap�ani s�, jak wiadomo, n a j g o r s z y m i w r o g a m i � czemu� to? Bo s� najbezsilniejsi.
Z niemocy wyrasta w nich zawi�� do potworno�ci niepokoj�cej, do najwy�szej duchowo�ci i
jadowito�ci. W historyi �wiata najbardziej nienawidzili zawsze kap�ani, nienawidzili zarazem
najgienialniej: � wobec ducha zemsty kap�a�skiej wszelki inny duch nie wchodzi wog�le w
rachub�. Dzieje ludzkie by�yby zbyt g�upi� spraw� bez tego ducha, kt�rego w nie tchn�li bezsilni:
� we�my w tej chwili najwi�kszy przyk�ad. Wszystko, co przedsi�brano na ziemi przeciwko
�dostojnym�, �gwa�cicielom�, �panom�, �dzier�ycielom mocy�, nie warto s�owa w
por�wnaniu z tem, co przeciwko nim � y d z i zdzia�ali; �ydzi, ten lud kap�a�ski, kt�ry na
wrogach swoich i gwa�cicielach umia� sobie zdoby� ostatecznie zado��uczynienie tylko przez
radykaln� przemian� ich warto�ci, wi�c przez akt z e m s t y n a j b a r d z i e j d u c h o w e j.
Tak jedynie przysta�o w�a�nie narodowi kap�a�skiemu, narodowi, najbardziej zaczajonej
m�ciwo�ci kap�a�skiej. �ydzi to przeciwko arystokratycznemu zr�wnaniu warto�ci (dobry =
dostojny = mo�ny = pi�kny = szcz�liwy = bogumi�y) odwa�yli si� z przejmuj�c� l�kiem
konsekwency� na przewr�t i z�bami otch�annej nienawi�ci (nienawi�ci bezsilnych) utrzymali
go, mianowicie, �e �n�dzni jedynie s� dobrzy biedni, bezsilni, nizcy s� jedynie dobrzy; cierpi�cy,
niedostatni, chorzy, szkaradni s� jedynie niewinni, jedynie b�ogos�awieni, dla nich tylko
jest zbawienie, � wy za�, dostojni i gwa�ciciele, na wieki wiek�w jeste�cie �li, okrutni,
rozpustni, nienasyceni, bezbo�ni, wy te� na wieki b�dziecie zgubieni, przekl�ci, pot�pieni!�...
Wiadomo, k t o wzi�� w spadku t� �ydowsk� przemian� warto�ci... Co si� tyczy potwornej i
ponad wszelk� miar� fatalnej inicyatywy, kt�r� dali �ydzi tym najbardziej zasadniczym z
wszystkich wyzyw�w wojennych, to przypominam zdanie, kt�re przy innej wypowiedzia�em
sposobno�ci (�Poza dobrem i z�em� str. 126 i nast.), �e mianowicie ze zjawieniem si� �yd�w
zaczyna si� b u n t n i e w o l n i k � w n a p o l u m o r a l n o � c i, �w bunt, kt�ry dwutysi�czne
ma za sob� dzieje i kt�ry dlatego jedynie usun�� si� nam dzi� z przed oczu, bo � zwyci�y�...
8.
� Nie rozumiecie jednak tego? Nie macie oczu na co�, co potrzebowa�o dwuch tysi�coleci,
by odnie�� zwyci�stwo?... Temu nie mo�na si� dziwi�: wszystkie sprawy d � u g o t r w a � e
trudno jest ujrze�, przejrze�. Takie za� jest to zdarzenie: z pnia owego drzewa zemsty i nienawi�ci,
nienawi�ci �ydowskiej, � najwy�szej i najwznio�lejszej, bo idea�y stwarzaj�cej,
warto�ci przemieniaj�cej nienawi�ci, kt�rej podobnej nigdy nie by�o na ziemi � wyros�o co�
r�wnie� bezprzyk�adnego, n o w a m i � o � �, najwy�sza i najwznio�lejsza z wszystkich ro-
15
dzaj�w mi�o�ci: � i z jakiego� innego pnia mog�a te� by�a wyr�� ?... Nie przypuszczajcie
jednak, jakoby wyros�a w�a�nie jako jakie� zaprzeczenie owego pragnienia zemsty, jako przeciwie�stwo
nienawi�ci �ydowskiej! Nie, przeciwnie! Ta mi�o�� wyros�a z niej, jako jej korona,
jako tryumfuj�ca, w najczystszej ja�ni i pe�ni s�onecznej szeroko, coraz szerzej rozwijaj�ca
si� korona, kt�ra w kr�lestwie �wiat�a i wy�y z t� sam� si�� par�a ku celom nienawi�ci, ku
zwyci�stwu, zdobyczy, uwodzeniu, z jak� korzenie owej nienawi�ci zatapia�y si� coraz otch�anniej,
coraz zach�anniej we wszystko, co mia�o g��b i by�o z�e. Ten Jezus z Nazaretu, jako
wcielona Ewangielia mi�o�ci, ten �Zbawiciel�, przynosz�cy biednym, chorym, grzesznikom
b�ogobyt i zwyci�stwo � nie by��e on w�a�nie uwiedzeniem w najbardziej niepokoj�cej i nieodpartej
formie, uwiedzeniem i drog� okr�n� � w�a�nie ku owym � y d o w s k i m warto�ciom
i nowinkom idea�u? Czy� nie na tej w�a�nie okr�nej drodze tego �Zbawiciela�, tego
pozornego przeciwnika i rozprz�yciela swego, o s i � g n � � Izrael najwy�szy cel swej
wznios�ej m�ciwo�ci? Czy� nie nale�y do tajemnych czarnych kunszt�w prawdziwie wielkiej
polityki zemsty, dalekowidz�cej, podziemnej, zwolna si�gaj�cej, wyrachowanej zemsty, to, �e
sam Izrael musia� si� zaprze� przed ca�ym �wiatem w�a�ciwego narz�dzia swej zemsty, jak
czego� �miertelnie wrogiego, i przybi� do krzy�a, a�eby ��wiat ca�y�, mianowicie wszyscy
przeciwnicy Izraela, na t� w�a�nie przyn�t� bezmy�lnie z�apa� si� mogli? A z drugiej strony,
czy�by wog�le mo�na z g��bi ca�ego wyrafinowania ducha wymy�li� j e s z c z e n i e b e z p
i e c z n i e j s z � p r z y n � t �? Co�, coby wabi�c�, og�uszaj�c�, osza�amiaj�c�, niszcz�c�
moc� dor�wna� mog�o temu symbolowi ��wi�tego krzy�a�, temu przejmuj�cemu groz� paradoksowi
�Boga na krzy�u�, temu misteryum niedaj�cego si� pomy�le�, najskrajniejszego
ostatecznego okrucie�stwa i samoukrzy�owania Boga d l a z b a w i e n i a c z � o w i e k
a?... Pewnem jest conajmniej, �e sub hoc signo Izrael odnosi� dot�d ci�gle zemst� swoj� i
przemian� wszystkich warto�ci tryumf nad wszystkimi innymi idea�ami, nad wszystkimi idea�ami
d o s t o j n i e j s z y m i. �
9.
� �Lecz poc� tu m�wi� jeszcze o d o s t o j n i e j s z y c h idea�ach! Trzymajmy� si�
fakt�w: zwyci�y� lud � czyli �niewolnicy�, czyli �mot�och�, czyli �stado� lub jak wam si�
wreszcie nazwa� podoba. Skoro przez �yd�w to si� dokona�o, dobrze! �aden tedy lud nie
mia� bardziej wszechdziejowej misyi. �Panowie� str�ceni; moralno�� cz�owieka pospolitego
zwyci�y�a. Mo�na zwyci�stwo to uwa�a� za zatrucie krwi (pomiesza�o z sob� wszystkie rasy)
� nie sprzeciwiam si�; niew�tpliwie jednak zatrucie to u d a � o s i �. �Wybawienie� rodzaju
ludzkiego (mianowicie od �pan�w�) jest na najlepszej drodze; wszystko w oczach �ydzieje,
lub chrze�cijanieje, lub gminnieje (c� zale�y na s�owach!). Post�p tej trucizny skro�
ca�e cia�o ludzko�ci zda si� niepowstrzymanym, jego tempo i krok mog� nawet teraz stawa�
si� coraz wolniejsze, delikatniejsze, cichsze, uwa�niejsze � wszak czasu do��... Czy ko�cio�owi
na drodze tego celu przypada dzi� jeszcze jakie k o n i e c z n e zadanie, wog�le jeszcze
jakie prawo do istnienia. Czyby te� mo�na obej�� si� bez niego? Quaeritur. Zdaje si�, �e hamuje
on raczej i wstrzymuje �w post�p, miast go przy�piesza�? Ot�, w�a�nie w tem mog�aby
by� jego po�yteczno��... Zapewne, jest on w�a�nie czem� grubem i chamskiem, co sprzeciwia
si� wytworniejszej inteligencyi, prawdziwie wsp�czesnemu smakowi. Czy�by nie powinien
si� przynajmniej nieco wyrafinowa� ?... Odpycha dzi� raczej, ni� uwodzi... Kt�by z nas by�
duchem wolnym, gdyby nie by�o ko�cio�a? Mamy odraz� do ko�cio�a, nie do trucizny... Pomin�wszy
ko�ci�, lubimy i my trucizn�...� � Oto do mej przemowy epilog �ducha wolnego�,
zacnego zwierz�cia, jak to dostatecznie okaza�, ponadto demokraty; przys�uchiwa� mi si� dot�d
i nie m�g� wytrzyma�, �em milcza�. Ja bowiem mam w tem miejscu wiele do przemilczenia.
�
16
10.
� Bunt niewolnik�w na polu moralno�ci, zaczyna si� tem, �e ressentiment samo tw�rczem
si� staje i p�odzi warto�ci: ressentiment takich istot, kt�rym w�a�ciwa reakcya, reakcya czynu,
jest wzbroniona i kt�re wynagradzaj� j� sobie tylko zemst� w imaginacyi. Podczas gdy
wszelka moralno�� dostojna wyrasta z tryumfuj�cego potwierdzenia siebie samej, moralno��
niewolnika m�wi z g�ry �nie� wszystkiemu, co �poza nim�, co �inne�, co nie jest �nim samym
�: i to �nie� jest jej czynem tw�rczym. To odwr�cenie ustanawiaj�cego warto�ci spojrzenia
� ten k o n i e c z n y kierunek na zewn�trz, miast wstecz ku samemu sobie � jest w�a�nie
w�a�ciwe uczuciu ressentiment. Moralno�� niewolnik�w, by powsta�, potrzebuje najpierw
zawsze �wiata przeciwnego i zewn�trznego, potrzebuje, m�wi�c fizyologicznie, podniet
zewn�trznych, by wog�le dzia�a�, � jej akcya jest z gruntu reakcy�. Przeciwnie dzieje si� z
dostojn� ocen� warto�ci: dzia�a ona i ro�nie spontanicznie, wynachodzi jeno swoje przeciwie�stwo,
by siebie z tem wi�ksz� wdzi�czno�ci�; tem rado�niej potwierdzi�, � jej negatywne
poj�cie �nizki�, �pospolity�, �z�y� jest tylko p�niej zrodzonym, bladym, kontrastowym obrazem
w stosunku do jej pozytywnego, na wskro� �yciem i nami�tno�ci� przepojonego, zasadniczego
poj�cia �my dostojni, my dobrzy, my pi�kni, my szcz�liwi!� Je�li dostojna ocena
warto�ci targnie si� i zgrzeszy przeciw rzeczywisto�ci, to dzieje si� to w stosunku do sfery,
kt�ra nie jest jej dostatecznie znana, owszem przeciw kt�rej prawdziwemu poznaniu broni si�
ona ostro: nie rozumie w danym razie pogardzanej przez siebie sfery, sfery pospolitego cz�owieka,
nizkiego gminu; z drugiej strony nale�y rozwa�y�, �e w ka�dym razie uczucie pogardy,
spogl�dania w d�, spogl�dania z g�ry, zgodziwszy si� nawet na to, �e f a � s z u j e obraz
pogardzanego, dalekiem pozostanie od fa�szerstwa, kt�rego zepchni�ta nienawi��, zemsta
bezsilnego dopuszcza si� � oczywi�cie in effigie � wzgl�dem swego przeciwnika. W rzeczy
samej miesza si� do pogardy zbyt wiele niedba�o�ci, zbyt wiele lekcewa�enia, zbyt wiele odwracania
oczu i zniecierpliwienia, nawet zbyt wiele w�asnego uradowania, by zdolna by�a
przemieni� sw�j przedmiot w istotn� karykatur� i potwora. Nale�y ws�ucha� si� w przychylne
prawie odcienie, wk�adane naprzyk�ad przez szlacht� greck� w wszystkie s�owa, kt�remi odr�nia
od siebie mot�och, jak si� w nie miesza ustawicznie i jak ocukrza je pewien rodzaj po�a�owania,
wzgl�dno�ci, wyrozumia�o�ci, a� wko�cu prawie wszystkie s�owa, pospolitemu
przypadaj�ce cz�owiekowi, pozosta�y ostatecznie jako wyrazy na �nieszcz�liwy�, �po�a�owania
godny� (por�wnaj , dwa ostatnie okre�laj� w�a�ciwie cz�owieka pospolitego,
jako roboczego niewolnika i zwierz� juczne) � i jak z drugiej strony �z�y�, �nizki�, �nieszcz�liwy
� nigdy nie przesta�y dla ucha greckiego brzmie� w tonie, w kt�rego barwie przewa�a
�nieszcz�liwy�. Jest to dziedzictwo starej, szlachetniejszej, arystokratycznej oceny
warto�ci, kt�ra i w pogardzie nie sprzeniewierzy�a si� sobie (� filologom niechaj przypomniane
b�dzie, w jakiem znaczeniu u�ywane s� ). �Dobrze urodzeni� czuli si� w�a�nie
�szcz�liwymi�; nie musieli dopiero przez spojrzenie, skierowane na wrog�w swych, konstruowa�
sztucznie swojego szcz�cia, w danym razie wmawia�, w k �am y w a � (jak to
wszyscy ludzie opanowani przez ressentiment czyni� zwykli); i umieli r�wnie�, jako zupe�ni,
si�� uposa�eni, przeto z k o n i e c z n o � c i czynni ludzie, nie oddziela� dzia�ania od szcz�cia,
� by� czynnym wliczaj� z konieczno�ci do szcz�cia (sk�d sw�j pocz�tek wywodzi)
�wszystko to w zupe�nem przeciwie�stwie do �szcz�cia� na szczeblu bezsilnych,
uciskanych, owych od jadowitych i nieprzyjaznych uczu� ropiej�cych ludzi, u kt�rych wyst�puje
ono zasadniczo jako narkoza, og�uszenie, spoczynek, pok�j, �sabat�, odprz�enie umys�u
i wyci�gni�cie cz�onk�w, s�owem b i e r n i e. Podczas gdy cz�owiek dostojny �yje ufnie i
otwarcie przed samym sob� ( �szlachetnie urodzony� podkre�la nuance �szczery� a r�wnie�
i �naiwny�), to cz�owiek opanowany przez ressentiment nie jest ani szczery, ani naiwny,
ani z samym sob� uczciwy i otwarty. Jego dusza z e z u j e; duch jego kocha sch�wki, kryjome
dr�ki i wrota od ty�u; wszystko, co skryte, ma powab dla niego, jako j e g o �wiat, j e g o
17
pewno��, j e g o uciecha; zna si� on na milczeniu, na niezapominaniu, na czekaniu, na tymczasowem
zmniejszaniu si� i upokarzaniu. Rasa takich, opanowanych przez ressentiment ludzi
stanie si� wko�cu z konieczno�ci r o z t r o p n i e j s z a, ni� jakakolwiek inna rasa dostojna,
b�dzie te� czci� roztropno�� w zgo�a innej mierze: mianowicie jako pierwszorz�dny warunek
istnienia, podczas gdy w ludziach dostojnych ma roztropno�� lekk�, wykwintn� przymieszk�
zbytku i wyrafinowania: � jest ona bowiem w nich daleko mniej zasadnicza, ni� doskona�a
pewno�� funkcyi reguluj�cych instynkt�w n i e � w i a d o m y c h lub nawet pewna
nieroztropno��, pewne dzielne gnanie na o�lep czy to ku niebezpiecze�stwu, czy to na wroga,
lub owa marzycielska nag�o�� gniewu, mi�o�ci, czci, wdzi�czno�ci i zemsty, po kt�rych
wszelkiego czasu poznawa�y si� dusze dostojne. Nawet ressentiment dostojnego cz�owieka,
je�li si� pojawia w nim, spe�nia si� i wyczerpuje w natychmiastowej reakcyi, dlatego nie z a t
r u w a: z drugiej strony nie wyst�puje ono wcale w niezliczonych wypadkach, w kt�rych nieuniknione
jest u wszystkich s�abych i bezsilnych. Nie m�c zbyt d�ugo pami�ta� swoich wrog�w,
swoich przykro�ci, nawet swoich z � o c z y n � w � to oznaka silnych pe�nych natur, w
kt�rych jest nadwy�ka plastycznej, kszta�tuj�cej, goj�cej i zapomnieniem darz�cej si�y (dobrym
tego przyk�adem z nowoczesnego �wiata jest Mirabeau, kt�remu si� nie trzyma�y pami�ci
�adne wyrz�dzane mu obelgi i pod�o�ci, i kt�ry dlatego tylko nie m�g� przebacza�, bo �
zapomina�). Taki cz�owiek w�a�nie otrz�sa z siebie jednym podrzutem wiele robactwa, kt�re
si� w innych w�era i w nim jedynie jest mo�liwa � przypu�ciwszy, �e jest wog�le na ziemi
mo�liwa � w�a�ciwa �m i � o � � dla swoich wrog�w�. Ile� ju� czci dla swego wroga ma
cz�owiek dostojny! � a taka cze�� jest ju� mostem do mi�o�ci... On pragnie przecie wroga
swego dla siebie, jako swego odznaczenia, on nie zniesie przecie �adnego innego wroga, tylko
takiego, w kt�rym niema nic do pogardzania, a b a r d z o w i e l e do czczenia! Natomiast
przedstawcie sobie �wroga�, jak go pojmuje cz�owiek opanowany przez ressentiment, �
i w tem w�a�nie jest jego czyn, jego tw�rczo��: powzi�� on koncepcy� �z�ego wroga�, �z � e g
o�, i to jako zasadnicze poj�cie, z kt�rego, jako odbicie i przeciwie�stwo, wymy�li sobie �dobrego
� � samego siebie!...
11.
Zgo�a wi�c przeciwnie, ni� u dostojnego, kt�ry koncypuje zasadnicze poj�cie �dobry� naprz�d
i spontanicznie, mianowicie z samego siebie i st�d dopiero stwarza sobie wyobra�enie
�lichy�! To �lichy� pochodzenia dostojnego i owo �z�y� z kot�a nienasyconej nienawi�ci �
pierwsze jako tw�r p�niejszy, przystawka, barwa dope�niaj�ca, drugie natomiast jako orygina�,
pocz�tek, w�a�ciwy c z y n w poj�ciu moralno�ci niewolniczej � jak�e r�ne s� te oba,
pozornie temu samemu poj�ciu �dobry� przeciwstawione s�owa �lichy� { schlecht) i �z�y�
( b�se) Lecz to n i e jest to samo poj�cie �dobry�: raczej zapyta� przecie nale�y, k t o jest w�a�ciwie
�z�y� w znaczeniu moralno�ci, opanowanej przez ressentiment. Naj�ci�lejsza odpowied�:
w � a � n i e �dobry�, przeciwnej moralno�ci, w�a�nie dostojny, mo�ny, w�adn�cy, tylko
przebarwiony, przeinaczony, nawywr�t widziany jadowitem okiem, kt�rem patrzy ressentiment.
Tutaj jednemu bynajmniej nie chcemy przeczy�: kto tych �dobrych� pozna� tylko jako
wrog�w, pozna� te� tylko z � y c h w r o g � w. Ci sami ludzie, kt�rzy dzi�ki obyczajowi,
czci, zwyczajowi, wdzi�czno�ci, a bardziej jeszcze przez wzajemne stra�owanie si� i zazdro��
inter pares tak surowo trzymaj� si� w karbach i kt�rzy z drugiej strony w stosunku do siebie
okazuj� si� tak wynalazczymi na punkcie wzgl�dno�ci, panowania nad sob�, delikatno�ci,
wierno�ci, dumy i przyja�ni, � ci sami s� nazewn�trz, tam, gdzie si� zaczyna co obce, o b c z
y z n a, nie wiele lepsi, ni� wypuszczone drapie�ce. Tam u�ywaj� zwolnienia od wszelkiego
przymusu spo�ecznego, w puszczy wynagradzaj� sobie napi�cie, spowodowane d�ugiem zamkni�ciem
i uj�ciem w p�oty pokoju, p o w r a c a j � ku niewinno�ci sumienia drapie�c�w,
jako radosne potwory, kt�re mo�e po okropnym szeregu mord�w, podpale�, zgwa�ce� i zn�-
18
ca� si� odchodz� z junactwem i r�wnowag� duchow�, jakby spe�nili jeno psot� uczniack�, w
przekonaniu, �e poeci zn�w na d�ugo b�d� mieli co opiewa� i s�awi�. Na dnie wszystkich tych
ras dostojnych nie nale�y przeocza� drapie�cy, tej wspanialej, za zdobycz� i zwyci�stwem
lubie�nie w�sz�cej, p � o w e j b e s t y i; dla tego ukrytego pod�o�a potrzeba co pewien czas
wy�adowania, zwierz� musi na wierzch si� wydoby�, musi zn�w wr�ci� do puszczy: �
szlachta rzymska, arabska, germa�ska, japo�ska, bohaterowie homeryczni, skandynawscy
wikingowie � wszyscy jednako czuli t� potrzeb�. W�a�nie rasy dostojne pozostawi�y poj�cie
�barbarzy�cy� na wszystkich �ladach swojego pochodu; jeszcze najwy�sza ich kultura zdradza
�wiadomo�� tego i nawet dum� (naprzyk�ad, gdy Perykles m�wi Ate�czykom, w owej
s�awnej mowie pogrzebowej, �ku wszystkim l�dom i morzom utorowa�a sobie drog� �mia�o��
nasza, wznosz�c sobie wsz�dzie nieprzemijaj�ce pomniki dobrego i z � e g o�). Ta ��mia�o��
ras dostojnych, szalona, niedorzeczna, nag�a w swym wyjawie, ta nieobliczalno��, nawet nieprawdopodobie�stwo
jej przedsi�wzi�� � Perykles podnosi i k�adzie nacisk na Ate�czyk�w
� oboj�tn