351

Szczegóły
Tytuł 351
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

351 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 351 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

351 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ursula K. Le Guin Tehanu Ostatnia ksi�ga Ziemiomorza Prze�o�y�: Robert Jawie� PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1991 Tytu� orygina�u: Tehanu. The Last Book ofEarthsea Redaktor: Ewa Penksyk Ilustracja: Marcin Konczakowski Copyright 1990 by Inter-Vivos Trust for the Le Guin Children Ali Rights Reserved Copyright for the Polish edition by PHANTOM PRESS INTERNATIONAL GDA�SK 1991 Printed and bound in Great Britain Wydanie I ISBN 83-85432-18-3 * * * Tylko w milczeniu s�owo, tylko w ciemno�ci �wiat�o, tylko w umieraniu �ycie: na pustym niebie jasny lot soko�a. Pie�� o Stworzeniu Ea (prze�o�y� Stanis�aw Bara�czak) 1. CO� Z�EGO Po �mierci Rolnika Flinta z Doliny �rodkowej, wdowa po nim pozosta�a sama na gospodarstwie. Jej syn wyruszy� na morze, a c�rka po�lubi�a kupca z Yalmouth i oboje rzadko bywali na D�bowej Farmie. M�wiono o tej kobiecie, �e by�a kim� wa�nym w dalekim kraju, z kt�rego pochodzi�a. Mag Ogion odwiedza� j� cz�sto, ale to akurat nie dowodzi�o niczego, poniewa� Ogion odwiedza� niemal wszystkich. Nosi�a obco brzmi�ce imi�, ale Flint m�wi� do niej Goha - tak na wyspie Gont nazywaj� niewielkiego, bia�ego paj�ka. Imi� to pasowa�o do niej, poniewa� by�a drobnej budowy, mia�a bia�� sk�r� i doskonale prz�d�a kozi� we�n� i owcze runo. Po m�u odziedziczy�a stado owiec, ziemi�, na kt�rej si� pas�y, cztery pola, sad grusz, dwie chaty dzier�awc�w i stary kamienny dom pod d�bami. Na terenie jej niewielkiej posiad�o�ci znajdowa� si� te� cmentarz, gdzie pochowano Flinta. - Zawsze mieszka�am w�r�d grob�w - m�wi�a do swojej c�rki. - Matko, prosz�, zamieszkaj z nami w mie�cie! - nalega�a Apple. - Mo�e p�niej, kiedy przyjd� na �wiat dzieci i b�dziecie potrzebowali kogo� do pomocy - odpowiedzia�a, przygl�daj�c si� z przyjemno�ci� szarookiej c�rce. - Ale nie teraz. Dobrze wam beze mnie, a ja nie chc� st�d odchodzi�. Zamkn�a drzwi i stan�a po�rodku kuchni. Zapada� zmierzch, a ona przypomina�a sobie m�a, jak st�paj�c po kamiennych p�ytach posadzki podchodzi� do lampy, krzesa� iskr� i po chwili kr�g �wiat�a roztacza� si� powoli, coraz szerzej i szerzej. - Przywyk�am ju� do mieszkania w cichym domu - pomy�la�a zapalaj�c lamp�. Pewnego upalnego popo�udnia stara przyjaci�ka wdowy, Lark - co znaczy skowronek - przybieg�a z wioski zakurzon� drog�. - Goha - zawo�a�a z daleka, widz�c kobiet� piel�c� grz�dk� fasoli. - Goha, zdarzy�o si� co� z�ego. Co� bardzo z�ego. Czy mo�esz przyj��? - Tak - odrzek�a wdowa. - A c� takiego si� sta�o? Lark nie mog�a z�apa� tchu. By�a niem�od� i t�gaw� kobiet�, do kt�rej dawne imi� zupe�nie ju� nie pasowa�o. Kiedy�, w m�odo�ci - wbrew opinii wszystkich wie�niak�w - okaza�a swoj� przyja�� bia�ej kargijskiej wied�mie, kt�r� Flint sprowadzi� do domu. Odt�d ju� zawsze by�y przyjaci�kami. - Poparzone (kiecko - oznajmi�a w ko�cu Lark. - Czyje? - W��cz�g�w. Goha posz�a zamkn�� bram� zagrody i obie kobiety ruszy�y w stron� wsi. Lark ca�� drog� m�wi�a. Posapywa�a ci�ko i co chwil� ociera�a twarz, do kt�rej przylepia�y si� wiruj�ce w powietrzu py�ki traw, obficie porastaj�cych pobocze drogi. - Obozowali na ��kach nad rzek�, przez ca�y miesi�c. M�czyzna, kt�ry podawa� si� za druciarza, jaka� kobieta i jeszcze jeden m�czyzna, m�odszy. Wiesz, pe�no si� teraz w��czy takich band, mniejszych lub wi�kszych. Trzeba dobrze zamyka� drzwi i radz� ci, �eby� to robi�a. Ci tutaj te� wygl�dali nieszczeg�lnie. �adne z nich nie pracowa�o. Kradn�, �ebrz� albo �yj� kosztem tej kobiety. Ch�opcy znad rzeki p�acili jej �ywno�ci�. By�am w�a�nie na podw�rzu, kiedy przyszed� ten m�ody m�czyzna. Powiedzia�, �e dziecko jest chore. W�a�ciwie wcze�niej nie zdawa�am sobie sprawy, �e jest jeszcze z nimi dziecko. Zawsze jako� wymyka�o si� z pola widzenia. No wi�c pytam, czy ono ma gor�czk�, a ten typ m�wi: "Poparzy�a si� rozpalaj�c ogie�". Zanim zd��y�em przygotowa� si� do wyj�cia, on znikn��. Posz�am nad rzek�, ale tam te� ju� nikogo nie by�o. Ani tych ludzi, ani ich rzeczy. Tli�o si� jeszcze ognisko, a tu� przy nim le�a�a... Lark zamilk�a na chwil�. Patrzy�a wprost przed siebie, nie na Goh�. - Nie przykryli jej nawet kocem - powiedzia�a w ko�cu. Ruszy�a wielkimi krokami. - Zosta�a wepchni�ta do p�on�cego ogniska - doda�a. Prze�yka�a �zy i �ciera�a lepkie nasiona ze swej rozgrzanej twarzy. - Mo�na by pomy�le�, �e sama wpad�a, ale gdyby by�a przytomna, pr�bowa�aby si� ratowa�. Pewnie j� bili, pomy�leli, �e umar�a i chcieli ukry� to, co zrobili, wi�c... Zn�w si� zatrzyma�a, a po chwili ruszy�a. - Mo�e to nie on. Mo�e on j� wyci�gn��. Ostatecznie przyszed� po pomoc dla niej. Musia� by� ojcem. Nie wiem. To nie ma znacze-8 nia. Kto ma wiedzie�? Kto ma si� troszczy� o to dziecko? Dlaczego robimy to, co robimy? - Czy b�dzie �y�a? - zapyta�a Goha niskim g�osem. - Mog�aby - odrzek�a Lark. - Mog�aby �mia�o �y�. Po chwili doda�a: - Nie wiem, dlaczego musia�am przyj�� do ciebie. Jest tam Ivy. Nic ju� nie mo�na zrobi�. - Mog�abym pojecha� do Yalmouth, po Beecha. - On te� nic nie poradzi. To jest poza... poza zasi�giem naszej pomocy. Ogrza�am j�. Ivy poda�a jej wywar leczniczy i u�pi�a j� zakl�ciem snu. Zanios�am j� do domu. Musi mie� sze�� czy siedem lat, a nie wa�y nawet tyle, co dwuletnie dziecko. Ca�y czas jest nieprzytomna. I tak dziwnie oddycha. Wiem, �e nie mo�esz w niczym pom�c, ale potrzebowa�am ci�. - Chc� tam p�j�� - rzek�a Goha. Ale przed wej�ciem do chaty na chwil� wstrzyma�a oddech. Dzieci wys�ano na dw�r, w domu panowa�a cisza. Dziewczynka le�a�a nieprzytomna w ��ku Lark. Wiejska czarownica, Ivy posmarowa�a mniejsze oparzenia ma�ci� z li�ci oczaru i "lekarstwa -na-wszystko". Nie dotyka�a prawej strony twarzy i g�owy oraz prawej r�ki, kt�re by�y zw�glone do ko�ci. Nakre�li�a nad ��kiem run Pirr i na tym poprzesta�a. - Czy mo�esz co� zrobi�? - zapyta�a szeptem Lark. Goha sta�a patrz�c na poparzone dziecko. Potrz�sn�a g�ow�, - Nauczy�a� si� sztuki uzdrawiania na szczycie g�ry, prawda? -B�l, wstyd i w�ciek�o�� przemawia�y przez Lark, �ebrz�c� o pomoc. - Nawet Ogion nie potrafi�by jej uzdrowi� - rzek�a wdowa. Lark odwr�ci�a si� i zap�aka�a. Goha obj�a j� i pog�aska�a po siwych w�osach. Czarownica Ivy nadesz�a z kuchni, posy�aj�c w stron� Gohy gniewne spojrzenie. Mimo, �e wdowa nie rzuca�a urok�w i nie u�ywa�a zakl��, m�wiono, �e kiedy po raz pierwszy przyby�a na wysp� Gont, mieszka�a w Re Albi jako wychowanka maga i �e zna�a Arcymaga z Roke. Bez w�tpienia w�ada�a obcymi i tajemniczymi mocami. Zazdrosna ojej przywileje czarownica podesz�a do ��ka i zacz�a si� przy nim krz�ta�. W ma�ej miseczce uformowa�a kopczyk z zi� i wstawi�a to do ognia. Cuchn�cy dym zmusi� dziewczynk� do kaszlu. Przebudzi�a si�. Le�a�a teraz oddychaj�c z trudem, a jej zmaltretowanym cia�kiem wstrz�sa�y konwulsje. Zdrowym okiem spojrza�a na Goh�. Ta podesz�a, uj�a lew� d�o� dziecka i powiedzia�a w swojej rodzimej mowie: - S�u�y�am im i odesz�am od nich. Ale nie pozwol�, by zabrali ciebie. Dziecko patrzy�o przed siebie i z trudem pr�bowa�o oddycha�. 2. W DRODZE DO GNIAZDA SOKO�A Ponad rok p�niej, kiedy po D�ugim Ta�cu noce sta�y si� kr�tkie, a dni upalne, drog� wiod�c� do Doliny �rodkowej nadszed� pos�aniec, rozpytuj�cy o wdow� imieniem Goha. Ludzie z wioski wskazali mu �cie�k� i p�nym popo�udniem dotar� na D�bow� Farm�. By� to m�czyzna o ostrych rysach i bystrych oczach. Spojrza� na Goh�, potem na owce w zagrodzie i powiedzia�: - �adne jagni�ta. Mag z Re Albi posy�a po ciebie. - Wys�a� ciebie? - zapyta�a Goha tonem pe�nym niedowierzania i rozbawienia. Kiedy Ogion jej potrzebowa�, potrafi� znale�� lepszych pos�a�c�w - or�a lub tylko g�os wymawiaj�cy jej imi�. M�czyzna skin�� g�ow�. - Jest chory - oznajmi�. - Czy chcia�aby� sprzeda� kt�re� z jagni�t? - Mog�abym. Porozmawiaj z pasterzem, je�li chcesz. Jest tam, przy p�ocie. Czy masz ochot� na kolacj�? Mo�esz zosta� tu na noc, ale ja ruszam w drog�. - Dzi� wieczorem? Tym razem w jej lekko pogardliwym spojrzeniu nie by�o rozbawienia. - Nie b�d� czeka� z za�o�onymi r�kami - odpar�a. Przez chwil� rozmawia�a ze starym pasterzem imieniem Clearbrook, a potem odwr�ci�a si� i posz�a w stron� domu. Pos�aniec pod��y� za ni�. Weszli do kuchni. Na widok go�cia dziewczynka, kt�rej si� przygl�da�, szybko odwr�ci�a wzrok od podawanego jej mleka, chleba, sera i zielonej cebuli. Odesz�a nie m�wi�c ani s�owa. Wkr�tce przygotowa�y si� do podr�y, zabieraj�c jedynie lekkie sk�rzane tobo�ki. Pos�aniec wyszed� za nimi i wdowa zamkn�a dok�adnie drzwi. Wyruszyli razem, on - w interesach, gdy� rol� pos�a�ca pe�ni� przy okazji. W�a�ciwym celem jego podr�y by� zakup hodowlanego tryka dla w�adcy Re Albi. Kobieta i dziewczynka po�egna�y m�czyzn� na rozwidleniu dr�g. On poszed� w stron� wioski, a one na p�noc i potem na zach�d podn�em G�ry Gont. 11 Sz�y, dop�ki nie zapad� d�ugi letni zmierzch. Opu�ci�y wtedy w�ski trakt i rozbi�y ob�z w dolinie nad potokiem, kt�ry p�yn�� bystro i cicho, odbijaj�c blade wieczorne niebo pomi�dzy zaro�lami kar�owatych wierzb. Goha urz�dzi�a legowisko z suchej trawy i li�ci wierzby, umie�ci�a na nim dziecko i owin�a je kocem. - Teraz - rzek�a - jeste� kokonem. Rankiem wyjdziesz z niego i b�dziesz motylem. Nie rozpala�a ognia. Le�a�a w swoim schronieniu obok dziecka, przygl�da�a si� gwiazdom i s�ucha�a tego, co szepta� strumie�. Wkr�tce zasn�a. Kiedy obudzi�y si� w porannym ch�odzie przed �witem, Goha rozpali�a niewielkie ognisko i podgrza�a misk� wody, aby przygotowa� owsiany kleik dla dziecka i siebie. Ma�y, dr��cy motylek wyszed� ze swego kokonu. Goha och�odzi�a misk� w pokrytej ros� trawie tak, aby dziecko mog�o j� utrzyma� i pi� z niej. Wsch�d ja�nia� ponad wysok�, ciemn� kraw�dzi� g�ry, kiedy wyruszy�y w dalsz� drog�. Przez ca�y dzie� sz�y wolno, bowiem dziecko by�o bardzo s�abe. Kobieta nie by�a w stanie nie�� dziewczynki, ale uprzyjemnia�a jej drog� opowiadaj�c historie. - Odwiedzimy pewnego cz�owieka, starca zwanego Ogionem -zacz�a. Z trudem pokonywa�y w�sk� �cie�k�, wij�c� si� w g�r� poprzez lasy. - Jest m�drcem i czarodziejem. Czy wiesz, kto to jest czarodziej, Therru? Je�li dziewczynka mia�a kiedy� inne imi�, nie zna�a go albo nie chcia�a go zdradzi�. Goha nazywa�a j� Therru. Dziecko potrz�sn�o g�ow�. - No c�, w�a�ciwie ja te� nie wiem - powiedzia�a kobieta. - Ale wiem, co oni potrafi� zrobi�. Kiedy by�am m�oda, starsza od ciebie, ale m�oda, Ogion by� moim ojcem tak samo, jak teraz ja jestem twoj� matk�. Opiekowa� si� mn� i stara� si� nauczy� mnie tego, co powinnam wiedzie�. Zostawa� ze mn� nawet wtedy, kiedy wola� by� sam. Lubi� w�drowa� po drogach, po lasach i dzikich zak�tkach. Przemierzy� t� g�r� wzd�u� i wszerz, przygl�daj�c si�, s�uchaj�c. Zawsze s�ucha�, wi�c zwano go Milcz�cym. Ze mn� jednak rozmawia�. Opowiada� mi historie. Nie tylko te wspania�e opowie�ci, kt�re poznaje ka�dy, o bohaterach, kr�lach i rzeczach, jakie zdarzy�y si� dawno temu i daleko st�d, lecz historie, kt�re zna� tyl-12 ko on. - Przez chwil� sz�a w milczeniu. - Opowiem ci teraz jedn� z tych historii: Jedn� z rzeczy, kt�re potrafi� czyni� czarnoksi�nicy, jest przeobra�enie si� w co� innego, przybieranie innej formy. Nazywaj� to Przemian�. Zwyczajny czarodziej potrafi sprawi�, �e wygl�da jak kto� inny albo jak zwierz�. Po prostu nie jeste� pewna, co widzisz. Jak gdyby za�o�y� mask�. Ale czarnoksi�nicy i magowie mog� uczyni� wi�cej. Potrafi� sta� si� mask�, potrafi� naprawd� zmieni� si� w inn� istot�. Tak wi�c czarnoksi�nik, gdyby chcia� przep�yn�� morze, a nie mia� �odzi, m�g�by przemieni� si� w mew� i przelecie� na drugi brzeg. Musi jednak uwa�a�. Kiedy zostaje ptakiem, zaczyna my�le� jak ptak i zapomina, jak my�li cz�owiek. M�g�by wi�c pozosta� mew� i nigdy ju� nie by� cz�owiekiem. Ludzie m�wi�, �e �y� kiedy� pewien wielki czarnoksi�nik, kt�ry lubi� zmienia� si� w nied�wiedzia. Czyni� to zbyt cz�sto i w ko�cu sta� si� nied�wiedziem. Zabi� swojego synka. Trzeba by�o schwyta� go i u�mierci�. Ogion mia� te� zwyczaj �artowa� na ten temat. Pewnego razu, gdy myszy dosta�y si� do jego spi�arnii i zrujnowa�y zapasy sera, schwyta� jedn� z nich za pomoc� male�kiego zakl�cia, podni�s� zwierz�tko w g�r� - w ten spos�b - i patrz�c mu w oczy, rzek�: - M�wi�em ci, �eby� nie udawa� myszy! Przez chwil� my�la�am, �e m�wi powa�nie... Ot� historia, kt�r� ci opowiem, m�wi o czym� w rodzaju zmiany kszta�tu, cho� Ogion twierdzi�, �e to przekracza znane mu poj�cie przemiany, gdy� polega na wcieleniu si� w dwie istoty r�wnocze�nie i w tej samej postaci. M�wi�, �e to przekracza mo�liwo�ci czarnoksi�nik�w. Jednak spotka� si� z tym w ma�ej wiosce na p�-nocno-zachodnim wybrze�u Gontu, w miejscu zwanym Kemay. �y�a tam kobieta, stara rybaczka, kt�ra, cho� nie by�a wied�m�, uk�ada�a pie�ni. Oto, w jaki spos�b Ogion us�ysza� o niej. W�drowa� kiedy� brzegiem morza w tamtej okolicy i us�ysza�, �e kto� �piewa w czasie pracy: Na zachodzie dalszym ni� zach�d poza l�dem m�j lud ta�czy na innym metrze Ogion nigdy przedtem nie s�ysza� tej pie�ni, zacz�� wi�c wypytywa�, sk�d ona pochodzi. W ko�cu dotar� do kogo�, kto wyja�ni� mu: 13 - Och, to jedna z pie�ni Kobiety z Kemay. Pow�drowa� wi�c dalej do Kemay, ma�ego portu rybackiego. Odnalaz� dom tej kobiety i zapuka� do drzwi swoj� lask�. Pami�tasz, co m�wi�am ci o imionach? Teraz jeste� moj� Ther-ru, ale kiedy b�dziesz starsza, otrzymasz inne imi�, kt�re wszyscy b�d� znali i kt�rego b�d� u�ywali. Jednak kiedy wkroczysz w wiek dojrza�y, zostanie ci nadane twoje imi� prawdziwe. Uczyni to kto� obdarzony prawdziw� moc�, czarnoksi�nik lub mag, gdy� tylko oni maj� moc nazywania. B�dzie to imi�, kt�rego by� mo�e nigdy nie wyjawisz innej osobie, poniewa� zawarta jest w nim twoja istota. Stanowi ono twoj� si�� i moc. Mo�esz je zdradzi� tylko komu�, kogo darzysz absolutnym zaufaniem, bowiem ten, kto zna twoje imi�, ma nad tob� w�adz�. Bez twojej wiedzy mo�e je pozna� tylko czarnoksi�nik. On zna wszystkie imiona. A wi�c Ogion, kt�ry jest wielkim magiem, stan�� u drzwi ma�ego domku nie opodal przystani. Kiedy kobieta otworzy�a drzwi, Ogion cofn�� si�, uni�s� r�k� ze swoj� d�bow� lask�, jakby pr�bowa� os�oni� si� przed �arem ognia i ze zdumieniem i strachem wypowiedzia� g�o�no prawdziwe imi� tej kobiety - "Smok!" Opowiada� mi, �e w pierwszej chwili ujrza� jedynie blask ognia, po�ysk z�otych �usek i pazur�w oraz olbrzymie smocze oczy. Ludzie m�wi�, �e nie wolno patrze� w smocze �renice. Potem obraz znikn�� i Ogion nie widzia� ju� smoka, tylko star�, przygarbion� rybaczk� o wielkich d�oniach. Spojrza�a na niego tak, jak on patrzy� na ni� i rzek�a: - Wejd�, panie Ogionie. Wszed� wi�c do �rodka, a kobieta poda�a mu zup� rybn�. Zjedli, a potem rozmawiali przy ogniu. Pomy�la�, �e staruszka musi by� mistrzyni� przemian, ale nie wiedzia�, czy jest kobiet�, kt�ra umie zmienia� si� w smoka, czy smokiem potrafi�cym przemienia� si� w kobiet�. - Jeste� kobiet� czy smokiem? - zapyta� wreszcie. - Znam pewn� opowie��. Za�piewam ci j� - zaproponowa�a, ignoruj�c jego pytanie. Goha i Therru zatrzyma�y si� na chwil�, aby odpocz��, po czym ruszy�y dalej. Sz�y bardzo wolno, gdy� droga wznosi�a si� stromo mi�dzy �ci�tymi brzegami kamiennego nawisu, poprzez zaro�la, w kt�rych �piewa�y cykady ogarni�te letni� gor�czk�. Oto wi�c historia, kt�r� rybaczka za�piewa�a Ogionowi. 14 Kiedy Segoy wyd�wign�� z morza wyspy �wiata, smoki by�y pierworodnymi dzie�mi ziemi i wiatru wiej�cego ponad l�dem. Tak m�wi Pie�� Stworzenia. Ale pie�� kobiety opowiada�a r�wnie� o tym, �e smok i cz�owiek byli wtedy jednym. Stanowili jedn� ras�, skrzydlatych ludzi, m�wi�cych Prawdziw� Mow�. Byli pi�kni, silni, m�drzy i wolni. Jednak�e z czasem wszystko si� zmienia. Niekt�rzy spo�r�d lu-dzi-smok�w stawali si� coraz wi�kszymi mi�o�nikami lotu i dziko�ci. Coraz mniej interesowali si� tworzeniem, nauk� i wiedz�. Pragn�li jedynie lata� - wci�� dalej i dalej, beztroscy w poszukiwaniu coraz wi�kszej wolno�ci. Inni ludzie-smoki niewiele dbali o latanie, natomiast gromadzili skarby. Wznosili domy i twierdze i wszystko to przekazywali swoim dzieciom. Im wi�cej posiadali, tym bardziej obawiali si� dzikich, kt�rzy mogli przyby� i zniszczy� ich dobra. Dzicy nie l�kali si� niczego, ale niczego te� si� nie uczyli. Poniewa� byli nieustraszeni i ciemni, gin�li w sid�ach zastawionych przez Bezskrzyd�ych. Przylatywali jednak inni dzicy, aby podpala� wspania�e budowle, sia� zniszczenie i �mier�. Przera�eni Bezskrzydli starali si� ukry� przed napastnikami, a kiedy zabrak�o ju� bezpiecznych kryj�wek, postanowili uciec. Zbudowali �odzie i po�eglowali na wsch�d, jak najdalej od zachodnich wysp, gdzie pot�ni Skrzydlaci toczyli wojn� pomi�dzy zrujnowanymi wie�ami miast. Tak wi�c ci, kt�rzy byli jednocze�nie smokami i lud�mi, dali pocz�tek dw�m rodzajom. Jeden - dziki, zach�anny i gniewny -�yje rozproszony na wyspach Rubie�y Zachodnich. Drugi zamieszkuje miasta i osady na Wyspach Wewn�trznych oraz ca�e po�udnie i wsch�d. W�r�d tego rodzaju znale�li si� tacy, kt�rzy ocalili wiedz� ludzi-smok�w - Prawdziw� Mow� Tworzenia. I to s� w�a�nie czarnoksi�nicy. Niekt�rzy z nich wiedz�, �e byli niegdy� tak�e smokami. Opowiadaj� oni, �e kiedy pierwotna rasa zaczyna�a si� dzieli�, niekt�rzy posiadaj�cy jeszcze dawn� posta� udali si� nie na wsch�d, lecz na zach�d i przez Morze Otwarte dotarli a� na drug� stron� �wiata. �yj� tam w pokoju - pot�ne skrzydlate istoty, zar�wno dzikie, jak i m�dre, o ludzkim umy�le i smoczym sercu. I rybaczka za�piewa�a tak: Na zachodzie dalszym ni� zach�d poza l�dem 15 m�j lud ta�czy na innym wietrze. Taka by�a historia opowiedziana w pie�ni Kobiety z Kemay. W�wczas Ogion zwr�ci� si� do niej: - Kiedy zobaczy�em ci� pierwszy raz, ujrza�em twoj� prawdziw� natur�. Ta kobieta, kt�ra siedzi po drugiej stronie paleniska, nie jest niczym wi�cej ni� sukni�, kt�r� nosi. Lecz ona potrz�sn�a g�ow�, za�mia�a si� i odrzek�a: - Gdyby� to by�o takie proste! Niebawem Ogion powr�ci� do Re Albi, a kiedy opowiada� mi t� histori�, doda�: - Od tamtego dnia zastanawiam si�, czy rzeczywi�cie ktokolwiek, cz�owiek albo smok, dotar� na zach�d dalszy ni� zach�d; kim jeste�my i gdzie le�y nasza jedno��... - Zg�odnia�a�, Therru? Tam w g�rze, na zakr�cie, jest chyba dobre miejsce na post�j. Mo�e uda si� nam zobaczy� stamt�d Port Gont. To wielkie miasto, wi�ksze nawet ni� Yalmouth. Kiedy dojdziemy do tego zakr�tu, usi�dziemy i odpoczniemy troszeczk�. Rzeczywi�cie mog�y stamt�d zobaczy� rozleg�e lesiste zbocza i ��k� dochodz�c� do miasta. Widzia�y te� strome ska�y, kt�re strzeg�y wej�cia do zatoki i, male�kie z tej odleg�o�ci, �odzie ko�ysz�ce si� na ciemnej tafli wody. Daleko przed nimi widnia�o urwisko Overfell, na kt�rym le�a�o Sokole Gniazdo. Therru nie skar�y�a si�, �e jest zm�czona, ale potrz�sn�a g�ow�, kiedy Goha zapyta�a, czy mog� rusza� dalej. Od czasu �niadania w dolinie przeby�y d�ug� drog� i to w doskwieraj�cym upale. Napi�y si� wody i Goha poda�a dziecku woreczek z rodzynkami i orzechami. - Jeste�my ju� blisko miejsca, do kt�rego zmierzamy - powiedzia�a - i chcia�abym dotrze� tam przed zmrokiem. Pragn� zobaczy� Ogiona. Wiem, �e jeste� zm�czona, ale p�jdziemy wolno. Tam b�dziemy bezpieczne, no i b�dzie ciep�o. We� ten woreczek, wetknij go za pasek. Rodzynki dodadz� si�y twoim nogom. Czy chcia�aby� mie� lask� - jak czarnoksi�nik - kt�ra pomog�aby ci w marszu? Therru skin�a g�ow�. Goha wyj�a n� i odci�a silny p�d leszczyny dla dziecka, a od le��cej przy drodze olchy oderwa�a ga���, aby zrobi� kij dla siebie. 16 Ruszy�y wolno w dalsz� drog�. Themi jad�a rodzynki, a Goha �piewa�a pie�ni mi�osne, pasterskie i ballady, kt�rych nauczy�a si� w Dolinie �rodkowej. Nagle urwa�a, podnosz�c r�k� w ostrzegawczym ge�cie. Czterej m�czy�ni na drodze ju� je zauwa�yli. Goha wiedzia�a, �e jedyne, co ona i Therru mog� teraz zrobi�, to przej�� obok tych ludzi nie zwracaj�c na nich uwagi. - Podr�ni - powiedzia�a cicho do Therru, nie przerywaj�c marszu. Palce zacisn�a mocno na olchowym kiju. To, co m�wi�a Lark o bandach i z�odziejach, nie by�o tylko skarg�, jak� podnosi ka�de pokolenie na to, �e nic nie jest ju� takie jak dawniej i �e �wiat zmienia si� na niekorzy��. W ci�gu kilku ostatnich lat w miastach i na prowincji Gontu zrobi�o si� niebezpiecznie. M�odzi m�czy�ni nadu�ywali go�cinno�ci w�asnego ludu - kradli i sprzedawali to, co ukradli. N�dza sta�a si� powszechna tam, gdzie wcze�niej by�a rzadko�ci�, a zrozpaczeni �ebracy nierzadko uciekali si� do przemocy. Kobiety ba�y si� chodzi� samotnie ulicami i go�ci�cami. Wiele dziewcz�t uciek�o, aby przy��czy� si� do band z�odziei i k�usownik�w. Po jakim� czasie wraca�y do dom�w - ponure, posiniaczone i brzemienne. W�r�d wiejskich czarodziei i czarownic kr��y�y wie�ci, �e i w ich fachu �le si� dzieje: czary, kt�re zawsze uzdrawia�y, przesta�y leczy�; zakl�cia odnajduj�ce nie znajdowa�y niczego lub rzecz niew�a�ciw�; napoje mi�osne doprowadza�y m�czyzn do sza�u - nie wywo�ywa�y po��dania, lecz mordercz� zazdro��. Pojawi�o si� wielu oszust�w, kt�rzy nie znaj�c sztuki magii, nie�wiadomi jej praw i niebezpiecze�stw wynikaj�cych z ich �amania, obiecywali ludziom cudowne bogactwa zdrowie, a nawet nie�miertelno��. Ivy, czarownica z wioski, z kt�rej pochodzi�a Goha, wspomina�a o tajemniczym os�abieniu magii, a potwierdza� to Beech, czarodziej z Yalmouth. By� to przenikliwy i skromny m�czyzna, kt�ry pom�g� Ivy z�agodzi� b�l i wyleczy� oparzenia Therru. Powiedzia� wtedy do Gony: - My�l�, �e czas, w kt�rym zdarzaj� si� takie rzeczy jak te, musi by� czasem upadku. Ile� stuleci min�o, odk�d w Havnorze by� kr�l? To nie mo�e tak trwa�. Musimy si� zjednoczy� albo b�dziemy zgubieni, bo wyst�pimy przeciwko sobie - wyspa przeciwko wyspie, cz�owiek przeciwko cz�owiekowi, ojciec przeciwko dziecku... - Popatrzy� na ni� nieco nie�mia�o bystrym, przenikliwym 17 wzrokiem. - Pier�cie� Erreth-Akbego zosta� zwr�cony Wie�y Hav-nor - rzek�. - Wiem, kto go tam przywi�z�... To by� niew�tpliwie znak nadej�cia nowej ery! Lecz nie wykorzystali�my tego. Nie mamy kr�la. Nie jeste�my razem. Musimy odnale�� nasze serce, nasz� si��. Mo�e Arcymag zacznie wreszcie dzia�a�... -1 po chwili doda� tonem wyja�nienia: - Ostatecznie, pochodzi z Gontu. Nie nadesz�a jednak wie�� o �adnym czynie Arcymaga ani o jakimkolwiek nast�pcy Tronu w Havnorze, a sprawy sz�y coraz gorzej. Dlatego wi�c Goha odczu�a strach, a zarazem w�ciek�o��, gdy zobaczy�a, jak czterej m�czy�ni ustawiaj� si� po obu stronach drogi. Z pochylon� g�ow�, Therru sz�a blisko Gony, nie chwyci�a jej jednak za r�k�. Jeden m�czyzna, z czarnymi w�sami opadaj�cymi na usta, wyszczerzy� z�by w szyderczym u�miechu. - Hej, tam! - zacz��, ale Goha mu przerwa�a. - Precz z mojej drogi! - krzykn�a, unosz�c sw�j olchowy kij, jakby by�a to laska czarodzieja. - Id� do Ogiona! - Zdecydowanym krokiem przesz�a mi�dzy m�czyznami, a Therru truchtem bieg�a obok niej. M�czy�ni stan�li bez ruchu. By� mo�e imi� Ogiona wci�� jeszcze mia�o w sobie moc, czy te� mia�a j� Goha albo dziewczynka. Kiedy min�y m�czyzn, jeden z nich powiedzia�: "Widzieli�cie to?" - splun�� i uczyni� znak odwracaj�cy urok. - Wied�ma i jej potworny dzieciak - powiedzia� drugi. - Niech id�! M�czyzna w sk�rzanej czapce i kaftanie przez chwil� sta�, patrz�c za nimi. Wida� by�o, �e ma ochot� p�j�� ich �ladem. Pozostali jednak zbierali si� do drogi, kt�ry� krzykn��: "Chod�, Handy" i ruszyli przed siebie. Kiedy Goha i Therru znikn�y za zakr�tem drogi, przy�pieszy�y kroku. Kobieta wzi�a dziewczynk� na r�ce i nios�a j� przez jaki� czas. Zm�czy�a si� jednak szybko, postawi�a dziecko na ziemi i znowu sz�y trzymaj�c si� za r�ce, najszybciej jak mog�y. - Jeste� czerwona - powiedzia�a Therru. - Jak ogie�. M�wi�a rzadko i niewyra�nie, bardzo chrapliwym g�osem, ale Goha potrafi�a j� zrozumie�. - Jestem z�a - odrzek�a Goha z pewnym rozbawieniem. - Kiedy jestem z�a, robi� si� czerwona. Jak wy, czerwoni ludzie, wy barbarzy�cy z zachodnich krain... Sp�jrz, przed nami jest miasteczko, to 18 b�dzie Oak Springs. To jedyna miejscowo�� przy tej drodze. Zatrzymamy si� tam i odpoczniemy chwil�. Mo�e dostaniemy troch� mleka. A potem, je�li b�dziemy mog�y i�� dalej, je�eli b�dziesz pewna, �e mo�esz i�� dalej a� do Sokolego Gniazda, to p�jdziemy i znajdziemy si� tam przed zmrokiem. Dziewczynka skin�a g�ow�. Zjad�a troch� rodzynek i orzech�w i podj�y mozlon� w�dr�wk�. S�o�ce dawno ju� zasz�o, kiedy dotar�y do miasteczka i do domu Ogiona na szczycie urwiska. Nad morzem migota�y ju� pierwsze gwiazdy. Ch�odny wiatr ko�ysa� niskimi trawami. W oknie ma�ego domu dr�a�o nie�mia�e �wiate�ko. Gdzie� na pastwisku zabecza�a koza. Goha postawi�a oba kije przed wej�ciem i zapuka�a. Nikt nie odpowiedzia�. Pchn�a drzwi. Ogie� w palenisku wygas�, ale lampka oliwna stoj�ca na stole rozsiewa�a dooko�a nik�y blask. Z siennika w k�cie izby dobieg� zm�czony g�os Ogiona: - Wejd�, Tenar. 3. OGION Kobieta przygotowywa�a dziecku pos�anie, dorzuci�a drew do ognia i w ko�cu usiad�a na pod�odze obok siennika Ogiona. - Nikt si� tob� nie opiekuje - powiedzia�a. - Odes�a�em ich - wyszepta�. Jego twarz by�a ciemna i surowa jak zawsze, lecz teraz okolona bia�ymi i wiotkimi w�osami. Patrzy� na Tenar oczyma pozbawionymi blasku. - Mog�e� tu umrze�, sam jeden - powiedzia�a gwa�townie. - Pom� mi to zrobi� - odrzek� starzec. - Jeszcze nie - poprosi�a, pochylaj�c si� i przyciskaj�c czo�o do jego d�oni. - Nie dzi� - zgodzi� si�. - Jutro. Znalaz� do�� si�y, aby podnie�� r�k� i pog�adzi� kobiet� po w�osach. Wyprostowa�a si�. Ogie� ju� si� rozpali� i jego blask igra� z cieniami na �cianach i niskim suficie. - Gdyby przyszed� Ged... - mrukn�� starzec. - Czy pos�a�e� po niego? - On jest zgubiony - rzek� Ogion. - Chmura. Mg�a ponad l�dami. Pow�drowa� na zach�d. Niesie ga��zk� jarz�biny. Do wn�trza mrocznej mg�y. Nie ma mojego Geda. - Nie, nie - szepn�a. - On wr�ci. Milczeli. Powoli przenika�o ich ciep�o ognia. Tenar rozmasowa-�a sobie obola�e stopy i ramiona - nareszcie mog�a odpocz�� po ca�odziennej w�dr�wce. Stary czarnoksi�nik osun�� si� w dr��cy p�sen. Tenar wsta�a, nagrza�a wody i zmy�a z siebie py� drogi. Napi�a si� mleka, zjad�a kawa�ek chleba, kt�ry znalaz�a w spi�ami Ogiona, po czym usiad�a przy pos�aniu czarnoksi�nika. Przygl�da�a si� jego twarzy. Siedzia�a tak, zamy�lona, jak przed laty pewna dziewczyna, kt�ra �yj�c w�r�d ponurych mur�w �wi�tyni wiedzia�a o sobie jedynie tyle, �e jest Po�art� - kap�ank� i s�ug� Mocy Ciemno�ci. Pami�ta�a te� kobiet� z farmy, kt�ra w�r�d ciszy nocy, s�uchaj�c spokojnych oddech�w m�a i dzieci, cieszy�a si� kr�tkimi 20 chwilami samotno�ci. I by�a te� wdowa, kt�ra przyprowadzi�a tu poparzone dziecko, a teraz siedzia�a przy umieraj�cym starcu. Czeka�a na powr�t m�czyzny, tak jak od zarania dziej�w czekaj� wszystkie kobiety. Ogion nie nazwa� jej ani s�ug�, ani �on�, ani wdow�. I nie zrobi� tego Ged, kiedy�, w mroku Grobowc�w. Ani - jeszcze dawniej -matka. Matka, kt�ra by�a jedynie wspomnieniem ciep�a ognia p�on�cego w kominie. Matka, kt�ra nada�a jej imi�. - Jestem Tenar - szepn�a. P�omie�, obejmuj�cy such� ga��zk� sosny, wystrzeli� w g�r� jaskrawo��tym j�zykiem ognia. Ogion oddycha� z trudem, spa� niespokojnie. Tenar te� w ko�cu zasn�a, ale przebudzi�a si�, kiedy us�ysza�a g�os starca. - A zatem jeste� tutaj? Widzia�e� go? Kiedy Tenar wsta�a, �eby podsyci� ogie�, Ogion znowu zacz�� m�wi�. Sprawia�o to wra�enie, jakby spotka� przyjaciela z lat dziecinnych - m�wi� g�osem ch�opca. - Pr�bowa�em jej pom�c, ale run�� dach. Spad� na nich. To by�o straszne trz�sienie ziemi. Tenar s�ucha�a - ona r�wnie� widzia�a trz�sienie ziemi. - Pr�bowa�em pom�c! - krzykn�� ch�opiec g�osem cierpi�cego starca. Ogion westchn�� g��boko i uspokoi� si�. O �wicie Tenar us�ysza�a narastaj�cy szum. By� to �opot skrzyde�. Olbrzymie stada ptak�w przelatywa�y nad domem. Przez jaki� czas kr��y�y nad nim, a potem odlecia�y. Tego ranka nadeszli ludzie z Re Albi. Dziewczyna od k�z, kobieta po mleko i inni - przyszli, �eby zapyta�, czy mog� w czym� pom�c. Moss, wiejska czarownica, dotkn�a palcami olchowego kija i leszczynowej witki, stoj�cych przed wej�ciem i zajrza�a do �rodka przez lekko uchylone drzwi. Ogion krzykn�� ze swojego siennika: - Odpraw ich! Odpraw ich wszystkich! Sprawia� wra�enie silniejszego ni� poprzedniego dnia. Kiedy obudzi�a si� ma�a Therru, powiedzia� co� do niej g�osem osch�ym, ale zarazem �agodnym. Dziecko wysz�o, �eby pobawi� si� w s�o�cu, a starzec zwr�ci� si� wtedy do Tenar: - Co oznacza imi�, kt�rym j� nazywasz? Zna� Prawdziw� Mow� Tworzenia, ale nigdy nie nauczy� si� j�zyka kargijskiego. 21 - Therru oznacza spalanie, �ar ognia - wyja�ni�a. - Ach, tak - powiedzia�, oczy mu zab�ys�y i zmarszczy� brwi. Zdawa�o si�, �e przez chwile szuka� w�a�ciwych s��w. - Oni... - zaczaj. - Oni... b�d� si� jej l�ka�. - Ju� teraz si� jej boj� - odrzek�a gorzko. Mag pokiwa� g�ow�. - Naucz j�, Tenar - wyszepta�. - Naucz j� wszystkiego! Nie na Roke. Oni si� boj�. Dlaczego pozwoli�em ci odej��? Dlaczego odesz�a�? �eby j� tu sprowadzi�? Zbyt p�no. - Cicho ju�, cicho - powiedzia�a czule, kiedy starzec znowu zacz�� ci�ko oddycha�. Potrz�sn�� g�ow�, resztk� si� krzykn��: "Naucz j�! "i zamilk�. Nie chcia� je��, wypi� tylko troch� wody. Zasn�� w po�udnie. Obudziwszy si� kilka godzin p�niej, powiedzia�: "No, c�rko" i uni�s� si� na pos�aniu. Tenar u�miechaj�c si� wzi�a go za r�k�. - Pom� mi wsta� - poprosi�. - Nie, nie mo�esz. - Chce - powiedzia�. - Przed dom. Nie mog� umrze� pod dachem. - Dok�d chcia�by� i��? - Dok�dkolwiek. Ale gdybym m�g�, to na le�n� �cie�k�. Ten buk ponad ��k�. Tenar pomog�a wsta� starcowi, podeszli do drzwi. Ogion odwr�ci� si� i rozejrza� po jedynej izbie swego domu. W ciemnym k�cie, na prawo od drzwi, jego d�uga laska sta�a oparta o �cian�. Tenar si�gn�a po ni�, aby poda� Ogionowi, ale on potrz�sn�� g�ow�. - Nie - powiedzia�. - Nie te. Znowu rozejrza� si� doko�a, jak gdyby czego� szuka�. - Chod� - odezwa� si� wreszcie. Na zewn�trz uderzy� w nich ostry, zachodni wiatr. Ogion spojrza� na horyzont i rzek�: -Tak jest dobrze. - Pozw�l mi poprosi� kilku ludzi z miasteczka, aby zrobili nosze i zanie�li ci� - prosi�a Tenar. - Wszyscy czekaj�, �eby co� dla ciebie zrobi�. - Chce p�j�� sam - odpar� starzec. Therru okr��y�a dom i przygl�da�a si�, jak Ogion i Tenar id� powoli, zatrzymuj�c si� co kilka krok�w. Szli przez g�szcz ��ki, ku 22 lasom wznosz�cym si� stromo na stoku g�ry. Twarz Ogiona by�a szara, a nogi mu dr�a�y, kiedy w ko�cu znale�li si� u st�p wielkiego buka, na samym skraju lasu, kilka jard�w powy�ej g�rskiej �cie�ki. Starzec opar� si� o pie� drzewa. Przez d�ugi czas nie m�g� si� poruszy� ani m�wi�, a serce �omota�o mu w piersi jak oszala�e. W ko�cu kiwn�� g�ow� i szepn��: - W porz�dku. Therru sz�a za nimi w pewnej odleg�o�ci. Tenar podesz�a do niej, powiedzia�a co� i wr�ci�a do Ogiona. - Zaraz przyniesie pled - rzek�a. - Nie jest zimno. - Ale mi jest zimno. Na jej twarzy pojawi� si� u�miech. Dziewczynka przybieg�a nios�c koc z koziej we�ny. Powiedzia�a co� szeptem do Tenar i odesz�a. - Heather pozwoli jej pomaga� przy dojeniu k�z i b�dzie jej pilnowa� - zwr�ci�a si� do Ogiona. - Wi�c mog� zosta� tu z tob�. - Zawsze robisz kilka rzeczy naraz - wyszepta� z trudem. - Owszem - odpar�a. - Ale teraz jestem tutaj. Skin�� g�ow�. D�ugo nic nie m�wi�, sta� z zamkni�tymi oczyma, oparty o pie� drzewa. Obserwuj�c jego twarz, Tenar spostrzeg�a, �e zmienia si� ona powoli, jak �wiat�o na zachodzie. Starzec otworzy� oczy i przez luk� w konarach drzew przygl�da� si� niebu. Zdawa� si� czeka� na jaki� znak z tej dalekiej, z�ocistej przestrzeni. Nagle szepn�� z wahaniem: - Smok... S�o�ce sta�o ju� nisko nad horyzontem, wiatr ucich�. Ogion spojrza� na Tenar. - Sko�czone - szepn�� z triumfem. - Wszystko si� zmieni�o! Zmieni�o si�, Tenar! Czekaj... czekaj tutaj, na... Dr�a� ca�y. Oddycha� z coraz wi�kszym trudem. Po�o�y� r�k� na d�oni Tenar, a kiedy pochyli�a si� nad nim, wyjawi� jej swoje imi�, by po �mierci by� prawdziwie poznanym. Zacisn�� palce na jej d�oni, zamkn�� oczy i wyda� ostatnie tchnienie. Tenar czuwa�a przy zmar�ym do zmroku i p�niej, kiedy na niebie zamigota�y gwiazdy. Okry�a siebie i starca we�nianym kocem, ale mimo to czu�a przenikliwe zimno. W ko�cu wypu�ci�a ze swo-23 jej d�oni zesztywnia�� r�k�Ogiona, wsta�a i wyruszy�a na spotkanie ludzi, kt�rzy nadchodzili ze �wiat�em. Dw�r w�adcy Re Albi wznosi� si� na skalistej powierzchni stoku, poni�ej Overfell. Wczesnym rankiem, na d�ugo zanim s�o�ce roz�wietli�o zbocza g�ry, czarodziej b�d�cy w s�u�bie u tego� w�adcy schodzi� drog� prowadz�c� przez miasteczko. Inny czarodziej, kt�ry wyruszy� jeszcze przed �witem, wspina� si� mozolnie stromym traktem wiod�cym z Portu Gont. Widocznie dotar�a do nich wie��, �e Ogion jest umieraj�cy. A mo�e ich moc by�a tak wielka, �e nikt nie musia� im tej wie�ci przynosi�? Miasteczko Re Albi nie mia�o czarodzieja, jedynie maga i czarownic�, kt�ra wykonywa�a skromne prace -jak odnajdywanie, naprawy czy nastawianie z�amanych ko�ci, czyli drobiazgi, kt�rymi ludzie nie chcieli niepokoi� maga. Cioteczka Moss by�a kobiet� o ponurym wygl�dzie, niezam�n� -jak wi�kszo�� wied�m - zawsze brudna, z siwiej�cymi w�osami zwi�zanymi w osobliwe czarodziejskie w�z�y i oczami zaczerwienionymi od dymu zi�. To w�a�nie ona przysz�a do Tenar, aby razem z ni� czuwa� noc� przy ciele Ogiona. Umie�ci�a woskow� �wiec� w szklanym kloszu, przy zw�okach spali�a wonne olejki w glinianej misce, wypowiedzia�a s�owa, kt�re powinny by� powiedziane i zrobi�a wszystko to, co powinno by� zrobione. Kiedy nadszed� czas przygotowania cia�a do pogrzebu, spojrza�a na Tenar, jakby czeka�a na pozwolenie, a potem dalej wype�nia�a swoje obowi�zki. Wiejskie czarownice zwykle zajmowa�y si� - jak to nazywa�y - przyho�ubianiem zmar�ych, a cz�stokro� - pogrzebem. Kiedy nadszed� pierwszy czarodziej - wysoki m�odzieniec ze srebrzyst� lask� z sosnowego drewna, a potem drugi - t�gi m�czyzna w �rednim wieku z kr�tk� lask� cisow�, Cioteczka Moss nie przygl�da�a si� im swoimi przekrwionymi oczami, lecz przygarbiwszy si� uciek�a wraz ze swymi lichymi czarami i zakl�ciami. Zw�oki by�y ju� przygotowane do pogrzebu - le�a�y na lewym boku, z ugi�tymi kolanami, w lewej d�oni widnia�o male�kie czarodziejskie zawini�tko z ka�dej strony przywi�zane sznurkiem. Czarnoksi�nik z Re Albi dotkn�� tego ko�cem laski. - Czy gr�b zosta� wykopany? - zapyta� drugi przybysz, z Portu Gont. 24 - Tak - odrzek� czarodziej z Re Albi, wskazuj�c na dw�r na szczycie g�ry. - Zosta� wykopany na cmentarzu mojego pana. - Rozumiem. My�la�em, �e nasz mag zostanie pochowany ze wszystkimi honorami w mie�cie, kt�re uratowa� od trz�sienia ziemi. - M�j pan pragnie tego zaszczytu - odpar� mag z Re Albi. - Ale to wygl�da�oby... - zacz�� ten z Portu Gont i przerwa�. Nie chcia� si� spiera�, jednak got�w by� trwa� na swoim stanowisku. Spojrza� na zmar�ego. - Z pewno�ci� zostanie pochowany bez imienia - powiedzia� z �alem i gorycz�. - Szed�em ca�� noc, lecz przyby�em za p�no. Nasza strata jest tym wi�ksza. M�ody czarodziej nic nie odpowiedzia�. - Mia� na imi� Aihal - odezwa�a si�Tenar. - Jego �yczeniem by�o pozosta� tu, gdzie le�y teraz. Obaj m�czy�ni popatrzyli na ni�. M�odzieniec, widz�c wie�niaczk� w �rednim wieku, odwr�ci� si� po prostu. Cz�owiek z Portu Gont przez chwil� patrzy� na ni�, po czym spyta�: - Kim jeste�? - Nazywam si� Goha, wdowa po Flincie - odrzek�a. - My�l�, �e twoj� spraw� jest wiedzie�, kim jestem, a nie moj� - powiedzie�. W�wczas czarodziej z Re Albi uzna� j� za godn� kr�tkiego spojrzenia. - Uwa�aj, kobieto, jak przemawiasz do ludzi posiadaj�cych moc! - Zaczekaj, zaczekaj - wtr�ci� ten z Portu Gont z uspakajaj�cym gestem, staraj�c si� uciszy� jego oburzenie i wci�� przypatruj�c si� Tenar. - Ty by�a�... By�a� kiedy� jego wychowank�? -1 przyjaci�k� - doda�a Tenar. Potem odwr�ci�a g�ow� i sta�a w milczeniu. Kiedy wymawia�a s�owo "przyjaci�ka", w jej g�osie zabrzmia� gniew. Popatrzy�a na swego przyjaciela - zw�oki przygotowane do pogrzebania, utracone i nieruchome. Stali nad nim, �ywi i pe�ni mocy, nie ofiaruj�c przyja�ni, a jedynie wzgard�, rywalizacj� i gniew. - Przepraszam - powiedzia�a. - To by�a d�uga noc. By�am z nim, kiedy umiera�. - To nie jest... - zacz�� m�ody czarodziej, lecz nieoczekiwanie przerwa�a mu Cioteczka Moss, wykrzykuj�c na ca�e gard�o: - By�a. Tak, by�a. Nikt inny, tylko ona. Pos�a� po ni�. Wys�a� m�odego Townsenda, handlarza owiec, �eby kaza� jej przyj�� i po-25 wstrzyma� swoj� �mier�, dop�ki nie przyby�a i nie by�a przy nim, a potem umar�, umar� tam, gdzie chcia� by� pochowany, tutaj. -1 - wtr�ci� starszy m�czyzna - i wyjawi� ci... ? - Swoje imi�. - Tenar przyjrza�a si� im. Niedowierzanie na twarzy starszego m�czyzny, pogarda na twarzy drugiego - to zabi�o w niej resztki szacunku dla nich. - Wym�wi�am to imi� - doda�a. -Czy musz� je powtarza�? Z ich s��w zrozumia�a, �e istotnie nie us�yszeli tego imienia, prawdziwego imienia Ogiona; nie zwr�cili uwagi na to, co powiedzia�a. - Och! - westchn�a. - Nasta�y z�e czasy. Czasy, w kt�rych nawet takie imi� mo�e przej�� mimo uszu, przepa�� jak kamie� w wod�! Czy s�uchanie nie jest moc�? S�uchajcie wi�c: mia� na imi� Aihal. Jego po�miertne imi� brzmi Aihal. W pie�niach b�dzie znany jako Aihal z Gontu. Je�li s� jeszcze jakie� pie�ni do napisania. By� milcz�cym cz�owiekiem. Teraz jest ca�kowitym milczeniem. By� mo�e nie b�dzie ju� pie�ni, tylko milczenie. Nie wiem. Jestem bardzo zm�czona. Straci�am ojca i drogiego przyjaciela. - Zamilk�a, jej gard�o �cisn�� szloch. Odwr�ci�a si�, aby odej��. Ukl�k�a jeszcze, by poca�owa� d�o� Ogiona. Znowu spojrza�a na mag�w. - Czy upewnicie si� - zapyta�a - �e jego gr�b zosta� wykopany tam, gdzie on tego pragn��? Najpierw starszy m�czyzna, potem m�odszy skin�li g�owami. Wsta�a, wyg�adzi�a fa�dy sp�dnicy i w blasku poranka ruszy�a przez ��k�. 4. KALESSIN "Czekaj" - tak powiedzia� do niej Ogion, zanim wiatr �mierci wstrz�sn�� nim i oderwa� go od �ycia. "Sko�czone... Wszystko si� zmieni�o..." A p�niej: "Tenar... czekaj!" Ale nie powiedzia�, na co powinna czeka�. Na zmian�, kt�r� ujrza� lub o kt�rej wiedzia�? By� mo�e, lecz na jak� zmian�? Czy mia� na my�li w�asn� �mier�, w�asne �ycie, kt�re by�o sko�czone? Przemawia� z rado�ci�, triumfem. Kaza� jej czeka�. - C� innego mam do roboty - rzek�a do siebie, zamiataj�c pod�og� jego domu. - C� innego kiedykolwiek robi�am? "Czy mam czeka� tutaj, w twoim domu?" - zwr�ci�a si� do tego, kt�ry odszed�. - Tak - rzek� bezg�o�nie milcz�cy Aihal, u�miechaj�c si�. Pozamiata�a wi�c dom, oczy�ci�a kominek i przewietrzy�a materace. Wyrzuci�a kilka wyszczerbionych glinianych naczy� i dziurawy rondel, lecz obchodzi�a si� z nim delikatnie. Przytuli�a policzek do p�kni�tego talerza, kiedy wynosi�a go na �mietnik. Stanowi� on dow�d tego, jak bardzo chory by� stary mag w ci�gu ostatniego roku. Zawsze �y� skromnie, jak ubogi rolnik, lecz kiedy jego wzrok by� jasny i by�a w nim moc - nigdy nie u�ywa� po�amanego talerza czy dziurawego rondla. Zasmuci�y j� te oznaki jego s�abo�ci - �a�owa�a, �e nie by�o jej tu, kiedy Ogion potrzebowa� opieki. - Lubi�abym to - powiedzia�a do swego wspomnienia o nim, lecz nie odezwa� si� ani s�owem. Nigdy nie mia� nikogo, kto by si� nim opiekowa�, poza sob� samym. Czy odpowiedzia�by jej: "Masz inne rzeczy do zrobienia"? Nie wiedzia�a. Starzec milcza�. Lecz tego, �e dobrze uczyni�a zostaj�c tu, w jego domu, by�a teraz pewna. Shan-dy i jej stary m�� Clearbrook, kt�rzy byli na farmie w Dolinie �rodkowej d�u�ej ni� Tenar, zaopiekuj� si� stadami i sadem, druga para na farmie - Tiff i Sis - zbierze plony. Reszta b�dzie musia�a na razie sama zatroszczy� si� o siebie. Krzew malinowy zostanie ogo�ocony przez dzieci z s�siedztwa. Wielka szkoda, uwielbia�a maliny. Tu, w g�rze, na Overfell, gdzie zawsze d�� morski wiatr, by�o zbyt zimno, by uprawia� maliny. Jednak�e ma�e stare drzewko brzoskwiniowe Ogiona, przytulone do po�udniowej �ciany domu, urodzi-27 �o osiemna�cie owoc�w i Therru przygl�da�a si� im, jak kot poluj�cy na myszy, a� do dnia, kiedy wesz�a do domu i o�wiadczy�a swoim chrapliwym, st�umionym g�osem: - Dwie brzoskwinie s� ju� dojrza�e. Razem posz�y do brzoskwiniowego drzewa, zerwa�y dwa pierwsze owoce i zjad�y je tam, stoj�c przy krzaku. Sok sp�ywa� im po brodach, oblizywa�y palce. - Czy mog� j� zasadzi�? - zapyta�a Therru, przygl�daj�c si� pomarszczonej pestce. - Tak. Tu, obok starego drzewa. Ale nie za blisko. Tak, �eby obydwa drzewa mia�y miejsce na swoje korzenie i ga��zie. Dziecko wybra�o miejsce i wykopa�o male�ki do�ek. U�o�y�o w nim pestk� i zasypa�o j�. Tenar obserwowa�a dziewczynk�. Ftomy-�la�a, �e zmieni�a si� w ci�gu tych kilku dni, kt�re tu razem sp�dzi�y. Wci�� by�a jakby oboj�tna, bez gniewu, bez rado�ci, lecz odk�d by�y tutaj, jej dziwna czujno�� i bezruch jak gdyby niedostrzegalnie os�ab�y. Pragn�a tych brzoskwi�. Pomy�la�a o zasadzeniu pestki, o powi�kszeniu liczby brzoskwi� na �wiecie. Na D�bowej Farmie nie ba�a si� tylko dw�ch os�b: Tenar i Lark. Tutaj z �atwo�ci� polubi�a Heather, pasterk� k�z z Re Albi, �agodn� dwudziestoletni� upo�ledzon� kobiet� o wrzaskliwym g�osie, kt�ra traktowa�a dziecko jak jeszcze jedn� koz�, okalecza�a ko�l�. By�a dobra. I Cioteczka Moss te� by�a dobra, bez wzgl�du na to, jak pachnia�a. Kiedy Tenar po raz pierwszy zamieszka�a w Re Albi, dwadzie�cia pi�� lat temu, Moss by�a m�od� wied�m�. Zgina�a si� w p�l i szczerzy�a z�by do "Bia�ej Pani", wychowanki i uczennicy Ogiona, nigdy nie odzywaj�c si� do niej bez najwy�szego szacunku. Tenar wyczuwa�a, �e szacunek ten by� fa�szywy, stanowi� mask� dla zawi�ci, niech�ci i nieufno�ci. Tego, czego zazna�a a� nazbyt wiele od kobiet, wobec kt�rych zajmowa�a pozycj� wy�szo�ci, kobiet, kt�re spostrzega�y siebie jako zwyczajne, a j� jako niezwyk��, jako uprzywilejowan�. Kap�anka Grobowc�w Atuanu czy obca wychowanka Maga Gontu - by�a inna, lepsza. M�czy�ni dali jej moc, m�czy�ni dzielili si� z ni� swoj� moc�. Kobiety patrzy�y na ni� z zewn�trz, niekiedy z ni� rywalizuj�c, cz�stokro� z oznakami kpiny. Czu�a si� postawiona poza nawiasem, odgrodzona. Ucieka�a przed Mocami pustynnych grobowc�w, a p�niej porzuci�a pot�g� wiedzy i umiej�tno�ci ofiarowan� jej przez Ogiona. Odwr�ci�a si� od tego wszystkiego, odesz�a na drug� stron�, do innej izby, gdzie 28 �y�y kobiety, a�eby by� jedn� z nich. M�atk�, �on� rolnika, matk�, gospodyni�, przyjmuj�c� moc, do kt�rej kobieta zosta�a stworzona, rol� wyznaczon� jej przez porz�dek �wiata. I tam, w Dolinie �rodkowej, �ona Flinta, Goha by�a mile widziana pomi�dzy kobietami - cudzoziemka wprawdzie, bia�osk�ra i m�wi�ca do nich z nieco obcym akcentem, lecz znakomita gospodyni, doskona�a prz�dka z dobrze wychowanymi, m�drymi dzie�mi i �wietnie prosperuj�c� farm�. Zas�ugiwa�a na szacunek. Pomi�dzy m�czyznami za� by�a kobiet� Flinta, robi�c� to, co powinna robi� kobieta -��ko, rodzenie, wypiekanie, gotowanie, prz�dzenie, szycie, podawanie do sto�u. Dobra kobieta. Zaaprobowali j�. "Mimo wszystko Flint wyszed� na swoje" - m�wili. "Ciekaw jestem, jaka jest bia�a kobieta. Czy ca�a bia�a?" - m�wi�y ich oczy, przypatruj�c si� jej, a� zestarza�a si� i przestali si� nad tym zastanawia�. Tutaj, teraz, wszystko si� zmieni�o, nie pozosta�o nic z tamtych lat. Odk�d ona i Moss czuwa�y razem przy Ogionie, czarownica da�a jej do zrozumienia, �e b�dzie jej przyjaci�k�, stronniczk�, s�ug�, czymkolwiek Tenar chce, �eby ona by�a. A Tenar nie by�a wcale pewna, czego wymaga� od Cioteczki Moss. Uwa�a�a, �e jest ona nieobliczalna, porywcza, ciemna, chytra i brudna. Ale Moss dobrze sobie radzi�a z poparzonym dzieckiem. By� mo�e to w�a�nie ona wywo�a�a w Therru t� zmian�, to nieznaczne odpr�enie. Przy niej Therru zachowywa�a si� jak przy ka�dym - oboj�tna, nie odpowiadaj�ca na pytania, pos�uszna w spos�b, w jaki pos�uszny jest martwy przedmiot. Jednak stara kobieta wytrwale nad ni� pracowa�a, podsuwaj�c jej s�odycze i b�yskotki, przekupuj�c, przypo-chlebiaj�c si� i wdzi�cz�c. - Chod� teraz z Cioteczk� Moss, kochanie. Zbli� si�, a Ciote-czka Moss poka�e ci najpi�kniejszy widok, jaki kiedykolwiek widzia�a�... Nos Cioteczki wystawa� solidnym garbem nad jej bezz�bnymi szcz�kami i cienkimi wargami, na jej policzku ros�a brodawka wielko�ci wi�ni, w�osy stanowi�y siwo-czarn� pl�tanin� czarodziejskich w�z��w i kosmyk�w, a cia�o wydziela�o zapach tak silny i przenikliwy, jak wo� lisiej nory. "Chod� ze mn� do lasu, kochanie!" - mawia�y stare wied�my w bajkach opowiadanych dzieciom z Gontu. "Chod� ze mn�, a poka�� ci co� pi�knego!" A potem czarownica zamyka�a dziecko w piecu, piek�a i zjada�a albo usypia�a je na sto lat wewn�trz wielkiego kamienia, a� przybywa� Kr�le-29 wski Syn, by roztrzaska� g�az moc� S�owa, obudzi� dziewic� poca�unkiem i u�mierci� niegodziw� wied�m�... - Chod� ze mn�, kochanie! - m�wi�a Moss i zabiera�a dziewczynk� na pola, gdzie pokazywa�a jej gniazdo skowronka w zielonym sianie, albo na bagna, gdzie zbiera�y dzik� mi�t� i czarn� bor�wk�. Nie musia�a zamyka� dziecka w piecu ani przemienia� go w potwora, ani te� zaklina� go w kamie�. To wszystko zosta�o ju� zrobione. Odnosi�a si� �yczliwie do Therru, lecz by�a to ba�amutna dobro� i wydawa�o si�, �e sporo rozmawia�a z dziewczynk�, kiedy by�y razem. Tenar nie wiedzia�a, co Moss jej m�wi�a lub te� czego j� uczy�a i czy powinna pozwoli� czarownicy zape�nia� g�ow� dziecka g�upstwami. S�aby jak babskie czary, z�o�liwy jak babskie czary - s�ysza�a setki razy. I rzeczywi�cie, przekona�a si�, �e magia takich kobiet jak Moss czy Ivy by�a s�aba z powodu ich braku rozs�dku, a niekiedy z�o�liwa skutkiem z�ych intencji lub ciemnoty. Wiejskie czarownice - chocia� mog�y zna� wiele czar�w, zakl�� i niekt�re z wielkich pie�ni - nie posiada�y wcale wykszta�cenia w dziedzinie Wy�szych Kunszt�w czy zasad magii. �adna kobieta nie by�a w ten spos�b wyszkolona. Czamoksi�stwo by�o m�skim zaj�ciem, m�sk� umiej�tno�ci� - czary czynili m�czy�ni. Nigdy nie by�o kobiety-maga. Mimo, �e nieliczne spo�r�d nich nazywa�y si� czarodziejkami lub czarownicami, ich moc by�a niewprawna, si�a pozbawiona kunsztu i wiedzy - na po�y �mieszna, na po�y niebezpieczna. Zwyk�a wiejska wied�ma, taka jak Moss, �y�a z kilku s��w Prawdziwej Mowy, przekazanych jej przez starsze czarownice albo kupionych za wysok� cen� od czarodziej�w, i z zapas�w pospolitych zakl�� znajdowania i naprawiania, sporej ilo�ci nic nie znacz�cego rytua�u, odprawiania misteri�w, solidnej praktyki w zakresie po�o�nictwa, nastawiania z�amanych ko�ci i leczenia dolegliwo�ci zwierz�t i ludzi, dobrej znajomo�ci zi� - wszystko to oparte by�o na jakimkolwiek wrodzonym darze uzdrawiania, �piewu, przemieniania lub rzucania urok�w. Taka mieszanina mog�a by� dobra albo z�a. Niekt�re czarownice by�y zawzi�tymi, zgorzknia�ymi kobietami, gotowymi wyrz�dza� szkod� i nie znaj�cymi powodu, aby jej nie wyrz�dza�. Wi�kszo�� by�a akuszerkami i zna-chorkami, znaj�cymi kilka napoj�w mi�osnych, czar�w p�odno�ci i zakl�� potencji, przy czym same mia�y spory dystans do tego 30 wszystkiego. Nieliczne, posiadaj�ce m�dro�� pomimo braku wiedzy, u�ywa�y swojego daru wy��cznie dla czynienia dobra, chocia� nie potrafi�y zrobi� tego, co potrafi�by ka�dy czarodziej-terminator - wskaza� powodu, dla kt�rego czyni�y czary, ani m�wi� o R�wnowadze i Drodze Mocy, aby umotywowa� swoje dzia�anie. - Id� za g�osem serca - powiedzia�a przed laty do Tenar jedna z tych kobiet. - Pan Ogion jest wielkim magiem. Dost�pujesz wielkiego zaszczytu, skoro on ci� uczy. Lecz zastan�w si�, dziecko, czy wszystkim, czego ci� nauczy�, nie jest ostatecznie pod��anie za g�osem serca? Tenar wiedzia�a, �e kobieta ma racj�, ale jednak nie do ko�ca si� z ni� zgadza�a. By�o co� jeszcze. Obserwuj�c teraz Moss i Therru, Tenar pomy�la�a, �e Cioteczka r�wnie� pod��a za g�osem swego serca, lecz by�o to mroczne, dzikie serce, rz�dz�ce si� swoimi prawami. My�la�a te�, �e Moss mo�e czu� sympati� do Therru nie tylko z dobroci, lecz z powodu ran, krzywdy, kt�r� jej wyrz�dzono. Niemniej jednak nic, co Therru zrobi�a lub powiedzia�a, nie wskazywa�o na to, �e uczy�a si� od Cioteczki Moss czegokolwiek opr�cz tego, gdzie wije gniazdo skowronek, gdzie ro�nie czarna bor�wka i jak robi� koci� ko�ysk� jedn� r�k�. D�o� Therru zosta�a tak z�arta przez ogie�, �e pozosta� po niej zabli�niony kikut, a jedynym palcem, kt�rego dziewczynka mog�a u�ywa�, by� kciuk. Cioteczka Moss zna�a jednak zdumiewaj�cy uk�ad kociej ko�yski na cztery palce i kciuk i wierszyk towarzysz�cy figurom: Bij. bij, poczerwie� wszystko! Spal, spal, pogrzeb wszystko! Przyb�d� smoku, przyb�d�! I sznurek formowa� cztery tr�jk�ty, kt�re b�yskawicznie uk�ada�y si� w kwadrat. Therru nigdy nie �piewa�a g�o�no, lecz Tenar s�ysza�a, jak siedz�c samotnie na progu domu maga, monotonnie �piewa�a p�szeptem, uk�adaj�c figury. A jaka wi� - my�la�a Tenar - ��czy�a j� sam� z tym dzieckiem, poza lito�ci�, poza zwyczajnym poczuciem obowi�zku wobec bezradnej istoty? Lark zatrzyma�aby j�, gdyby nie wzi�a jej Tenar. Lecz Tenar zabra�a j� do siebie, nigdy nie zadaj�c sobie pytania "Dlaczego?". Czy pod��a�a za g�osem serca? Ogion nie zadawa� �adnych pyta� na temat dziecka, powiedzia� tylko: "B�d� si� jej l�ka�". A Tenar odpowiedzia�a zgodnie z prawd�: "Ju� si� jej boj�". 31 Mo�e ona sama ba�a si� dziecka tak, jak obawia�a si� okrucie�stwa, gwa�tu i ognia. Czy to strach by� wi�zi�, kt�ra j� zatrzymywa�a? - Goha - powiedzia�a Therru siadaj�c pod brzoskwiniowym drzewem i przygl�daj�c si� miejscu w twardej letniej ziemi, gdzie zasadzi�a pestk� brzoskwini. - Co to s� smoki? - Pot�ne stworzenia - odrzek�a Tenar - podobne do jaszczurek, ale d�u�sze ni� okr�t i wi�ksze ni� dom. Uskrzydlone jak ptaki. Wydychaj� ogie�. - Czy przylatuj� tutaj? - Nie - rzek�a Tenar. Dziewczynka nie pyta�a wi�cej. - Czy Cioteczka Moss opowiada�a ci o smokach? Therru potrz�sn�a g�ow�. - Ty opowiada�a� - odpar�a. - Aha - powiedzia�a Tenar. I zaraz doda�a: - Brzoskwinia, kt�r� zasadzi�a�, b�dzie potrzebowa�a wody, �eby zakie�kowa�. Raz dziennie, dop�ki nie przyjd� deszcze. Therru wsta�a i truchtem pobieg�a za r�g domu, do studni. Jej nogi i stopy by�y zdrowe. Tenar lubi�a patrze�, jak sz�a lub bieg�a, stawiaj�c na ziemi ciemne, zakurzone, �liczne, ma�e stopki. Dziewczynka wr�ci�a z Ogionow� konewk�, z trudem posuwaj�c si� z ni� naprz�d, i cieniutkim str