3430
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 3430 |
Rozszerzenie: |
3430 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 3430 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 3430 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
3430 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Mark Twain
Listy z Ziemi
Prze�o�y� i wst�pem opatrzy�
Juliusz Kydry�ski
Ksi��ka i Wiedza
Warszawa 1987
Wyb�r z ksi��ki
"Letters from the Earth"
pod redakcj� Bernarda DeVoto
wyd. Harper and Row Publishers
Nowy Jork l962
Copyright for the Polish edition
by Wydawnictwo "Ksi��ka i Wiedza"
RSW "Prasa-Ksi��ka-Ruch"
Warszawa 1966
Wst�p do pierwszego wydania
Paradoksalne na poz�r twierdzenie, �e Mark Twain, jeden z najpopularniejszych
tw�rc�w literatury ameryka�skiej na prze�omie ubieg�ego i bie��cego wieku,
pozosta� do dnia dzisiejszego w du�ej mierze pisarzem nie znanym, zawiera wiele
prawdy. Ale i to, co przeci�tny czytelnik - zw�aszcza polski - zna z tw�rczo�ci
Twaina, daje mu obraz niezbyt pe�ny i niezbyt dok�adny. Nie znamy dotychczas
wczesnych powie�ci Twaina, takich jak "The Innocents Abroad" (Prostaczkowie za
granic�) czy "The Gilded Age" (Wiek poz�acany). Jakkolwiek nie nale�� one do
najwy�szych rang� artystyczn� utwor�w pisarza, daj� jednak miar� swego autora
przede wszystkim jako satyryka m�wi�cego bardzo nieraz przykre prawdy
ameryka�skiemu spo�ecze�stwu z drugiej po�owy XIX wieku. Nie znamy dotychczas
wielkiej ksi��ki Twaina "Life on the Mississippi" *, w kt�rej autor, na tle
wspomnie� z czas�w, kiedy sam pracowa� jako pilot na tej rzece, snuje nie tytko
pasjonuj�c� opowie�� o �yciu swych koleg�w pilot�w, lecz rozwija tak�e w�asne
pogl�dy spo�eczne Inne ksi��ki, jak cho�by "Pami�tniki o Joannie d'Arc...",
wydane przed laty i p�niej nie wznawiane, zapomniane zosta�y doszcz�tnie. Mo�na
zatem powiedzie�, �e w �wiadomo�ci i w pami�ci wsp�czesnego polskiego
czytelnika Mark Twain jest w�a�ciwie tylko autorem kilku czy kilkunastu
humoresek, powie�ci: "Kr�lewicz i �ebrak", "Przygody Tomka Sawyera" i "Przygody
Hucka" oraz powie�ci "Jankes na dworze kr�la Artura". Przy czym, je�li idzie o
pierwsze trzy utwory, sk�onni jeste�my uwa�a� je za lektur� przeznaczon� dla
m�odzie�y, a nawet dla dzieci, jakkolwiek sam Mark Twain stwierdzi� kiedy�, �e
ksi��ki te powinni przede wszystkim czyta� doro�li, gdy� "dla nich zosta�y
napisane".
Tymczasem pisarz, od kt�rego �mierci min�o w tym roku pi��dziesi�t sze��
lat, nie by� bynajmniej jedynie weso�kiem i humoryst� ani dostarczycielem mniej
lub wi�cej awanturniczych powiastek. By� natomiast jednym z niewielu
ameryka�skich tw�rc�w swojej epoki, kt�rych g�os rozbrzmiewa� niczym g�os
sumienia ich kraju i ich spo�ecze�stwa. Poniewa� za� g�os Twaina, �wiadomie
kierowany do najszerszych warstw narodu, zatem prosty i �atwo zrozumia�y, a
ponadto dowcipny i cz�sto niebywa�e z�o�liwy, by� dla porastaj�cej w pi�rka
bur�uazji ameryka�skiej g�osem szczeg�lnie niemi�ym - a w p�niejszych latach
tw�rczo�ci pisarza wprost gro�nym i niebezpiecznym, nic dziwnego, �e t�umiono go
na wszelkie sposoby. I cz�sto z powodzeniem.
Zjadliwe krytyki wywo�ywa�a w okre�lonych ko�ach nawet tak, wydawa�oby si�,
"niewinna" ksi��ka, jak w�a�nie "Przygody Hucka". W swojej Autobiografii
("Autobiography") Twain wspomina o tym, �e "morali�ci z Concord w stanie
Massachusetts wycofali t� ksi��k� z bibliotek publicznych pod pretekstem, �e
Huck, ukrywaj�cy zbieg�ego Murzyna, by� k�amc� kwalifikuj�cym si� do piek�a". A
warto doda�, �e stan Massachusetts to przecie� bynajmniej nie zacofane "g��bokie
Po�udnie", lecz g��wny stan Nowej Anglii, siedziba uniwersytetu Harvarda,
pretenduj�ca do odgrywania czo�owej roli w �yciu umys�owym i kulturalnym ca�ych
Stan�w Zjednoczonych. Zreszt� w wiele lat p�niej, ju� po �mierd Twaina,
wycofano te� z bibliotek szkolnych w Nowym Jorku "Jankesa na dworze kr�la
Artura".
Sprawa percepcji dzie� Twaina w Ameryce wsp�czesnej jest wyj�tkowo
skomplikowana. Poniewa� olbrzymia popularno�� pisarza w najszerszych masach
spo�ecze�stwa wd�� si� utrzymuje, poniewa� zatem ksi��ki Twaina s� wci��
op�acaj�cym si� przedsi�wzi�ciem wydawniczym, poniewa� wreszcie - co nie
najmniej wa�ne - nazwisko Twaina ma ustalon� rang� w literaturze �wiatowej, i
poza Ameryk�, zw�aszcza w Zwi�zku Radzieckim, czyta si� go i wydaje w opromnych
nak�adach, trudno zapomina� o nim w jego w�asnej ojczy�nie. Nie znaczy to
jednak, �e nie stara si� go przykroi� na miar� odpowiadaj�c� oficjalnym
reprezentantom dzisiejszej opinii literackiej w USA.
Ale trzeba stwierdzi�, �e sam Twain w znacznym stopniu u�atwi� te zabiegi
swoim dzisiejszym wydawcom i komentatorom. Jakkolwiek odwaga pisarza i jego
nieust�pliwo�� w obronie bliskich mu zasad i idea��w nie ulega�a w�tpliwo�ci,
przecie� sam przetrzymywa� nieraz ca�ymi latami w swoim archiwum autorskim
utwory, zanim ostatecznie zdecydowa� si� na ich opublikowanie, a ca�� olbrzymi�
cz�� tw�rczo�ci pozostawi� w r�kopisach przeznaczonych do wydania po�miertnego.
Shaw napisa� kiedy� do Twaina:
"Jestem przekonany, �e pa�skie dzie�a b�d� tak samo potrzebne przysz�emu
historykowi Ameryki jak francuskiemu - polityczne traktaty Woltera".
Ot� wiele rzeczy napisa� Twain w�a�nie zmy�l� o owym "przysz�ym historyku
Ameryki". Dotyczy to szczeg�lnie jego bardzo obszernej, dyktowanej do stenogramu
ju� na �o�u �mierci, Autobiografii, o kt�rej sam kiedy� powiedzia�, �e "pewne
fragmenty tego utworu b�d� mog�y ujrze� �wiat�o dzienne dopiero za tysi�clecia,
a inne za sto lat". Z tymi tysi�cleciami oczywi�cie przesadza�, lecz koniec
ko�c�w o�wiadczy� w swoim testamencie, �e owa Autobiografia powinna ukaza� si� w
dwadzie�cia pi�� lat po jego �mierci. Tymczasem chocia� min�o ju� od niej, jak
wspomnia�em, lat pi��dziesi�t sze��, Autobiografia nie ukaza�a si� dotychczas.
Przynajmniej nie ukaza�a si� w swym pe�nym kszta�cie. To, co odwa�y� si�
opublikowa� z niej by�y sekretarz i wykonawca testamentu Twaina, Albert B.
Paine, stanowi zaledwie po�ow� podyktowanego przez pisarza materia�u.
Jednak�e Autobiografia nie by�a jedynym utworem, kt�rego Twain nie zdecydowal
si� opublikowa� przed �mierci�. Pogl�dy pisarza we wszystkich niemal dziedzinach
�ycia, budowanego przez amryka�ski kapitalizm wsparty klerykalizmem, tak dalece
odbiega�y od sposobu my�lenia uznanego przez obie te pot�gi za "prawomy�lny", i�
mo�na by si� niemal spodziewa�, �e gdyby istotnie zechcia� wydrukowa� to
wszystko, co pozosta�o po nim w r�kopisie, to chyba spalono by go na stosie. A w
ka�dym razie znalaz�oby si� z pewno�ci� niema�o ch�tnych do zlinczowania go. Sam
przecie� niegdy� napisa�:
"S�d Lyncha obj�� Colorado, doszed� do Kalifornii, Indiany, a obecnie do
stanu Missouri. Mo�liwe, �e do�yj� dnia, kiedy po�rodku Union Souare w Nowym
Jorku na oczach pi��dziesi�ciotysi�cznego t�umu spal� �ywcem Murzyna i nigdzie
nie b�dzie wida� ani szeryfa ani gubernatora, ani policjanta, ani ksi�dza, ani
jakichkolwiek przedstawicieli prawa i porz�dku".
Mo�na by jednak - powtarzam - obawia� -si�, �e barwa sk�ry Twaina nie sta�aby
na przeszkodzie jego potencjalnym oprawcom, gdyby za swego �ycia odwa�y� si�
opublikowa� chocia�by "Listy z Ziemi".
Zanim opowiem, co to s� owe "Listy z Ziemi", pozwol� sobie zacytowa� do��
charakterystyczny fragment przedmowy, jak� przed czterema laty, kiedy
ostatecznie wydano t� ksi��k� w Ameryce, napisa� Henry Nash Smith z Uniwersytetu
Kalifornijskiego w Berkeley, podpisuj�cy si� jako "literacki redaktor spu�cizny
Marka Twaina". Ot� Smith wspomina najpierw, �e po �mierci pierwszego wykonawcy
testamentu Twaina, Alberta B. Paine'a, kt�ra nast�pi�a w 1937 r., zwr�cono si�
do Bernarda DeVoto, autora ksi��ki "Mark Twain's America" (Ameryka Marka Twaina)
i na�wczas redaktora pisma "The Saturday Review of Literature", aby zechcia�.
zaj�� si� opracowaniem i ewentualnym przygotowaniem do druku dalszego materia�u
wybranego z tysi�cy stron maszynopisu pozostawionych przez pisarza. Po tych
wst�pnych informacjach Smith pisze:
"W marcu 1939 roku Devoto przygotowa� do druku manuskrypt "List�w z Ziemi".
Kiedy jednak Ciara Clemens (Ciara Clemens to c�rka Marka Twaina, kt�rego
prawdziwe imi� i nazwisko brzmia�o Samuel Clemens - przyp. J. K.) przeczyta�a �w
manuskrypt, nie zgodzi�a si� na publikacj� pewnych jego cz�ci, twierdz�c, �e
daj� one zniekszta�cony obraz idei i pogl�d�w jej ojca. Projekt wydania zatem
upad� i praca przele�a�a nie publikowana przez dwadzie�cia z g�r� lat,
deponowana kolejno w Haryard University, w Huntington Library i na Uniwersytecie
Kalifornijskim w Berkeley. Podczas tych dw�ch dziesi�tk�w lat d�uga seria
studi�w naukowych i krytycznych - w tej liczbie w�asna ksi��ka DeVoto "Mark
Twain at Work" (Mark Twain i jego dzie�o) - dowiod�a, �e s�ynny humorysta by�
tak�e wielkim artyst�. Zalicza si� on teraz bez w�tpienia do najwybitniejszych
pisarzy ameryka�skich. Od roku 1960, pi��dziesi�tej rocznicy �mierci Marka
Twaina, wydano o nim co najmniej tuzin ksi��ek. Po�r�d tej mnogo�ci wiedzy i
interpretacji wszystkie jgo pisma powinny m�wi� same za siebie, tote� Ciara
Clemens wycofa�a sprzeciwy co do publikacji "List�w z Ziemi". Ksi��ka ukazuje
si� teraz tak, jak j� zredagowa� DeVoto w 1939 r., z kilkoma zaledwie drobnymi
zmianami w jego redaktorskich komentarzach".
Ten ust�p z przedmowy Smitha bynajmniej oczywi�cie nie wyja�nia nam
tajemnicy, jakie to studia naukowe i krytyczne przekona�y po dwudziestu latach
Ciar� Clemens, �e jej wielki ojciec my�la� jednak tak, jak my�la� jego
po�miertny redaktor, a nie tak, jak przed dwudziestu laty ona sama my�la�a, �e
on my�la�, lecz niew�tpliwie �wiadczy o tym, �e gospodarka po�miertn� spu�cizn�
autora "�ycia na Missisipi" poddawana jest rozlicznym osobistym zabiegom.
Poniewa� w �wietle oczywisto�ci nie mo�na wielkiego pisarza pogr��y� w
zapomnieniu, ani nawet odm�wi� mu wielko�ci, to wysuwaj�c na plan pierwszy
niew�tpliwe zreszt� walory artystyczne tw�rczo�ci "s�ynnego humorysty", jak go
nazywa Smith, liczy si� troch� na to, �e inne walory tej tw�rczo�ci, po
odpowiednim zredagowaniu, mianowicie jej walory satyryczne, oskar�ycielskie i
demaskatorskie, uda si� mo�e usun�� w cie�.
Czym�e s� jednak owe "Listy z Ziemi"? Przyzna� trzeba, �e nawet w tym
kszta�cie, w jakim wydano je obecnie, jest to utw�r niezwykle �mia�y i ostry, na
pewno jeszcze w dzisiejszej Ameryce, �wi�toszkowatej i religianckiej, trudny do
strawienia dla tamtejszego mieszcza�stwa, a c� dopiero w Ameryce sprzed lat
pi��dziesi�ciu. Mark Twain wyznawa� zawsze �wiatopogl�d zdecydowanie laicki; ju�
we wczesnych jego utworach, jak cho�by we wspomnianej tu przeze mnie, a nie
t�umaczonej u nas powie�ci Prostaczkowie za granic�, pe�no jest akcent�w
antyklerykalnych, a nawet antyreligijnych. Twain nie godzi si� przede wszystkim
z wizerunkiem gro�nego, okrutnego i m�ciwego Boga purytan�w, podobnie jak nie
godzi si� z tych�e purytan�w ob�ud� religijn� i �wi�toszkostwem ka��cym im
g�osi� has�a wznios�ej moralno�ci przy r�wnoczesnym praktykowaniu pod�o�ci i
okrucie�stw w stosunkach mi�dzyludzkich oraz akceptowaniu "prawa d�ungli" w
stosunkach mi�dzynarodowych. Ponadto Twaina nudzi i dra�ni surowo��
protestanckiej liturgii. W "Listach z Ziemi zwalcza wi�c i o�miesza wyobra�enia
i praktyki religijne swych wsp�rodak�w, �eby za� bylo oryginalniej, czyni to
ustami, a raczej pi�rem... archanio�a. Bo �w niezwyk�y, a chwilami po prostu
przera�aj�cy utw�r zaczyna si� ni mniej, ni wi�cej tylko od stworzenia �wiata.
Kiedy za� �w �wiat zosta� ju�. stworzony, rada archanielska, w kt�rej sk�ad
wchodz� archanio�owie Micha�, Gabriel oraz trzeci o imieniu Szatan, dyskutuje
nad jego celowo�ci� i przeznaczeniem, przy czym Szatan za skrytykowanie owego
dzie�a Stw�rcy zostaje ukarany. Jednak bynajmniej nie str�ceniem do piekie�.
Szatan zostaje po prostu zes�any na Ziemi� i z tej�e Ziemi pisuje do koleg�w -
Micha�a i Gabriela - listy:
"To jest dziwne, niezwyk�e i interesuj�ce miejsce. Nic tutaj nie przypomina
tego, co jest u nas. Wszyscy ludzie s� ob��kani, inne zwierz�ta te� s� ob��kane,
Ziemia jest ob��kana, sama Natura jest ob��kana. Cz�owiek to istota ogromnie
ciekawa. W swych najwy�szych wzlotach jest czym� w rodzaju anio�a bardzo niskiej
rangi, w swych najgorszych upadkach - czym� niewyra�alnym i niewyobra�alnym. A
przecie� otwarcie, zupe�nie szczerze, nazywa siebie najszlachetniejszym dzie�em
Boga. Naprawd�. I nie jest to wcale jaki� jego nowy pomys�, m�wi to sobie przez
wszystkie wieki i wierzy w to. Wierzy w to i w ca�ym jego rodzie nie znalaz� si�
nikt, kto by si� z tego wy�mia�.
Co wi�cej, je�li wolno mi jeszcze bardziej was zadziwi� - on sobie wyobra�a,
�e jest ulubie�cera Stw�rcy. Wierzy, �e Stw�rca jest z niego dumny, wierzy nawet
w to, �e Stw�rca go kocha, �e szaleje za nim, �e sp�dza cale noce na podziwianiu
go; ale� tak �e go strze�e i ratuje od k�opot�w. Modli si� o Niego i wyobra�a
sobie, �e On go s�ucha. Czy� to nie zabawne?... Modli si� codziennie o pomoc,
�ask�, ochron� i czyni to z pe�n� nadziej� i zaufaniem, jakkolwiek �adna jego
modlitwa nie zosta�a jeszcze nigdy wys�uchana. Mimo to nie zniech�ca go ten
codzienny afront, ta codzienna kl�ska - modli si� wci�� tak samo...
Musz� was jeszcze bardziej zadziwi�: on s�dzi, �e kiedy� p�jdzie do nieba!
Ma p�atnych nauczycieli, kt�rzy mu to m�wi�. M�wi� mu tak�e, �e istnieje
piek�o, w kt�rym goreje wieczysty p�omie�..."
Po tym zach�caj�cym wst�pie Twain rozwija przed czytelnikiem sw�j w�asny
niezwykle z�o�liwy komentarz do Biblii. Biblia pozostaje te� t�em wielu
fragment�w ksi��ki, t�em - dodajmy znowu - bezlito�nie ostro narysowanym,
niekiedy przerysowanym, dla tym dobitniejszego wyra�enia w�asnycli o niej - i o
ukazanym w niej obrazie okrutnego Stw�rcy - opinii. Mo�na sobie bez trudu
wyobrazi�, czym dla ameryka�skiego �wi�toszka, nie rozstaj�cego si� z Bibli�,
by�by - a nawet Jest jeszcze dzisiaj - komentarz tego rodzaju. Przy niew�tpliwej
z�o�liwo�ci i przy niew�tpliwym braku szacunku dla uczu� wierz�cych, ten pe�en
pasji ��ci utw�r posiada jednak intencje najszlachetniejsze; przynajmniej jedn�
z nich jest wywo�anie w czytelniku przekonania, �e w walce o popraw� swego losu
powinien liczy� na w�asne si�y, bez odwo�ywania si� do pot�g nadprzyrodzonych.
Jedn� z nich jest tak�e zwr�cenie uwagi na fakt wykorzystywania religii przez
bogaczy dla ucisku ubogich. Wreszcie jedn� z podstawowych tez "List�w z Ziemi",
przewijaj�c� si� jak uparty refren przez ca�y utw�r, jest teza, �e skoro prawo
natury jest prawem bo�ym, to najbardziej zdumiewaj�c� spraw� w przepisach
religijnych jest to, �e na ka�dym kroku staraj� si� one owo prawo ogranicza�.
Trudno dziwi� si� pasji, jak� Twain w�o�y� w t� szydercz�, lecz zarazem
bolesn� ksi��k�, kt�ra tak d�ugo nie mog�a si� ukaza�. Trudno dziwi� si�
oburzeniu cz�owieka o niezwykle wra�liwym i czu�ym na wszelki przejaw krzywdy
sumieniu, kt�ry tak cz�sto obserwowa�, jak w imi� i pod p�aszczykiem zasad
religijnych dopuszczano si� zbrodni i do jakiego stopnia ob�udy potrafili
dochodzi� niekt�rzy wyzyskiwacze wymachuj�cy Bibli�.
Ten sam DeVoto, kt�ry opracowa� "Listy z Ziemi", wyda� w 1940 r., jako
uzupe�nienie owej cz�stkowej Autobiografii Twaina, ksi��k� "Mark Twain in
Eruption" (Mark Twain w gniewie). Jakkolwiek i tam zawarte teksty uleg�y
niema�ym retuszom, pozosta� przecie� rozdzia� zatytu�owany Plutokracja, w kt�rym
Twain kre�li demaskatorskie portrety niekt�rych ameryka�skich wielkich
kapitalist�w, m.in. rodziny Rockefeller�w. Twain zwraca uwag� na fakt, �e
Rockefeller starszy pod�ymi metodami zagrabi� miliardy, a Rockefeller m�odszy,
kt�ry je odziedziczy�, publicznie g�osi pochwa�� ub�stwa i co tydzie� wyg�asza w
szk�ce niedzielnej komentarz do Biblii.
Z gniewu na tego typu ob�udnik�w, z gniewu l oburzenia na tysi�czne inne
objawy niesprawiedliwo�ci, ucisku i okrucie�stwa, os�aniane "parawanem
najwznio�lejszych zasad, narodzi�y si� "Listy z Ziemi".
Utw�r z pewno�ci� szokuj�cy, lecz dla jednego z nurt�w tw�rczo�ci Twaina
bardzo charakterystyczny i dlatego wart poznania przez czytelnika, pragn�cego
uzyska� bardziej dok�adny pogl�d na ca�o�� tw�rczo�ci ameryka�skiego pisarza.
Juliusz Kydry�ski
Krak�w, 1966 r.
* "�ycie na Missisipi" ukaza�o si� w Polsce w 1967 r, (Przyp.red.).
Listy z Ziemi
Stw�rca sicdzia� na tronie i my�la�. Poza nim rozci�ga� si� bezgraniczny
kontynent niebios, pogr��ony w blasku �wiate� i barw; przed nim jak �ciana
trwa�a czarna noc Przestrzeni. Jego pot�ny kszta�t wznosi� si� surowo i
g�rzy�cie ku zenitowi, a Jego boska g�owa ja�nia�a w g�rze jak odleg�e s�o�ce U
Jego st�p sta�y trzy olbrzymie postaci, przez kontrast zmala�e niemal a� do
zaniku: archanio�owie. Ich g�owy si�ga�y Mu do kostek.
Gdy Stw�rca sko�czy� my�le�, powiedzia�:
- Pomy�la�em. Patrzcie!
Podni�s� d�o� i wytrysn�a z niej ognista fontanna, milion zdumiewaj�cych
s�o�c, kt�re pru�y ciemno�� i szybowa�y dalej, dalej i dalej, trac�c sw�
wielko�� i intensywno��, w miar� jak przenika�y odleg�e granice Przestrzeni, a�
w ko�cu sta�y si� podobne do diamentowych �wiek�w, b�yszcz�cych pod sklepionym
ogromnym dachem wszech�wiata.
Po godzinie Wielka Rada zosta�a rozwi�zana.
Odeszli sprzed Jego Oblicza pe�ni wra�e� i my�li i usun�li si� w prywatne
zacisze, w kt�rym mogli porozmawia� swobodnie. Nikt z tr�jki nie mia� ochoty
zacz��, cho� wszyscy chcieli, �eby kto� to zrobi�. Ka�dy a� pali� si�, �eby
om�wi� to wielkie wydarzenie, ale wola� nie nara�a� si� sam, dop�ki si� nie
dowie, jak inni na to patrz�. Prowadzili wi�c bezcelow� i kulej�ca rozmow� o
sprawach bez znaczenia, kt�ra wlok�a si� nudno, nie prowadz�c donik�d, a�
wreszcie archanio� Szatan wzi�� si� na odwag� kt�rej mu nie brakowa�o - i
prze�ama� lody. Powiedzia�:
- Wiemy przecie�, panowie, o czym tu mamy m�wi�, przesta�my wi�c bawi� si� w
ciuciubabk� i zaczynajmy. Je�li takie jest zdanie Rady...
- Ale� tak, ale� tak! - przerwali mu z wdzi�czno�ci� Gabriel i Micha�.
- �wietnie, a zatem id�my dalej. Byli�my �wiadkami wspania�ego zjawiska, co
do tego oczywi�cie si� zgadzamy. Natomiast znaczenie tego zjawiska - je�li ono w
og�le istnieje osobi�cie nas nie dotyczy. Mo�emy na ten temat mie� tyle opinii,
ile nam si� podoba i na tym koniec. Nie mamy g�osu. My�l�, �e Przestrze� sama
przez si� by�a ju� wystarczaj�co dobra i u�yteczna. Zimna i ciemna - stanowi�a
czasem zaciszne miejsce wypoczynku po okresie sp�dzonym w zbyt delikatnym
klimacie i w�r�d kosztowania rozkoszy niebios. Ale to s� drobiazgi bez
szczeg�lnego znaczenia; nowa atrakcja, olbrzymia atrakcja polega... na czym,
panowie?
- Na wynalezieniu i wprowadzeniu automatycznego, nienadzorowanego,
samoreguluj�cego si� prawa rz�dzenia tymi miriadami wiruj�cych i mkn�cych s�o�c
i �wiat�w!
- Ot� to - rzek� Szatan. - Pojmujecie, �e to zdumiewaj�cy pomys�. Nic
podobnego nie narodzi�o si� jeszcze dot�d w Rozumie Pana. Prawo -Automatyczne
Prawo - dok�adne i niezmienne Prawo - kt�rego nie trzeba strzec ani poprawia�,
ani zmienia� jego zastosowania w ci�gu trwania wieczno�ci! On powiedzia�, �e te
niezliczone ogromne cia�a b�d� nurza� si� w pustkowiach Przestrzeni w ci�gu
ca�ych wiek�w; z niewyobra�aln� szybko�ci� b�d� kr��y� po zdumiewaj�cych
orbitach, a przecie� nigdy si� nie zderz� i nigdy nie przed�u�� ani nie skr�c�
okresu przebiegu orbitalnego o wi�cej ni� o setn� cz�� sekundy na dwa tysi�ce
lat. To jest nowy cud, najwi�kszy ze wszystkich - Automatyczne Prawo I On nada�
mu nazw�: PRAWO NATURY - i powiedzia�. �e owo Naturalne Prawo jest PRAWEM BOGA -
to s� wymienne nazwy na oznaczenie jednej i tej samej rzeczy.
- Tak - rzek� Micha�. - I powiedzia�, �e wprowadzi Naturalne Prawo - Prawo
Boga - we wszystkich swych dominiach, a w�adza tego prawa b�dzie najwy�sza i
nienaruszalna.
- Powiedzia� tak�e - rzek� Gabriel - �e w przysz�o�ci stworzy zwierz�ta i
umie�ci je r�wnie� pod w�adz� tego Prawa.
- Tak - powiedzia� Szatan. - S�ysza�em, jak to m�wi�, lecz Go nie
zrozumia�em. Co to znaczy: zwierz�ta, Gabrielu?
- Ach, sk�d�e mog� wiedzie�? Sk�d ktokolwiek z nas mo�e wiedzie�? To jest
nowe s�owo.
(Przerwa trzech stuleci czasu niebia�skiego - co si� r�wna stu milionom lat
czasu ziemskiego. Wchodzi Aniol-Pos�aniec).
- Prosz� pan�w, On stwarza zwierz�ta. Mieliby�cie ochot� przyj�� i zobaczy�?
Poszli, zobaczyli i popadli w zak�opotanie. Bardzo si� zak�opotali - a
Stw�rca zauwa�y� to i rzek�:
- Pytajcie. B�d� odpowiada�.
- O Boski - rzek� Szatan, gn�c si� w g��bokim uk�onie - do czego one s�u��?
- One s� eksperymentem w dziedzinie Moralno�ci i Obyczaju. Obserwujcie je i
uczcie si�.
By�y ich tysi�ce. Wszystkie bardzo energiczne i aktywne, ogromnie aktywne -
g��wnie we wzajemnym wyniszczaniu si�. Obejrzawszy jedno z nich przez pot�ny
mikroskop. Szatan zauwa�y�:
- Ta wielka bestia zabija s�absze zwierz�ta, o Boski.
- Tygrys - tak. Prawem jego natury jest okrucie�stwo. A prawo jego natury to
Prawo Boga. Nie mo�e go nie przestrzega�.
- A zatem b�d�c mu pos�uszny nie pope�nia przest�pstwa, o Boski? Nie. Jest
niewinny.
- A to inne boja�liwe stworzenie, tutaj, o Boski, ponosi �mier� bez oporu.
- To kr�lik - tak. Brak mu odwagi. Zgodnie z prawem jego natury - Prawem
Boga. Musi go s�ucha�.
- A zatem nie mo�na od niego uczciwie wymaga�, �eby sprzeciwi� si� swej
naturze i stawi� op�r, o Boski?
- Nie. Od �adnego stworzenia nie mo�na wymaga�, �eby sprzeciwi�o si� prawu
swej natury - Prawu Boga.
Po d�u�szym czasie i po wielu pytaniach Szatan rzek�:
- Paj�k zabija much� i zjada j�; ptak zabija paj�ka i zjada go; �bik zabija
g�; no tak, one wszystkie zabijaj� si� nawzajem. To przecie� morderstwo na
ca�ej linii. Oto niezliczona mnogo�� stworze�, a wszystkie zabijaj�, zabijaj�,
zabijaj�, wszystkie s� mordercami. I nie mo�na ich za to wini�, o Boski?
- Nie mo�na ich za to wini�. Takie jest prawo ich natury. A prawo natury to
zawsze Prawo Boga. A teraz - uwaga - patrzcie. Oto stworzenie nowe i arcydzie�o:
Cz�owiek.
M�czy�ni, kobiety, dzieci wyroi�y si� t�umnie, masami, milionami.
- Co z nimi poczniesz, o Boski?
- Obdarz� ka�dego osobnika wszystkimi r�norodnymi Cechami Moralnymi - w
rozmaitych odcieniach i stopniach - kt�re przedtem zosta�y rozdzielone
pojedynczo, z wyr�nieniem cech charakterystycznych, w�r�d niemego �wiata
zwierz�t; odwaga, tch�rzostwo, okrucie�stwo, �agodno��, uczciwo��,
sprawiedliwo��, spryt, zdradziecko��, wielkoduszno��, z�a wola, z�o�liwo��,
zmys�owo��, mi�osierdzie, lito��, czysto��, samolubstwo, s�odycz, honor, mi�o��,
nienawi��, nikczemno��, szlachetno��, lojalno��, fa�szywo��, prawdom�wno��,
niewierno�� - ka�da istota ludzka b�dzie posiada� w sobie wszystkie te cechy i
one b�d� tworzy� jej natur�. U niekt�rych - cechy wy�sze i doskona�e b�d�
g�rowa� nad z�ymi - i te istoty b�d� si� nazywa�y dobrymi lud�mi; u innych b�d�
przewa�a�y z�e cechy - i te istoty b�d� nazywane z�ymi lud�mi. Uwaga - patrzcie
- teraz znikaj�!
- Dok�d one posz�y, o Boski?
- Na Ziemi� - ludzie i towarzysz�ce im zwierz�ta.
- Co to jest Ziemia?
- Ma�y glob, kt�ry stworzy�em przed wiekiem, nie, dwa i p� wieku temu.
Widzieli�cie go, lecz nie zwr�cili�cie na niego uwagi po�r�d tej ekspipzji
�wiat�w i s�o�c, kt�ra trysn�a z mej d�oni. Cz�owiek jest eksperymentem, inne
zwierz�ta s� r�wnie� eksperymentem. Czas poka�e, czy by�y one warte trudu. Pokaz
sko�czony; mo�ecie odej��, moi panowie.
Min�o kilka dni.
Stanowi to d�ugi okres czasu (naszego czasu), poniewa� dzie� w niebie trwa
tysi�c lat.
Szatan wypowiada� pe�ne podziwu uwagi na temat pewnych b�yskotliwych dzie�
Stw�rcy, uwagi, kiore - gdyby czyta� mi�dzy wierszami - by�y sarkastyczne.
Wypowiada� je w zaufaniu do innych archanio��w, swych bliskich przyjaci�, lecz
pods�uchali je jacy� zwyczajni anio�owie i donie�li o tym do Kwatery G��wnej.
Szatana skazano na wygnanie na jeden dzie� dzie� niebia�ski. By�a to kara, do
kt�rej - wskutek swego zbyt d�ugiego j�zyka - zd��y� si� ju� przyzwyczai�.
Dawniej, poniewa� nie mo�na go by�o wys�a� nigdzie indziej, wysy�ano go w
Przestrze�, gdzie - znudzony - trzepota� skrzyd�ami w�r�d wiecznej nocy i
arktycznego zimna; teraz jednak przysz�o mi na my�l, �eby dosta� si� na Ziemi�,
zbada� j� i zobaczy�, jak przebiega eksperyment z Ras� Ludzka.
Od czasu do czasu - zupe�nie prywatnie - pisywa� o tym do domu, do �w.
Micha�a i �w. Gabriela
List Szatana
To jest dziwne, niezwyk�e i interesuj�ce miejsce. Nic tutaj nie przypomina
tego, co jest u nas. Wszyscy ludzie s� ob��kani, inne zwierz�ta te� s� ob��kane.
Ziemia jest ob��kana, sama Natura jest ob��kana. Cz�owiek to istota ogromnie
ciekawa. W swych najwy�szych wzlotach jest czym� w rodzaju anio�a bardzo niskiej
rangi, w swych najgorszych upadkach - czym� niewyra�alnym i niewyobra�alnym. A
przecie� otwarcie i zupe�nie szczerze nazywa siebie "najszlachetniejszym dzie�em
Boga". Naprawd�. I nie jest to wcale jaki� jego nowy pomys�, m�wi to sobie od
wiek�w i wierzy w to. Wierzy w to i w ca�ym jego rodzie nie znalaz� si� nikt,
kto by si� z tego wy�mia�.
Co wi�cej - je�li wolno mi jeszcze bardziej was zadziwi� - on sobie wyobra�a,
�e jest ulubie�com Stw�rcy. Wierzy, �e Stw�rca jest z niego dumny, wierzy nawet
w to, �e Stw�rca go kocha, �e szaleje za nim, �e sp�dza ca�e noce na podziwianiu
go; ale� tak, �e go strze�e i ratuje od k�opot�w. Modli si� do Niego i wyobra�a
sobie, �e On go s�ucha. Czy� to nie zabawne? Wype�nia swe modlitwy prymitywnymi,
ja�owymi i kwiecistymi pochlebstwami pod Jego adresem i s�dzi, �e On siedzi
pomrukuj�c z zadowolenia nad tymi dziwactwami i cieszy si� z nich. Modli si�
codziennie o pomoc, �ask�, ochron� i czyni to z pe�n� nadziej� i zaufaniem,
jakkolwiek �adna jego modlitwa nie zosta�a jeszcze nigdy wys�uchana. Mimo to nie
zniech�ca go ten codzienny afront, ta codzienna kl�ska - modli si� wci�� tak
samo.
Jest co� niemal doskona�ego w tej wytrwa�o�ci. Musz� was jeszcze bardziej
zadziwi�: on s�dzi, �e kiedy� p�jdzie do nieba!
Ma p�atnych nauczycieli, kt�rzy mu to m�wi�. M�wi� mu tak�e, �e istnieje
piek�o, w kt�rym gorzeje wieczysty p�omie�, i �e trafi tam, je�li nie b�dzie
przestrzega� Przykaza�. A co to s� Przykazania? To co� osobliwego. Opowiem wam o
nich w przysz�o�ci.
List II
"Wszystko, co powiedzia�em wam o cz�owieku, jest prawd�". Musicie mi
wybaczy�, je�li od czasu do czasu b�d� powtarza� te s�owa w mych listach;
pragn�, �eby�cie brali powa�nie moje uwagi, a czuj�, �e gdybym ja by� na waszym
miejscu, a wy na moim, trzeba by mi by�o od czasu do czasu o tym przypomina�,
�ebym m�g� we wszystko uwierzy�. Poniewa� to, co dotyczy cz�owieka, jest dla
nie�miertelnego czym� dziwnym. Cz�owiek patrzy na �wiat odmiennie od nas, jego
zmys� proporcji jest zupe�nie inny, a poczucie warto�ci tak dalece r�ni si� od
naszego, �e mimo naszych du�ych mo�liwo�ci intelektualnych nie wydaje si�
prawdopodobne, �eby nawet najm�drszy z nas m�g� kiedykolwiek to zrozumie�.
Oto na przyk�ad taka pr�bka: cz�owiek wyobrazi� sobie niebo i pozbawi� je
ca�kowicie najwy�szej rozkoszy, ekstazy, kt�ra zajmuje pierwsze i najwa�niejsze
miejsce w sercu ka�dej istoty jego rasy - a tak�e naszej - �ycia seksualnego! To
tak, jak gdyby osobie zagubionej i gin�cej na wypalonej s�o�cem pustyni
powiedzia� jej wybawiciel, �eby wybra�a sobie wszystkie od dawna upragnione
rzeczy wyrzekaj�c si� jednej, i jak gdyby ta osoba zrezygnowa�a z wody!
Niebo cz�owieka jest takie jak on sam: dziwne, interesuj�ce, zdumiewaj�ce,
groteskowe. Daj� wam s�owo, nie ma w nim ani jednej atrakcji, kt�r� on
rzeczywi�cie ceni. Sk�ada si� - zupe�nie i ca�kowicie - z rozrywek, o kt�re
cz�owiek absolutnie nie dba tutaj na Ziemi, a przecie� jest ca�kiem pewien, �e
b�dzie je lubi� w niebie. Czy to nie ciekawe? Czy to nie interesuj�ce? Nie
s�d�cie, �e przesadzam, naprawd� nie. Podam wam szczeg�y.
Wi�kszo�� ludzi �piewa, wi�kszo�� ludzi nie umie �piewa�, wi�kszo�� ludzi nie
mo�e s�ucha�, jak inni �piewaj�, je�li to trwa d�u�ej ni� dwie godziny.
Zapami�tajcie to sobie.
Zaledwie dw�ch ludzi na stu umie gra� na jakim� muzycznym instrumencie, a
tylko czterech na stu pragnie si� tego nauczy�. Zapiszcie to sobie.
Wiele ludzi si� modli, ale niewiele z nich to lubi. Bardzo niewiele modli si�
d�ugo, inni klepi� tylko kr�tki pacierz.
Wi�cej ludzi chodzi do ko�cio�a, ni� ma na to ochot�.
Dla czterdziestu dziewi�ciu ludzi na pi��dziesi�ciu Dzie� �wi�teczny jest
ponur�, pos�pn� nud�.
Z wszystkich ludzi zebranych w niedziel� w ko�ciele dwie trzecie jest
znu�onych, w chwili gdy nabo�e�stwo dobieg�o do po�owy, a ca�a reszta, zanim si�
jeszcze sko�czy�o.
Najprzyjemniejsz� chwil� dla wszystkich jest ta, kiedy kaznodzieja podnosi
r�ce do b�ogos�awie�stwa. Mo�na wtedy us�ysze� w ko�ciele lekki szmer ulgi i
mo�na rozpozna� w nim co� jakby wdzi�czno��.
Wszystkie narody patrz� z g�ry na wszystkie inne narody,
Wszystkie narody nie lubi� wszystkich innych narod�w.
Wszystkie bia�e narody gardz� wszystkimi kolorowymi narodami, bez wzgl�du na
ich barw�, i uciskaj� je, je�li tylko mog�.
Biali ludzie nie ��cz� si� z "czarnuchami" ani nie wchodz� z nimi w zwi�zki
ma��e�skie. Nie dopuszczaj� ich do swoich szk� i ko�cio��w.
Ca�y �wiat nienawidzi �yda i nie mo�e go znie��, chyba �e �w �yd jest bogaty.
Prosz� was o zapami�tanie tych wszystkich szczeg��w.
Dalej. Wszyscy ludzie o zdrowych zmys�ach nie cierpi� ha�asu.
Wszyscy ludzie o zdrowych czy chorych zmys�ach lubi� urozmaicenie w �yciu.
Monotonia szybko ich m�czy.
Ka�dy cz�owiek w zale�no�ci od zalet umys�owych, kt�re przypad�y mu w
udziale, �wiczy sw�j intelekt stale, nieust�pliwie i to �wiczenie stanowi
ogromn�, warto�ciow� i zasadnicz� tre�� jego �ycia. Najni�szy intelekt, tak samo
jak najwy�szy, posiada pewnego rodzaju uzdolnienia i znajduje du�� przyjemno�� w
ich wypr�bowywaniu, do�wiadczaniu i doskonaleniu. Urwis, kt�ry g�ruje w zabawach
nad swym koleg�, z r�wn� pilno�ci� i zapa�em oddaje si� swemu zaj�ciu jak
rze�biarz, malarz, pianista, matematyk i cala reszta. Nikt z nich nie by�by
szcz�liwy, gdyby skr�powano jego talent.
A zatem - znacie fakty. Wiecie ju�, co ludzko�� lubi, a czego nie lubi. I
ludzko�� wynalaz�a niebo, wymy�li�a je zupe�nie sama, z w�asnej g�owy.
Zgadnijcie, jakie ono jest! Nie zgadliby�cie nawet w ci�gu tysi�ca pi�ciuset
wieczno�ci. Najbystrzejszy umys�, znany wam czy mnie, nie zgad�by tego w ci�gu
pi�tnastu milion�w eon�w. Doskonale, opowiem wam o tym niebie.
1. Przede wszystkim przypominam wam �w nadzwyczajny fakt, od kt�rego
zacz��em. To znaczy, �e istota ludzka, podobnie jak nie�miertelni, z natury
rzeczy stawia �ycie seksualne o wiele, wiele wy�ej ponad wszystkie inne
przyjemno�ci - a przecie� nie istnieje ono w jej niebie! Ju� sama my�l o tym
podnieca cz�owieka; sposobno�� doprowadza go niemal do szale�stwa - w tym stanie
potrafi zaryzykowa� �ycie, opini�, wszystko - nawet to swoje dziwne niebo - �eby
tylko wykorzysta� t� okazj� i doprowadzi� j� do osza�amiaj�cego fina�u. Od
m�odo�ci do wieku �redniego wszyscy m�czy�ni i wszystkie kobiety ceni� akt
p�ciowy wy�ej ni� wszystkie inne przyjemno�ci, a przecie� naprawd� jest tak, jak
powiedzia�em: nie istnieje on w ich niebie. Jego miejsce zamuje modlitwa.
A zatem ludzie ceni� wysoko mi�o�� p�ciow�, jednak�e podobnie jak wszystkie
inne ich tak zwane "dobrodziejstwa" - jest to co� marnego. W swym najlepszym i
najd�u�szym wydaniu �w akt jest tak kr�tki, �e przekracza wyobra�ni� -
oczywi�cie wyobra�ni� istoty nie�miertelnej. Cz�owiek ma ma�e mo�liwo�ci
powt�rzenia go - och, dla nie�miertelnego zupe�nie nie do poj�cia. My, kt�rzy
bez przerwy kontynuujemy �w akt i prze�ywamy jego najwy�sze ekstazy przez ca�e
stulecia, nigdy nie potrafimy zrozumie� i odpowiednio wsp�czu� straszliwemu
ub�stwu tych ludzi, gdy� ten cenny dar, nale��cy zar�wno do nich, jak i do nas,
czyni wszystkie inne dary trywialnymi i niegodnymi wzmianki.
2. W niebie stworzonym przez cz�owieka wszyscy �piewaj�! Cz�owiek, kt�ry nie
�piewa� na ziemi, tam �piewa; cz�owiek, kt�ry nie umia� �piewa� na ziemi, tam
potrafi to robi�. Te powszechne �piewy nie s� dorywcze ani przypadkowe, ani nie
przerywaj� ich chwile ciszy; ci�gn� si� przez ca�y dzie�, ka�dego dnia, w ci�gu
dwunastu godzin. I wszyscy pozostaj� na miejscach, podczas gdy na ziemi wyszliby
po dw�ch godzinach. �piewa si� tylko hymny. Ba, �piewa si� tylko jeden hymn.
S�owa s� zawsze te same, jest ich oko�o tuzina, nie ma w tym rymu, nie ma
poezji: "Hosanna, hosanna, hosanna. Pan i B�g Sabbath, la, la, la, tra, ra, ra,
aaach!"
3. R�wnocze�nie wszyscy graj� na harfach - te miliony ludzi! - podczas gdy na
ziemi najwy�ej dwudziestu na tysi�c potrafi�o gra� na jakim� instrumencie
wzgl�dnie mia�o na to ochot�.
Zastan�wcie si� nad tym og�uszaj�cym huraganem d�wi�k�w - miliony, miliony
g�os�w wrzeszcz�cych r�wnocze�nie, a w tym samym czasie miliony, miliony harf
zgrzytaj�cych z�bami. Pytam was: czy to nie wstr�tne, czy to nie ohydne, czy to
nie straszne?
Zastan�wcie si� jeszcze: to jest nabo�e�stwo pochwalne, nabo�e�stwo
czo�obitne, pochlebcze, s�u�alcze! Zapytacie, kt� to znosi ch�tnie t� osobliw�
czo�obitno��, t� ob��kan� czo�obitno��; kto nie tylko j� znosi, ale j� lubi,
cieszy si� z niej, ��da jej, nakazuje, aby istnia�a? Wstrzymajcie oddech!
To B�g! Oczywi�cie - B�g tej rasy. On siedzi na tronie otoczony przez swych
dwudziestu czterech starszych oraz kilku innych dygnitarzy nale��cych do jego
dworu i spogl�da na ca�e mile swych gorliwych czcicieli; u�miecha si�, pomrukuje
i kiwa g�ow�, wyra�aj�c swe zadowolenie, na p�noc, wsch�d, po�udnie; widowisko
tak dziwaczne i naiwne, jakiego nikt sobie jeszcze nie wyobrazi� we
wszech�wiecie, s�owo daj�.
�atwo spostrzec, �e wynalazca nieba nie mia� oryginalnego pomys�u, lecz
skopiowa� go z uroczystych ceremonii jakiego� po�a�owania godnego ma�ego
suwerennego pa�stewka, gdzie� w zapad�ych okolicach Wschodu.
Wszyscy zdrowi biali ludzie nienawidz� ha�asu; a przecie� ze spokojem
zaakceptowali ten rodzaj nieba - bez namys�u, bez zastanowienia, bez sprawdzenia
- i rzeczywi�cie chc� si� do niego dosta�! G��boko nabo�ni, starzy, siwow�osi
m�czy�ni po�wi�caj� wiele czasu marzeniom o tym szcz�liwym dniu, kiedy odsun�
od siebie troski �ycia i dost�pi� rado�ci tego miejsca. A jednak jak bardzo jest
to dla nich nierealne i jak ma�o ich to interesuje, �wiadczy fakt, �e nie robi�
�adnych praktycznych przygotowa� do tej wielkiej zmiany: nigdy �adnego z nich
nie zobaczysz z harf�, nigdy nie us�yszysz, �eby kto� z nich �piewa�.
Jak widzieli�cie, to osobliwe widowisko jest nabo�e�stwem pochwalnym;
pochwalnym ze wzgl�du na hymny i padanie na twarz. Zast�puje ono "ko�ci�". Ot�
na ziemi ci ludzie nie potrafi� d�ugo wytrzyma� w ko�ciele - godzin� i kwadrans
najwy�ej, a chodz� do ko�cio�a raz w tygodniu. To znaczy w niedziel�. Jeden
dzie� na siedem; i nawet tego dnia nie oczekuj� zbyt niecierpliwie. Zastan�wcie
si� wi�c, co im daje ich niebo: "ko�ci�" trwaj�cy wiecznie.! dzie� �wi�teczny,
kt�ry nie ma ko�ca! Tutaj szybko ich m�czy to kr�tkie �wi�to raz na siedem dni,
a przecie� pragn� �wi�ta wiecznego; marz� o nim, m�wi� o nim, wydaje im si�, �e
my�l�, i� b�d� si� nim cieszy� - w ca�ej prostocie serc, wydaje im si�, �e
my�l�, i� b�d� szcz�liwi.
To dlatego, �e oni w og�le nie my�l�. Im si� tylko wydaje, �e my�l�.
Tymczasem nie potrafi� my�le�, nawet dwie istoty ludzkie na dziesi�� tysi�cy nie
maj� o czym my�le�. A co do wyobra�ni - och, wystarczy spojrze� na ich niebo!
Przyjmuj� je, aprobuj�, podziwiaj�. To wam daje poj�cie o ich poziomie
intelektualnym.
4. Wynalazca ich nieba umieszcza w nim wszystkie narody Ziemi zmieszane w
jednym wsp�lnym tyglu. Wszystkie s� tam absolutnie r�wne, �aden z nich nie
g�ruje nad innymi; musz� by� "bra�mi", musz� zmiesza� si� razem, modli� si�
razem, razem gra� na harfie, razem �piewa�: "Hosanna!" - biali, "czarnuchy",
�ydzi - wszyscy bez - r�nicy. Tutaj, na Ziemi, wszystkie narody nienawidz� si�
wzajemnie, a ka�dy z osobna nienawidzi �yd�w. A jednak ka�dy pobo�ny cz�owiek
podziwia to niebo i chce si� do niego dosta�. Naprawd� chce. A kiedy trwa w
�wi�tym zachwyceniu, to wydaje mu si�, �e my�li, i� gdyby tam si� tylko znalaz�,
przycisn��by ca�� ludzko�� do serca i tuli� j�, tuli� i tuli�.
Cz�owiek jest czym� zdumiewaj�cym. Chcia�bym wiedzie�, kto go wynalaz�.
5. Ka�dy cz�owiek na Ziemi posiada pewien przydzia� intelektu, du�y lub ma�y;
ale bez wzgl�du na jego wielko�� jest z niego dumny. Ro�nie mu serce, gdy
wymienia si� nazwiska majestatycznych przyw�dc�w intelektualnych jego rodu i
uwielbia opowie�ci o ich wspania�ych osi�gni�ciach. Poniewa� jest z ich krwi i
oni, czcz�c jego, czcz� samych siebie. Patrzcie i podziwiajcie, czego mo�e
dokona� my�l ludzka! - wo�a; i odczytuje list� s�awnych nazwisk z wszystkich
wiek�w, wskazuje na niezniszczalna literatur�, kt�r� dali �wiatu, na mechaniczne
cuda, kt�re wynale�li, i na chwal�, kt�r� otoczyli nauk� i sztuk�; chyli przed
nimi g�ow� jak przed kr�lami i oddaje im ho�d najg��bszy i najszczerszy, na jaki
mo�e si� zdoby� jego rozradowane serce, wynosz�c w ten spos�b intelekt nad
wszystko inne w �wiecie i wprowadzaj�c go na tron a� pod sklepione niebiosa na
niedost�pnej wysoko�ci. A potem wymy�la niebo, w kt�rym nigdzie nie znajdziesz
ani strz�pka intelektu!
Czy to nie dziwne, czy to nie ciekawe, czy to nie zagadkowe? Jest dok�adnie
tak, jak powiedzia�em, cho� mo�e to brzmi niewiarygodnie. �w szczery wielbiciel
intelektu i marnotrawny odbiorca jego pot�nych dobrodziejstw wynalaz� tutaj na
ziemi religi� i niebo, kt�re nie �ywi� �adnego szacunku dla umys�owo�ci, nie
rozr�niaj� jej stopni, niczym jej nie obdarzaj�; w gruncie rzeczy nigdy nawet o
niej nie wspominaj�.
Teraz ju� spostrze�ecie, �e niebo istoty ludzkiej zosta�o wymy�lone i
skonstruowane wed�ug ca�kowicie ustalonego planu; i �e z planu tego wynika, i�
powinno ono zawiera� w ka�dym wypracowanym szczeg�le to wszystko, co tylko mo�na
sobie wyobrazi� jako odpychaj�ce dla cz�owieka, a ani jednej rzeczy, kt�ra on
lubi!
Doskonale, im dalej b�dziemy szli, tym bardziej �w osobliwy fakt b�dzie
oczywisty.
Zapami�tajcie sobie: w ludzkim niebie nie ma �adnych praktyk umys�owych,
niczego, czym mo�na by karmi� intelekt. Zgni�by on tam w ci�gu roku - zgni�by i
cuchn��. A w tym stadium - zosta�by �wi�tym. By�oby to b�ogos�awie�stwem: bo
tylko �wi�ty mo�e wytrzyma� rozkosze tego domu wariat�w.
List III
Zauwa�yli�cie, �e cz�owiek jest czym� osobliwym. W minionych czasach mia� on
(wykorzysta� i odrzuci�) wiele setek religii; dzi� tak�e ma setki religii i co
roku tworzy nie mniej ni� trzy nowe. M�g�bym powi�kszy� t� liczb� i wci��
jeszcze by�bym w zgodzie z faktami.
Jedna z jego g��wnych religii nazywa si� chrze�cija�stwem. Na pewno
zainteresuje was jej zarys szczeg�owo przedstawiony w ksi�dze zawieraj�ce; dwa
miliony s��w, zwanej Starym i Nowym Testamentem. Ma ona tak�e inn� nazw� - S�owo
Bo�e.
Poniewa� chrze�cijanin my�li, �e ka�de jej s�owo zosta�o podyktowane przez
Boga - tego Boga, o kt�rym m�wi�em.
Jest to ksi�ga bardzo interesuj�ca. Zawiera wiele szlachetnej poezji, troch�
pomys�owych ba�ni, troch� ociekaj�cych krwi� historii, troch� po�ytecznych
mora��w mn�stwo nieprzyzwoito�ci i ponad tysi�c k�amstw.
Ta Biblia oparta jest przewa�nie na fragmentach starszych Biblii, kt�re si�
prze�y�y i skrusza�y na proch. A zatem brak jej oryginalno�ci, to nieuniknione.
Trzy lub cztery wydarzenia, najbardziej imponuj�ce i wywieraj�ce najwi�ksze
wra�enie, opisane by�y ju� we wcze�niejszych Bibliach; wszystkie najlepsze
przykazania i zasady post�powania tak�e pochodz� z tamtych Biblii; dwie rzeczy
s� w niej tylko nowe: przede wszystkim piek�o, no i to osobliwe niebo, o kt�rym
wam m�wi�em.
C� wi�c poczniemy? Gdyby�my razem z tymi lud�mi uwierzyli, �e te okrutne
rzeczy wynalaz� ich B�g, spotwarzyliby�my Go; gdyby�my uwierzyli, �e ci ludzie
wynale�li je sami, spotwarzyliby�my ich. W ka�dym wypadku jest to przykry
dylemat, bo przecie� �adna ze stron nie zrobi�a nam �adnej krzywdy.
Dla �wi�tego spokoju opowiedzmy si� po jednej stronie. Po��czmy si� z lud�mi
i ca�y ten niemi�y ci�ar - niebo, piek�o, Bibli� i wszystko - z��my na niego.
Nie wydaje si� to s�uszne, nie wydaje si� to sprawiedliwe, ale je�li pomy�le� o
owym niebie i o tym. Jak bardzo ci��y na nim to wszystko, czego nienawidzi
istota ludzka, to jak�e mogliby�my uwierzy�, �e wynalaz� je cz�owiek? A gdybym
wam zacz�� m�wi� o piekle, zdumieliby�cie si� jeszcze bardziej i
powiedzieliby�cie zapewne: Nie, cz�owiek nie m�g� wymy�li� takiego miejsca ani
dla siebie, ani dla nikogo innego; po prostu nie m�g�.
Owa niewinna Biblia opowiada o Stworzeniu. Czego - wszech�wiata? Tak,
wszech�wiata. W sze�� dni!
B�g to uczyni�. Nie nazwa� tego wszech�wiatem - to nowa nazwa. Ca�� uwag�
skupi� na tym �wiecie. Zbudowa� go w ci�gu pi�ciu dni - a potem? Potrzebowa�
tylko jednego dnia do stworzenia dwudziestu milion�w s�o�c i osiemdziesi�ciu
milion�w planet!
Do czego one mia�y s�u�y� - wed�ug jego pomys�u? Do o�wietlenia tego �wiata,
ma�ego jak zabawka. Taki by� jego cel; nie mia� innego. Jedno z dwudziestu
milion�w s�o�c (najmniejsze) mia�o �wieci� w ci�gu dnia, a reszta mia�a
wspomaga� jeden z niezliczonych ksi�yc�w wszech�wiata w �agodzeniu ciemno�ci
nocy.
Jest rzecz� zupe�nie oczywist�, �e cz�owiek wierzy�, i� dopiero co stworzone
niebiosa zosta�y diamentowo usiane owymi miriadami migotliwych gwiazd w
momencie, kiedy ju� w pierwszym dniu s�o�ce znikn�o na horyzoncie; podczas gdy
w rzeczywisto�ci ani jedna gwiazda nie zamruga�a na czarnym sklepieniu wcze�niej
ni� w trzy i p� roku potem, jak zdumiewaj�ce dokonania tego pami�tnego tygodnia
zosta�y uko�czone *. Potem zjawi�a si� jedna gwiazda, zupe�nie opuszczona i
samotna, i zacz�a migota�. W trzy lata p�niej pojawi�a si� druga. Te dwie
gwiazdy mruga�y razem przez cztery lata z g�r�, zanim przy��czy�a si� do nich
trzecia. Pod koniec pierwszych stu lat w rozleg�ych pustkowiach tych ponurych
niebios nie b�yszcza�o jeszcze nawet dwadzie�cia pi�� gwiazd. Pod koniec tysi�ca
lat nie do�� gwiazd by�o jeszcze widocznych, �eby powsta� pe�ny spektakl. Pod
koniec miliona lat zaledwie po�owa obecnego gwiazdozbioru wysy�a�a sw�j blask
poza granice osi�galne teleskopem, a po nast�pnym milionie lat - m�wiac
wulgarnie - do��czy�a reszta. Poniewa� w owych czasach nie by�o teleskop�w, nie
zaobserwowano ich pojawienia si�.
Ot� od trzystu lat chrze�cija�ski astronom wiedzia�, �e Jego Bosko�� nie
stworzy�a gwiazd w owych strasznych sze�ciu dniach; ale chrze�cija�ski astronom
nie rozwodzi si� nad tym szczeg�lem. Ksi�dz tak�e nie.
W swej ksi�dze B�g nie szcz�dzi pochwa� dla swych pot�nych dzie� i dla
nazwania ich u�ywa najwspanialszych z mo�liwych okre�le� - wskazuj�c w ten
spos�b, �e posiada g��boki i s�uszny podziw dla wielko�ci, a przecie� stworzy�
te miliony olbrzymich s�o�c, �eby o�wietli� �w n�dzny ma�y glob, zamiast nakaza�
ma�emu s�o�cu owego globu, �eby biega�o za nimi. Wspomina w swej ksi�dze
Arcturus - przypominacie sobie Arcturus, byli�my tam raz. Ot� to jest jedna z
nocych lamp tej Ziemi! - ten gigantyczny glob, pi��dziesi�t tysi�cy razy wi�kszy
od ziemskiego s�o�ca, kt�ry mo�na z nim por�wna� tak jak melon z katedr�.
A jednak w szk�ce niedzielnej dziecko ci�gle si� uczy, �e Arcturus zosta�
stworzony, aby pom�c w o�wietleniu tej Ziemi, i dziecko ro�nie i wierzy w to
jeszcze d�ugo, dop�ki nie odkryje, �e prawdopodobie�stwa �wiadcz� przeciw temu.
Wed�ug ksi�gi i jej s�ug wszech�wiat liczy zaledwie sze�� tysi�cy lat.
Dopiero w ci�gu ostatnich stu lat pilne badawcze umys�y odkry�y, �e naprawd�
liczy ich oko�o stu milion�w.
W ci�gu sze�ciu dni B�g stworzy� cz�owieka i inne zwierz�ta. Stworzy�
m�czyzn� i kobiet� i umie�ci� ich w uroczym ogrodzie razem z innymi
stworzeniami. Wszyscy �yli tam razem w zgodzie i zadowoleniu oraz w stanie
kwitn�cej m�odo�ci; trwa�o to przez pewien czas, potem zacz�y si� k�opoty. B�g
ostrzeg� m�czyzn� i kobiet�, �e nie wolno im spo�y� owocu z pewnego drzewa. I
doda� niezwykle dziwn� uwag�: powiedzia�, �e je�li zjedz� ten owoc, to na pewno
umr�. To dziwne, dlatego �e skoro oni nigdy nie widzieli �mierci, nie mogli
przecie� wiedzie�, co to znaczy: umrze�. Ani te� ten B�g czy jakikolwiek inny
nie by� w stanie da� tym nie�wiadomym dzieciom do zrozumienia, co to oznacza,
bez zaprezentowania im przyk�adu �mierci. Samo s�owo nie mog�o mie� dla nich
�adnego znaczenia, tak jak by go nie mia�o dla kilkudniowego niemowl�cia.
Niebawem w�� poszuka� ich towarzystwa na osobno�ci i podszed� do nich, id�c
wyprostowany pionowo, co by�o w owych czasach zwyczajem w��w. W�� powiedzia�,
�e zakazany owoc wype�ni ich puste umys�y wiedz�. Wobec tego zjedli go, co by�o
zupe�nie naturalne, gdy� cz�owiek jest tak skonstruowany, i� chciwie pragnie
wiedzy; podczas gdy ksi�dz, podobnie jak B�g, kt�rego jest imitatorem i
przedstawicielem, od samego pocz�tku uzna� za - swoje powo�anie powstrzymywanie
cz�owieka od nauczenia si� czegokolwiek po�ytecznego.
Adam i Ewa spo�yli zakazany owoc i od razu wielkie �wiat�o sp�yn�o do ich
ciemnych g��w. Dost�pili wiedzy. Jakiej wiedzy - czy po�ytecznej? Bynajmniej -
po prostu wiedzy o tym, �e istnieje cos takiego jak dobro i co� takiego jak-z�o,
i o tym, jak czyni� z�o. Nie umieli czyni� go przedtem. Dlatego wszystko, co
robili dotychczas, by�o niepokalane, niewinne, czyste.
Ale teraz umieli ju� czynie z�o - i cierpie� z tego powodu; teraz poznali to,
co ko�ci� nazywa bezcennym darem - Poczucie Moralne; to poczucie, kt�re r�ni
cz�owieka od bestii i stawia go ponad besti�. Zamiast �eby stawia�o go poni�ej
bestii, gdzie - jak mo�na by przypuszcza�, powinno by� jego w�a�ciwe miejsce,
skoro jest on zawsze pe�en z�ych my�li i zawsze jest winien, podczas gdy my�li
bestii s� czyste i ona - niewinna. To tak, jakby si� wy�ej ceni�o �le chodz�cy
zegarek od zegarka chodz�cego dobrze.
Ko�ci� wci�� jeszcze uwa�a Poczucie Moralne za najszlachetniejszy atut
dziesiejszego cz�owieka, mimo i� wie, �e B�g ma na ten temat wyra�nie z�� opini�
i na sw�j niezdarny spos�b robi�, co m�g�, aby uchroni� swoje szcz�liwe Dzieci
Raju od zdobycia tego atutu.
No, dobrze, wi�c Adam i Ewa wiedzieli, czym jest z�o i jak je czyni�.
Wiedzieli, jak czyni� rozmaite z�e rzeczy, a w�r�d nich jedn� g��wn� - t�, na
kt�r� B�g zwraca� szczeg�ln� uwag�. T� rzecz� by�a sztuka i tajemnica stosunku
seksualnego. By�o to dla nich wspania�e odkrycie, przestali wi�c wa��sa� si�
bezczynnie i skupili si� w zupe�no�ci w�a�nie na tym - biedne, rozradowane m�ode
stworzenia!
Podczas jednego z takich seans�w us�yszeli, �e nadchodzi B�g, krocz�c w�r�d
krzew�w, co by�o jego popo�udniowym zwyczajem - i porazi�o ich przera�eni�.
Dlaczego? Poniewa� byli nadzy. Przedtem o tym nie wiedzieli. Nie zwracali na to
uwagi; B�g tak�e nie.
W tym pami�tnym momencie narodzi�a si� nieskromno��; a niekt�rzy ludzie
zawsze odt�d j� cenili, cho� na pewno byliby w k�opocie, gdyby kazano im
wyja�ni�, dlaczego.
Adam i Ewa przyszli na �wiat nadzy i nie znali poczucia wstydu - nadzy i
czysto my�l�cy; i nikt z ich potomk�w nie przyszed� na �wiat w inny spos�b.
Wszyscy przychodzili na �wiat nadzy, nie znali uczucia wstydu, i z czystymi
my�lami. Musieli dopiero pozna� nieskromno�� i brudne my�li; nie by�o innej
rady. Pierwszym obowi�zkiem chrze�cija�skiej matki jest zbruka� umys� swego
dziecka i nie zaniedbuje ona tego obowi�zku. Ch�opak ro�nie, �eby zosta�
misjonarzem, i idzie do niewinnego dzikusa lub do cywilizowanego Japo�czyka,
�eby zbruka� ich umys�y. Wtedy oni przyswajaj� sobie nieskromno��, zakrywaj�
cia�a i przestaj� k�pa� si� razem nago.
Konwencja, niew�a�ciwie nazwana skromno�ci�, nie ma wzorca i nie mo�e go
mie�, poniewa� sprzeciwia si� naturze i rozs�dkowi, i dlatego jest tworem
sztucznym i przedmiotem czyjego� widzimisi�, czyjego� chorego kaprysu. I tak w
Indiach subtelna dama zakrywa twarz i piersi, a nogi pozostawia nagie od bioder
w d�, podczas gdy subtelna dama europejska zakrywa nogi, a ods�ania twarz i
piersi. W krajach zamieszka�ych przez niewinnych dzikus�w subtelna dama
europejska przyzwyczaja si� wkr�tce do dojrza�ej, pe�nej nago�ci krajowc�w i
przestaje czu� si� ni� ura�ona. Wysoce kulturalni Francuzi - hrabia i hrabina -
nie spokrewnieni z sob� - kt�rzy w osiemnastym wieku po rozbiciu si� statku
zostali odci�ci od �wiata na nie zamieszkanej wyspie w swych strojach nocnych,
wkr�tce zostali nadzy. I wstydzili si� - przez tydzie�. Potem przestali si�
k�opota� sw� nago�ci�, a wkr�tce przestali o niej my�le�.
Wy nigdy nie widzieli�cie nikogo w ubraniu. Och, �wietnie, nic nie
stracili�cie.
Ale wr��my do biblijnych osobliwo�ci. Pomy�licie naturalnie, �e gro�ba
ukarania Adama i Ewy za niepos�usze�stwo nie zosta�a oczywi�cie wykonana,
poniewa� oni nie stworzyli samych siebie ani swych natur, ani swych pop�d�w, ani
swoich s�abo�ci i dlatego nie podlegali w�a�ciwie niczyim rozkazom ani nie byli
przed nikim odpowiedzialni za swoje czyny. Zdziwi was wiadomo��, �e gro�ba
zosta�a wykonana. Adam i Ewa zostali ukarani i zbrodnia ta znajduje obro�c�w a�
do dnia dzisiejszego. Wyrok �mierci zosta� wykonany.
Jak pojmujecie, jedyna osoba odpowiedzialna za przest�pstwo tej pary usz�a
bezkarnie; i nie tylko usz�a bezkarnie, lecz sta�a si� katem niewinnych.
W waszym kraju i moim mogliby�my sobie pozwoli� na kpiny z tego rodzaju
moralno�ci, lecz tutaj by�oby to niew�a�ciwe. Wiele z tych ludzi, posiada
skromo�� rozumowania, lecz nikt nie u�ywa jej w sprawach religijnych.
Najlepsze umys�y powiedz� wam, �e je�li cz�owiek sp�odzi� dziecko, jest
moralnie zobowi�zany do czu�ej nad nim opieki, do c