3288

Szczegóły
Tytuł 3288
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3288 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3288 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3288 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

AGATHA CHRISTIE DZIESI�CIU MURZYNK�W Prze�o�y� Roman Chrz�stowski ROZDZIA� PIERWSZY I W rogu przedzia�u pierwszej klasy siedzia� s�dzia Wargrave, kt�ry niedawno przeszed� na emerytur�. Pali� cygaro i z zainteresowaniem przegl�da� polityczne wiadomo�ci w "Timesie". Po pewnym czasie z�o�y� gazet� i wyjrza� oknem. Przeje�d�ali w�a�nie przez Somerset. Spojrza� na zegarek... jeszcze dwie godziny drogi. Przypomnia� sobie notatki, jakie ukaza�y si� w prasie na temat Wyspy Murzynk�w. Najpierw kupi� j� ameryka�ski milioner, wielki mi�o�nik jachtingu. Wybudowa� na tej ma�ej wysepce le��cej u brzeg�w Devonu luksusow� i nowoczesn� will�. Drobna okoliczno��, �e trzecia z kolei �ona milionera nie lubi�a morza, wp�yn�a na to, i� wysepk� wraz z will� postanowiono sprzeda�. Fakt ten spowodowa� ukazanie si� w prasie olbrzymich og�osze�. Wreszcie lakoniczna notatka poda�a do wiadomo�ci publicznej, �e wysp� zakupi� jaki� pan Owen. Potem zacz�y pojawia� si� pierwsze plotki. A wi�c, �e Wysp� Murzynk�w naby�a w rzeczywisto�ci Gabriela Turl, gwiazda filmowa z Hollywood, pragn�ca sp�dzi� par� miesi�cy w cichym ustroniu. Nast�pnie kto� podpisuj�cy si� "�uk" dawa� dyskretnie do zrozumienia, �e ma tam powsta� siedziba rodziny kr�lewskiej?! Dziennikarzowi, panu Merryweather, kto� kiedy� szepn��, �e wysp� kupiono na gniazdko dla m�odej pary, sugeruj�c, �e lord L. uleg� w ko�cu Kupidynowi. "Jonas" wiedzia� sk�din�d na pewno, �e wysp� zakupi�a Admiralicja, by przeprowadza� jakie� okryte tajemnic� �wiczenia. Wyspa Murzynk�w intrygowa�a opini� publiczn�! S�dzia Wargrave wyci�gn�� z kieszeni list. Pismo by�o ledwo czytelne, ale niekt�re s�owa dawa�y si� odczyta� nad podziw �atwo. Drogi Lawrence... tyle lat nie mia�am od Pana wiadomo�ci... musi Pan przyjecha� na Wysp� Murzynk�w... jedno z najczarowniejszych miejsc... tyle mamy sobie do powiedzenia... dawne czasy... �ycie na �onie przyrody... wygrzewanie si� w s�o�cu. 12.40 z dworca Paddington... spotkamy si� w Oakbridge... List by� zako�czony kwiecistym podpisem: Przyjazna Panu Constance Culmington. Wargrave zacz�� si� zastanawia�, kiedy ostatni raz spotka� lady Culmington. By�o to chyba siedem... nie, osiem lat temu. Potem wyjecha�a do W�och, by opala� si� w promieniach s�o�ca i �y� w�r�d tamtejszych wie�niak�w. Nast�pnie s�ysza�, �e uda�a si� do Syrii, gdzie, nie przerywaj�c k�pieli s�onecznych, przebywa�a na �onie przyrody, tym razem w�r�d Beduin�w. Tak, Constance Culmington by�a kobiet�, kt�rej mo�na by przypisa� kupienie wyspy i otaczanie si� tajemnic�. Skin�wszy g�ow� na potwierdzenie swych domys��w, Wargrave pozwoli� g�owie opa��... Zasn��. II Vera Claythorne siedzia�a w przedziale trzeciej klasy z pi�cioma innymi pasa�erami. Opar�a g�ow� o �cian� i przymkn�a oczy. Dzie� by� zbyt upalny na podr� poci�giem. Jak�e przyjemnie b�dzie znale�� si� nad morzem! W�a�ciwie mia�a wiele szcz�cia z t� posad�. Zaj�cia wakacyjne polega�y przewa�nie na pilnowaniu mn�stwa dzieci. Otrzymanie stanowiska sekretarki na czas wakacji by�o prawie nieosi�galne. Nawet biuro po�rednictwa pracy nie robi�o wielkich nadziei. I nagle ten list: Otrzyma�am Pani adres z biura po�rednictwa pracy wraz z ich rekomendacj�. Przypuszczam, �e znaj� Pani� osobi�cie. B�dzie mi mi�o zaanga�owa� Pani� na warunkach dla Niej dogodnych i pragn�, by rozpocz�ta Pani prac� �smego sierpnia. Poci�g odchodzi z dworca Paddington o 12.40 i b�dzie Pani oczekiwana na stacji w Oakbridge. Za��czam pi�� funt�w jako zaliczk�. Z powa�aniem Una Nancy Owen Nag��wek podawa� adres: Wyspa Murzynk�w, Sticklehaven, Devon... Wyspa Murzynk�w! O niczym innym nie pisa�y ostatnio gazety! R�nego rodzaju ploteczki i ciekawe komentarze. Przypuszczalnie wi�kszo�� z nich by�a zmy�lona. Ale willa zosta�a na pewno zbudowana przez jakiego� milionera i m�wiono, �e jest niezwykle luksusowa. Vera Claythorne, bardzo zm�czona wyt�on� prac� w szkole w ostatnim kwartale, my�la�a z gorycz�: By� nauczycielk� gimnastyki w trzeciorz�dnej szk�ce to nieustanna mord�ga... Gdybym tak mog�a otrzyma� zaj�cie w jakiej� porz�dnej szkole... Ale ostatecznie dobre i to. Ludzie nie darz� zbyt wielkim zaufaniem osoby, kt�ra mia�a do czynienia z s�dzi� �ledczym, nawet gdy zosta�a uniewinniona! Przypomnia�a sobie teraz, jak sk�adali jej gratulacje za odwag� i przytomno�� umys�u. Je�li chodzi o �ledztwo, nie mog�o lepiej wypa��. Sama pani Hamilton odnosi�a si� do niej z niezwyk�� serdeczno�ci�. Jedynie Hugh... ale o nim w og�le nie chce my�le�! Nagle zadr�a�a pomimo upa�u panuj�cego w. przedziale i straci�a ochot� na wyjazd nad morze. Przed jej oczyma stan�� wyra�ny obraz... G�owa Cyrila ukazuj�ca si� w�r�d fal, gdy p�yn�� do ska�y... wynurza�a si� i znika�a... A ona sama p�yn�a swobodnie za nim, miarowymi ruchami pruj�c wod�. Wiedzia�a dobrze, �e nie zd��y na czas... Morze - jego ciep�e, niebieskie blaski. Poranki sp�dza�a le��c na piasku... Hugh... Hugh, kt�ry powiedzia�, �e j� kocha.... Nie wolno jej o nim my�le�... Otworzy�a oczy i spojrza�a na m�czyzn�, siedz�cego po przeciwnej stronie. By� wysoki, o opalonej twarzy, jego jasne oczy by�y lekko przymkni�te, aroganckie usta mia�y w sobie co� okrutnego. Mog�a si� za�o�y�, �e zwiedzi� prawie ca�y �wiat i niejedno widzia�. Musia�y to by� rzeczy ciekawe... III Philip Lombard obserwowa� dziewczyn�, kt�ra siedzia�a naprzeciw niego. Nawet niez�a - pomy�la� - mo�e troch� w typie nauczycielki. Wida� po jej opanowaniu, �e potrafi postawi� na swoim w mi�o�ci i nienawi�ci. Ch�tnie bym si� z ni� zmierzy�. Zmarszczy� brwi. Nie, z tym trzeba b�dzie da� sobie spok�j. Przede wszystkim interes. Musi mie� swobodn� g�ow� do pracy, kt�ra go czeka. Ale jaka to b�dzie praca? Isaac Morris by� dziwnie tajemniczy. - Mo�e pan, kapitanie, przyj�� t� prac� albo nie. Odrzek� wtedy niby z namys�em: - Sto gwinei, prawda? M�wi� tonem tak naturalnym, jak gdyby sto gwinei by�o dla niego niczym. Sto gwinei w chwili, gdy znajdowa� si� u kresu swych zasob�w! By� pewny, �e ten �yd nie da� si� nabra�... Najgorsze z nimi jest to, �e w sprawach pieni�nych wszystko wiedz� i nie da si� wywie�� ich w pole! Powiedzia� wtedy niedbale: - Czy m�g�by mi pan poda� bli�sze szczeg�y? Isaac Morris zaprzeczy� stanowczym ruchem ma�ej, �ysej g�owy. - Niestety, panie kapitanie, w tym w�a�nie le�y sedno sprawy. M�j klient s�ysza� o panu i wie, �e jest pan cz�owiekiem, kt�ry poradzi sobie w ka�dej sytuacji. Jestem upowa�niony wyp�aci� panu sto gwinei w zamian za to, �e pojedzie pan do Sticklehaven w Devonie. Najbli�sz� stacj� jest Oakbridge, stamt�d odwioz� pana autem do Sticklehaven, a potem motor�wk� na Wysp� Murzynk�w. Tam stawi si� pan do dyspozycji mego klienta. Lombard zapyta� nagle: - Na jak d�ugo? - Najwy�ej na tydzie�. G�adz�c w�sik, Lombard rzek�: - Ale pan rozumie, �e nie mog� podj�� si� rzeczy nielegalnych. M�wi�c to, ostrym spojrzeniem obj�� Morrisa. Na grubych wargach po�rednika pojawi� si� nik�y u�mieszek, gdy odpowiedzia� uroczy�cie: - Je�li zostanie panu zaproponowane co� niezgodnego z prawem, ma pan ca�kowit� wolno�� decyzji. Niech diabli wezm� g�adki u�miech tego bydl�cia! Robi� wra�enie, jak gdyby dobrze wiedzia�, �e w �yciu Lombarda zgodno�� z prawem nie zawsze by�a zasad� sine qua non... Na jego twarzy pojawi� si� grymas. Na Jowisza, nieraz zdarza�o mu si� ryzykowa�. Ale zawsze potrafi� wyj�� ca�o. Wiedzia�, kiedy nie nale�y przeci�ga� struny. Nie, i tym razem nie mia� zamiaru zbytnio si� tym przejmowa�. Mia� nadziej�, �e przyjemnie sp�dzi czas na Wyspie Murzynk�w. IV W przedziale dla niepal�cych siedzia�a Emily Brent, sztywno wyprostowana, zgodnie ze swym zwyczajem. Mia�a sze��dziesi�t pi�� lat i nie uznawa�a gnu�no�ci. Jej ojciec, pu�kownik starej daty, zwraca� szczeg�ln� uwag� na dobr� postaw�. Obecne pokolenie by�o bezwstydnie rozlaz�e. We�my chocia� ten przedzia�; nie m�wi�c o tym, �e wsz�dzie jest tak samo. Opancerzona swoj� prawo�ci� i nieust�pliwo�ci� panna Brent siedzia�a w przepe�nionym przedziale trzeciej klasy i triumfowa�a nad niewygod� i upa�em. W dzisiejszych czasach ludzie robi� tyle ha�asu z byle jakiego powodu. Nie wyrw� sobie z�ba bez znieczulenia, za�ywaj� �rodki nasenne, je�li nie mog� zasn��, a wsz�dzie ogl�daj� si� za g��bokimi fotelami i poduszkami; dziewcz�ta smaruj� cia�a jakimi� olejkami i wyleguj� si� p�nagie na pla�ach. Usta panny Brent zacisn�y si�. Mog�aby wymieni� wiele przyk�ad�w. Przypomnia�a sobie lato ubieg�ego roku. Przypuszczalnie tym razem b�dzie troch� inaczej. Wyspa Murzynk�w... Przetrawia�a w pami�ci list, kt�ry ju� tyle razy czyta�a. Droga panno Brent, przypuszczam, �e Pani sobie mnie przypomina. By�y�my razem w hotelu w Belhaven w sierpniu przed kilkoma laty i mia�y�my tyle wsp�lnych temat�w do rozm�w. Posiadam obecnie w�asny domek na wyspie przy brzegu devo�skim. Powinno chyba Pani� poci�ga� miejsce, gdzie znajdzie Pani zdrow� kuchni� i osoby o niedzisiejszych pogl�dach. Nie grozi Pani ogl�danie nago�ci i wys�uchiwanie p�yt gramofonowych do p�nej nocy. By�oby mi bardzo mi�o, gdyby Pani mog�a tak si� urz�dzi�, by sp�dzi� letni urlop na Wyspie Murzynk�w - oczywi�cie jako m�j go��. Czy odpowiada�by Pani pocz�tek sierpnia? Powiedzmy, �smy. Z serdecznym pozdrowieniem U. N. O. Kt� to m�g� by�? Podpis by� trudny do odcyfrowania. Emily Brent stwierdzi�a ze zniecierpliwieniem, �e tak wiele ludzi podpisuje si� nieczytelnie. Zacz�a przypomina� sobie osoby spotkane w Belhaven. By�a tam dwukrotnie podczas lata. Przysz�a jej na my�l pewna pani w �rednim wieku... dobrze, ale jak si� ona nazywa�a?... Jej ojciec by� duchownym. Zaraz, by�a tam jeszcze pani Olten... Ormen... nie, na pewno Oliver! Tak... Oliver. Wyspa Murzynk�w! Gazety pisa�y co� o niej - jaka� gwiazda filmowa - a mo�e ameryka�ski milioner? Oczywi�cie, cz�sto takie miejsca mo�na tanio naby� - nie ka�demu si� podobaj�. Ludzie wyobra�aj� sobie, �e to musi by� bardzo romantyczne, ale gdy przyjdzie mieszka� na wyspie, ujawniaj� si� r�ne niedogodno�ci, i wtedy s� szcz�liwi, je�eli mog� j� sprzeda�. W ka�dym razie sp�dz� bezp�atnie urlop - pomy�la�a Emily Brent. Jej dochody bardzo zmala�y; z wielu akcji nie wyp�acaj� w og�le dywidend, tak �e nie nale�a�o pomin�� tej okazji. Gdyby mog�a sobie tylko przypomnie� co� wi�cej o tej pani, a mo�e pannie Oliver. V Genera� Macarthur spogl�da� przez okno poci�gu, kt�ry zbli�a� si� do Exeter. Tu mia� si� przesi���. Do diab�a z tymi bocznymi liniami kolejowymi! Do Wyspy Murzynk�w nie by�o dalej ni� o skok zaj�ca. Nie m�g� sobie przypomnie�, kt�ry z jego koleg�w nazywa� si� Owen. Widocznie kto� z jego dawnego pu�ku - przyjaciel Spoofa Leggarda czy Johniego Dyera. Przyb�dzie paru starych kompan�w, aby pogwarzy� o dawnych znajomych. Tak, pogwarka o dawnych czasach sprawi�aby mu przyjemno��. Ostatnio odni�s� wra�enie, �e koledzy raczej unikaj� jego towarzystwa. Wszystko przez te przekl�te plotki! Na Boga, to ju� kawa� czasu - blisko trzydzie�ci lat temu! Widocznie Armitage si� wygada�. Przekl�ty bubek! C� on m�g� wiedzie�? Lepiej nie rozmy�la� o tych sprawach! Mo�na sobie wiele rzeczy po prostu wm�wi�, na przyk�ad, �e znajomy patrzy na ciebie jakim� dziwnym wzrokiem. Wyspa Murzynk�w! By� ciekaw, jak wygl�da. Wiele pog�osek kr��y�o na jej temat. M�wiono nawet, �e Admiralicja, Ministerstwo Obrony czy te� Lotnictwa mia�y j� obj�� w posiadanie. M�ody Elmer Robson, milioner ameryka�ski, wybudowa� sobie will� na wyspie. Podobno wyda� na ni� tysi�ce. Wsz�dzie niebywa�y przepych... Exeter! I godzina czekania! Nie lubi� czeka�. Chcia�by gdzie� p�j��... VI Doktor Armstrong prowadzi� swego morrisa przez r�wnin� Salisbury. By� bardzo zm�czony... Za powodzenie trzeba p�aci�. By� czas, gdy siedzia� w swoim nowocze�nie urz�dzonym gabinecie na Harley Street, ubrany w bia�y kitel, w�r�d nowiutkich aparat�w lekarskich i czeka�, czeka� przez wiele pustych dni na sukces czy bankructwo... Ostatecznie si� uda�o! Mia� szcz�cie! Ale by� te� i zr�czny. Doskonale nadawa� si� do swojego zawodu. To jednak za ma�o. Aby si� wybi�, trzeba mie� �ut szcz�cia. A on je mia�! Dobra diagnoza, par� pacjentek, pacjentek wdzi�cznych i bogatych... i tam i �wdzie posz�o s��wko: "Niech pani spr�buje uda� si� do Armstronga, to m�ody lekarz, ale m�dry. Pam chodzi� latami do wszystkich mo�liwych lekarzy, a on z miejsca wyleczy� mu palec!" Ko�o zacz�o si� toczy�... Obecnie doktor Armstrong osi�gn�� pe�ni� powodzenia. By� coraz bardziej zaj�ty. Mia� ma�o wolnego czasu. I dlatego cieszy� si� tego sierpniowego ranka, �e wyrwa� si� na par� dni z Londynu, by uda� si� na t� wysp� przy brzegu devo�skim. W�a�ciwie to nie b�dzie nawet urlop. List, kt�ry otrzyma�, by� sk�py w s�owach, czego nie mo�na powiedzie� o do��czonym do niego czeku. Du�e honorarium. Ci Owenowie musz� siedzie� na pieni�dzach. Na pewno jaka� ma�a niedyspozycja. Troskliwy m�� boi si� o stan zdrowia �ony i pragnie pozna� diagnoz�, nie budz�c jej niepokoju. Ona nie chce nawet s�ysze� o lekarzach. Jej nerwy... Nerwy! Brwi lekarza unios�y si�. Ach, te kobiety i ich nerwy! Ostatecznie je�li chodzi o jego interes, to w�a�ciwie wszystko jest w porz�dku. Wi�kszo�� kobiet, kt�re przychodzi�y do niego po porad�, chorowa�a najwy�ej na nud�. Nie by�yby mu jednak wdzi�czne, gdyby im to wr�cz o�wiadczy�! Zawsze mo�na wymy�li� jak�� chorob�. "Rzadko spotykany przypadek (tu nast�powa�a jaka� d�uga nazwa), nic powa�nego... wymaga jedynie w�a�ciwej kuracji. Leczenie jest zupe�nie proste". Nie ulega w�tpliwo�ci, �e wiara w uleczenie jest najsilniejsz� broni� medycyny. On sam umia� pos�ugiwa� si� t� broni�, potrafi� wzbudzi� nadziej� i wiar�. Szcz�ciem uda�o mu si� wybrn�� z tej sytuacji sprzed dziesi�ciu... nie, sprzed pi�tnastu lat. O ma�y w�os nie wpad� wtedy. By�by bezapelacyjnie zgubiony! Ledwo przyszed� do siebie po tym wstrz�sie. Przesta� pi� ca�kowicie. Na Jowisza, pomimo wszystko by� o krok od katastrofy... Us�ysza� rozdzieraj�cy uszy klakson samochodowy, olbrzymi supersportowy dalmain p�dzi� za nim z szybko�ci� osiemdziesi�ciu mil na godzin�. Doktor Armstrong zjecha� na sam skraj drogi. Znowu jeden z tych m�odych wariat�w, kt�rzy rozbijaj� si� po kraju. Nienawidzi� ich. I tym razem otar� si� prawie o jego w�z. Przekl�ty dure�! VII Tony Marston, naciskaj�c bez przerwy taster sygna�u, my�la� w duchu: Ten ruch i t�ok na szosach jest niemo�liwy. Zawsze kto� musi zatarasowa� ci drog�. I wszyscy musz� jecha� �rodkiem szosy! Prowadzi� auto w dzisiejszych czasach w Anglii to prawie beznadziejne... nie jak we Francji, gdzie mo�na doda� gazu... Czy nie warto si� zatrzyma�, by ugasi� pragnienie? Ma mas� czasu. Zosta�a jeszcze jaka� setka mil z ok�adem. Mia�by ochot� wypi� szklaneczk� d�inu oraz piwa imbirowego. Powietrze drga z upa�u! Ostatecznie pobyt na tej wysepce mo�e by� nawet przyjemny -byle pogoda dopisa�a. Zastanawia� si�, kim te� mog� by� ci Owenowie. Przypuszczalnie siedz� na forsie. W�a�ciwie istniej� przyjemniejsze miejsca na sp�dzenie czasu ni� ta bezludna wysepka, ale taki cz�owiek jak on, bez wi�kszych zasob�w finansowych, nie ma du�ego wyboru. Miejmy nadziej�, �e s� dobrze zaopatrzeni w trunki. Nigdy nie jest si� pewnym ludzi, kt�rzy zrobili pieni�dze, a nie s� od urodzenia przyzwyczajeni do pewnych rzeczy. Szkoda, �e pog�oska, jakoby Gabriela Turl mia�a t� wysp� zakupi�, nie sprawdzi�a si�. Przyjemniej by�oby sp�dzi� czas z lud�mi filmu. No, ostatecznie mo�na przypu�ci�, �e troch� dziewcz�t tam b�dzie... Gdy wyszed� z baru, przeci�gn�� si�, ziewn��, spojrza� na b��kitne niebo i wsiad� do swego dalmaina. M�ode kobiety patrzy�y na niego z zachwytem - podziwia�y jego sze�� st�p wzrostu, proporcjonalnie zbudowane cia�o, k�dzierzawe w�osy, opalon� twarz i ciemnoniebieskie oczy. Zapu�ci� motor i z rykiem wyjecha� z bocznej uliczki. Starzy m�czy�ni i dzieci odskakiwali w bok. Ch�opcy z podziwem spogl�dali na samoch�d. Anthony Marston kontynuowa� sw� podr�, budz�c powszechne zainteresowanie. VIII Blore jecha� poci�giem osobowym z Plymouth. W przedziale znajdowa� si� poza nim jeszcze jeden pasa�er, jaki� stary rybak z kaprawymi oczyma. W tej chwili spa�. Blore pisa� w swym ma�ym notesiku. - Oto ca�a grupa - mrucza� do siebie - Emily Brent, Vera Claythorne, doktor Armstrong, Anthony Marston, stary s�dzia Wargrave, Philip Lombard, emerytowany genera� Macarthur oraz s�u��cy Rogers z �on�. Zamkn�� notes i w�o�y� go z powrotem do kieszeni. Spojrza� na drzemi�cego w k�cie m�czyzn�.. B�dzie mia� z osiemdziesi�tk� - oceni� fachowo jego wiek. Zacz�� zastanawia� si� nad swoimi sprawami. Robota powinna by� do�� lekka - rozmy�la�. - Nie wyobra�am sobie, bym si� m�g� potkn��. Przypuszczam, �e uda mi si� dopilnowa� wszystkiego. Wsta� i przypatrywa� si� odbiciu swej twarzy w szybie. Mia�a w sobie co�, co kojarzy�o si� z wojskiem. Tak, cech� t� podkre�la� przystrzy�ony w�s. Twarz w�a�ciwie bez wyrazu. Oczy szare, blisko osadzone. M�g�bym przedstawi� si� jako major - pomy�la� - ale nie, zapomnia�em. B�dzie tam ten stary genera�. Od razu si� na mnie pozna. Afryka Po�udniowa... to jest m�j punkt wyj�cia! Nikt z go�ci nie ma z ni� nic wsp�lnego, a ja w�a�nie sko�czy�em czyta� opis podr�y po Afryce i mog� na ten temat co� nieco� powiedzie�. Na szcz�cie ludzie z kolonii reprezentuj� ca�� gam� r�norodnych typ�w. Blore czu�, �e w ka�dym towarzystwie m�g�by bez obawy przedstawi� si� jako przybysz z Afryki Po�udniowej. Wyspa Murzynk�w. Pozna� j� jako ma�y ch�opczyk. Niedaleko brzegu troch� ska�, w kt�rych gnie�dzi�y si� mewy. Nazw� otrzyma�a od kszta�tu g�owy ludzkiej o murzy�skich wargach. Co za pomys� wybudowa� na niej dom! Przecie� tam musi by� okropnie podczas brzydkiej pogody! Ale milionerzy maj� swe kaprysy! Stary rybak w k�cie obudzi� si�. - Cz�owiek nigdy nie jest pewien morza, nigdy! - powiedzia�. Blore przytakn��. Tak, to prawda. Rybakowi odbi�o si� i rzek� melancholijnie: - Nadci�ga szkwa�. Blore obruszy� si�. - Chyba nie. Jest �liczny dzie�. Stary krzykn�� rozgniewany: - Burza nadci�ga! Czuj� j� nosem. - By� mo�e ma pan racj� - odpowiedzia� Blore pojednawczo. Poci�g zatrzyma� si� na jakiej� stacji i dziwny pasa�er stan�� niepewnie na nogach. - Wysiadam tutaj. - Mocowa� si� z drzwiami. Blore mu pom�g�. Staruszek odwr�ci� si�. Podni�s� uroczy�cie r�k� i zamruga� zaczerwienionymi powiekami. - Czuwaj i m�dl si�! Czuwaj i m�dl si�! Zbli�a si� Dzie� S�du. Przy schodzeniu na peron upad�. Le��c spojrza� na Blore'a i rzek� z niezmiern� powag�: - M�wi� do pana, m�ody cz�owieku. Dzie� S�du jest ju� bardzo blisko. Jemu bli�ej do Dnia S�du ni� mnie - pomy�la� Blore, wracaj�c na swoje miejsce. Ale... jak wykaza�y p�niejsze wypadki, nie mia� racji... ROZDZIA� DRUGI I Na stacji Oakbridge stan�a grupka os�b rozgl�daj�cych si� niezdecydowanie woko�o. Za nimi numerowi u�o�yli walizki. Kt�ry� z nich zawo�a�: - Jim! Zbli�y� si� szofer jednej z taks�wek. - Czy pa�stwo mo�e na Wysp� Murzynk�w? - zapyta� z czystym devo�skim akcentem. Czworo os�b kiwn�o g�owami, a potem zacz�o si� sobie przygl�da�. Szofer zwr�ci� si� do s�dziego Wargrave'a jako do najstarszego z grupy. - Czekaj� na pa�stwa dwie taks�wki. Ale jedna z nich musi jeszcze poczeka� na osobowy z Exeter - to kwestia paru minut - jaki� pan ma nim przyjecha�. Mo�e kto� z pa�stwa zaczeka? B�dzie pa�stwu wygodniej w mniejszych grupkach. Vera Claythorne, jako przysz�a sekretarka, z miejsca zabra�a g�os: - Ja zaczekam. Mo�e pa�stwo pojad� pierwsi? - Spojrza�a na troje nieznajomych, w g�osie jej brzmia�a nuta autorytetu. Robi�a wra�enie kierowniczki internatu dla dziewcz�t. Panna Brent odpowiedzia�a sztywno: - Dzi�kuj� - i z uniesion� g�ow� wsiad�a do taks�wki. Obok niej usadowi� si� Wargrave. Kapitan Lombard zaproponowa�: - Je�li pani pozwoli, zostan� z pani�, panno... - Claythorne - odrzek�a Vera. - Pani pozwoli, �e si� przedstawi�. Philip Lombard. Numerowi u�o�yli walizki w taks�wce. Wargrave odezwa� si� konwencjonalnie do panny Brent: - Zdaje si�, �e b�dziemy mieli �adn� pogod�. - Wydaje si�, �e tak - odparta. To dystyngowany m�czyzna - pomy�la�a. - Ca�kiem niepodobny do typ�w, jakie spotyka si� w pensjonatach nad morzem. Oczywi�cie pani czy panna Oliver musi by� osob� o pewnym poziomie... - Czy zna pani dobrze te okolice? - zapyta� Wargrave. - By�am w Kornwalii i w Torquay, ale pierwszy raz w �yciu znalaz�am si� w tej cz�ci Devonu. - Ja r�wnie� ma�o znam te strony. Taks�wka odjecha�a. Drugi kierowca zapyta�: - Mo�e pa�stwo wsi�d� do samochodu, nim poci�g nadjedzie? Vera odm�wi�a stanowczo: - Nie, dzi�kuj�. Kapitan Lombard za�mia� si�. - Mo�e przejdziemy si� troch�? Chyba �e pani woli p�j�� na stacj�? - O, dzi�kuj�. Tak przyjemnie wydosta� si� z tego dusznego poci�gu. - No tak, podr�owanie w dzisiejszym upale nie nale�a�o do przyjemno�ci. - Mam nadziej�, �e pogoda si� utrzyma. Niestety, u nas w Anglii pogoda bywa tak zwodnicza. Lombard zapyta�, widocznie z braku tematu: - Czy pani zna te okolice? - Jestem tu po raz pierwszy. - Postanowi�a wyjawi� mu z miejsca pow�d swego przyjazdu. - Nie znam nawet mojej przysz�ej chlebodawczyni. - Pani chlebodawczyni? - Tak. Zosta�am zaanga�owana przez pani� Owen w charakterze sekretarki. - Ach tak. - Jego spos�b m�wienia zmieni� si� niedostrzegalnie, sta� si� pewniejszy, mniej sztywny. - Czy to nie do�� dziwne? Vera za�mia�a si�. - Nie ma w tym nic dziwnego. Po prostu jej sekretarka nagle zachorowa�a i zatelefonowa�a do biura po�rednictwa pracy o zast�pczyni�, a oni skierowali mnie. - A wi�c tak to wygl�da. A je�li pani nie spodobaj� si� warunki pracy? Vera u�miechn�a si� znowu. - O, to tylko takie wakacyjne zaj�cie. Mam sta�� prac� w �e�skiej szkole. Prawd� powiedziawszy, jestem niezwykle podniecona mo�liwo�ci� zobaczenia Wyspy Murzynk�w. Tyle o niej czyta�am w gazetach. Czy to nie fascynuj�ce? - Nie wiem. Nie widzia�em jeszcze tej wyspy. - Naprawd�? Owenowie musz� by� niebywale dumni z jej posiadania. Co to za rodzaj ludzi? M�g�by mi pan powiedzie�? Lombard zastanawia� si� chwil�. Niezr�czna sytuacja - udawa�, �e ich znam, czy nie? Nagle zawo�a�: - Osa usiad�a pani na ramieniu! Nie... niech si� pani nie rusza. - Machn�� r�k�. - O, ju� odlecia�a. - Dzi�kuj� panu bardzo. W tym roku pojawi�o si� mn�stwo os. - Przypuszczam, �e to z powodu upa��w. Czy pani nie wie przypadkiem, na kogo czekamy? - Nie mam najmniejszego poj�cia. Da� si� s�ysze� g�uchy odg�os nadje�d�aj�cego poci�gu. - To pewnie ten poci�g. Z drzwi dworca wyszed� wysoki m�czyzna w typie by�ego wojskowego. Jego szpakowate w�osy by�y g�adko przyczesane, a siwy w�s starannie przystrzy�ony. Tragarz, uginaj�c si� pod do�� ci�k� sk�rzan� waliz�, wskaza� na Ver� i Lombarda. Vera podesz�a par� krok�w. - Jestem sekretark� pani Owen. W�a�nie czekamy z taks�wk� na pana. Panowie pozwol� - to jest pan Lombard. Niebieskie, wyblak�e oczy, bystre pomimo wieku, spocz�y na Lombardzie. Ten m�ody cz�owiek nie�le wygl�da. Ale co� z nim jest nie w porz�dku... Wszyscy troje podeszli do taks�wki. Wkr�tce zostawili za sob� spokojne uliczki Oakbridge, potem jak�� mil� jechali drog� do Plymouth, wreszcie skr�cili w w�skie dr�ki otoczone bujn� zieleni�. Genera� Macarthur odezwa� si�: - Nie znam wcale tej cz�ci Devonu. Mieszkam na wsch�d st�d, na granicy Dorset i Devonu. Naprawd� tu jest bardzo �adnie. Te pag�rki, czerwona ziemia i wsz�dzie tak zielono, a� mi�o patrze�. Philip zauwa�y� krytycznie: - Okolica jest troch� zanadto zamkni�ta... Osobi�cie wol� bardziej otwarte przestrzenie, gdzie mo�na zobaczy�, co si� dzieje... - M�g�bym si� za�o�y�, �e zwiedzi� pan kawa� �wiata - zwr�ci� si� do niego genera�. Lombard wzruszy� lekcewa��co ramionami. - Ano, by�o si� troch� tu i �wdzie. Pewno za chwil� spyta mnie, czy bra�em udzia� w wojnie �wiatowej - pomy�la�. - Tacy starzy wojskowi nie mog� si� bez tego obej��. Ale genera� Macarthur nawet s�owem nie wspomnia� o wojnie. II Gdy min�li wierzcho�ek pag�rka, zacz�li zje�d�a� serpentynami do Sticklehaven, malutkiej wioski z�o�onej z paru domk�w. Przy brzegu ko�ysa�a si� ��d� rybacka. Na po�udniu dostrzegli w blasku zachodz�cego s�o�ca Wysp� Murzynk�w. Vera odezwa�a si� rozczarowana: - To nawet kawa� drogi. Wyobra�a�a sobie, �e wyspa jest po�o�ona bli�ej brzegu i �e zobaczy na niej jaki� pa�acyk. Z daleka nie by�o wida� ani �ladu domu, jedynie ska�y, kt�re uk�ada�y si� w olbrzymi� g�ow� Murzyna. By�o w tym co� ponurego. Vera zadr�a�a lekko. Przed ma�� gospod� "Siedem Gwiazd" siedzia�o troje os�b. Mo�na by�o rozpozna� zgarbion� posta� s�dziego, wyprostowan� sylwetk� panny Brent. Trzeci� osob� by� wysoki m�czyzna, kt�ry wyszed� im naprzeciw. - Pomy�la�em, �e powinni�my zaczeka� na pa�stwa. Razem pop�yniemy na wysp�. Pozwol� pa�stwo, �e si� przedstawi�? Nazywam si� Davis. Z Natalu; Afryka Po�udniowa to moja kolebka, cha, cha -za�mia� si� weso�o. S�dzia Wargrave spogl�da� na niego z widoczn� niech�ci�. Mia� min�, jak gdyby chcia� wyprosi� go z sali s�dowej. Panna Brent nie by�a pewna, czy w�a�ciwie lubi ludzi z kolonii, czy te� nie. - Mo�e kto� z pa�stwa mia�by ochot� na ma�y kieliszeczek przed wej�ciem do ��dki? - zapyta� Davis go�cinnie. Nikt nie przyj�� jego propozycji, odwr�ci� si� wi�c i podni�s� r�k� do g�ry. - Nie zwlekajmy zatem. Mili gospodarze nas oczekuj�. Zauwa�y� dziwny wyraz skr�powania na twarzach obecnych, jak gdyby wzmianka o gospodarzach dzia�a�a na nich parali�uj�co. Na znak dany przez Davisa jaki� rybak podni�s� si� spod �ciany, o kt�r� opiera� si� do tej pory. Jego twarz by�a pomarszczona od wiatru, ciemne oczy unika�y ich spojrzenia. M�wi� z mi�kkim akcentem devo�skim. - Je�li panie i panowie chc� ju� wyruszy�, ��dka stoi gotowa. Jeszcze dw�ch pan�w ma przyjecha� autem, ale pan Owen poleci� nie czeka� na nich, gdy� nie wiadomo, kiedy przyb�d�. Ca�e towarzystwo ruszy�o naprz�d. Rybak prowadzi� ich po kamiennym molo do zakotwiczonej obok motor�wki. Emily Brent zauwa�y�a: - To jaka� ma�a ��dka. W�a�ciciel motor�wki odrzek� z pewno�ci� siebie: - To wspania�a ��dka, prosz� pani. Niech pani tylko mrugnie okiem, a pop�yniemy ni� do Plymouth. S�dzia Wargrave ostro przerwa� jego wywody: - Jest nas tutaj par� os�b. - Ach, ona mo�e pomie�ci� dwa razy tyle, prosz� pana. Philip Lombard rzek� swym mi�ym g�osem: - Wszystko w porz�dku. Pogoda wspania�a. Morze spokojne. Panna Brent wsiad�a z wyrazem niepokoju na twarzy. Inni post�pili na ni�. Ca�e towarzystwo by�o jeszcze skr�powane sob� nawzajem... Ka�dy czu� si� jakby obserwowany przez pozosta�ych. Mieli ju� odbija� od brzegu, gdy dr�k� wjecha� do wioski samoch�d. Pot�na maszyna by�a tak pi�kna w linii, �e jej pojawienie si� mia�o wr�cz teatralny charakter. Przy kierownicy siedzia� m�ody m�czyzna, wiatr zwiewa� jego w�osy do ty�u. W blasku zachodz�cego s�o�ca nie wygl�da� na zwyk�ego �miertelnika, ale co najmniej na m�odego bo�ka, bohatera sag P�nocy. Nacisn�� sygna� i pot�ny d�wi�k potoczy� si� echem od ska� do zatoki. To by� fantastyczny moment. Na tle tej scenerii Anthony Marston wydawa� si� mie� w sobie co� nadprzyrodzonego. P�niej wszyscy przypomnieli sobie t� chwil�. III Siedz�c przy sterze Fred Narracott pomy�la�, �e to jaka� dziwna historia. Nie tak wyobra�a� sobie go�ci pana Owena. Przypuszcza�, �e b�d� bardziej wytworni. M�czy�ni w strojach jachtingowych, kobiety w barwnych sukienkach, wszyscy bogaci i imponuj�cy. Nikt z nich nie przypomina� towarzystwa, jakie podejmowa� Elmer Robson. Drwi�cy u�mieszek ukaza� si� na jego wargach, gdy przypomnia� sobie go�ci milionera. To by�o towarzystwo - a jakie napiwki dostawa�! Ten ca�y pan Owen musi by� jakim� innym rodzajem d�entelmena. Dziwne, ale Fred Narracott nigdy nie widzia� pana Owena ani jego ma��onki. W�a�ciwie nigdy si� tu nie zjawia�. Wszystkie polecenia i pieni�dze otrzymywa� Fred od Morrisa. Instrukcje by�y zawsze jasne, pieni�dze punktualnie p�acone, ale wszystko to wydawa�o si� - dziwne. Dzienniki pisa�y, �e z tym panem Owenem wi��e si� jaka� tajemnica, i Fred Narracott przyznawa� im racj�. Mo�e kryje si� za tym panna Gabriela Turl, kt�ra kupi�a wysp�? Ale ogl�daj�c pasa�er�w mo�na by�o spokojnie t� teori� odrzuci�. To nie ten rodzaj - nikt z nich nie wygl�da� na kogo�, kto ma do czynienia z gwiazd� filmow�. Ze z�o�ci� zacz�� ich klasyfikowa�. Ta stara panna - to kwa�ny gatunek, zna� go dobrze. �e by�a piekielnic�, m�g� si� za�o�y�. Starszy pan wygl�da na wojskowego. M�oda panienka jest �adna, ale pospolita, nic nadzwyczajnego, nie przypomina gwiazdy z Hollywood. A ten rze�ki, kr�py osobnik nie wygl�da na d�entelmena. Zapewne jaki� by�y kupiec. Natomiast drugi, chudy pan przedstawia si� ju� znacznie lepiej, jego bystre spojrzenie o czym� �wiadczy. By� mo�e ma co� wsp�lnego z filmem. Ale w�a�ciwie tylko jeden pasa�er przedstawia� si� zadowalaj�co. Ten, kt�ry przyjecha� samochodem. I to jakim! Takiego samochodu Sticklehaven jeszcze nie ogl�da�o. Musi kosztowa� setki i setki funt�w. Ten nale�a� do w�a�ciwego rodzaju. Bogaty od urodzenia. Gdyby wszyscy byli w tym typie... by�oby to bardziej zrozumia�e... Dziwna sprawa, je�li si� nad tym zastanowi�... bardzo dziwna. IV ��dka p�yn�a w kierunku wyspy. Wreszcie spoza ska� wy�oni�a si� willa. Po�udniowa strona wyspy wygl�da�a zupe�nie inaczej. Brzeg �agodnie opada� do morza. Dom wychodzi� frontem na po�udnie, by� niski i sprawia� nowoczesne wra�enie dzi�ki du�ym oknom, wpuszczaj�cym wiele �wiat�a. Czaruj�ca willa - willa, kt�ra spe�nia�a wszelkie oczekiwania. Fred zatrzyma� motor i skierowa� ��dk� do ma�ej przystani pomi�dzy ska�ami. - Musi by� do�� trudno l�dowa� tutaj w czasie niepogody - zauwa�y� ostro Lombard. Fred Narracott odrzek� oboj�tnie: - Gdy wieje po�udniowo-wschodni wiatr, nie ma mowy o przybiciu do wyspy. Czasami jest odci�ta na tydzie� lub d�u�ej. Vera Claythorne pomy�la�a: Sprawa dostaw musi by� ogromnie trudna. To najgorsze. Wszystkie problemy domowe s� takie k�opotliwe. Cz�no otar�o si� o brzeg. Fred Narracott wyskoczy� na l�d. Lombard pom�g� innym w wysiadaniu. Narracott przycumowa� ��d� do obr�czy przybitej do ska�y. Nast�pnie zacz�� si� pi�� do g�ry schodami wykutymi w skale. - Co za wspania�e miejsce! - odezwa� si� genera� Macarthur. Ale poczu� si� niemi�o. To jaka� przekl�ta dziura! Gdy ca�e towarzystwo znalaz�o si� na du�ym tarasie, wszystkim zrobi�o si� l�ej. W otwartych drzwiach willi sta� w uni�onej postawie s�u��cy, oczekuj�c go�ci; na widok jego powa�nej miny odzyskali pewno�� siebie. Poza tym willa z bliska wygl�da�a jeszcze bardziej poci�gaj�co, a widok z tarasu by� wspania�y... S�u��cy podszed� bli�ej, k�aniaj�c si� dyskretnie. By� chudym, wysokim m�czyzn�, szpakowatym i przyzwoicie si� prezentuj�cym. - Pa�stwo pozwol� t�dy. W obszernym hallu by�y ju� przygotowane napoje. Ca�a bateria butelek. Humor Anthony'ego Marstona poprawi� si� nieco. Rozmy�la� w�a�nie, w jak dziwacznym miejscu si� znalaz�. To nie w jego stylu. Co te� my�la� sobie stary Borsuk, nara�aj�c go na co� takiego? Szcz�ciem napoje by�y na poziomie. Nie zapomniano te� o lodzie. Ale co ten s�u��cy gada? �e Owenowie przyjad� dopiero jutro, �e co� im przeszkodzi�o. Wszelkie polecenia zosta�y wydane... je�li zechc� rozgo�ci� si� w swych pokojach... obiad b�dzie podany o �smej wieczorem. V Vera uda�a si� za pani� Rogers na g�r�. Kobieta otworzy�a szeroko drzwi na ko�cu korytarza i Vera wesz�a do �licznego pokoju z du�ym oknem wychodz�cym na morze i drugim - na wsch�d. Kucharka zapyta�a: - Mam nadziej�, �e niczego pani nie potrzeba? Vera rozejrza�a si� po pokoju. Jej walizy by�y wniesione i rozpakowane, z boku otwarte drzwi prowadzi�y do �azienki wy�o�onej niebieskimi kafelkami. - Nie, dzi�kuj�, wszystko jest w porz�dku. - Gdyby pani czego� potrzebowa�a, prosz� zadzwoni�. Pani Rogers mia�a p�ytki, monotonny g�os. Vera spojrza�a na ni� z zaciekawieniem. C� to za blade, bezkrwiste stworzenie! Poza tym wygl�da bardzo porz�dnie w czarnej sukience, z w�osami g�adko zaczesanymi do ty�u. Tylko jej dziwne, lataj�ce oczy ani chwili nie spocz�y na jednym miejscu. Vera pomy�la�a, �e robi wra�enie, jakby si� ba�a w�asnego cienia. Tak, robi�a wra�enie przera�onej! Wygl�da�a jak gdyby ogarni�ta �mierteln� trwog�... Przez plecy Very przeszed� dreszcz. Czeg�, na Boga, ta kobieta tak si� boi? Zagadn�a j� uprzejmie: - Jestem now� sekretark� pani Owen. Przypuszczam, �e wie pani o tym? - Nie, prosz� pani, ja nic nie wiem - odpowiedzia�a kucharka. - Wiem tylko, jakie pokoje maj� pa�stwo zaj��. - Jak to, pani Owen nic o mnie nie wspomnia�a? Powieki pani Rogers zatrzepota�y. - Nie widzia�am jeszcze pani Owen. Jestem tu dopiero od dw�ch dni. C� to za ludzie ci Owenowie? - pomy�la�a Vera. - A ile jest tu zatrudnionej s�u�by? - Tylko ja i m�j m��, prosz� pani. Vera zmarszczy�a si�. Osiem os�b w willi, dziesi�� razem z gospodarzami, i tylko dwoje s�u�by? - Jestem dobr� kuchark� - rzek�a pani Rogers - a m�j m�� zajmie si� wszystkim. Nie spodziewali�my si�, oczywi�cie, �e a� tyle go�ci przyjedzie. - Czy da pani sobie rad�? - Z pewno�ci�, a zreszt� mo�e pani Owen zgodzi�aby si� przydzieli� mi pomoc, gdyby cz�ciej zje�d�a�o si� tu du�o go�ci. - Przypuszczam, �e tak - odpowiedzia�a Vera. Kucharka odwr�ci�a si�. Jej nogi bezszelestnie porusza�y si� po pod�odze. Wysun�a si� z pokoju jak cie�. Vera podesz�a do okna i usiad�a na parapecie. By�a troch� zaniepokojona. Wszystko to wygl�da�o do�� dziwnie. Nieobecno�� Owen�w, ta blada, podobna do ducha kucharka. I go�cie! Tak, go�cie byli te� jacy� niesamowici. C� za dziwna zbieranina. Chcia�abym ju� wreszcie zobaczy� tych Owen�w. Przekona� si�, co to za ludzie - my�la�a. Zeskoczy�a z okna i spacerowa�a niespokojnie po pokoju. Wspania�a sypialnia, urz�dzona nowocze�nie. Jasne kilimki na b�yszcz�cym parkiecie, dyskretnie malowane �ciany, du�e lustro w obramowaniu �ar�wek. Na osobnym kominku olbrzymia bry�a bia�ego marmuru, kt�ra kszta�tem przypomina�a nied�wiedzia, wsp�czesna rze�ba z ukrytym wewn�trz zegarem. Nad ni� w chromowanej ramce wisia� jaki� wydrukowany wiersz. Stan�a przed kominkiem i zacz�a czyta�. By� to stary wierszyk, kt�ry pami�ta�a z lat dziecinnych: Dziesi�� ma�ych Murzyni�tek Jad�o obiad w Murzyniewie, Wtem si� jedno zakrztusi�o - I zosta�o tylko dziewi��. Dziewi�� ma�ych Murzyni�tek Posz�o spa� o nocnej rosie, Ale jedno z nich zaspa�o - I zosta�o tylko osiem. Rzek�o osiem Murzyni�tek: Ach, ten Devon - to jest Eden, Jedno z nich si� osiedli�o - I zosta�o tylko siedem. Siedem ma�ych Murzyni�tek Chcia�o drwa do kuchni znie��; Jedno si� r�bn�o w g�ow� - I zosta�o tylko sze��. Sze�� malutkich Murzyni�tek Na mi�d s�odki mia�o ch��, Jedno z nich uk�u�a pszcz�ka - I zosta�o tylko pi��. Pi�� malutkich Murzyni�tek Adwokackiej chce kariery. Jedno si� odzia�o w tog� - I zosta�y tylko cztery. Cztery ma�e Murzyni�tka Brzegiem morza sobie sz�y, Jedno po�kn�� �led� czerwony - I zosta�y tylko trzy. Trzy malutkie Murzyni�tka Posz�y w las pewnego dnia; Jedno poturbowa� nied�wied� - I zosta�y tylko dwa. Dwu malutkim Murzyni�tkom W s�o�cu minki coraz rzedn�... Jedno zmar�o z pora�enia - I zosta�o tylko jedno. Jedno ma�e Murzyni�tko Posz�o teraz w cichy k�tek, Gdzie si� z �alu powiesi�o - Ot, i koniec Murzyni�tek. ( Vera u�miechn�a si�. Oczywi�cie. Przecie� to Wyspa Murzynk�w! Podesz�a znowu do okna, usiad�a i obserwowa�a morze. Jakie jest ogromne! Z tej strony nie wida� by�o l�du, jedynie bezmiar niebieskiej, faluj�cej wody w blasku zachodz�cego s�o�ca. Morze... takie spokojne dzi� - a czasami tak okrutne... Morze, kt�re wci�ga ci� w swe g��biny. Utopiony... znaleziono go utopionego... utopionego w morzu... utopionego... utopionego... utopionego... Nie, nie powinna tego wspomina�... musi zapomnie�. Wszystko ju� min�o. VI Doktor Armstrong przyby� na wysp� prawie o zachodzie s�o�ca. Podczas drogi stara� si� gaw�dzi� z przewo�nikiem - mieszka�cem wioski. Pragn�� dowiedzie� si� czego� bli�szego o w�a�cicielach Wyspy Murzynk�w, ale ten Narracott albo by� �le poinformowany, albo nie chcia� m�wi�. Nie pozosta�o nic innego, jak rozmawia� na tematy rybo��wstwa i pogody. By� zm�czony po d�ugiej je�dzie samochodem. Bola�y go oczy. Jad�c na zach�d, ma si� ca�y czas s�o�ce przed sob�. Tak, by� porz�dnie zm�czony. Morze i absolutna cisza... tego potrzebowa�. Powinien naprawd� wzi�� d�u�szy urlop. Ale nie m�g� sobie na to pozwoli�. Nie ze wzgl�d�w finansowych oczywi�cie. Nie m�g� wyrwa� si� z tryb�w machiny, kt�r� sam uruchomi�. Gdy si� ju� raz wreszcie zdoby�o powodzenie, nie mo�na dopu�ci� do utraty pacjent�w. Wszystko jedno, dzisiejszego wieczoru chcia�bym mie� pewno��, �e nie wr�c�... �e zerwa�em z Londynem, z Harley Street i z ca�ym tym m�ynem - pomy�la�. Pobyt na wyspie ma w sobie co� magicznego, co� ze �wiata fantazji. Jest si� tu w jakim� w�asnym �wiecie, odci�tym od otaczaj�cej rzeczywisto�ci. W �wiecie, z kt�rego mo�na ju� nigdy nie wr�ci�. Marzy�, �e zostawia za sob� swoje codzienne �ycie. �miej�c si� do siebie samego, zacz�� robi� plany na przysz�o��, fantastyczne projekty. By� ci�gle jeszcze u�miechni�ty, gdy wst�powa� na kamienne schodki. Na g�rze zobaczy� siedz�cego w fotelu starszego pana, kt�rego sylwetka wydawa�a mu si� znajoma. Gdzie� on widzia� t� �abi� twarz, g�ow� osadzon� na karku ��wia, lekko pochylony tu��w -tak, i te blade, przenikliwe oczy? Oczywi�cie - stary Wargrave. Zeznawa� raz przed nim. Robi� zawsze wra�enie drzemi�cego, ale natychmiast o�ywia� si�, gdy sprawa zahacza�a o jaki� paragraf. Mia� wielki wp�yw na �aw� przysi�g�ych - m�wiono o nim, �e potrafi pokierowa� jej s�dem wed�ug swego uznania. Uda�o mu si� kilka razy uzyska� zaskakuj�cy werdykt. Mia� przy tym opini� "wieszaj�cego s�dziego". Co za �mieszny przypadek, spotka� go w�a�nie tutaj... daleko od �wiata. VII S�dzia Wargrave pokiwa� w zamy�leniu g�ow�. Armstrong? Przypominam go sobie, gdy zeznawa� jako �wiadek. Bardzo ostro�ny i dok�adny w zeznaniach. Wszyscy lekarze to s� typy... A szczeg�lnie ci z Harley Street. Przypomnia� sobie z niech�ci� rozmow�, jak� przeprowadzi� niedawno na tej w�a�nie ulicy z pewnym lekarzem o s�odkim g�osie. Odezwa� si� do nadchodz�cego: - Napoje s� przygotowane w hallu. Doktor Armstrong odrzek�: - Musz� przedtem z�o�y� moje uszanowanie gospodarzom tego domu. Wargrave przymkn�� oczy i teraz zupe�nie ju� przypomina� gada. - Tego nie b�dzie pan m�g� zrobi�. - Jak to nie? - zapyta� Armstrong zdumiony. - Nie ma ani gospodarza, ani gospodyni tego domu. Wygl�da to do�� dziwnie i prawd� powiedziawszy, nie bardzo rozumiem ich stanowisko. Armstrong wpatrywa� si� w niego zdumionym wzrokiem. Gdy wydawa�o mu si�, �e stary s�dzia ponownie zapad� w drzemk�, Wargrave zapyta� nagle: - Czy zna pan Constance Culmington? - Ee... nie, chyba nie. - To bez znaczenia - rzek� s�dzia. - Dziwna kobieta, a przy tym ma pismo, kt�re trudno odcyfrowa�. Zastanawiam si� po prostu, czy nie przyby�em do niew�a�ciwego domu. Doktor Armstrong zrobi� niezdecydowany ruch g�ow� i wszed� do hallu. S�dzia rozpatrywa� w my�lach spraw� Constance Culmington. Nieodpowiedzialna jak wszystkie kobiety. Potem zacz�� si� zastanawia� nad dwiema kobietami przebywaj�cymi na wyspie, star� pann� o w�skich wargach i m�od� dziewczyn�. Mniej go interesowa�a ta rezolutna, zimnokrwista panna. Ach, jest jeszcze �ona Rogersa. Dziwne stworzenie, wygl�da na �miertelnie przera�on�. Ale ta para zna przynajmniej sw�j fach. Rogers pojawi� si� w�a�nie na tarasie i s�dzia zapyta�: - Czy lady Constance Culmington jest r�wnie� oczekiwana? Rogers spojrza� na niego zdumiony. - Nic mi o tym nie wiadomo, prosz� pana. S�dzia uni�s� brwi. Ale nic nie powiedzia�. Wyspa Murzynk�w? Hm. Wszystko tu jest ciemne jak sk�ra Murzyna - pomy�la�. VIII Anthony Marston k�pa� si� w �azience. Rozkoszowa� si� gor�c� wod�, rozpr�a� mi�nie po d�ugiej je�dzie. Przez jego g�ow� nie przebiega�y w�a�ciwie �adne my�li. Marston by� raczej cz�owiekiem czynu i silnych emocji. Pomy�la�, �e trzeba b�dzie jako� da� sobie z tym rad� i przesta� przejmowa� si� czymkolwiek. Ciep�a, paruj�ca woda - zm�czone cz�onki - trzeba b�dzie za chwil� si� ogoli� - potem cocktail - obiad... A co p�niej? IX Blore wi�za� krawat. Nigdy nie mia� w tym wprawy. Czy wygl�da jak nale�y? Przypuszcza�, �e tak. Nikt nie odnosi� si� do niego zbyt serdecznie... �mieszne, w jaki spos�b obserwowali si� nawzajem... jak gdyby wiedzieli... Tak, nie ma zamiaru tego sknoci�. Rzuci� okiem na wierszyk wisz�cy w ramce nad kominkiem. Co za mi�a niespodzianka znale�� go tutaj! Przypominam sobie t� wysp� z czas�w, gdy by�em jeszcze ma�ym ch�opcem. Nigdy nie przypuszcza�em, �e b�d� wykonywa� na niej podobn� prac�. Jak to dobrze czasami, �e nie zna si� swej przysz�o�ci - duma�. X Genera� Macarthur skrzywi� si� do siebie samego. Niech to diabli wezm�, wszystko to wygl�da dziwacznie! Jest dalekie od tego, co spodziewa� si� tu znale��... Pod byle jakim pozorem powinien przeprosi� i odjecha�... kichn�� na ten ca�y interes... Ale c�, motor�wka ju� odbi�a. Trzeba zosta�. Z tego Lombarda te� niez�y numer. M�g�by przysi�c, �e to kr�tacz nie lada. XI Gdy zabrzmia� gong, Lombard otworzy� drzwi swego pokoju i podszed� do klatki schodowej. Porusza� si� jak pantera, zgrabnie i bezszelestnie. Mia� w sobie co� ze zwierz�cia id�cego na �owy. Przyjemnie by�o na niego patrze�. U�miechn�� si� do siebie. Co?... Tydzie�? Zamierza� przyjemnie sp�dzi� ten tydzie�. XII Emily Brent siedzia�a w swoim pokoju, ubrana do obiadu w czarn� jedwabn� sukni�, i czyta�a Bibli�. Jej usta porusza�y si� w takt czytanych s��w: Bezbo�nik wpada do dziury, kt�r� sam wykopa�: w sie�, kt�r� zastawi�, wpl�ta�a si� jego w�asna noga. B�g os�dzi wszystkich: grzesznicy wpadn� w sid�a swych w�asnych r�k. Grzesznik�w czeka piek�o. Zacisn�wszy wargi zamkn�a Bibli�. Wsta�a, przypi�a du�� broszk� do sukni i zesz�a na obiad. ROZDZIA� TRZECI I Obiad dobiega� ko�ca. Jedzenie by�o dobre, wino wytrawne, obs�uga Rogersa staranna. Og�lny nastr�j uleg� poprawie. Rozmowy potoczy�y si� swobodniej, zacz�to porusza� osobiste tematy. S�dzia Wargrave, kt�remu rysy z�agodnia�y po doskona�ym portwajnie, zabawia� doktora Armstronga i Anthony'ego Marstona rozmow�. W s�owach jego tu i �wdzie przebija�a uszczypliwo��. Panna Brent gaw�dzi�a z genera�em Macarthurem, odkryli paru wsp�lnych przyjaci�. Vera Claythorne rzeczowo dyskutowa�a z Davisem problemy zwi�zane z Afryk� Po�udniow�. Davis p�ynnie odpowiada� na jej pytania. Lombard przys�uchiwa� si� ich rozmowie. Od czasu do czasu wzrok jego �lizga� si� wok� sto�u; przypatrywa� si� innym. Anthony Marston odezwa� si� nagle: - Do�� dziwne s� te drobiazgi. Po�rodku sto�u, na okr�g�ej szklanej p�ytce sta�o kilka figurek porcelanowych. - Murzynki - rzek� - na Wyspie Murzynk�w. Przypuszczam, �e o to chodzi. Vera pochyli�a si� naprz�d. - Ciekawam, ilu ich jest?... Dziesi�ciu. - Nagle krzykn�a: - A to dopiero! Przecie� to tych dziesi�ciu Murzynk�w z piosenki dla dzieci. W moim pokoju ten wierszyk wisi w ramce nad kominkiem. Lombard wtr�ci�: - W moim pokoju r�wnie�. - I w moim. - W moim te�! Wszyscy przy��czyli si� do ch�ru g�os�w. - Do�� zabawny zbieg okoliczno�ci, nieprawda? - zauwa�y�a Vera. Wargrave mrukn��: - Czysta dziecinada - i poci�gn�� tyk portwajnu. Emily Brent spojrza�a na Ver�. Vera Claythorne spojrza�a na Emily Brent. Obydwie wsta�y. W salonie by�y otwarte wielkie francuskie okna na taras, sk�d dochodzi� szum fal morskich, bij�cych o ska�y. - Przyjemny odg�os - odezwa�a si� panna Brent. Vera odpowiedzia�a ostro: - Nienawidz� go. Emily Brent spojrza�a na ni� ze zdumieniem. Vera zarumieni�a si�, lecz odrzek�a ju� spokojniej: - Nie s�dz�, by to miejsce by�o szczeg�lnie przyjemne podczas burzy. Emily przytakn�a. - Jestem przekonana, �e w zimie ten dom stoi pustk�. W�a�ciciele musz� mie� niema�e trudno�ci z zaanga�owaniem s�u�by na t� por� roku. - Przypuszczam, �e w og�le jest tu trudno o s�u�b�. - Pani Oliver mia�a jednak szcz�cie, �e zatrudni�a ich dwoje. Zw�aszcza kucharka jest doskona�a. "�mieszne, �e starsi ludzie musz� zawsze przekr�ci� nazwisko" -pomy�la�a Vera. - Tak, s�dz�, �e pani Owen mia�a w tym przypadku wybitne szcz�cie. Emily Brent wyj�a ze swej torebki ma�� serwetk� do haftowania. Zacz�a nawleka� ni�, wreszcie ostro zapyta�a: - Owen? Powiedzia�a pani: Owen? - Tak. Panna Brent poruszy�a si� nerwowo. - Nigdy w �yciu nie spotka�am kogo�, kto by nazywa� si� Owen. Vera spojrza�a na ni� ze zdziwieniem. - Ale� na pewno... Nie zd��y�a doko�czy� zdania. Drzwi otwar�y si� i m�czy�ni przy��czyli si� do ich towarzystwa. Rogers post�powa� za nimi z fili�ankami czarnej kawy na tacy. S�dzia usiad� obok panny Brent, Armstrong podszed� do Very, a Tony Marston do okna. Blore przygl�da� si� z wyrazem zdumienia figurce z br�zu, jak gdyby stara� si� odgadn��, czy jej dziwne kszta�ty maj� wyobra�a� posta� kobiety. Genera� Macarthur opar� si� o kominek, targaj�c r�k� bia�y w�s. Do diab�a, �wietny obiad! Jego samopoczucie uleg�o znacznej poprawie. Lombard przerzuca� "Puncha", kt�ry le�a� na stoliku przy �cianie. Rogers obchodzi� wszystkich z tac�. Kawa by�a dobra, naprawd� czarna i bardzo gor�ca. Po tak doskona�ym obiedzie wszyscy byli zadowoleni z siebie i z �ycia. Wskaz�wki zegara wskazywa�y dwadzie�cia po dziewi�tej. Nast�pi�a cisza pe�na spokoju. W t� cisz� wdar� si� nagle g�os. Bez �adnego uprzedzenia, przenikliwy, sztuczny. - Panie i panowie! Prosz� o cisz�! Wszyscy poruszyli si� nerwowo. Obejrzeli si� woko�o, spojrzeli na siebie, na �ciany... Kto to m�wi? Czysty i wysoki g�os zabrzmia� znowu: - Wszyscy jeste�cie postawieni w stan oskar�enia: Edward George Armstrong jest odpowiedzialny za spowodowanie �mierci Louisy Marii Clees w dniu 14 marca 1925 roku. Emily Carolin Brent przyczyni�a si� do �mierci Beatrix Taylor 5 listopada 1931 roku. William Henry Blore spowodowa� �mier� Jamesa Stephena Landora 10 pa�dziernika 1928 roku. Vera Elisabeth Claythorne zabi�a 11 sierpnia 1935 roku Cyrila Ogilvie Hamiltona. Philip Lombard w lutym 1932 roku spowodowa� �mier� dwudziestu jeden m�czyzn, wojownik�w jednego ze szczep�w wschodniej Afryki. John Gordon Macarthur rozmy�lnie spowodowa� �mier� kochanka swej �ony, Arthura Richmonda, 14 stycznia 1917 roku. Anthony James Marston zabi� 14 listopada ubieg�ego roku Johna i Lucy Combes. Thomas i Ethel Rogers s� odpowiedzialni za �mier� Jennifer Brady, kt�ra umar�a 6 maja 1929 roku. Lawrence John Wargrave jest winny morderstwa pope�nionego na Edwardzie Setonie 10 czerwca 1930 roku. Oskar�eni, kt�rzy stoicie przed trybuna�em! Czy mo�ecie powiedzie� co� na swoje usprawiedliwienie? II G�os ucich�. Zapad�a �miertelna cisza, kt�r� przerwa� nag�y ha�as. Rogers upu�ci� tac�. W tym samym czasie da� si� s�ysze� gdzie� z zewn�trz krzyk oraz g�uchy odg�os. Pierwszy zerwa� si� Lombard. Podbieg� do drzwi i gwa�townie je otworzy�. Na pod�odze le�a�a w skulonej pozycji pani Rogers. Lombard zawo�a�: - Marston! Anthony skoczy� mu na pomoc. Wsp�lnie pod�wign�li nieprzytomn� i zanie�li j� do salonu. Doktor Armstrong szybko pod��y� za nimi. Pom�g� u�o�y� pani� Rogers na kanapie i nachyli� si� nad ni�. Po chwili rzek�: - Nic jej nie jest. Po prostu zemdla�a. Za minut� przyjdzie do siebie. Lombard zwr�ci� si� do Rogersa: - Prosz� przynie�� szklank� brandy. Rogers by� blady, r�ce mu si� trz�s�y. - Tak jest - wymamrota� i szybko wy�lizn�� si� z pokoju. Vera krzykn�a: - Kto to m�wi�? Gdzie on by�? To brzmia�o... to brzmia�o jak... Genera� Macarthur wybe�kota�: - Co tu si� dzieje? Co to za jaki� dziwny rodzaj �art�w? Jego r�ka drgn�a, ramiona mu opad�y. Robi� wra�enie postarza�ego o dziesi�� lat. Blore wyciera� twarz chusteczk�. Jedynie s�dzia Wargrave i panna Brent wydawali si� stosunkowo ma�o poruszeni. Emily Brent siedzia�a sztywno, wysoko trzymaj�c g�ow�. Na jej policzki wyst�pi�y czerwone plamy. S�dzia przybra� sw� zwyk�� poz�, g�ow� mia� nisko opuszczon�. R�k� delikatnie pociera� ucho. Tylko w jego b�yszcz�cych, inteligentnych oczach malowa�o si� zak�opotanie. Lombard, kt�ry pozostawi� zemdlon� opiece doktora Armstronga, przej�� inicjatyw�. - Ten g�os? Brzmia�, jakby dochodzi� z s�siedniego pokoju -rzek�. Vera zapyta�a zdenerwowana: - Ale kt� to m�g� by�? Kto to by�? Przecie� to nikt z nas! Lombard, podobnie jak s�dzia, powi�d� wolno wzrokiem wzd�u� �cian. Przez d�u�sz� chwil� wpatrywa� si� w otwarte okno, po czym stanowczo kiwn�� g�ow�. Nagle jego oczy zab�ys�y. Zerwa� si� i podbieg� do drzwi obok kominka, kt�re prowadzi�y do s�siedniego pokoju. Szybkim ruchem chwyci� za klamk� i otworzy� drzwi na o�cie�. Wszed� do �rodka i natychmiast wyda� okrzyk zadowolenia. - A wi�c tu go mamy! Inni t�umnie ruszyli za nim. Jedynie panna Brent pozosta�a samotna, siedz�c wyprostowana na krze�le. W drugim pokoju, przy �cianie dziel�cej go od salonu, znajdowa� si� st�. Na nim sta� gramofon, przestarza�y model z tub�. Jej otw�r przylega� do �ciany. Lombard odsun�� gramofon i pokaza� trzy niewielkie dziury, kt�re kto� wywierci� w spos�b nie rzucaj�cy si� w oczy. Nakr�ciwszy gramofon, po�o�y� ig�� na p�ycie i natychmiast us�yszeli ponownie: - Wszyscy jeste�cie postawieni w stan oskar�... Vera krzykn�a: - Prosz� zatrzyma�! Wy��czy�! To straszne! Lombard us�ucha�. Armstrong westchn�� z ulg�. - Jaki� haniebny i do tego g�upi �art. S�dzia Wargrave cicho zapyta�: - Czy pan naprawd� s�dzi, �e to by� �art? Doktor spojrza� na niego ze zdziwieniem. - A c� mog�oby to by� innego? S�dzia delikatnie powi�d� d�oni� po g�rnej wardze. - Trudno mi w tej chwili wyrazi� s�d w tej sprawie. Anthony Marston zawo�a� nagle: - Ale pomy�lcie: jedna rzecz usz�a naszej uwagi. Co za diabe� w��czy� ten gramofon? - Tak, nad tym nale�a�oby si� zastanowi� - mrukn�� s�dzia. Odwr�ci� si� i wszed� do salonu. Inni ruszyli za nim. Rogers powr�ci� tymczasem ze szklank� brandy. Emily Brent pochyli�a si� nad j�cz�c� cicho pani� Rogers. Rogers zr�cznie w�lizgn�� si� pomi�dzy obie kobiety. - Przepraszam pani�... chcia�em powiedzie� co� do niej. Ethel... Ethel... ju� wszystko dobrze. Czy s�yszysz?... Opami�taj si�! Kobieta oddycha�a z trudem. Patrzy�a przera�ona woko�o. Jej wzrok przechodzi� z jednej twarzy na drug�. W g�osie Rogersa brzmia�o zniecierpliwienie. - Ethel... opanuj si� wreszcie! Doktor Armstrong zwr�ci� si� do niej �agodnie: - W tej chwili wszystko jest ju� w porz�dku. Uleg�a pani ma�emu zamroczeniu. - Czy zemdla�am? - zapyta�a. - Tak. - To ten g�os, ten okropny g�os, jak gdyby s�d... Przerwa� jej doktor: - Gdzie jest brandy? Rogers postawi� szklank�