Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3293 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Jonathan Carroll
BIA�E
JAB�KA
Prze�o�y� Jacek Wietecki
DOM WYDAWNICZY REBIS
POZNA� 2002
Tytu� orygina�u
White Apples
Wydanie I
ISBN 83- 7301- 257- 5
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. �migrodzka 41/49, 60- 171 Pozna�
tel. 867- 47- 08, 867- 81- 40; fax 867- 37- 74
e- mail:
[email protected]
www.rebis.com.pl
Dla Andrei L. Padinhy -
niegdy� studentki,
p�niej przyjaci�ki,
na zawsze mojej bohaterki,
oraz
dla Neila Gaimana
Stokrotne podzi�kowania dla:
Niclasa Bahna,
Borisa Kiprova
i Chrisa Rolfe'a
za ich nieustaj�c� zach�t� do pracy
nad Bia�ymi jab�kami.
Mi�o��, sen i �mier� nadchodz� poma�u;
Schwy� mnie za w�osy i mocno poca�uj.
A. C. Swinburne, W ogrodzie
B�g z wody
Cierpliwo�� nie �yczy sobie w domu Zdumienia, bo Zdumie-
nie to okropny go��. Zu�ywa ci� do cna, nie przejmuj�c si�
tym, co kruche i nie do zast�pienia. Je�li ci� uszkodzi, wzru-
sza ramionami i idzie dalej, jakby nigdy nic. Nieproszone, cz�-
sto sprowadza swych podejrzanych przyjaci�: w�tpliwo��,
zazdro��, chciwo��. Razem zaprowadzaj� w�asne porz�dki;
przemeblowuj� wszystkie twoje pokoje dla w�asnej wygody.
M�wi� dziwnymi j�zykami, nie sil�c si� na t�umaczenie. Pi-
trasz� w twoim sercu nieznane potrawy o dziwacznych sma-
kach i aromatach. Co czujesz, gdy wreszcie odchodz� - rado��
czy smutek? Cierpliwo�� zawsze zostaje z miot�� w r�ku.
Lubi�a trzyma� �wieczki w sypialni. Zdaniem Ettricha
�wieczki mia�y swoje miejsce w ko�ciele, na urodzinowym
torcie i podczas przerwy w zasilaniu. Nigdy jednak jej tego
nie powiedzia�, nawet p�artem. By�a bardzo wra�liwa -
bra�a na serio wszystko, co m�wi�. Wkr�tce po tym, jak si�
poznali, zda� sobie spraw�, �e �atwo, zbyt �atwo, mo�na j�
zrani�. Wystarczy�o jedno ostre s�owo lub sarkastyczna uwa-
ga, by ca�kiem j� znokautowa�. Sama wyzna�a, �e dopiero
niedawno wydoby�a si� z poczucia, �e musi zadowoli� ca�y
�wiat.
- Bra�am narkotyki, cho� ich nie cierpia�am - o�wiadczy�a. -
Chcia�am, �eby m�j ch�opak mnie kocha�, wi�c �pa�am razem
z nim. By�am �mierdz�cym tch�rzem.
Umia�a si� przyzna� do b��d�w. Od pocz�tku by�a gotowa
zdradzi� mu swoje najintymniejsze sekrety. By�o to zarazem
ekscytuj�ce i �enuj�ce. Ettrich troch� j� kocha�.
11
Kt�rego� dnia, spaceruj�c przez miasto, przeszed� obok
sklepu. Na widok kobiet oczy Ettricha stawa�y si� �ar�oczne.
On nie by� tego �wiadom, lecz jego oczy widzia�y wszystko,
co wi�za�o si� z kobietami: ich stroje, spos�b palenia papie-
ros�w, rozmiar st�p, odruch zaczesywania w�os�w, kszta�t
torebki, odcie� lakieru na paznokciach. Czasem mija�a se-
kunda, zanim poj��, �e jego umys� co� zarejestrowa�: szcze-
g�, odg�os, mgnienie. Wtedy spogl�da� ponownie. Za ka�-
dym razem przekonywa� si�, �e odebrane nie�wiadomie im-
pulsy by�y prawdziwe: rzeczywi�cie dostrzeg� po�ysk s�o�ca
na zielonej jedwabnej bluzce naci�gni�tej na poka�ny biust.
D�o� na stole, dziwnie szorstk� i toporn�, nale��c� do nie-
zwykle eleganckiej kobiety. Albo intryguj�ce oczy w kszta�-
cie migda��w czytaj�ce francusk� gazet� sportow�. Albo pro-
mienny u�miech na twarzy niepozornej kobiety, kt�ry zmie-
nia� j� nie do poznania.
W dniu, kiedy si� spotkali, Ettrich przeszed� obok jej nie-
wielkiego sklepu. Mija� go przedtem wiele razy w drodze do
pracy, nigdy jednak nie zagl�da� w okno wystawowe. A je�li
nawet, nie przypomina� sobie, co tam widzia�. By� to fragment
codziennej scenerii, t�o jego �ycia. Ale dzi� spojrza� tam i zo-
baczy� j� - wpatrzon� w niego.
Co dostrzeg� najpierw? P�niej usi�owa� sobie przypomnie�
ten moment, ale bez skutku. Obszerne szklane drzwi sklepu
by�y zamkni�te. Kobieta gapi�a si� prosto na niego. By�a drob-
na. Mo�e w�a�nie to przyku�o jego uwag�. By�a drobna i mia�a
szczup��, zmys�ow� twarz psotliwego anio�ka. Wygl�da�a jak
podrz�dny cherubinek; kt�ry przypadkiem znalaz� si� na fre-
sku w wiejskim ko�ciele gdzie� we W�oszech. Mimo �wi�tego
oblicza w jego spojrzeniu jest co� jeszcze, jaka� przekora, kt�-
ra ka�e si� domy�la�, �e modelem dla tego niebia�skiego dusz-
ka by�a zapewne kochanka artysty.
Mia�a na sobie b��kitn� letni� sukienk�, kt�ra opada�a jej
akurat do kolan. Cho� nie zachwyci�a Ettricha urod�, tak jak
inne kobiety, jednak zwolni� kroku, a potem zrobi� co� dziwne-
go. Zatrzyma� si� i pokiwa� do niej. Nieznaczny ruch d�oni
uniesionej na wysoko�� piersi. Wykonuj�c ten gest, pomy�la�:
po co ja to robi�? Upad�em na g�ow�?
12
Powietrze wok� niego wype�ni�o si� nagle woni� gor�cej
pizzy. Ettrich obr�ci� si� lekko i ujrza� faceta nios�cego wiel-
kie bia�o- czerwone pude�ko. Kiedy odwr�ci� si� z powrotem,
kobieta za szklanymi drzwiami odpowiedzia�a mu kiwni�ciem
r�ki. Przez moment, trwaj�cy mo�e p�torej sekundy, zasta-
nawia� si�, dlaczego ona to robi. Czemu do mnie macha? By�
to �adny, bardzo kobiecy ruch. Jej prawa d�o�, przysuni�ta do
piersi, porusza�a si� szybko w lewo i w prawo, jak wycieracz-
ka na szybie auta. Spodoba�y mu si� zar�wno ten gest, jak
i kryj�cy si� za nim u�miech - ciep�y, otwarty, �mia�y. Posta-
nowi� wej�� do �rodka.
- Cze�� - rzuci� bez wahania. Jego serce przepe�nia�y spo-
k�j i szcz�cie. By� w swoim �ywiole. W ci�gu lat Vincent Et-
trich nawi�za� znajomo�� z tak wieloma kobietami, �e perfek-
cyjnie opanowa� modulacj� swego g�osu. Tym razem powita-
nie zabrzmia�o rado�nie i przyjacielsko - ciesz� si�, �e ci�
widz�! W jego g�osie nie by�o mrocznych, m�skich czy seksual-
nych ton�w. Je�li przez nast�pne kilka minut wszystko do-
brze si� u�o�y, Ettrich b�dzie m�g� to wykorzysta� p�niej.
- Cze�� - odpisn�a cicho, jak ma�e dziecko, kt�re patrzy na
ciebie z nadziej� w oczach, chc�c i jednocze�nie boj�c si� podej��.
Cofn�a r�k� i opar�a j� na lewej piersi, jak gdyby bada�a sobie
t�tno. - To by�o bardzo mi�e. Podoba�o mi si�, �e pan to zrobi�.
Poczu� pustk� w g�owie.
- Co takiego?
- �e pomacha� pan do mnie. Mimo �e si� nie znamy. To jak
podarunek od nieznajomego.
- Nie mog�em si� powstrzyma�.
Zmarszczy�a brew i odwr�ci�a spojrzenie. To z kolei jej si�
nie spodoba�o. Nie chcia�a s�ysze� od nast�pnego m�czyzny,
�e jest �adna i �e tamten chce j� pozna�. Pragn�a tylko otrzy-
ma� nieoczekiwany prezent od nieznajomego, po czym wr�ci�
do normalnego �ycia.
- Zobaczy�am pana wcze�niej ni� pan mnie - doda�a, nadal
unikaj�c jego wzroku.
- Cz�sto t�dy przechodz�, ale jako� nie zagl�da�em do �rod-
ka. - Podni�s� g�ow� i rozejrza� si� wok� siebie. U�miechn��
si�, a zaraz potem zachichota�. Otacza�a ich damska bielizna:
13
bia�a, brzoskwiniowa, fioletowa, czarna... Setki komplet�w.
Wsz�dzie wisia�y biustonosze i majteczki, bia�e tangi i �liwko-
we stringi, przezroczyste nocne koszule... Wszystko, o czym
marzy kobieta, by na siebie w�o�y�, i co m�czyzna pragnie
z niej zdj��. Ettrich uwielbia� sklepy z damsk� bielizn�. By-
wa� w wielu i kupowa� mn�stwo dla r�nych kobiet.
- 34- B?
- S�ucham?
Wskaza�a na jego pier� i zrobi�a k�ko palcem.
- Przypuszczam, �e nosi pan rozmiar 34- B. - U�miechn�a
si� i by� to u�miech cudowny: weso�y i filuterny.
Ettrich z�apa� jej �arcik w locie i pos�a� jej natychmiastow�
ripost�.
- Czy kobiety, kt�re tutaj przychodz�, s� z regu�y zadowolo-
ne ze swoich biust�w? Niemal wszystkie, kt�re znam, uwa�a-
j�, �e maj� albo za du�e, albo za ma�e piersi. Kobiety s� bar-
dzo wyczulone na tym punkcie. - Odczeka� sekund�, spraw-
dzaj�c, czy z�apa�a jego podw�jn� kontr�. Jej podst�pna mina
i nagle rozszerzone oczy powiedzia�y mu, �e zrozumia�a go
�wietnie. Pokrzepiony na duchu Ettrich ci�gn�� dalej: - Praca
tutaj musi by� ci�ka.
- Dlaczego?
- Codziennie musi pani spe�nia� wymagania klientek, kt�-
re na og� nie s� zadowolone ze swojego wyposa�enia.
Jej u�miech powr�ci� wolno. Mia�a ma�e, lekko zakrzywio-
ne z�bki.
- Wyposa�enia?
Ettrich nie waha� si� ani przez moment.
- Tak jest, a pani praca polega na dopasowaniu tego wypo-
sa�enia do najnowszego rynsztunku bojowego.
Kobieta wykona�a szeroki �uk r�k�, zagarniaj�c sklepowe
wn�trze.
- Wi�c tak to wygl�da? Jak rynsztunek? - Nie przesta�a si�
u�miecha�. Zaczyna�a go lubi�.
Ettrichowi uda�o si� wsadzi� jedn� nog� w drzwi.
Si�gn�� po le��cy na ladzie at�asowy biustonosz w odcieniu
miedzi i podni�s� go takim gestem, jakby prezentowa� dow�d
rzeczowy w procesie s�dowym.
14
- Prosz� po��czy� ten kolor z pi�kn� czarn� sk�r�, a otrzy-
ma pani bro� binarn�. - Od�o�y� biustonosz i wzi�� jasnonie-
bieskie stringi, kt�re wa�y�y tyle co mgie�ka. - A oto pocisk
klasy ziemia- powietrze. Zab�jczy bez wzgl�du na odleg�o�� od
celu.
- Je�li w�o�ysz go dla swojego ch�opaka, to ju� po nim?
Skin�� g�ow�.
- W�a�nie. Co wi�cej, m�czy�ni nie dysponuj� ekwiwalent-
nym uzbrojeniem. Czy zdaje sobie pani z tego spraw�? Nie
istnieje nic, co m�czyzna m�g�by w�o�y�, aby wywrze� na
kobiecie wra�enie podobne do tego, jakie te fata�aszki robi�
na nas. To nie fair.
Taksowa�a go wzrokiem, jakby si� zastanawia�a, czy jest
bezczelny czy zabawny. Czy warto podtrzymywa� t� rozmo-
w�? Ettrich niemal widzia� wisz�cy nad jej g�ow� znak zapy-
tania. Zbli�a�a si� jedna z prze�omowych chwil we wczesnej
fazie znajomo�ci. Wymienili powitania, zagaili rozmow�, tro-
ch� si� podr�czyli. Zapad�a pauza pod tytu�em "Czy b�dziemy
to ci�gn��?" Nast�pny ruch nale�a� do niej. Ettrich by� szale-
nie ciekaw, co zrobi.
- Jak pan ma na imi�?
- Vincent. Vincent Ettrich.
Wysun�a r�k� do powitania, po czym nagle, nie wiedzie�
czemu, j� cofn�a. By� zdezorientowany, p�ki si� nie przed-
stawi�a:
- Ja mam na imi� Coco. Coco Hallis.
- Nie! Naprawd� nazywasz si� Coco Hallis? To niesamowite.
- Czemu?
- Bo to rzadkie imi�, a ja ju� znam kogo�, kto je nosi.
Teraz z kolei ona mu nie uwierzy�a, chocia� m�wi� prawd�.
Poczu�, jak ��cz�ca ich wi� s�abnie, i zdecydowa� si� na dra-
matyczny gest. Wyci�gn�� z kieszeni telefon kom�rkowy i wy-
bra� numer. M�oda kobieta skrzy�owa�a r�ce i stan�a wycze-
kuj�co, daj�c do zrozumienia, �e czeka na dowody.
Podni�s�szy s�uchawk� do ucha, Ettrich odczeka� chwil�, po
czym pr�dko poda� jej telefon.
- Pos�uchaj!
Wzi�a go z niejakim wahaniem, zd��y�a jednak us�ysze�
15
po drugiej stronie kobiecy g�os m�wi�cy mocnym, profesjonal-
nym tonem:
- Cze��, tu m�wi Coco. Przez najbli�sze dwa miesi�ce b�-
d� przebywa� za granic�. Mo�na skontaktowa� si� ze mn�
w Sztokholmie pod numerem...
Zanim nagrana wiadomo�� dobieg�a ko�ca, Coco numer dwa
odda�a telefon Ettrichowi.
- Nie do wiary. Jakie jest prawdopodobie�stwo takiego
zdarzenia? Czym ona si� zajmuje?
Ettrich wsun�� kom�rk� z powrotem do kieszeni.
- Nafciarstwem. Je�dzi po �wiecie, szukaj�c nowych z��
ropy naftowej i gazu. Wraca z r�nych przedziwnych miejsc,
Baku albo Kirgistanu, i opowiada wspania�e historie o...
- A czym ty si� zajmujesz, Vincencie?
Po uko�czeniu college'u zatrudni� si� w reklamie i praco-
wa� tam do tej pory. Poniewa� by� bystry i umia� przewidzie�,
co powinno/mo�e/musi sta� si� nast�pnym przebojem, szybko
odni�s� sukces. Kariera w reklamie nie robi�a jednak na ko-
bietach po��danego wra�enia, chyba �e same pracowa�y w tej
bran�y. Chcia�y, by je oczarowa� zar�wno m�czyzna, jak i jego
zaw�d. Wi�kszo�� widzia�a si� w ramionach tytan�w, geniu-
szy albo podr�nik�w - co najmniej za� artyst�w, kt�rych by
zainspirowa�y do stworzenia nowych, wielkich dzie�.
"A czym ty si� zajmujesz, Vincencie?" Ile� razy s�ysza� to
pytanie przez te wszystkie lata, kiedy ugania� si� za kobieta-
mi? Czym si� zajmowa�? Pr�bowa� sk�oni� ludzi, by kupili
keczup, �liniaczki i kiepskie samochody. Mydli� klientom oczy
kolorowymi obrazkami, chciwo�ci� i pi�knymi lud�mi, aby
przekona� ich do zakupu tego, co akurat lansowa�. Cho�by nie
wiadomo jak pokr�tnej czy sprytnej odpowiedzi udziela� na to
pytanie, taka by�a prawda na temat jego pracy. Cz�sto poda-
wa� si� za "kreatywnego konsultanta" - cokolwiek to, do dia-
b�a, znaczy�o. Przekona� si�, �e oczy kobiet rozja�niaj� si� na
d�wi�k s�owa "kreatywny", tote� rzuca� nim przy ka�dej nada-
rzaj�cej si� okazji.
- Latam balonami na ogrzane powietrze - poinformowa�
Coco Dwa.
Szczekn�a g�o�nym, spontanicznym �miechem i zatrzepo-
16
ta�a r�koma, jakby pokazuj�c, �e to kompletna niedorzecz-
no��.
- Akurat!
Dok�adnie takiej odpowiedzi oczekiwa�. Trafnie j� rozszy-
frowa�.
- Nie wierzysz mi? - U�miechn�� si� niewinnie.
- Nie, nie wierz�. Zawsze nosisz garnitur i krawat, kiedy
szykujesz si� do lotu?
- Nigdy nie wiadomo, kogo si� tam spotka. - Mia� opano-
wany, pewny siebie g�os. Cho� przed chwil� nazwa�a go k�am-
c�, nawet nie drgn�a mu powieka.
- Nie, serio, Vincencie. Czym naprawd� si� zajmujesz?
- Jestem operatorem �urawia.
- �urawia?
- No wiesz, to taki ptak o d�ugich nogach, kt�ry...
Tym razem prychn�a �miechem, r�wnie dono�nie jak po-
przednio. To znaczy�o, �e uwielbia jego �arty.
- Noo, powiedz!
- Produkuj� francuzy. Reguluj� odleg�o�� ich szcz�k s�u��-
cych do odkr�cania �rubek...
Niekt�re kobiety wspaniale �apa�y si� na t� sztuczk�. Klucz,
lawiruj i rozbaw je do �ez, lecz nie m�w im prawdy, dop�ki ich
�miech nie przyga�nie i nie pojawi si� pierwsza odrobina z�o-
�ci. Dzi�ki temu, gdy w ko�cu si� przyznasz, b�d� szcz�liwe
i niemal wdzi�czne.
Ettrich obserwowa� zanikaj�c� w jej oczach weso�o��, cho�
jej twarz o�wietla� wci�� ogromny u�miech. Zbli�a� si� mo-
ment wyznania, w przeciwnym bowiem razie kobieta zirytuje
si� albo uzna go za pomyle�ca.
- Pracuj� w reklamie.
- Jeste� dobry? - spyta�a natychmiast.
- Prosz�? - Nikt nigdy nie zada� mu tego pytania. A ju� na
pewno nie kto�, kogo pozna� zaledwie dziesi�� minut wcze-
�niej. Czyjej bezczelno�� obudzi�a w nim niesmak czy zainte-
resowanie?
Podnios�a b��kitne stringi, kt�re przed chwil� trzyma�, i ci-
sn�a nimi w niego.
- Sprzedaj mi je. Poka�, jak by� mnie zach�ci� do kupna.
17
By� to dobry, niespodziewany pomys� - i du�a frajda. Coco
Dwa okazywa�a si� �wietn� dziewczyn�. Ettrich wzi�� sk�pe
figi i wlepi� w nie wzrok. By� mistrzem w swoim fachu, tote�
pomys� przyszed� mu do g�owy w ci�gu paru sekund.
- Nie pr�bowa�bym ci ich sprzeda� na seks, bo tego w�a�nie
si� spodziewasz. Znasz t� scen�: urodziwa dziewczyna na pla-
�y odwr�cona ku morzu, kt�rej stringi s�u�� za ca�y przyodzie-
wek. Jaki� przystojniak stoj�cy nieopodal gapi si� na ni�. Za-
pomnij. Zbyt p�aski koncept, zbyt ograny - widzieli�my to ju�
ze sto razy. Robimy kampani� do czasopisma czy telewizji?
Coco skrzy�owa�a r�ce i wzruszy�a ramionami. Udawa�a
klientk�, kt�rej Ettrich stara si� zaimponowa�.
- Wszystko jedno. A wi�c �adnych nagusek?
� �adnych. Wykorzystaj seks do sprzedania czego� nudne-
go, nad czym klient si� nie zastanawia: kremu do golenia albo
piecyka kuchennego. Je�li chcesz sprzeda� co�, co samo w so-
bie jest seksowne, powinna� przyj�� inn� strategi�.
� Na przyk�ad?
W jego kieszeni tkwi�a poczt�wka, kt�r� dzi� rano dosta� od
swej by�ej �ony, Kitty. Cho� nim gardzi�a, zawsze przysy�a�a
mu ciekawe poczt�wki. By� to jeden z jej sposob�w, �eby sko-
munikowa� si� z nim bez konieczno�ci bezpo�redniej rozmo-
wy. Zdj�cie przedstawia�o p�owego shar- pei, tego cudacznego
chi�skiego psa, kt�rego pysk i cia�o s� tak pofa�dowane, �e
przypominaj� bry�� roztopionej masy karmelowej. Zwierzak
mia� na g�owie ozdobne meksyka�skie sombrero i wygl�da�,
jakby mu kto� z�ama� serce. Ettrich po�o�y� poczt�wk� na kon-
tuarze. Z drugiej kieszeni wyj�� dwie fiszki wielko�ci trzy na
pi�� cali i gruby czarny flamaster. Na psim pysku zakre�li�
wielki "X".
Coco spojrza�a najpierw na zdj�cie, a potem na Vincenta.
Umie�ci� poczt�wk� obok majteczek i napisa� na fiszkach du-
�ymi drukowanymi literami: NAJLEPSZY PRZYJACIEL
CZ�OWIEKA. Jedn� po�o�y� nad oznaczonym X- em zdj�ciem
psa, drug� nad b��kitnymi stringami.
- Co� w tym stylu. To lepsza strategia.
Vincent ani razu nie podni�s� wzroku, aby wybada� reakcj�
Coco. Trzyma� r�k� na podbr�dku i wpatrywa� si� w swoj�
18
reklam�wk�, rozwa�aj�c r�ne plusy i minusy. Znajdowa� si�
w jej sklepie, ale przede wszystkim by� teraz we w�asnym
�wiecie. Jego praca liczy�a si� dla niego nawet wtedy, gdy trak-
towa� j� z przymru�eniem oka.
W kilka tygodni p�niej zaprosi� j� do restauracji "Acumar".
Miejsce to dzia�a�o wszystkim na nerwy, o czym Ettrich - jako
sta�y bywalec - doskonale wiedzia�. By�a to ulubiona restau-
racja kierownik�w pracuj�cych w jego firmie. Nawet kelnerzy
nosili dwurz�dowe marynarki, bia�e koszule i krawaty. Z je-
dzeniem i z klientami obchodzili si� tak, jak gdyby si� bali, �e
mog� sobie poplami� mankiety.
Cz�owiek, kt�ry odnosi w �yciu sukces, musi by� gotowy
uda� si� w pewne miejsca, gdzie p�aci si� za upokorzenie. Nie-
pisane prawo stanowi, �e istoty ludzkie musz� ca�e �ycie cier-
pie� - tak czy inaczej. Je�eli mia�e� szcz�cie wspi�� si� na
spo�eczny szczebel, na kt�rym nikt nie zn�ca si� nad tob� za
darmo, to trudno: musisz za t� us�ug� p�aci�. Modne restau-
racje, ekskluzywne butiki, diler Mercedesa- Benza czy osobi-
sty trener, kt�ry wyrzuca ci nadwag� i kiepsk� kondycj�, to
tylko niekt�re przyk�ady owych tortur.
- Dlaczego ten lokal nazywa si� "Acumar"?
Ettrich zabiera� si� akurat do zjedzenia tyciutkiej kromecz-
ki przybranej g��wk� sardynki na li�ciu mniszka.
- Chyba od nazwiska w�a�ciciela.
Coco zerka�a co chwila przez rami� i kr�ci�a si� na krze�le,
przypatruj�c si� stylowemu wn�trzu i innym go�ciom. Ettrich
m�g�by jej zwr�ci� uwag�, �e tego rodzaju prostackie maniery
nie uchodz� w restauracji, ale nie zrobi� tego. Mimo wszystko
mi�o by�o na ni� patrze�. Przywyk� do kobiet opanowanych,
kt�re tchn�y takim ch�odem, �e chyba jedynie S�d Ostatecz-
ny m�g�by zmusi� je do uniesienia brwi.
Coco wzi�a swoj� sardynkow� przystawk�, spojrza�a na ni�
i zmarszczy�a nos.
- Nie lubi� ryb. Czy mog� tego nie je��?
- Naturalnie. - Na znak solidarno�ci od�o�y� r�wnie� swoj�
zak�sk�.
19
- "Acumar". �mieszne... Je�li masz na imi� Bili i nazwiesz
swoj� restauracj� "U Billa", ludzie wezm� j� za jak�� dziur�.
Ale "Acumar" brzmi tajemniczo i egzotycznie. - Coco spojrza-
�a na d�ug�, posrebrzan� kart� da� otwart� pod jej r�kami. -
Wszystko wygl�da pysznie. Co mi radzisz, Vincencie? O, nie,
popatrz na to! - Skrzywi�a si� i zmru�y�a oczy, wpatruj�c si�
w menu.
- Co? Co si� sta�o?
- Sp�jrz na t� potraw�... "B�g z wody". Co� takiego. Ani to
�mieszne, ani gustowne.
Ettrich musia� zdusi� w sobie u�miech. Czy naprawd� by�a
tak pruderyjna i spi�ta?
- Czujesz si� ura�ona?
Ju� mia�a odpowiedzie�, kiedy obok nich przebieg� jeden
z kelner�w. Podnios�a r�k�, jak policjant zawiaduj�cy ulicz-
nym ruchem, �eby go zatrzyma�. Gest ten, a mo�e wyraz jej
twarzy, mia� w sobie co�, co osadzi�o kelnera w miejscu.
- Nie jestem pa�stwa kelnerem, ale zaraz zawo�am koleg�.
- Nie chc� mojego kelnera. Chc� o co� zapyta� pana.
- Przepraszam, bardzo si� spiesz�...
- Mam to gdzie�.
Obaj, kelner i Ettrich, zareagowali identycznie - wyprosto-
wali si� na baczno�� i pos�ali jej badawcze spojrzenie.
- Co to jest "B�g z wody"?
- S�ucham?
- Ta potrawa w karcie. O tutaj. "B�g z wody". Co to takie-
go? - Wskaza�a menu i postuka�a palcem w odpowiedni
punkt.
Zak�opotany kelner schyli� si� nieco, aby lepiej widzie�.
Raptownie nakry� d�oni� usta.
- Och, to chochlik drukarski! Powinno by� "B�b z wody".
Musz� powiedzie� o tym Acumarowi. B�g z wody. To ci dopiero
numer!
Kiedy si� ulotni�, Ettrich i Coco spojrzeli na siebie. �adne
si� nie odzywa�o. Gdy milczenie zacz�o si� przed�u�a�, Et-
trich za�wiergota� weso�o:
- Zdaje si�, �e uratowa�a� Acumara przed kompromitacj�.
Pokr�ci�a g�ow�.
20
- W�tpi�, czy wymieni� wszystkie karty. Chcia�am im tylko
pokaza� b��d. Zaskoczy�a ci� moja reakcja, prawda?
Wiedzia�, �e je�li sk�amie, b�dzie rozdra�niona, wi�c nie
sk�ama�.
- Nie jestem zbyt religijny. Musz� przyzna�, �e na pierwszy
rzut oka wyda�o mi si� to do�� zabawne. - Nie potrafi� roz-
gry�� jej miny. Jej zazwyczaj o�ywiona twarz by�a pusta. Unio-
s�a g�ow� i popatrzy�a na co� za jego plecami.
- Vincent?
Ciesz�c si� ze zmiany tematu, Ettrich podni�s� wzrok i uj-
rza� stoj�cego nad swoj� g�ow� Brunona Manna. Pracowali
w tej samej firmie. Cz�sto podr�owali razem w interesach i by-
li prawie przyjaci�mi. Bruno wydawa� si� g��boko poruszony.
- Cze��, Mann! Jak leci?
- My�la�em, �e... Vincent, to naprawd� ty!
- Owszem. Dobrze si� czujesz? - Nie widzia� si� z Mannem
od paru tygodni, lecz zaskoczenie, jakie odmalowa�o si� na
jego twarzy, by�o tak wielkie, jakby Ettrich powr�ci� w�a�nie
z wyprawy kosmicznej.
Ci�gle si� gapi�c, Bruno uszczypn�� si� lekko w policzek
i potrz�sn�� z niedowierzaniem g�ow�. Z jego oczu wyziera�o
przera�one zdumienie. Popatrzy� na Coco. Spojrza�a mu pro-
sto w oczy, nie odrywaj�c wzroku.
- Pozw�l, Brunonie: to jest Coco Hallis.
U�cisn�li sobie d�onie, ale nie wymienili przyjacielskiego
u�miechu, uk�onu ani s�owa powitania. �adne nie wydawa�o
si� zainteresowane drugim. Zadzwoni� telefon Ettricha. Wy-
j�wszy go z kieszeni, spojrza� na wy�wietlacz, �eby zobaczy�,
kto to. Kitty. Eksma��onka dzwoni�a do niego jedynie w bar-
dzo wa�nych sprawach, zwykle zwi�zanych z dzie�mi. Prze-
prosi� Coco i Brunona, po czym pokona� kr�tki odcinek dziel�-
cy go od ulicy, aby m�c swobodnie rozmawia�. Stan�� plecami
do restauracji, z palcem wetkni�tym w drugie ucho, aby wy-
t�umi� wszechobecne ha�asy.
- Halo?
- Vincent? To ja, Kitty.
- Cze��. Co s�ycha�? Wszystko w porz�dku? - W kontakcie
z Kitty zawsze stara� si� by� przyjacielski i weso�y. Pod wielo-
21
ma wzgl�dami nadal j� kocha�, ona jednak znienawidzi�a go
szczerze i do ko�ca �ycia po tym, co zrobi� z ich ma��e�stwem.
- Przed chwil� sta�o si� co� dziwnego, Vincencie. Nie wiem,
czemu zadzwoni�a akurat do mnie. Nawet nie bardzo go zna-
�am. Zamiast do ciebie, jego przyjaciela, ona zadzwoni�a do
mnie.
Pomimo ch�ci, by wr�ci� do restauracji i Coco, Ettrich
u�miechn�� si�. Kitty papla�a bez umiaru. Jej gl�dzenie prze-
wa�nie mia�o w sobie pewien urok; po kilku latach ma��e�-
stwa Ettrich nauczy� si� je puszcza� mimo uszu, tak aby nie
zorientowa�a si� z jego miny. Tote� teraz, kiedy trajkota�a jak
naj�ta, odwr�ci� si� i spojrza� przez szyb� do wn�trza restau-
racji.
Ku swemu zdziwieniu stwierdzi�, �e Bruno dosiad� si� do
Coco i �e rozmawiaj� ze sob�. Coco wymachiwa�a r�koma na
lewo i prawo, raz po raz celuj�c palcem w Brunona Manna.
Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywa�y, �e robi�a mu
awantur�. Bruno wygl�da� na skruszonego. Co chwil� wbija�
zgaszony wzrok w st�, po czym zerka� na Coco.
- ...umar�. Po prostu umar�. W g�owie si� nie mie�ci. By�
w naszym wieku!
Ettrich, us�yszawszy s�owo "umar�", wypr�y� si� jak struna.
- Co? Kto umar�? Nie dos�ysza�em, co m�wi�a�, Kitty. S�
jakie� zak��cenia na linii. Kto umar�?
- Bruno Mann. Mia� atak serca. Jego �ona przed chwil� do
mnie dzwoni�a. Czemu do mnie, skoro chcia�a powiadomi� cie-
bie? Przecie� wie o naszym rozwodzie...
Ettrich by� tak oszo�omiony, �e nie m�g� si� skoncentrowa�.
Bez przerwy mruga� powiekami, jakby do oczu wpad� mu na-
gle piasek. Z tego wszystkiego zapomnia�, �e ci�gle trzyma
s�uchawk� przy uchu.
- Vincent?
- Ja... S�uchaj, Kitty, odezw� si� do ciebie, dobrze? Musz�
troch� och�on��. - Drug� r�k� po�o�y� na czole i zamkn�� oczy.
Czu� wal�ce mu w piersi serce. R�wnie przera�one jak on.
- Nic ci nie jest? Nie wiedzia�am, �e ��czy�y ci� z Brunonem
tak bliskie stosunki - doda�a niepewnie Kitty cichym, zanie-
pokojonym g�osem.
22
- Przedzwoni�. - Nadusi� kciukiem guzik przerywaj�cy po-
��czenie, zanim Kitty zd��y�a cokolwiek doda�. Wpatrywa�
si� w ma�y aparat w swojej gar�ci, jakby ten m�g� mu jako�
pom�c. Mo�e by tak do kogo� zatelefonowa� i spyta�, co ma
robi�? Co powinien uczyni�? Wr�ci� do restauracji i pogada�
z nieboszczykiem? Jak to mo�liwe, �e cz�owiek nie �yje i zara-
zem siedzi tam, rozmawiaj�c z Coco? Czy Ettrich powinien
wzi�� nogi za pas? Nie mia� ochoty ani na jedno, ani na dru-
gie. Nie chcia� nawet patrze�, co si� dzieje przy stoliku, ale si�
przem�g�.
Bruno Mann znikn��. Coco siedzia�a sama - trzyma�a sw�j
wysoki kieliszek czerwonego wina tu� przy ustach i rozgl�da-
�a si� po sali. Wreszcie ich oczy si� spotka�y. U�miechn�a si�
i zasygnalizowa�a gestem, aby wr�ci� do �rodka. Nieboszczyk
sobie poszed�. Ale dok�d? Ettrich m�g� wr�ci� i zapyta� j�,
o czym rozmawiali. B�dzie musia� jednak zachowa� ostro�-
no��, gdy� Bruno m�g� czai� si� w pobli�u - a kto wie, co by
si� sta�o, gdyby wr�ci�? Ettrich mia� wiele wad, lecz nie by�
tch�rzem. �ciskaj�c w d�oni srebrny telefon kom�rkowy, jak-
by trzyma� talizman przeciw z�ym duchom, nakaza� sobie
otworzy� drzwi i wr�ci� do "Acumara".
Po�rodku wszystkich stolik�w stercza�y zapalone �wieczki.
Mia�y rzadko spotykany szarob��kitny odcie�, kt�ry pasowa�
do obrus�w. Kiedy zajmowali miejsca, Coco oznajmi�a, �e bar-
dzo chcia�aby mie� sukienk� w tym kolorze. Gdy Ettrich ma-
szerowa� teraz przez sal�, jego spojrzenie przyku�a �wieczka
na ich stoliku. P�omie� sta� w powietrzu prosto i nieruchomo.
- Vincencie?
Przez u�amek sekundy, kr�tk�, lecz przera�aj�c� chwil�,
Ettrich by� pewien, �e to Bruno Mann wypowiedzia� jego imi�.
Pytanie powt�rzy�o si�; g�os niew�tpliwie nale�a� do kobiety -
do Coco. Poniewa� jego m�zg wpad� w pop�och, up�yn�o tro-
ch� czasu, nim Ettrich wzi�� si� w gar�� i zebra� my�li.
Coco zawo�a�a go po raz trzeci, tym razem natarczywiej.
Jego imi� nie ko�czy�o si� ju� znakiem zapytania.
On tymczasem ci�gle wpatrywa� si� w p�omie� �wiecy. Ni
st�d, ni zow�d zda� sobie spraw�, �e nie spogl�da ju� na b��-
kitn� �wieczk� w restauracji, ale na ��t�. ��t� �wiec� na
23
nocnym stoliku obok ��ka. Na kt�rym teraz le�a�. Czu� przy-
ci�ni�t� pod sob� w�asn� r�k�. Le�a� na ��ku i patrzy� na
nieruchomy p�omie� ��tej �wiecy. Wszystko to pojawi�o si�
i skrystalizowa�o w jego umy�le r�wnocze�nie. Wyprostowa�
si� z trudem i j�kn��.
- Co? - odezwa�a si� za nim Coco. - Co si� sta�o? Wszystko
w porz�dku?
Byli w ��ku. Ujrzawszy swoje obna�one kolano, Ettrich
u�wiadomi� sobie, �e jest nagi. Szok. Zrozumienie. Ulga -
wszystkie te emocje przelecia�y przez niego niczym stado
wzbijaj�cych si� do lotu ptak�w. Znajdowa� si� nie w restau-
racji "Acumar", ale w sypialni Coco Hallis, i gapi� si� na jej
��t� �wiec�. Coco i jej �wieczki. Ani �ladu Brunona Manna.
Najwyra�niej Ettrich zasn�� i wy�ni� sobie ca�y ten koszmar!
Po�o�y�a mu r�k� na plecach i przesun�a j� wolno w d�
kr�gos�upa.
� Co� nie tak? Co si� z tob� dzieje? - W jej g�osie pobrzmie-
wa�a delikatno�� i s�odycz.
� Jezu, mia�em niesamowity sen. By� taki realny, widzia-
�em ka�dy najdrobniejszy szczeg�. Nawet kolor �wieczek! -
Potrz�sn�� g�ow� i energicznie potar� twarz d�o�mi, aby przy-
wr�ci� kr��enie.
R�ka Coco zsun�a si� i oderwa�a od jego plec�w. Coco ziew-
n�a przeci�gle. Zez�o�ci� si�. Podczas gdy on dr�y jak osika,
usi�uj�c otrz�sn�� si� z koszmaru, ona sobie ziewa. Wiedzia�
jednak, �e to nieuczciwe. To on mia� sen, nie ona. Spr�bowa�
odepchn�� od siebie rozdra�nienie. Chcia� si� obr�ci� i spoj-
rze� na ni�, po�o�y� na niej d�o� i poczu� jej mi�kk�, zawsze
ciep�� sk�r�. Stan�� z powrotem mocno na ziemi. Coco by�a
pierwszorz�dn� kochank�. Jedyn� znan� mu kobiet�, kt�ra
w momencie szczytowania �mia�a si� ekstatycznie jak dziec-
ko. Po pierwszym razie zapyta�a nie�mia�o, czy mu to nie prze-
szkadza. Nie, odpar�, bardzo mu si� podoba. Sk�d to pytanie?
Wyja�ni�a, �e niekt�rzy m�czy�ni nie cierpieli jej �miechu,
gdy� wbrew jej zapewnieniom s�dzili, �e �mieje si� z nich.
Chcia� jej teraz dotkn�� i kocha� si� z ni�. Kiedy przewr�ci�
si� w jej stron�, powiedzia�a co�, czego nie dos�ysza�. Le�a�a
na brzuchu. Linia jej plec�w i wysoki, pe�ny ty�ek ukaza�y si�
24
w ca�ej okaza�o�ci. Nie wstydzi�a si� swego cia�a - twierdzi�a,
�e lubi, jak Ettrich patrzy na jej nago��. G�ow� mia�a odwr�-
con�, z rozpostartymi na boki r�koma wygl�da�a jak p�ywacz-
ka unosz�ca si� na wodzie. Ettrich po�o�y� d�o� na jej ty�ku.
Nie poruszy�a si�. Z rozkosz� powi�d� palcami po jej plecach,
po wznosz�cej si� i opadaj�cej linii jej kr�g�o�ci. Mia�a ciep��
sk�r�. Bardzo to lubi� - sk�ra Coco zawsze by�a ciep�a.
Jego r�ka przesun�a si� na obojczyk, a potem na szczup�y
kark. Coco mia�a kr�tko przyci�te w�osy. Podni�s� je do g�ry,
wspinaj�c si� na ty� g�owy. Raptem si� zatrzyma�. Na szyi
Coco czernia�a jaka� plama. Zmru�y� oczy i usi�owa� zobaczy�,
co to takiego, w migotliwym �wietle sypialni. Niewiele do-
strzeg�. Nie przypomina� sobie, aby Coco mia�a na karku ja-
ki� pieprzyk czy znami�. Przytrzyma� jej w�osy, wychyli� si�
i przyjrza� z uwag�.
By� to tatua�. Z ca�� pewno�ci� tatua�, poczernia�y w sk�-
pym �wietle sypialni. Proste drukowane litery uk�ada�y si�
w napis: BRUNO MANN. Na karku Coco Hallis widnia�o na-
zwisko zmar�ego.
Ettrich zerwa� si� jak oparzony. Bo te� tak w�a�nie si� czu�.
- Co to? Co to jest?
Zatrzyma� si� dopiero w po�owie sypialni. Wymierzy� oskar-
�ycielski palec w swoj� pi�kn�, m�od� kochank�, kt�ra wci��
spoczywa�a bez ruchu. Pozostawa�a w tej samej martwej po-
zycji. Na brzuchu, z odwr�con� g�ow� i rozpostartymi r�ko-
ma.
- Coco, sp�jrz na mnie, na mi�o�� bosk�! Co to znaczy? Co
to za tatua�?
Milcza�a, nadal si� nie poruszaj�c. Ettrich pomy�la� przez
moment, �e umar�a. Zobaczy� jej niewiarygodny tatua� i to
w jaki� spos�b j� zabi�o. Co za pokr�cony pomys�! Mia� ochot�
podej�� i jej dotkn��. Chcia� te� jak najszybciej si� ubra�
i wynie�� st�d do stu diab��w.
- Coco!
W ko�cu unios�a g�ow� i powoli si� obr�ci�a. Otworzy�a oczy
i popatrzy�a na niego.
- Co?
- Co to za tatua�? Dlaczego go...
25
W odpowiedzi wybe�kota�a co�, czego nie zrozumia�. Za-
brzmia�o to tak, jakby m�wi�a przez sen.
- Co? Co powiedzia�a�? - Zbli�y� si� do niej o dwa kroki.
Musia�. Musia� si� dowiedzie�, o co jej chodzi.
Odezwa�a si� g�o�niej. By�a wyra�nie poirytowana.
- Powiedzia�am, �e to tw�j sen. Wiesz, kim jest Bruno. -
Po�o�y�a palec na karku i potar�a nim po tatua�u. Sam ten
gest wystarczy�, by Ettrich ca�y si� zatrz�s�.
- Ale po co... jak znalaz� si� na twojej szyi? Przedtem go
tam nie by�o. Jestem pewny, �e jeszcze wczoraj go nie mia�a�.
Coco podnios�a si� do pozycji siedz�cej i popatrzy�a na niego.
- Zgadza si�. Zrobi�am go dzisiaj. B�g z wody, Vincencie.
Pami�tasz ten fragment twojego snu? Kiedy o�wiadczy�e�, �e
nie jeste� zbyt religijny?
Zd�bia�. Ta kobieta wiedzia�a, co mu si� �ni�o!
Si�gn�a do nocnego stolika i wzi�a paczk� marlboro light.
Wy�uska�a papierosa i przypali�a go od p�omienia ��tej �wie-
cy. �wiat�o w sypialni zape�ga�o, gdy ma�y p�omie� pow�dro-
wa� ze stolika do jej r�ki i z powrotem na stolik. Zaci�gn�a
si� mocno i, z odchylon� do ty�u g�ow�, wypu�ci�a pod sufit
w�sk� smu�k� szarego dymu.
- Usi�d�, Vincencie. Chod�, zapal ze mn�. Przecie� lubisz
pali�. - Spojrza�a na niego i u�miechn�a si�.
Ettrich podszed� pos�usznie i przycupn�� w k�cie u st�p ��-
ka. C� innego m�g� zrobi�? Chcia� wyrzuci� z siebie wszyst-
ko, lecz nic nie przychodzi�o mu do g�owy.
- Chod� bli�ej. Chc� ci� dotkn��. - Skin�a na niego r�k�
z papierosem.
Pokr�ci� g�ow� i zamkn�� oczy.
- Tu jest mi dobrze.
Powoli po�o�y�a si� i utkwi�a wzrok w suficie. Wci�gn�wszy
dym, pr�bowa�a pu�ci� k�ko, ale nieszczeg�lnie jej si� to uda�o.
- Jak d�ugo si� znamy?
By�a taka spokojna. �wiat Ettricha rozlecia� si� w�a�nie
na kawa�ki, a ona pyta�a, od kiedy ze sob� chodz�. Chryste
Panie.
- P�tora miesi�ca, mo�e dwa. Nie wiem. Opowiedz mi
o tatua�u, Coco. Prosz� ci�.
26
-
Dobrze, ale najpierw uwa�nie mnie wys�uchaj, Vincencie,
poniewa� to, co chc� ci powiedzie�, jest bardzo wa�ne. Zgo-
da? - Jej wielkie oczy przesun�y si� wolno na niego. Wyraz
jej twarzy domaga� si� pe�nej uwagi. Ettrich przytakn��.
- �wietnie. Czy pami�tasz swoje �ycie z czas�w, zanim si�
spotkali�my?
Pytanie to wydawa�o si� tak dziwne i nie na miejscu, �e
w pierwszej chwili Ettrich pomy�la�, �e si� przes�ysza�.
- Czy pami�tam moje �ycie? Oczywi�cie, �e pami�tam. -
W�ciek�o�� buchn�a mu w piersi jak miotacz ognia. Co to za
bzdury? - Niby czemu mia�bym nie pami�ta� swego �ycia?
- A zatem pami�tasz pobyt w szpitalu? Pami�tasz, jak d�u-
go tam by�e� po chorobie?
- Co? - Ettrich cieszy� si� zdrowiem konia poci�gowego.
Nigdy na nic nie chorowa�. Raz do roku zim� �apa� �agodn�
gryp�, kt�ra trwa�a zwykle trzy dni i przyprawia�a go o nie-
szkodliwy katar. Czasem bra� aspiryn� na lekki b�l g�owy. I to
wszystko - nawet z�by mia� zdrowe. Umawia� si� na wizyt�
u dentysty tylko po to, aby je oczy�ci�.
- W jakim szpitalu? Nigdy nie by�em w �adnym szpitalu!
- Nie pami�tasz Tillmana Reevesa i Wielkiego Psa Michelle?
- Jakiego znowu Wielkiego Psa? Co ty pleciesz? - Ledwie
zada� to pytanie, w jego umys� powoli ws�czy� si� pewien ob-
raz, niczym g�sty syrop wlewany do szklanki. W g�owie zama-
jaczy�a mu zniszczona chorob� twarz czarnego m�czyzny,
kt�ry �miej�c si�, patrzy� wprost na niego. Mia� szerokie, po-
��k�e z�by i zapadni�te policzki i oczodo�y. Ajednak si� �mia�.
Za nim wyros�a OGROMNA czarna kobieta w stroju piel�-
gniarki. Na jej piersi widnia�a czerwona tabliczka: Michelle
Maslow, piel�gniarka dypl. Ona r�wnie� si� u�miecha�a, ale
szorstko, jakby na przek�r sobie. Jak dyrektorka szko�y, kt�-
ra przy�apa�a dw�ch niesfornych uczni�w. Jej tusza i ol�nie-
waj�ca biel jej stroju kontrastowa�y silnie z le��cym przed
ni� w ��ku pokurczonym cz�owieczkiem. O ile siostra emano-
wa�a si�� i dobrym zdrowiem, o tyle pacjent wydawa� si� ra-
czej martwy ni� �ywy.
Siostra Maslow podpar�a si� pod swoje ob�e boki i oznajmi-
�a wszem i wobec:
27
- Ju� ja wiem, �e to pan wymy�li� mi ten wredny przy-
domek, profesorze. Pan Vincent Ettrich to d�entelmen. Nie
jest tak� niewdzi�czn� mysz�, jak niejaki profesor Tillman
Reeves. - Mia�a wspania�y, stentorowy g�os, kt�rym mog�aby
podbi� wszech�wiat.
Le��cy w ��ku m�czyzna warkn��, ani na moment nie
odrywaj�c swoich weso�ych, lecz naznaczonych chorob� oczu
od Ettricha.
- Hau. Hau. Wielki Pies w swojej budzie.
Piel�gniarka przybra�a zrozpaczon� min� i zrobi�a "pst- pst".
- Tylko tak dalej, a doigra si� pan. Ma�a, piskliwa myszka.
Niech pan we�mie przyk�ad z pa�skiego sympatycznego kole-
gi. To, �e jest pan chory, profesorze, nie znaczy, �e mo�e by�
pan niegrzeczny dla swojej piel�gniarki.
U�miech Reevesa rozszerzy� si�. Zwr�ci� si� do niej znad
swego chudego ramienia.
- To, �e nazywam pani� Wielkim Psem Michelle, nie zna-
czy, �e nie darz� pani szacunkiem, siostro Maslow. Au contra-
ire. Przed�miertne spotkanie z Cerberem to jedno z najwspa-
nialszych do�wiadcze� w moim �yciu. Szkoda tylko, �e nie
wiedzia�em wcze�niej, �e jest pani osobnikiem p�ci �e�skiej.
W Teogonii Hezjod powiada, �e Cerber ma pi��dziesi�t g��w,
jednak�e maj�c zaszczyt obcowa� z pani� od kilku tygodni,
wiem, i� jedna g�owa w zupe�no�ci pani wystarcza, madame.
Kobieta skrzy�owa�a r�ce.
- Pi��dziesi�t g��w, m�wi pan? Co� panu powiem. Spraw-
dzi�am tego pa�skiego Cerbera. Rzeczywi�cie. Je�li jestem
psem strzeg�cym bram piek�a, to lepiej niech si� pan ma na
baczno�ci, bo mam z�by ostre jak brzytwa!
- Hau!
Pochyli�a si�, jak gdyby zamierza�a mu odpowiedzie�. Na
jej twarzy rozla� si� wielki u�miech. Obserwuj�cy j� Ettrich
u�wiadomi� sobie, �e wcale nie jest gruba, tylko pot�nie umi�-
niona. By� przekonany, �e zdo�a�aby podnie�� ich obu bez
wi�kszego wysi�ku.
I wtedy namiot si� zapad�. Takie wra�enie odni�s� Vincent
Ettrich w chwili, gdy zacz�� umiera�. Ca�a jego istota przypo-
mina�a wielki cyrkowy namiot, w kt�rym kto� nagle usun��
28
podtrzymuj�ce go �erdzie. Gdy Michelle Maslow i Tillman
Reeves rykn�li �miechem, jego �ycie si� zawali�o. Sta�o si� to
tak szybko, �e nawet nie zd��y� si� przestraszy�. Straci� od-
dech. Raptem ca�e cia�o odm�wi�o mu pos�usze�stwa - usta,
gard�o, p�uca. W ci�gu jednej sekundy przesta� funkcjonowa�.
Nie westchn��, nie j�kn�� ani nawet si� nie zakrztusi�; dr��ca
r�ka nie wysun�a si� po pomoc. Sko�czy� si�. �ycie opu�ci�o
go na moment przedtem, nim uzmys�owi� sobie, �e umiera.
Zmar�, patrz�c na dwoje mi�ych, roze�mianych ludzi.
Oczywi�cie otoczy�a go czer�. Oczywi�cie nasta�a komplet-
na pustka. By�a jednak fizyczna, namacalna. Mia� takie uczu-
cie, jakby sta� w wielkiej, ciemnej szafie. Mia� uczucie. Ot�
to: Ettrich czu�, cho� by� martwy. Zaledwie uprzytomni� sobie
t� zdumiewaj�c� my�l, gdy o�lepi�o go jasne �wiat�o, jakby
przed oczami zapalono mu �ar�wk�.
- Gratuluj�, Vincencie. Najwy�szy czas, �eby� przejrza�
na oczy. Oto ma�y prezent dla ciebie. Mam nadziej�, �e nie
ostatni.
W dalszym ci�gu razi�o go �wiat�o, kiedy poczu�, �e jaki�
przedmiot wsuwa mu si� w d�o�. D�o�. Mia� r�k�. M�g� doty-
ka�. By� w stanie czu�. Poma�u spojrza� w d� i zobaczy�,
a raczej poczu� to, co trzyma�: niewielki prostok�t. Kawa�ek
papieru, fotografia. Stopniowo powraca�a mu zdolno�� widze-
nia, tak i� m�g� rozpozna� �w obrazek. Gdy to uczyni�, g�owa
odskoczy�a mu do ty�u, jakby pow�cha� amoniak. Zaj�cie po-
kazywa�o bowiem ludzi, kt�rych Ettrich widzia� w chwili
�mierci: Tillmana Reevesa i Wielkiego Psa Michelle. Patrzyli
na niego i �miali si�.
Oderwa� wzrok od fotografii i u�wiadomi� sobie, �e zn�w
znajduje si� w sypialni Coco, �e ci�gle nagi siedzi w rogu jej
��ka.
- Nareszcie! Ju� zaczyna�am traci� nadziej�. - Westchn�a
obcesowo i podnios�a si� z pos�ania. Nie patrz�c na niego, po-
cz�apa�a po pod�odze i wysz�a z sypialni. Chwil� p�niej Et-
trich us�ysza�, jak oddaje mocz w �azience obok. Rozleg� si�
odg�os spuszczanej wody i kr�tki syk wody w umywalce. Wr�-
29
ci�a do sypialni i zatrzyma�a si�. Spojrza�a na niego z nieskry-
wanym rozbawieniem.
- Umar�em? - wykrztusi�. S�owo nie chcia�o mu przej��
przez gard�o.
- Owszem, Vincencie. Umar�e�.
- Jestem martwy?
- Nie, by�e� martwy. Teraz �yjesz ponownie. Rozejrzyj si�.
Wszystko po staremu. Twoje �ycie toczy si� dalej.
Kr�ci� g�ow�. Na razie nie potrafi� tego ogarn��.
- Ale dlaczego? Dlaczego wr�ci�em do �ycia? Czemu nie pa-
mi�tam, jak umiera�em? - zapyta� s�abo. Jego g�os zdawa� si�
nap�ywa� z daleka, cho� przecie� wydobywa� si� z niego. Na-
wet g�os go ju� zdradza�. W jednej chwili �wiat sta� si� obcy
i bezsensowny.
Stoj�ca o trzy kroki od niego Coco zdj�a r�ce z bioder
i wzruszy�a nimi, jakby m�wi�a "nie mam poj�cia".
- Wi�c kim ty jeste�? Przynajmniej to mi powiedz.
Jej g�owa zata�czy�a mi�dzy lewym a prawym ramieniem -
ma�y, g�upawy gest.
- Jestem Coco, figowa dziewczynka.
- B�agam, nie �artuj. Kim jeste�?
- Twoj� kochank�. Twoim skarbem. Map�, na kt�rej X ozna-
cza ukryty skarb. Zreszt� widzia�e�. - Dotkn�a karku w miej-
scu, gdzie by�o wytatuowane nazwisko Brunona Manna. -
Jestem po to, aby� wytrwa�. Jestem twoim anio�em str�em. -
Za�piewa�a tytu�owe s�owa piosenki Someone to Watch Over
Me, - Jestem tym wszystkim i niczym. Mam ci pom�c odna-
le�� drog�, Vincencie. - Po czym doda�a cichym, srebrzystym
g�osem: - Moment, w kt�rym tamtego dnia zobaczy�e� mnie
w sklepie, by� momentem twojego odrodzenia. Dlatego zapy-
ta�am ci� wcze�niej, czy pami�tasz swoje �ycie sprzed nasze-
go spotkania.
Jej odpowied� by�a zbyt niewyobra�alna, niezno�na i upior-
na, aby przyj�� j� do wiadomo�ci. Ettrichowi zebra�o si� na
wymioty. Ukry� twarz w d�oniach i spr�bowa� zagoni� szale�-
stwo z powrotem za ogrodzenie.
- Nie �yj�? Umar�em i wr�ci�em do �ycia, tego samego
�ycia? - M�wi� w zasadzie do siebie. Czu� potrzeb� wypowie-
30
dzenia tego g�o�no, by us�ysze�, jak to zabrzmi. Podrzuci� g�o-
w� i krzykn�� do tej kobiety i do Boga: - Wi�c czemu nie
pami�tam?! Czemu nie pami�tam umierania? Ani �mierci?
Jak mo�na nie pami�ta� czego� takiego?
Coco ugi�a nogi jak �apacz przygotowuj�cy si� przed na-
st�pnym rzutem miotacza.
- W szpitalu le�a�e� miesi�c z rakiem w�troby. Pod koniec
przenie�li ci� do sali, gdzie le�a�, tak�e �miertelnie chory, Till-
man Reeves. Nazywa� siebie Tillman Umarlak. Opiekowa�a
si� wami Wielki Pies.
- Ale ja nic z tego nie pami�tam! - wrzasn�� Ettrich. - Nic!
Zero! Jak to mo�liwe? - Przemkn�o mu przez g�ow�, �e zaraz
zwariuje. - A przecie� pami�tam tamten dzie�. Pami�tam, co
robi�em, zanim ci� zobaczy�em. Pami�tam, jak rano si� ubie-
ra�em...
Pokr�ci�a przecz�co g�ow�.
- Nie, sk�adasz sobie to wszystko z �ycia, kt�re kiedy� zna-
�e�. Stare, dobre czasy, Vincencie. Niezliczone wtorki, pi�tki,
urlopy i deszczowe dni, kiedy twoje serce jeszcze bi�o. Gdy
by�e� pewien, �e tw�j czas nigdy si� nie wyczerpie. Teraz na-
tomiast jeste� przera�ony, wi�c po prostu wsuwasz g�ow� do
worka i wyci�gasz stamt�d stare wspomnienia.
W pami�� zapad�y mu s�owa "kiedy twoje serce jeszcze bi�o".
Ju� mia� jej kaza� dowie��, �e m�wi prawd�. Zamierza� skrzy-
�owa� r�ce, wysun�� podbr�dek i prychn��: "Udowodnij!" Lecz
Coco uprzedzi�a go, m�wi�c "kiedy twoje serce jeszcze bi�o".
Czas przesz�y.
Jego lewa r�ka le�a�a na kolanie. Powoli j� obr�ci�. Po�o�y�
dwa palce prawej d�oni na lewym nadgarstku i spr�bowa�
wyczu� t�tno. Zrobi� to, nim sko�czy�a m�wi�, maj�c nadziej�,
�e tego nie zauwa�y.
Nie mia� t�tna. Przycisn�� mocniej palce, szuka�. Nic z tego.
Przy�o�y� palce do gard�a i ponownie sprawdzi� puls. Nic. "Kie-
dy twoje serce jeszcze bi�o". Serce Vincenta Ettricha przesta�o
bi�.
Zacz�� dr�e�. Dygota� jak w ostatnim stadium �miertelnej
choroby. Szcz�ka� z�bami, czuj�c, �e zalewa go fala szale�-
stwa. Ledwie trzyma� si� ostatniego szcz�tka wraka, kt�ry
31
jeszcze przed godzin� by� Vincentem Ettrichem - szcz�liwym
biznesmenem, wytrawnym flirciarzem, przyzwoitym ojcem
i okazjonalnym wegetarianinem.
Z twarz� ukryt� w d�oniach, zamkni�tymi oczami i �okcia-
mi na kolanach, Ettrich zacz�� si� kiwa� to w prz�d, to w ty�.
Nie wiedzia�, �e wydaje z siebie d�wi�k - co� w rodzaju kwile-
nia lub mruczenia. Prawie nieludzki odg�os, kt�ry narodzi�
si� w jego trzewiach i wzlecia� do ust, by w ko�cu wyj�� na
�wiat. Strach, �al i rozpacz zamienione w szum. Nawet Coco
wzdrygn�a si� na d�wi�k tego dziwacznego, przejmuj�cego
mruczanda.
- Vincent.
Zlekcewa�y� j� i zawodzi� dalej. Z ukryt� twarz�, kiwa� si�
jak dziko rozmodlony �yd.
- Przesta� marnowa� czas. Pos�uchaj mnie!
Nie przesta�. Pieprzy� j�! Marnowa� czas? Dopiero co do-
sta� kosmiczn� lewatyw�, a ona ka�e mu siebie s�ucha�.
Rozleg�y si� westchnienia, gwizdy, �miech i uliczny ha�as.
Tak g�o�ne i bliskie, �e nie m�g� nie sprawdzi�, co si� dzieje.
Gdy tylko otworzy� oczy, min�a go ��ta taks�wka, chlusz-
cz�c w niego lepk� brej� z ka�u�y. Zerwa� si� na r�wne nogi.
Siedzia� na kraw�niku tu� obok przewalaj�cych si� z hukiem
pojazd�w. Ci�gle by� nagi. I osaczony teraz przez dobrze zna-
ny koszmar - kiedy nam si� �ni, �e stoimy golute�cy po�rod-
ku jakiej� ulicy w centrum miasta. Otaczaj�cy nas ludzie s�
oczywi�cie ubrani i wytrzeszczaj� oczy.
Bez w�tpienia ludzie wyba�uszali oczy na Ettricha. Gapili
si�, wytykali go palcami, pohukiwali. Stoj�ca o kilka st�p da-
lej Coco Hallis przeszywa�a go w�ciek�ym wzrokiem, tyle �e
sama te� by�a naga. Mimo wszystko, co niedawno zasz�o i cze-
go si� dowiedzia�, Ettrich zakry� wstydliwie swoje przyrodze-
nie r�kami. T�um jeszcze bardziej si� rozjazgota�.
Przystojny zbir w br�zowej sk�rzanej kurtce podszed� do
Coco i przyjrza� jej si� z uznaniem od st�p do g��w.
- Cze��, ma�a - odezwa� si�. - Kupuj� wszystko, co masz na
sprzeda�.
Ignoruj�c go, Coco zwr�ci�a si� do Ettricha:
- Czy teraz b�dziesz uwa�a�?
32
- Ej, ma�a! Zachowuj si�. M�wi� do ciebie.
Coco obr�ci�a si� wolno do faceta i powiedzia�a na tyle g�o-
�no, by j� us�ysza�:
- A teraz ja m�wi� do ciebie, Bernie. Zrobi�e� dzieci dw�m
kobietom, ale si� ich wypar�e�. Nawet nie raczy�e� ich zoba-
czy�. Nie poszed�e� na pogrzeb w�asnej matki, a kobieta, z kt�-
r� ostatnio sypiasz, Emily Galvin, puszcza si� z innym face-
tem, kiedy jeste� w trasie. Chcesz pozna� wi�cej szczeg��w?
Bernie wywali� oczy jak z�apany w pu�apk� szczur. W��czy�
wsteczny bieg i oddali� si� od Coco.
- Mo�emy ju� i��, Vincencie? Troch� przemarz�am. - Wyko-
na�a kolisty ruch r�k�, zagarniaj�c ca�e miasto i g�stniej�cy
z ka�d� chwil� t�um, kt�ry zgromadzi� si� jakby tylko po to,
aby si� na nich gapi�.
- Tak! Zabierz nas st�d.
Nim doko�czy�, znale�li si� z powrotem w sypialni. By�o
ciemno i ciep�o, powietrze pachnia�o jeszcze �wie�ym seksem
sprzed kilku minut.
- No, i co ja mam robi�, Coco? Czego ode mnie chcesz?
Obserwowa�a go bez s�owa. Jej milczenie by�o z�owr�bne -
zw�aszcza po tym, co przed chwil� zrobi�a - ale Ettrich nie
czu� si� zagro�ony. Wiedzia�, �e Coco czeka, a� sam si� po�a-
pie, co dalej. Bezradny jeszcze raz spr�bowa� wymaca� t�tno;
nie m�g� si� pogodzi� z faktem, �e nie mia� pod sk�r� nic, co
mog�oby mu wystawi� �wiadectwo �ycia.
Przypomnia� sobie, jakie to uczucie mie� t�tno. Jak mocno
pulsowa�o mu w gardle, kiedy denerwowa� si� podczas nego-
cjacji albo gdy zbli�a� si� do kobiety. Ilekro� k�ad� si� do ��ka
na lewy bok, czu� owo g�uche, podw�jne b�bnienie, kt�re za-
wsze wywo�ywa�o w nim nieokre�lony niepok�j.
Wiemy, �e mamy serce, wiemy, �e kr��y w nas krew. Jed-
nak miarowe "bam- bum" naszego t�tna przypomina nam, �e
jeste�my tylko pracuj�cymi maszynami i �e nasz mechanizm
ma�o ma pierwiastk�w boskich czy nie�miertelnych.
Czuj�c pod palcami milcz�cy nadgarstek, Ettrich na d�u�-
szy czas zatopi� w nim wzrok, jakby usi�owa� co� sobie przypo-
mnie�. Potem wzi�� bardzo g��boki oddech i wypuszczaj�c
wolno powietrze, westchn��:
33
- O raju- aju- aju...
Jego my�li zaprz�tn�� Bruno Mann. Po chwili Ettrich spoj-
rza� na Coco i wyrzek� g�o�no jego nazwisko. Wprawdzie Coco
pozosta�a niewzruszona, by�o wida� jednak, �e oczekuje od
niego dalszego ci�gu.
- Je�li Bruno nie �yje, a ja go widzia�em, to znaczy, �e jest
w takim samym po�o�eniu jak ja. Poza tym rozmawia�a�
z nim w restauracji. M�wi�a�, �e wr�ci�em do �ycia z chwil�,
gdy ci� zobaczy�em. - Jedna ze �wiec na nocnym stoliku za-
skwiercza�a. Ettrich zerkn�� w t� stron� i obliza� usta, pod-
czas gdy jego umys� z�apa� oddech i ruszy� ku nast�pnej my-
�li. - Prawdopodobnie dzieje si� tak ze wszystkimi: spo-
tykasz ich w chwili powrotu do �ycia. - Teraz m�wi� ju� wy-
��cznie do siebie. Coco by�a tam, lecz nie liczy�a si� tak bardzo
jak jego rozumowanie. - Musz� odnale�� Brunona i pogada�
z nim na ten temat. - Zetkn�� palce wskazuj�ce obu r�k. Jego
sytuacja zaczyna�a si� klarowa�; wy�ania� si� plan dzia�ania. -
Ma si� rozumie�, ty nie pi�niesz ani s�owa wi�cej. Musz� go
zatem odszuka� i wymieni� si� informacjami. To ju� jaki�
plan. Chyba brzmi sensownie, co?
Uni�s� spojrzenie znad palc�w, ale Coco zd��y�a si� oddali�.
Przypomnia� sobie, �e m�wi�a, i� jest jej zimno. Uzna�, �e wy-
sz�a narzuci� na siebie co� ciep�ego. Siedzia� i planowa� kolejne
kroki. Jego samopoczucie nieco si� poprawi�o, cho� ci�gle nie
by�o dobre. Jako pragmatyk, Ettrich najch�tniej zada�by Coco
par� konkretnych pyta�, lecz by� pewien, �e mu nie odpowie.
B�dzie musia� upora� si� z t� �amig��wk� na w�asn� r�k�.
Zanim jednak cokolwiek zrobi, musi ustali� jedn� rzecz,
i tylko Coco mo�e mu w tym pom�c. Nie m�g� kontynuowa�
plan�w, dop�ki Coco nie udzieli mu takiej czy innej odpowie-
dzi. Nagle zniecierpliwiony wsta� i poszed� jej szuka�.
Kimkolwiek by�a, anio�em str�em czy wyszczerzon� kostu-
ch�, Coco mieszka�a w dosy� n�dznym lokum. Sypialnia, po-
k�j dzienny, s�u��cy te� za jadalni�, kuchnia i �azienka, krop-
ka. Ettrich potrzebowa� nieca�ych dw�ch minut, aby obej��
mieszkanie i stwierdzi�, �e znikn�a. Prawie si� nie zdziwi�.
M�g� tylko wzruszy� ramionami. Co to znaczy�o? Czy przepa-
d�a na dobre czy jedynie ulotni�a si� na jaki� czas?
34
W pokoju dziennym pod oknem tkwi�a bia�a kanapa. Przed
ni� sta� okr�g�y szklany st�. Ettrich spostrzeg� dwa le��ce na
blacie przedmioty, kt�rych z pewno�ci� wcze�niej tam nie by�o.
Coco nie lubi�a ba�aganu na stole. Sama mu o tym powiedzia-
�a. Podszed�szy bli�ej, Ettrich zobaczy�, �e to dwa zdj�cia. Na
jednym, kt�re ju� widzia�, byli �miej�cy si� Wielki Pies Mi-
chelle i Tillman Reeves. Drugie ukazywa�o zbli�enie szyi Coco
z tatua�em "Bruno Mann".
Trzyma� fotografie w d�oniach i zezowa� od jednej do dru-
giej. Wytatuowany kark i dwoje rozbawionych Murzyn�w.
Obrazki te niewiele mu m�wi�y, wiedzia� jednak, �e stanowi�
jego nowy pocz�tek. Kiedy maszerowa� z powrotem do sypial-
ni, aby si� ubra�, przysz�o mu na my�l, �e je�li nie zdo�a odna-
le�� Brunona Manna, to nast�pn� osob�, za kt�r� si� rozejrzy,
b�dzie Michelle Maslow.
Wielkie, g��bokie "mo�e"
Vincent wr�ci� do mieszkania i popatrzy� na sw�j dobytek,
przekrzywiaj�c g�ow� jak pies, kt�ry s�yszy graj�c� harmonij-
k�. Kiedy usiad� za biurkiem, jego wzrok pad� na przyklejon�
do lampy karteczk�, na kt�rej widnia�a zapisana my�l: "Nie-
kt�re kobiety s� po to, by je wielbi�, inne - �eby je bzyka�.
Problem m�czyzn polega na tym, �e ci�gle myl� pierwsze
z drugimi".
Ludzi okre�la wykonywana praca albo szkody, jakie powo-
duj�, posiadane dzieci lub spadek, kt�ry zostawiaj�, spos�b
widzenia �wiata lub oszukiwania go, by postrzega� ich inny-
mi, ni� s� naprawd�. Vincent Ettrich nie obrazi�by si�, gdyby
kto� stwierdzi�, �e jego okre�la�y kobiety, kt�re pozna� - i cza-
sem pokocha� - w swoim �yciu. Chocia� by� martwy, a raczej
umar� i z jakiego� powodu wr�ci� do �ycia, patrz�c na �w cy-
tat, pomy�la�, �e nic si� jednak nie zmieni�o. Mam identyczne
zdanie o kobietach. Mam identyczne zdanie o �yciu. Je�li za-
chorowa�em i umar�em, ale nic nie pami�tam, to co z tego
wynika? Czego si� nauczy�em? Dzi� zale�y mi na tym samym
co wczoraj - na ciekawej pracy, paru dolarach w kieszeni i na
kilku kobietach, w kt�rych towarzystwie dobrze si� czuj�. Co
z tego, �e Ettrich nie mia� t�tna i �e dowiedzia� si� o sobie
czego� niewiarygodnego, skoro nie m�g� zmieni� ani jednego,
ani drugiego?
Przypomnia� sobie artyku�, kt�ry kiedy� czyta�, na temat
reinkarnacji. Pewnego eksperta w tej dziedzinie zapytano,
dlaczego, je�li reinkarnacja naprawd� istnieje, nie pami�ta-
my tego, co si� sta�o w naszych poprzednich �ywotach? Cel-
no�� odpowiedzi eksperta sprawi�a, �e Ettrich si� roze�mia�.
"Ja nie pami�tam nawet, co jad�em na obiad dwa dni temu.
36
Jakim cudem mam sobie przypomnie�, jak si� �y�o w staro-
�ytnym Egipcie?"
Na my�l o ripo�cie Ettrich u�miechn�� si� leciutko i powi�d�
spojrzeniem po biurku. Zobaczy� stary list od Isabelle z Austrii
i wyci�gn�� po niego r�k�, gdy jego uwag� przyku�o migaj�ce
�wiate�ko automatycznej sekretarki. Kto� dzwoni� pod jeg