3406
Szczegóły |
Tytuł |
3406 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3406 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3406 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3406 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
CHRISTIAN JACQ
EGIPSKI S�DZIA
Prawo Pustyni
(Prze�o�y�a Wanda B�o�ska)
ROZDZIA� 1
Upa� by� tak przyt�aczaj�cy, �e tylko czarny skorpion zapu�ci� si� na plac wi�zienny. Wi�zienie to, zagubione pomi�dzy dolin� Nilu a Wielk� Oaz� El-Charga, ponad dwie�cie kilometr�w na zach�d od �wi�tego miasta Karnaku, przyjmowa�o recydywist�w, odbywaj�cych ci�kie kary przymusowych rob�t. Gdy pozwala�a na to temperatura, utrzymywali szlak ��cz�cy dolin� z oazami, po kt�rym kursowa�y karawany ob�adowanych towarami os��w.
Po raz dziesi�ty chyba s�dzia Pazer zwr�ci� si� do szefa obozu, olbrzyma zdolnego pokona� niezdyscyplinowanych buntownik�w.
-Nie mog� znie�� moich uprzywilejowanych warunk�w. Chc� pracowa� jak inni.
Dosy� wysoki, szczup�y, o kasztanowych w�osach, wysokim czole i zielonych oczach z br�zowymi plamkami, Pazer, kt�rego m�odo�� ulotni�a si� pod ci�arem do�wiadcze�, zachowa� narzucaj�c� szacunek szlachetn� postaw�.
-Nie jeste� taki jak oni.
-Jestem wi�niem.
-Nie zosta�e� skazany, tylko ukryty. Dla mnie nie istniejesz. W rejestrze nie ma twego nazwiska ani numeru identyfikacyjnego.
-To mi nie przeszkadza r�ba� ska�.
-Wracaj na swoje miejsce.
Dow�dca obozu by� nieufny wobec tego s�dziego. Czy� nie zdumia� on Egiptu, organizuj�c proces s�awnego genera�a Aszera, kt�rego najlepszy przyjaciel Pazera, sier�ant Suti, oskar�y� o torturowanie podw�adnych i mord na egipskim zwiadowcy, a tak�e o wsp�prac� z odwiecznymi wrogami Egiptu -Beduinami i Libijczykami?
Cia�a nieszcz�nika nie odnaleziono we wskazanym przez Sutiego miejscu. Dlatego te� �awa przysi�g�ych, nie mog�c skaza� genera�a, zadowoli�a si� ��daniem dodatkowego �ledztwa. Dochodzenie szybko upad�o, bo Pazer wpad� w pu�apk� i sam zosta� oskar�ony o zamordowanie swego duchowego ojca, m�drca Branira, przysz�ego wielkiego kap�ana Karnaku. Uznany za schwytanego na gor�cym uczynku, zosta� zatrzymany i bezprawnie deportowany.
S�dzia usiad� na gor�cym piasku w pozycji skryby. Bezustannie rozmy�la� o swojej �onie, Neferet. D�ugi czas s�dzi�, �e Neferet nigdy go nie pokocha, ale szcz�cie nadesz�o, gwa�towne niczym letnie s�o�ce. Szcz�cie brutalnie zdruzgotane, rajski ogr�d, z kt�rego wygnano go bez nadziei na powr�t.
Zerwa� si� ciep�y wiatr, wznosz�c w powietrze ziarna piasku, kt�re ch�osta�y sk�r�. Pazer, z g�ow� okryt� bia�� tkanin�, nie zwraca� na to uwagi -wci�� na nowo prze�ywa� kolejne epizody swego �ledztwa.
B��dem m�odego prawnika z prowincji, zagubionego w wielkim mie�cie Memfis, okaza�a si� zbytnia dok�adno�� w studiowaniu dziwacznych akt. Odkry� zab�jstwo pi�ciu weteran�w, stanowi�cych honorow� stra� wielkiego Sfinksa w Gizie, zwyk�� masakr� upozowan� na nieszcz�liwy wypadek, kradzie� znacznej ilo�ci niebia�skiego �elaza rezerwowanego dla �wi�ty�, wreszcie spisek, w kt�ry wpl�tane by�y wysokie osobisto�ci.
Nie zdo�a� jednak dowie�� winy genera�a Aszera i jego zamiar�w obalenia Ramzesa Wielkiego.
W chwili, gdy uzyska� wszelkie pe�nomocnictwa, aby powi�za� ze sob� sprzeczne elementy, zdarzy�o si� nieszcz�cie.
Pazer rozwa�a� ka�d� chwil� tej okropnej nocy: anonimow� wiadomo��, �e jego mistrz, Branir, jest w niebezpiecze�stwie; szalony bieg przez ulice miasta; odkrycie zw�ok m�drca z wbit� w szyj� ig�� z macicy per�owej; pojawienie si� szefa policji, kt�ry bez wahania uzna� go za morderc�; haniebne wsp�dzia�anie dziekana przedsionka, najwy�szego prawnika miasta; ukrycie jego, Pazera; uwi�zienie. A na ko�cu tej drogi samotna �mier�, z poczuciem, �e prawda nie zosta�a ujawniona...
Ca�� machinacj� przygotowano mistrzowsko. Dysponuj�c poparciem Branira, s�dzia m�g�by prowadzi� dochodzenie w �wi�tyniach i zidentyfikowa� z�odzieja niebia�skiego �elaza. Ale mistrza, podobnie jak weteran�w, wyeliminowali tajemniczy agresorzy, kt�rych cele pozosta�y nieznane. Dowiedzia� si�, �e by�a w�r�d nich jaka� kobieta i obcego pochodzenia m�czy�ni. Domys�y kierowa�y si� tak�e ku chemikowi imieniem Szeszi, denty�cie Kadaszowi i ma��once przedsi�biorcy przewozowego Denesa, bogatego, wp�ywowego i nieuczciwego cz�owieka, lecz nie uzyska� �adnej pewno�ci.
Teraz opiera� si� upa�owi, kt�ry ni�s� wiatr i piasek, i okropnemu jedzeniu, bo pragn�� prze�y�, wzi�� w ramiona Neferet i doczeka� zwyci�stwa sprawiedliwo�ci.
Co te� wymy�li dziekan przedsionka, hierarchiczny prze�o�ony, by wyja�ni� jego znikni�cie? Jakie oszczerstwa rozpowszechnia na jego temat?
Ucieczka st�d by�a utopi�, cho� ob�z otwiera� si� na s�siednie wzg�rza. Piechot� daleko nie zajdzie. Uwi�ziono go tutaj, aby sczez�. Kiedy ju� go wyniszcz�, gdy straci wszelk� nadziej�, zacznie bredzi� jak biedny szaleniec, kt�ry wci�� na nowo roztrz�sa te same g�upstwa.
Ani Neferet, ani Suti nie opuszcz� go. Odrzuc� k�amstwa i pom�wienia, szuka� go b�d� w ca�ym Egipcie. Musi wytrzyma�, musi sprawi�, aby czas p�yn�� w jego �y�ach.
Pi�ciu spiskowc�w, jak zwykle, zebra�o si� w opuszczonej farmie. Atmosfera by�a radosna, bo plany rozwija�y si� zgodnie z ich przewidywaniami.
Ka�dy dzie� zbli�a� ich do celu. Po sprofanowaniu Wielkiej Piramidy Cheopsa i zaw�aszczeniu g��wnych insygni�w w�adzy -z�otego �okcia i testamentu bog�w, bez kt�rych w�adza Ramzesa Wielkiego traci�a wszelk� prawowito�� -ka�dy dzie� zbli�a� ich do celu.
Zar�wno morderstwo dokonane na pilnuj�cych Sfinksa weteranach, kt�re pozwoli�o im przedosta� si� podziemnym korytarzem do piramidy, jak i wyeliminowanie s�dziego Pazera stanowi�y ju� nieistotne incydenty, o kt�rych niemal zapomniano.
-Najwa�niejsze pozostaje do zrobienia -o�wiadczy� jeden ze spiskowc�w. -Ramzes trzyma si� mocno.
-Nie b�d�my zbyt niecierpliwi.
-M�w za siebie!
-M�wi� w imieniu wszystkich. Potrzebujemy jeszcze sporo czasu, aby zbudowa� fundamenty naszego przysz�ego imperium. Im bardziej Ramzes b�dzie zwi�zany, niezdolny do dzia�a�, �wiadomy, �e zd��a ku kl�sce, tym nasze zwyci�stwo b�dzie wi�ksze. On nie mo�e nikomu powiedzie�, �e obrabowano Wielk� Piramid� i �e o�rodek duchowej energii, za kt�r� on jeden odpowiada, ju� nie funkcjonuje.
-Jego si�y niebawem si� wyczerpi�. B�dzie musia� wznowi� rytua� regeneracji.
-A kt� mu to narzuci?
-Tradycja, kap�ani i on sam! Nie mo�e uchyli� si� od tego obowi�zku.
-A pod koniec tych uroczysto�ci musi ukaza� ludowi testament bog�w!
-Ten testament, kt�ry jest w naszych r�kach.
-I wtedy Ramzes zrzeknie si� tronu i ofiaruje go swemu nast�pcy.
-Kt�rego my wska�emy. Spiskowcy ju� rozkoszowali si� zwyci�stwem. Nie pozostawi� wyboru nast�pcy Ramzesowi Wielkiemu, sprowadzonemu do roli niewolnika. Ka�dy z cz�onk�w spisku odbierze nagrod� stosown� do swoich zas�ug, a wszyscy zajm� jutro uprzywilejowane pozycje. Najwi�kszy kraj �wiata b�dzie nale�a� do nich. Zmieni� jego struktury i mechanizmy, wymodeluj� zgodnie z w�asn� wizj�, radykalnie r�n� od wyobra�e� Ramzesa, wi�nia prze�ytych warto�ci.
Gdy owoc ten b�dzie dojrzewa�, rozwin� sie� swoich znajomo�ci, zdob�d� sympatyk�w i sprzymierze�c�w. Zbrodnie, przekupstwo, przemoc... Spiskowcy nie �a�owali niczego. To by�a cena zdobycia w�adzy.
ROZDZIA� 2
Zach�d zar�owi� wzg�rza. O tej porze Zuch, pies Pazera, i jego osio�ek, Wiatr P�nocy, musieli ju� rozkoszowa� si� posi�kiem, kt�ry dawa�a im Neferet pod koniec d�ugiego dnia pracy. Ilu chorych uzdrowi�a? Czy mieszka�a jeszcze w Memfisie, w ma�ym domku, gdzie parter zajmowa�o biuro s�dziego? A mo�e wr�ci�a do swojej wioski w okolicy Teb, by wykonywa� zaw�d z dala od miejskiego zgie�ku?
Odwaga s�dziego s�ab�a.
On, kt�ry po�wi�ci� �ycie sprawiedliwo�ci, by� przekonany, �e jemu nigdy nie zostanie ona oddana. �aden trybuna� nie orzeknie jego niewinno�ci. Zak�adaj�c nawet, �e opu�ci to wi�zienie, jak� przysz�o�� zapewni Neferet?
Jaki� starzec przysiad� obok niego. Chudy, bezz�bny, o ciemnej i pomarszczonej sk�rze, westchn�� g��boko.
-Dla mnie to ju� sko�czone. Jestem za stary. Szef zwolni� mnie od przewo�enia kamieni. B�d� si� zajmowa� kuchni�. To dobra wiadomo��, nie?
Pazer przytakn��.
-A, czemu ty nie pracujesz? -zapyta� starzec.
-Zakazano mi.
-Kogo okrad�e�?
-Nikogo.
-Tutaj s� tylko wielcy z�odzieje. Kradli tyle razy, �e ju� nie opuszcz� wi�zienia, bo z�amali przyrzeczenie, �e nie b�d� tego wi�cej robi�. Trybuna�y serio traktuj� dane s�owo.
-Uwa�asz, �e nie maj� racji?
Stary splun�� na piasek.
-Dziwaczne pytanie! Czy�by� by� po stronie s�dzi�w?
-Jestem jednym z nich.
Wiadomo�� o uwolnieniu nie zdziwi�aby bardziej rozm�wcy Pazera.
-Kpisz sobie ze mnie.
-My�lisz, �e mam na to ochot�?
-Co� takiego, co� takiego... S�dzia, prawdziwy s�dzia! Przyjrza� mu si� zaniepokojony i pe�en szacunku.
-A c�e� zrobi�?
-Prowadzi�em pewne dochodzenie, ale chc� mi zamkn�� usta.
-Musisz by� wpl�tany w podejrzan� spraw�. Ja jestem niewinny. Nielojalny konkurent oskar�y� mnie o kradzie� miodu, kt�ry nale�a� do mnie.
-Jeste� pszczelarzem?
-Mia�em ule na pustyni, moje pszczo�y dawa�y najlepszy mi�d w Egipcie. Konkurenci mi zazdro�cili, wi�c zorganizowali pu�apk�, w kt�r� wpad�em. Na procesie zdenerwowa�em si�. Odrzuci�em niekorzystny dla mnie wyrok, poprosi�em o drugi proces i przygotowa�em obron� z pomoc� skryby. By�em pewny, �e wygram.
-Ale zosta�e� skazany.
-Konkurenci ukryli u mnie przedmioty wyniesione z jakiej� pracowni. Dowody recydywy! S�dzia nie podj�� �ledztwa.
-Nie mia� racji. Ja na jego miejscu przebada�bym pobudki oskar�ycieli.
-A gdyby� znalaz� si� na jego miejscu? Gdyby� wykaza�, �e ich dowody s� fa�szywe?
-Najpierw trzeba by st�d wyj��. Pszczelarz zn�w splun�� na piasek.
-Kiedy s�dzia zdradza sw�j urz�d, nie wysy�aj� go potajemnie w takie miejsce jak ten ob�z. Nawet nie obci�li ci nosa. Musisz by� szpiegiem albo kim� w tym rodzaju.
-Jak uwa�asz.
Stary wsta� i oddali� si�.
Pazer nie tkn�� codziennej polewki. Nie mia� ju� ochoty walczy�. Co m�g� da� Neferet pr�cz poni�enia i wstydu? Lepiej b�dzie, je�li �ona go ju� nigdy nie zobaczy i zapomni o nim. Zachowa�aby wspomnienie prawnika o niezachwianych pogl�dach, szale�czo zakochanego marzyciela, kt�ry wierzy� w sprawiedliwo��.
Le��c na plecach, wpatrywa� si� w lazurowe niebo. Jutro ju� go nie b�dzie.
Bia�e �agle sun�y po Nilu. O zmierzchu �eglarze zabawiali si� przeskakiwaniem z �odzi na ��d�, a p�nocny wiatr sprzyja� szybko�ci p�ywaj�cych jednostek. Ludzie wpadali do wody, �miali si�, wzajemnie zaczepiali.
Siedz�ca na wysokim brzegu m�oda niewiasta nie s�ysza�a ich krzyk�w. Jasnow�osa niemal Neferet o �agodnych i harmonijnych rysach i ciemnoniebieskich oczach wzywa�a dusz� Branira, zamordowanego mistrza, b�agaj�c, aby strzeg� Pazera, kt�rego kocha�a ca�ym swoim jestestwem. Oficjalnie obwieszczono jego �mier�, ale nie mog�a w ni� uwierzy�.
-Mog� zamieni� z tob� kilka s��w?
Odwr�ci�a g�ow�.
Obok sta� naczelny lekarz kr�lestwa, Nebamon, dobrze wygl�daj�cy pi��dziesi�ciolatek.
Jej najzacieklejszy wr�g.
Parokrotnie pr�bowa� zniszczy� jej karier�. Neferet nienawidzi�a tego dworaka ��dnego bogactw i kobiecych podboj�w, wykorzystuj�cego medycyn� jako spos�b na zdobycie fortuny i w�adzy nad innymi.
Nebamon po��dliwie przygl�da� si� m�odej kobiecie, kt�rej lniana sukienka pozwala�a dojrze� doskona�e i wzruszaj�ce kszta�ty. Oczy czarowa�y wysokie i twarde piersi, d�ugie i smuk�e nogi, delikatne r�ce i stopy. Neferet by�a �wietlista.
-Prosz� mi da� spok�j.
-Powinna� mi okaza� nieco wi�cej szacunku, bo to, co wiem, bardzo ci� zainteresuje.
-Nie zajmuj� si� intrygami.
-Chodzi o Pazera.
Nie zdo�a�a ukry� wzruszenia.
-Pazer nie �yje.
-Nieprawda, moja droga.
-K�amiesz!
-Znam prawd�.
-Czy musz� o ni� b�aga�?
-Wol�, kiedy jeste� nieuprzejma i wynios�a. Pazer jest �ywy, ale oskar�ono go o zab�jstwo, Branira.
-Co...? To absurd! Nie wierz�.
-To b��d. Szef policji, Mentemozis, aresztowa� go i ukry�.
-Pazer nie zabi� swego mistrza.
-Mentemozis jest przekonany, �e tak.
-Chc� go dobi�, zrujnowa� mu opini� i uniemo�liwi� prowadzenie dalszego �ledztwa.
-Niewa�ne.
-I, po co te rewelacje?
-Bo tylko ja mog� uniewinni� Pazera.
Neferet przeszed� dreszcz, w kt�rym miesza�y si� niepok�j i nadzieja.
-Neferet, je�li pragniesz, �ebym przedstawi� dowody dziekanowi przedsionka, musisz zosta� moj� �on� i zapomnie� o swoim s�dzim. To cena jego wolno�ci. Twoje w�a�ciwe miejsce jest u mego boku. Teraz gra nale�y do ciebie. Albo oswobodzisz Pazera, albo ska�esz go na �mier�.
ROZDZIA� 3
My�l, by odda� si� naczelnemu lekarzowi, pora�a�a Neferet, lecz odrzucaj�c propozycj� Nebamona, sta�aby si� katem Pazera.
Gdzie by� wi�zie�? Jak go traktowano? Je�li ona, Neferet, b�dzie si� zbytnio oci�ga�, wi�zienie go zniszczy. Nie wspomnia�a o sprawie Sutiemu, wiernemu przyjacielowi m�a i jego duchowemu bratu -natychmiast by zabi� naczelnego lekarza.
Postanowi�a przyj�� ofert� szanta�ysty, pod warunkiem, �e wcze�niej zobaczy si� z Pazerem. Zbrukana, zrozpaczona wyzna mu wszystko, a potem si� otruje.
Kem, nubijski policjant na us�ugach s�dziego, podszed� do m�odej kobiety. Pod nieobecno�� Pazera nadal odbywa� rundy po Memfisie w towarzystwie Zab�jcy, niebezpiecznego pawiana, wyspecjalizowanego w aresztowaniu z�odziei, kt�rych unieruchamia�, wbijaj�c im k�y w nog�.
Kemowi obci�to nos, bo w swoim czasie by� wpl�tany w zab�jstwo oficera winnego szmuglu z�otem. Poniewa� jednak ustalono, �e Nubijczyk dzia�a� w dobrej wierze, pozwolono mu zosta� policjantem. Drewniana malowana proteza zmniejsza�a nieco efekt jego kalectwa.
Kem podziwia� Pazera. Wprawdzie absolutnie nie wierzy� w sprawiedliwo��, wierzy� jednak w uczciwo�� m�odego prawnika, kt�ra doprowadzi�a do jego znikni�cia.
-Mog� si� dowiedzie�, gdzie przebywa Pazer -o�wiadczy�a z powag� Neferet.
-W kr�lestwie umar�ych, sk�d nikt nie wraca. Czy� genera� Aszer nie przekaza� raportu, zgodnie, z kt�rym Pazer umar� w Azji, gdy poszukiwa� jakiego� dowodu?
-Kemie, ten raport by� fa�szywy. Pazer �yje.
-Wi�c ci� ok�amano, pani?
-Pazera oskar�ono o zab�jstwo Branira, ale naczelny lekarz, Nebamon jest w posiadaniu dowodu jego niewinno�ci.
Kem uj�� Neferet za ramiona.
-Jest ocalony!
-Pod warunkiem, �e ja zostan� �on� Nebamona. Rozw�cieczony Nubijczyk waln�� lew� pi�ci� we w�asn� praw� d�o�.
-A, je�li to kpina?
-Chc� si� zobaczy� z Pazerem.
Kem podrapa� si� po swoim drewnianym nosie.
-Nie po�a�ujesz, pani, �e� mi zaufa�a.
Po wymarszu skaza�c�w Pazer wszed� do kuchni, drewnianej konstrukcji pokrytej dachem. Chcia� stamt�d ukra�� kawa�ek krzemienia u�ywanego do rozpalania ognia, by podci�� sobie �y�y. �mier� b�dzie powolna, ale pewna -w pe�nym s�o�cu wpadnie powoli w dobroczynne odr�twienie. Wieczorem kt�ry� z dozorc�w tr�ci go nog� i przewr�ci trupa na rozgrzanym piasku. Ostatnie godziny sp�dzi z dusz� Neferet, w nadziei, �e ona, niewidzialna, lecz obecna, pomo�e mu pokona� ostatni� granic�.
W chwili, gdy si�ga� po ostry kamie�, powali� go silny cios w potylic�. Pazer osun�� si� na ziemi�, tu� obok wielkiego garnka.
Stary pszczelarz z drewnian� warz�chwi� w d�oni powiedzia� z ironi�:
-S�dzia zmienia si� w z�odzieja! Co te� on zamierza� zrobi� z tym krzemieniem? Nie ruszaj si�, bo uderz�! Ach tak, przela� w�asn� krew i drog� niedobrej �mierci opu�ci� to przekl�te miejsce! G�upie to i niegodne szlachetnego cz�owieka.
Tu pszczelarz �ciszy� g�os.
-Pos�uchaj mnie, s�dzio, znam spos�b, �eby si� st�d wydosta�. Ja nie mam si�y i�� przez pustyni�, ty jeste� m�ody. Zdradz� ci go, je�li zgodzisz si� walczy� o mnie i zmienisz m�j wyrok.
Pazer odzyska� zmys�y.
-To zbyteczne.
-Odmawiasz?
-Nawet, je�li uciekn�, nie b�d� ju� s�dzi�.
-Zosta� nim dla mnie.
-Niemo�liwe. Jestem oskar�ony o zbrodni�.
-Ty? To �mieszne!
Pazer rozciera� sobie potylic�. Stary pom�g� mu wsta�.
-Jutro jest ostatni dzie� miesi�ca. W�z zaprz�gni�ty w wo�y przyjedzie z oazy i przywiezie �ywno��. B�dzie wraca� pusty. Wskoczysz do �rodka i wyskoczysz, gdy zobaczysz pierwsze suche �o�ysko rzeki po prawej. P�jdziesz w g�r� tym �o�yskiem a� do st�p wzg�rza. W �rodku palmowego zagajnika znajdziesz �r�d�o. Nape�nisz sw�j buk�ak. Potem ruszaj w stron� doliny i postaraj si� spotka� nomad�w. Przynajmniej spr�bujesz szcz�cia.
Naczelny lekarz Nebamon ju� po raz drugi usun�� fa�dy t�uszczu damy Silkis, m�odej ma��onki bogacza Bel-Trana, fabrykanta papirusu i wysokiego urz�dnika, kt�rego wp�ywy wci�� ros�y. Jako specjalista od chirurgii estetycznej Nebamon ��da� olbrzymich honorari�w, kt�re jego pacjentki przekazywa�y mu bez mrugni�cia okiem. Cenne kamienie, materia�y, kosztowna �ywno��, meble, narz�dzia, wo�y, os�y i kozy powi�ksza�y jego fortun�, kt�rej brakowa�o ju� tylko bezcennego skarbu: Neferet. Inne kobiety by�y r�wnie pi�kne, ale tylko w niej dope�ni�a si� jedyna w swoim rodzaju harmonia -po��czona z wdzi�kiem inteligencja zrodzi�a niepor�wnywalny z niczym blask.
Jak ona mog�a zakocha� si� w tak dziwacznej istocie jak Pazer? Ca�e �ycie mog�aby �a�owa� tej m�odzie�czej nierozwagi, gdyby nie wkroczy� tu on, Nebamon.
Czasem czu� si� mo�ny niczym faraon. Czy� nie by� posiadaczem tajemnic, kt�re ocala�y lub przed�u�a�y �ycie? Czy� nie panowa� nad wszystkimi lekarzami i farmaceutami? Czy� to nie jego wysocy dostojnicy b�agali o przywr�cenie zdrowia? Jego asystenci pracowali w cieniu, by zapewni� mu uprzywilejowan� pozycj�, i nikt pr�cz Nebamona nie czerpa� z tego s�awy. A Neferet posiada�a medyczny geniusz, kt�ry on w�a�nie powinien eksploatowa�.
Po udanej operacji Nebamon przyzna� sobie tydzie� wypoczynku w swoim wiejskim domu na po�udniu Memfisu, gdzie armia s�ug zaspokaja�a jego najdrobniejsze zachcianki. Pozostawiwszy podrz�dniejsze zadania ekipie medycznej, kt�r� twardo kierowa�, na pok�adzie nowej �odzi spacerowej przygotowywa� plan przysz�ych uciech. Spieszno mu by�o degustowa� bia�e wina z Delty, pochodz�ce z jego w�asnych winnic, i smakowa� ostatnie dania swego kucharza.
Intendent powiadomi� go o przybyciu m�odej i pi�knej kobiety. Zaintrygowany Nebamon uda� si� a� do bramy swej posiad�o�ci.
-Neferet! C� za cudowna niespodzianka... Zjesz ze mn� �niadanie?
-Spiesz� si�.
-Jestem pewny, �e wkr�tce b�dziesz mia�a okazj� obejrze� moj� will�. Czy przynosisz mi odpowied�?
Neferet spu�ci�a g�ow�. Naczelnego lekarza ogarn�o podniecenie.
-Wiedzia�em, �e rozs�dek zwyci�y.
-Prosz� mi da� wi�cej czasu.
-Skoro przysz�a�, decyzja zosta�a ju� podj�ta.
-Czy przyznasz mi przywilej widzenia si� z Pazerem?
Nebamon skrzywi� si�.
-Winna mu jestem ostatnie spotkanie.
-Jak uwa�asz. Ale moje warunki pozostaj� te same: najpierw musisz dowie�� swojej mi�o�ci, a potem podejm� interwencj�. Dopiero potem. Czy jeste�my, co do tego zgodni?
-Nie potrafi� negocjowa�.
-Doceniam twoj� inteligencj�, Neferet. Dor�wnuje jej tylko twoja pi�kno��.
Czule uj�� jej d�o�.
-Nie, Nebamonie, nie tutaj, nie teraz.
-Wi�c, kiedy i gdzie?
-W wielkiej palmiarni. Przy studni.
-W miejscu, kt�re tak lubisz?
-Cz�sto chodz� tam medytowa�.
Nebamon u�miechn�� si�.
-Natura i mi�o�� to dobre stad�o. Podobnie jak ty doceniam poezj� palm. Kiedy?
-Jutro wieczorem, po zachodzie s�o�ca.
-Akceptuj� zmierzch jako por� naszego pierwszego zjednoczenia. Potem �y� b�dziemy w pe�nym s�o�cu.
ROZDZIA� 4
Pazer zsun�� si� z wozu, gdy tylko dojrza� suche koryto rzeki, kt�re wi�o si� mi�dzy ska�ami w stron� omiatanego wiatrami wzg�rza. Opad� na piasek bezg�o�nie, wi�c w�z nadal toczy� si� drog� w tumanie kurzu i upale. Drzemi�cy wo�nica pozwala� nim kierowa� wo�om.
Nikt nie rzuci� si� w pogo� za uciekinierem, bo �ar s�o�ca i pragnienie i tak nie dawa�y mu �adnej szansy na prze�ycie. Przy okazji jaki� patrol zbierze jego ko�ci. Bosy, odziany jedynie w zniszczon� sp�dniczk�, s�dzia stara� si� i�� wolno, by si� nie zadysze�. Tu i tam falisty ruch sygnalizowa� przemieszczanie si� niebezpiecznej pustynnej �mii, kt�rej uk�szenie by�o �miertelne.
Pazer roi�, �e w towarzystwie Neferet przechadza si� po zielonej wsi, o�ywianej �piewem ptak�w i szmerem wody w kana�ach, a dzi�ki temu krajobraz zdawa� mu si� mniej wrogi, a marsz l�ejszy. Pod��a� korytem suchej rzeki a� do st�p wzg�rza, gdzie upar�y si� rosn�� trzy palmy.
Gdy do nich dobrn��, przykl�kn�� i zacz�� kopa� ziemi� go�ymi r�kami. Kilka centymetr�w pod pop�kan� skorup� wyczuwa� wilgo�. Stary pszczelarz nie sk�ama�. Po godzinie wysi�ku, przerywanego tylko na kr�tkie odpoczynki, dotar� do wody. Ugasiwszy pragnienie, zdj�� z bioder opask�, wyczy�ci� j� w piasku i wytar� si� ca�y. Potem nape�ni� cenn� ciecz� buk�ak, kt�ry mia� ze sob�.
Noc� ruszy� na wsch�d. Wok� rozlega�y si� gwizdy -to w�e wype�za�y z kryj�wek w ciemno�ciach. Je�li nadepnie na kt�rego�, czeka go straszliwa �mier�. Tylko tak wyspecjalizowany lekarz jak Neferet m�g� zna� sposoby ocalenia. W blasku ksi�yca s�dzia zapomnia� o niebezpiecze�stwach. Syci� si� wzgl�dn� �wie�o�ci� nocy. O �wicie wypi� troch� wody, wykopa� dziur� w piasku, przykry� si� nim i usn�� w pozycji p�odu.
Obudzi� si�, gdy s�o�ce k�oni�o si� ku zachodowi. Z b�lem mi�ni i niemal p�on�c� g�ow� ruszy� dalej, ku dolinie, jak�e odleg�ej i nieosi�galnej. Zapas wody ju� si� wyczerpa�, ocali� go mog�o tylko odkrycie jakiej� studni, oznaczonej kr�giem z kamieni. Na bezkresnej r�wninie, raz p�askiej, to zn�w pokrytej wzniesieniami, zacz�� si� potyka�. Wargi mia� suche, a j�zyk opuchni�ty. By� u kresu si�. Liczy� m�g� ju� tylko na to, �e ulituje si� nad nim jaka� dobrotliwa bosko��...
Nebamona za tragarzom zatrzyma� si� na skraju wielkiej palmiarni i odes�a� swoj� lektyk�. Ju� syci� si� t� cudown� noc�, kiedy posi�dzie Neferet. Oczywi�cie pragn��by wi�kszej spontaniczno�ci, ale mniejsza o zastosowan� metod�. Jak i zwykle uzyska� mia� to, czego pragn��.
Oparci o pnie wielkich drzew stra�nicy palmiarni grali na fletach, pili �wie�� wod� i gwarzyli. Naczelny lekarz ruszy� g��wn� alej�, potem skr�ci� w lewo i skierowa� si� ku starej studni. Miejsce by�o puste i spokojne.
Ona wy�oni�a si� jakby z blasku zachodz�cego s�o�ca, kt�re zabarwi�o na pomara�czowo jej d�ug� lnian� sukni�.
Neferet nareszcie ust�pi�a. Ona, taka dumna, ona, kt�ra mu . si� sprzeciwia�a, teraz b�dzie go s�ucha� niczym niewolnica. Gdy ju� j� zdob�dzie, przywi��e si� do niego, zapomni o przesz�o�ci. Przyzna, �e tylko Nebamon zdo�a jej zapewni� istnienie, o jakim bezwiednie zawsze marzy�a. Zanadto kocha�a medycyn�, by nadal upiera� si� przy roli drugorz�dnej lekarki. Czy " pozycja �ony naczelnego lekarza to nie najbardziej godny pozazdroszczenia los?
Trwa�a bez ruchu. To on podszed�.
-Czy zobacz� Pazera?
-Masz moje s�owo.
-Uwolnij go, Nebamonie.
-Zrobi� to, je�li zgodzisz si� by� moja.
-Czemu tyle okrucie�stwa? Oka� szlachetno��, b�agam o to.
-Drwisz ze mnie?
-Odwo�uj� si� do twojego sumienia.
-Zostaniesz moj� �on�, Neferet, bo tak postanowi�em.
-Zrezygnuj z tego.
Zn�w zrobi� par� krok�w naprz�d, lecz zatrzyma� si� o metr od swego �upu.
-Lubi� na ciebie patrze�, ale ��dam i innych przyjemno�ci.
-A jedn� z nich jest mnie zniszczy�?
-Chc� ci� wyzwoli� od z�udnej mi�o�ci i banalnego istnienia.
-Po raz ostatni prosz�, zrezygnuj.
-Nale�ysz do mnie, Neferet.
Nebamon wyci�gn�� ku niej r�ce.
W chwili, gdy j� dotkn��, kto� brutalnie poci�gn�� go w ty� i rzuci� na ziemi�. Przera�ony dojrza� napastnika -wielkiego pawiana z otwart� mord� i pian� na pysku. Olbrzymia w�ochata lewa �apa ma�py zacisn�a si� na gardle lekarza, prawa na jego j�drach. Nebamon zawy�.
Kem postawi� nog� na czole naczelnego lekarza. Pawian znieruchomia�, nie zwalniaj�c chwyt�w.
-Je�li odm�wisz nam pomocy, m�j pawian pozbawi ci� m�sko�ci. Ja nic nie widzia�em, a on nie b�dzie mia� �adnych wyrzut�w sumienia.
-Czego chcecie?
-Dowod�w niewinno�ci Pazera.
-Nie, ja...
Ma�pa wyda�a g�uchy pomruk, zaciskaj�c palce.
-Dobrze, godz� si�, godz�!
-S�ucham.
Nebamon ci�ko sapa�.
-Kiedy ogl�da�em zw�oki Branira, u�wiadomi�em sobie, �e zgon nast�pi� przed kilkunastu godzinami, a mo�e nawet dzie� wcze�niej. Stan oczu, wygl�d sk�ry, zaci�ni�cie ust, rana... Te kliniczne oznaki nie mog�y myli�. Spisa�em moje obserwacje na papirusie. Nie by�o �adnego in flagranti. Pazer by� tylko �wiadkiem. To nie by� �aden dow�d przeciwko niemu.
-Czemu przemilcza�e� prawd�?
-Stanowi� zbyt dogodn� okoliczno��... Neferet znalaz�a si� wreszcie w zasi�gu mojej r�ki.
-Gdzie jest Pazer?
-Ja... ja nie wiem.
-Oczywi�cie, �e wiesz.
Pawian zn�w wyda� pomruk. Przera�ony Nebamon ust�pi�.
-Przekupi�em szefa policji i nie zlikwidowa� Pazera. Aby umo�liwi� mi szanta�, nale�a�o zachowa� go przy �yciu. S�dzia jest ukryty, ale nie wiem gdzie.
-Znasz prawdziwego morderc�?
-Nie, przysi�gam, �e nie!
Kem nie w�tpi� w szczero�� tych s��w. Kiedy pawian prowadzi� dochodzenie, podejrzani nie k�amali.
Neferet modli�a si�, dzi�kuj�c duszy Branira. Mistrz strzeg� swego ucznia.
Skromny posi�ek dziekana przedsionka sk�ada� si� z fig i sera. Do bezsenno�ci do��czy� brak �aknienia. Nie znosi� ju� niczyjej obecno�ci, wi�c odes�a� s�u��cego. Co mia� sobie do wyrzucenia pr�cz ch�ci ocalenia Egiptu przed chaosem? A przecie� jego sumienie nie by�o spokojne. Nigdy w ci�gu d�ugiej kariery nie oddali� si� tak bardzo od Regu�y.
Pe�en obrzydzenia odsun�� drewnian� czark�.
Z zewn�trz dobieg� go jaki� j�k. Czy� wed�ug ba�ni czarodziej�w widma nie zjawia�y si�, by torturowa� niegodne dusze?
Dziekan wyszed�.
Kem ci�gn�� za ucho naczelnego lekarza Nebamona, kt�rego pilnowa� pawian.
-Nebamon pragnie z�o�y� zeznanie.
Dziekan nie lubi� nubijskiego policjanta. Zna� jego pe�n� gwa�towno�ci przesz�o��, nie aprobowa� jego metod i ubolewa� nad faktem, i� zatrudniono go w s�u�bach porz�dkowych.
-Nebamon nie jest wolny. Jego �wiadectwo nie b�dzie mia�o �adnej warto�ci.
-To nie �wiadectwo, lecz zeznanie.
Naczelny lekarz pr�bowa� si� uwolni�. Ma�pa ugryz�a go w �ydk�, nie zag��biaj�c wszak�e k��w w cia�o.
-Prosz� uwa�a� -wtr�ci� Kem. -Je�li go zirytujesz, nie potrafi� go pohamowa�.
-Wyno�cie si� -rozkaza� rozgniewany dziekan.
Kem pchn�� lekarza w jego stron�. I
-Pospiesz si�, Nebamonie. Pawiany nie s� zbyt cierpliwe.
-Jestem w posiadaniu pewnej poszlaki w sprawie Pazera -o�wiadczy� zachrypni�tym g�osem lekarz.
-To nie poszlaka -poprawi� Kem -lecz dow�d jego niewinno�ci.
Dziekan poblad�.
-Czy to prowokacja?
-Naczelny lekarz jest cz�owiekiem powa�nym i szanowanym.
Nebamon wyci�gn�� z kieszeni tuniki zwini�ty i opiecz�towany papirus.
-Spisa�em tu moje wnioski dotycz�ce zw�ok Branira. "Schwytanie na gor�cym uczynku" to b��dna ocena. No tak, zapomnia�em... przekaza� ten raport.
Dziekan odebra� dokument bez po�piechu. Wydawa�o mu si�, �e go parzy.
-Pomylili�my si� -powiedzia� z �alem. -Dla Pazera jest ju� za p�no.
-Mo�e nie -wtr�ci� si� Kem.
-Zapomnieli�cie, �e on nie �yje!
Nubijczyk u�miechn�� si�.
-To pewnie jeszcze jeden b��d w ocenie. Nadu�yto twojej dobrej woli, panie.
Kem spojrzeniem nakaza� pawianowi uwolni� naczelnego lekarza.
-Wi�c ja... ja jestem wolny?
-Znikaj, panie.
Nebamon wymkn�� si�, kulej�c. Na �ydce mia� �lad z�b�w ma�py, kt�rej czerwone oczy b�yszcza�y w ciemno�ci.
-Zaoferowa�bym ci, Kemie, spokojn� posad�, gdyby� zgodzi� si� zapomnie� o tych po�a�owania godnych wydarzeniach.
-Nie wtr�caj si�, dziekanie, bo m�g�bym nie powstrzyma� Zab�jcy. Niebawem trzeba b�dzie powiedzie� prawd�. I to ca�� prawd�.
ROZDZIA� 5
Po�r�d krajobrazu p�owych piask�w i czarno-bia�ych g�r w powietrze unios�a si� chmura kurzu. Nadje�d�a�o dw�ch m�czyzn na koniach. Pazer dowl�k� si� w cie� olbrzymiego g�azu, kt�ry oberwa� si� od naturalnej piramidy. Bez wody nie m�g� ju� i�� dalej.
Je�li to policja pustyni, odprowadz� go do obozu. Je�li Beduini, post�pi� zgodnie z nastrojem chwili: albo b�d� go torturowa�, albo wezm� w niewol�. Nikt z wyj�tkiem karawan nie zapuszcza� si� na te pustynne r�wniny. W najlepszym wypadku Pazer zamieni katorg� na niewolnicz� s�u�b�.
To byli dwaj Beduini, odziani w pasiaste kolorowe szaty!
Mieli d�ugie w�osy, a ich twarze zdobi�y kr�tkie brody.
-Kim jeste�?
-Uciek�em z obozu z�odziei.
M�odszy zsiad� z konia i uwa�nie przyjrza� si� Pazerowi.
-Nie wygl�dasz na osi�ka.
-Chce mi si� pi�.
-Na wod� trzeba zas�u�y�. Wsta� i podejmij walk�.
-Nie mam ju� na to si�y.
Beduin wyci�gn�� sztylet z pochwy.
-Jak nie masz si�y walczy�, zginiesz.
-Jestem s�dzi�, a nie �o�nierzem.
-S�dzi�?! W takim razie nie przyszed�e� z obozu z�odziei.
-Oskar�ono mnie podst�pnie. Kto� pragnie mojej zguby.
-S�o�ce odebra�o ci rozum.
-Je�li mnie zabijesz, przekln� ci� w za�wiatach. S�dziowie piekie� rozszarpi� twoj� dusz�.
-Drwi� sobie z tego!
Starszy powstrzyma� jednak jego zbrojn� r�k�.
-Magia Egipcjan jest straszliwa. Postawmy go na nogi, b�dzie naszym niewolnikiem.
Pantera, z�otow�osa Libijka o jasnych oczach, by�a w�ciek�a. Porywczego i pe�nego inwencji Sutiego poprzedza� kochanek rozlaz�y i mazgajowaty. Pantera, zaciek�y wr�g Egiptu, wpad�a w r�ce dow�dcy bojowego rydwanu, bohatera swojej pierwszej kampanii w Azji. W przyp�ywie szale�stwa zwr�ci� jej wolno��, lecz ona nie chcia�a z niej korzysta�, bo za bardzo lubi�a si� z nim kocha�. M�odzieniec nie straci� nic ze swego dynamizmu, nawet, gdy go wydalono z wojska za pr�b� uduszenia genera�a Aszera, kt�ry zamordowa� jednego z w�asnych zwiadowc�w, ale nie zosta� skazany, bo trup znikn��.
A przecie� odk�d gdzie� przepad� jego przyjaciel Pazer, Suti zamkn�� si� w milczeniu, przesta� je�� i nawet nie chcia� na ni� spojrze�.
-Kiedy si� wreszcie odrodzisz?
-Jak wr�ci Pazer.
-Pazer, zawsze Pazer! Czy nie rozumiesz, �e zosta� wyeliminowany przez przeciwnik�w?
-Nie jeste�my w Libii. Zabicie kogo� to sprawa tak powa�na, �e skazuje na unicestwienie. Kryminalista nie odradza si�. "
-Jest tylko jedno �ycie, Suti, tu i teraz. Zapomnij o tych,. g�upstwach.
-Mam zapomnie� o przyjacielu?
Pantera �y�a mi�o�ci�. Marnia�a pozbawiona cia�a Sutiego.
Suti by� postawnym m�czyzn� o poci�g�ej twarzy, szczerym spojrzeniu i d�ugich ciemnych w�osach. Cechowa�y go si�a, j wdzi�k i elegancja.
-Jestem woln� kobiet� i nie zamierzam �y� z kawa�kiem kamienia. Je�li nadal taki b�dziesz, odchodz�.
-Wi�c id�.
Ukl�k�a przed nim i obj�a go w pasie.
-Sam ju� nie wiesz, co m�wisz.
-Kiedy Pazer cierpi, cierpi� i ja. Je�li on jest w niebezpiecze�stwie, mnie te� ogarnia niepok�j. Nic tu nie zmienisz.
Pantera rozwi�za�a sp�dniczk� Sutiego. Nie protestowa�. Nigdy jeszcze cia�o �adnego m�czyzny nie by�o pi�kniejsze, silniejsze i bardziej harmonijne. Od trzynastego roku �ycia Pantera mia�a wielu kochank�w; �aden nie da� jej tyle, co ten Egipcjanin, zaprzysi�g�y wr�g jej narodu. Delikatnie g�aska�a jego pier�, ramiona, musn�a jego sutki i zsun�a si� a� do p�pka. Jej lekkie i zmys�owe palce s�czy�y rozkosz.
Wreszcie zareagowa�. Gwa�townym, niemal gniewnym gestem zerwa� rami�czka jej kr�tkiej sukienki. Naga, spragniona pieszczot, wyci�gn�a si� przy nim.
-Czu� ciebie, tworzy� z tob� jedno��... Zadowoli�abym si� tym.
-Ja nie.
Przewr�ci� j� na brzuch i po�o�y� si� na niej. Os�ab�a, lecz triumfuj�ca przyj�a jego po��danie niczym namaszczenie ciep�ym �r�d�em m�odo�ci.
Przed domem kto� go wzywa�. G�os by� niski i w�adczy. Suti rzuci� si� do okna.
-Chod� -powiedzia� Kem. -Wiem, gdzie jest Pazer.
Dziekan przedsionka podlewa� ma�y klombik przed wej�ciem do domu. Z biegiem lat schyla� si� z coraz wi�kszym trudem.
-Czy mog� pom�c?
Dziekan odwr�ci� si� i zobaczy� Sutiego. By�y porucznik rydwan�w nie straci� nic ze swej dawnej okaza�o�ci.
-Gdzie jest m�j przyjaciel Pazer?
-Umar�.
-To k�amstwo.
-Sporz�dzono oficjalny raport.
-Gwi�d�� na to.
-Prawda nie zawsze si� podoba, ale nikt nie mo�e jej zmieni�.
-Prawd� jest to, �e Nebamon przekupi� sumienie szefa policji i twoje, panie.
Dziekan wyprostowa� si�.
-Nie, nie moje!
-To m�w.
Dziekan waha� si� chwil�.
M�g� kaza� aresztowa� Sutiego za obraz� przedstawiciela prawa i s�owny gwa�t. Wstydzi� si� jednak swego dawnego post�powania. Oczywi�cie, to prawda, �e s�dzia Pazer budzi� w nim l�k. By� zbyt zdeterminowany, zbyt p�omienny, zbyt przywi�zany do sprawiedliwo�ci. Ale czy on sam, stary prawnik, bieg�y we wszelkich intrygach, nie zdradzi� idea��w m�odo�ci? Los m�odego s�dziego dr�czy� go, niemal op�ta�. Mo�e Pazer ju� umar�, nie mog�c sprosta� rygorom wi�zienia...
-Ob�z z�odziei ko�o Wielkiej Oazy El-Charga -wyszepta�.
-Prosz� o zgod� na wykonanie misji.
-Za wiele ��dasz.
-I szybko, bo mi si� spieszy.
Suti zostawi� konia na ostatnim postoju, przy skraju szlaku do oazy. Tylko osio� m�g� znie�� taki upa�, kurz i wiatr. Zbrojny w �uk, p� setki strza�, miecz i dwa sztylety, Suti czu�, �e dotrzyma pola ka�demu przeciwnikowi. Dziekan przedsionka wr�czy� mu drewnian� tabliczk� z pisemnym poleceniem, �e ma sprowadzi� s�dziego Pazera do miasta Memfis.
Wbrew w�asnej woli Kem pozosta� przy Neferet. Bez w�tpienia, kiedy Nebamon przezwyci�y ju� strach, nie pozostanie bezczynny. Tylko pawian i jego pan mogli skutecznie opiekowa� si� m�od� kobiet�. Cho� Nubijczyk gor�co pragn�� uwolni� s�dziego, zgodzi� si� przecie� s�u�y� jako mur.
Na wie�� o wyje�dzie kochanka Pantera wr�cz zap�on�a. Je�li nie wr�ci w ci�gu tygodnia, zdradzi go z pierwszym lepszym, wsz�dzie g�osz�c swoje nieszcz�cie. Suti obieca� tylko; jedno -�e wr�ci z przyjacielem.
Osio�ek ni�s� torby i kosze wype�nione suszonym mi�sem, ; rybami, owocami i chlebem, kt�ry pozostawa� �wie�y przez kilka dni. Cz�owiek i zwierz� niewiele odpoczywali, bo Suti pragn�� jak najszybciej osi�gn�� sw�j cel.
Na widok obozu i jego n�dznych barak�w rozrzuconych na pustyni Suti wezwa� boga Min, patrona karawan i odkrywc�w. Uwa�a� wprawdzie, �e bogowie s� nieprzyst�pni, ale w pewnych okoliczno�ciach dobrze jest zapewni� sobie ich wsparcie.
Suti obudzi� dow�dc� obozu, kt�ry spa� pod p��ciennym dachem. Olbrzym narzeka� na ca�y �wiat.
-Przetrzymujecie tu s�dziego Pazera.
-Nie znam takiego cz�owieka.
-Wiem, �e nie jest wpisany.
-W�a�nie m�wi�, �e o takim nie s�ysza�em.
Suti wyj�� tabliczk�, ale nie wzbudzi�a najmniejszego zainteresowania.
-Tu nie ma �adnego Pazera. Tylko z�odzieje-recydywi�ci. Ani �ladu s�dziego.
-Moja misja jest oficjalna.
-Zaczekasz na powr�t wi�ni�w, to sam si� przekonasz.
Dow�dca obozu zn�w zapad� w drzemk�.
Suti zastanawia� si�, czy dziekan nie wpu�ci� go w �lepy zau�ek, �eby mie� czas na wyko�czenie Pazera w Azji. A on raz jeszcze okaza� naiwno��!
Wszed� do kuchni, bo m�czy�o go pragnienie.
Kucharz, bezz�bny starzec, zerwa� si� ze snu.
-A ty�, kto?
-Przyby�em uwolni� przyjaciela. Ty, niestety, wcale nie przypominasz Pazera.
-Jakie imi� wym�wi�e�?
-S�dziego Pazera.
-A, czego od niego chcesz?
-Mam go uwolni�.
-Co� takiego... Za p�no!
-Wyt�umacz si�.
Stary pszczelarz m�wi� szeptem.
-Dzi�ki mnie uciek�.
-On, wprost na pustyni�! Nie wy�yje tam dw�ch dni. Jak� drog� wybra�?
-Pierwsze wysch�e koryto rzeki, wzg�rze, k�pka palm, �r�d�o, skalista r�wnina, a potem na pe�ny wsch�d ku dolinie! Je�li jest wytrzyma�y, powinno mu si� uda�.
-Pazer tego nie wytrzyma.
-Musisz go szybko odszuka�. Obieca�, �e mnie uniewinni.
-Wi�c i ty nie jeste� z�odziejem?
-Prawie nie, a na pewno du�o mniejszym ni� inni. Chc� si� zajmowa� moimi ulami. Niech wasz s�dzia ode�le mnie do domu.
ROZDZIA� 6
Mentemozis przyj�� dziekana przedsionka w sali zbrojowej, gdzie wystawione by�y tarcze, miecze i my�liwskie trofea. Szef policji, cz�owiek o ostrym profilu i nosowym g�osie, mia� zaczerwienion� �ys� czaszk�, po kt�rej cz�sto si� drapa�. By� raczej korpulentny i przestrzega� diety, by zachowa� pewn� smuk�o��. Przebieg�y, zr�czny i ostro�ny, bywalec wielkich przyj��, otoczony znacznym kr�giem przyjaci�, Mentemozis panowa� niepodzielnie nad r�nymi strukturami policji kr�lestwa. Nikt nie m�g� mu zarzuci� najmniejszego b��du. Niezwykle pilnie i z najwi�ksz� staranno�ci� czuwa� nad swoj� reputacj� nienagannego urz�dnika.
-To prywatna wizyta, drogi dziekanie?
-Dyskretna, a wi�c taka, jakie sobie cenisz.
-Czy� dyskrecja nie jest najlepsz� gwarancj� d�ugiej i spokojnej kariery?
-Kiedy odes�a�em Pazera do miejsca odosobnienia, postawi�em jeden warunek.
-Pami�� mi nie dopisuje.
-Mia�e� wyja�ni� motywy zab�jstwa Branira.
-Nie zapominaj, �e zasta�em Pazera in flagranti.
-A niby, czemu mia�by zabija� swego mistrza, m�drca, kt�ry mia� zosta� wielkim kap�anem Karnaku, a wi�c sw� najwi�ksz� podpor�?
-Zazdro�� lub szale�stwo.
-Nie traktuj mnie jak oci�a�ego umys�owo.
-C� ci� obchodz� jego motywy? Najwa�niejsze, �e uwolnili�my si� od Pazera.
-Jeste� przekonany o jego winie?
-Powtarzam: gdy go ujrza�em, pochyla� si� nad cia�em Branira. Do jakich wniosk�w doszed�by dziekan na moim miejscu?
-A motyw? .
-Dziekanie, przecie� sam go przyj��e� do wiadomo�ci.
Proces wywar�by jak najgorsze wra�enie. Kraj musi szanowa� swoich s�dzi�w i ufa� im. Pazer lubi skandale. Jego mistrz, Branir, zapewne pr�bowa� go hamowa�, wi�c si� zdenerwowa� i uderzy�. Ka�dy s�d skaza�by go na �mier�. Oficjalnie zgin�� podczas misji. Czy to nie najlepsze rozwi�zanie i dla niego, i dla nas?
-Suti zna prawd�.
-Sk�d...
-Kem zmusi� do m�wienia naczelnego lekarza, Nebamona. Suti wie, �e Pazer �yje, a ja zgodzi�em si� wyjawi� jego miejsce pobytu.
W�ciek�o�� szefa policji zdumia�a dziekana, bo Mentemozis mia� opini� cz�owieka opanowanego.
-Niesamowite! Zupe�ny nonsens! Najwy�szy przedstawiciel prawa w tym mie�cie ugi�� si� przed wydalonym z wojska �o�nierzem! Ani Kem, ani Suti nie maj� prawa dzia�a�.
-Zapomnia�e� chyba o pisemnym o�wiadczeniu Nebamona.
-Zeznania uzyskane przy u�yciu tortur nie maj� �adnej warto�ci.
-S� znacznie wcze�niejsze, datowane i podpisane.
-Trzeba je zniszczy�!
-Kem poprosi� naczelnego lekarza, by sporz�dzi� kopi�, kt�rej autentyczno�� potwierdzili dwaj s�udzy z jego maj�tku. Niewinno�� Pazera jest bezsporna. Godziny poprzedzaj�ce zbrodni� przepracowa� w swoim biurze. �wiadkowie to potwierdz�, sprawdzi�em.
-Przypu��my... Dlaczego wyjawi�e� miejsce, gdzie go ukryli�my? To nie by�o pilne.
-�eby by� w zgodzie z samym sob�.
-Z takim do�wiadczeniem, w tym wieku...
-W�a�nie, w moim wieku. S�dzia umar�ych mo�e mnie wezwa� w ka�dej chwili. W sprawie Pazera zdradzi�em ducha praw.
-Zrobi�e� to dla Egiptu, nie ogl�daj�c si� na jednostkowe przywileje.
-Mentemozisie, taki dyskurs ju� mnie nie zwiedzie.
-Czy�by� chcia� mnie opu�ci�? -Je�li Pazer wr�ci...
-W wi�zieniu dla z�odziei jest wysoka �miertelno��.
Suti ju� od d�u�szej chwili s�ysza� ko�ski galop. Dobiega� ze wschodu, koni by�o dwa i zbli�a�y si� szybko.
Zap�nieni Beduini w poszukiwaniu �atwego �upu.
Suti czeka�, a� zbli�� si� na dogodn� odleg�o��, i wyci�gn�� �uk. Przykl�kn�wszy na kolano, wycelowa� w tego z lewej.
Trafiony w rami� cz�owiek upad� do ty�u. Jego towarzysz ruszy� w stron� napastnika. Suti zn�w zmierzy�. Strza�a wbi�a si� w udo Beduina. Zawy� z b�lu, straci� kontrol� nad koniem, zsun�� si� z siod�a i uderzy� o ska��. Oba konie kr�ci�y si� w k�ko.
Suti przy�o�y� ostrze miecza do gard�a koczownika, kt�ry chwiej�c si�, w�a�nie wsta�.
-Sk�d przybywasz?
-Z plemienia w��cz�g�w pustyni.
-Gdzie oni koczuj�?
-Za czarnymi ska�ami.
-Porwali�cie ostatnio jakiego� Egipcjanina?
-Zab��dzi� i twierdzi�, �e jest s�dzi�.
-Jak go potraktowali�cie?
-Szef go przes�uchuje.
Suti wskoczy� na wy�szego konia, drugiego chwyci� za prymitywne wodze, jakich u�ywali Beduini. Teraz od obu rannych zale�a�o, czy zdo�aj� prze�y�.
Konie skierowa�y si� na kamienist�, strom� �cie�k�. Ci�ko dysz�c, z sier�ci� pokryt� potem, dotar�y na szczyt g�ry osypanej narzutowymi g�azami.
Miejsce by�o ponure.
Mi�dzy czarniawymi ska�ami powsta�y jakby misy, w kt�rych wirowa� piasek. Przypomina�y piekielne kot�y ze smo��, w kt�rych, g�ow� na d�, przypiekano pot�pie�c�w.
W dole, u podstaw zboczy, obozowali koczownicy. Najwy�szy i najbarwniejszy namiot niew�tpliwie nale�a� do szefa. Konie i kozy zamkni�to w zagrodzie. Okolicy pilnowali dwaj ludzie, jeden od po�udnia, drugi od p�nocy.
Odwrotnie ni� nakazywa�y zasady obowi�zuj�ce podczas wojny, Suti czeka�, a� zapadnie noc. Beduini, kt�rzy �yli z napad�w i rabunk�w, nie zas�ugiwali na �adne wzgl�dy. Egipcjanin czo�ga� si� metr po metrze; podni�s� si� dopiero w pobli�u stra�nika kontroluj�cego po�udniow� stron�. Og�uszy� go, wymierzaj�c cios r�koje�ci� w kr�gos�up szyjny. W��cz�g�w pustynnych, kt�rzy nieustannie kr��� w poszukiwaniu najmniejszego nawet �upu, by�o w obozie niewielu. Suti przeczo�ga� si� pod namiot dow�dcy i w�lizn�� do �rodka przez owalny otw�r, kt�ry pe�ni� rol� drzwi. Napi�ty, skoncentrowany, got�w by� uruchomi� ca�� swoj� energi�.
Zaskoczony przygl�da� si� nieoczekiwanemu widowisku.
Szef Beduin�w, wyci�gni�ty na poduszkach, s�ucha� z uwag� wywodu Pazera, kt�ry siedzia� w pozycji skryby. S�dzia nie by� zwi�zany.
Beduin podni�s� si�. Suti rzuci� si� na niego.
-Nie zabijaj go -rozkaza� Pazer. -W�a�nie zaczynali�my si� dogadywa�.
Suti pchn�� przeciwnika na poduszki.
-Pyta�em przyw�dc� o jego spos�b �ycia -wyja�ni� Pazer. -Pr�bowa�em mu wyt�umaczy�, �e to nie jest w�a�ciwa droga. Zdziwi�a go moja odmowa zostania niewolnikiem, nawet za cen� zachowania �ycia. Chcia� si� dowiedzie�, jak funkcjonuje nasza sprawiedliwo�� i...
-Kiedy ju� przestaniesz go bawi�, przywi��e ci� do ko�skiego ogona. B�d� ci� ci�gn�� po kamieniach i rozszarpi� na kawa�ki.
-Jak mnie odnalaz�e�?
-Jak m�g�bym ci� zgubi�?
Suti zwi�za� i zakneblowa� Beduina.
-Chod�my st�d, szybko. Dwa konie czekaj� na szczycie wzg�rza.
-Po, co? Ja nie mog� wr�ci� do Egiptu.
-Id� za mn�, zamiast ple�� g�upstwa.
-Nie mam na to si�.
-Znajdziesz je, kiedy si� dowiesz, �e ci� uniewinniono i �e Neferet si� niecierpliwi.
ROZDZIA� 7
Dziekan przedsionka nie �mia� spojrze� na s�dziego Pazera.
-Jeste� wolny -oznajmi� �ami�cym si� g�osem. Spodziewa� si� gorzkich wyrzut�w, wr�cz formalnego oskar�enia. Pazer tylko si� w niego wpatrywa�.
-G��wny punkt oskar�enia zosta� oczywi�cie anulowany. Je�li idzie o reszt�, prosz� o troch� cierpliwo�ci...Ureguluj� t� sytuacj� najszybciej jak tylko to b�dzie mo�liwe.
-A szef policji?
-Wyra�a ubolewanie. Nadu�yto i jego, i mojego zaufania...
-Nebamon?
-Naczelny lekarz nie jest naprawd� winny. To zwyk�e zaniedbanie administracyjne... Drogi Pazerze, pad�e� ofiar� nieszcz�liwego zbiegu okoliczno�ci. Je�li chcesz wnie�� skarg�...
-Rozwa�� to.
-Czasem trzeba umie� wybaczy�...
-Prosz� jak najszybciej przywr�ci� mi moj� funkcj�.
B��kitne oczy Neferet przypomina�y dwa drogocenne kamienie, zrodzone w sercu z�otej g�ry w krainie bog�w. Turkus na szyi chroni� j� przed z�ym urokiem. D�uga bia�a suknia na rami�czkach podkre�la�a smuk�o�� jej talii.
Zbli�aj�c si� do niej, s�dzia Pazer poczu� jej zapach. At�asowa sk�ra Neferet pachnia�a lotosem i ja�minem. Wzi�� j� w ramiona i tak, przytuleni, trwali d�ug� chwil�, nie mog�c wykrztusi� s�owa.
-Wi�c kochasz mnie troszeczk�?
Wysun�a si� z jego obj��, by mu si� przyjrze�.
By� dumny, nami�tny, troch� zwariowany, dok�adny, r�wnocze�nie m�ody i stary, nie nadzwyczajnej urody, delikatny, lecz zarazem energiczny. Mylili si� ci, co uwa�ali, �e jest s�aby i �atwo go zwyci�y�. Mia� wprawdzie surow� twarz, wysokie czo�o i wymagaj�cy charakter, ale i zami�owanie do szcz�cia.
-Nie chc� ju� si� z tob� rozstawa�.
Przytuli� j� do siebie. �ycie nabra�o nowego smaku, silnego niczym g�rny Nil. A przecie� tak bliskie by�o �mierci, zw�aszcza tutaj, w tej olbrzymiej nekropolii Sakkara, gdzie Pazer i Neferet spacerowali wolno, trzymaj�c si� za r�ce. Pragn�li skupi� si� wewn�trznie u grobu Branira, swego zamordowanego mistrza. Czy� to nie on przekaza� swoje medyczne tajemnice Neferet, a Pazera zach�ca� do odkrycia w�asnego powo�ania?
Weszli do zak�adu mumifikacji, gdzie Diw, siedz�c na ziemi, oparty plecami o bielony wapnem mur, zajada� soczewic� z wieprzowin�, cho� mi�so by�o zakazane w okresie upa��w. Nieobrzezany mumifikator drwi� z religijnych przepis�w. Mia� pod�u�n� twarz, g�ste i czarne brwi zro�ni�te ponad nasad� nosa, wyblak�e w�skie usta, nie ko�cz�ce si� r�ce, chude nogi i �y� z dala od �wiata �miertelnik�w.
Na stole, na kt�rym balsamowano zw�oki, le�a�a mumia starego cz�owieka; w�a�nie nadci�� jej bok no�em z obsydianu.
-Znam ci� -powiedzia�, kieruj�c wzrok na Pazera. -Jeste� s�dzi�, kt�ry prowadzi� �ledztwo dotycz�ce �mierci weteran�w.
-Czy zmumifikowa�e� Branira?
-To m�j zaw�d.
-Nie by�o nic nienormalnego?
-Nic.
-Czy kto� przyszed� na jego gr�b?
-Od czasu pogrzebu nikt. Tylko kap�an spe�niaj�cy pos�ug� pogrzebow� wszed� do kaplicy.
Pazer by� rozczarowany. �udzi� si�, �e dr�czony wyrzutami sumienia morderca b�dzie b�aga� ofiar� o przebaczenie, by unikn�� kary w za�wiatach. Ale jego nie przera�a�a nawet taka gro�ba.
-Czy dochodzenie co� przynios�o?
-Nie, ale przyniesie.
Mumifikator, oboj�tny, wbi� z�by w kawa�ek wieprzowiny.
Nad krajobrazem wieczno�ci wznosi�a si� piramida schodkowa. Wiele grob�w skierowano w jej stron�, aby w pewnej mierze uczestniczy�y w nie�miertelno�ci faraona D�osera, kt�rego olbrzymi cie� wspina� si� codziennie i schodzi� po gigantycznych kamiennych stopniach.
Zazwyczaj przy niezliczonych budowach krz�tali si� rze�biarze, rytownicy hieroglif�w i rysownicy. Tu kopano gr�b, tam odnawiano inny. Szeregi robotnik�w ci�gn�y drewniane sanie za�adowane blokami wapienia lub granitu, a nosiciele wody poili pracuj�cych.
W ten �wi�teczny dzie�, w kt�rym czczono Imhotepa, budowniczego piramidy schodkowej, miejsce to by�o puste. Pazer i Neferet mijali rz�dy grob�w pochodz�cych z czas�w pierwszych dynastii, a utrzymywanych starannie przez jednego z syn�w Ramzesa Wielkiego. Ka�de spojrzenie, kt�re zatrzyma�o si� na wyrytych hieroglifami imionach zmar�ych, wskrzesza�o ich, obalaj�c barier� czasu. Si�a s�owa przewy�sza�a si�� �mierci.
Po�o�ony blisko piramidy gr�b Branira zbudowano z pi�knego bia�ego kamienia z kamienio�om�w w Tura. Wej�cie do grobowego szybu, kt�ry prowadzi� do podziemnych pomieszcze�, gdzie spoczywa�a mumia, zosta�o oddzielone olbrzymi� p�yt�. Kaplica pozosta�a otwarta dla �ywych, kt�rzy mogli tu ucztowa� w towarzystwie pos�gu i innych przedstawie� zmar�ego, na�adowanych jego nieprzemijaj�c� energi�.
Rze�biarz stworzy� wspania�� podobizn� Branira, unie�miertelniaj�c go jako starego ju� cz�owieka masywnej budowy, o pogodnej twarzy. G��wny tekst, u�o�ony w poziomych ci�gach, �yczy� serdecznego przyj�cia odrodzonemu na pi�knym Zachodzie. U kresu olbrzymiej podr�y zjawia� si� on mi�dzy swymi, bra�mi bog�w, �ywi� si� gwiazdami i obmywa� wod� pierwotnego oceanu. Wiedziony w�asnym sercem d��y� po doskona�ych drogach wieczno�ci.
Pazer odczyta� g�o�no formu�y przeznaczone dla go�ci grobu: �ywi, kt�rzy jeste�cie na ziemi i przechodzicie obok tego grobu, wy, co kochacie �ycie i nienawidzicie �mierci, wymie�cie moje imi�, abym �y�, wypowiedzcie na moj� intencj� formu�� pokutn�.
-Zidentyfikuj� morderc� -obieca� Pazer. Neferet marzy�a o spokojnym szcz�ciu, z dala od konflikt�w i ambicji, ale jej mi�o�� zrodzi�a si� w�r�d niepokoj�w i ani Pazer, ani ona sama nie zaznaj� spokoju, dop�ki nie ods�oni� prawdy.
Kiedy ciemno�ci zosta�y zwyci�one, ziemia si� rozja�ni�a. Zazieleni�y si� drzewa i trawy, ptaki zerwa�y si� z gniazd, ryby wyskoczy�y z wody, statki p�yn�y w g�r� i w d� rzeki. Pazer i Neferet wyszli z krypty, kt�rej p�askorze�by wita�y �wiat�o�� poranku. Sp�dzili noc z dusz� Branira; odczuli jej wibruj�c� i ciep�� blisko��.
Nigdy nie b�d� od niej oddzieleni.
�wi�to ju� si� zako�czy�o. Rzemie�lnicy wracali na miejsca pracy. Kap�ani odprawiali poranne rytua�y, by podtrzyma� pami�� tych, co odeszli. Pazer i Neferet przeszli wzd�u� d�ugiej, krytej alei kr�la Unasa, kt�ra prowadzi�a do �wi�tyni poni�ej, i usiedli pod palmami, na skraju upraw. Jaka� roze�miana dziewczynka przynios�a im daktyle, �wie�y chleb i mleko.
-Mogliby�my tu zosta�, zapomnie� o zbrodniach, sprawiedliwo�ci i ludziach.
-Czy�by� stawa� si� marzycielem, s�dzio Pazerze?
-Pr�bowano si� mnie pozby� w najbardziej pod�y spos�b i nie zrezygnowano z tego. Czy to rozs�dne podejmowa� z g�ry przegran� wojn�?
-Przez pami�� Branira, istoty, kt�r� wielbimy, mamy obowi�zek bi� si�, nie my�l�c o sobie.
-Jestem tylko n�dznym s�dzi�, kt�rego prze�o�eni ze�l� w g��b najdalszej z prowincji. Z�ami� mnie bez trudu.
-Boisz si�?
-Brak mi odwagi. Wi�zienie by�o przera�aj�cym do�wiadczeniem.
Opar�a g�ow� na jego ramieniu.
-Teraz jeste�my razem. Nie straci�e� nic ze swej si�y. Wiem, czuj� to.
�agodne ciep�o ogarn�o Pazera. B�le ust�pi�y, zm�czenie ulecia�o. Neferet by�a czarodziejk�.
-Codziennie przez miesi�c b�dziesz pi� wod� przechowywan� w miedzianej misie. To skuteczny �rodek przeciwko wyczerpaniu i rozpaczy.
-Tak� pu�apk� m�g� zastawi� na mnie tylko kto�, kto wiedzia�, �e Branir zostanie niebawem wielkim kap�anem Karnaku, a dzi�ki temu stanie si� naszym najwierniejszym wsparciem.
-A komu o tym powiedzia�e�?
-Twojemu prze�ladowcy, naczelnemu lekarzowi Nebamonowi, �eby zrobi� na nim wra�enie.
-Nebamon... Nebamon mia� dow�d twojej niewinno�ci, a chcia� mnie sk�oni� do ma��e�stwa!
-Pope�ni�em okropny b��d. Dowiedziawszy si� o przysz�ej nominacji Branira, Nebamon postanowi� upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: nie tylko mnie wyeliminowa�, ale i na dodatek oskar�y� o zbrodni�. -G��boka zmarszczka przeci�a czo�o Pazera. -To nie jest jedyny mo�liwy winny. Zanim Mentemozis, szef policji, mnie aresztowa�, na pewno uzgodni� to z dziekanem przedsionka.
-Policja i urz�dnicy zjednoczeni w zbrodni...
-To spisek, Neferet. Spisek, kt�ry jednoczy ludzi w�adzy i wp�yw�w. Branir i ja stali�my si� niewygodni, bo zdo�a�em zebra� decyduj�ce dowody, kt�re pozwoli�yby mi doprowadzi� �ledztwo do ko�ca. Dlaczego zamordowano wart� honorow� Sfinksa? Oto pytanie, na kt�re musz� odpowiedzie�.
-Zapomnia�e� o chemiku Szeszim, o kradzie�y niebia�skiego �elaza, a tak�e o wiaro�omnym generale Aszerze?
-Nie potrafi� powi�za� wszystkich wyst�pk�w i wszystkich podejrzanych.
-Przede wszystkim zajmijmy si� pami�ci� Branira.
Suti pragn�� godnie uczci� powr�t swego przyjaciela, wi�c zaprosi� Pazera i jego �on� do przyzwoitej tawerny w Memfisie, gdzie podawano czerwone wino, rocznik z pocz�tk�w panowania Ramzesa, doskona�� piecze� z jagni�cia z sosem z warzyw oraz niezapomniane wprost ciastka. Suti, weso�ek z natury, pragn��, by cho� na kilka godzin zapomnieli o zab�jstwie Branira.
Nieco przy�miony, zataczaj�c si�, wr�ci� do domu i natkn�� si� na Panter�. Z�otow