3333

Szczegóły
Tytuł 3333
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3333 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3333 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3333 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tom III Rozdzia� 22 1 Samolot uderzeniowy Bolbod�w ca�kiem wyra�nie rysowa� si� na ekranie. Cylindryczny, stanowi�cy miniatur� jednostki wojennej, do kt�rej nale�a�, w�a�nie zbli�a� si� do l�dowania w pobli�u tamy. Niewielki szary cz�owiek siedzia� w swym niewielkim szarym biurze i do�� oboj�tnie patrzy� na sze�� ekran�w. By� bardzo zadowolony, �e poleci� oficerowi ��czno�ci zainstalowa� stojaki i dodatkowe ekrany, poniewa� do starych statk�w do��czy� statek wojenny Jambitch�w dowodzony przez oficera, kt�ry ca�y by� pokryty b�yszcz�cymi z�otymi �uskami i mia� oczy tam, gdzie powinny by� jego usta. Poinformowano go o sytuacji i zakomunikowano, �e nie wiadomo jeszcze, czy to jest w�a�nie "ta" planeta, a on zgodzi� si� na do��czenie do nich i teraz orbitowali razem. Twarz Jambitchowa by�a na osobnym ekranie. Sze�� ekran�w: na pi�ciu z nich bacznie obserwuj�ce twarze, a na sz�stym obraz wszystkich statk�w kosmicznych. Przez ostatnie dni niewielki szary cz�owiek czu� si� znacznie lepiej. To by� dobry pomys�, aby ponownie odwiedzi� t� star� kobiet�. By�a pewna, �e to nie jej herbata mu zaszkodzi�a. Czy pi� co� jeszcze w jakim� poga�skim kraju? No c�, mniejsza o to, niech wypije t� "ma�lank�". Wypi�. By�a ch�odna i smaczna. Wkr�tce te� objawy niestrawno�ci znacznie os�ab�y. Ale stara kobieta nie poprzesta�a na tym. W odleg�ej przesz�o�ci jaki� kuzyn przys�a� jej przodkom pewne ro�liny, kt�re nadal rozkwita�y wiosn� na zboczu pag�rka. Nazywano je mi�t�, zaraz je przeniesie. I rzeczywi�cie przynios�a, omijaj�c szerokim �ukiem zaparkowany statek kosmiczny. Zielone li�cie mia�y przyjemny aromat. Zacz�� je �u� i ku jego zdziwieniu niestrawno�� zmniejszy�a si� jeszcze bardziej! Napcha�a mu tymi li��mi pe�n� kiesze�. Niewielki szary cz�owiek pr�bowa� za nie zap�aci�, ale kobieta nie chcia�a nawet o tym s�ysze�. Powiedzia�a, �e by�a to zwyk�a pomoc s�siedzka. Poniewa� jednak si� upiera�, wi�c w ko�cu powiedzia�a mu, �e na wybrze�u znajduje si� kolonia Szwed�w, z kt�rymi ona nie mo�e si� porozumie�, poniewa� nie zna ich j�zyka. Czy wi�c ta rzecz na jego szyi, do kt�rej on m�wi w swoim j�zyku, a ona powtarza jego s�owa po angielsku, mo�e tak�e m�wi� po szwedzku? Powiedzia�, �e z przyjemno�ci� da jej t� rzecz - mia� ich kilka - i zacz�� zmienia� w niej mikrop�yty, wzbudzaj�c tym wyra�ne zainteresowanie psa i krowy. By�o to bardzo przyjemne popo�udnie. Samolot uderzeniowy Bolbod�w prasn�� o ziemi� w pobli�u zaro�ni�tego chodnika na tamie. Mieli na pok�adzie zestaw materia��w wybuchowych. - My�la�em, �e b�dzie to tylko rozpoznanie - powiedzia� Hawvin. - Czy� nie uzgodnili�my, �e chcemy si� tylko dowiedzie�, co ci ludzie robili przy tamie? Obserwowali wyczyniane przez Ziemian b�aze�stwa, widzieli, jak wysadzili oni w powietrze drzewa i wszystko to bardzo pobudzi�o ich ciekawo��. Wysadzeniu drzew w powietrze nie towarzyszy� �aden ogie� i nic nie stan�o w p�omieniach. - Je�li u�yjemy materia��w wybuchowych na tamie, w�wczas mo�e sta� si� to spraw� polityczn�. - To ja dowodz� swoj� za�og� - zagrzmia� Bolbod. Ca�y k�opot z po��czonymi si�ami polega� na tym, �e ka�dy chcia� dowodzi� statkiem nale��cym do kogo� innego! Poniewa� jednak po��czone si�y by�y jego pomys�em, wi�c nie m�g� wiele wi�cej powiedzie�. Za�og� samolotu uderzeniowego stanowi�o trzech Bolbod�w. Za pierwszym z nich, kt�ry d�wiga� zestaw burz�cy, w pewnej odleg�o�ci pod��ali dwaj pozostali. Widoczne na ekranach wizyjnych twarze obserwowa�y t� operacj� z du�� uwag�. By�a to ich pierwsza pr�ba opuszczenia si� na powierzchni� tej planety. Niewielki szary cz�owiek odradza� im to, ale oni chcieli koniecznie wypr�bowa� nieprzyjacielskie systemy obronne. Pierwszy Bolbod znajdowa� si� teraz w odleg�o�ci oko�o pi��dziesi�ciu st�p od drzwi wej�ciowych do elektrowni. Infrapromienny odbiornik przekazywa� huk przelewaj�cej si� przez grodzie wody, bardzo g�o�ny huk. By�a to zatem wielka tama. Nagle ujrzeli jasny b�ysk! Wiruj�ca czasza p�omieni �mign�a w g�r�. Obraz na ekranie a� podskoczy� od wstrz�su. Pierwszy z Bolbod�w zosta� w okamgnieniu rozszarpany na kawa�ki. Cokolwiek to by�o, spowodowa�o r�wnie� wybuch jego zestawu burz�cego. Dwaj pozostali Bolbodzi, znajduj�cy si� za nim w do�� sporej odleg�o�ci, zostali powaleni podmuchem wybuchu na ziemi�. - No tak! - powiedzia� nadporucznik Hockner�w, jakby si� tego spodziewa�. Jednak�e jego "no tak" nie dotyczy�o eksplozji. Obok rejonu wybuchu wyl�dowa� samolot szturmowy piechoty kosmicznej, kt�rego jeszcze przed chwil� nie mieli na ekranach. Wyskoczy�a z niego grupa ludzi. "Szwedzi" - pomy�la� niewielki szary cz�owiek, widz�c ich jasne w�osy. Przewodzi� im brodaty m�ody oficer w sp�dniczce, uzbrojony w kr�tki miecz i podr�czny miotacz. Z boku kad�uba samolotu szturmowego opu�ci�a si� rampa i wyjecha� po niej podno�nik widelcowy. Szwedzi trzymali w r�kach �a�cuchy i wi�zali nimi dw�ch le��cych na ziemi Bolbod�w. Odbiornik infrapromienny przekazywa� odg�osy kr�tkich komend, prawie zag�uszone przez huk wody w grodziach tamy. Szkocki oficer pr�bowa� znale�� szcz�tki rozerwanego przez wybuch Bolboda, zbiera� tak�e kawa�ki pokrwawionego materia�u. Zdawa�o si�, �e co� znalaz�. Schowa� to do torby i pomacha� r�k� w stron� podno�nika. Za pomoc� podno�nika widelcowego wk�adali teraz do samolotu olbrzymie cia�a. Potem za�adowali do wn�trza samolot Bolbod�w. Samolot szturmowy wystartowa� i polecia� na p�noc. Grupa naziemna wesz�a do elektrowni i znikn�a z pola widzenia. Z twarzy na ekranach trudno by�o cokolwiek wyczyta�. Wszyscy przetrwali to, co przed chwil� widzieli. Nie mieli jednak zbyt wiele czasu na zastanawianie si�, gdy� ich drugi statek rozpoznawczy zbli�a� si� ju� do swego celu, a infrapromienie zosta�y przesuni�te na o�nie�on� gra� G�ry Elgon, kt�ra iskrzy�a si� nad chmurami daleko w dole. Irytowa� ich widok zamontowanego tam urz�dzenia, kt�re uwa�ali za staro�ytny radioteleskop. Wydawa�o si�, �e �ledzi� ich podczas orbitowania. Samolot rozpoznawczy z pi�cioma Hocknerami na pok�adzie mia� za zadanie unieszkodliwi� owo urz�dzenie. I w�a�nie zbli�a� si� do celu. Samolot rozpoznawczy Hockner�w nie mia� �adnego uzbrojenia, ale za�oga by�a uzbrojona. Bez nos�w, pokryci ornamentami, cz�onkowie za�ogi byli dobrze widoczni przez przezroczyst� pokryw� kabiny. Samolot by� niewiele wi�kszy od sa� i mia� odrzutowy nap�d. Wia� bardzo silny wiatr i samolot mia� trudno�ci z wyl�dowaniem na szerokim wyst�pie lodowym wierzcho�ka. Zaraz obok by�a przepa�� nikn�ca w g�rnej warstwie chmur. Wicher gna� od szczytu tumany �niegu. Wprost przed nimi, ale do�� oddalony od kraw�dzi, znajdowa� si� ra��cy ich oczy radioteleskop. Poza tym obiektem i poza polem widzenia samolotu rozpoznawczego lodowiec opada� w d�. Obserwuj�ce samolot twarze na poszczeg�lnych ekranach wyra�a�y r�ne reakcje. Przylot samolotu rozpoznawczego do celu, wykonanie zadania i powr�t do statku macierzystego trwa� zwykle do�� d�ugo. Pu�kownik Tolnep�w robi� przez ten czas jakie� wyliczenia dotycz�ce cen niewolnik�w. Zna� pewn� planet� z atmosfer� podobn� do ziemskiej, na kt�rej p�acono tysi�c kredyt�w za ka�dego dostarczonego �ywcem niewolnika. Zak�ada�, �e mia� tu potencja� wynosz�cy jakie� pi�tna�cie tysi�cy dowiezionych �ywych niewolnik�w z oko�o trzydziestu tysi�cy, kt�re prawdopodobnie wzi��by na pok�ad. Dawa�o to sum� pi�tnastu milion�w kredyt�w. Dziewi�tna�cie procent z tego - tyle wynosi�a jego premia dawa�o sum� dw�ch milion�w o�miuset pi��dziesi�ciu tysi�cy kredyt�w. Mia� d�ugi na sum� pi��dziesi�ciu dw�ch tysi�cy o�miuset sze��dziesi�ciu kredyt�w, kt�r� przegra� w gry hazardowe (by� to pow�d wielkiej ch�ci z jak� wyrusza� w dalek� podr�), a wi�c zostawa�o mu na czysto dwa miliony siedemset dziewi��dziesi�t siedem tysi�cy sto czterdzie�ci kredyt�w. M�g� przej�� na emerytur�. Hawvin z kolei my�la� o tych wszystkich srebrnych i miedzianych monetach, kt�re musz� znajdowa� si� w ruinach starych bank�w - dla Psychlos�w oba te metale nie mia�y �adnej warto�ci, a on mia� na nie dobry rynek zbytu. Bolbod my�la� o ca�ej tej maszynerii Psychlos�w, znajduj�cej si� tam w dole, ale my�la� tak tylko do momentu pochwycenia jego samolotu uderzeniowego. Teraz my�la� wy��cznie o uderzeniu na Ziemian. Dow�dca Jambitch�w zastanawia� si�, jakby tu wykiwa� reszt� aliant�w i pozbawi� ich niewolnik�w, metali i maszynerii. W ko�cu jednak samolotowi rozpoznawczemu uda�o si� wyl�dowa� na wyst�pie lodowym, co ponownie zwr�ci�o ich uwag� na ekrany. Wysiad�o z niego pi�ciu Hockner�w, bardzo grubych w swych ekstrawaganckich kombinezonach kosmicznych i niezgrabnie odpinaj�cych z plec�w pasy r�cznych miotaczy. Nagle w odbiornikach zatrzeszcza� g�os oficera Hockner�w kontroluj�cego l�dowanie z orbity, kt�ry natychmiast dotar� na ekrany wzd�u� infrapromienia. - Uwaga na samolot bojowy! Na niebie faktycznie wida� by�o samolot bojowy zawieszony na wysoko�ci oko�o dwustu tysi�cy st�p. Ale by� on tam ju� od godziny i nic nie robi�. Teraz tak�e nic nie robi�. Pi�ciu Hockner�w spojrza�o w g�r� na daleki samolot wygl�daj�cy jak ma�a plamka trudna do odr�nienia od niebieskiego nieba. - Nie, nie ten! - warkn�� oficer Hockner�w kieruj�cy l�dowaniem. - Tu� za zakr�tem grani. Leci w g�r� lodowca! Dopiero wtedy obserwuj�ce twarze spostrzeg�y samolot. Z ich stanowisk obserwacyjnych wygl�da� po prostu jak krecha na lodowcu, gdy� tylko jego wierzch by� widoczny, a reszt� zakrywa�a turnia stercz�ca stromo nad teleskopem. Samolot bojowy wznosi� si� do g�ry tu� nad powierzchni� lodowca! Zatrzyma� si� prawie sto jard�w z ty�u teleskopu. Nikt st�d nie m�g� dojrze�, czy kto� wysiad� z samolotu. Pi�ciu Hockner�w, ostrze�onych teraz, ale wci�� jeszcze nikogo nie widz�cych, przykucn�o z miotaczami gotowymi do strza�u. A potem rzucili si� do przodu. Tu� za teleskopem zacz�y b�yska� ognie i rozleg�a si� trajkoc�ca seria z miotaczy. Jeden z Hockner�w, kt�ry znajdowa� si� w pobli�u kraw�dzi wyst�pu, zosta� trafiony, wyrzucony w powietrze - polecia� w przepa�� wiruj�c przez chmury. Samolot Hockner�w trafiony seri� z miotaczy zacz�� si� �lizga� na kraw�dzi lodowca i run�� w pustk�. Czterech pozosta�ych Hockner�w szar�owa�o przez �nieg i wiatr, strzelaj�c z miotaczy. Bezlitosny �omot r�cznych miotaczy ni�s� si� po infrapromieniu. Ca�y teren pod teleskopem - jak si� wydawa�o bez przerwy wybucha� zielonymi kroplami grzmi�cej energii. Jeden Hockner pad�. Drugi pad�. Trzeci pad�! Czwarty prawie ju� dosi�gn�� teleskopu i wtedy z g�uchym �omotem zwali� si� w �nieg. Jedynym d�wi�kiem teraz by� tylko �wist wichru wok� szczytu. Spoza radioteleskopu wyskoczy�o kilku Ziemian. Ruszyli biegiem do przodu, a ich czerwono-bia�e wysokog�rskie ubiory wygl�da�y na tle �niegu jak plamy krwi. Odwracali cia�a Hockner�w i zabierali im bro�. Jeden z Ziemian wyjrza� poza kraw�d�, za kt�r� spad� pi�ty Hockner i samolot rozpoznawczy, ale wida� tam by�o tylko k��bi�ce si� daleko w dole chmury. Cia�a Hockner�w zosta�y przez Ziemian odwleczone na bok. Za pomoc� lin bezpiecze�stwa, ze�lizguj�c si� w d� lodowca, za�adowali Hockner�w do samolotu szturmowego piechoty kosmicznej, kt�ry teraz by� lepiej widoczny. Jeden z Ziemian wr�ci� jeszcze i sprawdzi� stan radioteleskopu, a potem ze�lizn�� si� po lodowcu, uchwyci� si� drzwi samolotu i wskoczy� na pok�ad. Samolot wystartowa� i poszybowa� w d� poprzez chmury. Przesuni�ty ponownie infrapromie� przebi� warstw� chmur i �ledzi� samolot lec�cy z powrotem do bazy g�rniczej. - To potwierdza moje podejrzenia - powiedzia� pu�kownik Tolnep�w. - Wszystko odby�o si� w�a�nie tak, jak od samego pocz�tku przypuszcza�em. Zignorowa� komentarze wsp�lnik�w, �e przecie� popiera� ich pomys� rozpoznania. - To by�a przyn�ta - kontynuowa�. - Jest ca�kiem oczywiste, �e ci tam przy tamie zrobili wczoraj nieszkodliwy wybuch, by nas zaintrygowa�. A potem zaczaili si� i zdo�ali pochwyci� dw�ch cz�onk�w za�ogi Bolbod�w - Radioteleskop jest tylko atrap�, jak to podejrzewa�em. Od wiek�w si� ju� takich nie u�ywa. Do wychwytywania s�abych sygna��w oraz emisji radiowej ka�dy urywa infrapromieni. A wi�c ustawili go tam celowo, by �ci�gn�� na d� samolot rozpoznawczy. �aden z cz�onk�w za�ogi Hockner�w nie zosta� zabity poza tym jednym, kt�ry by� na tyle niezgrabny, �e zlecia� w przepa��. Wszystkie ich miotacze nastawione by�y na "Oszo�omienie". I tak uda�o si� im zwabi� czterech Hockner�w. - Czy powiniene� m�wi� tak otwarcie? - zapyta� dow�dca Jambitch�w. - Mog� nas mie� na monitorze. - Nonsens - odpar� Tolnep. - Nasze detektory nie wykazuj� �adnych infrapromieni, a my wykorzystujemy tylko kana� lokalny. M�wi� wam, �e nikt nie u�ywa radioteleskopu od... czasu wojny Hambon Sun! Maj� za du�o szum�w w�asnych i s� zbyt niepor�czne. Tam w dole to po prostu atrapa. A czy zauwa�yli�cie, w jaki sprytny spos�b ten oficer "dostraja�" go. Oni si� po prostu spodziewaj�, �e spr�bujemy jeszcze raz. - Nie s�dz�, by tego potrzebowali - powiedzia� Hawvin. - Maj� teraz do przes�uchania dw�ch cz�onk�w za�ogi Bolbod�w i czterech Hockner�w i mog� robi� to bez po�piechu. Znaj�c metody przes�ucha� Psychlos�w, nie chcia�bym by� teraz w ich sk�rze! - To nie s� Psychlosi! - zauwa�y� nadporucznik Hockner�w, ukrywaj�c fakt, �e by� przera�ony losem cz�onk�w swej za�ogi.- Ale� tak, s� - powiedzia� Bolbod. - Pewnego dnia widzia�e� Psychlosa razem z Ziemianami tam w dole przy jeziorze. Psychlosi wykorzystuj� obcych jako rasy podleg�e. Robili to ju� przedtem. G�osuj� za tym, by�my wykonali zmasowany atak i rozwalili wszelkie ich instalacje i to zaraz! Zanim zd��� si� lepiej przygotowa�. Ale w tym samym momencie wstrz�sn�� nimi niewyra�ny obraz, kt�ry pojawi� si� na wszystkich ekranach. By�a to brodata twarz m�czyzny, nad kt�r� wida� by�o siw� grzyw� w�os�w. Mia� niebieskie oczy. Cz�owiek ten - jak si� zdawa�o - mia� na sobie stary ubi�r.- Je�li prze��czycie swoj� transmisj� na moc planetarn� odezwa� si� Ziemianin w psychlo - to uzgodnimy w jaki spos�b mo�ecie odebra� cz�onk�w waszych za��g. Dwaj Bolbodzi ulegli wstrz�sowi, ale �aden nie jest ranny. Czterej Hocknerzy s� po prostu og�uszeni, cho� jeden z nich ma r�wnie� z�amane rami�. Prze��czyli transmisj� na moc planetarn�, ale ich odpowiedzi� by�o stanowcze i jednog�o�ne: "nie b�dziemy z wami pertraktowa�!" Pu�kownik Tolnep�w zdo�a� przekrzycze� wrzaw�. - �eby�cie mogli pochwyci� r�wnie� nasz oddzia� ratowniczy? Stanowczo nie! Mo�emy zostawi� ich samych na stoku - obok tego czerwonego sto�ka wulkanicznego. Wszystko na otwartej przestrzeni i bez �adnego z naszych samolot�w w powietrzu - perswadowa� Ziemianin. - Nazwijmy to rozejmem. Nikt nie b�dzie strzela� do waszego statku ratowniczego. - Nie mogli�cie ich tak szybko przes�ucha� - powiedzia� dow�dca Jambitch�w - a wi�c musz� by� martwi. - Czuj� si� ca�kiem dobrze - odpar� Ziemianin. - Czy jeste�cie pewni, �e nie chcecie ich zabra�? - Stanowcze nie! - Bardzo dobrze - powiedzia� ziemianin, wzruszaj�c ramionami. - Wi�c przynajmniej powiedzcie, co oni jedz�? Tolnep da� sygna� pozosta�ym, by pozwolili mu m�wi�. - A jak�e, oczywi�cie - powiedzia� g�adko, u�miechaj�c si�. - Przygotujemy paczk� z �ywno�ci� i po�lemy j� na d�. W��czyli moc planetarn� i przeszli z powrotem na kana� lokalny. - M�wi�em wam - rzek� Tolnep - �e to pu�apka. Teraz gdy spartaczyli�cie swoj� robot�, pozw�lcie mi dzia�a�. Wkr�tce potem z luku powietrznego statku Tolnep�w wylecia� rakietowy pakunek. Mia� bardzo dobrze obliczon� trajektori� i jego spadochron otworzy� si� ju� pod chmurami. Wolno podryfowa� do do�u i wyl�dowa� tu� przy brzegu jeziora. Z bazy wyjecha� pojazd i zacz�� p�dzi� w kierunku pakunku. Twarze na ekranach wizyjnych u�miecha�y si�. Czy ci tam w dole byli Psychlosami, czy te� kimkolwiek innym, czeka�a ich niez�a niespodzianka! I wtedy nagle nadporucznik Hockner�w, kt�ry pospiesznie kartkowa� ksi��k� rozpoznawcz� zawo�a�: - Och, s�uchajcie! To jest czo�g klasy R�baj�o: "R�baj�em do chwa�y". Totalnie opancerzony! Czo�g zbli�y� si� do pakunku, obni�y� luf� zamontowanego w wie�yczce wielkokalibrowego miotacza i wystrzeli�. Pakunek, kt�ry by� oczywi�cie zamaskowan� bomb�, eksplodowa� gejzerem p�omieni. Czo�g wystrzeli� jeszcze raz, a potem kto� wysiad� z niego i pozbiera� gor�ce resztki bomby. - Dostarczyli�my im nawet fragmenty bomby do analizy! - wykrzykn�� Hawvin. Odbyli pospieszn� narad�. Niewielki szary cz�owiek przys�uchiwa� si� im. "Te wojskowe umys�y - pomy�la� - s� czasami do�� nietypowe". Doszli do wniosku, �e wszystko, co Ziemianie robili, by�o po prostu przyn�t� i �e ich strategia polega�a na szarpaniu naje�d�c�w po kawa�ku, a nast�pnie ca�kowitym ich rozbiciu. Zdecydowali wi�c, �e b�d� czeka� na kuriera, a przez ten czas tylko najbezpieczniejsze typy sond rozpoznawczych b�d� wysy�ane na tereny, kt�re oczywi�cie nie s� ani chronione, ani nadzorowane. Potem, gdy ju� b�d� wiedzieli, czy to jest ta planeta, o kt�r� im chodzi, rzuc� si� w d� w zmasowanym ataku, pokonaj� przeciwnika i spl�druj� co si� da. Wszyscy dow�dcy wyrazili na to zgod� z wyj�tkiem Tolnepa. By� wci�� jeszcze w�ciek�y z powodu pora�ki jego pomys�u z bomb�. - Powinienem natychmiast polecie� w d� - sycz�cym g�osem o�wiadczy� Tolnep - i wszystkich zagry�� na �mier�! - S�dzimy, �e to wspania�y pomys� - powiedzia� Hockner, cedz�c s�owa i poprawiaj�c monokl. - W�a�nie, dlaczego nie mia�by� tego zrobi�? - zgodzi�a si� reszta. - Jeste�my nawet pewni, �e powiniene�! Tolnep uzmys�owi� sobie, �e byliby pewnie zadowoleni, gdyby si� go pozbyli. Na razie wi�c si� uspokoi�. Potem to ju� b�dzie zupe�nie inna sprawa. 2 Jonnie wybra� si� w podr�, by obejrze� bazy, ale okaza�o si�, �e patrzy g��wnie na ludzi. Lot by� do�� przyjemny. Nowy pilot my�la�, �e to on b�dzie pilotowa� samolot Jonnie'ego. Jednak pomys�, �e kto� go b�dzie wi�z� samolotem, ubawi� Jonnie'ego: przecie� nie mia� po�amanych r�k! Ale zaraz po starcie unios�a si� w powietrze eskorta z�o�ona z trzech samolot�w bojowych Typ 32, kt�re mia�y bardzo du�y zasi�g i by�y r�wnie� przystosowane do przewo�enia oddzia�u piechoty kosmicznej lub grupy pracownik�w Psychlo. Eskorta lecia�a tu� za nim. Jonnie zd��a� na p�nocny wsch�d nad Afryk�, Morzem Czerwonym, Bliskim Wschodem i wreszcie wlecia� nad Rosj�, utrzymuj�c wysoko�� dwustu tysi�cy st�p i patrz�c z g�ry na mozaik� jezior i rzek, kt�re pu�kownik Iwan rysowa� mu kiedy� palcem na piasku. Spodziewa� si�, �e b�dzie tam ju� �nieg, ale cho� by�a p�na jesie�, �nieg by�o wida� jedynie na szczytach po�o�onych na wschodzie g�r. Zorientowa� si� w terenie, odszuka� zaplanowane miejsce l�dowania i nagle znalaz� si� w�r�d rozko�ysanego morza ludzi! Pu�kownik Iwan, przy pomocy tuzina kawalerzyst�w na koniach, chcia� zapewni� mu miejsce do l�dowania. T�um musia� liczy� oko�o pi�ciuset os�b. Jonnie otworzy� drzwi kabiny i prawie zosta� og�uszony. Wiwatowali na jego cze��! Nad t�umem przewala�y si� tak ha�a�liwe fale d�wi�k�w, �e nie m�g� nic zrozumie�. Gdy Jonnie wyszed� z kabiny samolotu, pu�kownik Iwan zsiad� z konia. Pu�kownik by� troch� sztywny, s�dzi� prawdopodobnie, �e Jonnie obwinia� go za �mier� Bittie'ego - wok� ramienia mia� owini�t� czarn� opask�. Ale Jonnie obj�� go ramieniem i wszystko zdawa�o si� by� w porz�dku. Podprowadzili mu konia z siod�em z owczej sk�ry. T�um wiwatowa�. Jonnie zna� tylko jedno rosyjskie s�owo: "zdrastwujtie", czyli "witajcie". Wykrzykn�� je zatem jak m�g� najg�o�niej i t�um zn�w wiwatowa�. Jonnie rozejrza� si� dooko�a. Znajdowali si� blisko podn�a g�r, naprawd� wysokich g�r... czterna�cie tysi�cy st�p? Na ich szczytach le�a� �nieg. Starodawna baza Rosjan musi by� gdzie� w pobli�u. Pomy�la�, �e zaraz powinien uda� si� wprost do niej, by zobaczy�, jak wygl�da i do czego si� mo�e przyda�. Ale nie, wszyscy - jak si� zdawa�o - mieli zupe�nie inne pomys�y. By�y tam jakie� namioty ze sk�ry i woj�oku, ogniska, z kt�rych unosi� si� dym, i nagle Jonnie uzmys�owi� sobie, �e wszyscy w t�umie mieli na sobie swoje najlepsze ubrania. To by�o �wi�to! I ze sposobu, w jaki go witano, wynika�o, �e wydano je na jego cze��. Zastanawia� si�, czy Thor by� ju� tu kiedy�, bo je�li by�, to w�wczas wielu z tych ludzi b�dzie my�la�o, �e ich ju� zna. No c�, jego znajomo�� jedynego s�owa rosyjskiego jako� mu w tym pomo�e. Kawalerzy�ci pu�kownika torowali mu drog�. Za ka�dym razem, gdy Jonnie podnosi� r�k� i kiwa� ni�, zrywa� si� nowy og�uszaj�cy wybuch wiwat�w. Kolory, twarze! Na tyle zna� d�wi�k mowy rosyjskiej, by wiedzie�, �e krzyczeli po rosyjsku, ale s�ysza� tak�e pojedyncze s�owa, jak "Brawo!"", Bueno!" i "Viva!". Brzmia�y tak, jakby wo�ali je Lianerowie. Tak! By�y tam p�askie kapelusze z czarnej sk�ry. Kilka takich kapeluszy. I jakie� olbrzymie kapelusze ze s�omy. W powietrzu unosi� si� zapach sma�onego mi�sa pomieszany ze specyficznym zapachem palonego w ogniskach �ajna. Zesp� ba�a�ajek, hiszpa�skich gitar, andyjskich flet�w oraz mongolskich b�bn�w rozdziera� powietrze swymi d�wi�kami. Pu�kownik doprowadzi� go do sk�rzanego namiotu, kt�ry specjalnie dla niego postawiono i Jonnie z po�egnalnym kiwni�ciem r�k� wszed� do wn�trza. Wszed� tam r�wnie� i Koordynator i Jonnie chcia� si� od niego dowiedzie�, czy nie mogliby teraz uda� si� do bary? Pu�kownik by� skonsternowany. Niet, niet, mieli na to jeszcze czas. Trzeba by�o mie� wzgl�d na ludzi. Wielu z nich, a faktycznie to wi�kszo�� z nich, nigdy przedtem nie widzia�a Jonnie'ego. Jonnie powiedzia�, �e ca�y czas my�li o ludziach! Jak uchroni� ich przed mo�liwym nieszcz�ciem? Jonnie z rado�ci� zdj�� z siebie ci�ki kombinezon lotniczy, poniewa� by�o tu znacznie cieplej ni� s�dzi�. Pu�kownik przyni�s� jego rzeczy, ale Jonnie nie zwraca� na nie uwagi. Pu�kownik podarowa� mu te� ubi�r z prawie bia�ej sk�ry jeleniej, kt�ry kaza� dla niego uszy� - niezupe�nie taki sam, jak na banknocie jednokredytowym - te kieszenie po obu stronach piersi s�u�y�y do noszenia naboj�w. Dziewcz�ta ze wsi uszy�y go bardzo starannie. Mokasyny powinny pasowa�, ale je�li wola�by co� innego, to tu by�y jakie� buty wojskowe i czerwone bufiaste spodnie. Ten z�oty he�m? No c�, w rzeczywisto�ci nie by� on z�oty. By� to lekki he�m rosyjski, pancerne aluminium. Kto� go zawi�z� do starej bazy g�rniczej w Groznym, gdzie pokryto go berylem. Widzisz? Nie ma na nim �adnej gwiazdy lub jakiego� ornamentu, ale ten pasek na podbr�dek ze szczelnymi zas�onami na uszy i pokrywaj�ce je kolorowe paciorki zosta�y zrobione przez jedno z syberyjskich plemion. Czy� nie jest to mi�e? A poza tym doktor MacKendrick powiedzia� Jonnie'emu, aby dba� o g�ow�. Wi�c no� go! Jonnie odpar�, �e nic nie b�dzie s�ysza�, gdy zawi��e pasek pod brod�. - No� go! - upiera� si� Iwan. Jonnie obmy� twarz, ubra� si� i powiedzia� pu�kownikowi, �e jest tyranem, a pu�kownik wyzna� mu, �e czasem jest jeszcze gorszy ni� tyran. Sprawy przedstawia�y si� nast�puj�co: jego oryginalny plan, by t� baz� obsadzili Amerykanie, zosta� przyj�ty przez star� Rad� kiedy jeszcze uznawano jej decyzje. Zwerbowali wi�c paru po�udniowych Amerykan�w i wys�ali ich tu. Ale w Arktyce �y�o plemi� z�o�one z potomk�w syberyjskich wi�ni�w politycznych, kt�rzy przez wi�ksz� cz�� swego �ycia g�odowali, wi�c zacz�li teraz masowo tu nap�ywa� z ca�ym swoim dobytkiem. Byli to Sybiracy, w�a�nie ci w bia�ych sk�rach nied�wiedzich. I jeszcze odkryli ma�e plemi� na Kaukazie, kt�remu uda�o si� prze�y�, i kt�re takie tu by�o. Tak wi�c baza by�a w�a�ciwie obsadzona g��wnie przez Rosjan. Ale mieli tu jednego prawdziwego Amerykanina. Tak! Chcesz go zobaczy�? Jest na zewn�trz. Wprowadzono do namiotu Amerykanina, kt�ry ci�gn�� za sob� m�od� dziewczyn�. Stan�� i wyszczerzy� z�by w u�miechu. By� to ch�opak z rodzinnego miasteczka Jonnie'ego! Tom Smiley Townsen. Spotkanie to sprawi�o im ogromn� przyjemno��. Tom Smiley by� wielkim ch�opakiem, o rok m�odszym od Jonnie'ego i prawie dor�wnywa� mu wzrostem. Powiedzia�, �e sko�czy� szko�� operator�w maszyn i s�ysza�, �e maj� tu niewystarczaj�c� liczb� fachowc�w, wi�c wsiad� w samolot i ju� od ponad miesi�ca pracuje na spychaczach g�rniczych, uczy innych oraz naprawia uszkodzony sprz�t. To by�a jego dziewczyna, Margarita. - Margarita, permiteme presentarte al Gran Senor Jonnie. - Dziewczyna by�a bardzo �adna, bardzo nie�mia�a i bardzo przestraszona. Jonnie pochyli� si� w uk�onie. Widzia�, jak robi� to Sir Robert. Ona te� si� pochyli�a. Tom Smiley powiedzia�, �e za par� tygodni maj� zamiar si� pobra�. A Jonnie rzek�, i� spodziewa si�, �e b�d� mieli mn�stwo dzieci. Margarita zarumieni�a si�, gdy Tom Smiley przet�umaczy� jej s�owa Jonnie'ego, ale z entuzjazmem pokiwa�a potakuj�co g�ow�. Po raz pierwszy Jonnie dowiedzia� si�, �e jego miasteczko zosta�o przeniesione. Tom Smiley by� odpowiednio przeszkolony, wi�c za pomoc� spychacza dba� o to, by wszystkie prze��cze by�y przejezdne, dlatego te� nie zagra�a� im g��d zim�, ale tam, gdzie si� przenie�li, by�o znacznie mniej �niegu. Przenie�li si� do tego miasta, kt�re Jonnie im kiedy� zarekomendowa�. Zostali do tego zmuszeni przez oddzia�y wojskowe przys�ane przez Browna Kulasa. Musieli nawet zostawi� wszystkie swoje rzeczy, ale s�dzi�, �e do tego czasu pozostali ch�opcy - jeszcze dw�ch z nich by�o operatorami maszyn, a dw�ch innych pilotami - zdo�ali je stamt�d zabra�. Pu�kownik wypchn�� ich w ko�cu na zewn�trz i pocz�stowa� Jonnie'ego �ykiem "najlepszej w�dki, jak� kiedykolwiek p�dzono", kt�ry prawie natychmiast uderzy� mu do g�owy. Co za lekarstwo na zm�czenie lotem! Musia�a to by� nalewka na z�bach nied�wiedzia! Pu�kownik powiedzia�, �e Jonnie ma absolutn� racj� i zapyta�, jak to odgad�, a potem wyprowadzi� go na zewn�trz. Wi�kszo�� ludzi zajmowa�a si� swoimi sprawami, przygotowuj�c si� do wielkiego przyj�cia z ta�cami, ale wszyscy przechodz�c obok Jonnie'ego, u�miechali si� do niego. Dw�ch niemieckich pilot�w z bazy afryka�skiej siedzia�o przy ognisku i co� popija�o. Trzeci pilot odbywa� lot patrolowy na bardzo du�ej wysoko�ci, wi�c do ziemi dochodzi� tylko s�aby szum jego silnik�w. Jonnie powiedzia� im w psychlo, �e powinni odpocz�� i zabawi� si� troch�, a oni tylko popatrzyli na niego z szacunkiem. Jonnie zdawa� sobie spraw�, �e wydano im ca�kiem odmienne rozkazy: dw�ch z nich mia�o by� w sta�ej gotowo�ci bojowej do alarmowego startu, spa� w samolotach i mie� stale w��czone radio, a trzeci samolot powinien by� zawsze w powietrzu. Jonnie u�wiadomi� sobie, �e atmosfer� �wi�ta zak��ca� fakt, �e byli w stanie wojny z pot�nymi si�ami. Pu�kownik zaprowadzi� go na niewielki pag�rek i szerokim ruchem r�ki pokaza�, jak wielki by� jego kraj. Ros�a tam dzika bawe�na i by�o jej dosy�, by zrobi� z niej tysi�ce ubra�; ros�a pszenica i owies oraz by�y stada owiec i byd�a wystarczaj�ce do wy�ywienia tysi�cy ludzi. Te dalekie ruiny by�y kiedy� miastem pe�nym fabryk i chocia� maszyny w nich ju� nie pracuj�, gdy� ich silniki s� niesprawne, Tom Smiley s�dzi, �e uda mu si� uruchomi� niekt�re warsztaty tkackie. Czy Jonnie wie, �e bardzo daleko st�d na po�udniowy-wsch�d znajduje si� grobowiec, w kt�rym zosta� pochowany w�adca �wiata? Mongo� zwany Timur Leng. Przed blisko dwoma tysi�cami lat on w�a�nie rz�dzi� ca�ym �wiatem. To prawda. B�dzie musia� pokaza� mu ten grobowiec. Tak jest na nim napisane. Jonnie ju� dosy� si� nas�ucha� o r�nych Hitlerach, Napoleonach. Cz�sto si� zastanawia�, czy gdyby ci i im podobni zbrodniarze nie byli tak uparci w d��eniu do rz�dzenia �wiatem, to czy �wiat osi�gn��by a� tak wysoki poziom rozwoju, by potrafi� odeprze� inwazj� Psychlos�w. S�ysza� o teoriach m�wi�cych, �e do rozwoju techniki potrzebna jest wojna, ale my�la�, �e jest to maksyma Psychlos�w. Nie powiedzia� tego jednak pu�kownikowi Iwanowi. Podziwia� naprawd� pi�kny widok. Baza? Pu�kownik odpowiedzia� na pytanie Jonnie'ego. Znajdowa�a si� tam w g�rze, niezbyt daleko st�d. Oprowadzi go po ca�ej bazie jutro. Gdy zacz�li schodzi� w d�, spotka� ich wysoki, sympatyczny Szkot i jego dw�ch pomocnik�w. By� to Andrew MacNulty, dyrektor federacji i szef wszystkich Koordynator�w. Dosz�y do niego s�uchy, �e Jonnie tu jest, wi�c wsiad� w samolot i przylecia�. Mia� bardzo mi�y spos�b bycia i zawsze weso�y u�miech na twarzy. Jonnie by� bardzo zadowolony ze spotkania. Czeka�a go tu wielka praca zwi�zana z przenoszeniem wielu plemion w inne rejony i wiedzia�, �e z tym cz�owiekiem b�dzie mu si� wspaniale pracowa�o. �wietnie. Sir Andrew podzi�kowa� Jonnie'emu za uratowanie �ycia dw�m Szkotom w Afryce. O zachodzie s�o�ca rozpocz�to zabawy i wielka kwadratowa konstelacja gwiezdna by�a ju� nisko na niebie, gdy je zako�czono. Ta�ce i muzyka. Ta�ce hiszpa�skie, taniec przedstawiaj�cy polowanie na nied�wiedzia z Syberii, dzikie, pe�ne skok�w ta�ce z Kaukazu. P�omienie ognisk i �miech. Dobre jedzenie i picie. Poniewa� - jak si� zdawa�o - ka�dy chcia� wypi� z honorowym go�ciem, a Jonnie nigdy nie pi� za wiele, wi�c nast�pnego ranka mia� nieco ci�k� g�ow�, gdy pu�kownik - ca�y kipi�cy energi� wyrwa� go ze snu. Po skromnym �niadaniu odjechali ca�� grup�, by obejrze� staro�ytn� baz� obronn�. Pu�kownik powiedzia�, �e wszyscy porz�dkowali baz� i b�d� si� starali robi� nadal wszystko tak, �eby si� to Jonnie'emu podoba�o. Nie mieli ju� na sobie od�wi�tnych ubra�, poniewa� wracali do pracy. Do staro�ytnej bazy wchodzi�o si� przez tunel, kt�ry by� zamaskowany nawisami skalnymi. Baza by�a usytuowana g��boko pod ziemi�. Poniewa� s�u�y�a jako stanowisko dowodzenia, wi�c musia�a by� odporna na bombardowanie nuklearne. Ze wzgl�du na zdarzaj�ce si� czasem w tym rejonie trz�sienia ziemi, zbudowana by�a masywnie. Brakowa�o jej po�ysku i wyko�czenia bazy ameryka�skiej, ale by�a od niej nawet wi�ksza. Zainstalowano w niej o�wietlenie z lamp g�rniczych Psychlos�w. Bardzo wielu zabitych pochowano ze wszystkimi honorami. Wyczy�cili ca�e wn�trze za pomoc� sprowadzonych z Groznego spychaczy g�rniczych Psychlos�w. Tom Simley doprowadzi� wodoci�gi do stanu u�ywalno�ci. Pu�kownik powiedzia�, �e w�a�ciwie to nie zamierza� ze swymi lud�mi pomaga� zbyt wiele przy jej urz�dzaniu, gdy� mia�a to by� baza ameryka�ska, ale poniewa� mieli ju� w tej dziedzinie sporo do�wiadczenia, wi�c wzi�li si� energicznie do roboty. By�o tam bardzo du�o magazyn�w. Mundury nie by�y tak dobrze zapakowane i uszczelnione jak w bazie ameryka�skiej, ale wci�� jeszcze wi�kszo�� rzeczy w magazynach nadawa�a si� do u�ytku. Ich jako�� chyba by�a nawet lepsza. Popatrz na te przeno�ne miotacze p�omieni. Wci�� jeszcze dzia�aj�! Znaleziono tu sto tysi�cy �wietnie zakonserwowanych karabin�w szturmowych nazywanych AK-47 i przerobiono ich amunicj� na radiacyjn� i bezradiacyjn�. Wr�czono Jonnie'emu taki karabin, kt�ry w Groznym pokryto molekularnym chromem, wraz z magazynkami zawieraj�cymi pi�� tysi�cy sztuk gwarantowanej, niezawodnej amunicji. Rosyjski premier nie zdo�a� tu jeszcze dotrze�, ale jego stanowisko dowodzenia by�o gotowe. Jonnie my�la�, �e ten wielki obraz na �cianie przedstawia� jego podobizn�, ale powiedziano mu, �e by�a to fotografia dawnego cara rosyjskiego, kt�ry nazywa� si� Lenin. Panowa� on prawdopodobnie w czasach Timura Lenga, ale nie byli pewni. Wida� jednak, �e by� to bardzo wa�ny obraz, wi�c go tu zostawili. Poziom po poziomie, korytarz po korytarzu szli gromadnie przez rozleg�� baz�, przystaj�c od czasu do czasu, by co� Jonnie'emu pokaza� i u�miechaj�c si�, gdy co� pochwali�. Byli bardzo szcz�liwi, �e Jonnie by� z bazy zadowolony. Jonnie za� by� najbardziej zadowolony z podziemnych hangar�w. By�o tu do�� miejsca dla tysi�cy samolot�w. O to w�a�nie chodzi�o. Miejsce do przechowywania. Dok�adnie to, czego si� spodziewa�. U�ywali tu spychaczy do usuni�cia pogruchotanych wrak�w jakich� "mig�w" i innych samolot�w. Jonnie nie potrafi� czyta� cyrylicy. Obja�nili mu wi�c, �e "mig" po rosyjsku oznacza "samolot". Pokazali mu podr�cznik taktycznej broni j�drowej oraz inne podr�czniki na tematy j�drowe. Wszystkie by�y wydrukowane po rosyjsku. Z p�nocnej strony bazy znajdowa�o si� mn�stwo magazyn�w broni j�drowej, ale nie zamierzali zbli�a� si� do nich, zanim nie przeczytaj� podr�cznik�w. By�o tam r�wnie� mn�stwo "silos�w", w kt�rych znajdowa�y si� rakiety nap�dzane prochem, ale proch ten by� ju� bezu�yteczny, poniewa� by� zwietrza�y. Wprawdzie ma�e grudki wci�� jeszcze wybucha�y, gdy si� je mocno uderzy�o m�otkiem, ale nie nadawa� si� do u�ycia. Pokazali mu tak�e poblisk� kopalni� w�gla, gdzie pali�y si� czarne ska�y. Ogrzewanie i paliwo by�o wi�c pod r�k�. Zamierzali w�a�nie rozpocz�� masowe wydobywanie tych czarnych ska�. Chcieli te� zebra� z p�l dzik� pszenic�. Mieli mn�stwo plan�w. Jonnie powiedzia�, �e s� to wspania�e plany i zrobili tyle dobrych rzecz, �e sami te� byli wspaniali. By� z nich bardzo zadowolony. �ciska� r�ce setek ludzi. Dopiero o �wicie nast�pnego dnia m�g� wylecie� do Tybetu. To, co planowano jako dwugodzinn� inspekcj� bazy, zamieni�o si� w jej dwudniowe zwiedzanie. Jonnie by� zaskoczony, jak wiele potrafi� zrobi� ludzie, je�li si� im tylko na to pozwoli i bez wtr�cania si� rz�du do ich spraw. W chwili odlotu mia� na g�owie nowy he�m. Pu�kownik ju� o to zadba�. Paski pod brod� by�y te� zapi�te! Pu�kownika nie obchodzi�o, czy Jonnie b�dzie co� s�ysza�, czy nie. Huk silnik�w szkodzi uszom, a poza tym na du�ych wysoko�ciach uszy mog�y mu zmarzn��. Jonnie �mia� si� z niego, ale he�m za�o�y�. 3 Jako do�wiadczony, cho� nie zawsze szcz�liwy hazardzista, pu�kownik Rogodeter Snowl, nale��cy do elity floty kosmicznej Tolnep�w, uwa�a� za pewne tylko to, co sam zobaczy�, mimo i� ostatnio wzrok mu si� bardzo pogorszy�. Przed tygodniem odkry� pasmo planetarnych fal radiowych, o kt�rym pozostali cz�onkowie "po��czonych si�" nie mieli poj�cia - a on nie mia� zamiaru ich o tym informowa�. By�o ono nazywane "Kana�em Federacyjnym" przez jakich� "Koordynator�w", kt�rzy przekazywali przez niego informacje, polecenia oraz raporty dotycz�ce plemion. Jako oficer floty, kt�rego premie pieni�ne zale�a�y g��wnie od liczby sprzedanych niewolnik�w, uwa�a�, �e wszystko, co dotyczy�o znajduj�cych si� tam w dole ludzi, by�o niezmiernie interesuj�ce. By� to fach, w kt�rym Tolnepowie byli dobrze wyszkoleni, mieli dobre wyposa�enie oraz byli szcz�liwi, gdy si� mogli wykaza� w pracy. O�wiadczy� pozosta�ym dow�dcom statk�w, �e leci sprawdzi�, czy nie ma jakiego� posterunku po przeciwnej stronie planety, a potem si� od nich od��czy� i zaj�� pozycj� na orbicie poza polem ich bezpo�redniej obserwacji. Przed dwoma dniami zaskoczy� go fakt braku jakiegokolwiek zabezpieczenia transmisji u tych potencjalnych niewolnik�w. Paplali beztrosko w j�zyku "angielskim" - do kt�rego ju� od ca�ych wiek�w mia� obwody w swym wokoderze - i robili ostatnie przygotowania do wizyty jakiego� notabla. By�o ju� za p�no, by zrobi� cokolwiek podczas wizyty, jak� ten notabl z�o�y� na p�askiej r�wninie na p�nocy, ale nie za p�no, by j� obserwowa�. By� bardzo zdumiony, gdy zobaczy�, �e by� to ten sam cz�owiek, kt�rego widzia� na jednokredytowym banknocie. I nawet �atwiejszy do zidentyfikowania przez ten z�oty he�m. Radiowa sie� Federacji papla�a o zamierzonej przez niego nast�pnej wizycie do staro�ytnego miasta w g�rach, kt�re nazywano "hasa". Koordynatorzy mieli zgromadzi� tam jakie� plemiona na jego powitanie. Od tego momentu wszystko ju� by�o �atwe. Dok�adna obserwacja olbrzymich g�r w dole ujawni�a ruch ludzi w kierunku jednego tylko miasta. By�o ono ze wszystkich stron otoczone g�rami i samo te� by�o po�o�one na du�ej wysoko�ci. Lhasa! Pu�kownik Snowl szybko opracowa� doskona�y plan. Bez informowania pozosta�ych, pochwyci owego notabla i przes�ucha go tak, jak tylko Tolnepowie - lub by� mo�e i Psychlosi potrafili przes�uchiwa�. Wydob�dzie z niego bezcenne informacje, wykorzysta je imaj�c zak�adnika, zmusi do poddania si� planet� i do diab�a wtedy z dzieleniem si� czymkolwiek z reszt�. Za�adowa� ludno�� na statek, pop�aci� hazardowe d�ugi i przej�� na emerytur�! Mia� czas, miejsce i sposobno��. A wi�c do dzie�a! Na mostku w kszta�cie rombu Snowl zacz�� przegl�da� list� aktywnych oficer�w okr�tu Vulcor i znalaz� tam nazwisko oficera, do kt�rego przegra� 2021 kredyt�w - i kt�re wci�� jeszcze by� mu winien. By� tu podchor��y Slitheter Pliss. Gdyby akcja si� nie powiod�a, by�by to jeden z hazardowych d�ug�w, kt�rego nie musia�by zwraca�. Wezwa� na mostek podchor��ego Plissa, wyt�umaczy� mu dok�adnie, o co chodzi, poleci� obudzi� z hibernacji dw�ch �o�nierzy piechoty kosmicznej, zezwoli� na u�ycie ma�ej szalupy szturmowej i rozpocz�� akcj� pochwycenia notabla. By� pi�kny, bezchmurny dzie� i Jonnie przekaza� stery niemieckiemu kopilotowi. Jonnie zachwyca� si� g�rami widocznymi daleko w dole. Nigdy przedtem nie widzia� Himalaj�w. �nieg i lodowce, i k��bi�cy si� wiatr, g��bokie doliny i zamarzni�te rzeki: by�y to imponuj�ce g�ry! I tak strasznie rozleg�e. Lecieli bardzo wysoko, utrzymuj�c og�lny kurs na po�udniowy wsch�d. Utrzymywali tylko niewiele wi�ksz� ni� nadd�wi�kowi pr�dko��, poniewa� mieli du�o czasu do planowanej godziny l�dowania. Nauszniki he�mu by�y ca�kowicie d�wi�koszczelne, znacznie lepsze ni� w zwyczajnych he�mach lotniczych. Lot bez �adnego d�wi�ku wywo�ywa� dziwne uczucia. Mo�e pu�kownik mia� racj�, �e ha�as rzeczywi�cie jest niebezpieczny dla uszu. Kopilot spostrzeg� strzelaj�cy w niebo szczyt po ich prawej stronie. Byli dok�adnie na kursie. Jonnie odpr�y� si� - co to by�a za wizyta! Po chwili zainteresowa� si� podarowanym mu karabinem szturmowym; po�o�ono go na p�ytach pod�ogi pod jego nogami. Karabin ca�kowicie pokryty chromem! Zastanawia� si�, czy czasem z rozp�du nie pochromowali i wn�trza lufy - mog�o to by� niebezpieczne przy strzelaniu. Prze�wiczy� polowe rozk�adanie i sk�adanie karabinu, a potem zajrza� do lufy. Nie, nie pochromowali jej, wi�c wszystko by�o w porz�dku. Jeszcze raz z�o�y� go i po�wiczy� spuszczanie spustu. Potem za� w�o�y� do niego magazynek i ruszaj�c tylko zamkiem, przepu�ci� przez komor� nabojow� ca�y magazynek, nie oddaj�c �adnego strza�u. Wszystko dzia�a�o wi�c znakomicie. Sprawdzi� w ten spos�b wszystkie magazynki. Wszystkie r�wnie� dzia�a�y. Sprawdzi� wywa�enie broni, celuj�c do szczytu. Do celownika trzeba si� by�o troch� przyzwyczai�, wi�c trenowa� to sobie. Nie s�ysza�, jak kopilot usi�owa� powiedzie� mu, �e wkr�tce b�d� l�dowa�, wi�c by� zaskoczony, gdy spojrza� w d� i zobaczy� Lhas�. W�a�nie nad ni� przelatywali. C� to musia�o by� kiedy� za imponuj�ce miasto! Na zboczu czerwonej g�ry znajdowa�y si� ruiny monumentalnego pa�acu. Pa�ac by� tak olbrzymi, �e wydawa� si� wi�kszy od g�ry. Tu� przed pa�acem znajdowa�a si� wielka otwarta przestrze�, a wok� czego�, co musia�o kiedy� by� parkiem, znajdowa�o si� mn�stwo innych ruin. Ca�e miasto tworzy�o co� w rodzaju misy otoczonej wysokimi g�rami. Tak, by� tam te� t�um ludzi oczekuj�cych go po drugiej stronie parku, wi�kszo�� z nich mia�a na sobie futra, a cz�� ��te szaty. By�o tam mn�stwo miejsca do l�dowania, wi�c Jonnie poleci� kopilotowi przelecie� nad szczytem porozwalanego gruzu, kt�ry kiedy� by� budynkiem i posadzi� tam samolot. Olbrzymi staro�ytny pa�ac wznosi� si� po ich prawej stronie, t�um by� przed nimi w odleg�o�ci oko�o stu jard�w od samolotu, a staro�ytne ruiny znajdowa�y si� dwie�cie jard�w za nimi. Jonnie odpi�� pasy bezpiecze�stwa i uchyli� nieco drzwi kabiny. T�um sta� nieruchomo - dwustu, mo�e troch� wi�cej - ludzi. Nie rzucili si� do przodu. Nie wiwatowali. "No c�, nie mo�na by� wsz�dzie jednakowo popularnym" - pomy�la� Jonnie. Pas AK-47 zaczepi� si� o znajduj�c� si� przed nim konsol�, wi�c Jonnie uni�s� go do g�ry, otworzy� szerzej drzwi i zeskoczy� na ziemi�. Kopilot powinien w tym samym momencie przesun�� si� na fotel pilota, lecz Niemiec ani drgn��. Siedzia� w swoim fotelu i patrzy� przera�ony wprost przed siebie. Jonnie zn�w spojrza� na t�um. Nikt nie wychodzi� do przodu, aby go powita�. Dziwne! Znajdowali si� po drugiej stronie parku, oddaleni nie wi�cej ni� sto jard�w. M�g� rozpozna� w t�umie trzech Koordynator�w. Oni r�wnie� stali nieruchomo, jakby nogi powrasta�y im w ziemi�. Wygl�dali jak ludzie, kt�rych kto� trzyma na muszce broni. Pod wp�ywem my�liwskiego instynktu Jonnie obr�ci� si� w kierunku rozwalonych ruin znajduj�cych si� o dwie�cie jard�w za samolotem. W jego kierunku bieg�y jakie� trzy postacie z nisko opuszczonymi r�cznymi miotaczami. By�y szare. Mia�y wzrost mniej wi�cej r�wny wzrostowi cz�owieka, na g�owach he�my z wielkimi p�ytami wizjer�w. Tolnepowie! Szybko zmniejszali dziel�cy ich dystans. Byli ju� w odleg�o�ci siedemdziesi�ciu pi�ciu jard�w. Jonnie chcia� z�apa� za podr�czny miotacz i wtedy u�wiadomi� sobie, �e trzyma w r�ku AK-47. Przykucn��, zarepetowa� bro� i pos�a� seri� pocisk�w w ich stron�. Zatrzymali si� na moment, jak gdyby zaskoczeni. Ale po chwili zn�w si� skulili i zacz�li p�dzi� w jego kierunku. Pociski AK-47 nie powstrzymywa�y ich. Tolnepowie! Co wiedzia� o Tolnepach? Czyta� przecie� podr�cznik Psychlos�w dopiero przed kilkoma dniami. Oczy! Byli na wp� �lepi i bez wizjer�w w og�le nic nie widzieli. Przestawi� d�wigni� na ogie� pojedynczy. Rozci�gn�li si� w szereg: najbli�szy z nich by� teraz oddalony tylko o pi��dziesi�t jard�w, a najdalszy o jakie� sze��dziesi�t. Jonnie ukl�k� na jedno kolano. Wycelowa� w wizjer najdalej znajduj�cego si� Tolnepa. Nacisn�� spust. Przesun�� celownik na �rodkowego. Wycelowa�. Wystrzeli�. Zaj�o mu to wiele czasu. Prowadz�cy Tolnep by� ju� prawie przy nim. K�y! Wizjer! Nie ma czasu na strza�. Jonnie skoczy� do przodu i waln�� kolb� AK-47 w twarz Tolnepa. Zako�czy� ten ruch smagni�ciem lufy. Tolnep nie upad�, zatoczy� si� tylko w bok. Truj�ce k�y! Nie wolno si� zbli�y�. Jonnie odskoczy� do ty�u, przerzucaj�c karabin do lewej r�ki i wyci�gaj�c z kabury sw�j podr�czny miotacz. Strzela� i strzela� przed siebie. Si�a strza��w powali�a wreszcie Tolnepa na ziemi�. Jonnie podszed� bli�ej, ci�gle strzelaj�c. Podr�czny miotacz dos�ownie wbija� Tolnepa w ziemi�. Gejzery py�u przes�oni�y mu widok. Miotacz nie by� przestawiony na "P�omie�", ale sama si�a udaru energii powali�a Tolnepa. Mia� strzaskany wizjer, a jego dziwaczne oczy zaszklone i wywr�cone do wn�trza czaszki. Co z innymi? Gdzie byli teraz? Jeden z nich bieg� w kierunku wysokiego zrujnowanego pa�acu i by�o oczywiste, �e straci� wszelk� orientacj�. Drugi Tolnep pod��a� z powrotem do czego�, co znajdowa�o si� w rozwalonym wraku budynku. Jonnie m�g� dojrze� b�yszcz�cy nos ma�ego pojazdu wystaj�cy z ukrycia niszy w�r�d ruin. Tolnep pr�bowa� dotrze� do tego statku! Jonnie wskoczy� do kabiny i porwa� ze stojaka r�czny miotacz, wrzucaj�c AK-47 do �rodka samolotu. Zeskoczy� z powrotem na ziemi�, ukl�k�, wstrzyma� oddech i odda� pojedynczy, dobrze wycelowany strza� do staraj�cego si� dotrze� do statku Tolnepa. �adnego skutku! Jonnie przestawi� wi�c wy��czniki na "P�omie�" i "Maksimum". Tolnep by� ju� w�r�d ruin i prawie dobiega� do swego statku. Jonnie wycelowa� i nacisn�� spust. Tolnep zamieni� si� w s�up ognia! Jonnie odwr�ci� si� w kierunku drugiego Tolnepa, wycelowa� i nacisn�� spust. Miotacz b�ysn�� i zaraz potem wybuch� wielki p�omie�, gdy� eksplodowa� r�wnie� miotacz Tolnepa. Jonnie uwa�nie przygl�da� si� statkowi. Najwidoczniej nikogo wi�cej w nim nie by�o. Spojrza� na le��cego u jego st�p Tolnepa. S�dz�c po odznakach, musia� to by� oficer. Wzi�wszy z samolotu lin� bezpiecze�stwa, Jonnie zwi�za� Tolnepa dok�adnie, a ko�ce liny zawi�za� mu na plecach. Mia� on przy sobie tylko podr�czny miotacz. Strza�y Jonnie'ego ca�kowicie go zniszczy�y, ale mimo to Jonnie odrzuci� go daleko w ruiny. Potem odci�gn�� Tolnepa od samolotu. O Bo�e, jaki� on by� ci�ki! Jonnie poklepa� "cia�o" Tolnepa. Jak �elazo. Wygl�da� jak cz�owiek, ale "cia�o" mia� tak twarde, �e nie dziwota, i� AK-47 by� nieskuteczny. Kule po prostu rykoszetowa�y. Sytuacja by�a opanowana. Wszystko przebieg�o tak szybko, �e trzy samoloty z eskorty nie zd��y�y zareagowa�. Poza tym by�y za daleko z ty�u za nimi, by mog�y dostrzec atak Tolnep�w. Jonnie w dalszym ci�gu rozgl�da� si� doko�a. I wtedy zadziwi� go fakt, �e ca�y t�um nadal stoi nieruchomo w odleg�o�ci stu jard�w od samolotu. Niemiecki pilot nadal siedzia� w swym fotelu, patrz�c wprost przed siebie. Jonnie si�gn�� do �rodka po lokalne radio. - Nie schod�cie w d�! - poleci� pozosta�ym pilotom. Statek w ruinach. Czy mia� wybuchn��, czy otworzy� ogie�, czy te� zrobi� jeszcze co� innego? Jonnie podni�s� r�czny miotacz i szerokim �ukiem zacz�� zbli�a� si� do statku. By� on na pewno dobrze ukryty. Wykorzystali do tego g��bok� nisz� w gruzowisku i wepchn�li statek albo wlecieli tam ty�em, tak �e by� on niewidoczny z powietrza. Zbli�a� si� do niego bardzo ostro�nie. Na przodzie kad�uba mia� zamontowany wielkokalibrowy miotacz. Pomalowany by� na jasnosrebrny kolor. Mia� kszta�t rombu. Kopu�a kabiny - odrzucona do ty�u - by�a tak skonstruowana, �e opadaj�c uszczelnia�a statek. W kabinie by�y trzy fotele, za kt�rymi znajdowa�o si� pomieszczenie w rodzaju przedzia�u baga�owego. Trzymaj�c si� w pewnej odleg�o�ci od statku, Jonnie zako�ysa� nim, u�ywaj�c do tego lufy miotacza. Statek nie wybuch�. Ko�ysa� si�. By� zadziwiaj�co lekki jak na statek s�u��cy do transportu tak ci�kich istot. Opar� si� r�k� o kad�ub, aby wej�� do �rodka. Statek drga�. Pracowa�o w nim jakie� urz�dzenie. Przyjrza� si� uwa�nie tablicy przyrz�d�w. B�yska�o tam kilka �wiate�ek. Urz�dzenia sterownicze by�y ca�kowicie odmienne. Nie mia� poj�cia, z jakiego alfabetu pochodzi�y widoczne na nich litery. Nie wiedzia� te�, jaki jest rodzaj nap�du, gdy� podr�cznik Psychlos�w informowa� tylko, �e statki Tolnep�w mia�y zazwyczaj "nap�d s�oneczny". Lepiej nie dotyka� urz�dze� sterowniczych. Statek m�g�by wystartowa�. Rzuci� okiem na oddalony o jakie� trzysta jard�w t�um. Wszyscy stali nadal w bezruchu. Przez moment sam poczu� si�, jakby go r�wnie� zamurowa�o. Ale prawdopodobnie by�a to po prostu reakcja po bitwie. Jakie� urz�dzenie pracowa�o na statku! Przesuwaj�c d�o�, szuka� �r�d�a drga�. To, co uwa�a� za wielkokalibrowy miotacz, by�o czym� wi�cej. Mia� on dwie lufy, jedn� nad drug�. G�rna lufa mia�a kielichowaty wylot. Zacz�� odczuwa� dziwn� senno��. Wszystko, co pracuje, musi by� w taki czy inny spos�b zasilane. Gdzie� wi�c jest kabel zasilaj�cy? Znalaz� go pod tablic� przyrz�d�w. Gruby kabel bieg� w d� do widocznego tam akumulatora. W tyle statku le�a� zw�j liny, wi�c Jonnie przywi�za� jeden z jej ko�c�w do kabla tu� nad jego po��czeniem z akumulatorem. Oddali� si� nieco od statku, napr�y� i szarpn�� mocno lin�. Kabel z trzaskiem oderwa� si� od akumulatora. Buchn�� z niego w�ciek�y k��b iskier. I sta�y si� trzy rzeczy jednocze�nie. Statek przesta� drga�, znik�a senno�� i stoj�cy dotychczas nieruchomo t�um pad� na ziemi�. Jonnie uwi�za� koniec kabla z dala od akumulatora, aby nie m�g� si� samoczynnie z nim po��czy�, a potem pobieg� w stron� t�umu. Gdy przebiega� obok swego samolotu, niemiecki pilot wygrzebywa� si� przez drzwi. Wo�a� co� do Jonnie'ego, lecz ten go nie m�g� us�ysze�. Dobieg�szy do t�umu, Jonnie zobaczy� jak jeden z Koordynator�w usi�owa� ukl�kn��. Inni te� si� ruszali, siadaj�c chwiejnie na ziemi. Ca�y teren by� zarzucony chor�gwiami, instrumentami muzycznymi i r�nymi przedmiotami, kt�re mia�y s�u�y� u�wietnieniu planowanej ceremonii. Usta Koordynatora porusza�y si� i Jonnie pomy�la�, �e Szkot chyba straci� g�os, poniewa� nie by�o s�ycha�, co m�wi. Odwr�ci� si� i zobaczy�, �e jeden z samolot�w eskortuj�cych w�a�nie wyl�dowa�. On za� tego te� nie s�ysza�. Nagle u�wiadomi� sobie, �e to wszystko przez ten diabelny he�m Iwana. Odpi�� pasek spod brody i zdj�� z uszu wielkie i grube nauszniki.- ... i w jaki spos�b tu przyby�e�? - m�wi� Koordynator. - Przylecia�em samolotem! - odpar� Jonnie nieco zbyt ostrym tonem. - O, w�a�nie tam jest m�j samolot! - Tam na ziemi le�y jaka� kreatura! - wykrzykn�� Koordynator, pokazuj�c na zwi�zanego Tolnepa. - Jak on si� tu dosta�? Przez moment Jonnie czu� si� nieco poirytowany. Ca�a ta strzelanina i bieganina ... Wreszcie dotar�o do niego: �aden z nich nie widzia�, co si� tu przed chwil� dzia�o. Ludzie byli zmieszani i zaambarasowani. Trzech szef�w plemion zbli�y�o si� do niego w uk�onie. Byli mocno zdenerwowani, gdy� "stracili twarz". Planowali wspania�e przyj�cie - popatrz na te flagi, instrumenty muzyczne, na prezenty tam - a on tymczasem ju� wyl�dowa�. Prosz� wi�c o wybaczenie... Koordynator stara� si� odpowiedzie� na pytania Jonnie'ego. Nie, nie widzieli niczego dziwnego. Wszyscy przybyli tu zaraz po wschodzie s�o�ca, by czeka� na niego i oto nagle on ju� tu by�... Ca�y ich program musi teraz ulec zmianie, bo na pewno jest ju� dziewi�ta godzina... co? Druga po po�udniu? Nie, nie mo�e by�. Popatrz na zegarek! .Chcieli zaraz rozpocz�� uroczysto�ci powitalne, mimo �e nie czuli si� zbyt dobrze. Ale Jonnie powiedzia� odpowiedzialnemu za to Koordynatorowi, by si� troch� wstrzymali, a sam poszed� do nadajnika radiowego w samolocie. Przez lokalny kana� dow�dczy poleci� obu kr���cym w g�rze samolotom, by zwracali szczeg�ln� uwag� na ka�dy statek, kt�ry pojawi si� na orbicie. Nast�pnie prze��czy� si� na planetarny kana� kontroli ruchu lotniczego dobrze wiedz�c, �e mo�e on by� pods�uchiwany przez go�ci. Po��czy� si� z Sir Robertem w Afryce. - Ma�a ptaszynka usi�owa�a tuza �wiergota� - powiedzia� Jonnie. Nie mieli �adnego kodu. Teraz potrzebowali go z ca�� pewno�ci�. Wi�c Jonnie zastosowa� kod prowizoryczny. - Wszystko teraz w porz�dku. Ale nasz przyjaciel Iwan musi mie� sufit w swojej nowej jamie. Skapowa�e�? Robert Lis skapowa�. Wiedzia�, �e Jonnie chcia�, aby zapewni� on parasol powietrzny bazie w Rosji, wi�c natychmiast si� do tego zabierze. - I pole� naszemu zespo�owi muzycznemu, �eby gra� lament Swensona! - doda� Jonnie. Nie by�o �adnego takiego szkockiego lamentu na kobzy. By�a to wi�c pro�ba o cisz� radiow� na kanale planetarnym. Skoro go�cie wiedzieli, �e Jonnie mia� tu przyby�, to musieli prowadzi� nas�uch jego rozm�w przez radio. - Ja czasem mog� zagra� nutk� lub dwie, ale poza tym tylko lament Swensona! Wy��czy� radio. Sytuacja by�a bardziej niebezpieczna, ni� my�la�. Dla wszystkich ludzi na tej planecie. Tylko on jeden by� "g�uchy" dzi�ki grubym nausznikom w he�mie i tylko on jeden m�g� swob