3296
Szczegóły |
Tytuł |
3296 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3296 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3296 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3296 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ALLAN COLE & CHRIS BUNCH
�WIATY WILKA
(PRZE�O�Y� : RADOS�AW KOT)
SCAN-DAL
KSI�GA PIERWSZA
SANS SABRE
(Bez szabli)
ROZDZIA� PIERWSZY
Odg�os syren alarmowych ni�s� si� przez pok�ady kr��ownika, werbel ci�kich but�w zamiera� z wolna w coraz dalszych pomieszczeniach. Oficer z zadowoleniem kiwn�� g�ow�, widz�c jarz�cy si� napis GOTOWO�� BOJOWA. Odnotowa� w pami�ci, by przy najbli�szej okazji da� w ko�� maruderom, i wraz z fotelem obr�ci� si� w stron� kapitana.
- Wszystkie stanowiska obsadzone - zameldowa�.
Kapitan dotkn�� zawieszonego pod czarn� tunik� miniaturowego relikwiarza, po czym w��czy� mikrofon.
- Sk�o�cie g�owy, pora na modlitw� do Talameina.
- O Panie, kt�ry znasz wszelk� rzecz, pob�ogos�aw nas, bo uderzamy na niewiernych. Jako s�udzy twoi uni�enie prosimy o pomoc w odniesieniu zwyci�stwa... Niech tak si� stanie.
- Niech tak si� stanie - odpowiedzia� ch�r g�os�w z ka�dego pok�adu jednostki.
Kapitan zmieni� kana� ��czno�ci.
- Radio, pilnujcie wszystkiego. Systemy uzbrojenia, przygotowa� si� do odpalenia LRM, wyrzutnie dwa, cztery, sze��. Cel w polu widzenia. Statek handlowy. Radio, nawi�za� ��czno�� z namierzonym obiektem. Systemy, odpala� na m�j rozkaz, po poddaniu si� nieprzyjaciela. Koniec nadawania z mostka, bez odzewu.
Wedle wszelkich danych �upem kr��ownika pad� kolejny frachtowiec klasy Register buszuj�cy na peryferiach galaktyki w poszukiwaniu nowych z�� kopalin.
Jajowaty kad�ub frachtowca nosi� �lady wielokrotnego �atania i malowania. Spod warstw farby wyziera�y rdzawe plamy przetar� atmosferycznych. Paj�cze podpory �adownicze kuli�y si� trwo�nie, masywne manipulatory do prac ziemnych wystawa�y spod dziobu. Ca�o�� przypomina�a wiekowego kraba uciekaj�cego przed g�odnym rekinem.
W rzeczywisto�ci by�a to jednostka pomocnicza Cienfuegos, imperialny statek zwiadowczy (a w zasadzie szpiegowski), kt�ry wype�ni� ju� misj� i pod��a� do bazy.
Wyci�g z raportu porannego, II Dywizjon (Saber), sekcja - Mantis:
Wymienieni poni�ej od dnia dzisiejszego pe�ni� tymczasow� s�u�b� na imperialnym statku pomocniczym Cienfuegos (plik x, OP CAMFAR):
STEN, (NI), por., dow., sekcja - Mantis 13, syst. uzbr.;
KILGOUR ALEX, sier�., podof. ��czn., mat. wybuch.;
KALDERASH IDA, kapr., pilota� i elektronika;
MORREL BET, st. szer., treser, zwierz.;
BLYRCHYNAUS, bez stopnia, antropolog, lekarz.
Grupa z w�asnym wyposa�eniem, zestawy 45 i 46.
UWAGA: OP CAMFAR w dir O/C Korpus Merkurego, dost�p pu�k. Ian Mahoney, dow�dca korpusu.
Sten z aprobat� spojrza� na nag� posta� kobiec� ja�niej�c� w blasku lamp stroboskopowych zawieszonych nad uprawami hydroponicznymi. Z wolna utorowa� sobie drog� miedzy dwoma czarno - bia�ymi tygrysami syberyjskimi.
Jeden z zaspanych kot�w zerkn�� na�, otwieraj�c tylko jedno oko. Mrukn�� przeci�gle, rozpoznaj�c przybysza, po czym wr�ci� do wylizywania podgardla kompana.
Bet obr�ci�a si� i zmarszczy�a brwi na widok Stena. Wci�� robi�a na nim wra�enie - drobna, jasnow�osa, opalona oraz wspaniale umi�niona.
Zawaha�a si�, ale ostatecznie wysz�a spomi�dzy ro�linno�ci i przysiad�a obok m�czyzny. Sten by� tylko troch� wy�szy od Bet. Mia� zdecydowanie bardziej wyraziste oczy, a tak�e smuklejsz� sylwetk� upodabniaj�c� go do akrobaty cyrkowego.
- My�la�am, �e �pisz.
- Nie mog�em zasn��.
Przez chwil� siedzieli w ciszy przerywanej tylko pomrukiwaniem Munina i Hugina, dw�ch wielkich kot�w Bet. �adne z nich nigdy nie by�o szczeg�lnie wygadane, zw�aszcza gdy chodzi�o o...
- A mo�e jednak - rzek� w pewnej chwili Sten - powinni�my, no wiesz, porozmawia�.
- Chcesz wiedzie�, co si� popsu�o mi�dzy nami?
- Tyle to sam si� domy�lam.
- W�tpi� - odpar�a Bet po kr�tkim namy�le. - Byli�my troch� razem. My�l�, �e wszystko si� pogmatwa�o przez t� g�upi� operacj�. Ca�e wieki gnijemy na tym statku...
- I warczymy na siebie - doda� Sten.
- To te�.
- P�jdziemy do mojej kabiny? Tam... - Zabrak�o mu s��w. Nie ma co, romantyczne zaproszenie, pomy�la�.
Bet zawaha�a si�, ostatecznie jednak pokr�ci�a g�ow�.
- Nie, lepiej zostawmy sprawy swojemu biegowi. Do powrotu. Mo�e... mo�e gdy dotrzemy ju� na R i R... to znowu b�dzie jak dawniej.
Sten westchn��, w ko�cu przytakn��. Bet chyba mia�a racj�, nale�a�o poczeka�...
- Nie przeszkadzam kochankom? - odezwa� si� nagle interkom. - Mamy ma�e k�opoty.
- Jakie, Ido? - spyta� Sten.
Tygrysy zje�y�y sier��, zamiot�y ogonami.
- Od ty�u podchodzi nas jaki� kr��ownik. Wielki i obrzydliwy.
Bet i Sten zerwali si� na r�wne nogi, by pobiec do centrali.
Stosunkowo niedu�y m�czyzna, niemal tak samo szeroki jak wysoki, pochrz�kuj�c przegl�da� pliki kosmicznego katalogu Janesa. Alex mia� mocn� budow� cia�a i niezwyk�� muskulatur�. W zasadzie by� obywatelem �wiata, ale m�wi� z akcentem odziedziczonym po Szkotach, kt�rzy jako pierwsi skolonizowali jego planet�, - co sugerowa�o pochodzenie najgorsze z mo�liwych.
- Tylko tego nam brakowa�o - mrukn�� pod nosem, ujrzawszy opis �cigaj�cej ich jednostki.
Sten zajrza� mu przez rami� i przeczyta� g�o�no:
- 619.532. Dawny imperialny kr��ownik Turnmaa, klasa Karjala. Wymiary: sto dziewi��dziesi�t metr�w na trzydzie�ci cztery metry... Cholerstwo... - Imperialna za�oga Uczy�a dwudziestu sze�ciu oficer�w i sto dwadzie�cia pi��...
- W ten spos�b jest nas czworo, plus dwa tygrysy, przeciwko p�torej setki - wtr�ci�a si� Ida w zadumie. Pochodzi�a z Rom. Jej rasa wyr�nia�a si� po pierwsze przysadzisto�ci�, po drugie chciwo�ci�, dlatego macza�a palce niemal we wszystkich interesach dokonywanych w obr�bie Imperium. - Taki uk�ad nie daje nam wi�kszych szans.
Sten zignorowa� t� uwag� i czyta� dalej:
- Uzbrojenie: sze�� wyrzutni przeciwokr�towych typu Goblin z zapasem pi��dziesi�ciu czterech pocisk�w... cztery modu�y laserowe typu Lynx... standardowe atmosferyczne wyposa�enie przeciwlotnicze... jedno dzia�ko wielolufowe, laser bojowy typu Bell, sta�e wie�yczki ponad pok�adem A... Ma czym k�sa�, bydl�... Dobra, teraz osi�gi...
- Chyba si� pomodl� - mrukn�� Alex.
- G�wno - parskn�� Sten. - W tym te� s� lepsi od nas.
- Pieprzony komputer - warkn�a Id�. - Ani s�owa pocieszenia. A kim w�a�ciwie s� ci �mierdziele?
Sten nawet nie pr�bowa� jej wyja�nia�.
- Ile do przechwycenia? - spyta�.
Ida usun�a plik katalogu flot i na ekranie pokaza� si� napis:
PRZY OBECNEJ SZYBKO�CI TURNMAA ZNAJDZIE SI� W ZASI�GU RAKIET TYPU GOBLIN ZA DWIE SEKUNDY CZASU POK�ADOWEGO. KONTAKT...
Bet wy��czy�a urz�dzenie.
- Co za r�nica? Na pewno to nie kompania honorowa. Raczej pluton egzekucyjny. Jakie� pomys�y, poruczniku?
- Chwil�, chc� z nami gada�. - Co� zad�wi�cza�o na pulpicie przed Id� i dziewczyna si�gn�a, by w��czy� komunikator. Sten j� powstrzyma�.
- Powoli.
Ostro�no�� nie by�a bezzasadna, chocia� zamaskowano ca�y statek. Do z�udzenia przypomina� on zwyk�� �ajb� ze z�omowiska. Superkomputer wraz z dodatkami i pot�ne silniki ukryto pod r�nymi pordzewia�ymi skorupami. Mimo wszystko pozostawa�a jeszcze za�oga imperialnej jednostki szpiegowskiej.
Wszyscy od Mantisa, czyli sami specjali�ci najwy�szej klasy. Najpierw odbyli obowi�zkowy rok s�u�by w Gwardii Imperialnej, potem zostali przeniesieni do Korpusu Merkurego, czyli jednostek imperialnego wywiadu wojskowego. Dwuletni trening w tej formacji w niczym nie przypomina� zwyk�ego wojskowego drylu, dlatego przyni�s� spor� ulg� szkolonym tam osobnikom. W wi�kszo�ci bowiem obdarzeni oni byli sporym poczuciem niezale�no�ci.
Ale i Herkules dupa, kiedy wrog�w kupa... Sten pr�bowa� znale�� jakie� wyj�cie z sytuacji daj�cej im tylko jedn� szans� na dziesi��. Za�oga za�... G��wny problem tkwi� w ich wygl�dzie: Munin i Hugin, dwa czterometrowe mutanty tygrys�w syberyjskich; przysadzisty Szkot; gruba niewiasta w cyga�skiej sukni oraz jedna ca�kiem �adna dziewczyna. No i sam Sten, porucznik, dow�dca trzynastego zespo�u Mantisa. Komanda samob�jc�w.
Jeszcze Doktorek. Sten skin�� na niego. Wezwany podszed� bli�ej. Ida biega�a palcami po klawiaturze, usi�uj�c dogada� si� z kr��ownikiem. Sz�o jej niezbyt dobrze.
Doktorek naprawd� nazywa� si� Blyrchynaus, jednak w�a�ciwej wymowie jego altaria�skiego imienia ludzka krta� nie mog�a podo�a�, dlatego zosta� Doktorkiem. Z wygl�du przypomina� obdarzonego cz�kami misia koal�. Tak czy inaczej by� pierwszorz�dnym antropologiem oraz medykiem. Zazwyczaj pogardza� lud�mi, ci natomiast w konsekwencji traktowali go jak z�o konieczne. Jednak pod dwoma wzgl�dami Doktorek nie mia� r�wnego sobie. Po pierwsze, na podstawie minimalnej ilo�ci danych potrafi� zrekonstruowa� ca�� kultur�, czego mog�a mu pozazdro�ci� ca�a reszta antropolog�w �wiata. Pod drugie za� - jako ewolucyjny potomek najgro�niejszego drapie�nika �yj�cego w obr�bie Imperium - posiada� zdolno�� sterowania emocjami innych istot. Umia�, na przyk�ad, wzbudzi� w kim� podziw, a nawet mi�o�� do swej niepozornej osoby.
- Nie domy�lasz si�, kim s�? - spyta� Sten.
Doktorek poniucha� przez chwil�.
- Musia�bym ich zobaczy� - odpar�.
Sten skin�� na Id�, by ograniczy�a pole widzenia kamery komputera.
- W kontrakcie nie by�o o tym ani s�owa - sarkn�a Ida i nawi�za�a po��czenie.
Na ekranie pojawi�y si� trzy oblicza. Wszystkie surowe i powa�ne.
- Czego? - ziewn�a Id�. - Tu Hodell, statek ratowniczy P21. Gadajcie!
- Natychmiast wy��czy� nap�d. Rozkazuj� w imieniu Talameina i Jannisar�w.
Doktorek przygl�da� si� ekranowi z boku, analizuj�c szczeg�y mundur�w, mimik�, spos�b m�wienia i budowania zda�. Ida spojrza�a ze zdumieniem na tr�jk� facet�w.
- Talamein? Talamein? Chyba nie znam go�cia.
Towarzysz�cy kapitanowi oficerowie pobledli, s�ysz�c takie blu�nierstwo. Sam dow�dca zap�on�� �wi�tym oburzeniem.
- Zatrzymaj statek. Przygotujcie si� do przesiadki i pojmania. Z woli Proroka i Inglida, jego wys�annika, nak�adam na was areszt za naruszenie granic strefy zakazanej. Zostaniecie odtransportowani na Cosaurus. Czeka was proces, wyrok i egzekucja.
- Pewnie jeste�cie dumni ze swojego wymiaru sprawiedliwo�ci... - mrukn�a Id�, wstaj�c z fotela i wypinaj�c go�e siedzenie w stron� kamery. Potem, skromnie opu�ciwszy sp�dniczk�, zn�w spojrza�a na ekran. Z zadowoleniem odnotowa�a, �e prezentacja wywar�a niezatarte wra�enie na ca�ej tr�jce nawiedzonych. - Je�li jeszcze nie zrozumieli�cie - doda�a - to proponuj�, by�cie wzi�li tego swojego proroka w dwa palce i wepchn�li sobie gdzie�.
Po tych s�owach dziewczyna wy��czy�a nadajnik.
- Nie za ostro, panienko? - spyta� Alex.
Ida tylko wzruszy�a ramionami. Sten czeka� cierpliwie na werdykt Doktorka.
- To nie s� piraci ani korsarze - stwierdzi� w ko�cu misiek. - A przynajmniej nie uwa�aj� si� za takowych. Typy autorytarne, gotowe rozkazywa� nawet tym osobliwym bestiom, kt�rymi opiekuje si� Bet.
Hugin rozumia� do�� ludzkiej mowy, by wiedzie�, kiedy si� go obra�a, tote� warkn�� gro�nie. Nikt nie b�dzie nim rz�dzi�... Doktorek poruszy� jedn� z antenek i z�owr�ebny odg�os wydawany przez tygrysa zmieni� si� w mruczenie. Kociak spr�bowa� nawet poliza� medyka po twarzy, lecz ten zaprotestowa� gwa�townie.
- Ciekawe jest uwarunkowanie tej autorytarno�ci - ci�gn�� antropolog. - Wydaje si�, �e to nie wynik przyj�cia pewnych r�l spo�ecznych, ale uwewn�trzniony spos�b bycia. Zaryzykowa�bym wr�cz stwierdzenie, �e w ich poj�ciu postawa ta ma wymiar metafizyczny.
- Znaczy religijny? - spyta� Sten.
- Metafizyczny. Oparty na wierze w warto�ci i istnienia, kt�re pozostaj� poza zasi�giem poznania. Mo�e by� i religijny. Zwr�� uwag� na zdanie: "W imieniu Talameina". Prawdopodobnie mamy do czynienia z dyktatur� typu militarnego, opart� na systemie etycznym wywiedzionym z jakiej� puryta�skiej religii. Na razie nazwijmy ten tw�r Jannisar. Zauwa� te�, jak starannie kapitan ustawi� oficer�w po obu swych bokach. Takie rozmieszczenie jednoznacznie wskazuje na ich rol� stra�nik�w dow�dcy. To za� sk�ania do przypuszczenia, �e wyznawcy owej wiary nie stanowi� wi�kszo�ci w inkryminowanym spo�ecze�stwie, w tym... imperium Talameina. Przeciwnie, s� mniejszo�ci�, jednak jako elita wymagaj� sta�ej ochrony. Ponadto wa�ny jest czarny kolor ich mundur�w. Zauwa�y�em, �e ludzkie umys�y wi��� poszczeg�lne barwy z r�nymi emocjami. Czer� czyjego� ubrania ma wyzwala� w pod�wiadomo�ci obserwatora konkretne reakcje psychiczne, w tym przypadku strach, uleg�o��, l�k przed �mierci�. Widzieli�cie, �e na mundurach brakowa�o jakichkolwiek ozd�b? U ludzi to rzadkie, dlatego niedwuznacznie wskazuje, �e mamy do czynienia z osobnikami natchnionymi mocno abstrakcyjnymi ideami. Innymi s�owy, s� to istoty, kt�re wszystko odnosz� do warto�ci metafizycznych. Po prostu fanatycy religijni.
Doktorek rozejrza� si� wko�o, jakby czeka� na oklaski. Pod tym wzgl�dem by� niepoprawny.
- Dostrzeg�em r�wnie�, �e przy pasach mieli dziwne no�e - doda� Alex. - Nikt, kto naprawd� chce walczy� na bia�� bro�, nie nosi czego� takiego. P�aska r�koje�� i cienka, z obu stron naostrzona klinga - idealna, by wbi� komu� w plecy.
- Co� jeszcze, Doktorku? - spyta� Sten.
- Ta beczka na �apach doda�a to, co mi umkn�o.
Sten potar� brod�, po raz setny �a�uj�c, �e Mantis nie wyposa�y� ich w porz�dny komputer bojowy.
- W takim razie - powiedzia� w ko�cu - musimy poczeka� na ruch przeciwnika.
ROZDZIA� DRUGI
- Uwaga na wyrzutniach drugiej, czwartej i sz�stej - warkn�� kapitan Jannisar�w. - Odpala�!
Ze zgrzytem metalu unios�y si� pokrywy wyrzutni pocisk�w dalekiego zasi�gu typu Goblin. Sykn�� tlen, podsycaj�c zap�on sta�ego paliwa.
- Pociski sz�sty i drugi w drodze... wyrzutnia czwarta uszkodzona.
- Spr�bowa� ponownego odpalenia - rozkaza� kapitan.
- Bez rezultatu - zameldowa� oficer uzbrojenia. - Pocisk nie reaguje. Usterka w obwodach zap�onu. System rezerwowy... niesprawny. Zap�on nie nast�pi�, g�owica si� nie uzbroi�a.
Jannisarowie nie powinni okazywa� emocji, pomy�la� kapitan i czym pr�dzej zerwa� ��czno�� z central� uzbrojenia. W zasadzie podobne awarie nie by�y niczym dziwnym, jeszcze za czas�w imperialnej s�u�by kr��ownik zaliczy� sporo parsek�w i niejedn� bitw�. Kapitanowi pozosta� tylko �al. Ile m�g�by dokona�, maj�c nowoczesny statek i sprawne systemy uzbrojenia!
Dow�dca spojrza� na ekran �ledzenia celu. W kierunku namierzonego obiektu mkn�y dwie rakiety, ka�da z pi�cio - kilotonow� g�owic�.
- I co wy na to? - powiedzia�a Id�. - Odpalili pociski.
- Ile czasu nam zosta�o? - spyta� Sten.
- Dopadn� nas za... osiemdziesi�t trzy sekundy. Ca�e wieki.
- Bardzo �mieszne - warkn�� Sten, na�o�y� he�m i zasiad� przed pulpitem sterowania uzbrojeniem.
�wiat poszarza�. Sterownia znikn�a. Sten sta� si� pociskiem.
System kontroli uzbrojenia przekazywa� stosowne obrazy wprost do m�zgu operatora, kt�ry niczym pilot - samob�jca kierowa� joystickiem antyrakiet� na wrogi pocisk.
Sten ujrza�, jak otwiera si� przed nim klapa wyrzutni. Antyrakieta zanurkowa�a w mrok. Po chwili wystrzeli�a nast�pna. Na razie jedynie powtarza�a ona manewry pierwszej. Sten zdecydowa�, �e potem si� ni� zajmie.
Niewyra�nie us�ysza� dobiegaj�cy zza s�siedniego pulpitu g�os Bet:
- Gremliny odpalone... wszystkie systemy w gotowo�ci... czekamy na kontakt...
Gremliny by�y niedu�ymi rakietami odgrywaj�cymi rol� cel�w pozornych o charakterystyce emisji identycznej z emisj� statku typu Cienfuegos. Pozosta�o tylko czeka�, a� Gremliny odci�gn� pociski od celu w�a�ciwego lub te� Stenowi uda si� zniszczy� �adunki nieprzyjaciela.
Alex dostrzeg� b�yszcz�c� kropelk� na g�rnej wardze Idy. Zamruga� gwa�townie, gdy stru�ka potu i jemu pociek�a po czole, prosto do oka. Spojrza� na Doktorka i tygrysy.
Kocury kr��y�y z k�ta w k�t, strzelaj�c ogonami. Medyk siedzia� spokojnie na stole.
- Mam pocisk numer jeden - zawo�a�a nagle Bet. - Skr�ca... chod� tu, male�ki... - Przyciemni�a ekran, gdy Goblin uzna� w g�upocie swych ograniczonych obwod�w, �e dotar� do celu, i eksplodowa�, unicestwiaj�c mierz�cy ledwie metr d�ugo�ci pozorator.
- A fig�! - krzykn�a z triumfem, zdejmuj�c he�m.
Sten warkn�� pod nosem co� obscenicznego i szarpn�� joystickiem.
- Ten m�j ma uszkodzony nap�d... nie spos�b utrzyma� go na kursie.
W polu widzenia pojawi� si� drugi Goblin. Sten szybkim ruchem uaktywni� miniaturow� g�owic� antyrakiety, jednocze�nie prze��czaj�c si� na pocisk pod��aj�cy z ty�u i daj�c maksymalne przyspieszenie.
- Chybi�e� - powiedzia�a Ida opanowanym g�osem.
Sten nie odpowiedzia�. Z wolna dop�dza� pocisk Jann�w... Jeszcze troch�... Na tym dystansie wizja zosta�a automatycznie prze��czona z obrazu radarowego na kamer� w g�owicy antypocisku.
Mam ci�... pomy�la�, rozr�niaj�c ju� szczeg�y poczernia�ych dysz Goblina.
- Siedem sekund - oznajmi�a Id�, sama zdumiona w�asnym spokojem.
Sten uruchomi� zapalnik.
Pojawi�a si� kolejna jaskrawa kula wybuchu nuklearnego.
- Wci�� mam... Nie, to tylko odbicie. Za�atwi�e� go, poruczniku.
Sten zerwa� he�m i zamruga�, nadal o�lepiony blaskiem eksplozji, jako �e "zosta� z pociskiem" do samego ko�ca. Dopiero po d�u�szej chwili zacz�� zn�w widzie� normalnie.
Oklask�w nie by�o. Ostatecznie wszyscy tu mieli si� za zawodowc�w w swoich dziedzinach. Tylko jeden Alex wyg�osi� komentarz:
- Teraz ju� wiecie, czemu �aden szanuj�cy si� Szkot nie zak�ada gatek pod kilt. Gdy zdarzy si� co� takiego, ma mniej do prania.
- No i dobrze - mrukn�� Sten. - Jedno z g�owy. W�tpi�, by mieli co� wi�cej ni� te dwa pociski. A to znaczy, �e teraz spr�buj� podej�� bli�ej...
- Cztery godziny - powiedzia�a Id�.
- Przepi�knie. Sprawd�, gdzie mo�na si� ukry�. Najlepiej, �eby� znalaz�a mi�� planet� klasy 6 AU z ca�kowitym zachmurzeniem.
Dziewczyna uruchomi�a konsol� teleskopu i zacz�a przegl�d okolicznej przestrzeni.
- A oto m�j plan. Ida znajdzie �wiat, do kt�rego uda nam si� dotrze� przed t� band�. Wtedy wejdziemy w atmosfer�...
- Tym z�omem? - spyta�a Id�.
- ...i wyl�dujemy na jakiej� przyjemnej, tropikalnej wysepce. Tam przeczekamy ca�e zamieszanie, a potem spokojnie wr�cimy do domciu.
- I ty to nazywasz planem?
- A masz lepszy pomys�, Doktorku?
Zesp� wzi�� si� do roboty.
- Nieprzyjacielski statek zmieni� kurs, Sigfehr - zameldowa� oficer. - Zapewne spr�buj� wyl�dowa� na Bannang IV.
Kapitan mimowolnie zamruga� zaskoczony.
- Ten statek nie mo�e pochodzi� z Gromady Wilka.
- Najwyra�niej, sir.
- Ciekawa sprawa. Z pozoru prawie wrak, a uzbrojony w antypociski zdolne zniszczy� nasze rakiety. Pewnie wiezie jaki� cenny �adunek. Czy szybko ich doganiamy?
- Przechwycenie za trzy godziny, sir.
- A jak daleko do Bannang IV?
- Wejd� w atmosfer� niemal w tym samym czasie.
Kapitan u�miechn�� si� lekko.
- Gdyby nie ten intryguj�cy �adunek, to chyba pozwoli�bym im nawet wyl�dowa�. Zaprawd�, Talamein sam potrafi dokona� zemsty.
- Jakie rozkazy, sir?
- Bez zmian. Kontynuowa� po�cig. Zniszczy� cel.
- Niezbyt poci�gaj�ce miejsce - powiedzia�a Ida - ale w okolicy nie ma niczego lepszego.
Sten zerkn�� na ekran i przeczyta� g�o�no:
- Samotny system s�oneczny. Gwiazda zbli�ona do ��tego kar�a... pi�� planet. Jedna za blisko gwiazdy. Jedna pustynna, dwa gazowe giganty...
- Czwarty wygl�da interesuj�co - wtr�ci�a Id�.
- Czwarty, m�wisz. Sprawd�my. Oko�o dwunastu tysi�cy kilometr�w �rednicy. Spektrograf... co u diab�a... a nie, w porz�dku. Atmosfera w granicach tolerancji. Grawitacja nieco wi�ksza od normalnej. Przewaga l�d�w... rozleg�e obszary wodne... pojedyncze �r�d�o emisji radiowej.
- Znaczy planeta jest zamieszkana - skomentowa�a Bet.
- Znaczy, �e wyl�dujemy z dala od tego �r�d�a. A nu� siedz� tam kolesie tych b�azn�w, kt�rzy depcz� nam po pi�tach. Dobra, Ido. Tam si� schowamy.
- Schowamy albo i nie - powiedzia� Doktorek. - Zauwa�, �e na obu ekranach s� identyczne obrazy. Dotrzemy do czwartej planety niemal dok�adnie w tym samym czasie, co Turnmaa. Ciekawe, jak to si� sko�czy - mrukn�� i wzi�� z miski Munina kawa�ek sojowego steku.
Sten przejrza� wyposa�enie: plecaki, bro�, skafandry, pakiety awaryjne, paciorki dla ewentualnych tubylc�w... Niewiele, ale zawsze co�.
Komputer wyplu� siedem ma�ych kart zawieraj�cych dane skopiowane z komputera statku. Informacje, kt�re Cienfuegos zdoby� niecnymi sposobami. Wszystkie dotyczy�y z�� minera��w w odleg�ych �wiatach Gromady Eryx.
Sten nie mia� poj�cia, czemu w�a�ciwie imperator tak bardzo interesowa� si� szarymi kamykami, obecnie le��cymi na stole w mesie. Nie wiedzia� te�, czy kiedykolwiek si� tego dowie, ale ostatecznie p�acono mu nie tylko za zwyk�� s�u�b�, ale i za unikanie pyta� o sprawy tajne.
Rozda� karty wszystkim cz�onkom zespo�u, a dwie wetkn�� do mieszk�w zawieszonych przy obro�ach tygrys�w.
- Mo�ecie teraz pochwali� mnie za przezorno�� - powiedzia� Alex. - Godzin� temu zaj��em si� naszymi pr�bkami.
- I co? - spyta� zaciekawiony Sten.
- Po�ama�em na nich dwa wiert�a z irydu i dwa krystaliczne. Na dodatek uszkodzi�em diament, kt�ry dosta�em w spadku. Ten minera� jest naprawd� twardy.
Sten opu�ci� r�k� i zwin�� palce, a z pochwy pod ramieniem wypad� n�. Klinga by�a obosieczna, ca�a z jednorodnego kryszta�u, d�uga na 22 centymetry, szeroka na 2,5 centymetra, gruba za� jedynie na pi�tna�cie moleku�. �adna stal nie mog�a si� z ni� r�wna�. Takim no�em z �atwo�ci� uda�oby si� pokroi� diament.
Sten wzi�� ostro�nie jedn� z pr�bek i zacz�� j� okrawa�. O dziwo, wyczu� niejaki op�r.
- W�a�nie - powiedzia� Alex. - Teraz ju� wiadomo, o co chodzi. Te kamyki warte s� maj�tek.
- Nie widzia�em jeszcze czego� tak obrzydliwego - rzek�a z dum� Id�.
- I nie zobaczysz - doda� Doktorek. - Paskudztwo. Zgnilizna. Ohyda. Idealnie.
Podczas gdy reszta zespo�u przygotowywa�a si� do l�dowania, Doktorek wraz z Id� zaj�li si� budowaniem trzech pozorator�w w oparciu o konstrukcj� Gremlin�w. Pierwszy mia� dawa� echo radarowe identyczne z Cienfuegosem. Zadaniem drugiego by�o wprowadzanie zamieszania. Trzeci za� powinien wystrzeliwa� w�asne pociski, podobnie jak robi�by to zaatakowany statek macierzysty.
Wreszcie wszyscy stan�li nad trzema przebudowanymi rakietami spoczywaj�cymi w �adowni jednostki.
- Przepi�knie - powiedzia� Sten. - Ale czy to zadzia�a?
- A sk�d mam wiedzie�? - warkn�a Bet. - Je�li tak, wszystko b�dzie w porz�dku. A je�eli nie...
Odwr�ci�a si� i posz�a na mostek. Hugin i Munin cierpliwie pocz�apa�y za sw� pani�.
- Cel coraz bli�ej - zameldowa� oficer.
Kapitan milcza� jeszcze przez moment. Rozwa�a� mo�liwe scenariusze spotkania. Wrogi statek (a) przyjmie walk�... i zostanie zniszczony; (b) podda si�... nie, niemo�liwe; (c) wystrzeli pozoratory i wejdzie w atmosfer�.
Tak, trzeci wariant.
- Centrala. Og�osi� stan gotowo�ci.
- Wi�kszo�� system�w sprawna, Sigfehr - dobieg�a odpowied� po d�u�szej chwili. - Systemy obezw�adniaj�ce w pogotowiu, rozpoznanie celu, obecna skuteczno�� oko�o czterdziestu procent, blokady sprawne.
Na ekranie pojawi� si� komunikat:
32 MINUTY DO PRZECHWYCENIA... 33 MINUTY DO WEJ�CIA CELU W ATMOSFER�.
Krabopodobny Cienfuegos kontynuowa� rozpaczliw� ucieczk�.
Wszyscy w ster�wce le�eli ju� ciasno przypasani. Tygrysy umieszczono w hermetycznych kapsu�ach. �aden z kot�w nie by� szczeg�lnie zachwycony takim rozwojem wydarze�. Od tej pory losy bitwy spoczywa�y w r�kach bog�w. O ile jacy� przetrwali jeszcze w czterdziestym stuleciu...
�o�nierze Mantisa mieli na sobie mundury z fototropowym kamufla�em, pozbawione pagon�w oraz oznak. Jedynie na wypustkach ko�nierza widnia�y: na lewej czarna wst��ka, na prawej matowoczarny emblemat Mantisa.
Trzy ekrany l�ni�y widmowo. Mno�nik zlokalizowa� bliski ju� kr��ownik Jann�w. G��wny monitor pokazywa� rosn�cy z wolna glob otoczony mglistym pier�cieniem atmosfery. Centralny monitor nale�a� do systemu nawigacyjnego, kt�rym zajmowa�a si� Id�.
- Szesna�cie minut do atmosfery - mrukn�� Doktorek, ze zwyk�ym sobie sadystycznym zaci�ciem. - Turnmaa b�dzie mia� nas pod lufami za kwadrans... Pi�tna�cie minut... czterna�cie, dziewi��dziesi�t sekund... czterna�cie, trzydzie�ci sekund... Gratulacje, Ido, wysz�a� na prowadzenie.
Alex wtr�ci� si�, �e je�li ju� ma umiera�, to woli umrze� w mundurze. Wszyscy si� z nim zgodzili. Przysadzisty Szkot wype�nia� ca�y fotel przeciwprzeci��eniowy. Dzi�ki temu. i� urodzi� si� na wielkiej planecie, by� przystosowany do ci��enia trzykrotnie wi�kszego od ziemskiego.
- Tak samo m�wili moi przodkowie. Zwano ich Highlanderami - doda�. - W dawnych czasach nikomu nie �ni�o si� o imperatorze.
- Dwana�cie minut, zbli�a si� - oznajmi�a przyt�umionym g�osem Id�.
- Ich wrogami byli Brytowie. Nawet nie wiedz�c o tym, Szkoci stworzyli wtedy w�asne imperium.
Mimo niesprzyjaj�cych okoliczno�ci, Sten zainteresowa� si� tematem.
- Ej�e, kochany, jak ktokolwiek mo�e stworzy� imperium bez wodza, kt�ry wiedzia�by, co robi?
- Dziesi�� minut do wej�cia w atmosfer� - zameldowa� Doktorek.
- O tym opowiem innym razem. Ale wracaj�c do moich przodk�w. By�o to tak: pewnego pi�knego dnia niepomiernie dumny oddzia� Bryt�w wybra� si� w teren. Parada odbywa�a si� z pe�n� pomp�. Wojownicy szli bij�c w b�bny i �piewali. Na dodatek wszyscy mieli na sobie upiornie czerwone mundurki. Nagle, gdy przemierzali w�w�z, us�yszeli nad sob� krzyk: Ja jestem Red Rory z Doliny! Genera� Bryt�w podni�s�szy g�ow�, ujrza� nader ros�ego g�rala w powiewaj�cym kilcie, z nied�wiedzi� sk�r� przerzucon� przez rami�. Go�� mia� p�omieni�cie rud�, bujn� brod�. W r�ku trzyma� typowy dla Szkot�w obosieczny miecz. Zaraz te� przedstawi� si� ponownie i za��da�, by genera� wys�a� ku niemu swego najlepszego wojaka, aby ten stan�� do walki. Dow�dc� Bryt�w a� zatka�o. Po kr�tkiej chwili rozkaza� adiutantom wystawi� najlepszego zabijak�. Niech p�jdzie po g�ow� rudego zuchwalca...
- B�d� �askaw si� zamkn�� - uci�a mu Id�. - Zaczyna si�. Strzelamy. Pozorator...
W centrali zapad�a martwa cisza przerywana tylko nerwowym sapaniem przypasanych tygrys�w.
Zadanie jest proste: polega na okre�leniu wzajemnych pozycji trzech jednostek, z kt�rych dwie poruszaj� si� ze zmienn� szybko�ci� i po zmiennych torach. Te trzy obiekty to: cel (czyli planeta), goni�cy oraz uciekaj�cy. Nagle w precyzyjne wyliczenia wkrada si� chaos - oto czwarty obiekt o nie ustalonej charakterystyce.
- Kapitanie! Mamy zdwojone odbicie celu!
- Zosta� na kursie. Powtarzam, zosta� na kursie. Radar, co z identyfikacj� celu?
- Brak, kapitanie. Selekcja danych niemo�liwa, niech nam Talamein pomo�e... Zbyt du�o odbi� od powierzchni planety.
Kapitan zerwa� po��czenie. Zdusi� cisn�ce si� na usta przekle�stwa i zacz�� si� modli�:
- Niech duch Talameina, widzialny jeno w osobie prawdziwego proroka Inglida b�dzie z nami - wyszepta�. - Wszystkie stanowiska! Przygotowa� si� do walki!
Wok� kr��ownika Jann�w nagle zaroi�o si� od ma�ych punkt�w, z dala przypominaj�cych narybek. W rzeczywisto�ci by�y to pociski bliskiego zasi�gu typu Vydal, przeznaczone do atakowania innych jednostek kosmicznych. Opu�ci�y wyrzutnie, wy��czy�y nap�d i pomkn�y ku wyznaczonemu celowi.
RAPORT MODU�U NAPROWADZANIA POCISK�W TYPU VYDAL: CEL... BRAK CELU... ZAK��CENIA... ECHO... CEL... CEL... USTALONY... CEL ZDWOJONY... PIERWSZY CEL NIEAKTYWNY... CEL PRAWDOPODOBNY...
CEL UCHWYCONY... NAPROWADZAM... WSZYSTKIE SYSTEMY NAKIEROWANE... NAPROWADZENIE UKO�CZONE...
Fabrycznie nowe rakiety typu Vydal nigdy nie grzeszy�y nadmiarem inteligencji, te za�, kt�re przez wiele lat spoczywa�y w komorach amunicyjnych kr��ownika, by�y tym bardziej upo�ledzone. G��wnie dlatego, i� konserwacj� przeprowadza� nie zawsze wykwalifikowany personel, przypisywany do wyrzutni na podstawie rozkazu dziennego, a nie kompetencji.
Wi�kszo�� pocisk�w pos�usznie skierowa�a si� za pozoratorem, ulatuj�c z dala od planety. Jeden wszak�e, z jakich� powod�w bardziej bystry a mo�e po prostu lepiej zachowany, odpali� silniki w kierunku Cienfuegosa.
Operator uzbrojenia kl�� na czym �wiat stoi, bezskutecznie usi�uj�c nakierowa� t� jedn� zb��kan� owieczk� na "w�a�ciwy cel". Ostatecznie samotny Vydal eksplodowa� tysi�c metr�w od Cienfuegosa w chwili, gdy uciekaj�cy statek zaczyna� si� w�a�nie rozgrzewa� w g�rnych warstwach atmosfery nieznanego �wiata.
Aerodynamiczna charakterystyka Cienfuegosa by�a niemal tak "dobra" jak ceg�y. Ida ze wszystkich si� pr�bowa�a sprowadzi� nieforemny pojazd na powierzchni� planety. Eksplozja ledwo jednokilotonowej g�owicy pocisku uczyni�a te wysi�ki daremnymi. Statek zadr�a� i zacz�� kozio�kowa�. W pr�ni, gdzie pion wyznacza si� stosownie programuj�c generatory McLeana, takie wypadki nigdy nie poci�gaj� za sob� gro�nych konsekwencji. Jednak w atmosferze, nawet rzadkiej, rzecz przedstawia si� zupe�nie inaczej.
Fala uderzeniowa wgniot�a luki �adunkowe i obr�ci�a statek o sto osiemdziesi�t stopni. Cienfuegos wszed� w g�stsze warstwy atmosfery ty�em.
By� mo�e jeden Doktorek got�w by� uzna� sytuacj� za zabawn�, jednak nie zachichota�, gdy wyprawiaj�ca dzikie �ama�ce jednostka opu�ci�a �cie�ki schodzenia i run�a ku planecie.
Podobnie jak wszyscy na pok�adzie, Doktorek znalaz� si� o krok od �mierci.
Sensory spadaj�cego statku rozpaczliwie poszukiwa�y jakiejkolwiek sta�ej powierzchni.
Obrazy miga�y na ekranie nawigacyjnym. Sten krzykiem przekazywa� Idzie zmieniaj�ce si� warto�ci danych, a dziewczyna w najwy�szym napi�ciu biega�a palcami po klawiaturze komputera, staraj�c si� opanowa� nie kontrolowany lot. Wysun�a z kad�uba dwa kr�tkie skrzyde�ka, kt�re za�piewa�y w rozrzedzonym powietrzu, po czym �agodnie opu�ci�a nos statku. Cienfuegos zn�w wpad� w gro��ce rotacj� wibracje.
Ida uderzy�a pi�ci� w starter prawoburtowych dysz sterowniczych. Rury na chwil� buchn�y p�omieniem. Potem dziewczyna uruchomi�a dysze lewoburtowe, powoli odzyskuj�c kontrol� nad jednostk�. Zn�w zmieni�a k�t opadania i szybko�� schodzenia. W ko�cu bezw�adna masa zacz�a zachowywa� si� jak statek kosmiczny.
Sten rozejrza� si� po ster�wce. Bet siedzia�a w fotelu blada jak �mier�, ale spokojna. Alex zaj�ty by� rozlu�nianiem nadmiernie napi�tych mi�ni pot�nego cielska. Doktorek za� trwa� w skupieniu z mink� pluszowego nied�wiadka, jak zwykle gdy l�g�a mu si� w g�owie idea krwawej zemsty. Ida u�miechn�a si� przez rami�.
- Teraz poszukajmy jakiego� schowka na tej planecie - powiedzia� Sten.
Dziewczyna przytakn�a i ponownie odwr�ci�a si� do ekranu.
Nagle uderzy� w nich pr�d powietrza, mkn�cy z dwukrotn� szybko�ci� d�wi�ku. Konstrukcja j�kn�a, wr�gi wygi�y si� mocno, zrywaj�c biegn�ce wzd�u� d�wigar�w kable. Lu�ne przewody strzeli�y iskrami i zasycza�y niczym rozz�oszczone w�e.
Wichura zn�w przypu�ci�a atak. Porwa�a statek jak zabawk� i cisn�a ku powierzchni planety.
Ida zakl�a pod nosem. Zachowuj�c resztki zimnej krwi, rzuci�a si� do pulpitu. Na monitorze mign�� skrawek terenu, zapewne miejsce bliskiej ju� katastrofy. Zaraz potem ekran pociemnia�.
Ida uruchamia�a wszystkie urz�dzenia, kt�re w jakimkolwiek stopniu mog�y wyhamowa� p�d. Wysun�a niewielkie stateczniki zwykle u�ywane jedynie przy awaryjnych l�dowaniach, roz�o�y�a podpory podwozia, a nawet czerpaki do pobierania pr�bek atmosfery. Statek zadr�a�, gdy dodatkowe powierzchnie no�ne stawi�y op�r powietrzu. Ida w��czy�a jeszcze dysze dziobowe, na moment odzyskuj�c kontrole nad sterami.
Chwil� p�niej, tu� przed nimi wy kwit�y zbocza gigantycznego wulkanu, kt�rego krater Ida wybra�a na miejsce l�dowania. Przemkn�li nad rozleg�ym jeziorem, wzburzaj�c jego powierzchni� hukiem gromu towarzysz�cego przekraczaniu bariery d�wi�ku.
Wszelkie nie przytwierdzone do pok�adu przedmioty posypa�y si� w kierunku dziobu, gdy Ida uruchomi�a odwracacze ci�gu nastawione na maksymalne przeci��enie silnik�w systemu Yukawy.
Czujnik zbli�eniowy pokaza� z grubsza wyliczone miejsce l�dowania w pobli�u niskiego klifu nad brzegiem jeziora. Potwierdzi� tym samym wcze�niejsze przypuszczenia nawigatorki, kt�rej jedno tylko zosta�o ju� do zrobienia: ustawi�a nos statku ku do�owi, utrzymuj�c opadanie pod k�tem dziesi�ciu stopni.
Cienfuegos zetkn�� si� z powierzchni� jeziora, zostawiaj�c za sob� kilwater wielki jak wodny kanion.
Sten by� z powrotem na Vulcanie. Niesko�czonymi korytarzami bieg� za Bet, Oronemk oraz pozosta�ymi Delinqami. Stra�nicy z socjopatrolu zbli�ali si� nieub�aganie, a on krzycza� do swoich ludzi, �eby zawr�cili i stan�li do walki. By mu pomogli.
Jaki� bolesny wstrz�s wyrwa� go z majak�w. Z wolna wraca�o poczucie jawy. Us�ysza� zawodz�ce j�kliwie brz�czyki wszystkich mo�liwych pok�adowych alarm�w.
Doktor sta� na piersi Stena, raz za razem, metodycznie uderzaj�c go w twarz pazurzast� �ap�. Sten zamruga� powiekami i usiad� � wysi�kiem.
Reszta grupy Mantisa r�wnie� zbiera�a si� z foteli. Dzi�ki odbytemu przed laty treningowi ewakuacja przebiega�a ca�kiem sprawnie, chocia� akcja sprawia�a pozory bez�adnej miotaniny.
Alex taszczy� wyposa�enie w kierunku otwartego luku... nie, to nie luk, ale rozdarcie w burcie statku... i wyrzuca� je na zewn�trz, w jasny blask s�o�ca. Bet uwalnia�a tygrysy z kapsu�, by wyprowadzi� nieco zdenerwowane koty ze statku. Ida gromadzi�a wszystkie przeno�ne i posiadaj�ce w�asne zasilanie gad�ety elektroniczne.
Alex podgramoli� si� do Stena. Jedn� r�k� z�apa� go za rami�, drug� chwyci� uprz�� przy mundurze, po czym sprawnie wytaszczy� towarzysza przez dziur� w kad�ubie. Na zewn�trz rzuci� go na stos plecak�w, a nast�pnie zawr�ci� po reszt� baga�y. Sten chwiejnie stan�� na w�asnych nogach i przyjrza� si� Cienfuegosowi. Statek p�k� na ca�ej d�ugo�ci. Stateczniki oraz wsporniki podwozia zary�y si� w mulistym dnie u brzegu jeziora. Cienfuegos zako�czy� sw�j ostatni lot.
Sten powoli otrz�sa� si� z oszo�omienia, pr�buj�c napr�dce sporz�dzi� list� niezb�dnego wyposa�enia. Poku�tyka� do nieregularnego otworu w poszyciu statku.
- Poczekajcie. Musimy...
Ob�adowany sprz�tem Alex wybieg� ze �rodka, potr�caj�c Stena i spychaj�c go ze swojej drogi.
- Trzeba si� spieszy�, kochany. To zaraz wybuchnie.
Min�o zaledwie kilkadziesi�t sekund, a ca�y zesp� stan�� spakowany, z plecakami na ramionach, got�w do wspinaczki na wysoki brzeg.
Ledwie min�li gra� klifu, dobieg� ich odg�os eksplozji. Z wraku pozosta�a tylko gar�� osmalonych szcz�tk�w, a huk d�ugo jeszcze wraca� echem.
ROZDZIA� TRZECI
Owalny krater, w kt�rym rozbi� si� statek, by� naprawd� olbrzymi, mierzy� oko�o siedemdziesi�ciu pi�ciu kilometr�w d�ugo�ci. Jezioro wype�nia�o po�ow� jego obszaru, jednak sch�o do�� gwa�townie, poczynaj�c od szerszego ko�ca. Feralne l�dowanie mia�o miejsce po przeciwnej stronie, oko�o dziesi�ciu kilometr�w od wypatrzonej przez Id� luki w koronie wulkanu.
Rozbitkom pozosta�o podj�� od�wie�aj�cy spacer. Z wolna dociera�o do nich, w jak paskudnej sytuacji si� znale�li. Stracili we wraku niemal ca�e wyposa�enie, razem ze skafandrami ochronnymi, aparatami oddechowymi. Mieli wy��cznie standardowe racje �ywno�ciowe, sprz�t osobisty i filtry do wody. Czyli tylko to, co wedle z�o�liwej plotki ka�dy �o�nierz Mantisa zawsze zabiera� ze sob� nawet wtedy, gdy zamierza� jedynie przej�� na drug� stron� ulicy.
Stan uzbrojenia nie przedstawia� si� wiele lepiej. Zdo�ali zabra� podr�czn� bro� z paroma magazynkami oraz no�e bojowe. �adunki wybuchowe, przeno�ne wyrzutnie pocisk�w wylecia�y w powietrze wraz z Cienfuegosem.
- Ale bagno - mrucza� pod nosem Alex. - Marny koniec czeka Alexa Selkirka.
- Czy komu� przychodzi do g�owy jaki� pomys�? - spyta�a Bet, przedzieraj�c si� przez trzciny. - Jak, u licha, wydostaniemy si� z tego buszu?
- Mo�e by�oby �atwiej, gdyby Ida o�wieci�a nas, w jakiej cz�ci planety wyl�dowali�my.
- Wypchaj si� - warkn�a dziewczyna przez zaci�ni�te z�by. - Akurat mia�am czas na procedury nawigacyjne.
- Mniejsza z tym - uci�a Bet. - Wszystko i tak twoja wina.
- A to czemu?
- Bo zawsze musi by� winny - wyja�ni�a Bet. - Tak stanowi� regulaminy imperium. - A kto lepiej nadaje si� na koz�a ofiarnego ni� pilot?
Alex nie odezwa� si� ani s�owem. Ostatnie godziny by�y i tak do�� trudne dla Idy. Nic dziwnego, �e jej poczucie humoru nieco szwankowa�o. Nawigatorka spojrza�a na Alexa.
- Oczy bym ci wyd�uba�a - powiedzia�a - ale nie chc� sobie upapra� paluch�w, ty beczko...
- Przesta�cie si� k��ci� - wtr�ci� Sten. - Nic nam z tego nie przyjdzie.
- Zostaw ich - mrukn�� Doktorek. - Ma�y rozlew krwi poprawi mi humor.
Alex gwizdn�� nagle.
- Patrzcie tylko na to!
Wyszli ju� spomi�dzy trzcin. Znale�li si� na otwartym terenie, eony lat temu pokrytym grub� warstw� wulkanicznego py�u, kt�rym z wiekami stwardnia� na ska��.
Alex wskazywa� na nadnaturalnie wielkie �lady st�p odci�ni�te w tufie. Sten pobieg� za nimi wzrokiem. Ci�gn�y si� jakie� dwadzie�cia metr�w od miejsca, kt�re prawdopodobnie by�o niegdy� brzegiem jeziora. Tam osobnik zapewne przystan�� na chwil�, poniewa� odciski tworzy�y g��bsze wgniecenia. Tajemnicza istota najwyra�niej waha�a si� przez moment, gdy� zawr�ci�a, jakby czego� wypatruj�c, a� w ko�cu posz�a dalej.
Trop przypomina� odcisk stopy cz�owieka. Sten przyjrza� si� jednemu ze �lad�w i uni�s� brwi. W wyrytym do�ku zmie�ci�yby si� dwie jego stopy.
- Mam nadziej�, �e nie spotkamy �adnego z jego kuzyn�w - mrukn��.
Ida w��czy�a sw�j komputerek i dokona�a stosownych pomiar�w. W ko�cu roze�mia�a si� i schowa�a urz�dzenie.
- Nic nam nie grozi. Te �lady maj� przynajmniej milion lat.
Pozostali odetchn�li g�o�no.
- Ciekawe, kto to by�? - zagadn�a Bet.
- Cz�onek plemienia Znad Jeziora, rzecz jasna - odpar� Doktorek.
Alex spojrza� podejrzliwie na misiowatego.
- A ty niby sk�d wiesz?
Alarianin wzruszy� futrzanymi ramionami.
- A jak inaczej mo�e nazwa� si� lud mieszkaj�cy nad jeziorem tych rozmiar�w?
- Doktorku - odezwa�a si� Ida - musz� przyzna�, �e uwielbiam hazard, ale uwa�am, �e tym razem przesadzi�e�. Takich rzeczy nie da si� odtworzy� z odcisku stopy.
Rozleg� si� zgodny ch�r g�os�w pot�pienia. Altarianin powstrzyma� si� od komentarza i potruchta� dalej.
Widok z korony wulkanu dawa� du�o do my�lenia. Okaza� si� te� na tyle interesuj�cy, �e Sten czym pr�dzej zdj�� bro� z ramienia.
Zewn�trzne zbocza wulkanu �agodnie opada�y ku poro�ni�tej g�stymi krzewami r�wninie.
Na zboczach za� wyrasta�y skupiska chat - ��cznie by�o ich chyba ze trzysta - przemy�lnie skrytych w cieniu drzew.
Teren otacza�y setki wojownik�w, uszykowanych w jednej linii, rami� przy ramieniu. Ka�dy stra�nik mierzy� blisko trzy metry wzrostu. Sw� obecno�ci� dowodzili b��dno�ci wcze�niejszych przypuszcze� Idy. Kuzyni go�cia sprzed miliona lat stanowili ca�kiem liczn� rodzin� i wyra�nie cieszyli si� dobrym zdrowiem.
Ponadto zdradzali wrogi stosunek do przybysz�w.
Byli ro�li i smukli, o sk�rze koloru s�omy, r�wnie be�owi jak otaczaj�ca ich sawanna. Nosili kolorowe szaty, upi�te na ramieniu z bogato zdobionymi broszami.
Ka�dy dzier�y� w r�ku w��czni� du�o wystaj�c� ponad g�ow�.
- Podobno nic nam nie grozi... Czy tak, Ido?
- Ja ich nie wzywa�am.
- Co robimy? - spyta�a Bet.
- Chyba kto� nam to zaraz powie - mrukn�� Sten, wskazuj�c na samotnego wojownika, kt�ry wyszed� przed szereg i zacz�� wspina� si� na g�r�.
Wszyscy cz�onkowie za�ogi unie�li lufy broni.
- Spokojnie - sykn�� Sten. - Nie nale�y ich straszy�.
- Ciekawe, kto tu komu nap�dza stracha - sarkn�� Alex.
Obcy przystan�� dziesi�� metr�w od przybysz�w. Z bliska wygl�da� jeszcze bardziej niesamowicie. Mia� osobliwie poci�g��, wr�cz d�ug� twarz z mocno zaznaczonymi, krzaczastymi brwiami. Przet�uszczone w�osy czesa� ku g�rze, a� tworzy�y fryzur� kszta�tem przypominaj�c� he�m. W r�ku trzyma� spore zawini�tko, chyba z jakim� or�em.
Grupa Mantisa podskoczy�a jak na komend�, gdy obcy cisn�� pakunek na ziemi�, tu� przed Stenem.
- Ari!cia Ari!cia - krzykn�� wojownik, wskazuj�c na zagajnik niskich drzew, porastaj�cy jedn� stron� zbocza.
- Czego on chce, Doktorku? - spyta� Sten.
Misiowaty pokr�ci� g�ow�.
- Mog� powiedzie� tylko, �e ta istota pos�uguje si� j�zykiem obfituj�cym w samog�oski, ale nic wi�cej.
- Ari!cia! - powt�rzy� osobnik, po czym odwr�ci� si� i znikn�� mi�dzy drzewami.
- To mo�e by� projekcja jakich� zwyczaj�w, zastosowanie znanego obrz�du w sytuacji wykraczaj�cej poza dotychczasowe do�wiadczenie... - Doktorek zacz�� snu� swoje teorie. - Oto prymitywna spo�eczno�� wojownik�w - pasterzy. Nie s� ju� nomadami, a prowadzone przez nich bitwy przypominaj� turnieje z szeregiem pojedynk�w mi�dzy najlepszymi...
- Aha. - Sten przykl�kn�� przy tobo�ku i wydoby� zawarto��. Jedna kr�tka w��cznia, n� przeznaczony do rzucania, jedna maczuga �redniej wielko�ci, jedna d�uga w��cznia bojowa i wyg�adzony kawa� drewna, idealnie pasuj�cy do d�oni. Sten uzna�, �e mo�e to by� maczuga do ciskania w przeciwnika. Nie mia� jednak poj�cia, po co by�o wyci�cie z boku przedmiotu, kszta�tem przypominaj�ce liter� V.
- Rzucono nam wyzwanie - ci�gn�� Doktorek. - Kto� z nas musi uda� si� za owym wojownikiem do widocznego w pobli�u gaiku. Je�li nasz reprezentant przegra, prawdopodobnie wszyscy zginiemy. Je�li jednak my wygramy, w�wczas zostaniemy uznani za braci tubylc�w. Dostaniemy jad�o i napoje wyskokowe miejscowej roboty. Na pewno robi� jakie�. Pytanie tylko, kto winien przyj�� ten zaszczyt? Je�li mog� co� zasugerowa�...
W formacji Mantisa zawsze wpajano oficerom przekonanie, �e dowodzi� mo�na jedynie wtedy, gdy stoi si� na czele oddzia�u. Zanim Doktorek zacz�� wyja�nia�, co takiego chcia�by zaproponowa�, Sten odpi�� uprz��, wzi�� w�ze�ek z przeno�nym arsena�em i ruszy� w kierunku drzew.
Przyspieszy� jeszcze, gdy us�ysza� ch�ralny okrzyk wojownik�w, najwyra�niej uradowanych przyj�ciem wyzwania.
Ga��zie smagn�y go po twarzy, gdy szczupakiem przesadza� najbli�szy krzak. Wyl�dowawszy przetoczy� si� po ziemi. Zerwa� si� zaraz i b�yskawicznie odskoczy� w prawo.
Co� za�wiszcza�o w powietrzu. D�uga w��cznia wbi�a si� w pie� drzewa dok�adnie na wysoko�ci �o��dka Stena i to w miejscu, gdzie przybysz by� jeszcze u�amek sekundy wcze�niej.
Ograniczaj�c ruchy do minimum i oddychaj�c bezg�o�nie, zacz�� przebiera� palcami w tobo�ku z broni�. Szuka� jakiego� znajomego kszta�tu. Pami�ta�, co powiedzia� niegdy� instruktor uzbrojenia sekcji Mantisa, nawiasem m�wi�c niemi�osierny prymityw. Je�li musisz zastanawia� si� w walce, jak u�y� broni, to ju� po tobie, �o�nierzu.
Zda� si� na odruchy. S�ucha� uwa�nie, mie� oczy wko�o g�owy. �agodny podmuch wiatru, zapach nie znanych kwiat�w. Szmer. Gdzie� z przodu. Sten wodzi� wzrokiem po okolicy, �ledz�c oddalaj�cy si� odg�os krok�w. Wojownik chowa� si� w bardziej g�ste zaro�la,
Sten ruszy� za przeciwnikiem. W r�ku �ciska� kr�tk� w��czni� i n�.
G��bokie cienie pod dachem winoro�li i wysokich korzeni drzew. Cisza, w kt�rej s�ycha� tylko szelest �apek drobnych zwierz�t i brz�czenie owad�w.
Sten skrada� si� dalej. Trzask ga��zki. Tam si� schowa�e�!
Sten jednym ruchem cisn�� dobrze wywa�onym no�em, przetoczy� si� na bok i zanurkowa� w poszycie.
Zaraz te� poczu� niemal, jak w��cznia olbrzyma wbija si� w ziemi� tu� obok. Us�ysza� st�umiony krzyk b�lu. Znaczy, n� si�gn�� celu. Sten zerwa� si� na nogi i si�gn�� po maczug�.
Smagn�� pobliski krzak. Nic, pusto.
Ani chwili d�u�ej na widoku.
Mantisowiec schowa� si� za pie� drzewa i zastyg�, wyczekuj�c.
A je�li przeciwnik zdecyduje si� ucieka�? Z t� my�l� Sten pad� p�asko, a nast�pnie podczo�ga� si� pod zmasakrowan� przed chwil� krzewin�. Nie by�o tak �le. Znalaz� sporo wygniecionej trawy i odciski st�p, a nawet ciemnoczerwone plamy, zapewne �lady krwi.
Jednak s�dz�c po wielko�ci i liczbie owych plam, tubylec nie zosta� ci�ko ranny. Gdzie on si� schowa�? Chc�c nie chc�c, Sten musia� uzna� klas� przeciwnika. Jak osobnik tych rozmiar�w mo�e pozostawa� niezauwa�alnym? Ruszy� g��biej w zaro�la.
- Ari!cia!
G�os dobiega� z dala, nieco przyt�umiony.
- Ari!cia!
Sten s�ucha� powtarzaj�cych si� okrzyk�w przez prawie kwadrans, ca�e pi�� minut usi�uj�c domy�li� si�, co te� mog� znaczy�.
Ostro�nie rozchyliwszy ga��zie, ujrza� rozleg�� polan� w samym �rodku starannie utrzymanego gaju. Pewnie niejeden �mia�ek wyzion�� tu ducha, pomy�la�. Wojownik sta� przy ko�cu otwartej przestrzeni. Porzuci� wszelk� bro� pr�cz wielkiego bumerangu, wykonanego z czego� na podobie�stwo drewna.
- Ari!cia! - krzykn�� tubylec, wymachuj�c r�kami. Wyra�nie wzywa� przybysza do otwartego pojedynku.
Sten dwukrotnie okr��y� po cichu ca�y gaik, staraj�c si� odgadn�� zasady post�powania przeciwnika, bo niew�tpliwie takowe istnia�y. Najpierw przekradanie si� przez zaro�la, a potem, je�li wyzwany przetrwa� pierwszy etap, przychodzi�a pora na kolejn� pr�b�, tym razem na polanie. Jeden na jednego, z jednym tylko rodzajem or�a w d�oni. Starcie mia�o zapewne polega� na ciskaniu w siebie bumerangami.
Stenowi niezbyt si� to podoba�o. Po pierwsze, walka do usieczenia przeciwnika, chocia� zgodna z tutejszymi regu�ami, mog�a spowodowa� niemi�e reperkusje. Owszem, gromada wojownik�w zaprosi�aby obcego zwyci�zc� do wsp�lnej popijawy, ale krewni i przyjaciele poleg�ego mogliby zadba� o ma�o rozrywkowy koniec imprezy. Drugi problem tkwi� w typie wybranego przez olbrzyma or�a. Stena nauczono pos�ugiwa� si� prymitywnymi rodzajami broni, w tym i bumerangami, ale budowa tamtych dostosowana by�a do rozmiar�w przeci�tnego cz�owieka, a nie trzymetrowego giganta. Tego bumerangu, ze wzgl�du na ci�ar, Sten nie m�g�by swobodnie unie��, a co dopiero m�wi� o rzucie w kierunku przeciwnika.
Mantisowiec rozwa�y� wszystko jeszcze par� razy, a� w ko�cu znalaz� rozwi�zanie. Chrz�kn�wszy wyszed� na polan�.
Wojownik zauwa�y� go natychmiast. Na jego obliczu odmalowa�o si� co� na podobie�stwo wyrazu ulgi, �e przeciwnik uzna� jednak regu�y pojedynku.
Gigant ugi�� nogi w kolanach i uni�s� bumerang na poziom oczu. Sten spr�bowa� go na�ladowa�, ale sz�o mu nie najlepiej.
Atak zacz�� si� bez ostrze�enia. Bumerang mign�� tylko, lec�c z niesamowit� szybko�ci� tu� nad wierzcho�kami traw. Sten podskoczy�. Gdy zbiera� wszystkie si�y, by cho� na moment zawisn�� w powietrzu, z przera�eniem ujrza�, �e bumerang p�ynnie zmienia tor lotu, wznosz�c si� z wolna... Nagle co� mocno uderzy�o Stena w rami� i str�ci�o go na ziemi�.
Przetoczywszy si� na bok, wyplu� �d�b�a trawy oraz zgrzytaj�c� mi�dzy z�bami ziemi�. Natychmiast zacz�� sprawdza�, na ile kawa�k�w zosta� posiekany przez t� potworn� bro�. Nim doszed� do siebie, us�ysza� gromki �miech przeciwnika. K�tem oka zobaczy� le��cy nie opodal sw�j bumerang, roz�upany na dwoje.
Mocno rozz�oszczony zrozumia�, co da�o tubylcowi pow�d do takiej rado�ci. Sten zosta� rozbrojony, nie mia� ju� czym rzuci� w giganta. Chwilowo wi�c mieli nieco r�wniejsze szans�.
Wojownik si�gn�� po d�ug� bojow� w��czni� i ruszy� biegiem niczym olbrzymi drapie�ny kot. Sten da� spok�j poszukiwaniu w�asnej w��czni, miast tego machn�� r�k�, a� poczu� w palcach ch��d r�koje�ci osobistego no�a.
Skrada� si� przez trawy, got�w do uniku, gdyby rywalowi przysz�o do g�owy cisn�� w��czni�. Tu� przed zderzeniem si� obu walcz�cych, gigant zakr�ci� w��czni� m�ynka i... znikn��.
Sten odruchowo pad� p�asko na ziemi� i przetoczy� si� na bok. Ujrza� co� niesamowitego. Wojownik wykonywa� najzwyklejszy w �wiecie skok o tyczce ponad przeciwnikiem. A na dodatek �mia� si� do rozpuku...
Gigant odskoczy�, a nast�pnie powt�rzy� manewr. I znowu... Za ka�dym razem podbiega� coraz bli�ej.
Do��.
Sten zanurkowa� pod w��czni� i przeci�� j� r�wno swoim no�em.
Olbrzym stan��, wyra�nie wytr�cony z kontenansu. Nie �mia� si� ju�, tylko z nieco g�upi� min� spogl�da� na kikut w��czni. Korzystaj�c z chwili swobody, Sten uderzy� przeciwnika bykiem, wyduszaj�c mu z p�uc sporo powietrza. Potem �cisn�� kolanami szerokie ramiona i przy�o�y� czubek ostrza do pot�nego gard�a. Unieruchomiony m�czyzna waha� si� do�� d�ugo.
- Ari!cia! - powiedzia� w ko�cu Sten, lekko przyciskaj�c n�.
Wojownik, dysz�c ci�ko, uwa�nie spojrza� na Stena. Ostatecznie wykrzywi� usta w u�miechu.
- Ari!cia! - wykrztusi� z siebie. - Wygra�e�, do kurwy n�dzy!
Gdyby w tej jednej chwili tubylec pragn�� jeszcze rozstrzygn�� pojedynek na swoj� korzy��, nie mia�by �adnych k�opot�w z posiekaniem na plasterki kompletnie os�upia�ego Mantisowca.
ROZDZIA� CZWARTY
- W twoje r�ce, przyjacielu.
- Wypijemy jeszcze?
- Niech mnie! A czy nie jestem ju� doros�y? Czy musz� zawodzi� jak stara baba, gdy starsi odchodz�?
- �wi�te s�owa. Znaczy, wypijemy...
Ida poci�gn�a z tykwy du�y �yk, prze�kn�a g�o�no i przekaza�a naczynie nast�pnemu w kolejce, czyli Acau/layowi. Manewr nie by� prosty, gdy� Acau/lay, niedawny przeciwnik Stena, siedzia� p�tora metra dalej, po drugiej stronie ogniska. Gigant jednak bez wysi�ku z�apa� tykw� i tylko zasapa� z uciechy.
Sten z podziwem patrzy� na tego osobnika. Trzy metry wzrostu, a co za tym idzie, solidna masa cia�a, dawa�y mu przewag� nie tylko w walce, ale i umo�liwia�y bezkarne opilstwo. Pomy�lawszy o piciu, Sten przej�� tykw� od niedawno poznanego kumpla, Acu/laya, te� rykn�� t�go, poda� naczynie dalej i rozejrza� si� wko�o.
Przed rozpocz�ciem uczty zwyci�ski przybysz zdo�a� dowiedzie� si� nieco o tych z trudem zdobytych nowych przyjacio�ach. Byli oni jednym z wielu szczep�w zamieszkuj�cych planet�. Sami zwali si� Stra!bo, co znaczy�o plemi� Znad Jeziora. Sten skrzywi� si�, wspomniawszy ironiczny chichot Doktorka.
Uroczyste przyj�cie dla uczczenia pomy�lnie zako�czonego pojedynku odbywa�o si� w wielkiej chacie o rozmiarach solidnego magazynu. Okr�g�y budynek utworzono poprzez stosowne przyci�cie monstrualnego krzaka. Wedle s��w Idy, krzew stanowi� jeden organizm ro�linny licz�cy ju� par� tysi�cy lat. W miar� up�ywu pokole� zewn�trzne ga��zie rozrasta�y si� coraz dalej, a wewn�trzne obumiera�y, zostawiaj�c pust� przestrze�. Stra!bo musieli tylko dorobi� dach, by tanim kosztem uzyska� reprezentacyjn� sal�.
Wsz�dzie by�o pe�no tubylc�w obojga p�ci upijaj�cych si� cienkim (ale wysokoprocentowym) piwem. Trunek otrzymywano z ziaren miejscowych zb�. Podczas biesiady plemie�cy opowiadali niestworzone historie o w�asnej odwadze i waleczno�ci.
Acau/lay szturchn�� Stena mi�dzy �ebra i przekaza� mu kocio�ek z paskudnie woniej�c� zawarto�ci�. Mantisowiec uni�s� naczynie do ust, ale zaraz go zatka�o. W �rodku widnia� r�owo - szary p�yn z jakimi� czerwonymi dodatkami.
- To nap�j �ycia - zach�ci� gigant.
Najpierw uzgodniwszy spraw� z �o��dkiem oraz w�trob�, go�� spr�bowa� podejrzanego napitku. Smak i zapach by�y niezr�wnane. Robi�y wra�enie nieco wi�ksze ni� g�owica kumulacyjna.
- Dzi�ki - wychrypia� Sten, przekazuj�c kocio�ek Doktorkowi, kt�ry czeka� ju� niecierpliwie, wypatruj�c swojej kolejki.
Przez chwil� Stenowi zrobi�o si� �al misiowatego, ale zaraz wspomnia� niedawne ironiczne uwagi antropologa.
- Delicje - powiedzia� z u�miechem, podawszy naczynie. Doktorek opanowa� wzruszenie ramion. �ykn�� pot�nie i nagle sta�a si� rzecz dziwna. Po raz pierwszy od chwili spotkania misi