3391
Szczegóły |
Tytuł |
3391 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3391 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3391 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3391 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
CHRISTOPHER HYDE
PLAN MAXWELLA
(Prze�o�yli: Barbara Jankowiak i Pawe� Witecki)
Od autora:
Informacje dotycz�ce systemu kolei p�nocnoameryka�skich, mi�dzynarodowych organizacji terrorystycznych oraz przesy�ek pieni�nych Ministerstwa Skarbu Stan�w Zjednoczonych s� zgodne ze stanem faktycznym. Jednak w interesie bezpiecze�stwa publicznego cz�� danych technicznych zosta�a nieznacznie zmieniona - dlatego ci, kt�rzy zamierzaj� p�j�� w �lady Harry'ego Maxwella, b�d� musieli przeprowadzi� w�asny wywiad.
Christopher Hyde
PROLOG
Specjalne S�u�by Powietrzne (SAS)
Wydzia� Kontrwywiadu
Whitehall, Londyn
Szefowie dziewi�ciu sekcji, wszyscy po cywilnemu, zasiedli w ciemnej sali projekcyjnej ws�uchani w s�owa wy�szego oficera kontrwywiadu, kt�ry komentowa� wy�wietlane na ekranie slajdy.
- Te zdj�cia zrobiono w zesz�ym tygodniu w Algierze. Kawiarnia znajduje si� przy ulicy Didouche Mourad i stanowi doskonale znan� melin� terroryst�w. W mieszkaniu naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy, utrzymujemy wsp�lny zesp� obserwacyjny z naszym francuskim odpowiednikiem, Gigene. Nast�pny prosz�.
Widok kawiarni na ekranie ust�pi� miejsca zbli�eniu szczup�ej twarzy m�odego cz�owieka z rzadkimi blond w�osami.
- Dieter Haas, Holender, dwadzie�cia osiem lat. Podejrzany o udzia� w co najmniej siedmiu porwaniach. Jeden z organizator�w przej�cia ambasady ira�skiej w maju 1980 roku. Dalej.
Zdj�cie przedstawia�o nachmurzon� twarz d�ugow�osej Azjatki.
- Sheila Teng. Cz�onkini japo�skiej Czerwonej Armii. Zidentyfikowana w Lod, ponownie zidentyfikowana podczas napadu na bank w Mediolanie. Wiadomo, �e by�a z kobiet� nazwiskiem Fusake Shinegobu, o kt�rej Arabowie m�wi� "Samira". Ma trzydzie�ci dwa lata. Nast�pny.
Szczup�a semicka twarz, ciemna cera, wyra�ny cie� zarostu.
- Mohamed Kawi, dwadzie�cia dziewi�� lat, Libijczyk. Zidentyfikowany przez w�osk� Sekcj� R w zwi�zku z porwaniem Doziera. Instruktor w obozie treningowym Ras Hilal, dawnych instalacjach dla potrzeb niemieckich U-boot�w. Specjalista od wysadzania w powietrze. Dalej.
Para trzymaj�ca si� pod r�k�. Kr�tko obci�ta szatynka z do�� oty�ym m�czyzn� o szerokich barach.
- Lisa Ruffio i Raoul Attendera. Widywani zawsze we dwoje, z pewno�ci� para kochank�w. Ruffio wywodzi si� z Czerwonych Brygad. Sekcja R wykry�a jej udzia� w porwaniu Aldo Moro. Attendera od lat zwi�zany jest z sandinistami. Przez ostatnie trzy lata oboje przebywali w Jordanii, ale nie podejmowali tam �adnych dzia�a�. On ma trzydzie�ci jeden lat, ona trzydzie�ci. Nast�pny.
Niski m�czyzna z orlim nosem i g��boko osadzonymi oczami; papieros przyklejony do niemal�e kobiecych warg.
- Amal Akbar. Cz�sto ��czy si� go z Mohamedem Kawi. S� bliskimi przyjaci�mi i mo�liwe, �e utrzymuj� te� kontakty seksualne. Oczywi�cie Libijczyk, przeszkolony w g��wnym libijskim obozie w Torca. W Mantanzas pod Hawan� odby� trzymiesi�czne szkolenie w stosowaniu materia��w wybuchowych, do tego kurs partyzantki miejskiej w Guanabo. Ma trzydzie�ci lat. Z jego kartoteki wynika, �e jest niezr�wnowa�ony psychicznie. Prawdopodobnie sadysta. Nieciekawa posta�. Dalej!
Na ekranie ukaza�a si� bardzo pi�kna kobieta z czarnymi w�osami do ramion, wydatnymi policzkami i figur� modelki. Sp�dnica i bluzka, kt�re mia�a na sobie, wygl�da�y kosztownie i z ameryka�ska.
- Na koniec prawdziwa gwiazda. To Annalise Shenker. Niemka, trzydzie�ci cztery lata. Z grupy Baader-Meinhof w�a�ciwie tylko ona si� uchowa�a. Pupilka samej Ulrike Meinhof. Bra�a udzia� w co najmniej czterech uprowadzeniach i trzech porwaniach samolot�w; jest uwa�ana za organizatork� napadu na siedzib� OPEC w Wiedniu w 1975 roku. Zidentyfikowano j� r�wnie� podczas terrorystycznego "szczytu" w Benghazi w roku 1979. Wielokrotnie podejrzewano, �e ��czy j� romans z Carlosem "Szakalem", lecz nie ma na to �adnych konkretnych dowod�w. Przez ostatni rok czy co� ko�o tego pracowa�a jako instruktorka w obozie szkoleniowym w Karlowych Warach pod Prag�. Ze wszystkich os�b namierzonych w zesz�ym tygodniu ona jest bez w�tpienia najwa�niejsza i najbardziej niebezpieczna. Prosz� �wiat�o.
W sali zamigota�y w��czone jarzeni�wki, pi�kna twarz na ekranie poblad�a i znik�a. Oficer kontrwywiadu stan�� na podium, spojrza� uwa�nie na dziewi�ciu siedz�cych przed nim m�czyzn.
- Z tego co wiemy, ca�a ta grupa szykuje jak�� wi�ksz� operacj�. W tej chwili nie ma podstaw, by s�dzi�, �e jej celem b�dzie Zjednoczone Kr�lestwo, uwa�amy jednak, i� szefowie sekcji powinni orientowa� si� w temacie. S� pytania?
Wysoki posiwia�y m�czyzna z fal� szpakowatych w�os�w i pobru�d�on� ogorza�� twarz� podni�s� si� z miejsca w ostatnim rz�dzie.
- Pan major Simpson? - upewni� si� oficer kontrwywiadu.
- Tak. M�wi� pan, �e nie ma dowod�w, by cel ataku stanowi�a Wielka Brytania. Czy istniej� jakie� przypuszczenia, kt�ry kraj b�dzie celem akcji?
- S�dzimy, �e Stany Zjednoczone - odpar� oficer kontrwywiadu. - Ustalili�my, �e w ci�gu najbli�szego miesi�ca ca�a grupa, z wyj�tkiem panny Shenker, wybiera si� r�nymi drogami do Nowego Jorku. Panna Shenker za� uda si� do Montrealu.
- Nie �yczy�bym nikomu takiej bandy na w�asnym terenie - zauwa�y� jeden z szef�w sekcji, kapitan Laird.
- Kontrwywiad w zupe�no�ci zgadza si� z pa�sk� ocen�, kapitanie. Grzeczno�ciowo wys�ali�my odbitki tych zdj�� zar�wno s�u�bie bezpiecze�stwa kanadyjskiej Kr�lewskiej Policji Konnej, Wydzia�owi Inwigilacji, jak i Grupie "Delta" w Stanach. Przekazali�my te� z naszej kartoteki kopie danych na temat ka�dego osobnika, opatrzone komentarzem k�ad�cym nacisk na potencjalne zagro�enie, jakie stwarza.
- Dobrze, �e to nie na nas trafi�o - stwierdzi� Laird.
Oficer kontrwywiadu u�miechn�� si� blado. - Owszem - przyzna�. - A teraz, panowie, w sali obok podano herbat�.
Cz�� pierwsza
PRZYGOTOWANIA DO PODRӯY
Nigdy nie pragn��em zosta� legendarn� postaci�; chcia�em tylko mie� kup� szmalu, nic poza tym.
Harry Maxwell
w wywiadzie dla "Playboya"
ROZDZIA� 1
Kiedy Harry Maxwell mia� osiemna�cie lat i by� w trakcie zdobywania dyplomu w niezbyt cenionej dziedzinie, podobnie jak wszyscy inni zabawia� si� zgadywaniem: dok�d zajd� za dziesi�� lat? Nieraz widzia� siebie w roli antropologa na kt�rej� z wysp po�udniowych, id�cego w �lady Margaret Mead, albo w roli biologa prowadz�cego badania m�rz wsp�lnie z Jacques'em Cousteau. Jednak w najlepszej ze swoich fantazji umieszcza� siebie na kampusie niewielkiego uniwersytetu w Nowej Anglii. Brodaty, ze skroniami przypr�szonymi szlachetn� siwizn�, by� zar�wno intelektualnym, jak i erotycznym idolem t�umu �wie�o upieczonych studentek o d�ugich nogach i niedu�ych piersiach.
W wieku dwudziestu o�miu lat, kiedy wszystkie jego marzenia, idea�y i dyplom dawno posz�y w niepami��, podobnie jak festiwal w Woodstock, Harry zarabia� przy przerzucaniu towaru wysokiego ryzyka na trasach Maroko-Nowy Jork i Bogota-Miami, gdzie policji ba� si� tak samo jak swoich pracodawc�w. Ju� nie my�la� o tym, co b�dzie za dziesi�� lat czy nawet za pi��. Je�li w og�le my�la� o przysz�o�ci, widzia� jedynie �wiat cieni i na wp� ukrytych znacze�, a najlepsze, co mog�o go w tej przysz�o�ci spotka�, to zdrowy sen, nie przerywany chorob� zawodow� w postaci napad�w strachu.
Jednak rzeczywisto��, w jakiej przysz�o mu �y� w wieku trzydziestu pi�ciu lat, przeros�a wszelkie szalone fantazje i rozs�dne prognozy. Syn radcy prawnego korporacji z Seattle, Harry Maxwell (iloraz inteligencji 145), kt�rego ch�opi�c� urod� odmieni� czas i prze�ycia, pracowa� na pe�nym etacie jako czy�ciciel poci�g�w na stacji przetokowej w waszyngto�skim terminalu kolejowym. Przeno�n� dmuchaw� usuwa� papiery i niedopa�ki z wagon�w kompanii Amtrak, je�d��cych na liniach Korytarza P�nocno-Wschodniego. Z pensj� w wysoko�ci 176 dolar�w i 50 cent�w tygodniowo znajdowa� si� na samym dole drabiny awansu o tysi�cu szczebli, maj�c widoki na emerytur� w wysoko�ci polowy pobor�w po dwudziestu latach pracy, je�liby si� w tej robocie tak d�ugo utrzyma�. Pracowa� ju� prawie od roku i jedynym awansem, jaki go spotka�, by�o zaszczytne przeniesienie z trzeciej zmiany, nocnej, na pierwsz�: od �smej rano do szesnastej. Zgodnie z tym, co Mosley, jego brygadzista, lubi� mawia� do swoich ch�opak�w: Ciesz si�, �e masz robot�, zasra�cu.
Co prawda, to prawda - przytakiwa� w duchu Harry. Fakt: po siedmiu latach przerzucania koki cieszy� si�, �e w og�le �yje. Jego ostatnia trasa zako�czy�a si� nad kana�em odp�ywowym w Miami, gdzie podstawiono mu pod nos obrzyna, a dw�ch facet�w ze spluwami dopilnowa�o, by jego partner, Daniel Pendergast, wyda� im zdobyty w pocie czo�a proszek do ostatniej uncji. Dzi�ki tej przewa�ce Harry straci� nie tylko zawarto�� portfela, lecz r�wnie� ch�� do dalszego nadstawiania karku. Jego przyjaciel, Daniel, z powrotem zosta� artyst�, Harry za� rozpocz�� prac� na kolei, p�ki si� nie trafi co� lepszego. Jako� si� nie trafia�o.
Id�c wzd�u� czternastego z kolei wagonu przesuwa� w t� i z powrotem szeroki wlot rury. Schyla� si�, �eby pogmera� pod siedzeniami, i od czasu do czasu unosi� rur�, przelatuj�c g�rne p�ki baga�owe na wypadek, gdyby kto� ukry� tam jak�� pigu��. Najgorzej gdy ludzie pakuj� �mieci do torby, a potem wciskaj� mi�dzy siedzenie i �ciank�; zwykle zdarza�o si� to co najmniej dwa razy w ka�dym wagonie. Musia� wtedy wy��czy� dmuchaw�, wygrzeba� �mieci i dopiero dalej odkurza�. W �adnym wypadku nie wolno mu by�o zignorowa� "ukrytych �adunk�w", bo Mosley sprawdza� ka�dy wagon przed wypuszczeniem na boczny tor, na kt�rym kompletowano sk�ady. Ka�dy sk�ad - czyli w �argonie kolejarskim zestaw wagon�w danego poci�gu - musia� by�, zdaniem Mosleya, wypucowany do po�ysku. Ten oty�y m�czyzna od trzydziestu pi�ciu lat ustala� sk�ady poci�g�w na waszyngto�skich dworcach przetokowych i chlubi� si�, �e u niego wszystko l�ni czysto�ci�. Jedna pigu�a wystarcza�a, by ci� przeni�s� na trzeci� zmian�, od p�nocy do �smej; dwie pigu�y za�atwia�y ci "wybieranie miodu", czyli opr�nianie kontener�w szamba, po trzech za� nie do��, �e wylatywa�e� z roboty, to jeszcze Mosley przeklina� ci� po wsze czasy.
Na ko�cu wagonu przy pochy�ej �ciance w pobli�u przej�cia mi�dzy wagonami pi�trzy�a si� sterta �mieci.
Up�yn�� rok, a Harry wci�� nie m�g� si� nadziwi�, jak to mo�liwe, �eby osiemdziesi�t os�b w wagonie Amtraku - a w sypialnym jeszcze mniej - zd��y�o tyle na�mieci� w tak kr�tkim czasie. Wagony z d�u�szych tras by�y najgorsze, zw�aszcza "Montrealczyk" - kursuj�cy codziennie wsp�lny sk�ad kanadyjskiego VIA Rail i Amtraku. Z tysi�ckilometrowej trasy zje�d�a�o tyle �miecia, �e za ka�dym razem nape�nia�y si� dwie albo trzy ci�ar�wki. Ze sk�adem "702" to samo. Z kolei "Kapitol" codziennie je�dzi� z Waszyngtonu do Chicago i z powrotem, a na trasie tysi�ca dwustu kilometr�w mo�na zgromadzi� tak makabryczn� ilo�� odpadk�w, �e Harry i inni mieli zaj�cie przynajmniej na p� dnia. Na szcz�cie "Kapitol" zje�d�a� dopiero po po�udniu i zanim go porozczepiali i przetoczyli gdzie trzeba, zaczyna�a si� nocna zmiana i Harry m�g� nie zawraca� sobie nim g�owy - przynajmniej do czasu przeoczenia pigu�y pod fotelem.
Pomimo brudu, smrodu i �mieci w jego pracy zdarza�y si� interesuj�ce chwile. Dzie� w dzie� Harry przemierza� czterdzie�ci do pi��dziesi�ciu wagon�w, kt�re zje�d�a�y na waszyngto�ski dworzec przetokowy ze wszystkich stron �wiata. M�g� sobie wyszuka� gazety i tygodniki z Detroit, Chicago, Bostonu, Nowego Jorku, Filadelfii, Nowego Orleanu, Tampy, Jacksonville i Miami. Pr�cz czasopism trafia�y si� listy mi�osne, drobna bi�uteria, pieni�dze, ksi��ki, nieraz nawet zostawiona na p�ce albo pod siedzeniem walizka, kt�r� przeoczy� baga�owy na dworcu. Wszystkie warto�ciowe przedmioty powinien zwr�ci� do biura rzeczy znalezionych, lecz nawet Mosley i inni nadzorcy przewa�nie patrzyli przez palce, je�li kto� to czy owo podw�dzi�. Raporty o rzeczach pozostawionych w poci�gu zabiera�y czas i przysparza�y jedynie papierkowej roboty. W biurze rzeczy znalezionych interes szed� kiepsko. W �wietlicy od dw�ch lat sta� kolorowy telewizor, o kt�ry nikt nawet nie zapyta�, nie m�wi�c ju� o dochodzeniu w�asno�ci.
Wreszcie wszystkie �mieci znalaz�y si� w korytarzyku, Harry odpi�� wi�c dmuchaw�, wyj�� z torby przy pasku du�y plastikowy worek na odpadki i zacz�� �adowa�. Nape�nia� kolejne worki i ciska� je przez otwarte drzwi na peron, celuj�c w skrzyni� wywrotki swego elektrycznego w�zka.
Dopiero kiedy zawi�za� ostatni worek, zauwa�y�, jak wygl�da przej�cie do nast�pnego wagonu. Wszystkie wagony, kt�re od rana przeszed�, by�y typu Pullman Standard z lat pi��dziesi�tych i sze��dziesi�tych, z przeszklonymi drzwiami, pozwalaj�cymi zajrze� do s�siedniego wn�trza. Natomiast drzwi przed nim w og�le nie mia�y szyby. Zabezpiecza�y je trzy rz�dy �a�cuch�w prze�o�onych przez grube pier�cienie we framudze. Tam, gdzie powinna znajdowa� si� r�czka, przyspawano prostok�tn� metalow� p�ytk�. Po�rodku niej widnia� masywny okr�g�y zamek typu Chubb.
Zaciekawiony tak solidnym zabezpieczeniem, Harry Maxwell rzuci� ostatni worek na wywrotk� i zbieg� po trzech schodkach na roz�wietlony s�o�cem peron. Si�gn�� do kieszeni na piersiach kombinezonu roboczego, wydoby� zmi�toszon� paczk� Lucky Strike'�w i zapali� jednego, u�ywaj�c kuchennej zapa�ki z tych kilku, kt�re trzyma� za celofanem opakowania. Mru��c oczy w jaskrawym blasku s�o�ca, obejrza� sobie wagon z dziwnym wej�ciem.
Najpierw my�la�, �e s�u�y do przewozu baga�u, lecz prawie natychmiast odrzuci� t� my�l. W �adnym z wagon�w baga�owych, kt�re dot�d widywa�, nie by�o tylu okien, przy tym zamiast pary podw�jnych szerokich drzwi ten wagon mia� trzy niedu�e wej�cia - dwa przy ko�cach, jedno po�rodku. Harry pospiesznie omi�t� wzrokiem peron. Ujrza� rz�dy pustych wagon�w - i ani �ladu �ywego ducha. Nie dostrzeg� nigdzie Mosleya i jego seledynowego w�zka golfowego, w kt�rym szef zwyk� obje�d�a� teren. Zaci�gn�� si� papierosem i odrzuci� niedopa�ek. Ruszy� do najbli�szych drzwi, opar� stop� na dolnym stopniu trzech schodk�w przyspawanych do �ciany wagonu, z�apa� zaokr�glony uchwyt i szarpn��. Drzwi na rolkach przesun�y si�. Harry chwyci� metalowe por�cze po obu stronach ciemnego otworu wej�cia i wskoczy� do wagonu.
W �rodku by�o mroczno i ponuro, tylko przez okienka wpada�y smugi s�onecznego blasku, roz�wietlaj�c ta�cz�ce leniwie z�ociste drobinki kurzu. Harry u�miechn�� si� krzywo. W dzieci�stwie odczuwa� strach na widok ka�dej migotliwej smu�ki i kiedy jak�� napotka� - omija� z daleka. �ywi� przekonanie, i� male�kie py�ki lec� do �wiat�a niczym �my. W pi�tym roku �ycia dozna� szoku, gdy odkry�, �e kurz fruwa wsz�dzie.
Niezwyk�y wagon podzielony by� wyra�nie na trzy cz�ci. Przedni� odgrodzono od reszty klatk� o grubych pr�tach si�gaj�cych do sufitu, zajmuj�c� ponad po�ow� szeroko�ci wn�trza. Umeblowanie stanowi�y dwa solidnie wypchane fotele, niewielki stolik i barowa lod�wka z pojedyncz� p�ytk� elektrycznej kuchenki na blacie. Harry natychmiast rozpozna� metalow� konstrukcj� ram, hak�w i podp�rek. Na �cianie ko�o lod�wki znajdowa� si� stojak na cztery sztuki broni, teraz pusty. Rozmiary podp�rek wskazywa�y, �e przeznaczono je na pistolety automatyczne albo karabiny. W tylnej cz�ci wagonu, od strony drzwi, kt�rym przygl�da� si� przed chwil� stoj�c w korytarzu pe�nym �mieci, urz�dzono swoiste centrum ��czno�ci. Przy prostym metalowym stole mieszcz�cym skomplikowany zestaw sprz�tu radiowego sta� fotel obrotowy. Harry podszed� do przeciwleg�ej �ciany wagonu, �eby z bliska przyjrze� si� nadajnikom na stole, jego kroki zadudni�y g�ucho po posadzce. Sp�dzi� kiedy� dwa lata za kierownic� ci�ar�wki w du�ej firmie przewozowej z Oregonu i wiedzia�, �e ma przed sob� sprz�t, o jakim zwykli radiowcy mog� sobie jedynie pomarzy�. Automatyczne wybieranie na wszystkich kana�ach, urz�dzenie do ustawiania pojedynczych pasm, du�y nadajnik podstawowy firmy General Motors oraz para przeno�nych nadajnik�w wygl�daj�cych bardzo profesjonalnie.
Harry pochyli� si� nad fotelem i w��czy� g��wny nadajnik. Natychmiast dioda emisyjna roz�wietli�a tablic�, na kt�rej m�g� odczyta� cyfry: 164.25. Nadajnik by� dostrojony do wielkiej cz�stotliwo�ci VHF. Takie zakresy obejmuje wy��cznie licencja "A". Czyli cz�stotliwo�� tak samo profesjonalna jak sprz�t. Harry dostrzeg� cienki przew�d wype�zaj�cy z nadajnika. Przew�d bieg� po tylnej �cianie wagonu, przez sufit, a� do okratowanego okr�g�ego wywietrznika. Antena.
- Maxwell! - to jedno jedyne s�owo zabrzmia�o jak strza� z pistoletu. Wo�a�, rzecz jasna, Mosley - facet o wzro�cie metr pi��dziesi�t, za to z wielkim g�osem.
- Psiama� - szepn�� Harry, niemile zaskoczony. Czym pr�dzej wy��czy� radio i trzema d�ugimi susami skoczy� ku otwartym drzwiom wagonu.
Mosley czeka� na peronie, rozparty na siedzeniu swego w�zka golfowego. Na jego idealnie kulistej g�owie tkwi� jaskrawopomara�czowy kask ochronny, zsuni�ty na oczy. Zdaniem Harry'ego Bertrand Orville Mosley by� postaci� �ywcem wzi�t� z rysunk�w satyrycznych.
- Do diab�a, Harry! Co ty tam, kurcz�, robisz?!
- Rozejrza�em si� troszk� - odpar� Harry. - My�la�em, �e mo�e tu te� trzeba posprz�ta�.
- G�wno prawda - uci�� Mosley, obserwuj�c go podejrzliwie. - Wsadzi�e� sw�j pieprzony inteligencki nos gdzie nie trzeba.
Harry by� u Mosleya jedynym pracownikiem z dyplomem uniwersyteckim, dlatego wymy�lanie mu od inteligent�w by�o ulubionym sposobem dokuczania podw�adnemu.
Harry odwr�ci� si� plecami i zszed� po schodkach, po czym zasun�� jedn� r�k� drzwi. Zeskoczy� na peron i ponownie zwr�ci� si� w stron� swego szefa. Ca�a twarz ma�ego, p�katego cz�owieczka l�ni�a od potu, a jego opi�ty kombinezon sprawia�, �e Mosley przypomina� chodz�cy serdelek. Harry omal nie parskn�� �miechem. Wiedzia� jednak, �e nawet lekki u�mieszek mo�e kosztowa� go utrat� pracy, dlatego przygryz� warg� zachowuj�c kamienn� twarz.
- Powiniene� za to nie�le oberwa� po dupie, Maxwell. Czy ty rozumiesz, �e mogliby ci� zamkn��?
- Za to, �e zajrza�em do zakichanego wagonu baga�owego? - zdziwi� si� Harry. Doskonale wiedzia�, �e ten wagon nie jest zwyk�� baga��wk�, ale zgrywanie g�upka przed Mosleyem ju� par� razy wybawi�o go z opresji.
- Jezu kochany! - westchn�� brygadzista. - Wida�, jak ma�o te g�wniarze dzisiaj wiedz� o kolei. - Wyda� pomruk rezygnacji i w teatralnym ge�cie pokiwa� g�ow�. - To nie jest wagon baga�owy. Widzisz jakie� symbole Amtraku po bokach? Albo oznaczenia jakiej� innej kompanii kolejowej?
Harry wiedzia�, czego si� od niego oczekuje. Spojrza� przez rami� na wagon, potem zn�w na Mosleya.
- Niby nic tam nie ma - powiedzia�.
- Dlatego, �e to nie jest wagon Amtraku. Ani Pennsy, ani B&O, ani Rock Island Line, do cholery. To jest RPO, synu, autentyczny Wagon Poczty Kolejowej zbudowany na pocz�tku lat pi��dziesi�tych. Klasyka. Wlaz�e� na teren rz�dowy, Maxwell.
- My�la�em, �e dawno ju� przestali wozi� poczt� poci�giem - rzek� Harry.
- Owszem - przyzna� Mosley. - Wycofali ten wagon w sze��dziesi�tym drugim. Poczta ju� go nie u�ywa. Je�dzi nim Departament Skarbu. Co niedziela ten wagon otwiera sk�ad "Nocnej Sowy", czyli poci�gu, kt�rym je�d�� wszyscy dyplomaci, �eby zd��y� do ONZ-u na poniedzia�ek rano. Jak tylko zaczynamy szykowa� ten sk�ad wczesnym popo�udniem, a� si� tu roi od gliniarzy i tajniak�w. Gdyby oni wiedzieli, �e� si� tam w�adowa�, dopiero daliby ci popali�, synu.
Harry zmarszczy� czo�o.
- Ja rozumiem, �e tajne s�u�by ochraniaj� tych z ONZ-u, ale co do tego ma Departament Skarbu?
Mosley z poczuciem wy�szo�ci poprawi� si� na siedzeniu w�zka i nad�� pier� w opi�tym kombinezonie.
- Chodzi o fors�, Maxwell - wyja�ni�. - Cholernie du�� fors�. Raz w tygodniu wysy�aj� z mennicy transport nowych pieni�dzy dla bank�w Rezerwy Federalnej w Nowym Jorku i Bostonie. To najwa�niejszy poci�g na moim rozk�adzie, Maxwell. Ale ty i tak nie kapujesz, jaka to odpowiedzialno��.
- No... chyba nie - przyzna� Harry.
- To nie wsadzaj wi�cej nosa, gdzie nie potrzeba - nakaza� Mosley, po czym uruchomi� cichy silnik w�zka golfowego i z�apa� dr��ek w t�uste �apska. - B�dziesz si� tu jeszcze kr�ci�, to zobaczysz: zajm� si� tob� ch�opaki z pieprzonego FBI, ju� nie ja. Kapujesz, Maxwell?
- Tak, panie kierowniku - przytakn�� Harry. Uni�s� d�o� w ge�cie, kt�ry Mosley z pewno�ci� odbierze jako wyraz szacunku. P�katy brygadzista w odpowiedzi kiwn�� g�ow� od niechcenia i ruszy� swoim pojazdem. Dla wi�kszego efektu obrzuci� Harry'ego gro�nym spojrzeniem, nast�pnie wykona� skr�t i pomkn�� swoim w�zkiem wzd�u� peronu. Na pierwszej krzy��wce odbi� w lewo i znikn�� z pola widzenia. Harry odczeka�, a� facet zejdzie mu z oczu, odwr�ci� si� i d�u�sz� chwil� w zamy�leniu patrzy� na RPO. Prze�y� wtedy co� wyj�tkowego; niczego podobnego dot�d nie do�wiadczy� - przynajmniej tak p�niej twierdzi�. W jego wyobra�ni dwa s�owa pocz�y przybiera� realny kszta�t tr�jwymiarowych liter, jak na psychodelicznym plakacie z lat sze��dziesi�tych:
DLACZEGO NIE?
Starych agent�w FBI �mier� si� nie ima; oni ko�cz� na parkowych �awkach, rozpami�tuj�c, gdzie podzia�a si� ich stracona m�odo��. Walter Linberg by� potwierdzeniem tej regu�y. Sko�czy� obiera� pomara�cz�, rozdzieli� j� na cz�stki i zabra� si� do zjadania jednej za drug�. Mru��c oczy w s�o�cu, gapi� si� na forteczny budynek imienia J. Edgara Hoovera. Pomy�la�, �e chyba ma w sobie co� z masochisty: m�g� przecie� wybra� �awk� na deptaku po drugiej stronie Muzeum Historii Naturalnej albo kt�r�� z widokiem na pomnik Waszyngtona - a jednak przez ca�� wiosn� i lato codziennie drepta� z drugim �niadaniem w br�zowej torebce do �awki ustawionej strategicznie pod cienistym klonem w niedu�ym parku pomi�dzy ulic� Si�dm� i Dziewi�t�, przy Pennsylvania Avenue. Mia� st�d pierwszorz�dny widok na nowy budynek FBI. Ta codzienna obserwacja nieodmiennie przywo�ywa�a stare wspomnienia.
Walter Linberg sko�czy� pi��dziesi�tk� i u�wiadomi� sobie, �e p� �ycia sp�dzi� pracuj�c dla FBI. G��bokie zmarszczki na twarzy, w kt�rej nieliczni dostrzegali podobie�stwo do filmowego gwiazdora, dobitniej �wiadczy�y o jego prze�yciach ni� z�ote odznaki wpi�te w klap� taniego garnituru ze sklepu J. C. Penneya.
Historia wsp�pracy Waltera Linberga z FBI by�a wr�cz klasyczna. Jego ojciec dosta� posad� w Biurze, kt�re wtedy mia�o nazw�: Generalny Oddzia� Wywiadowczy przy Departamencie Sprawiedliwo�ci, i s�u�y� tam a� do �mierci. Zmar� po zako�czeniu drugiej wojny �wiatowej. Walter idealizowa� posta� ojca i nawet jako absolwent wydzia�u prawa Uniwersytetu Georgetown nie pragn�� innej kariery ni� s�u�ba w FBI. Biuro za czas�w McCarthy'ego prze�ywa�o rozkwit i przyj�to go tam z otwartymi ramionami. Po uko�czeniu szkolenia w Akademii w Quantico Walter rozpocz�� mozoln� w�dr�wk� po biurokratycznej d�ungli FBI. Odby� s�u�b� w ponad dwudziestu biurach terenowych, pocz�wszy od s�awnej brygady z Los Angeles do zwalczania napad�w na banki, a sko�czywszy w Wydziale Kradzie�y Bi�uterii w Miami. Zdoby� niema�e do�wiadczenie podczas licznych porwa� samolot�w pod koniec lat sze��dziesi�tych i przeniesiono go z powrotem do Waszyngtonu jako specjalnego agenta brygady antyterrorystycznej w Sekcji Bezpiecze�stwa Wewn�trznego FBI. Przez ca�e lata siedemdziesi�te proponowano mu stanowisko zast�pcy dyrektora wydzia�u, lecz nie mia� ochoty zej�� z pierwszej linii frontu.
Wreszcie, w roku 1982, rutynowe badanie wykaza�o, �e Walter cierpi na nadci�nienie t�tnicze i musi opu�ci� pierwsz� lini�. W owym czasie realizowano program oszcz�dno�ciowy i z powodu redukcji stanowisk zabrak�o dla niego etatu. Dali mu do wyboru: wcze�niejsze odej�cie z ni�sz� emerytur� albo posada analityka w nowo utworzonym Ameryka�skim Instytucie Studi�w nad Terroryzmem, USIST. Walter nie za�o�y� rodziny - emerytura wystarczy�aby mu wi�c w zupe�no�ci, lecz odczuwa� strach na sam� my�l o braku zaj�cia. Dlatego zatrudni� si� w USIST.
Teraz �a�owa�. Ca�a ta instytucja o efektownej nazwie mie�ci�a si� w zniszczonym budynku przy ulicy Czwartej, naprzeciwko S�du dla M�odocianych, pracowali w niej starzej�cy si� prawnicy albo agenci, tak jak on wyrzuceni na zielon� trawk�. USIST by� tylko jednym z wielu skr�t�w na li�cie odbiorc�w ok�lnik�w z rozdzielnika.
USIST stworzono prawdopodobnie po to, by prowadzi� badania nad mi�dzynarodow� siatk� terrorystyczn�, ze specjalnym uwzgl�dnieniem akcji skierowanych bezpo�rednio przeciw Stanom Zjednoczonym b�d� ich obywatelom przebywaj�cym poza granicami. W rzeczywisto�ci jednak w Instytucie nie zajmowano si� w�a�ciwie niczym i odk�d Walter Linberg zacz�� tam pracowa�, dowiedzia� si� jednej istotnej rzeczy: nikogo w ca�ym rz�dzie nie interesuje ewentualny atak terrorystyczny na Stany Zjednoczone. O�rodek Bada� Strategii i Spraw Mi�dzynarodowych przy Uniwersytecie Georgetown tworzy wprawdzie s��niste referaty, rz�dowy Komitet do Spraw Zwalczania Terroryzmu odbywa swoje zebrania, lecz w ca�ych Stanach nie istnieje �adna organizacja zdolna przeciwdzia�a� terroryzmowi. Do walki z nim powo�ano Czarne Berety z Fort Lewis w Waszyngtonie oraz superelitarn� grup� "Delta" - jednak �aden z tych zespo��w nie mia� do�wiadczenia. Grupa "Delta" tylko jeden jedyny raz mia�a okazj� sprawdzi� si� w akcji, przy pr�bie uwolnienia zak�adnik�w w Iranie - zako�czonej zreszt� sromotn� pora�k�.
Z niewiadomych powod�w w rz�dzie Stan�w Zjednoczonych nie brano pod uwag�, �e jaki� terrorysta m�g�by pogwa�ci� prawo na suwerennym terytorium kraju. Walter mia� na to w�asne okre�lenie: syndrom znaku STOP. W�adze miejskie nie postawi� znaku STOP na niebezpiecznym skrzy�owaniu, dop�ki nie wydarzy si� tam �miertelny wypadek. Na podobnej zasadzie rz�d federalny nie zamierza� inwestowa� milion�w dolar�w w walk� z terroryzmem, dop�ki atak terrorystyczny by� spraw� przysz�o�ci. W opinii Waltera Linberga tego rodzaju kr�tkowzroczno�� stanowi�a dow�d niebezpiecznej g�upoty.
Rano na jego biurko trafi�a teczka z opracowaniem przygotowanym par� tygodni wcze�niej w Wielkiej Brytanii, zawieraj�cym dyskretn� sugesti�, i� banda szczeg�lnie niebezpiecznych terroryst�w wybiera si� w podr� do Stan�w Zjednoczonych. Teczka zwi�kszy�a obj�to�� podczas w�dr�wki przez biurka urz�dnik�w rozmaitych instytucji, w tym wymiaru sprawiedliwo�ci i kontrwywiadu, gdy� ka�dy "ekspert" dodawa� par� s��w od siebie, by wykaza�, jak bardzo jest zorientowany. Na przyk�ad w Biurze Imigracyjnym zajmuj�cym si� obywatelami innych pa�stw twierdzono wykr�tnie, �e �aden z osobnik�w umieszczonych na li�cie nie przekroczy� granic Stan�w Zjednoczonych. Tymczasem filia agencji informacyjnej INS z San Francisco odnotowa�a, i� osoby na zdj�ciach zrobionych podczas niedawnego napadu na bank w Oakland s� zadziwiaj�co podobne do dw�jki terroryst�w, kt�rzy rzekomo znajduj� si� w drodze do USA. CIA w og�le umy�a r�ce twierdz�c, �e Brytyjczycy s� przeczuleni na punkcie terroryzmu, a ca�e ich opracowanie jest bez sensu, poniewa� zgodnie z informacjami w�asnymi wywiadu Annalise Shenker ponios�a �mier� podczas tajnej operacji przeprowadzonej przez CIA dwa lata temu w Berlinie.
Innymi s�owy - my�la� Walter, prze�uwaj�c ostatni� cz�stk� pomara�czy - nikt nie ma poj�cia, co jest grane. Wyplu� pestki w zwini�ta d�o� i wsta�. Wrzuci� sk�rki razem z pestkami do papierowej torebki i ruszy� w stron� swego biura. Zdawa� sobie spraw�, �e prawdopodobnie traci czas, lecz powzi�� zamiar prze�ledzenia wszelkich informacji maj�cych zwi�zek z przes�an� teczk�. �wier� wieku pracy w FBI co� mu da�o: po pierwsze - nadci�nienie, po drugie - niezawodny w�ch. Ta sprawa �mierdzia�a z daleka.
Harry Maxwell siedzia� rozwalony w mi�kkim fotelu z piwem w jednej r�ce i papierosem w drugiej, czekaj�c, a� jego przyjaciel, Daniel Pendergast, przetrawi propozycj�, kt�r� przed chwil� otrzyma�. Pendergast, ubrany jedynie w lu�ne spodenki gimnastyczne b��kitnego koloru, sta� naprzeciw ogromnego p��tna, nad kt�rym w�a�nie pracowa�, wyka�czaj�c p�dzlem jaki� detal gigantycznego kobiecego aktu.
Fotel, w kt�rym siedzia� Harry, sta� w pobli�u wej�cia do du�ego pomieszczenia na strychu fabryki cygar, gdzie Daniel mia� swoj� pracowni� i jednocze�nie prywatne lokum. Harry spogl�da� z g�ry na do�� obskurn� fasad� hotelu Bellevue po przeciwnej stronie ulicy. O tak p�nej porze Waszyngton by� ca�kiem wymar�y i opustosza�� ulic� przemierza�y jedynie taks�wki b�d� sp�nieni klienci baru Bellevue.
Zbli�a�a si� p�noc, lecz powietrze za oknem wci�� by�o nagrzane i duszne. Otwarte na ca�� szeroko�� okna przeszklonej �ciany strychu nie wywo�ywa�y najmniejszego ruchu powietrza i Harry poci� si� obficie, cho� ubrany by� jedynie w szorty i podkoszulek.
- Je�li nagle zostaniesz s�awnym malarzem, to we� za�� sobie klimatyzacj� - poradzi� Harry zwracaj�c si� do odwr�conego plecami Pendergasta, kt�ry sta� dziesi�� metr�w dalej na poplamionej tytoniem pod�odze.
- Gdybym nagle zdoby� s�aw�, nie musia�bym zostawa� tu ani minuty d�u�ej - odpar� Pendergast nie odwracaj�c si�. Wytar� sw�j p�dzel w szmatk�, nast�pnie zanurzy� go w �wie�ej plamie r�u na podr�cznej palecie.
- Te� prawda - przyzna� Harry szczerz�c z�by. Wla� w siebie �yk piwa, kt�re zd��y�o ju� straci� orze�wiaj�cy ch��d. - W�a�nie o to mi chodzi. M�g�by� si� teraz znajdowa� w swojej willi w dobrej dzielnicy, a jaka� �licznotka z Muzeum Hirshorna podgryza�aby ci� w uszko.
- W Muzeum Hirshorna nie ma �adnych �licznotek - mrukn�� ponuro Pendergast. - Tam s� wy��cznie faceci w szarych garniturach, kt�rzy interesuj� si� jedynie malarzami po osiemdziesi�tce. Takimi, co ledwo chodz� i nie mog� utrzyma� p�dzla.
- Nie musia�by� dorabia� jako taks�wkarz - ci�gn�� Harry. - A zamiast Budweisera m�g�by� pija� Burton&Bitter.
- Kiedy ja lubi� Budweisera - o�wiadczy� Pendergast. - Zreszt� w wi�zieniu nie podaj� piwa ani szkockiej.
- Wcale by� nie poszed� za kratki - zapewni� go Harry. - Daliby ci najwy�ej wyrok w zawieszeniu. A nawet je�liby nas wsadzili, to na kr�tko. Poza tym m�wi� ci, napisz� o nas ksi��k� i jeszcze zap�ac� za prawa do nakr�cenia filmu. Tak czy owak nic na tym nie tracimy.
Daniel Pendergast obr�ci� si� z uniesionym p�dzlem i patrzy� na Harry'ego w milczeniu. Ostre �wiat�o lamp zawieszonych wysoko pod sufitem pozostawia�o w cieniu doln� cz�� jego poci�g�ej twarzy, uwydatniaj�c d�ugi nos i g��boko osadzone szare oczy. Szczup�y, niewysoki artysta przypomina� wyro�ni�tego, poczciwego szczura na dw�ch nogach, w b��kitnej biodrowej przepasce. - Ty to m�wisz ca�kiem powa�nie, prawda? - powiedzia� obserwuj�c przyjaciela spod �ci�gni�tych brwi.
- Absolutnie - odpar� Harry. Ostatni raz zaci�gn�� si� papierosem, nast�pnie wrzuci� go do butelki.
Daniel skrzywi� si� z niesmakiem. - Jak mo�esz... C� za obrzydliwy nawyk.
- To skocz po popielniczk� - odci�� si� Harry.
Pendergast zbli�y� si� do staro�wieckiej lod�wki pod �cian�, z prawej strony sztalug, znalaz� puszk� Pepsi i otworzy� j�. Przeszed� w drugi koniec strychu, pod okno, i opad� na sponiewierany taboret z niskim oparciem - jeden z nielicznych element�w umeblowania. Pr�cz fotela, w kt�rym siedzia� Harry, w pracowni znajdowa�o si� jeszcze legowisko z g�bki przykrytej grubym p��tnem, ledwie widoczne w mrocznej g��bi strychu.
- To historyjka z komiksu - stwierdzi� Daniel i poci�gn�� �yk Pepsi. - Nikt ju� nie robi napad�w na poci�gi.
- Nieprawda - odrzek� Harry potrz�saj�c g�ow�. - A Ronnie Biggs z kumplami w sze��dziesi�tym trzecim?
- To by�o w Anglii - zauwa�y� Daniel. - I wszystkich wy�apano.
- Bo oni g�upio pograli - stwierdzi� Harry. - Nie to, co my.
- Tylko idiota mo�e wymy�li� co� takiego.
- A zasuwa� w takiej robocie jak moja to nie idiotyzm? A ty nie post�pujesz idiotycznie wal�c g�ow� w mur skostnia�ej kultury, jak to sam z upodobaniem powtarzasz? Daniel, przyjacielu, zrozum: idiotami to my dawno jeste�my. I teraz rysuje si� jedyna �yciowa szansa, �eby zm�drze�.
- Nie rozumiem ci�, stary - o�wiadczy� Daniel. - Walisz monolog jak kiepski aktor. Na Boga! Co� ci� gryzie? Masz jaki� problem?
- Ten sam co ty. Daniel. Starzejemy si�. Jeszcze troch�, a stuknie nam czterdziestka, wyobra�asz sobie? Czterdzie�ci lat! Jezu! Chodzili�my razem do szko�y, zdawa�oby si� wczoraj. Pami�tasz, jak noc� w��czyli�my si� po parku Rock Creek czekaj�c, a� co� si� wydarzy?
- Jasne - przytakn�� Daniel z u�miechem. - I nigdy si� nic nie zdarzy�o.
- Lubili�my gada� o tym, co b�dziemy robi� po sko�czeniu szko�y. Ty mia�e� zosta� nast�pnym Picassem, a ja kombinacj� Jacka Kerouaca z Sartre'em. Wtedy to a� nas nosi�o. Mieli�my niez�e wyskoki, co, Daniel? Ob�apia�o si� te same kobity, czasem we dw�ch, albo przypomnij sobie nasze trasy: w sumie przerzucili�my �adne par� ton towaru. A jak spijali�my, to do upad�ego, balowali�my na trzech kontynentach - i na co nam w ko�cu przysz�o?
- Mieli�my ciekawe �ycie. Ja tam niczego nie �a�uj� - powiedzia� Daniel wzruszaj�c ramionami.
- Je ne regrette rien - mrukn�� Harry. - Jak w piosence Aznavoura, s�owo daj�.
- A co w tym z�ego? - spyta� Daniel.
- To "nie �a�uj�" Aznavoura jest objawem naszej choroby. �agodna dojrza�o��. Akceptacja pora�ki. Pami�tasz, jak o�eni�em si� z Carol? Dosta�em wtedy prac� w ksi�garni i zacz��em pali� fajk�. Przez te p�tora roku, kiedy byli�my ma��e�stwem, w og�le nie chcia�e� ze mn� gada�. M�wi�e�, �e ca�kiem wymi�kam. I mia�e� racj�.
- My�lisz, �e napad na poci�g przywr�ci ci stracon� m�odo��? - roze�mia� si� Daniel.
- Nie stracon� m�odo��, tylko stracone jaja. Kiedy� pisa�em nawet niez�e kawa�ki. Ty namalowa�e� par� dobrych p��cien i g�wno z tego wysz�o. Nie mamy znajomo�ci gdzie trzeba, nigdy ich nie mieli�my, i za dwadzie�cia lat b�dziemy tym samym, co teraz. Ty b�dziesz starym taksiarzem, a ja - powiedzmy - od�wiernym. Jedyny spos�b, �eby si� jako� urz�dzi�, zanim ca�kiem skapcaniejemy, to zdoby� fors� albo rozg�os, a mo�e jedno i drugie.
- To szale�stwo - rzek� Daniel.
- Wcale nie. Masz kup� przyk�ad�w. We� Clifforda Irvinga. Latami pisa� te swoje wypociny, kt�rych nikt nie czyta�, a� w ko�cu wyci�� numer Howardowi Hughesowi. Wszystko schrzani�, od samego pocz�tku, ale wyszed� z tego nieprzyzwoicie bogaty.
- Za to John Hinckley sko�czy� w szpitalu dla wariat�w.
- My nie b�dziemy strzela� do prezydenta - zauwa�y� Harry. - Na tym rzecz polega. Kiedy Ronnie Biggs obrobi� wagon pocztowy Glasgow Mai�, ca�y nar�d trzyma� jego stron�. Albo jak ten ca�y D.B. Cooper za�atwi� lini� lotnicz� i potem skoczy� na spadochronie w lasy Oregonu, zosta� bohaterem ludowym. Ja wymy�li�em to samo. Kto pot�pi facet�w, kt�rzy przekr�cili Rezerw� Federaln�? To zbrodnia bez ofiar.
- Zastanawiam si�, ile ten poci�g przewozi.
- Oko�o trzydziestu pi�ciu milion�w dolar�w - odpowiedzia� natychmiast Harry. Daniel Pendergast od dwudziestu lat by� jego najlepszym przyjacielem i Harry widzia�, jak ta wiadomo�� przyprawia go o zawr�t g�owy.
- Sk�d si� o tym dowiedzia�e�?
- Zapyta�em. Wymaga�o to zabrania si� z wycieczk� do mennicy. Spyta�em, ile nowych pieni�dzy zu�ywa Boston i Nowy Jork w ci�gu tygodnia.
- I powiedzieli ci?
- Jasne - odrzek� Harry. - Dlaczego nie? To najwidoczniej cz�ste pytanie.
- Trzydzie�ci pi�� milion�w dolar�w?
- Tr�jka, pi�tka i potem sze�� zer - potwierdzi� Harry.
- Kurza dupa - szepn�� Daniel i w zamy�leniu poci�gn�� �yk Pepsi.
- Trafnie to uj��e� - przyzna� Harry z krzywym u�mieszkiem. - A ryzyko znacznie mniejsze, ni� kiedy�my przerzucali kok� z Bogoty.
- Zastanawiam si� - rzek� Daniel.
- S�uchaj, zrobimy tak - powiedzia� Harry z naciskiem, pochylaj�c si� w fotelu. - Opracujemy plan. We�miemy pod uwag� wszystkie warianty i przerobimy je razem krok po kroku. Je�li w kt�rym� momencie ryzyko oka�e si� zbyt wielkie, zapomnimy o ca�ej sprawie.
- �adnej przemocy - upewni� si� Daniel. Harry przytakn��.
- Absolutnie. Wszystko musi by� cacy. Po wczorajszej wycieczce do mennicy wpad�em jeszcze do Biblioteki Kongresu, �eby troch� poczyta�. Tego si� nawet nie kwalifikuje jako napad na bank. O ile wiem, takie przest�pstwo okre�la si� mianem "kradzie�y przesy�ki mi�dzystanowej". Maksymalny wyrok - pi�� lat.
- Pomy�la�e� o wszystkim - stwierdzi� Daniel.
- Staram si�, jak mog�.
- Zdaje si�, �e jednak tego po�a�uj� - westchn�� Daniel.
ROZDZIA� 2
Zainteresowanie Waltera Linberga brytyjskim raportem o terrorystach zaskoczy�o jego prze�o�onych w USIST, lecz w ge�cie biurokratycznej wielkoduszno�ci, w po��czeniu z chroniczn� potrzeb� wydatkowania nadwy�ki dolar�w z bud�etu - byle tylko nie wyst�powa� o zmniejszenie funduszy - zezwolono mu na robienie u�ytku z w�asnej g�owy, przydzielono sekretark�, fotokopiark�, specjaln� lini� telefoniczn�, a nawet skromne �rodki na pokrycie koszt�w podr�y. Na papierze �w projekt nosi� nazw� "pilota�owego programu dochodzeniowego" i prawdopodobnie zadanie Waltera mia�o polega� na sporz�dzeniu zestawu typ�w procedury, jak� zespo�y �ledcze z r�nych instytucji porz�dku publicznego mog�yby zastosowa� w razie powa�nego zagro�enia terroryzmem. W rzeczywisto�ci Walter m�g� robi�, co mu si� �ywnie podoba, byleby tylko wydawa� pieni�dze, zbiera� rachunki i nie przysparza� k�opot�w.
Walter Linberg mia� nosa i zna� si� na ludziach, a po up�ywie �wier�wiecza, kt�re sp�dzi� wyczarowuj�c twarze i charaktery ze stos�w akt s�dowych, kartotek policyjnych i zestaw�w zdj��, jego nos potrafi� niemal�e przepowiada� przysz�o��. Prze�o�eni Waltera zrz�dzili cz�sto, �e "dzia�anie na czuja" to amatorszczyzna, lecz �rednia jego trafie� by�a tak wysoka, �e przewa�nie nie wypowiadali g�o�no swoich uwag.
Po przeczytaniu brytyjskiego opracowania Linberg ju� czu� pismo nosem, a kiedy jeszcze skorzysta� z kartoteki USIST, by uzupe�ni� wiadomo�ci, zdoby� pewno��, �e przeczucie go nie myli. �mierdz�ca sprawa.
Spo�r�d zidentyfikowanych przez s�u�by specjalne terroryst�w dwoje wyra�nie stanowi�o drugi rzut. Attendera, by�y sandinista, amator szukaj�cy silnych wra�e�. Sam fakt nawi�zania d�ugotrwa�ego romansu z t� W�oszk� Ruffio �wiadczy, �e Attendera to w gruncie rzeczy mi�czak. Terroryzm jest walk�, a w walce nie ma miejsca na mi�o�� czy flirt. Ruffio prawdopodobnie te� trzyma z terrorystami, bo jej imponuj�.
Pozostali jednak z ca�� pewno�ci� byli ulepieni z innej gliny. Z kartoteki Sheili Teng wynika�o, �e jest czym� w rodzaju wsp�czesnego �o�nierza kamikaze. Na uniwersytecie pisa�a prac� semestraln� wychwalaj�c pewn� publikacj� z czas�w drugiej wojny �wiatowej, zatytu�owan� Sen-Jin-Kun, czyli Etyka walki. Jeden z pochodz�cych stamt�d cytat�w: "Nie l�kajcie si� umiera� za spraw� wiecznej sprawiedliwo�ci" - stanowi� jej osobiste credo. Bra�a udzia� w co najmniej dwudziestu operacjach terrorystycznych, dokona�a dziewi�ciu egzekucji "wrog�w ludu", ma na swym koncie okaleczenie dw�ch cz�onk�w w�asnej grupy, podejrzanych o utrzymywanie stosunk�w homoseksualnych. Wojowniczka Buszido z krwi i ko�ci. Je�eli nawet kiedy� mia�a co� takiego jak serce czy dusza, to dawno przeku�a je w najtwardsz� stal. Teng nie ma jednak talentu przyw�dcy; pos�ugiwano si� ni� niczym �mierciono�nym narz�dziem.
Dw�ch Libijczyk�w, Mohameda Kawi i Amala Akbara, nie da si� okre�li� ani mianem przyw�dc�w, ani narz�dzi w cudzych r�kach. Akbara najtrafniej por�wna� mo�na z w�ciek�ym psem. Przesycony dziwaczn� i ca�kiem irracjonaln� mieszank� marksizmu z Koranem, jest zdolny do wszystkiego. Ow�adni�ty psychoz�, seksualnie zboczony sadysta, dokona� po raz pierwszy krwawego czynu rozpruwaj�c brzuch cz�owiekowi, kt�ry cudzo�o�y� z jego siostr�, a nast�pnie za��da�, by siostra za kar� podda�a si� starodawnemu rytua�owi usuni�cia �echtaczki. Rada mu���w z jego wioski wyrazi�a zgod� i Akbar osobi�cie przeprowadzi� potworny zabieg, wypalaj�c siostrze narz�dy p�ciowe rozpalonym do bia�o�ci �elazem u�ywanym przy znakowaniu byd�a. Mia� w�wczas czterna�cie lat. P�niejsze poczynania Akbara w oddzia�ach pacho�k�w Kadafiego nie wskazuj� na �adn� zmian� kierunku rozwoju jego osobowo�ci.
Starszy od niego Kawi jest nieco bardziej wyrafinowany. Wczesn� m�odo�� sp�dzi� w obozie OWP. Uczy� si� tam podstaw terroryzmu i jeszcze przed trzydziestk� bra� udzia� w tuzinie operacji, kt�re Adolfa Eichmanna przyprawi�yby o g�si� sk�rk�. Zatwardzia�y terrorysta, zawodowiec bez �adnych widocznych s�abostek czy sk�onno�ci neurotycznych. Niew�tpliwie stanowi przypadek wyj�tkowo niebezpieczny.
I wreszcie Annalise Shenker, najgro�niejsza z nich wszystkich - wcale nie dlatego, �e dopu�ci�a si� potworniej szych czyn�w ni� inni, lecz z powodu swej inteligencji i pozornej normalno�ci. �redniego wzrostu, czarnow�osa i czarnooka, ma twarz anio�a zemsty, cia�o stworzone do pozowania artystom, a przy tym precyzyjny umys� stratega - Erwin Rommel by�by pe�en uznania dla niej. Spo�r�d sze��dziesi�ciu powa�nych operacji terrorystycznych w Europie w latach 1975-1983 czterdzie�ci przeprowadzono z udzia�em Shenker, kt�ra zwykle wyst�powa�a w roli planisty, a cz�sto r�wnie� w roli �o�nierza na pierwszej linii - po to, by pokaza�, �e potrafi znakomicie wywi�za� si� z wszystkich zada�, jakie przydziela innym. Psychiatra umia�by pewnie znale�� jaki� pow�d jej post�powania, lecz przyczyny w�a�ciwie nie maj� znaczenia: Annalise Shenker jest przede wszystkim przera�aj�co skuteczna. Tym, kt�rzy nad ni� pracowali, uda�o si� stworzy� kobiet� zdoln� do pope�nienia wszelkich morderczych czyn�w bez anga�owania w to religii, polityki czy jakichkolwiek innych racji. Odk�adaj�c na bok jej dossier, Walter Linberg odczu� lekki dreszcz. Ona jest wcieleniem �mierci, szara�cz� szukaj�c� ofiary. Je�li jej wyb�r padnie na Ameryk�, biada Ameryce.
G��wn� trosk� Linberga by�o ustalenie, czy grupa terrorystyczna istotnie wybra�a za cel Stany Zjednoczone. Powinien wi�c koniecznie wykry�, czy kt�rykolwiek z jej cz�onk�w dosta� si� ju� na teren kraju. Wykorzystuj�c informacje przes�ane przez Specjalne Si�y Powietrzne SAS, Linberg rozpocz�� tropienie �lad�w bandy od chwili jej wyjazdu z Algierii. Na �cianie w swoim biurze przypi�� du�y wykres i zabra� si� do wype�niania bia�ych plam.
Korzystaj�c z wewn�trznych linii lotniczych r�nych kraj�w, ca�a grupa rozproszy�a si� po Europie, obserwowana przez zespo�y inwigilacyjne SAS, Gigene, niemieckiej Gruppe 9 i Specjalnej Jednostki Pomocniczej holenderskich komandos�w.
Terrory�ci unikali l�dowania w krajach, w kt�rych mog�a poszukiwa� ich policja. Holender Dieter Haas uda� si� do Marsylii i stamt�d do Lyonu, gdzie na nazwisko Marbeau wynaj�� samoch�d, kt�rym pojecha� do Pary�a. Libijczycy Mohamed Kawi i Amal Akbar polecieli do Kairu, nast�pnie do Aten, sk�d zawr�cili do Rzymu, by wreszcie wyl�dowa� we Frankfurcie. Lisa Ruffio i Raoul Attendera, r�wnie� podr�uj�cy razem, dostali si� do Amsterdamu. Annalise Shenker po kr�tkiej wizycie w Pary�u uda�a si� poci�giem do Genewy. Pod koniec miesi�ca wydawa�o si�, �e wszyscy zakotwiczyli na d�u�ej, zmniejszono wi�c intensywno�� obserwacji. I w�a�nie wtedy, w pierwszym tygodniu maja, ca�a grupa jakby zapad�a si� pod ziemi�. Natychmiast w�r�d s�u�b celno-paszportowych rozprowadzono biuletyn z pe�nym zestawem zdj�� oraz nazwisk figuruj�cych w paszportach u�ywanych dot�d przez terroryst�w, lecz pr�dko okaza�o si�, �e ca�a grupa zdo�a�a si� wymkn��. Na jedyny trop natrafiono dzi�ki informatorowi policji szwajcarskiej, kt�ry doni�s�, �e kobieta odpowiadaj�ca rysopisowi Annalise Shenker bada�a rynek w sprawie kilku paszport�w. Informator poda� nazwisko fa�szerza dokument�w, z kt�rym Shenker nawi�za�a kontakt, i policja zgarn�a go na przes�uchanie. Po dwudziestu czterech godzinach raczej agresywnego �ledztwa fa�szerz zezna�, �e Shenker kupi�a sze�� paszport�w - w tym pi�� ameryka�skich, jeden kanadyjski. Dostarczy�a fotografie i fa�szerz spreparowa� paszporty wpisuj�c wszystkie dane pr�cz nazwisk. Paszport ze zdj�ciem Annalise Shenker by� kanadyjski. Shenker odebra�a gotowe dokumenty we wtorek, a w pi�tek terroryst�w ju� nie by�o. W tym momencie �lad si� urywa� i nie podj�to �adnych dalszych krok�w, by ustali� miejsce pobytu terrorystycznej bandy.
Na pierwszy rzut oka mog�oby si� wydawa�, �e Walter Linberg podj�� si� niewykonalnego zadania, lecz by�y agent FBI, systematycznie rozpracowuj�c spraw�, powoli dociera� do sedna.
Przede wszystkim nasuwa� si� ca�kiem logiczny wniosek, �e nag�e znikni�cie terroryst�w wskazuje na opuszczenie przez nich dotychczasowych miejsc pobytu drog� lotnicz�. Przemawia� za tym fakt, i� cztery miasta, z kt�rych terrory�ci znikn�li, to wielkie metropolie le��ce na g��wnych szlakach turystyczno-komunikacyjnych. Zak�adaj�c, �e Shenker wys�a�a swym kompanom paszporty poczt� w dniu ich otrzymania, mo�na by�o przypuszcza�, �e dotar�y do adresat�w dwa dni p�niej - we czwartek. Poniewa� fa�szywe dokumenty maj� kr�tki �ywot, wszystko wskazywa�o, i� terrory�ci wykorzystali je czym pr�dzej, w obawie przed wykryciem. Czyli z pi�ciu paszport�w ameryka�skich skorzystano prawdopodobnie w pi�tek, Shenker za� u�y�a swego kanadyjskiego we wtorek lub w �rod�. Znaczy�o to r�wnie�, �e ca�a grupa prawdopodobnie zarezerwowa�a sobie bilety na przelot docelowy, zamiast ryzykowa� dekonspiracj� podczas przesiadki. Je�li przyjmie si� za�o�enie, �e ostatecznym celem podr�y terroryst�w jest Ameryka P�nocna, mo�na wysnu� wniosek, i� Shenker polecia�a prawdopodobnie do Montrealu lub Toronto, podczas gdy pozostali niemal na pewno wybrali Nowy Jork.
Po dokonaniu powy�szych ustale� reszta by�a tylko kwesti� wytrwa�o�ci. Walter wypo�yczy� z biura podr�y rozk�ad lot�w i zabra� si� do sporz�dzania listy bezpo�rednich przylot�w do Nowego Jorku z Pary�a, Amsterdamu i Frankfurtu oraz z Genewy do Montrealu i Toronto. Po paru godzinach mia� ju� list� ponad dwudziestu samolot�w r�nych linii - wszystkie typu Boeing 747, z wyj�tkiem jednego DC-8 lec�cego z Amsterdamu. Og�ln� liczb� pasa�er�w mo�na by�o szacowa� z grubsza na oko�o osiem tysi�cy os�b.
Walter brn�� dalej. Po kilku biurokratycznych przepychankach zdo�a� wydoby� listy pasa�er�w poszczeg�lnych samolot�w i przyst�pi� do skre�lania nazwisk os�b podr�uj�cych na innych paszportach ni� ameryka�skie b�d� kanadyjskie. Trzy dni p�niej mia� ju� list� nazwisk pasa�er�w w liczbie czterech tysi�cy z kawa�kiem. Da� list� ch�opakom w Biurze, �eby j� rzucili na komputer i por�wnali z danymi z Wydzia�u Imigracji i Naturalizacji na temat Amerykan�w, podczas gdy w Kanadzie to samo robi�a Kr�lewska Policja Konna, korzystaj�c z bazy danych Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Mia� jednak nadziej�, �e niczym plewy od ziarna uda si� oddzieli� od reszty wszystkie nazwiska nie figuruj�ce w formularzach paszportowych.
W dziesi�� dni po rozpocz�ciu swego dochodzenia Walter Linberg zdoby� to, o co mu chodzi�o: nazwiska z fa�szywych paszport�w os�b, kt�re przylecia�y do Nowego Jorku i Montrealu. W ten spos�b zweryfikowa� pierwotne przypuszczenie wyra�one w brytyjskim opracowaniu.
Pierwsi przylecieli Mohamed Kawi i Amal Akbar, jako dwaj naturalizowani Amerykanie z Libanu o nazwiskach John i George Haddad, na pok�adzie samolotu Lufthansy DC-10, kt�ry wyl�dowa� o godzinie dwunastej trzydzie�ci na lotnisku Kennedy'ego. W dwie godziny p�niej Attendera i Ruffio, jako pan Vittorio Romano z ma��onk�, przybyli samolotem linii Trans-American z Amsterdamu, a dwadzie�cia minut po nich, o czternastej pi��dziesi�t, na pok�adzie PanAmerican 115 przylecia� Dieter Haas alias Peter Paul Maartens. Zgodnie z przypuszczeniami Waltera Shenker opu�ci�a Genew� trzy dni wcze�niej, wyl�dowa�a na lotnisku Mirabel pod Montrealem u�ywaj�c nazwiska Jeanette Lanctot i jako miejsce zamieszkania poda�a adres w podmiejskiej osadzie Laval.
Wszystko to postawi�o Waltera w k�opotliwej sytuacji. Nie stosuj�c niczego pr�cz podstawowych technik �ledztwa, zdrowego rozs�dku i wyobra�ni, dowi�d�, �e grupa czo�owych terroryst�w �wiata przebywa w Ameryce P�nocnej. Rzecz� najbardziej oczywist� by�oby wys�anie w tej sprawie raportu. Jednak to, co oczywiste, nie zawsze jest rozs�dne. Jakiekolwiek formalne powiadomienie by�oby k�opotliwe dla FBI, CIA i w�adz imigracyjnych, gdy� wszystkie te instytucje zapozna�y si� ze spraw� i j� zignorowa�y. Je�li Walter chcia�by publicznie og�osi� zdobyte informacje, to dla osi�gni�cia wymiernego efektu potrzebowa� znacznie mocniejszych dowod�w.
Poszukiwania materia�u dowodowego zaprowadzi�y go do St. Augustine na Florydzie, dok�adnie w trzy tygodnie od momentu zapoznania si� z brytyjskim opracowaniem i w osiem dni po rozmowie Harry'ego Maxwella z d�ugoletnim przyjacielem Danielem Pendergastem.
Jak na kogo�, komu w trakcie studi�w ustawicznie zarzucano, �e si� ma�o przyk�ada, Harry zabra� si� do opracowywania planu z nies�ychan� pasj�. Jeszcze zanim wspomnia� Danielowi o swoim pomy�le, zacz�� czyta� wszystko na temat kolei, co tylko wpad�o mu w r�ce, pocz�wszy od �wiatowego Atlasu Kolejnictwa O.S. Nocka, do Napad�w na poci�gi Piersa Paula Reada. Kiedy Daniel da� si� zwerbowa�, Harry wzi�� tydzie� chorobowego i obaj na serio przyst�pili do pracy.
W ci�gu paru dni strych nad fabryk� cygar przemieni� si� w sztab kwatery g��wnej, zarzucony rozk�adami tras "Nocnej Sowy", mapami topograficznymi miejsc, w kt�rych poci�g mo�na by zatrzyma�, i p�achtami starannie wyrysowanych schemat�w poszczeg�lnych wagon�w, w tym RPO. Plany zosta�y skopiowane z ksi��ki pod tytu�em Ilustrowana skarbnica pasa�erskich wagon�w kolejowych Budd, kt�r� Harry naby� w sklepie dla hobbyst�w. W pi�tek wieczorem, w barze szybkiej obs�ugi, pochyleni nad frytkami z hamburgerem, niedoszli przest�pcy ostatecznie przyj�li do wiadomo�ci nieuniknion� konkluzj�.
- To si� nie uda - o�wiadczy� Daniel, uwa�nie badaj�c �rodek swego hamburgera przed pierwszym k�sem. - Po prostu zostaje zbyt wiele problem�w do rozwi�zania.
- Musi by� jaki� spos�b - zauwa�y� Harry, nadziewaj�c frytk� na widelec.
- Wcale nie - t�umaczy� Daniel. - Nie s�dzisz, �e Rezerwa Federalna, FBI i s�u�by ochrony Amtraku podejrzewa�y, �e pewnego dnia kto� mo�e zaplanowa� tego rodzaju napad? Oni si� zabezpieczyli ze wszystkich stron.
- Mo�e co� przeoczyli�my?
- Dzisiaj przerobili�my wszystko jeszcze raz - przypomnia� Daniel kr�c�c g�ow�. - Linia ��cz�ca Waszyngton z Filadelfi� jest obstawiona zbyt g�sto. Wed�ug rozk�adu poci�g zatrzymuje si� pi�� razy na odcinku pierwszych dwustu kilometr�w. Po prostu nie ma czasu na cokolwiek. Gdyby�my co� wykr�cili z semaforem jak tamci w Anglii, na nast�pnej stacji zorientuj� si�, �e co� nie gra, w ci�gu najwy�ej kwadransa. Nie m�wi�c ju� o radiu, kt�re sam widzia�e� w tym wagonie. Stra�nicy nadadz� SOS po up�ywie trzydziestu sekund. Gdyby nawet uda�