3290
Szczegóły |
Tytuł |
3290 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3290 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3290 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3290 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ALCHEMIA Twoich marze�ALCHEMIA TWOICH MARZE�
Andrzej Brodziak
Spis tre�ci
* WYJA�NIENIA DLA KOGO NAPISANO T� KSI��K�
I. CZ�OWIEK, KT�REGO KOCHAM PORZUCI� MNIE ...
... pierwsza pomoc psychologiczna
... przeczytaj na "wszelki wypadek"
Pr�ba zdefiniowania fenomenu mi�o�ci
Zastrze�enia do definicji.
A teraz ! Czy Tw�j by�y partner wykazywa� cechy wyliczone w opisie fenomenu.
Niekompletne formy mi�o�ci
Mieszanina mi�o�ci i nienawi�ci
Formy mi�o�ci wg Stenberga
Rozw�j femomenu
Czy jest szansa na odzyskanie partnera?
Demonta� g�odu
Szczero�� rozm�w
(1) Opowiadanie: "O li�ciu"
Nowa znajomo��
II. JE�LI INTERESUJE CI� TEORIA JAK ROZPOZNA� W�A�CIWEGO
DLA SIEBIE PARTNERA CZYTAJ TEN SAM TEKST
... wyja�nienia jak czyta� tekst "na wspak".
III. ENNEAGRAM - NOWY MODEL OSOBOWO�CI
... teoria wydarta z brzucha historii po to aby umo�liwi� odgadni�cie kto
jest kim
IV. W CO GRAJ� LUDZIE
... czyli o tym co robi� ludzie, je�li niezdolni s� do prze�ywania
intymno�ci i seksu
... lub o tym jak Eric Berne zdo�a� uzupe�ni� Zygmunta Freud'a w wyja�nianiu
przyczyn "upodobania do nieszcz�cia"
Przyk�ad gry �yciowej: "ALKOHOLIK"
Przyk�ad gry ma��e�skiej: "OZI�B�A KOBIETA"
Przyk�ad gry seksualnej: "GWA�T"
A wi�c jakie s� Twoje ulubione gry ?
V. PI�� KR�G�W WTAJEMNICZENIA DO SPRAW DAMSKO-M�SKICH
... czyli przewodnik do 15-tu najwa�niejszych powie�ci, kt�re mog� zast�pi�
Ci czytanie nudnych wywod�w zawartych w rozdziale I-IV.
** PE�NA LISTA WSPOMNIANYCH W TEK�CIE POZYCJI LITERATUROWYCH, WG KOLEJNO�CI ICH
WYMIENIANIA
* WYJA�NIENIA DLA KOGO NAPISNO T� KSI��K�
Ksi��ka ta nie jest powie�ci�. Jest to narz�dzie, kt�rym mo�esz si� pos�u�y� w
kilku okoliczno�ciach, kiedy czujesz, �e "co� jest nie tak". Nie jest to
poradnik napisany przez psychologa. Chc� przekaza� Ci tutaj wiedz� nabyt� przez
ludzi stosunkowo niedawno, wiedz� pochodz�c� raczej z literatury pi�knej, prac z
zakresu neurofizjologii oraz rozm�w z moimi pacjentami, dotycz�cych fenomen�w
mi�o�ci, nienawi�ci, celu ludzkiej egzystencji, mo�no�ci osi�gania szcz�cia i
upodobania do nieszcz�cia (* 1- 84).
Je�li tekst ten "dodaje si�", to nie przez podawanie gotowych recept, ale przez
pr�b� uchwycenia istoty takiego s t a n u d u c h a, kiedy to ludzie czuj� si� s
z c z � � l i w i i odwrotnie takiego stanu ducha, kiedy wpadaj� w r o z p a c
z. Pisz�c ten tekst nie mia�em �adnych intencji, nie jestem psychologiem, nie
jestem filozofem, nie jest moralist�, jestem tylko lekarzem, wi�c mog� by�
neutralny wobec uznanych, obowi�zuj�cych lub modnych szk� i kierunk�w tych
dziedzin.
Jak Pa�stwo wiecie lekarz wys�uchuj�c pacjenta powinien wstrzyma� si� od ocen
moralnych tego co pacjent zrobi�, tego jak si� zachowywa�, a nawet je�li robi�
rzeczy fatalne powinien on stan�� po jego stronie, w opozycji wobec
moralizator�w, rozmaitych system�w karania i powinien broni� jego racji
prawnych.
Tekst ten b�dzie wi�c s z o k o w a � wielu czytelnik�w. Prosz� zwr�ci� jednak
uwag�, �e poszczeg�lne rozdzia�y s� kierowane do ludzi, kt�rzy znale�li si� w
dramatycznych okoliczno�ciach. Rozdzia� I, wypowiedziany ustami
dwudziesto-kilkuletniej dziewczyny kierujemy do os�b, kt�re przez zaw�d mi�osny
s� doprowadzone do takiej rozpaczy, �e s� o krok od targni�cia si� na swoje
�ycie.
Rozdzia� II proponuje, aby tre�� poprzedniego rozdzia�u "przeczyta� na wszelki
wypadek", "na zapas" i co wa�niejsze, nawet w warunkach "spokoju", pos�u�y� si�
jego przes�aniem jako teori�, kt�ra mo�e u�atwi� rozpoznanie: "m�czyzny, kt�ry
jest dla Ciebie" lub "kobiety, kt�r� szuka�e� ca�e �ycie".
Gdzie� indziej twierdz�, �e nie spos�b jest czu� si� dobrze je�li jest si�
g��boko przekonanym, �e "ludzka egzystencja jest bez sensu". Mimo, i� ma�o kto o
tym m�wi i ma�o kto formu�uje to pytanie na g�os, lub "otwartym tekstem", lecz
wiem, �e wielu ludzi bezustannie pyta samego siebie lub pr�buje znale�� gdzie�
odpowied� na pytanie: "jaka jest moja funkcja ?" lub innymi s�owy "po co ja �yj�
na tym �wiecie?". Pr�b� sformu�owania odpowiedzi stanowi moja poprzednia
publikacja pt. "Funkcja Ewy" (*1), kt�ra odwo�uje si� cz�sto do jeszcze
wcze�niejszej ksi��ki pt. "Jeste� nie�miertelny ... (* 17).
Powody odbierania przez wiele miesi�cy, przez ca�e lata lub nawet przez
wi�kszo�� �ycia wra�enia, �e "co� jest nie tak!" do niedawna nie mog�o by�
prosto i jasno wyt�umaczone osobom w sta- nie frustracji, d�ugotrwa�ej "handry",
a nawet przewlek�ej depresji. Sam czu�em si� przez lata bezradny w pr�bach
zrozumienia tego co si� wok� mnie dzieje. Nic dziwnego. Nasza cywilizacja,
nasza kultura poj�a to stosunkowo niedawno. Przez ostatnie �wier� wieku
napisano na ten temat ju� wiele. Postanowi�em wyt�umaczy� to Pa�stwu przez
odwo�anie si� do dw�ch ksi��ek fachowych: [ "W co graj� ludzie" (* 4) - Rozdzia�
IV, "Enneagram" (* 37) - Rozdzia� III ] oraz polecenie 15-tu specjalnie
dobranych powie�ci.
Wielu czytelnik�w zadaje sobie zapewne w tej chwili pytanie: Ale jaka to "wiedza
zdobyta przez ludzi stosunkowo niedawno" le�y u podstaw tej ksi��ki ?
Odpowiedzi� jest oczywi�cie ca�o�� tego tekstu. Ale, je�li na wst�pie mia�bym
powiedzie� to bardzo kr�tko, przy pomocy kilku hase�, to spr�bowa�bym
wypowiedzie� to w spos�b nast�puj�cy :
[ Ludzie dopiero niedawno odkryli, �e obowi�zkowe smutne wype�nianie obowi�zk�w,
ci�ka, mozolna praca, �ycie wed�ug planu wytyczonego i si�gaj�cego niejako "do
ko�ca �ycia" jest p o s t a w � niekorzystn�. Praca mo�e by�
fascynuj�ca, a �wiat mo�e by� postrzegany jako wspania�y. Wielu ludzi poj�o
ju�, �e ka�dy z nas jest potrzebny, �e ka�dy z nas ma jak�� funkcj�, kt�ra
jest wa�na, �e cz�owiek "sk�ada si� g��wnie z m a r z e �", �e marzenia to
nie program ideologiczny i mo�na je w ci�gu nast�pnej nocy zmodyfikowa�, �e
snucie plan�w, marze�, ciekawo�� �wiata i jutra dost�pna jest tylko dla
os�b, kt�re potrafi� kocha�, �e jest j u � z r o z u m i a � e c o t o z n a
c z y k o c h a � i b y � k o c h a n y m, �e zamiast m�wi� samemu,
ciekawiej jest po�wi�ci� wi�kszo�� czasu na s�uchanie innych i zadawanie im
pyta�, dociekanie "co w nich siedzi", �e z pogod� ducha, spokojem nale�y
patrze� na "nag�e zmiany", "katastrofy", "pojawiaj�ce si� nagle nowe idee",
�e co najwy�ej pomo�e to w m y � l e n i u w � a s n y m, modyfikacji plan�w
lub w sformu�owaniu nowych m a r z e �, �e wa�ne jest, aby przyj�� do
wiadomo�ci, �e ka�dy ma swoj� s�abo�� i nie ma ludzi idealnych, a nawet, �e
niedobrze gdyby tacy byli, gdy� chcieliby wtedy odebra� nam prawo do naszych
w�asnych zapatrywa�, �e pomocne jest u�wiadomienie sobie swoich inklinacji
(czyli tak jak to wcze�niej ujmowano swoich wad) po to, aby "nie
przesadza�", �e niezmiernie wa�ne jest, aby n i e m y � l e � o s o b i e �
l e, odwrotnie, �e niezmiernie wa�ne jest, aby u�wiadomi� sobie, �e niekt�re
z swoich w�asnych cech s� szczeg�lne, oryginalne, niepowtarzalne i
warto�ciowe dla innych.
Najwa�niejsz� jednak spraw�, kt�ra zaczyna �wita� w umys�ach ludzi teraz,
czyli pod koniec XX-wieku i kt�ra zapewne stanie si� bana�em w po�owie XXI
wieku jest nag�e odkrycie, �e "k i e r u j e n a m i p r z y s z � o � �".
Zdanie to, i� kieruje nami rodzaj opaczno�ci, kt�ra nie jest wszechmog�ca,
lecz jest jedynie �a�cuchem coraz to bardziej rozwini�tych cywilizacji
(inteligentnych kultur) le��cych w odleg�ej p r z y s z � o � c i jest, jak
s�dz� tak kontrowersyjne, �e nie jestem w stanie uzasadni� je sam.
Postanowi�em wi�c podbudowa� t� tez� przez przytoczenie kr�tkich cytat�w
zaczerpni�tych z kilku ksi��ek. Prosz� czytaj je uwa�nie i prosz� nie
obra�aj si� wy��cznie na mnie, ale i tak�e na autor�w powie�ci i rozpraw
cytowanych w tek�cie tej ksi��ki ! ]
No wi�c zacznijmy studiowanie pierwszej partii cytat�w, kt�re umie�ci�em na
wst�pie. W nast�pnych rozdzia�ach jest ich tak�e wiele. Je�li co� wyda Ci si�
niejasne si�gnij do tekst�w �r�d�owych. Nawiasem m�wi�c, zwiedzanie pustawych
zazwyczaj czytelni, bibliotek uniwersyteckich, dost�pnych przecie� dla
wszystkich jest wspania�ym zaj�ciem. Poznasz tam wiele ciekawych os�b. Ale do
rzeczy, przeczytaj i pomy�l !
"Tajemnica jest kurtyn� zas�aniaj�c� przed nami przysz�o��. Tajemnica towarzyszy
wszelkiej refleksji nad sensem �ycia i nad sensem istnienia w og�le".
Grzegorz Bia�kowski(* 53)
"Sobota chyli�a si� ku wieczorowi, przechadza� si� sam po Zurychu i wdycha�
zapach wolno�ci. Za rogiem ka�dej ulicy kry�a si� przygoda. Przysz�o�� zn�w
sta�a si� tajemnic� .... odczuwa� s�odk� lekko�� istnienia, kt�re zbli�a�o si�
do niego z g��bi przysz�o�ci..."
Milian Kundera (* 71)
"Nie konieczno��, ale przypadek ma w sobie czar. Je�li mi�o�� ma by� mi�o�ci�
niezapomnian�, od pierwszej chwili musz� si� ku niej zlatywa� przypadki jak
ptaki na ramiona �w. Franciszka z Asy�u."
Milian Kundera (* 71)
"Ludzie najcz�ciej uciekaj� przed swymi zmartwieniami w przysz�o��. Wyobra�aj�
sobie na drodze czasu lini�, poza kt�r� ich dzisiejsze zmartwienie przestaje
istnie�."
Milian Kundera (* 71)
".... uk�ady biologiczne w jaki� spos�b s� zdolne wykorzystywa� odwrotny
kierunek biegu czasu tak, i� przysz�o�� oddzia�uje (promieniuje) na ich
przesz�o�� ..."
Fred Hoyle (* 52)
"W skali kosmicznej, efekt wt�aczania informacji z przysz�o�ci (w przesz�o��) ma
tak�e daleko id�ce konsekwencje (filozoficzne)..."
Fred Hoyle (* 52)
"... P i e r w o t n a p r z y c z y n a to nie co� co istnia�o wcze�niej i z
czego powstajemy, lecz co� co jest �r�d�em informacji, rodzajem 'wy�szej
inteligencji' - je�li wolicie, kt�ra jest umiejscowiona w odleg�ej przysz�o�ci."
Fred Hoyle (* 52)
"... Bior�c to pod uwag� mo�na przes�ania religijne odczyta� w ten spos�b :
'Pochodzisz z czego� co tkwi gdzie� tam w przestrzeni. Szukaj tego a znajdziesz
znacznie wi�cej ni� si� spodziewasz'".
Fred Hoyle (* 52)
"Wp�ywanie na przesz�o�� jest czym� zasadniczym dla Tworu tkwi�cego w
przysz�o�ci, gdy� uzasadnia to i umo�liwia wr�cz jego istnienie".
Fred Hoyle (* 52)
Ostatnie, wa�ne zdanie Fred Hoyle uzasadnia jednym kr�tkim, uderzaj�cym zdaniem
:
"Wszystko co istnieje, istnieje dzi�ki uprzejmo�ci wszystkiego innego
(Everything exists at the courtesy of everything elese)" (* 52).
Najbardziej szokuj�ce jest jednak przekonanie astrofizyka (kt�ry uzasadnia je
szeroko w podrozdziale swojej ksi��ki zatytu�owanej: "The self-contained
cosmos"), �e "przesz�o�� dokonuje interwencji w przysz�o�� g��wnie przez
subtelne, jednostkowe ("kwantowe") wp�ywy na jednostki tzn. poszczeg�lne osoby.
Interwencje te zachodz� g��wnie przez tworzenie pewnej pary partnerskiej. ("...
although the future can interfere with the past through the subtle effects on
individual quantum events. ... future intervene that two people form a
couple..."), (* 52).
"... cras amet qui numquam amavit quique amavit cras amet..."
"Jutro pokocha ten, kto nie kocha� nigdy, ten kto kocha�, jutro pokocha."
John Fowles (* 67)
"Silny egazm chroni przed chorob�, ale w ko�cu cz�owiek musi zacz�� kocha�, by
nie zachorowa� i musi zachorowa�, je�li na skutek swej postawy negacji nie
potrafi kocha�."
Zygmund Freud
Wi�kszo?� cytat�w dotyczy�o wp�ywu p r z y s z � o ? c i na nasze �ycie, kt�re
toczy si� t e r a z. Dwa przedostatnie cytaty przechodz� niejako do szczeg��w.
Wynika z nich, �e "CO?", co tkwi w przysz�o?ci dokonuje interwencji w nasz�
tera?niejszo?�, g��wnie poprzez: (ujmuj�c to banalnymi s�owy) "inicjowanie
znajomo?ci" lub bardziej dosadnie "kojarzenie par". Dlaczego to takie wa�ne !
Ot�, dlatego �e dopiero "kontakt fizyczny" i "fenomen mi�o?ci" tworzy warunki
do przekazania innej osobie swojego pogl�du, lub wi�cej, przekonania go. Nie
wierzysz, to wypr�buj spos�b znany ludziom z rejonu Pacyfiku. Polega on na tym,
�e w trakcie rozmowy dotykasz "niby przypadkowo" Twoj� r�k�, Twoim palcem
"cia�a" rozm�wcy. Jak kto? powiedzia�, rozm�wca "natychmiast �agodnieje". Co
wi�cej, zaczyna "s�ucha� co do niego si� m�wi", a nawet jest sk�onny "da� si�
przekona�". W innych warunkach argumenty docieraj� wolno lub wcale. Tak, ale to
"CO?", co tkwi w przysz�o?ci nie jest wszechmog�ce. Po�owa spraw zale�y od
Ciebie. Je?li si� z a m k n i e s z i przyjmiesz ow� p o s t a w � n e g a c j
i, o kt�rej m�wi Z.Freud (ostatni cytat), to nie poznasz nikogo ciekawego,
nikogo kto "pasuje do Ciebie". Rezultat b�dzie zerowy. Gorzej Z.Freud twierdzi,
�e grozi� Ci b�dzie wtedy choroba. W niedawnej rozmowie, jak� prowadzi�em ze
swoim koleg�, lekarzem wiede<167>skim, us�ysza�em r�wnie bezkompromisowe
sformu�owania. Prof. G.Langer, psychiatra, kt�ry mo�e pod?wiadomie czerpie wiele
fluid�w od Z.Freud'a, kt�ry praktykowa� w tym samym mie?cie przed 80 laty,
powiedzia� mi: "S�uchaj, je?li do Twojego gabinetu wchodzi chory, kt�ry nie
z�ama� nogi w niezawinionym przez siebie wypadku, lecz zg�asza objawy jakiej?
cz�stej choroby internistycznej lub psychicznej to mo�na powiedzie� z g�ry,
jeszcze przed zbieraniem wywiadu, �e z p a r t n e r e m uk�ada�o mu si� ?le, i
odwrotnie, je?li wiadomo, �e pewna osoba k o c h a k o g o ? i jest k o c h a n
a to na nic powa�nego zachorowa� nie mo�e.". W�asne obserwacje lekarskie
doprowadzi�y mnie do tego samego wniosku ju� dawno (* 1, 11-16, 40). Je?li wi�c
jest tak, to u c z u c i e j e s t l e k a r s t w e m ! ! Zadaniem lekarskim
jest wi�c r�wnie� umie� komu? powiedzie� na czym ono polega, a nawet, by� mo�e
wi�cej, umie� poradzi� "co zrobi�, aby si� zakocha�", no i niestety tak�e dalej
co zrobi� je?li "kto? kogo? kocha� i zosta� przez t� osob� porzucony". Ka�dy
oddzia� internistyczny przyjmuje przecie� miesi�cznie, ?rednio, kilka os�b,
kt�re dokona�y pr�b samob�jczych, os�b prze�ywaj�cych zaw�d mi�osny, b�d?
odczuwaj�cych potrzeb� demonstracji wobec partnera swojego NIE !!! No tak, ale p
o c o c z e k a � n a n i e s z c z � ? c i e, przecie� teori�, o kt�rej m�wimy
mo�na by pozna� zawczasu. Znajomo?� teorii nie gwarantuje dobrych rezultat�w w
praktyce, ale znajomo?� teorii, jak mi si� wydaje, nie powinna przeszkadza�.
Formu�uj� to ostro�nie, gdy� wiem, �e wiele os�b nie lubi rozwa�a�
teoretycznych, chce �y�, by� szcz�?liwa i wiedzie�, �e post�puje s�usznie. No
w�a?nie, chce jednak tak�e widzie� sens w tym co robi. Proponuj� wi�c tutaj
metod� przewrotn�. Nie lubisz teorii to czytaj j� na wspak. S�dzisz, �e nie masz
problem�w uczuciowych, lecz czujesz si� niezbyt zdrowa lub nie w pe�ni
szcz�?liwa to przeczytaj argumentacje studentki Pa�stwowej Wy�szej Szko�y
Teatralnej w Krakowie, o tym czym jest mi�o?�. To, �e m�wi ona do os�b w
szczeg�lnej sytuacji, gdy� do takich, kt�re kocha�y, lecz zosta�y nagle
porzucone, nie jest takie wa�ne. A raczej jest wa�ne tylko przez to, �e
ekstremalne sytuacje sprzyjaj� dosadnym, celnym okre?leniom sytuacji, do kt�rej
prowadzi� d�ugotrwa�y proces. Skoro si� ?le czujesz to jest problematyczne, czy
aby nie znajdujesz si� w kt�rym? punkcie opisanego tam procesu. Je?li nie
czujesz si� czytelniku w pe�ni szcz�?liwy, to nawet je?li nie chodzi o jako?�
Twojego uczucia, to na pewno chodzi o jako?� Twojego s t a n u d u c h a. Od
stanu ducha w du�ej mierze zale�y w�a?nie zdrowie. O zwi�zkach stanu ducha,
ilo?ci odczuwanego stresu pisz� szerzej w innej mojej publikacji (* 54). W
niniejszej ksi��ce koncentruj� si� natomiast na pr�bie przedstawienia trudnych
teorii, kt�re dotycz� fenomenu mi�o?ci, wygasania uczucia i sposob�w na �ycie,
jakie s� dyktowane przez pod?wiadome inklinacje, sposob�w, kt�re s� coraz
bardziej sztuczne i dokuczliwe, gdy zanika zdolno?� do intymno?ci. Ksi��ka jest
wi�c pr�b� udzielenia pomocy w trzecim etapie procesu uodpornienia si� na l�ki,
stres, niepokoje egzystencjalne, z�o?�, uraz� i przygn�bienie. Podwaliny (I)
mia� stworzy� popularny wyk�ad optymistycznej teorii filozoficznej,
przedstawiony w ksi��ce "Jeste? nie?miertelny - je?li nie wierzysz, pos�uchaj
konkluzji fizyk�w, biolog�w i lekarzy o wnioskach p�yn�cych z Zasady
Antropicznej". Pr�b� przeniesienia wspomnianej teorii na poziom pojedynczej,
konkretnej osoby (II), a wi�c niejako pomoc w ustaleniu sensu i celu w�asnego
�ycia, ma stanowi� druga moja publikacja pt. "FUNKCJA EWY" (* 1). Ksi��ka
niniejsza (III) jest natomiast nie tylko pr�b� uodpornienia Ci� na frustracje
wynikaj�ce z konflikt�w z partnerem, ale i r�wnie� pr�b� przedstawienia teorii o
zwi�zkach fenomenu mi�o?ci z energi� psychiczn� i energi� �yciow� i teoriami o
mo�no?ci kszta�towania i wykorzystywania uczu�. Kr�tko o FENOMENIE MI�O?CI JAKO
LEKARSTWIE. Cykl jest kontynuowany (IV) w mojej nast�pnej ksi��ce pt. "STAN
DUCHA A ZDROWIE - czyli o stresie inaczej", kt�ra podaje wiele rad bardzo
praktycznych (* 54).
Andrzej Brodziak
I. CZ�OWIEK KT�REGO KOCHAM PORZUCI� MNIE ...
* PIERWSZA POMOC PSYCHOLOGICZNA *
Pierwotn� wersj� scenariusza kasety audio opracowa�, na podstawie podanej ni�ej
literatury prof. dr hab. med. Andrzej Brodziak, kierownik V Katedry i Kliniki
Chor�b Wewn�trznych �l�skiej Akademii Medycznej. Ostateczna forma tekstu
powsta�a przez dyskusje w kole naukowym Kliniki.
* * *
Uwaga !! Istnieje odpowiednik tekstu nagrany na ta�mie magnetofonowej przez
studentk� Pa�stwowej Wy�szej Szko�y Teatralnej w Krakowie.
*
Skoro w��czy�e� t� ta�m� to zapewne problem Ci� dotyczy. Albo rzeczywi�cie kto�,
kogo kochasz powiedzia� Ci NIE, nie b�d� si� z Tob� wi�cej spotyka�, znajomo��
nasza jest sko�czona albo sytuacja taka interesuje Ci�, fascynuje Ci� lub jest
dla Ciebie zagadnieniem profesjonalnym.
Przes�ania tego s�uchaj� wi�c r�ne osoby. Wszystkim im powinnam wyja�ni� wpierw
dok�adnie jaki jest cel tego przekazu i jakie s� moje zastrze�enia. To co tu
b�d� m�wi� mo�e si� wydawa� czasami cyniczne; tak cyniczne ! Uwaga wi�c ! Ta�ma
nie jest przeznaczona dla os�b, kt�rym nic nie grozi. Jest to przes�anie dla
os�b w rozpaczy, dla os�b bliskich pope�nienia nierozwa�nych krok�w. Ma to by�
pr�ba ratunku, pr�ba zmniejszenia emocjonalnego b�lu, kt�ry odczuwasz.
Poniewa� zamierzam m�wi� tu rzeczy poruszaj�ce, kt�re b�d� budzi�
niejednokrotnie protest, chc� podkre�li�, �e jakkolwiek sama mam niewiele lat,
tre�� skonsultowa�am ze specjalistami, to znaczy z lekarzami i psychologami,
kt�rzy rozmawiali z dziesi�tkami os�b, kt�re zg�asza�y si� do nich, b�d� zosta�y
przywiezione do szpitala na skutek tzw. pr�by samob�jczej. Przes�anie firmuje
wi�c swoim autorytetem pracownia medycyny psychosomatycznej V Katedry i Kliniki
Chor�b Wewn�trznych Akademii Medycznej. Tre�� sformu�owa�y wi�c osoby starsze o
wieloletnim do�wiadczeniu. Aby przes�anie by�o wiarygodne, form� ostateczn�
przes�aniu nada�am ja, dwudziestokilkuletnia kobieta. Dlaczego ? Po prostu !
Problem dotyczy najcz�ciej m�odych kobiet ! (Uwaga ! Tekst ten dotyczy jednak
tak�e m�czyzn !)
Skoro cierpisz, gdy� nadal kochasz kogo�, kt�ry okaza� si� nie godny Ciebie to
musz� Ci z a b r a � to uczucie! Nie wiem, czy mi si� to uda ! B�d� podkopywa�a
Twoje uczucie, ale zapewne uda mi si� zmniejszy� je tylko o kilka procent, b�d�
ukierunkowa� je nieco inaczej. Na razie to wystarczy !
Chc� Ci� tak�e przekona�, �e osoba, kt�ra Ci� porzuci�a mo�e do Ciebie jeszcze
wr�ci�. Nie wiem jednak, czy Ty b�dziesz wtedy jeszcze tego chcia�a !
Oczywi�cie mo�esz zakocha� si� jeszcze raz, w kim� innym. S�dz�, �e skoro ju�
raz zakocha�a� si�, to mo�e Ci przytrafi� si� to ponownie. Wida�, �e potrafisz
kocha� ! Dobrze to o Tobie �wiadczy. Aby mog�o si� to powt�rzy� musisz
zmniejszy� jednak g��d do osoby, kt�r� kochasz teraz. Nie jest to cyniczne.
Zak�adam bowiem, �e cierpisz tak i� potrzebujesz ulgi, pomocy ! Musz� Ci� wi�c
ratowa�.
Proponuje wi�c wpierw aby�my zastanowili si� wsp�lnie nad tym, czy Twoje uczucie
to rzeczywi�cie m i � o � � ?Powiesz, �e przecie� nikt na �wiecie nie wie
dok�adnie co to jest mi�o��, najwy�ej wie si� tylko tyle, �e si� kogo� kocha.
S�dz�, �e rzeczywi�cie sprawy do ko�ca nie wyja�niono. Spo�r�d setek powie�ci,
poemat�w, rozpraw naukowych i rozpraw filozoficznych mo�na wybra� jednak te,
kt�re m�wi� najcelniej o tym, czym jest mi�o��. Powt�rz� wi�c tu prostymi
s�owami najtrafniejsze spostrze�enia. Pami�taj jednak ! �e m�wi� tu o tym, tylko
po to, aby Twoje uczucie u n i c e s t w i � .
Aby zniszczy� co� abstrakcyjnego, czego nie wida�, trzeba wpierw u�wiadomi�
sobie, co chcemy zaatakowa�.
Skoro Twoje sprawy potoczy�y si� tak �le, mo�e to co czujesz, wcale nie jest
mi�o�ci�? Musimy zastanowi� si� wsp�lnie, je�li bowiem to co czujesz nie jest
prawdziwym uczuciem, to co jest �atwo b�dzie podwa�y�. A o to mi chodzi ! Chc�
zredukowa� Twoje emocje, aby Ci ul�y�, aby� przesta�a odczuwa� gniot�cy b�l w
okolicy serca. Powiem wi�c wprost. Mi�o�� w czystej postaci, tak jak z�oto
wysokiej pr�by, zdarza si� niezmiernie rzadko. Znacznie rzadziej ni� ludzie
s�dz�. Wynika to mi�dzy innymi st�d, i� fenomen mi�o�ci wymaga piel�gnacji i
toczy� si� mo�e tylko wtedy, je�li b�dzie przyzwolenie, tzn. wewn�trzna zgoda
dwojga os�b. Znacznie cz�ciej prze�ywamy z�udzenie, �e kogo� kochamy. Mylimy
mi�o�� z przywi�zaniem, a wi�c rodzajem przyzwyczajenia podobnego do na�ogu.
Owszem odczuwamy g��d osoby, kt�ra znik�a i g��d ten jest nieprzyjemny, zapewne
tak samo nieprzyjemny jak g��d narkomana. Czy jest to mi�o��? Mo�esz orzec to
tylko wtedy je�li zastanowisz si�, co si� dzia�o je�li kochana przez Ciebie
osoba by�a obecna i czy zachodzi�y wtedy wydarzenia i zjawiska, kt�re s�
charakterystyczne dla mi�o�ci "wysokiej pr�by".
Mo�esz powiedzie� mi teraz ponownie : "Przecie� nikt nie wie co to jest mi�o��"
! S�dz�, �e to nieprawda. Wiadomo ju� co to jest mi�o��. Napisano na ten temat
setki ksi��ek. Mo�na si�gn�� po najlepsze, przeczyta� i por�wna� z tym co sama o
tym fenomenie wiesz. Pod koniec ta�my podaj� �r�d�a literaturowe, na kt�rych
opar�am moje przes�anie. Nie wa�ne jest jednak, w tej chwili, czy nazwiska
pisarzy, filozof�w, b�d� te� lekarzy zaimponuj� Ci. S�dzi� wiarygodno�ci, tego
co m�wi�, mo�esz by� tylko Ty sama. Sama si� przekonasz, czy m�j opis m i � o �
c i k o m p l e t n e j jest prawdziwy. Przecie� akurat jeste� zakochana,
nale�ysz wi�c do nielicznych, w Twojej okolicy, ekspert�w w tej dziedzinie.
Nawet mi�o�� bez wzajemno�ci zdarza si� przecie� rzadko. Wiele os�b przez ca�e
�ycie nikogo nie kocha�o.
?. PR�BA ZDEFINIOWANIA FENOMENU MI�O�CI
No wi�c zaczynamy ! Kiedy si� to ludziom przydarza ? Ot� tylko wtedy, je�li
poznaj�c now� osob� dostrze�esz, pocz�tkowo niewyra�nie, jak przez mg��, pewien
BLASK, blask stanowi�cy pewn� WARTO��, warto��, kt�ra jest Ci bardzo potrzebna,
gdy� wysyca pewn� sk�onno��, kt�ra jest istotn� cech� Twojej natury, cech�,
kt�ra jest nawet pewn� rys� (RYSA), pewn� Twoj� u�omno�ci�. �w pocz�tkowo,
intuicyjnie wyczuwany blask i rysa Twojej psychiki to jak klucz, KLUCZ pasuj�cy
do pewnego zamka. S�dzi si�, i� owa rysa to by� mo�e pewna sk�onno��,
umiej�tno�� rozpoznania pewnej warto�ci, zaszyta w obwodach neuronalnych Twojego
m�zgu, kt�ra czeka tam ju� od chwili Twojego pocz�cia lub od wczesnego
dzieci�stwa. Powiem p�niej, gdzie wyczyta�am, i� owa rysa mo�e by� zwi�zana z
pewnym wydarzeniem, prze�ytym w dzieci�stwie i schowanym g��boko w �wiadomo�ci.
Osoba do kt�rej nagle pa�amy uczuciem, by� mo�e powt�rzy�a to wydarzenie, kt�re
kiedy� w dzieci�stwie sprawi�o nam przyjemno��. Wzbudzenie, a wi�c wywo�anie z
pami�ci przez osob� kochan� dawno prze�ytego wydarzenia to jednak tylko teoria.
Nie jest tu wa�ne czy teoria ta jest prawdziwa. O tym samym mo�na powiedzie�
bardziej literacko. Milian Kundera (* 71) pisze w swojej powie�ci, �e "mi�o��
zaczyna si� w chwili, kiedy kobieta wpisze si� swym pierwszym s�owem do naszej,
poetyckiej pami�ci".
Aby dowiedzie� si� dok�adnie co rozumie on przez �w "poetycki obszar pami�ci"
trzeba przeczyta� ca�� jego powie��. Ale tak w skr�cie: to taki obszar, "kt�ry
rejestruje to, co nas urzek�o, wzruszy�o, co da�o pi�kno naszemu �yciu".
Osobi�cie wierz� w to, co powiedzia�am wcze�niej, a mianowicie i� m o j a r y s
a , moja zdolno�� rozpoznawania osoby w�a�ciwej tkwi we mnie od urodzenia, a
�ci�lej od chwili pocz�cia. Podoba mi si� poza tym zdanie, kt�re niedawno
wyczyta�am w artykule pt.: "Co czuj� kiedy czuj�, �e kocham", kt�re stwierdza,
�e: "Miara cz�owieka potrzebna, aby nam si� podoba�, jest do�� dok�adnym
miernikiem nas samych". Napisa�a to kobieta, napisa�a je w wielonak�adowym
miesi�czniku popularno-naukowym. �atwo znajdziesz ten artyku�.
No tak, ale to i� kto� dostrzeg� w kim� co�, co mu si� spodoba�o, co mu bardzo
odpowiada nie oznacza jeszcze, i� go pokocha�. Mi�o�� zaczyna si� dopiero wtedy,
gdy ten kto� postanawia p r z y j r z e � s i � po b � y s k u j � c e j w a r t
o � c i . Kiedy postanawia m i e � j e j w i � c e j , co sprowadza si� do tego,
�e zdecydowanie postanawia "i�� ku niej", po to aby j� "lepiej widzie�"! Osoba
taka musi wi�c zacz�� dokonywa� takiego ruchu ku owemu rozb�yskuj�cemu ognikowi,
aby go odnale�� we mgle, aby by� tak "blisko ognia" by w ko�cu widzie� iskry,
dym, p�omienie, ca�e ognisko !
W trakcie owego ruchu ku osobie, kt�ra jest nosicielem cechy, kt�ra nam
zaimponowa�a dzieje si� wiele przedziwnych rzeczy. One w�a�nie stanowi� f e n o
m e n m i � o � c i .
Je�li chcesz jednak zastanowi� si� nad tym, czy to co czujesz do osoby, kt�ra
Ci� porzuci�a jest prawdziw� mi�o�ci�, to musisz s�ucha� mnie dalej. Musimy
bowiem zastanowi� si�, czy jak m�wi Max Scheler, w swoim fundamentalnym dziele
na temat "istoty mi�o�ci i nienawi�ci", dokonywa�a� TY i czy dokonywa� ON
takiego ruchu, kt�ry cytuj� : "na pod�o�u pewnej dostrze�onej pocz�tkowo
warto�ci powodowa� realizacj� wy�szej warto�ci".
Pozw�l, �e przytocz� tu do�� trudn� definicj� mi�o�ci Maxa Schelera. Ot� s�dzi
on, �e :
"Mi�o�� jest jednoczesnym, zachodz�cym z naprzeciwka ruchem powoduj�cym, �e
osoby nosz�ce pewne warto�ci zaczynaj� je sobie lepiej u�wiadamia�,
dostrzega�, ceni�, tak i� powoduje to p r z y r o s t t y c h w a r t o � c
i , przy czym owe nasilenie tych walor�w jest zgodne z ich idealnym,
naturalnym przeznaczeniem, swoistym dla natury os�b, kt�re maj� szcz�cie
podlega� fenomenowi mi�o�ci".
W tym trudnym zdaniu chodzi o prost� rzecz ! Prawdziwa mi�o�� to nie
poszukiwanie takich przymiot�w, w kochanej osobie, na kt�rych nam zale�y. To po
prostu zachwyt nad tymi cechami, kt�re stanowi� charakterystyczne cechy jej
cia�a, jej psychiki, jej ducha.
???ZASTRZE�ENIA DO DEFINICJI
Wiesz, ja jestem osob� leniw� ! Jak co� ju� zrozumiem to nie chce mi si� dalej
tego rozwa�a�, drobiazgowo i intensywnie nad tym pracowa�. Tote� nie b�d� si�
m�czy� tutaj zanadto, aby to co musz� jeszcze Ci powiedzie� o istocie mi�o�ci
ujmowa� moimi w�asnymi s�owami, Po co? Przecie� Max Scheler powiedzia� to
najlepiej z wszystkich.
Przytocz� wi�c kilka jego zastrze�e�, dotycz�cych owego ruchu ku warto�ci
kochanej osoby, kt�ry czyni, i� warto�� ta staje si� "w y � s z a".
Je�li zastrze�enia te dotycz� Ciebie, tego co prze�y�a�, to zastan�w si�, c z y
b y � a t o r z e c z y w i � c i e m i � o � � ?
Odpocznij wi�c, pos�uchaj mo�e muzyki, rozlu�nij mi�nie, wypij drinka. To co
b�d� m�wi� nie b�dzie bowiem przyjemne. Przepraszam Ci� r�wnie�, �e moje
zastrze�enia do Twojego uczucia b�d� numerowa�, ale jest to zwyczaj wielu
filozof�w. Popatrz na orygina�y dzie� Spinozy lub Wittgensteina. Zastrze�enie
pierwsze. Cytat M.Schelera:
Z-1 : "Mi�o�� nie jest gapieniem si� na warto��, kt�ra staje przed nami i
jest nam dana. Nie kieruje si� ona tak�e na te warto�ci osoby tylko
wy��cznie przez to, �e jest ona posiadaczem warto�ci, kt�ra nam odpowiada.
Mo�emy przecie� widzie� pi�kno, wdzi�k i dobro� jakiej� osoby nie czuj�c do
niej �adnej mi�o�ci. M i � o � � j e s t o b e c n a d o p i e r o t a m , g
d z i e d o p o c z � t k o w e j s � a b o , w r � c z u � w i a d a m i a
n e j w a r t o � c i p e w n e j o s o b y d o � � c z y � s i � r u c h
odkrywania, ruch powoduj�cy, i� warto��, kt�ra pocz�tkowo tylko
rozb�yskiwa�a dzi�ki Twojej w�asnej aktywno�ci, sta�a si� bardziej
widoczna."
Z-2 : Drugie zastrze�enie Schelera polega na tym, �e nie mo�esz chcie�, aby
kochana przez Ciebie osoba by�a nosicielem takich cech, kt�re s� Twoje. Ona
mo�e by� tylko sob�. M i � o � � n i e p o l e g a w i � c n a w y s z u k i
w a n i u w p a r t n e r z e t a k i c h c e c h , k t � r e T y, w e d � u
g T w o i c h p r z e k o n a � u w a � a s z z a w � a � c i w e . By�oby
to kierowanie zainteresowania na "dobre strony partnera" i os�abienie
zainteresowania "brakami" osoby. Mi�o�� objawia si� w�a�nie tym, �e
dostrzegamy wprawdzie braki danej osoby, lecz k o c h a m y j � w r a z z t
ym i b r a k a m i . Mi�o�� nie ga�nie dlatego, �e nie natrafi�a� na
po��dane cechy partnera.
Przecie� porzuci� Ci�, a jednak go jeszcze kochasz ! Max Scheler m�wi �e, cytuj�
:
"wolno wprawdzie powiedzie�, �e autentyczna mi�o��, otwiera oczy duszy na
coraz to wy�sze warto�ci kochanej osoby i powoduje, �e one widz�, lecz nie
o�lepia jak g�osi bardzo niedorzeczne przys�owie, kt�re zwraca uwag�
oczywi�cie tylko na zmys�owy aspekt fenomenu".
Inny filozof Jaspers m�wi na ten temat, moim zdaniem trafnie : "To nie warto�ci
odkrywane s� w mi�o�ci, lecz wszystko staje si� w niej warto�ciowsze.".
Nie jest to sprzeczne z tym, co powiedzia�am poprzednio. Zap�onem mi�o�ci
musia�a by� jaka� cecha kochanej osoby, ale to w ko�cu nie przez t� cech� nadal
kochamy. To sama mi�o�� jest tym, co w spos�b ci�g�y doprowadza do wy�aniania
si� coraz to nowych, wy�szych warto�ci, jak gdyby one same "wytryskiwa�y" z
ukochanej osoby. Owe wy�sze warto�ci n i e s � w p e � n i d a n e na pocz�tku
procesu. Ujawniaj� si� one niejako dopiero w trakcie owego ruchu, poniek�d na
jego ko�cu.
Nie jest r�wnie� sprzeczne, z tym co powiedzia�am wcze�niej, dalsze u�ci�lenie
istoty fenomenu mi�o�ci, podane przez Maxa Schelera, kt�ry pisze, �e mi�o��
wcale nie tworzy w ukochanej osobie nowych wy�szych warto�ci :
"Mog�oby to bowiem oznacza� tylko to, �e kochaj�cy przenosi warto�ci z
siebie w co� kochanego, tzn. wyposa�a owo co� w bardziej lub mniej
zewn�trzne warto�ci, kt�rych ono faktycznie, wcale nie posiada. Wk�ada swoje
w�asne warto�ci w inn� osob�. To by�aby iluzja. Naturalnie, istniej� takie
iluzje, ale na pewno nie s� one uwarunkowane mi�o�ci� do osoby. S� one
wywo�ane w�a�nie jej przeciwie�stwem, niemo�no�ci� uwolnienia si� od
upodobania we w�asnych my�lach, uczuciach, zainteresowaniach. Cz�sto
przytaczana sk�onno�� kochaj�cego do "przeceniania", "podnoszenia",
"idealizowania", itd. przedmiotu mi�o�ci bynajmniej nie charakteryzuje
istoty fenomenu mi�o�ci. Cz�sto dochodz� do tego mniemania tylko - "ludzie
zimni", poniewa� nie widz� oni szczeg�lnych warto�ci indywidualnych, kt�re
istniej� w innych osobach, na kt�re wyostrza spojrzenie jedynie mi�o��.
�lepota le�y zatem po stronie "zimnego cz�owieka".
Jednak rzeczywi�cie, w wielu przypadkach, faktycznie istnieje sk�onno�� do
"idealizowania". Ale skoro ona istnieje, to nale�y j� zapisa� nie na
rachunek mi�o�ci do drugiego, lecz na rachunek zahamowania, kt�re mi�o��
znajduje w skr�powaniu w�asnymi sk�onno�ciami, zainteresowaniami, ideami,
ocenami. Jest to w�a�nie nast�pstwo cz�ciowo "egoizmu", nie wychodzenia z
siebie samego oraz swoich proces�w psychicznych."
Z-3 : Trzecie zastrze�enie Maxa Schellera polega na tym, �e kochaj�c nie
tylko nie poszukujesz w partnerze swoich w�asnych warto�ci, lecz co wi�cej n
i e m o � e s z c h c i e � p o p r a w i � b � d � u l e p s z y � T w o j
e g o p a r t n e r a . Pragnienie uczynienia partnera lepszym zak�ada n a s
t a w i e n i e p e d a g o g i c z e , k t � r e n a t y c h m i a s t p o
w o d u j e z n i k n i � c i e u c z u c i a . M�wi si� cz�sto przecie�, �e
"kochamy ludzi takimi jakimi oni s�".
Ka�de "powiniene� by� taki a taki" wzi�te poniek�d jako warunek mi�o�ci niszczy
od podstaw jej istot�. Tote� je�li oczekuje si� mi�o�ci, a znajduje wychowawczy
gest, jakie� "powiniene�" nast�pstwem tego b�dzie u p � r i "u r a � o n a d u m
a". M�wi�c kr�tko, istota postawy sprzyjaj�ca trwaniu fenomenu mi�o�ci polega na
tym, �e zamiast m�wi� p o w i n i e n e � b y � t a k i a t a k i m�wimy niejako
"s t a w a j s i � t y m k i m j e s t e � ? "
Zaproponowa�am Ci wi�c definicj�, lub lepiej opis fenomenu mi�o�ci i t r z y
u�ci�laj�ce zastrze�enia. Je�li mam Ci pom�c to musz� poprosi� Ci� teraz o
dokonanie du�ego wysi�ku umys�owego.
Skoro jednak kogo� kochasz, to znaczy jeste� inteligentna. Podobno, umiej�tno��
kochania idzie w parze z inteligencj�, a sam fenomen ma t� sam� struktur� co
inteligencja. B�d� o tym m�wi� p�niej. Jestem wi�c pewna, �e zdo�asz wykona�
moje zadanie. Na czym polega trudno��. O trudno�ci tej pisze r�wnie� Krystyna
Lubelska we wspomnianym artykule pt.: "Co czuj� kiedy czuj�, �e kocham" (* 3),
pisze, �e cytuj� :
"dla zakochanego wa�ne jest w istocie to co sam czuje i co my�li o swojej
mi�o�ci. S t o s u n e k p a r t n e r a d o n i e g o , a tak�e je- go
opinia maj� znaczenie drugorz�dne."
?. A TERAZ ! CZY TW�J BY�Y PARTNER WYKAZYWA� CECHY WYLICZONE W OPISIE
FENOMENU
Ot� musisz zrobi� teraz co� odwrotnego. Musisz wyobrazi� sobie to co Tw�j by�y
partner czu� do Ciebie. Musisz ustali� wed�ug Twojej ch�odnej (postaraj si�
ch�odnej !) oceny c z y o n C i � k o c h a � , s k o r o j u � w i e s z , c o
to z n a c z y k o c h a � . Ustal (1) co by�o dla niego owym pierwotnym
"blaskiem we mgle" lub pierwszym "wpisem do poetyckiego obszaru pami�ci, (2) czy
dokonywa� on potem wysi�ku, aby pozna� Ci� lepiej oraz (3) czy chcia� widzie� w
Tobie swoje w�asne warto�ci lub Twoje warto�ci i czy (4) pr�bowa� Ci� "p r z e r
o b i � n a l e p s z e g o c z � o w i e k a ", wed�ug swoich wyobra�e�. Je�li
ju� odpowiesz na te pytania, to b�dziesz wiedzia�a, czy Tw�j by�y partner kocha�
Ci� czy nie. Wynik rozmy�la� zapisz w formie tabelki, kt�ra ma wiele kolumn i
dwa wiersze. Pierwszy wiersz to Ty, drugi wiersz to Tw�j partner. Pierwsza
kolumna to sprawa Twojej rysy i pierwotnego blasku, trzy nast�pne to trzy
zastrze�enia do definicji wg Maxa Schelera.
* * *
Jak zako�czysz prac� to odpocznij, pos�uchaj muzyki. Dopiero jak si� odpr�ysz
b�dziemy mogli przyst�pi� do nast�pnego etapu rozwa�a�. Najlepiej jak rozwa�ania
nasze b�dziesz kontynuowa�a dopiero n a s t � p n e g o d n i a . Musz� poza tym
szczerze Ci� ostrzec, �e nie wiadomo do jakich konkluzji rozwa�ania te
doprowadz� Ci� ! O s t r z e g a m , �e dokonuj� na Tobie m a n i p u l a c j i
! Je�li moja metoda nie odpowiada Ci to przesta� s�ucha� tej ta�my. Wyrzu� j�
przez okno. Zupe�nie bez �art�w, p o d k r e � l a m z c a � � p o w a g � , �e
nie ponosz� odpowiedzialno�ci za nast�pstwa s�uchania tej ta�my ! Nie b�dziesz
mog�a mnie oskar�y�, gdy� ja w istocie cytuj� tylko uznane autorytety, opinie
filozof�w, psycholog�w i lekarzy, kt�rzy to samo co m�wi� opublikowali w swoich
og�lnodost�pnych pracach.
Je�li masz zamiar s�ucha� mnie dalej to powiem Ci z g�ry, jaki mam plan na
nast�pne p� godziny. Ot� chc� om�wi� z Tob� niekompletne formy mi�o�ci, a
potem zmusi� Ci� do tego, aby� zastanowi�a si� jak� form� mia�o uczucie Twojego
by�ego partnera i jak� form� ma Twoje uczucie.
?. NIEKOMPLETNE FORMY MI�O�CI
Pos�uchaj wi�c. Ka�da osoba sk�ada si� z : (1) cia�a , (2) psychiki, czyli
szczeg�lnych cech swojej osobowo�ci, swoich podstawowych wierze�, przekona�,
sposob�w i umiej�tno�ci reagowania oraz z (3) jej ducha.
Pod koniec XX-go wieku nie trzeba ju� t�umaczy�, �e pr�cz cia�a cz�owiek ma
jeszcze niematerialn� psychik�, kt�r� mo�na by por�wna� do oprogramowania
komputera powiedzmy XY. Czym jest jednak d u c h cz�owieka ? Nie mog� si� tu
zbytnio rozwleka� na ten temat. To temat na osobne sympozjum. Po�wi�cili�my temu
zagadnieniu zreszt� inn� broszurk� pt. : "Jeste� nie�miertelny - je�li nie
wierzysz to pos�uchaj konkluzji fizyk�w, biolog�w i lekarzy o wnioskach
p�yn�cych z zasady antropicznej" (* 17).
Musisz tutaj jednak mnie zrozumie�, przynajmniej intuicyjnie! Ot� przypomnij
sobie definicj� tr�jk�ta. Pono� jest to "figura geometryczna, z�o�ona z trzech
punkt�w A,B,C p�aszczyzny, nie le��cych na jednej prostej, wyznaczaj�cych tak
zwane wierzcho�ki tr�jk�ta oraz trzy odcinki ��cz�ce te punkty, zwane bokami
tr�jk�ta".
Ot� cia�o i psychika �yj�cej na przestrzeni wielu lat osoby wyznacza wiele
"punkt�w", kt�re formuj� w czasoprzestrzeni skomplikowan� figur�. Utworzona w
ten spos�b, przez dan� osob�, figura to d u c h tej osoby. Zostaje ona we
wn�trzu kuli czasoprzestrzeni na zawsze, a raczej na czas istnienia naszego
Wszech�wiata (* 17).
Max Scheler rozr�nia trzy sk�adowe, tzw. f o r m y, fenomenu mi�o�ci. Ot�
Twoja mi�o�� mo�e by� ukierunkowana mniej lub bardziej na c i a � o, na p s y c
h i k � b�d� na d u c h a Twojego partnera. I przeciwstawnie Tw�j partner m�g�
�ywi� do Ciebie g��wnie mi�o�� zmys�ow�, b�d� g��wnie mi�o�� psychiczn�, b�d�
mi�o�� do Twojego ducha.
Ot� jest w tym co� niezwyk�ego ! Podobno m i � o � � k o m p l e t n a , to
znaczy taka mi�o��, aby �w "blask" i wywo�any przez niego "ruch" by�
ukierunkowany na wszystkie trzy sk�adowe osoby jest n i e z w y k � � r z a d k
o � c i �.
Wi�kszo�� z nas na og� s�dzi, �e nasza mi�o��, jako �e jest "przemo�na", wi�c
jest zupe�na i kompletna. A to w�a�nie nie jest prawd� !!!
O dziwo! po dziewi��dziesi�ciu latach od czasu spisania dzie�a filozofa,
fenomenologa Maxa Schelera, pt.: "Istota i formy sympatii", do tych samych
wniosk�w doszli wsp�cze�ni psychologowie. �wiadczy o tym artyku� pt.: "Jak
mierzy� mi�o��", opublikowany w kwartalniku Polskiego Towarzystwa
Psychologicznego pt.: "Przegl�d Psychologiczny" (* 2). Ot� autor tego artyku�u
nie zna dzie�a Schelera, gdy� go nie cytuje. Cytuje on natomiast najnowsze
koncepcje dw�ch ameryka�skich psycholog�w, a mianowicie Roberta Stenberga i
Susan Grajek. Przyjmuj� oni za�o�enie, �e m i � o � � j e s t p o k r e w n � i
n t e l i g e n c j i i w zwi�zku z tym stosuj� podobn� metodologi� bada�. Swoj�
metodologi� wywodz� z odkrycia i� u podstaw inteligencji le�y niewiele, j e d e
n ! b�d� najwy�ej dwa ! lub trzy czynniki. G��wny z nich, nazwany w roku 1927
przez Charles'a Spearmana czynnikiem G, by� p�niej nazywany "e n e r g i � u m
y s � o w �", po angielsku "mental energy". Z prac Spearmana wynika�y zreszt�
p�niejsze, lapidarne uj�cia, i� " � w i a d e c t w e m z d r o w i a p s y c h
i c z n e g o j e s t z d o l n o � � d o p r a c y i m i � o � c i " !!!
Wracaj�c jednak do pracy Roberta i Susan, ot� twierdz� oni, �e mi�o�� sk�ada
si� z trzech sk�adowych, a mianowicie z: (a) nami�tno�ci, (b) z mo�no�ci
kontaktu psychicznego, przejawiaj�cego si� s z c z e r o � c i � r o z m � w lub
inaczej m�wi�c d u � y m s t o p n i e m i n t y m n o � c i oraz z (c) w e w n
� t r z n e j d e c y z j i czyli p r z y z w o l e n i a , � e b � d � k o c h
a � , to znaczy anga�owa� si� w mi�o�� do danej osoby.
Autor artyku�u pt.: "Jak mierzy� mi�o��", oraz para Robert i Susan czuj� si�
bezradni w pr�bach zdefiniowania fenomenu mi�o�ci, mimo i� sto lat temu
prze�cign�� ju� ich Max Scheler. Doszli oni jednak do tych samych wniosk�w co
on. Wyr�nili te same sk�adowe mi�o�ci ! Wida� wi�c c o � w t y m j e s t .
Wida�, �e odkryto t � s a m � " n a t u r � r z e c z y ".
To utwierdza mnie w tym, aby zada� Ci teraz dwa jasne pytania : (1) Czy pr�cz
tego, �e nami�tnie kocha�a� si� z Twoim partnerem, (2) by�a� sk�onna p o w i e r
z y � m u s w o j e n a j w i � k s z e t a j e m n i c e ?
Stop ! Przesadzi�am ! Nie jest to mo�liwe, ani nie jest to po��dane, ani nie
jest to potrzebne. Trzeba wr�cz umie� zachowa� pewn� doz� swojego �ycia
sekretnego. To z kolei powiedzia� inny psycholog i to jest inne zagadnienie !
Dla Ciebie, tutaj wa�ne jest jednak, �e jakkolwiek nie mo�esz lub nie chcesz
zwierza� si� z kilku Twoich zasadniczych cech, b�d� przebytych wydarze� lub
dzia�a�, kt�rych za �adne skarby nie chcesz ujawni� (i dobrze), to jednak z
reszt� spraw powinna� by� otwarta dla osoby, kt�r� kochasz. Rozmowa z ni�
powinna by� szczera, bez ogranicze�, pami�taj "bez ogranicze�". Tylko wtedy w
rozpocz�tej ju� tabeli, w kolumnie nr 6 w wierszu nr 1 (kt�ry Ciebie dotyczy)
b�dziesz mog�a postawi� "+" lub "1".
Dobra. W wierszu nr 2 dotycz�cym Twojego by�ego partnera postaw "1" lub "0".
Teraz mo�emy zaj�� si� kolumn� nr 7 czyli kolumn� tabeli, kt�ra okre�la, czy Ty
chcia�a� go kocha� i to czy on chcia� Ciebie kocha�.
Musz� powiedzie� Ci teraz brutalnie ! Wielu ludzi, nie czuj�c nic do pewnej
osoby na poziomie psychicznym, nie decyduje si� wewn�trznie na kochanie jej,
czyli na zakochanie si� w niej. Je�li nie podoba�a mu si� Twoja psychika, Twoje
"ja", to na pewno nie m�g� pokocha� Twojego ducha. No, ale je�li nie kocha�
Twojego "ja", ani Twojego ducha, to co wed�ug pary Roberta i Susan zosta�o ?
Popatrz do Twojej tabeli, zosta�a tylko mi�o�� zmys�owa. Przepraszam, �e wr�c�
do zamierzch�ych, surowych XIX-wiecznych czas�w Maxa Schelera. Ale wypowiedzia�
si� on dosadnie na temat takiej sytuacji, kiedy to Tw�j partner w kolumnie 6 i 7
mia� dwa "zera". Cytuj� :
"Cz�sto zmys�owe zachowanie si�, np. wobec jakiego� cz�owieka, jest zarazem
zachowaniem absolutnie wyzutym z mi�o�ci i zimnym. Bierze ono drugiego
cz�owieka z konieczno�ci w zwyk�� s�u�b� w�asnego doznania zmys�owego,
u�ycia i co najwy�ej - rozkoszy. Takie zachowanie zupe�nie nie da si� jednak
pogodzi� z �adnym rodzajem intencji mi�o�ci, skierowanej na drugiego jako
drugiego. Pod wzgl�dem etycznym zachowanie takie jest w pe�ni uprawnione
wobec przedmiot�w, kt�re nie nosz� �adnych innych warto�ci jak warto�ci
tego, co przyjemne tzn. zawsze w stosunku do rzeczy martwych i danych jako
"martwe". Je�li natomiast zachodzi ono w stosunku do przedmiotu, kt�ry w
og�le fenomentalnie nosi jeszcze inne warto�ci, mianowicie "wy�sze" od "tego
co zmys�owo przyjemne" (cho�by to by�a tylko najskromniejsza i najmniej
znacz�ca warto�� witalna), np. w stosunku do jakiej� ro�liny czy zwierz�cia,
a poza tym zachodzi tylko ono, nie b�d�c jedynie zjawiskiem towarzysz�cym
innym intencjom uczuciowym, to zachowanie takie jest "niegodziwe" lub "z�e"
(z�e w najwy�szym stopniu, gdy chodzi o jak�� osob�)."
Niestety nie jest to koniec ponurych spraw ! Wierz mi, �e p�niej b�d� si�
stara�a m�wi� tak�e na temat " co r o b i � d a l e j " i b�d� m�wi�a ju� tylko
o przyjemnych rzeczach.
?. MIESZANINA MI�O�CI I NIENAWI�CI ??
Teraz musz� Ci� jednak jeszcze "dosmuci�". Ot� niekompletna, niezupe�na mi�o��
to nic w por�wnaniu z tym co mo�e si� wydarzy� :
Ot� m i � o � � j e s t b l i s k a n i e n a w i � c i . To ten sam fenomen.
Cytowany tutaj cz�sto przeze mnie rozdzia� ksi��ki Maxa Schelera ma tytu� :"O
mi�o�ci i nienawi�ci".
Jest tylko m a � a r � � n i c a mi�dzy mi�o�ci� a nienawi�ci�. Max Scheler
pisze, cytuj� :
"Podczas, gdy mi�o�� jest ruchem zmierzaj�cym od warto�ci ni�szej do
wy�szej, w kt�rym wy�sza warto�� jakiego� przedmiotu lub osoby dopiero
rozb�yskuje, nienawi�� jest ruchem przeciwstawnym. Nale�y przez to rozumie�,
�e nienawi�� kieruje si� na mo�liwe istnienie ni�szej warto�ci, na
wykluczenie, nawet mo�liwego istnienia warto�ci wy�szej".
To jest niepokoj�ce, przyznasz ! Zw�aszcza, �e ten starzec napisa� jeszcze, �e
cytuj� :
"Ta sama osoba, na wspomnianych trzech stopniach swej egzystencji i swej
warto�ci (cia�o, psychika, duch), mo�e by� jednocze�nie przedmiotem
nienawi�ci i mi�o�ci (a "zmys�owa sk�onno��" mo�e poza tym przybra� jeszcze
jaki� szczeg�lny kierunek). Mo�emy np. g��boko kocha� kogo� kto nie wzbudza
w nas "nami�tnej sk�onno�ci", a ca�a jego strona witalna mo�e nas wr�cz
odpycha�. Zdarza si� tak�e, �e kto� bardzo nami�tnie kocha (a nie tylko �ywi
"zmys�ow� sk�onno��"), przy czym jego psychiczna egzystencja, spos�b
odczuwania, duchowe zainteresowania, rodzaj jego duchowej formy, postaci i
wykszta�cenia nie budz� mi�o�ci. Poeci cz�sto opisuj� typ cz�owieka, kt�ry
nami�tnie kocha i zarazem nienawidzi psychiczn� istot� drugiej osoby".
"Z drugiej strony, nawet w najg��bszej, wszystkie stopnie poza sam� osob� -
obejmuj�cej nienawi�ci mo�e zachowa� si� pragnienie "zbawienia drugiego
cz�owieka". Nienawi�� obejmuj�ca ten najwy�szy stopie� egzystencji jest
"diabelska", nienawi�ci, kt�ra dotyczy egzystencji duszy "z�a", nienawi��
witalna - tylko "niegodziwa"."
Mimo, �e Max Scheler by� filozofem, a nie lekarzem, jego rozwa�ania prowadz� do
wniosk�w niezwykle wa�nych dla psychologii klinicznej, to znaczy dla rozumienia
istoty tan�w nerwicowych wielu ludzi. Praktyczne konkluzje, wa�ne dla tego
problemu, wynikaj� z nast�puj�cego stwierdzenia:
"Ludzi, u ktorych wyst�puje taki stan rozdarcia i taki "konflikt" mi�dzy ich
nienawi�ci� a mi�o�ci�, nazywamy zazwyczaj "naturami dysharmonijnymi". Ju� sam
fakt, �e mog� istnie� wszystkie te rodzaje "dysharmonii" przemawia za
mo�liwo�ci� rozdzielenia owych funkcji mi�o�ci. "Natura harmonijna" jest raczej
tylko s z c z e g � l n y m, s z c z � � l i w y m p r z y p a d k i e m ."
Przyznasz, �e jest to straszne ! Zmusza mnie to, aby doradzi� Tobie, aby w
kolumnach 5,6,7 u do�u skorygowa� wszystkie znaki o warto�ci "zero (0)" i wpisa�
ewentualnie znak "-1" je�li ustalisz, �e Tw�j partner, w danym zakresie, w
istocie nienawidzi� Ci�. Tak teraz masz ju� rozeznanie Twojej sytuacji.
* * *
Znowu proponuj� odpoczynek. Pomy�l ! Wr�� do mojej ta�my jutro.
Na razie za du�o tego ! Mo�e mnie ju� nigdy nie w��czysz ? Szkoda !
Przyzwyczai�am si� do Ciebie ! Powiem Ci jednak jeszcze co b�d� m�wi�a, je�li
w��czysz mnie jeszcze kiedy�.
Ot� je�li masz nietypow�, niekompletn� konstelacj� plus�w, zer i minus�w to
musimy zastanowi� si� wr�cz, czy nie podlega�a� prostemu z�udzeniu, czy nie
myli�a� mi�o�ci z sympati�, przyja�ni�, kole�e�stwem, przywi�zaniem, ucieczk�
przed samym sob�, wsp�lnot� zainteresowa�, szacunkiem, patologicznym
zniewoleniem przez rys osoby kochanej wcze�niej, czy nie myli�a� mi�o�ci do
partnera p�ci przeciwnej z mi�o�ci� macierzy�sk�, ojcowsk�, z mi�o�ci�
kazirodcz�, z mi�o�ci� homoseksualn�.
P�niej musimy zastanowi� si� co robi� dalej. Je�li nadal b�dziesz obstawa�a
przy tym, �e kochasz osob�, kt�ra Ci� porzuci�a, to proponuj� zastanowi� si� nad
tym, czy �w pocz�tkowy blask jeszcze trwa. No i dalej, czy decydujesz si� na
jedn� z czterech mo�liwych �cie�ek post�powania :
Pr�ba odzyskania partnera,
Modyfikacja i szybko jeszcze raz to samo wzgl�dem kogo� innego,
Zmniejszy� g��d utraconej osoby i czeka�, czyli liczy� na wtargni�cie l e o p
a r d a do Twojego pokoju,
Spos�b "aktywny" - patrz ostatni podrozdzia�.
?. FORMY MI�O�CI WED�UG STENBERGA.
My�l�, �e co robi� dalej w Twojej sytuacji, powinno zale�e� od rozeznania i l e
j e s t w a r t e uczucie Twojego partnera do Ciebie i ile jest warte Twoje
uczucie do niego. Jeszcze raz ! Wed�ug Stenberga, nami�tno�� czyli intymne
kontakty seksualne s� podstaw� mi�o�ci, ale je�li jest tylko tyle (jedynka w
rubryce nami�tno�ci i dwa zera w kolumnach nr 6 i 7), to by�o to tylko z a � l e
p i e n i e nazywane te� cz�sto, w pierwszej fazie tzw. m i � o � c i � o d p i
e r w s z e g o w e j r z e n i a . Je�li nie do��czy�a si� ze strony obojga z
Was intymno�� czyli poczucie blisko�ci, do�wiadczanie ciep�a uczuciowego,
przywi�zanie i p r z e d e w s z y s t k i m s z c z e r o � � r o z m � w , to
zwi�zek nie mia� wielkich szans na przetrwanie, z g�ry by� skazany na
niepowodzenie. Nawet jednak dwie jedynki za nami�tno�� i za intymno��, czyli
szczero��, nie czyni� uczucia k o m p l e t n y m . Takie dwie jedynki wed�ug
Stenberga to tzw. m i � o � � r o m a n t y c z n a , taka m�odzie�owa odmiana
mi�o�ci. Jak wiadomo starsi ludzie wiedz�, �e romantyczne uczucie trwa niezbyt
d�ugo. Gwoli �cis�o�ci, zwracam uwag�, �e je�li ze strony jednego z Was by�a
tylko intymno��, bez nami�tno�ci, to w og�le to nie by�a mi�o�� tylko sympatia,
czyli przyja��. Tak twierdzi Stenberg !
No dobrze, przejd�my do innej niekompletnej formy uczucia. By�a nami�tno��,
szczere, ciep�e uczuciowo rozmowy, ale nie by�o wewn�trznej decyzji,
przyzwolenia jednego z Was i oczywi�cie nie by�o specjalnego zaanga�owania si� w
podtrzymywanie uczucia. Tak, jest to mo�liwe ! Mo�na z kim� si� spotyka� na
"rozbierane randki" i prowadzi� w ich trakcie szczere rozmowy, b�d�c
jednocze�nie przekonanym : "ona nie jest dla mnie", gdy� np. "ona jest ca�kiem
inna ni� ja", "ona nie jest w stanie mnie zrozumie�", tak naprawd� to "ona jest
g�upia i egoistyczna". Jak widzisz, wi�kszo�� takich mo�liwych zastrze�e�, w
�wietle teorii Maxa Schelera, wynika b�d� z braku pierwotnej inicjacji przez
"blask", braku ch�ci poznania istotnych cech osobistych partnera, b�d� przyj�cia
postawy wy�szo�ci typu : "ja wiem najlepiej jaka ty powinna� by�" (postawa
rodzica, postawa pedagoga).
Przedziwne jest to, �e wed�ug Stenberga, pr�cz niekompletno�ci mog� by� jeszcze
sytuacje paradoksalne. Ot� mo�liwa jest ch�� kochania, a przynajmniej ch��
dalszego kochania, mimo braku nami�tno�ci i intymno�ci. Zdarza si� to cz�sto w
starszych parach ma��e�skich. Nie chc� ju� ze sob� sypia�, gdy� nie sprawia im
to �adnej przyjemno�ci, a raczej odwrotnie zwiastuje za�enowanie lub awantur�.
Nie maj� sobie ju� nic wi�cej do powiedzenia, gdy� wszystko ju� nawzajem od
siebie us�yszeli (tak przynajmniej s�dz�), ni