3442

Szczegóły
Tytuł 3442
Rozszerzenie: PDF

Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

3442 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 3442 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3442 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

3442 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Feliks W. Kres Demon Walki "Dziwne" - pomy�la� Rapis. "Pierwszy raz w �yciu widz� tak� pogod�. Czy�by z�a wr�ba?" Istotnie. Morze burzy�o si� niespokojnie. Gro�ne, uwie�czone koronami pian fale z �oskotem t�uk�y o burty statku. W okolicach Garry burze nie nale�a�y do rzadko�ci, ale tym razem prawie nie by�o wiatru. I �wieci�o jasne, gor�ce s�o�ce. "Dziwne" - powt�rzy� w my�lach Rapis. Oderwa� si� od burty i rozko�ysanym krokiem podszed� do sternika nieruchomo stoj�cego za ko�em. - Co tam, Ramadan? - W porz�dku, kapitanie. Trzymam kurs. Rapis w zamy�leniu skuba� palcami pas. Wreszcie zapyta� z wahaniem: - Co my�lisz o tej pogodzie? Sternik spojrza� z ukosa. Kapitan rzadko przyznawa� si� do w�tpliwo�ci. - Pierwszy raz widz� co� takiego, Panie. - W�a�nie. Cisza. �omot fal o burty statku. Dobiegaj�ce zewsz�d poskrzypywanie takielunku, pod pok�adem gniewne wrzaski bosmana. - Jakby co� nie w porz�dku - melduj. - Tak, Panie. Kapitan posta� jeszcze chwil� i odszed�. Po chwili by� w swojej kajucie na rufie, pochylony nad sto�em, na kt�rym rozrzucone by�y mapy. Spojrza� na nie krytycznie i nag�ym, w�ciek�ym ruchem zmi�t� je na pod�og�. W tej samej chwili zapukano do drzwi. - Wej��! Skrzypn�y zawiasy. - Co� taki nie w sosie? Spojrza� spode �ba na intruza. Rrodan ostro�nie przekracza� ogromn� map� Bezmiar�w. Rapis wskaza� mu miejsce w kapita�skim fotelu. Sam usiad� na stole. - Ta pogoda, ta sucza pogoda! - cisn��. - I jeszcze te mapy. Na Moc, co za �eglarze p�ywali po tych wodach, skoro wyspy jak ta, kt�r��my dopiero co min�li, nie s� na nich zaznaczone? Rrodan wzruszy� ramionami. - Dziwi ci� to? Powiedz, ilu� to �eglarzy wyp�ywa tak daleko na po�udniowy zach�d od Garry? - Jednak jacy� wyp�yn�li, skoro s� mapy, cho�by i niedok�adne... - Czy� musieli p�yn�� dok�adnie tym samym szlakiem, co my? Rapis w zamy�leniu ko�ysa� nogami. Odwr�ci� g�ow�. - Masz chyba racj�, al�... - Przechyli� si� w bok i hukn�� pi�ci� w st�. - ...ale ta pogoda doprowadza mnie do sza�u! S�ysza� kto kiedy o czym� takim na Bezmiarach? Teraz zamy�li� si� z kolei Rrodan. - Bezmiary... C� my w ko�cu o nich wiemy? - Co za bzdury mi tu opowiadasz?! Pytam: s�ysza�e� kiedy o takiej pogodzie? - Nie. A s�ysza�e� kiedy o ptakach wielkich jak okr�t? odparowa� Rrodan. Rapis zamilk�. W samej rzeczy, nie s�ysza� o nich nigdy. A przecie� - widzieli je. Z westchnieniem spu�ci� nogi na pod�og�. - Wydaj rozkazy. Zawracamy. Kurs na Ban�. - Za wcze�nie. Cesarskie okr�ty z pewno�ci� jeszcze kr�c� si� po morzu. - Niech Moc nam pozwoli spotka� cho� jeden z nich. - Oszala�e�? - Nie - gdy Rapis m�wi� a� tak cicho, oznacza�o to, �e zaraz zacznie krzycze�. Rrodan otworzy� usta, ale kapitan chwyci� go za rami�. - S�uchaj, Rrod, to chyba jaki� z�y czar, czyja� z�o�liwa a silna wola powstrzymuje nas od walki, napawa ostro�no�ci�... tch�rzostwem. Tak, tch�rzostwem. Cesarskie okr�ty, pomy�l, Rrod, przecie� to �mieszne! Dawniej zrabowaliby�my ze dwa, prze�lizn�li si� mi�dzy pozosta�ymi, po to tylko, by niespodzianie zn�w doskoczy� z boku i spali� nast�pny. Bywa�o tak przecie�, bywa�o! Pami�tasz, p�ywali�my jeszcze na "Mewie", �ciga�a nas Flota Darta�ska. i co? Zatopili�my jeden okr�t, zdobyli drugi, a potem spalili�my port w Lla. A dzi�? Na widok dw�ch galer - s�yszysz, nieuzbrojonych galer Floty Armektu robimy zwrot i miast na p�noc, p�yniemy na po�udniowy zach�d. I to jak! Cztery dni temu znik�y nam z oczu brzegi ostatnich otaczaj�cych Garre wysp, a my wci�� uciekamy! Jeszcze dwa-trzy dni i spragniona �up�w za�oga podniesie bunt. To �wie�y zaci�g, marzyli o stosach klejnot�w i z�ota, o walce, WALCE ! - s�yszysz Rrod? A my uciekamy. - Uspok�j si�, Rap. - Uspok�j? Ale� cz�owieku, jestem tak spokojny, �e m�g�bym nia�czy� stra�nik�w, bo chyba ju� do tego tylko si� nadaj�. Ty m�wisz "uspok�j si�"? - Uspok�j si�. Masz troch� racji, ale nie we wszystkim. Pos�uchaj. Prawie si�� posadzi� Rapisa w fotelu. Opar� si� o �cian�. - Masz racj�, �e ostatnio stali�my si� zbyt ostro�ni przyzna�. - Ale w tym jednym, jedynym wypadku ostro�no�� jest uzasadniona. Nie uciekamy przed par� ma�ych okr�t�w i ty wiesz o tym. C� dwie bezbronne w ko�cu galery mog�yby robi� poza pasem Wysp? Same? Nie, Rap, za nimi stoi ca�a Flota Armektu, mo�e nawet wszystkie jego Floty... To ob�awa, Rap, ob�awa na nas, na Kitasa, na Brorroka, na Alager�. R�cz�... - Wi�c dobrze, Rrod, sta�y za nimi wszystkie Floty Armektu, niechby i wszystkie Floty Imperium. Ale inne okr�ty by�y daleko - tak czy nie? Mogli�my pozwoli� sobie na zatopienie tych galer. Nie mam racji? Wsta�. - Postanowi�em. Jeszcze dzisiaj bierzemy kurs na Ban�. - Przemy�l to jeszcze. - Przemy�la�em. Mamy pod pok�adem osiemdziesi�ciu sze�ciu niewolnik�w... Osiemdziesi�ciu trzech. - W�a�nie. Sam widzisz. Za tydzie� nie b�dzie ju� z czym p�yn�� do Bany. A nawet je�li po�owa z nich prze�yje, w co w�tpi�, w jakim b�d� stanie? Nie zamierzam odst�powa� �upu za p�darmo. Rrodan my�la�. - Ty dowodzisz tym statkiem - powiedzia� wreszcie. Wyprostowa� si�. - Czekam na rozkazy. - Kurs na Ban�. Wyda� ludziom po p� kubka w�dki. Czy�ci� bro�. Rokona i tego drugiego... - Lasten�. - W�a�nie. Wypu�ci� z karceru. Po dziesi�� bat�w na g�ow�. To prezent dla za�ogi. - S�ucham, kapitanie. Trzasn�y drzwi. Rapis spl�t� r�ce na plecach i szerokim krokiem przemierzy� kajut�. Podni�s� z pod�ogi mapy. Roz�o�y� je na stole i zmarszczy� brwi. Oczywi�cie - pr�d, kt�ry ni�s� teraz statek, nie by� na nich zaznaczony. - S�yszeli�cie, ojcze Karder, �e ludzie z Akeru dot�d nie znaj� �agla? - A jak�e, synu, a jak�e. To dzicy. Rapis pochyli� g�ow� i przez w�skie, niskie drzwi wsun�� si� do kom�rki cie�li. - W porz�dku, ch�opcy - rzek� - pogadali�cie sobie, a teraz jazda na pok�ad. Drugi oficer ma dla was robot�. Stary, przestraszony pojawieniem si� kapitana, szybko powsta� z cuchn�cego bar�ogu. Za jego plecami b�yszcza�y w p�mroku oczy kilkunastoletniego wyrostka. - Na pok�ad, powiedzia�em! I przys�a� mi tu bosmana. Marynarze wypadli na zewn�trz, zadudni�y bose pi�ty na w�skich stopniach. Potem cisza. Rapis podszed� do migocz�cej w k�cie pomieszczenia �wiecy i uni�s� j� w g�r�. Z obrzydzeniem skrzywi� twarz. Minut� p�niej przybieg� bosman. - S�ucham, Panie? Rapis odwr�ci� si� powoli. - S�uchaj, Dorot, co jest, do cholery? My�lisz, �e jak p�ywamy razem od paru lat, to co, to ju� nie musisz nic robi�? Co, wszystko masz w dupie? Jak tu wygl�da? Przed chwil� by�em w kubryku - to samo. Zaraza na statku nie jest potrzebna. Je�li nie potrafisz wyt�umaczy� tej zbieraninie, gdzie znajduje si� okr�towa latryna - wyrzuc� za burt�. I raz na tydzie� maj� by� wietrzone koce i hamaki. Ruszy� ku drzwiom. Bosman skwapliwie zszed� z drogi. - Jeszcze dzi� zg�osisz si�, do magazyniera po latarnie. Ci tutaj postawili sobie �wieczk�. Tobie te� jedn� postawi�, je�li jeszcze raz zobacz� na statku otwarty ogie�. A to - kopn�� le��cy na pod�odze n� - jest bro�. Nie powinna by� zardzewia�a, Dorol. Naprawd�. A teraz won. Bosman znik� jak zdmuchni�ty. Rapis zgasi� �wiece i wyszed� na pok�ad. Zaczerpn�� �wie�ego powietrza. �wita�o. Rozpi�te sprawnie �agle z hukiem �apa�y wiatr. Chwa�a Mocy my�la�, �e ta przekl�ta cisza ju� nigdy si� nie sko�czy. Pokrzykiwanie i przekle�stwa majtk�w wywo�a�y u�miech na pochmurnej zwykle twarzy. Gromko okrzykn�� marynarza na oku. - Pusta, Panie kapitanie! - Oczy otwarte! - Tak, Panie kapitanie! Okr�t nabiera� chy�o�ci, lekko pochylony pru� fale jak legendarny w�� morski, kt�rego imi� nosi�. Wia� rzadki w tych okolicach po�udniowo-zachodni wiatr, szparko p�yn�li forewindem wprost na p�nocny wsch�d. Ramadan pewnie trzyma� ster. - Do stu grom�w, Rap! Wcze�nie dzisiaj wsta�e�! - Jak widzisz, Rrod. Musz� ci� jednak rozczarowa�: od trzech dni wcale nie sypiam. Ruszyli ku rufie. Rrodan otworzy� drzwi swojej kajuty. - Wejdziesz? - Czemu nie? Weszli. Rapis przeskoczy� porzucone na pod�odze mapy. Spojrza� na Rrodana. Roze�mieli si�. - Jak widzisz i ja nie sypiam ostatnio - powiedzia� oficer. - Stara�em si� odnale�� g�rny bieg tego pr�du, kt�ry dwa lata temu poci�gn�� nas a� pod Kirr�. - I co? - A jak my�lisz?... Nic. Za�omotano do drzwi. - Wej��! - Panie... wrak na horyzoncie! Oparty o �cian� tu� przy drzwiach Rapis ukaza� si� marynarzowi. Rrodan wsta� z koi. - Kapitan... to dobrze - ucieszy� si� majtek. - Samon krzycza� z gniazda. - S�ysza�em. Chod�my, Rrod. Widok by� straszny. Oniemiali ze zgrozy marynarze t�oczyli si� wzd�u� sterburty. Zimny ju�, wypalony doszcz�tnie wrak dryfowa� powoli z wiatrem na p�nocny wsch�d. Na wytrawionej ogniem burcie widnia� ledwie czytelny napis "P�noc". By�y to resztki wielkiej i dumnej niegdy� kogi Alagery. Ona sama - Rapis pozna� j� po szkar�atnej odzie�y - wisia�a na ob�amanym i osmalonym kawa�ku rei. Podobnie ko�ysa�a si� z wiatrem ta cz�� jej za�ogi, kt�ra unikn�a mieczy i w��czni stra�nik�w morskich. Trupi zaduch dolatywa� a� na pok�ad "W�a Morskiego". - Mia�e� racj�, Rrod - powiedzia� nieg�o�no Rapis. - To by�e ob�awa. - Chyba nie zostawimy ich tak... - powiedzia� kt�ry� z marynarzy. - Przecie� to... nasi. Rapis oderwa� si� od relingu. - Obs�uga do dzia�! Zakot�owa�o si� na pok�adzie. Kanonierzy w mig zaj�li stanowiska. - Ognia! Powietrze rozdam szereg pot�nych, prawie jednoczesnych grzmot�w. Wielkie, kamienne kule z �oskotem uderzy�y w zniszczon� burt�, wybijaj�c w niej kilka ogromnych dziur. Zgruchotany wrak "P�nocy" ci�ko jak kamie�, bez �adnych wir�w i bulgota� run�� w g��biny Bezmiar�w. - Morze wzi�o... - rzek� Rapis. Tego samego dnia wieczorem stoj�cy na oku marynarz obwo�a� ziemi�. To by�a Garra, a raczej jedna z przyleg�ych wysepek. Nie przez przypadek Rapis skierowa� okr�t w jej stron�. Sprawdzi�y si� jego przewidywania: niewolnicy, kt�rych wi�z� na handel, w wi�kszej cz�ci powymierali; �adownia �wieci�a pustk�. T� wysepk� Rapis zna� dobrze, kilkakrotnie uzupe�nia� na niej zapasy �ywno�ci. Mia�a niewielki port, w kt�rym pr�cz kryp rybackich stacjonowa�y zwykle dwa lub trzy ma�e okr�ty stra�nik�w morskich. Dla "W�a Morskiego" nie by�y one �adnym zagro�eniem, c� w ko�cu mog�y poradzi� trzy stare jak �wiat szniki przeciw najwi�kszej p�ywaj�cej po Bezmiarach karace? Dlatego gdy Rapis zawija� do portu, stra�nicy zwykle siedzieli zupe�nie cicho, udaj�c, �e ich w og�le nie ma i ciesz�c si�, je�li odp�yn�� nic nie spaliwszy. Kilkakrotnie ju� urz�dzano na niego zasadzki, ale �o�nierzom brak�o szcz�cia: przyp�ywa� wtedy, gdy nikt go nie oczekiwa�, by potem przez rok nie pokaza� si� ani razu. Zwykle przybija� do przystani za pomoc� szalup, tym razem jednak zale�a�o mu na czasie, poza tym chcia� unikn�� k�opotliwego ludzkiego transportu. Wiedzia�, �e port jest do�� g��boki, by przyj�� nawet tak wielki okr�t jak jego. By� �rodek nocy, gdy wp�ywali do przystani. W strzeg�cej jej wr�t wartowni zab�ys�o w�t�e �wiate�ko; z brzegu zabrzmia� okrzyk: - Kto� ty?! Cisza. Olbrzymia bry�a okr�tu naparta na belki pomostu. Marynarze rzucili cumy. Kto� ty?! Rzucono trap. Tu� przy nim jeden z majtk�w postawi� p�on�c� ma�nic� ze smo��. Trap rozj�cza� si� pod uderzeniami marynarskich n�g. Ka�dy z zabijak�w ni�s� pochodni�, kt�r� zanurza� w ma�nicy. Jeszcze chwila i dwie setki ruchomych ogni roz�wietli�y ca�y port. Natarczywy g�os z wybrze�a ucich�, w le��cej nie opodal wiosce zal�ni�y migocz�ce �wiate�ka w oknach. Nagle hukn�y wszystkie lewoburtowe dzia�a. Chwil� potem z pok�adu zabrzmia� silny, wyra�ny g�os: - Wie�niak�w �ywcem, �mier� stra�nikom! Naprz�d! Od strony zgruchotanej salw� z bliskiej odleg�o�ci stra�nicy dobieg� odg�os pojedynczego wystrza�u z ci�kiego dzia�a. Zawirowa�y w powietrzu p�on�ce szmaty i grube �a�cuchy. Strza� by� celny, przesycone smo�� w�e spad�y na pok�ad okr�tu. Ugaszono je w mgnieniu oka, po czym rozleg�a si� druga salwa, tym razem ze �rednich, rejteradowych dzia� karaki. Gromada p�dzikich marynarzy run�a ku rozbitej pociskami wartowni. Na czele zgrai bieg� Rapis. Kilkudziesi�ciu stra�nik�w postanowi�o drogo sprzeda� swe �ycie. Nadbiegaj�cy ludzie Rapisa ujrzeli nagle w p�mroku zwarty r�wny szyk wy�wiczonej piechoty, stanowi�cej uzupe�nienie za��g stoj�cych w porcie okr�t�w. Wi�kszo�� wyrwana ze snu, bez zbroi, czasem w groteskowych szlafmycach i koszulach - przecie� prezentowali si� gro�nie. Od strony przystani rozleg� si� nowy huk: to "W�� Morski" prowadzi� bezlitosn� walk� z za�ogami cesarskich okr�cik�w, odpowiadaj�cymi ogniem ze swych pojedynczych, dziobowych dzia�. W tej samej chwili, jak na um�wione has�o, pierwszy szereg �o�nierzy przykl�kn��, celuj�c z kusz; �o�nierze w drugim tak�e unie�li bro� do oka. �wisn�y z�owrogie be�ty, grupa pirat�w zatrzyma�a si� nagle, zwin�a w miejscu jak raniony �miertelnie rekin. Nad j�kami b�lu i charkotem konaj�cych zapanowa� g�os Rapisa: - Bij ! Adgared, adgared! - Adgared! - podchwycili z bojow� w�ciek�o�ci� inni. �o�nierze nie zdo�ali powt�rnie naci�gn�� kusz, trzykrotnie liczniejsza dzika zgraja wpad�a na nich z zaciek�o�ci� stada wilk�w. Szcz�kn�y krzy�owane miecze, gdzieniegdzie zal�ni� w migotliwym blasku deptanych pochodni grot w��czni i krzywe ostrze szerokiej pirackiej szabli. Nag�e w �rodku linii �o�nierzy zakot�owa�o si� co� gwa�townie i w poblasku ostatnich gasn�cych iskier zap�on�� top�r Rapisa. Linia stra�nik�w p�k�a, rozpad�a si� na dwie osobne grupy, kt�re natychmiast otoczono. Cz�� �o�nierzy wpad�a w panik�, inni walczyli ka�dy na w�asn� r�k�, ale tak sprawnie, �e trup po stronie pirat�w �cieli� si� g�sto. St�oczono ich jednak, przemieszano... Walka zmieni�a si� w rze�. Tymczasem druga setka pirat�w pustoszy�a wie�. Tu dowodzi� Rrodan. Gdy Rapis docina� niedobitki �o�nierzy, p�on�y ju� niepewnie pierwsze domy. Co chwila grupa zbir�w wpada�a do jakiej� cha�upy sk�d natychmiast dobiega�y krzyki, p�acz i wycie rybak�w. ��dni krwi majtkowie rzucali si� po�r�d dom�w jak w�ciekli, psy ujada�y na �a�cuchach, z ogarni�tego po�arem kurnika wysypa�y si� otumanione dymem kaczki i kury, powi�kszaj�c jeszcze zamieszanie. Tam, gdzie wie�niacy stawiali rozpaczliwy op�r - zabijano bez lito�ci. Krew p�yn�a strumieniami, przywykli do operowania broni�, nie rzadko odziani w pancerze mordercy Rapisa r�bali mieczami i toporami bezradnie wysuni�te w obronnym ge�cie wie�niacze wid�y, d�gali pozbawione os�on brzuchy, roztrzaskiwali korbaczami g�owy. J�ki gwa�conych z wyrafinowan� brutalno�ci� kobiet gin�y w przera�liwym p�aczu dzieci, kt�re, jako nieprzydatne do transportu, zabijano bez lito�ci. Strzechy cha�up p�on�y coraz ja�niej, trzask gorej�cych krokwi miesza� si� z dobiegaj�cym od strony portu grzmotem dzia� "W�a Morskiego", dobijaj�cego stoj�ce w kotwicy i bezbronne szpiki. Rrodan nie bra� udzia�u w rzezi. Sta� w �rodku wioski z mieczem pod pach� i ze zwyk�ym spokojem wydawa� polecenia coraz to podbiegaj�cym do� piratom. Baczy�, by nikt z mieszka�c�w wioski nie zdo�a� zbiec do pobliskiego lasu, czasem w milczeniu wskazywa� cel kl�cz�cemu przy nim Salatrze, najlepszemu �ucznikowi w za�odze. Tak zasta� go Rapis, nadci�gaj�cy wreszcie z reszt� za�ogi. - Za du�o trup�w! - powiedzia� ostro. - Mamy puste �adownie. Oficer w milczeniu wskaza� wy�aniaj�c� si� spomi�dzy cha�up kolumn� kilkudziesi�ciu powi�zanych wie�niak�w. Po�ow� stanowi�y kobiety. Eskortuj�cy bra�c�w piraci nie szcz�dzili uderze� p�azem szabli, a nierzadko i korbaczem. Nagle z pobliskiej chaty wytoczy� si� siwy, ma�y staruszek. Spomi�dzy przyci�ni�tych do twarzy palc�w kapa�a krew. Rapis jak ry� skoczy� na rybaka, wywin�� toporem. Rozleg� si� przera�liwy krzyk, zawt�rowa� mu trzask kruszonych ko�ci. - Wy�lij ludzi do tawerny - rzuci� Rapis, ocieraj�c krwawe ostrze. Rodan skin�� g�ow�. - Ju� to zrobi�em. Za�adunek prowiantu i s�odkiej wody zako�czymy przed �witem. - Bardzo dobrze. Przechodz�cy obok zziajany marynarz cisn�� pochodni� na dach pobliskiego domu. Buchn�y p�omienie. Powoli milk�y ostatnie krzyki mordowanych. Rozwrzeszczane dot�d bez�adnie g�osy zacz�y si� ��czy� w star�, ponur� morsk� pie��: Podmorskie fale zielonym echem podwodnej trawy przynosz� szmer, przegni�e d�onie martwego szypra na dnie otch�ani trzymaj� ster. Rapis przytkn�� do ust kr�tki, ko�ciany gwizdek. G�osy umilk�y, w ci�gu minuty mia� przed sob� ca�� za�og�. By�o cicho, tylko p�omienie hucza�y. Z trzaskiem zawali� si� dach jednej z chat. - Wracamy na statek - powiedzia� kapitan. - Bosman do mnie. Grube ch�opisko natychmiast wysun�o si� z t�umu. - We� dziesi�ciu ludzi pod stra�nic� i pozbierajcie dobytek stra�nik�w, zw�aszcza zbroje. Mo�ecie wybra� po jednej dla siebie. Reszta na okr�t. Szli zwart� gromad�, otaczaj�c grup� zawodz�cych je�c�w. Jaki� gruby, chropawy g�os podj��: A nad powierzchni� niebo si� chmurzy z mocami sztormu si�d�my do gry. �piewa wiatr w wantach, �piewa o burzy, wiec za�piewajmy i my: I zn�w wszyscy Szcz�liwa gwiazda zn�w si� do niego u�miecha�a. Zna� ma��, dzik� zatoczk� w okolicach Bany. Tam ukry� "W�a Morskiego", sam za�, wraz z dziesi�cioma pewnymi lud�mi, dowi�z� szalupami na l�d prawie setk� niewolnik�w i niewolnic. Musieli obr�ci� dwa razy, by�o ju� ciemno, gdy sko�czyli wy�adunek. Przenocowali na pla�y i wczesnym rankiem wyruszyli do miasta, pozostawiaj�c przy �odziach trzech ludzi. Na targu byli jeszcze przed po�udniem. Ruch du�y, handlowano te� niewolnikami, ale towar nie cieszy� si� wzi�ciem. Ceny by�y wysokie, dochodzi�y do pi��dziesi�ciu sztuk z�ota za cherlawego m�czyzn� i tyle� samo za brzydk� kobiet�. Chyba tylko darta�scy Magnaci mogliby sobie pozwoli� na taki zbytek. Pojawienie si� Rapisa na rynku wywo�a�o zrozumia�e poruszenie. T�um wok� grupy upokorzonych i przera�onych niewolnik�w zg�stnia� tak bardzo, �e eskorta musia�a torowa� drog� si��. Ludzie Rapisa pod kierunkiem Tarasa C., jego drugiego oficera, sprawnie posegregowali towar, upychaj�c go wed�ug jako�ci i ceny w oddzielnych klatkach. Rapis stan�� skromnie z boku, Taras wszed� na podium i wypowiedzia� sakramentalne s�owo otwieraj�ce targ: - Czekam. T�um zafalowa�, po�r�d zgie�ku kilka d�oni jednocze�nie wyci�gn�o si� w g�r�. Taras wybra� w�a�ciciela jednej z nich. - S�ucham ci�, Panie. Chudy, niski cz�owieczek o ospowatej twarzy wdrapa� si� na podium. Gwar t�umu przycich�. Jeden z ludzi Rapisa poda� klientowi wska�nik. Ten pochwyci� go nerwowo i pr�dko wetkn�� pomi�dzy pr�ty jednej z klatek. - On. Taras da� znak. Marynarze natychmiast wywlekli wskazanego m�czyzn� na �rodek areny. Zdarto ze� resztki ubrania. Cz�owieczek sprawnie obmaca� mi�nie. Pokiwa� z uznaniem g�ow�. - Co umie? - Niewiele. Cz�owieczek zdumia� si�. Zdumia� si� r�wnie� t�um. Po raz pierwszy widziano, by kto� tak dziwnie poleca� sw�j towar. Cz�owieczek skrzywi� twarz. Ju� schodz�c z areny zapyta� niech�tnie przez rami�: - A ile? - Trzydzie�ci sztuk z�ota, Panie. To w�a�nie by�a reklama Rapisa, T�um wok� klatek eksplodowa�y tyle kosztowa�y hodowlane odrzuty. Ludzie po kilku naraz wdrapywali si� na aren�, krzycz�c i wyci�gaj�c r�ce po wska�nik. Taras dwoi� si� i troi�, majtkowie niemal si�� odepchn�li t�um od klatek. Niepr�dko zapanowa� porz�dek. Rapis nie bra� udzia�u w targu, patrzy� w zupe�nie inn� stron�. Tam mianowicie, gdzie po�r�d rynkowego t�umu handlarzy i kupuj�cych b�ysn�y mu niebieskie tuniki i stalowe he�my Gwardii Armektu. Tu� przy dow�dcy patrolu drepta� ubrany na czarno karze� z niechlujnie utrzyman� brod�. Wygl�da� ni mniej, ni wi�cej, tylko na w�a�ciciela hodowli niewolnik�w, obawiaj�cego si� konkurencji. Gestykulowa� gwa�townie. Rapis spojrza� na Tarasa. Porozumieli si� wzrokiem. Po kilku chwilach gwardzi�ci dotarli do areny. Karze� gdzie� przepad�. Rapis przecisn�� si� ku dow�dcy patrolu, ten obrzuci� go uwa�nym spojrzeniem. - Wydaje mi si�, Panie, �e ci niewolnicy nie pochodz� z hodowli - powiedzia�. Rapis zmru�y� oczy. - Nie. - Sk�d zatem? Rapis milcza� przez chwil�. Wreszcie powiedzia� nieg�o�no - Dwa s�owa na osobno�ci, dow�dco... �o�nierz zawaha� si�. Ruszy� jednak za Rapisem: Ten poprowadzi� go na zaplecze areny. Otworzy� jedn� z klatek i wyci�gn�� z niej �adn�, najwy�ej dwudziestoletni� dziewczyn�. - Zanim przyst�pimy do rozmowy, pozw�l, dow�dco, ofiarowa� sobie ten ma�y prezent. Jako dow�d, �e nie handluj� byle czym. To najdro�sza sztuka, jak� mam. Jest... jeszcze nie ruszona. �o�nierz spojrza� na dziewczyn�, potem na niego. Rapis sta� w grzecznej, wyczekuj�cej postawie, ale d�o� trzyma� na r�koje�ci miecza. Przewy�sza� ros�ego gwardzist� o p� g�owy. Spojrzenie dow�dcy zn�w spocz�o na dziewczynie. Na targu niewolnik�w hodowlanych musia�a kosztowa� do sze��dziesi�ciu sztuk z�ota, a mo�e i wi�cej. Czyli tyle, co dwa najdro�sze grombelardzkie miecze lub du�a wie�. - A zatem? - pyta� Rapis. Gwardzista nie waha� si� ju�. - Dzi�kuj� Waszej Godno�ci. Uj�� dziewczyn� za rami�. Wymienili z Rapisem uk�ony. Interes szed� �wietnie, do wieczora pozbyli si� wszystkich niemal niewolnik�w. Ceny by�y niskie; a towar niez�y; kupuj�cy nierzadko nabywali na targu ca�e jego partie. Wreszcie w �elaznych klatkach pozosta�o ledwie o�miu m�czyzn i jedna kobieta. M�czy�ni byli cherlawi i brzydcy, Rapis obni�y� ich cen� o po�ow�, byle tylko pozby� si� k�opotu. Z dziewczyn� sprawa mia�a si� inaczej. Bardzo m�oda i jeszcze do niedawna niebrzydka, nie znajdowa�a swego nabywcy z powodu kilku ran otrzymanych podczas porwania: straci�a lewe oko, a na policzku nosi�a wyra�n� blizn� po �le zagojonym skaleczeniu. Gdy zapad� zmierzch, przy Tarasie by�o ju� tylko sze�ciu m�czyzn i ona. Nie by�o sensu sta� d�u�ej. Rapis przywo�a� oficera. - Zbieraj ludzi - poleci�. - Wracamy. - Co z tym?... - Pozb�dziemy si� po drodze. Po chwili r�wnym, szybkim krokiem pod��ali ku rogatkom miasta. Zd��yli tu� przed zamkni�ciem bram; by�o ju� zupe�nie ciemno. Rapis szed� pierwszy. Na plecy mia� zarzucony spory, nabity z�otem i srebrem worek. Taras tak�e d�wiga� podobny maj�tek, razem mieli - prawie tysi�c potr�jnych sztuk z�ota. To sporo. Kapitan z lubo�ci� ws�uchiwa� si� w brz�k kruszcu. Prawie dziesi�� sztuk z�ota na g�ow� marynarza licz�c, �e sam we�mie pi��dziesi�t, a Rrodan i Taras po czterdzie�ci sztuk z�ota. No i jeszcze sternicy, bosman... Taras prowadz�cy oddzia�ek zatrzyma� si� nagle i skin�� na jednego z majtk�w. Zwi�zani wsp�lnym sznurem niewolnicy krzykn�li, gdy majtek doby� miecza. Padali jeden po drugim. Miecz �mign�� po raz ostatni, godz�c w pier� dziewczyny. Nie dotkn�� jej. Inny brzeszczot podbi� go w g�r�. Majtek odwr�ci� g�ow�. Obok w ciemno�ciach majaczy�a ogromna sylwetka. - Jej nie. Schowali bro�. Taras by� zdziwiony, ale nie pyta� o nic. Rapis lekko tr�ci� d�oni� stoj�cego z boku marynarza. Ten spojrza� przera�onym wzrokiem. Nie rozumia� niemego polecenia. A w za�odze Rapisa, kto nie rozumia� gest�w i spojrze� kapitana - ten gin��. W g�osie Rapisa nie by�o gniewu: - Rozetnij jej wi�zy. Majtek pospiesznie wykona� rozkaz. Po chwili zn�w szli w stron� zatoki. Rapis po swojemu trzyma� si� ko�ca grupy. Nie wiedzia�, dlaczego podbi� bro� majtkowi. Ta dziewczyna by�a mu zupe�nie oboj�tna. Zrobi� to odruchowo, prawie nie�wiadomie. W ten sam spos�b wyda� rozkaz przeci�cia p�t. Dlaczego? Gdy dotarli do �odzi, rozumia� ju�. W �wietle zapalonej przez majtk�w pochodni dostrzeg� twarz dziewczyny. Patrzy� na ni� ju� na targu, ale dopiero teraz poj��... Nie, nic nie pojmowa�. Usta, usta tej dziewczyny, ich wykr�j... Reszty twarzy nie zna�, by�a mu ca�kowicie obca. Tylko usta. Nie wiedzia�, jak to mo�liwe, ale zna� dok�adnie ich lini�. - Odp�ywamy, kapitanie? - Tak. Wskoczy� do szalupy, uj�� w d�o� rumpel. Majtkowie mocno chwycili wios�a, dwaj inni zepchn�li ��d� na wod�. Dziewczyna p�yn�a w tej �odzi, co on. Siedz�c na rufie widzia�, jak przepycha si� ku niemu, depcz�c po nogach siedz�cych przy wios�ach marynarzy. Nikt nawet nie zakl��, pami�tali, �e kapitan j� obroni�. A u Rapisa pchni�cie mieczem by�o szybsze ni� s�owo. Na "W�u Morskim" karano rzadko, ale karano strasznie. Marynarze szybko nauczyli si� unika� gniewu kapitana, kt�ry wybucha� jak p�omie�, a gdy gas�, by�o ju� za p�no. Wi�ksze wykroczenia karano tylko �mierci�, ale �mierci� straszn�, bo przez po�wiartowanie. Za to dyscyplina na okr�cie Rapisa by�a taka, jakiej pr�no by szuka� nawet w�r�d stra�nik�w morskich. Obdarte, pstro odziane postacie reagowa�y na ka�dy gest, na ka�dy ruch oczu dow�dcy. Niewiele to mia�o wsp�lnego z innymi okr�tami pirackimi, takimi cho�by, jak "P�no�" Alagery. Jej za�oga, z�o�ona w jednej trzeciej z kobiet, kt�rych na przyk�ad Rapis wcale nie tolerowa� w gronie za�ogi, wi�cej gzi�a si� pod pok�adem, ni� my�la�a o stawianiu �agli. Alagera by�a kapitanem tylko z tytu�u, naprawd� nikt jej nie s�ucha�. W takich warunkach ka�dy zwrot okr�tu, ka�de ostrzenie urasta�o do rangi wielkiego manewru. Na pok�adzie "W�a Morskiego" wygl�da�o to zupe�nie inaczej. Dziewczyna potkn�a si� o porzucony na dnie �odzi worek i z krzykiem przelecia�a przez kraw�d� burty. W tej samej chwili czterej majtkowie jednocze�nie wyskoczyli w �lad za ni�. Kapitan chcia�, by �y�a. Rapis nie poruszy� si� nawet. Z drugiej �odzi dolecia� g�os Tarasa: - Wszystko w porz�dku, Rap?! - Tak. Nie krzycz. Najpierw wgramolili si� do szalupy dwaj marynarze. Odebrali od koleg�w ociekaj�c� wod� dziewczyn�, potem dopiero pozostali dwaj przele�li przez burt�. Spokojnie, jakby �adne wydarzenie nie mia�o miejsca, usiedli przy wios�ach. ��d� zn�w ostro ruszy�a naprz�d. Dziewczyna zanios�a si� kaszlem, w przerwach m�wi�a co� niewyra�nie. Rapis rozr�ni� mocne, podobne do grombelardzkich akcenty. M�wi�a j�zykiem Garry. W ciemno�ci majaczy�a wielka, czarna bry�a statku. Taras okrzykn�� wachtowego, odpowied� przysz�a natychmiast. Wzd�u� sterburty zako�ysa�a si� sznurowa drabinka. Przywi�zali �odzie do rufy i po kolei wchodzili na pok�ad. Na ko�cu Rapis i dziewczyna. Zamy�lony stan�� przy pomagaj�cym mu przekroczy� burt� Rrodanie. Ten lekko klepn�� go w plecy. Zabrz�cza�o z�oto. - S�ysz�, �e nie�le posz�o. - Znakomicie. - C�e� taki niewyra�ny? - Nic. S�uchaj, przy�lij mi zaraz t� dziewczyn�. - A w�a�nie: co to za panna? - Niewolnica. Nie sprzedali�my na targu... - �adna? - �lepa. Odczep si�. Ruszy� ku rufie. Na odchodnym rzuci� przez rami�: - Wydaj rozkazy. Kurs na Morze Zwarte. Po chwili zamyka� za sob� drzwi kajuty. Odpi�� pas. By�o parno, zrzuci� wi�c kaftan i koszul�. Przeci�gn�� si� czuj�c, jak wszystkie mi�nie graj� mu pod sk�r�. Usiad�, wyci�gn�� nogi i zamkn�� oczy. Otwar� je na odg�os pukania do drzwi. Przetar� d�o�mi powieki. - Wej��! W drzwiach stan�� wachtowy. - Pan Rrodan przysy�a... - Dawaj j� i wyno� si�. Majtek znikn�� jak duch. Rapis zosta� sam na sam ze zrezygnowan� dziewczyn�. Sta�a przy drzwiach, jej podarta, porozrywana sukienka by�a jeszcze mokra, w�osy ju� nieco podesch�y... Wsta� i zapali� wszystkie latarnie. W kajucie zrobi�o si� jasno jak w dzie�. - Jak si� nazywasz? Cisza. G�owa spuszczona na piersi, r�ce bezw�adnie zwisaj�ce wzd�u� bok�w. - Nie rozumiesz Konu? Chyba istotnie nie rozumia�a. Tak cz�sto bywa�o, Garra�czycy nie lubili Konu. Zdarza�o si� wcale nierzadko, �e nawet dzieci najwi�kszych garra�skich i wyspiarskich rodzin nie zna�y j�zyka uniwersalnego dla ca�ego Imperium. Rapis zmarszczy� czo�o. Zna� dobrze narzecze Garry i Wysp, w dziwny, niezrozumia�y spos�b spokrewnione z mow� tak odleg�ego przecie� Grombelardu, ale nie lubi� pos�ugiwa� si� nim. Pochodzi� z Armektu i wyspiarski akcent by� dla niego istn� magi�. Zdawa� sobie spraw� z tego, jak �miesznie i prostacko brzmi� w jego ustach garra�skie s�owa. - Jak si� nazywasz? Unios�a g�ow�. Na sekund� ich oczy si� spotka�y Nie wytrzyma�a tego spojrzenia, odwr�ci�a lekko g�ow�. - Rizarret. - �wietnie. Nie spuszcza� wzroku z jej ust. Im d�u�ej patrzy�, tym bardziej wydawa�o mu si�, �e poprzednio uleg� z�udzeniu. Ich kszta�t nie wywo�ywa� teraz w jego pami�ci �adnych skojarze�. Za�o�y� r�ce do ty�u i ruszy� w sw� zwyk�� w�dr�wk� po pokoju. Spojrza� na le��cy pod �cian� miecz, ale zrezygnowa�. Zawsze zd��y j� zabi�. Podszed� do du�ego, zrabowanego z jakiego� statku kufra. Nie sprawdza� wtedy, co bierze, potem okaza�o si�, �e pe�en jest kobiecych stroj�w. Nie wyrzuci� go przez zwyk�e lenistwo. Teraz zawarto�� mia�a si� przyda�. - Chod� tu. Drgn�a. - Chod� tu - powt�rzy� z naciskiem, cho� nadal �agodnie. Zbli�y�a si� niepewnie. - Otw�rz to. Zawarto�� nale�y do ciebie - nagle pochyli� si� i sam otworzy� wieko. B�ysn�y naszywane srebrnymi cekinami suknie, zakurzonym ciep�em powia�o od aksamitu. Policzki dziewczyny pokry�y si� rumie�cem. Spojrza�a z niedowierzaniem, szybko opu�ci�a g�ow� na powr�t. By� pewien, �e na jej wysepce nigdy nie widziano nawet skrawka takich materia��w. - Ale najpierw umyj si� i uczesz. - Popchn�� j� ku niewielkim drzwiom w k�cie kajuty. - Tam znajdziesz dzban z wod� i miednice. Jest te� lustro i �elazny grzebie�. - U�miechn�� si� nagle. - Wiem, �e to za ma�o dla damy, ale to niestety wszystko, czym mog� ci s�u�y�. M�wi� powoli, starannie. Dawno nie u�ywa� j�zyka Garry. Dziewczyna znikn�a za wskazanymi drzwiami. Rapis otworzy� s�siednie, wiod�ce do sypialni. Zamkn�� je za sob� i spojrza� doko�a. Rozbebeszone ��ko, porozrzucane ubrania i bro�... C�, dziewczyna mog�a si� przyda�. Wr�ci� do nawigacyjnej. Czeka� na ni� przez chwil�. - W porz�dku. Przebierz si� teraz. Zamy�lony zacz�� przemierza� kabin� wielkimi krokami. Ta dziewczyna... Nie by�o w niej tak typowej dla wie�niak�w prostoty, czy g�upoty mieszczan... Natura g��bsza, skomplikowana... Ot, zagadka. Sk�d ta dziewczyna w wyspiarskiej wiosce? Zerkn�� na ni� spod oka i zdziwi� si� ujrzawszy, �e stoi w miejscu z opuszczon� na piersi g�ow�. Zorientowa� si� nagle w sytuacji, machn�� r�k� i wszed� do sypialni. Zatrzasn�� drzwi. Trzy kroki, zwrot, trzy kroki... Dla odmiany zacz�� snu� plany. Najpierw na Garr�. Trzeba zadba� o to, by ch�opcy mieli gdzie przehula� zarobione z�oto, w przeciwnym razie b�d� niezadowoleni. A za�oga musi by� zadowolona. I bez grosza. Wtedy lepiej si� bije. A wi�c na Garr�. A z Garry? Mo�na by p�yn�� na Morze Zamkni�te, ale tam p�ywa niewiele towarowc�w. A mo�e tak... Na Wody �rodkowe? Wa�ny szlak handlowy mi�dzy grombelardzkim Londem a armekta�sk� Rap�. Co prawda nie lubi� p�ywa� po takich sadzawkach... Wody �rodkowe. Po��czenie z Bezmiarami zapewnia�o im tylko Gard�o - w�ska cie�nina, kt�rej nazwa m�wi�a sama za siebie. M�wi�a Alagera, �e Gard�o jest ostatnimi czasy strze�one przez kilka du�ych okr�t�w Floty Grombelardzkiej. Je�li to prawda, nie ma tam po co p�yn��. Rapis zatrzyma� si�. Potar� d�oni� brod�. Wi�c mo�e do Z�ego Kraju? Po Magiczne Przedmioty? Gdyby si� uda�o... By� ju� raz w Kraju. I powr�ci� �ywy, cho� z pi��dziesi�cioma lud�mi na pok�adzie. Niemal ka�dy z nich zdoby� wtedy Przedmiot. Marynarze posprzedawali swoje czym pr�dzej, tylko on i Rrodan zatrzymali zdobycz przy sobie. Rrodan - Pi�ro, on - Rubin C�rki Grzmotu, Geerkoto, pot�ny Z�y Magiczny Przedmiot. Nie potrafi� w pe�ni wykorzysta� drzemi�cych w Rubinie si�, ale samo jego posiadanie pot�gowa�o odporno�� na rany i b�l, czyni�o w�a�ciciela prawie niezwyci�onym w walce... Nie, nie m�g� ponownie p�yn�� do Obszaru. Ludzie. Ludzie byli niepewni, nowi. Och, gdyby mia� sw� star� za�og�, t� sam�, przy kt�rej pomocy udowodni�, kto jest faktycznym kr�lem Wysp i Bezmiar�w! U�miechn�� si� do wspomnie�. To by�o w 287 roku Ery S�p�w. Zacz�o si� od tego, �e wyci�� do nogi male�ki garnizon Gwardii na jednej z przylegaj�cych do Garry wysepek. I dla �artu, zupe�nie dla �artu, wyda� edykt, na mocy kt�rego obejmowa� wysp� w wieczyste w�adanie. Zostawi� tam nawet swoj� flag� czerwone "R" na zielonym tle. Gwardzi�ci oczywi�cie obsadzili wysp� ponownie i zn�w czysty przypadek sprawi�, �e Rapis zawita� tam po raz drugi. Wtedy sko�czy�a si� zabawa, zacz�a si� powa�na gra. Trzecia wizyta Rapisa sko�czy�a si� masakr� wzmocnionego garnizonu w sile kilkudziesi�ciu ludzi. Rapis straci� po�ow� za�ogi. Wtedy �ci�gni�to na wysp� tak powa�ne si�y, �e nawet Demon Walki, jak go z czasem nazywano, musia�by by� szale�cem, by porwa� si� na nie. Gwardzi�ci nie docenili go. W�r�d korsarzy istnieje niepisane prawo, �e najpot�niejszy spo�r�d nich mo�e raz na pi�� lat za��da� darmowej pomocy od pozosta�ych - prawo odwieczne i niewzruszone jak ska�a, prawo �wi�te. Tak wi�c ataku na wysp� (nazwano j� w tym czasie Barirra - Krwawa) dokona�y cztery du�e i dwa mniejsze okr�ty, a ponadto kilkadziesi�t �mig�ych �odzi S�p�w Morza - przybrze�nych pirat�w dobijaj�cych i grabi�cych statki osiad�e na mieliznach lub roztrzaskane przez burz�. ��cznie - przesz�o p�tora tysi�ca ludzi. To ju� by�a regularna wojna. Po dw�ch dniach oporu Barirra pad�a. Trzystu gwardzist�w zabito w walce lub powieszono, spalono dwie kogi i zmuszono do ucieczki mniejsz� karawel�. �mier� na dnie morza znalaz�o prawie trzystu marynarzy i stra�nik�w morza. Po raz czwarty zielono-szkar�atna flaga powiewa�a nad wysp�. Tego ju� by�o Przedstawicielowi Cesarza w Doronie za wiele. Na nieszcz�sn� ska�� zwali�a si� ca�a niemal piechota z zachodnich okr�g�w Gamy w sile czterech i p� tysi�ca ludzi, zaopatrzenie dowozi�y trzy wielkie karaki stanowi�ce trzon Floty G��wnej Garry i Wysp. Lecz Rapis nie by� g�upcem. Nie m�g� po raz drugi ��da� od za��g sprzymierzonych okr�t�w pomocy w walce, kt�ra poch�ania�a ogromn� liczb� ludzi i pr�cz gwardyjskiego uzbrojenia nie dawa�a �adnych zysk�w. Zamiast tego zaproponowa� im... interes. I sta�o si�, �e �smego dnia maja na tydzie� przed nadej�ciem wezwanych z kontynentu na pomoc trzech Flot Armektu, pirackie za�ogi w sze�ciu miejscach na raz zaatakowa�y nadbrze�ne wioski, a nawet mniejsze miasteczka Garry. Triumf by� zupe�ny. Wzi�to ogromne �upy, zburzono praktycznie pozbawione za��g wartownie Gwardii, wyci�to kilkuset rybak�w i mieszczan. Straty pirat�w by�y bardzo nieznaczne, za� nast�pnego dnia rozpocz�to ewakuacj� wojsk z Barirry. Odt�d nie posta�a tam noga Gwardzisty. Wyspa by�a w�asno�ci� Demona Walki. Rapis pokr�ci� g�ow�, przesun�� d�oni� po oczach i zapuka� do drzwi. Pomy�la�, �e to �mieszne puka� do drzwi w�asnej kajuty i przekroczy� pr�g. Zdumiony przyjrza� si� dziewczynie. By�a prawie �adna w zielono-czarnej sukni, gdyby nie ta opaska... ale nie to go uderzy�o. Na Moc - pomy�la� - czy� to mo�liwe, by c�rka rybaka tak swobodnie czu�a si� w aksamitach? - �adna jeste�, Rizarret - powiedzia� otwarcie. Spojrza�a spod d�ugich rz�s. Nie opuszcza�a ju� wzroku. By�a zupe�nie niepodobna do zal�knionej, zahukanej niewolnicy sprzed kwadransa. Sk�d ta przemiana? - �artujesz sobie ze mnie, Panie - powiedzia�a cicho, ale bez strachu. By�o to pierwsze d�u�sze zdanie, jakie us�ysza� z jej ust. Odwr�ci� si� powoli twarz� do �ciany. - Wi�c dobrze - powiedzia� spokojnie - jeste� Rizarret. A dalej? Milczenie. Obejrza� si�. - Twoje nazwisko, rozumiesz? Twoje nazwisko - powiedzia� spokojnie, tak spokojnie, �e a� z�owrogo. Opanowa�a dreszcz. Ju� wiedzia�, �e sk�amie. - Tylko... tylko Rizarret, Panie... - Ach, tak. Nie uwierzy�. By� Szlachcicem Czystej Krwi, jego pe�ne nazwisko brzmia�o Rapis K.D. Potrafi� odr�ni� ch�opk� od szlachcianki. Po prostej barwie g�osu, modulacji, akcencie. Zw�aszcza, gdy m�wiono w j�zyku Garry, cho�by nawet w gwarze Wysp. Ch�opi, rybacy twardo cedzili s�owa, ledwie akcentuj�c, bez przydechu, cz�sto w z�ym miejscu rozdzielaj�c zg�oski, a tym samym zmieniaj�c znaczenie s�owa. "Korrobl" - �artowa�, mog�o znaczy� te�: kpi�, drwi�, szydzi�, �mia� si�, cieszy�, zachwyca� i... p�aka�. Rozpacza� by�oby ju� "randebl", z akcentem na "a" i kr�ciutk� przerw� mi�dzy "n" a "d". Powiedzia�a "eko ko-rrobl" - �artujesz. Wie�niak powiedzia�by "eko korrobl" - szydzisz. Mog�oby te� oznacza� "p�aczesz" albo "�miejesz si�" - w jego ustach zawsze brzmia�oby "korrobl". Sens da�oby si� uchwyci� tylko przez kontekst, w jakim zdanie zosta�o wypowiedziane. Milczenie przed�u�a�o si�. Teraz patrzy� jej prosto w twarz. Odpowiada�a upartym, dziwnie zawzi�tym spojrzeniem. Kto, do pioruna, da� jej szlacheckie wychowanie? Dr�a�a lekko, gdy ca�owa� jej szyj� i usta. Nie stawia�a oporu, ale te� nie odwzajemnia�a poca�unk�w. Dopiero, gdy zacz�� rozpina� sukni�, ujrza� w niesamowitym, oszpeconym czarn� opask� spojrzeniu nie l�k czy emocj�, ale wstr�t... Dreszcze, kt�re pr�bowa�a opanowa�, by�y dreszczami odrazy. - Panie, b�agam... nie teraz... Musz� wie... Pu�ci� j�. Nurtowa�o j� co�, m�czy�o. Widzia� to. - Czemu nie teraz? Co musisz wiedzie�? Nie odpowiedzia�a. Odesz�a na bok i niezr�cznie poprawi�a opask�. - Pyta�em o co�. Waha�a si�. - Panie, czy... czy ty... - M�w. - Czy ty... jeste�... Rapis K.D., Demon Walki? - Tak. Zacisn�a usta i odwr�ci�a si� gwa�townie. Podszed� do niej, okr��y� i zajrza� w twarz. W jej wzroku opr�cz obrzydzenia by�a teraz jaka� dziwna wrogo��. - Wi�c co z tego? Milcza�a, gryz�c usta. Wia�o od zachodu. "W�� Morski" szparko p�yn�� p�wiatrem wprost na po�udnie. Min�li Wyspy Okr�g�e i wyostrzyli na baksztag. Dzi�b okr�tu mierzy� teraz we wci�� jeszcze odleg�� Garr�. Nastroje w�r�d za�ogi by�y niez�e - zbli�a�y si� dni zabaw i hulanek, ponadto Rapis nie �a�owa� im rumu. Na ca�ym okr�cie nie znalaz�oby si� nikogo pijanego, ale te� nikt do ko�ca nie by� trze�wy. Przyk�ad dawa� kapitan i oficerowie: dwa kubki rumu na powitanie i dwa na po�egnanie dnia nikomu jeszcze nie zaszkodzi�y. Wi�c p�yn�li. Wieczorami ta�czono. Kl�li troch� marynarze, �e co to za okr�t, gdzie ani jednej baby w za�odze nie znajdziesz, ale Demon mia� swoje zasady. Kobieta w za�odze - niezgoda w za�odze. Musia�y si� z tym draby pogodzi�, zreszt� - jak powiadali starzy majtkowie - z baby �aden marynarz, a ju� zw�aszcza pirat. Do �agli to-to niezdatne, do topora jeszcze gorzej... Pr�no stary cie�la Karder przypomina� Alager� - szefow� du�ej kogi i p�torej setki pirat�w, spo�r�d kt�rych trzeci� cz�� stanowi�y kobiety. "Piratowa�a, piratowa�a, no i le�y teraz na dnie, a my p�ywamy" - odpowiadali s�uchacze, stukaj�c w surowe drewno, �eby kl�tw� odp�dzi�, bo� przecie o trupach na morzu gada� - nie za bardzo. Jednak i ci, co byli za bab�-piratem, i ci, co byli przeciw, doszli do wsp�lnego wniosku, stanowi�cego esencj� d�ugotrwa�ych, wielodniowych rozwa�a� i dyskusji: baba w nocy - cho�by i nie pirat - jak znalaz�. Tote� gdy na pok�adzie pojawia� si� czasem Rrodan, obejmuj�cy ciasno plecy jedynej na statku, a rozkochanej w nim bez reszty Jednookiej, jak j� z czasem nazwano, wzdychali sobie majtkowie cichutko a z zawi�ci�. Rrodan mia� jednak wyra�nie wypisane na czole "wara mi od niej"; pow�ci�gali wi�c pilnie swe szorstkie, spracowane od �agla i topora �apy i tylko patrzyli, a i to ukradkiem. Bo Rrodan, cho� nie taki wielki i silny jak Rapis, do miecza by� jeszcze szybszy, a m�wiono, �e nawet w wychodku trzyma go na kolanach. Burczeli jednak troch� po k�tach, co wszystko zawsze widz�cy Rapis potraktowa� w ten spos�b, �e wydzieli� po dodatkowej porcji rumu na g�ow�. Odt�d ju� na pewno by�o wiadomo, �e "kapitan to sw�j ch�op i swoim ch�opcom krzywdy zrobi� nie da". - Dlaczego tak bardzo nienawidzisz kapitana? Dziewczyna drgn�a. Zdj�a jego d�o� ze swej piersi. - Czemu pytasz? - Bo ciekaw jestem. Nigdy ci� nie uderzy�, nie krzykn�� nawet... Czasem a� si� zastanawiam, dlaczego. Poza tym ch�op niestary, silny jak narwal... - Nie ma w nim nic z cz�owieka. - Nie rozumiem. - Nie rozumiesz... Powiedz, czy on kiedykolwiek w �yciu zrobi� co� dla kogo�? Czy pomy�la�, �e nie jest sam na �wiecie? �e... �e... Nie, on wszystko tylko dla siebie, dla siebie. Rrodan zamy�li� si�. - Nie masz racji - mrukn�� po chwili. - Rapis... c�... M�wi�a�, �e mnie kochasz. - Kocham ci�, Rrod. - Jestem piratem - jak on. Mi�dzy mn� a nim jest bardzo niewiele r�nic. Odsun�a si�. - Nie por�wnuj si� z tym cz�owiekiem, b�agam... On... nie ma serca, nie zna uczu�. Ty... przecie�... Potrafisz kocha�, Rrod. - I on to potrafi, Riz. Nawet nie wiesz, jak bardzo. W�a�nie o tym chcia�em ci powiedzie�. By�a kobieta, dla kt�rej got�w by� zerwa� z nieba ksi�yc i zgasi� s�o�ce, wysuszy� morza i podepta� g�ry. Kocha� j� jak szaleniec... i w istocie by� szalony. Ona - Garranka Czystej Krwi, on - armekta�ski stra�nik morza. Zostawi� j� w Dranie, musia� wr�ci� do Armektu wypowiedzie� s�u�b�. Gdy ponownie przyp�yn�� na Gam� - jej ju� nie znalaz�., Znikn�a bez wie�ci. Uciek�a? Nie wierzy� w to. Szuka�... trzy lata. I szuka do dzi�. Ale ju� nie jej. Zapomnienia. Nikogo nigdy nie kocha� pr�cz niej. Kocha j� do dzi�. Wiem o tym. - Naprawd�... szuka� jej? Zdziwi� si� widz�c, jak bardzo jest przej�ta opowie�ci�. - Tak. Przez te trzy lata przeora� ca�� Garr� wzd�u� i wszerz. By� nawet na dworze Przedstawiciela, prosz�c o pomoc w poszukiwaniach. Ale to te� nic nie da�o. - Nie! Nie, to niemo�liwe! Patrzy� zdziwiony. - Sk�d... sk�d znasz t� histori�? - zapyta�a st�umionym g�osem. - Opowiedzia� ci? - Nie. Terra by�a moj� siostr�. Krzyk. Siedzia�a naga w rozbebeszonej po�cieli z d�o�mi przyci�ni�tymi do twarzy i p�aka�a. - Riz... Co si� sta�o, Riz? Obj�� j� czule i poca�owa� we w�osy. Tuli� jak dziecko. - Riz, uspok�j si�. Odj�a r�ce od twarzy, wtedy poca�owa� j� w usta. Wyrwa�a si� z krzykiem. Z��czy�a kolana, zakry�a d�o�mi nagie piersi. - Nie, Rrod, nie! Ty... ja... jestem twoj� siostrzenic�. - Dlaczego zmieni�e� imi�? Matka wiele opowiada�a mi o was, o tobie, o... ojcu. Tylko kiedy m�wi�a, wszystko wygl�da�o inaczej, pi�kniej... W jej opowiadaniach byli�cie wspaniali - dumni stra�nicy morza walcz�cy z bandytami... Ojciec... mia� by� szlachetny, dobry... Potem, gdy dosz�y nas s�uchy o Rapisie K.D. - korsarzu, Demonie Walki - matka nie wierzy�a. Nigdy w to nie wierzy�a, umar�a pewna, �e jej Rapis... Z Dranu porwali nas siepacze... siepacze Przedstawiciela... Cisza. - M�wi� "nas", cho� kilka miesi�cy dzieli�o mnie wtedy od przyj�cia na �wiat. Urodzi�am si� na zamku... tam si� wychowa�am. Gdy mia�am dwana�cie lat, by�am ju� powierniczk� wszystkich sekret�w mamy. Nigdy mu nie uleg�a dobrowolnie. Prosi�, b�aga�, grozi�... Czasem... czasem pojawiali si� w naszej komnacie jego s�udzy i zabierali mam�. Wraca�a po kilku godzinach pobita... posiniaczona. P�aka�am wtedy tak jak ona. Trzy lata temu uda�o nam si� uciec. Najbezpieczniej by�oby opu�ci� Garr�, zbiec gdzie� do Armektu, mo�e nawet do Grombelardu. A�e matka nie chcia�a o tym s�ysze�. "Oni tu wr�c�" - m�wi�a. "Trzeba tylko czeka�. Zobaczysz". Na Kalaronie osiedli�y�my si� dlatego, �e by�a blisko Dranu. Codziennie mama godzinami wpatrywa�a si� w morze. "Ich statek ma niebieskie �agle" - m�wi�a. "Niebieskie". Nie chcia�am i nie mog�am jej t�umaczy�, �e wszystkie armekta�skie okr�ty maj� niebieskie �agle. No i sta�o si�. Pewnego ranka ujrza�y�my na horyzoncie wielki okr�t z niebieskimi �aglami. P�yn�� do Dranu. Na Moc, jak ona si� spieszy�a!

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!