3329
Szczegóły |
Tytuł |
3329 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3329 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3329 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3329 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Ken Follett
Trzeci Bli�niak
Prze�o�y� Andrzej Szulc
The Third Twin 1996
Prima - 1996
Moim pasierbom:
Jann Turner, Kim Turner i Adamowi Broerowi
Z wyrazem mi�o�ci
Ksi��ka ta jest dzie�em fikcji. Nazwiska, postaci, miejsca, organizacje oraz wydarzenia s� wytworem wyobra�ni autora b�d� te� pojawiaj� w fikcyjnym kontek�cie. Wszelkie podobie�stwo do fakt�w, rzeczywistych organizacji, a tak�e os�b �yj�cych lub zmar�ych jest ca�kowicie przypadkowe.
NIEDZIELA
1
Fala upa�u zawis�a nad Baltimore niczym ca�un. Zielone przedmie�cia ch�odzone by�y setkami tysi�cy zraszaczy, ale zamo�ni mieszka�cy pochowali si� w domach z w��czon� na pe�ny regulator klimatyzacj�. Prostytutki na North Avenue szuka�y rozpaczliwie cienia, poc�c si� pod swoimi perukami, a dzieciaki handluj�ce na rogach ulic prochami wyjmowa�y je z kieszeni obszernych szort�w. By�a druga po�owa wrze�nia, lecz jesie� wydawa�a si� jeszcze bardzo odleg�a.
Zardzewia�y bia�y datsun ze st�uczonym przednim kloszem, oklejonym dwoma krzy�uj�cymi si� paskami ta�my, przemierza� powoli le��c� na p�noc od �r�dmie�cia, zamieszkan� przez bia�ych dzielnic�. Samoch�d nie mia� klimatyzacji i kierowca, przystojny dwudziestodwuletni ch�opak, otworzy� wszystkie szyby. Ubrany w przyci�te d�insy i czysty bia�y podkoszulek, na g�owie mia� czerwon� baseballow� czapk� z wypisanym bia�ymi literami napisem SECURITY. Plastikowe siedzenie pod jego udami by�o �liskie od potu, ale on wcale si� tym nie przejmowa�. By� w weso�ym nastroju. Radio w samochodzie nastawione by�o na stacj� 92Q - Dwadzie�cia hit�w jeden po drugim! Na fotelu obok le�a� otwarty skoroszyt. M�czyzna zerka� co jaki� czas na naszpikowany specjalistycznym s�ownictwem tekst, ucz�c si� przed czekaj�cym go nazajutrz testem. Nauka nigdy nie sprawia�a mu trudno�ci; powinien opanowa� materia� w ci�gu najwy�ej kilku minut.
Na �wiat�ach dogoni�a go blondynka w porsche z otwieranym dachem. M�czyzna u�miechn�� si� do niej.
- �adny w�zek - rzuci�.
Blondynka odwr�ci�a bez s�owa wzrok, ale zobaczy�, �e k�ciki ust zadr�a�y jej lekko w u�miechu. Schowana za wielkimi ciemnymi szk�ami by�a prawdopodobnie dwa razy starsza od niego - starsza od niego by�a wi�kszo�� kobiet, kt�re je�dzi�y porsche.
- Po�cigajmy si� do nast�pnych �wiate� - zaproponowa�. S�ysz�c to roze�mia�a si� kokieteryjnym muzycznym �miechem, a potem wrzuci�a w�sk� eleganck� d�oni� jedynk� i wystrzeli�a z miejsca jak rakieta.
Wzruszy� ramionami. Tylko �artowa�.
Mija� teraz zadrzewiony kampus Uniwersytetu Jonesa Fallsa, uczelni nale��cej do Bluszczowej Ligi, o wiele bardziej nobliwej ani�eli ta, na kt�rej sam studiowa�. Przeje�d�aj�c obok imponuj�cej bramy, min�� grupk� biegn�cych truchtem o�miu lub dziesi�ciu kobiet, ubranych w stroje do joggingu: obcis�e szorty, przepocone T-shirty i buty firmy Nike. Domy�li� si�, �e to dru�yna hokeja na trawie. Biegn�ca na czele wysportowana dziewczyna musia�a by� ich kapitanem, szlifuj�cym przed sezonem form� podopiecznych.
Dziewcz�ta skr�ci�y na teren uczelni i wyobra�nia podsun�a mu nagle obraz tak sugestywny i podniecaj�cy, �e przez chwil� mia� trudno�ci z prowadzeniem samochodu. Wyobrazi� je sobie w szatni - t� pulchn� namydlaj�c� si� pod prysznicem, t� rud� wycieraj�c� r�cznikiem d�ugie kasztanowe w�osy, t� czarnosk�r� wk�adaj�c� bia�e koronkowe majtki, t�, kt�ra jest kapitanem dru�yny, przechadzaj�c� si� nago mi�dzy szafkami i pr꿹c� mi�nie. Nagle dzieje si� co�, co im zagra�a. Dziewczyny wpadaj� w panik�, zaczynaj� p�aka�, ich oczy rozszerza przera�enie. Biegaj� w k�ko, zderzaj�c si� ze sob�. Ta gruba przewraca si� na pod�og� i le�y zanosz�c si� bezsilnym p�aczem. Inne depcz� po niej, pr�buj�c si� desperacko ukry�, znale�� drzwi, uciec przed tym, co je przera�a.
Zjecha� na bok i wy��czy� bieg. Oddycha� szybko i czu�, jak serce wali mu w piersi. To by�a najbardziej sugestywna wizja, kt�r� pami�ta�. Brakowa�o w niej jednak ma�ego szczeg�u. Czego si� tak przestraszy�y? Przez chwil� szuka� odpowiedzi w swej bujnej wyobra�ni, a potem westchn�� z rozkoszy, kiedy przysz�a mu do g�owy: po�ar. W szatni szaleje po�ar, a one boj� si� ognia. Krztusz�c si� i kaszl�c, drepcz� w k�ko, p�nagie i og�upia�e.
- M�j Bo�e - szepn��, patrz�c prosto przed siebie, widz�c ca�� scen�, tak jakby projektor wy�wietla� j� na przedniej szybie datsuna.
Po kilku chwilach och�on��. Wci�� by� podniecony, ale sama wizja przesta�a mu wystarcza�; podobnie jak my�l o kuflu piwa nie wystarcza komu�, kogo pali silne pragnienie. Podni�s� skraj podkoszulka i wytar� nim pot z twarzy. Wiedzia�, �e powinien zapomnie� i odjecha�, ale wizja by�a zbyt wspania�a. Jej urzeczywistnienie wi�za�o si� z wielkim ryzykiem - gdyby go z�apano, trafi�by na d�ugie lata do wi�zienia - ale zagro�enie nigdy jeszcze nie powstrzyma�o go przed tym, na co mia� ochot�. Stara� si� opanowa� pokus�, lecz trwa�o to tylko sekund�.
- Chc� tego - mrukn��, po czym zawr�ci� o sto osiemdziesi�t stopni i wjecha� przez majestatyczn� bram� na teren kampusu.
By� tutaj ju� wcze�niej. Uniwersytet zajmowa� sto akr�w b�oni, ogrod�w i las�w. Budynki wzniesiono na og� ze standardowej czerwonej ceg�y, ale by�o r�wnie� kilka nowoczesnych gmach�w ze szk�a i betonu; wszystkie ��czy�y si� ze sob� pl�tanin� w�skich alejek, obstawionych parkometrami.
Dru�yna hokeja na trawie znikn�a, ale znalezienie sali gimnastycznej nie sprawi�o mu wi�kszych trudno�ci. Mie�ci�a si� w niskim budynku obok bie�ni; przed wej�ciem sta�a figura dyskobola. M�czyzna zatrzyma� si� przy parkometrze, ale nie wrzuci� do niego monety; nigdy nie wrzuca� monet do parkometr�w. Muskularna kapitan dru�yny hokejowej sta�a na stopniach sali, rozmawiaj�c z facetem w porozpruwanej bluzie. M�czyzna z datsuna wbieg� po stopniach, u�miechn�� si� po drodze do dziewczyny i pchn�� drzwi prowadz�ce do budynku.
W hallu roi�o si� od wchodz�cych i wychodz�cych dziewcz�t i ch�opc�w w szortach i opaskach na w�osach, z rakietami w r�kach i sportowymi torbami zawieszonymi na ramieniu. Dla wi�kszo�ci dru�yn uniwersyteckich niedziela by�a dniem treningu. Siedz�cy za biurkiem stra�nik sprawdza� legitymacje studenckie; ale kiedy do �rodka wbieg�a razem du�a grupa biegaczy i cz�� z nich zapomnia�a je pokaza�, stra�nik wzruszy� po prostu ramionami i wsadzi� z powrotem nos w czytan� ksi��k�.
Nieznajomy odwr�ci� si� i zacz�� ogl�da� stoj�ce w gablocie srebrne puchary zdobyte przez miejscowych sportowc�w. Chwil� p�niej do hallu wbiegli pi�karze - dziesi�ciu ch�opak�w i klocowata dziewczyna w butach z kolcami - i szybko si� do nich przy��czy�. Przeci�� szybkim krokiem hali i zbieg� razem z nimi szerokimi schodami na d�. Pi�karze, kt�rzy rozmawiali o meczu, ciesz�c si� ze zdobytej bramki i oburzaj�c na z�o�liwy faul, w og�le nie zwr�cili uwagi na nieznajomego.
Szed� lekkim niedba�ym krokiem, ale oczy mia� szeroko otwarte. Na dole by� kolejny ma�y hali z maszyn� do coca-coli i p�atnym telefonem w os�onie akustycznej. Do m�skiej szatni wchodzi�o si� bezpo�rednio z hallu, ale gruba dziewczyna skr�ci�a w d�ugi korytarz. �e�sk� szatni� architekt do��czy� pewnie do projektu w ostatniej chwili: w czasach gdy s�owo "koedukacyjny" mia�o seksualny podtekst, nie wyobra�a� sobie, �e na uniwersytecie b�dzie studiowa� tyle dziewczyn.
Nieznajomy podni�s� s�uchawk� i uda�, �e szuka �wier�dolarowej monety. M�czy�ni wchodzili g�siego do swojej szatni. Patrzy�, jak dziewczyna idzie korytarzem, a potem otwiera jakie� drzwi i znika. Prowadzi�y na pewno do szatni. By�y tam wszystkie, pomy�la� podniecony. Rozbiera�y si�, bra�y prysznic, wyciera�y r�cznikami. To, �e znajdowa� si� tak blisko, nie dawa�o mu spokoju. Otar� brew r�bkiem podkoszulka. �eby urzeczywistni� swoj� wizj�, musia� je tylko �miertelnie nastraszy�.
Uspokoi� si�. Nie zepsuje sobie zabawy przez zbytni po�piech. Potrzebowa� kilku minut, �eby wszystko porz�dnie zaplanowa�.
Kiedy wszyscy znikn�li, ruszy� korytarzem. Prowadzi�o z niego troje drzwi, jedne po ka�dej ze stron i jedne na ko�cu. Dziewczyna wybra�a te po prawej stronie. Otworzy� ostatnie i zobaczy� pot�ne instalacje, najprawdopodobniej kot�y i filtry do basenu. Wszed� do �rodka i zamkn�� za sob� drzwi. Wewn�trz rozbrzmiewa� cichy pomruk urz�dze� elektrycznych. Wyobrazi� sobie dziewczyn�, oszala�� ze strachu i ubran� tylko w bielizn� - biustonosz i majtki ozdobione kwiatkami - le��c� na pod�odze i przygl�daj�c� si� z przera�eniem, jak rozpina pasek. Przez chwil� rozkoszowa� si� tym obrazem. Dzieli�o go od niej tylko kilka jard�w. W tej chwili my�la�a pewnie o tym, co b�dzie robi� wieczorem. Mo�e mia�a ch�opaka i zastanawia�a si�, czy tej nocy pozwoli mu p�j�� na ca�o��; mo�e by�a studentk� pierwszego roku, samotn� i troch� nie�mia��, kt�rej w niedzielny wiecz�r pozosta�o tylko ogl�danie Colombo; a mo�e musia�a jutro odda� jak�� prac� i mia�a zamiar �l�cze� nad ni� przez ca�� noc. Nic z tego, kochanie. Przygotuj si� na koszmar.
Robi� podobne rzeczy ju� wcze�niej, ale nigdy na tak� skal�. Odk�d pami�ta�, zawsze uwielbia� straszy� dziewczyny. W liceum najbardziej lubi� zaskoczy� kt�r�� w pojedynk� gdzie� na korytarzu, i grozi� jej tak d�ugo, a� wybucha�a p�aczem i prosi�a o lito��. Dlatego w�a�nie musia� stale zmienia� szko�y. Czasami umawia� si� z dziewczynami na randki, �eby nie r�ni� si� tak bardzo od innych ch�opak�w i mie� kogo�, z kim m�g�by p�j�� do baru. Je�li tego oczekiwa�y, bzyka� je, ale zawsze wydawa�o mu si� to troch� bezcelowe.
Ka�dy ma jakiego� hysia, my�la�; pewni m�czy�ni przebieraj� si� w damskie ciuchy, inni lubi�, �eby ubrana w sk�r� dziewczyna depta�a ich butami na wysokich obcasach. Zna� faceta, dla kt�rego najseksowniejsz� cz�ci� cia�a kobiety by�y jej stopy; dostawa� orgazmu, stoj�c w dziale damskiego obuwia w domu towarowym i obserwuj�c, jak wk�adaj� i zdejmuj� pantofle.
On mia� hysia na punkcie strachu. Podnieca�o go, kiedy kobieta si� ba�a. Bez tego nie odczuwa� przyjemno�ci.
Rozgl�daj�c si� metodycznie dooko�a, zauwa�y� przymocowan� do �ciany drabin�, nad kt�r� znajdowa�a si� zamykana od �rodka �elazna klapa. Wspi�� si� szybko po szczeblach, odsun�� rygle i podni�s� j� do g�ry. Przed sob� zobaczy� opony stoj�cego na parkingu chryslera. Ustaliwszy, �e znajduje si� na ty�ach budynku, zasun�� z powrotem rygle i zszed� na d�.
Kiedy zamyka� za sob� drzwi kot�owni, id�ca z naprzeciwka dziewczyna zmierzy�a go nieprzyjaznym spojrzeniem. Prze�y� chwil� niepokoju; mog�a zapyta� go, czego, do cholery, szuka ko�o damskiej szatni. Czego� takiego nie przewidzia� w swoim scenariuszu. W tym momencie mog�o to popsu� ca�y plan. Ale ona spojrza�a na jego czapk� i widz�c napis SECURITY, odwr�ci�a si� i wesz�a do szatni.
U�miechn�� si�. Kupi� t� czapk� w sklepie z pami�tkami za osiem dolc�w dziewi��dziesi�t dziewi�� cent�w. Ludzie przyzwyczaili si� do ubranych w d�insy stra�nik�w na koncertach rockowych, do detektyw�w, kt�rzy nie r�nili si� od przest�pc�w, dop�ki nie wyci�gn�li odznaki, a tak�e do ubranych w swetry policjant�w na lotnisku; trudno by�o pyta� o legitymacj� ka�dego palanta, kt�ry twierdzi�, �e jest ochroniarzem.
Nacisn�� klamk� drzwi naprzeciwko damskiej szatni. W �rodku znajdowa� si� ma�y magazyn. Zapali� �wiat�o i zamkn�� za sob� drzwi.
Na rega�ach le�a� stary sprz�t sportowy: wielkie, czarne lekarskie pi�ki, zu�yte gumowe materace, gimnastyczne maczugi, zdefasonowane r�kawice bokserskie i rozklekotane sk�adane krzes�a. Obok sta� kozio� z pop�kan� sk�r� i z�aman� nog�. W powietrzu unosi� si� zapach ple�ni. Pod sufitem bieg�a du�a srebrna rura. Domy�li� si�, �e t�oczy �wie�e powietrze do szatni po drugiej stronie korytarza.
Si�gn�� do g�ry i spr�bowa� odkr�ci� �ruby ��cz�ce rur� z wi�kszym urz�dzeniem, kt�re wygl�da�o na wentylator. Nie uda�o mu si� to go�ymi r�koma, ale mia� klucz w baga�niku datsuna. Kiedy odkr�ci �ruby, wentylator zamiast z rury b�dzie pobiera� powietrze z magazynu.
Rozpali ogie� na pod�odze. Kupi kanister benzyny, odleje jej troch� do butelki po perrierze i przyniesie tutaj razem z pude�kiem zapa�ek, gazet� na rozpa�k� i kluczem.
Ogie� szybko si� rozprzestrzeni i w g�r� zaczn� wali� g�ste k��by dymu. Wtedy zakryje sobie usta i nos mokr� szmat�, odczeka chwil� i odkr�ci rur�. Wentylator zacznie wsysa� dym i t�oczy� go do szatni. Z pocz�tku nikt tego nie zauwa�y. A potem kt�ra� z dziewczyn poci�gnie nosem i zapyta: "Czy kto� tutaj pali papierosa?" On tymczasem otworzy drzwi magazynu i ca�y korytarz wype�ni si� dymem. Dziewcz�ta zorientuj� si� w ko�cu, �e co� jest nie w porz�dku, otworz� drzwi i przekonane, �e pali si� ca�y budynek, wpadn� wszystkie w panik�.
Wtedy on wejdzie do szatni. Wsz�dzie, gdziekolwiek spojrzy, b�d� miga� biustonosze, po�czochy, go�e piersi, po�ladki i w�osy �onowe. Niekt�re z dziewczyn wybiegn� nagie i mokre spod prysznica i b�d� szuka�y po omacku r�cznika; inne zaczn� si� ubiera�; wi�kszo�� b�dzie biega� w k�ko, mru��c oczy i pr�buj�c znale�� drzwi. S�ycha� b�dzie krzyki i szlochy. On nadal b�dzie udawa� ochroniarza i zacznie im wydawa� rozkazy: "Nie ubierajcie si�! Nie ma ani chwili do stracenia! Uciekajcie! P�onie ca�y budynek! Szybciej! Szybciej!" B�dzie je klepa� po nagich po�ladkach, popycha�, wyrywa� z r�k ubrania i obmacywa�. Niekt�re domy�la si� mo�e, �e co� jest nie w porz�dku, ale wi�kszo�� b�dzie zbyt przera�ona, �eby si� nad tym zastanawia�. Je�li w �rodku b�dzie jeszcze muskularna hokeistka, starczy jej by� mo�e jasno�ci umys�u, �eby stawi� mu czo�o, ale on znokautuje j� po prostu jednym celnym uderzeniem.
Spaceruj�c po szatni, wybierze dla siebie ofiar�: �adn� dziewczyn� o bezbronnym spojrzeniu. We�mie j� pod rami� i powie: "T�dy, prosz�. Jestem z ochrony". Wyjdzie z ni� na korytarz, a potem skr�ci do kot�owni. I dok�adnie wtedy, gdy biedaczka pomy�li, �e jest bezpieczna, uderzy j� najpierw w twarz, a potem w brzuch i rzuci na brudn� betonow� pod�og�. B�dzie patrzy�, jak si� po niej turla, a potem niepewnie siada p�acz�c i wpatruj�c si� w niego z przera�eniem w oczach.
Wtedy u�miechnie si� i rozepnie pasek.
2
- Chc� wraca� do domu - o�wiadczy�a pani Ferrami.
- Nie martw si�, mamo, zabierzemy ci� st�d szybciej, ni� my�lisz - odpar�a jej c�rka Jeannie.
M�odsza siostra Jeannie, Patty, pos�a�a jej spojrzenie, kt�re m�wi�o: Jak sobie to, do licha, wyobra�asz?
Ubezpieczenie mamy starcza�o wy��cznie na umieszczenie w domu opieki Bella Vista, kt�ry sprawia� wyj�tkowo obskurne wra�enie. W pokoju sta�y dwa szpitalne ��ka, dwie nocne szafki, kanapa i telewizor. �ciany pomalowane by�y na brunatny kolor, a pod�oga wy�o�ona plastikowymi kremowopomara�czowymi p�ytkami. Okna mia�y kraty zamiast zas�on i wychodzi�y na stacj� benzynow�. Umywalka by�a w rogu pokoju, toaleta na korytarzu.
- Chc� wraca� do domu - powt�rzy�a pani Ferrami.
- Ale ty wszystko zapominasz, mamo. Nie mo�esz ju� d�u�ej sama mieszka� - powiedzia�a Patty.
- Oczywi�cie, �e mog�, nie wa� si� do mnie m�wi� w ten spos�b.
Jeannie przygryz�a warg�. Gdy spogl�da�a na wrak cz�owieka, kt�ry by� kiedy� jej matk�, chcia�o jej si� p�aka�. Mama mia�a mocne rysy: czarne brwi, ciemne oczy, prosty nos, szerokie usta i wystaj�ce ko�ci policzkowe. I chocia� by�a niskiego wzrostu, a jej c�rki wysokie jak ojciec, Jeannie i Patty odziedziczy�y po niej typ urody. I wszystkie trzy odznacza�y si�, zgodnie z tym, co sugerowa�y rysy twarzy, silnym charakterem; s�owem, kt�rego u�ywano najcz�ciej, by je opisa�, by�o "imponuj�ce". Ale mama ju� nigdy nie b�dzie imponuj�ca. Mia�a Alzheimera.
Nie sko�czy�a jeszcze sze��dziesi�tki. Dwudziestodziewi�cioletnia Jeannie i dwudziestosze�cioletnia Patty mia�y nadziej�, �e przez kilka lat mama b�dzie sobie jeszcze jako� radzi�, ale nadzieja ta leg�a w gruzach o godzinie pi�tej tego ranka, kiedy gliniarz z Waszyngtonu zadzwoni� do Jeannie i zakomunikowa� jej, �e znalaz� mam� w brudnej nocnej koszuli na Osiemnastej Ulicy, powtarzaj�c� z p�aczem, �e zapomnia�a, gdzie mieszka.
Jeannie wsiad�a do samochodu i pojecha�a w ten cichy niedzielny ranek do Waszyngtonu, oddalonego o godzin� jazdy z Baltimore. Odebra�a mam� z posterunku, odwioz�a do domu, umy�a j� i ubra�a, po czym zadzwoni�a do Patty. Obie siostry za�atwi�y nast�pnie mamie miejsce w domu spokojnej staro�ci Bella Vista w mie�cie Columbia, w po�owie drogi mi�dzy Waszyngtonem i Baltimore. Sp�dzi�a w nim swoje ostatnie lata ich ciotka Rosa. Mia�a tak� sam� polis� ubezpieczeniow� jak mama.
- Nie podoba mi si� to miejsce - stwierdzi�a mama.
- Nam te� - odpar�a Jeannie - ale w tej chwili to wszystko, na co nas sta�. - Chcia�a by� rzeczowa i rozs�dna, ale jej s�owa zabrzmia�y bardziej szorstko, ni� zamierza�a.
Patty spojrza�a na ni� z dezaprobat�.
- Daj spok�j, mamo, mieszka�y�my ju� w gorszych warunkach - powiedzia�a.
To by�a prawda. Kiedy ich ojciec trafi� po raz drugi za kratki, mama i dwie c�rki zamieszka�y w jednym pokoju z p�yt� grzejn� na kredensie i kranem na korytarzu. To by�y lata pomocy spo�ecznej. Ale przeciwno�ci losu zawsze mobilizowa�y mam� do dzia�ania. Kiedy tylko Jeannie i Patty posz�y do szko�y, znalaz�a prac� - by�a fryzjerk�, niez��, chocia� mo�e ma�o oryginaln� - wynaj�a godn� zaufania starsz� pani�, kt�ra opiekowa�a si� dziewczynkami, gdy wr�ci�y do domu, i przenios�a si� do ma�ego mieszkanka z dwiema sypialniami w Adams-Morgan, porz�dnej robotniczej dzielnicy.
Sma�y�a grzanki na �niadanie, wysy�a�a Jeannie i Patty do szko�y w czystych ubraniach, a potem czesa�a si� i malowa�a trzeba by�o wygl�da� elegancko, kiedy pracowa�o si� w salonie - i zawsze zostawia�a wysprz�tan� kuchni� i ciasteczka dla dziewczynek, kiedy wraca�y do domu. W niedziel� wszystkie trzy robi�y porz�dki i du�e pranie. Mama zawsze wydawa�a si� taka zaradna, taka solidna i wytrzyma�a, �e �al by�o patrze� na t� le��c� w ��ku narzekaj�c� kobiet�.
Teraz zmarszczy�a brwi, jakby co� j� zadziwi�o.
- Dlaczego nosisz kolczyk w nosie, Jeannie? - zapyta�a.
Jeannie dotkn�a palcem delikatnego srebrnego k�ka i lekko si� u�miechn�a.
- Kaza�am sobie przek�u� nos, kiedy by�am dzieckiem, mamo. Pami�tasz, jak si� z tego powodu w�cieka�a�? My�la�am, �e wyrzucisz mnie na ulic�.
- Zapomnia�am - szepn�a mama.
- Ja pami�tam - powiedzia�a Patty. - Uwa�a�am, �e to najwspanialszy pomys� pod s�o�cem. Ale mia�am wtedy jedena�cie, a ty czterna�cie lat i wszystko, co robi�a�, wydawa�o mi si� odwa�ne, m�dre i zgodne z najnowsz� mod�.
- Mo�e wcale si� nie myli�a� - stwierdzi�a �artem Jeannie.
Patty zachichota�a.
- Na pewno nie mo�na by�o tego powiedzie� o pomara�czowej kurtce.
- M�j Bo�e, ta kurtka. Mama spali�a j� w ko�cu po tym, jak nocowa�am w opuszczonym budynku i oblaz�y mnie pch�y.
- Pami�tam to - odezwa�a si� nagle mama. - Pch�y u mojego dziecka! - Wci�� j� to oburza�o, mimo �e min�o pi�tna�cie lat.
Nagle poprawi�y im si� humory. Wspomnienia u�wiadomi�y im, jak bardzo by�y kiedy� ze sob� zwi�zane. To by� najlepszy moment, �eby wyj��.
- Musz� ju� lecie� - o�wiadczy�a wstaj�c Jeannie.
- Ja te� - stwierdzi�a Patty. - Musz� zrobi� obiad.
�adna z c�rek nie kwapi�a si� jednak do drzwi. Jeannie dr�czy�o poczucie, �e porzuca matk� w potrzebie. W tym miejscu nikt jej nie kocha�. Powinna si� ni� opiekowa� rodzina. Jeannie i Patty powinny u niej zamieszka�, powinny gotowa� jej posi�ki, prasowa� nocne koszule i nastawia� telewizor na jej ulubiony program.
- Kiedy was znowu zobacz�? - zapyta�a mama.
Jeannie zawaha�a si�. Chcia�a powiedzie�: "Jutro. Przynios� ci �niadanie i zostan� z tob� przez ca�y dzie�". Ale to by�o niemo�liwe, czeka� j� pracowity tydzie�. Ogarn�o j� poczucie winy. Jak mog� by� taka okrutna?
Patty przysz�a jej w sukurs.
- Przyjad� jutro - powiedzia�a - i przywioz� ze sob� dzieci. Zobaczysz, b�dzie wspaniale.
Mama nie zamierza�a jednak tak �atwo odpu�ci� starszej c�rce.
- Ty te� przyjedziesz?
- Kiedy tylko b�d� mog�a - opar�a Jeannie. Pochyli�a si� nad ��kiem i czuj�c, jak �al d�awi j� w gardle, poca�owa�a matk�. - Kocham ci�, mamo. Postaraj si� o tym nie zapomnie�.
Kiedy znalaz�y si� na korytarzu, Patty wybuch�a p�aczem.
Jeannie te� chcia�o si� p�aka�, lecz by�a starsza i dawno temu przyzwyczai�a si� panowa� nad w�asnymi uczuciami i opiekowa� Patty. Obj�a j� ramieniem i ruszy�y razem aseptycznym korytarzem. Patty nie mia�a s�abego charakteru; by�a po prostu bardziej zgodna od wojowniczej i upartej Jeannie. Mama zawsze krytykowa�a starsz� c�rk� twierdz�c, �e powinna by� podobna do Patty.
- Chcia�abym j� zabra� do siebie do domu, ale nie mog� - stwierdzi�a ze smutkiem Patty.
Jeannie pokiwa�a g�ow�. Patty wysz�a za m�� za stolarza, niejakiego Zipa. Mieszkali w ma�ym domku z dwiema sypialniami. Drug� sypialni� zajmowali ich trzej synowie. Davey mia� sze��, Mel cztery, a Tom dwa lata. Nie by�o gdzie umie�ci� babci.
Jeannie mieszka�a sama. Jako asystentka na Uniwersytecie Jonesa Fallsa zarabia�a trzydzie�ci tysi�cy dolar�w rocznie - znacznie mniej, by�a tego pewna, ni� m�� Patty. Zaci�gn�a w�a�nie sw�j pierwszy d�ug hipoteczny, kupi�a dwupokojowe mieszkanie i umeblowa�a je na kredyt. W pokoju dziennym mia�a aneks kuchenny, w sypialni szaf� i malutk� �azienk�. Gdyby odda�a mamie swoje ��ko, musia�aby co noc spa� na kanapie; poza tym przez ca�y dzie� nie by�oby tam nikogo, kto m�g�by si� zaopiekowa� kobiet� chor� na Alzheimera.
- Ja te� nie mog� jej wzi�� - powiedzia�a.
Patty, mimo �e zap�akana, wpad�a nagle w gniew.
- Wi�c po co m�wi�a�, �e j� st�d zabierzemy? Nie mo�emy tego zrobi�!
Wysz�y na zewn�trz i uderzy�a je w twarz fala gor�ca.
- Jutro pojad� do banku i wezm� po�yczk� - oznajmi�a Jeannie. - Umie�cimy j� w lepszym domu i dop�ac� do tego, co daje ubezpieczenie.
- Ale jak sp�acisz pieni�dze? - zapyta�a praktycznie Patty.
Za par� lat zostan� adiunktem, a potem profesorem. Za�atwi� sobie zlecenie na napisanie podr�cznika, a tak�e posad� konsultanta w trzech mi�dzynarodowych konglomeratach.
Patty u�miechn�a si� przez �zy.
- Ja ci wierz�, ale czy uwierz� ci w banku?
Zawsze wierzy�a w Jeannie. Sama nigdy nie by�a zbyt ambitna. Uczy�a si� �rednio w szkole, wysz�a za m�� w wieku dziewi�tnastu lat i bez wi�kszego �alu po�wi�ci�a si� wychowaniu dzieci. Jeannie by�a inna. Najlepsza w klasie, pe�ni�a funkcj� kapitana wszystkich szkolnych dru�yn, dosz�a do niez�ych wynik�w w tenisie i uko�czy�a studia, korzystaj�c ze stypendi�w sportowych. Kiedy m�wi�a, �e co� zrobi, m�odsza siostra ani przez chwil� w to nie w�tpi�a.
Patty mia�a jednak racj�, bank nie da jej kolejnej po�yczki zaraz po sfinansowaniu zakupu mieszkania. Poza tym zacz�a dopiero pracowa� jako asystentka; musia�o up�yn�� co najmniej trzy lata, nim mo�na by�o pomy�le� o awansie.
Trudno, sprzedam samoch�d - stwierdzi�a z desperacj�, kiedy dotar�y do parkingu.
Kocha�a sw�j samoch�d. By� to licz�cy dwadzie�cia jeden lat mercedes 230C, czerwony dwudrzwiowy sedan z czarnymi sk�rzanymi siedzeniami. Kupi�a go przed sze�ciu laty za pi�� tysi�cy dolar�w, kt�re dosta�a za zdobycie pierwszego miejsca w turnieju tenisowym Mayfair Lites College. Posiadanie starego mercedesa nie by�o jeszcze w�wczas szczytem mody.
Teraz jest prawdopodobnie wart dwa razy wi�cej, ni� za niego zap�aci�am - doda�a.
- Ale musisz przecie� kupi� sobie inny samoch�d - przypomnia�a jej bezlito�nie praktyczna Patty.
- Masz racj� - westchn�a Jeannie. - No c�, mog� wzi�� korepetycje. To niezgodne z regulaminem Jonesa Fallsa, ale mog�abym prawdopodobnie dosta� ze czterdzie�ci dolc�w za godzin�, ucz�c statystyki poprawkowicz�w, kt�rzy oblali egzamin na innych uczelniach. To da�oby trzysta dolar�w tygodniowo, wolne od podatku, je�li tego nie zg�osz�. - Jeannie spojrza�a siostrze prosto w oczy. - A ty zdo�asz co� zaoszcz�dzi�?
Patty spu�ci�a wzrok.
- Nie wiem.
- Zip zarabia wi�cej ode mnie.
- Zabi�by mnie, gdyby to s�ysza�, ale s�dz�, �e mo�emy zaoszcz�dzi� siedemdziesi�t pi�� do osiemdziesi�ciu dolar�w tygodniowo - przyzna�a w ko�cu Patty. - Nam�wi� go, �eby poprosi� o podwy�k�. Troch� si� kr�puje, ale wiem, �e na ni� zas�u�y�, a szef nawet go lubi.
Jeannie rozpogodzi�a si� nieco, chocia� perspektywa uczenia w niedziel� ograniczonych umys�owo poprawkowicz�w nie by�a zbyt weso�a.
- Za dodatkowe czterysta dolar�w tygodniowo pewnie uda�oby si� za�atwi� mamie w�asny pok�j z �azienk�.
- Mog�aby wtedy trzyma� tam troch� wi�cej swoich rzeczy. Bibeloty i mo�e jakie� meble z mieszkania.
- Popytajmy, czy kto� nie zna jakiego� mi�ego miejsca.
- Dobrze - odpar�a Patty, ale co� najwyra�niej nie dawa�o jej spokoju. - Choroba mamy jest dziedziczna, prawda? - zapyta�a w ko�cu. - Widzia�am o tym program w telewizji.
Jeannie pokiwa�a g�ow�.
- Jest pewien defekt genetyczny, AD3, kt�ry wi��e si� z wczesnym rozwojem Alzheimera. - Pami�ta�a, �e defekt znajduje si� w chromosomie 14q24.3, ale to i tak nie powiedzia�oby nic Patty.
- Czy to znaczy, �e ty i ja sko�czymy tak samo jak mama?
- To znaczy, �e istnieje taka mo�liwo��.
Przez chwil� obie milcza�y. Perspektywa wczesnej demencji by�a zbyt przygn�biaj�ca, by o niej m�wi�.
- Ciesz� si�, �e urodzi�am m�odo dzieci - stwierdzi�a Patty. - Kiedy mnie to spotka, b�d� wystarczaj�co dojrza�e, �eby o siebie zadba�.
Jeannie wyczu�a w jej g�osie cie� wym�wki. Patty, podobnie jak mama, uwa�a�a, �e co� jest nie w porz�dku, je�li dwudziestodziewi�cioletnia kobieta nie ma jeszcze dzieci.
- To, �e znale�li ten gen - odezwa�a si� po chwili - daje pewn� nadziej�. Oznacza, �e kiedy b�dziemy w wieku mamy, b�d� mogli nam wstrzykn�� zmodyfikowan� wersj� naszego w�asnego DNA. Bez zdefektowanego genu.
- M�wili o tym w telewizji. Nazywa si� to rekombinacyjn� technologi� DNA, prawda?
Jeannie u�miechn�a si� do siostry.
- Zgadza si�.
- Widzisz, nie jestem taka g�upia.
- Nigdy nie uwa�a�am, �e jeste� g�upia.
- Ale skoro to w�a�nie DNA czyni mnie tym, kim jestem - stwierdzi�a z powa�n� min� Patty - czy jego zmiana nie sprawi, �e stan� si� inn� osob�?
- Nie tylko DNA czyni ci� tym, kim jeste�. Ma na to wp�yw r�wnie� twoje wychowanie.
- Jak ci si� podoba nowa praca?
- Jest ekscytuj�ca. To dla mnie wielka szansa, Patty. Mn�stwo ludzi czyta�o m�j artyku� o sk�onno�ciach przest�pczych. o tym, czy s� zapisane w naszych genach.
Nad artyku�em opublikowanym rok wcze�niej, gdy pracowa�a jeszcze na Uniwersytecie Minnesota, widnia�o r�wnie� nazwisko jej promotora, ale to ona wykona�a ca�� robot�.
- Nigdy nie mog�am doj��, czy twoim zdaniem sk�onno�ci przest�pcze s�, czy te� nie s� dziedziczne - powiedzia�a Patty.
- Wyodr�bni�am cztery dziedziczne cechy, kt�re prowadz� do zachowa� przest�pczych: impulsywno��, odwag�, agresywno�� i hiperaktywno��. Ale wed�ug mojej teorii pewien spos�b wychowywania dzieci neutralizuje te cechy i zmienia potencjalnych przest�pc�w w porz�dnych obywateli.
- Jak mo�na w og�le udowodni� co� takiego?
- Badaj�c wychowywane oddzielnie identyczne bli�niaki. Identyczne bli�niaki maj� takie same DNA. I kiedy adoptuje si� je przy urodzeniu albo rozdzieli z innych powod�w, ka�de z nich wychowywane jest inaczej. Szukam wi�c par bli�niak�w, z kt�rych jeden jest przest�pc�, a drugi normalnym obywatelem. Nast�pnie za� badam, jak byli wychowywani i co takiego ich rodzice robili inaczej.
Twoja praca jest naprawd� wa�na - stwierdzi�a Patty.
- Ja te� tak s�dz�.
- Musimy dowiedzie� si�, dlaczego tak wielu Amerykan�w schodzi dzisiaj na z�� drog�.
Jeannie pokiwa�a g�ow�. Tak mo�na to by�o uj�� w olbrzymim skr�cie.
Patty skr�ci�a do w�asnego samochodu, wielkiego starego forda kombi, kt�rego ty� wype�nia�y kolorowe dziecinne klamoty: rakiety, pi�ki, z�o�ona spacer�wka, tr�jko�owy rowerek i wielka ci�ar�wka z urwanym ko�em.
- Uca�uj ode mnie mocno ch�opak�w - powiedzia�a Jeannie.
- Dzi�ki. Zadzwoni� do ciebie jutro, kiedy zobacz� si� z mam�.
Jeannie wyj�a kluczyki, zawaha�a si�, a potem podesz�a z powrotem do Patty i u�ciska�a j�.
- Kocham ci�, siostrzyczko - powiedzia�a.
- Ja te� ci� kocham.
Jeannie wsiad�a do samochodu i odjecha�a.
Czu�a si� psychicznie obola�a i rozdra�niona. Targa�y ni� sprzeczne uczucia do mamy, do Patty i do ojca, kt�rego praktycznie nie zna�a. Wjecha�a na autostrad� I-70 i p�dzi�a zdecydowanie za szybko, zmieniaj�c co chwila pasma. Zastanawia�a si�, co zrobi� z reszt� dnia. O sz�stej by�a um�wiona na tenisa, potem mia�a p�j�� na piwo i pizz� z grup� student�w i m�odych asystent�w wydzia�u psychologii. Jej pierwsz� my�l� by�o odwo�a� wszystko, nie chcia�a jednak siedzie� ca�y wiecz�r w domu i si� zamartwia�. Postanowi�a, �e zagra w tenisa; ruch na �wie�ym powietrzu dobrze jej zrobi. Potem skoczy na godzink� do baru Andy'ego i p�jdzie wcze�niej spa�.
Ten dzie� mia� jednak wygl�da� zupe�nie inaczej.
Jej przeciwnikiem na korcie by� Jack Budgen, dyrektor biblioteki uniwersyteckiej. Bra� kiedy� udzia� w turnieju wimbledo�skim i chocia� przerzedzi�y mu si� w�osy i sko�czy� pi��dziesi�t lat, wci�� by� w dobrej formie i nie zapomnia�, czego si� niegdy� nauczy�. Jeannie nie gra�a nigdy w Wimbledonie - szczytem jej sportowej kariery okaza�o si� zakwalifikowanie si� do olimpijskiej dru�yny Stan�w Zjednoczonych jeszcze za studenckich czas�w - by�a jednak silniejsza i szybsza od Jacka.
Grali na jednym z wysypanych czerwon� glink� kort�w Jonesa Fallsa. Byli godnymi siebie przeciwnikami i mecz przyci�gn�� niewielk� grupk� widz�w. Na kortach nie obowi�zywa�y jakie� szczeg�lne wymogi co do stroju, ale Jeannie gra�a zawsze w nieskazitelnie bia�ych szortach i bia�ej koszulce polo. Mia�a d�ugie ciemne w�osy, nie takie jedwabiste i proste jak Patty, lecz kr�cone i niesforne. Na czas gry wetkn�a je pod czapk� z daszkiem.
Serwis Jeannie by� zab�jczy, a bity obur�cz z backhandu cross nie dawa� przeciwnikowi �adnych szans. Jack nie m�g� wiele poradzi� na serwis, ale po kilku pierwszych gemach stara� si� nie dawa� jej zbyt wielu okazji na smecz z backhandu. Gra� chytrze, oszcz�dzaj�c si�y i czekaj�c na b��d przeciwniczki, kt�ra przyj�a zbyt agresywn� taktyk�: pope�nia�a podw�jne b��dy serwisowe i zbyt wcze�nie podbiega�a do siatki. W normalnych okoliczno�ciach mog�a go pokona�, ale tego dnia by�a zdekoncentrowana i nie zawsze potrafi�a odgadn�� jego zamiary. Wygrali ka�de po jednym secie. Wynik trzeciego wynosi� pi�� do czterech i Jeannie zorientowa�a si� nagle, �e broni pi�ki meczowej.
Po kolejnych dw�ch wyr�wnaniach Jack zdoby� punkt i mia� teraz przewag�. Jeannie pos�a�a pierwszy serwis w siatk� i w t�umie rozleg�o si� zbiorowe westchnienie. A potem, zamiast pos�a� wolniejsz� normaln� pi�k�, postawi�a wszystko na jedn� kart� i zaserwowa�a tak, jakby to by� pierwszy serwis. Jack z wyra�nym trudem odbi�, posy�aj�c jej pi�k� na backhand. Jeannie zasmeczowa�a i podbieg�a do siatki. Jak si� jednak okaza�o, Jack ca�kowicie panowa� nad sytuacj� i odwzajemni� si� idealnie uplasowanym lobem, kt�ry przelecia� jej nad g�ow� i wyl�dowa� tu� przed tyln� lini�, daj�c mu zwyci�stwo.
Jeannie opar�a d�onie na biodrach i popatrzy�a na pi�k�, w�ciek�a na sam� siebie. Chocia� od paru lat nie gra�a ju� powa�nych meczy, by�a ambitna i bola�a .j� ka�da przegrana. Po chwili opanowa�a si�, przywo�a�a na twarz u�miech i obr�ci�a si� do Jacka.
- Pi�kny strza� - zawo�a�a, po czym podbieg�a do siatki i u�cisn�a mu r�k�.
Widzowie zgotowali im kr�tkie brawa. Jeden z nich podszed� do Jeannie.
To by� wspania�y mecz - stwierdzi�, u�miechaj�c si� szeroko.
Dziewczyna zmierzy�a go wzrokiem. Prezentowa� si� ca�kiem nie�le: m�ody, wysoki, wysportowany, z ostrzy�onymi kr�tko, kr�conymi blond w�osami i sympatycznymi b��kitnymi oczyma. I mia� wielk� ochot� j� poderwa�.
Nie by�a w nastroju.
- Dzi�kuj� - odpar�a oschle.
Na jego ustach ponownie ukaza� si� u�miech - pewny siebie, swobodny u�miech m�czyzny, kt�ry wie, �e wi�kszo�� dziewcz�t cieszy si�, gdy je zagadnie, bez wzgl�du na to, czy m�wi do rzeczy.
- Sam te� gram troch� w tenisa i pomy�la�em sobie... - zacz��.
- Je�li grasz tylko troch�, nie nale�ysz chyba do mojej ligi - stwierdzi�a kr�tko i wymin�a go.
- Czy mam z tego wnosi� - dobieg� j� weso�y g�os z ty�u - �e romantyczna kolacja we dwoje i nami�tna noc jest raczej wykluczona?
Nie mog�a powstrzyma� u�miechu. Facet nie dawa� za wygran�, mimo �e potraktowa�a go bardziej obcesowo, ni� to by�o konieczne.
- Nie, ale dzi�kuj� za propozycj� - odpar�a przez rami�, nawet si� nie zatrzymuj�c.
Zesz�a z kortu i ruszy�a w stron� szatni. Zastanawia�a si�, co teraz porabia mama. Musia�a ju� dawno zje�� kolacj�; by�o wp� do �smej, a w tego rodzaju instytucjach zawsze karmi� ludzi wcze�niej. Ogl�da�a teraz pewnie telewizj� w �wietlicy. Mo�e znajdzie sobie jak�� przyjaci�k�, kobiet� w tym samym wieku, kt�rej nie b�d� przeszkadza� jej zaniki pami�ci i kt�ra zainteresuje si� zdj�ciami jej wnuk�w. Mama mia�a kiedy� du�o znajomych - przyja�ni�a si� z kole�ankami z pracy, klientkami, s�siadkami, lud�mi, kt�rych zna�a od dwudziestu pi�ciu lat - ale ci�ko im by�o podtrzymywa� t� znajomo��, kiedy zapomina�a, kim, do diab�a, s�.
Mijaj�c boisko hokeja na trawie, spotka�a Lis� Hoxton. Lisa by�a pierwsz� prawdziw� przyjaci�k�, kt�r� pozna�a po przyje�dzie miesi�c temu do Baltimore. Pracowa�a jako laborantka w pracowni psychologicznej. Mia�a dyplom, ale nie chcia�a robi� kariery naukowej. Podobnie jak Jeannie, pochodzi�a z niezamo�nej rodziny i onie�miela�a j� nieco panuj�ca na uniwersytecie nobliwa atmosfera. Natychmiast przypad�y sobie do gustu.
- W�a�nie pr�bowa� mnie poderwa� jaki� dzieciak - oznajmi�a z u�miechem Jeannie.
- Jak wygl�da�?
- Jak Brad Pitt, ale wy�szy.
- Powiedzia�a� mu, �e masz przyjaci�k� w bardziej odpowiednim dla niego wieku? - zapyta�a Lisa. Mia�a dwadzie�cia cztery lata.
- Nie. - Jeannie obejrza�a si� przez rami�, ale ch�opak znikn�� z pola widzenia. - Chod� szybciej. Nie chc�, �eby za mn� �azi�.
- I co w tym z�ego?
- Daj spok�j.
- Ucieka si� przed szpetnymi, a nie przystojnymi, Jeannie.
- Nie chc� o tym wi�cej s�ysze�.
- Mog�a� mu przynajmniej da� numer mojego telefonu.
- Powinnam da� mu karteczk� z numerem twojego biustonosza. To by go zach�ci�o.
Lisa, kt�ra mia�a do�� du�y biust, stan�a w miejscu. Przez chwil� Jeannie my�la�a, �e posun�a si� za daleko i j� obrazi�a, ale myli�a si�.
- Wspania�y pomys� - zawo�a�a Lisa. - "Mam 36D, je�li chcesz si� dowiedzie� czego� wi�cej, zadzwo� pod ten numer". Och, jakie to subtelne.
- Jestem po prostu zazdrosna. Zawsze chcia�am mie� wielkie cycki - powiedzia�a Jeannie i obie zachichota�y. - Naprawd�. Kiedy� si� o to modli�am. By�am ostatni� dziewczyn� w klasie, kt�ra nie mia�a jeszcze okresu. To by�o takie kr�puj�ce.
- Naprawd� kl�cza�a� przy ��ku i prosi�a�: "Panie Bo�e, powi�ksz mi cycki"?
- Dok�adniej rzecz bior�c, modli�am si� do Naj�wi�tszej Panienki. Wydawa�o mi si�, �e to sprawa mi�dzy nami kobietami. I nie u�ywa�am oczywi�cie s�owa "cycki".
- A jak m�wi�a�? Piersi?
- Nie. Uzna�am, �e nie m�wi si� "piersi" do Matki Boskiej.
- Wi�c jak je nazwa�a�?
- Bufory.
Lisa parskn�a �miechem.
- Nie wiem, sk�d mi si� wzi�o to s�owo. Musia�am pewnie pods�ucha� jakich� m�czyzn. Wydawa�o mi si� do�� grzecznym eufemizmem. Nikomu o tym jeszcze nie m�wi�am.
Lisa obejrza�a si� przez rami�.
- Nie widz� za nami �adnych adonis�w - stwierdzi�a. - Domy�lam si�, �e zgubi�y�my Brada Pitta.
- I bardzo dobrze. By� dok�adnie w moim typie: przystojny, seksowny, przesadnie pewny siebie i kompletnie niegodny zaufania.
- Sk�d wiesz, �e by� niegodny zaufania? Mia�a� z nim do czynienia raptem dwadzie�cia sekund.
- �aden m�czyzna nie jest godny zaufania.
- Chyba masz racj�. Wpadniesz dzisiaj do Andy'ego?
- Tak, ale tylko na godzink�. Musz� najpierw wzi�� prysznic. - Koszulka Jeannie by�a mokra od potu.
- Ja te�. - Lisa mia�a na sobie podkoszulek i szorty, na nogach tenis�wki. - Trenowa�am z dru�yn� hokeja na trawie. Dlaczego tylko na godzin�?
To by� ci�ki dzie�. - Mecz pozwoli� Jeannie zapomnie� na chwil� o porannych k�opotach, ale teraz skrzywi�a si� na ich wspomnienie. - Musia�am umie�ci� mam� w domu opieki.
- Och, Jeannie, tak mi przykro.
Jeannie opowiedzia�a jej ca�� histori� w drodze do budynku sali gimnastycznej. W szatni mign�o jej przez chwil� ich odbicie w lustrze. Tak bardzo r�ni�y si� wygl�dem, �e mog�y wyst�powa� w wodewilu. Lisa by�a troch� mniej ni� �redniego wzrostu, podczas gdy Jeannie mia�a prawie sze�� st�p. Lisa by�a jasnow�osa i kr�g�a, Jeannie ciemna i muskularna. Lisa mia�a �adn� buzi�, piegowaty zadarty nosek i wydatne usta. Wi�kszo�� ludzi okre�la�o urod� Jeannie s�owem "fascynuj�ca", a m�czy�ni m�wili czasami, �e jest pi�kna, nikt jednak nie stwierdzi� nigdy, �e jest �adna.
- A co na to tw�j ojciec? Nic o nim nigdy nie m�wisz - zdziwi�a si� Lisa, kiedy zrzuci�y z siebie przepocone ubrania.
Jeannie westchn�a. Tego pytania nauczy�a si� obawia� ju� jako ma�a dziewczynka; ale pada�o wcze�niej czy p�niej. Przez wiele lat k�ama�a twierdz�c, �e tato nie �yje, albo o�eni� si� z inn� kobiet� i wyjecha� do Arabii Saudyjskiej. Ostatnio jednak zacz�a m�wi� prawd�.
- M�j ojciec jest w wi�zieniu - odpar�a.
- O m�j Bo�e... Nie powinnam by�a pyta�.
- Nic nie szkodzi. Siedzia� w wi�zieniu przez wi�kszo�� mego �ycia. To jego trzeci wyrok.
- Na ile go skazali?
- Nie pami�tam. To nie ma znaczenia. Kiedy wyjdzie, i tak nie b�dzie z niego �adnego po�ytku. Nigdy si� nami nie opiekowa� i nie ma zamiaru robi� tego teraz.
- Nigdy nie mia� normalnej pracy?
- Tylko kiedy przygotowywa� jaki� skok. Zatrudnia� si� na tydzie� lub dwa jako dozorca, od�wierny albo ochroniarz, a potem okrada� to miejsce.
Lisa bacznie si� jej przyjrza�a.
- To dlatego tak ci� interesuje genetyka przest�pczo�ci?
- Mo�e dlatego.
- A mo�e nie. - Lisa machn�a r�k�, jakby nie chcia�a o tym d�u�ej m�wi�. - Tak czy owak nienawidz� amatorskiej psychoanalizy.
Przesz�y do �azienki. Jeannie zosta�a d�u�ej pod prysznicem, �eby umy� w�osy. Cieszy�a si� z ich przyja�ni. Lisa pracowa�a na Uniwersytecie Jonesa Fallsa od ponad roku i pomog�a jej si� zaaklimatyzowa�, kiedy Jeannie zjawi�a si� tutaj na pocz�tku semestru. Jeannie lubi�a z ni� pracowa�, poniewa� na Lisie mo�na by�o absolutnie polega�; lubi�a te� przebywa� z ni� po pracy, poniewa� mog�a m�wi� wszystko, co jej przysz�o do g�owy, bez obawy, �e j� zaszokuje.
Wcieraj�c od�ywk� we w�osy, us�ysza�a dziwne odg�osy. Znieruchomia�a i przez chwil� nas�uchiwa�a. Przypomina�y przera�one piski. Przeszed� j� dreszcz niepokoju. Nagle poczu�a si� zupe�nie bezbronna: naga, mokra, g��boko w podziemiach. Po chwili wahania zmy�a w�osy i wysz�a spod prysznica, �eby zobaczy�, co si� dzieje.
Natychmiast poczu�a, �e co� si� pali. Nie by�o wida� ognia, ale pod sufitem wali�y g�ste k��by czarnoszarego dymu. Wydobywa� si� chyba z przewod�w wentylacyjnych. W budynku wybuch� po�ar.
Ogarn�� j� strach. Nigdy jeszcze nie znalaz�a si� w �rodku po�aru.
Bardziej odwa�ne dziewczyny z�apa�y swoje torby i ruszy�y szybkim krokiem do drzwi. Inne wpad�y w histeri� i krzycz�c wniebog�osy, biega�y w k�ko. Jaki� durny ochroniarz z zawi�zan� na nosie i ustach poplamion� chustk� szerzy� jeszcze wi�kszy pop�och, popychaj�c je i wydaj�c krzykiem rozkazy.
Jeannie wiedzia�a, �e nie powinna traci� czasu na ubieranie, nie mog�a jednak wybiec go�a z budynku. Strach rozlewa� si� po jej �y�ach niczym lodowata woda, ale stara�a si� uspokoi�. Odnalaz�a swoj� szafk�. Lisy nie by�o nigdzie wida�. Wyj�a rzeczy, w�o�y�a d�insy i naci�gn�a przez g�ow� podkoszulek.
Zaj�o jej to tylko kilka sekund, ale w tym czasie szatnia zupe�nie opustosza�a i wype�ni�a si� dymem. Nie widzia�a ju� przed sob� drzwi i zacz�a kaszle�. My�l, �e nie b�dzie mog�a oddycha�, przerazi�a j�. Wiem, gdzie s� drzwi i musz� po prostu zachowa� spok�j, powiedzia�a sobie. Klucze i pieni�dze mia�a w kieszeniach d�ins�w. Z�apa�a swoj� rakiet� do tenisa i wstrzymuj�c oddech ruszy�a szybko wzd�u� szafek do wyj�cia.
W korytarzu unosi�y si� k��by dymu. Jeannie zacz�y �zawi� oczy i przesta�a cokolwiek widzie�. �a�owa�a teraz, �e nie wybieg�a nago i nie zyska�a tych kilku drogocennych sekund. D�insy nie pomaga�y jej wcale oddycha� w g�stych oparach dymu. A to, czy kto� jest nagi, czy ubrany, nie ma �adnego znaczenia w godzinie �mierci.
St�paj�c korytarzem i wci�� wstrzymuj�c oddech, maca�a dr��c� r�k� �cian�, �eby nie straci� orientacji. Ba�a si�, �e wpadnie na inne kobiety, ale wszystkie najwyra�niej znacznie j� wyprzedzi�y. �ciana si� sko�czy�a i Jeannie domy�li�a si�, �e znajduje si� w niewielkim hallu. Wci�� jednak widzia�a przed sob� wy��cznie k��by dymu. Schody powinny by� prosto przed ni�. Ruszy�a �rodkiem korytarza i wpad�a na maszyn� do coca-coli. Czy schody by�y teraz z lewej czy z prawej strony? Dosz�a do wniosku, �e z lewej. Ruszy�a w lewo i widz�c przed sob� drzwi do m�skiej szatni, zda�a sobie spraw�, �e pope�ni�a b��d.
Nie mog�a ju� d�u�ej wstrzymywa� oddechu i zaczerpn�a z j�kiem powietrza. Sk�ada�o si� g��wnie z dymu, kt�ry przyprawi� j� o konwulsyjny kaszel. Nie widz�c przed sob� w�asnych d�oni, zatoczy�a si� z powrotem na �cian�. Nozdrza p�on�y jej, oczy �zawi�y, a ca�e cia�o modli�o si� o jeden haust powietrza, kt�re przez dwadzie�cia dziewi�� lat uwa�a�a za co� raz na zawsze danego. Drepcz�c wzd�u� �ciany, trafi�a ponownie na automat do coca-coli i obesz�a go dooko�a. A potem potkn�a si� o najni�szy stopie� i zorientowa�a si�, �e ma przed sob� schody. Wypu�ci�a z r�ki rakiet�. To by�a szczeg�lna rakieta - wygra�a ni� turniej Mayfair Challenge - ale zostawi�a j� na pod�odze i wspi�a si� na czworakach na g�r�.
Kiedy znalaz�a si� w obszernym hallu na parterze, dym przerzedzi� si�. Zobaczy�a przed sob� otwarte drzwi budynku. Stoj�cy tu� za nimi ochroniarz dawa� jej energiczne znaki r�k�. - Szybciej, szybciej! - wrzeszcza�.
Kaszl�c i s�aniaj�c si� na nogach wybieg�a na b�ogos�awione �wie�e powietrze.
, Przez nast�pne dwie albo trzy minuty sta�a zgi�ta wp� na schodach, �api�c kurczowo oddech i wydychaj�c dym z p�uc. Po jakim� czasie us�ysza�a dobiegaj�ce z oddali syreny karetek. Rozejrza�a si� dooko�a, ale nigdzie nie widzia�a Lisy.
Nie zosta�a chyba w �rodku? Wci�� roztrz�siona, ruszy�a przez t�um, przygl�daj�c si� twarzom. Teraz, kiedy niebezpiecze�stwo min�o, wsz�dzie s�ycha� by�o nerwowe �miechy. Ci, kt�rym uda�o si� zabra� torby, po�yczali garderob� tym, kt�rzy mieli mniej szcz�cia. Nagie dziewczyny przyjmowa�y z wdzi�czno�ci� przepocone i brudne podkoszulki przyjaci�ek. Kilka os�b zd��y�o si� tylko owin�� r�cznikami.
Lisy nie by�o w t�umie. Coraz bardziej zaniepokojona Jeannie wr�ci�a do ochroniarza przy drzwiach.
- Wydaje mi si�, �e na dole zosta�a moja przyjaci�ka - powiedzia�a, s�ysz�c dr�enie w swoim g�osie.
- Ja tam nie p�jd� - odpar� szybko.
- Dzielny ch�opak - prychn�a. Nie bardzo wiedzia�a, czego od niego oczekuje, nie spodziewa�a si� jednak, �e oka�e si� zupe�nie bezu�yteczny.
Ochroniarz spojrza� na ni� z pretensj�.
- To ich robota - stwierdzi�, pokazuj�c nadje�d�aj�c� stra� po�arn�.
Jeannie zacz�a si� obawia� o �ycie Lisy, nie mia�a jednak poj�cia, co robi�. Patrzy�a bezradnie, jak stra�acy wyskakuj� ze swojego samochodu i zak�adaj� aparaty tlenowe. Poruszali si� jak muchy w smole i mia�a ochot� potrz�sn�� nimi i krzykn��, �eby si� pospieszyli. Po chwili podjecha� nast�pny w�z stra�acki i bia�y samoch�d z niebiesko-srebrnym paskiem baltimorskiej policji.
Stra�acy wbiegli do �rodka, rozwijaj�c w��, a ich komendant podszed� do ochroniarza przy drzwiach.
- Gdzie zacz�� si� po�ar? - zapyta�.
- W damskiej szatni.
- Gdzie to jest dok�adnie?
- W piwnicy, na ty�ach budynku.
- Ile jest wyj�� z podziemi?
- Tylko jedno. Schodami do hallu wej�ciowego - odpar� ochroniarz.
- W kot�owni jest jeszcze drabina, kt�ra prowadzi do w�azu z ty�u budynku - poprawi� go stoj�cy obok pracownik administracji.
Jeannie uda�o si� zwr�ci� na siebie uwag� stra�aka.
- My�l�, �e tam na dole jest wci�� moja przyjaci�ka.
- Jak wygl�da?
- Niska blondynka, dwadzie�cia cztery lata.
- Je�li tam jest, na pewno j� znajdziemy.
Przez chwil� Jeannie poczu�a si� ra�niej. A potem zda�a sobie spraw�, �e nie obieca� jej wcale, �e znajd� j� �yw�. Nigdzie nie wida� by�o ochroniarza, kt�ry kr�ci� si� w szatni.
- Na dole by� jeszcze jeden ochroniarz - powiedzia�a, zwracaj�c si� do komendanta. - Nie ma go tutaj. Wysoki facet.
- W tym budynku nie ma wi�cej pracownik�w ochrony - stwierdzi� autorytatywnym tonem stra�nik przy drzwiach.
- Mia� na czapce napis SECURITY i m�wi� dziewczynom, �eby opu�ci�y budynek.
- Nie obchodzi mnie, co mia� na czapce - upiera� si� stra�nik.
Na lito�� bosk�, niech pan si� ze mn� nie k��ci - zgromi�a go Jeannie. - Mo�e mi si� przy�ni�, ale je�li nie, jego �ycie mo�e by� teraz w niebezpiecze�stwie!
Obok nich sta�a dziewczyna w m�skich spodniach khaki z podwini�tymi nogawkami.
- Widzia�am tego faceta - wtr�ci�a. - Prawdziwy wieprz. Pr�bowa� mnie obmacywa�.
- Prosz� si� nie - denerwowa�, znajdziemy wszystkich - powiedzia� stra�ak. - Dzi�kuj� pa�stwu za pomoc.
Jeannie piorunowa�a przez moment wzrokiem ochroniarza. Czu�a, �e komendant stra�y uzna� j� za histeryczk�, bo wrzeszcza�a na tego g��ba. Odwr�ci�a si� od nich z niesmakiem. Co mia�a teraz robi�? Do �rodka wbiegali stra�acy w he�mach i wysokich butach. Bosa, ubrana tylko w d�insy i podkoszulek, nie mia�a tam czego szuka�. Gdyby pr�bowa�a si� do nich przy��czy�, wyrzuciliby j� z budynku. Zacisn�a pi�ci ze zdenerwowania. Skup si�, dziewczyno! Gdzie jeszcze mo�e by� Lisa?
Nie opodal sali gimnastycznej sta� gmach imienia Ruth W. Acorn, nazwany tak na cze�� �ony fundatora, okre�lany jednak przez wszystkich, ��cznie z pracownikami mieszcz�cego si� tam wydzia�u psychologii, mianem Wariatkowa. Czy Lisa mog�a tam p�j��? W niedziel� drzwi by�y zamkni�te, ale pewnie mia�a klucz. Mog�a wbiec do �rodka, �eby poszuka� jakiego� fartucha, kt�rym mog�aby si� okry�, albo usi��� po prostu przy swoim biurku i och�on��. Jeannie postanowi�a to sprawdzi�. Wszystko by�o lepsze od stania w miejscu.
Pobieg�a przez trawnik do g��wnego wej�cia i zajrza�a przez oszklone drzwi do �rodka. W hallu nie by�o nikogo. Wyj�a z kieszeni plastikow� kart�, kt�ra s�u�y�a jako klucz, i wsun�a j� w otw�r czytnika. Drzwi si� otworzy�y.
- Lisa! Jeste� tam?! - zawo�a�a, biegn�c po schodach. Laboratorium by�o puste, krzes�o Lisy dosuni�te porz�dnie do jej biurka, komputer wy��czony. Jeannie zajrza�a do damskiej toalety na ko�cu korytarza. Nikogo. - Niech to diabli! - zakl�a nerwowo. - Gdzie ona si� podzia�a?
Zdyszana wybieg�a na zewn�trz. Postanowi�a obej�� ca�y budynek sali gimnastycznej. Mo�e Lisa siedzi gdzie� na trawie i pr�buje z�apa� oddech. Z ty�u budynku, za wielkimi kontenerami na �mieci znajdowa� si� ma�y parking. Zobaczy�a biegn�c� �cie�k�, oddalaj�c� si� posta�. By�a wy�sza od Lisy i da�aby sobie r�k� uci��, �e to m�czyzna. To m�g� by� ten zagadkowy ochroniarz, ale nim zd��y�a mu si� lepiej przyjrze�, znikn�� za rogiem Zwi�zku Student�w.
Ruszy�a dalej wok� budynku. Po drugiej stronie znajdowa�a si� opustosza�a teraz bie�nia. W ko�cu, zatoczywszy pe�ne ko�o, wr�ci�a do g��wnego wej�cia.
T�um powi�kszy� si�, przyby�y tak�e kolejne samochody stra�y po�arnej i policji, ale nie widzia�a nigdzie Lisy. Wszystko wskazywa�o na to, �e zosta�a w p�on�cym budynku. Jeannie ogarn�y z�e przeczucia, ale nie zamierza�a dawa� za wygran�.
Spostrzeg�a oficera stra�y, z kt�rym rozmawia�a wcze�niej, i z�apa�a go za rami�.
- Jestem prawie pewna, �e Lisa Hoxton jest w �rodku - oznajmi�a zdecydowanym tonem. - Szuka�am jej wsz�dzie i nie znalaz�am.
Facet zmierzy� j� uwa�nym spojrzeniem i uzna� wida�, �e mo�na jej ufa�. Nie odpowiadaj�c, przystawi� do ust mikrotelefon.
- Szukajcie m�odej bia�ej kobiety, kt�ra jest podobno w budynku - powiedzia�. - Na imi� ma Lisa, powtarzam, Lisa.
- Dzi�kuj� - mrukn�a Jeannie. Stra�ak uk�oni� si� lekko i odmaszerowa�.
Jeannie cieszy�a si�, �e jej wys�ucha�, ale trudno jej by�o usiedzie� w miejscu. Lisa mog�a tam na pr�no wo�a� o pomoc, zamkni�ta w toalecie albo osaczona przez p�omienie. Mog�a rozbi� sobie g�ow� lub zatru� si� czadem i le�a�a teraz gdzie� nieprzytomna, podczas gdy z ka�d� sekund� zbli�a� si� do niej ogie�.
Przypomnia�a sobie pracownika administracji, kt�ry powiedzia�, �e z piwnicy mo�na si� wydosta� przez w�az. Obchodz�c budynek, w og�le go nie zobaczy�a. Postanowi�a, �e sprawdzi jeszcze raz, i pobieg�a z powrotem na parking.
Tym razem dostrzeg�a go prawie natychmiast. W�az znajdowa� si� tu� przy budynku i cz�ciowo zas�ania� go szary chrysler new yorker. Stalowa klapa by�a otwarta i oparta o �cian�. Jeannie ukl�k�a przy kwadratowym otworze i pochyli�a si�, �eby zajrze� do �rodka.
Przymocowana do �ciany drabina prowadzi�a do brudnego pomieszczenia, o�wietlonego przez jarzeni�wki. Wewn�trz unosi�y si� wst�gi dymu, ale nie by�o go zbyt du�o; kot�ownia musia�a by� oddzielona od reszty podziemi. Mimo to zapach dymu przypomnia� jej, jak krztusz�c si� i kaszl�c szuka�a po omacku schod�w. Poczu�a, �e bije jej szybciej serce.
- Jest tam kto? - zawo�a�a. Wydawa�o jej si�, �e s�yszy jaki� d�wi�k, ale nie by�a pewna. - Hej! - zawo�a�a g�o�niej. �adnej odpowiedzi.
Zawaha�a si�. Najrozs�dniej by�oby wr�ci� do g��wnego wej�cia i sprowadzi� tutaj kt�rego� ze stra�ak�w, ale to zaj�oby zbyt wiele czasu, zw�aszcza �e zacz��by j� pewnie wypytywa�. Mog�a te� zej�� po drabinie i rozejrze� si� sama.
My�l o wej�ciu z powrotem do budynku sprawi�a, �e zrobi�o jej si� s�abo. P�uca wci�� bola�y j� od spazmatycznego kaszlu. Ale tam na dole mog�a by� Lisa, ranna, nieprzytomna albo unieruchomiona przez jak�� belk�. Musia�a to zrobi�.
Postawi�a stop� na szczeblu, ale prawie natychmiast ugi�y si� pod ni� kolana i o ma�o nie wpad�a do �rodka. Po chwili poczu�a si� lepiej i zesz�a szczebel ni�ej, potem jednak wpad�o jej do gard�a troch� dymu i kaszl�c g�o�no wdrapa�a si� z powrotem na g�r�.
Kiedy kaszel usta�, spr�bowa�a ponownie.
Postawi�a stop� na pierwszym, potem na drugim szczeblu. Je�li si� zakrztusz�, powiedzia�a sobie, zaraz zwiej� na g�r�. Trzeci szczebel by� �atwiejszy, a potem posz�o jej ca�kiem g�adko i zeskoczy�a na betonow� pod�og�.
Znajdowa�a si� w du�ym pomieszczeniu, w kt�rym sta�y pompy i filtry, obs�uguj�ce prawdopodobnie basen. Od�r dymu by� silny, ale mog�a normalnie oddycha�.
Zobaczy�a Lis� prawie od razu i serce zamar�o jej w piersi.
Le�a�a na boku