3365

Szczegóły
Tytuł 3365
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3365 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3365 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3365 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

@STAR WARS lata Michael Reaves Darth Maul - �owca z mroku - 32 Terry Brooks Cz�� I. Mroczne widmo - - 32 Greg Bear Planeta �ycia -29 R.A. Salvatore Cz�� II. Atak klon�w -21,5 A.C. Crispin Rajska pu�apka -10...0 A.C. Crispin Gambit Hun�w -10...0 A.C. Crispin �wit Rebelii -10...0 L. Neil Smith Lando Carlissian i My�loharfa Shar�w -4 L. Neil Smith Lando Carlissian i Ogniowicher Oseona -3 L. Neil Smith Lando Carlfssian i Gwiazdogrota Thon Boka -3 Brian Daley Przygody Hana Solo -2 George Lucas Nowa nadzieja 0 Kevin Andersen Opowie�ci z kantyny Mos Eisley 0...3 Peter Schweighofer (red.) Opowie�ci z Imperium 0...3 Peter Schweighofer, Craig Carey (red.) Opowie�ci z Nowej Republiki 0...3 Alan Dean Foster Spotkanie na Mimban 1 Donald F. Glut Imperium kontratakuje 3 Kevin Andersen Opowie�ci �owc�w nagr�d 3 Steve Perry Cienie Imperium 3, 5 K.W. Jeter Mandaloria�ska zbroja 4 K.W. Jeter Spisek Xizora 4 K.W. Jeter Polowanie na �owc� 4 James Kahan Powr�t Jedi 4 Kathy Tyers Pakt na Bakurze 4 Michael Stackpole X-wingi. Eskadra �otr�w 6,5...7 Dave Wolverton �lub ksi�niczki Lei 8 Timothy Zahn Dziedzic Imperium 9 Timothy Zahn Ciemna Strona Mocy 9 Timothy Zahn Ostatni rozkaz 9 Kevin J. Anderson W poszukiwaniu Jedi 11 Kevin J. Anderson Licze� Ciemnej Strony 11 Kevin J. Anderson W�adcy Mocy 11 Michael Stackpole Ja, Jedi 11 Barbara Hambly Dzieci Jedi 12 Kevin J. Anderson Miecz Ciemno�ci 12 Barbara Hambly Planeta zmierzchu 13 Vonda N. Mclntyre Kryszta�owa Gwiazda 14 Michael P. Kube-McDowell Przed burz� 16 Michael P. Kube-McDowell Tarcza k�amstw 16 Michael P. Kube-McDowell Pr�ba tyrana 17 Kristine Kathryn Rusch Nowa Rebelia 17 Roger MacBride Allen Zasadzka na Korelii 18 Roger MacBride Allen Napa�� na Selonif 18 Roger MacBride Allen Zwyci�stwo na Centerpoint 18 Timothy Zahn Widmo przesz�o�ci 19 Timothy Zahn Wizja przysz�o�ci 19 Kevin J. Anderson, R. Moesta Spadkobiercy Mocy 23 Kevin J. Andersen, R. Moesta Akademia Ciemnej Strony 23 Kevin J. Anderson, R. Moesta Zagubieni 23 Kevin J. Anderson, R. Moesta Miecze �wietlne 23 Kevin J. Anderson, R. Moesta Najciemniejszy rycerz 23 Kevin J. Anderson, R. Moesta Obl�enie Akademii Jedi 23 NOWA ERA JEDI R.A. Salvatore Wektor pierwszy 25 Michael Stackpole Mroczny przyp�yw I: Szturm 25 Michael Stackpole Mroczny przyp�yw II: Inwazja 25 James Luceno Agenci chaosu I: Pr�ba bohatera 25 James Luceno Agenci chaosu II: Zmierzch Jedi 25 Troy Denning Gwiazda po gwie�dzie 25 Kathy Tyers Punkt r�wnowagi 26 Greg Keyes Ostrze zwyci�stwa I: Podb�j 26 Greg Keyes Ostrze zwyci�stwa II: Odrodzenie 26 @ALBUMY, ENCYKLOPEDIE, PRZEWODNIKI Jonathan Bresman Gwiezdne Wojny: Cz�� I. Mroczne widmo - album Lauren Bouzereau, Jody Duncan Gwiezdne Wojny: Cz�� I. Mroczne widmo - jak powstawa� film Pod redakcj� Deborah Cali Gwiezdne Wojny: Imperium kontratakuje - album Pod redakcj� Carol Titelman Gwiezdne Wojny: Nowa nadzieja - album Lawrence Kasdan, George Lucas Gwiezdne Wojny: Powr�t Jedi - album Bill Slavicsek Gwiezdne Wojny - przewodnik encyklopedyczny Bill Smith Ilustrowany przewodnik po broniach i technice Gwiezdnych Wojen Praca zbiorowa Ilustrowany przewodnik po chronologii Gwiezdnych Wojen Daniel Wallace Ilustrowany przewodnik po planetach i ksi�ycach Gwiezdnych Wojen Andy Mangels Ilustrowany przewodnik po postaciach Gwiezdnych Wojen Praca zbiorowa Ilustrowany przewodnik po robotach i androidach Gwiezdnych Wojen Bill Smith Ilustrowany przewodnik po statkach, okr�tach i pojazdach Gwiezdnych Wojen Kevin J. Anderson Ilustrowany wszech�wiat Gwiezdnych Wojen Ann Margaret Lewis Ilustrowany przewodnik po rasach obcych istot wszech�wiata Gwiezdnych Wojen Mark Cotta Vaz Gwiezdne Wojny: Cze�� II. Atak klon�w - album BRIAN DALEY ZEMSTA HANA SOLO (Prze�o�y� Wac�aw Najdel) @44 lata przed Now� nadziej� UCZE� JEDI 33 lata przed Now� nadziej� Maska k�amstw Darth Maul: �owca z mroku 32 lata przed Now� nadziej� Gwiezdne Wojny Cz�� I Mroczne widmo 29 lat przed Now� nadziej� Planeta �ycia Nadci�gaj�ca burza 22 lata przed Now� nadziej� Gwiezdne Wojny Cz�� II. Atak klon�w 20 lat przed Now� nadziej� Gwiezdne Wojny Cz�� III 10-8 lat przed Now� nadziej� TRYLOGIA HANA SOLO Rajska pu�apka Gambit Hutt�w �wit Rebelii 5-2 lata przed Now� nadziej� PRZYGODY LANDA CALRISSIANA Lando Calrissian i My�loharfa Shar�w Lando Calrissian i Ogniowicher Oseona Lando Calrissian i Gwiazdogrota Thon Boka PRZYGODY HANA SOLO Han Solo na Kra�cu Gwiazd Zemsta Hana Solo Han Solo i utracona fortuna Rok O Gwiezdne Wojny, Cz�� IV. Nowa nadzieja Gwiezdne Wojny Cz�� IV. Nowa nadzieja 0-3 lata po Nowej nadziei Opowie�� z kantyny Mos Eisley Spotkanie na Mimban 3 lata po Nowej nadziei Gwiezdne Wojny Cz�� V. Imperium kontratakuje Opowie�ci �owc�w nagr�d 3,5 roku po Nowej nadziei Cienie Imperium 4 lata po Nowej nadziei Gwiezdne Wojny Cz�� VI. Powr�t Jedi Pakt na Bakurze Opowie�ci z pa�acu Hutta Jabby WOJNY �OWC�W NAGR�D Mandaloria�ska zbroja Spisek Xizora Polowanie na �owc� 6,5-7,5 roku po Nowej nadziei X-WINGI Eskadra �otr�w Ryzyko Wedge'a Pu�apka z Krytos Wojna o Bact� Eskadra Widm �elazna Pi�� Dow�dca Solo 8 lat po Nowej nadziei �lub ksi�niczki Leii 9 lat po Nowej nadziei X-WINGI: Zemsta Isard TRYLOGIA THRAWNA Dziedzic Imperium Ciemna Strona Mocy Ostatni rozkaz 11 lat po Nowej nadziei Ja, Jedi TRYLOGIA AKADEMIA JEDI W poszukiwaniu Jedi Ucze� Ciemnej Strony W�adcy Mocy 12-13 lat po Nowej nadziei Dzieci Jedi Miecz Ciemno�ci Planeta zmierzchu X-WINGI: Gwiezdne my�liwce z Adumara 14 lat po Nowej nadziei Kryszta�owa Gwiazda 16-17 lat po Nowej nadziei Trylogia KRYZYS CZARNEJ FLOTY Przed burz� Tarcza k�amstw Pr�ba tyrana 17 lat po Nowej nadziei Nowa Rebelia 18 lat po Nowej nadziei TRYLOGIA KORELIA�SKA Zasadzka na Korelii Napa�� na Selonii Zwyci�stwo na Centerpoint 19 lat po Nowej nadziei Duologia R�KA THRAWNA Widmo przesz�o�ci Wizja przysz�o�ci 22 lata po Nowej nadziei NAJM�ODSI RYCERZE JEDI Z�ota kula �wiat Lyric Obietnice Wyprawa Anakina Forteca Vadera Ostrze Kenobiego 23-24 lata po Nowej nadziei M�ODZI RYCERZE JEDI Spadkobiercy Mocy Akademia Ciemnej Strony Zagubieni Miecze �wietlne Najciemniejszy rycerz Obl�enie Akademii Jedi Okruchy Alderaana Sojusz R�norodno�ci Mania wielko�ci Nagroda Jedi Zaraza Imperatora Powrotna Ord Mantell Tarapaty w Mie�cie w Chmurach Kryzys w Crystal Reef 25-30 lat po Nowej nadziei NOWA ERA JEDI Wektor pierwszy Mroczny przyp�yw I: Szturm Mroczny przyp�yw II: Inwazja Agenci chaosu I: Pr�ba bohatera Agenci chaosu II: Pora�ka Jedi Punkt r�wnowagi Ostrze zwyci�stwa I: Podb�j Ostrze zwyci�stwa II: Odrodzenie Gwiazda po gwie�dzie @Kim�e oni s�, ci wszyscy, tak zwani ,,niezale�ni" kupcy i badacze galaktyk? Oszustami, �otrami najgorszego pokroju! Chyba najlepiej oddaje ich charakter okre�lenie: kosmiczne �az�gi. Wystrzegajcie si� nie tylko ich samych, ale i wszystkich tych, kt�rzy powierzaj� im �adunki i korzystaj� z przewoz�w ich statkami! W najlepszym razie s� to nieuczciwi �ajdacy, kt�rzy okradaj� z nale�nego zarobku uczciwe, koncesjonowane kompanie. Najcz�ciej jednak s� to oszu�ci, defraudanci, ludzie pozbawieni zasad moralnych, a nawet przemytnicy! Czy mo�na powierzy� kt�remu� z nich wiosn� �ycie lub pieni�dze? Jedynie rz�dowe, koncesjonowane agendy s� najlepszymi, niezawodnymi gwarantami udanego interesu ! (Ust�p z Odezwy Og�lnej Nr 122267-50, wydanej przez W�adze Wsp�lnego Sektora) ROZDZIA� 1 - Hej, Chewie! Znalaz�em! Radosny okrzyk Hana tak bardzo zaskoczy� Chewbacc�, �e a� ca�y drgn��. Poniewa� za� Wookie znajdowa� si� w�a�nie pod kad�ubem "Soko�a Tysi�clecia", dokonuj�c przegl�du metalowego kolosa w �wietle plazmowej latarki, skutki nag�ego ruchu okaza�y si� nieprzyjemne - na g�sto ow�osionym czole Wookiego wyr�s� poka�nych rozmiar�w guz. Nie przejmuj�c si� tym zbytnio, Wookie zgasi� latark�, �ci�gn�� z twarzy robocz� mask� ochronn� i rzuci� ni� w przyjaciela. Han, jak nikt znaj�cy zwyczaje Chewbacci, zr�cznie uchyli� si� przed nadlatuj�c� mask� i schwyci� j� w locie. Cofn�� si� o krok i patrzy� jak Chewbacca niezdarnie gramoli si� spod kad�uba "Soko�a" na o�wietlon� jaskrawym s�o�cem powierzchni� Kamara. Ci�g�e usterki sprawi�y, �e Wookie z ka�dym dniem stawa� si� coraz bardziej wytrawnym mechanikiem. Han �ci�gn�� z oczu gogle i wyszczerzy� z�by w u�miechu, jednocze�nie uspokajaj�co kiwaj�c d�oni� na towarzysza. - Spokojnie, spokojnie! Sonniod za�atwi� nam nowy film - dla potwierdzenia swych s��w Han uni�s� w g�r� przezroczysty sze�cian. Chewbacca na chwil� zapomnia� o b�lu i z�o�ci, i przeci�gle zagwizda�. - To chyba jaki� musical - wyja�nia� Han. - Klienci i tak nie zrozumiej� ani s�owa, ale nie w�tpi�, �e uda im si� to wcisn��. Muzyka, �piew i ta�ce. Powinni by� zachwyceni! Triumfalnie potrz�sn�wszy sze�cianem, Han pomy�la�, �e szcz�cie jednak nie ca�kiem ich opu�ci�o. Mimo �e osi�gn�� ju� wiek dojrza�y, uda�o mu si� zachowa� m�odzie�czy entuzjazm. Ze wzgl�du na panuj�cy na Kamarze upa�, Han zmuszony by� rozsta� si� z nieod��czn� kamizelk�, mimo to koszula klei�a mu si� do plec�w i piersi. Ca�o�ci stroju Hana dope�nia�y wojskowe spodnie z czerwonymi lampasami i wysokie, sk�rzane oficerki. Na udzie Hana, w specjalnie obstalowanej kaburze, spoczywa� nieod��czny towarzysz pilota - pistolet szturmowy, wyposa�ony w dodatkowy makroskop. - Chewie, zobaczysz, �e b�dziemy mieli widowni� z ca�ego obszaru Badland�w! Chrz�kn�wszy co� w odpowiedzi, Chewbacca schyli� si� i podni�s� z ziemi plazmow� latark�. S�o�ce ogrzewaj�ce powierzchni� planety skrywa�o si� powoli za lini� horyzontu, zapada� zmierzch, a naprawa by�a ju� w�a�ciwie uko�czona. Nawet jak na Wookiego, Chewie by� olbrzymem - cz�ekokszta�tn� istot� o b�yszcz�cych, niebieskich oczach, ze wspania��, g�st�, rudobr�zow� grzyw�. Mia� okr�g�y, czarny, ruchliwy nos, a na jego obliczu cz�sto go�ci� u�miech. By� serdeczny dla wszystkich, kt�rych lubi� i bardzo niebezpieczny dla tych, kt�rzy o�mieliliby si� go zaczepi� lub sprowokowa�. Spo�r�d przedstawicieli w�asnego gatunku mia� niewielu przyjaci�, kt�rym by�by tak bezgranicznie oddany, jak Hanowi Solo, dla kt�rego by� r�wnie� jedynym prawdziwym przyjacielem w ca�ej wielkiej galaktyce. Pozbierawszy narz�dzia, Chewbacca wyczo�ga� si� spod statku. - Daj ju� temu spok�j - rzuci� Han. - Sonniod zaraz wpadnie si� przywita�. - M�wi�c te s�owa, wskaza� na lekki transportowiec, zaparkowany kilometr dalej. Poch�oni�ty napraw� "Soko�a" Chewbacca przegapi� moment l�dowania drugiego statku. Sonniod, drobny szpakowaty m�czyzna, kt�rego twarz przes�ania� du�y, nieco staromodny czerwony kapelusz, kroczy� w ich kierunku. Wprawnym spojrzeniem by�ego przemytnika obrzuci� "Soko�a" i w jego oczach rozb�ys�y weso�e iskierki. "Sok� Tysi�clecia" -jeden z najszybszych i najnowocze�niejszych statk�w przemytniczych nie pasowa� do bezkresnych piaszczystych r�wnin planety Kamar, gdzieniegdzie poro�ni�tych sk�p�, wyschni�t� ro�linno�ci� i trawami. Gor�ce, bia�e s�o�ce planety chyli�o si� w�a�nie ku zachodowi i Sonniod spodziewa� si�, �e jej nocni mieszka�cy wkr�tce opuszcz� swe kryj�wki. Sama my�l o tych wszystkich ryj�wkach, wysysaczach krwi i wyg�odzonych krwio�erczych stadach pe�zaczy sprawi�a, �e zadr�a�. Sonniod brzydzi� si� bowiem wszelkich pe�zaj�cych stwor�w. Pomacha� przyja�nie i wykrzykn�� s�owa powitania w kierunku Chewbacci. Wookie, zmierzaj�cy w�a�nie do wn�trza statku, odrzek� co� w swym w�asnym j�zyku, szczerz�c przy tym rado�nie z�by. "Sok� Tysi�clecia" zaparkowany by� w pobli�u naturalnego amfiteatru. Na poszczeg�lnych jego poziomach widnia�y liczne �lady �ap i ogon�w, pozostawione przez poprzednich widz�w. W dole, na samym �rodku obni�enia, na specjalnie w tym celu wyg�adzonej i pozbawionej ro�linno�ci powierzchni ustawiono olbrzymi holoprojektor, wielko�ci� i kszta�tem przypominaj�cy niewielk� rakietow� konsolet�. - S�ysza�em, �e potrzebujecie nowych film�w - rzuci� Sonniod, post�puj�c za Hanem w d� amfiteatru. - "Oczekiwanie na mi�o��" jest niestety jedynym filmem, jaki mog�em za�atwi� w tak kr�tkim czasie. - To zupe�nie wystarczy, zapewniam ci� - odpar� Han, umieszczaj�c kaset� w projektorze. - Ci prostacy obejrz� wszystko bez wyj�tku. Przez ostatnie jedena�cie wieczor�w puszcza�em w k�ko jedn� i t� sam� ta�m�, a i tak za ka�dym razem mia�em komplet widz�w. S�o�ce prawie ju� zasz�o, zbli�a� si� zmierzch. Ta cz�� planety, na kt�rej si� znajdowali, po�o�ona by�a w pobli�u r�wnika Kamara. �ci�gn�wszy z czo�a przepask� ochronn�, Han pochyli� si� nad holoprojektorem. - Wszystko gra! Zmieniamy dzisiaj repertuar. Wracajmy na statek, przydasz mi si� przy sprzeda�y bilet�w! Sonniod skrzywi� si� na sam� my�l o powrotnym wspinaniu si� na g�r�. - Przyznam ci si�, �e z pocz�tku nie wierzy�em pog�oskom, i� wraz z Wookiem zakotwiczyli�cie tutaj i zajmujecie si� prowadzeniem kina dla tubylc�w. S�ysza�em, �e mieli�cie jak�� awari� na Rampa Rapids? Han zatrzyma� si� i badawczo spojrza� na Sonnioda. - Kto ci o tym powiedzia�? Ma�y cz�owieczek wzruszy� ramionami. - Statek wygl�daj�cy jak zwyk�y transportowiec pojawia si� w pobli�u planety i niespodziewanie, chyba na skutek awarii zbiornika, zostawia za sob� chmur� pary. Wie�e kontrolne Rampu bior� go za przemytnika wody i podczas l�dowania otwieraj� do niego ogie�. Statek pozbywa si� b�yskawicznie oko�o pi�ciu tysi�cy litr�w przewo�onego �adunku i gubi pogonie, kryj�c si� w�r�d setek innych jednostek. W�adze nie s� wi�c w stanie zidentyfikowa� przest�pc�w. Mniej wi�cej w tym czasie widziano ci� na Rampie. Han ostrzegawczo zni�y� g�os. - Zbytnie gadulstwo ju� niejednego wiele kosztowa�o. Czy twoja matka nigdy ci o tym nie m�wi�a? Przybysz u�miechn�� si� szeroko. - M�wi�a mi tylko, aby nigdy nie wdawa� si� w dyskusje z nieznajomymi. I w tej kwestii, Hanie, zawsze post�puj� zgodnie z jej zaleceniami. Ale ty przecie� nie jeste� nieznajomym. Sprawdzi�e�, czy statek nie ma �adnych wyciek�w? - Nast�pnym razem sam zajm� si� za�adunkiem tych cholernych pojemnik�w - odpar� Han. - To by�a czysta woda mineralna marki Rai�a, s�odka, �r�dlana, i cholernie droga, zw�aszcza na Rampie, gdzie jak wiesz maj� tylko t� �mierdz�c� lur� z odzysku. Do diab�a! Gdyby m�j plan si� powi�d�, by�bym w tej chwili milionerem! - wola� nie wspomina�, �e w wyniku niepowodzenia ca�ej operacji w ci�gu dw�ch i p� minuty stracili wszystkie zaoszcz�dzone pieni�dze. - Wyl�dowali�my, maj�c na pok�adzie wy��cznie �adunek, kt�ry zabrali�my dla kamufla�u. R�wnie� i z nim nie unikn�li�my k�opot�w. Zamiast dwunastu sztuk holo-Lock-filler�w mia�em tylko jedena�cie i ten stary projektor. Odbiorca zaakceptowa� jedynie Lock-fillery, traktuj�c nasze honorarium jako rekompensat� za zagubiony dwunasty. Wkr�tce po starcie zorientowali�my si�, �e ci�gniemy za sob� ogon pary. Chyba wiesz, jak bardzo nienawidz� policji i s�d�w, wi�c nie mia�em wyboru. Wyl�dowa�em na tym odludziu i postanowi�em chocia� cz�ciowo odrobi� straty z pomoc� tego grata - doko�czy�, wskazuj�c holoprojektor. - Hm, widz�, �e �adne niepowodzenia nie s� w stanie ci� za�ama�, Solo - rzuci� Sonniod. - Wiesz przecie�, �e improwizowanie jest moj� specjalno�ci� - odpar� Han. - Stwierdzi�em, �e nadszed� czas wyniesienia si�, przynajmniej na chwil�, z granic Wsp�lnego Sektora. Po namy�le doszed�em do wniosku, i� mieszka�cy Badland�w maj� na co dzie� tak ma�o rozrywek... Nie myli�em si�, zreszt� przekonasz si� na w�asne oczy. Aha, dzi�ki za pomoc z kaset�. - Nie kosztowa�o mnie to wiele wysi�ku - odpar� Sonniod, gdy ruszyli ju� z miejsca. - Znam kogo�, kto zajmuje si� ich wypo�yczaniem, a "Oczekiwanie na mi�o��" jest chyba najstarszym filmem, jaki mia� na sk�adzie. W powrotnej drodze m�g�bym za niewielk� zap�at� wymieni� twoje kasety na nowe. Co ty na to? Han skin�� twierdz�co g�ow�. Powr�cili na pok�ad "Soko�a", gdzie u st�p rampy zgromadzono poka�ny stos wyrob�w miejscowego rzemios�a. W�a�nie w tej samej chwili u wej�cia na ramp� ukaza� si� robot, d�wigaj�cy obur�cz poka�nych rozmiar�w plastikowy kontener. Robot by� nieco ni�szy od Hana, szeroki w ramionach i d�ugor�ki. Porusza� si� sztywnym krokiem, co wskazywa�o, �e wyposa�ono go w skomplikowany, ci�ki system podtrzymywania r�wnowagi. Sylwetk� robot przypomina� cz�owieka, z tym �e w miejscu ludzkich oczu zainstalowano mu czerwone fotoreceptory, za� w dolnej cz�ci metalowej "twarzy" znajdowa� si� niewielki, prostok�tny otw�r. Korpus robota pokryty by� ciemnozielon�, b�yszcz�c� farb�. - I w tej kiepskiej sytuacji by�o ci� sta� na kupno nowego robota? - zapyta� zdumiony Sonniod wskazuj�c na Bolluxa, k�ad�cego w�a�nie �adunek obok stosu. - Nie kupi�em go - odpar� Han. - To oni sami o�wiadczyli mi, �e chc� zwiedzi� Galaktyk�. Czasami jednak wydaje mi si�, �e obydwaj cierpi� na ci�kie niedomagania obwod�w. Sonniod spojrza� na niego zaskoczony. - Obydwaj? - Sp�jrz! - Widz�c, �e robot wykona� ju� swoj� prac�, Han rozkaza�: - Bollux, otw�rz si�! - Tak jest, kapitanie Solo - odpowiedzia� robot pos�usznie, odchylaj�c do ty�u d�ugie ramiona. Umieszczona na jego piersiach pokrywa odsun�a si�, ukazuj�c wn�trze klatki piersiowej robota. Po�r�d wielu r�nych mechanizm�w spoczywa� niewielki, niezale�ny modu� komputerowy, pomalowany na czerwono. Pojedynczy fotoreceptor, zamontowany na jednym z wierzcho�k�w sze�ciennego modu�u, rozb�ysn�� czerwonym �wiat�em, chwil� migota�, po czym zatrzyma� si� na Hanie. - Hej, kapitanie! - rozleg� si� piskliwy, dzieci�cy g�osik. - Do wszystkich...! - st�kn�� Sonniod, pochylaj�c si� ni�ej. - To B��kitny Max - obja�ni� Han. - Max, poniewa� wewn�trz tego modu�u zawarta jest ogromna pojemno�� i moc, a B��kitny, bo lubi ten kolor. Ci dwaj to dzie�o paru zdolnych technik�w - Han pomy�la�, �e rozs�dniej b�dzie nie wtajemnicza� Sonnioda we wszystkie szczeg�y poprzedniej, pe�nej niebezpiecze�stw wyprawy na tajn� baz� rz�dow�, znan� pod nazw� Kra�ca Gwiazd. Pierwotny, stary korpus Bolluxa uleg� tam ca�kowitemu zniszczeniu, ale jego tw�rcy wyposa�yli go w nowy. Robot �yczy� sobie, aby jego nowa pow�oka przypomina�a star�, twierdz�c, �e trwa�o��, uniwersalno�� i zdolno�� wykonywania u�ytecznych prac stanowi� najlepsz� gwarancj� prze�ycia w ka�dych warunkach. Zachowa� nawet sw�j stary, przeci�g�y spos�b m�wienia utrzymuj�c, �e daje mu on wi�cej czasu do zastanowienia si� nad odpowiedzi� i sprawia, �e ludzie odnosz� si� do niego z wi�ksz� sympati�. - Gdy zostali wyzwoleni, poprosili mnie, bym zabra� ich ze sob� - wyja�nia� Han Sonniodowi. - Podr�uj� w zamian za pomoc na statku. - Kapitanie, to ostatnie z zebranych przez nas rzeczy - zameldowa� Bollux, wskazuj�c na przyniesiony kontener. - Dobrze. Zamknij pier� i uprz�tnij ten ca�y ba�agan. Po��wki pokrywy zatrzasn�y si�, ukrywaj�c B��kitnego Maxa, a Bollux pos�usznie powr�ci� na ramp�. - Solo, zawsze s�dzi�em, �e unikasz wszelkich m�wi�cych maszyn - przypomnia� Sonniod. - Czasami jednak s� one u�yteczne - odpar� Han. Pragn�c unikn�� dalszej dyskusji, zmieni� temat. - Sp�jrz, zaczyna si� ruch. Z otaczaj�cej ich ciemno�ci zacz�y si� wy�ania� liczne, zd��aj�ce w kierunku statku sylwetki. Zamieszkuj�cy Kamara Badlanderzy byli mniejsi i zwinniejsi od pozosta�ych Kamaria�czyk�w, a ich chitynowe pow�oki by�y nieco cie�sze i ja�niejsze, zbli�one kolorem do naturalnej barwy planety. Wi�kszo�� z nich spoczywa�a w charakterystycznej dla swego gatunku pozie, opieraj�c tyln� cz�� tu�owia na d�ugim, wielocz�onowym ogonie. Lisstik, jeden z niewielu Badlander�w rozr�nianych spo�r�d t�umu przez Hana, przybli�y� si� do rampy "Soko�a". Lisstik nale�a� do bardzo nielicznej grupy tubylc�w, kt�ra przyby�a na pierwszy pokaz filmu, i od tego dnia co wiecz�r przychodzi� do amfiteatru. Sprawia� on na Hanie wra�enie przyw�dcy. Nieraz siedzia� na podkulonym ogonie, �ywo gestykuluj�c i wymachuj�c pozosta�ymi dwiema przednimi ko�czynami. Jednak w bezbarwnych i prawie nieruchomych owadzich oczach Lisstika trudno by�o wyczyta� jakiekolwiek emocje. G�ow� Lisstika zdobi� niezwyk�y amulet. By� to przepalony bezpiecznik, wyrzucony przez Chewbacc� z wn�trza statku. Kamaryjczyk najwidoczniej odnalaz� gdzie� ten przedmiot i teraz, umocowawszy go na skr�conej przepasce, przyozdobi� nim sw� b�yszcz�c�, okr�g�� czaszk�. Lisstik posiad� znajomo�� paru podstawowych zwrot�w w j�zyku basie i chyba ten fakt zadecydowa�, �e to on by� przyw�dc�. Po raz kolejny zada� Hanowi pytanie, kt�re przez te wszystkie wieczory sta�o si� ju� niejako rytualnym. G�osem pe�nym dziwnych, sycz�cych d�wi�k�w, zapyta�: - Czy obejrzymy dzisiaj - mak-tk-klp - pa�skie filmy? Mamy q'mai. - Oczywi�cie, czemu nie - odpar� Han. - Po��cie q'mai tam gdzie zawsze i zajmijcie miejsca. Pokaz zacznie si�, gdy wszyscy ju� si� zgromadz�. Lisstik przytakn�� i na znak zrozumienia klasn�� dwoma �rodkowymi przegubami przednich ko�czyn, co zabrzmia�o jak uderzenie pa�eczk� w cymba�y. W chwil� p�niej wydoby� spod fa�d chityny niewielki przedmiot owini�ty w li�� i po�o�y� go na p�achcie rozpostartej przez Hana u st�p rampy. Uczyniwszy to, pr�dkimi skokami pod��y� w g��b amfiteatru. Inni pod��yli jego �ladem, sk�adaj�c na p�achcie owini�te w li�cie dzie�a lokalnej sztuki i inne, w ich mniemaniu cenne, drobiazgi. Czasami jeden Kamaria�czyk oferowa� przedmiot, stanowi�cy bilet wst�pu dla paru tubylc�w. Han nie sprzeciwia� si�. Robi� i tak niez�y interes, i nie mia�o sensu wyci�ganie od razu wszystkiego, czym dysponowali Kamaria�czycy. Poza tym sprawia�a mu przyjemno�� my�l, �e w jaki� spos�b przyczynia si� do ucywilizowania tych istot. W�r�d ofiarowanych przedmiot�w znajdowa�y si� miejscowe, prymitywne instrumenty muzyczne, pi�knie rze�bione kamienie szlachetne, bi�uteria wykonana z my�l� o dziwacznej budowie anatomicznej Kamaria�czyk�w, amulety, otwieracze do ma��y, wykute w szklanym, ostrym jak metal kamieniu, oraz czasem r�aniec modlitewny. Zaraz na wst�pie Han zabroni� tubylcom przynoszenia owsianki z nocnych komar�w, gotowanych karaluch�w, sma�onych skorpion�w i innych lokalnych przysmak�w. Teraz wzi�� do r�ki pozostawione przez Lisstika zawini�tko, rozwin�� je i pokaza� zawarto�� Sonniodowi. By�y to dwa niewielkie, nie wypolerowane klejnoty i kawa�ek mlecznobia�ego kryszta�u. - Obawiam si�, �e tym sposobem nie bardzo si� wzbogacisz, Solo - rzek� pow�tpiewaj�co Sonniod. Han wzruszy� ramionami, na powr�t owijaj�c kamyki. - Zale�y mi tylko na tym, by zebra� troch� grosza i zap�aci� za napraw� "Soko�a". Sonniod jeszcze raz badawczo przyjrza� si� statkowi. Han wola�, by statek nie wygl�da� z zewn�trz na znakomicie uzbrojony i niezwykle szybki. Taka demonstracja si�y mog�aby jedynie wzbudzi� niepo��dan� ciekawo�� i w�cibstwo wszystkich uwa�aj�cych si� za przedstawicieli prawa. - Wydaje mi si�, �e tw�j statek jest w ca�kiem dobrym stanie - stwierdzi� Sonniod. - To przecie� ten sam stary "Sok�". Z zewn�trz wygl�da jak kupa z�omu, za to jak lata! - Jest na chodzie i Chewbacca zdo�a� usun�� usterki kad�uba - obja�ni� Han. - Ale podczas pr�by l�dowania na Rampie nast�pi�a awaria wewn�trznych obwod�w. Przed przybyciem tutaj, na Badlandy, wymienili�my par� podstawowych komponent�w, ale to nie wystarczy. A tutaj, na Kamarze, dost�pne s� jedynie systemy fluidowe. Sonniod skrzywi� si� z niesmakiem. - Fluidowe? Solo, przyjacielu, wola�bym ju� na o�lep sterowa� swym statkiem. Dlaczego nie postarali�cie si� o jakie� przyzwoite obwody? Han spos�pnia�: - Widzisz, ta planeta jest bardzo odleg�a od innych, cywilizowanych system�w. Jej mieszka�c�w nadal cechuje nacjonalizm, a ich systemy obronne oparte s� na rakietach nuklearnych typu eksploduj�cego. Na pewnym szczeblu rozwoju, nie wiadomo dok�adnie pod wp�ywem jakiego wydarzenia, zrezygnowali z tradycyjnych obwod�w i zacz�li stosowa� fluidowe. Obecnie jest to jedyny zaawansowany system, jaki maj� do dyspozycji. Musieli�my powymienia� adaptery "Soko�a", aby m�c zastosowa� gazowe i p�ynne komponenty. Nie cierpi� tego systemu z ca�ego serca i niedobrze mi si� robi na sam� my�l o tym, jak wygl�daj� teraz obwody "Soko�a". Nie mog� si� doczeka� chwili, gdy b�d� m�g� je wreszcie wymieni� i zast�pi� jak�� cywilizowan� aparatur� - wzi�� do r�ki niewielk�, wyrze�bion� w czarnym kamieniu statuetk� i przez chwil� przygl�da� si� jej uwa�nie. - I my�l�, �e je�eli wszystko b�dzie nadal sz�o po mojej my�li, nie powinno to trwa� zbyt d�ugo. Po�o�y� statuetk� na mniejszym z dw�ch stos�w, le��cych u st�p rampy. Wi�kszy z nich sk�ada� si� z przedmiot�w poka�nej wielko�ci i stosunkowo niewielkiej warto�ci - instrument�w muzycznych, przedmiot�w codziennego u�ytku, narz�dzi do dr��enia tuneli, chitynowych drobiazg�w, i przeno�nych parawan�w, czasami u�ywanych przez Badlander�w. W niniejszym ze stos�w zgromadzono wszystkie szlachetne kamienie, r�kodzie�a, i co cenniejsze narz�dzia i przedmioty. A� do dzisiejszego ranka zgromadzone w ci�gu jedenastu wieczor�w przedmioty poniewiera�y si� po ca�ym wn�trzu "Soko�a" i dos�ownie ka�dy wolny skrawek powierzchni by� nimi zawalony. Po po�udniu, w czasie, gdy Chewbacca zajmowa� si� napraw� statku, Han z pomoc� Bolluxa wytaszczyli na zewn�trz wszystkie przedmioty, aby zorientowa� si�, co uda�o im si� zgromadzi�, i dokona� cho�by pobie�nego przegl�du zgromadzonych d�br. - Mo�e masz racj� - przytakn�� Sonniod. - Badlanderzy zazwyczaj nie handluj� w ten spos�b. S� niezwykle zazdro�ni o wszystko, co do nich nale�y. Jestem zdumiony faktem, �e uda�o ci si� tyle tutaj razem zgromadzi�. - My�l� �e ka�dy lubi od czasu do czasu obejrze� dobry film - odpar� Han. - Zw�aszcza gdy mieszka na planecie takiej jak ta. W innym przypadku nie uda�oby mi si� zgromadzi� tylu "skarb�w" - spojrza� na ostania grup� Kamaria�czyk�w, pod��aj�cych w g��b amfiteatru. - Wspaniale, klienci! - westchn�� z dum�. - Co zamierzasz zrobi� z wi�kszymi przedmiotami? - spyta� Sonniod, pod��aj�c za Hanem ku arenie amfiteatru. - Planujemy zorganizowa� wyprzeda� - o�wiadczy� Han. - Bardzo korzystn� wyprzeda�. S�dz�, �e zdo�amy wszystkiego si� pozby�. Obni�ki dla sta�ych klient�w i bardzo op�acalna wymiana: du�e przedmioty w zamian za ma�e - potar� d�oni� nieco zaro�ni�t� szcz�k�. - Je�eli Lisstik b�dzie chcia�, mog� mu sprzeda� nawet holoprojektor. By�oby mi smutno, gdyby Holoteatr Hana Solo przesta� istnie�. - Robisz si� sentymentalny. Mam zatem rozumie�, �e nie jeste� zainteresowany prac�? Han spojrza� na niego badawczo. - Jakiego rodzaju prac� masz na my�li? Sonniod pokr�ci� przecz�co g�ow�. - Nie wiem dok�adnie. We Wsp�lnym Sektorze chodz� s�uchy, �e jest jaka� praca dla niezale�nego pilota. Nikt nie zna bli�szych szczeg��w i nie wymienia si� w zwi�zku z tym �adnych nazwisk, ale s�ysza�em, �e gdyby� si� pojawi�, nawi�zano by z tob� kontakt. - Nigdy dot�d nie pracowa�em na o�lep - odrzek� Han. - Ani ja. Dlatego te� sam si� tym nie zainteresowa�em. Pomy�la�em jednak, �e twoja obecna sytuacja zmusi ci� do rozwa�enia tej propozycji. Ciesz� si� jednak szczerze, �e tak nie jest. Co� mi si� w tym wszystkim nie podoba. No, ale swoje zrobi�em i przekaza�em ci informacj�. Sprawdzaj�c, czy holoprojektor jest prawid�owo ustawiony, Han skin�� g�ow�. - Dzi�ki, ale nie martw si� o nas, najgorsze ju� chyba za nami. Zastanawiam si� nawet, czy nie wynaj�� kilku holoprojektor�w i nie odda� ich w dzier�aw� tubylcom, a samemu zgarnia� tylko pieni�dze. By�by to taki niewielki, dodatkowy interes. - A propos - rzek� Sonniod. - Jaki film pokazywa�e� im dotychczas? - To epos przygodowy "Varn - Wodne Kr�lestwo". Wiesz, taka bajka o �yciu rybak�w, po�awiaczy pere� na archipelagach, pe�na scen z podwodnego �wiata, walki na �mier� i �ycie z olbrzymimi o�miornicami, krabami, i inne tego typu bzdury. Chcia�by� pos�ucha� listy dialogowej? Znam j� na pami��. - Nie, dzi�kuj� - odpar� Sonniod, w zamy�leniu marszcz�c czo�o - Zastanawiam si�, jaka b�dzie ich reakcja na nowy film. - B�d� zachwyceni! - odpar� Han. - Ta�ce, �piew, b�d� klaskali do rytmu! - Solo, przypomnij mi, jakiego s�owa u�y� Lisstik w odniesieniu do "wej�ci�wki"? - "Q'mai" - odpar� Han, dokonuj�c ostatnich dopasowa� holoprojektora. - Nie maj� odr�bnego s�owa na "wej�ci�wk�", ale uda�o mi si� jako� dogada� z Lisstikiem i stwierdzi�em, �e q'mai najlepiej oddaje sens tego s�owa. A dlaczego pytasz? - S�ysza�em to s�owo wcze�niej, w�a�nie tutaj, na Ka-marze. - Widz�c, �e za chwil� zacznie si� pokaz, Sonniod przesta� si� jednak nad tym zastanawia�. R�wnomierne buczenie holoprojektora przyg�uszy�o wszystkie inne odg�osy. Badlanderzy, dotychczas g�o�no rozmawiaj�cy we w�asnym j�zyku, ucichli i znieruchomieli. "Oczekiwanie na mi�o��" by�o filmem standardowym. Zaczyna� si� on bez czo��wki ani tytu�u, poprzedzony jedynie numerem porz�dkowym. Han pomy�la�, �e w zasadzie by�o to bez znaczenia, gdy� litery, pismo i cyfry by�y ca�kowicie nieznane w tych rejonach wszech�wiata. Zastanawia� si�, jak tubylcy zareaguj� na ludzk� choreografi� i muzyk�, kt�rych nie mieli okazji podziwia� w "Varnie - Wodnym Kr�lestwie". Po chwili na ekranie ukaza� si� smutny, melancholijny bohater, opuszczaj�cy w�a�nie transportowiec i udaj�cy si� do pracy na statku remontowym. Rozleg�a si� lekka, dyskretna muzyka, co jednak�e wprawia�o zgromadzonych w wyra�ne zak�opotanie. Odg�osy rozm�w stawa�y si� z ka�d� sekund� coraz g�o�niejsze i nie usta�y nawet w�wczas, gdy g��wny bohater zacz�� si� sposobi� do od�piewania pierwszego songu. Zanim jednak zd��y� od�piewa� cho�by pierwsz� zwrotk�, ha�as sta� si� tak dono�ny, �e zupe�nie zag�uszy� muzyk�. Spo�r�d licznych okrzyk�w Han parokrotnie wy�owi� imi� Lisstika. Podkr�ci� nieco g�o�no��, maj�c nadziej�, �e t�um si� uspokoi, i jednocze�nie gor�czkowo zastanawia� si� nad tym, co by�o przyczyn� tak dziwnego zachowania tubylc�w. Sporej wielko�ci kamie�, ci�ni�ty przez jednego z Kamaria�czyk�w przelecia� tu� obok Hana i z hukiem uderzy� w holoprojektor. W blasku rzucanego przez holoprojektor s�abego �wiat�a widzieli rozw�cieczony t�um wymachuj�cych przednimi ko�czynami tubylc�w. Ich oczy jarzy�y si� w ciemno�ci r�norodnymi blaskami. Kolejny kamie� uderzy� w holoprojektor. Han a� podskoczy� z wra�enia, unikaj�c dzi�ki temu trafienia ledwie co ogryzion� ko�ci�, kt�ra min�a go dos�ownie o milimetry. - Solo... - zacz�� Sonniod, jednak Han nie s�ysza� go. Dostrzeg�szy w t�umie Lisstika, pogna� w jego kierunku. - Do diab�a, co si� tutaj dzieje?! Ka� im si� natychmiast uspokoi�! B�d�cie cierpliwi, ten film jest naprawd� ciekawy! Wszelkie dyskusje z Lisstikiem by�y jednak bezcelowe. Kamaria�czyk, otoczony zwartym kordonem rozw�cieczonych wsp�ziomk�w, wymachuj�cych ko�czynami i ogonami i czyni�cych przy tym niesamowity rwetes, nie by� zdolny do jakiejkolwiek interwencji. Jeden z otaczaj�cych go wsp�plemie�c�w doskoczy� do�, zdzieraj�c z jego g�owy opask� z przepalonym bezpiecznikiem-amuletem. Ca�y amfiteatr wype�ni� si� odg�osami burzliwych dyskusji, sprzeczek i k��tni. - O, Bo�e - j�kn�� Sonniod - Solo, w�a�nie sobie przypomnia�em, co dok�adnie znaczy q'mai - s�ysza�em to s�owo w pomocnej cz�ci planety. "Q'mai" nie znaczy "wej�ci�wka", w ich j�zyku to s�owo oznacza "dary". Pr�dko, po�piesz si�! Gdzie jest ten drugi film, kt�ry puszcza�e� przez te wszystkie wieczory? T�um rozw�cieczonych tubylc�w z wolna otacza� szczelnym kordonem holoprojektor. D�o� Hana pow�drowa�a ku pistoletowi. - Na pok�adzie "Soko�a". Dlaczego pytasz? O czym ty w og�le m�wisz? - Czy ty naprawd� nie my�lisz? Wy�wietla�e� im film, pokazuj�cy �wiat, na kt�rym jest tyle wody, �e nigdy nie byli sobie w stanie nawet tego wyobrazi�, �wiat na kt�rym �yj� nieznane, fascynuj�ce istoty. G�upcze, przecie� ty nie za�o�y�e� kina, ty stworzy�e� religi�! Han wci�gn�� g��boko powietrze. - Do diab�a, sk�d mog�em wiedzie�?! Jestem zwyk�ym pilotem, a nie wys�annikiem bog�w! Poci�gn�wszy Sonnioda za r�kaw, da� mu znak do wycofania si�. Z g�ry dobieg� ich ostrzegawczy ryk Chew-bacci, za� na ekranie holoprojektora g��wny bohater i jego towarzysze poch�oni�ci byli wykonywaniem jakiego� akrobatycznego ta�ca. Stoj�cy w bezpo�redniej blisko�ci Badlanderzy, widz�c zdesperowany wzrok Hana, cofn�li si� nieco przed post�puj�cymi w ich kierunku m�czyznami. Paru odwa�niejszych Kamaria�czyk�w zaatakowa�o holoprojektor, uderzaj�c we� kijami, kamieniami, i wszystkim, co im wpad�o w r�ce. Maszyna zacz�a si� chwia� na wszystkie strony, a obraz na ekranie uleg� zak��ceniom. Widz�c to, kilku co bardziej agresywnych wandali ruszy�o w kierunku Hana. Czuj�c instynktownie, �e nawet zwr�cenie q'mai nie uspokoi wzburzonego t�umu niedawnych "wyznawc�w", Han wyszarpn�� pistolet i nacisn�� spust, celuj�c w ziemi�. Wystrza� spowodowa� eksplozj� piaszczystej ziemi i od�upanie paru niewielkich kawa�k�w twardej skaty. Han wystrzeli� jeszcze dwukrotnie - na prawo i lewo - z zamiarem przestraszenia napastnik�w. Strza�y Hana osadzi�y Badlander�w w miejscu. Ich ogromne oczy nieruchomo wpatrywa�y si� w szkar�atne promienie, a g�rne ko�czyny odruchowo os�ania�y g�owy. Han uzna�, �e chwilowe oszo�omienie Kamaria�czyk�w powinno da� im do�� czasu na dotarcie do statku. - Poczekaj tam na nas! - krzykn�� do kryj�cego si� w ciemno�ciach Chewbacci - Grzej silnik! Tymczasem t�um dokonywa� dzie�a zniszczenia holoprojektora. Syntetyzator d�wi�ku wydawa� z siebie ju� tylko charkliwe odg�osy. Na ekranie od czasu do czasu ukazywa�y si� pojedyncze, zamazane obrazy. Han wycofywa� si� po kroku, uwa�nie obserwuj�c Kamaria�czyk�w. W pewnej chwili zauwa�y�, �e Lisstik wynurza si� z ciemno�ci i z furi� rzuca si� na holoprojektor. - Wygl�da na to, �e najwy�szy kap�an postanowi� zerwa� z ko�cio�em - zakpi� Sonniod. Lisstik, oderwawszy jeden z element�w tablicy kontrolnej, zamachn�� si� i cisn�� nim w Hana, wydaj�c jednocze�nie seri� wrogich okrzyk�w. Rozw�cieczony Han przesta� panowa� nad sob�. - Oczekujesz przedstawienia? B�dziesz je mia�, ma�y parszywcze! - Wypali� w kierunku holoprojektora. Czerwona wi�zka promieni dosi�g�a urz�dzenia, sk�d po chwili dobieg�y ich odg�osy kr�tkiej, wt�rnej eksplozji. Nagle z uszkodzonego syntetyzatora doby� si� przera�liwy ryk - zwielokrotnione okrzyki, piski, wrzaski i wycia o nat�eniu, jakiego dotychczas Han nie s�ysza�. Ca�y amfiteatr zadudni� nowymi, nie znanymi Kamaria�czykom d�wi�kami. W odpowiedzi t�um zawy� i w panice rzuci� si� do ucieczki. Han i Sonniod korzystaj�c z okazji biegiem rzucili si� w kierunku "Soko�a Tysi�clecia". Zanim jednak zd��yli dopa�� do statku, us�yszeli odg�osy zbli�aj�cej si� pogoni. Nie wszyscy tubylcy ulegli panice. Han obr�ci� si� i parokrotnie wystrzeli� na o�lep w powietrze i w ziemi�. Wci�� unika� zabijania niedawnych klient�w i postanowi�, �e uczyni to dopiero w chwili, gdy zagro�one b�dzie jego �ycie. Gdy dobiegli do rampy "Soko�a", ujrzeli, �e Chewbacca przygotowa� ju� maszyn� do lotu. Z dysz wylotowych statku dobywa�y si� k��by fioletowego dymu, a temperatura powietrza znacznie wzros�a. W tej samej chwili ci�ni�ty z wn�trza statku kamie� poszybowa� gdzie� w ciemno��, powstrzymuj�c na chwil� rozjuszonych tubylc�w. Dotarli w ko�cu do rampy. Sonniod p�dem wbieg� do �rodka, za� Han przystan�� na chwil� i pochyliwszy si� nad stert� co cenniejszych q'mai, usi�owa� uratowa� cho� par� sztuk z nieodwracalnie utraconych przedmiot�w. Spory kamie�, ci�ni�ty dla odmiany przez kt�rego� z tubylc�w, uderzy� w burt� "Soko�a", za� wyj�cy t�um z ka�d� chwil� by� coraz bli�ej. - Solo, pr�dzej! - ponagli� Hana Sonniod. Prostuj�c si� Han ujrza�, �e tubylcy szczelnym kr�giem otoczyli statek. Wystrzeli� ostrzegawczo w ich kierunku, ale teraz nie zrobi�o to �adnego wra�enia. Wycofuj�c si� w kierunku wej�cia, Han strzeli� jeszcze dwukrotnie i pad� trafiony sporym od�amkiem ska�y. Na czworakach wczo�ga� si� do wn�trza statku. Gdy g��wny w�az zosta� zamkni�ty, w korytarzu ukaza� si� wykrzywiony z w�ciek�o�ci Chewbacca. - Jak mog�em przewidzie�, �e co� takiego si� stanie! - krzykn�� Han. - Przecie�, do diab�a, nie jestem jasnowidzem! Szybko, startuj i skieruj "Soko�a" w kierunku statku Sonnioda! - Chewbacca na powr�t skry� si� wewn�trz sterowni, a Sonniod pom�g� Hanowi unie�� si� z kolan. - Nic si� nie martw - rzek� Solo. - Zd��ysz wystartowa�, zanim te dzikusy spostrzeg�, co si� dzieje, i dotr� do twojego statku. - Ale co si� stanie z tob� i Wookiem? - spyta� Sonniod. Statek z lekka zachwia� si�, uni�s� z ziemi, i poszybowa� w kierunku zaparkowanego opodal pojazdu Sonnioda. - Na twoim miejscu nie ryzykowa�bym powrotu tutaj. - My�l� �e nie mamy wyboru. Udamy si� z powrotem w obszar Wsp�lnego Sektora - westchn�� Han. - I spr�bujemy wyw�cha�, czy nie znajdzie si� tam dla nas jaka� praca. Mam nadziej�, �e do tej pory zd��yli ju� o nas zapomnie�. Sonniod z pow�tpiewaniem potrz�sn�� g�ow�. - Spr�buj si� zorientowa�, co to za robota, zanim j� we�miesz - odpar�. - Nikt nie wie dok�adnie, na czym ma ona polega�. - W tej chwili nie mog� pozwoli� sobie na grymasy. B�d� musia� j� wzi�� - rzek� Han z rezygnacj�. � g��bi kokpitu dobieg�o dono�ne pohukiwanie Chewbacci. - On ma racj� - dorzuci� Han. - Spokojne �ycie nie jest nam pisane. ROZDZIA� 2 "Sok� Tysi�clecia", przemierzaj�cy bezkresne przestrzenie Galaktyki, sprawia� wra�enie statku widma, jak stary, dawno zapomniany "Odkrywca Permondiri", czy legendarna "Kr�lowa Ranroon". Otoczony k��bami fosforyzuj�cego dymu i strumieniami �wietlistej energii, statek przypomina� wielobarwn� ilustracj� ksi��ki dla dzieci. Wlecieli w�a�nie w g��b atmosfery Lura, planety po�o�onej niedaleko granic Wsp�lnego Sektora. Silnie zjonizowana warstwa atmosfery planety sprawi�a, �e "Soko�a" otoczy�a auereola iskrz�cych promieni i eksploduj�cych �adunk�w elektrycznych. Ta burza i p�d powietrza sprawi�y, �e nawet wewn�trz statku panowa� trudny do wytrzymania ha�as, a widoczno�� spad�a prawie do zera. Han i Chewbacca wpatrywali si� uwa�nie we wska�niki kontrolne, pragn�c za wszelk� cen� zorientowa� si� w po�o�eniu statku i sytuacji, w jakiej si� znale�li. Chewbacca pochrz�kiwa� z irytacj�, jednocze�nie bacznie obserwuj�c wszelkie, cho�by najmniejsze wahni�cia wskaz�wek system�w kontrolnych. Han by� r�wnie zdezorientowany. - Sk�d mam wiedzie�, jak gruba jest warstwa zjonizowana? Instrumenty oszala�y w tej burzy. Nie jestem w stanie temu zaradzi�! - ponownie pochyli� si� nad swoj� cz�ci� konsolety. W odpowiedzi Wookie warkn�� co� ostrzegawczo. Tu� za jego plecami, z fotela nawigatora, rozleg� si� spokojny g�os Bolluxa: - Kapitanie Solo, zapali� si� jeden ze wska�nik�w. Wydaje mi si�, �e nast�pi�a awaria w nowym systemie kontrolnym. Nie odrywaj�c wzroku od przyrz�d�w, Han rzuci� siarczyst� wi�zank� przekle�stw, po czym uspokoi� si� nieco. - To przez te cholerne fluidy! Wspaniale! Chewie, pami�tasz, m�wi�em ci, �e b�dziemy mieli k�opoty, no nie? Wookie uni�s� pot�n�, w�ochat� �ap�, nakazuj�c Hanowi spok�j. - Z czym masz k�opoty? - zapyta� Han Bolluxa. Receptory robota wnikn�y w g��b systemu kontrolnego, sprawdzaj�c wska�niki umiejscowione w s�siedztwie obwod�w fluidowych. - Z systemem awaryjnym statku, kapitanie. Zw�aszcza z aparatur� celownicz�. - Sprawd�, czy mo�esz jako� temu zaradzi�, Bolluxie. Tylko tego nam brakuje, aby "Sok�" utraci� zdolno�� samoobrony. Id� do maszynowni i sprawd�, co da si� zrobi�. Gdy tylko Bollux wygramoli� si� z fotela i opu�ci� sterowni�, Han postanowi� na razie zapomnie� o sprawie i nie zaprz�ta� sobie ni� g�owy. Chewbacca zarycza� rado�nie; w ko�cu uda�o mu si� uzyska� pozytywne odczyty. Han przechyli� si� w fotelu i rzuciwszy okiem na konsolet� Wookiego stwierdzi�, �e najprawdopodobniej wynurzali si� ju� z warstwy zjonizowanej. Zmniejszy� pr�dko�� statku, gdy� na przek�r wskazaniom instrument�w obawia� si�, �e strefa jonizacji mo�e si�ga� nawet powierzchni planety. W takim przypadku nie umkn�liby fatalnej w skutkach kolizji. Ci, kt�rzy wynaj�li "Soko�a" na ten kurs, ani s�owem nie wspomnieli o warstwie zjonizowanej i czekaj�cych ich w drodze niespodziankach. Po przybyciu w granice Wsp�lnego Sektora, Han skontaktowa� si� z paroma po�rednikami, oferuj�c swoje us�ugi i dyskrecj�. Zgodnie z przewidywaniami Sonnioda, oczekiwanie na prac� nie trwa�o zbyt d�ugo. Wkr�tce otrzymali anonimow� ta�m� magnetofonow� z nagranymi instrukcjami i niewielk� zaliczk�. B�d�c po uszy w d�ugach i nie dysponuj�c �adn� got�wk�, nie mieli wyboru i ignoruj�c ostrze�enia Sonnioda, przyj�li zlecenie. Czy naprawd� jestem g�upi od urodzenia, czy te� g�upiej� z wiekiem?, zastanawia� si� Han, zniech�cony dotychczasowymi trudami podr�y. Jednak w�a�nie w tym momencie zar�wno burza, jak i warstwa zjonizowana znikn�y jak za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki. "Sok�" przelatywa� teraz przez czyste, spokojne warstwy atmosfery Lura. Daleko w dole widoczna by�a powierzchnia planety, wysokie szczyty g�rskie, wznosz�ce si� ponad nisk�, sk��bion� warstw� chmur. Kolejny wska�nik na tablicy "Soko�a" rozb�ysn�� czerwonym �wiate�kiem. Sensory dalekiego zasi�gu wybra�y miejsce odpowiednie do l�dowania. Han w��czy� automatycznego pilota i pochyli� si� nad tablic� rozdzielcz�. - No, my�l�, �e znalaz�y nam nie najgorsze l�dowisko - stwierdzi� z satysfakcj�. - Rozleg�y p�askowy� pomi�dzy tymi dwoma ni�szymi szczytami - o�wiadczy� - to chyba pole lodowe. - Nacisn�� przycisk na he�mofonie i rzek� do mikrofonu interkomu: - Bolluxie, podchodzimy do l�dowania. Zostaw to, co robisz, i przygotuj si�. Skorygowany lot statku skierowa� maszyn� na miejsce l�dowania. Sensory sterowania naziemnego nie stwierdzi�y obecno�ci �adnych przeszk�d czy zagro�e�, jednak Han wola� nie ryzykowa�, podejrzewaj�c, �e wskutek burzy elektrycznej aparatura mog�a ulec jakiej� awarii. Zanurzyli si� w warstwie chmur, w��czaj�c jednocze�nie ekrany ochronne. Sensory wydawa�y si� funkcjonowa� normalnie. Otrzymywali na bie��co dok�adne informacje na temat wysoko�ci i po�o�enia statku. Widoczno�� by�a wystarczaj�ca do bezpiecznego l�dowania. Teraz, z bliska, powierzchnia Lura jawi�a si� jako bezkresna r�wnina, omiatana odwiecznymi wichurami. "Sok�" bardzo powoli traci� wysoko��, gdy� Han obawia� si�, by jego podwozie nie ugrz�z�o w wielometrowej warstwie kopnego �niegu. Szcz�ciem natrafili na twarde pod�o�e i dopiero teraz sensory ujawni�y to, co Han podejrzewa� ju� wcze�niej: �e wyl�dowali na polu lodowym.. Han �ci�gn�� he�mofon, r�kawice i odpi�� pas, kt�rym przymocowany by� do fotela. Uni�s� si� z miejsca, po czym spojrzawszy na Wookiego, rzek�: - Zosta� tutaj i miej oko na wszystko. Id� opu�ci� ramp� i zorientowa� si�, co z tym �adunkiem. - Za pustym fotelem nawigatora le�a�o zawini�tko, kt�re teraz Han uni�s� i zarzuci sobie na rami�. Kieruj�c si� ku rampie statku, natkn�� si� na Bolluxa. Robot wychodzi� w�a�nie z maszynowni. Klapa na jego piersiach by�a otwarta, a B��kitny Max wspomaga� Bolluxa w pracy. - Co z tym uszkodzeniem? - zapyta� Han. - Dali�cie sobie rad�? Bollux stan�� na baczno��. - Obawiam si�, �e nie, kapitanie Solo, chocia� uda�o nam si� wykona� prowizoryczn� napraw�, zanim wysiad� ostatni modu� zabezpieczaj�cy. Wy��czyli�my wi�c ca�y system, gdy� jego naprawa przekracza nasze mo�liwo�ci. - �aden technik nie poradzi sobie z tymi fluidami, kapitanie - zaszczebiota� B��kitny Max. - Przyda�by si� raczej cholerny hydraulik - w g�osie komputera zabrzmia�a ledwie skrywana ironia. - Dobrze, porozmawiamy o tym p�niej. I uwa�aj, jak si� wyra�asz, Max. To, �e ja tak m�wi�, nie upowa�nia ci� do na�ladowania. Zostawcie to na razie tak jak jest. Je�eli wszystko dobrze p�jdzie, zarobimy na tym kursie tyle, �e b�dzie nas sta� na wymian� ca�ego systemu. Bollux, chod� ze mn�, musimy wnie�� �adunek, a nie chcia�bym, aby� odstraszy� mi klient�w. Nie obra� si�, Max, ale niekt�rzy ludzie w�a�nie tak na ciebie reaguj�. - W porz�dku, kapitanie - odpar� pos�usznie Max, gdy zasuwy na piersiach Bolluxa domyka�y si�. Han stwierdzi�, �e mimo swej wrodzonej niech�ci do robot�w, zdo�a� jako� przyzwyczai� si� do Bolluxa i Maxa. Nie m�g� jednak poj��, jakim cudem te dwa diametralnie r�ne mechanizmy tak dobrze si� rozumia�y i wsp�pracowa�y ze sob�. Dumaj�c nad tym, Han rozsup�a� przyniesione z kabiny zawini�tko - kombinezon termiczny, a nast�pnie ubra� si�. Zanim jednak na�o�y� grube r�kawice, wyj�� pistolet i odbezpieczy� bro�. Na�o�y� he�m z odblaskow� przes�on� na oczy i nacisn�� przycisk termostatu, uruchamiaj�c system grzewczy kombinezonu. - B�d� w pobli�u - rozkaza� Bolluxowi. - Na wypadek, gdybym potrzebowa� pomocy przy �adunku. - Czy m�g�bym zapyta�, jakiego rodzaju �adunek b�dziemy przewozi�, kapitanie? - odpar� Bollux, jednocze�nie otwieraj�c tajn� skrytk� pod pok�adem. - W tej chwili mo�esz si� najwy�ej domy�la�, tak jak i ja - Han wskaza� r�k� na przycisk w�azu. - Nikt mnie o tym nie poinformowa�, a ja nie mia�em prawa pyta�. Spodziewam si� tylko, �e nie b�dzie to nic du�ego. Zasuwa unios�a si� i do wn�trza statku wdar� si� podmuch lodowatego wiatru. Przekrzykuj�c wichur�, Han zawo�a�: - Niezbyt ciep�e przyj�cie, no nie? Pod��yli w d� rampy, z trudem pokonuj�c op�r wiatru. Przez chwil� Solo zastanawia� si�, czy nie cofn�� si� po aparat tlenowy, ale doszed� do wniosku, �e nie b�dzie przebywa� na zewn�trz zbyt d�ugo. P�atki �niegu odbija�y si� od jego he�mu, ograniczaj�c pole widzenia. Przyci�ganie na planecie r�ni�o si� nieco do standardowego, nie na tyle jednak, by poruszanie si� by�o utrudnione. Zeskoczywszy z rampy, Han dostrzeg�, �e wok� wspornik�w zd��y�y si� ju� uformowa� niewielkie zaspy �nie�ne. Wok� panowa�a ca�kowita pustka. Planeta sprawia�a wra�enie bezludnego, lodowego �wiata. Wolnym krokiem Han przybli�y� si� do nadajnika sygna�u namiarowego i przyjrza� mu si� badawczo. By� to standardowy model, przeznaczony do u�ytku w miejscach pozbawionych skomplikowanej nawigacyjnej i radarowej aparatury. Nieco przyt�umiony, dobiegaj�cy z ty�u g�os, natychmiast osadzi� go w miejscu. - Solo? Han odruchowo si�gn�� r�k� do kabury, chwytaj�c kolb� pistoletu. W tej samej chwili z szalej�cej �nie�ycy wynurzy� si� m�czyzna, tak jak i Han odziany w kombinezon termiczny. Biel kombinezonu i odblaskowy he�mofon czyni�y go prawie niewidocznym na tle lodowca. Cz�owiek zbli�y� si�, unosz�c w g�r� r�ce. Han dostrzeg� zarysy paru innych sylwetek, wy�aniaj�cych si� z zawiei. - Tak, to ja - odpar� dziwi�c si�, jak bardzo he�m zmienia brzmienie g�osu - Czy to ty jeste�... Zlarb? Przybysz skin�� g�ow�. By� to wysoki, silnie zbudowany m�czyzna o niezwykle bia�ej karnacji sk�ry, jasnej, z�oto-blond brodzie i szarych oczach, kt�re badawczo wpatrywa�y si� w Hana. Nie spuszczaj�c wzroku z pilota, Zlarb u�miechn�� si� szeroko. - Zgadza si�, kapitanie. Mo�emy przyst�pi� do za�adunku. Han usi�owa� dostrzec cokolwiek za �nie�n� kurtyn�, rozci�gaj�c� si� za plecami Zlarba. - Czy jest was tylu, �e wystarczy do przeniesienia �adunku? Mam na pok�adzie podr�czny przeno�nik i m�g�bym... Czy chcesz, abym po niego poszed�? Zlarb spojrza� na Hana nieprzeniknionym wzrokiem, po czym ponownie si� u�miechn��. - Nie. My�l�, �e damy sobie rad� bez problem�w. Co� w zachowaniu m�czyzny, jego ironiczny u�miech i sardoniczny ton odpowiedzi sprawi�y, �e Hana ogarn�� niepok�j. Ju� dawno temu nauczy� si� ufa� przeczuciom. Spojrza� na niewyra�ny zarys "Soko�a", �ywi�c nadziej�, �e Chewbacca zachowa� czujno��, a statek jest gotowy do startu. Z regu�y nie mieli nigdy k�opot�w przy za�adunku towar�w. Do nieprzyjemnych niespodzianek dochodzi�o tylko czasami podczas roz�adunku i zap�aty. Co� mu jednak m�wi�o, �e tym razem mo�e by� inaczej. Han cofn�� si� o krok i spojrza� Zlarbowi prosto w oczy. - W takim razie p�jd� przygotowa� statek do startu. - Chcia� zada� m�czy�nie kilka pyta�, postanowi� jednak jeszcze chwil� z tym zaczeka�. - Przenie�cie �adunek na ramp�, a my wniesiemy go stamt�d do �adowni. Zlarb u�miechn�� si� nieszczerze. - Nie, Solo. S�dz�, �e b�dzie lepiej, je�eli razem udamy si� na pok�ad twego statku, i to zaraz. Han zamierza� w�a�nie poinformowa� m�czyzn�, �e z zasady nie odbywa tego typu spotka� na pok�adzie, gdy zauwa�y�, �e d�o� rozm�wcy otwiera si�, ods�aniaj�c niewielki pistolet, dotychczas ukryty w r�kawicy termicznej. Przez u�amek sekundy Han zastanawia� si�, czy nie si�gn�� po w�asny, doszed� jednak do s�usznego wniosku, �e zanim by to zrobi�, le�a�by martwy na �niegu. Migoc�ce �wiat�a l�dowiska odbija�y si� w przes�onie he�mu Zlarba, nadaj�c m�czy�nie nieco z�owrogi wygl�d. - Trzymaj r�ce z dala od kabury, Solo, i st�j plecami do statku, tak, aby tw�j partner ci� nie widzia�. �adnych niepotrzebnych ruch�w. S�ysza�em to i owo na temat twojej bieg�o�ci w pos�ugiwaniu si� broni�, wi�c wol� nie ryzykowa� i b�d� od razu strzela�. Wyszarpn�wszy z kabury pistolet Hana, zatkn�� go sobie za pas. - A teraz ruszamy. Trzymaj r�ce opuszczone wzd�u� tu�owia i nie pr�buj ostrzec Wookiego - obr�ci� si� ku towarzyszom, d�oni� wskazuj�c im "Soko�a". Han pomy�la� z gorycz�, �e z wi�kszej odleg�o�ci wygl�da�o to na zwyk�y grzeczno�ciowy gest. Podczas drogi Han usi�owa� zorientowa� si� w sytuacji. Ci ludzie dobrze wiedzieli, co robi�. Post�powali zgodnie z wcze�niejszym planem. Gotowo�� u�ycia broni przez Zlarba i jego towarzyszy dobitnie �wiadczy�a o tym, �e przybysze grali o wysok� stawk�. W miar� przybli�ania si�, kad�ub "Soko�a Tysi�clecia" stawa� si� coraz bardziej wyra�ny. - �adnych gwa�townych ruch�w, Solo - ostrzeg� Zlarb. - Nie pr�buj nawet zmarszczy� nosa, bo zginiesz na miejscu. Han musia� przyzna�, �e Zlarb sprytnie to wszystko zaplanowa�, chocia� zapomnia� pomy�le� o jednym. Solo i Chewbacca ju� dawno temu opracowali tajny kod wzajemnego ostrzegania podczas za�adunk�w i roz�adunk�w: wystarczy�o, by Han nie wypowiedzia� um�wionego "wszystko w porz�dku" podczas wchodzenia na pok�ad, by Chewbacca natychmiast zorientowa� si� w sytuacji. Mimo wyj�cego i �wiszcz�cego wiatru us�yszeli warkot pracuj�cych silnik�w. Zwykle