33

Szczegóły
Tytuł 33
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

33 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 33 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

33 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Henryk Sienkiewicz "Pan Wo�odyjowski" spis tre�ci analiza utworu str. 2 tre�� str. 6 Powie�� drukowana w latach 1887-1888, wydanie osobne - 1888 r. Akcja toczy si� na kresach wschodnich podczas wojny polsko- tureckiej za panowania Micha�a Wi�niowieckiego Kompozycja i fabu�a Pocz�tkowe rozdzia�y pe�ni� funkcj� ekspozycyjn� zar�wno w stosunku do ca�o�ci powie�ci jak i do jej cz�ci pierwszej: Wst�p: narrator relacjonuje losy Micha�a Wo�odyjowskiego (pozosta� kawalerem, poniewa� wpierw wyjecha� do Wiednia, by uzyska� zgod� na �lub od opiekunki narzeczonej, ksi�nej Wi�niowieckiej, a nast�pnie walczy� na Ukrainie i pos�owa� na Krym), I rozdz.: jesie� 1668, Wodokty, Kmicicowie spodziewaj� si� pierwszego dziecka. Przyby�y z wizyt� pan Char�amp opowiada o rozpaczy "ma�ego rycerza" wywo�anej niespodziewanym zgonem Anusi Borzobohatej Krasie�skiej i prosi o pomoc, Ole�ka wysy�a m�a za Skrzetuskimi i Zag�ob�, kt�rzy udali si� w podr� w Kaliskie, pan Andrzej odnajduje ich w Burzcu. Zag�oba postanawia ratowa� przyjaciela, podr� przed�u�a si�, poniewa� ciesz�cy si� autorytetem szlachty Zag�oba raz po raz natrafia na rozpolitykowane grupy pod��aj�ce na sejm konwokacyjny (5 listopada). W Mi�sku dowiaduje si�, �e wybrany na pos�a Bogus�aw Radziwi�� ma zamiar ubiega� si� o tron. Wstrz��ni�ty postanawia udaremni� jego plany, w Warszawie spotyka Hasslinga-Ketlinga, kt�ry ofiarowuje mu go�cin� w swym dworku na Mokotowie i przyrzeka pomoc w udaremnieniu plan�w Radziwi��a, w czasie obrad sejmu Ketling zg�asza w�tpliwo��, co do prawomocno�ci wyboru ksi�cia na pos�a, a z galerii Zag�oba zarzuca Radziwi��owi zdrad�, w obecno�ci Jana Sobieskiego dochodzi do utarczki s�ownej pomi�dzy Zag�ob� a ksi�ciem. Dowcip pana Onufrego i jego nieprzejednanie wobec zdrajcy budzi sympati� hetmana, za� przys�uchuj�cy si� dyskursowi kasztelan krakowski, pan Warszycki informuje Zag�ob�, �e Wo�odyjowski zamierza wst�pi� do klasztoru, Zag�oba odwiedza w klasztorze brata Jerzego i sprytnie nak�ania do wizyty u "�miertelnie chorego" Ketlinga, w dworku czekaj� ju� dawni przyjaciele i hetman Sobieski, kt�ry ostatecznie odwodzi rycerza od zamiaru z�o�enia �lub�w zakonnych Trzy kr�gi fabularne zwi�zane z r�nymi miejscami pobytu g��wnych postaci; ka�dy stanowi odr�bn� ca�o�� o sp�jnej i zamkni�tej kompozycji oraz w�asnej tematyce: Opowie�� o mi�o�ci - 20 pierwszych rozdzia��w, (dworek Ketlinga na Mokotowie) - �rodowisko �redniozamo�nej szlachty. Wydarzenia koncentruj� si� wok� perypetii mi�osnych: Basi, Krzysi, Ketlinga, Wo�odyjowskiego. W prowadzeniu intrygi niema�� rol� odgrywa Zag�oba. w dworku zamieszkuje siostra Wo�odyjowskiego, �ona stolnika latyczkowskiego, pana Makowieckiego z dwu podopiecznymi, Krystyn� Drohojewsk� i Barbar� Jeziorkowsk�, pan Zag�oba, upodobawszy sobie pe�nego werwy trzpiota, Basi�, postanawia wyswata� ja z panem Micha�em, ale Wo�odyjowskiemu do serca przypada stateczna Krzysia, hetman przysy�a do Wo�odyjowskiego Adama Nowowiejskiego z poleceniem, by rycerz obj�� na Ukrainie komend� po panu Ruszycu, rych�e rozstanie zbli�a m�odych, podczas kuligu pan Micha� i Krzysia sk�adaj� sobie �luby wierno�ci, oficjalnie jednak nie og�aszaj� zar�czyn, z Kurlandii powraca Ketling i od pierwszego wejrzenia zakochuje si� w Krzysi. Zag�oba patronuje jego zamiarom. Panna odwzajemnia uczucie pi�knego rycerza, ale dr�czy si� wcze�niejszym przyrzeczeniem danym Wo�odyjowskiemu, podczas zwiedzania zamku kr�lewskiego Ketling o�wiadcza si� Drohojewskiej, ale ta o�wiadcza, �e cho� mi�uje go z ca�ej duszy, postanawia� wst�pi� do klasztoru, do Zag�oby przybywa ksi�dz podkanclerzy Olszowski. Znakomity go�� zyskuje przychylno�� pana Onufrego w planach osadzenia na tronie "Piasta" - Micha�a Korybuta Wi�niowieckiego, do Warszawy powraca pan Wo�odyjowski. Dowiaduje si� o planach Krzysi, ale ca�� prawd� wyznaje mu Basia, roz�alona oboj�tno�ci� "ma�ego rycerza", kt�rego skrycie kocha. Pan Micha� rusza, by zabi� rywala. Szybko jednak okazuje si�, �e opanowa� gniew i usuwa si� z drogi zakochanym. Impulsywna Basia o�wiadcza mu si�, a wzruszony rycerz z wdzi�czno�ci� przyjmuje ofiarowan� sobie r�k� Opowie�� o wojenno-awanturniczych przygodach (Dzikie Pola, stanica w Chreptiowie). Na tle �ycia i wojennych uwik�a� mieszka�c�w szczeg�lnie wyra�nie rysuje si� w�tek tajemniczego Tatara - Azji. Jest on si�� sprawcz� i przyczyn� ci�gu wydarze� maj�cych sensacyjno-przygodowy przebieg. m�oda para osiad�a nieopodal Kamie�ca, a jedynym zmartwieniem szcz�liwych ma��onk�w jest brak oczekiwanego od trzech lat potomka, lato 1671 r., wie� Soko��w. Zag�oba przywozi Wo�odyjowskiemu rozkaz obj�cia komendy w Chreptowie. Rusza sam, ale obiecuje rych�o przys�a� po �on�. po trzech tygodniach po Basi� przybywa oddzia� dowodzony przez Tatara, Azj� Mellechowicza. Podczas podr�y m�odzie�cowi zdarza si� wypadek, a troskliwa opieka pani Wo�odyjowskiej staje si� pocz�tkiem afektu Azji do Basi, obecno�� pana Wo�odyjowskiego przywr�ci�a spok�j w okolicy, a Basia organizuje przyj�cia i zabawy przy muzyce, podczas jednej z uczt pan Nienaszyc opowiada o wyprawie na Krym w poszukiwaniu uprowadzonej przez Tatar�w siostry i porwaniu przeze� trzyletniego Azji Tuhaj-bejowicza. Dziecko odebrano panu Nienaszy�skiemu na terenie Rzeczypospolitej (uczynili to zb�jcy, z kt�rymi podj�� wypraw� w tatarskie ziemie). Dalszy los ma�ego Azji nie by� znany, �o�nierze zatrzymuj� tatarskiego pos�a z listami do Mellechowicza. Okazuje si�, �e Tatar prowadzi potajemne pertraktacje z dow�dcami oddzia��w, kt�rzy zbiegli na stron� tureck�, w sprawie ich ewentualnego powrotu do s�u�by. Ma na to zgod� hetmana (jest postaci� tajemnicz�, unika spotkania z Nowowiejskim, porusza go historia porwanego synka Tuhaj-beja), Basia bierze udzia� w likwidacji bandy Azja-beja, przyby�y w odwiedziny do syna pan Nowowiejski rozpoznaje w Azji parobka przygarni�tego jako bezdomne dziecko (umkn��, kiedy szlachcic zorientowa� si�, �e romansuje z jego c�rka, Ewa). Dumny Tatar wyznaje, �e to on jest zaginionym synem Tuhaj-beja i snuje plany pozostania tatarskim hetmanem na Ukrainie (pan Bogusz rusza oznajmi� jego plany hetmanowi Sobieskiemu), Basia planuje doprowadzi� do zwi�zku pomi�dzy Azj� a Ew�, m�ody Adam Nowowiejski zakochuje si� w przebywaj�cej z matk� m�odziutkiej Zosi Boskiej, hetman odrzuca plany Azji. Zawiedziony Tatar postanawia przej�� na stron� su�tana. Zwodzi Basi� zgoda na �lub z Ew� i w czasie wyprawy do Raszowa porywa pani� pu�kownikow�, Basia ucieka, a okaleczony Azja morduje starego Nowowiejskiego, zn�ca si� nad Ewa i Zosi� Bosk�, Basia d�ugie tygodnie walczy o �ycie, a do Chrieptowa zje�d�aj� Ketlingowie. M�� Krzysi obj�� dow�dztwo nad artyleri� Kamie�ca (Sobieski przygotowuje twierdz� do obrony), m�ody Nowowiejski podejmuje si� misji zdobycia wie�ci o ruchach wojsk tureckich. Chwyta Azj� i z pomoc� okrutnego Lu�ni, m�ci si� za doznane krzywdy, zadaj�c Tuha-bejowiczowi straszliw� �mier� na palu, Wo�odyjowski, na rozkaz hetmana, zasila obron� Kamie�ca. Opowie�� o obl�eniu i obronie Kamie�ca. Obszernie wskazane t�o wydarze� oraz stosunki panuj�ce w twierdzy, do kt�rej bohaterowie przenosz� si� z woli Sobieskiego. Los bohater�w z cz�ci pierwszej splataj� si� ponownie, a wsp�lna �mier� Ketlinga i Wo�odyjowskiego stanowi jakby klamr� spinaj�ca w�tki. konflikt Wo�odyjowskiego z genera�em podolskim, Potockim (pan Micha� sprzeciwia si� narzucanej przez genera�a zasadzie zbiorowego dow�dztwa, "ma�ego rycerza wspiera biskup Lanckro�ski), punktem kulminacyjnym w�tku jest scena z�o�enia przysi�gi w ko�ciele przez Wo�odyjowskiego i Ketlinga (obiecuj� broni� twierdzy do ostatniej kropli krwi), pobratymiec, Habersku� (stary perku�ap chocimski) za po�rednictwem sekretarza, radzi Wo�odyjowskiemu opu�ci� Kamieniec, sugeruje, �e miasto na pewno zostanie zdobyte, walki o �waniec i zdobycie miasta przez Turk�w, obfito�� wojsk z jakim pod mury Kamie�ca przybywa wezyr sk�aniaj� starszyzn� do poddania miasta, Wo�odyjowski postanawia broni� si� w starym zamku, a w noc poprzedzaj�c� ostatni� walk� �egna si� z �ona i Zag�oba, miasto poddaje si�, a Wo�odyjowski i Ketling, wierni z�o�onej przysi�dze, wysadzaj� si� w zamku, uroczysty pogrzeb bohater�w, na kt�ry przybywa hetman Sobieski, odbywa si� w Stanis�awowie. Powie�� ko�czy epilog. Narrator na�wietla wydarzenia, kt�re nast�pi�y w rok po upadku Kamie�ca (zwyci�stwo Sobieskiego pod Chocimiem). W�tek romansowy a t�o historyczne powie�ci Watek romansowy stanowi podstaw� powie�ci, jest wi�c znacznie obszerniejszy ni� w poprzednich cz�ciach Trylogii. T�em dla niego s� wydarzenia historyczne: okres bezkr�lewia po nag�ej abdykacji Jana Kazimierza. Elekcja w wyniku kt�rej an tronie zasiada (1669) Micha� Korybut Wi�niowiecki; atak Tatar�w i Turk�w (1672 r.), upadek Kamie�ca opis zwyci�stwa pod Chocimiem i wzmianka o zwyci�stwie pod Wiedniem (1683 r.) os�abiaj� wra�enie kl�ski kamie�skiej. Bohaterowie Micha� Wo�odyjowski ma sw�j historyczny pierwowz�r w Jerzym Wo�odyjowskim, pochodz�cym z drobnej szlachty podolskiej, znakomity rycerz kresowy, m�� Krystyny Jeziorkowskiej, 40-letniej wdowy po trzech m�ach. Odbywa� s�u�b� w stanicy w Chrieptowie i zgin�� w obronie Kamie�ca Podolskiego, gdy z niewiadomych przyczyn nast�pi� wybuch zgromadzonych w podziemiach zamkowych proch�w. Pozosta�e szczeg�y z dziej�w "ma�ego rycerza" s� fikcj� literack�. Prawy Polak, patriota, dzielny rycerz, odwa�ny i karny, "pierwszy �o�nierz Rzeczypospolitej". Mistrz w pojedynkach i na polu bitwy, szczeg�lnie w prowadzeniu walk podjazdowych, niezr�wnany szermierz i dow�dca. Posta� niekiedy zabawna (niski wzrost, poruszanie w�sikiem); Typowy reprezentant XVII-wiecznej szlachty kresowej, przyzwyczajony od najm�odszych lat do trud�w wojennych. Ma wrodzona �agodno�� i dobro�, kt�ra pomaga mu w zdobyciu przyjaci�; Nie zna si� na sprawach publicznych, potrafi natomiast wiernie wykonywa� rozkazy. S�u��c pod komend� Jeremiego Wi�niowieckiego, staje si� zwolennikiem prowadzonej przez niego polityki; "gospodarka, wojna i mi�o��" s� trzema porz�dkami "jego �ywota"; Kocha si� w wojnie, dysponuje du�ym do�wiadczeniem, z jego porad wojskowych korzystaj� starsi ranga rycerze; Broni�c Kamie�ca woli wysadzi� si� wraz z przyjacielem w powietrze, by nie odda� zamku Turkom. Czyni to zgodnie ze z�o�onym �lubem. Indywidualne szcz�cie sk�ada na o�tarzu ojczyzny; Uroczysty pogrzeb zostaje u�wietniony wkroczeniem do ko�cio�a hetmana Sobieskiego, powitanego przez ksi�dza okrzykiem "Salvator" (scena ta jest zapowiedzi� zwyci�skiej bitwy pod Chocimiem); Sienkiewicz nazywa Micha�a "Hektorem Kamienieckim", nawi�zuj�c do wojny troja�skiej (Hektor - najdzielniejszy obro�ca Troi) i podnosz�c w ten spos�b rang� Wo�odyjowskiego do wymiar�w symbolicznych, czyni�c ze� reprezentantem ka�dej epoki i zapewniaj�c mu uniwersalne trwanie. Basia "hajduczek" to wymarzona kandydatka na �on� Wo�odyjowskiego. Wychowana w�r�d step�w na wschodnich kresach Rzeczypospolitej, ma �o�niersk� natur� (zabija Tatara, bierze udzia� w prawdziwej bitwie, dzielnie broni si� przed Azj�). Szlachetna, dzielna, o �ywym temperamencie, trzpiot, patrzy na �wiat z humorem i daje sobie rad� w ka�dej opresji; Ma w sobie wiele godno�ci i delikatno�ci (ukrywa sw� mi�o��), kiedy jednak Krzysia zawodzi nadziejom Micha�a, sama si� mu o�wiadcza i komunikuje o tym rodzinie; Po wyj�ciu za m�� nie odst�puje rycerza �wiadoma niebezpiecze�stw, kt�re jej gro��. Ketling, Szkot osiad�y w Polsce. Rycerz, �o�nierz, nami�tny i rzewny kochanek. �yje mi�o�ci� i dla niej, potrafi swoje uczucie uj�� w s�owa, czym zyskuje sobie przychylno�� p�ci niewie�ciej; S�u�y wiernie nowej ojczy�nie i nie waha si� z�o�y� �ycia w ofierze. Krzysia w przeciwie�stwie do Basi ma natur� biern�. Delikatna, szlachetna i powa�na. Rozdarta pomi�dzy nag�ym uczuciem do pi�knego Ketlinga, a obowi�zkiem wobec Micha�a, kt�remu przyrzek�a sw� r�k�, gotowa jest i�� do klasztoru. Gdyby nie interwencja Basi nigdy nie zazna�aby kr�tkiego szcz�cia w ma��e�stwie. Azja, syn Tuhaj- beja, wychowany w�r�d Tatar�w litewskich, przyj�� nazwisko Melechowicza. S�u�y w chor�gwi Lipk�w, zdobywa stopie� oficerski, osiada na Ukrainie i marzy, by zosta� hetmanem tatarskim. Dziki, porywczy i m�ciwy zdolny jest do najwi�kszych okrucie�stw; Pokochawszy Basi� zapomina o wzgl�dach etycznych i moralnych, gotowy jest si�� przymusi� j� do odwzajemnienia uczu�; Ponosi straszliw� kar� na palu �mierci. Zag�oba to typowy Sarmata, w "Panu Wo�odyjowskim" jest ju� starcem (ma ok. 90 lat). Posta� sympatyczna, cho� prezentuj�ca wiele cech negatywnych. Urodzony �artowni� i �garz, mistrz forteli, samochwa�� i spryciarz (jego wybiegi cz�sto ratuj� z opresji bohater�w powie�ci, za� dowcipy wprowadzaj� do akcji elementy komizmu). Z natury tch�rzliwy, potrafi zdoby� si� na prawdziwe bohaterstwo. wst�p Po wojnie w�gierskiej, po kt�rej odby� si� �lub pana Andrzeja Kmicica z pann� Aleksandr� Billewicz�wn�, mia� tak�e wst�pi� w zwi�zki ma��e�skie z pann� Ann� Borzobohat� Krasie�sk� r�wnie s�awny i zas�u�ony w Rzeczypospolitej kawaler - pan Jerzy Micha� Wo�odyjowski, pu�kownik chor�gwi lauda�skiej. Ale przysz�y znaczne mitr�gi, kt�re spraw� op�ni�y i przewlok�y. Panna Borzobohata by�a wychowanic� ksi�nej Jeremiowej Wi�niowieckiej, bez kt�rej pozwolenia �adn� miar� na wesele zgodzi� si� nie chcia�a, musia� wi�c pan Micha� pann� w Wodoktach z powodu niespokojnych czas�w zostawi�, a sam do Zamo�cia po pozwolenie i b�ogos�awie�stwo jecha�. Lecz nie �wieci�a mu pomy�lna gwiazda, gdy� ksi�nej w Zamo�ciu nie zasta�, kt�ra dla edukacji syna do Wiednia na dw�r cesarski si� uda�a. Wytrwa�y rycerz pod��y� za ni� i do Wiednia, cho� mu to si�a czasu zabra�o. Tam za�atwiwszy szcz�liwie sprawy, z dobr� otuch� do ojczyzny powraca�. Czasy, wr�ciwszy, zasta� niespokojne; wojsko do zwi�zku sz�o, na Ukrainie bunty trwa�y - od wschodniej �ciany nie gas� po�ar. Zaci�gano nowe wojska, aby cho� jako tako granice os�oni�. Zanim wi�c pan Micha� z powrotem do Warszawy dojecha�, zasta� listy zapowiednie na jego imi� z ramienia wojewody ruskiego wydane. Uwa�aj�c za�, �e ojczyzna zawsze przed prywat� i�� powinna, my�li o pr�dkim weselu poniecha�, a na Ukrain� ruszy�. Kilka lat w tamtych stronach wojowa� maj�c zaledwie sposobn� por� list od czasu do czasu do ut�sknionej panienki pos�a�, �yj�c w ogniu, w niewypowiedzianych trudach i pracy. Potem do Krymu pos�owa�; potem przysz�a nieszcz�liwa, domowa, z panem Lubomirskim wojna, w kt�rej po stronie kr�lewskiej przeciw bezecnikowi onemu i zdrajcy walczy�; potem pod panem Sobieskim zn�w na Ukrain� ruszy�. Ros�a st�d s�awa jego imieniowi tak znaczna, �e go powszechnie za pierwszego �o�nierza Rzeczypospolitej uwa�ano, ale lata p�yn�y mu w trosce, wzdychaniach, ut�sknieniu. A� nadszed� wreszcie rok 1668, w kt�rym z rozkazu pana kasztelana na wypoczynek odes�an, z pocz�tkiem lata po mi�� pann� pojecha� i zabrawszy takow� z Wodokt�w, do Krakowa d��y�. Ksi�na Gryzelda bowiem, kt�ra ju� by�a wr�ci�a z kraj�w cesarskich, tam go na wesele zaprasza�a, sama ofiaruj�c si� by� matk� panience. Kmicicowie zostali we Wodoktach nie spodziewaj�c si� rych�ej od Wo�odyjowskiego wiadomo�ci i zupe�nie nowym go�ciem, kt�ry si� do Wodokt�w obiecywa�, zaj�ci. Albowiem a� do tej pory Opatrzno�� odm�wi�a im dzieci; teraz mia�a nast�pi� szcz�liwa a zgodna z ich pragnieniami odmiana. By� to nadzwyczaj urodzajny rok. Zbo�a wyda�y plon tak obfity, �e gumna pomie�ci� go nie mog�y, i ca�y kraj, jak szeroki i d�ugi, okry� si� stertami. W okolicach, opustosza�ych przez wojn�, m�ody b�r ur�s� jednej wiosny tak znacznie, jak w innych czasach i przez dwa lata uro�� by nie zdo�a�. By�a obfito�� zwierza i grzyb�w w lasach, ryb w wodach, jakby ta niezwyczajna p�odno�� ziemi udzieli�a si� wszystkim istotom na niej zamieszka�ym. Przyjaciele Wo�odyjowskiego wyprowadzali st�d pomy�lne i dla jego o�enku wr�by, ale ow� losy postanowi�y inaczej. Pewnego pi�knego dnia jesieni� siedzia� sobie pod cienistym dachem letnika pan Andrzej Kmicic i popijaj�c mi�d poobiedni, spogl�da� przez obros�e dzikim chmielem kraty na �on�, kt�ra przechadza�a si� pi�knie umiecion� ulic� przed letnikiem. Niewiasta by�a urodziwa nad miar�, jasnow�osa, o pogodnej, nieledwie anielskiej twarzy. Chodzi�a z wolna i ostro�nie, bo by�o w niej pe�no powagi b�ogos�awie�stwa. Pan Andrzej Kmicic patrzy� na ni� okrutnie rozkochany. Gdzie si� ruszy�a, tam wzrok jego zwraca� si� za ni� z takim przywi�zaniem, z jakim pies wodzi oczyma za panem. Chwilami za� u�miecha� si�, bo by� z jej widoku rad bardzo, i w�sa do g�ry podkr�ca�. A w�wczas pojawia� si� w jego twarzy pewien wyraz weso�ego hultajstwa. Zna� �o�nierz by� z przyrodzenia krotofilny i za kawalerskich lat musia� moc figl�w nap�ata�. Cisz� w sadzie przerywa�y tylko odg�osy spadaj�cych na ziemi� przejrza�ych owoc�w i brz�czenie owad�w. Pogoda ustali�a si� cudnie. By� to pocz�tek wrze�nia. S�o�ce nie pra�y�o ju� za mocno, ale rzuca�o jeszcze obfite z�ote blaski. W blaskach owych l�ni�y si� czerwone jab�ka w�r�d szarych li�ci siedz�ce tak obficie, �e drzewa zdawa�y si� by� nimi oblepione. Ga��zie �liw gi�y si� pod owocem okrytym siwym woskiem. Pierwsze zapowiednie nitki paj�czyny, pouczepiane do drzew, chwia�y si� wraz z leciuchnym powiewem, tak lekkim, i� nie szele�ci� nawet li��mi. Mo�e i owa pogoda na �wiecie napawa�a tak pana Kmicica weso�o�ci�, bo oblicze rozja�nia�o mu si� coraz wi�cej. Wreszcie poci�gn�� miodu i rzek� do �ony: - Ole�ka, a p�jd� ino tu! Co� ci rzekn�. - Byle nie co� takiego, czego nierada s�ucham. - Jak mi B�g mi�y, nie! Daj ucho! To rzek�szy obj�� j� wp�, przysun�� w�sy do jej jasnych w�os�w i szepn��: - Je�li b�dzie ch�op, to niech mu b�dzie Micha�. Ona za� odwr�ci�a twarz nieco zap�onion� i odszepn�a mu z kolei: -A obieca�e� si� nie przeciwia�, �eby by� Herakliusz? - Bo widzisz, dla Wo�odyjowskiego... - Zali nie pierwsza pami�� dziada? - I mego dobrodzieja... Hm! prawda... Ale drugiemu b�dzie Micha�! Nie mo�e inaczej by�! Tu Ole�ka wstawszy pr�bowa�a si� uwolni� z r�k pana Andrzeja Kmicica, ale on, przygarn�wszy j� jeszcze silniej do siebie, pocz�� ca�owa� po ustach, po oczach, powtarzaj�c przy tym : - A m�j ty krociu, m�j tysi�cu, moje ty kochanie najmilsze! Dalsz� rozmow� przerwa� im pacho�ek, kt�ry ukaza� si� na ko�cu ulicy i szed� spiesznie ku letnikowi. - Czego chcesz? - spyta� Kmicic puszczaj�c �on�. - Pan Char�amp przyjecha� i czeka na pokojach - odrzek� pacho�. - A ow� i on sam ! - zawo�a� Kmicic na widok m�a zbli�aj�cego si� ku altanie. - Dla Boga, jak�e mu w�sy posiwia�y! Witaj, towarzyszu mi�y! witaj, stary kompanionie! To rzek�szy wypad� z altany i bieg� naprzeciw pana Char�ampa z roztworzonymi r�koma. Ale pan Char�amp sk�oni� si� naprz�d nisko Ole�ce, kt�r� za dawnych czas�w na kiejda�skim dworze u ksi�cia wojewody wile�skiego widywa�, nast�pnie przycisn�� jej d�o� do swoich niezmiernych w�s�w, za czym dopiero rzuciwszy si� w obj�cia Kmicica za�locha� na jego ramieniu. - Dla Boga, co wa�ci jest? - zawo�a� zdumiony gospodarz. - Jednemu B�g przysporzy� szcz�cia - odrzek� Char�amp -a drugiemu umkn��. Smutku za� mojego powody samemu tylko waszmo�ci opowiedzie� mog�. Tu spojrza� na pani� Andrzejow�, ona za� domy�liwszy si�, �e przy niej nie chce m�wi�, rzek�a do m�a: - Przy�l� waszmo�ciom miodu, a teraz ich samych zostawuj�... Kmicic poci�gn�� pana Char�ampa do letnika i usadowiwszy go na �awie, zawo�a�: - Co� jest? Pomocy ci trzeba? Licz�e na mnie jako na Zawisz�! - Nic mi nie jest - odpowiedzia� stary �o�nierz - �adnej te� pomocy nie potrzebuj�, p�ki t� oto r�k� i t� szabl� rucha� mog�; ale nasz przyjaciel, najgodniejszy w Rzeczypospolitej kawaler, w srogim strapieniu, nie wiem, czyli dycha jeszcze. -Na rany Chrystusa! Wo�odyjowskiemu si� co� przygodzi�o? - Tak jest! - odrzecze Char�amp, nowe strumienie �ez wypuszczaj�c.-Dowiedz si� waszmo��, �e panna Anna Borzobohata ten oto pad� opu�ci�a. - Zmar�a ! - krzykn�� Kmicic chwytaj�c si� obiema r�koma za g�ow�. - Jako ptak grotem ugodzon. Nasta�a chwila milczenia; tylko jab�ka spadaj�ce bi�y tu i owdzie ci�ko w ziemi�; tylko pan Char�amp sapa� coraz g�o�niej, p�acz hamuj�c. Kmicic za� za�ama� r�ce i powtarza� kiwaj�c g�ow�: -Mi�y Bo�e! mi�y Bo�e! mi�y Bo�e! - Waszmo�� si� nie dziw moim �luzom - rzek� wreszcie Char�amp -bo je�li wa�ci na sam� wie�� tylko o przygodzie dolor niezno�nie serce �ciska, c� dopiero mnie, kt�rym patrzy� i na jej konanie, i na jego bole�� przechodz�c� miar� przyrodzon�. Tu wszed� s�uga z g�siorkiem na tacy i drug� szklenic�, a za nim pani Andrzejowa, kt�ra przecie ciekawo�ci pokona� nie mog�a. Spojrzawszy teraz w twarz m�a i widz�c w niej g��bokie strapienie rzek�a zaraz: -Co to za wie�ci waszmo�� przywi�z�? Nie oddalajcie�e mnie. B�d� was ile si� godzi pociesza� albo zap�acz� z wami, albo rad� jakow�� pos�u��... - Ju� i w twojej g�owie rady si� na to nie znajdzie - odrzek� pan Andrzej. - Ale boj� si�, �eby� z �alu na zdrowiu szwanku nie ponios�a. A ona na to: - Si�a ja wytrzyma� umiem. Gorzej �y� w niepewno�ci... - Anusia zmar�a! - rzek� Kmicic. Ole�ka przyblad�a troch� i opu�ci�a si� ci�ko na �awk�; my�la� Kmicic, �e omdleje, ale �al wzi�� w niej g�r� nad nag�o�ci� wie�ci i p�aka� pocz�a, a obaj rycerze zawt�rowali jej zaraz. - Ole�ka - rzek� wreszcie Kmicic pragn�c my�l �ony w inn� stron� skierowa� - zali ty nie my�lisz, �e ona w raju? - Nie nad ni� ja, jeno za ni� p�acz� i nad pana Micha�owym sieroctwem, bo co do jej szcz�liwo�ci wiekuistej, chcia�abym mie� dla siebie tak� nadziej� zbawienia, jak� mam dla niej. Nie by�o nad ni� zacniejszej panienki, lepszego serca, poczciwszej! Oj! moja Anulka! moja Anulka kochana!... - Widzia�em jej �mier� - rzek� Char�amp - nie daj Bo�e nikomu mniej pobo�nej. Tu nasta�o milczenie, a� gdy im nieco �alu �zami sp�yn�o, ozwa� si� Kmicic: - Powiadaj waszmo��, jako to by�o, miodem w naj�a�o�niejszych miejscach przepijaj�c. - Dzi�kuj� - odrzek� Char�amp. - Od czasu do czasu przepij�, je�li waszmo�� do mnie przepijesz, bo b�l nie tylko za serce, ale i za gardziel jako wilk chwyta, a gdy chwyci, to bez jakowego� ratunku zgo�a zad�awi� mo�e. By�o tak. Jecha�em z Cz�stochowy w rodzinne strony, by spokoju na stare lata za�y� i na dzier�awie zasi���. Do�� mi ju� wojny, bom j� wyrostkiem praktykowa� pocz��, a teraz mam ju� wiechy siwe. Chyba �ebym ca�kiem wysiedzie� nie m�g�, to jeszcze pod jak� chor�giew rusz�; ale� owe zwi�zki wojskowe z krzywd� ojczyzny, a na pociech� nieprzyjaci� erygowane i owe domowe wojny do reszty mi Bellon� zbrzydzi�y... Mi�y Bo�e! pelikan krwi� dzieci karmi, prawda! Ale tej ojczy�nie ju� i krwi w piersiach nie staje. �widerski by� wielki �o�nierz... Niech go tam B�g s�dzi!.. - Moja Anulu najmilsza! - przerwa�a z p�aczem pani Kmicicowa -to� �eby nie ty, co by si� ze mn� i z nami wszystkimi sta�o?... Ucieczk� mi by�a i obron�! Moja Anulu kochana! S�ysz�c to Char�amp rykn�� znowu, ale na kr�tko, bo mu Kmicic przerwa� pytaniem: - A Wo�odyjowskiego gdzie� wa�� spotka�? - Wo�odyjowskiego spotka�em tako� w Cz�stochowie, gdzie oboje spoczynek umy�lili, bo si� tam po drodze ofiarowali. Zaraz mi powiedzia�, jako z narzeczon� z waszych stron do Krakowa jedzie, do ksi�nej Gryzeldy Wi�niowieckiej, bez kt�rej pozwolenia i b�ogos�awie�stwa panna �adn� miar� �lubu wzi��� nie chcia�a. Dziewczyna by�a jeszcze wonczas zdrowa, a on wes� jak ptak. "Ot - powiada - da� mi Pan B�g za moj� prac� nagrod�!" Che�pi� si� te� Wo�odyjowski (Bo�e go pociesz) niema�o i dworowa� ze mnie, �e to�my si�, widzicie waszmo�� pa�stwo, o t� pann� czasu swego wadzili i mieli�my si� sieka�. Gdzie ona teraz, nieboga? Tu rykn�� znowu pan Char�amp, ale na kr�tko, bo Kmicic zn�w mu przerwa�: - M�wisz waszmo��, �e ona by�a zdrowa? Sk�d jej tak nagle przysz�o? - �e nag�e, to nagle. Mieszka�a u pani Marcinowej Zamoyskiej, kt�ra naonczas z m�em w Cz�stochowie bawi�a. Wo�odyjowski ca�y dzie� u niej przesiadywa�, troch� na mitr�g� narzeka� i m�wi�, �e chyba za rok do Krakowa dojad�, bo ich wszyscy po drodze zatrzymuj�. I nie dziwota! Takiego �o�nierza jak pan Wo�odyjowski ka�dy rad ugo�ci�, a kto z�apie, to trzyma. Mnie te� do panny prowadza� i grozi� �miej�c si�, �e usiecze, gdybym j� rozamorowa�... Ale ona za nim �wiata nie widzia�a. Mnie te� istotnie ckliwo si� czasem czyni�o, �e to cz�ek na staro�� jako �wiek w �cianie. Nic to! A� pewnej nocy wpada do mnie Wo�odyjowski w konfuzji wielkiej. "Na Boga ! Nie wiesz gdzie jakiego medyka?" - "Co si� sta�o?"- "Chora �wiata nie poznaje!" Pytam, kiedy zachorowa�a, powiada, �e dopiero co dali mu zna� od pani Zamoyskiej. A tu noc! Gdzie szuka� medyka, kiedy tam jeno klasztor ca�y, a w mie�cie wi�cej jeszcze zgliszcz�w ni� ludzi. Wynalaz�em wreszcie felczera, a i to nie chcia� i��! musia�em go obuszkiem przygna� na samo miejsce. Ale tam ju� by� ksi�dz potrzebniejszy ni� felczer; jako� zastali�my godnego paulina, kt�ren modlitw� j� do przytomno�ci przyprowadzi�, tak �e mog�a sakramenta przyj�� i z panem Micha�em czule si� po�egna�. Na drugi dzie� z po�udnia ju� by�o po niej ! Felczer m�wi�, �e jej kto musia� co� zada�, lubo� to niepodobna, bo w Cz�stochowie czary si� nie chwytaj�. Ale co si� z panem Wo�odyjowskim dzia�o, co wygadywa�, tego ufam, �e mu Pan Jezus nie zakarbuje, bo cz�ek si� ze s�owami nie liczy, gdy go bole�� targa... Ot, m�wi� waszmo�ci (tu pan Char�amp zni�y� g�os), blu�ni� w zapami�taniu! - Dla Boga! blu�ni�? - powt�rzy� cicho Kmicic. - Wypad� od jej cia�a na sie�, z sieni na podw�rzec i tacza� si� jak pijany. Tam pi�ci do g�ry podni�s�szy pocz�� okropnym g�osem wo�a�: "Taka� mi nagroda za moje rany, za moje trudy, za moj� krew, za moj� dla ojczyzny przychylno��?!..." "Jedno jagni� (powiada) mia�em, i to mi, Panie, zabra�e�. Zbrojnego m�a (powiada) powali�, kt�ren w hardo�ci po ziemi st�pa, godna (powiada) boskiej r�ki sprawa, ale go��bia niewinnego potrafi zadusi� i kot, i jastrz�b, i kania!... i..." - Na rany boskie! - zakrzykn�a pani Andrzejowa - nie powtarzaj wa��, bo nieszcz�cie na dom �ci�gniesz! Char�amp prze�egna� si� i dalej m�wi�: - My�la�o �o�nierzysko, �e si� dos�u�y�o, a ot mu nagroda! Ha! B�g najlepiej wie, co robi, cho� tego ni rozumem ludzkim poj��, ni sprawiedliwo�ci� ludzk� odmierzy�! Zaraz tedy po onych blu�nierstwach st�a� i na ziemi� upad�, a ksi�dz nad nim egzorcyzma odprawowa�, �eby spro�ne duchy w niego nie wst�pi�y, kt�re mog�y na blu�nierstwa si� zwabi�. - Pr�dko�e przyszed� do siebie? - Z godzin� le�a� jak nie�ywy, potem zasie si� ockn�� i wr�ciwszy do swojej kwatery nikogo widzie� nie chcia�. W czasie pogrzebu przem�wi�em do niego: "Panie Michale - powiadam - miej Boga w sercu!" On nic! Trzy dni siedzia�em jeszcze w Cz�stochowie, bo mi go �al by�o odje�d�a�, alem na pr�no we drzwi ko�ata�. Nie chcia� mnie! Bi�em si� z my�lami, co czyni�, czy tentowa� d�u�ej u drzwi, czy jecha�?... Jak�e tak cz�eka bez nijakiej pociechy zostawi�? Wszelako poznawszy, �e nic nie wsk�ram, postanowi�em jecha� do Skrzetuskiego. On przecie najlepszy jego przyjaciel, a pan Zag�oba drugi; mo�e mu jako do serca trafi�, a zw�aszcza pan Zag�oba, kt�ren jest cz�owiek bystry i wie, jak do kogo przem�wi�. - I by�e� wa�� u Skrzetuskich? - By�em, ale i tu B�g nie pofortuni�, bo oboje z panem Zag�ob� wyjechali w Kaliskie, do pana Stanis�awa, rotmistrza. Nie umia� nikt powiedzie�, kiedy wr�c�. W�wczas ja sobie pomy�la�em : i tak mi droga na �mud�, wst�pi� do wa�pa�stwa dobrodziejstwa i opowiem, co si� sta�o. - Wiedzia�em to dawno, �e godny z wa�ci kawaler - rzek� Kmicic. - Nie o mnie tu chodzi, jeno o Wo�odyjowskiego - odpar� Char�amp- i przyznam si� wa�pa�stwu, �e si� wielce o niego obawiam, aby umys� mu si� nie pomiesza�... - B�g go, od tego ochroni! - rzek�a pani Andrzejowa. - Je�li go uchroni, to pewnikiem habit wdzieje, bo powiadam wa�pa�stwu, �e takiej �a�o�ci, jakom �yw, nie widzia�em... A szkoda �o�nierza! szkoda! - Jak to szkoda? To chwa�y bo�ej przyb�dzie! - ozwa�a si� zn�w Kmicicowa. Char�amp pocz�� w�sami rusza� i trze� czo�o. - Ow�, mo�cia dobrodziko... albo przyb�dzie, albo i nie przyb�dzie. Policzcie no wa�pa�stwo, ilu to on pogan i heretyk�w w �yciu zg�adzi�, czym pewnie wi�cej Zbawiciela naszego i jego Naj�wi�tsz� Matk� udelektowa� ni� niejeden ksi�dz kazaniami. Hm! Rzecz namys�u godna! ka�dy niech s�u�y chwale bo�ej, jak najlepiej umie... Ow�, widzicie pa�stwo, mi�dzy jezuitami znajdzie si� zawsze si�a od niego m�drzejszych, a takiej drugiej szabli w Rzeczypospolitej nie masz... - Prawda jest, jak mi B�g mi�y! - ozwa� si� Kmicic. - Nie wiesz waszmo��, czyli on zosta� w Cz�stochowie, czy pojecha�? - By� do chwili mego wyjazdu. Co potem uczyni�, nie wiem. Wiem jeno, �e bro� Bo�e zapami�tania, bro� Bo�e choroby, kt�ra cz�sto z desperacj� idzie w parze, sam on tam b�dzie, bez pomocy, bez krewnego, bez przyjaciela, bez pociechy. - Niech�e ci� Naj�wi�tsza Panna w cudownym miejscu ratuje, wierny przyjacielu ! - zawo�a� nagle Kmicic - kt�ry� mi tyle wy�wiadczy�, �e i brat nie uczyni�by wi�cej! Pani Andrzejowa zamy�li�a si� g��boko i d�ugi czas trwa�o milczenie, na koniec podnios�a sw� jasn� g�ow� i rzek�a: - J�drek, czy ty pami�tasz, ile�my mu winni? - Je�li zapomn�, to od psa oczu po�ycz�, bo swoimi nie b�d� �mia� na uczciwego cz�eka spojrze�! - J�drek, ty go nie mo�esz tak ostawi�. - Jak�e to? - Jed� do niego. - Oto zacne bia�og�owskie serce, oto zacna pani! - zawo�a� Char�amp chwytaj�c r�ce Kmicicowej i pokrywaj�c je poca�unkami. Ale Kmicicowi nie w smak by�a rada, wi�c pocz�� g�ow� kr�ci� i rzek�: - Ja bym dla niego na koniec �wiata pojecha�, ale... sama wiesz... �eby� to by�a zdrowa, nie m�wi�... ale sama wiesz! Bro� Bo�e strachu jakiego, jakiej przygody... Usech�bym z niespokojno�ci..: �ona pierwsza ni� najlepszy przyjaciel... Pana Micha�a mi �al... ale... sama wiesz!.. - Ja si� pod opiek� lauda�skich ojc�w zostan�. Teraz tu spokojnie, nie byle czego te� si� ul�kn�. Bez woli bo�ej w�os mi nie spadnie... A tam pan Micha� ratunku mo�e potrzebuje... - Oj, potrzebuje! - wtr�ci� Char�amp. - S�yszysz, J�drek. Ja zdrowa. Krzywda mnie od nikogo nie spotka... Wiem ja, �e ci niesporo odje�d�a�... - Wola�bym na armaty z kociub� i��! - przerwa� Kmicic. - Zali to my�lisz, �e jak ostaniesz, nie b�dzie ci gorzko, ilekro� pomy�lisz: przyjacielam zaniecha�! A jeszcze i Pan B�g w gniewie s�usznym �atwo b�ogos�awie�stwa mo�e umkn��! - S�k mi w g�ow� wbijasz. Powiadasz, �e mo�e b�ogos�awie�stwa umkn��? Tego si� boj�! - Taki przyjaciel, jak pan Micha�, to� to �wi�ty obowi�zek go ratowa�! - Ja� Micha�a kocham ca�ym sercem. Trudno!... Kiedy trzeba, to rych�o trzeba, bo tu ka�da godzina znaczy! Zaraz do stajen id�... Przez B�g �ywy, czy ju� nie ma innej rady? Licho tamtych nada�o w Kaliskie jecha�! To� mi nie o siebie chodzi, ale o ciebie, krociu najmilszy! Wola�bym maj�tno�ci straci� ni� bez ciebie jeden dzie� dycha�. Kto by mi powiedzia�, �e nie dla s�u�by publicznej ciebie odjad�, to bym mu r�koje�� po krzy�yk w g�b� wsadzi�. Obowi�zek- m�wisz? Niech�e b�dzie! Kiep, kto si� ogl�da! �eby dla kogo innego, nie dla Micha�a, nigdy bym tego nie uczyni�! Tu zwr�ci� si� do Char�ampa: - Mo�ci panie, prosz� ze mn� do stajen, konie opatrzym. A ty, Ole�ka, ka� mi �uby pakowa�. Niech tam kt�ry z lauda�skich om�otu pilnuje... Panie Char�amp, cho� ze dwie niedziele musisz wa�pan u nas posiedzie�, �ony mi dopilnujesz. Mo�e te� si� tu w okolicy jaka dzier�awa znajdzie. Bierz Lubicz! co? Chod� wa�pan do stajni! Za godzin� ruszam! Kiedy trzeba, to trzeba!.. Jako� dobrze jeszcze przed zachodem s�o�ca ruszy� rycerz, �egnany przez �on� �zami i krzy�em, w kt�rym drzazgi �wi�tego drzewa kunsztownie w z�oto by�y osadzone. A �e z dawnych lat bardzo by� pan Kmicic do nag�ych pochod�w nawyk�y, wi�c ruszywszy gna�, jakby chodzi�o o do�cigni�cie umykaj�cych z �upem Tatar�w. Dobrawszy si� do Wilna, jecha� na Grodno, Bia�ystok, a stamt�d do Siedlec si� przebiera�. Przeje�d�aj�c przez �uk�w dowiedzia� si�, �e pa�stwo Skrzetuscy z dzie�mi i panem Zag�ob� dniem przedtem powr�cili w�a�nie z Kaliskiego, wi�c postanowi� do nich wst�pi�, bo z kim�e m�g� nad ratowaniem Wo�odyjowskiego skuteczniej si� naradzi�? Przyj�li go tedy ze zdziwieniem i rado�ci�, kt�ra jednak zaraz w ci�ki p�acz si� zmieni�a, gdy im cel swego przybycia oznajmi�. Pan Zag�oba ca�y dzie� uspokoi� si� nie m�g� i nad stawem wci�� p�aka� tak rzewnie, �e jak sam p�niej powiada�: a� staw wezbra� i stawid�a trzeba by�o otwiera�. Ale wyp�akawszy si� poszed� po rozum do g�owy i oto co m�wi� na naradzie: - Jan nie mo�e jecha�, bo do kapturu obran, spraw za� b�dzie si�a, jako �e po tylu wojnach pe�no jest duch�w niespokojnych. Z tego, co jegomo�� pan Kmicic powiada, wida�, �e bociany na zim� w Wodoktach zostan�, bo je tam do inwentarza roboczego policzono i funkcj� spe�ni� musz�. Nie dziwota, �e przy takim gospodarstwie niesporo wa�panu wyrusza� w drog�, zw�aszcza �e nie wiadomo, jak d�ugo ona mo�e potrwa�. Wielkiego� serca dowi�d�, �e� wyjecha�, ale mamli szczerze radzi�, to� powiem: wracaj, gdy� tam bli�szego jeszcze konfidenta potrzeba, kt�ry by do serca nie bra�, cho�by go i ofukni�to, i widzie� nie chciano. Patientia tam potrzebna i do�wiadczenie wielkie, a waszma�� masz tylko przyja�� dla Micha�a, kt�ra w takowym wypadku non sufficit. Nie gniewaj si� jeno wa��, bo sam przyzna� musisz, �e�my obaj z Janem dawniejsi przyjaciele i wi�cej�my razem przyg�d przebyli. Mi�y Bo�e! ile� to razy on mnie, a ja jego w opresji ratowa�em! - Gdybym si� te� zrzek� funkcji deputata? - przerwa� Skrzetuski. - Janie, to s�u�ba publiczna ! - odpar� surowo Zag�oba. - B�g widzi - m�wi� strapiony Skrzetuski - �e stryjecznego mego, Stanis�awa, mi�uj� szczerym braterskim afektem, ale Micha� bli�szy mi ni� brat. - Mnie on i od rodzonego bli�szy, tym bardziej �e rodzonego nigdy nie mia�em. Nie czas si� o afekta spiera�! Widzisz, Janie, �eby to nieszcz�cie �wie�o w Micha�a uderzy�o, mo�e sam bym ci powiedzia�: daj katu kaptur i jed�! Ale policzmy, ile to ju� czasu up�yn�o, nim Char�amp z Cz�stochowy na �mud� zd��y�, a pan Andrzej ze �mudzi do nas. Teraz nie tylko trzeba do Micha�a jecha�, ale przy nim zosta�, nie tylko z nim p�aka�, ale perswadowa�; nie tylko mu Ukrzy�owanego jako przyk�ad pokazywa�, ale uciesznymi krotochwilami my�l i serce rozweseli�. Ot, wiecie, kto powinien jecha�?- ja! i pojad�! tak mi dopom� B�g! Znajd� go w Cz�stochowie, to go tu przywioz�; nie znajd�, to cho�by na Multany za nim si� powlok� i p�ty go szuka� nie przestan�, p�ki o w�asnej mocy szczypt� tabaki sobie do nozdrzech podnie�� zdo�am. Us�yszawszy to dwaj rycerze pocz�li bra� w obj�cia pana Zag�ob�, a on si� rozczuli� nieco i nad pana Micha�a nieszcz�ciem, i nad w�asnymi przysz�ymi fatygami. Przeto �zy roni� pocz��, a wreszcie, gdy ju� mia� u�cisk�w do��, rzek� : - Jeno mi za Micha�a nie dzi�kujcie, bo�cie mu nie bli�si ode mnie! Na to Kmicic: - Nie za Wo�odyjowskiego my dzi�kujemy, ale �elazne lub te� zgo�a niecz�owiecze serce musia�by mie� ten, kto by si� t� gotowo�ci� wa�pana nie wzruszy�, kt�ra w przyjacielskiej potrzebie na fatygi nie dba i na wiek wzgl�du nie ma. Inni w tym wieku o przypiecku ciep�ym jeno my�l�, a wa�pan tak sobie o d�ugiej drodze m�wisz, jakby� moje albo pana Skrzetuskiego mia� lata. Pan Zag�oba nie ukrywa� wprawdzie swych lat, ale nie lubi� w og�le, aby przy nim o staro�ci, jako o towarzyszce niedo��stwa, wspominano; wi�c cho� mia� oczy jeszcze czerwone, spojrza� bystro z pewnym niezadowoleniem na Kmicica i odpar�: - M�j mospanie! Kiedym siedmdziesi�ty si�dmy rok pocz��, ckliwo mi jako� by�o na sercu, �e to dwie siekiery nad karkiem wisia�y; ale gdy mi o�mdziesi�ty min��, taki duch we mnie wst�pi�, �e jeszcze mi �eniaczka po g�owie chodzi�a. I widzieliby�my, kto by z nas pierwszy mia� si� z czym pochwali�! - Ja� si� nie chwal�, ale waszmo�ci bym pochwa�y nie posk�pi�. - I pewnie bym wa�pana skonfundowa�, jakom pana hetmana Potockiego w obliczu kr�la skonfundowa�, kt�ren gdy mi do wieku przytyki dawa�, wyzwa�em go: kto wi�cej koz��w od razu machnie. I c� si� pokaza�o? Oto pan Rewera machn�� trzy i hajducy musieli go podnosi�, bo sam wsta� nie m�g�, a ja go naokolusie�ko objecha�em, ma�o trzydzie�ci pi�� razy fikn�wszy. Spytaj si� Skrzetuskiego, kt�ry na w�asne oczy na to patrzy�. Skrzetuski wiedzia�, �e od pewnego czasu pan Zag�oba mia� zwyczaj na niego si� we wszystkim jako na naocznego �wiadka powo�ywa�; wi�c ani okiem nie mrugn��, jeno o Wo�odyjowskim zn�w m�wi� pocz��. Zag�oba, pogr��ywszy si� w milczeniu, zamy�li� si� o czym� g��boko; na koniec po wieczerzy wpad� w lepszy humor i tak ozwa� si� do towarzysz�w: - Powiem wam to, w co by nie ka�dy rozum umia� ugodzi�. Oto mam w Bogu nadziej�, �e nasz Micha� wyli�e si� �atwiej z tego postrza�u, ni� nam si� na pocz�tku zda�o. - Da�by B�g, ale sk�d�e to waszmo�ci do g�owy przysz�o? - pyta� Kmicic. - Hm! Tu trzeba i bystrego dowcipu, kt�ry z przyrodzenia jest dany, i eksperiencji wielkiej, kt�rej w waszych latach mie� nie mo�ecie, i znajomo�ci Micha�a. Ka�den ma inn� natur�. W jednego, owo, tak nieszcz�cie uderzy, jakoby�, figuraliter m�wi�c, kamie� w rzek� wrzuci�. Niby� to woda po wierzchu tacite p�ynie, a przecie on tam na dnie le�y, a bieg przyrodzony hamuje, a zawadza, a tak okrutnie rozdziera, i b�dzie le�a�, b�dzie rozdziera�, p�ki wszystka woda do Styksu nie sp�ynie! Ty, Janie, do takich zaliczon by� mo�esz; ale takim gorzej na �wiecie, bo w nich i bole��, i pami�� nie mija. Inny zasi�, eo modo kl�sk� przyjmie, jakoby� go pi�ci� w kark hukn��. Zamroczy go zrazu, potem przyjdzie do siebie, a gdy si� siniec zgoi, to i zapomni. Oj, lepsza taka natura na tym pe�nym przyg�d �wiecie. S�uchali rycerze ze skupieniem m�drych s��w pana Zag�oby, a on rad widzia�, �e go z tak� uwag� s�uchaj�, i dalej m�wi�: - Ja Micha�a na wskr� przezna�em i B�g mi �wiadkiem, �e nie chc� mu tu przymawia�, ale tak mi si� widzi, �e on wi�cej o�enku ni� onej dziewczyny �a�owa�. Nic to, �e desperacja chwyci�a go okrutna, bo� i to nieszcz�cie, zw�aszcza dla niego, nad nieszcz�ciami. Nie wyimaginujecie sobie nawet, jak� ten ch�op mia� ochot� do o�enku. Nie masz w nim chciwo�ci �adnej ni ambicji, ni prywaty; swojego odbie�a�, fortun� tak dobrze jak utraci�, o �o�d si� nie upomina�; ale za wszystkie prace, za wszystkie zas�ugi niczego od Pana Boga i Rzeczypospolitej nie wygl�da�, jeno �ony. I to sobie w duszy wykalkulowa�, �e mu si� taki chleb nale�y; ju�, ju� mia� go w g�b� wzi���, a� tu jakoby mu kto w w�sy dmuchn��! Masz�e teraz! jedz! Co i dziwnego, �e go desperacja chwyci�a? Nie m�wi�, �eby i dziewki nie �a�owa�, ale jak mi B�g mi�y, tak o�enku wi�cej �a�uje, cho� sam przysi�g�by, �e jest przeciwnie. - Da�by B�g! - powt�rzy� Skrzetuski. - Poczekajcie, niech jeno owe rany duszne mu si� zamkn� i �wie�� sk�r� pokryj�, a obaczym, czy mu dawna ochota nie powr�ci. Periculum w tym tylko, by teraz sub onere desperacji czego� nie uczyni� albo nie postanowi�, czego by potem sam �a�owa�. Ale co si� mia�o sta�, to si� ju� sta�o, bo w nieszcz�ciu pr�dka rezolucja. M�j wyrostek ju� szatki ze skrzy� wyjmuje i uk�ada, wi�c nie m�wi� tego, �eby nie jecha�, chcia�em tylko waszmo�ci�w pocieszy�. - Znowu plastrem ojciec Micha�owi b�dziesz! - rzek� Jan Skrzetuski. - Jako i tobie by�em, pami�tasz? Bylem go tylko pr�dko znalaz�, bo si� boj�, �e si� w jakowej� pustelni przytai albo gdzie w dalekich stepach zapadnie, do kt�rych od m�odu nawyk�. Waszmo��, panie Kmicic, przymawia�e� mi do wieku, a ja ci powiem, �e je�li kiedy go�czy bojar tak z listem sun��, jako ja b�d� sun��, to mi ka�cie za powrotem nitki ze starych b�awat�w wyci�ga�, groch �uszczy� albo mi k�dziel dajcie. Ani mnie niewygody nie zatrzymaj�, ani cudza go�cinno�� skusi, ani jad�o lub te� napitek w p�dzie zahamuje. Jeszcze�cie takiego pochodu nie widzieli! Ju� teraz ledwie usiedzie� mog�, w�a�nie jakoby mnie kto szyd�em spod �awy ekscytowa�: ju� i koszul� podr�n� kaza�em sobie �ojem koz�owym dla wstr�tu gadowi wysmarowa�... Jednak�e nie jecha� tak szybko pan Zag�oba, jak to sobie i towarzyszom obiecywa�. Im za� by� bli�ej Warszawy, tym jecha� wolniej. By� to czas, w kt�rym Jan Kazimierz, kr�l, polityk i w�dz wielki, pogasiwszy po�ary postronne i wywi�d�szy Rzeczpospolit� jakoby z toni potopu, zrzek� si� panowania. Wszystko on przecierpia�, wszystko przetrwa�, wszystkim tym ciosom piersi nadstawi�, kt�re sz�y od zewn�trznego nieprzyjaciela; ale gdy potem wewn�trzne reformy zamierzy� i zamiast pomocy od narodu, oporu tylko i niewdzi�czno�ci dozna�, w�wczas dobrowolnie zdj�� z po�wi�conych skroni t� koron�, kt�ra niezno�nym ci�arem mu si� sta�a. Sejmiki powiatowe i genera�y ju� si� by�y poodprawia�y, a ksi�dz prymas Pra�mowski konwokacj� na 5 listopada oznaczy�. Wielkie by�y wcze�nie r�nych kandydat�w starania, wielkie partii rozmaitych wsp�zawodnictwa, a cho� to elekcja mia�a dopiero rozstrzygn��, rozumia� wszak�e ka�dy niezwyk�� sejmu konwokacyjnego wa�no��. Jechali tedy pos�owie do Warszawy kole�no i konno, z czeladzi� i pacho�kami, jechali senatorowie, a przy ka�dym dw�r wspania�y. Po drogach by�o ciasno, gospody zaj�te, a wynalezienie sobie noclegu z wielk� po��czone mitr�g�. Wszak�e ust�powano panu Zag�obie miejsca ze wzgl�du na jego wiek, ale natomiast niezmierna jego s�awa nieraz w�a�nie nara�a�a go na strat� czasu. Bywa�o, zajedzie do jakiej karczmy, a tam ani ju� palca w�cibi�, to personat, kt�ry j� wraz z dworem zajmowa�, wyjdzie przez ciekawo�� zobaczy�, kto przyjecha�, a widz�c starca z bia�ymi jak mleko w�sami i brod�, rzecze na widok takiej powagi : - Prosz� waszmo�ci dobrodzieja ze mn� do stancji na przygodn� zak�sk�. Pan Zag�oba grubianinem nie by� i nie odmawia� wiedz�c, �e znajomo�� z nim ka�demu mi�� b�dzie. Gdy wi�c gospodarz przez pr�g go przepu�ciwszy pyta� nast�pnie: "kogo� mam honor?" - on si� tylko w boki bra� i pewien efektu odpowiada� dwoma s�owami: - Zag�oba sum! Jako� nie zdarzy�o si� nigdy, aby po owych dw�ch s�owach nie nast�pi�o wielkie ramion otwieranie, okrzyki: "do najfortunniejszych dni ten zapisz�!", i nawo�ywania towarzysz�w albo dworzan: "patrzcie! �w jest wz�r, gloria et decus wszystkiego Rzeczypospolitej kawalerstwa!" Zbiegali si� tedy podziwia� pana Zag�ob�, a m�odsi przychodzili ca�owa� po�y jego podr�nego �upana. Za czym �ci�gano z woz�w beczu�ki i ankary i nast�powa�o gaudium trwaj�ce czasem i kilka dni. Powszechnie my�lano, �e jako pose� na konwokacj� jedzie, a gdy m�wi�, �e nie, zdziwienie bywa�o powszechne. Ale on t�umaczy� si�, �e panu Domaszewskiemu mandatu ust�pi�, aby zasi� i m�odsi do spraw publicznych przyk�ada� si� mogli. Jednym te� powiada� prawdziw� przyczyn�, dla kt�rej w drog� wyruszy�; innych za�, gdy si� dopytywali, zbywa� s�owami : - Ot, z ma�egom do wojny przywyk�, to� zachcia�o si� jeszcze na stare lata z Dorosze�k� poha�asowa�. Po kt�rych s�owach podziwiano go jeszcze wi�cej. A nikomu przez to nie by� ta�szym, �e nie jako pose� jecha�, wiedziano bowiem, �e i mi�dzy arbitrami znajduj� si� tacy, kt�rzy wi�cej od samych pos��w mog�. Zreszt� baczy� ka�den senator, cho�by i najznamienitszy, na to, �e po paru miesi�cach nast�pi elekcja, a w�wczas ka�de s�owo m�a tak mi�dzy rycerstwem ws�awionego nieoszacowan� wag� mie� b�dzie. Brali te� w ramiona pana Zag�ob� i czapkowali mu by i najwi�ksi panowie. Pan podlaski trzy dni go poi�; panowie Pacowie, kt�rych w Ka�uszynie napotka�, na r�kach go nosili. Niejeden i dary znaczne kaza� po cichu w was�g mu wsuwa�: od w�dek, win do sepecik�w kosztownie oprawnych, szabel i pistolet�w. Mia�a si� z tego dobrze i s�u�ba pana Zag�oby, ale on sam, wbrew postanowieniu i obietnicy, jecha� tak wolno, �e trzeciego tygodnia dopiero w Mi�sku stan��. Za to w Mi�sku nie popasa�. Wjechawszy na rynek ujrza� dw�r tak znaczny i pi�kny, jakiego dot�d po drodze nie spotka�: dworzanie w szumnej barwie; p� regimentu jeno piechoty, bo na konwokacj� zbrojno nie je�d�ono, ale tak strojnej, �e i kr�l szwedzki strojniejszej gwardii nie mia�; pe�no karet poz�ocistych, woz�w z makatami i kobiercami dla obijania karczem po drogach, woz�w z kredensem i zapasami �ywno�ci; przy tym s�u�ba ca�a niemal cudzoziemska, tak �e ma�o kto si� zrozumia�ym j�zykiem w tej ci�bie odezwa�. Pan Zag�oba dopatrzy� wreszcie jednego z dworzan po polsku ubranego, wi�c kaza� stan�� i pewien dobrego popasu, wysadzi� ju� jedn� nog� z was�gu, a jednocze�nie spyta�: - A czyj to dw�r taki foremny, �e i kr�l foremniejszego mie� nie mo�e? - Czyj�e ma by� - odpowiedzia� dworzanin - jak nie pana naszego, ksi�cia koniuszego litewskiego? - Kogo? - powt�rzy� Zag�oba. - Czy� wa�� g�uchy? Ksi�cia Bogus�awa Radziwi��a, kt�ry pos�em na konwokacj� jedzie, ale - da B�g! - po elekcji elektem zostanie. Zag�oba schowa� pr�dko nog� w was�g. - Jed�! - krzykn�� na wo�nic�. - Nic tu po nas! I pojecha� trz�s�c si� z oburzenia. - Wielki Bo�e! - m�wi� - niezbadane Twoje wyroki i je�li tego zdrajcy piorunem w kark nie trza�niesz, to masz w tym jakowe� ukryte intencje, kt�rych si� rozumem dochodzi� nie godzi, cho� po ludzku rzeczy bior�c, nale�a�aby si� takiemu skurczybykowi dobra ch�osta. Ale wida�, �le si� dzieje w tej prze�wietnej Rzeczypospolitej, je�li podobni przedawczykowie, bez czci i sumienia, nie tylko kary nie odnosz�, ale w bezpieczno�ci i pot�dze je�d��, ba! jeszcze obywatelskie funkcje sprawuj�. Chyba �e zginiem, bo gdzie�, w jakim kraju, w jakim innym pa�stwie taka rzecz przygodzi� by si� mog�a? Dobry by� kr�l Joannes Casimirus, ale nadto przebacza� i przyuczy� najgorszych dufa� w bezkarno�� i przezpiecze�stwo. Wszelako nie jego to tylko wina. Wida�, �e i w narodzie sumienie obywatelskie i czu�o�� na cnot� do reszty zagin�a. Tfu! tfu! on pos�em! W jego bezecne r�ce obywatele ca�o�� i bezpiecze�stwo ojczyzny sk�adaj�, w te same r�ce, kt�rymi j� rozdziera� i w szwedzkie �a�cuchy okuwa�! Zginiemy, nie mo�e inaczej by�! Jeszcze go i na kr�la raj�... A c�! wszystko, wida�, w takim narodzie mo�liwe. On pos�em ! Dla Boga ! Przecie� prawo wyra�nie m�wi, �e nie mo�e by� pos�em �w, kt�ry w obcych krajach urz�dy sprawuje, a przecie on jest generalnym, u swego parszywego wuja, Prus Ksi���cych gubernatorem! Aha! czekaj�e, mam ci�! A rugi sejmowe od czego? Je�li do sali nie p�jd� i tej materii, chocia� tylko arbitrem b�d�c, nie porusz�, to niech si� tu zaraz w skopa zmieni�, a m�j wo�nica w rze�nika. Znajd� si� przecie mi�dzy pos�ami, kt�rzy mnie popr�. Nie wiem, czyli ci, zdrajco, jako takiemu potentatowi, dam rady i z poselstwa wyrugowa� zdo�am, ale �e ci to do elekcji nie pos�u�y - to pewna ! I Micha�, niebo�e, poczeka� na mnie musi, bo to b�dzie pro publico bono uczynek. Tak rozmy�la� pan Zag�oba przyrzekaj�c sobie ko�o tej sprawy rug�w pilnie chodzi� i pos��w prywatnie dla niej kaptowa�. Z tego powodu od Mi�ska spieszniej ju� do Warszawy d��y� boj�c si� na otwarcie konwokacji zap�ni�. Przyjecha� jednak do�� wcze�nie. Pos��w i postronnych zjazd by� tak wielki, �e gospody ni w samej Warszawie, ni na Pradze, ni nawet za miastem wcale nie mo�na by�o dosta�; trudno si� by�o te� do kogo zaprosi�, bo w jednej izbie po trzech i czterech si� mie�ci�o. Pierwsz� noc przep�dzi� pan Zag�oba w handlu u Fukiera i zesz�a jako� do�� g�adko; ale nazajutrz, wytrze�wiawszy na swym was�gu, sam dobrze nie wiedzia�, co ma czyni�. - Bo�e! Bo�e! - m�wi� wpad�szy w z�y humor i rozgl�daj�c si� po Krakowskim Przedmie�ciu, kt�re w�a�nie przeje�d�a� - oto Bernardyni, a oto ruina pa�acu Kazanowskich! Niewdzi�czne miasto! W�asn� krwi� i trudem musia�em je nieprzyjacielowi wydziera�, a teraz mi k�ta dla siwej g�owy �a�uje. Miasto wszelako nie �a�owa�o wcale k�ta dla siwej g�owy, tylko go po prostu nie mia�o. Natomiast czuwa�a nad panem Zag�ob� szcz�liwa gwiazda, bo ledwie do pa�acu Koniecpolskich dojecha�, gdy jaki� g�os krzykn�� z boku na wo�nic�: - St�j ! Czeladnik powstrzyma� konie; wtem nieznajomy szlachcic zbli�y� si� z rozja�nionym obliczem do was�gu i zawo�a�: - Panie Zag�oba! Nie poznajesz mnie waszmo��? Zag�oba ujrza� przed sob� m�a maj�cego ko�o trzydziestu kilku lat, przybranego w ko�pak rysi z pi�rkiem, znak niechybny wojskowej s�u�by, w makowy �upan i ciemnoczerwony kontusz przepasany poz�ocistym pasem. Twarz nieznajomego by�a nadzwyczajnej pi�kno�ci. Cer� mia� �w blad�, nieco tylko w polach wichrem na z�otawo opalon�, oczy b��kitne, pe�ne jakowego� smutku i zamy�lenia, rysy twarzy nadzwyczaj foremne, prawie- jak na m�a - zbyt pi�kne; pomimo polskiego stroju nosi� on d�ugie w�osy i brod� z cudzoziemska przyci�t�. Stan�wszy przy was�gu otworzy� szeroko ramiona, a pan Zag�oba, lubo nie m�g� go sobie na razie przypomnie�, przechyli� si� i obj�� go za szyj�. �ciskali si� tedy serdecznie, a chwilami jeden odsuwa� drugiego, aby mu si� lepiej przypatrze�; na koniec Zag�oba rzek�: - Wybaczaj waszmo��, ale jeszcze nie mog� sobie przypomnie�... - Hassling-Ketling! - Dla Boga! Twarz wyda�a mi si� znajom�, ale str�j ca�kiem wa�pana odmieni�, bom ci� dawniej w kolecie rajtarskim widywa�. To ju� i po polsku chodzisz? - Bom t� Rzeczpospolit�, kt�ra mnie tu�acza pachol�ciem jeszcze niemal b�d�cego przygarn�a i dostatnim chlebem opatrzy�a, za swoj� matk� uzna� i innej mie� nie chc�. Wa�pan nie wiesz o tym, �em indygenat po wojnie otrzyma�? - A to mi s�odk� nowin� zwiastujesz! Tak�e ci si� to poszcz�ci�o? I w tym, i w czym innym, bom w Kurlandii, na samej granicy �mudzkiej, na cz�eka takiego samego nazwiska, jako jest moje, natrafi�,