3337

Szczegóły
Tytuł 3337
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3337 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3337 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3337 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

BRET EASTON ELLIS AMERICAN PSYCHO T�umaczenie J�drzej Polak Krak�w 2001 Etiuda PRIMA APRILIS PORZU�CIE WSZELKA NADZIEJ� WY, KT�RZY TU WCHODZICIE napisano krwistoczerwonymi literami na bocznej �cianie Chemical Bank niedaleko rogu Jedenastej i Pierwszej, a napis jest wystarczaj�co du�y, by mo�na by�o go dostrzec z tylnego siedzenia taks�wki wbijaj�cej si� w ruch wylewaj�cy si� z Wall Street, lecz wtedy, gdy Timothy Price zauwa�a te s�owa, nadje�d�a autobus - z reklam� N�dznik�w na boku - zas�aniaj�c widok, ale Price, kt�ry pracuje dla Pierce�a & Pierce�a i ma dwadzie�cia sze�� lat nie zwraca na to uwagi, poniewa� w�a�nie m�wi kierowcy, �e da mu pi�� dolar�w, je�li ten w��czy g�o�niej radio - stacja WYNN nadaje �Be My Baby� - a kierowca, czarny, lecz nie-Amerykanin, robi, co mu ka��. - Jestem zaradny - m�wi Price - jestem tw�rczy, jestem m�ody, pozbawiony skrupu��w, posiadam olbrzymi� motywacje, i nieprzeci�tne zdolno�ci. M�wi�c kr�tko spo�ecze�stwa nie sta� na to, �eby mnie straci�. Jestem zbyt c e n n y. - Price uspokaja si� i w dalszym ci�gu wygl�da przez brudn� szyb� taks�wki, patrz�c by� mo�e na s�owo STRACH - wymalowane sprayem czerwone graffiti na bocznej �cianie McDolanda przy rogu Czwartej i Si�dmej. - Wiesz o co mi chodzi? Powiem ci: jest faktem, �e wszystkich g�wno obchodzi ich praca, ka�dy nienawidzi swojej roboty, j a te� jej nienawidz�, t y jak s�ysza�em tak�e jej nienawidzisz. I co mamy zrobi�? Co ja mam zrobi�? Wr�ci� do Los Angeles? To � a d n a alternatywa. Nie po to przenosi�em si� z UCLA do Stanford, �eby p�j�� na co� takiego. Rzecz w tym, pojmujesz... czy t y l k o j a uwa�am, �e zarabiamy za ma�o pieni�dzy? - Jak w kinie pojawia si� nast�pny autobus i kolejny plakat N�dznik�w zas�ania tamto s�owo - to musi by� inny autobus, bo kto� napisa� LESBIJA na twarzy Eponiny. Tim mamrocze: - Mam tu du�e mieszkanie. Na Boga, mam dom w Hamptons. - Rodzic�w, ch�opcze. Nale�y do rodzic�w. - Kupuj� go od nich. Czy m�g�by� kurwa zrobi� to g�o�niej? - rzuca od niechcenia w stron� kierowcy; w radiu ci�gle grzmi� The Crystals. - Si� nie da zrobi� g�o�ni - tak zdaje si� brzmi odpowied� kierowcy. Timothy nie zwraca na niego uwagi i peroruje poirytowany: - M�g�bym ostatecznie mieszka� w tym mie�cie, gdyby tylko zainstalowali w taks�wkach Blaupunkty. ODM III czy ORC II z dynamicznym systemem strojenia - Spuszcza z tonu. - Kt�ry� z tych dw�ch. Na czasie przyjacielu, bardzo na czasie. Zdejmuje z szyi s�uchawki drogo wygl�daj�cego walkmana i wci�� narzeka: - Nienawidz� narzeka�, naprawd�, na odpadki, �mieci, choroby, na to, jak brudne jest to miasto, obaj wiemy, �e jest to pewien s t y... - M�wi bez przerwy otwieraj�c swoj� now� dyplomatk� Turni z ciel�cej sk�ry, kt�r� kupi� u D.F. Sandersa. Wk�ada walkmana do teczki, obok easa-phonu Panasonic - przeno�nego, bezprzewodowego, sk�adanego telefonu wielko�ci portfela (kiedy� mia� przeno�ny telefon NEC 9000 Porta) - i wyci�ga dzisiejsz� gazet�. - Tylko jedno wydanie, j e d n o wydanie, co my tu mamy... uduszone modelki, niemowl�ta zrzucone z dach�w kamienic, dzieci zamordowane w metrze, manifestacja komunist�w, znikni�cie szefa mafii, nazi�ci - z podnieceniem przerzuca strony - baseballi�ci, chorzy na AIDS, kolejne g�wno o mafii, korek, bezdomni, przer�ni maniacy, peda�y padaj�ce jak muchy na ulicach, zast�pcze matki, koniec mydlanej opery, dzieciaki w�amuj� si� do zoo, gdzie torturuj� i spalaj� �ywcem zwierz�ta, jeszcze raz nazi�ci... a dowcip polega na tym, najlepsze jest to, �e wszystko dzieje si� w jednym mie�cie, tutaj, nigdzie indziej, co za syf, hej poczekaj, nast�pni nazi�ci, korek, korek, sprzedawcy niemowl�t, dzieci na czarnym rynku, dzieci z AIDS, dzieci narkomani, budynek zwala si� na dziecko, maniakalne niemowl�, korek, most zawala si�... - Jego g�os za�amuje si�, Timothy bierze oddech i m�wi cicho ze wzrokiem utkwionym w �ebraku na rogu Drugiej i Pi�tej: - To dwudziesty czwarty, jakiego dzisiaj widz�. Liczy�em. - A potem pyta, nie odwracaj�c si�: - Dlaczego nie nosisz granatowego blezera z czesanej we�ny do szarych spodni? - Price ubrany jest w we�niano-jedwabny garnitur zapinany na sze�� guzik�w od Ermenegilda Zegny, bawe�nian� koszul� z francuskimi mankietami od Ike�a Behara, jedwabny krawat od Ralpha Laurena i sk�rzane p�buty do kostki od Fratelli Rossetti. Rzut oka na The Post. Jest tam �rednio interesuj�cy artyku� m�wi�cy o dw�ch osobach, kt�re znikn�y podczas przyj�cia na jachcie �rednio znanej postaci z nowojorskiej socjety - jacht okr��a� wtedy wysp�. Jedynymi dowodami w sprawie s� trzy st�uczone kieliszki do szampana i rozpry�ni�ta plama krwi. Podejrzewa si�, �e pope�niono przest�pstwo, na pok�adzie jachtu odkryto wy��obienia i naci�cia. Cia� nie odnaleziono. Brak podejrzanych. Price rozpocz�� swoje dzisiejsze przem�wienie przy lunchu i kontynuowa� tyrad� przy drinkach u Harry�ego, gdzie - pij�c trzy J&B z wod� - m�wi� znacznie ciekawiej o rachunku Fischera, kt�rym zajmuje si� Paul Owen. Price nigdy si� nie zamknie. - Choroby! - krzyczy z napi�t� a� do b�lu twarz�. - Jest teraz taka teoria, kt�ra m�wi, �e je�li mo�na z�apa� wirusa AIDS uprawiaj�c s e k s z osob� z a r a � o n �, to prawdopodobne jest z�apanie c z e g o k o l w i e k w ten sam spos�b, bez wzgl�du na to czy jest to wirus per se czy te� nie... Mo�na trafi� na przyk�ad chorob� Alzheimera, dystrofi� mi�niow�, hemofili�, bia�aczk�, anoreksj�, cukrzyc�, raka, stwardnienie rozsiane, zw��knienie torbielowe, pora�enie m�zgowe, dysleksj�, Jezu Chryste... nie mo�na przecie� z�apa� dysleksji z c i p y! - Nie jestem pewny ch�opcze, ale nie s�dz�, �eby dysleksj� wywo�ywa� wirus. - Och, kto to mo�e wiedzie�? O n i tego nie wiedz�. Udowodnij, �e nie mam racji. Na zewn�trz, na chodniku, czarne spasione go��bie bij� si� o kawa�ki hot doga przed Papaj� Greya; transwestyci rozgl�daj� si� leniwie na boki, a policyjny samoch�d jedzie cicho pod pr�d jednokierunkow� ulic�; szare chmury wisz� nisko na niebie, a w taks�wce, kt�ra zatrzyma�a si� w korku obok naszej, siedzi facet bardzo podobny do Luisa Carruthersa, macha do Timothy�ego, a gdy ten nie odpowiada na powitanie, nieznajomy - zaczesane do ty�u w�osy, szelki, okulary w rogowej oprawie - domy�la si�, �e si� pomyli� i z powrotem pochyla g�ow� nad egzemplarzem USA Today. Rzut oka na chodnik, gdzie siedzi brzydka, stara, bezdomna kobieta z torbami na zakupy, trzymaj�c w d�oni bat, kt�rym strzela na go��bie zupe�nie nie zwracaj�ce na ni� uwagi, dziobi�ce si� nawzajem i walcz�ce o resztki hot doga; samoch�d policyjny znika w podziemnym gara�u. - Z drugiej strony, gdy dojdzie si� do punktu, w kt�rym nasza reakcja na czasy, w jakich �yjemy, zaczyna przypomina� ca�kowit� i bezwarunkow� akceptacj�, gdy nasze cia�a zaczynaj� si� d o s t r a j a � do otaczaj�cego nas szale�stwa i wszystko staje si� coraz bardziej sensowne, i gdy mechanizm zaczyna tyka�, spotykamy jak�� oszala��, popierdolon�, bezdomn� czarn�, kt�ra w rzeczy samej c h c e - pos�uchaj mnie Bateman - c h c e mieszka� na ulicach, na tej, na tamtych ulicach, rozumiesz, na t a m t y c h... - pokazuje r�k� -...i mamy burmistrza, kt�ry nie przyjmuje do wiadomo�ci jej woli, burmistrza, kt�ry nie pozwoli tej suce �y� tak jak chce... Jezu Chryste... pozw�lmy tej skurwia�ej suce z a m a r z n � � na �mier�, ale zechciej tylko skr�ci� jej w�asne, stworzone przez ni� cierpienia, i sp�jrz, jeste� w punkcie wyj�cia, za�enowany, popierdolony... Dwudziesta czwarta, nie, dwudziesta pi�ta... Kto b�dzie u Evelyn? Poczekaj, pozw�l �e zgadn�. - Podnosi r�k� przymocowan� do nienagannego manikiuru. - Ashley, Courtney, Muldwyn, Marina, Charles... dobrze mi idzie? Mo�e kto� z �artystycznych� przyjaci� Evelyn z o m�j bo�e �East� Village. Znasz te typy... to ci, kt�rzy pytaj� Evelyn, czy nie ma przypadkiem dobrego, wytrawnego, bia�ego chardonnay... - Klepie si� d�oni� w czo�o, zamyka oczy i zaczyna mamrota� przez zaci�ni�te szcz�ki: - Wyje�d�am. Rzucam Meredith. Ona naprawd� prowokuje mnie do tego, �ebym j� lubi�. Wypisuj� si�. Dlaczego tak d�ugo nie zdawa�em sobie sprawy, �e ona ma osobowo�� cholernej spikerki z teleturnieju?... Dwadzie�cia sze��, dwadzie�cia siedem... Chodzi mi o to, m�wi� jej, �e jestem wra�liwy. Powiedzia�em jej, jak fatalny wp�yw mia� na mnie wypadek Challengera... Czego wi�cej mo�e chcie�? Post�puj� etycznie, jestem tolerancyjny, to znaczy jestem niezwykle zadowolony ze swojego �ycia, mam optymistyczny stosunek do przysz�o�ci... to znaczy... a ty nie? - Jasne, ale... - A wszystko co od niej dostaj� to g � w n o... Dwadzie�cia osiem, dwadzie�cia dziewi��, kurwa ma� to chyba jaki� cholerny kongres w��cz�g�w. M�wi� ci... - Urwa� nag�e, jakby wyczerpany i odwracaj�c si� od kolejnej reklamy N�dznik�w przypomina sobie co� wa�nego i pyta: - Czyta�e� o tym spikerze z teleturnieju? Zabi� dw�ch nastoletnich ch�opc�w. Zdeprawowany peda�. B�azen, prawdziwy b�azen. - Price czeka na moj� reakcj�. Nie ma �adnej. Nagle: jeste�my na Upper West Side. Ka�e kierowcy zatrzyma� si� na rogu Osiemdziesi�tej Pierwszej i Riverside, poniewa� ulica jest jednokierunkowa. - Prosz� nie obje�... - zaczyna Price. - Mo�e objad� - m�wi taks�wkarz. - Prosz� nie robi� sobie subiekcji. - Potem lekko odwraca g�ow�, zaciska z�by i m�wi powa�nie: - Jebany g�upek. Kierowca zatrzymuje auto. Dwie taks�wki jad�ce za nami zaczynaj� tr�bi�, potem jad� dalej. - Czy powinni�my kupi� kwiaty? - Nieee. Do diab�a, to t y j� walisz, Bateman. Dlaczego m y mieliby�my kupowa� E v e l y n kwiaty? Lepiej �eby mia� pan reszt� z pi��dziesi�ciu - ostrzega kierowc� i mru��c oczy wpatruje si� w czerwone cyferki na liczniku. - Cholera. To te sterydy. Jestem spi�ty. - My�la�em, �e ju� ich nie bierzesz. - Zacz�� pojawia� mi si� tr�dzik na nogach i ramionach, a na�wietlania kwarc�wk� na nic si� nie zda�y, wi�c zamiast tego spr�bowa�em pochodzi� do solarium i w ko�cu pozby�em si� krost. Jezu, Bateman, powiniene� zobaczy�, jak s f a l o w a n y jest m�j brzuch. Klasyka. Ani grama t�uszczu... - m�wi w jaki� dziwny, odleg�y spos�b, czekaj�c a� kierowca wyda mu reszt�. - Sfalowany. - Nabiera taks�wkarza przy napiwku, ale kierowca i tak jest mu szczerze wdzi�czny. - Trzymaj si�, palancie. - Price mruga. - Cholera, cholera, niech to cholera - m�wi otwieraj�c drzwi auta. Gdy wysiada, zauwa�a stoj�cego na ulicy �ebraka - Bingo: t r z y d z i e s t y - ubranego w niesamowity, lepki od brudu, zielony dres; m�czyzna jest nie ogolony, t�uste w�osy ma zaczesane do ty�u, a Price z �artobliwym u�miechem na twarzy przytrzymuje dla niego otwarte drzwi taks�wki. Zmieszany w��cz�ga mamrocze co� pod nosem ze wzrokiem wlepionym wstydliwie w chodnik i wyci�ga do nas pusty, styropianowy kubek do kawy, kt�ry trzyma nie�mia�o w d�oni. - Przypuszczam, �e niepotrzebna mu taks�wka - prycha Price i zatrzaskuje drzwi samochodu. - Zapytaj go, czy przyjmuje karty kredytowe American Express. - Przyjmujesz AmEx? �ebrak kiwa twierdz�co g�ow� i odchodzi wolno pow��cz�c nogami. Jest zimno jak na kwiecie� i Price maszeruje �wawo ulic� w kierunku domu z piaskowca, w kt�rym mieszka Evelyn, gwi�d��c pod nosem �If I Were A Rich Man�; ciep�o z jego ust tworzy ma�e ob�oczki pary, a Price macha swoj� sk�rzan� dyplomatk� Turni. Z oddali nadchodzi jaka� posta� z zaczesanymi do ty�u w�osami, w okularach w rogowej oprawie, ubrana w be�owy dwurz�dowy garnitur z we�ny i gabardyny Cerrutti 1881, i z tak� sam� sk�rzan� dyplomatk� Turni od D.F. Sandersa, jak� ma Price; Timothy zastanawia si� g�o�no: - Czy to Victor Powell? Niemo�liwe. M�czyzna przechodzi pod jarzeniowym �wiat�em latarni, a na jego twarzy wida� zak�opotanie, kt�re po chwili zamienia si� w lekki u�miech, gdy wpatruje si� w Price�a tak, jak gdyby byli znajomymi, lecz wkr�tce nieznajomy zdaje sobie spraw�, �e nie zna Price�a, a Price r�wnie szybko dochodzi do wniosku, �e nie ma przed sob� Victora Powella i m�czyzna idzie dalej. - Dzi�ki Bogu - mamrocze Price, zbli�aj�c si� do domu Evelyn. - Bardzo by� do niego podobny. - Powell i obiad u Evelyn? To pasuje mniej wi�cej tak jak kaszmir do kraty. - Price przemy�la� por�wnanie. - Jak bia�e skarpetki do szarych spodni. Obraz stopniowo zanika i w nast�pnym uj�ciu Price wspina si� na schody przed domem z piaskowca kupionym przez ojca Evelyn dla c�rki, mrucz�c co� o ta�mach, kt�re po�yczy� wczoraj wieczorem i zapomnia� odda� do Video Haven. Naciska dzwonek. Z s�siedniego piaskowca wychodzi kobieta - wysokie obcasy, wspania�y ty�ek - nie zamykaj�c drzwi. Price �ledzi j� wzrokiem, a gdy s�yszy zbli�aj�ce si� do nas korytarzem kroki, odwraca si�, poprawia sw�j krawat Versace i jest ju� got�w stawi� czo�o ka�demu, kto si� pojawi. Drzwi otwiera Courtney ubrana w kremow� jedwabn� bluzk� od Krizii, tweedow� sp�dnic� koloru rdzy, tak�e od Krizii, jedwabne satynowe pantofle d�Orsay na s�upku od Manola Blahnika. xxx i podaj� jej m�j czarny we�niany p�aszcz od Georgia Armaniego; odbiera go ode mnie i ostro�nie ca�uje powietrze obok mojego prawego policzka, a potem wykonuje dok�adnie te same ruchy obok Price�a, zabieraj�c jednocze�nie jego p�aszcz od Armaniego. W salonie gra cicho nowy kompakt Talking Heads. - Troszk� si� sp�nili�my, prawda, ch�opcy? - pyta Courtney, u�miechaj�c si� niegrzecznie. - Nieporadny haita�ski taksiarz - mamrocze Price oddaj�c Courtney powietrzny poca�unek. - Czy mamy gdzie� rezerwacj� i tylko prosz� nie m�w mi, �e w Pastelach o dziewi�tej. Courtney u�miecha si� Mieszaj�c obydwa p�aszcze w garderobie w hollu. - Jemy dzisiaj w domu, moi kochani. Przykro mi, wiem, wiem, pr�bowa�am przekona� Evelyn, ale mamy na obiad... sushi. Tim mija j� i rusza przez foyer w kierunku kuchni. - Evelyn? gdzie jeste�, Evelyn? - wo�a �piewnym g�osem. - Musimy porozmawia�. - Dobrze ci� zn�w widzie� - zwracam si� do Courtney. - Wygl�dasz dzi� bardzo �adnie. Twoja twarz ma taki... m�odzie�czy blask. - Ty naprawd� wiesz, jak oczarowa� kobiet�, Bateman. - W g�osie Courtney nie ma sarkazmu. - Czy powinnam powiedzie� Evelyn o twoich odczuciach? - pyta kokieteryjnie. - Nie - m�wi�, - Ale za�o�� si�, �e bardzo by� chcia�a. - Przesta� - m�wi zdejmuj�c moj� r�k� ze swojej talii; k�adzie d�onie na mych ramionach i popycha mnie korytarzem w kierunku kuchni. - Musimy uratowa� Evelyn. Przez ostatni� godzin� zajmuje si� wy��cznie uk�adaniem sushi. Chce umie�ci� na nim twoje inicja�y: P z sandacza i B z tu�czyka... Ale uwa�a, �e tu�czyk wygl�da zbyt blado... - Jakie� to romantyczne. -...i zabrak�o jej sandacza, �eby doko�czy� B... - Courtney bierze oddech - ...dlatego s�dz�, �e zamiast twoich, u�o�y inicja�y Tima. Masz co� przeciwko temu? - pyta tylko odrobin� zmartwiona. Courtney jest dziewczyn� Luisa Carruthersa. - Jestem potwornie zazdrosny i uwa�am, �e lepiej b�dzie, je�li porozmawiam z Evelyn - m�wi� pozwalaj�c Courtney delikatnie wepchn�� si� do kuchni. Evelyn stoi przy kuchennej ladzie z jasnego drewna, ubrana w kremow� jedwabn� bluzk� od Krizii, tweedow� sp�dnic� koloru rdzy, tak�e od Krizii, i takie same jedwabne satynowe pantofle d�Orsay na s�upku, jakie ma Courtney. Jej d�ugie jasnoblond w�osy upi�te s� z ty�u w dosy� gro�nie wygl�daj�cy kok, i Evelyn wita mnie nie podnosz�c g�owy znad owalnej, wykonanej z nierdzewnej stali patery od Wiltona, na kt�rej artystycznie u�o�y�a sushi. - Och, kochanie, tak mi przykro. Chcia�am p�j�� do tego milutkiego, male�kiego, nowego salwadorskiego bistro na Lower East Side... Price j�czy g�o�no. - ... ale nie dosta�y�my rezerwacji. Timothy, przesta� j�cze�. - Unosi kawa�ek sandacza i umieszcza go ostro�nie na samej kraw�dzi patery, wyka�czaj�c co�, co przypomina du�� liter� T. Odsuwa si� od swego dzie�a i omiata je wzrokiem. - Nie wiem. Och, brak mi pewno�ci siebie. - M�wi�em ci, �eby� trzyma�a w domu Finlandi� - mamrocze Tim przegl�daj�c butelki, w wi�kszo�ci o maksymalnej pojemno�ci, w barku. - Nigdy nie ma Finlandii - m�wi do niego i do nas wszystkich. - M�j Bo�e, Timothy. Nie dasz sobie rady z Absolutem? - pyta Evelyn, a potem zwraca si� poufale do Courtney: - Kalifornijski zawijaniec powinien otacza� kraw�d� talerza, nie? - Bateman. Drinka? - wzdycha Price. - J&B z lodem - m�wi� mu i nagle uderza mnie fakt, �e nie zaproszono Meredith. - O Bo�e. Co za b a � a g a n - sapie Evelyn. - Przysi�gam, �e zaraz si� rozp�acz�. - Sushi wygl�da cudownie - usi�uj� j� uspokoi�. - Och, co za b a � a g a n - lamentuje. - Co za b a � a g a n. - Nie, nie, sushi wygl�da c u d o w n i e - powtarzam i z ca�ych si� staraj�c si� j� pocieszy� bior� kawa�ek fl�dry i wrzucam go do ust, j�cz�c przy tym z wewn�trznej rozkoszy, po czym obejmuj� Evelyn od ty�u. Maj�c pe�ne usta pr�buj� powiedzie�: - Wyborne. Evelyn daje mi �artobliwego klapsa wyra�nie zadowolona z mojej reakcji i wreszcie ostro�nie ca�uje powietrze obok mojego policzka, a potem odwraca si� do Courtney. Price wr�cza mi drinka i rusza w kierunku salonu usi�uj�c usun�� jaki� niewidzialny py�ek ze swojego blezera. - Evelyn, czy masz szczotk� do ubra�? Wola�bym teraz obejrze� mecz baseballowy albo po�wiczy� troch� na sali gimnastycznej lub ostatecznie p�j�� do tej salwadorskiej restauracji, kt�ra mia�a kilka ca�kiem niez�ych recenzji - jedn� w magazynie New York, drug� w Timesie - ni� siedzie� tu na obiedzie, lecz posi�ki u Evelyn maj� pewn� zalet�: jest st�d niedaleko do mnie do domu. - Czy sos sojowy musi koniecznie mie� temperatur� pokojow�? - pyta Courtney. - Wydaje mi si�, �e w kt�rym� z naczy� powinien by� l�d. Evelyn umieszcza delikatnie k��cza jasnego, pomara�czowego imbiru, jedno na drugim, tu� obok ma�ego, porcelanowego naczynia wype�nionego sosem sojowym. - Nie, tak jest dobrze. A teraz Patricku, czy by�by� tak mi�y i wyj�� Kirin z lod�wki? - Po chwili, wyra�nie zm�czona imbirem, rzuca k��cza na pater�. - Och zapomnij o tym. Sama to zrobi�. Tak czy inaczej, posuwam si� w kierunku lod�wki. Price ponownie wchodzi do kuchni i pyta, patrz�c ponuro: - Kto do cholery siedzi w salonie? Evelyn udaje zdumienie: - Och, kt� to taki? Courtney ostrzega: - Ev-el-yn. Mam nadziej�, �e im powiedzia�a�. - Kto tam jest? - pytam, nagle przestraszony. - Victor Powell? - Nie, to nie jest Victor Powell, Patricku - stwierdza zdawkowo Evelyn. - To m�j przyjaciel, artysta, nazywa, si� Stash. I Vanden, jego dziewczyna. - Ach, a wi�c to by�a d z i e w c z y n a - szydzi Price. - Id�, przypatrz si�, Bateman - podjudza mnie. - Pozw�lcie, �e zgadn�. East Village? - Och Price - m�wi kokieteryjnie Evelyn, otwieraj�c butelki z piwem. - Dlaczego nie? Vanden chodzi do Camden, a Stash mieszka w SoHo, tak wi�c adres si� zgadza. Wychodz� z kuchni, mijam jadalni�, gdzie nakryto ju� do sto�u i zapalono �wiece z prawdziwego wosku od Zony stoj�ce w �wiecznikach z czystego srebra od Fortunoffa i wchodz� do salonu. Nie mam poj�cia w co jest ubrany Stash, poniewa� wszystko co nosi jest czarne. Vanden ma zielone pasemka we w�osach. Wpatruje si� w heavy-metalowy zesp� graj�cy w MTV pal�c jednocze�nie papierosa. - Ehy - odkaszln��em. Vanden ostro�nie unosi g�ow�, prawdopodobnie jest za�pana po czubki w�os�w. Stash nie porusza si�. - Cze��. Pat Bateman - m�wi� wyci�gaj�c r�k�. Zauwa�am swoje odbicie w lustrze wisz�cym na �cianie i u�miecham si� rado�nie ciesz�c si� w�asnym dobrym wygl�dem. Vanden podaje mi d�o� i nic nie m�wi. Stash zaczyna w�cha� swoje palce. Ostre ci�cie i zn�w jestem w kuchni. - Wywal j� st�d, tylko o to prosz� - kipi Price. - Jest na�pana i gapi si� w MTV, a ja chcia�bym obejrze� cholerny raport MacNeila/Lehrera. Evelyn ci�gle otwiera du�e butelki importowanego piwa i m�wi nie na temat: - Musimy szybko zje�� to wszystko, je�li nie chcemy si� otru�. - Ona ma zielone pasemka we w�osach - informuj� ich. - I pali. - Bateman - zaczyna Tim ci�gle wpatruj�c si� w Evelyn. - Tak? - pytam. - Timothy? - Nie chrza�. - Och daj spok�j Patrickowi - m�wi Evelyn - Patrick jest moim ch�opcem z s�siedztwa. M�j Patrick. Nie chrzanisz, prawda kochanie? - Evelyn nie bardzo wie, co si� z ni� dzieje, ja natomiast ruszam w kierunku barku, by zrobi� sobie nast�pnego drinka. - Ch�opiec z s�siedztwa - Tim u�miecha si� g�upio i kiwa g�ow�, a potem nagle zmienia wyraz twarzy i powtarza rozgniewany pytanie o szczotk� do ubra�. Evelyn ko�czy otwieranie butelek z japo�skim piwem i prosi Courtney o przyprowadzenie Stasha i Vanden. - Musimy zje�� to teraz, je�li nie chcemy si� otru� - mruczy wolno poruszaj�c g�ow�, lustruj�c wzrokiem kuchni� i upewniaj�c si�, �e o niczym nie zapomnia�a. - Nie mo�na ich oderwa� od najnowszego video Megadeth - m�wi Courtney przed wyj�ciem. - Musz� z tob� porozmawia� - zwraca si� do mnie Evelyn. - O czym? - podchodz� do niej. - Nie z tob� - m�wi i pokazuje na Tima. - Z Price�em. Tim wpatruje si� w ni� z w�ciek�o�ci�. Nie m�wi� nic i patrz� na jego drinka. - B�d� anio�kiem - m�wi do mnie Evelyn - i postaw sushi na stole. Tempura jest w kuchence mikrofalowej, a sake w�a�nie si� ugotowa�o... - jej g�os staje si� coraz s�abszy, wyprowadza Price�a z kuchni. Zastanawiam si�, sk�d Evelyn wzi�a sushi - tu�czyk, sandacz, makrela, krewetki, w�gorz, nawet bonito wygl�daj� niezwykle �wie�o; stos wasabi i k��cza imbiru umieszczone s� strategicznie na obrze�u patery Wiltona - delektuj� si� w�asn� wiedz�: nie wiem, nie dowiem si� i nigdy nie zapytam sk�d wzi�o si� sushi, kt�re postawi� na �rodku szklanego sto�u od Zony - prezent od ojca Evelyn; sushi wygl�daj�ce jak jaka� tajemnicza orientalna twarz. Gdy stawiam je na stole, zauwa�am swoje odbicie na jego powierzchni. Moja sk�ra wydaje si� ciemniejsza w �wietle �wiec i z zadowoleniem przygl�dam si� swojej fryzurze - strzyg�em si� u Gio w zesz�� �rod�. Przygotowuj� sobie nast�pnego drinka. Martwi� si� poziomem sodu w sosie sojowym. Siedzimy we czw�rk� przy stole, czekaj�c na Evelyn i Timothy�ego, kt�rzy poszli szuka� szczotki do ubra�. Zaj��em miejsce u szczytu sto�u i pij� J&B du�ymi �ykami. Vanden siedzi po drugiej stronie czytaj�c bez wi�kszego zainteresowania jak�� szmat� wydawan� w East Village, kt�ra nazywa si� Oszustwa, zauwa�am olbrzymi nag��wek: �MIER� CENTRUM MIASTA. Stash wbi� chi�sk� pa�eczk� w kawa�ek sandacza, kt�ry le�y samotnie po�rodku jego talerza, niczym jaki� l�ni�cy nadziany na szpilk� owad; pa�eczka stoi pionowo. Stash od czasu do czasu przesuwa sushi z jednego ko�ca talerza na drugi u�ywaj�c do tego pa�eczki; nie podnosi przy tym g�owy, nie patrzy ani na mnie, ani na Vanden czy Courtney, kt�ra siedzi obok mnie s�cz�c �liwkowe wino z kieliszka do szampana. Evelyn i Timothy wracaj� jakie� dwadzie�cia minut po tym, jak zaj�li�my miejsca przy stole i Evelyn jest tylko troch� zaczerwieniona. Tim patrzy mi prosto w oczy siadaj�c obok, w d�oni trzyma nowego drinka, pochyla si� w kierunku mojej twarzy, jak gdyby chcia� co� powiedzie�, przyzna� si� do czego�, gdy nagle przerywa mu Evelyn: - �le usiad�e�, Timothy - jej g�os zamienia si� w szept. - Ch�opiec, dziewczynka, ch�opiec, dziewczynka. - Wskazuje na puste miejsce obok Vanden. Timothy przenosi wzrok na Evelyn, po czym z oci�ganiem siada obok Vanden, kt�ra ziewa i przewraca stron� w pi�mie. - No c�, moi kochani - m�wi u�miechni�ta, zadowolona z przygotowanego przez siebie posi�ku Evelyn. - Zajadajcie. - Zauwa�a przebite pa�eczk� sushi na talerzu Stasha - kt�ry pochyliwszy si� nisko szepcze co� do ryby - nerwy zawodz� j� na chwil�, jednak u�miecha si� odwa�nie i �wierka: - Komu �liwkowego wina? Nikt nie odpowiada, dopiero Courtney, kt�ra tak�e wpatruje si� w talerz Stasha, unosi niepewnie sw�j kieliszek i m�wi sil�c si� na u�miech: - To... wyborne, Evelyn. Stash nie odzywa si�. By� mo�e nie czuje si� najlepiej z nami przy stole, poniewa� w niczym nie przypomina innych m�czyzn w jadalni - nie ma zaczesanych do ty�u w�os�w, nie ma szelek, okular�w w rogowej oprawie, jego ubranie jest czarne i �le dopasowane, nie czuje potrzeby zapalenia i zaci�gni�cia si� cygarem, prawdopodobnie nie potrafi�by za�atwi� stolika w Camols, o jego rocznym dochodzie nie ma nawet co wspomina� - jednak w jego zachowaniu nie wyczuwa si� szacunku, siedzi jak zahipnotyzowany, wpatruj�c si� w l�ni�cy kawa�ek ryby, i gdy w ko�cu reszta towarzystwa postanawiaj� go ignorowa�, prostuje si� nagle i m�wi g�o�no pokazuj�c oskar�ycielsko palcem na talerz: - Poruszy� si�! Timothy patrzy na niego z tak absolutn� pogard�, �e trudno mu dor�wna�, znajduj� jednak w sobie do�� energii, by zbli�y� si� do osi�gni�tego przez niego efektu. Vanden wydaje si� rozbawiona, niestety to samo mo�na powiedzie� o Courtney, kt�r� - jak przypuszczam - bawi ta ma�pa, lecz z drugiej strony czeg� mo�na oczekiwa� od osoby, kt�ra spotyka si� z Luisem Carruthersem. Evelyn u�miecha si� dobrodusznie i m�wi: - Och Stash, jeste� niesamowity - a potem pyta zmartwiona: - Tempura? - Evelyn pracuje na kierowniczym stanowisku w firmie zajmuj�cej si� obs�ug� finansow�, FYI. - Poprosz� - zwracam si� do niej i nak�adam sobie kawa�ek bak�a�ana z patery, chocia� i tak go nie zjem, poniewa� jest sma�ony. Wszyscy id� moim �ladem, nak�adaj�c sobie porcje i szcz�liwie ignoruj�c Stasha. Przygl�dam si� Courtney, kt�ra �uje i prze�yka. Evelyn pr�buje nawi�za� rozmow� i po d�ugiej, pe�nej znaczenia ciszy, m�wi: - Vanden chodzi do Camden. - Czy�by? - pyta lodowatym tonem Timothy. - Gdzie to jest? - Vermont - odpowiada Vanden nie unosz�c g�owy znad pisma. Przenosz� wzrok na Stasha, by sprawdzi�, czy podoba�o mu si� zdawkowo bezczelne k�amstwo Vanden, lecz ten zachowuje si� tak, jak gdyby nic nie s�ysza�, jak gdyby by� w zupe�nie innym pokoju albo w jakim� punkowym klubie w rynsztokach miasta; co gorsza, reakcja innych jest podobna, martwi mnie to, poniewa� jestem przekonany, �e wszyscy doskonale zdajemy sobie spraw�, �e Camden jest w New Hampshire. - A ty gdzie chodzi�a�? - wzdycha Vanden dochodz�c wreszcie do wniosku, �e nikt nie interesuje si� Camden. - No c�, chodzi�am do Le Rosay - zaczyna Evelyn - a potem do szko�y biznesu w Szwajcarii. - Mnie tak�e uda�o si� przetrwa� szko�� biznesu w Szwajcarii - m�wi Courtney. - By�am jednak w Genewie, natomiast Evelyn w Lozannie. Vanden rzuca egzemplarz Oszustwa tu� obok Timothy�ego i �mieje si� g�upkowato, w jaki� mizerny, denerwuj�cy spos�b, i chocia� wkurwi�em si� nieco tym, �e Evelyn pozwala Vanden zachowywa� si� tak protekcjonalnie, zamiast odp�aci� jej pi�knym za nadobne, whisky rozlu�ni�a moje napi�cie do tego stopnia, �e nic mnie to nie obchodzi i w og�le si� nie odzywam. Evelyn uwa�a prawdopodobnie, �e Vanden jest s�odk�, zagubion�, pomylon� artystk�. Price nic nie je, podobnie zreszt� jak Evelyn; podejrzewam kokain�, cho� to w�tpliwe. Timothy poci�ga du�y �yk ze swojego drinka, podnosi Oszustwo ze sto�u i zaczyna chichota�. - �mier� centrum miasta - m�wi, a potem dodaje, pokazuj�c palcem ka�de s�owo tytu�u: - Kogo-to-kurwa-obchodzi? Spodziewam si� oczywi�cie, �e Stash podniesie g�ow� znad talerza, lecz on dalej wpatruje si� w samotny kawa�ek sushi, u�miechaj�c si� do siebie i kiwaj�c g�ow�. - Hej - m�wi Vanden jak gdyby kto� j� obrazi�. - T o obchodzi nas. - Ho ho - dziwi si� Tim ostrzegawczo. - T o obchodzi nas? A co powiesz o masakrach w Sri Lance, kochanie? Czy one te� nas obchodz�? Co b�dzie ze Sri Lank�? - Aha, chodzi ci o ten nowy klub w Village - Vanden wzrusza ramionami. - Taa, to te� nas obchodzi. Nagle - nie unosz�c g�owy znad talerza - odzywa si� Stash: - Ten klub nazywa si� T o n k a. - Wygl�da na wkurwionego, chocia� jego g�os brzmi p�asko i cicho; i nie spuszcza oczu z sushi. - Nazywa si� Tonka, a nie Sri Lanka. Rozumiesz? Tonka. Vanden wbija wzrok w pod�og� i m�wi potulnie: - Aha. - To znaczy, �e nigdy nie s�ysza�a� o Sri Lance? O tym, �e Sikhowie zabijaj� tam �yd�w na tony? - prowokuje dalej Timothy. - Czy t o te� nas nie obchodzi? - Komu zawijaniec Kappamaki? - przerywa mu szczebiotliwie Evelyn unosz�c talerz. - Och, przesta� Price - M�wi�. - Opr�cz Sri Lanki mamy wa�niejsze problemy, kt�rymi powinni�my si� martwi�. W rzeczy samej, nasza polityka zagraniczna jest wyj�tkowo istotna, jednak tutaj w kraju mamy wiele pal�cych kwestii, kt�re wymagaj� naszej uwagi. - Na przyk�ad jakich? - pyta nie odrywaj�c wzroku od Vanden. - A tak przy okazji, dlaczego w moim sosie sojowym p�ywa kostka lodu? - No c� - zaczynam z oci�ganiem - globalnie rzecz bior�c, musimy po pierwsze upora� si� z apartheidem. Zwolni� tempo wy�cigu zbroje� nuklearnych, zahamowa� fal� terroryzmu i przeciwdzia�a� g�odowi na �wiecie. Zapewni� sobie skuteczne si�y obronne, nie dopu�ci� do rozprzestrzeniania si� komunizmu w Ameryce �aci�skiej, doprowadzi� do podpisania paktu pokojowego na Bliskim Wschodzie i zapobiec udzia�owi naszych si� zbrojnych w zamorskich konfliktach. Musimy dba� o to, �eby Ameryka by�a szanowanym, �wiatowym mocarstwem. Nie nale�y, jak ju� wspomnia�em, zapomina� o naszych problemach wewn�trznych, kt�re s� r�wnie - je�li nie bardziej - wa�ne. A wi�c lepszym i ta�szym d�ugoterminowym systemie opieki nad starszymi, opanowaniu epidemii AIDS i wynalezieniu lekarstwa przeciwko tej strasznej chorobie, oczyszczeniu �rodowiska z odpad�w toksycznych i innych szkodliwych substancji, poprawieniu jako�ci edukacji na poziomie szk� podstawowych i �rednich, usprawnieniu wymiaru sprawiedliwo�ci w celu przeciwdzia�ania zbrodniom i handlowi narkotykami. Musimy tak�e zadba� o to, aby umo�liwi� dost�p na wy�sze uczelnie m�odzie�y z klasy �redniej i chroni� system ubezpiecze� spo�ecznych dla starszych obywateli, a tak�e rozs�dnie gospodarowa� zasobami naturalnymi, zachowa� dla przysz�ych pokole� obszary nie tkni�te dzia�alno�ci� cywilizacyjn� cz�owieka i przeciwdzia�a� wp�ywowi na ustawodawstwo frakcji i lobby politycznych. Wszyscy wpatruj� si� we mnie z niepokojem, nawet Stash, lecz ja z�apa�em drugi oddech. - Je�li chodzi o gospodark�, panuje w niej obecnie straszny ba�agan. Musimy znale�� spos�b na zduszenie inflacji i zredukowanie deficytu bud�etowego. Musimy te� zapewni� prac� lub mo�liwo�ci przekwalifikowania si� dla bezrobotnych oraz chroni� ameryka�ski rynek pracy przed dumpingowym importem towar�w. Musimy doprowadzi� do tego, aby Ameryka ponownie sta�a si� liderem w dziedzinie �wiatowej technologii. Nie wolno nam zapomina� o propagowaniu rozwoju gospodarczego i rozszerzaniu interes�w, a tak�e o ja�min okre�leniu granicy federalnych podatk�w dochodowych. Powinni�my zadba� o tanie kredyty dla ma�ej przedsi�biorczo�ci i kontrolowa� dzia�ania monopolistyczne takie jak po��czenia czy przej�cia firm przez du�e korporacje. S�ysz�c te s�owa Price niemal ud�awi� si� swoim Absolutem. Usi�uj� patrze� w oczy wszystkich obecnych, szczeg�lnie w oczy Vanden, kt�ra - gdyby pozby�a si� tych zielonych pasemek, sk�r i czerni, i mo�e nabra�a troch� koloru, zapisa�a si� na aerobik, w�o�y�a bluzk�... mo�e co� od Laury Ashley - mog�aby by� �adna. Ale dlaczego sypia ze Stashem, kt�ry jest niezdarny, blady, ma �le obci�te w�osy i przynajmniej dziesi�� funt�w nadwagi? Pod jego czarnym podkoszulkiem w og�le nie wida� mi�ni. - Nie wolno nam tak�e ignorowa� naszych potrzeb socjalnych. Musimy zahamowa� wykorzystywanie przez niekt�rych naszego systemu opieki spo�ecznej. Musimy zapewni� po�ywienie i schronienie dla bezdomnych i przeciwstawia� si� dyskryminacji rasowej, propagowa� prawa obywatelskie i r�wnouprawnienie kobiet. Powinni�my jednak zmieni� ustaw� dopuszczaj�c� przerywanie ci��y, tak aby chroni� �ycie pocz�te, nie umniejszaj�c jednocze�nie prawa kobiet do decydowania o zaj�ciu w ci���. Musimy r�wnie� zahamowa� nap�yw nielegalnych imigrant�w do tego kraju. Powinni�my popiera� powr�t tradycyjnych warto�ci moralnych i ograniczy� pornograficznie przedstawiany seks i przemoc w telewizji, w kinach i w muzyce popularnej, s�owem wsz�dzie. Lecz przede wszystkim, powinni�my propagowa� og�ln� �wiadomo�� spo�eczn� i mniej materialistyczne nastawienie do �wiata w�r�d m�odzie�y. Sko�czy�em swojego drinka. Wszyscy wpatruj� si� we mnie w absolutnym milczeniu, Courtney u�miecha si� i wygl�da na zadowolon�. Timothy potrz�sa g�ow� w os�upieniu i z niedowierzaniem. Evelyn jest kompletnie zbita z tropu obrotem wypadk�w, wstaje na chwiejnych nogach i pyta czy kto� ma ochot� na deser. - Mam... sorbet - m�wi oszo�omiona. - Kiwi, carambola, cherimoya, owoc kaktusa, i och... co jeszcze....- Przerywa monotonn� przemow� i stoi niczym zombie usi�uj�c przypomnie� sobie ostatni smak. - Ach tak, japo�ska gruszka. Nikt si� nie odzywa. Tim rzuca mi szybkie spojrzenie. Patrz� na Courtney, a potem przenosz� wzrok na Tima i wreszcie na Evelyn, kt�ra odwzajemnia moje spojrzenie, a nast�pnie patrzy zmartwiona na Tima. Ja tak�e wpatruj� si� w Price�a, potem w Courtney, a potem zn�w w Tima, kt�ry jeszcze raz rzuca mi spojrzenie, i odpowiada powoli, niezbyt pewnie: - Gruszk� kaktusa. - O w o c kaktusa - poprawia go Evelyn. Patrz� podejrzliwie na Courtney i gdy ta m�wi: - Cherimoya - rzucam szybko: - Kiwi - a potem Vanden powtarza po mnie: - Kiwi - i tylko Stash m�wi szeptem, artyku�uj�c wyra�nie ka�d� sylab�: - Czekoladowe chrupki. S�ysz�c to, Evelyn przybiera zmartwiony wyraz twarzy, kt�ry niemal natychmiast zostaje zast�piony mask� u�miechni�tej dobroduszno�ci. - Och Stash, wiesz przecie�, �e nie mam chrupk�w czekoladowych, cho� przyznaj�, �e sorbet o tym smaku by�by dosy� e g z o t y c z n y. M�wi�am ju�, �e mam cherimoy�, gruszk� kaktusa, carambol�, to znaczy o w o c kaktusa... - Wiem, s�ysza�em, s�ysza�em - m�wi Stash, machaj�c r�k�. - Niech to b�dzie niespodziank�. - W porz�dku - odpowiada Evelyn. - Courtney? Zechcia�aby� mi pom�c? - Oczywi�cie. - Courtney wstaje, a ja przygl�dam si� jej stukaj�cym obcasom znikaj�cym w kuchni. - �adnych cygar, ch�opcy - krzyczy Evelyn. - Nawet mi to nie przysz�o do g�owy - odpowiada Price wsuwaj�c cygaro z powrotem do kieszeni marynarki. Stash w dalszym ci�gu wpatruje si� w sushi z takim napi�ciem, �e zaczynam si� o niego martwi� i dlatego pytam go, nie ukrywaj�c sarkazmu: - Czy, eee, zn�w si� poruszy�o lub co� w tym rodzaju? Vanden u�o�y�a u�miechni�t� buzi� ze wszystkich kalifornijskich zawija�c�w, jakie uda�o jej si� zgromadzi� na talerzu, kt�ry podsuwa teraz Stashowi pod nos do inspekcji. - Rex? - zwraca si� do niego. - Spokojnie - chrz�ka Stash. Wraca Evelyn z sorbetem w kompotierkach z Odeonu i zamkni�t� butelk� Glenfiddich, kt�ra pozostaje zamkni�ta przez ca�y czas, gdy jemy. Courtney musi wyj�� wcze�niej, poniewa� um�wiona jest z Luisem na przyj�ciu wydawanym przez firm� w Bedlam, nowym klubie w samym centrum miasta. Stash i Vanden zbieraj� si� zaraz potem, id� �przewali� co� gdzie� w SoHo. Jestem jedyn� osob�, kt�ra widzia�a, jak Stash zabiera kawa�ek sushi z talerza i chowa go do kieszeni swojej zielonej, sk�rzanej kurtki lotniczej. Gdy m�wi� o tym Evelyn, kt�ra w�a�nie pakuje brudne naczynia do automatycznej zmywarki, patrzy na mnie z tak� nienawi�ci�, �e zaczynam w�tpi�, czy uda mi si� p�j�� z ni� do ��ka tej nocy. Tak czy inaczej postanawiam zosta�. Price te�. Le�y teraz na dywanie Aubuson z ko�ca osiemnastego wieku i popija espresso z fili�anki Ceralene stoj�cej na pod�odze sypialni Evelyn. Wyci�gam si� na ��ku pani domu, k�ad�c g�ow� na dekoracyjnej poduszce od Jenny B. Goode i tul� do siebie koktajl z soku �urawinowego i Absolutu. Evelyn siedzi przy gotowalni czesz�c w�osy, jej wspania�e cia�o przyobleka zielono- bia�y, jedwabny peniuar w paski od Ralpha Laurena, ona za� wpatruje si� w swoje odbicie w kryszta�owym lustrze. - Czy jestem jedyn� osob�, kt�ra odnotowa�a fakt, �e Stash traktowa� sushi... - musz� odkaszln��, lecz zaraz potem podejmuj� w�tek -...jak zwierz�tko domowe? - Przesta� prosz� zaprasza� tutaj swoich przyjaci� �artyst�w� - wtr�ca si� Tim zm�czonym g�osem. - Mam do�� bycia jedyn� osob� przy stole, kt�ra nie rozmawia�a z mieszka�cami obcych galaktyk. - Stash to wyj�tek - odpowiada Evelyn zaj�ta ogl�daniem wargi, zagubiona w swoim w�asnym �agodnym pi�knie. - A przypomnij sobie, co dzia�o si� w Odeonie - mamrocze Price. Niejasno przychodzi mi na my�li, �e nie zosta�em zaproszony na artystyczny obiad w Odeonie. Czy�by Evelyn p�aci�a za wszystkich? Prawdopodobnie. Nagle wyobra�am sobie roze�mian� Evelyn, kt�ra mimo rozpaczy w sercu siedzi przy stole po�r�d gromady przyjaci� Stasha, z kt�rych ka�dy buduje drewniany sza�as z frytek albo udaje, �e jego w�dzony �oso� jest �ywy i przesuwa ryb� po stole; �ososie rozmawiaj� ze sob� o �scenie artystycznej� i nowo otwartych galeriach, a przyjaciele Stasha usi�uj� umie�ci� je w drewnianych sza�asach z frytek... - Przyjmij do wiadomo�ci, �e ja tak�e nie rozmawia�am z mieszka�cami odleg�ych galaktyk - m�wi Evelyn. - Nie? A Bateman, tw�j ch�opak, co, on si� nie liczy? - Price parska rubasznym �miechem, ja natomiast rzucam w niego poduszk�. Chwyta j� w locie i rzuca we mnie. - Zostaw Patricka w spokoju. On jest moim ch�opcem z s�siedztwa - zauwa�a Evelyn wcieraj�c w twarz jaki� krem. - Nie jeste� mieszka�cem odleg�ej galaktyki, prawda kochanie? - Czy powinienem w og�le odpowiada� na takie pytania? - wzdycham. - Och najdro�szy - Evelyn robi nad�san� min� w lustrze i wpatruje si� w moje odbicie - ja w i e m, �e nie jeste� mieszka�cem odleg�ej galaktyki. - Co za ulga - mrucz� do siebie. - Nie, ale Stash by� wtedy w Odeonie - Price m�wi dalej i celowo wpatruje si� we mnie. - W Odeonie, s�yszysz Bateman? - Nie, nie by� - zaprzecza Evelyn. - Ale� b y �, tylko �e wtedy nie nazywa� si� .jeszcze Stash. M�wili na niego Podkowa albo Magnes, a mo�e Lego, w ka�dym razie by�o to co� r�wnie m�skiego - Price kicha. - Zapomnia�em. - Timothy, o co ci chodzi? - pyta Evelyn zm�czonym g�osem. - Ja nawet nie usi�uj� s�ucha� tego co m�wisz. - Nawil�a wacik i przeci�ga nim po czole. - Byli�my w Odeonie. - Price siada nie bez wysi�ku. - I nie pytaj mnie dlaczego, ale wyra�nie pami�tam, jak zamawia� tu�czyka cappuccino. - Carpaccio - poprawia go Evelyn. - Nie, Evelyn najdro�sza, mi�o�ci mojego �ycia. Wyra�nie pami�tam, jak zamawia� tu�czyka c a p p u c c i n o - powtarza Price patrz�c w sufit. - Powiedzia� c a r p a c c i o - sprzeciwia si� Evelyn przesuwaj�c wacikiem po powiekach. - C a p p u c c i n o - nie daje za wygran� Price. - Chyba, �e ty go poprawi�a�. - A ty nawet go dzisiaj nie rozpozna�e� - m�wi Evelyn. - Ale� ja go doskonale pami�tam - kontruje Price zwracaj�c si� do mnie. - Evelyn opisywa�a go jako �dobrodusznego kulturyst�. Tak mi go przedstawi�a, przysi�gam. - Och, zamknij si� - m�wi poirytowana, lecz patrzy na Timothy�ego w lustrze i u�miecha si� kokieteryjnie. - Chodzi mi o to, �e mam du�e w�tpliwo�ci co do tego, czy pisz� o Stashu w rubryce towarzyskiej W, co - jak mi si� wydawa�o - by�o twoim podstawowym kryterium w doborze przyjaci� - m�wi Price odwzajemniaj�c jej spojrzenie i �miej�c si� na sw�j zwierz�cy spos�b. Skupiam si� na Absolucie z �urawinami, kt�ry trzymam w d�oni. Szklanka wygl�da tak, jakby nalano do niej rozcie�czonej, wodnistej krwi, a nast�pnie dodano lodu i cytryny do smaku. - Co dzieje si� mi�dzy Courtney i Luisem? - pytam w nadziei na przerwanie tej wymiany spojrze�. - O Bo�e - j�czy Evelyn, odwracaj�c si� do lustra. - Je�li chodzi o Courtney, to najbardziej potworne ju� nie jest to, �e nie lubi Luisa, lecz to... - �e zamkn�li jej rachunek u Bergdorta? - wo�a Price. Wybucham �miechem. Przybijamy g�rn� pi�tk�. - Nie - kontynuuje tak�e rozbawiona Evelyn. - Chodzi o to, �e naprawd� zakocha�a si� w swoim po�redniku handlu nieruchomo�ciami. W jakim� ma�ym patafianie z agencji Feathered Nest. - Courtney mo�e mie� problemy - m�wi Tim ogl�daj�c sw�j nowy manikiur - lecz na Boga, c� to jest... V a n d e n? - Och, nie m�wmy ju� o tym - j�czy Evelyn i zaczyna czesa� w�osy. - Vanden jest jak skrzy�owanie... Sp�ki z o.o. i... zu�ytego Benettona - m�wi Price wyrzucaj�c do g�ry r�ce i zamykaj�c oczy. - Nie - u�miecham si� usi�uj�c w��czy� si� do rozmowy. - Zu�ytego Fiorucci. - Taaa - zgadza si� Tim - chyba masz racj�. - Spojrzenie jego otwartych teraz oczu ani na chwil� nie ze�lizguje si� z cia�a Evelyn. - Timothy, odwal si� - m�wi Evelyn. - To dziewczyna z Camden. Czeg� jeszcze mo�na si� spodziewa�? - O Bo�e - j�czy Timothy. - Mam ju� do�� s�uchania o problemach dziewcz�t z C a m d e n: och, m�j ch�opiec, kocham go, lecz on kocha inn�, i tak do niego t�skni�, a on w og�le nie zwraca na mnie uwagi i blabla i blablabla... Bo�e, jakie� to nudne. Dzieciaki z college��w. To jest dla nich najwa�niejsze, prawda? Jeden wielki smutek, dobrze m�wi� Bateman? - Taa, najwa�niejsze. Smutek. - Widzisz, Bateman zgadza si� ze mn� - m�wi pewny siebie Price. - Ale� nie zgadza si� z tob�. - Evelyn wyciera teraz Kleenexem to, co przedtem wtar�a. - Patrick nie jest cyniczny, Timothy. Jest moim ch�opcem z s�siedztwa, prawda kochanie? - Nie, nie jestem - szepcz� do siebie. - Jestem popierdolonym, gro�nym psychopat�. - I c� z tego - wzdycha Evelyn. - Z pewno�ci� nie jest najbystrzejsz� dziewczyn� na �wiecie. - Ha! Niedopowiedzenie warte nagrody Nobla - krzyczy Price. - Ale z drugiej strony, Stash nie nale�y tak�e do najbystrzejszych facet�w. Dobrana para. Czy oni nie spotkali si� przypadkiem w Klubie z�amanych Serc? - Zostaw ich w spokoju - m�wi Evelyn. - Stash jest utalentowany i jestem pewna, �e �le oceniasz Vanden. - Ta dziewczyna... - Price zwraca si� do mnie -... pos�uchaj, Bateman, ta dziewczyna... Evelyn opowiedzia�a mi o tym... ot� dziewczyna wypo�yczy�a kaset� z filmem Trzy dni Kondom, poniewa� my�la�a, �e jest to obraz... - Timothy prze�yka g�o�no -... m�wi�cy o �zu�ywaniu si� prezerwatyw�. - W�a�nie przysz�o mi co� do g�owy - rzucam. - Czy rozszyfrowali�my ju�, w jaki spos�b Stash - rozumiem, �e ma jakie� nazwisko, ale nie m�wcie mi, nie chc� wiedzie� - Evelyn, w jaki spos�b zarabia na �ycie? - Po pierwsze Stash jest bardzo przyzwoity i mi�y - broni go Evelyn. - Ale� na rany Chrystusa, ten facet poprosi� o sorbet o smaku chrupek c z e k o l a d o w y c h! - wyje Timothy z niedowierzaniem w g�osie. - O czym wy w og�le m owicie? Evelyn ignoruje t� uwag� i zdejmuje kolczyki od Tiny Chow. - Jest rze�biarzem - m�wi zwi�le. - G�wno prawda - krzyczy Timothy. - Pami�tam, �e rozmawia�em z nim w Odeonie... - Price zn�w zwraca si� do mnie -... to wtedy w�a�nie zam�wi� tu�czyka cappuccino i jestem przekonany, �e gdyby zostawi� go tam samego, to wkr�tce poprosi�by kelnera o �ososia au lait, tak czy inaczej, powiedzia� mi, �e r o b i przyj�cia, co z technicznego punktu widzenia czyni go... nie wiem, poprawcie mnie je�li si� myl�... dostawc�. On jest dostawc�! - ryczy Price - a nie �adnym pierdolonym rze�biarzem! - Bo�e, uspok�j si� - m�wi Evelyn, wcieraj�c w twarz kolejny rodzaj kremu. - To tak jak gdyby kto� powiedzia�, �e z zawodu jest p o e t � - Timothy jest pijany, a ja zaczynam si� zastanawia�, kiedy wreszcie opu�ci pomieszczenie. - No c� - zaczyna Evelyn - niekt�rzy wiedz�, �e ja r�wnie�... - Ale� ty jeste� pierdolonym edytorem tekstu! - mamrocze Tim. Podchodzi do Evelyn i pochyla si� obok niej przygl�daj�c si� swemu odbiciu w lustrze. - Czy�by� przybiera� na wadze, Tim? - pyta z namys�em Evehn. Obserwuje g�ow� Tima w lustrze i m�wi: - Twoja twarz... zaokr�gli�a si�. Timothy nie ma zamiana pozosta� jej d�u�ny, w�cha szyj� Evelyn i pyta: - C� to za fascynuj�ca... wo�? - Obssesion. - Evelyn u�miecha si� kokieteryjnie i delikatnie odpycha Timothy�ego. - To O b s s e s s i o n. Patricku, zabierz ode mnie swojego przyjaciela. - Nie, nie zaczekaj - m�wi Tim, g�o�no poci�gaj�c nosem. - To nie jest Obssesion. To jest... to jest... - nagle jego twarz kurczy si� w udawanym przera�eniu - to jest... o m�j Bo�e... to jest Bia�y bez! Evelyn milczy przez chwil� zastanawiaj�c si� nad kolejnym posuni�ciem. Jeszcze raz przygl�da si� g�owie Price�a: - Czy�by wypada�y ci w�osy? - Evelyn... - m�wi Tim -... nie zmieniaj tematu... - Przerywa nagle zak�opotany. - Je�li ju� o tym mowa... uwa�asz, �e na�o�y�em zbyt du�o �elu? - Ostro�nie przesuwa r�k� po w�osach. - Niewykluczone - odpowiada Evelyn. - A teraz b�d� tak dobry i usi�d�. - No c�, przynajmniej nie s� zielone i nie strzyg� ich sekatorem - m�wi Tim przypominaj�c nam kolor w�os�w Vanden i niew�tpliwie tani�, fataln� fryzur� Stasha. Fryzur�, kt�ra jest fatalna, poniewa� jest tania. - Przybierasz na wadze? - pyta Evelyn, tym razem znacznie powa�niej. - Jezu - wykrzykuje Tim i chce si� odwr�ci� obra�ony. - Nie, Evelyn. - Twoja twarz z ca�� pewno�ci�... zaokr�gli�a si� - powtarza Evelyn. - Nie jest ju� tak... wycyzelowana. - Nie wierz� w to - znowu Tim. Przygl�da si� uwa�nie swojemu odbiciu. Evelyn w dalszym ci�gu czesze w�osy, lecz jej ruchy nie s� ju� tak p�ynne, poniewa� patrzy na Tima, kt�ry zauwa�a jej spojrzenie, po czym w�cha jej szyj� i - jak mi si� wydaje - li�e j� szybko i wybucha �miechem. - U�ywasz samoopalacza? - pyta. - Nie wstyd� si�, Timowi mo�esz powiedzie�. Czuj� samoopalacz. - Nie - odpowiada powa�nie Evelyn. - To t y go u�ywasz. - Ale� sk�d! Nie mam takiego zwyczaju. Chodz� do solarium, powa�nie - przysi�ga Tim. - To t y go u�ywasz. - Zmy�lasz - broni si� nieumiej�tnie Evelyn. - Powtarzam ci... - m�wi Tim -...�e chodz� do solarium. To znaczy, wiem, �e wydaje ci si� to do�� kosztowne... - Price poblad�. - Czuj� samoopalacz... - C� za o d w a g a! Tim przyzna� si�, �e chodzi do solarium! - syczy Evelyn. - Samoopalacz - chichocze Price. - Nie mam poj�cia o czym m�wisz - Evelyn zn�w czesze w�osy. - Patricku, wyprowad� st�d swojego przyjaciela. Price opada na kolana, zaczyna w�cha� go�e nogi Evelyn, kt�ra wybucha �miechem. Ca�y t�ej�. - O Bo�e - j�czy Evelyn. - Wyno� si� st�d. - Jeste� jak pomara�cza - chichocze, kl�cz�c z g�ow� mi�dzy jej udami. - Wygl�dasz jak p o m a r a � c z a. - Nieprawda - szepcze Evelyn, a jej g�os brzmi jak d�ugi j�k b�lu rozkoszy. - �winia. Le�� na ��ku, przygl�daj�c si� tym dwojgu. Timothy pr�buje wepchn�� g�ow� pod peniuar od Ralpha Laurena, w miejscu, gdzie zaczyna si� �ono Evelyn, kt�ra odrzuca do ty�u w�osy gestem pe�nym nami�tno�ci i lekko go odpycha, jak rozdokazywane dziecko, a potem uderza delikatnie w plecy szczotk� do w�os�w od Jana Hove�a. Jestem ju� niemal pewny, �e co� ich ��czy. Timothy jest jedyn� ciekaw� osob�, jak� znam. - Powiniene� ju� i�� - m�wi dysz�c. Walka dobieg�a ko�ca. Tim podnosi g�ow� ukazuj�c �wiatu wszystkie z�by w eleganckim u�miechu. - Jak sobie pani �yczy. - Dzi�kuj� - m�wi Evelyn g�osem, w kt�rym domy�lam si� rozczarowania. Tim wstaje. - Obiad? Jutro? - Musz� zapyta� mojego ch�opca - odpowiada Evelyn u�miechaj�c si� do mnie w lustrze. - Za�o�ysz t� seksown� sukienk� od Anne Klein? - pyta Price k�ad�c d�onie na jej ramionach i szepcz�c co� do jej ucha, kt�re zreszt� najpierw obw�chuje. - Batemana nie zapraszamy. U�miecham si� dobrodusznie i wstaj� z ��ka, po czym wyprowadzam Tima z pokoju. - Zaczekaj! Moje espresso! - krzyczy. Evelyn wybucha �miechem, a potem klaszcze w d�onie, jak gdyby bawi�o j� oci�ganie, z jakim Price zbiera si� do wyj�cia. - Chod�, ch�opie - m�wi�, wypychaj�c go niezbyt delikatnie z sypialni. - Czas zm�wi� paciorek i do ��ka. Timowi udaje si� jeszcze przes�a� jej poca�unek, zanim wypycham go na dobre. Nie odzywa si�, gdy doprowadzam go do wyj�cia. Zostaj� sam i nalewam sobie brandy do w�oskiego kubka w szachownic�. Kiedy wracam do sypialni, Evelyn jest ju� w ��ku i ogl�da Klub Domowych Zakup�w w telewizji. K�ad� si� obok niej i rozlu�niam krawat od Armaniego. W ko�cu - nie patrz�c na ni� - zadaj� jej pytanie: - Dlaczego nie prze�pisz si� z Price�em? - O Bo�e, Patricku - m�wi z zamkni�tymi oczami. - Dlaczego z Price�em? Z P r i c e�m? - Jaka� nuta w jej g�osie ka�e mi si� domy�la�, �e ju� dawno si� z nim przespa�a. - Jest bogaty - rzucam. - K a � d y jest bogaty - odpowiada wpatruj�c si� w ekran telewizora. - Jest przystojny - m�wi� jej. - W s z y s c y s� przystojni, Patricku - t�umaczy mi jakim� odleg�ym tonem. - Ma wspania�e cia�o. - Teraz w s z y s c y maj� wspania�e cia�a - m�wi. Stawiam kubek na nocnym stoliku i k�ad� si� na niej, ca�uj� i li�� jej szyj�, ona natomiast wpatruje si� bez wyrazu w szerokoekranowy, zdalnie sterowany telewizor Panasonic i po chwili �cisza go. Rozwi�zuj� krawat od Armaniego i k�ad� jej d�o� na swoim torsie; chc�, �eby poczu�a m�j twardy jak ska�a, idealnie zarysowany brzuch, napinam mi�nie i ciesz� si�, �e w pokoju jest jasno, poniewa� pragn�, �eby zauwa�y�a, spi�owe, klasyczne sploty klatki piersiowej. - Wiesz... - m�wi ca�kiem wyra�nie -...okaza�o si�, �e Stash jest nosicielem wirusa AIDS. I... - przerwa; co� na ekranie zwr�ci�o jej uwag�, wzmacnia g�o�no��, a potem znowu �cisza. - I... odnios�am wra�enie, �e p