3320

Szczegóły
Tytuł 3320
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3320 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3320 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3320 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ARTURO PEREZ - REVERTE SZACHOWNICA FLAMANDZKA (Prze�o�y�: Filip �obodzi�ski) Dla Julia i Rosy - adwokat�w diab�a. I dla Cristiane Sanchez Azevedo I. Tajemnice mistrza van Huysa B�g graczem rz�dzi, ten figur� trzyma. Jaki b�g spoza Boga spisek rozpoczyna? Jorge Luis Borges, Szachy, (prze�. Krystyna Rodowska) Zamkni�ta koperta stanowi zagadk� kryj�c� wewn�trz kolejne zagadki. Ta koperta by�a spora, z ry�owego papieru, a w jej dolnym lewym rogu widnia�a piecz�tka laboratorium. Julia wa�y�a j� w d�oni, szukaj�c r�wnocze�nie no�yka do papieru na stole zawalonym p�dzlami oraz s�oiczkami pe�nymi farb i lakier�w. Nawet nie przypuszcza�a, do jakiego stopnia zmieni si� jej �ycie po otworzeniu przesy�ki. W�a�ciwie zna�a ju� jej zawarto��. A �ci�lej m�wi�c, tak jej si� wydawa�o, o czym przekona�a si� chwil� p�niej. Dlatego mo�e nie poczu�a niczego szczeg�lnego, gdy wyci�ga�a z koperty odbitki fotograficzne i rozk�ada�a je na stole. Rzuci�a na nie roztargnionym nieco wzrokiem i nagle wstrzyma�a oddech. Poj�a, �e Partia szach�w stanowczo wykracza poza zwyk�� rutyniarsk� robota. Zdarza�o jej si� co i raz natrafia� na niespodziewane detale na obrazach, meblach czy oprawach starych ksi�g. Pracuj�c od sze�ciu lat, mia�a ju� na koncie rekonstrukcje i uzupe�nienia dokonywane na orygina�ach, retusze i poprawki Nawet drobne falsyfikacje. Ale jeszcze nigdy dot�d nie spotka�a si� z napisem ukrytym pod warstw� farby: z trzema s�owami, kt�re wysz�y na jaw dzi�ki promieniom Roentgena. Nie odrywaj�c oczu od zdj��, zapali�a wyci�gni�tego ze zmi�toszonej paczki papierosa bez filtra. Nie mo�na by�o mie� najmniejszych w�tpliwo�ci, odbitki radiologiczne o wymiarach 30x40 cm m�wi�y same za siebie. Wyra�nie by�o wida� oryginaln� kompozycj� pi�tnastowiecznego flamandzkiego obrazu na drewnie, jego realistyczne szczeg�y uwypuklone dzi�ki zastosowaniu techniki verdaccio, s�oje na trzech deskach tworz�cych ca�o�� dzie�a, ich spojenia, wreszcie kolejne kreski, poci�gni�cia p�dzlem i warstwy, kt�re wysz�y spod r�ki malarza. A w dolnej cz�ci obrazu to ukryte zdanie, kt�re aparatura radiologiczna wydoby�a po pi�ciuset latach, bia�e gotyckie litery tak dobrze widoczne na czarnym tle: QUIS NECAVIT EQUITEM. Julia zna�a �acin� na tyle, �e nie musia�a si�ga� do s�ownika. Quis, zaimek pytajny: kto. Necavit pochodzi�o od neco: zabi�. Equitem za� to biernik liczby pojedynczej od eques: rycerz. Kto zabi� rycerza. Zaimek quis narzuca� jeszcze znak zapytania, przez co ca�e zdanie nabiera�o pewnej tajemniczo�ci: KTO ZABI� RYCERZA? By�o to co najmniej zastanawiaj�ce. Zaci�gn�a si� papierosem trzymanym w prawej d�oni, lew� tymczasem poprzesuwa�a zdj�cia na blacie. Kto�, mo�e sam malarz, umie�ci� na obrazie co� w rodzaju �amig��wki, kt�r� nast�pnie zakry� warstw� farby. Ewentualnie zrobi� to p�niej kto inny. Margines b��du wynosi� z grubsza pi��set lat. Ju� ta my�l wywo�a�a u�miech na twarzy Julii. Podobn� niewiadom� potrafi�a znale�� bez specjalnych trudno�ci. Ostatecznie na tym polega� jej zaw�d. Pozbiera�a odbitki i wsta�a. Szarawe �wiat�o wnikaj�ce przez szerok� lukarn� w suficie pada�o wprost na obraz oparty na sztalugach. Partia szach�w, olej na drewnie, z 1471 roku, autorstwa Pietera van Huysa... Zatrzyma�a si� przed nim i wpatrywa�a d�u�sz� chwil�. Oto scena domowa, przedstawiona z tak typowym dla pi�tnastowiecznego malarstwa realizmem, jedna z tych, kt�rymi wielcy mistrzowie flamandzcy przygotowali grunt pod sztuk� nowoczesn�, wykorzystuj�c ostatni krzyk techniki, jakim w�wczas by�y farby olejne. G��wny motyw obrazu stanowi partia szach�w, kt�r� rozgrywa�o dw�ch m�czyzn w �rednim wieku, o szlachetnych obliczach. Na drugim planie po prawej, przy zwie�czonym ostrym �ukiem oknie, za kt�rym rozpo�ciera� si� krajobraz, siedzia�a dama w czerni i czyta�a ksi��k� trzyman� na podo�ku. Ca�o�ci dope�nia�y detale namalowane z typowo flamandzk� pieczo�owito�ci�, rzetelnie, niemal po maniacku: meble i zdobienia, bia�o-czarna posadzka, rysunek na kobiercu, tu i �wdzie wr�cz drobna rysa w murze czy cie� bretnala wbitego w belk� powa�y. Z podobn� precyzj� przedstawiono szachownic�, figury i pionki, a tak�e twarze, d�onie i stroje postaci. Uderza� zreszt� nie tylko realizm, ale i barwy, wci�� bardzo �ywe, cho� wskutek up�ywu czasu i utlenienia werniksu ca�y obraz nieco sczernia�. Kto zabi� rycerza. Julia spogl�da�a to na odbitk�, to na obraz, nie dostrzegaj�c na nim najmniejszego �ladu ukrytego napisu. Badanie z bliska siedmiokrotnie powi�kszaj�c� dwusoczewkow� lup� te� nie posun�o sprawy naprz�d. Opu�ci�a wi�c �aluzje i w ciemno�ci podci�gn�a ku sztalugom lamp� Wooda, emituj�c� tak zwane czarne �wiat�o. W jego promieniach ultrafioletowych wszystkie materia�y, farby i werniksy u�yte przez pierwotnego tw�rc� fluoryzowa�y, wszelkie za� poprawki i retusze dokonane p�niej, a wi�c po powstaniu obrazu, pozostawa�y ciemne b�d� czarne. Jednak w �wietle lampy Wooda ca�y obraz pokryty by� jednostajnie fluoryzuj�c� warstw�, tak�e w cz�ci kryj�cej tajemniczy napis. A to oznacza�o, �e zdanie zosta�o zamalowane albo przez samego artyst� w trakcie pracy, albo wkr�tce po uko�czeniu dzie�a. Zgasi�a lamp� i ods�oni�a lukarn�. Szare �wiat�o jesiennego poranka ponownie zala�o sztalugi z obrazem i ca�� pracowni�, p�kaj�c� w szwach od ksi��ek, od rega��w z farbami, p�dzlami, werniksami, rozpuszczalnikami i narz�dziami stolarskimi, od ram i precyzyjnych przyrz�d�w, od starych rze�b z drewna i br�zu, od zastawek i opartych p��tnem o �ciany obraz�w, stoj�cych na prawdziwym perskim dywanie poplamionym farbami. W k�cie, na komodzie w stylu Ludwika XV, sta� sprz�t hi-fi, ko�o kt�rego pi�trzy�y si� p�yty: Don Cherry, Mozart, Miles Davis, Satie, Lester Bowie, Michael Hedges, Vivaldi... Lustro weneckie w z�oconej oprawie pos�a�o Julii ze �ciany jej w�asne, nieco przy�mione odbicie: w�osy przyci�te na wysoko�ci ramion, lekkie �lady niewyspania pod du�ymi, ciemnymi, jeszcze nie umalowanymi oczyma. Atrakcyjna jak modelka Leonarda - mawia� Cesar, gdy widzia� jej twarz otoczon� z�otem tak jak teraz - atrakcyjna, ma piu bella1. I aczkolwiek Cesara nale�a�o zaliczy� do znawc�w raczej efeb�w ni� madonn, Julia wiedzia�a, �e jego ocena jest najzupe�niej trafna. Sama lubi�a ogl�da� si� w tej z�oconej oprawie, bo mia�a w�wczas wra�enie, �e znalaz�a si� po drugiej stronie zaczarowanych drzwi, sk�d na przek�r odleg�o�ci w czasie i przestrzeni powraca�a niczym uciele�nienie renesansowej urody w�oskiej. Od dzieci�stwa ka�da my�l o Cesarze wywo�ywa�a na jej twarzy u�miech - delikatny, mo�e nieco porozumiewawczy. Od�o�y�a odbitki na st�, zdusi�a niedopa�ek w ci�kiej popielniczce z br�zu sygnowanej przez Beniliurego i zasiad�a przy maszynie do pisania: "Partia szach�w". Olej na drewnie. Szko�a, flamandzka. Datowany na 1471 rok. Autor: Pieter van Huys (1415-1481). Podobrazie: trzy nieruchome deski d�bowe, po��czone fa�szywymi spojeniami. Wymiary: 60x87 cm (trzy identyczne deski po 20x87 cm). Grubo�� desek: 4 cm. Stan zachowania podobrazia: Rekonstrukcja nie jest konieczna. Nie wida� �lad�w dzia�alno�ci kornikowatych. Stan zachowania warstwy malarskiej: Dobre przyleganie farb do podobrazia i do siebie nawzajem. Brak odbarwie�. Mo�na zaobserwowa� p�kni�cia, jednak bez ubytk�w czy odprysk�w. Stan zachowania warstwy zewn�trznej: Brak �lad�w szk�d wyrz�dzonych przez sole i plam wilgoci. Werniks mocno �ciemnia� z powodu utlenienia - te warstwy nale�y zast�pi� now�. Z kuchni dobiega� gwizd maszynki do kawy. Julia posz�a nala� sobie wielk� fili�ank�, bez mleka i cukru. Po chwili wr�ci�a, wycieraj�c d�o� w wyci�gni�ty m�ski sweter, kt�ry narzuci�a na pi�am�. Jeden ruch palca wystarczy�, by szare �wiat�o poranka wype�ni�y nuty Koncertu na lutni� i viol� d'amore Vivaldiego. Upi�a spory, gorzki �yk, parz�c sobie przy tym czubek j�zyka, i st�paj�c bosymi stopami po dywanie, zasiad�a zn�w do raportu: Badanie ultrafioletowe i radiologiczne: Brak istotnych p�niejszych zmian, poprawek czy retuszy. Promienie rentgenowskie pozwoli�y ujawni� wsp�czesny malarzowi ukryty napis wykonany pismem gotyckim (p. za��czone fotografie). S��w tych nie spos�b dostrzec przy badaniu konwencjonalnym. Mo�na je odkry� bez szkody dla ca�o�ci kompozycji poprzez zdj�cie przykrywaj�cej je warstwy farby. Wyci�gn�a kartk� z wa�ka maszyny, wsun�a do koperty razem z odbitkami, dopi�a wci�� gor�c� kaw� i si�gn�a po kolejnego papierosa. Oto przed ni� dw�ch m�czyzn, siedz�cych ko�o damy zaj�tej ksi��k�, toczy�o od pi�ciuset lat rozgrywk� na szachownicy. Dzi�ki kunsztowi Pietera van Huysa zdawa�o si�, �e szachy stoj� poza obrazem, �e s� w�a�ciwie namacalne, podobnie zreszt� jak i pozosta�e przedstawione tu przedmioty. Realno�� Partii szach�w pozwala�a uzyska� typowy dla szko�y flamandzkiej efekt wci�gni�cia widza w obr�b scenerii. Odnosi�o si� wra�enie, �e miejsce, z kt�rego obserwuje si� obraz, pokrywa si� z przestrzeni� samego dzie�a - jak gdyby rzeczywisto�� by�a fragmentem obrazu lub te� obraz by� fragmentem rzeczywisto�ci. Z�udzenie pot�gowa�y namalowane po prawej stronie okno, wychodz�ce na dalszy krajobraz, oraz okr�g�e, wypuk�e lustro na �cianie po stronie lewej, w kt�rym odbija�y si� uko�nie sylwetki graczy i szachownica, zniekszta�cone perspektyw� samego widza stoj�cego bli�ej. W ten zdumiewaj�cy spos�b okno, izba i zwierciad�o tworzy�y nierozerwaln� jedno��. Widz - pomy�la�a Julia - m�g�by si� poczu� uczestnikiem sceny, stoj�cym po�r�d postaci. Wsta�a, skrzy�owa�a ramiona i wr�ci�a z papierosem do sztalug. Mimo gryz�cego dymu nie mog�a oderwa� oczu od obrazu. Gracz z lewej strony wygl�da� na jakie� trzydzie�ci pi�� lat. Mia� kasztanowe w�osy, na �redniowieczn� modl� przystrzy�one na wysoko�ci uszu, nos orli, silny, a na twarzy wyraz bezwzgl�dnego skupienia. Ubrany by� w tunik� z d�ugimi r�kawami, kt�rej cynobrowa czerwie� zdo�a�a wyj�� zwyci�sko z walki z czasem i utleniaj�cym si� werniksem. Z szyi zwiesza�o mu si� Z�ote Runo, spi�te na prawym ramieniu ozdobn� brosz�, odmalowan� rzetelnie do najmniejszego szczeg�u, w��cznie z drobnym refleksem �wiat�a w kamieniach szlachetnych. M�czyzna opiera� si� o st� lewym �okciem i praw� r�k�. W d�oni trzyma� jedn� z figur: bia�ego konika. Przy jego g�owie widnia�a malowana gotykiem inskrypcja: FERDINANDUS OST. D. Drugi gracz, znacznie szczuplejszy, dobiega� czterdziestki. W�r�d jego niemal czarnych w�os�w okalaj�cych wysokie czo�o mo�na by�o dostrzec na skroniach cieniutkie bia�e niteczki. Tej pocz�tkowej siwi�nie, a tak�e jego postawie i minie nale�a�o przypisa� wra�enie przedwczesnej dojrza�o�ci. Oblicze mia� pogodne i dostojne, nosi� si� nie po dworsku, jak jego rywal, ale zwyczajnie: mia� na sobie sk�rzany napier�nik i wypolerowany stalowy naszyjnik od przy�bicy. By� bez w�tpienia �o�nierzem. Siedzia� ze skrzy�owanymi ramionami, bardziej pochylony nad sto�em ni� przeciwnik, najwidoczniej uwa�nie studiowa� sytuacj� na szachownicy, nie zwracaj�c uwagi na otoczenie. Pionowe zmarszczki na czole �wiadczy�y, �e my�li bardzo intensywnie. Wpatrywa� si� w figury, jakby stan�� w�a�nie wobec zadania najtrudniejszego z mo�liwych. Napis obok niego brzmia�: RUTGIER AR. PREUX. Dama znajduj�ca si� przy oknie, w pewnej odleg�o�ci od obydwu graczy, dzi�ki perspektywie liniowej zdawa�a si� siedzie� nieco wy�ej od nich. A jednak jej suknia z czarnego aksamitu, wyra�nie pofa�dowana dzi�ki zmy�lnemu dodaniu bieli i szaro�ci, jakby wysuwa�a si� na pierwszy plan. Wy�mienite przedstawienie tkaniny rywalizowa�o z realizmem wzorzystego kobierca, dopieszczonego co do supe�ka, ze spojeniami i s�kami w drewnianych belkach powa�y, z kamiennymi p�ytami posadzki. Chc�c lepiej doceni� technik�, Julia pochyli�a si� ku obrazowi i poczu�a dreszcz zawodowego podziwu. Tylko mistrz pokroju van Huysa potrafi� r�wnie doskonale wykorzysta� czer� materii, uzyska� kolor niejako poprzez jego brak, kolor, kt�ry ma�o kto o�miela� si� w�wczas spenetrowa� tak dog��bnie. A przy tym mia�a wra�enie, �e niemal�e s�yszy szelest aksamitu ocieraj�cego si� o le��ce na podn�ku poduszeczki z wyt�aczanej sk�ry. Spojrza�a na twarz kobiety. Pi�kna i bardzo blada, zgodnie z �wczesnym upodobaniem, mia�a na g�owie kornet z bia�ej gazy skrywaj�cy widoczne tylko na skroniach bujne rude w�osy. Z szerokich r�kaw�w z jasnoszarego adamaszku wy�ania�y si� d�ugie, smuk�e d�onie, w kt�rych dama trzyma�a brewiarz. W promieniach dobiegaj�cego z okna �wiat�a pob�yskiwa�a otwarta klamra ksi�gi, a tak�e z�ota obr�czka, jedyna ozdoba na d�oni kobiety. Spuszczone oczy, w kt�rych mo�na by�o dostrzec b��kit, wyra�a�y skromn�, cnotliw� �agodno��, tak cz�st� na dawnych portretach niewie�cich. �wiat�o pada�o na ni� z dw�ch �r�de� - z okna i ze zwierciad�a - otaczaj�c j� tym samym nimbem, kt�rym spowici byli gracze. Jednak�e dzi�ki nieco uko�nej perspektywie i g�stszym cieniom dama pozostawa�a dyskretnie w g��bi. Malarz przyporz�dkowa� jej napis BEATRIX BURG. OST. D. Julia cofn�a si� kilka krok�w i jeszcze raz przyjrza�a ca�ej kompozycji. Bez w�tpienia mia�a przed sob� arcydzie�o, potwierdzone autoryzowanymi opiniami znawc�w, a to oznacza�o wysok� wycen� na styczniowej aukcji u Claymore'a. Kto wie, mo�e ukryty napis, wsparty odpowiedni� dokumentacj� historyczn�, jeszcze podniesie warto�� obrazu... Dziesi�� procent dla domu Claymore, pi�� dla Menchu2 Roch, reszta dla dotychczasowego w�a�ciciela. Oczywi�cie odliczywszy jeden procent na ubezpieczenie i na honoraria za odrestaurowanie i oczyszczenie dzie�a. Rozebra�a si� i wesz�a pod prysznic, nie zamykaj�c drzwi, �eby mimo szumu wody s�ysze� Vivaldiego. Restauracja Partii szach�w mog�a bardzo korzystnie podnie�� jej w�asn� pozycj� na rynku. Wkr�tce po zrobieniu licencjatury Julii uda�o si� po�r�d muzealnik�w i antykwariuszy zaskarbi� sobie opini� ca�kiem dobrego konserwatora. Obdarzona pewnym talentem malarskim, kt�ry wykorzystywa�a w wolnych chwilach, w pracy by�a metodyczna i zdyscyplinowana. M�wiono, �e do ka�dego zadania podchodzi z wyra�nym szacunkiem dla orygina�u, czym r�ni�a si� od wi�kszo�ci swoich mniej etycznych koleg�w po fachu. W tej surowej walce, jak� toczy ch�� konserwacji z wol� renowacji, mi�dzy restauratorem a jego dzie�em powstawa�a skomplikowana, czasem wr�cz kr�puj�ca wi� duchowa. Dziewczyna potrafi�a jednak�e nie traci� z oczu prawdy zasadniczej: dzie�u sztuki nie spos�b przywr�ci� stanu pierwotnego bez wyrz�dzenia istotnych szk�d. Zdaniem Julii �wiadectwa zestarzenia si� dzie�a, patyna, nawet pewne zniekszta�cenia koloru i werniksu, niedoskona�o�ci, poprawki czy retusze - z czasem wrasta�y w obraz, staj�c si� jego nierozerwaln� cz�ci�. I mo�e dlatego gdy taki obraz trafia� w jej r�ce, to nie opuszcza� ich odstrojony w niby oryginalne, krzykliwe kolory i �wiat�a (Cesar okre�la� takie przypadki mianem "wysztafirowanych kurtyzan"), ale raczej poddany delikatnemu cieniowaniu. Dzi�ki temu znaki up�ywu czasu wtapia�y si� doskonale w ca�o�� kompozycji. Wysz�a z �azienki owini�ta w p�aszcz k�pielowy, zachlapany wod� z mokrych w�os�w, zapali�a pi�tego w tym dniu papierosa i, stoj�c przed obrazem, zacz�a si� ubiera�: ciemnobr�zowa plisowana sp�dnica, buty na p�askim obcasie, sk�rzana kurtka my�liwska. Wreszcie zerkn�a z zadowoleniem na swoje odbicie w weneckim lustrze, jeszcze raz odwr�ci�a si� ku obydwu graczom, mrugn�a do nich �obuzersko, cho� nie zrobi�o to na nich �adnego wra�enia - dalej siedzieli z marsowymi minami. Kto zabi� rycerza. To zdanie wci�� t�uk�o jej si� po g�owie, kiedy wsuwa�a do torebki raport o obrazie i odbitki, kiedy w��cza�a alarm i przekr�ca�a na dwa razy solidny zamek w drzwiach. Quis necavit equitem. Tak czy inaczej to na pewno ma jakie� znaczenie. Zbieg�a po schodach sun�c d�oni� po por�czy z mosi�nymi zdobieniami i powtarzaj�c te trzy s�owa. I obraz, i ukryty napis bardzo j� intrygowa�y, ale by�o co� jeszcze: do jej serca wkrad� si� jaki� l�k. Podobny do tego, jaki odczuwa�a b�d�c ma�� dziewczynk�, kiedy to stoj�c u szczytu schod�w, zbiera�a si� w sobie, �eby w ko�cu wsun�� g�ow� do wn�trza ciemnego strychu. - Przyznaj, �e to cacko. Czyste quattrocento. Menchu Roch nie mia�a na my�li �adnego z licznych obraz�w, kt�re wisia�y na �cianach jej w�asnej galerii. Jasnymi, przesadnie umalowanymi oczami popatrywa�a na szerokie ramiona Maxa, pogr��onego w pogaw�dce ze znajomym przy barze kafejki. Max, sto osiemdziesi�t pi�� centymetr�w wzrostu, o plecach jak u p�ywaka, opi�tych dobrze skrojon� marynark�, swoje d�ugie w�osy nosi� zwi�zane ciemn� jedwabn� wst��k� w kr�tki kucyk. Ruchy mia� powolne i gibkie. Menchu zmierzy�a go taksuj�cym spojrzeniem, po czym umoczy�a usta w oszronionym kieliszku martini. Na jej twarzy malowa�a si� duma posiadaczki. Max by� jej najnowszym kochankiem. - Czyste quattrocento - powt�rzy�a, smakuj�c r�wnocze�nie s�owa i drinka. - Nie kojarzy ci si� z cudownymi br�zami w�oskimi? Julia przytakn�a niech�tnie. By�y starymi przyjaci�kami, ale nie przestawa�o jej dziwi�, jak �atwo Menchu wprowadza rozmaite dwuznaczno�ci w �wiat poj�� artystycznych. - Kt�rykolwiek z tych br�z�w, my�l� o orygina�ach, wyni�s�by ci� taniej. Menchu za�mia�a si� cynicznie. - Taniej ni� Max...? Co do tego nie ma w�tpliwo�ci - westchn�a z emfaz� i rozgryz�a oliwk� z martini. - W ka�dym razie Micha� Anio� rze�bi� ich w stroju Adama. Nie musia� ich ubiera� kart� American Express. - Nikt ci� nie zmusza, �eby� podpisywa�a jego rachunki. - Ot i ca�a kaba�a, kotek - w�a�cicielka galerii zatrzepota�a powiekami z teatraln� lubo�ci�. - W�a�nie, nikt mnie nie zmusza. Te rzeczy. I dopi�a swojego drinka, podnosz�c przy tym z minoderi� ma�y palec, co by�o z jej strony umy�ln� prowokacj�. Zbli�a�a si� ju� do pi��dziesi�tki i by�a zdania, �e ka�dy zak�tek �wiata kipi seksem, nawet najsubtelniejsze detale dzie� sztuki. Mo�e dlatego w stosunku do m�czyzn nieodmiennie manifestowa�a t� sam� wyrachowan�, zaborcz� natur�, co podczas wyceniania warto�ci malarskiego dzie�a. O w�a�cicielce galerii Roch znajomi powiadali, �e nie przepu�ci�a �adnej okazji, by zaw�adn�� interesuj�cym j� obrazem, m�czyzn� lub dzia�k� kokainy. Ci�gle mog�a uchodzi� za kobiet� atrakcyjn�, aczkolwiek nie potrafi�a ukry� tego, co w kontek�cie jej wieku Cesar okre�la� zjadliwie jako "anachronizm estetyczny". Menchu opiera�a si� staro�ci mi�dzy innymi dlatego, �e ta jej si� wcale nie podoba�a. I jakby na przek�r samej sobie epatowa�a wyrachowan� wulgarno�ci�, r�wnie� w doborze makija�u, stroj�w i kochank�w. Co wi�cej, chc�c utwierdzi� si� w przekonaniu, �e ka�dy marszand czy antykwariusz to po prostu wykwalifikowany �ajdak, czasami a� k�u�a w oczy nieokrzesaniem, rozmy�lnie wprawia�a w zak�opotanie swoich rozm�wc�w i publicznie szydzi�a z ca�ego, b�d� co b�d� zamkni�tego, �rodowiska zawodowego, w jakim si� obraca�a. Che�pi�a si� tym ze swobod� r�wn� tej, z jak� utrzymywa�a, �e najdzikszy orgazm w �yciu prze�y�a kiedy� uprawiaj�c masturbacj� przed skatalogowan� i numerowan� reprodukcj� Dawida Donatella. O powy�szym epizodzie Cesar z niemal kobiecym okrucie�stwem mawia�, �e by�o to jedyne �wiadectwo naprawd� dobrego gustu, jakim Menchu Roch mog�a si� w �yciu pochwali�. - Co robimy z van Huysem? - spyta�a Julia. Menchu raz jeszcze przyjrza�a si� odbitkom le��cym na stole pomi�dzy jej kieliszkiem a kaw� przyjaci�ki. z umalowanymi na niebiesko oczami Menchu korespondowa�a r�wnie� niebieska przykr�tka sukienka. Bez jakiegokolwiek podtekstu Julii przysz�o do g�owy, �e ze dwadzie�cia lat temu Menchu musia�a by� naprawd� �adna. Przynajmniej w niebieskim. - Nie wiem jeszcze - odpar�a w�a�cicielka galerii. - U Claymore'a s� sk�onni wystawi� go w obecnym stanie... Trzeba by sprawdzi�, czy ten napis nie podniesie jego warto�ci. - Masz poj�cie? - Cudowna sprawa. Przypadkiem trafi�o ci si� jak �lepej kurze ziarno. - Pogadaj z w�a�cicielem. Menchu wsun�a zdj�cia do koperty i skrzy�owa�a nogi, Dwaj m�odzie�cy, popijaj�cy aperitif przy s�siednim stoliku, oczami znawc�w zlustrowali ukradkiem jej opalone uda. Julia a� wzdrygn�a si� pe�na oburzenia. Zabawne by�o patrze�, jak Menchu z rozmys�em dozuje swoje efekty specjalne przeznaczone dla m�skiej publiczno�ci, ale chwilami te jej manewry ociera�y si� o przesad�. Zdecydowanie - tu Julia zerkn�a na kwadratow� omeg�, kt�r� nosi�a po wewn�trznej stronie lewej r�ki - nie by�a to pora na eksponowanie bielizny. - W�a�ciciel nie jest problemem - przekonywa�a Menchu. - To uroczy staruszek na w�zku. Jak si� dowie, �e odkrywaj�c napis podnios�y�my warto�� obrazu, z pewno�ci� wpadnie w zachwyt... Ma natomiast bratanic� z m�em, i to s� pijawki. Max dalej rozmawia� przy barze, ale �wiadom swoich obowi�zk�w co chwila odwraca� si� i posy�a� im wspania�y u�miech. Kto tu m�wi o pijawkach - pomy�la�a Julia, ale zachowa�a komentarz dla siebie. Wprawdzie dla Menchu nie mia�o to istotnego znaczenia, w sprawach m�skich zawsze wykazywa�a si� przecie� niespotykanym cynizmem, lecz Julia dobrze pojmowa�a si�� konwenansu i nie �mia�aby posun�� si� za daleko. - Do aukcji zosta�y dwa miesi�ce - rzek�a, nie zwracaj�c uwagi na Maxa. - To naprawd� ostatni moment, �ebym zd��y�a zdj�� werniks, ods�oni� napis i na�o�y� werniks na nowo... - tu zamy�li�a si� na chwil�. - Dalej, trzeba zgromadzi� dokumentacj� na temat samego obrazu i jego postaci, napisa� raport, to te� swoje potrwa. Zgod� w�a�ciciela musz� mie� natychmiast. Menchu skin�a g�ow�. Wiedzia�a, �e s� obszary, gdzie frywolno�� trzeba odstawi� na bok, w sprawach zawodowych by�a przebieg�a jak lis. W tej transakcji pe�ni�a rol� po�rednika, bo w�a�ciciel van Huysa nie mia� zielonego poj�cia o mechanizmach rynku. To ona pertraktowa�a z madryck� fili� domu aukcyjnego Claymore. - Zadzwoni� do niego jeszcze dzi�. Nazywa si� don Manuel, ma siedemdziesi�t lat i uwielbia, jak powiedzia�, rozmawia� z �adn� dziewczyn�, kt�ra tak si� zna na interesach. Julia zauwa�y�a, �e chodzi o co� jeszcze. Je�eli ods�oni�ty napis ��czy� si� jako� z histori� przedstawionych na obrazie postaci, Claymore to wykorzysta i podniesie cen� wywo�awcz�. Mo�e Menchu mog�aby zdoby� dodatkow� dokumentacj�. - Raczej nie - w�a�cicielka galerii wysili�a pami��, krzywi�c przy tym usta. - Wszystko da�am ci razem z obrazem, wi�c sama kombinuj, kobieto. Mo�esz si� wykaza�. Julia otworzy�a torebk� i d�u�ej ni� zwykle szpera�a w poszukiwaniu paczki papieros�w. Wreszcie powoli wydoby�a jednego i popatrzy�a na przyjaci�k�. - Mog�yby�my zwr�ci� si� do Alvara. Menchu a� unios�a brwi ze zdumienia. W�a�ciwie mog�a powiedzie�, �e skamienia�a jak �ona Noego czy Lota, czy jak�e� si� nazywa� ten kretyn, kt�remu sprzykrzy�o si� w Sodomie... A mo�e zamieni�a si� w s�up soli. Jak tam by�o, tak tam by�o, niewa�ne. - Tu� mnie zabi�a, kole�anko - a� zachryp�a nieco z ekscytacji. Zwietrzy�a niez�e emocje. - Bo Alvaro i ty... Zawiesi�a g�os z wyrazem nag�ego, wystudiowanego zaniepokojenia na twarzy. Zawsze przybiera�a tak� min�, gdy w gr� wchodzi�y przesadnie, jej zdaniem, zawik�ane problemy sercowe innych os�b. Julia m�nie wytrzyma�a jej spojrzenie. - Nie znamy lepszego historyka sztuki - powiedzia�a tylko. - Tu nie chodzi o mnie, ale o obraz. Po chwili widocznego g��bokiego namys�u Menchu skin�a g�ow�. Jasne, to sprawa Julii. Sprawa jak najbardziej intymna, "kochany pami�tniku", te rzeczy. Ale na jej miejscu nie �adowa�aby si� w to. Jak mawia ta stara ciota Cesar, in dubio pro reo3. Czy mo�e in pluvio4? - Mo�esz by� pewna, �e wyleczy�am si� z Alvara. - Z niekt�rych cierpie�, s�onko, nie spos�b si� wyleczy�. Dopiero rok min��, zapomnij. Znam ten b�l. Julia u�miechn�a si� kpi�co do samej siebie, na pr�no usi�uj�c to ukry�. Rzeczywi�cie mija� rok, od kiedy Alvaro i ona zerwali d�ugotrwa�y zwi�zek. Menchu by�a wprowadzona w szczeg�y, sama zreszt� przy jakiej� okazji wyg�osi�a (nie pytana) w�asn� prognoz�, nazywaj�c rzeczy po imieniu. Powiedzia�a wtedy chyba, �e w ostatecznym rozrachunku, kobieto, �onaty m�czyzna zawsze zostanie przy swojej �lubnej. Bo po latach na przemian prania gaci i rodzenia kolejnych bachor�w ka�da postanawia walczy�. "A oni ju� tacy s� - perorowa�a Menchu z nosem zanurzonym w kresk� koki, poci�gaj�c raz po raz - w g��bi duszy potwornie lojalni. (Snif.) Skurwiele". Julia wypu�ci�a z ust spory k��b dymu i zaj�a si� resztk� swojej kawy. Pi�a powoli, uwa�aj�c, �eby ani kropla nie skapn�a z fili�anki. To by�o bardzo nieprzyjemne zerwanie, gorzkie s�owa, trzask drzwiami. B�l powraca� przy byle wspomnieniu. A tak�e za ka�dym razem, kiedy - trzy, mo�e cztery razy - przypadkowo spotka�a Alvara na jakim� wyk�adzie czy w muzeum. Zdobywali si� w�wczas na szczyty elegancji - "�adnie wygl�dasz, uwa�aj na siebie" i tym podobne. Zasadniczo obydwoje uwa�ali si� za ludzi cywilizowanych, kt�rych - wyj�wszy pewien epizod z przesz�o�ci - ��czy� obiektywny przedmiot pracy, czyli sztuka. S�owem, ludzie �wiatowi. Doro�li. Zauwa�y�a, �e Menchu obserwuje j� z niezdrowym zainteresowaniem i zapewne a� oblizuje si� na sam� my�l o kolejnych mi�osnych intrygach, w kt�rych b�dzie mog�a macza� palce jako doradczyni w sprawach taktyki. W�a�cicielka galerii nie mog�a darowa� przyjaci�ce, �e ta po zerwaniu z Alvarem prze�y�a zaledwie kilka sporadycznych, nie wartych plotki przyg�d: "Popadasz w ascez�, kotek - wk�ada�a jej do g�owy. - Z nud�w mo�na umrze�. Musi ci� znowu porwa� nami�tno��, otch�a� nami�tno�ci"... Z tego punktu widzenia zatem ledwie wzmianka o Alvarze rysowa�a na horyzoncie interesuj�ce mo�liwo�ci rozwoju sytuacji. Julia by�a tego �wiadoma, ale nie mia�a za z�e przyjaci�ce. Menchu to Menchu, od zarania taka jest. Przyjaci� si� nie wybiera, to oni wybieraj� ciebie i albo ich odrzucisz, albo przyjmiesz z dobrodziejstwem inwentarza. Tego te� nauczy� j� Cesar. Z papierosa zosta� nik�y niedopa�ek, wi�c zdusi�a go w popielniczce i zwr�ci�a si� do Menchu z wymuszonym u�miechem. - Alvaro nie jest istotny. Tak naprawd� �wieka zabi� mi van Huys - zawaha�a si� chwil�, szukaj�c odpowiednich s��w, �eby wyrazi� niezbyt jeszcze jasne my�li. - Co� w tym obrazie wykracza poza norm�. Menchu wzruszy�a oboj�tnie ramionami, jakby duma�a nad czym� innym. - Wyluzuj si�, male�ka. Obraz to tylko p��tno czy drewno, farba i werniks... Liczy si� to, co zostanie w portfelu z chwil�, gdy ten obraz zmieni w�a�ciciela - zerkn�a na szerokie ramiona Maxa i zatrzepota�a powiekami z zadowoleniem. - A ca�a reszta to anegdotki. Przez ca�y sp�dzony wsp�lnie okres Julia uwa�a�a, �e Alvaro odpowiada naj�ci�lej stereotypowi historyka sztuki. Swoim wygl�dem i strojem jeszcze utwierdza� j� w tym przekonaniu: o mi�ym wejrzeniu, pod czterdziestk�, angielskie marynarki w pepitk�, trykotowe krawaty. Na domiar pali� fajk�, co by�o szczytem szczyt�w. Do tego stopnia, �e kiedy ujrza�a go wtedy pierwszy raz w auli - wyk�ad mia� tytu� Sztuka a cz�owiek - dobry kwadrans min��, nim zdo�a�a skupi� si� na wyg�aszanych przeze� s�owach, bo nie mog�a pogodzi� si� z tym, �e kto� o wygl�dzie tak m�odziutkiego profesora mo�e by� w�a�nie profesorem. I p�niej, kiedy po�egna� si� do nast�pnego tygodnia i wszyscy wyszli na korytarz, podesz�a do niego jak gdyby nigdy nic, w pe�ni �wiadoma tego, co nast�pi: powt�rka z odwiecznego, niezbyt oryginalnego schematu, typowy uk�ad profesor-studentka, wszystko z g�ry wiadomo, jeszcze zanim Alvaro obr�ci� si� na pi�cie od drzwi i pierwszy raz u�miechn�� do Julii. W ca�ej tej historii - tak to przynajmniej postrzega�a, kiedy rozwa�a�a wszystkie za i przeciw - by�a jaka� nieuchronno��, cudownie klasyczny fatalizm rozpisany przez Los. Ten punkt widzenia poci�ga� j� szczeg�lnie od czas�w szkolnych, kiedy to prze�o�y�a z greckiego rodzinne intrygi genialnego Sofoklesa. Gdy p�niej postanowi�a poruszy� �w temat z Cesarem, antykwariusz, kt�ry od lat by� jej konfidentem w sprawach sercowych - pierwszy raz wyst�pi� w tej roli, gdy Julia nosi�a jeszcze warkoczyki i podkolan�wki - wzruszy� jedynie ramionami i umy�lnie niedba�ym tonem zjecha� t� wy�wiechtan� histori�, przerobion� ju�, kochanie, w trzystu dr�twych powie�ciach i tylu� filmach, zw�aszcza (pogardliwy grymas) francuskich i ameryka�skich: "Przyznasz, ksi�niczko, �e w tym �wietle temat nabiera cech wr�cz szkaradnych"... Tylko tyle, nic wi�cej. Ze strony Cesara nie us�ysza�a ani ostrych wym�wek, ani ojcowskich rad, kt�re zreszt�, o czym doskonale oboje wiedzieli, na nic by si� nie zda�y. Cesar nie mia� dzieci i zanosi�o si�, �e tak b�dzie zawsze, ale posiada� dar przydatny w podobnych sytuacjach. W kt�rym� momencie swojego �ycia antykwariusz nabra� pewno�ci, �e nikt nie potrafi uczy� si� na cudzych b��dach i �e w konsekwencji jedyne, co mo�e zrobi� szanuj�cy si� opiekun - w obecnym przypadku on sam - to usi��� obok swojej podopiecznej, wzi�� j� za r�k� i �yczliwie wys�ucha� historii o kolejnych uniesieniach i cierpieniach, a m�dra natura niech tymczasem prowadzi sw� nieuchronn� gr�. - W kwestiach sercowych, ksi�niczka- mawia� Cesar - me wolno dawa� rad ani podsuwa� rozwi�za�... Co najwy�ej czyst� chusteczk� w stosownym momencie. I tak w�a�nie post�pi�, kiedy nadszed� koniec, kiedy przybieg�a do niego noc�, z mokrymi w�osami, b��dnym wzrokiem lunatyka, i usn�a mu na kolanach. Jednak do tamtego pierwszego spotkania na korytarzu wydzia�u dosz�o znacznie, znacznie wcze�niej. Nie by�o istotniejszych odst�pstw od z g�ry wiadomego scenariusza. Rytua� dokona� si� wedle z dawna ustalonych, przewidywalnych regu�, aczkolwiek przyni�s� nadspodziewanie zadowalaj�ce efekty. Julia mia�a ju� za sob� kilka przyg�d, ale kt�rego� wieczoru, kiedy pierwszy raz znalaz�a si� z Alvarem w szerokim ��ku hotelowym, r�wnie� pierwszy raz w �yciu poczu�a potrzeb� wypowiedzenia tych bolesnych, bezwstydnych s��w "kocham ci�". S�ucha�a siebie w zdumieniu i szcz�ciu, s�ucha�a tych s��w, kt�rych dot�d nigdy nie mia�a zamiaru wyg�asza�, a teraz dobiega�y z jej ust przybrane w nieznany, j�kliwy albo p�aczliwy ton. Rano, gdy przebudzi�a si� z nosem wtulonym w pier� Alvara, ukradkiem odgarn�a w�osy z twarzy i przyjrza�a si� jego �pi�cemu profilowi, wyczuwaj�c jednocze�nie policzkiem puls jego serca. A kiedy wreszcie otworzy� oczy, napotka� wzrokiem jej spojrzenie i u�miechn�� si�, Julia z absolutn� pewno�ci� zrozumia�a, �e go kocha. Zrozumia�a te�, �e kiedy� b�dzie mia�a innych kochank�w, ale z �adnym nie do�wiadczy tego, co czu�a w tym momencie. W ko�cu dwadzie�cia osiem miesi�cy p�niej, prze�ytych intensywnie co do dnia, przysz�a chwila gorzkiego przebudzenia z tej mi�o�ci i Julia prosi�a Cesara, �eby wyj�� z kieszeni swoj� s�ynn� chusteczk�. "T� straszliw� chusteczk� - powt�rzy� z w�a�ciw� sobie teatraln� emfaz� antykwariusz, na po�y �artobliwie, ale i z�owieszczo jak Kasandra - chusteczk�, kt�r� potrz�samy, �eby po�egna� si� na zawsze..." W skr�cie tak wygl�da�a ca�a historia. Rok wystarczy�, by zaleczy� rany, ale wspomnienia zosta�y. Prawd� m�wi�c, Julia nie zamierza�a si� ich wyzbywa�. Wcze�nie doros�a, nabieraj�c przy tym przekonania - kt�re bez kompleks�w wpoi�a sobie dzi�ki naukom Cesara - �e �ycie jest jak droga restauracja, gdzie zawsze na koniec podsuwaj� ci rachunek, co wcale nie oznacza konieczno�ci zapomnienia o delicjach, kt�rych si� wcze�niej kosztowa�o. Teraz zn�w o tym my�la�a, obserwuj�c, jak Alvaro rozk�ada ksi��ki na stole i robi notatki na kwadratowych fiszkach z bia�ego brystolu. Fizycznie prawie si� nie zmieni�, cho� tu i �wdzie pojawi�y si� �lady siwizny. Oczy wci�� mia� spokojne i inteligentne. Niegdy� kocha�a te oczy i te smuk�e d�ugie d�onie zako�czone okr�g�ymi g�adkimi paznokciami. Patrzy�a, jak przesuwa palcami stronice, jak trzyma wieczne pi�ro, i nieoczekiwanie odezwa�a si� w niej melancholia. Po kr�tkiej analizie Julia uzna�a ten odruch za ca�kowicie zrozumia�y. Dawne uczucia wprawdzie wygas�y na zawsze, ale przecie�, te d�onie pie�ci�y kiedy� jej cia�o. Na jej sk�rze pozostawi� sw�j �lad ka�dy, najmniejszy nawet gest Alvara, jego dotyk i ciep�o. Kolejne romanse nie by�y w stanie ich zatrze�. Zdo�a�a opanowa� wzruszenie. Za nic w �wiecie nie chcia�aby teraz da� si� omota� nostalgii. Ta kwestia zreszt� nie mia�a zasadniczego znaczenia - przecie� nie przysz�a tu grzeba� si� we wspomnieniach - dlatego skupi�a uwag� na s�owach swojego eks-narzeczonego, nie za� na nim samym. Pierwsze pi�� minut musia�o by� k�opotliwe. Alvaro spogl�da� na ni� zamy�lony, usi�uj�c odgadn��, jak wielkiej wagi rzecz przywiod�a j� do niego po tylu miesi�cach. Po chwili, odpr�ony i uprzejmy, ju� u�miecha� si� �yczliwie jak stary przyjaciel albo kolega po fachu, got�w przyj�� jej z pomoc�. Tak dobrze zna�a jego profesjonalny spok�j, milczenie przerywane co chwila wypowiadanymi po cichu rzeczowymi uwagami. Tylko raz (wyj�wszy moment zdziwienia tu� na pocz�tku) dostrzeg�a w jego oczach cie� niepewno�ci, kiedy wy�uszcza�a mu problem z obrazem. Przemilcza�a jedynie kwesti� ukrytego napisu, jako �e obydwie z Menchu postanowi�y na razie trzyma� ten fakt w tajemnicy. Alvaro potwierdzi�, �e zna dobrze malarza, obraz i epok�, w kt�rej powsta�, nie mia� tylko poj�cia, �e dzie�o b�dzie wystawione na sprzeda� i �e Julii powierzono jego odrestaurowanie. Zapewni�, �e nie musi si� podpiera� kolorowymi zdj�ciami, kt�re przynios�a Julia, ma wiedz� o tamtych czasach i przedstawionych na obrazie osobisto�ciach. M�wi�c to, sun�� palcem wskazuj�cym po kartkach starej historii �redniowiecza w poszukiwaniu daty, skupiony i pozornie oboj�tny wobec ��cz�cej ich niegdy� za�y�o�ci, kt�r� Julia niemal wyczuwa�a w powietrzu, jakby to by� ca�un jakiej� zjawy. Mo�e on ma identyczne wra�enie - pomy�la�a. - Kto wie, mo�e ona sama wydaje mu si� ju� zbyt odleg�a, oboj�tna? - Sp�jrz, tu go masz - odezwa� si� nagle i Julia uczepi�a si� zmys�ami tego g�osu, jak ton�cy chwyta si� kawa�ka deski, konstatuj�c z ulg�, �e nie jest w stanie robi� dw�ch rzeczy naraz: wspomina� dawnego Alvara i s�ucha� go w tej chwili. Bez trudu przegna�a precz nostalgi�, a ukojenie na jej twarzy musia�o by� rzeczywi�cie ogromne, skoro Alvaro a� uni�s� brwi ze zdumienia. Zaraz jednak powr�ci� do trzymanej w r�ku ksi��ki. Julia zerkn�a na tytu�: Szwajcaria, Burgundia i Niderlandy w XIV i XV stuleciu. - Patrz - Alvaro wskaza� jakie� nazwisko w tek�cie, po czym przesun�� palec na zdj�cie obrazu, kt�re Julia po�o�y�a obok na stole. - FERDINANDUS OST. D. to rodzaj wizyt�wki tego gracza w czerwonym, po lewej stronie. Van Huys namalowa� Partie szach�w w 1471 roku, wi�c nie mo�emy mie� �adnych w�tpliwo�ci. To Ferdynand Altenhoffen, ksi��� Ostenburga, Ostenhurgensis Dux, urodzony w 1435 roku, a zmar�y w... Tak, w 1474. Kiedy pozowa� do obrazu, mia� ze trzydzie�ci pi�� lat. Julia wzi�a fiszk� ze sto�u i zanotowa�a te dane. - Gdzie le�a� Ostenburg?... W Niemczech? Alvaro potrz�sn�� g�ow� i otworzy� atlas historyczny. - Ostenburg by� ksi�stwem, kt�re pokrywa�o si� mniej wi�cej z Rodowingi� Karola Wielkiego... Le�a� tu, na pograniczu francusko-niemieckim, mi�dzy Luksemburgiem a Flandri�. Przez ca�y pi�tnasty i szesnasty wiek ksi���ta ostenburscy usi�owali zachowa� niezale�no��, ale najpierw ich domen� wch�on�a Burgundia, a p�niej Austria cesarza Maksymiliana. Dynastia Altenhoffen�w wygas�a w�a�nie wraz z tym Ferdynandem, ostatnim ksi�ciem Ostenburga, kt�ry na obrazie gra w szachy... Jak chcesz, mog� zrobi� ci odbitki. - B�d� wdzi�czna. - Nie ma sprawy. - Alvaro usiad� wygodnie w fotelu, z szuflady biurka wyj�� puszk� z tytoniem i przyst�pi� do nabijania fajki. - Rzecz jasna, dama ko�o okna, podpisana BEATRIX BURG. OST. D., to nie kto inny, jak Beatrycze Burgundzka, ksi�na ma��onka. Widzisz?... Beatrycze wysz�a za Ferdynanda Altenhoffena w 1464 roku, gdy mia�a dwadzie�cia trzy lata. - Z mi�o�ci? - Julia u�miechn�a si� zagadkowo, patrz�c na fotografi�. Na twarzy Alvara te� pojawi� si� nieco wymuszony u�miech. - Niewiele �lub�w w tym �rodowisku zawierano z mi�o�ci... Tym ma��e�stwem wuj Beatrycze, ksi��� Burgundii Filip Dobry, chcia� zawi�za� z Ostenburgiem sojusz wymierzony przeciwko Francji, kt�ra mia�a apetyt na obydwa ksi�stwa - przyjrza� si� zdj�ciom i wsun�� fajk� w z�by. - Ferdynand Ostenburski mia� szcz�cie, bo Beatrycze by�a akurat bardzo pi�kna. Tak przynajmniej podaj� Roczniki burgundzkie Nicolasa Flavina, najwa�niejszego kronikarza tamtej epoki. Tw�j van Huys chyba podziela t� opini�. O ile mi wiadomo, malowano j� ju� wcze�niej, bo Pijoan wspomina dokument, z kt�rego wynika, �e van Huys by� czas jaki� nadwornym malarzem Ostenburga... Ferdynand Altenhoffen przyznaje mu w 1463 roku pensj� roczn� w wysoko�ci stu funt�w, z czego po�ow� dostawa� na �wi�tego Jana, a drug� na Bo�e Narodzenie. W tym samym dokumencie pojawia si� zlecenie namalowania portretu Beatrycze, kt�ra w�wczas by�a dopiero zar�czona z ksi�ciem, bien au vif5. - Jest jeszcze jaka� wzmianka? - I to niejedna. Van Huys osi�gn�� bardzo wa�n� pozycj� - Alvaro wyci�gn�� teczk� z kartoteki. - Jean Lemaire, w swojej Couronne Margaridique, napisanej na cze�� gubernatorowej Niderland�w Ma�gorzaty Austriaczki, wspomina Pierre'a z Brugii (czyli van Huysa), Hughesa z Gandawy (van der Goesa) i Dietrica z Leuven (Dietrica Boutsa), kt�rych wymienia jednym tchem obok kr�la malarzy flamandzkich Johannesa (czyli van Eycka). W poemacie czytamy dos�ownie: Pierre de Brugge, qui tant eut les traits utez, "co mia� tak czyst� kresk�"... Te s�owa napisano dwadzie�cia pi�� lat po �mierci van Huysa - przejrza� uwa�nie dokumentacj�. - Ale masz i wzmianki starsze. Na przyk�ad w inwentarzu Kr�lestwa Walencji stoi, �e Alfons V Szczodry posiada� dzie�a van Huysa, van Eycka i innych zachodnich mistrz�w, wszystkie zreszt� zaginione...W 1454 roku Bartolomeo Fazio, bliski krewny Alfonsa V, w ksi�dze De viribus illustris, pisze o nim Pietrus Husyus, insignis pictor6. Inni autorzy, g��wnie W�osi, nazywaj� go Magistro Piero van Hus,pictori in Brugia. Dalej, Guido Rasofalco w 1470 roku o jego obrazie, kt�ry te� nie zachowa� si� do naszych czas�w, mianowicie o Ukrzy�owaniu, wspomina, s�owami Opera buona di mano di un chiamato Piero di Juys, pictor famoso in Fiandra7. Z kolei inny w�oski autor, tym razem anonimowy, o zachowanym do dzi� obrazie van Huysa Rycerz i diabe� pisze A magistro Pietrus Juisus magno et famoso flandesco fuit depictum8... Dodajmy do tego, �e w wieku szesnastym wspominaj� o nim Guicciardini i van Mander, a w dziewi�tnastym James Weale w swoich ksi��kach o wielkich mistrzach flamandzkich - zebra� fiszki, wsun�� ostro�nie do teczki i odstawi� j� do kartoteki. Nast�pnie zag��bi� si� w fotelu i popatrzy� z u�miechem na Juli�. - Zadowolona? - I to jak - dziewczyna przegl�da�a �wie�o porobione notatki. Po chwili podnios�a g�ow�, odgarn�a w�osy z oczu i popatrzy�a zaciekawiona na Alvara. - Mo�na by pomy�le�, �e� si� wcze�niej przygotowa� do wyk�adu... Jestem normalnie pora�ona. Przez twarz profesora przemkn�� u�miech. Nie �mi�c spojrze� Julii w oczy, Alvaro wbi� wzrok w jedn� z le��cych na stole fiszek. - Na tym polega moja praca - odrzek� ni to w zamy�leniu, ni to wymijaj�co. Nie wiedz�c za bardzo dlaczego, Julia poczu�a si� skr�powana. - Czyli �e ci�gle jeste� w tej swojej pracy �wietny... - spogl�da�a na niego przez par� sekund z ciekawo�ci�, po czym wr�ci�a do notatek. - Mamy sporo wzmianek o autorze i dw�ch postaciach... - pochyli�a si� nad reprodukcj� obrazu i po�o�y�a palec na drugim graczu. - Pozostaje ten. Alvaro, zaj�ty nabijaniem fajki, przez chwil� nie odpowiada�, marszczy� tylko czo�o. - Trudno go precyzyjnie zidentyfikowa� - powiedzia� wreszcie, wypuszczaj�c z ust k��b dymu. - Napis nie jest szczeg�lnie klarowny, aczkolwiek mo�na tu wysun�� pewn� hipotez�: RUTGIER AR. PREUX... - zamilk� i zapatrzy� si� w cybuch fajki, jakby tam spodziewa� si� znale�� potwierdzenie w�asnych s��w. - Rutgier mo�e oznacza� Roger, Rogelio albo Rugiero, to imi� mia�o w owym czasie z dziesi�� wariant�w... Je�eli Preux to nazwisko albo zawo�anie rodowe, w�wczas stoimy w �lepym zau�ku, poniewa� kroniki nie wspominaj� o jakimkolwiek cz�owieku nazwiskiem Preux, kt�ry by si� zapisa� w dziejach czym� istotnym. Ale s�owa preux u�ywano w p�nym �redniowieczu tak�e jako przymiotnika czy wr�cz rzeczownika na oznaczenie kogo� odwa�nego, rycerskiego. We�my chocia�by dwa znane przyk�ady; tak w�a�nie okre�lano Lancelota i Rolanda... We Francji i w Anglii podczas pasowania na rycerza przypominano formu��: soyez preux, czyli: b�d� wierny, �mia�y. Tym zaszczytnym tytu�em m�g� si� mieni� sam kwiat rycerstwa. Nie zdaj�c sobie z tego sprawy, Alvaro popad� w ton dobitny, wr�cz mentorski, jak zwykle, gdy rozmowa toczy�a si� wok� zagadnie� zwi�zanych z jego specjalizacj�. Dla Julii by�a to do�� k�opotliwa �wiadomo��, bo budzi�a w niej wspomnienia, odegnane kiedy� skrupu�y w zwi�zku z uczuciem, kt�re zago�ci�o dawno temu w jej prywatnym czasie, w jej przestrzeni, odcisn�o si� trwale na jej charakterze. Okruchy innego �ycia, innej nami�tno�ci, starannie podminowanej i zniszczonej, odes�anej precz jak ksi��ka na najwy�sz� p�k�, �eby tam pokry� j� kurz. Nami�tno�ci, kt�ra jednak ci�gle si� odzywa�a. S� sposoby, by�a pewna, �eby si� przed tym obroni�. Skupi� my�li wy��cznie na sprawach bie��cych. M�wi�, domaga� si� szczeg��w, cho�by i niepotrzebnych. Nachyla� si� nad sto�em, niby po to, �eby porobi� nowe notatki. Uwierzy�, �e obok stoi zupe�nie inny Alvaro, co w pewnym sensie by�o prawd�. Wm�wi� sobie, �e tamto wydarzy�o si� w odleg�ej epoce, dawno temu i gdzie indziej. Zachowywa� si�, czu�, jakby wspomnienia dotyczy�y nie ich obydwojga, a innych os�b, o kt�rych kiedy� si� us�ysza�o, ale kt�rych los by� im ca�kowicie oboj�tny. Wyj�ciem z sytuacji mog�o by� zapalenie papierosa, czego Julia nie omieszka�a zrobi�. Tytoniowy dym w p�ucach przywr�ci� jej wewn�trzn� r�wnowag�, pozwoli� nieco zoboj�tnie�. Powolny, mechaniczny rytua� palenia przyni�s� jej wyra�ne odpr�enie. Wreszcie zwr�ci�a si� do Alvara gotowa do dalszej rozmowy. - Zatem jaka to hipoteza? - g�os zabrzmia� przekonuj�co, co znacznie j� uspokoi�o. - Z tego, co widz�, je�li Preux nie jest nazwiskiem, mo�e klucza musimy szuka� w skr�cie AR. Alvaro skin�� g�ow�. Spowity fajkowym dymem przewraca� kartki innej ksi��ki, a� trafi� na w�a�ciwe miejsce. - Sp�jrz tu. Roger d'Arras, urodzony w 1431, w tym samym roku, kiedy Anglicy spalili Joann� d'Arc w Rouen. Jego rodzina jest spokrewniona z panuj�cymi we Francji Walezjuszami, sam przyszed� na �wiat na zamku Bellesang, po�o�onym bardzo blisko ksi�stwa Ostenburg. - Czyli to mo�e chodzi� o drugiego gracza? - Mo�e. AR. by�oby oczywistym skr�tem od Arras. A Roger d'Arras, rzecz potwierdzona we wszystkich kronikach z epoki, walczy w wojnie stuletniej u boku kr�la Francji Karola VII. Widzisz...? Uczestniczy w odbiciu z r�k Anglik�w Normandii i Gujenny, w 1450 bierze udzia� w bitwie pod Formigny, a trzy lata p�niej pod Castillon. Sp�jrz na rycin�. Mo�e to kt�ry� z nich, na przyk�ad ten �o�nierz w opuszczonej przy�bicy, kt�ry w ogniu potyczki podaje swojego konia kr�lowi francuskiemu, pozbawionemu w�a�nie wierzchowca, a sam dalej walczy pieszo... - Zaskakujesz mnie, profesorze - patrzy�a, nie kryj�c zdziwienia. - C� za malownicza wizja wojaka w bitwie... Zawsze m�wi�e�, �e wyobra�nia to nowotw�r na zdrowej tkance prawdy historycznej. Alvaro wybuch� szczerym �miechem. - Um�wmy si�, �e to moja licentia academica specjalnie dla ciebie. Trudno zapomnie�, �e uwielbiasz wychodzi� poza suche fakty. Pami�tam, �e kiedy obydwoje... Zamilk�, skonsternowany. Na d�wi�k jego s��w Julia spochmurnia�a. Wspomnienia by�y tym razem zdecydowanie nie na miejscu. Alvaro widz�c to, zacz�� si� wycofywa�. - Przepraszam - szepn��. - Nie szkodzi. - Julia zdusi�a papierosa w popielniczce, parz�c sobie przy tym opuszki palc�w. - W gruncie rzeczy to moja wina - popatrzy�a na niego pogodniejszym wzrokiem. - I co z naszym wojakiem? Z widoczn� ulg� Alvaro zapu�ci� si� na ten teren. Roger d'Arras, wyja�nia�, to nie byle wojak, mia� du�o wi�cej przymiot�w. By� na przyk�ad zwierciad�em cn�t rycerskich. Wzorcem �redniowiecznego szlachcica. W wolnych chwilach poet� i muzykiem. Bardzo cenionym na dworze swych kuzyn�w Walezjuszy. Tak wi�c Preux pasowa�oby tu jak ula�. - A jakie� zwi�zki z szachami? - �r�d�a milcz� na ten temat. Podniecona opowie�ci� Julia robi�a kolejne notatki. Nagle przerwa�a i spojrza�a na Alyara. - Jednego nie rozumiem - rzek�a, przygryzaj�c koniec d�ugopisu - co w takim razie robi Roger d'Arras na obrazie van Huysa, w dodatku graj�c w szachy z ksi�ciem Ostenburga? Wyra�nie zak�opotany Alvaro poruszy� si� w fotelu, jakby targni�ty nag�� w�tpliwo�ci�. Ssa� fajk�, wpatrywa� si� w �cian� za plecami Julii i najwidoczniej toczy� jak�� walk� wewn�trzn�. W ko�cu rozchyli� usta w nie�mia�ym u�miechu. - Nie mam poj�cia, co on tam robi poza tym, �e gra w szachy. - Uni�s� d�onie, daj�c do zrozumienia, �e tu jego wiedza si� ko�czy, Julia jednak by�a pewna, �e patrzy na ni�, jakby chcia� j� o czym� uprzedzi�, tyle �e wci�� nie umie ubra� w s�owa jakiego� t�uk�cego mu si� po g�owie pomys�u. - Wiem natomiast - odezwa� si� wreszcie - a wiem to, poniewa� przeczyta�em w ksi��kach, ot� wiem, �e Roger d'Arras nie zmar� we Francji, a w Ostenburgu. - Po chwilowym wahaniu wskaza� palcem zdj�cie obrazu. - Zwr�ci�a� uwag� na dat� powstania dzie�a? - Tysi�c czterysta siedemdziesi�ty pierwszy - odpar�a zaintrygowana. - Dlaczego? Alvaro wypu�ci� z ust dym i jaki� suchy d�wi�k, przypominaj�cy urwany �mieszek. Teraz wpatrywa� si� w Juli�, jak gdyby chcia� w jej oczach wyczyta� odpowied� na pytanie, kt�rego nie o�miela� si� zada�. W ko�cu przem�wi�. - Jedna rzecz si� nie zgadza. Albo data jest b��dna, albo �wczesne kroniki k�ami�, albo ten rycerz to nie jest Rutgier Ar. Preux z obrazu... - Wzi�� do r�ki ostatni� ksi�g�, anastatyczny reprint Kroniki ksi���t Ostenhurga, kartkowa� chwil� i po�o�y� przed Juli�. - Napisa� to pod koniec pi�tnastego wieku Guichard d'Hainaut, Francuz �yj�cy w opisywanych przez siebie czasach, przy czym opiera� si� na relacjach z pierwszej r�ki... Ot� wed�ug niego nasz bohater zmar� w �wi�to Trzech Kr�li 1469 roku, dwa lata przed namalowaniem Partii szach�w przez Pietera van Huysa. Pojmujesz, Julio...? Roger d'Arras nie m�g� pozowa� do obrazu, bo kiedy ten powstawa�, on ju� dawno nie �y�. Odprowadzi� j� a� na parking przed wydzia�em i wr�czy� teczk� z odbitkami. Powiedzia�, �e wszystko jest w �rodku. Historyczne punkty odniesienia, zaktualizowana lista skatalogowanych dzie� van Huysa, bibliografia... Obieca� te�, �e w miar� wolnego czasu wy�le jej jeszcze chronologi� wydarze� i dalsze dokumenty. "Wreszcie zamilk�, stan�� z fajk� w z�bach i d�o�mi w kieszeniach kurtki, jakby chcia� co� doda�, ale wiedzia�, �e nie powinien. Po kr�tkim wahaniu dorzuci�, �e jeszcze kiedy� ma nadziej� si� przyda�. Julia przytakn�a z zak�opotaniem. Od us�yszanej dopiero co historii a� kr�ci�o jej si� w g�owie. Ale nie tylko od tego. - Zadziwi�e� mnie, profesorze... W nieca�� godzin� odtworzy�e� �ycie postaci z obrazu, kt�rego nigdy przedtem nie bada�e�. Alvaro odwr�ci� si� na moment i zacz�� b��dzi� wzrokiem po miasteczku uniwersyteckim. Skrzywi� si�. - Obraz nie by� mi tak zupe�nie nieznany. - W jego g�osie wyczu�a nutk� w�tpliwo�ci, co lekko j� zaniepokoi�o, cho� nie wiedzia�a dlaczego. S�ucha�a uwa�nie, co ma jej do powiedzenia. - Mi�dzy innymi jest zdj�cie w katalogu muzeum Prado z 1917 roku... Partia szach�w by�a tam wystawiona jako depozyt przez jakie� dwadzie�cia lat. Od pocz�tk�w wieku do 1923, kiedy to upomnieli si� o ni� spadkobiercy. - Nie wiedzia�am. - No to ju� wiesz. - Zaj�� si� fajk�, kt�ra chyba gas�a. Julia patrzy�a na� z ukosa. Zbyt dobrze go zna�a, cho� by�o to w innej epoce, by nie zauwa�y�, �e co� wa�nego uwiera�o go w �rodku. Co�, czego nie �mia� wypowiedzie� na g�os. - Czego mi nie opowiedzia�e�, Alvaro? Trwa� bez ruchu, gryz� fajk� i patrzy� przed siebie niewidz�cym wzrokiem. W ko�cu obr�ci� si� powoli ku Julii. - Nie wiem, o co ci chodzi. - Chodzi mi o to, �e wszystko, co wi��e si� z tym obrazem, jest dla mnie wa�ne. - Spogl�da�a na niego z powag�. - Gra idzie o wysok� stawk�. Widzia�a, jak gryzie ustnik fajki, a na twarzy niepewno�� ust�puje minie do�� dwuznacznej. - Stawiasz mnie w trudnym po�o�eniu. Tw�j van Huys jest chyba ostatnio modny. - Modny? - To s�owo obudzi�o w niej czujno��, jakby ziemia mia�a zaraz zadr�e� pod stopami. - Chcesz mi powiedzie�, �e kto� ci o nim m�wi� przede mn�? Alvaro u�miecha� si� niepewnie. Mo�e �a�owa� tego, co przed chwil� wyzna�. - Niewykluczone. - Kto? - Tu le�y pies pogrzebany. Nie jestem upowa�niony, �eby ci to zdradzi�. - Nie gadaj bzdur. - To nie s� bzdury, ale prawda. - W jego oczach czai�o si� b�aganie o wyrozumia�o��. Julia westchn�a g��boko usi�uj�c zwalczy� pustk� w �o��dku. Gdzie� w �rodku odezwa� si� sygna� ostrzegawczy. Alvaro jednak zn�w zacz�� m�wi�, skupi�a si� wi�c, �eby wy�owi� jak�� wskaz�wk�. Chcia�by zobaczy� obraz, je�li Julia nie ma nic przeciwko. J� sam� zreszt� te�. - Wszystko ci wyja�ni� - doda�. - W swoim czasie. W gr� mo�e wchodzi� podst�p - pomy�la�a. - Przecie� jest w stanie odegra� ca�y ten teatr tylko pod pretekstem, �eby jeszcze raz si� z ni� um�wi�. Sp�oszona przygryz�a doln� warg�. W jej wn�trzu obraz toczy� teraz walk� z emocjami i wspomnieniami, kt�re nijak mia�y si� do celu jej dzisiejszej wizyty. - Jak tam pa�ska �ona? - spyta�a od niechcenia, tkni�ta przez z�e licho, i unios�a nieco wzrok, stwierdzaj�c z�o�liwie, �e Alvaro ca�y zesztywnia�. - Dobrze - odpar� oschle. Z namaszczeniem wpatrywa� si� w trzyman� w d�oni fajk�, jakby jej wcale nie rozpoznawa�. - Przygotowuje wystaw� w Nowym Jorku. W pami�ci Julii odbi� si� ulotny refleks: atrakcyjna blondynka w ciemnobr�zowym kostiumie, wysiadaj�ca z samochodu. Niewyra�ny, trwaj�cy ledwie kilkana�cie sekund obrazek, z trudem zapami�tany, kt�ry mimo to zdo�a�, niby skalpel, jednym zdecydowanym ci�ciem naznaczy� granic� mi�dzy jej m�odo�ci� a reszt� �ycia. O ile pami�ta�a, jego �ona pracowa�a dla jakiej� rz�dowej instytucji, zwi�zanej z departamentem kultury, z wystawami i podr�ami. Dzi�ki temu przez jaki� czas by�o im �atwiej. Alvaro nigdy o niej nie wspomina�, Julia te� nie, obydwoje wyczuwali jednak, �e jest mi�dzy nimi obecna niczym widmo. I to widmo w�a�nie, owe kilkana�cie sekund spostrze�one przez przypadek, ostatecznie wygra�o mecz. - Mam