3426

Szczegóły
Tytuł 3426
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3426 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3426 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3426 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Anatol France Zazulka Rozdzia� Pierwszy kt�ry m�wi o zmianach na obliczu ziemi i jest jednocze�nie przedmow� opowiadania T� cz�� l�du, gdzie rozci�ga�o si� ongi� ksi�stwo �yznych P�l, zalewa dzisiaj morze. Z miasta i zamku nie pozosta�o ani �ladu. Powiadaj� jednak, i� o dobr� mil� od brzegu wida� w pogodne dni olbrzymie pnie drzew stoj�ce nieruchomo w g��bi wody. Zak�tek wybrze�a, s�u��cy za posterunek celnikom, zowi� po dzi� dzie� "Warsztatem Majstra Fastrygi". Nie ulega w�tpliwo�ci, �e nazwa ta jest pami�tk� po pewnym mistrzu krawieckim, o kt�rym b�dzie mowa w moim opowiadaniu. Morze, kt�re corocznie wgryza si� dalej w l�d, zagarnie wkr�tce i ten skrawek ziemi, tak dziwacznie nazwany. Takie przemiany zgodne s� z prawami przyrody. Z biegiem wiek�w g�ry zapadaj� si�, a morze unosi w krain� chmur i lodowc�w muszelki i koralowe krzewy. Nic nie trwa wiecznie. L�dy i morza zmieniaj� si� bez ustanku. Tylko wspomnienie istnie� i kszta�t�w minionych trwa przez wiele stuleci i pozwala odtworzy� dawno ubieg�e zdarzenia. Opowie�� moja o ksi�stwie �yznych P�l przeniesie was w zamierzch�� przesz�o��. Oto jej pocz�tek: "Okrywszy z�ote w�osy czarnym czepcem naszywanym per�ami, hrabina Srebrnych Wybrze�y..." Zanim jednak opowiem wam, co si� sta�o dalej, prosz� na wszystko, �eby osoby rozs�dne i powa�ne nie bra�y do r�ki tej ksi��ki. Nie dla nich napisa�em moj� "Zazulk�". Nie dla istot trze�wych, kt�re gardz� b�ahostkami i pragn�, aby je wci�� pouczano. Pragn� ofiarowa� t� opowie�� ludziom, kt�rych umys� jest m�ody i lubi czasem poswawoli�. Tylko ci, kt�rym wystarczaj� niewinne rozrywki, przeczytaj� "Zazulk�" od pocz�tku do ko�ca. Do nich te� zwracam si� z pro�b�, �eby, je�li maj� ma�e dzieci, zapoznali je z moj� ba�ni�. Chcia�bym, aby opowiadanie podoba�o si� tak�e m�odym ch�opcom i dziewcz�tom, ale - prawd� m�wi�c - nie �miem si� tego spodziewa�. Zapewne uznaj� je za niedorzeczne i "Zazulka" pozostanie bajk� dla dzieci dawnych czas�w. Kt�rego� dnia przegl�da�em bibliotek� mojej dziewi�cioletniej s�siadeczki. Znalaz�em tam wiele ksi��ek o mikroskopach i zwierzokrzewach,a tak�e kilka powie�ci naukowych. Na chybi� trafi� otworzy�em jedn� z nich i wzrok m�j pad� na nast�puj�ce zdanie: "M�twa, czyli Sepia officinalis, jest mi�czakiem, g�owonogiem,kt�rego cia�o zawiera g�bczasty organ, zbudowany z chityny i w�glanu wapnia". Moja ma�a s�siadeczka uwa�a, �e ta powie�� jest ogromnie interesuj�ca. Ot� b�agam j� na wszystko, aby nigdy nie czyta�a "Zazulki". Spali�bym si� ze wstydu, gdybym ujrza� swoj� bajk� w r�kach tak uczonej osoby. KONIEC ROZDZIA�U 4 ROZDZIA� DRUGI z kt�rego mo�na si� dowiedzie�, co bia�a r�a oznajmi�a hrabinie Srebrnych Wybrze�y Okrywszy z�ote w�osy czarnym czepcem naszywanym per�ami i opasawszy si� wdowim sznurem, wesz�a hrabina Srebrnych Wybrze�y do kaplicy zamkowej, by jak codziennie pomodli� si� za dusz� swego m�a, zabitego w pojedynku przez irlandzkiego olbrzyma. Nagle na poduszce swego kl�cznika ujrza�a bia�� r��. Lica jej zblad�y, wzrok za�mi� si�, g�owa opad�a w ty�, a r�ce za�ama�y si� bole�nie. Wiedzia�a bowiem, �e dzie�, w kt�rym hrabina Srebrnych Wybrze�y znajduje bia�� r�� na kl�czniku, jest dniem jej �mierci. Dowiedziawszy si�, �e nadesz�a godzina jej rozstania ze �wiatem, gdzie w tak kr�tkim czasie zosta�a �on�, matk� i wdow�, pospieszy�a do komnaty, w kt�rej pod opiek� niewiast s�u�ebnych spa� jej syn Jantarek. Ch�opczyna mia� dopiero trzy lata. D�ugie rz�sy rzuca�y prze�liczne cienie na jego policzki, a usta podobne by�y do kwiatu. By� jeszcze tak male�ki i zarazem tak pi�kny, �e spojrzawszy na niego hrabina zala�a si� �zami. - Synku m�j jedyny - szepta�a bole�nie - dzieci� moje najdro�sze, nie b�dziesz mnie zna�, m�j obraz zniknie na zawsze dla twych s�odkich ocz�t. A przecie� wykarmi�am ci� w�asn� piersi� i z mi�o�ci dla ciebie odmawia�am swej r�ki najznakomitszym rycerzom. To powiedziawszy przycisn�a do ust z�oty medalion zawieraj�cy jej miniatur� i promie� jej w�os�w i zawiesi�a go na szyi synka. W tej chwili �za spad�a z oczu matki na twarzyczk� ch�opczyny, kt�ry poruszy� si� niespokojnie w kolebce i zacz�� trze� powieki pi�stkami.Hrabina spiesznie odwr�ci�a g�ow� i wybieg�a z komnaty. Bo jak�e jej oczy, maj�ce wkr�tce zagasn��, mog�y znie�� blask tamtych umi�owanych �renic, przez kt�re zaczyna�a przeziera� budz�ca si� do �ycia dusza. Hrabina kaza�a osiod�a� rumaka i uda�a si� do zamku �yznych P�l w towarzystwie koniuszego Szczerog�by. Ksi�na �yznych P�l obj�a serdecznym u�ciskiem hrabin� Srebrnych Wybrze�y. - Najdro�sza, jaki� szcz�liwy los sprowadza ci� w moje progi? - Zaprawd� los, kt�ry mnie przywi�d� tutaj, nie jest szcz�liwy. Pos�uchaj mnie, przyjaci�ko moja. Wesz�y�my w �luby ma��e�skie nieledwie w tym samym czasie i owdowia�y�my wskutek tych samych przyczyn. W dzisiejszych rycerskich czasach najlepsi gin� najwcze�niej, a m�� chc�cy �y� d�ugo musia�by chyba przywdzia� habit mniszy. Gdy urodzi�a� Zazulk�, ja od dw�ch lat by�am ju� matk�. Zazulka twoja jest pi�kna jak jutrzenka, a m�j Jantarek jest najlepszym ch�opaczkiem pod s�o�cem. Wiem, �e mnie kochasz, jak ja kocham ciebie. Dowiedz si� zatem, �e znalaz�am bia�� r�� na poduszce mego kl�cznika. Godziny moje s� policzone. Tobie powierzam mojego syna. Ksi�na �yznych P�l wiedzia�a, co oznajmia hrabinom Srebrnych Wybrze�y kwiat bia�ej r�y. P�acz�c przyrzek�a wychowa� Jantarka i Zazulk�, tak jakby byli rodze�stwem, i nie czyni� najmniejszej mi�dzy nimi r�nicy. Obie matki, splecione u�ciskiem, pochyli�y si� nad kolebk�, gdzie za lekk�, b��kitn� jak niebo zas�on� spa�a male�ka Zazulka. Oczy jej by�y zamkni�te,ale porusza�a przez sen r�czkami, a gdy rok�ada�a paluszki, zdawa�o si�, �e z ka�dego r�kawka koszulki wymyka si� pi�� r�owych promyczk�w. - Jantarek b�dzie jej broni� - rzek�a hrabina Srebrnych Wybrze�y. - Zazulka b�dzie go kocha�a - powiedzia�a ksi�na �yznych P�l. - B�dzie go kocha�a - powt�rzy� d�wi�czny, cieniutki g�osik. Ksi�na pozna�a g�os domowego skrzata, kt�ry od lat mieszka� pod kamienn� p�yt� paleniska. Wr�ciwszy do zamku hrabina Srebrnych Wybrze�y rozda�a dworkom swoje klejnoty, kaza�a nama�ci� si� pachnid�ami i odzia� w najprzedniejsze szaty, by godnie uczci� cia�o, kt�re ma zmartwychwsta� w dniu Ostatecznego S�du. A potem po�o�y�a si� na �o�u i zasn�a na wieki. KONIEC ROZDZIA�U 6 ROZDZIA� TRZECI w kt�rym rozpoczyna si� mi�o�� Zazulki, ksi�niczki �yznych P�l, i Jantarka, hrabiego Srebrnych Wybrze�y Wbrew zwyk�emu ludzkiemu losowi, kt�ry sprawia, �e pi�kno�� i dobro� nie chodz� w parze, pani �yznych P�l by�a r�wnie dobra jak pi�kna, tak pi�kna, �e ksi���ta krwi, ujrzawszy jej podobizn�, spieszyli prosi� o jej r�k�. Lecz ksi�na odpowiada�a niezmiennie: ,,Mam tylko jedn� dusz�, wi�c jednemu tylko m�owi mog�am �lubowa� wiar�". Ale po pi�ciu latach wdowie�stwa zrzuci�a czarny kwef i �a�obne szaty aby nie t�umi� rado�ci swoich najbli�szych, aby mo�na si� by�o weseli� i �mia� w jej obecno�ci. Dobra jej obejmowa�y rozleg�e ziemie pe�ne ponurych wydm pokrytych wrzosem, jezior obfituj�cych w ryby (niekt�re z nich mia�y czarodziejsk� moc) i g�r wznosz�cych si� w�r�d straszliwych pustkowi, kryj�cych w swym wn�trzu podziemne mieszkania karze�k�w. Rz�dz�c swym pa�stwem ksi�na stosowa�a si� do rad pewnego starego mnicha, kt�ry uszed� z Konstantynopola, a napatrzywszy si� w �yciu wielu gwa�tom i wiaro�omstwom, nie ufa� zbytnio cnotliwo�ci ludzi. Mnich ten �y� w wie�y zamkowej w otoczeniu ksi�g i ptak�w i nie ruszaj�c si� stamt�d, udziela� rad opartych na kilku zaledwie m�drych maksymach. M�wi� mianowicie: "Nie nale�y wprowadza� w �ycie prawa, kt�re posz�o ju� w zapomnienie: trzeba ust�powa� przed ��daniami poddanych ze wzgl�du na mo�liwo�� rozruch�w, ale ust�powa� powoli, gdy�, je�li si� wprowadzi jedn� reform�, lud natychmiast za��da drugiej: upadek w�adc�w wywo�uje zar�wno zbytnia uleg�o��, jak i zbyt d�ugi op�r". Ksi�na ch�tnie przyzwala�a na wszystko, bo nie zna�a si� wcale na polityce. Serce jej by�o pe�ne wsp�czucia. Nie mog�c wszystkich ludzi darzy� szacunkiem, litowa�a si� nad tymi, kt�rzy mieli nieszcz�cie by� niegodziwcami. Wspomaga�a na wszelkie sposoby biedak�w, odwiedza�a chorych, pociesza�a wdowy i bra�a pod opiek� ubogie sieroty. Wychowywa�a Zazulk� z przedziwn� roztropno�ci�. Zaszczepiwszy w sercu dziecka przekonanie, �e najwi�ksz� rado�ci� jest czynienie dobra, nie potrzebowa�a nigdy odmawia� jej �adnej przyjemno�ci. Ksi�na dotrzyma�a wiernie obietnicy danej nieszcz�snej hrabinie Srebrnych Wybrze�y. Dla Jantarka by�a najlepsz� matk� i nigdy nie czyni�a najmniejszej r�nicy mi�dzy nim a Zazulk�.Dzieci wzrasta�y razem i Jantarek lubi� przybran� siostrzyczk�, chocia� uwa�a�, �e jest dla niego troch� za ma�a. Pewnego razu, kiedy byli jeszcze zupe�nie male�cy, Jantarek podszed� do dziewczynki i zapyta� : - Czy chcesz si� bawi� ze mn�? - Chc� - odpowiedzia�a Zazulka. - B�dziemy lepi� babki z piasku - rzek� Jantarek. Zaraz zabrali si� do roboty, ale Zazulka nie umia�a lepi� babek i Jantarek uderzy� j� po r�czce �opatk�.Zazulka krzykn�a przera�liwie, a koniuszy Szczerog�ba, kt�ry w�a�nie przechadza� si� po ogrodzie, upomnia� swego m�odego pana: - Wasza wysoko��! Nie godzi si� hrabiemu Srebrnych Wybrze�y podnosi� r�ki na bia�og�ow�. Pierwsz� my�l� Jantarka by�o przebi� koniuszego �opatk� na wylot. Lecz �e wykonanie tego zamiaru nasuwa�o trudno�ci nie do pokonania, Jantarek poprzesta� na czynno�ci o wiele �atwiejszej : przycisn�� nosek do najbli�szego drzewa i rozp�aka� si� �a�o�nie. Jednocze�nie Zazulka usi�owa�a podsyci� swe �zy wciskaj�c obie pi�stki w oczy i rozpaczliwie tar�a noskiem o pie� s�siedniego drzewa. Kiedy zapad�a noc, dzieci wci�� jeszcze p�aka�y, ka�de przy swoim drzewie. Wreszcie musia�a zej�� sama ksi�na, wzi�a dzieci za r�ce i zaprowadzi�a je do zamku. Malcy mieli czerwone oczy, czerwone nosy, policzki l�ni�ce od �ez, a wzdychali i poci�gali noskami tak �a�o�nie, �e si� serce kraja�o. Pomimo to ze smakiem zjedli wieczerz�, po czym u�o�yli si� do snu, ka�de w swoim ��eczku. Zaledwie jednak zgaszono �wiec�, z dw�ch ��eczek podnios�y si� r�wnocze�nie dwa male�kie widma odziane w d�ugie nocne koszulki i rzuci�y si� sobie w ramiona w�r�d wybuch�w szalonego �miechu. Tak rozpocz�a si� mi�o�� ksi�niczki �yznych P�l, Zazulki, i Jantarka, hrabiego Srebrnych Wybrze�y. KONIEC ROZDZIA�U 8 ROZDZIA� CZWARTY kt�ry m�wi o wychowaniu w og�lno�ci i wychowaniu Jantarka w szczeg�lno�ci Jantarek wychowywa� si� w zamku obok Zazulki i cho� wiedzia�, �e nie jest ona jego siostr�, nazywa� j� pieszczotliwie tym imieniem. Dano mu mistrz�w fechtunku, jazdy konnej, p�ywania, gimnastyki, ta�ca, sokolnictwa, my�listwa, gry w pi�k� i wielu innych nauk. Mia� nawet nauczyciela pisania. By� to stary baka�arz,z pozoru pokorny, ale w rzeczywisto�ci pe�en niezmiernej pychy. On to nauczy� Jantarka r�nych rodzaj�w pisma, kt�re uchodzi�y za tym pi�kniejsze, im trudniejsze by�y do odczytania. Jantarek nie lubi� lekcji udzielanych przez starego baka�arza,tote� nie skorzysta� z nich wiele, tak samo jak z wyk�ad�w pewnego mnicha, kt�ry uczy� go dziwacznych formu� gramatyki. Nie mog�o si� ch�opcu pomie�ci� w g�owie, �e trzeba uczy� si� j�zyka, kt�rym cz�owiek m�wi od urodzenia i kt�ry nazywa j�zykiem ojczystym. Jantarek najch�tniej przestawa� z koniuszym Szczerog�b�, kt�ry zje�dzi� kawa� �wiata, zna� obyczaje ludzi i zwierz�t, opowiada� o dalekich krajach i uk�ada� pi�kne piosenki, kt�rych co prawda nie umia� zapisa�. Ze wszystkich mistrz�w Jantarka jeden tylko Szczerog�ba nauczy� go czego�, bo on jeden kocha� ch�opca prawdziwie, a wiemy, �e tylko nauka udzielana z mi�o�ci� jest co� warta. Ale zawistne okularniki - mistrz gramatyki i mistrz pi�knego pisania - cho� nie cierpia�y si� wzajemnie z ca�ej duszy, po��czy�y si� jednak we wsp�lnej nienawi�ci do starego koniuszego i oskar�y�y go o pija�stwo. Istotnie, Szczerog�ba troch� za cz�sto zagl�da� do gospody "Pod Cynowym Dzbanem". Tam w�a�nie szuka� zapomnienia w smutkach i tam uk�ada� swoje pie�ni. Naturalnie �e nie mia� racji. Wszak�e Homer uk�ada� jeszcze pi�kniejsze pie�ni, a gasi� pragnienie tylko wod� �r�dlan�. Co za� do smutk�w, to wszyscy je maj� i nie wino pozwala o nich zapomnie�, ale dobro, kt�re czynimy bli�nim. Mimo wszystko Szczerog�ba by� starym cz�owiekiem, posiwia�ym w s�u�bie, wiernym i pe�nym zas�ug. Obaj baka�arze powinni byli raczej os�ania� jego s�abostki, zamiast donosi� o nich ksi�nej w spos�b tak przesadny. - Szczerog�ba jest niepoprawnym pijakiem, prosz� ksi�nej pani - m�wi� mistrz od pisania. - Ilekro� wraca z gospody "Pod Cynowym Dzbanem", stopy jego kre�l� liter� "S" na drodze. Jest to zreszt� jedyna litera, kt�r� umie napisa�, prosz� ksi�nej pani. Bo ten pijaczyna to straszny osio�, prosz� ksi�nej pani. A mistrz od gramatyki dorzuca�: - Szczerog�ba nie tylko si� zatacza, ale, co gorsza, wy�piewuje piosenki, kt�rych sk�adnia wo�a o pomst� do nieba. Ten cz�owiek nie ma poj�cia o regu�ach wierszowania, prosz� ksi�nej pani. Ksi�na �yznych P�l mia�a wrodzony wstr�t do nad�tych m�drc�w i donosicieli. Pocz�tkowo robi�a to, co ka�dy uczyni�by na jej miejscu: nie dawa�a ucha oszczerstwom. Lecz gdy skargi ponawia�y si�, uwierzy�a w nie w ko�cu i postanowi�a oddali� ze dworu Szczerog�b�. Pragn�c jednak, aby wygnanie mia�o zaszczytne pozory, umy�li�a wys�a� wiernego s�ug� po b�ogos�awie�stwo papieskie do Rzymu. Podr� koniuszego mog�a trwa� bardzo d�ugo, bo mn�stwo winiarni, nawiedzanych przez w�drownych muzykant�w, dzieli�o ksi�stwo �yznych P�l od Stolicy Apostolskiej. Wkr�tce ksi�na po�a�owa�a gorzko, i� pozbawi�a dzieci opieki ich najlepszego przyjaciela. KONIEC ROZDZIA�U 10 ROZDZIA� PI�TY kt�ry opisuje wypraw� do pustelni i spotkanie z okropn� staruch� Pewnego ranka w Przewodni� Niedziel� ksi�na wyjecha�a z zamku na ros�ym gniadoszu. Po lewej jej r�ce k�usowa� na karym ogierze Jantarek; g�ow� jego rumaka znaczy�a bia�a gwiazda. Po prawej stronie jecha�a na bu�anku o czarnej grzywie Zazulka, trzymaj�c w r�kach r�owe wodze. Pod��ali na msz� do pustelni w towarzystwie �o�nierzy zbrojnych w kopie, a za orszakiem t�oczy�a si� ci�ba ludzi, nie mog�c oczu oderwa� od ksi�nej i dzieci. Zaiste, trudno wypowiedzie�, jak pi�kni byli wszyscy troje. Blask majestatu bi� od ksi�nej odzianej w lu�ny p�aszcz i zas�on� haftowan� w srebrne kwiaty, a per�y zdobi�ce jej w�osy l�ni�y �agodnie,harmonizuj�c ze s�odycz� jej szlachetnego oblicza. Jantarek, z rozwianymi w�osami i b�yszcz�cymi oczyma, wygl�da� dzielnie, jak na przysz�ego rycerza przysta�o. Twarzyczka Zazulki, delikatna i czysta, by�a rozkosz� dla oczu. Mia�a przepyszne jasne w�osy, przepasane nad czo�em przepask� z trzema z�otymi guzami, sp�ywa�y one na jej ramiona niby �wietlisty p�aszcz os�aniaj�cy jej m�odo�� i urod�. Poczciwi ludziska patrz�c na ni� powiadali: "C� to za prze�liczna panienka!". Stary krawiec, majster Fastryga, wzi�� na r�ce swego wnuczka Piotrusia, aby mu pokaza� Zazulk�. Ch�opczyk zapyta�, czy ksi�niczka jest �ywa, czy te� to figurka z wosku. Nie m�g� poj��, �e istotka tak bia�a i wiotka mo�e by� ulepiona z tej samej gliny, co on sam, ze swoj� pyzat�, opalon� buzi� i koszulk� ze zgrzebnego p��tna, na wiejski spos�b zwi�zan� tasiemk� na karku. Ksi�na �yczliwie dzi�kowa�a za ho�dy i pozdrowienia, ale zauwa�y�a, �e pochlebiaj� one zbytnio dumie dzieci. Jantarek p�on�� rumie�cem zadowolenia, a Zazulka u�miecha�a si� zarozumiale. Odezwa�a si� wi�c w te s�owa: - Powiedzcie mi, czemu ci ludzie witaj� nas tak serdecznie? - Dlatego, �e tak nale�y robi� - odpar�a Zazulka. - Jest to ich obowi�zkiem - odpar� Jantarek. - Obowi�zkiem, powiadasz? Czemu� to jest ich obowi�zkiem? - zapyta�a ksi�na. A widz�c, �e oboje na pr�no szukaj� odpowiedzi, ci�gn�a dalej: Pos�uchajcie mnie, dzieci. Od trzystu przesz�o lat ksi���ta �yznych P�l z mieczem w d�oni broni� tych biedak�w, by mogli w spokoju sia�, ora� i zbiera� plony swojej pracy. Od trzystu przesz�o lat ksi�ne �yznych P�l prz�d� we�n� dla ubogich, odwiedzaj� chorych i trzymaj� do chrztu niemowl�ta wie�niak�w. Oto dlaczego .pozdrawiaj� nas tak �yczliwie, moje dzieci. "Musz� czuwa� nad oraczami" - pomy�la� Jantarek. "B�d� prz�d�a we�n� dla biednych" - przyrzek�a sobie w duchu Zazulka. Tak gwarz�c i dumaj�c na przemian, jechali przez ��ki umajone kwieciem. Na widnokr�gu widnia�y b��kitne g�ry o poszarpanych szczytach. Jantarek wyci�gn�� r�k� ku wschodowi. - Czy to jaki� ogromny puklerz stalowy b�yszczy tam w oddali? - zapyta�. - To raczej klamra srebrna wielka jak tarcza ksi�yca - odpowiedzia�a Zazulka. - To nie jest ani puklerz stalowy, ani klamra srebrna - odrzek�a ksi�na. - To jezioro b�yszczy w promieniach s�o�ca. Powierzchnia jego wydaje wam si� z daleka g�adka jak zwierciad�o, ale w rzeczywisto�ci m�c� j� niezliczone fale. I wybrze�e jeziora nie jest tak r�wno wykrojone, jak s�dzicie: porasta je trzcina o puszystych kitach i kosaciec o li�ciach jak miecze i kwiatach podobnych do �renic ludzkich. Ka�dego poranka jezioro okrywa si� mleczn� zas�on� mgie�, a w po�udniowym s�o�cu l�ni jak rycerska zbroja. Nie nale�y jednak nigdy przybli�a� si� do niego. Mieszkaj� w nim boginki wodne, kt�re wci�gaj� przechodni�w w g��b swego kryszta�owego zamczyska. W tej chwili w pustelni zad�wi�cza�a sygnaturka. - Tu si� zatrzymamy - rzek�a ksi�na - i pieszo dojdziemy do kaplicy. Nie na s�oniach i nie na wielb��dach, jeno pieszo szli trzej kr�lowie do ��obka �wi�tej Dzieciny. Wys�uchali mszy odprawionej przez pustelnika. Nie opodal ksi�nej ukl�k�a jaka� odra�aj�ca starucha w �achmanach. Kiedy wychodzili z kaplicy, ksi�na zanurzy�a palce w kropielnicy i poda�a wod� �wi�con� �ebraczce m�wi�c: - Pok�j z wami, matko. Jantarek spojrza� na ksi�n� zdziwiony. - Czy nie wiesz, synu, �e w ka�dym n�dzarzu nale�y uczci� wybra�ca Chrystusowego? - rzek�a ksi�na. - �ebraczka, podobna do tej, trzyma�a ci� do chrztu wraz z zacnym ksi�ciem Czarnych Ska�. Nieznany biedak by� r�wnie� chrzestnym ojcem twojej siostrzyczki Zazulki. Stara odgad�a wida� my�li Jantarka, gdy� pochyli�a si� ku niemu i zaskrzecza�a szyderczo: - �ycz� wam, pi�kny paniczu, by�cie zawojowali tyle kr�lestw, ile ja ich straci�am. By�am w�adczyni� Wysp Per�owych i Z�otodajnych G�r. Czterna�cie gatunk�w ryb ukazywa�o si� dzie� w dzie� na mym biesiadnym stole, a ma�y Murzynek d�wiga� tren mojej szaty... - Biedna kobieto! Jaki� to los nieszcz�liwy pozbawi� was waszych wysp i g�r? - zapyta�a ksi�na. - Narazi�am si� na gniew kar��w i one to przez zemst� wyp�dzi�y mnie z mych w�o�ci. - Czy�by kar�y by�y tak pot�ne? - zdziwi� si� Jantarek. - �yj�c pod ziemi� pozna�y tajemne w�a�ciwo�ci drogich kamieni, nauczy�y si� obrabia� kruszce i odkrywa� �r�d�a - odpar�a �ebraczka. A na to ksi�na: - Czym narazili�cie si� na ich gniew, matko? - W pewn� grudniow� noc - odrzek�a stara - przyszed� do mnie wys�annik kar��w prosz�c o pozwolenie urz�dzenia wigilijnej uczty w kuchni zamkowej. By�a ona wi�ksza od klasztornego kapitularza i zaopatrzona w liczne rondle, kocio�ki, imbryki, du�e i ma�e patelnie, blachy do ciast, ruszty, rynki, brytfanny, wanienki do ryb, kadzie, formy do pasztet�w, tortownice, dzbany mosi�ne, roztruchany srebrne i z�ote, makutry, mo�dzierze, �e nie wspomn� ju� o przepi�knym ro�nie, wykutym artystycznie z �elaza, i olbrzymim, czarnym kotle zawieszonym na haku w kominie. Pomimo i� wys�annik zapewni� mnie, �e nic nie zginie ani nie dozna szkody, odm�wi�am jego ��daniu i karze� oddali� si� mrucz�c niezrozumia�e gro�by. I oto w samo �wi�to Bo�ego Narodzenia o p�nocy zjawi� si� w mej sypialni ten sam karze�, otoczony gromad� swych wsp�braci. Wywlekli mnie z komnaty i porzucili w gie�le nocnym w jakiej� nieznanej krainie. "Tak karzemy bogaczy - rzekli - kt�rzy odmawiaj� cz�stki swych skarb�w pracowitemu i cichemu ludowi karze�k�w, obrabiaj�cych z�oto i darz�cych ludzi �r�d�ami s�odkiej wody". Oto co opowiedzia�a na progu pustelni bezz�bna �ebraczka. Ksi�na po�egna�a j� serdecznymi s�owy i obdarzywszy hojn� ja�mu�n� skierowa�a si� wraz z dzie�mi do zamku �yznych P�l. KONIEC ROZDZIA�U 13 ROZDZIA� SZ�STY kt�ry opisuje widok ze szczytu baszty zamkowej Nied�ugo potem dzieci, nie spostrze�one przez nikogo, wesz�y kr�tymi schodami na szczyt wysokiej baszty stoj�cej po�rodku zamczyska. Gdy stan�y na g�rnym tarasie i rozejrza�y si� woko�o, zacz�y krzycze� i klaska� w r�ce z uciechy. Z wie�y roztacza� si� rozleg�y widok na wzg�rza poci�te zielonymi i brunatnymi kwadracikami uprawnych p�l. Na dalekim horyzoncie b��kitnia�y g�ry i lasy. - Sp�jrz, siostrzyczko, ca�� ziemi� st�d wida�! - wo�a� Jantarek. - Jaka ogromna! - dziwi�a si� Zazulka. - Moi mistrzowie zapewniali mnie nieraz, �e ziemia jest bardzo du�a, ale, jak m�wi nasza ochmistrzyni Gertruda, �eby w co� uwierzy�, trzeba to ujrze� na w�asne oczy. Dzieci obesz�y taras woko�o. - Wiesz, co jest najdziwniejsze?! - wykrzykn�a nagle Zazulka. - Zamek nasz stoi po�rodku ziemi, wi�c my, na baszcie zbudowanej w samym jego �rodku, jeste�my po�rodku ca�ego �wiata! Cha! Cha! Cha! Rzeczywi�cie, widnokr�g otacza� dzieci olbrzymim ko�em, a osi� jego by�a baszta zamkowa. - Jeste�my w samym �rodku �wiata! Cha! Cha! Cha! - powt�rzy� Jantarek. Dzieci zaduma�y si� na chwil�. - To �le, �e �wiat jest taki du�y - rzek�a Zazulka. - Mo�na w nim zab��dzi� i na zawsze straci� z oczu tych, co nas kochaj�. - Jantarek wzruszy� ramionami. - To w�a�nie dobrze, �e �wiat jest wielki, bo �atwo w nim o r�ne przygody. Wiesz, Zazulko, kiedy b�d� du�y, zdob�d� te g�ry, kt�re tam wida� na samym ko�cu �wiata. Widzia�em nieraz, jak spoza nich wschodzi ksi�yc. Pochwyc� go w locie i przynios� ci w podarunku. - �wietnie! Zaraz go sobie wepn� we w�osy! - wykrzykn�a Zazulka. Potem j�li szuka�, niby na mapie, znanych sobie miejscowo�ci. - Teraz ju� wszystko rozpoznaj� - rzek�a Zazulka (kt�ra nic zupe�nie nie rozpoznawa�a) - ale nie mog� odgadn��, co to za ma�e czworok�tne kamyczki rozsypane s� na tamtym wzg�rzu? - To s� domy, Zazulko, to domy! - odpowiedzia� Jantarek. - Czy nie poznajesz, siostrzyczko, stolicy ksi�stwa �yznych P�l? To przecie� wielkie miasto, ma a� trzy ulice, a jedn� z nich mo�na nawet przejecha� wozem! Pami�tasz? Jechali�my tamt�dy w zesz�ym tygodniu na nabo�e�stwo do pustelni. - A ten strumyczek, co si� tam wije? - To rzeka. O, a tam dalej stary most kamienny! - Czy to ten, pod kt�rym �owili�my raki? - Tak, ten sam. W jednej z jego wn�k stoi pos�g "pani bez g�owy". Ale st�d go nie wida�, bo jest za ma�y. - Pami�tam. Ale dlaczego ta pani nie ma g�owy? - Pewnie dlatego, �e j� zgubi�a. Nie wiadomo, czy Zazulce wystarczy�a ta odpowied�, bo w milczeniu patrzy�a w dal. - Jantarku! - wykrzykn�a nagle. - Czy widzisz, co tam b�yszczy pod samymi g�rami? To jezioro! - Tak, to jezioro! Przypomnieli sobie od razu, co im ksi�na opowiada�a o tych pi�knych, a tak zdradliwych wodach, gdzie boginki maj� swoje zamczysko. - Chod�my tam - powiedzia�a Zazulka. �yczenie to tak zdumia�o Jantarka, �e przez chwil� patrzy� na ni� z otwartymi szeroko ustami. - Ale�, Zazulko! - zawo�a� wreszcie. - Wiesz dobrze, �e ksi�na zabroni�a nam wychodzi� samym z zamku. Jak�eby�my zreszt� trafili do tego jeziora, kt�re jest na samym ko�cu �wiata? - Ach, ja nie wiem! Ale ty� to powinien wiedzie�; ty, kt�ry jeste� m�czyzn� i uczysz si� gramatyki. Jantarek, dotkni�ty do �ywego t� uwag�, odpowiedzia�, �e mo�na by� nie tylko m�czyzn�, ale nawet dzielnym m�czyzn�, a mimo to nie zna� wszystkich dr�g na �wiecie. Lecz Zazulka od�a usteczka tak wzgardliwie, �e ch�opiec zaczerwieni� si� po uszy. - Nigdy si� nie chwali�am, �e zdob�d� b��kitne g�ry i zdejm� z nieba ksi�yc - powiedzia�a sucho. - I cho� wcale nie znam drogi do jeziora, i tak do niego trafi�. - Cha! cha! cha! - pr�bowa� za�mia� si� Jantarek. - Wa�pan si� �miejesz jak prawdziwy dudek - rzek�a wzgardliwie Zazulka. - Ale�, Zazulko, dudki nie mog� ani si� �mia�, ani p�aka�. - Ale gdyby si� �mia�y, to �mia�yby si� z pewno�ci� jak wa�pan. Sama p�jd� nad jezioro. I gdy b�d� podziwia� kryszta�ow� wod�, w kt�rej mieszkaj� boginki, ty b�dziesz siedzia� w domu jak dziewczyna. Zostawi� ci na pami�tk� moje krosienka i moj� lalk�. Nie zapomnij dba� o nie, Jantarku. Nie zapomnij dba� o nie! Jantarkowi nie brakowa�o ambicji. Dotkn�y go mocno szyderstwa Zazulki. Zas�pi� si�, spu�ci� g�ow� i powiedzia� g�ucho: - Dobrze wi�c! P�jdziemy nad jezioro! KONIEC ROZDZIA�U 16 ROZDZIA� SI�DMY w kt�rym opowiedziano, jak Jantarek i Zazulka pow�drowali nad jezioro Nazajutrz po obiedzie, skoro tylko ksi�na przesz�a do swojej komnaty, Jantarek uj�� Zazulk� za r�k�. - Chod�my - rzek� kr�tko. - Dok�d? - Pst... Zeszli ze schod�w i przebiegli przez podw�rza zamkowe. Kiedy min�li podziemne przej�cie wiod�ce na go�ciniec, Zazulka po raz wt�ry zapyta�a Jantarka, dok�d j� wiedzie. - Nad jezioro - odpar� stanowczym tonem Jantarek. Panna Zazulka stan�a jak wryta. Jak�e tu i�� tak daleko bez pozwolenia i do tego w at�asowych trzewiczkach; bo Zazulka mia�a na n�kach at�asowe trzewiczki. Czy to roztropnie? - Kiedy� musimy tam p�j��. I nie potrzebujemy wcale by� roztropni. Tak� to wspania�� odpowied� da� Zazulce Jantarek. Przecie� nie dalej jak wczoraj zarzuca�a mu tch�rzostwo, a dzi� udaje zdziwienie! Tym razem on odes�a� j� pogardliwie do lalek. Dziewczyny zawsze namawiaj� do przyg�d, a potem trzymaj� si� fartuszka ochmistrzyni. Co za szkaradne usposobienie! Niech Zazulka wraca do zamku. Jantarek p�jdzie sam. Zazulka uczepi�a si� jego ramienia. Jantarek odepchn�� j�. Wtedy zarzuci�a mu r�czki na szyj�. - We� mnie ze sob�, braciszku! We� mnie ze sob� - prosi�a �kaj�c. Tak wielka skrucha wzruszy�a go w ko�cu. - No, to chod� - powiedzia� - ale nie p�jdziemy przez miasto, bo m�g�by nas jeszcze kto zobaczy�. Pobiegniemy wzd�u� wa��w obronnych, a potem miedz� wydostaniemy si� na go�ciniec. I poszli trzymaj�c si� za r�ce. Jantarek t�umaczy� Zazulce plan wyprawy: - P�jdziemy drog�, kt�r� jechali�my do pustelni. Z pewno�ci�, jak za tamtym razem, zobaczymy jezioro, wtedy pobiegniemy ku niemu na prze�aj przez laki i pola. Id�c brzegiem rowu Zazulka zrywa�a kwiaty i uk�ada�a je w wi�zank�. By�y tam maki polne, ��te dziewanny, b�awaty i przytulie. Lecz kwiaty wi�d�y szybko w jej r�czkach i kiedy doszli do kamiennego mostu, wygl�da�y nader �a�o�nie. Zazulka, znu�ona ju� ich d�wiganiem, chcia�a wrzuci� bukiet do wody. Lecz po namy�le postanowi�a ofiarowa� go "pani bez g�owy". Na jej pro�b� Jantarek podni�s� j� do g�ry, po czym Zazulka z�o�y�a snop polnych kwiat�w w skrzy�owane d�onie kamiennej figury. Daleko za mostem Zazulka odwr�ci�a si� i spostrzeg�a na ramieniu "pani bez g�owy" bia�� go��bk�. Szli dalej, nie zatrzymuj�c si� ani na chwil�. - Tak mi si� chce pi� - powiedzia�a nagle Zazulka. - I mnie tak�e, ale rzeka zosta�a daleko za nami, a tutaj nie widz� ani strumienia,ani studni. - S�o�ce tak mocno grzeje! Z pewno�ci� wszystk� wod� z ziemi wypi�o. C� teraz poczniemy, Jantarku? Gdy si� tak skar�yli, ujrzeli nagle wie�niaczk� z koszem owoc�w na ramieniu. - To wi�nie! - wykrzykn�� Jantarek. - Jaka szkoda, �e nie wzi��em pieni�dzy ze sob�! - Ja mam pieni�dze -rzek�a Zazulka. Wyj�a z kieszonki sakiewk�, w kt�rej b�yszcza�o pi�� z�otych monet. - Czy mogliby�cie, matko, da� mi tyle wi�ni, ile si� mo�e zmie�ci� w mojej sukience? - spyta�a wie�niaczki unosz�c obu r�kami brzeg sp�dniczki. Wie�niaczka rzuci�a jej par� gar�ci wi�ni. Zazulka przytrzyma�a jedn� r�czk� sukienk�, a drug� poda�a wie�niaczce z�ot� monet� pytaj�c: - Czy to nie b�dzie za ma�o? Wie�niaczka chwyci�a z�oty kr��ek, za kt�ry mo�na by kupi� nie tylko wszystkie wi�nie z koszyka, ale i drzewo, na kt�rym ros�y, i ca�y sad przy chacie. - Ja si� tam o wi�cej nie przymawiam. Niech wam p�jdzie na zdrowie, �liczna panienko! - rzek�a przebiegle. - No to nasypcie jeszcze wi�ni do kapelusza mego brata, a dostaniecie drugi z�oty pieni�dz. Wie�niaczka �piesznie spe�ni�a polecenie i oddali�a si� rozmy�laj�c, w jakiej by tu po�czosze, w g��bi jakiego siennika ukry� otrzymane dukaty. A dzieci w�drowa�y znowu, zajadaj�c wi�nie i rzucaj�c pestki na prawo i lewo. Jantarek wyszukiwa� jagody sczepione ze sob� ogonkami i robi� z nich zausznice dla siostrzyczki; �mia� si� rado�nie na widok �licznych purpurowych kulek, ko�ysz�cych si� na policzkach Zazulki. Weso�y ten poch�d zatrzyma� na chwil� jaki� ostry kamyczek, kt�ry si� zakrad� do trzewiczka Zazulki. Dziewczynka zacz�a skaka� na jednej nodze, a przy ka�dym skoku z�ote loki muska�y jej rozgrzan� twarzyczk�. W ten spos�b dotar�a do skarpy przydro�nej i usiad�a na niej, a Jantarek, kl�kn�wszy, zdj�� z jej n�ki trzewiczek i wytrz�sn�� ze� ma�y, bia�y kamuszek. Spojrzawszy na swe obola�e n�ki Zazulka rzek�a: - Wiesz co, je�eli jeszcze kiedy wybierzemy si� do jeziora, na�o�ymy buty z cholewami. S�o�ce chyli�o si� ku zachodowi na bezchmurnym niebie. Podmuch wietrzyka muska� policzki i szyje ma�ych w�drowc�w. Dzieci, od�wie�one ch�odem, odwa�nie sz�y naprz�d. By zgodniej maszerowa�, �piewa�y trzymaj�c si� za r�ce i co chwila wybucha�y �miechem na widok wyd�u�onych cieni powtarzaj�cych ka�de ich poruszenie. A �piewa�y tak� piosenk�: Wysz�a z cha�upy dziewczyna, imi� jej by�o Maryna, dosiad�a os�a Marcina, zawioz�a zbo�e do m�yna! Ale raptem Zazulka zatrzyma�a si� wo�aj�c: - Jantarku, zgubi�am trzewiczek, zgubi�am m�j trzewiczek at�asowy! Rzeczywi�cie, jedwabne sznurowad�a rozlu�ni�y si� w marszu i zapylony trzewiczek pozosta� gdzie� na drodze. Zazulka spojrza�a poza siebie i spostrzeg�a, �e baszty zamczyska �yznych P�l roztopi�y si� we mgle oddalenia. Serduszko jej �cisn�o si� bole�nie, a oczy wezbra�y �zami. - Z pewno�ci� zjedz� nas wilki - szepn�a. - Nasza mama nie zobaczy nas nigdy i umrze ze zmartwienia. Ale ju� Jantarek nadbieg� ze znalezionym trzewiczkiem i rzek�: - Zobaczysz, Zazulko, �e wr�cimy do domu, zanim dzwon zamkowy zacznie zwo�ywa� na wieczerz�! Chod�my dalej! Gdy m�ynarz ujrza� dziewczyn�, wielce nadobn� Maryn�, rzek�: "Ostaw, panno, Marcina i racz wej�� ze mn� do m�yna". - Jezioro! Zazulko! Jezioro! - Tak, Jantarku, jezioro! Jantarek podrzuci� w g�r� kapelusz i krzykn��: - Wiwat! Wiwat! Wiwat! Zazulka by�a zbyt dobrze wychowana, �eby za przyk�adem brata podrzuca� sw�j czepeczek. Zdj�a jednak�e trzewik, kt�ry ci�gle zsuwa� si� z jej n�ki, i na znak rado�ci cisn�a go wysoko ponad g�ow�. Tak - tam w dolinie, w olbrzymiej czaszy z listowia i kwiat�w, srebrzy�a si� tafla jeziora. L�ni�a cicha i czysta, tylko spl�tana ziele� na jej brzegach drga�a lekko. Dzieci na pr�no szuka�y w g�szczu jakiej� �cie�yny, kt�ra by je doprowadzi�a na brzeg cudownego jeziora. Kiedy rozgl�da�y si� woko�o, zacz�o szczypa� je po n�kach stado g�si, kt�re zagania�a witk� ma�a dziewczynka odziana w barani ko�uszek. Jantarek spyta� g�siarki, jak si� nazywa. - Kasia - odrzek�a dziewczynka. - Powiedz nam, Kasiu, kt�r�dy si� idzie do jeziora? - Kiej si� tam nie idzie. - Dlaczego? - Bo tak. - A gdyby si� sz�o? - Toby by�a droga i sz�oby si� drog�. Trudno si� by�o sprzecza� z pastuszk�. - Chod�my - rzek� po chwili Jantarek - mo�e dalej natrafimy na jak�� �cie�k� przez las. - Nazbieramy tam orzech�w - powiedzia�a Zazulka. - Bardzo mi si� ju� chce je��. Kiedy si� znowu wybierzemy do jeziora, zabierzemy ze sob� ca�� skrzyni� pe�n� dobrych rzeczy. - Rozumie si� - odpar� Jantarek. - Widz� teraz, jak m�drze zrobi� koniuszy Szczerog�ba, �e gdy wyje�d�a� do Rzymu, wzi�� ze sob� skrzynk� i g�siorek wina. Ma teraz co je�� i pi�. Ale spieszmy si�, Zazulko, bo cho� nie wiem, kt�ra godzina, zdaje mi si�, �e musi by� ju� p�no. - Podobno pasterze poznaj� godziny po s�o�cu - m�wi�a Zazulka. - Szkoda, �e nie jestem pasterzem. Zdaje mi si� jednak, �e s�o�ce, kt�re by�o nad naszymi g�owami, kiedy�my wychodzili z domu, teraz uciek�o daleko za miasto i za zamek �yznych P�l. Trzeba by si� dowiedzie�, co to znaczy i czy tak jest codziennie, czy tylko dzisiaj? Kiedy tak dzieci patrzy�y w s�o�ce, w tumanie kurzu wzniesionym kopytami p�dz�cych w galopie koni ukaza�a si� na go�ci�cu gromada zbrojnych je�d�c�w. Dzieci przerazi�y si� i spiesznie ukry�y w zaro�lach. By�y pewne, �e to rozb�jnicy albo ludo�ercy. W rzeczywisto�ci byli to stra�nicy zamkowi, kt�rych zaniepokojona ksi�na wys�a�a na poszukiwanie ma�ych zbieg�w. A zbiegowie przedzieraj�c si� przez g�szcze natrafili na malutk� �cie�yn�, kt�ra na pewno nie by�a �cie�k� zakochanych, gdy� nie mo�na ni� by�o i�� we dwoje, trzymaj�c si� za r�ce zwyczajem narzeczonych. Tote� nie by�o na niej odcisk�w ludzkich st�p, tylko niezliczone tropy ma�ych raciczek. - To �lady diablik�w - rzek�a Zazulka. - Albo raczej sarenek - odpowiedzia� Jantarek. Nie wiadomo, kto mia� racj�. To tylko by�o pewne, �e dro�yna wiod�a �agodnym stokiem nad samym brzegiem jeziora. Nagle ukaza�o si� one dzieciom w ca�ej swej t�sknej i pe�nej spokoju krasie. Wierzby otacza�y brzegi wie�cem jasnozielonego listowia. Trzciny skupione w k�py chwia�y si� nad wod� jak las gi�tkich mieczy i delikatnych kit. Wok� nich lilie wodne rozk�ada�y li�cie wykrojone w kszta�cie serc i bia�e mi�siste kwiaty. Dooko�a tych wonnych wysepek ��tki o p�omiennych skrzyd�ach, odziane w turkusowe i szmaragdowe kubraczki, przecina�y powietrze i z nag�a urywa�y lot. Dzieci z rozkosz� zanurza�y rozpalone n�ki w wilgotnym �wirze, poros�ym k�pami �abie�ca i smuk�ymi grotami sitowia. Pachnia�y mocno niepozorne �odygi tataraku, okolone koronk� kwiat�w uszycy, a senn� tafl� jeziora znaczy�y gwia�dziste,fio�kowe kielichy roz�wity. KONIEC ROZDZIA�U 21 ROZDZIA� �SMY w kt�rym widzimy, jak okrutnie zosta� ukarany Jantarek za wypraw� do siedziby wodnych boginek Zazulka posz�a dalej po piasku mi�dzy dwiema k�pami wierzb. Spod jej n�g wyskoczy� nagle male�ki duszek wodny i z pluskiem zapad� w jezioro,znacz�c jego powierzchni� niezliczon� ilo�ci� k�, kt�re rozszerza�y si� przez chwil�, a� w ko�cu znik�y. Duszek mia� posta� zielonej �abki o bia�ym brzuszku. Cicho by�o doko�a. �wie�y podmuch wiatru muska� przejrzyste jezioro, a ka�da fala wygina�a si� niby usta dr��ce u�miechem. - Bardzo �adne to jezioro - rzek�a Zazulka. - Szkoda tylko, �e jestem taka g�odna i �e tak pokaleczy�am n�ki na kamieniach. I trzewiczki podar�y si� w strz�py. Chcia�abym bardzo by� ju� z powrotem w zamku. - Usi�d� na trawie, siostrzyczko - poprosi� Jantarek. - Owin� twoje stopy li��mi, a potem pobiegn� poszuka� czego� do zjedzenia. Widzia�em tam wy�ej, ko�o drogi, kilka krzak�w je�yn a� czarnych,od jag�d.Wybior� najs�odsze i najdorodniejsze i przynios� ci je w kapeluszu. Daj mi swoj� chusteczk�, nazbieram do niej poziomek; widzia�em ich mn�stwo w cieniu drzew, tu� obok �cie�ki. A kieszenie, Zazulko, nape�ni� orzechami. Jantarek sporz�dzi� z mchu pos�anie dla Zazulki pod wierzb�, na brzegu jeziora, i poszed�. Zazulka le�a�a ze z�o�onymi r�kami na swym pos�aniu i patrzy�a, jak zapalaj� si� gwiazdy migocz�c na bladym niebie. Po chwili rz�sy jej opad�y i przys�oni�y oczy. I wtedy wyda�o jej si�, �e widzi male�kiego karze�ka, lec�cego na czarnym kruku. Nie, to nie by�o z�udzenie! Karze�ek szarpn�� w�dzid�em przeci�gni�tym przez dzi�b czarnego ptaka, zawis� w powietrzu tu� nad dziewczynk� i wytrzeszczywszy okr�g�e oczy wpatrywa� si� w ni� przez chwil�. Po czym spi�� ostrogami kruka i pomkn�� jak strza�a. Wszystko to widzia�a Zazulka jak przez mg�� i zaraz zasn�a. Spa�a g��boko, kiedy nadbieg� Jantarek nios�c w kapeluszu jagody. Postawi� kapelusz na ziemi i zszed� na brzeg, chc�c tam zaczeka�, dop�ki si� dziewczynka nie obudzi. Jezioro spa�o tak�e w koronkowym wie�cu listowia. Lekka mg�a rozsnuwa�a si� �agodnie po jego tafli. Raptem ksi�yc wysun�� si� spoza drzew i jezioro zamigota�o od razu tysi�cem iskier. Ale Jantarek widzia� wyra�nie, �e nie wszystkie te iskry s� odblaskiem ksi�ycowego �wiat�a. Widzia�, �e b��kitne p�omyki ko�ysz� si� i wiruj�, jak gdyby ta�czy�y w jakim� dziwnym korowodzie. Dojrza� wkr�tce, �e migoc� one ponad �nie�nymi, kobiecymi czo�ami. Jeszcze chwila, a z fal wynurzy�y si� prze�liczne g��wki o d�ugich, zielonych w�osach, strojne w wie�ce z wodorost�w i muszli, a potem l�ni�ce od pere� ramiona i piersi, z kt�rych zsuwa�y si� zwiewne zas�ony. Ch�opiec pozna� boginki i porwa� si� do ucieczki. Ale oplot�y go ju� blade, zimne ramiona i pomimo krzyk�w i oporu ponios�y przez wodn� to�, w g��b kryszta�owych i porfirowych kru�gank�w. KONIEC ROZDZIA�U 23 ROZDZIA� DZIEWI�TY z kt�rego dowiadujemy si�, jak karze�ki uprowadzi�y Zazulk� Fale kruszy�y odbit� w wodzie tarcz� ksi�yca, kt�ry wzni�s� si� wysoko nad jezioro. Zazulka spala ci�gle. I oto znowu ukaza� si� jad�cy na kruku karze�ek, kt�ry z takim zaj�ciem przygl�da� si� poprzednio dziewczynce. Wi�d� za sob� tym razem ca�� gromad� male�kich ludzik�w. By�y to naprawd� malusie�kie ludziki wzrostu dziecka, o twarzach starc�w i d�ugich, siwych brodach opadaj�cych do kolan. Ich sk�rzane fartuchy i m�otki wisz�ce u pas�w �wiadczy�y, �e trudni� si� obrabianiem metali. Poruszali si� bardzo dziwnie. Skakali tak wysoko,fikali tak nieprawdopodobne koz�y, wykazywali tak niezwyk�� zwinno��, �e podobniejsi byli do duszk�w ni� do ludzi. Ale w czasie najszale�szych podskok�w zachowywali niewzruszon� powag�, tak �e trudno by�o dociec, czy s� weseli, czy smutni. Zwartym kr�giem otoczyli �pi�c� Zazulk�. - No i c�? - przem�wi� siedz�cy na skrzydlatym wierzchowcu karze�ek. - Czy was zwiod�em donosz�c, i� najcudniejsza ksi�niczka �pi nad brzegiem jeziora? Podzi�kujecie mi chyba za to, �e wam j� pokaza�em. - Z serca ci dzi�kujemy, Fiku-Miku - odpar� na to karze�ek o twarzy starego poety. - Zaprawd�, nic na �wiecie nie mo�e r�wna� si� z urod� tej �licznej panienki. �wie�sza jest od jutrzenki wynurzaj�cej si� zza g�r, a blask z�ota, kt�re kujemy w podziemiach, ga�nie wobec przepychu jej w�os�w. - Prawd� powiedzia�e�. Bziku, szczer� prawd�! - przytakn�y ch�rem karze�ki. - Ale co poczniemy z tym �licznym dziewcz�tkiem? Bzik, podobny do s�dziwego poety, nie odpowiedzia� na to pytanie, bo, prawd� m�wi�c, tak�e nie wiedzia�, co pocz�� ze �licznym dziewcz�tkiem. Inny karlik, zwany Mrukiem, odezwa� si� w te s�owa: - Zbijmy na poczekaniu du�� klatk� i zamknijmy j� w niej. Lecz karze�ek Pik sprzeciwi� si� temu stanowczo. Przecie� w klatkach trzyma si� tylko dzikie i drapie�ne zwierz�ta, a nic nie wskazywa�o, �eby �pi�ca dziewczynka by�a drapie�na i dzika. Jednak�e Mruk obstawa� przy swoim pomy�le, bo nic lepszego nie przychodzi�o mu do g�owy, i broni� go bardzo przemy�lnie. - Je�li nawet ta os�bka - powiedzia� - nie jest na razie drapie�na i dzika, to gdy wsadzimy j� do klatki, zdziczeje z pewno�ci�, a wtedy klatka b�dzie nie tylko u�yteczna, ale nawet niezb�dna. Wywody jego nie trafi�y karze�kom do przekonania, a cnotliwy i rozumny �ad oburzy� si� srodze na Mruka. Wed�ug niego nale�a�o jak najspieszniej odprowadzi� zb��kan� dziecin� do rodzic�w, kt�rymi byli zapewne jacy� mo�ni pa�stwo z okolicy. Ale i ten projekt nie podoba� si� karze�kom, sprzeciwia� si� bowiem ich zwyczajom. - Nale�y przestrzega� sprawiedliwo�ci, a nie zwyczaj�w - przedk�ada� �ad. Ale karze�ki nie chcia�y go s�ucha� i rozprawia�y coraz ha�a�liwiej. Wreszcie karze�ek Puk, odznaczaj�cy si� prostym, ch�opskim rozumem, rzek�: - Przede wszystkim musimy obudzi� t� panienk�, skoro sama nie obudzi�a si� dotychczas. Wiecie wszyscy, jak niezdrowo jest spa� w lesie nad samym brzegiem jeziora. Je�li dziewczynka przep�dzi noc pod go�ym niebem, b�dzie mia�a jutro obrzmia�e powieki i nie b�dzie ju� taka �adna jak dzisiaj. Wszyscy zgodzili si� z Pukiem, bo zdanie jego nie sprzeciwia�o si� niczyim pogl�dom. Bzik zatem, podobny do starego, cierpi�cego poety, zbli�y� si� do Zazulki i pocz�� wpatrywa� si� w ni� z nat�eniem, przekonany, �e si�a jego spojrzenia wystarczy do przerwania najg��bszego snu. Ale na pr�no poczciwiec wytrzeszcza� oczy - Zazulka spa�a dalej z r�czkami z�o�onymi na piersi. Wtedy cnotliwy �ad poci�gn�� j� delikatnie za r�kaw. Zazulka z wolna otworzy�a oczy i unios�a si� na �okciu. Widz�c, �e le�y na pos�aniu z mchu, otoczona gromad� karze�k�w, by�a pewna, �e �ni jeszcze, i obu r�czkami zacz�a trze� powieki, by odegna� dziwaczne zwidy i obudzi� si� w swej b��kitnej komnacie prze�wietlonej s�o�cem poranka. By�a jeszcze tak rozespana,�e nie pami�ta�a o niefortunnej wyprawie nad jezioro. Na pr�no jednak przeciera�a ocz�ta - karze�ki nie znika�y i trzeba by�o uwierzy�, �e s� tu naprawd�. Zazulka powiod�a dooko�a niespokojnym spojrzeniem, zobaczy�a las, przypomnia�a sobie wszystko i zawo�a�a z trwog�: - Jantarku! Jantarku! Braciszku! Karze�ki rzuci�y si� ku niej, ale ich widok tak j� przerazi�, �e ukry�a twarzyczk� w d�oniach i wo�a�a �kaj�c: - Jantarku! Jantarku! Gdzie m�j braciszek Jantarek? Krasnoludki nie umia�y jej obja�ni�, co si� sta�o z Jantarkiem, dla tej prostej przyczyny, �e same nic o nim nie wiedzia�y. Biedna Zazulka zalewa�a si� gorzkimi �zami i ci�gle przyzywa�a matk� i brata. Poczciwemu Pukowi tak�e si� na p�acz zbiera�o. Pragn�c pocieszy� dziewczynk� zacz�� m�wi� do niej �agodnie: - Nie trap si�, �liczna panienko! Szkoda psu� p�aczem oczu. Opowiedz nam raczej o sobie, to b�dzie nader zajmuj�ce. Wys�uchamy ci� z niezmiernym upodobaniem. Zazulka nie zwa�a�a na jego s�owa. Porwa�a si� z miejsca, chc�c ucieka�, ale jej bose, obrzmia�e n�ki zabola�y j� tak dotkliwie, �e pad�a na kolana szlochaj�c jeszcze �a�o�niej. Wtedy �ad obj�� j� ramionami, a Pik delikatnie poca�owa� w r�czk�. Zazulka spojrza�a na nich �mielej i wyczyta�a w ich poczciwych oczach wyraz g��bokiego wsp�czucia. Bzik ze swym obliczem natchnionego wieszcza wyda� si� jej nieszkodliwy, wszystkie zreszt� karze�ki okazywa�y jej tyle serca, �e o�mielona Zazulka rzek�a: - Ach, jaka szkoda, mali ludkowie, �e takie z was brzydale! Ale b�d� was kocha�a mimo wszystko, je�li przyniesiecie mi co� do zjedzenia, bo jestem bardzo g�odna. - Fik-Mik! - krzykn�y ch�rem karze�ki. - Pr�dko! Le� po wieczerz�! Fik-Mik polecia� na swym kruku. Jednak�e karze�ki czu�y, �e Zazulka wyrz�dzi�a im krzywd� nazywaj�c ich brzydalami. Mruk by� strasznie z�y, a Bzik m�wi� sobie w duchu: "To jeszcze dziecko! Nie dziwota, �e nie dostrzeg�o ognia geniuszu, kt�ry uzbraja m�j wzrok w pioruny lub nadaje mu pe�n� czaru s�odycz". Puk, zas�piony, duma�: "Mo�e nie nale�a�o wcale budzi� tej m�odej damy, kt�ra uwa�a nas za brzydali?" Jeden tylko �ad u�miechn�� si� do niej czule i rzek�: - Gdy nas bardziej polubisz, wydamy ci si� mniej odpychaj�cy. W tej chwili ukaza� si� na swym kruku Fik-Mik. D�wiga� pieczon� kuropatw� na z�otym p�misku, ma�y chlebek z najlepszej m�ki i butelk� czerwonego wina. Machn�wszy niezliczon� ilo�� kozio�k�w z�o�y� t� wieczerz� u st�p Zazulki. Posiliwszy si�, dziewczynka rzek�a: - Kochane ludziki, wasza wieczerza ogromnie mi smakowa�a. Nazywam si� Zazulka. Pom�cie mi teraz odszuka� mego braciszka Jantarka i odprowad�cie nas do zamku �yznych P�l, gdzie mama wypatruje nas w wielkiej trwodze. Lecz poczciwy karze�ek Brzd�k wyt�umaczy� Zazulce, �e nie usz�aby teraz ani stu krok�w i �e brat jej jest do�� du�y, aby samemu odnale�� drog� do zamku. Nic mu si� zreszt� z�ego nie mog�o sta� w tej okolicy, gdzie wszystkie dzikie zwierz�ta dawno wyt�piono. - Zrobimy wygodne nosze - zako�czy� Brzd�k - i pokryjemy je mchem i li��mi. Ty, Zazulko, u�o�ysz si� na nich wygodnie, a my poniesiemy ci� w g�ry i, jak obyczaj nasz ka�e, przedstawimy kr�lowi karze�k�w. Wszystkie krasnoludki przyklasn�y tej przemowie. Zazulka spojrza�a na swoje obola�e n�ki i zamilk�a. Ucieszy�a si�, �e dzikich zwierz�t nie ma w tej okolicy. A sw�j los postanowi�a powierzy� dobrotliwym karze�kom. W mig sporz�dzono nosze. Ci, kt�rzy mieli za pasem toporki, nacinali pnie dwu m�odych �wierczk�w. Przypomnia�o to Mrukowi jego pomys�. - A gdyby�my tak zamiast noszy sporz�dzili klatk�? - rzek�. Lecz karze�ki zaprotestowa�y jednog�o�nie, a �ad rzuci� mu spojrzenie pe�ne wzgardy. - Zaiste, Mruku - zawo�a� - jeste� podobniejszy do cz�owieka ni� do karze�ka! Mog� jednak za�wiadczy� na chwa�� naszego rodu, �e najz�o�liwszy z nas jest zarazem najg�upszy. Robota post�powa�a ra�no. Karliki podskakiwa�y, by dosi�gn�� ga��zi, �cina�y je i budowa�y z nich lektyk�. Wymo�ci�y j� mchem i li��mi, posadzi�y w niej Zazulk�, potem pochwyci�y r�wnocze�nie za dr��ki, hop! - podrzuci�y je sobie na ramiona i dalej�e, dalej! - po�pieszy�y w g�ry. KONIEC ROZDZIA�U 27 ROZDZIA� DZIESI�TY kt�ry wiernie opisuje przyj�cie zgotowane przez kr�la Mikrusa ksi�niczce �yznych P�l Poch�d wspina� si� kr�t� �cie�yn� wiod�c� po zalesionym stoku g�ry. Spo�r�d szarej zieleni kar�owatych d�b�w stercza�y tu i �wdzie nagie, rdzawe z�omy granitu. Dziki krajobraz zamyka�a czerwona g�ra, poci�ta b��kitnymi w�wozami. Poch�d, kt�ry prowadzi� Fik-Mik na swym skrzydlatym rumaku, wsun�� si� w w�sk�, pe�n� cierni skaln� szczelin�. Zazulka z rozsypanymi na ramionach w�osami wygl�da�a jak jutrzenka wstaj�ca nad g�rami, ale jutrzenka pe�na l�ku, kt�ra pr�buje ucieka� i wzywa imienia matki. Dziewczynka przerazi�a si� bowiem niezmiernie, gdy ujrza�a w mroku zbrojnych po z�by krasnoludk�w rozstawionych na warcie we wszystkich za�omach skalnych. Tkwili nieruchomo z napi�tymi �ukami i nastawionymi lancami, a gro�ny ich wygl�d podnosi�y jeszcze narzucone na ramiona sk�ry dzikich zwierz�t i d�ugie no�e wisz�ce u pas�w. �wie�o ubita zwierzyna le�a�a u ich n�g. Ale oblicza my�liwych nie mia�y wyrazu okrucie�stwa ni dziko�ci. Przeciwnie, pe�ne by�y s�odyczy i powagi, zupe�nie podobne do twarzy karze�k�w, kt�rych Zazulka spotka�a w lesie. Po�r�d wojownik�w sta� pe�en majestatu krasnoludek. Nad lewym jego uchem zwiesza�o si� pi�ro kogucie, a czo�o otacza� diadem zdobny w drogie kamienie. Spod p�aszcza, kt�rego po�a odrzucona by�a na barki, ukazywa�o si� �ylaste rami� obwieszone z�otymi bransoletami. R�g z ko�ci s�oniowej i cyzelowanego srebra zwiesza� si� od jego pasa. Lew� r�k� opiera� si� mocno i spokojnie na lancy, a praw� przes�ania� oczy, patrz�c pod �wiat�o na Zazulk�. - Kr�lu Mikrusie - rzek�y karliki le�ne - przywiedli�my ci pi�kne ludzkie dzieci�, kt�re�my znale�li. Na imi� ma Zazulka. - Post�pili�cie s�usznie - orzek� kr�l Mikrus. - B�dzie �y�a w�r�d nas, jak tego wymagaj� obyczaje karze�k�w. To rzek�szy podszed� do Zazulki. - B�d� pozdrowiona, Zazulko! - powiedzia� �agodnie, gdy� w sercu jego zrodzi�a si� ju� �yczliwo�� dla dziewcz�tka. Wspi�� si� na palce, by uca�owa� zwieszon� r�czk� swej branki, i zapewni� j�, �e nie tylko najmniejsza krzywda jej nie spotka, lecz, przeciwnie, ka�de jej �yczenie b�dzie natychmiast spe�nione, gdyby nawet zapragn�a naszyjnik�w, zwierciade�, kaszmirowych szali czy szat z chi�skiego jedwabiu. - Chcia�abym bardzo mie� trzewiczki - odpowiedzia�a Zazulka. Kr�l Mikrus uderzy� lanc� w tarcz� br�zow� zawieszon� na �cianie skalnej i natychmiast z g��bi pieczary wyskoczy�o co� na kszta�t pi�ki i w pl�sach i podrygach potoczy�o si� ku kr�lowi. By� to karlik, kt�rego rysy mia�y marsowy wyraz, ale jego sk�rzany fartuch �wiadczy�, �e jest po prostu szewcem. By� to istotnie nadworny szewc kr�la Mikrusa. - Dratwo - zwr�ci� si� do niego kr�l - poszukaj w naszych sk�adach najdelikatniejszej sk�rki, we� z�otego i srebrnego brokatu, popro� mego skarbnika o tysi�c pere� najczystszej wody i uszyj z tej sk�rki, ze z�otog�owiu i z pere� par� trzewiczk�w dla tej ma�ej ksi�niczki. Dratwa przypad� do