3293

Szczegóły
Tytuł 3293
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3293 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3293 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3293 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jonathan Carroll BIA�E JAB�KA Prze�o�y� Jacek Wietecki DOM WYDAWNICZY REBIS POZNA� 2002 Tytu� orygina�u White Apples Wydanie I ISBN 83- 7301- 257- 5 Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o. ul. �migrodzka 41/49, 60- 171 Pozna� tel. 867- 47- 08, 867- 81- 40; fax 867- 37- 74 e- mail: [email protected] www.rebis.com.pl Dla Andrei L. Padinhy - niegdy� studentki, p�niej przyjaci�ki, na zawsze mojej bohaterki, oraz dla Neila Gaimana Stokrotne podzi�kowania dla: Niclasa Bahna, Borisa Kiprova i Chrisa Rolfe'a za ich nieustaj�c� zach�t� do pracy nad Bia�ymi jab�kami. Mi�o��, sen i �mier� nadchodz� poma�u; Schwy� mnie za w�osy i mocno poca�uj. A. C. Swinburne, W ogrodzie B�g z wody Cierpliwo�� nie �yczy sobie w domu Zdumienia, bo Zdumie- nie to okropny go��. Zu�ywa ci� do cna, nie przejmuj�c si� tym, co kruche i nie do zast�pienia. Je�li ci� uszkodzi, wzru- sza ramionami i idzie dalej, jakby nigdy nic. Nieproszone, cz�- sto sprowadza swych podejrzanych przyjaci�: w�tpliwo��, zazdro��, chciwo��. Razem zaprowadzaj� w�asne porz�dki; przemeblowuj� wszystkie twoje pokoje dla w�asnej wygody. M�wi� dziwnymi j�zykami, nie sil�c si� na t�umaczenie. Pi- trasz� w twoim sercu nieznane potrawy o dziwacznych sma- kach i aromatach. Co czujesz, gdy wreszcie odchodz� - rado�� czy smutek? Cierpliwo�� zawsze zostaje z miot�� w r�ku. Lubi�a trzyma� �wieczki w sypialni. Zdaniem Ettricha �wieczki mia�y swoje miejsce w ko�ciele, na urodzinowym torcie i podczas przerwy w zasilaniu. Nigdy jednak jej tego nie powiedzia�, nawet p�artem. By�a bardzo wra�liwa - bra�a na serio wszystko, co m�wi�. Wkr�tce po tym, jak si� poznali, zda� sobie spraw�, �e �atwo, zbyt �atwo, mo�na j� zrani�. Wystarczy�o jedno ostre s�owo lub sarkastyczna uwa- ga, by ca�kiem j� znokautowa�. Sama wyzna�a, �e dopiero niedawno wydoby�a si� z poczucia, �e musi zadowoli� ca�y �wiat. - Bra�am narkotyki, cho� ich nie cierpia�am - o�wiadczy�a. - Chcia�am, �eby m�j ch�opak mnie kocha�, wi�c �pa�am razem z nim. By�am �mierdz�cym tch�rzem. Umia�a si� przyzna� do b��d�w. Od pocz�tku by�a gotowa zdradzi� mu swoje najintymniejsze sekrety. By�o to zarazem ekscytuj�ce i �enuj�ce. Ettrich troch� j� kocha�. 11 Kt�rego� dnia, spaceruj�c przez miasto, przeszed� obok sklepu. Na widok kobiet oczy Ettricha stawa�y si� �ar�oczne. On nie by� tego �wiadom, lecz jego oczy widzia�y wszystko, co wi�za�o si� z kobietami: ich stroje, spos�b palenia papie- ros�w, rozmiar st�p, odruch zaczesywania w�os�w, kszta�t torebki, odcie� lakieru na paznokciach. Czasem mija�a se- kunda, zanim poj��, �e jego umys� co� zarejestrowa�: szcze- g�, odg�os, mgnienie. Wtedy spogl�da� ponownie. Za ka�- dym razem przekonywa� si�, �e odebrane nie�wiadomie im- pulsy by�y prawdziwe: rzeczywi�cie dostrzeg� po�ysk s�o�ca na zielonej jedwabnej bluzce naci�gni�tej na poka�ny biust. D�o� na stole, dziwnie szorstk� i toporn�, nale��c� do nie- zwykle eleganckiej kobiety. Albo intryguj�ce oczy w kszta�- cie migda��w czytaj�ce francusk� gazet� sportow�. Albo pro- mienny u�miech na twarzy niepozornej kobiety, kt�ry zmie- nia� j� nie do poznania. W dniu, kiedy si� spotkali, Ettrich przeszed� obok jej nie- wielkiego sklepu. Mija� go przedtem wiele razy w drodze do pracy, nigdy jednak nie zagl�da� w okno wystawowe. A je�li nawet, nie przypomina� sobie, co tam widzia�. By� to fragment codziennej scenerii, t�o jego �ycia. Ale dzi� spojrza� tam i zo- baczy� j� - wpatrzon� w niego. Co dostrzeg� najpierw? P�niej usi�owa� sobie przypomnie� ten moment, ale bez skutku. Obszerne szklane drzwi sklepu by�y zamkni�te. Kobieta gapi�a si� prosto na niego. By�a drob- na. Mo�e w�a�nie to przyku�o jego uwag�. By�a drobna i mia�a szczup��, zmys�ow� twarz psotliwego anio�ka. Wygl�da�a jak podrz�dny cherubinek; kt�ry przypadkiem znalaz� si� na fre- sku w wiejskim ko�ciele gdzie� we W�oszech. Mimo �wi�tego oblicza w jego spojrzeniu jest co� jeszcze, jaka� przekora, kt�- ra ka�e si� domy�la�, �e modelem dla tego niebia�skiego dusz- ka by�a zapewne kochanka artysty. Mia�a na sobie b��kitn� letni� sukienk�, kt�ra opada�a jej akurat do kolan. Cho� nie zachwyci�a Ettricha urod�, tak jak inne kobiety, jednak zwolni� kroku, a potem zrobi� co� dziwne- go. Zatrzyma� si� i pokiwa� do niej. Nieznaczny ruch d�oni uniesionej na wysoko�� piersi. Wykonuj�c ten gest, pomy�la�: po co ja to robi�? Upad�em na g�ow�? 12 Powietrze wok� niego wype�ni�o si� nagle woni� gor�cej pizzy. Ettrich obr�ci� si� lekko i ujrza� faceta nios�cego wiel- kie bia�o- czerwone pude�ko. Kiedy odwr�ci� si� z powrotem, kobieta za szklanymi drzwiami odpowiedzia�a mu kiwni�ciem r�ki. Przez moment, trwaj�cy mo�e p�torej sekundy, zasta- nawia� si�, dlaczego ona to robi. Czemu do mnie macha? By� to �adny, bardzo kobiecy ruch. Jej prawa d�o�, przysuni�ta do piersi, porusza�a si� szybko w lewo i w prawo, jak wycieracz- ka na szybie auta. Spodoba�y mu si� zar�wno ten gest, jak i kryj�cy si� za nim u�miech - ciep�y, otwarty, �mia�y. Posta- nowi� wej�� do �rodka. - Cze�� - rzuci� bez wahania. Jego serce przepe�nia�y spo- k�j i szcz�cie. By� w swoim �ywiole. W ci�gu lat Vincent Et- trich nawi�za� znajomo�� z tak wieloma kobietami, �e perfek- cyjnie opanowa� modulacj� swego g�osu. Tym razem powita- nie zabrzmia�o rado�nie i przyjacielsko - ciesz� si�, �e ci� widz�! W jego g�osie nie by�o mrocznych, m�skich czy seksual- nych ton�w. Je�li przez nast�pne kilka minut wszystko do- brze si� u�o�y, Ettrich b�dzie m�g� to wykorzysta� p�niej. - Cze�� - odpisn�a cicho, jak ma�e dziecko, kt�re patrzy na ciebie z nadziej� w oczach, chc�c i jednocze�nie boj�c si� podej��. Cofn�a r�k� i opar�a j� na lewej piersi, jak gdyby bada�a sobie t�tno. - To by�o bardzo mi�e. Podoba�o mi si�, �e pan to zrobi�. Poczu� pustk� w g�owie. - Co takiego? - �e pomacha� pan do mnie. Mimo �e si� nie znamy. To jak podarunek od nieznajomego. - Nie mog�em si� powstrzyma�. Zmarszczy�a brew i odwr�ci�a spojrzenie. To z kolei jej si� nie spodoba�o. Nie chcia�a s�ysze� od nast�pnego m�czyzny, �e jest �adna i �e tamten chce j� pozna�. Pragn�a tylko otrzy- ma� nieoczekiwany prezent od nieznajomego, po czym wr�ci� do normalnego �ycia. - Zobaczy�am pana wcze�niej ni� pan mnie - doda�a, nadal unikaj�c jego wzroku. - Cz�sto t�dy przechodz�, ale jako� nie zagl�da�em do �rod- ka. - Podni�s� g�ow� i rozejrza� si� wok� siebie. U�miechn�� si�, a zaraz potem zachichota�. Otacza�a ich damska bielizna: 13 bia�a, brzoskwiniowa, fioletowa, czarna... Setki komplet�w. Wsz�dzie wisia�y biustonosze i majteczki, bia�e tangi i �liwko- we stringi, przezroczyste nocne koszule... Wszystko, o czym marzy kobieta, by na siebie w�o�y�, i co m�czyzna pragnie z niej zdj��. Ettrich uwielbia� sklepy z damsk� bielizn�. By- wa� w wielu i kupowa� mn�stwo dla r�nych kobiet. - 34- B? - S�ucham? Wskaza�a na jego pier� i zrobi�a k�ko palcem. - Przypuszczam, �e nosi pan rozmiar 34- B. - U�miechn�a si� i by� to u�miech cudowny: weso�y i filuterny. Ettrich z�apa� jej �arcik w locie i pos�a� jej natychmiastow� ripost�. - Czy kobiety, kt�re tutaj przychodz�, s� z regu�y zadowolo- ne ze swoich biust�w? Niemal wszystkie, kt�re znam, uwa�a- j�, �e maj� albo za du�e, albo za ma�e piersi. Kobiety s� bar- dzo wyczulone na tym punkcie. - Odczeka� sekund�, spraw- dzaj�c, czy z�apa�a jego podw�jn� kontr�. Jej podst�pna mina i nagle rozszerzone oczy powiedzia�y mu, �e zrozumia�a go �wietnie. Pokrzepiony na duchu Ettrich ci�gn�� dalej: - Praca tutaj musi by� ci�ka. - Dlaczego? - Codziennie musi pani spe�nia� wymagania klientek, kt�- re na og� nie s� zadowolone ze swojego wyposa�enia. Jej u�miech powr�ci� wolno. Mia�a ma�e, lekko zakrzywio- ne z�bki. - Wyposa�enia? Ettrich nie waha� si� ani przez moment. - Tak jest, a pani praca polega na dopasowaniu tego wypo- sa�enia do najnowszego rynsztunku bojowego. Kobieta wykona�a szeroki �uk r�k�, zagarniaj�c sklepowe wn�trze. - Wi�c tak to wygl�da? Jak rynsztunek? - Nie przesta�a si� u�miecha�. Zaczyna�a go lubi�. Ettrichowi uda�o si� wsadzi� jedn� nog� w drzwi. Si�gn�� po le��cy na ladzie at�asowy biustonosz w odcieniu miedzi i podni�s� go takim gestem, jakby prezentowa� dow�d rzeczowy w procesie s�dowym. 14 - Prosz� po��czy� ten kolor z pi�kn� czarn� sk�r�, a otrzy- ma pani bro� binarn�. - Od�o�y� biustonosz i wzi�� jasnonie- bieskie stringi, kt�re wa�y�y tyle co mgie�ka. - A oto pocisk klasy ziemia- powietrze. Zab�jczy bez wzgl�du na odleg�o�� od celu. - Je�li w�o�ysz go dla swojego ch�opaka, to ju� po nim? Skin�� g�ow�. - W�a�nie. Co wi�cej, m�czy�ni nie dysponuj� ekwiwalent- nym uzbrojeniem. Czy zdaje sobie pani z tego spraw�? Nie istnieje nic, co m�czyzna m�g�by w�o�y�, aby wywrze� na kobiecie wra�enie podobne do tego, jakie te fata�aszki robi� na nas. To nie fair. Taksowa�a go wzrokiem, jakby si� zastanawia�a, czy jest bezczelny czy zabawny. Czy warto podtrzymywa� t� rozmo- w�? Ettrich niemal widzia� wisz�cy nad jej g�ow� znak zapy- tania. Zbli�a�a si� jedna z prze�omowych chwil we wczesnej fazie znajomo�ci. Wymienili powitania, zagaili rozmow�, tro- ch� si� podr�czyli. Zapad�a pauza pod tytu�em "Czy b�dziemy to ci�gn��?" Nast�pny ruch nale�a� do niej. Ettrich by� szale- nie ciekaw, co zrobi. - Jak pan ma na imi�? - Vincent. Vincent Ettrich. Wysun�a r�k� do powitania, po czym nagle, nie wiedzie� czemu, j� cofn�a. By� zdezorientowany, p�ki si� nie przed- stawi�a: - Ja mam na imi� Coco. Coco Hallis. - Nie! Naprawd� nazywasz si� Coco Hallis? To niesamowite. - Czemu? - Bo to rzadkie imi�, a ja ju� znam kogo�, kto je nosi. Teraz z kolei ona mu nie uwierzy�a, chocia� m�wi� prawd�. Poczu�, jak ��cz�ca ich wi� s�abnie, i zdecydowa� si� na dra- matyczny gest. Wyci�gn�� z kieszeni telefon kom�rkowy i wy- bra� numer. M�oda kobieta skrzy�owa�a r�ce i stan�a wycze- kuj�co, daj�c do zrozumienia, �e czeka na dowody. Podni�s�szy s�uchawk� do ucha, Ettrich odczeka� chwil�, po czym pr�dko poda� jej telefon. - Pos�uchaj! Wzi�a go z niejakim wahaniem, zd��y�a jednak us�ysze� 15 po drugiej stronie kobiecy g�os m�wi�cy mocnym, profesjonal- nym tonem: - Cze��, tu m�wi Coco. Przez najbli�sze dwa miesi�ce b�- d� przebywa� za granic�. Mo�na skontaktowa� si� ze mn� w Sztokholmie pod numerem... Zanim nagrana wiadomo�� dobieg�a ko�ca, Coco numer dwa odda�a telefon Ettrichowi. - Nie do wiary. Jakie jest prawdopodobie�stwo takiego zdarzenia? Czym ona si� zajmuje? Ettrich wsun�� kom�rk� z powrotem do kieszeni. - Nafciarstwem. Je�dzi po �wiecie, szukaj�c nowych z�� ropy naftowej i gazu. Wraca z r�nych przedziwnych miejsc, Baku albo Kirgistanu, i opowiada wspania�e historie o... - A czym ty si� zajmujesz, Vincencie? Po uko�czeniu college'u zatrudni� si� w reklamie i praco- wa� tam do tej pory. Poniewa� by� bystry i umia� przewidzie�, co powinno/mo�e/musi sta� si� nast�pnym przebojem, szybko odni�s� sukces. Kariera w reklamie nie robi�a jednak na ko- bietach po��danego wra�enia, chyba �e same pracowa�y w tej bran�y. Chcia�y, by je oczarowa� zar�wno m�czyzna, jak i jego zaw�d. Wi�kszo�� widzia�a si� w ramionach tytan�w, geniu- szy albo podr�nik�w - co najmniej za� artyst�w, kt�rych by zainspirowa�y do stworzenia nowych, wielkich dzie�. "A czym ty si� zajmujesz, Vincencie?" Ile� razy s�ysza� to pytanie przez te wszystkie lata, kiedy ugania� si� za kobieta- mi? Czym si� zajmowa�? Pr�bowa� sk�oni� ludzi, by kupili keczup, �liniaczki i kiepskie samochody. Mydli� klientom oczy kolorowymi obrazkami, chciwo�ci� i pi�knymi lud�mi, aby przekona� ich do zakupu tego, co akurat lansowa�. Cho�by nie wiadomo jak pokr�tnej czy sprytnej odpowiedzi udziela� na to pytanie, taka by�a prawda na temat jego pracy. Cz�sto poda- wa� si� za "kreatywnego konsultanta" - cokolwiek to, do dia- b�a, znaczy�o. Przekona� si�, �e oczy kobiet rozja�niaj� si� na d�wi�k s�owa "kreatywny", tote� rzuca� nim przy ka�dej nada- rzaj�cej si� okazji. - Latam balonami na ogrzane powietrze - poinformowa� Coco Dwa. Szczekn�a g�o�nym, spontanicznym �miechem i zatrzepo- 16 ta�a r�koma, jakby pokazuj�c, �e to kompletna niedorzecz- no��. - Akurat! Dok�adnie takiej odpowiedzi oczekiwa�. Trafnie j� rozszy- frowa�. - Nie wierzysz mi? - U�miechn�� si� niewinnie. - Nie, nie wierz�. Zawsze nosisz garnitur i krawat, kiedy szykujesz si� do lotu? - Nigdy nie wiadomo, kogo si� tam spotka. - Mia� opano- wany, pewny siebie g�os. Cho� przed chwil� nazwa�a go k�am- c�, nawet nie drgn�a mu powieka. - Nie, serio, Vincencie. Czym naprawd� si� zajmujesz? - Jestem operatorem �urawia. - �urawia? - No wiesz, to taki ptak o d�ugich nogach, kt�ry... Tym razem prychn�a �miechem, r�wnie dono�nie jak po- przednio. To znaczy�o, �e uwielbia jego �arty. - Noo, powiedz! - Produkuj� francuzy. Reguluj� odleg�o�� ich szcz�k s�u��- cych do odkr�cania �rubek... Niekt�re kobiety wspaniale �apa�y si� na t� sztuczk�. Klucz, lawiruj i rozbaw je do �ez, lecz nie m�w im prawdy, dop�ki ich �miech nie przyga�nie i nie pojawi si� pierwsza odrobina z�o- �ci. Dzi�ki temu, gdy w ko�cu si� przyznasz, b�d� szcz�liwe i niemal wdzi�czne. Ettrich obserwowa� zanikaj�c� w jej oczach weso�o��, cho� jej twarz o�wietla� wci�� ogromny u�miech. Zbli�a� si� mo- ment wyznania, w przeciwnym bowiem razie kobieta zirytuje si� albo uzna go za pomyle�ca. - Pracuj� w reklamie. - Jeste� dobry? - spyta�a natychmiast. - Prosz�? - Nikt nigdy nie zada� mu tego pytania. A ju� na pewno nie kto�, kogo pozna� zaledwie dziesi�� minut wcze- �niej. Czyjej bezczelno�� obudzi�a w nim niesmak czy zainte- resowanie? Podnios�a b��kitne stringi, kt�re przed chwil� trzyma�, i ci- sn�a nimi w niego. - Sprzedaj mi je. Poka�, jak by� mnie zach�ci� do kupna. 17 By� to dobry, niespodziewany pomys� - i du�a frajda. Coco Dwa okazywa�a si� �wietn� dziewczyn�. Ettrich wzi�� sk�pe figi i wlepi� w nie wzrok. By� mistrzem w swoim fachu, tote� pomys� przyszed� mu do g�owy w ci�gu paru sekund. - Nie pr�bowa�bym ci ich sprzeda� na seks, bo tego w�a�nie si� spodziewasz. Znasz t� scen�: urodziwa dziewczyna na pla- �y odwr�cona ku morzu, kt�rej stringi s�u�� za ca�y przyodzie- wek. Jaki� przystojniak stoj�cy nieopodal gapi si� na ni�. Za- pomnij. Zbyt p�aski koncept, zbyt ograny - widzieli�my to ju� ze sto razy. Robimy kampani� do czasopisma czy telewizji? Coco skrzy�owa�a r�ce i wzruszy�a ramionami. Udawa�a klientk�, kt�rej Ettrich stara si� zaimponowa�. - Wszystko jedno. A wi�c �adnych nagusek? � �adnych. Wykorzystaj seks do sprzedania czego� nudne- go, nad czym klient si� nie zastanawia: kremu do golenia albo piecyka kuchennego. Je�li chcesz sprzeda� co�, co samo w so- bie jest seksowne, powinna� przyj�� inn� strategi�. � Na przyk�ad? W jego kieszeni tkwi�a poczt�wka, kt�r� dzi� rano dosta� od swej by�ej �ony, Kitty. Cho� nim gardzi�a, zawsze przysy�a�a mu ciekawe poczt�wki. By� to jeden z jej sposob�w, �eby sko- munikowa� si� z nim bez konieczno�ci bezpo�redniej rozmo- wy. Zdj�cie przedstawia�o p�owego shar- pei, tego cudacznego chi�skiego psa, kt�rego pysk i cia�o s� tak pofa�dowane, �e przypominaj� bry�� roztopionej masy karmelowej. Zwierzak mia� na g�owie ozdobne meksyka�skie sombrero i wygl�da�, jakby mu kto� z�ama� serce. Ettrich po�o�y� poczt�wk� na kon- tuarze. Z drugiej kieszeni wyj�� dwie fiszki wielko�ci trzy na pi�� cali i gruby czarny flamaster. Na psim pysku zakre�li� wielki "X". Coco spojrza�a najpierw na zdj�cie, a potem na Vincenta. Umie�ci� poczt�wk� obok majteczek i napisa� na fiszkach du- �ymi drukowanymi literami: NAJLEPSZY PRZYJACIEL CZ�OWIEKA. Jedn� po�o�y� nad oznaczonym X- em zdj�ciem psa, drug� nad b��kitnymi stringami. - Co� w tym stylu. To lepsza strategia. Vincent ani razu nie podni�s� wzroku, aby wybada� reakcj� Coco. Trzyma� r�k� na podbr�dku i wpatrywa� si� w swoj� 18 reklam�wk�, rozwa�aj�c r�ne plusy i minusy. Znajdowa� si� w jej sklepie, ale przede wszystkim by� teraz we w�asnym �wiecie. Jego praca liczy�a si� dla niego nawet wtedy, gdy trak- towa� j� z przymru�eniem oka. W kilka tygodni p�niej zaprosi� j� do restauracji "Acumar". Miejsce to dzia�a�o wszystkim na nerwy, o czym Ettrich - jako sta�y bywalec - doskonale wiedzia�. By�a to ulubiona restau- racja kierownik�w pracuj�cych w jego firmie. Nawet kelnerzy nosili dwurz�dowe marynarki, bia�e koszule i krawaty. Z je- dzeniem i z klientami obchodzili si� tak, jak gdyby si� bali, �e mog� sobie poplami� mankiety. Cz�owiek, kt�ry odnosi w �yciu sukces, musi by� gotowy uda� si� w pewne miejsca, gdzie p�aci si� za upokorzenie. Nie- pisane prawo stanowi, �e istoty ludzkie musz� ca�e �ycie cier- pie� - tak czy inaczej. Je�eli mia�e� szcz�cie wspi�� si� na spo�eczny szczebel, na kt�rym nikt nie zn�ca si� nad tob� za darmo, to trudno: musisz za t� us�ug� p�aci�. Modne restau- racje, ekskluzywne butiki, diler Mercedesa- Benza czy osobi- sty trener, kt�ry wyrzuca ci nadwag� i kiepsk� kondycj�, to tylko niekt�re przyk�ady owych tortur. - Dlaczego ten lokal nazywa si� "Acumar"? Ettrich zabiera� si� akurat do zjedzenia tyciutkiej kromecz- ki przybranej g��wk� sardynki na li�ciu mniszka. - Chyba od nazwiska w�a�ciciela. Coco zerka�a co chwila przez rami� i kr�ci�a si� na krze�le, przypatruj�c si� stylowemu wn�trzu i innym go�ciom. Ettrich m�g�by jej zwr�ci� uwag�, �e tego rodzaju prostackie maniery nie uchodz� w restauracji, ale nie zrobi� tego. Mimo wszystko mi�o by�o na ni� patrze�. Przywyk� do kobiet opanowanych, kt�re tchn�y takim ch�odem, �e chyba jedynie S�d Ostatecz- ny m�g�by zmusi� je do uniesienia brwi. Coco wzi�a swoj� sardynkow� przystawk�, spojrza�a na ni� i zmarszczy�a nos. - Nie lubi� ryb. Czy mog� tego nie je��? - Naturalnie. - Na znak solidarno�ci od�o�y� r�wnie� swoj� zak�sk�. 19 - "Acumar". �mieszne... Je�li masz na imi� Bili i nazwiesz swoj� restauracj� "U Billa", ludzie wezm� j� za jak�� dziur�. Ale "Acumar" brzmi tajemniczo i egzotycznie. - Coco spojrza- �a na d�ug�, posrebrzan� kart� da� otwart� pod jej r�kami. - Wszystko wygl�da pysznie. Co mi radzisz, Vincencie? O, nie, popatrz na to! - Skrzywi�a si� i zmru�y�a oczy, wpatruj�c si� w menu. - Co? Co si� sta�o? - Sp�jrz na t� potraw�... "B�g z wody". Co� takiego. Ani to �mieszne, ani gustowne. Ettrich musia� zdusi� w sobie u�miech. Czy naprawd� by�a tak pruderyjna i spi�ta? - Czujesz si� ura�ona? Ju� mia�a odpowiedzie�, kiedy obok nich przebieg� jeden z kelner�w. Podnios�a r�k�, jak policjant zawiaduj�cy ulicz- nym ruchem, �eby go zatrzyma�. Gest ten, a mo�e wyraz jej twarzy, mia� w sobie co�, co osadzi�o kelnera w miejscu. - Nie jestem pa�stwa kelnerem, ale zaraz zawo�am koleg�. - Nie chc� mojego kelnera. Chc� o co� zapyta� pana. - Przepraszam, bardzo si� spiesz�... - Mam to gdzie�. Obaj, kelner i Ettrich, zareagowali identycznie - wyprosto- wali si� na baczno�� i pos�ali jej badawcze spojrzenie. - Co to jest "B�g z wody"? - S�ucham? - Ta potrawa w karcie. O tutaj. "B�g z wody". Co to takie- go? - Wskaza�a menu i postuka�a palcem w odpowiedni punkt. Zak�opotany kelner schyli� si� nieco, aby lepiej widzie�. Raptownie nakry� d�oni� usta. - Och, to chochlik drukarski! Powinno by� "B�b z wody". Musz� powiedzie� o tym Acumarowi. B�g z wody. To ci dopiero numer! Kiedy si� ulotni�, Ettrich i Coco spojrzeli na siebie. �adne si� nie odzywa�o. Gdy milczenie zacz�o si� przed�u�a�, Et- trich za�wiergota� weso�o: - Zdaje si�, �e uratowa�a� Acumara przed kompromitacj�. Pokr�ci�a g�ow�. 20 - W�tpi�, czy wymieni� wszystkie karty. Chcia�am im tylko pokaza� b��d. Zaskoczy�a ci� moja reakcja, prawda? Wiedzia�, �e je�li sk�amie, b�dzie rozdra�niona, wi�c nie sk�ama�. - Nie jestem zbyt religijny. Musz� przyzna�, �e na pierwszy rzut oka wyda�o mi si� to do�� zabawne. - Nie potrafi� roz- gry�� jej miny. Jej zazwyczaj o�ywiona twarz by�a pusta. Unio- s�a g�ow� i popatrzy�a na co� za jego plecami. - Vincent? Ciesz�c si� ze zmiany tematu, Ettrich podni�s� wzrok i uj- rza� stoj�cego nad swoj� g�ow� Brunona Manna. Pracowali w tej samej firmie. Cz�sto podr�owali razem w interesach i by- li prawie przyjaci�mi. Bruno wydawa� si� g��boko poruszony. - Cze��, Mann! Jak leci? - My�la�em, �e... Vincent, to naprawd� ty! - Owszem. Dobrze si� czujesz? - Nie widzia� si� z Mannem od paru tygodni, lecz zaskoczenie, jakie odmalowa�o si� na jego twarzy, by�o tak wielkie, jakby Ettrich powr�ci� w�a�nie z wyprawy kosmicznej. Ci�gle si� gapi�c, Bruno uszczypn�� si� lekko w policzek i potrz�sn�� z niedowierzaniem g�ow�. Z jego oczu wyziera�o przera�one zdumienie. Popatrzy� na Coco. Spojrza�a mu pro- sto w oczy, nie odrywaj�c wzroku. - Pozw�l, Brunonie: to jest Coco Hallis. U�cisn�li sobie d�onie, ale nie wymienili przyjacielskiego u�miechu, uk�onu ani s�owa powitania. �adne nie wydawa�o si� zainteresowane drugim. Zadzwoni� telefon Ettricha. Wy- j�wszy go z kieszeni, spojrza� na wy�wietlacz, �eby zobaczy�, kto to. Kitty. Eksma��onka dzwoni�a do niego jedynie w bar- dzo wa�nych sprawach, zwykle zwi�zanych z dzie�mi. Prze- prosi� Coco i Brunona, po czym pokona� kr�tki odcinek dziel�- cy go od ulicy, aby m�c swobodnie rozmawia�. Stan�� plecami do restauracji, z palcem wetkni�tym w drugie ucho, aby wy- t�umi� wszechobecne ha�asy. - Halo? - Vincent? To ja, Kitty. - Cze��. Co s�ycha�? Wszystko w porz�dku? - W kontakcie z Kitty zawsze stara� si� by� przyjacielski i weso�y. Pod wielo- 21 ma wzgl�dami nadal j� kocha�, ona jednak znienawidzi�a go szczerze i do ko�ca �ycia po tym, co zrobi� z ich ma��e�stwem. - Przed chwil� sta�o si� co� dziwnego, Vincencie. Nie wiem, czemu zadzwoni�a akurat do mnie. Nawet nie bardzo go zna- �am. Zamiast do ciebie, jego przyjaciela, ona zadzwoni�a do mnie. Pomimo ch�ci, by wr�ci� do restauracji i Coco, Ettrich u�miechn�� si�. Kitty papla�a bez umiaru. Jej gl�dzenie prze- wa�nie mia�o w sobie pewien urok; po kilku latach ma��e�- stwa Ettrich nauczy� si� je puszcza� mimo uszu, tak aby nie zorientowa�a si� z jego miny. Tote� teraz, kiedy trajkota�a jak naj�ta, odwr�ci� si� i spojrza� przez szyb� do wn�trza restau- racji. Ku swemu zdziwieniu stwierdzi�, �e Bruno dosiad� si� do Coco i �e rozmawiaj� ze sob�. Coco wymachiwa�a r�koma na lewo i prawo, raz po raz celuj�c palcem w Brunona Manna. Wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywa�y, �e robi�a mu awantur�. Bruno wygl�da� na skruszonego. Co chwil� wbija� zgaszony wzrok w st�, po czym zerka� na Coco. - ...umar�. Po prostu umar�. W g�owie si� nie mie�ci. By� w naszym wieku! Ettrich, us�yszawszy s�owo "umar�", wypr�y� si� jak struna. - Co? Kto umar�? Nie dos�ysza�em, co m�wi�a�, Kitty. S� jakie� zak��cenia na linii. Kto umar�? - Bruno Mann. Mia� atak serca. Jego �ona przed chwil� do mnie dzwoni�a. Czemu do mnie, skoro chcia�a powiadomi� cie- bie? Przecie� wie o naszym rozwodzie... Ettrich by� tak oszo�omiony, �e nie m�g� si� skoncentrowa�. Bez przerwy mruga� powiekami, jakby do oczu wpad� mu na- gle piasek. Z tego wszystkiego zapomnia�, �e ci�gle trzyma s�uchawk� przy uchu. - Vincent? - Ja... S�uchaj, Kitty, odezw� si� do ciebie, dobrze? Musz� troch� och�on��. - Drug� r�k� po�o�y� na czole i zamkn�� oczy. Czu� wal�ce mu w piersi serce. R�wnie przera�one jak on. - Nic ci nie jest? Nie wiedzia�am, �e ��czy�y ci� z Brunonem tak bliskie stosunki - doda�a niepewnie Kitty cichym, zanie- pokojonym g�osem. 22 - Przedzwoni�. - Nadusi� kciukiem guzik przerywaj�cy po- ��czenie, zanim Kitty zd��y�a cokolwiek doda�. Wpatrywa� si� w ma�y aparat w swojej gar�ci, jakby ten m�g� mu jako� pom�c. Mo�e by tak do kogo� zatelefonowa� i spyta�, co ma robi�? Co powinien uczyni�? Wr�ci� do restauracji i pogada� z nieboszczykiem? Jak to mo�liwe, �e cz�owiek nie �yje i zara- zem siedzi tam, rozmawiaj�c z Coco? Czy Ettrich powinien wzi�� nogi za pas? Nie mia� ochoty ani na jedno, ani na dru- gie. Nie chcia� nawet patrze�, co si� dzieje przy stoliku, ale si� przem�g�. Bruno Mann znikn��. Coco siedzia�a sama - trzyma�a sw�j wysoki kieliszek czerwonego wina tu� przy ustach i rozgl�da- �a si� po sali. Wreszcie ich oczy si� spotka�y. U�miechn�a si� i zasygnalizowa�a gestem, aby wr�ci� do �rodka. Nieboszczyk sobie poszed�. Ale dok�d? Ettrich m�g� wr�ci� i zapyta� j�, o czym rozmawiali. B�dzie musia� jednak zachowa� ostro�- no��, gdy� Bruno m�g� czai� si� w pobli�u - a kto wie, co by si� sta�o, gdyby wr�ci�? Ettrich mia� wiele wad, lecz nie by� tch�rzem. �ciskaj�c w d�oni srebrny telefon kom�rkowy, jak- by trzyma� talizman przeciw z�ym duchom, nakaza� sobie otworzy� drzwi i wr�ci� do "Acumara". Po�rodku wszystkich stolik�w stercza�y zapalone �wieczki. Mia�y rzadko spotykany szarob��kitny odcie�, kt�ry pasowa� do obrus�w. Kiedy zajmowali miejsca, Coco oznajmi�a, �e bar- dzo chcia�aby mie� sukienk� w tym kolorze. Gdy Ettrich ma- szerowa� teraz przez sal�, jego spojrzenie przyku�a �wieczka na ich stoliku. P�omie� sta� w powietrzu prosto i nieruchomo. - Vincencie? Przez u�amek sekundy, kr�tk�, lecz przera�aj�c� chwil�, Ettrich by� pewien, �e to Bruno Mann wypowiedzia� jego imi�. Pytanie powt�rzy�o si�; g�os niew�tpliwie nale�a� do kobiety - do Coco. Poniewa� jego m�zg wpad� w pop�och, up�yn�o tro- ch� czasu, nim Ettrich wzi�� si� w gar�� i zebra� my�li. Coco zawo�a�a go po raz trzeci, tym razem natarczywiej. Jego imi� nie ko�czy�o si� ju� znakiem zapytania. On tymczasem ci�gle wpatrywa� si� w p�omie� �wiecy. Ni st�d, ni zow�d zda� sobie spraw�, �e nie spogl�da ju� na b��- kitn� �wieczk� w restauracji, ale na ��t�. ��t� �wiec� na 23 nocnym stoliku obok ��ka. Na kt�rym teraz le�a�. Czu� przy- ci�ni�t� pod sob� w�asn� r�k�. Le�a� na ��ku i patrzy� na nieruchomy p�omie� ��tej �wiecy. Wszystko to pojawi�o si� i skrystalizowa�o w jego umy�le r�wnocze�nie. Wyprostowa� si� z trudem i j�kn��. - Co? - odezwa�a si� za nim Coco. - Co si� sta�o? Wszystko w porz�dku? Byli w ��ku. Ujrzawszy swoje obna�one kolano, Ettrich u�wiadomi� sobie, �e jest nagi. Szok. Zrozumienie. Ulga - wszystkie te emocje przelecia�y przez niego niczym stado wzbijaj�cych si� do lotu ptak�w. Znajdowa� si� nie w restau- racji "Acumar", ale w sypialni Coco Hallis, i gapi� si� na jej ��t� �wiec�. Coco i jej �wieczki. Ani �ladu Brunona Manna. Najwyra�niej Ettrich zasn�� i wy�ni� sobie ca�y ten koszmar! Po�o�y�a mu r�k� na plecach i przesun�a j� wolno w d� kr�gos�upa. � Co� nie tak? Co si� z tob� dzieje? - W jej g�osie pobrzmie- wa�a delikatno�� i s�odycz. � Jezu, mia�em niesamowity sen. By� taki realny, widzia- �em ka�dy najdrobniejszy szczeg�. Nawet kolor �wieczek! - Potrz�sn�� g�ow� i energicznie potar� twarz d�o�mi, aby przy- wr�ci� kr��enie. R�ka Coco zsun�a si� i oderwa�a od jego plec�w. Coco ziew- n�a przeci�gle. Zez�o�ci� si�. Podczas gdy on dr�y jak osika, usi�uj�c otrz�sn�� si� z koszmaru, ona sobie ziewa. Wiedzia� jednak, �e to nieuczciwe. To on mia� sen, nie ona. Spr�bowa� odepchn�� od siebie rozdra�nienie. Chcia� si� obr�ci� i spoj- rze� na ni�, po�o�y� na niej d�o� i poczu� jej mi�kk�, zawsze ciep�� sk�r�. Stan�� z powrotem mocno na ziemi. Coco by�a pierwszorz�dn� kochank�. Jedyn� znan� mu kobiet�, kt�ra w momencie szczytowania �mia�a si� ekstatycznie jak dziec- ko. Po pierwszym razie zapyta�a nie�mia�o, czy mu to nie prze- szkadza. Nie, odpar�, bardzo mu si� podoba. Sk�d to pytanie? Wyja�ni�a, �e niekt�rzy m�czy�ni nie cierpieli jej �miechu, gdy� wbrew jej zapewnieniom s�dzili, �e �mieje si� z nich. Chcia� jej teraz dotkn�� i kocha� si� z ni�. Kiedy przewr�ci� si� w jej stron�, powiedzia�a co�, czego nie dos�ysza�. Le�a�a na brzuchu. Linia jej plec�w i wysoki, pe�ny ty�ek ukaza�y si� 24 w ca�ej okaza�o�ci. Nie wstydzi�a si� swego cia�a - twierdzi�a, �e lubi, jak Ettrich patrzy na jej nago��. G�ow� mia�a odwr�- con�, z rozpostartymi na boki r�koma wygl�da�a jak p�ywacz- ka unosz�ca si� na wodzie. Ettrich po�o�y� d�o� na jej ty�ku. Nie poruszy�a si�. Z rozkosz� powi�d� palcami po jej plecach, po wznosz�cej si� i opadaj�cej linii jej kr�g�o�ci. Mia�a ciep�� sk�r�. Bardzo to lubi� - sk�ra Coco zawsze by�a ciep�a. Jego r�ka przesun�a si� na obojczyk, a potem na szczup�y kark. Coco mia�a kr�tko przyci�te w�osy. Podni�s� je do g�ry, wspinaj�c si� na ty� g�owy. Raptem si� zatrzyma�. Na szyi Coco czernia�a jaka� plama. Zmru�y� oczy i usi�owa� zobaczy�, co to takiego, w migotliwym �wietle sypialni. Niewiele do- strzeg�. Nie przypomina� sobie, aby Coco mia�a na karku ja- ki� pieprzyk czy znami�. Przytrzyma� jej w�osy, wychyli� si� i przyjrza� z uwag�. By� to tatua�. Z ca�� pewno�ci� tatua�, poczernia�y w sk�- pym �wietle sypialni. Proste drukowane litery uk�ada�y si� w napis: BRUNO MANN. Na karku Coco Hallis widnia�o na- zwisko zmar�ego. Ettrich zerwa� si� jak oparzony. Bo te� tak w�a�nie si� czu�. - Co to? Co to jest? Zatrzyma� si� dopiero w po�owie sypialni. Wymierzy� oskar- �ycielski palec w swoj� pi�kn�, m�od� kochank�, kt�ra wci�� spoczywa�a bez ruchu. Pozostawa�a w tej samej martwej po- zycji. Na brzuchu, z odwr�con� g�ow� i rozpostartymi r�ko- ma. - Coco, sp�jrz na mnie, na mi�o�� bosk�! Co to znaczy? Co to za tatua�? Milcza�a, nadal si� nie poruszaj�c. Ettrich pomy�la� przez moment, �e umar�a. Zobaczy� jej niewiarygodny tatua� i to w jaki� spos�b j� zabi�o. Co za pokr�cony pomys�! Mia� ochot� podej�� i jej dotkn��. Chcia� te� jak najszybciej si� ubra� i wynie�� st�d do stu diab��w. - Coco! W ko�cu unios�a g�ow� i powoli si� obr�ci�a. Otworzy�a oczy i popatrzy�a na niego. - Co? - Co to za tatua�? Dlaczego go... 25 W odpowiedzi wybe�kota�a co�, czego nie zrozumia�. Za- brzmia�o to tak, jakby m�wi�a przez sen. - Co? Co powiedzia�a�? - Zbli�y� si� do niej o dwa kroki. Musia�. Musia� si� dowiedzie�, o co jej chodzi. Odezwa�a si� g�o�niej. By�a wyra�nie poirytowana. - Powiedzia�am, �e to tw�j sen. Wiesz, kim jest Bruno. - Po�o�y�a palec na karku i potar�a nim po tatua�u. Sam ten gest wystarczy�, by Ettrich ca�y si� zatrz�s�. - Ale po co... jak znalaz� si� na twojej szyi? Przedtem go tam nie by�o. Jestem pewny, �e jeszcze wczoraj go nie mia�a�. Coco podnios�a si� do pozycji siedz�cej i popatrzy�a na niego. - Zgadza si�. Zrobi�am go dzisiaj. B�g z wody, Vincencie. Pami�tasz ten fragment twojego snu? Kiedy o�wiadczy�e�, �e nie jeste� zbyt religijny? Zd�bia�. Ta kobieta wiedzia�a, co mu si� �ni�o! Si�gn�a do nocnego stolika i wzi�a paczk� marlboro light. Wy�uska�a papierosa i przypali�a go od p�omienia ��tej �wie- cy. �wiat�o w sypialni zape�ga�o, gdy ma�y p�omie� pow�dro- wa� ze stolika do jej r�ki i z powrotem na stolik. Zaci�gn�a si� mocno i, z odchylon� do ty�u g�ow�, wypu�ci�a pod sufit w�sk� smu�k� szarego dymu. - Usi�d�, Vincencie. Chod�, zapal ze mn�. Przecie� lubisz pali�. - Spojrza�a na niego i u�miechn�a si�. Ettrich podszed� pos�usznie i przycupn�� w k�cie u st�p ��- ka. C� innego m�g� zrobi�? Chcia� wyrzuci� z siebie wszyst- ko, lecz nic nie przychodzi�o mu do g�owy. - Chod� bli�ej. Chc� ci� dotkn��. - Skin�a na niego r�k� z papierosem. Pokr�ci� g�ow� i zamkn�� oczy. - Tu jest mi dobrze. Powoli po�o�y�a si� i utkwi�a wzrok w suficie. Wci�gn�wszy dym, pr�bowa�a pu�ci� k�ko, ale nieszczeg�lnie jej si� to uda�o. - Jak d�ugo si� znamy? By�a taka spokojna. �wiat Ettricha rozlecia� si� w�a�nie na kawa�ki, a ona pyta�a, od kiedy ze sob� chodz�. Chryste Panie. - P�tora miesi�ca, mo�e dwa. Nie wiem. Opowiedz mi o tatua�u, Coco. Prosz� ci�. 26 - Dobrze, ale najpierw uwa�nie mnie wys�uchaj, Vincencie, poniewa� to, co chc� ci powiedzie�, jest bardzo wa�ne. Zgo- da? - Jej wielkie oczy przesun�y si� wolno na niego. Wyraz jej twarzy domaga� si� pe�nej uwagi. Ettrich przytakn��. - �wietnie. Czy pami�tasz swoje �ycie z czas�w, zanim si� spotkali�my? Pytanie to wydawa�o si� tak dziwne i nie na miejscu, �e w pierwszej chwili Ettrich pomy�la�, �e si� przes�ysza�. - Czy pami�tam moje �ycie? Oczywi�cie, �e pami�tam. - W�ciek�o�� buchn�a mu w piersi jak miotacz ognia. Co to za bzdury? - Niby czemu mia�bym nie pami�ta� swego �ycia? - A zatem pami�tasz pobyt w szpitalu? Pami�tasz, jak d�u- go tam by�e� po chorobie? - Co? - Ettrich cieszy� si� zdrowiem konia poci�gowego. Nigdy na nic nie chorowa�. Raz do roku zim� �apa� �agodn� gryp�, kt�ra trwa�a zwykle trzy dni i przyprawia�a go o nie- szkodliwy katar. Czasem bra� aspiryn� na lekki b�l g�owy. I to wszystko - nawet z�by mia� zdrowe. Umawia� si� na wizyt� u dentysty tylko po to, aby je oczy�ci�. - W jakim szpitalu? Nigdy nie by�em w �adnym szpitalu! - Nie pami�tasz Tillmana Reevesa i Wielkiego Psa Michelle? - Jakiego znowu Wielkiego Psa? Co ty pleciesz? - Ledwie zada� to pytanie, w jego umys� powoli ws�czy� si� pewien ob- raz, niczym g�sty syrop wlewany do szklanki. W g�owie zama- jaczy�a mu zniszczona chorob� twarz czarnego m�czyzny, kt�ry �miej�c si�, patrzy� wprost na niego. Mia� szerokie, po- ��k�e z�by i zapadni�te policzki i oczodo�y. Ajednak si� �mia�. Za nim wyros�a OGROMNA czarna kobieta w stroju piel�- gniarki. Na jej piersi widnia�a czerwona tabliczka: Michelle Maslow, piel�gniarka dypl. Ona r�wnie� si� u�miecha�a, ale szorstko, jakby na przek�r sobie. Jak dyrektorka szko�y, kt�- ra przy�apa�a dw�ch niesfornych uczni�w. Jej tusza i ol�nie- waj�ca biel jej stroju kontrastowa�y silnie z le��cym przed ni� w ��ku pokurczonym cz�owieczkiem. O ile siostra emano- wa�a si�� i dobrym zdrowiem, o tyle pacjent wydawa� si� ra- czej martwy ni� �ywy. Siostra Maslow podpar�a si� pod swoje ob�e boki i oznajmi- �a wszem i wobec: 27 - Ju� ja wiem, �e to pan wymy�li� mi ten wredny przy- domek, profesorze. Pan Vincent Ettrich to d�entelmen. Nie jest tak� niewdzi�czn� mysz�, jak niejaki profesor Tillman Reeves. - Mia�a wspania�y, stentorowy g�os, kt�rym mog�aby podbi� wszech�wiat. Le��cy w ��ku m�czyzna warkn��, ani na moment nie odrywaj�c swoich weso�ych, lecz naznaczonych chorob� oczu od Ettricha. - Hau. Hau. Wielki Pies w swojej budzie. Piel�gniarka przybra�a zrozpaczon� min� i zrobi�a "pst- pst". - Tylko tak dalej, a doigra si� pan. Ma�a, piskliwa myszka. Niech pan we�mie przyk�ad z pa�skiego sympatycznego kole- gi. To, �e jest pan chory, profesorze, nie znaczy, �e mo�e by� pan niegrzeczny dla swojej piel�gniarki. U�miech Reevesa rozszerzy� si�. Zwr�ci� si� do niej znad swego chudego ramienia. - To, �e nazywam pani� Wielkim Psem Michelle, nie zna- czy, �e nie darz� pani szacunkiem, siostro Maslow. Au contra- ire. Przed�miertne spotkanie z Cerberem to jedno z najwspa- nialszych do�wiadcze� w moim �yciu. Szkoda tylko, �e nie wiedzia�em wcze�niej, �e jest pani osobnikiem p�ci �e�skiej. W Teogonii Hezjod powiada, �e Cerber ma pi��dziesi�t g��w, jednak�e maj�c zaszczyt obcowa� z pani� od kilku tygodni, wiem, i� jedna g�owa w zupe�no�ci pani wystarcza, madame. Kobieta skrzy�owa�a r�ce. - Pi��dziesi�t g��w, m�wi pan? Co� panu powiem. Spraw- dzi�am tego pa�skiego Cerbera. Rzeczywi�cie. Je�li jestem psem strzeg�cym bram piek�a, to lepiej niech si� pan ma na baczno�ci, bo mam z�by ostre jak brzytwa! - Hau! Pochyli�a si�, jak gdyby zamierza�a mu odpowiedzie�. Na jej twarzy rozla� si� wielki u�miech. Obserwuj�cy j� Ettrich u�wiadomi� sobie, �e wcale nie jest gruba, tylko pot�nie umi�- niona. By� przekonany, �e zdo�a�aby podnie�� ich obu bez wi�kszego wysi�ku. I wtedy namiot si� zapad�. Takie wra�enie odni�s� Vincent Ettrich w chwili, gdy zacz�� umiera�. Ca�a jego istota przypo- mina�a wielki cyrkowy namiot, w kt�rym kto� nagle usun�� 28 podtrzymuj�ce go �erdzie. Gdy Michelle Maslow i Tillman Reeves rykn�li �miechem, jego �ycie si� zawali�o. Sta�o si� to tak szybko, �e nawet nie zd��y� si� przestraszy�. Straci� od- dech. Raptem ca�e cia�o odm�wi�o mu pos�usze�stwa - usta, gard�o, p�uca. W ci�gu jednej sekundy przesta� funkcjonowa�. Nie westchn��, nie j�kn�� ani nawet si� nie zakrztusi�; dr��ca r�ka nie wysun�a si� po pomoc. Sko�czy� si�. �ycie opu�ci�o go na moment przedtem, nim uzmys�owi� sobie, �e umiera. Zmar�, patrz�c na dwoje mi�ych, roze�mianych ludzi. Oczywi�cie otoczy�a go czer�. Oczywi�cie nasta�a komplet- na pustka. By�a jednak fizyczna, namacalna. Mia� takie uczu- cie, jakby sta� w wielkiej, ciemnej szafie. Mia� uczucie. Ot� to: Ettrich czu�, cho� by� martwy. Zaledwie uprzytomni� sobie t� zdumiewaj�c� my�l, gdy o�lepi�o go jasne �wiat�o, jakby przed oczami zapalono mu �ar�wk�. - Gratuluj�, Vincencie. Najwy�szy czas, �eby� przejrza� na oczy. Oto ma�y prezent dla ciebie. Mam nadziej�, �e nie ostatni. W dalszym ci�gu razi�o go �wiat�o, kiedy poczu�, �e jaki� przedmiot wsuwa mu si� w d�o�. D�o�. Mia� r�k�. M�g� doty- ka�. By� w stanie czu�. Poma�u spojrza� w d� i zobaczy�, a raczej poczu� to, co trzyma�: niewielki prostok�t. Kawa�ek papieru, fotografia. Stopniowo powraca�a mu zdolno�� widze- nia, tak i� m�g� rozpozna� �w obrazek. Gdy to uczyni�, g�owa odskoczy�a mu do ty�u, jakby pow�cha� amoniak. Zaj�cie po- kazywa�o bowiem ludzi, kt�rych Ettrich widzia� w chwili �mierci: Tillmana Reevesa i Wielkiego Psa Michelle. Patrzyli na niego i �miali si�. Oderwa� wzrok od fotografii i u�wiadomi� sobie, �e zn�w znajduje si� w sypialni Coco, �e ci�gle nagi siedzi w rogu jej ��ka. - Nareszcie! Ju� zaczyna�am traci� nadziej�. - Westchn�a obcesowo i podnios�a si� z pos�ania. Nie patrz�c na niego, po- cz�apa�a po pod�odze i wysz�a z sypialni. Chwil� p�niej Et- trich us�ysza�, jak oddaje mocz w �azience obok. Rozleg� si� odg�os spuszczanej wody i kr�tki syk wody w umywalce. Wr�- 29 ci�a do sypialni i zatrzyma�a si�. Spojrza�a na niego z nieskry- wanym rozbawieniem. - Umar�em? - wykrztusi�. S�owo nie chcia�o mu przej�� przez gard�o. - Owszem, Vincencie. Umar�e�. - Jestem martwy? - Nie, by�e� martwy. Teraz �yjesz ponownie. Rozejrzyj si�. Wszystko po staremu. Twoje �ycie toczy si� dalej. Kr�ci� g�ow�. Na razie nie potrafi� tego ogarn��. - Ale dlaczego? Dlaczego wr�ci�em do �ycia? Czemu nie pa- mi�tam, jak umiera�em? - zapyta� s�abo. Jego g�os zdawa� si� nap�ywa� z daleka, cho� przecie� wydobywa� si� z niego. Na- wet g�os go ju� zdradza�. W jednej chwili �wiat sta� si� obcy i bezsensowny. Stoj�ca o trzy kroki od niego Coco zdj�a r�ce z bioder i wzruszy�a nimi, jakby m�wi�a "nie mam poj�cia". - Wi�c kim ty jeste�? Przynajmniej to mi powiedz. Jej g�owa zata�czy�a mi�dzy lewym a prawym ramieniem - ma�y, g�upawy gest. - Jestem Coco, figowa dziewczynka. - B�agam, nie �artuj. Kim jeste�? - Twoj� kochank�. Twoim skarbem. Map�, na kt�rej X ozna- cza ukryty skarb. Zreszt� widzia�e�. - Dotkn�a karku w miej- scu, gdzie by�o wytatuowane nazwisko Brunona Manna. - Jestem po to, aby� wytrwa�. Jestem twoim anio�em str�em. - Za�piewa�a tytu�owe s�owa piosenki Someone to Watch Over Me, - Jestem tym wszystkim i niczym. Mam ci pom�c odna- le�� drog�, Vincencie. - Po czym doda�a cichym, srebrzystym g�osem: - Moment, w kt�rym tamtego dnia zobaczy�e� mnie w sklepie, by� momentem twojego odrodzenia. Dlatego zapy- ta�am ci� wcze�niej, czy pami�tasz swoje �ycie sprzed nasze- go spotkania. Jej odpowied� by�a zbyt niewyobra�alna, niezno�na i upior- na, aby przyj�� j� do wiadomo�ci. Ettrichowi zebra�o si� na wymioty. Ukry� twarz w d�oniach i spr�bowa� zagoni� szale�- stwo z powrotem za ogrodzenie. - Nie �yj�? Umar�em i wr�ci�em do �ycia, tego samego �ycia? - M�wi� w zasadzie do siebie. Czu� potrzeb� wypowie- 30 dzenia tego g�o�no, by us�ysze�, jak to zabrzmi. Podrzuci� g�o- w� i krzykn�� do tej kobiety i do Boga: - Wi�c czemu nie pami�tam?! Czemu nie pami�tam umierania? Ani �mierci? Jak mo�na nie pami�ta� czego� takiego? Coco ugi�a nogi jak �apacz przygotowuj�cy si� przed na- st�pnym rzutem miotacza. - W szpitalu le�a�e� miesi�c z rakiem w�troby. Pod koniec przenie�li ci� do sali, gdzie le�a�, tak�e �miertelnie chory, Till- man Reeves. Nazywa� siebie Tillman Umarlak. Opiekowa�a si� wami Wielki Pies. - Ale ja nic z tego nie pami�tam! - wrzasn�� Ettrich. - Nic! Zero! Jak to mo�liwe? - Przemkn�o mu przez g�ow�, �e zaraz zwariuje. - A przecie� pami�tam tamten dzie�. Pami�tam, co robi�em, zanim ci� zobaczy�em. Pami�tam, jak rano si� ubie- ra�em... Pokr�ci�a przecz�co g�ow�. - Nie, sk�adasz sobie to wszystko z �ycia, kt�re kiedy� zna- �e�. Stare, dobre czasy, Vincencie. Niezliczone wtorki, pi�tki, urlopy i deszczowe dni, kiedy twoje serce jeszcze bi�o. Gdy by�e� pewien, �e tw�j czas nigdy si� nie wyczerpie. Teraz na- tomiast jeste� przera�ony, wi�c po prostu wsuwasz g�ow� do worka i wyci�gasz stamt�d stare wspomnienia. W pami�� zapad�y mu s�owa "kiedy twoje serce jeszcze bi�o". Ju� mia� jej kaza� dowie��, �e m�wi prawd�. Zamierza� skrzy- �owa� r�ce, wysun�� podbr�dek i prychn��: "Udowodnij!" Lecz Coco uprzedzi�a go, m�wi�c "kiedy twoje serce jeszcze bi�o". Czas przesz�y. Jego lewa r�ka le�a�a na kolanie. Powoli j� obr�ci�. Po�o�y� dwa palce prawej d�oni na lewym nadgarstku i spr�bowa� wyczu� t�tno. Zrobi� to, nim sko�czy�a m�wi�, maj�c nadziej�, �e tego nie zauwa�y. Nie mia� t�tna. Przycisn�� mocniej palce, szuka�. Nic z tego. Przy�o�y� palce do gard�a i ponownie sprawdzi� puls. Nic. "Kie- dy twoje serce jeszcze bi�o". Serce Vincenta Ettricha przesta�o bi�. Zacz�� dr�e�. Dygota� jak w ostatnim stadium �miertelnej choroby. Szcz�ka� z�bami, czuj�c, �e zalewa go fala szale�- stwa. Ledwie trzyma� si� ostatniego szcz�tka wraka, kt�ry 31 jeszcze przed godzin� by� Vincentem Ettrichem - szcz�liwym biznesmenem, wytrawnym flirciarzem, przyzwoitym ojcem i okazjonalnym wegetarianinem. Z twarz� ukryt� w d�oniach, zamkni�tymi oczami i �okcia- mi na kolanach, Ettrich zacz�� si� kiwa� to w prz�d, to w ty�. Nie wiedzia�, �e wydaje z siebie d�wi�k - co� w rodzaju kwile- nia lub mruczenia. Prawie nieludzki odg�os, kt�ry narodzi� si� w jego trzewiach i wzlecia� do ust, by w ko�cu wyj�� na �wiat. Strach, �al i rozpacz zamienione w szum. Nawet Coco wzdrygn�a si� na d�wi�k tego dziwacznego, przejmuj�cego mruczanda. - Vincent. Zlekcewa�y� j� i zawodzi� dalej. Z ukryt� twarz�, kiwa� si� jak dziko rozmodlony �yd. - Przesta� marnowa� czas. Pos�uchaj mnie! Nie przesta�. Pieprzy� j�! Marnowa� czas? Dopiero co do- sta� kosmiczn� lewatyw�, a ona ka�e mu siebie s�ucha�. Rozleg�y si� westchnienia, gwizdy, �miech i uliczny ha�as. Tak g�o�ne i bliskie, �e nie m�g� nie sprawdzi�, co si� dzieje. Gdy tylko otworzy� oczy, min�a go ��ta taks�wka, chlusz- cz�c w niego lepk� brej� z ka�u�y. Zerwa� si� na r�wne nogi. Siedzia� na kraw�niku tu� obok przewalaj�cych si� z hukiem pojazd�w. Ci�gle by� nagi. I osaczony teraz przez dobrze zna- ny koszmar - kiedy nam si� �ni, �e stoimy golute�cy po�rod- ku jakiej� ulicy w centrum miasta. Otaczaj�cy nas ludzie s� oczywi�cie ubrani i wytrzeszczaj� oczy. Bez w�tpienia ludzie wyba�uszali oczy na Ettricha. Gapili si�, wytykali go palcami, pohukiwali. Stoj�ca o kilka st�p da- lej Coco Hallis przeszywa�a go w�ciek�ym wzrokiem, tyle �e sama te� by�a naga. Mimo wszystko, co niedawno zasz�o i cze- go si� dowiedzia�, Ettrich zakry� wstydliwie swoje przyrodze- nie r�kami. T�um jeszcze bardziej si� rozjazgota�. Przystojny zbir w br�zowej sk�rzanej kurtce podszed� do Coco i przyjrza� jej si� z uznaniem od st�p do g��w. - Cze��, ma�a - odezwa� si�. - Kupuj� wszystko, co masz na sprzeda�. Ignoruj�c go, Coco zwr�ci�a si� do Ettricha: - Czy teraz b�dziesz uwa�a�? 32 - Ej, ma�a! Zachowuj si�. M�wi� do ciebie. Coco obr�ci�a si� wolno do faceta i powiedzia�a na tyle g�o- �no, by j� us�ysza�: - A teraz ja m�wi� do ciebie, Bernie. Zrobi�e� dzieci dw�m kobietom, ale si� ich wypar�e�. Nawet nie raczy�e� ich zoba- czy�. Nie poszed�e� na pogrzeb w�asnej matki, a kobieta, z kt�- r� ostatnio sypiasz, Emily Galvin, puszcza si� z innym face- tem, kiedy jeste� w trasie. Chcesz pozna� wi�cej szczeg��w? Bernie wywali� oczy jak z�apany w pu�apk� szczur. W��czy� wsteczny bieg i oddali� si� od Coco. - Mo�emy ju� i��, Vincencie? Troch� przemarz�am. - Wyko- na�a kolisty ruch r�k�, zagarniaj�c ca�e miasto i g�stniej�cy z ka�d� chwil� t�um, kt�ry zgromadzi� si� jakby tylko po to, aby si� na nich gapi�. - Tak! Zabierz nas st�d. Nim doko�czy�, znale�li si� z powrotem w sypialni. By�o ciemno i ciep�o, powietrze pachnia�o jeszcze �wie�ym seksem sprzed kilku minut. - No, i co ja mam robi�, Coco? Czego ode mnie chcesz? Obserwowa�a go bez s�owa. Jej milczenie by�o z�owr�bne - zw�aszcza po tym, co przed chwil� zrobi�a - ale Ettrich nie czu� si� zagro�ony. Wiedzia�, �e Coco czeka, a� sam si� po�a- pie, co dalej. Bezradny jeszcze raz spr�bowa� wymaca� t�tno; nie m�g� si� pogodzi� z faktem, �e nie mia� pod sk�r� nic, co mog�oby mu wystawi� �wiadectwo �ycia. Przypomnia� sobie, jakie to uczucie mie� t�tno. Jak mocno pulsowa�o mu w gardle, kiedy denerwowa� si� podczas nego- cjacji albo gdy zbli�a� si� do kobiety. Ilekro� k�ad� si� do ��ka na lewy bok, czu� owo g�uche, podw�jne b�bnienie, kt�re za- wsze wywo�ywa�o w nim nieokre�lony niepok�j. Wiemy, �e mamy serce, wiemy, �e kr��y w nas krew. Jed- nak miarowe "bam- bum" naszego t�tna przypomina nam, �e jeste�my tylko pracuj�cymi maszynami i �e nasz mechanizm ma�o ma pierwiastk�w boskich czy nie�miertelnych. Czuj�c pod palcami milcz�cy nadgarstek, Ettrich na d�u�- szy czas zatopi� w nim wzrok, jakby usi�owa� co� sobie przypo- mnie�. Potem wzi�� bardzo g��boki oddech i wypuszczaj�c wolno powietrze, westchn��: 33 - O raju- aju- aju... Jego my�li zaprz�tn�� Bruno Mann. Po chwili Ettrich spoj- rza� na Coco i wyrzek� g�o�no jego nazwisko. Wprawdzie Coco pozosta�a niewzruszona, by�o wida� jednak, �e oczekuje od niego dalszego ci�gu. - Je�li Bruno nie �yje, a ja go widzia�em, to znaczy, �e jest w takim samym po�o�eniu jak ja. Poza tym rozmawia�a� z nim w restauracji. M�wi�a�, �e wr�ci�em do �ycia z chwil�, gdy ci� zobaczy�em. - Jedna ze �wiec na nocnym stoliku za- skwiercza�a. Ettrich zerkn�� w t� stron� i obliza� usta, pod- czas gdy jego umys� z�apa� oddech i ruszy� ku nast�pnej my- �li. - Prawdopodobnie dzieje si� tak ze wszystkimi: spo- tykasz ich w chwili powrotu do �ycia. - Teraz m�wi� ju� wy- ��cznie do siebie. Coco by�a tam, lecz nie liczy�a si� tak bardzo jak jego rozumowanie. - Musz� odnale�� Brunona i pogada� z nim na ten temat. - Zetkn�� palce wskazuj�ce obu r�k. Jego sytuacja zaczyna�a si� klarowa�; wy�ania� si� plan dzia�ania. - Ma si� rozumie�, ty nie pi�niesz ani s�owa wi�cej. Musz� go zatem odszuka� i wymieni� si� informacjami. To ju� jaki� plan. Chyba brzmi sensownie, co? Uni�s� spojrzenie znad palc�w, ale Coco zd��y�a si� oddali�. Przypomnia� sobie, �e m�wi�a, i� jest jej zimno. Uzna�, �e wy- sz�a narzuci� na siebie co� ciep�ego. Siedzia� i planowa� kolejne kroki. Jego samopoczucie nieco si� poprawi�o, cho� ci�gle nie by�o dobre. Jako pragmatyk, Ettrich najch�tniej zada�by Coco par� konkretnych pyta�, lecz by� pewien, �e mu nie odpowie. B�dzie musia� upora� si� z t� �amig��wk� na w�asn� r�k�. Zanim jednak cokolwiek zrobi, musi ustali� jedn� rzecz, i tylko Coco mo�e mu w tym pom�c. Nie m�g� kontynuowa� plan�w, dop�ki Coco nie udzieli mu takiej czy innej odpowie- dzi. Nagle zniecierpliwiony wsta� i poszed� jej szuka�. Kimkolwiek by�a, anio�em str�em czy wyszczerzon� kostu- ch�, Coco mieszka�a w dosy� n�dznym lokum. Sypialnia, po- k�j dzienny, s�u��cy te� za jadalni�, kuchnia i �azienka, krop- ka. Ettrich potrzebowa� nieca�ych dw�ch minut, aby obej�� mieszkanie i stwierdzi�, �e znikn�a. Prawie si� nie zdziwi�. M�g� tylko wzruszy� ramionami. Co to znaczy�o? Czy przepa- d�a na dobre czy jedynie ulotni�a si� na jaki� czas? 34 W pokoju dziennym pod oknem tkwi�a bia�a kanapa. Przed ni� sta� okr�g�y szklany st�. Ettrich spostrzeg� dwa le��ce na blacie przedmioty, kt�rych z pewno�ci� wcze�niej tam nie by�o. Coco nie lubi�a ba�aganu na stole. Sama mu o tym powiedzia- �a. Podszed�szy bli�ej, Ettrich zobaczy�, �e to dwa zdj�cia. Na jednym, kt�re ju� widzia�, byli �miej�cy si� Wielki Pies Mi- chelle i Tillman Reeves. Drugie ukazywa�o zbli�enie szyi Coco z tatua�em "Bruno Mann". Trzyma� fotografie w d�oniach i zezowa� od jednej do dru- giej. Wytatuowany kark i dwoje rozbawionych Murzyn�w. Obrazki te niewiele mu m�wi�y, wiedzia� jednak, �e stanowi� jego nowy pocz�tek. Kiedy maszerowa� z powrotem do sypial- ni, aby si� ubra�, przysz�o mu na my�l, �e je�li nie zdo�a odna- le�� Brunona Manna, to nast�pn� osob�, za kt�r� si� rozejrzy, b�dzie Michelle Maslow. Wielkie, g��bokie "mo�e" Vincent wr�ci� do mieszkania i popatrzy� na sw�j dobytek, przekrzywiaj�c g�ow� jak pies, kt�ry s�yszy graj�c� harmonij- k�. Kiedy usiad� za biurkiem, jego wzrok pad� na przyklejon� do lampy karteczk�, na kt�rej widnia�a zapisana my�l: "Nie- kt�re kobiety s� po to, by je wielbi�, inne - �eby je bzyka�. Problem m�czyzn polega na tym, �e ci�gle myl� pierwsze z drugimi". Ludzi okre�la wykonywana praca albo szkody, jakie powo- duj�, posiadane dzieci lub spadek, kt�ry zostawiaj�, spos�b widzenia �wiata lub oszukiwania go, by postrzega� ich inny- mi, ni� s� naprawd�. Vincent Ettrich nie obrazi�by si�, gdyby kto� stwierdzi�, �e jego okre�la�y kobiety, kt�re pozna� - i cza- sem pokocha� - w swoim �yciu. Chocia� by� martwy, a raczej umar� i z jakiego� powodu wr�ci� do �ycia, patrz�c na �w cy- tat, pomy�la�, �e nic si� jednak nie zmieni�o. Mam identyczne zdanie o kobietach. Mam identyczne zdanie o �yciu. Je�li za- chorowa�em i umar�em, ale nic nie pami�tam, to co z tego wynika? Czego si� nauczy�em? Dzi� zale�y mi na tym samym co wczoraj - na ciekawej pracy, paru dolarach w kieszeni i na kilku kobietach, w kt�rych towarzystwie dobrze si� czuj�. Co z tego, �e Ettrich nie mia� t�tna i �e dowiedzia� si� o sobie czego� niewiarygodnego, skoro nie m�g� zmieni� ani jednego, ani drugiego? Przypomnia� sobie artyku�, kt�ry kiedy� czyta�, na temat reinkarnacji. Pewnego eksperta w tej dziedzinie zapytano, dlaczego, je�li reinkarnacja naprawd� istnieje, nie pami�ta- my tego, co si� sta�o w naszych poprzednich �ywotach? Cel- no�� odpowiedzi eksperta sprawi�a, �e Ettrich si� roze�mia�. "Ja nie pami�tam nawet, co jad�em na obiad dwa dni temu. 36 Jakim cudem mam sobie przypomnie�, jak si� �y�o w staro- �ytnym Egipcie?" Na my�l o ripo�cie Ettrich u�miechn�� si� leciutko i powi�d� spojrzeniem po biurku. Zobaczy� stary list od Isabelle z Austrii i wyci�gn�� po niego r�k�, gdy jego uwag� przyku�o migaj�ce �wiate�ko automatycznej sekretarki. Kto� dzwoni� pod jeg