3314
Szczegóły |
Tytuł |
3314 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3314 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3314 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3314 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ALDOUS HUXLEY
"Nowy Wspania�y �wiat"
(Prze�o�y�: Bogdan Baran)
ROZDZIA� PIERWSZY
Przysadzisty szary budynek o zaledwie trzydziestu czterech pi�trach. Nad g��wnym wej�ciem napis: "O�rodek Rozrodu i Warunkowania w Londynie Centralnym", na tablicy za� wyryte has�o Republiki �wiata: "Wsp�lno��, Identyczno��, Stabilno��".
Okna ogromnej sali na parterze wychodzi�y na p�noc. Zimny (pomimo pe�ni lata za szybami, pomimo tropikalnego upa�u we wn�trzu sali), ostry i przenikliwy blask zagl�da� w okna, chciwie poszukuj�c jakiego� kszta�tu obleczonego w tkanin�, jakiej� bladej g�siej sk�rki akademika, lecz znajdowa� tylko szk�o, nikiel i matowo l�ni�c� porcelan� laboratoryjn�. Ch��d natrafia� na ch��d. Okrycia robocze pracownik�w by�y bia�e, d�onie w gumowych r�kawiczkach trupio bladej barwy. �wiat�o - lodowate, martwe, upiorne. Tylko z ��tych rurek mikroskop�w czerpa�o ono nieco substancji bogatej i �ywej, k�ad�c si� na polerowanych rurkach niczym smakowite p�aty mas�a u�o�one rz�dami wzd�u� stanowisk roboczych.
- A to - powiedzia� dyrektor otwieraj�c drzwi - jest dzia� zap�adniania.
Gdy dyrektor "Rozrodu i Warunkowania" wkracza� do sali, trzystu zap�adniaczy pochyla�o si� nad przyrz�dami wstrzymuj�c dech i w pe�nym zaabsorbowania skupieniu z rzadka wydaj�c bezwiedny gwizd lub pomruk. Grupa nowo przyby�ych student�w, bardzo m�odych, r�owiutkich ��todziob�w, z pokor� drepta�a nerwowo za dyrektorem. Ka�dy z nich trzyma� kajet, w kt�rym desperacko bazgra�, gdy tylko wielki cz�owiek raczy� przem�wi�. Z pierwszej r�ki. To by� rzadki przywilej. Dyrektor "Rozrodu i Warunkowania" na Londyn Centralny zawsze dba� o to, by osobi�cie oprowadza� swych nowych praktykant�w po poszczeg�lnych dzia�ach.
- To tak �eby da� og�lne poj�cie - wyja�nia� im. Bo aby rozumnie pracowa�, jakie� og�lne poj�cie rzecz jasna mie� musz� - cho� mo�liwie najmniejsze, je�li maj� by� dobrymi i szcz�liwymi cz�onkami spo�ecze�stwa. Wiedza o szczeg�ach bowiem, jak ka�dy wie, przydaje cn�t i szcz�liwo�ci, wiedza og�lna za� to dla umys�u z�o konieczne. Nie filozofowie, lecz pracowite mr�wki i zbieracze znaczk�w tworz� kr�gos�up spo�eczny.
- Jutro - zwyk� dodawa� u�miechaj�c si� uprzejmie, acz z odrobin� surowo�ci -
zabierzecie si� do powa�nej pracy. Nie b�dziecie mie� czasu na rzeczy og�lne.
P�ki co jednak...
P�ki co obowi�zywa� przywilej. Z pierwszej r�ki do kajetu. Ch�opcy smarowali jak
szaleni.
Wysoki, raczej chudy, wyprostowany dyrektor zmierza� w g��b sali. Mia� d�ug� doln� szcz�k�, z�by nieco wystaj�ce, ledwo zakryte, gdy nie m�wi�, przez pe�ne, kunsztownie wygi�te wargi. Stary, m�ody? Trzydzie�ci? Pi��dziesi�t pi��? Trudno by�o okre�li�. Zreszt� nie mia�o to znaczenia; w �w czas nieustaj�cej stabilno�ci, A.F. 632, nikomu nawet nie przysz�oby do g�owy pyta� o wiek.
- Wyjd� od punktu wyj�cia - powiedzia� dyrektor RiW, a co bardziej gorliwi
studenci utrwalili jego zamiar w kajetach: Wyj�� od punktu wyj�cia. - To - machn�� r�k� - s� inkubatory. - A otwieraj�c odosobnione drzwi, pokaza� im szeregi p�ek zape�nionych ponumerowanymi prob�wkami.
- Tygodniowy zapas jaj. Trzymany - wyja�ni� - w temperaturze krwi. M�skie gamety - tu otworzy� inne drzwi - musz� by� przechowywane w temperaturze trzydziestu pi�ciu stopni, nie trzydziestu siedmiu. Temperatura krwi sterylizuje. Barany zamkni�te w termogenie nie poczynaj� jagni�t.
Wsparty o inkubatory podawa� studentom (a o��wki gryzmoli�y z po�piechem) kr�tki opis nowoczesnego procesu zap�adniania; najpierw powiedzia�, rzecz jasna, o jego chirurgicznym etapie wst�pnym: o "zabiegu, kt�remu poddajemy si� ch�tnie dla dobra Spo�ecze�stwa, nie m�wi�c ju� o gratyfikacji w wysoko�ci p�rocznej pensji". Nast�pnie om�wi� zwi�le technik� utrzymywania wyodr�bnionego jajnika przy �yciu i zapewnienia jego funkcjonowania. Potem przeszed� do podania optymalnej temperatury, stopnia zasolenia, kleisto�ci, wspomnia� o naturze p�ynu, w kt�rym przechowuje si� wyodr�bnione dojrza�e jaja; prowadz�c swych podopiecznych do stanowisk roboczych pokaza� im, jak si� �w p�yn wydobywa z prob�wki; jak si� go kropla po kropli wprowadza na specjalnie ogrzane szkie�ka mikroskopowe; jak si� zawarte w nim jaja testuje co do odchyle�, przelicza i przenosi do porowatego pojemnika; jak (tu zademonstrowa� przebieg tej czynno�ci) pojemnik �w zostaje zanurzony w ciep�ym roztworze ze swobodnie p�ywaj�cymi plemnikami - tu podkre�li�, �e najmniejsze st�enie mo�e wynosi� sto tysi�cy na centymetr sze�cienny; jak, po dziesi�ciu minutach, zbiornik zostaje wyj�ty z p�ynu, a jego zawarto�� ponownie przebadana; jak w przypadku, gdy kt�re� z jaj pozosta�o nie zap�odnione, zanurza si� je ponownie, a potem w razie potrzeby raz jeszcze; jak zap�odnione jaja wracaj� do inkubator�w, gdzie alfy i bety pozostaj� a� do zako�czenia butlacji, gdy tymczasem gammy, delty i epsilony wydobywa si� po trzydziestu sze�ciu godzinach i poddaje procesowi Bokanowskiego.
- Procesowi Bokanowskiego - powt�rzy� dyrektor, a studenci podkre�lili w swych ma�ych kajetach. Jedno jajo, jeden embrion, jeden osobnik doros�y - proces normalny.
Jednak�e jajo zbokanowizowane b�dzie p�czkowa�, mno�y� si�, dzieli�. Od o�miu do dziewi��dziesi�ciu sze�ciu p�czk�w, a ka�dy p�czek rozwinie si� w doskonale ukszta�towany embrion, ka�dy embrion w pe�nego osobnika doros�ego. Tak i� w miejsce jednego cz�owieka b�dzie powstawa�o dziewi��dziesi�ciu sze�ciu. Post�p.
- W zasadzie - podsumowa� dyrektor RiW - bokanowizacja polega na ci�gu ingerencji zatrzymuj�cych rozw�j. Stopujemy normalny rozrost i, paradoks, nieprawda�, jajo reaguje p�czkowaniem.
Reaguje p�czkowaniem. O��wki pracowa�y zaciekle. Wskaza� palcem. Spoczywaj�cy na sun�cej ��wim tempem ta�mie pojemnik z prob�wkami znikn�� w du�ym metalowym pudle; wynurza� si� nast�pny. Maszyny cicho pomrukiwa�y. Przej�cie prob�wek trwa osiem minut, poinformowa�. Osiem minut twardych promieni Roentgena jajo wytrzymuje z najwy�szym trudem. Niekt�re gin�; spo�r�d pozosta�ych te najmniej wra�liwe dziel� si� na p�; wi�kszo�� daje po cztery p�czki, niekt�re osiem. Wszystkie wracaj� do inkubator�w, gdzie p�czki zaczynaj� si� rozwija�; po dw�ch dniach ozi�bia si� je nagle i w ten spos�b zatrzymuje ich rozw�j. Dwa, cztery, osiem... p�czki reaguj� dalszym p�czkowaniem, po czym poddawane s� niemal ca�kowitemu zatruciu alkoholem; w efekcie p�czniej� dalej i po p�czkowaniu - p�czek z p�czka p�czka - mog� dalej rozwija� si� w spokoju, jako �e dalsze hamowanie w zasadzie prowadzi�oby ju� do ich u�miercenia. W ci�gu tego czasu pierwotne jajo mog�o zapocz�tkowa� od o�miu do dziewi��dziesi�ciu sze�ciu embrion�w - niezwyk�e, przyznacie, udoskonalenie natury. Identyczne bli�niaki - ale nie jakie� tam dwojaczki czy trojaczki dawnej epoki �yworodno�ci, kiedy to jaja dzieli�y si� akcydentalnie; obecnie mo�emy mie� bli�ni�t ca�e tuziny. W obfito�ci.
- W obfito�ci - powt�rzy� dyrektor i roz�o�y� ramiona, jakby rozdawa� t� p�odno��. - W obfito�ci.
Jednak�e kt�ry� ze student�w zada� w swej g�upocie pytanie, w czym tu korzy��.
- M�j drogi ch�opcze - dyrektor gwa�townie odwr�ci� si� ku niemu. - Czy� ty nie dostrzegasz? Czy nie dostrzegasz? Uni�s� d�o�; twarz mia�a uroczysty wyraz: - Proces Bokanowskiego to jeden z podstawowych czynnik�w stabilno�ci spo�ecznej!
Podstawowych czynnik�w stabilno�ci spo�ecznej.
Standaryzacja m�czyzn i kobiet; identyczne osobniki. Ca�a niewielka wytw�rnia
obsadzona personelem z jednego zbokanowizowanego jaja.
- Dziewi��dziesi�t sze�� identycznych os�b przy dziewi��dziesi�ciu sze�ciu identycznych maszynach! - G�os a� dr�a� radosnym uniesieniem. - Teraz panujemy nad sytuacj�. Po raz pierwszy w dziejach. - Przytoczy� has�o planetarne: "Wsp�lno��, Identyczno��, Stabilno��". Naprawd� wielkie s�owa.
- Gdyby�my umieli bokanowizowa� bez ogranicze�, ca�y problem by�by rozwi�zany.
Rozwi�zany przez standartyzowane gammy, identyczne delty, jednolite epsilony. Miliony jednakowych bli�niak�w. Zasada produkcji masowej wreszcie zastosowana w odniesieniu do biologii.
- Niestety jednak - dyrektor potrz�sn�� g�ow� - bokanowizowa� bez ogranicze� nie mo�emy.
Granic� wydaje si� dziewi��dziesi�t sze��, wysok� �redni� siedemdziesi�t dwa. Najlepsz� (niestety niedoskona��) rzecz�, jak� mo�na by�o zrobi�, to wytwarza� z danego jajnika i gamet danego samca mo�liwie najwi�ksze grupy bli�niak�w. A nawet i to by�o trudne.
- W przyrodzie bowiem dwie�cie jaj dojrzewa przez lat trzydzie�ci. Jednak�e nas interesuje ustabilizowanie populacji ju� obecnie, tu i teraz. Z pary bli�ni�t raz na �wier� wieku �aden po�ytek.
Oczywi�cie, po�ytek �aden. Jednak�e technika Podsnapa niezmiernie przyspieszy�a proces dojrzewania. Zapewnia ona co najmniej pi��dziesi�t dojrza�ych jaj w ci�gu dwu lat. Zap�adnia� i bokanowizowa�, innymi s�owy, mno�y� przez siedemdziesi�t dwa, a b�dziemy otrzymywa� �rednio prawie jedena�cie tysi�cy braci i si�str w stu pi��dziesi�ciu grupach bli�ni�t, wszystkie w jednakowym, z dok�adno�ci� do dw�ch lat, wieku.
- W pewnych za� przypadkach mo�emy sprawi�, �e ten jajnik da nam ponad pi�tna�cie tysi�cy doros�ych osobnik�w.
Skin�� na jasnow�osego, rumianego m�odzie�ca, kt�ry w�a�nie przechodzi� w pobli�u, i zawo�a�:
- Panie Foster!
Rumiany m�odzieniec zbli�y� si�.
- Panie Foster, czy mo�e nam pan poda� rekord jajnika?
- W naszym o�rodku szesna�cie tysi�cy dwana�cie - odrzek� bez wahania pan Foster. M�wi� bardzo szybko, mia� �ywe b��kitne oczy i najwyra�niej znajdowa� przyjemno�� w przytaczaniu cyfr. - Szesna�cie tysi�cy dwana�cie; w stu osiemdziesi�ciu dziewi�ciu grupach identyk�w. Ale rzecz jasna w o�rodkach tropikalnych - trajkota� dalej - mieli wyniki o wiele lepsze. Singapur cz�sto wytwarza� ponad szesna�cie i p� tysi�ca, Mombasa za� dosz�a ostatnio do siedemnastu tysi�cy. No ale oni maj� pewne fory. Wystarczy zobaczy�, jak murzy�ski jajnik reaguje na �luz! To wprost zadziwiaj�ce, je�li si� przywyk�o do pracy z materia�em europejskim. Niemniej - doda� ze �miechem (cho� oczy l�ni�y mu blaskiem waleczno�ci i g�ow� zadziera� wyzywaj�co) - niemniej jednak pobijemy ich, je�li nam si� uda. Pracuj� teraz nad wspania�ym jajnikiem delta-minus. Zaledwie osiemnastomiesi�czny. Ju� ponad dwana�cie tysi�cy siedemset dzieci, wybutlowanych lub w embrionach. I wci�� jest mocny. Jeszcze ich pobijemy.
- Oto duch, jakiego lubi�! - wykrzykn�� dyrektor klepi�c pana Fostera po plecach. - Prosz� z nami i niech pan pozwoli ch�opcom korzysta� z pa�skiej g��bokiej wiedzy.
Pan Foster u�miechn�� si� skromnie.
- Z przyjemno�ci�.
Ruszyli dalej.
W dziale butlacji praca przebiega�a harmonijnie i w pe�nym porz�dku. P�aty �wie�ej �wi�skiej otrzewnej przygotowane do pokrojenia na cz�ci stosownej wielko�ci nadje�d�a�y ma�ymi windami ze sk�adu narz�d�w w podziemiach. Wzzz, a potem klik! otwieraj� si� drzwiczki windy; wy�cie�acz musi tylko si�gn�� po p�at, wsun�� go, wyg�adzi� i zanim wy�cielona butla zd��y odp�yn�� wzd�u� bezkresnej ta�my poza zasi�g jego r�ki, wzzz, klik! I nast�pny p�at otrzewnej wyskakuje z otch�ani, czekaj�c na wsuni�cie go w nast�pn� butl�, obecnie pierwsz� w tej powolnej niesko�czonej procesji po tasmie.
Obok wy�cie�aczy stoj� matrykulatorzy. Procesja posuwa si�; jaja, jedno po drugim, przenoszone s� z prob�wek do wi�kszych pojemnik�w; wy�ci�ka z otrzewnej zostaje zr�cznie naci�ta, morula wpada, wlewa si� roztw�r solny... i ju� butla sunie dalej, i ju� przychodzi kolej na etykietowanie. Dziedziczno��, data zap�odnienia, przynale�no�� do grupy Bokanowskiego - wszystkie te dane przenoszone s� z prob�wek na butl�. Ju� nie anonimowa, lecz opatrzona nazwami, zidentyfikowana procesja sunie powoli przed siebie; przed siebie przez otw�r w �cianie; powoli przed siebie do dzia�u przeznaczenia spo�ecznego.
- Osiemdziesi�t osiem metr�w sze�ciennych formularzy kartoteki - o�wiadczy� z lubo�ci� pan Foster, gdy wchodzili do pomieszczenia.
- Zawieraj�cych wsze1kie potrzebne informacje - doda� dyrektor.
- Aktualizowane co rano.
- Na ich podstawie dokonuje si� oblicze�.
- Tyle a tyle osobnik�w, o takich a takich w�asno�ciach - stwierdzi� pan Foster.
- Takim a takim rozk�adzie ilo�ciowym.
- Optimum wybutlacji na dowolny moment.
- Szybka kompensacja nie przewidzianych ubytk�w.
- Szybka - powt�rzy� pan Forest. Gdyby panowie wiedzieli, ile� nadgodzin musia�em wprowadzi� po ostatnim trz�sieniu ziemi w Japonii! - �mia� si� dobrodusznie i kiwa� g�ow�.
- Przeznaczeniowcy �l� swoje liczby zap�adniaczom.
- Kt�rzy dostarczaj� im embrion�w, jakich tamci sobie �ycz�.
- A butle docieraj� tutaj i okre�la si� szczeg�owo ich przeznaczenie.
- Po czym wysy�a si� na d� do sk�adu embrion�w.
- Dok�d w�a�nie p�jdziemy.
I otwar�szy drzwi pan Foster poprowadzi� grup� po schodach w d� do piwnic. �ar by� ci�gle tropikalny. Zst�powali w g�stniej�cy p�mrok. Dwoje drzwi i korytarz dwukrotnie zakr�caj�cy chroni�y piwnic� przed przenikaniem �wiat�a dziennego.
- Embriony s� jak klisza fotograficzna - z �obuzerskim u�miechem �artowa� pan Forest otwieraj�c drugie drzwi. - Znosz� tylko �wiat�o czerwone.
Rzeczywi�cie, duszny mrok, w kt�ry teraz weszli za Fosterem studenci, roz�wietlony by� purpurowo, niczym ciemno�� pod zamkni�tymi powiekami w letnie popo�udnie. Obwis�e p�ki, jedna nad drug�, pe�ne butli, l�ni�y niezliczonymi rubinami, a w�r�d rubin�w przesuwa�y si� rozmyte czerwone widma m�czyzn i kobiet o purpurowych oczach i wszelkich objawach tocznia na twarzach. Brz�k i klekot urz�dze� lekko porusza� powietrze.
- Mo�e poda im pan par� liczb, panie Foster - rzeki dyrektor, zm�czony ju� m�wieniem.
Pana Fostera nic nie mog�o uradowa� bardziej ni� podanie paru liczb.
Dwie�cie dwadzie�cia metr�w d�ugo�ci, dwie�cie szeroko�ci, dziesi�� wysoko�ci. Wskaza� d�oni� ku g�rze. Jak pij�ce kury studenci wznie�li oczy ku odleg�emu sklepieniu.
Trzy rz�dy p�ek: parter, galeria pierwsza, galeria druga.
Stalow� paj�czyn� spi�trzonych jedna nad drug� galerii we wszystkich kierunkach poch�ania� mrok. Obok trzy czerwone widma pracowicie zdejmowa�y s�oje z ruchomych schod�w.
Schod�w z dzia�u przeznaczenia spo�ecznego.
Dan� butl� mo�na by�o u�o�y� na jednej z pi�tnastu p�ek, ka�da za� z p�ek by�a przeno�nikiem, kt�ry porusza� si� z niezauwa�aln� pr�dko�ci� trzydziestu trzech i jednej trzeciej centymetra na godzin�. Dwie�cie sze��dziesi�t siedem dni ruchu przy pr�dko�ci o�miu metr�w na dob�. Og�em dwa tysi�ce sto trzydzie�ci sze�� metr�w. Jedno okr��enie piwnicy na poziomie parteru, jedno na galerii pierwszej, po�owa na drugiej, a� wreszcie rankiem dnia dwie�cie sze��dziesi�tego si�dmego �wiat�o dzienne w dziale wybutlacji. Tak zwane istnienie niezale�ne.
- Jednak�e w ci�gu tego czasu - zako�czy� pan Foster - wiele dla nich czynimy. Och, ogromnie du�o. - Jego �miech by� triumfuj�cym �miechem tego, kt�ry wie.
- Oto duch, jakiego lubi�! - jeszcze raz oznajmi� dyrektor. - Obejd�my to wko�o. Niech pan m�wi im wszystko, panie Foster.
Pan Foster rzetelnie wszystko im m�wi�.
M�wi� im o rozwoju embriona w jego �o�ysku z otrzewnej. Nak�oni� ich do skosztowania wzbogaconego surogatu krwi, kt�rym embrion jest karmiony. Wyja�ni�, dlaczego musi si� go stymulowa� placentyn� i tyroksyn�. M�wi� o wyci�gu z corpus luteum. Pokaza� strzykawki, kt�re rozstawione co dwana�cie metr�w, od zera do 2040, robi�y embrionowi automatyczne zastrzyki. M�wi� o owych stopniowo wzrastaj�cych dawkach �luzu, jakie stosowano na ostatnich dziewi��dziesi�ciu sze�ciu metrach trasy. Opisa� sztuczny krwiobieg macierzy�ski umieszczany na ka�dej butli na sto dwunastym pi�trze; pokaza� im zbiornik z surogatem krwi, pomp� od�rodkow�, kt�ra powodowa�a sta�e zraszanie �o�yska p�ynem i przeprowadza�a �w p�yn przez sztuczne p�uco i filtr wydzielin. Wspomnia� o k�opotliwej sk�onno�ci embrionu do anemii i o sporych dawkach niezb�dnego w tej sytuacji wyci�gu ze �wi�skiego �o��dka i z w�troby p�odu �rebi�cia.
Zademonstrowa� im prosty przyrz�d, za pomoc� kt�rego podczas ostatnich dw�ch spo�r�d ka�dych o�miu metr�w ruchu wszystkie embriony s� r�wnocze�nie potrz�sane, aby oswoi� je z ruchem. Wskaza� na powa�ny charakter tak zwanego "szoku powybutlacyjnego" i wyliczy� �rodki podejmowane dla zmniejszenia - poprzez odpowiedni trening zabutlowanego embriona - tego niebezpiecznego wstrz�su. Powiedzia� im o testach na p�e� przeprowadzanych w okolicy dwusetnego metra. Wyja�ni� system etykietowania: "T" dla osobnik�w m�skich, k�ko dla �e�skich, za� dla bezp�odnych znak zapytania, czarny na bia�ym tle.
- Bowiem w wi�kszo�ci przypadk�w - m�wi� pan Foster - p�odno�� stanowi rzecz jasna tylko k�opot. Jeden na tysi�c dwie�cie p�odny jajnik w zupe�no�ci dla naszych cel�w wystarczy. Jednak�e chcemy mie� mo�liwo�� szybkiego wyboru. No i rzecz jasna trzeba zawsze dysponowa� wielkim marginesem bezpiecze�stwa. Dlatego a� trzydziestu procentom �e�skich embrion�w pozwalamy na normalny rozw�j. Inne przez reszt� kursu co dwadzie�cia cztery metry otrzymuj� dawk� m�skiego hormonu p�ciowego. Wynik: zostaj� wybutlowane jako bezp�odne, co do budowy zupe�nie normalne ("poza - musia� przyzna� - tym, �e rzadko, ale naprawd� rzadko, wyrastaj� im brody"), lecz bezp�odne. Absolutnie bezp�odne. Co wyprowadza nas wreszcie - kontynuowa� pan Foster - z dziedziny niewolniczego jedynie na�ladowania natury i wiedzie ku znacznie bardziej zajmuj�cemu �wiatu ludzkiej wynalazczo�ci.
Zatar� r�ce. Oni rzecz jasna nie zadowalaj� si� zwyk�� prac� nad rozwojem embrion�w: byle krowa to urnie.
- My ponadto przeznaczamy i warunkujemy. Nasze niemowl�ta wybutlowujemy w postaci uspo�ecznionych istot ludzkich, w postaci alf lub epsilon�w, w postaci przysz�ych krawc�w lub... - Chcia� powiedzie�: "przysz�ych zarz�dc�w �wiata", ale powstrzyma� si� i rzek�: - przysz�ych dyrektor�w o�rodk�w rozrodu.
Dyrektor RiW u�miechem podzi�kowa� za komplement.
Przebywali trzysta dwudziesty metr na jedenastej p�ce. M�ody mechanik, beta-minus, ze �rubokr�tem i kluczem francuskim pracowa� nad pomp� surogatu krwi przy jednej z przesuwaj�cych si� butli. Gdy mechanik dokr�ca� mutr�, bzyczenie elektrycznego motoru stawa�o si� o u�amek tonu ni�sze. Ni�sze, coraz nizsze... Ostatni obr�t, rzut oka na licznik obrot�w i gotowe. Przeszed� dwa kroki w d� ta�my i rozpocz�� t� sam� czynno�� przy nast�pnej pompie.
- Zmniejszanie liczby obrot�w na minut� - wyja�nia� pan Foster. - Surogat kr��y wolniej, przeplywa zatem przez p�uca w wi�kszych odst�pach czasu, dostarczaj�c embrionowi mniej tlenu. Nie ma to jak niedob�r tlenu, to najlepiej utrzymuje embrion poni�ej poziomu. - Znowu zatar� r�ce.
- Ale dlaczego chce pan utrzymywa� embrion poni�ej poziomu? - zapyta� ze szczer� naiwno�ci� jaki� student.
- Osio�! - zawo�a� dyrektor, przerywaj�c d�ug� chwil� milczenia. - Czy nie przysz�o ci do g�owy, �e embrion epsilona, je�li ma. epsilonow� dziedziczno��, musi mie� warunki epsilonowe?
Najwidoczniej nie przysz�o mu do g�owy. Zmiesza� si�.
- Im ni�sza kasta - powiedzia� pan Foster - tym mniej tlenu. Pierwszym naruszonym narz�dem jest zawsze m�zg. Potem szkielet. Przy siedemdziesi�ciu procentach normalnej dawki tlenu uzyskujemy kar�y. Przy mniej ni� siedemdziesi�ciu bezokie potworki.
- Z kt�rych nie ma �adnego po�ytku - podsumowa� pan Foster. Gdyby natomiast (tu jego g�os si� roznami�tni� i zarazem nabra� konfidencjonalnych ton�w) uda�o si� odkry� metod� skracania okresu dojrzewania, c� by to by� za sukces, jakie dobrodziejstwo dla Spo�ecze�stwa!
- Rozwa�my na przyk�ad konia.
Rozwa�yli.
Dojrzewa przez sze�� lat; s�o� przez dziesi��. Natomiast cz�owiek po trzynastu latach �ycia nie jest nawet dojrza�y p�ciowo, zako�czenie dojrzewania nast�puje dopiero w wieku lat dwudziestu. St�d rzecz jasna �w owoc op�nionego rozwoju, ludzki rozum.
- Jednak�e u epsilon�w - nader trafnie zauwa�y� pan Foster - nie potrzeba nam ludzkiego rozumu.
Nie potrzeba i nie uzyskuje si� go. Ale mimo i� umys� epsilona osi�ga dojrza�o�� w wieku lat dziesi�ciu, cia�o epsilona pozostaje niezdolne do pracy a� do osiemnastego roku �ycia. D�ugi okres zb�dnej i zmarnowanej niedojrza�o�ci. Gdyby mo�na by�o przyspieszy� rozw�j fizyczny do rz�du szybko�ci dojrzewania, powiedzmy, krowy, jaka� ogromna oszcz�dno�� dla Spo�ecze�stwa!
- Ogromna! - mamrotali s�uchacze.
Entuzjazm pana Fostera by� zara�liwy.
Przeszed� do kwestii do�� technicznych; m�wi� o odchyleniach w zakresie wsp�pracy gruczo��w dokrewnych, co powoduje u m�czyzn op�niony wzrost; uwa�a�, �e powoduje to mutacja embrionalna. Czy mo�na usun�� jej skutki? Czy za pomoc� stosownej metody mo�na dany embrion epsilona przekszta�ci� do postaci normalnej jak u ps�w i kr�w? Oto problem. W �adnym razie jeszcze nie rozwi�zany.
W Mombasie Pi�kington wytworzy� osobniki dojrza�e seksualnie w wieku lat czterech i osi�gaj�ce pe�n� dojrza�o�� w wieku lat sze�ciu i p�. Triumf nauki. Jednak�e spo�ecznie bezu�yteczny. Sze�cioletni m�czy�ni i kobiety byli zbyt g�upi nawet do wykonywania pracy epsilona. A proces przebiega� na zasadzie "wszystko albo nic", albo niczego nie mo�na by�o zmieni�, albo ulega�o zmianie wszystko. Ci�gle usi�owano znale�� optymalny kompromis mi�dzy doros�ymi dwudziestolatkami a doros�ymi sze�ciolatkami. Jak dot�d bezskutecznie. Pan Foster westchn�� i pokiwa� g�ow�.
W�dr�wka przez purpurowy p�mrok zawiod�a ich w okolice sto siedemdziesi�tego metra na p�ce dziewi�tej. Pocz�wszy od tego miejsca p�ka dziewi�ta by�a obudowana, butle za� reszt� swej podr�y odbywa�y w czym� na kszta�t tunelu, urywaj�cego si� miejscami na przestrzeni dw�ch lub trzech metr�w.
- Warunkowanie termiczne - powiedzia� pan Foster.
Tunele gor�ce wyst�powa�y na prz�mian z ch�odnymi. Ch��d zestawiano z bod�cami przykrymi, mianowicie w postaci twardych promieni Roentgena. Do czasu wybutlowania embriony nab�d� l�ku przed ch�odem. Przeznacza si� je do tropik�w, do pracy w charakterze g�rnik�w, w��kniarzy sztucznego jedwabiu i hutnik�w. P�niej ich umys�y zostan� ukszta�towane tak, by potwierdza�y os�dy cia�.
- Warunkujemy ich co do wytrzyma�o�ci na upa� - zako�czy� pan Foster. - Nasi koledzy z g�rnych pi�ter naucz� ich go lubi�.
- A to - wtr�ci� dyrektor sentencjonalnie - to jest ca�a tajemnica szcz�cia i cnoty. Lubi� to, co si� musi robi�. Wszelkie warunkowanie zmierza do jednej rzeczy: do sprawienia, by ludzie polubili swe nieuniknione przeznaczenie spo�eczne.
W nie obudowanej cz�ci tunelu piel�gniarka ostro�nie bada�a za pomoc� d�ugiej delikatnej strzykawki galaretowat� zawarto�� przesuwaj�cej si� butli. Studenci i ich przewodnicy przez chwil� patrzyli na piel�gniark� w milczeniu.
- Lenino - powiedzia� pan Foster, gdy ta wyj�a wreszcie strzykawk� i wyprostowa�a si�.
Dziewczyna odwr�ci�a si� szybko. Wida� by�o od razu, �e pomimo tocznia i purpurowych oczu by�a niezwykle urodziwa.
- Henryk! - jej u�miech b�ysn�� ku niemu czerwono rz�dem koralowych z�b�w.
- Urocza, urocza - mrukn�� dyrektor i daj�c jej dwa lub trzy pieszczotliwe klapsy, otrzyma� w zamian pe�en szacunku u�miech.
- Co im aplikujesz? - zapyta� pan Foster przybieraj�c ton bardzo fachowy.
- Och, zwyk�� dawk� tyfusu i �pi�czki.
- Pracownicy tropikalni s� uodporniani pocz�wszy od sto pi��dziesi�tego metra - wyja�ni� studentom pan Foster. - Embriony zachowuj� jeszcze skrzela. Chronimy ryb� przed przysz�ymi chorobami cz�owieka. - Potem, zwr�ciwszy si� zn�w do Leniny, powiedzia�: - Jak zwykle, za dziesi�� pi�ta na dachu.
- Urocza - rzek� raz jeszcze dyrektor i dawszy jej po�egnalnego klapsa, oddali� si� za reszt� os�b.
Na p�ce dziesi�tej rz�dy przysz�ych chemik�w �wiczono na tolerancj� o�owiu, sody kaustycznej, smo�y i chloru. Pierwszy z grupy dwustu pi��dziesi�ciu embrion�w, w przysz�o�ci in�ynier�w statk�w kosmicznych, przesuwa� si� w�a�nie obok znaku tysi�c setnego metra na p�ce trzeciej. Specjalne urz�dzenie nadawa�o zbiornikom sta�y ruch obrotowy.
- To aby udoskonali� ich zmys� r�wnowagi - wyja�ni� pan Foster. - Dokonywanie napraw w przestrzeni na zewn�trz statku jest zaj�ciem do�� trudnym. Gdy znajduj� si� normalnej pozycji, spowalniamy im kr��enie, tak i� niemal gin� z g�odu tlenowego, gdy za� s� w pozycji "do g�ry nogami", zdwajamy przep�yw surogatu. Ucz� si� wi�c kojarzy� t� pozycj� z uczuciem komfortu; i rzeczywi�cie, s� naprawd� szcz�liwi tylko wtedy, gdy stoj� na g�owach.
- A teraz - ci�gn�� pan Foster - chcia�bym wam pokaza� pewne nader interesuj�ce warunkowanie intelektualist�w alfa-plus. Mamy du�� ich grup� na p�ce pi�tej. Galeria pierwsza - krzykn�� do dw�ch ch�opc�w, kt�rzy zacz�li schodzi� w stron� parteru.
- S� w okolicy dziewi��setnego metra - wyja�ni�. - Nie spos�b przeprowadza� skutecznego warunkowania intelektualnego, dop�ki p��d nie straci ogona. Pozw�lcie za mn�.
Tu jednak dyrektor spojrza� na zegarek.
- Za dziesi�� trzecia - powiedzia�. - Obawiam si�, �e nie mamy ju� czasu na embriony intelektualist�w. Musimy zd��y� na g�r� do ��obka przed zako�czeniem ciszy popo�udniowej.
Pan Foster by� rozczarowany.
- Tylko rzut oka na dzia� wybutlacji - prosi�.
- No dobrze - dyrektor u�miechn�� si� wyrozumiale. - Tylko rzut oka.
ROZDZIA� DRUGI
Pana Fostera pozostawiono w dziale wybutlacji. Dyrektor RiW oraz jego studenci weszli do najbli�szej windy, ta za� wynios�a ich na pi�te pi�tro.
"��obki. Dzia�y Warunkowania Neopaw�owowskiego", g�osi�a tabliczka.
Dyrektor otworzy� drzwi. Znajdowali si� w obszernym, pustym pomieszczeniu, bardzo jasnym i s�onecznym, ca�� bowiem �cian� po�udniow� zajmowa�o jedno wielkie okno. P� tuzina piel�gniarek odzianych w regulaminowe bia�e spodnie i �akiety ze sztucznego p��tna, o w�osach aseptycznie ukrytych pod bia�ymi czepkami, zaj�tych by�o ustawianiem na pod�odze w jednym d�ugim rz�dzie wazon�w z r�ami. Wielkie wazony, ciasno zape�nione kwiatami. Tysi�ce p�atk�w, dojrza�ych, jedwabistej g�adko�ci, niczym policzki niezliczonych cherubink�w, jednak�e cherubink�w w tym jasnym blasku nie tylko r�owych i aryjskich, ale tak�e jasnych Chi�czyk�w czy Meksykan�w, a przy tym sk�onnych do apopleksji od zbyt silnego d�cia w tr�by niebia�skie, bladych jak �mier�, bladych po�miertn� marmurow� biel�.
Gdy wszed� dyrektor RiW, piel�gniarki wypr�y�y si� w postawie zasadniczej
- Wy�o�y� ksi��ki - poleci� kr�tko.
W milczeniu piel�gniarki wykona�y rozkaz. Ksi��ki zosta�y sprawnie wy�o�one po�r�d wazon�w z r�ami - rz�d bajek dzieci�cych zach�caj�co otwartych na weso�o pokolorowanych obrazkach zwierz�t, ryb, ptak�w.
- Przywie�� dzieci.
Wybieg�y z pokoju i powr�ci�y po minucie lub dw�ch, ka�da pcha�a przed sob� co� w rodzaju wysokiego w�zka kelnerskiego, na kt�rego czterech p�kach z drucianej siatki siedzia�y o�miomiesi�czne niemowl�ta, wszystkie jednakowe (najwyra�niej z jednej grupy Bokanowskiego) i wszystkie (jako �e nale�a�y do kasty delt) odziane w ubranka koloru khaki.
- Umie�ci� je na pod�odze.
Roz�adowano w�zki.
- Odwr�ci� je w stron� kwiat�w i ksi��ek.
Odwr�cone, dzieci nagle zamilk�y, a potem zacz�y si� czo�ga� na czworakach ku tym zestawom ol�niewaj�cych barw, ku owym tak weso�ym i kolorowym kszta�tom na bia�ych stronicach. Gdy by�y ju� blisko, s�o�ce wychyli�o si� zza przes�aniaj�cej go przez chwil� chmury. R�e rozpromieni�y si� jak od nag�ego wybuchu wewn�trznej nami�tno�ci; l�ni�ce stronice ksi��ek zda�y si� nasyca� nowym, g��bokim znaczeniem. Od niemowl�cych szereg�w dobieg�y ciche okrzyki podniecenia, gulgoty i �wiergoty rozkoszy.
- �wietnie! - zatar� r�ce dyrektor. Jak na zam�wienie.
Najszybsze z niemowl�t prawie ju� dope�z�y do celu. Drobne r�ce wyci�ga�y si� niepewnie, dotyka�y, chwyta�y, obrywa�y p�atki wspania�ych r�, mi�y barwne stronice ksi��ek. Dyrektor czeka�, a� wszystkie niemowl�ta oddadz� si� radosnym zaj�ciom. Potem powiedzia�:
- Teraz patrzcie uwa�nie! - I da� znak uniesieniem r�ki.
Prze�o�ona piel�gniarek, stoj�ca przy tablicy rozdzielczej po drugiej stronie sali, nacisn�a ma�� d�wigni�.
Nast�pi� gwa�towny wybuch. Coraz g�o�niej i g�o�niej wy�a syrena. Dzwony alarmowe bi�y jak oszala�e.
Dzieci wzdrygn�y si�, rozwrzeszcza�y; buzie wykrzywi�o przera�enie.
- A teraz - krzykn�� dyrektor (bo ha�as by� og�uszaj�cy) - teraz wpajamy lekcj� poprzez �agodne elektrowstrz�sy.
Zn�w da� znak r�k� i prze�o�ona nacisn�a drug� d�wigni�. Krzyki dzieci zmieni�y nagle ton. Ostrym, spazmatycznym wrzaskiem dawa�y obecnie wyraz czemu� rozpaczliwemu, wr�cz ob��ka�czemu. Drobne cia�ka kurczy�y si�, sztywnia�y, n�ki drga�y niczym poci�gane przez niewidzialne druty.
- Pod��czmy do pr�du ca�y ten fragment pod�ogi - krzycz�c obja�nia� dyrektor. - Na razie wystarczy - da� znak piel�gniarce.
Wybuchy usta�y, dzwony umilk�y, wycie syren powoli zamiera�o. Zesztywnia�e, wij�ce si� cia�ka rozlu�ni�y si�, a to, co uprzednio by�o p�aczem i wyciem ob��kanych na poz�r niemowl�t, przybra�o zn�w posta� normalnych krzyk�w zwyk�ego przestrachu.
- Da� im na powr�t kwiaty i ksi��ki.
Piel�gniarki wykona�y; jednak�e postawione przed r�ami i na sam widok wszystkich tych weso�ych obrazk�w kotka, kogutka ku-ku-ryku i czarnej owieczki mee-mee niemowl�ta kurczy�y si� z przera�enia; ich wrzaski nasili�y si�.
- Obserwujcie - m�wi� triumfuj�co dyrektor. - Obserwujcie.
Ksi��ki i g�o�ny ha�as, kwiaty i elektrowstrz�sy - ju� w niemowl�cym umy�le cz�ony tych par s� kojarzone, po dwustu za� powt�rzeniach takiej lub podobnej lekcji ulegn� nierozerwalnemu spojeniu. Co cz�owiek z��czy�, przyroda niezdolna jest roz��czy�. Wyrosn� z "instynktownym", jak m�wi� psychologowie, wstr�tem do ksi��ek i kwiat�w. Odruchy trwale uwarunkowane. Z ksi��kami i botanik� dadz� sobie spok�j na cale �ycie.
- Zabra� je - zwr�ci� si� dyrektor do piel�gniarek.
Dzieci odziane w khaki i ci�gle jeszcze rozwrzeszczane za�adowano do w�zk�w kelnerskich i wywieziono; pozosta�a po niemowl�tach wo� kwa�nego mleka i jak�e upragniona cisza.
Jeden ze student�w uni�s� r�k�; cho� rozumie w pe�ni, dlaczego ludzie z kasty ni�szej nie mog� traci� spo�ecznego czasu na ksi��ki, a tak�e rozumie, i� zawsze pozostawa�oby ryzyko, �e przeczytaj� co�, co mog�oby w niepo��dany spos�b odwarunkowa� kt�ry� z ich odruch�w, to jednak... no wi�c, nie rozumie sprawy z kwiatami. Po co k�opota� si� psychologicznym uniemo�liwianiem deltom upodobania do kwiat�w?
Dyrektor RiW cierpliwie wyja�nia�. Je�li powoduje si� u niemowl�t okrzyki przera�enia na widok r�y, to dzieje si� to na gruncie wy�szych racji polityki ekonomicznej. Jeszcze nie tak dawno temu (przed mniej wi�cej stu laty) gammy, delty i epsilony warunkowano na upodobania do kwiat�w - kwiat�w mi�dzy innymi, a przyrody w og�le. Chodzi�o o to, �eby pragn�li oni przy ka�dej okazji wyje�d�a� na wie�, co zmusza�oby ich do korzystania ze �rodk�w transportu.
- Czy nie korzystali ze �rodk�w transportu? - zapyta� student.
- Owszem, bardzo obficie - odpar� dyrektor RiW - Ale poza tym z niczego.
Pierwiosnki i krajobrazy, stwierdzi�, maj� pewn� wielk� wad�: s� darmowe. Mi�o�� przyrody nie nap�dza fabryk. Zdecydowano usun�� mi�o�� przyrody, przynajmniej w�r�d kast ni�szych; usun�� mi�o�� przyrody, ale nie sk�onno�� do korzystania ze �rodk�w transportu. By�o bowiem rzecz jasna spraw� istotn�, by je�d�ono na wie�, pomimo niech�ci do niej. Problem polega� na znalezieniu racji korzystania ze �rodk�w transportu ekonomicznie bardziej zasadnej ni� byle upodobania do pierwiosnk�w i pejza�y. Znaleziono w�a�ciw�.
- Warunkujemy masy na niech�� do przyrody - zako�czy� dyrektor. R�wnocze�nie jednak wykszta�camy w nich upodobanie do sport�w na �onie natury. Dbamy przy tym o to, by sporty te wymaga�y u�ycia skomplikowanych przyrz�d�w. W ten spos�b korzystaj� zar�wno ze �rodk�w transportu, jak i z artyku��w przemys�owych. St�d te elektrowstrz�sy.
- Rozumiem - powiedzia� student i zamilk� pe�en podziwu.
Przez chwil� trwa�a cisza; potem odchrz�kn�wszy dyrektor zacz��:
- W czasach, gdy Pan Nasz Ford by� jeszcze na ziemi, �y� ch�opiec nazwiskiem Rojben Rabinowicz. Rojben by� dzieckiem rodzic�w m�wi�cych po polsku. - Tu dyrektor przerwa�. - Wiecie, mam nadziej�, co to jest "polski"?
- Martwy j�zyk.
- Jak francuski i niemiecki - doda� inny student, popisuj�c si� swoj� wiedz�.
- A "rodzice"? - pyta� dyrektor RiW.
Zapad�o niepewne milczenie. Kilku ch�opc�w zarumieni�o si�. Nie nauczyli si� jeszcze dostrzega� znacz�cej, ale cz�sto nader subtelnej r�nicy mi�dzy wiedz� czyst� a niezbyt czyst�. Jeden z nich odwa�y� si� w ko�cu unie�� r�k�.
- Ludzie byli dawnej... - zawaha� si�; rumieniec obla� jego twarz. - No wi�c, oni byli �yworodni.
- Dobrze - dyrektor z aprobat� kiwa� g�ow�.
- A gdy dzieci zosta�y wybutlowane...
- Urodzone - poprawi� dyrektor.
- No, to wtedy oni byli rodzicami... to znaczy nie dzieci, tylko tamci drudzy - biedny ch�opiec ze zmieszania traci� g�ow�.
- Kr�tko m�wi�c - podsumowa� dyrektor - rodzice to ojciec i matka. - Nieprzyzwoito�� w funkcji wiedzy faktycznej wdar�a si� gwa�townie pomi�dzy ch�opc�w, milcz�cych i patrz�cych w Ziemi�.
- Matka - powt�rzy� g�o�no, wpajaj�c im t� wiedz�; potem, odchylaj�c si� w fotelu, stwierdzi� z powag�: - S� to nieprzyjemne fakty, wiem. Jednak�e wi�kszo�� fakt�w historycznych jest nieprzyjemna.
Powr�ci� do ma�ego Rojbena - do ma�ego Rojbena, w kt�rego pokoju ojciec i matka (trach, trach!) przez nieuwag� zostawili pewnego wieczoru w��czone radio.
(Trzeba wam bowiem pami�ta�, �e w owych czasach ordynarnej rozrodczo�ci �yworodnej dzieci wychowywali rodzice, nie za� pa�stwowe o�rodki warunkowania).
Gdy dziecko spa�o, rozg�o�nia londy�ska nadawa�a program; nast�pnego rana, ku zdumieniu trach trach (co odwa�niejsi ch�opcy wymienili u�mieszki) ch�opca, ma�y Rojben po przebudzeniu powt�rzy� s�owo w s�owo d�ugi wyk�ad tego osobliwego starego pisarza ("jednego z nielicznych, kt�rych dzie�om pozwolono przetrwa�") George"a Bernarda Shawa, kt�ry m�wi� w�wczas, jak podaje dobrze potwierdzona tradycja, o swoim talencie pisarskim. Trach trach (perskie oko i �mieszki) ma�ego Rojbena nic z tego wyk�adu rzecz jasna nie zrozumieli i s�dz�c, �e ich dziecko oszala�o, pos�ali po doktora. Ten na szcz�cie zna� angielski, rozpozna� odczyt wyg�aszany przez Shawa w radio poprzedniego wieczoru, u�wiadomi� sobie wag� wydarzenia i opisa� ten przypadek w prasie medycznej.
- Tak odkryto zasad� nauki przez sen, hipnopedii. - Dyrektor RiW dramatycznie zawiesi� g�os.
Zasada zosta�a odkryta, ale musia�o up�yn�� jeszcze wiele, wiele lat, nim znalaz�a faktyczne zastosowanie.
- Przypadek ma�ego Rojbena mia� miejsce zaledwie dwadzie�cia trzy lata po tym, jak na rynku ukaza� si� pierwszy model T dzie�a Pana Naszego Forda. - (Tu dyrektor uczyni� na wysoko�ci �o��dka znak litery "T", a wszyscy studenci nabo�nie zrobili to samo). - Jednak�e...
Studenci skrobali szale�czo. Hipnopedia, pierwsze zastosowanie A.F. 214.
DIaczego nie wcze�niej? Dwie przyczyny: a)...
- Te wczesne eksperymenty - m�wi� dyrektor RiW - by�y na fa�szywej drodze. Badacze s�dzili, �e hipnopedia mo�e sta� si� narz�dziem kszta�cenia intelektualnego...
(Ch�opczyk �pi na prawym boku, wyci�gni�te prawe rami� zwisa z kraw�dzi ��ka. Z
otworu w �ciance pude�ka dobiega �agodny g�os:
"Nil jest najd�u�sz� rzek� Afryki i drug� co do d�ugo�ci w �wiecie. Chocia� o wiele kr�tszy ni� Missisipi-Missouri, Nil stoi na czele wszystkich rzek pod wzgl�dem d�ugo�ci zlewiska, kt�re rozci�ga si� na obszarze trzydziestu pi�ciu stopni szeroko�ci geograficznej".
Nast�pnego dnia przy �niadaniu kto� pyta:
- Tomeczku, jaka jest najd�u�sza rzeka w Afryce? - Przecz�cy ruch g�ow�. - Ale przecie� pami�tasz co�, co zaczyna si� od: Nil jest...
- Nil-jest-najd�u�sz�-rzek�-Afryki-i-drug�-co-do-d�ugo�ci-w-�wiecie... - S�owa p�dz� jedno za drugim. - Chocia�-o-wiele-kr�tszy-ni�...
- No w�a�nie, wi�c jaka jest najd�u�sza rzeka Afryki?
T�pe spojrzenie:
- Ja nie wiem.
- Ale�, Tomeczku, Nil.
- Nil-jest-najd�u�sz�-rzek�-Afryki-i-drug�...
- Kt�ra rzeka jest wi�c najd�u�sza, Tomeczku?
Tomeczek wybucha p�aczem.
- Ja nie wiem - ryczy).
�w p�acz, obja�nia� dyrektor, zniech�ci� pierwszych badaczy. Eksperymenty zarzucono. Zaprzestano pr�b uczenia dzieci przez sen d�ugo�ci Nilu. Jak najs�uszniej. Nie mo�na nabywa� wiedzy, dop�ki si� cz�owiek nie dowie, czego to wszystko dotyczy.
- Nale�a�o natomiast zacz�� kszta�cenie mora1ne - oznajmi� dyrektor, wiod�c grup� ku drzwiom.
Studenci post�powali za nim, desperacko bazgrz�c w marszu, a tak�e w czasie jazdy wind� wzwy�. - Kszta�cenie moralne, kt�re nigdy, w �adnych warunkach, nie powinno by� rozumowe.
"Cisza, cisza", szepta� g�o�nik, gdy wysiedli na czternastym pi�trze; "cisza, cisza", niestrudzenie powtarza�y co chwila na ka�dym korytarzu grzmi�ce usta. Studenci, a nawet dyrektor, odruchowo zacz�li i�� na palcach. Byli rzecz jasna alfami, ale nawet alfy s� nale�ycie kszta�towane. "Cisza, cisza". Powietrze czternastego pi�tra sycza�o imperatywem kategorycznym.
Po pi��dziesi�ciu jardach st�pania na palcach dotarli do drzwi, kt�re dyrektor ostro�nie uchyli�. Przekroczyli pr�g i zanurzyli si� w p�mrok sypialni o zamkni�tych okiennicach. Wzd�u� �ciany sta�o rz�dem osiemdziesi�t ��eczek. S�ycha� by�o odg�osy lekkich regularnych oddech�w oraz ci�g�e mruczenie, niczym bardzo cicha rozmowa dobiegaj�ca gdzie� z oddali.
Gdy weszli, piel�gniarka wsta�a i wypr�y�a si� na baczno�� przed dyrektorem.
- Jaka lekcja jest dzi� po po�udniu? - spyta�.
- Przez pierwsze czterna�cie minut mieli�my elementarne wychowanie seksualne - odpowiedzia�a. - Teraz idzie elementarna �wiadomo�� klasowa.
Dyrektor powoli kroczy� wzd�u� d�ugiego szeregu ��eczek. Osiemdziesi�cioro ch�opc�w i dziewczynek, r�owiutkich i �pi�cych spokojnie, le�a�o oddychaj�c z cicha. Spod ka�dej poduszki dobiega� szept. Dyrektor RiW przystan�� i pochylaj�c si� nad ��eczkiem nas�uchiwa� uwa�nie.
- M�wi�a pani: elementarna �wiadomo�� klasowa? Mo�e pos�uchamy tego z g�o�nika.
Na ko�cu sali ze �ciany wystawa� przeka�nik. Dyrektor podszed� do� i nacisn�� guzik.
"... wszystkie nosz� odzie� zielon�", m�wi� cichy, lecz bardzo wyra�ny g�os, zaczynaj�c od �rodka zdania, "za� dzieci delty nosz� odzie� khaki. Och nie, z dzie�mi deltami nie chcia�bym si� bawi�. A epsilony s� jeszcze gorsze. S� tak g�upie, �e nawet nie umiej� czyta� ani pisa�. Ponadto ubieraj� si� na czarno, a to taki wstr�tny kolor. Ach, jak si� ciesz�, �e jestem bet�".
Chwila pauzy, potem g�os m�wi� dalej:
"Dzieci alfy nosz� odzie� szar�. Pracuj� du�o ci�ej ni� my, bo s� tak strasznie, strasznie m�dre. Naprawd� ogromnie si� ciesz�, �e jestem bet�, bo nie musz� tak ci�ko pracowa�. A poza tym jeste�my o wiele lepsze ni� gammy i delty. Gammy s� g�upie. One wszystkie nosz� odzie� zielon�, dzieci delty za� nosz� odzie� khaki. Och nie, z dzie�mi deltami nie chcia�bym si� bawi�. A epsilony s� jeszcze g�upsze. S� tak g�upie, �e..."
Dyrektor nacisn�� wy��cznik. G�os umilk�. Jedynie jak w�asne s�abe echo pomrukiwa� nadal spod osiemdziesi�ciu poduszek.
- Do chwili przebudzenia zostanie im to powt�rzone jeszcze ze czterdzie�ci lub pi��dziesi�t razy, potem znowu w czwartek i sobot�. Sto dwadzie�cia powt�rze� trzy razy na tydzie� przez trzydzie�ci miesi�cy. A potem przejd� do trudniejszej lekcji.
R�e i elektrowstrz�sy, kolor khaki delt i wo� asafetydy - nierozerwalnie spojone, zanim jeszcze dziecko nauczy si� m�wi�. Lecz warunkowanie bezs�owne jest powierzchowne i toporne, nie potrafi wpoi� bardziej z�o�onych typ�w zachowa�. Do tych cel�w potrzeba s��w, lecz s��w nie anga�uj�cych rozumu. Kr�tko m�wi�c, potrzeba hipnopedii.
- Tej najpot�niejszej si�y wszechczas�w w zakresie umoralniania i socjalizacji.
Studenci zapisali w kajetach. Z pierwszej r�ki.
Jeszcze raz dyrektor dotkn�� wy��cznika.
"... tak strasznie, strasznie m�dre", m�wi� cichy, sugestywny, niestrudzony g�os. "Naprawd� ogromnie si� ciesz�, �e jestem bet�, bo..."
Nie tyle krople wody, cho� woda istotnie dr��y najtwardszy nawet kamie�; raczej krople roztopionego wosku, krople, kt�re przywieraj� do tego, na co spadn�, wtapiaj� si� w to, wgryzaj�, a� w ko�cu kamie� jest jedn� wielk� czerwon� kropl�.
- A� w ko�cu umys� dziecka sam jest tymi tre�ciami, kt�re mu s� sugerowane, a suma tych tre�ci jest umys�em dziecka. I nie tylko dziecka. Tak�e umys�em doros�ego - na ca�e �ycie. Umys�em, kt�ry ocenia, pragnie i wybiera - ca�y z�o�ony z owych tre�ci. Jednak�e wszystkie te tre�ci s� naszymi tre�ciami! - dyrektor niemal krzycza� w uniesieniu. - Tre�ci pa�stwowe. - Uderzy� pi�ci� w st�. - Wynika st�d...
Ha�as za jego plecami kaza� mu si� odwr�ci�.
-O, Fordzie! - powiedzia� zmienionym tonem. - Co ja zrobi�em, dzieci si� zbudzi�y.
ROZDZIA� TRZECI
Na zewn�trz, w ogrodzie, dzieci mia�y czas wolny. W gor�cym czerwcowym s�o�cu sze��set lub siedemset nagich dziewcz�t i ch�opc�w ugania�o z wrzaskiem po trawnikach, gra�o w pi�k� lub siedzia�o parami b�d� tr�jkami w�r�d kwitn�cych krzew�w. Kwit�y r�e, dwa s�owiki wy�piewywa�y w g�stwinie, od lip dobiega�y niesk�adne pienia kuku�ki. W sennym powietrzu unosi�o si� brz�czenie pszcz� i helikopter�w.
Dyrektor i jego studenci stali przez chwil� przypatruj�c si� grze "b�k do r�k". Dwudziestka dzieci sta�a kr�giem wok� wie�y ze stali chromowej. Pi�k� rzucano tak, by upad�a na platform� na szczycie wie�y, sk�d stacza�a si� do wn�trza, pada�a na szybko wiruj�ce ko�o, p�d wyrzuca� j� przez kt�ry� z licznych otwor�w wyci�tych w cylindrycznej obudowie, i wtedy nale�a�o j� �apa�.
- A� dziw bierze - zaduma� si� dyrektor, gdy ruszyli dalej - dziw bierze, i� nawet w czasach Pana Naszego Forda wi�kszo�� gier nie wymaga�a �adnego sprz�tu poza jedn� czy dwiema pi�kami, pewn� liczb� kijk�w i mo�e jeszcze kawa�kiem siatki. Pomy�lcie tylko, co za g�upota pozwala� ludziom na z�o�one gry, kt�re zarazem nie przyczyniaj� si� w og�le do wzrostu spo�ycia. Czyste szale�stwo. Dzi� zarz�dcy nie zezwol� na �adn� now� gr�, kt�ra nie b�dzie wymaga� oprzyrz�dowania co najmniej takiego jak w najbardziej z�o�onych spo�r�d ju� istniej�cych gier.
Przerwa� na chwil�.
- Urocza parka - powiedzia� wskazuj�c palcem.
Na ma�ym trawiastym skwerku po�r�d wysokich zaro�li wrzosu �r�dziemnomorskiego dwoje dzieci, ch�opczyk mo�e siedmioletni i starsza ode� chyba o rok dziewczynka, zajmowa�o si� pierwsz� gr� mi�osn�, nader powa�nie i z ca�� uwag� naukowc�w skupionych nad rozpracowaniem �wie�ego odkrycia.
- Urocza, urocza! - powt�rzy� dyrektor z rozmarzeniem.
- Urocza - zgodzili si� uprzejmie ch�opcy. Ich u�miechy mia�y w sobie jednak odcie� wy�szo�ci. Zbyt niedawno zarzucili takie dziecinne igraszki, by m�c je teraz ogl�da� bez pogardy. Urocza? Ale� to dwoje g�uptask�w i tyle. Po prostu dzieciaki.
- Zawsze uwa�am... - ci�gn�� dyrektor tym samym afektowanym tonem, ale przerwa� mu g�o�ny p�acz dziecka.
Spo�r�d pobliskich zaro�li wy�oni�a si� piel�gniarka, prowadz�c za r�k� wyj�cego ch�opczyka. Wyl�kniona dziewczynka drepta�a za piel�gniark�.
- Co si� dzieje? - zapyta� dyrektor.
Piel�gniarka wzruszy�a ramionami.
- Nic takiego - odpowiedzia�a. - Po prostu ch�opiec jest niech�tny zwyk�ym grom mi�osnym. Zauwa�y�am to ju� raz czy dwa. A dzisiaj znowu. W�a�nie si� rozrycza�...
- Jak s�owo daj� - odezwa�a si� wyl�kniona dziewczynka. - Ja mu nie chcia�am zrobi� krzywdy ani w og�le. Jak s�owo daj�.
- Oczywi�cie. �e nie chcia�a�, kochanie - pociesza�a j�. piel�gniarka. - Dlatego - m�wi�a dalej do dyrektora - prowadz� go do zast�pcy kierownika poradni psychologicznej. �eby stwierdzi�, czy wszystko jest w porz�dku.
- S�usznie - powiedzia� dyrektor. - Prosz� go tam zabra�. Ty zosta�, dziewczynko - doda�, gdy piel�gniarka odchodzi�a ze swym ci�gle rozryczanym podopiecznym. - Jak si� nazywasz?
- Polly Trocka.
- I bardzo pi�knie - rzek� dyrektor. - No tu biegaj, spr�buj sobie znale�� jakiego� innego ch�opczyka do zabawy.
Dziecko skoczy�o mi�dzy krzewy i znik�o.
- Wspania�e stworzonko! - zawo�a� dyrektor spogl�daj�c za ni�. Potem, odwracaj�c si� do student�w, m�wi�:
- To, co teraz wam powiem, mo�e brzmie� niewiarygodnie. Jednak�e je�li nie jest si� obznajomionym z histori�, wi�kszo�� fakt�w z przesz�o�ci brzmi niewiarygodnie.
Wy�o�y� im wi�c t� zdumiewaj�c� prawd�. Przez bardzo d�ugi okres przed narodzinami Pana Naszego Forda, a nawet przez szereg pokole� p�niej, dzieci�ce gry erotyczne uwa�ano za nienormalne (ryk �miechu); nie tylko nawet za nienormalne - wr�cz za niemoralne (nie mo�e by�); dlatego surowo je t�piono.
Na twarzach s�uchaczy pojawi� si� wyraz niedowierzania. Nie pozwalano si� bawi� biednym dzieciakom? Nie mogli uwierzy�.
- Nawet m�odzie�y - m�wi� dyrektor RiW nawet m�odzie�y takiej jak wy...
- Niemo�liwe!
- Pr�cz odrobiny ukrytego autoerotyzmu i homoseksualizmu nie pozwalano na nic.
- Na nic?
- Zwykle a� do dwudziestego roku �ycia.
- Dwudziestego? - zawt�rowali studenci ch�rem g�os�w pe�nych najwy�szej niewiary.
- Dwudziestego - potwierdzi� dyrektor. - Uprzedza�em, �e uznacie to za niewiarygodne.
- A co by�o potem? - pytali. - Jakie skutki?
- Skutki by�y straszne. - G��boki, d�wi�czny glos wdar� si� w rozmow�.
Rozejrzeli si� woko�o. Na skraju grupki sta� kto� obcy - m�czyzna �redniego wzrostu, czarnow�osy, o haczykowatym nosie, pe�nych czerwonych wargach, oczach ciemnych i nadzwyczaj przenikliwych.
- Straszne - powt�rzy�.
Dyrektor RiW, kt�ry wcze�niej przysiad� by� na jednej ze stalowych, wy�o�onych gum� �aweczek por�cznie rozsianych po ogrodzie, na widok przybysza zerwa� si� na r�wne nogi i skoczy� naprz�d z rozpostartymi ramionami i wylewnym u�miechem.
- Pan zarz�dca. C� za radosna niespodzianka!
Ch�opcy, co tak stoicie? To jest pan zarz�dca, Jego Fordowska Wysoko�� Mustafa Mond.
W czterech tysi�cach pomieszcze� O�rodka cztery tysi�ce elektrycznych zegar�w r�wnocze�nie wybi�o czwart�. Z g�o�nik�w odezwa�y si� bezcielesne g�osy:
"Pierwsza dzienna zmiana wolna. Druga zmiana przejmuje. Pierwsza dzienna zmiana..."
W windzie, w drodze na g�r� do przebieralni Henryk Foster i wicedyrektor dzia�u przeznaczenia ostentacyjnie odwracali si� plecami do Bernarda Marksa z biura psychologicznego: odwracali si� od jego niesmacznej reputacji.
Lekki szum i stukot urz�dze� nadal wirowa� w purpurowym powietrzu sk�adu embrion�w. Zmiany personelu przychodzi�y i odchodzi�y, jedna purpurowa, zniszczona toczniem twarz ust�powa�a miejsca innej, majestatycznie, uparcie pe�z�y przeno�niki z �adunkiem przysz�ych m�czyzn i kobiet.
Lenina Crowne ra�no ruszy�a ku drzwiom.
Jego Fordowska Wysoko�� Mustafa Mond! Witaj�cym go studentom oczy wy�azi�y z orbit. Mustafa Mond! Zarz�dca na Europ� Zachodni�! Jeden z dziesi�ciu zarz�dc�w �wiata. Jeden z dziesi�ciu..., a tu on siada sobie na �awce obok dyrektora RiW, chyba zostanie, tak, zostanie, przem�wi do nich... z pierwszej r�ki. Z r�ki Forda samego.
Dwoje opalonych na br�z dzieci wy�oni�o si� z zaro�li, patrzy�o na nich przez chwil� wielkimi, zdziwionymi oczyma, potem powr�ci�o do swoich zabaw po�r�d listowia.
- Pami�tacie wszyscy - rzek� zarz�dca swym silnym, g��bokim g�osem - pami�tacie wszyscy, jak s�dz�, ow� pi�kn�, natchnion� sentencj� Pana Naszego Forda: Historia to bujda. Historia - powt�rzy� dobitnie - to bujda.
Machn�� d�oni�; wygl�da�o to tak, jak gdyby jak�� niewidzialn� miote�k� z pi�r zmi�t� resztk� kurzu, a �w kurz to by�a Harappa, to by�o chaldejskie Ur; jak gdyby zmi�t� paj�czyn�, a ta paj�czyna to by�y Teby, Babilon, Knossos i Mykeny. Szur, szur - i nie ma Odyseusza, Hioba, Gautamy i Jezusa. Szur - i znikaj� resztki staro�ytnego kurzu zwanego Ateny, Rzym, Jerozolima i Pa�stwo �rodka. Szur - i ju� opr�nione miejsce po Italii. Szur, katedry, szur, szur Kr�l Lear i My�li Pascala. Szur, pasja; szur, requiem; szur, symfonia; szur...
- Henryk, idziesz wieczorem na czuciofilm? zapyta� wicedyrektor dzia�u przeznaczenia. - S�ysza�em, �e ten nowy w "Alhambrze" jest znakomity. Jest tam scena mi�osna na nied�wiedziej sk�rze, podobno wspania�a. Odtworzyli ka�dy w�osek sier�ci. Niezwyk�e efekty dotykowe.
- Dlatego w�a�nie nie uczy si� was historii - rzek� zarz�dca. - Teraz jednak nadesz�a chwila...
Dyrektor RiW spojrza� na� z niepokojem. Istnia�y osobliwe pog�oski o ukrytych w sejfie pracowni zarz�dcy starych zakazanych ksi��kach. Biblia, poezja - Ford jeden wie co.
Mustafa Mond k�tem oka dostrzeg� to zaniepokojone spojrzenie i k�ciki jego czerwonych warg wygi�y si� ironicznie.
- W porz�dku, dyrektorze - powiedzia� z odcieniem lekkiego szyderstwa w g�osie - nie b�d� ich psu�.
Dyrektor zmiesza� si�.
Kto czuje si� wzgardzony, ch�tnie sam przybiera pogardliwy wyraz twarzy. U�mieszek Bernarda Marksa by� pogardliwy. Ka�dy w�osek sier�ci, te� co�!
- B�d� musia� si� wybra� - powiedzia� Henryk Foster.
Mustafa Mond pochyli� si� do przodu i dla podkre�lenia swych s��w potrz�sa� przed studentami d�oni� z wyprostowanym palcem wskazuj�cym.
- Spr�bujcie sobie u�wiadomi�, co to znaczy�o mie� �yworodn� matk�.
Zn�w nieprzyzwoito��. Teraz jednak �adnemu ze student�w nawet do g�owy nie przysz�o si� u�miechn��.
- Spr�bujcie sobie wyobrazi�, co znaczy�o "�y� na �onie rodziny".
Spr�bowali. Jednak�e najwidoczniej bez �adnego skutku.
- A czy wiecie, co to by� "dom rodzinny"?
Potrz�sali g�owami; nie wiedz�.
Ze swej purpurowej piwnicy Lenina Crowne pofrun�a przez siedemna�cie pi�ter w g�r�, po wyj�ciu z windy skr�ci�a w prawo, przesz�a d�ugim korytarzem i otwar�szy drzwi z napisem "Przebieralnia �e�ska", zanurzy�a si� w osza�amiaj�cy chaos ramion, piersi i bielizny. Strumienie gor�cej wody wpada�y do setki wanien lub z nich wycieka�y. Dudni�c i sycz�c osiemdziesi�t aparat�w pr�niowych do masa�u wibracyjnego ugniata�o i oblepia�o j�drne i opalone cia�a osiemdziesi�ciu doskona�ych egzemplarzy samiczych. Ka�da z kobiet m�wi�a mo�liwie najg�o�niej. Szafa graj�ca muzyk� syntetyczn� s�czy�a solo superkornetu.
- Cze�� Fanny - powiedzia�a Lenina do m�odej kobiety, kt�ra mia�a tu� obok sw�j wieszak i szafk�.
Fanny pracowa�a w dziale butlacji i jej nazwisko tak�e brzmia�o "Crowne". Jednak�e dwumiliardowa populacja globu mia�a tylko dziesi�� tysi�cy nazwisk, zbie�no�� nie by�a wi�c zbyt zadziwiaj�ca.
Lenina rozsun�a zamek b�yskawiczny - w d� wzd�u� �akietu, dalej obur�cz dwa zamki przy spodniach i dalej w d�, aby zdj�� bielizn�. Jeszcze w butach i po�czochach skierowa�a si� ku �azienkom.
Dom, dom rodzinny - kilka ma�ych pokoi g�sto zaludnionych przez m�czyzn�, kobiet� rodz�c� co pewien czas oraz przez tabun ch�opc�w i dziewcz�t w r�nym wieku. Brak powietrza, brak miejsca; nie do�� wyja�owione wi�zienie; mrok, choroby, smr�d.
(Opowie�� zarz�dcy by�a tak wyrazista, �e jeden z ch�opc�w, bardziej wra�liwy od pozosta�ych, s�uchaj�c poblad� i zbiera�o mu si� na wymioty).
Lenina wysz�a z �azienki, wytar�a si�