3413
Szczegóły |
Tytuł |
3413 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3413 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3413 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3413 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
PHILIP JOS� FARMER
PRZEBUDZENIE KAMIENNEGO BOGA
(Prze�o�y� Wies�aw Marciniak)
Obudzi� si� i nie wiedzia�, gdzie jest.
W odleg�o�ci pi��dziesi�ciu st�p trzaska�y p�omienie. Dym z p�on�cego drewna zatyka� nos i wyciska� z oczu �zy. Gdzie� w oddali krzyczeli ludzie.
Kiedy otwiera� oczy, kawa�ek plastyku spad� spod jego r�k. Co� delikatnie uderzy�o go w kolana, ze�lizgn�o si� wzd�u� n�g i upad�o na kamienny kr�g u jego st�p.
Siedzia� na krze�le przy swoim biurku. Krzes�o sta�o na ogromnym tronie, wykutym w granicie, a sam tron znajdowa� si� na okr�g�ej, kamiennej platformie. Na kamieniu wida� by�o ciemne, czerwonobr�zowe plamy. To, co spad�o, stanowi�o cz�� biurka, o kt�re si� opiera�, kiedy straci� przytomno��.
Znajdowa� si� w jednym z ko�c�w ogromnej budowli z gigantycznych k��d, drewnianych s�up�w i wielkich belek stropowych. P�omienie pi�y si� po �cianie w jego kierunku. Dach w drugim ko�cu w�a�nie si� ugi��, pozwalaj�c, by kapry�ny wiatr wywia� dym. Zobaczy� wtedy niebo. By�o czarne, lecz nagle, gdzie� daleko, b�ysn�o. Oko�o pi��dziesi�t jard�w dalej sta�o wzg�rze, ca�e w p�omieniach. Na wierzcho�ku rysowa�y si� drzewa. Drzewa z li��mi.
Jeszcze chwil� temu by�a zima. Zaspy g��bokiego �niegu otacza�y budynki centrum naukowego w Syracuse, w stanie Nowy York.
K��by dymu zas�oni�y mu widok. P�omienie pi�y si� w g�r� i rozchodzi�y na boki, w kierunku licznych, d�ugich sto��w i �aw, a� do podtrzymuj�cych dach, grubych pali. Z wyrze�bionymi jedna nad drug� tajemniczymi g�owami, wygl�da�y niczym totemy. Sto�y zastawione by�y talerzami, pucharami i innymi prostymi naczyniami. Na najbli�szym, z przewr�conego dzbana wylewa� si� ciemny p�yn.
Wsta� i zakaszla�, gdy dym, jakby mackami, obj�� jego g�ow�. Zst�pi� z ogromnego kamiennego tronu, kt�ry teraz, o�wietlony zbli�aj�cymi si� p�omieniami, okaza� si� by� z granitu, z �y�ami kwarcu. Rozejrza� si� oszo�omiony. Dojrza� kraw�d� uchylonych drzwi - dwuskrzyd�owych drzwi lub bramy. Na zewn�trz, w�r�d p�omieni i okrzyk�w, zatacza�y si� i pada�y zwarte w walce cia�a.
Musia� si� st�d wydosta�, zanim dym lub ogie� obezw�adni� go, lecz nie mia� ochoty wbiec w �rodek bitwy. Przykucn�� na kamiennej platformie, po czym zszed� na twarde klepisko sali.
Bro�. Potrzebna mu by�a bro�. Przeszuka� kieszenie marynarki i wyci�gn�� n� spr�ynowy. Nacisn�� guzik i wystrzeli�o sze�ciocalowe ostrze. W 1985 roku noszenie no�a takiej d�ugo�ci w Nowym Yorku by�o nielegalne, ale skoro cz�owiek chcia� sobie zapewni� bezpiecze�stwo w tych czasach, musia� robi� nielegalne rzeczy.
Szybko przeszed� przez dym i, nadal kaszl�c, dotar� do wahad�owych drzwi. Ukl�k� i wyjrza� do�em, gdy� g�rna kraw�d� drzwi znajdowa�a si� ponad jego g�ow�.
Ogie� z p�on�cego hallu i innych budynk�w po��czy� si�, aby o�wietli� scen�. W�ochate nogi i ogony, bia�e, czarne i br�zowe, ta�czy�y dooko�a. Nogi by�y ludzkie, a zarazem nieludzkie. Zgina�y si� w dziwny spos�b, wygl�da�y jak tylne ko�czyny czworonog�w, kt�re zdecydowa�y stan�� w pozycji pionowej, jak ludzie.
W�a�ciciel pary n�g upad� na wznak, z w��czni� wbit� w brzuch. M�czyzn� wprawi�o to w jeszcze wi�ksze zdziwienie. Stworzenie wygl�da�o jak skrzy�owanie ludzkiej istoty z syjamskim kotem. Tu��w by� ca�y bia�y; twarz poni�ej czo�a czarna; ko�ce n�g, r�k i ogona te� czarne. Twarz, tak samo p�aska jak u cz�owieka, nos mia�a czarny i okr�g�y jak u kota, a uszy czarne i spiczaste. Usta, otwarte w momencie �mierci, ukazywa�y ostre, kocie z�by. W��czni� wyrwa�o stworzenie o podobnie zakrzywionych nogach i d�ugim ogonie, lecz futrze jednolicie br�zowym. Nagle rozleg� si� krzyk, nogi chwiejnie zrobi�y kilka krok�w do przodu i potkn�y si� o syjamsko-kocio-ludzk� istot�. W�wczas m�czyzna ujrza� wi�cej szczeg��w budowy w��cznika. Nie by� to cz�owiek. Wygl�da�o na to, �e on tak�e przeszed� ewolucj� z czworonoga w istot� dwuno�n�, uzyskuj�c po drodze szereg ludzkich cech, takich jak p�ask� twarz, oczy skierowane do przodu, brod�, ludzkie d�onie oraz szerok� klatk� piersiow�. Jednak�e, podczas gdy pierwsze stworzenie przypomina�o kota syjamskiego, to ten wygl�da� na szopa. By� ca�y br�zowy, z wyj�tkiem okolic oczu i policzk�w, kt�re pokrywa�y czarne pasy futra.
M�czyzna nie zauwa�y�, co tamtego zabi�o.
Nie mia� najmniejszej ochoty wyj�� z kryj�wki, zanim ogie� go do tego nie zmusi. Skulony przy bramie, spogl�da� przez szczelin�. Zdawa�o mu si�, �e utraci� poczucie rzeczywisto�ci. A mo�e w�a�nie to by�o rzeczywisto�ci�, a ta diabelska scena fantazj�, kt�ra o�y�a w jego umy�le.
P�omienie k�sa�y go w plecy. Cz�� dachu w przeciwnym kra�cu budynku za�ama�a si�. Przecisn�� si� z trudem pod bram�, maj�c nadziej�, �e odczo�ga si� niezauwa�ony.
Zatrzyma� si� przy �cianie budynku, czekaj�c, a� otoczy go dym. Pomog�o mu to w ukryciu, lecz jednocze�nie wywo�a�o kaszel i wydusi�o z oczu �zy. Dlatego te� nie zauwa�y� stwora, o twarzy szopa, z uniesionym tomahawkiem, kt�ry wytoczy� si� z dymu w jego stron�. M�czyzna u�wiadomi� sobie dopiero wtedy, gdy by�o za p�no, �e stworzenie nie mia�o zamiaru go zaatakowa�. Po prostu sz�o po omacku w dymie, �lepe na jedno oko, kt�re wisia�o na nitce nerw�w. Stw�r prawdopodobnie nie by� �wiadom obecno�ci m�czyzny, dop�ki omal na niego nie wpad�.
M�czyzna pchn�� no�em w g�r�, a� ostrze wesz�o we w�ochaty brzuch. Pola�a si� krew, a stw�r zatoczy� si� do ty�u, uwalniaj�c ostrze. Upu�ci� tomahawk przy g�owie m�czyzny, kt�ry przygl�da� si�, jak stworzenie cofa si� chwiejnym krokiem, trzymaj�c si� za brzuch, obraca si� i pada na bok. Dopiero w�wczas m�czyzna u�wiadomi� sobie, �e szop nie mia� zamiaru go atakowa�. Przerzuci� n� do lewej r�ki, a praw� si�gn�� po tomahawk. Poczo�ga� si� dalej, kaszl�c w coraz g�stszym dymie.
Czu� w sobie mr�z, jednak m�g� dzia�a�. Umys� dopiero co zacz�� si� rozgrzewa�; organizm kruszy� swoje w�asne lody i przebija� si� przez skorup� do przeb�ysku ciep�a. Inny szop zbli�y� si� do niego; ten ju� z pewno�ci� widzia� go, lecz niezbyt dok�adnie. Wbijaj�c si� wzrokiem w dym, podbieg� do m�czyzny. W obu r�kach, na wysoko�ci brzucha, trzyma� kr�tk�, ci�k� w��czni� z kamiennym grotem. Przykucn��, jakby nie by� pewien, co zobaczy�.
W�wczas m�czyzna podni�s� si� z gotowym tomahawkiem i no�em. Czu�, �e nie ma zbyt wielu szans. Chocia� to w�ochate dwuno�ne stworzenie mia�o wzrostu tylko oko�o pi�ciu st�p i dw�ch cali, wa�y�o mo�e sto trzydzie�ci pi�� funt�w, a on mierzy� sze�� st�p, trzy cale i wa�y� sto czterdzie�ci pi��, to nie mia� poj�cia, jak si� skutecznie rzuca tomahawkiem. Jak na ironi� by� p� krwi Irokezem.
Kiedy szop zbli�y� si�, zacz�� zwalnia�. Zatrzyma� si� w odleg�o�ci oko�o trzydziestu st�p. Nagle jeszcze bardziej wyba�uszy� oczy i zawy�. W og�lnej wrzawie jego wycie usz�o by uwadze, ale sze�ciu innych - trzy koty, jak ich w my�lach nazywa�, i trzy szopy - tak�e go zobaczy�o. Przerwali walk�, aby mu si� przyjrze�, a kilka z nich zawo�a�o na pobliskich wojownik�w. Usta�y ciosy i pchni�cia, zapad�a niczym nie zm�cona cisza.
M�czyzna zacz�� przesuwa� si� w kierunku drabiny. Tylko szop, kt�ry go pierwszy zauwa�y�, by� wystarczaj�co blisko, aby stan�� mu na drodze. Kto� m�g� rzuci� w niego dzid� lub tomahawkiem, ale postanowi� zaryzykowa�. Jak dot�d, nie zauwa�y� ani �uk�w, ani strza�.
Szop odsun�� si�, gdy m�czyzna si� przybli�y�; jednak porusza� si� bokiem i gdyby tylko chcia�, m�g� nadal stan�� mi�dzy nim a drabin�. Nagle szop post�pi� naprz�d i uni�s� w��czni�, wi�c m�czyzna musia� si� broni�. Nie podoba�a mu si� utrata tomahawka, ale gdyby go zatrzyma�, nie na wiele by si� zda�, jako bro� przeciw w��czni- Jego jedyn� szans� by�o trafienie stwora, zanim podejdzie by go pchn�� dzid�. Rzuci� toporkiem z ca�� si��, jak� m�g� zebra� w zamarzni�tym ciele. I dzi�ki szcz�ciu, a nie umiej�tno�ci, uda�o si�; kraw�d� tomahawka trafi�a szopa w szyj�. Przewr�ci� si� i upad� na wznak.
Rozleg� si� krzyk widowni, kt�ra sk�ada�a si� teraz prawie z wszystkich wojownik�w. M�czyzna odr�nia� nawet w ryku kot�w tryumf, a rozpacz u szop�w. Szopy, jak jeden rzuci�y si� do drabin, upuszczaj�c dzidy i tomahawki. Kilku zdo�a�o przedosta� si� przez palisad�, lecz wi�kszo�� zgin�a od no�y i siekier, zanim dotar�a do drabin, lub ju� na szczeblach. Uj�to kilku wi�ni�w.
I dopiero w�wczas m�czyzna u�wiadomi� sobie, �e ten szop tak�e nie chcia� u�y� w��czni przeciwko niemu. Podni�s� j� tylko po to, aby odrzuci� na bok, jakby w ge�cie poddania. Lecz tomahawk wtedy by� ju� w drodze. Rzeczywisto�� to nie ta�ma magnetyczna, kt�ra mo�na cofn��, poci�� i sklei�, albo rozmagnesowa�.
Ludzie-koty st�oczyli si� dooko�a niego, chocia� nie podchodzili na tyle blisko, by go dotkn��. Upadli na kolana i w taki spos�b zbli�ali si� z wyci�gni�tymi r�kami. Bro� le�a�a przed nimi na ziemi. Ich twarze przyj�y dziwny wyraz; sier��, okr�g�e, czarne i mokre nosy, szeroko rozstawione, d�ugie, ostre k�y i oczy, zupe�nie jak u kota, czyni�y wyraz twarzy nie do rozszyfrowania. Ich postawa wyra�a�a groz�, strach i uwielbienie. Cokolwiek ukazywa�y ich twarze, oczywistym by�o, �e nie mieli zamiaru go skrzywdzi�.
P�omienie za nim zaja�nia�y i zobaczy�, jak oczy niekt�rych b�yszcz� w ogniu. Ich t�cz�wki mia�y kszta�t w�skich li�ci.
Jeden z nich podszed� bli�ej, by go dotkn��. D�o� by�a, za wyj�tkiem ow�osienia, podobna do ludzkiej. Mia�a cztery palce z paznokciami, a nie z pazurami. Kciuk by� przeciwstawny.
Poczu� na udzie opuszki palc�w; ich dotyk zdawa� si� �ama� jego obron�. Nocne niebo, p�on�ce budowle, drewniane palisady, br�zowo--bia�o-czarne cia�a stwor�w z ogonami, a teraz jeszcze rozognione oczy, twarzyczki dzieci i kobiet wygl�daj�ce z chat. To wszystko zawirowa�o; dooko�a, dooko�a. Kl�cz�cy przed m�czyzn� stw�r krzykn�� w przestrachu i spr�bowa� wycofa� si� na kolanach. M�czyzna upad� na ziemi�, uderzy� si� w bark, a wszystko dooko�a niego zacz�o galopowa�. Jedynym sta�ym punktem by� czarny koniuszek ogona, le��cy przed jego oczyma. Koniuszek drga� i drga�, a� powi�kszy� si� i zrobi� czarny, i wszystko sczernia�o i ucich�o.
***
Powr�ci�y �wiat�o i d�wi�k. Le�a� na mi�kkich futrach, pod kt�rymi te� znajdowa�o si� co� mi�kkiego. Ponad nim by�o niskie sklepienie, z belkami poczernia�ymi od dymu i ciemnymi figurynkami, wyrze�bionymi w drewnie, ozdobionymi futrzanymi fr�dzlami, kt�re wisia�y, przyczepione do sufitu rzemieniami. Pok�j mia� dwadzie�cia na trzydzie�ci st�p; wype�niony by� lud�mi-kotami. Najbli�ej jego �o�a stali m�czy�ni, ale po chwili rozst�pili si�, tworz�c przej�cie dla kobiety. Mia�a pi�� st�p wzrostu i pe�ne, okr�g�e piersi pod sier�ci�; okolice wok� brodawek pozbawione by�y ow�osienia. Na jej szyi spoczywa� potr�jny zw�j paciork�w z du�ych, niebieskich kamieni; z futrzanych opasek na nadgarstkach zwisa�y kamienne figurki. Oczy jej by�y koloru ciemnoniebieskiego, co przypomnia�o mu syjamskiego kota jego siostry.
M�czy�ni mieli na sobie paciorki i napier�niki z ko�ci, bransoletki z postaciami lub figurami geometrycznymi na przegubach d�oni i n�g; kilku nosi�o pi�ropusze, kt�rych nie powstydziliby si� wodzowie z western�w. Tylko niekt�rzy byli uzbrojeni, jednak s�dz�c z ich ozd�b i pogodnego nastroju, zdawali si� by� bardziej ceremonialni ni� powszedni.
Kobieta pochyli�a si� nad nim i powiedzia�a co�. Nie spodziewa� si�, �e j� zrozumie, i rzeczywi�cie jej nie zrozumia�. Nie potrafi� zidentyfikowa� tego j�zyka i przypisa� go do kt�rej� z wielkich rodzin j�zykowych. Nie by�o w nim nic germa�skiego, s�owia�skiego, semickiego, ani te� chi�skiego czy bantu. Je�li mu co� przypomina�, to j�zyk polinezyjski, z mi�kkimi samog�oskami, lecz bez gard�owych g�osek zwartych. Po chwili, gdy ucho bardziej przywyk�o, us�ysza� je, ale niczego nie oznacza�y, w przeciwie�stwie do polinezyjskiego. Nie spe�nia�y �adnej funkcji, tak jak g�oski zwarte w angielskim.
Kobieta mia�a z�by jak zwierz�ta mi�so�erne, lecz jej oddech by� �wie�y. J�zyk wygl�da� na tak samo szorstki jak u kota. Mimo jej prawdziwie obcego wygl�du, z�apa� siebie na my�li, �e jest pi�kna. Lecz syjamskie koty zawsze uwa�a� za tajemnicze i pi�kne stworzenia.
Wspar� si� na �okciu i pr�bowa� usi���. Sw�j n�, oblepiony krwi�, mia� przy boku. Kobieta wycofa�a si�, a m�czy�ni za ni�, st�oczyli si�, aby tak�e wyj��. Szeptali przera�onymi g�osami.
Siedzia� przez chwil�, zaciskaj�c d�onie na kraw�dzi �o�a. W�a�ciwie nie by�o to ��ko, tylko sterta futer wewn�trz niszy w �cianie. Nie by�o okien, a �wiat�o dociera�o przez dwoje otwartych drzwi w odleg�ej �cianie i od pochodni, przytwierdzonych do �cian. Na zewn�trz sta� t�um m�czyzn, kobiet oraz dzieci. Dzieci - koci�ta wygl�da�y bardzo wdzi�cznie z czarnymi, spiczastymi uszami, okr�g�ymi g��wkami i wielkimi oczyma. Ich ogony nie by�y tak czarne jak u doros�ych.
Kiedy wsta�, przez sekund� zakr�ci�o mu si� w g�owie, ale odzyska� jasno�� umys�u. W tym momencie otworzy�a si� nowa nawa i wesz�a inna kobieta. Nios�a du�� glinian� mis�, pomalowan� w geometryczne wzory, wype�nion� zup� z mi�sa i warzyw. Zapach by� bardzo apetyczny, lecz trudny do okre�lenia. Przyj�� mis� wraz z drewnianym sztu�cem, kt�ry z jednej strony spe�nia� rol� �y�ki, a z drugiej widelca o dw�ch z�bach. Zupa by�a po�ywna i smaczna, a kawa�ki mi�sa przypomina�y smakiem sarnin� lub mi�so antylopy. Przez chwil� wyobra�a� sobie, i� mi�so pochodzi z cz�owieka-szopa, jednak uzna�, �e jest nazbyt g�odny, by si� nad tym zastanawia�. Mimo onie�mielaj�cej ciszy i bacznych spojrze� zgromadzonych zjad� ca�� zup�. W�wczas kobieta zabra�a naczynie, a wszyscy dooko�a wstali, tak jakby czekali, aby on zrobi� nast�pny ruch.
Rozst�pili si�, aby zrobi� mu przej�cie, a on podszed� do najbli�szych drzwi. S�o�ce w�a�nie o�wietla�o wzg�rza na wschodzie. Musia� by� nieprzytomny przez d�ugi czas; uzna�, �e sta�o to si� z powodu szoku, wywo�anego tak przera�aj�cym i nieznanym otoczeniem.
Teraz, kiedy my�la� bardziej na trze�wo... Gdzie jest? Gdzie, do diab�a, jest?
Drzewa i wzg�rza, kt�re widzia� w oddali, przypomina�y mu tereny wok� Syracuse; ale to by�o jedyne podobie�stwo.
Wielki hali spali� si� tylko w po�owie, tak jak inne budynki, kt�re, wed�ug niego, powinny zamieni� si� w popi�. Ziemia dooko�a nich nadal by�a mokra od deszczu, kt�ry ugasi� p�omienie.
Obok przeogromnego hallu z belek, otoczona palisad� wioska wygl�da�a jak osada Indian Onandaga z jej d�ugimi domami. Drabiny i cia�a znikn�y. W pobli�u g��wnej budowli, w kilku drewnianych klatkach wi�ziono oko�o dwunastu ludzi-szop�w.
Bramy w palisadzie by�y otwarte, ukazuj�c pola kukurydzy i inne uprawy. Pracowa�y na nich kobiety, podczas gdy m�odsze dzieci biega�y dooko�a, a starsze pomaga�y matkom. Uzbrojeni m�czy�ni stali na stra�y na skraju p�l; inni czuwali na wysokich wie�ach obserwacyjnych poza polami, a tak�e na palisadzie.
Niebo i s�o�ce by�y te same, kt�re zna� przez ca�e �ycie.
Ludzie-koty najwidoczniej oczekiwali, �e czego� dokona. Mia� nadziej�, �e nie zrobi nic, co zmieni�oby ich przestrach we wrogo��. By� kompletnie zdezorientowany, i m�g�by oszale�, gdyby nie pragmatyzm, g��boko zakorzeniony w jego naturze.
Jedyn� mo�liwo�ci� by�a nauka j�zyka.
Wskaza� na kobiet�, kt�r� zobaczy� pierwsz�, t�, kt�ra przypomina�a mu syjamskiego kota jego siostry. Potem wskaza� siebie i powiedzia� po angielsku - Ulisses Singing Bear - czyli Ulisses �piewaj�cy Nied�wied�.
Spojrza�a na niego. Reszta zaszepta�a i poruszy�a si� z niepokojem.
- Ulisses �piewaj�cy Nied�wied� - powt�rzy�.
U�miechn�a si�, a przynajmniej szeroko otworzy�a usta. Przera�aj�cy u�miech. Te z�by jednym ruchem mog�y wyrwa� mu kawa� mi�sa. Nie dlatego, �e by�y tej wielko�ci, co u kota domowego. By�y rzeczywi�cie ma�e; a k�y nieznacznie d�u�sze od innych z�b�w. Jednak by�y naprawd� ostre.
Powiedzia�a co�, a on powt�rzy� swoje imi�. Najwidoczniej pr�bowa�a powt�rzy� te s�owa, chocia� mo�e nie odgad�a, �e to jego imi�.
Po chwili zdo�a�a wypowiedzie� - Wurisa Asiingagna Wapira.
Tylko na tyle mog�a imitowa� angielskie d�wi�ki.
Wzruszy� ramionami. Do niego nale�a�o adaptowanie si�. Nauczy si� ich j�zyka.
- Wurisa - powiedzia� z u�miechem.
Wi�kszo�� z nich spojrza�a ze zdziwieniem. Dopiero p�niej odkry� dlaczego. Pomimo wszystko, od w�asnego boga mo�na si� spodziewa�, �e potrafi m�wi� j�zykiem swoich wyznawc�w. Lecz oto ich b�g i zbawca, ten, na kt�rego czekali setki lat, jest nie bardziej zdolny do m�wienia j�zykiem bog�w ni� nowo narodzony.
Na szcz�cie Wufowie kierowali si� rozumem, podobnie jak ludzie. Ich g��wny arcykap�an i jego c�rka, Awina pospieszyli z wyja�nieniem: Wurutana - Wielki Po�eracz rzuci� na niego czar, kiedy Wuwisa, b�g ludu Wuf�w, zosta� zamieniony w kamie�. Wuwisa zapomnia� swojego j�zyka, lecz wkr�tce mo�e si� go powt�rnie nauczy�.
Awina zosta�a jego g��wnym nauczycielem. Przebywa�a z nim prawie przez ca�y czas, i jako �e lubi�a rozmawia�, nawet z bogiem, kt�ry j� troch� przera�a�, uczy�a go szybko. By�a inteligentna - czasami my�la�, �e bardziej ni� on sam - i wymy�la�a wiele sposob�w przyspieszenia jego nauki.
Mia�a tak�e poczucie humoru. Kiedy Ulisses zrozumia� kalambur, kt�ry powiedzia�a, wiedzia�, �e robi szybkie post�py. Tak by� zadowolony z siebie i z niej, i� omal jej nie poca�owa�. Ros�a w nim sympatia do tego delikatnego, zwinnego i ci�gle roze�mianego stworzenia. Lecz nie zamierza� posuwa� si� zbyt daleko. Ona jednak by�a punktem ogniskuj�cym; wysp� w nieznanym �wiecie i na faluj�cym morzu, a poza tym przyjemnie by�o w jej towarzystwie. Kiedy wychodzi�a, czu�, wkradaj�cy si� jak lawa pod �elaznymi drzwiami, niepok�j.
Do czasu zanim zrozumia� jej pierwszy kalambur, zapozna� si� z wiosk� i terenami na kilka mil dooko�a. Zawsze towarzyszy�o mu dwunastu m�odych wojownik�w wraz z kap�anem. Szli w dowolnym kierunku przez kilka mil, ale w pewnej odleg�o�ci zatrzymywali go. Chcia� i�� dalej, lecz, z drugiej strony, nie by� got�w na to, aby wymusi� co�, na jego, b�d� co b�d�, stra�nikach.
Na p�nocy i zachodzie wysokie, faliste wzg�rza, jeziora, kilka ma�ych rzek oraz liczne strumienie przypomina�y okolice Syracuse. Na wschodzie, za ci�gn�cymi si� kilka mil wzg�rzami, r�s� las iglasty. Na po�udniu g�rzysta okolica przechodzi�a po dw�ch milach w r�wnin�. Ci�gn�a si�, jak tylko m�g� si�gn�� wzrokiem ze wzg�rza o wysoko�ci o�miuset st�p. Na horyzoncie ciemnia� wielki masyw, wed�ug niego, pasmo g�rskie. Na drugiej wyprawie zdecydowa�, �e jest to masyw chmur. Po trzeciej doszed� do wniosku, �e sam ju� nie wie, co to jest.
Zapyta� o to A win�. Spojrza�a na niego dziwnym wzrokiem i wykrzykn�a: Wurutana! Wyda�o mu si�, �e nie rozumie, dlaczego on mo�e o to pyta�.
Ju� wtedy wiedzia�, �e Wurutana oznacza Wielkiego Po�eracza. Mia�o to te� inne znaczenie, ale nie znaj�c jeszcze dobrze j�zyka, nie m�g� wy�apa� pewnych subtelno�ci.
Na p�nocy i wschodzie, jak twierdzi�a Awina, znajdowa�y si� jeszcze inne wioski Wuf�w. Ich wrogowie, kt�rzy sami nazywali si� Wagaronditami, mieszkali na zachodzie i p�nocy. We wsi Wuf�w �y�o oko�o dwustu ludzi, a wszystkich by�o blisko trzy tysi�ce.
Wagarondici mieli sw�j w�asny j�zyk, nie spokrewniony z j�zykiem Wuf�w. Ale obie grupy u�ywa�y trzeciego j�zyka - handlowego. Mowa ta nosi�a nazw� Ayrata.
Wufowie nie posiadali metalu, ani go nawet nie znali. N� �piewaj�cego Nied�wiedzia by� pierwszym stalowym no�em, jaki ujrzeli.
Co wi�cej, nie znali �uku. Mogli nie zna� metalu, poniewa� na tym terenie prawdopodobnie nie wyst�powa�. Jednak nawet ludzie z epoki kamiennej mieli �uk i strza�y. Wtedy przypomnia� sobie australijskich aborygen�w, kt�rzy byli tak zacofani w technologii, �e nie odkryli zasad �ucznictwa. A Indianie ameryka�scy: niekt�rzy z nich sporz�dzali ko�a do dziecinnych zabawek, jednak nie wykorzystali tego wynalazku do budowy woz�w czy taczek. Dlaczego nie mia�by im dopom�c? By� wystarczaj�co inteligentny.
W trakcie swych wypraw, szczeg�lnie na wsch�d, rozgl�da� si� za odpowiednim materia�em, a� znalaz� drzewo, przypominaj�ce cis. Stra�nicy odci�li kamiennymi siekierami ga��zie i odnie�li je do wsi. Na miejscu zdoby� jeszcze jelita i pi�ra, jakie mu by�y potrzebne, i po niezb�dnych pr�bach, zrobi� kilka �uk�w i strza�.
Wufowie byli zaskoczeni, ale bardzo szybko zrozumieli, jak nowa bro� dzia�a. Po kr�tkich pr�bach w strzelaniu do cel�w na trawie, sprowadzili wi�nia Wagarondita. Wyprowadzili go na pole i kazali i��.
Ulisses zawaha� si�; nie zna� zasi�gu swojej w�adzy. Wiedzia�, �e jest pewnego rodzaju bogiem. Wyznali mu to, a nawet, gdyby tego nie uczynili, m�g� to odgadn�� z ich stosunku do niego. Bra� nawet udzia� w kilku uroczysto�ciach w jeszcze nie odbudowanej �wi�tyni, ale jakim by� bogiem i jak mocnym, nie wiedzia�. Teraz pojawi�a si� dogodna sytuacja, aby si� dowiedzie�. Nie mia� powodu wstawia� si� za Wagarondit�, ale nie potrafi� tak tego zostawi�. Nie m�g� sta� i patrze�, jak m�odzi wojownicy sprawdzaj� sw�j kunszt na cz�owieku-szopie.
Pocz�tkowo niekt�rzy Wufowie byli skorzy do k��tni. Hardo na niego spogl�dali, a nawet co� pomrukiwali. Lecz nikt otwarcie nie przeciwstawi� si�, a kiedy arcykap�an, ojciec Awiny - Aytheera - podni�s� na nich g�os, potrz�saj�c r�d�k� ozdobion� w�em, du�ymi ptasimi g�owami i grzechocz�c� tykw�, zdo�a� ich przestraszy�. Chodzi�o mu o to, �e obowi�zuje ich teraz nowy re�im. Ich pogl�dy na to, jaki powinien by� b�g, niekoniecznie musz� si� pokrywa� z pogl�dami samego boga. Je�eli ich szybko nie zweryfikuj�, b�g mo�e zamieni� wszystkich w kamie�, ciskaj�c b�yskawic�. B�dzie to odwr�cenie procesu, w kt�rym kamienny b�g przebudzi� si�, sta� si� cia�em, i jeszcze raz zst�pi� do nich.
W�wczas, po raz pierwszy, �piewaj�cy Nied�wied� napotka� �lad tego, co mu si� przydarzy�o. Zapyta� o to p�niej A win�, uk�adaj�c ka�de pytanie tak, aby nie zdradzi� swojej niewiedzy. U�miechn�a si� nie�mia�o i spojrza�a na niego k�tem oka. Mo�e domy�la�a si�, �e on nie wie nic o tym, co si� sta�o. Lecz je�li by�a do�� inteligentna, by to zrozumie�; by�a te� na tyle m�dra, aby trzyma� j�zyk za z�bami.
By� kamieniem. Znaleziono go na dnie jeziora, opr�nionego podczas trz�sienia ziemi. Zespolony z kamiennym krzes�em, opiera� r�ce na od�amku ska�y; siedzia� pochylony. By� tak ci�ki, �e trzeba by�o wysi�ku wszystkich m�czyzn z dw�ch wiosek, aby wyci�gn�� go z mu�u i przetoczy� na rolkach do wi�kszej wsi. Tam, ustawiono go na granitowym tronie, kt�ry czeka� przygotowany dla niego od wielu pokole�.
Powiedzia�a, �e tron znaleziono w ruinach pot�nego staro�ytnego miasta. Niezbyt jasno wyra�a�a si� o to�samo�ci miasta i jego po�o�eniu. Gdzie� na po�udniu. W tamtych czasach, kilka generacji temu, Wufowie mieszkali o wiele marsz�w na po�udnie, na r�wninie, przez kt�r� w�drowa�y" setki tysi�cy dzikich zwierz�t. Nagle ponad skupiskiem wiosek i staro�ytnym miastem wyr�s� Wurutana. Wufowie zostali zmuszeni do odej�cia na p�noc, uciekaj�c przed jego cieniem. Musieliby rusza� ponownie w nast�pnej generacji, gdyby piorun nie uderzy� w Wuwisa, zamieniaj�c kamie� w cia�o i o�ywiaj�c go.
Sta�o si� to podczas burzy, kiedy atakowali Wagarondici. Od niego zaj�a si� �wi�tynia. W innych miejscach ogie� pod�o�yli napastnicy.
Noc� Ulisses wyszed� na dw�r ze swojego mieszkania w �wi�tyni. Spojrza� na niebo i zastanowi� si� czy rzeczywi�cie jest na Ziemi. Nie wiedzia�, w jaki spos�b m�g�by dosta� si� gdzie indziej; lecz je�li to Ziemia, to kt�ry to by� rok?
Gwiazdy tworzy�y nieznane konstelacje, a ksi�yc wydawa� si� wi�kszy i jak gdyby bli�ej Ziemi. Nie przypomina� tego srebrnego i nagiego z 1985 roku. By� niebieskozielony z bia�ymi plamami dryfuj�cymi nad jego powierzchni�. W�a�ciwie, to wygl�da� jak Ziemia, widziana z satelity. Jego ska�y przesz�y pewne procesy i dawa�y teraz powietrze/tworzy�y gleb�, rodzi�y wod�. W historii znane by�y artyku�y rozwa�aj�ce mo�liwo�� terrafikacji, lecz szans� nawet na zapocz�tkowanie tego procesu mog�y zaistnie� dopiero za kilka wiek�w.
Je�eli by� czego� pewien, poza tym, �e �yje, to tego, �e od 1985 roku min�o kilka wiek�w albo tysi�cleci.
Przede wszystkim min�yby miliony lat, zanim koty mog�yby zmieni� si� w cz�ekokszta�tne. W�a�ciwie to taka ewolucja powinna by� teoretycznie niemo�liwa. Koty z jego czas�w wyspecjalizowa�y si� zbyt dalece, by zmieni� si� w te stworzenia. By�y w �lepej uliczce.
Mo�liwe wi�c, �e Wufowie nie pochodzili od kot�w. Podobie�stwo do kota syjamskiego mog�o by� myl�ce. By� mo�e wywodzi�y si� z innej rodziny. Mo�liwe, �e te dwuno�ne osobniki rozwin�y si� z szop�w. By�y one wystarczaj�co wszechstronne.
Mo�e Wufowie, podobni do kot�w, oraz Wagarondici, podobni do szop�w (ale do kot�w te�) pochodzili od szopa, czy nawet od naczelnych, na przyk�ad od lemura. Wydawa�o si� to ma�o prawdopodobne, bior�c pod uwag� oczy. A w�a�ciwie - niemo�liwe. Dlaczego zachowa�y ogony? O ile wiedzia�, nie s�u�y�y �adnym praktycznym celom. Ewolucja odci�a ogony wielkim ma�pom cz�ekokszta�tnym. Dlaczego nie sta�o si� tak z tymi stworzeniami?
Nale�a�o tak�e rozpatrzy� inne formy �ycia zwierz�cego. By�y konie, biegaj�ce swobodnie po r�wninach na po�udniu; mniejsza wersja znanych mu rasowych koni. Inne gatunki zamieszkiwa�y lasy. Dostarcza�y Wufom mi�sa; nie wpadli oni jeszcze na pomys� ich uje�d�enia. Konie nie zmieni�y najwa�niejszych cech. By�o jednak jeszcze inne zwierz�, o delikatnej g�owie i szyi �yrafy; �ywi�o si� li��mi drzew. M�g� przysi�c, �e to zwierz� pochodzi od konia.
By�a tak�e lataj�ca wiewi�rka; cho� nie ta sama, szybuj�ca, z jego czas�w. Ta posiada�a skrzyd�a nietoperza i podobnie lata�a. Jednak by� to gryzo�, kt�ry z pewno�ci� pochodzi� od lataj�cej wiewi�rki.
Widzia� jeszcze ptaka, wysokiego na dwana�cie st�p, o bardzo mocnych nogach. Wygl�da� zupe�nie tak, jakby jego przodkiem by� kar�owaty stru� z po�udnia.
Spotka� poza tym wiele innych zwierz�t, kt�rych istnienie dowodzi�o, trwaj�cej miliony lat, ewolucji od form mu znanych.
***
Awin� ciekawi�o jego �ycie przed skamienieniem. Uzna�, �e lepiej b�dzie za du�o o tym nie m�wi�, a� dowie si�, czego ona si� spodziewa. Opowiedzia�a mu kilka religijnych opowie�ci o Wuwiso. Kr�tko m�wi�c, by� jednym ze staro�ytnych bog�w, jedynym, kt�ry prze�y� straszliw� bitw� z Wurutan� - Wielkim Po�eraczem. Wurutana wygra�, niszcz�c pozosta�ych bog�w. Wszystkich, opr�cz Wuwisa. On uciek�, lecz aby zmyli� swego wroga, kt�ry go �ciga�, zamieni� si� w kamie�. Wurutana nie by� w stanie zniszczy� kamiennego boga, ale zakopa� go we wn�trzu g�ry, gdzie nikt nigdy nie mia� go znale��. Wurutana zacz�� rosn��, chc�c pokry� ca�� ziemi�.
Tymczasem Wuwiso le�a� we wn�trzu g�ry, nic nie czuj�c, nic nie wiedz�c, i o nic si� nie martwi�c. Wurutana by� uszcz�liwiony. Lecz nawet on nie by� tak pot�ny, jak najpot�niejszy ze wszystkich bog�w - Czas. To on zmy� g�r� i przez to rzeka zanios�a kamiennego boga do kanionu, gdzie osiad� na dnie g��bokiego jeziora. P�niej, po trz�sieniu ziemi, wysch�y wody i Wufowie znale�li kamiennego boga, tak, jak zosta�o przepowiedziane. Wufowie czekali przez wiele pokole�, czekali na zapowiedzian� b�yskawic�, kt�ra o�ywi ich wybawc�. I wreszcie, w godzin� najwi�kszej kl�ski Wuf�w, tak jak m�wi przepowiednia, burza zst�pi�a na ziemi�. Uderzenie pioruna uwolni�o Wuwisa z niewoli kamienia.
Ulisses �piewaj�cy Nied�wied� nie w�tpi�, �e w tym micie jest troch� prawdy.
W 1985 roku - ile to ju� lat temu? - pracowa� jako biofizyk nad Projektem Niobe. Napisa� ju� po�ow� doktoratu w Syracuse University. Celem projektu by�o skonstruowanie "zamra�acza materii", jak go nazywali pracownicy. Urz�dzenie to potrafi�o zatrzyma� w materii ruch atom�w na nieokre�lony czas. Moleku�y i atomy, cz�ci sk�adowe atomu - protony, neutrony i tak dalej, zamiera�y. Bakteria, wystawiona na wi�zk� energii z "zamra�acza" stawa�a si� mikroskopijnym pos�giem. By�a z kamienia, lecz z kamienia niezniszczalnego. Nic - kwasy, eksplozje, promieniowanie, temperatura - nie mog�y go zniszczy�.
Urz�dzenie dzia�a�o jak czynnik konserwuj�cy, lub te�, jak kto woli, "promie� �mierci" czy te� "promie� �ycia". Jak dot�d by�o niepraktyczne z powodu bardzo kr�tkiego zasi�gu oraz poboru ogromnej mocy. Poza tym, nie istnia�a nawet teoria, jak skamienia�� materi� o�ywi�.
Dot�d poddano skamienieniu bakteri�, jajo je�owca morskiego, d�d�ownic� oraz szczura. Tego ranka, kiedy Ulisses zapad� w ten d�ugi sen, przeprowadza� do�wiadczenie ze �wink� morsk�. Gdyby eksperyment si� uda�, nast�pnym krokiem by�by kucyk.
Wszystko sz�o jak poprzednio, a� do pewnego momentu. Ulisses siedzia� za biurkiem i w�a�nie mia� wsta�, by podej�� do blatu kontrolnego. Moc by�a w��czona i zamra�acz rozgrzewa� si�. Zza biurka widzia� tablic� rozdzielcz� ze wska�nikami mocy, wieloma licznikami i miernikami.
Nagle wskaz�wka du�ego miernika mocy przesun�a si� na czerwone pole. Laboranci krzykn�li, a jeden z nich podskoczy�... Ulisses podni�s� wzrok, kiedy wskaz�wka obr�ci�a si�. To by�o wszystko, co pami�ta�. Od tamtej chwili, a� do czasu kiedy otworzy� oczy w p�on�cej �wi�tyni, nie by�o nic.
�atwo sobie wyobrazi�, co si� sta�o. Co� nie wytrzyma�o w skomplikowanym urz�dzeniu; maszyna wypu�ci�a, czy te� wystrzeli�a cienki, skoncentrowany promie�, kt�rego teoretycznie nie by�a jeszcze w stanie wytworzy�. I on, Ulisses �piewaj�cy Nied�wied�, zosta� trafiony. "Skamienia�". Czy inni uciekli, czy tak�e zostali obr�ceni w kamie�, tego nie wiedzia�. Mo�e ju� nigdy si� nie dowie.
Tak wi�c, wieki mija�y, a on istnia� jako pos�g z materii najtwardszej we wszech�wiecie. M�g� tkwi� w tym stanie, kiedy S�o�ce wybuch�o, rozbi�o Ziemi� i wyrzuci�o go w�r�d wielkich, wiruj�cych od�amk�w w kosmos, do gwiazd. Jak si� domy�la�, tak w�a�nie si� sta�o, a on dryfowa� przez miliony lat, a mo�e tryliony, gdy umiera�y galaktyki i powstawa�y nowe. Albo te�, ca�a materia w rozedrganym wszech�wiecie ruszy�a, by utworzy� naczelny atom, a potem wybuch�a. Wyrzuci�o go z pr�dko�ci� r�wn� po�owie pr�dko�ci �wiat�a, i wtedy z�apa�a go nowo tworz�ca si� materia; by� mo�e, sta� si� zal��kiem nowej planety. A mo�e znalaz� si� we wn�trzu gwiazdy, i niewyobra�alnie du�y wybuch wyrzuci� go w przestrze� kosmiczn�, gdzie pochwyci�o go pole grawitacyjne jakiej� planety i wessa�o. Spadaj�c, spali� tony powietrza, a� wbi� si� g��boko w ziemi�. I tak le�a� tam, gdy pierwotnie sk�odkowodne oceany zmienia�y si� w s�one, a kontynenty rozpada�y si� i odp�ywa�y od siebie, dryfuj�c na powierzchni ziemi. Wynios�y go nowo powstaj�ce �a�cuchy g�rskie, a trz�sienia ziemi, wybuchy wulkan�w, erozja, wiatr i woda ods�ania�y go wiele, wiele razy. Po tych niezliczonych pogrzebach i wydobyciach sta� si� w�asno�ci� Wuf�w. Ustawili go na granitowym tronie. A� w ko�cu, by� mo�e tylko dzi�ki dzia�aniu pioruna lub w po��czeniu z naturalnym procesem s�abni�cia czynno�ci zamra�acza materii, w mikrosekundzie zmieni� si� z kamienia w cia�o. Tak szybko, �e jego serce, kt�rego bicie zamar�o na B�g wie, ile lat, o�y�o, nie�wiadome nawet, �e zamarzni�te, milcza�o przez wieki.
Te wyobra�enia by�y �mia�e, lecz zawiera�y pewne prawdy. Nie s�dzi� jednak, �e jest w nowym wszech�wiecie. Uwa�a�, i� znajduje si� na Ziemi, oboj�tnie jaki osi�gn�a wiek. By� to zbyt du�y zbieg okoliczno�ci, aby ta planeta posiada�a ksi�yc, tak podobny do tego, kt�ry zna�; albo to, �e konie i kr�liki oraz wiele owad�w by�y tu dok�adnie takie same, jak niegdy�.
***
Fakt, �e zrodzi� si� z kamienia, by� wystarczaj�cym szokiem. Wielu ludzi mog�oby straci� rozum, a sam �piewaj�cy Nied�wied� nie by� pewien, czy zachowa jasno�� umys�u. Kiedy jednak szok ust�pi�, zacz�a mu doskwiera� samotno��.
Wiedzie�, �e wszyscy tobie wsp�cze�ni i ich potomkowie ju� od setek tysi�cy pokole� s� zamienieni w proch, sprawia�o b�l. A �wiadomo��, �e jest si� jedyn� �yw� ludzk� istot�, by�a nie do zniesienia.
Nie m�g� mie� zupe�nej pewno�ci, �e jest jedynym cz�owiekiem na Ziemi, i ta niepewno�� hamowa�a go przed rozpacz�. Zawsze by�a nadzieja.
Przynajmniej nie by� tutaj sam. Mia� z kim rozmawia�, nawet, je�eli rozm�wcy wygl�dali tak obco, tak odra�aj�co; j�zyk zawiera� poj�cia dla niego niezrozumia�e, a ich pogl�dy wydawa�y si� czasami zagadkowe i denerwuj�ce.
Ich stosunek do jego mniemanej bosko�ci czyni� jak�kolwiek za�y�o�� i ciep�o trudnymi. Awina stanowi�a wyj�tek. Czu�a przed nim l�k, ale posiada�a obezw�adniaj�ce ciep�o i humor; nawet b�g nie m�g� si� na nie uodporni�, ani te� Awina nie mog�a ich przezwyci�y�. Nieustannie powtarza�a, �e tego nie powinna by�a powiedzie� i czy Wuwiso jej przebaczy. Nie chcia�a by� w�cibska, nie chcia�a si� spoufala�, i tak dalej. Ulisses w�wczas zapewnia� j�, �e w jej zachowaniu nie znajduje nic, co by wymaga�o przebaczenia.
Awina mia�a siedemna�cie lat i ju� rok temu powinna by�a wyj�� za m��. Lecz jej matka zmar�a, a ojciec - czterdziestoletni arcykap�an - od�o�y� zmuszenie do ma��e�stwa. Wykorzystywa� swoj� w�adz� do granic mo�liwo�ci, gdy� niepisane prawo m�wi�o, i� wszystkie zdrowe kobiety powinny wst�pi� w zwi�zek ma��e�ski do szesnastego roku �ycia. Aytheera, na sw�j spos�b mi�y cz�owiek, lubiany jako kap�an, zdo�a� wi�c dotychczas utrzyma� c�rk� w domu. Mimo wszystko, nie mog�o to tak d�u�ej trwa�. Awina musia�a zaakceptowa� partnera i przenie�� si� do jego domu. Chocia� arcykap�an mia� wiele przywilej�w, sam nie m�g� si� powt�rnie o�eni�. Dlaczego - nikt nie wiedzia�. Panowa� taki zwyczaj, a zwyczaju nie wolno �ama� bezkarnie.
Teraz, kiedy nie m�g� mie� c�rki przy sobie przez ca�y czas, Aytheera znalaz� inn� wym�wk�, by przeciwstawi� si� jej zam��p�j�ciu. By�a s�u��c� kamiennego boga, i b�dzie ni�, tak d�ugo, jak b�g sobie �yczy jej pos�ugi. Czy plemi� si� przeciwstawi?
Awina przebywa�a z bogiem, a� do chwili, kiedy udawa� si� na spoczynek i wtedy wraca�a do domu ojca. Czasami narzeka�a, �e ojciec rozmawia z ni� do p�na i nie mo�e si� wyspa�. Kiedy Ulisses chcia� z tym sko�czy�, b�aga�a, aby tego nie robi�. Og�lnie rzecz bior�c, czym jest ma�a utrata snu w por�wnaniu z odrobin� szcz�cia ojca?
W mi�dzyczasie Ulisses coraz bieglej w�ada� j�zykiem Wuf�w. Z �atwo�ci� opanowa� kombinacje d�wi�k�w, z wyj�tkiem pewnych nieznacznych r�nic w samog�oskach, s�u��cych wyra�aniu czas�w gramatycznych i ich zabarwienia. Bra� tak�e lekcje j�zyka od uwi�zionych Wagarondit�w. Ich mowa by�a zupe�nie nie spokrewniona z j�zykiem Wuf�w, o ile si� w tym orientowa�, chocia� naukowiec z dost�pem do materia��w (kt�re nie istnia�y) m�g�by wy�ledzi� ich wsp�lnego przodka. Poza tym jaki laik podejrzewa�by, �e hawajski, indonezyjski i thai mia�y tego samego ojca? J�zyk Wagarondit�w zawiera� szereg trudnych dla niego fonem�w. Jego struktura przypomina�a mu j�zyki Algonkin�w, cho� by�o to podobie�stwo sztuczne.
J�zyk handlowy, Ayrata, zdawa� si� nie by� spokrewniony z �adnym z nich. D�wi�ki by�y �atwe, a sk�adnia tak nieskomplikowana i regularna, jak w esperanto. Zapyta� Awin� sk�d ta mowa pochodzi, na co ona odpar�a, �e wprowadzili j� Thululiki. Nazwa u�ywana przez Thululik�w, gdy j� wymawiali Wufowie brzmia�a - Gutapa; ona nie mog�a tego wym�wi�. Ich mowa przerasta�a jej si�y. To oni wprowadzili Ayrat� na "ca�ym �wiecie". Wszyscy ten j�zyk znali; handel, traktaty pokojowe, narady wojenne prowadzone by�y w Ayracie.
Ulisses przys�uchiwa� si� jej opisowi Thululik�w i doszed� do wniosku, �e s� to postacie spoza jej mitologii. Co� takiego nie mog�o istnie�.
W�wczas to dowiedzia� si�, �e Wagarondit�w oszcz�dzano na coroczne wielkie �wi�to konfederacji Wuf�w. Wtedy wi�niowie mieli i�� na tortury i ostatecznie by� z�o�eni mu w ofierze. Po raz pierwszy odkry�, sk�d si� wzi�a krew na kr�gu pod jego tronem.
- Ile zosta�o dni do �wi�ta kamiennego boga? - zapyta�.
- Dok�adnie jeden miesi�c - odpowiedzia�a.
Zawaha� si�, ale podj��:
- A co si� stanie, je�eli zaka�� tortur i zabijania? Co, je�li ka�� uwolni� Wagarondit�w?
Awina otworzy�a szeroko oczy ze zdziwienia. By�o po�udnie i jej podopieczny odbija� si� tylko czarn� kresk� na tle niebieskiej t�cz�wki. Rozchyli�a usta i r�owy j�zyk przebieg� po czarnych wargach.
- S�ucham, panie, ale dlaczego chcesz tak zrobi�? - spyta�a.
Ulisses nie s�dzi�, �e zrozumie poj�cia mi�osierdzia i wsp�czucia, gdyby je chcia� wyja�nia�. Posiada�a te cechy; by�a czu�a, �agodna, troskliwa, je�eli chodzi�o ojej plemi�. Lecz Wagarondici nie byli dla niej nawet zwierz�tami.
Nie m�g� gardzi� ni� za takie nastawienie. Ludzie z jego plemion Onondaga i Seneca czuli tak samo. Podobnie jak jego inni przodkowie - Irlandczycy, Du�czycy, Francuzi, Norwegowie.
- Powiedz mi - zwr�ci� si� do niej - czy nie jest prawd�, �e r�wnie� Wagarondici uwa�aj� mnie za swego boga? Czy� nie przygotowali wielkiego najazdu, aby zanie�� mnie do swojej �wi�tyni?
Awina spojrza�a na niego chytrze i odezwa�a si�:
- Kt� mia�by wiedzie� lepiej, ni� ty, panie? Zniecierpliwiony, machn�� r�k�.
- Przecie� m�wi�em ci nieraz, �e niekt�re moje my�li te� by�y zamienione w kamie�. Jak dot�d, jeszcze nie przypomnia�em sobie pewnych rzeczy, i w�tpi�, czy kiedykolwiek powr�c� do mnie. Zmierzam do tego, �e Wagarondici s� tak samo moimi lud�mi jak Wufowie.
- Co? - Awina krzykn�a ze zdziwienia, a potem ciszej doda�a. - M�j panie? Dr�a�a.
- Kiedy b�g ostatecznie przem�wi, nie zawsze s� to s�owa, kt�re jego lud pragnie us�ysze� - rzek� Ulisses. - Je�li b�g m�wi to, co wszyscy wiedz�, po co jest potrzebny b�g? Nie, b�g widzi znacznie dalej i przejrzy�ciej ni� �miertelnicy. Wie, co jest najlepsze dla jego ludu.
Zaleg�a cisza. W pokoju zabzycza�a mucha. Ulisses zdziwi� si�, �e ten owad przetrwa�. Skoro ludzko�� by�a na tyle m�dra, on m�g�by... I wtedy nasz�a go my�l, c�, ludzie wcale nie byli m�drzy. Ju� w 1985 roku wygl�da�o na to, �e g��d i zanieczyszczenia - pok�osie cywilizacji - zabij� cz�owieka. I chyba tak si� sta�o, �e ca�a ludzko�� wymar�a, z wyj�tkiem jego samego. Z drugiej strony by�a tutaj zwyk�a mucha, tak samo prosperuj�ca jak jej odleg�y kuzyn - karaluch, kt�ry rozmno�y� si� we wsi.
Awina odezwa�a si�:
- Nie rozumiem do czego m�j pan zmierza, ani dlaczego dawne ofiary, kt�re zdawa�y si� satysfakcjonowa� mojego pana przez tak wiele pokole�, i przeciw kt�rym nigdy nie protestowa�...
- M�dl si�, aby� mog�a przejrze�, Awino. �lepota mo�e doprowadzi� do �mierci, wiesz o tym.
Awina zamkn�a usta i obliza�a wargi ko�cem j�zyka. Zaczai rozumie�, �e m�tne stwierdzenia wywo�uj� w nich panik�, wtedy wyobra�aj� sobie najgorsze.
- Id� i powiedz wodzom i kap�anom, �e chc� zebra� ich na naradzie - rozkaza� - w czasie, jaki potrzebuje m�czyzna na przej�cie powoli dooko�a wioski. Powiedz te� pracuj�cym, aby zaprzestali walenia m�otami podczas narady.
Awina z krzykiem wybieg�a ze �wi�tyni i w przeci�gu pi�ciu minut wszyscy oficja�owie, opr�cz tych, kt�rzy akurat byli na polowaniu, znale�li si� w hallu. Ulisses zasiad� na twardym i zimnym granitowym tronie i powiedzia� im, czego chce. Wygl�dali na zaszokowanych, ale �aden nie �mia� si� przeciwstawi�. Odezwa� si� Aytheera.
- Panie, czy mog� spyta�, co ostatecznie zamierzasz zrobi� z tym przymierzem?
- Po pierwsze mam zamiar sko�czy� t� bezsensown� wojn�. Po drugie, zabra� zar�wno Wuf�w, jak i Wagarondit�w, najlepszych wojownik�w, na wypraw� przeciw Wurutanie.
- Wurutana! - zaszmerali z niema�ym przestrachem.
- Tak, Wurutana! Dziwicie si�? Czy� nie spodziewacie si�, �e dawne przepowiednie si� spe�ni�?
- O tak, Panie - odpowiedzia� Aytheera. - Tylko teraz, kiedy nadszed� czas, trz�s� si� nam kolana i brzuchy nas bol�.
(Wufowie uwa�ali, �e miejscem odwagi s� jelita).
- Ja was poprowadz� przeciw Wurutanie - powiedzia� �piewaj�cy Nied�wied�, zastanawiaj�c si�, czym jest Wurutana i co trzeba zrobi�, by go pokona�. Pr�bowa� zdoby� o nim jak najwi�cej informacji, nie daj�c im pozna� stanu swojej niewiedzy. Uwa�a�, �e nie powinien t�umaczy� si� "skamienia�ymi" my�lami w przypadku Wurutany. Wolno mu by�o to robi� w innych, mniej wa�nych sprawach, lecz Wurutana by� tak istotny, �e nie m�g� zapomnie� najmniejszego szczeg�u o nim. Tak przynajmniej my�leli Wufowie.
- Wy�lecie pos�a�ca do najbli�szej wioski Wagarondit�w z wie�ci� o moim nadej�ciu - kontynuowa�, pozostawiaj�c im znalezienie praktycznej metody zbli�enia si� do �miertelnego wroga. - Powiecie im, �e przychodz� z wizyt�, i �e prowadzimy wi�ni�w, ca�ych, cho� mo�e troch� rannych, i uwolnimy ich. Wtedy Wagarondici wypuszcz� Wuf�w, je�eli jakich� trzymaj�. Potem zbierzemy si� na wielkiej naradzie i udamy do innych wsi Wagarondit�w. W ko�cu, wybior� spo�r�d Wagarondit�w wojownik�w, kt�rzy b�d�-nam towarzyszy� w wyprawie przez r�wniny na Wurutan�.
�wi�tynia by�a jasno o�wietlona. Otwarto dwoje wielkich drzwi, a dziura w jednym ko�cu jeszcze nie by�a zakryta. �wiat�o wydobywa�o spod kr�tkiego, g�adkiego futra grymasy twarzy i ukradkowe spojrzenia. Niebieskie, zielone, ��te i pomara�czowe kocie oczy spogl�da�y przebiegle. Ogony bi�y z boku na bok, dodatkowo zdradzaj�c podniecenie.
Spodziewali si�, �e poprowadzi ich na ostateczn� wojn� przeciw Wagaronditom. Teraz proponowa� pok�j, a co gorsza, b�d� musieli podzieli� si� swoim bogiem z odwiecznym przeciwnikiem.
�piewaj�cy Nied�wied� zabra� ponownie g�os.
- Waszym prawdziwym wrogiem jest Wurutana, a nie Wagarondici. Id�cie i r�bcie, jak nakaza�em.
W tydzie� p�niej wyszed� p�nocn� bram� na twardo ubit� �cie�k� mi�dzy polami zbo�a a ogrodami. Starsi ludzie i m�odsi wojownicy zostali we wsi; kobiety z dzie�mi pod��a�y za nimi, pokrzykuj�c i wymachuj�c r�kami. Za nim sz�o trzech muzyk�w - dobosz, flecista i chor��y. B�ben wykonany by� z drewna i sk�ry. Flet stanowi�a wydr��ona ko�� jakiego� du�ego zwierz�cia. Na sztandar sk�ada�a si� d�uga w��cznia, do kt�rej pod k�tem prostym przymocowano pi�ra i wyprawione g�owy - ptaka, podobnego do or�a, rysia, gigantycznego kr�lika i konia. Symbolizowa�y one cztery klany, czy te� fratrie Wuf�w. Klany zamieszkiwa�y ka�d� wie� i w�a�nie system klanowy wi�za� z sob� plemiona ludzi-kot�w. O ile rozumia�, to traktaty pokojowe oraz unie uk�adano mi�dzy klanami poszczeg�lnych wiosek, a nie plemionami. Dlatego, od jakiego� czasu, klany kr�lika z r�nych wsi nie walczy�y mi�dzy sob�, w przeciwie�stwie do klan�w rysia i konia. Wkr�tce jednak i one zawar�y pok�j. Klany or��w, kt�re dotychczas by�y neutralne, tak�e przyst�pi�y do zjednoczenia. Dopiero w�wczas wioski Wuf�w stworzy�y zjednoczony front przeciw Wagaronditom. Ulisses tego systemu nie pojmowa�; wydawa� si� skomplikowany i w�a�ciwie bez szans przetrwania, ale Wufowie uwa�ali go za jedyny naturalny.
Za chor��ym i muzykami, graj�cymi muzyk� atonaln�, szed� arcykap�an i dw�ch pomniejszych kap�an�w. Mieli na sobie co� w rodzaju pi�ropuszy i masywne paciorki; w d�oniach nie�li r�d�ki. Dalej sz�a grupa dwudziestu pi�ciu- m�odych wojownik�w, przystrojonych w pi�ra, koraliki oraz namalowane na twarzach i piersiach zielone, czarne i czerwone szewrony. Nast�pnie kroczy�a grupa sze��dziesi�ciu starszych �o�nierzy. Wszyscy wojownicy uzbrojeni byli w kamienne no�e, tomahawki i w��cznie. Nie�li tak�e �uki oraz ko�czany ze strza�ami. Korci�o ich, aby wypr�bowa� je na Wagaronditach. W�a�ciwie dotyczy�o to tylko m�odszych wojownik�w. Starsi ukrywali swoj� pogard� do nowej broni jedynie, kiedy Ulisses znajdowa� si� w zasi�gu s�uchu, ale on s�ysza� znacznie lepiej, ni� my�leli.
Po jednej ze stron, r�wnolegle do m�odszych wojownik�w, sz�o dwunastu je�c�w. Oni tak�e nie�li bro�, lecz, jak na ludzi, kt�rzy powinni by� szcz�liwi, wygl�dali bardzo ponuro. �piewaj�cy Nied�wied� zapewni� ich, i� nie popadn� w nie�ask� u swoich za to, �e dali si� wzi�� do niewoli. Pocz�tkowo Wagarondici protestowali; twierdzili, �e nie b�dzie im wolno i�� do Szcz�liwej Krainy Wojny (to t�umaczenie Ulissesa bardziej wyrafinowanego okre�lenia).
Ulisses zawyrokowa�, �e nie maj� wyboru. Co wi�cej, sprawy teraz wygl�daj� inaczej. On - kamienny b�g, zdecydowa�, �e pozwoli im i�� po �mierci do Szcz�liwej Krainy Wojny, pod warunkiem, �e nie b�d� si� niem�drze upiera�. Zamilkli, lecz nadal nie mogli spokojnie zaakceptowa� nowego porz�dku rzeczy.
Poch�d kroczy� szybko w�r�d faluj�cych wzg�rz, �cie�k� wydeptan� przez pokolenia wojownik�w i my�liwych. Wzd�u� drogi ros�o wiele ogromnych drzew li�ciastych oraz brz�z i d�b�w, lecz nie tyle, by stworzy� las. By�y te� ptaki: s�jki, wrony, kruki, wr�ble i szmaragdowomiodowe kolibry; skrzydlate wiewi�rki - lisio rude lub czarne jak sob�l; lis po�yskiwa� srebrno; z pnia, z wysoko�ci pi��dziesi�ciu st�p spogl�da�o na nich stworzenie o jasnych oczach, podobne do �asicy; rudy szczur umkn�� po k�odzie; a wysoko na wzg�rzu, pi��dziesi�t jard�w na prawo, siedzia� br�zowy kolos i przygl�da� si�. To ro�lino�erny nied�wied�, nikogo nie zaczepi, je�eli zostawi si� go samego. �ywi si� zbo�em i owocami z ich ogrod�w, je�eli s� bez stra�y.
Ulisses ch�on�� oczyma zimne, niebieskie niebo, a w p�uca wci�ga� ch�odne, �wie�e powietrze. Wielkie zdrowe drzewa, zdrowe ptaki i zwierz�ta, ziele� wsz�dzie dooko�a, ani �ladu spalin i poczucie wielkiej przestrzeni. To wszystko w tej chwili czyni�o go szcz�liwym. M�g� zapomnie� o niepokoju, o tym, �e - by� mo�e - jest jedynym �ywym cz�owiekiem. M�g� zapomnie�... Zatrzyma� si�. Z ty�u chor��y wykrzykn�� rozkaz, d�wi�ki b�bna i fletu ucich�y, a wojownicy urwali szepty.
Czego� mu brakowa�o. Czego?
Nie czego. Kogo?
Zwr�ci� si� do Aytheery.
- Awina, twoja c�rka. Gdzie ona jest?
Twarz Aytheery by�a bez wyrazu.
- S�ucham, panie? - odezwa� si�.
- Chc�, aby Awina sz�a ze mn�. Ona jest moim g�osem i moimi oczyma. Jest mi potrzebna.
- Kaza�em jej zosta�, panie, gdy� kobiety nie bior� udzia�u w wyprawach do innych wiosek, ani w ekspedycjach wojennych, czy pokojowych.
- B�dziecie musieli przyzwyczai� si� do zmian - powiedzia� Ulisses. - Wy�lijcie kogo� po ni�. Poczekamy.
Aytheera spojrza� na niego dziwnie, ale pos�ucha�. Iisama, najszybszy wojownik, pobieg� do wsi, odleg�ej o mil�. Po pewnym czasie wr�ci�, Awina kilka krok�w za nim. Na g�owie mia�a rogatywk�, a na szyi potr�jny sznur masywnych, zielonych koralik�w. Bieg�a jak normalna kobieta, a kiedy zwolni�a do szybkiego kroku, ko�ysa�a si� niczym dziewcz�. Jej czarne uszy, twarz, ogon, ramiona i nogi po�yskiwa�y rudo w s�o�cu, a bia�e �aty futra ja�nia�y w �wietle jak �nieg. Skierowa�a na niego du�e, czarne oczy; u�miecha�a si�, pokazuj�c szeroko rozstawione sztylety z�b�w.
Kiedy znalaz�a si� przy nim, upad�a na kolana i poca�owa�a go w r�k�.
- M�j panie, p�aka�am, bo zostawi�e� mnie.
- Twoje �zy szybko wysch�y - spodoba�a mu si� my�l, �e p�aka�a, lecz nie by� pewien, czy nie przesadza, czy tylko m�wi to, co on wed�ug niej, chce us�ysze�. Ci szlachetni dzicy byli tak samo zdolni do ob�udy, jak cywilizowani ludzie. Co wi�cej, czy powinien chcie�, by przywi�zywa�a si� do niego emocjonalnie. Takie wi�zy mog�yby doprowadzi� do bardziej intymnego uczucia, kt�rego konsekwencje ju� sobie wcze�niej wyobra�a�. Te obrazy pobudza�y go, jak i wzbudza�y odraz� zarazem.
Zaj�a swoje miejsce po jego prawej stronie i przez d�u�szy czas milcza�a. Potem jednak odezwa�a si� nie�mia�o, a po chwili szczebiota�a rado�nie i pouczaj�co jak zawsze. Poczu� si� szcz�liwszy; posmak utraty poch�on�o czyste powietrze i jasne s�o�ce.
Maszerowali przez ca�y dzie�, zatrzymuj�c si� od czasu do czasu na odpoczynek lub jedzenie. Potok�w i rzeczek starczy�o, aby zapewni� im wod�. Wufowie, chocia� by� mo�e pochodzili od kot�w, k�pali si�, kiedy tylko mieli okazj�. Wylizywali tak�e ca�e cia�o na koci� mod��. Je�eli wzi�� pod uwag� higien� osobist�, byli czy�ci, lecz nie reagowali na wszelkie paso�yty w wioskach, karaluchy, muchy i inne robactwo. Mimo �e zakopywali w�asne odchody, nie sprz�tali po psach, �winiach, czy innych zwierz�tach, trzymanych dla towarzystwa lub na ub�j.
P�nym popo�udniem Ulisses, zgrzany, spocony i wym�czony, zdecydowa�, �e rozbij� nocny ob�z nad potokiem. Woda by�a do�� ch�odna i tak czysta, �e widzia� ryby, czmychaj�ce na dnie potoku, g��bokiego na dwadzie�cia st�p. Le�a� na przewr�conym drzewie, kt�re wystawa�o ponad wod� i przygl�da� si� rybom przez d�u�sz� chwil�. Nagle zdj�� rzeczy i poszed� p�ywa�. Wufowie i Wagarondici uwa�nie go obserwowali, jak zwykle kiedy by� nago. Zastanawia� si�, czy napawa ich odraz� brak ow�osienia na jego ciele i rozmieszczenie w�os�w. Mo�e jednak nie. Nie m�g� by� dok�adnie taki jak oni; mimo wszystko by� bogiem.
Gdy wyszed� z wody, wszyscy, z wyj�tkiem stra�y i Awiny, poszli si� k�pa�. Ona wytar�a go kawa�kiem futra i poprosi�a o pozwolenie wyk�pania si�. Kiedy sko�czyli k�piel, popatrzy� z k�ody w wod�. Ryby by�y wyp�oszone, ale sto jard�w w g�r� rzeki znalaz� je ponownie. U�y� teleskopowego kija z jakiego� nieznanego, lekkiego drzewa, linki zrobionej z jelit oraz ko�cianego haczyka z robakiem, kt�ry wykopa�a dla niego Awina. By� gruby, d�ugi jak d�o�, krwisto czerwony i mia� czworo niby-oczu, sk�adaj�cych si� z trzech koncentrycznych kr�g�w: bia�ego, niebieskiego i zielonego.
Zarzuca� w�dk� dwana�cie razy bez powodzenia. Za trzynastym ryba chwyci�a. Musia� m�czy� si� dalej, ci�gn�c za sam� link�, gdy� grozi�o, �e mo�e si� oderwa� od kija. Ryba mia�a tylko dwana�cie cali, ale by�a niezwykle silna; walczy�a zaciekle. Min�o blisko dwadzie�cia minut, zanim j� zm�czy�. Kiedy j� wyci�gn�� i przyjrza� si� srebrnemu cia�u w szkar�atne i jasnozielone c�tki, wyba�uszonym oczom i kr�tkim, chrz�stkowym "w�som", poczu� si� jeszcze szcz�liwszy. Wed�ug Awiny, kt�ra podj�a si� gotowania, iipawafa to wy�mienita potrawa i rzeczywi�cie by�a.
Tej nocy, le��c w �piworze, spogl�da� przez ga��zie na ogromny zielono-niebiesko-bia�y ksi�yc; my�la�, �e brakuje mu tylko dw�ch rzeczy, aby uczyni� go zupe�nie szcz�liwym. Pierwsz� by� porz�dny �yk jakiego� dobrego, ciemnego niemieckiego albo du�skiego piwa, lub te� wysokiej klasy bourbonu. Druga to kobieta, kt�ra by kocha�a jego, a on kocha�by j�.
Zanim sobie u�wiadomi�, co zrobi�, trzyma� blisko przy ustach ow�osion� d�o� Awiny. Musia� si�gn�� po ni� nie�wiadomie, uj�� i nieomal poca�owa�.
- Panie m�j! - Awina wyszepta�a roztrz�sionym g�osem.
Nie odpowiedzia�. Delikatnie od�o�y� r�k� na jej �piw�r i odwr�ci� si�.
Nagle ona wykrzykn�a:
- Uwaga!
Usiad� i wbi� wzrok w co�, co wskazywa�a. Czarna skrzydlata posta� zatrzepota�a na tle ksi�yca i znikn�a.
- Co to by�o?
- Nie wiedzia�am, �e s� tutaj w okolicy - powiedzia�a. - Min�o troch� czasu odk�d... To by� opeawufea pauea.
- Skrzydlaty my�l�cy cz�owiek... bezw�osy - zamrucza�, t�umacz�c na angiels