3284
Szczegóły |
Tytuł |
3284 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3284 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3284 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3284 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
AGATHA CHRISTIE
S�ONIE MAJ� DOBR� PAMI��
(Prze�o�y�a: Agnieszka Bihl)
ROZDZIA� PIERWSZY
Obiad literacki
Pani Oliver popatrzy�a na swoje odbicie w lustrze. Rzuci�a pospieszne spojrzenie na zegar na kominku, kt�ry, jak podejrzewa�a, sp�nia� si� o jakie� dwadzie�cia minut. I powr�ci�a do studiowania fryzury. K�opot z pani� Oliver (do czego si� zreszt� otwarcie przyznawa�a) polega� na tym, �e jej fryzura stale ulega�a zmianom. Wypr�bowa�a ju� niemal wszystko. Kiedy� nosi�a surowy kok a la madame Pompadour, potem niby rozwiane wiatrem loki, kt�re sczesywa�a do tylu, by ods�oni� czo�o intelektualistki (przynajmniej mia�a nadziej�, i� to, co ods�ania, jest czo�em intelektualistki). Wypr�bowa�a te� schludnie u�o�one pukle i artystyczny nie�ad. Musia�a przyzna�, �e akurat dzi� jej fryzura nie mia�a znaczenia: dzi� bowiem zamierza�a uczyni� to, co robi�a niezwykle rzadko, to jest za�o�y� kapelusz.
Na g�rnej p�ce szafy pani Oliver le�a�y cztery kapelusze. Jeden z nich przeznaczony by� na �luby. Je�li w planach mia�o si� przyj�cie �lubne, kapelusz stawa� si� obowi�zkowy. W�a�ciwie to na takie okazje pani Oliver mia�a a� dwa. Pierwszy, zamkni�ty w okr�g�ym pudle, skonstruowany by� z pi�r. Siedzia� ciasno na g�owie i bardzo dobrze znosi� nagle ataki deszczu, kt�ry m�g� niespodziewanie dopa�� ofiar� przenosz�c� si� z samochodu do wn�trza �wi�tego przybytku lub, popularniejszego w dzisiejszych czasach, Urz�du Stanu Cywilnego.
Drugi, bardziej wyszukany, nadawa� si� idealnie na �luby urz�dzane w letnie sobotnie popo�udnia. Sk�ada� si� z szyfonu, kwiat�w i ��tej siateczki przypi�tej ga��zk� mimozy.
Dwa pozosta�e nakrycia g�owy cechowa�o niemal uniwersalne przeznaczenie. Pierwsze z nich, zwane przez pani� Oliver "wiejskim", z ciemnego filcu, �wietnie pasowa�o do tweed�w w prawie ka�dym wzorze. Twarzowe rondo mo�na by�o opu�ci� lub wywin�� do g�ry.
Pani Oliver mia�a kaszmirowy sweter na ciep�e dni i cieniutki pulowerek na gor�ce, oba w kolorach dobranych do kapelusza. Jednak�e, mimo i� cz�sto nosi�a pulowery, praktycznie nigdy go nie zak�ada�a. Bo, doprawdy, po c� zak�ada� kapelusz na wycieczk� na wie� i obiad z przyjaci�mi?
Czwarte chapeau, najdro�sze, obdarzone by�o niezwyk�ymi wprost zaletami. By� mo�e, jak my�la�a nieraz pani Oliver, dlatego, �e by�o tak drogie. Przypomina�o turban z�o�ony z wielu r�nokolorowych warstw aksamitu w pastelowych odcieniach, kt�re pasowa�y do wszystkiego.
Pani Oliver zawaha�a si� i wreszcie zawo�a�a o pomoc.
- Mario! - Powt�rzy�a g�o�niej: - Mario! Przyjd� tu na minutk�.
Maria przywyk�a do pr�b o udzielenie rady na temat stroju, kt�ry pani Oliver ma zamiar w�o�y�.
- Chce pani za�o�y� ten �liczny wytworny kapelusik, prawda? - spyta�a wchodz�c.
- Tak - odrzek�a pani Oliver. - Jak s�dzisz: czy wygl�da lepiej tak, czy odwrotnie?
Maria cofn�a si� i spojrza�a.
- Za�o�y�a pani ty� na prz�d, prawda?
- Tak, wiem - powiedzia�a pani Oliver. - Doskonale o tym wiem. Ale wydawa�o mi si�, �e tak b�dzie lepiej.
- A dlaczeg� to? - zdziwi�a si� Maria.
- Tak by� powinno. Cho� najwyra�niej nie odpowiada�oby to firmie, kt�ra mi go sprzeda�a - wyja�ni�a pani Oliver.
- Dlaczego my�li pani, �e lepiej b�dzie odwrotnie?
- Wtedy wida� ten �liczny odcie� b��kitu i ciemny br�z, i ta strona jest chyba lepsza od drugiej, zielono-czerwono-czekoladowej.
Jednocze�nie pani Oliver �ci�gn�a kapelusz i przymierzy�a go z�� stron� na prz�d, potem w�a�ciw�, bokiem - co nie spodoba�o si� zar�wno jej, jak i Marii.
- Nie mo�e go pani za�o�y� szerok� stron� na prz�d. Nie pasuje do pani twarzy. Zreszt� nikomu by nie pasowa�o.
- Nie. To na nic. Chyba za�o�� go w ko�cu tak, jak trzeba.
- Tak jest zawsze bezpieczniej - stwierdzi�a Maria.
Pani Oliver zdj�a z g�owy przedmiot sporu. Maria pomog�a jej za�o�y� dopasowan� sukienk� z ciemnobr�zowej we�enki i kapelusz.
- Ale� pani elegancko wygl�da - oceni�a.
To w�a�nie pani Oliver lubi�a w Marii. Wystarczy�o da� jej bodaj najmniejsz� szans�, a nie posk�pi�a pochwa�.
- Wyg�osi pani przem�wienie? - spyta�a Maria.
- Przem�wienie! - Pani Oliver by�a przera�ona. - Nie. Oczywi�cie �e nie. Wiesz, �e nigdy nie wyg�aszam przem�wie�.
- My�la�am, �e zawsze si� je wyg�asza na spotkaniach literackich. Na to si� pani przecie� wybiera, prawda? S�awni pisarze roku 1973, czy kt�ry to rok mamy teraz.
- Nie musz� wyg�asza� przem�wie� - powiedzia�a pani Oliver. - B�d� inni ludzie, kt�rzy lubi� to robi� i s� w tym o wiele lepsi ode mnie.
- Na pewno �adnie by pani przemawia�a, gdyby pani chcia�a - powiedzia�a Maria, wcielaj�c si� w rol� kusicielki.
- Nie, nie mog�abym - zaprotestowa�a pani Oliver. - Wiem, co potrafi� robi� i czego nie potrafi�. Nie umiem wyg�asza� przem�wie�. Zawsze przejmuj� si� i trac� g�ow�. Pewnie zacz�abym si� j�ka� i powtarza�. Nie tylko czu�abym si� g�upio, ale i g�upio wygl�da�abym. Nie mam nic przeciwko s�owom. S�owa mo�na zapisa�, nagra� na magnetofon albo podyktowa�. Mog� robi� ze s�owami wszystko, dop�ki wiem, �e nie wyg�aszam w�a�nie przem�wienia.
- Niech ju� pani b�dzie. Mam nadziej�, �e wszystko p�jdzie dobrze. Na pewno. To do�� uroczysty obiad, prawda?
- Tak - przyzna�a pani Oliver bardzo przygn�bionym tonem. - Do�� uroczysty.
I dlaczego, pomy�la�a, ale nie wypowiedzia�a tego na g�os, dlaczego u licha na niego id�? Zastanowi�a si� przez chwil�, gdy� zawsze wola�a wiedzie�, co zamierza zrobi�, ni� robi� co� najpierw i zastanawia� si� potem, dlaczego to zrobi�a.
W tym momencie Maria musia�a pospiesznie wr�ci� do kuchni, ponaglona zapachem przypalaj�cego si� d�emu, kt�ry akurat sma�y�a.
- Przypuszczam - odpowiedzia�a sobie pani Oliver - �e chc� wreszcie sprawdzi�, jak to jest. Zawsze dostaj� zaproszenia na obiady i spotkania literackie, a nigdy na nie nie chodz�.
Pani Oliver dotar�a do ostatniego dania uroczystego obiadu, z pe�nym zadowolenia westchnieniem dziobi�c w�r�d resztek bezy na swoim talerzu. Przepada�a za bezami, a w dodatku by� to przepyszny deser po niezwykle smacznym obiedzie. Lepiej jednak uwa�a� z bezami, kiedy osi�gn�o si� ju� wiek �redni. Z�by? Wygl�da�y dobrze i mia�y t� zalet�, �e nigdy nie bola�y. Bia�e, �adne z�by - ca�kiem jak prawdziwe. Ale w rzeczywisto�ci nie by�y prawdziwe. A z�by, kt�re nie s� prawdziwe - tak przynajmniej uwa�a�a pani Oliver - nie zosta�y zrobione z pierwszorz�dnego tworzywa. Zawsze by�a zdania, �e psy maj� z�by z autentycznej ko�ci s�oniowej, natomiast ludzie - tylko z ko�ci. W przypadku sztucznej szcz�ki - z plastiku. W ka�dym razie rzecz polega�a na tym, �e lepiej unika� zawstydzaj�cego wra�enia, jakie mo�na by wywo�a�, ufaj�c zbytnio protezie. Sa�ata, solone migda�y, czekoladki z twardym �rodkiem, ci�gn�ce si� karmelki i cudownie lepkie bezy - to wszystko oznacza�o k�opoty. Z westchnieniem satysfakcji pani Oliver nabra�a ostatni� �y�eczk�.
To by� dobry obiad, bardzo dobry. Trunki by�y odpowiednie. Potrawy - bardzo smaczne. Do tego towarzystwo sympatyczne. Obiad wydany na cze�� kobiet-pisarek na szcz�cie nie ogranicza� si� do �e�skich przedstawicielek profesji. Stawili si� te� inni literaci, a tak�e krytycy - w sumie i ci, kt�rzy ksi��ki pisz�, i ci, co je czytaj�. Pani Oliver siedzia�a mi�dzy dwoma czaruj�cymi przedstawicielami m�skiej pici. Edwin Aubyn, kt�rego poezje zawsze si� jej podoba�y, by� cz�owiekiem niezwykle dowcipnym. Mia� sporo zabawnych przyg�d podczas zagranicznych podr�y i wiele do�wiadcze� osobistych i artystycznych. Przy tym interesowa�y go restauracje i jedzenie, rozmawiali wi�c o tym rado�nie, odk�adaj�c na bok literatur�.
Sir Wesley Kent, siedz�cy po jej drugiej stronie, okaza� si� r�wnie mi�ym kompanem. Prawi� komplementy i taktownie pomija� milczeniem wszystko, co mog�oby j� wprawi� w zak�opotanie (wielu ludziom udawa�o si� to niemal bez wysi�ku). Wspomnia� o jednym czy kilku powodach, dla kt�rych podoba�a mu si� ta czy inna z jej ksi��ek, a by�y to przyczyny ca�kiem w�a�ciwe. Dlatego te� pani Oliver my�la�a o sir Kencie z sympati�. Uzna�a, �e zawsze mo�na przyj�� komplementy od m�czyzn. To kobiety bywa�y zbyt wylewne. Co one nieraz wypisywa�y! Doprawdy! Nie tylko kobiety, oczywi�cie. Niekiedy byli to m�odzi, uczuciowi m�czy�ni z odleg�ych kraj�w. W zesz�ym tygodniu dosta�a list od wielbiciela, zaczynaj�cy si� od: "Czytaj�c Pani ksi��k� widz�, jak szlachetn� musi by� Pani kobiet�". Po przeczytaniu Drugiej z�otej rybki wpad� w ekstaz�, kt�ra zdaniem pani Oliver by�a zupe�nie nie na miejscu. Nie �eby cechowa� j� nadmiar skromno�ci. Uwa�a�a, �e jej krymina�y s� ca�kiem dobre w swoim gatunku. Niekt�re by�y gorsze, a inne du�o lepsze od pozosta�ych. Lecz nie widzia�a �adnych powod�w, by ktokolwiek uwa�a� j� za osob� szlachetn�. By�a pisark�, kt�ra szcz�liwie wyrobi�a sobie styl, odpowiadaj�cy sporej liczbie czytelnik�w. Ot, �ut szcz�cia, twierdzi�a pani Oliver.
Bior�c wszystko pod uwag�, pomy�lnie przesz�a przez ci�k� pr�b�. Dobrze si� bawi�a, porozmawia�a sobie z mi�ymi lud�mi. Teraz przenosili si� do miejsca, gdzie rozlewano kaw� i gdzie mo�na by�o zmieni� towarzyszy i pogaw�dzi� z kim� innym. Pani Oliver dobrze wiedzia�a, jak niebezpieczny by� to moment. W tej w�a�nie chwili mog�y dopa�� j� i zaatakowa� inne kobiety. Zasypa� wyrazami uwielbienia, a pani Oliver zawsze czu�a si� rozpaczliwie bezradna, gdy oczekiwano od niej w�a�ciwych reakcji. Po prostu nie by�o czego� takiego jak "w�a�ciwa reakcja". W rzeczywisto�ci rozmowa przypomina�a pos�ugiwanie si� przewodnikiem dla podr�nych z list� w�a�ciwych zwrot�w.
Pytanie: "Koniecznie musz� to pani powiedzie�. Uwielbiam pani ksi��ki. S� po prostu cudowne".
Odpowied� zmieszanego autora: "To bardzo mi�o z pani strony. Bardzo si� ciesz�".
"Musi pani wiedzie�, �e od miesi�cy czeka�am na to spotkanie. To po prostu wspania�e".
"Och, to bardzo mi�o z pani strony. Naprawd� bardzo mi�o".
I dalej w podobnym tonie. Zupe�nie jakby �adna ze stron nie by�a w stanie m�wi� o czymkolwiek innym. Wszystko musia�o dotyczy� twoich ksi��ek albo ksi��ek tej drugiej kobiety, je�li tylko by�o wiadomo, co napisa�a. Ofiara wpada�a w literack� paj�czyn� i nie wiedzia�a, jak si� wydosta�. Niekt�rzy to potrafili, lecz pani Oliver by�a �wiadoma w�asnej nieudolno�ci. Znajoma z ambasady, w kt�rej pani Oliver zatrzyma�a si� kiedy� w czasie pobytu za granic�, pr�bowa�a udzieli� jej serii poradniczych wyk�ad�w.
- S�ucham, jak rozmawiasz z lud�mi - zacz�a Albertina czaruj�cym, niskim g�osem o obcym brzmieniu. - Na przyk�ad z tym m�odym cz�owiekiem z gazety, kt�ry chcia� przeprowadzi� z tob� wywiad. Nie masz za grosz dumy, jak� powinna� czerpa� ze swojego zawodu. Trzeba by�o powiedzie�: "Tak, pisz� dobrze. Lepiej ni� jakikolwiek autor krymina��w".
- Ale tak nie jest - zaprzeczy�a natychmiast pani Oliver. - Nie jestem najgorsza, ale...
- Nie m�w ci�gle "nie". Musisz m�wi� "tak". Nawet je�li my�lisz odwrotnie, musisz m�wi� "tak".
- Szkoda, Albertino - powiedzia�a pani Oliver - �e nie ty rozmawia�a� z tym dziennikarzem. Zrobi�aby� to tak dobrze. Czy nie mog�aby� poudawa� kt�rego� dnia, �e jeste� mn�, a ja pos�ucham sobie za drzwiami?
- Czemu nie? To by�oby ca�kiem zabawne. Ale wszyscy wiedzieliby, �e ja to nie ty. Znaj� twoj� twarz. Musisz m�wi�: "Tak, wiem, �e jestem najlepsza". Musisz powtarza� to ka�demu. Dop�ki to do nich nie dotrze. Dop�ki nie zaczn� powtarza� za tob�. Okropnie jest s�ucha�, jak m�wisz o sobie zupe�nie tak, jakby� przeprasza�a za to, kim jeste�. Nie mo�esz si� tak zachowywa�.
Pani Oliver pomy�la�a, �e zachowuje si� raczej jak pocz�tkuj�ca aktorka, usi�uj�ca nauczy� si� roli, kt�rej re�yser w�a�nie wypomnia�, �e kompletnie nie rozumie jego wskaz�wek. C�, teraz przynajmniej nie spodziewa�a si� sporych trudno�ci. Kiedy wstan� od sto�u, natknie si� najwy�ej na kilka wyczekuj�cych kobiet. Ze dwie kr��y�y ju� w pobli�u. Nie mia�o to wi�kszego znaczenia. Podejdzie do nich, u�miechnie si� uprzejmie i powie: "Jak mi�o z pani strony. To taka przyjemno�� s�ysze�, �e moje ksi��ki si� podobaj�". Stare, oklepane frazesy. Zupe�nie jakby wk�ada�o si� r�k� do pude�ka i wyci�ga�o potrzebne s�owa powi�zane ju� w zdania niczym wisiorek z paciork�w. A p�niej, du�o p�niej, b�dzie mog�a wyj��.
Jej wzrok pow�drowa� wok� sto�u, gdy� obok prawdopodobnych wielbicieli mog�o siedzie� paru przyjaci�. Tak. przy odleg�ym ko�cu dostrzeg�a zabawn� i sympatyczn� Maurine Grant. Nadszed� czas, gdy pisarki i inni zaproszeni na obiad go�cie wstali od sto�u. Przeszli sznurem w stron� krzese�, stolik�w do kawy, sof i dyskretnych k�cik�w. Pani Oliver uwa�a�a, �e to w�a�nie jest niebezpieczny moment, cho� my�la�a tak w czasie koktajli, a nie literackich przyj��, na kt�rych przecie� rzadko bywa�a. Zagro�enie mog�o pojawi� si� w ka�dej chwili, w postaci kogo�, kogo kompletnie nie pami�ta�a, a kto pami�ta j�, albo kogo�, z kim absolutnie nie chcia�a rozmawia�, ale nie mog�a go zby�. Tym razem zasz�a pierwsza z przewidywanych okoliczno�ci. Podesz�a do niej ogromna kobieta. O obfitych kszta�tach i du�ych, mocnych bia�ych z�bach. Po francusku nazwano by j� une femme formidable1, lecz by�a nie tylko gro�na we francuskim sensie tego s�owa, ale i nadzwyczaj apodyktyczna. Najpewniej albo zna�a pani� Oliver, albo by�a zdecydowana pozna� j� tu i teraz. Drugie przypuszczenie okaza�o si� prawd�.
- Och, pani Oliver - powiedzia�a piskliwym g�osem. - Jak mi�o, �e tu pani� spotykam. Czeka�am na to od dawna. Po prostu uwielbiam pani ksi��ki. Podobnie m�j syn. A m�j m�� nalega� zawsze, �eby�my na podr� zabrali co najmniej dwie powie�ci pani autorstwa. Ale mo�e lepiej usi�d�my. Chcia�abym zapyta� pani� o tyle rzeczy.
To nie jest m�j ulubiony typ kobiety, oceni�a w duchu pani Oliver. Ale nie ta, to by�aby inna.
Nowa znajoma poprowadzi�a j� zdecydowanie, jak uczyni�by to policjant, do ma�ej kozetki w rogu. Zam�wi�a dwie kawy, dla siebie i dla pani Oliver.
- Prosz�. Teraz b�dzie wygodniej. Chyba nie zna pani mojego nazwiska. Jestem Burton-Cox.
- Ach tak - odpowiedzia�a pani Oliver, jak zwykle w takich wypadkach zak�opotana. Pani Burton-Cox? Czy ona te� pisze ksi��ki? Nie, naprawd� nie mog�a sobie nic przypomnie�. Ale chyba s�ysza�a ju� to nazwisko. Co� jej s�abo chodzi�o po g�owie. Ksi��ka o polityce? Nie powie��, nic zabawnego, nie krymina�. Mo�e to wykszta�cona intelektualistka o politycznym zaci�ciu? W takim razie sprawa za�atwiona, pomy�la�a pani Oliver z ulg�. Po prostu pozwol� jej m�wi�, wtr�caj�c od czasu do czasu: "Jakie to interesuj�ce!"
- Zdziwi pani� zapewne to, co powiem - zacz�a pani Burton-Cox - ale czytaj�c pani ksi��ki odnios�am wra�enie, �e ma pani wiele wsp�czucia dla innych i rozumie ludzk� natur�. I mam wra�enie, �e o ile istnieje ktokolwiek, kto m�g�by odpowiedzie� na moje pytanie, to jest to w�a�nie pani.
- Naprawd� nie s�dz�... - zacz�a pani Oliver, pr�buj�c znale�� odpowiednie s�owa, by wyrazi�, �e raczej nie jest w stanie wznie�� si� na wy�yny, jakich si� od niej oczekuje.
Pani Burton-Cox zanurzy�a kostk� cukru w kawie i wgryz�a si� w ni� krwio�erczo jak w ko��. Prawdziwe k�y - oceni�a pani Oliver, b��dz�c my�lami. K�y? Psy maj� k�y, podobnie jak morsy i s�onie, oczywi�cie. Wspania�e, du�e k�y z ko�ci.
- Najpierw musz� zapyta� pani�, cho� jestem pewna, �e si� nie myl�, czy ma pani chrzestn� c�rk�? Chrzestn� c�rk� nazwiskiem Celia Ravenscroft?
- Och - odezwa�a si� pani Oliver, raczej mile zaskoczona. Czu�a, �e z chrzestn� c�rk� sobie poradzi. Mia�a wiele chrzestnych c�rek - i syn�w, je�li ju� o tym mowa. Musia�a przyzna�, �e wraz z up�ywem lat zdarza�o jej si� zapomnie� o paru. Ze swoich zobowi�za� wywi�zywa�a si� na czas: najpierw by�y to zabawki na Bo�e Narodzenie, potem obowi�zkowe odwiedziny u chrze�niak�w i ich rodzic�w albo zaproszenie do domu, mo�e wyprawa gdzie� po szkole. A potem nadchodzi�y dni chwa�y. Albo dwudzieste pierwsze urodziny, kiedy to chrzestna matka powinna za�atwi� pewn� spraw� i dopilnowa� jej wykonania, albo �lub, kt�ry poci�ga� za sob� taki sam podarunek plus b�ogos�awie�stwo, najcz�ciej pieni�ne. W ko�cu dzieci oddala�y si� mniej lub bardziej. �eni�y si�, wyje�d�a�y do innych kraj�w, uczy�y w zagranicznych szko�ach albo zajmowa�y si� dzia�alno�ci� spo�eczn�. Powoli znika�y z �ycia chrzestnej matki. By�o jej mi�o, gdy pojawia�y si� nieoczekiwanie na horyzoncie, co czasem si� zdarza�o. Ale wypada�o zapami�ta�, kiedy widzia�a je po raz ostatni, czyje to c�rki i dlaczego w�a�nie j� wybrano na matk� chrzestn�.
- Celia Ravenscroft - powt�rzy�a pani Oliver, podejmuj�c ogromny. wysi�ek. - Tak, oczywi�cie. Na pewno.
Nie �eby przed jej oczyma pojawi� si� obraz Celii Ravenscroft, w ka�dym razie starszej od niemowl�cia. Pojecha�a na chrzest Celii i znalaz�a na prezent bardzo �adne srebrne sitko z czas�w kr�lowej Anny. Naprawd� bardzo �adne. Odpowiednie do cedzenia mleka. Mo�na je te� by�o sprzeda� za stosown� sumk�, gdyby jej chrzestna c�rka potrzebowa�a kiedy� �ywej got�wki. Tak, rzeczywi�cie dok�adnie pami�ta�a "sitko kr�lowej Anny" - z 1711 roku. Ze znakiem Kr�lestwa Brytanii. O ile �atwiej by�o przypomnie� sobie srebrne dzbanuszki do kawy, sitka czy kubki ni� same dziecko.
- Tak - powiedzia�a - oczywi�cie. Ale nie widzia�am Celii od wielu lat.
- No tak. To raczej impulsywna dziewczyna - stwierdzi�a pani Burton-Cox. - To znaczy, ci�gle ma nowe pomys�y. Jest oczywi�cie bardzo inteligentna, dobrze jej sz�o na studiach, ale te jej polityczne zapatrywania... Chyba wszyscy m�odzi maj� teraz pogl�dy polityczne.
- Obawiam si�, �e nie mam za wiele do czynienia z polityk� - wtr�ci�a pani Oliver, dla kt�rej polityka zawsze by�a przekle�stwem.
- Musz� si� pani zwierzy�. Wyja�ni� pani dok�adnie, czego chcia�abym si� dowiedzie�. Na pewno nie ma pani nic przeciwko. Od tylu os�b s�ysza�am, jak bardzo jest pani �yczliwa i ch�tna do pomocy.
Ciekawe, czy chce po�yczy� ode mnie pieni�dze, pomy�la�a pani Oliver. Wiele rozm�w zaczyna�o si� w�a�nie w ten spos�b.
- Widzi pani, dla mnie to sprawa najwy�szej wagi. Co�, co musz� bezwzgl�dnie odkry�. Celia wychodzi albo przynajmniej zamierza wyj�� za mojego syna Desmonda.
- Doprawdy? - rzuci�a pani Oliver.
- Takie w ka�dym razie ma obecnie plany. Oczywi�cie, zawsze lepiej wiedzie� jak najwi�cej o bli�nich. I w�a�nie czego� chcia�abym si� dowiedzie�. Samo pytanie jest do�� niezwyk�e i nie mog�abym, w ka�dym razie nie za bardzo, zapyta� kogo� obcego. Ale pani, droga pani Oliver, nie uwa�am za obc�.
A szkoda, pomy�la�a pani Oliver. Zaczyna�a si� denerwowa�. Zastanawia�a si�, czy Celia nie ma nie�lubnego dziecka albo nie zamierza go mie�, i czy ona, pani Oliver, powinna o tym wiedzie� i przedstawi� szczeg�y. By�oby to bardzo niezr�czne. Z drugiej strony, kontynuowa�a swe rozwa�ania pani Oliver, nie widzia�am jej od pi�ciu czy sze�ciu lat, wi�c teraz musi mie� dwadzie�cia pi��, mo�e sze��. W takim razie mog� przecie� powiedzie�, �e o niczym nie wiem.
Pani Burton-Cox nachyli�a si� bli�ej i ci�ko westchn�a.
- Jestem pewna, �e pani o wszystkim wie albo domy�la si�. jak do tego dosz�o. Czy to jej matka zabi�a ojca czy raczej ojciec zabi� matk�?
Czego� podobnego Ariadna Oliver nie mog�a si� spodziewa�. Wpatrzy�a si� w pani� Burton-Cox z niedowierzaniem.
- Ale� ja nie... - przerwa�a. - Ja... ja nie rozumiem. To znaczy... z jakich powod�w...?
- Droga pani Oliver, pani musi wiedzie�... Taka znana sprawa... Oczywi�cie, wiem, min�o wiele lat, chyba dziesi��, dwana�cie co najmniej, ale wtedy ich �mier� wzbudzi�a wiele rozg�osu. Na pewno pani pami�ta, Pani musi pami�ta�.
Pani Oliver szuka�a desperacko w pami�ci. Celia jest jej c�rk� chrzestn�. To prawda. Matka Celii... tak, oczywi�cie: jej matk� by�a Molly Preston-Grey, znajoma pani Oliver, cho� niezbyt bliska. Wysz�a za jakiego� oficera. Jak brzmia�o jego nazwisko? Tak, sir Jaki�tam Ravenscroft. A mo�e by� ambasadorem? Niesamowite, �e takich rzeczy nigdy si� nie pami�ta. Nie pami�ta�a nawet, czy by�a druhn� na �lubie Molly. Tak przypuszcza�a. Ca�kiem wytworny �lub w Guards Chapel. Chyba. Tyle si� zapomina. Nie widzieli si� przez wiele lat - Ravenscroftowie gdzie� wyjechali. Na Bliski Wsch�d? Do Persji? Iraku? Mo�e do Egiptu lub na Malaje? Spotyka�a ich czasem, bardzo rzadko, kiedy wracali do Anglii. Przypominali fotografie zrobione dawno temu i czasem ogl�dane. Sylwetki wydaj� si� znajome, ale tak wyblak�e wraz z up�ywem lat, �e nie mo�na ich rozpozna� ani przypomnie� sobie, kim byli. A teraz pani Oliver nie potrafi�a sobie przypomnie�, czy sir Jaki�tam Ravenscroft i lady Ravenscroft, z domu Molly Preston-Grey, znaczyli wiele w jej �yciu. Raczej nie. Chocia� dawniej... pani Burton-Cox wci�� na ni� patrzy�a. Jakby rozczarowana brakiem savoir-faire2 pani Oliver, niemo�no�ci� przypomnienia sobie tego, co najwyra�niej by�o cause celebre3.
- Zabici? Ma pani na my�li wypadek?
- Och nie. �aden wypadek. To sta�o si� w jednym z tych nadmorskich dom�w. Chyba w Kornwalii. Gdzie�, gdzie s� ska�y. Mieli tam dom. Oboje znaleziono nad urwiskiem, zastrzelonych. Policja nie mog�a stwierdzi�, czy to �ona zabi�a m�a, a potem siebie, czy te� m�� zastrzeli� najpierw �on�, a siebie potem. Zbadano kule i tak dalej, sama pani wie, ale sprawa okaza�a si� bardzo trudna. Policja uwa�a�a, �e by�o to podw�jne samob�jstwo. Nie pami�tam wyniku �ledztwa. Chyba nieszcz�liwy wypadek. Ale oczywi�cie wszyscy wiedzieli, o co chodzi�o. Kr��y�o wiele historyjek...
- Prawdopodobnie wszystkie zmy�lone - zauwa�y�a z nadziej� pani Oliver, usi�uj�c przypomnie� sobie przynajmniej jedn� z nich.
- C�, mo�e. By� mo�e. Trudno powiedzie�. M�wiono o k��tni, do kt�rej dosz�o tamtego dnia lub dzie� wcze�niej. M�wiono te� o innym m�czy�nie, no i oczywi�cie o innej kobiecie. Nigdy nie wiadomo, kt�ra strona zawini�a. My�l�, �e spraw� zatuszowano ze wzgl�du na wysok� pozycj� genera�a Ravenscrofta. Wspominano chyba, �e leczy� si� tamtego roku w prywatnej klinice. Przeszed� jakie� za�amanie i nie ca�kiem odpowiada� za swoje czyny.
- Niestety, ale obawiam si� - powiedzia�a pani Oliver zdecydowanym tonem - �e nic o tym nie wiem. Pani s�owa przypomnia�y mi sam� spraw�: pami�tam nazwiska, rzeczywi�cie zna�am Ravenscroft�w. ale nigdy nie wiedzia�am, co si� naprawd� sta�o. Nie mam najmniejszego poj�cia...
I doprawdy, pomy�la�a �a�uj�c, �e nie ma do�� odwagi, by to powiedzie� na glos, �e te� jest pani na tyle impertynencka, by zadawa� mi takie pytanie!
- To dla mnie bardzo wa�ne - o�wiadczy�a pani Burton-Cox. - Zmru�y�a twarde jak marmur oczy. - Wa�ne, poniewa� m�j ch�opiec, m�j drogi ch�opiec chce po�lubi� Celi�.
- Nie mog� pani pom�c - stwierdzi�a pani Oliver.
- Nigdy nic nie s�ysza�am.
- Ale� pani musi wiedzie� - upiera�a si� pani Burton-Cox. - Pisze pani swoje wspaniale historie i wie wszystko o zbrodni. Wie pani, kto pope�ni� przest�pstwo i dlaczego. Na pewno mn�stwo ludzi zawierza pani swoje sekrety. Przecie� ci�gle my�li si� o takich sprawach.
- Nic nie wiem - powt�rzy�a pani Oliver tonem, w kt�rym nie pozosta�o ju� wiele uprzejmo�ci, natomiast pobrzmiewa� spory niesmak.
- Ale przecie� widzi pani, �e nie mam do kogo p�j��? Nie mog�abym i�� na policj� po tylu latach. I tak nic by mi nie powiedzieli, skoro najwyra�niej pr�bowali wszystko zatuszowa�. A ja uwa�am, �e trzeba doj�� prawdy.
- Ja tylko pisz� ksi��ki - powiedzia�a pani Oliver ch�odno. - S� od pocz�tku do ko�ca zmy�lone. Osobi�cie nic nie wiem o zbrodni i nie mam zdania na temat kryminologii. Tak wi�c obawiam si�, �e w �aden spos�b pani nie pomog�.
- Ale mog�aby pani zapyta� swoj� chrzestn� c�rk�. Mog�aby pani spyta� Celi�.
- Spyta� Celi�! - Pani Oliver spojrza�a na rozm�wczyni� zaszokowana. - Nie wyobra�am sobie, bym mog�a to zrobi�. Ona... przecie� by�a dzieckiem, kiedy dosz�o do tragedii.
- Mimo to s�dz�, �e wiedzia�a o wszystkim - upiera�a si� pani Burton-Cox. - Dzieci zawsze wszystko wiedz�. Na pewno by pani powiedzia�a.
- B�dzie lepiej, je�li sama j� pani zapyta.
- Nie mog�abym - stwierdzi�a pani Burton-Cox. - Rozumie pani, to raczej nie podoba�oby si� Desmondowi. On jest do��... do�� dra�liwy, je�eli chodzi o Celi�. i nie s�dz�... nie. Na pewno wszystko opowie pani.
- Nawet nie powinnam o tym my�le� - powiedzia�a pani Oliver. Uda�a, �e patrzy na zegarek. - Och, m�j Bo�e, ale� d�ugo trwa� ten wspania�y obiad. Musz� ju� lecie�, mam bardzo wa�ne spotkanie. Do widzenia, pani... mhm... Bedley-Cox, tak mi przykro, �e nie mog� pani pom�c, ale sprawa jest raczej delikatnej natury i... w sumie czy to, kto kogo zabi�, ma jakie� znaczenie dla pani?
- Ale� to ma podstawowe znaczenie.
W tej chwili obok przesz�a pisarka, kt�r� pani Oliver bardzo dobrze zna�a.
- Louise, moja droga, jak mi�o ci� widzie�. Nie zauwa�y�am ci� wcze�niej.
- Och, Ariadno, tyle lat si� nie widzia�y�my! Chyba bardzo wyszczupla�a�?
- Zawsze m�wisz mi takie mi�e rzeczy - powiedzia�a pani Oliver, bior�c znajom� pod r�k� i oddalaj�c si� od kozetki. - Musz� p�dzi� na spotkanie.
- Nie mog�a� pozby� si� tej okropnej kobiety? - spyta�a jej przyjaci�ka, spogl�daj�c na pani� Burton-Cox nad ramieniem Ariadny.
- Stawia�a niezwykle pytania - wyja�ni�a pani Oliver.
- Ach tak. I wiedzia�a�, jak na nie odpowiedzie�?
- Nie. Zreszt� i tak nie dotyczy�y mnie. Nic nie wiedzia�am. A nawet gdyby... i tak nie odpowiedzia�abym.
- Chodzi�o o co� interesuj�cego?
- Tak s�dz� - zgodzi�a si� pani Oliver, a w jej g�owie pojawi� si� pewien pomys�. - To mog�oby by� ciekawe, tylko �e...
- Ta kobieta wstaje, �eby ci� �ciga� - powiedzia�a znajoma. - Chod�my. Odprowadz� ci� i podwioz� dok�d zechcesz, je�li nie masz tu swojego samochodu.
- Nigdy nie je�d�� samochodem po Londynie. Trudno znale�� miejsce do parkowania.
- Wiem. Mo�na si� zabi�.
Pani Oliver po�egna�a si� z reszt� go�ci. Podzi�kowa�a i wyrazi�a, jak by�o jej mi�o. Teraz jecha�y wok� londy�skiego placu.
- Eaton Terrace, prawda? - spyta�a jej �yczliwa znajoma.
- Tak - odrzek�a pani Oliver - ale musz� p�j�� do... chyba do Whitefriars Mansions. Nie ca�kiem pami�tam nazw�, ale wiem, gdzie to jest.
- Ach, bloki. Do�� nowoczesne. Kwadratowe, geometryczne bry�y.
- Zgadza si� - przytakn�a pani Oliver.
ROZDZIA� DRUGI
S�onie wyst�puj� po raz pierwszy
Poniewa� pani Oliver nie zasta�a swojego przyjaciela Herkulesa Poirota w domu, musia�a uciec si� do rozmowy telefonicznej.
- Czy przypadkiem zamierza pan pozosta� dzi� wiecz�r u siebie? - spyta�a.
Siedzia�a przy aparacie, nerwowo b�bni�c palcami o blat stolika.
- Czy�by to...
- Ariadna Oliver - powiedzia�a pani Oliver. Zawsze dziwi�o j�, �e musi si� przedstawia�, poniewa� oczekiwa�a, �e wszyscy przyjaciele rozpoznaj� jej g�os, gdy tylko go us�ysz�.
- Tak, b�d� w domu przez ca�y wiecz�r. Czy to oznacza, �e spotka mnie przyjemno�� goszczenia pani?
- Jak mi�o, �e tak pan to ujmuje - ucieszy�a si� pani Oliver. - Nie wiem, czy b�dzie to przyjemno��.
- Pani� zawsze mi�o jest zobaczy�, chere madame4.
- No, nie wiem. Chyba b�d� musia�a... chyba b�d� zawraca� panu g�ow�. Pyta�. Chc� dowiedzie� si�, co pan my�li.
- To jestem zawsze got�w powiedzie� ka�demu - odrzek� Poirot.
- Co� si� wydarzy�o - ci�gn�a pani Oliver. - Sprawa jest raczej k�opotliwa i nie wiem, w z ni� zrobi�.
- I dlatego mnie pani odwiedzi. To mi pochlebia. Bardzo pochlebia.
- Kt�ra godzina odpowiada panu? - spyta�a pani Oliver.
- Dziewi�ta? Wypijemy razem kaw�, chyba �e woli pani grenadine albo sirop de cassis5. Ale nie, pani tego nie lubi. Pami�tam.
- George - powiedzia� Poirot do swego nieocenionego lokaja - wieczorem czeka nas przyjemno�� wizyty pani Oliver. Kawa, jak przypuszczam, i jaki� likier. Nigdy nie jestem pewien, co ona lubi.
- Widzia�em, jak pi�a wi�ni�wk�, sir.
- A tak�e, jak s�dz�, creme de menthe6. Ale raczej woli wi�ni�wk�. Bardzo dobrze - powiedzia� Poirot.
- Niech b�dzie wi�ni�wka.
Pani Oliver przysz�a punktualnie. Jedz�c obiad Poirot zastanawia� si�, co sk�oni�o przyjaci�k� do z�o�enia mu wizyty i dlaczego trapi�y j� w�tpliwo�ci. Czy ma dla niego jaki� skomplikowany problem, czy te� powiadomi go o przest�pstwie? W wypadku pani Oliver, jak Poirot dobrze wiedzia�, mog�o chodzi� o wszystko: o sprawy najpowszedniejsze i najbardziej niezwyk�e. Wszystkie, mo�na by rzec, pasowa�y do niej. Uzna�, �e co� j� martwi. Co tam, powiedzia� sobie Herkules Poirot, poradzi sobie z pani� Oliver. Zawsze potrafi� sobie z ni� radzi�. Czasami doprowadza�a go do ob��du. A jednocze�nie by� do niej bardzo przywi�zany. ��czy�o ich wiele do�wiadcze� i przyg�d. Nie dalej jak dzi� rano czyta� o niej w gazecie - a mo�e to by�a wieczorna prasa? Musi sobie przypomnie�, zanim pani Oliver si� zjawi. W�a�nie tym si� zajmowa�, kiedy lokaj obwie�ci� jej przybycie.
Wesz�a do pokoju i Poirot od razu pomy�la�, �e postawi� prawid�ow� diagnoz�. Wyszukana fryzura pani Oliver zosta�a zburzona, poniewa� pisarka nerwowo przeci�ga�a po w�osach d�oni�, jak czasem mia�a w zwyczaju. Powita� j� z wszelkimi oznakami przyjemno�ci, posadzi� na krze�le, nala� kawy i wr�czy� kieliszek wi�ni�wki.
- Ach! - wykrzykn�a pani Oliver z min� kogo�, kto znalaz� wreszcie wytchnienie. - Wiem, i� pomy�li pan, �e jestem strasznie g�upia, ale...
- Przeczyta�em w prasie, �e dzi� bra�a pani udzia� w literackim obiedzie. S�ynne pisarki. Co� w tym rodzaju. My�la�em, �e nigdy pani tego nie robi.
- Zazwyczaj nie - przyzna�a pani Oliver. - I nie zrobi� tego nigdy wi�cej.
- Ach. Musia�a si� pani bardzo nacierpie�? - Poirot by� pe�en wsp�czucia.
Wiedzia�, co wprawia pani� Oliver w zak�opotanie. Przesadne wychwalanie jej ksi��ek zawsze wytr�ca�o j� z r�wnowagi, poniewa�, jak kiedy� mu wyzna�a, nigdy nie wie, co powinna odpowiedzie�.
- Nie bawi�a si� pani dobrze?
- Do pewnego momentu nawet tak - odpar�a pani Oliver. - A potem wydarzy�o si� co� k�opotliwego.
- Aha. I w tej sprawie musia�a si� pani ze mn� zobaczy�.
- Tak, chocia� sama nie wiem, dlaczego. To znaczy, to nie ma nic wsp�lnego z panem i nie nale�y do gatunku spraw, kt�re pana interesuj�. Mnie sam� niezbyt to interesuje. Chocia� chyba musi, bo przecie� inaczej nic przysz�abym zapyta�, co pan o tym s�dzi. Dowiedzie� si�, co pan by zrobi� na moim miejscu.
- To bardzo trudne pytanie - zauwa�y� Poirot. - Wiem jak ja, Herkules Poirot, zachowa�bym si� w ka�dej sytuacji, ale nie wiem, jak zachowa�aby si� pani, mimo i� pani� znam.
- Musi pan, po tak d�ugim czasie - stwierdzi�a pani Oliver. - Zna mnie pan od do�� dawna.
- Jakie�... dwadzie�cia lat?
- Och, nie wiem. Nigdy nie pami�tam lat ani dat. Mieszaj� mi si�. Pami�tam rok 1939, bo wtedy zacz�a si� wojna i pami�tam par� innych dat z do�� dziwacznych powod�w.
- Tak czy owak, posz�a pani na obiad literat�w. I niezbyt dobrze si� pani bawi�a.
- Obiad by� bardzo przyjemny, ale potem...
- Ludzie m�wili pani r�ne rzeczy - doko�czy� Poirot �yczliwie, jak lekarz pytaj�cy si� o objawy choroby.
- W�a�nie si� szykowali. Nagle dopad�a mnie jedna z tych du�ych, apodyktycznych kobiet, kt�rym zawsze udaje si� zdominowa� otoczenie i kt�re bardziej ni� ktokolwiek inny sprawiaj�, �e czuj� si� niezr�cznie. Zupe�nie jakby �apa�a motyla, brakowa�o jej tylko siatki. Osaczy�a mnie, wepchn�a na kozetk� i zacz�a m�wi� o mojej chrzestnej c�rce.
- Ach tak. Lubi pani t� c�rk�?
- Nie widzia�am jej od wielu lat. Nie mog� utrzymywa� kontakt�w ze wszystkimi. A potem zada�a mi bardzo k�opotliwe pytanie. Chcia�a, �ebym... m�j Bo�e, tak trudno mi o tym m�wi�...
- Wcale nie - powiedzia� ciep�o Poirot. - To ca�kiem proste. Ka�dy wcze�niej czy p�niej m�wi mi wszystko. Jestem tylko obcokrajowcem, wi�c to nie ma znaczenia. To proste, poniewa� jestem obcokrajowcem.
- Rzeczywi�cie �atwo jest zwierza� si� panu - przytakn�a pani Oliver. - Zapyta�a mnie o rodzic�w dziewczyny. Spyta�a, czy to matka zabi�a jej ojca, czy ojciec zabi� jej matk�.
- S�ucham? - nie zrozumia� Poirot.
- Wiem, �e to brzmi krety�sko. To zreszt� jest krety�stwo.
- Czy matka pani chrzestnej c�rki zabi�a jej ojca, czy ojciec zabi� jej matk�?
- Dok�adnie - powiedzia�a pani Oliver.
- Ale czy to si� sta�o? Czy jej ojciec zabi� jej matk� albo matka zabi�a ojca?
- Oboje znaleziono zastrzelonych - wyja�ni�a pani Oliver. - Na szczycie urwiska. Nie pami�tam, czy chodzi�o o Kornwali�, czy o Korsyk�. Gdzie� tam.
- W takim razie to, co powiedzia�a, by�o prawd�?
- Och tak, ta cz�� by�a prawdziwa. To sta�o si� wiele lat temu. Ale dlaczego przysz�a z tym do mnie?
- Wszystko dlatego, �e pisze pani krymina�y - stwierdzi� Poirot. - Na pewno powiedzia�a, �e wie pani wszystko o zbrodni. Chodzi�o wi�c o autentyczne zdarzenie?
- Tak. To nie by�o jak "co zrobi�by A" albo jaka by�aby w�a�ciwa procedura, gdyby twoja matka zabi�a twojego ojca lub tw�j ojciec zabi� twoj� matk�". Nie, to si� wydarzy�o naprawd�. Chyba b�dzie lepiej, jak wszystko panu opowiem. Nie pami�tam dok�adnie, ale sprawa by�a g�o�na w swoim czasie. To znaczy, co najmniej dwana�cie lat temu. Jak m�wi�am, pami�tam nazwiska tych ludzi, poniewa� to byli moi znajomi. Chodzi�am do jednej szko�y z �on� i zna�am j� do�� dobrze. Przyja�ni�y�my si�. Morderstwo by�o g�o�n� spraw�, pisa�y o nim gazety. Sir Alistair Ravenscroft i lady Ravenscroft. Bardzo szcz�liwe ma��e�stwo. On by� pu�kownikiem czy genera�em. Zje�dzili ca�y �wiat. A potem kupili gdzie� dom. Chyba za granic�, ale nie pami�tam dok�adnie gdzie. I nagle w gazetach pojawi�y si� artyku�y o morderstwie. Czy zabi� ich kto� obcy, czy zamordowano ich, czy zabili si� nawzajem. W domu od wiek�w le�a� chyba rewolwer... Najlepiej, jak powiem panu wszystko, co pami�tam.
Pani Oliver skupi�a si� i zdo�a�a przedstawi� Poirotowi mniej wi�cej �cis�e resume7 tego, co us�ysza�a. Od czasu do czasu Poirot zadawa� jakie� pytanie.
- Ale dlaczego? - zastanowi� si� na koniec. - Dlaczego ta kobieta chcia�a to wiedzie�?
- To w�a�nie musz� odkry� - powiedzia�a pani Oliver. - Mog�abym skontaktowa� si� z Celi�. Nadal mieszka w Londynie. A mo�e w Oksfordzie albo w Cambridge? Zdaje si�, �e sko�czy�a studia i wyk�ada gdzie� albo uczy... W ka�dym razie czym� takim si� zajmuje. Jest bardzo nowoczesna. Spotyka si� z d�ugow�osymi lud�mi w dziwacznych strojach. Raczej nie bierze narkotyk�w. Miewa si� dobrze. Od czasu do czasu dostaj� od niej jak�� wiadomo��. Przysy�a mi kartk� na Bo�e Narodzenie. Nikt nie my�li na okr�g�o o swoich chrze�niakach, a ona ma ju� dwadzie�cia pi�� czy sze�� lat.
- Nie wysz�a za m��?
- Nie. Najwyra�niej zamierza to zrobi�. Chce po�lubi� syna pani... Jak�e nazywa si� ta kobieta? Ach, tak, pani Brittie... nie. Pani Burton-Cox.
- A pani Burton-Cox nie chce, by jej syn j� po�lubi�, poniewa� ojciec dziewczyny zabi� jej matk� albo matka zabi�a ojca?
- Tak przypuszczam - przytakn�a pani Oliver.
- Jakie ma znaczenie, kto to zrobi�? Je�li jedno z rodzic�w zabi�o drugie, czy naprawd� dla matki przysz�ego m�a powinno liczy� si�, kto zabi� kogo?
- Nad tym w�a�nie mo�na by si� zastanowi� - stwierdzi� Poirot. - To... wie pani, to nawet ca�kiem interesuj�ce. Co nie znaczy, i�by sprawa sir Alistaira Ravenscrofta i lady Ravenscroft by�a ciekawa. Chyba niejasno przypominam sobie podobny przypadek, cho� raczej chodzi�o o inn� spraw�. Natomiast zachowanie pani Burton-Cox jest dziwne. Mo�e to osoba troszk� przewra�liwiona? Czy bardzo przywi�zana jest do syna?
- Prawdopodobnie - odrzek�a pani Oliver. - Prawdopodobnie w og�le nie chce, by po�lubi� dziewczyn�.
- Poniewa� mog�a odziedziczy� sk�onno�ci po rodzicach i zabije cz�owieka, kt�rego po�lubi. Czy tak?
- Sk�d mam wiedzie�? - spyta�a pani Oliver. - Ona najwyra�niej uwa�a, �e znam odpowied�. Nawet nic poda�a mi do�� informacji. Ale dlaczego, jak pan my�li? Co si� za tym kryje? O co tu chodzi?
- Odkrycie przyczyn by�oby niemal interesuj�ce - powiedzia� Poirot.
- Dlatego przysz�am do pana - powiedzia�a pani Oliver. - Pan lubi odkrywa� tajemnice. Powody, kt�rych pocz�tkowo nie wida�. To znaczy nikt ich nie widzi.
- Czy pani Burton-Cox mo�e mie� jakie� preferencje? - spyta� Poirot.
- To znaczy czy wola�aby, �eby na przyk�ad to m�� zabi� �on�? Raczej nie.
- C� - powiedzia� Poirot - rozumiem, w czym le�y pani problem. Jest bardzo intryguj�cy. Wraca pani do domu po przyj�ciu. Poproszono pani� o zrobienie czego� bardzo trudnego, niemal niemo�liwego, a pani zastanawia si�, jak nale�a�oby post�pi�.
- A pa�skim zdaniem jak? - spyta�a pani Oliver.
- Nie jest mi �atwo odpowiedzie� - zacz�� Poirot. - Nie jestem kobiet�. Nieznana osoba, kt�r� spotka�a pani ma przyj�ciu, przedstawi�a pani problem, poprosi�a o rozwi�zanie go, nie podaj�c �adnego usprawiedliwienia.
- Dok�adnie. I co robi Ariadna? Innymi s�owy, co robi A, gdyby przeczyta� pan o sprawie w gazecie?
- Przypuszczam - odrzek� Poirot - �e A m�g�by zrobi� trzy rzeczy. M�g�by napisa� kartk� do pani Burton-Cox. Co� w sensie: "Jest mi niezmiernie przykro, ale w tej sprawie nie mog� s�u�y� pani pomoc�". Plan B: kontaktuje si� pani z chrzestn� c�rk� i przekazuje jej, o co prosi�a pani� matka ch�opca czy m�odego m�czyzny, kt�rego dziewczyna zamierza po�lubi�. Sprawdzi pani, czy naprawd� planuje wyj�� za niego. Je�li tak, to czy m�ody cz�owiek wspomnia� jej, co trapi jego matk�. Inne interesuj�ce kwestie, to co dziewczyna my�li o matce swojego ch�opca. Po trzecie, i to w�a�nie doradzam, mog�aby pani...
- Wiem - wtr�ci�a pani Oliver. - Trzy s�owa.
- Nic nie robi� - doko�czy� Poirot.
- W�a�nie - powiedzia�a pani Oliver. - Wiem, �e to proste i w�a�ciwe rozwi�zanie. Nie robi� nic. Trzeba by mie� tupet, �eby powiedzie� dziewczynie, kt�ra jest moj� chrzestn� c�rk�, o czym rozpowiada jej przysz�a te�ciowa i o co pyta na prawo i lewo. Ale...
- Wiem - przerwa� Poirot. - Ciekawo��.
- Chc� dowiedzie� si�, dlaczego ta odpychaj�ca kobieta przysz�a do mnie i powiedzia�a mi to, co powiedzia�a. Kiedy si� tego dowiem, b�d� mog�a odetchn�� i zapomnie� o sprawie. Ale dop�ki si� nie dowiem...
- Tak - uzupe�ni� Poirot. - Nie b�dzie pani mog�a zasn��. Obudzi si� pani w �rodku nocy i, o ile pani� znam, zacznie snu� najbardziej nieoczekiwane i nieprawdopodobne teorie i zmienia� je w arcyciekaw� powie�� detektywistyczn�. Krymina�. Dreszczowiec. Co tylko mo�liwe.
- Chyba mog�abym, gdybym my�la�a o tym w ten spos�b - powiedzia�a pani Oliver, a jej oczy lekko rozb�ys�y.
- Prosz� o tym zapomnie� - doradzi� Poirot. - W�tek by�by niezwykle trudny. Wygl�da na to, �e ca�o�� nie ma �adnej uzasadnionej przyczyny.
- Ale ja chcia�abym upewni� si�, �e takiej przyczyny nie ma.
- Ciekawo��. To bardzo intryguj�ce uczucie. - Poirot westchn��. - Pomy�le� tylko, ile zawdzi�cza mu historia. Ciekawo��. Nie wiem, kto j� wymy�li�. Zwykle ��czy si� j� z piek�em. Ciekawo�� - pierwszy stopie� do piek�a. Sam uwa�am, �e ciekawo�� wymy�lili Grecy. Chcieli wiedzie�. O ile wiem, przed nimi nikt nie pragn�� wiedzie� zbyt wiele. Chciano jedynie zna� prawa obowi�zuj�ce w danym kraju i wiedzie�, jak unikn�� �ci�cia czy wbicia na pal, czy czegokolwiek niezbyt przyjemnego, co mog�o si� przydarzy� poddanemu. Albo przestrzegano praw, albo nie. Ale nikt nie chcia� wiedzie�, dlaczego. Od tamtych czas�w wielu postawi�o to pytanie i wiele sta�o si� z tej przyczyny. �odzie, poci�gi, aeroplany, bomba atomowa, penicylina i leki na najprzer�niejsze choroby. Ma�y ch�opiec obserwuje par� unosz�c� pokrywk� nad czajnikiem mamy. A potem s� ju� poci�gi i, w konsekwencji, strajki kolejarzy. I tak dalej.
- Prosz� mi powiedzie� - zacz�a pani Oliver - czy uwa�a mnie pan za okropnie w�cibsk� bab�?
- Nie, nie uwa�am - odrzek� Poirot. - W sumie nie uwa�am pani za osob� ciekawsk�. Ale doskonale wiem, �e na przyj�ciu dla literat�w wpad�a pani w panik�, broni�c si� gor�czkowo przed uprzejmo�ciami i peanami na pani cze��. W efekcie znalaz�a si� pani w k�opotliwym po�o�eniu i zapa�a�a niech�ci� do osoby, kt�ra za to odpowiada.
- Tak, to bardzo m�cz�ca i niemi�a kobieta.
- To morderstwo z przesz�o�ci. Ma��onkowie, kt�rzy dobrze ze sob� �yli i nigdy si� nie sprzeczali. Wed�ug pani, nikt nie zna� przyczyny?
- Zastrzelono ich. Tak, zastrzelono. Mo�liwe, �e razem pope�nili samob�jstwo. Tak chyba uwa�a�a na pocz�tku policja. Oczywi�cie, trudno co� odkry� po tylu latach.
- O tak - powiedzia� Poirot. - My�l�, �e ja m�g�bym co� odkry�.
- Poprzez pa�skich ekscytuj�cych znajomych?
- Raczej nie nazwa�bym ich ekscytuj�cymi znajomymi. Na pewno wiele wiedz�, maj� dost�p do kartotek, mog� sprawdzi� �wczesne zeznania i umo�liwi� mi dost�p do pewnych �r�de�.
- Odkryje pan wszystko - powiedzia�a pani Oliver z nadziej� - i potem mi opowie.
- Tak - przyzna� Poirot. - My�l�, �e przynajmniej m�g�bym przedstawi� pani wszystkie fakty. Cho� zabierze to troch� czasu.
- Je�li pan si� tym zajmie, a w�a�nie o to mi chodzi�o, to i ja powinnam co� zrobi�. Musz� zobaczy� si� z dziewczyn�. Musz� sprawdzi�, czy ona wie cokolwiek i czy chce, �ebym da�a porz�dn� odpraw� jej przysz�ej te�ciowej. Mo�e jest te� jakikolwiek inny spos�b, w jaki mog�abym jej pom�c. I chc� te� zobaczy� ch�opca, kt�rego ma po�lubi�.
- Bardzo dobrze - oceni� Poirot. - Doskonale.
- I przypuszczam, �e s� ludzie... - urwa�a i zmarszczy�a brwi.
- Nie s�dz�, by mia�a pani wiele po�ytku z ludzi - powiedzia� Poirot. - To sprawa z przesz�o�ci.
W swoim czasie by� mo�e cause celebre. Ale czym w sumie jest cause celebre, je�li si� zastanowi�? Chyba �e dochodzi do zdumiewaj�cego denonement,8 co tu nie mia�o zastosowania. Nikt ju� nie pami�ta.
- Nie - przyzna�a pani Oliver. - To prawda. Du�o pisano w gazetach i dyskutowano, ale z czasem sprawa po prostu straci�a znaczenie. To normalne dzisiaj. Jak z t� dziewczyn� par� dni temu. Wie pan, wysz�a z domu i nigdzie nie mo�na jej by�o znale��. To sta�o si� pi�� czy sze�� lat wcze�niej, a potem ma�y ch�opiec, kt�ry bawi� si� w kupie piachu czy �wiru, natkn�� si� na jej cia�o. W pi�� albo sze�� lat p�niej.
- To prawda - powiedzia� Poirot. - I prawd� jest, �e po sekcji zw�ok i okre�leniu, ile czasu min�o od �mierci i co sta�o si� w dniu, kiedy ofiara zgin�a, je�li cofniemy si� w przesz�o�� i sprawdzimy poszczeg�lne wydarzenia zapisane w kartotekach, w ko�cu mo�na odkry� morderc�. W przypadku Ravenscroft�w b�dzie to jednak trudniejsze, poniewa� mo�liwe s� dwie odpowiedzi: albo �e m�� nie przepada� za �on� i chcia� si� jej pozby�, albo �e �ona nie cierpia�a m�a lub mia�a kochanka. Mog�a to by� albo zbrodnia w afekcie, albo co� zupe�nie odmiennego. A mo�e po prostu nie ma nic do odkrycia. Skoro policja nie poradzi�a sobie w�wczas, to najwyra�niej trudno by�o znale�� motyw zbrodni. W efekcie sprawa pozosta�a jednodniow� sensacj�.
- Chyba mog� odwiedzi� c�rk�. Mo�e o to chodzi�o tej antypatycznej kobiecie, mo�e tego w�a�nie chcia�a ode mnie. S�dzi�a, �e c�rka wie. C�, mo�e i wie. Wie pan, jak to dzieci. One wiedz� wr�cz niezwyk�e rzeczy.
- Wie pani mo�e, ile lat mia�a w�wczas pani chrzestna c�rka?
- Musia�abym si� zastanowi�. Nie powiem panu tak od razu. Mog�a mie� dziewi�� lub dziesi�� lat, ale mog�a te� by� starsza, nie jestem pewna. Chyba wyjecha�a wtedy do szko�y. Chocia� mo�e sama to sobie wymy�li�am.
- Lecz uwa�a pani, �e pani Burton-Cox �yczy sobie, by zdoby�a pani informacje od c�rki? By� mo�e pani chrzestna c�rka co� wie, by� mo�e powiedzia�a co� Desmondowi, a on napomkn�� matce. S�dz�, �e pani Burton-Cox sama pr�bowa�a wypyta� dziewczyn� i zosta�a odprawiona. Pomy�la�a wi�c, �e s�ynna pani Oliver, chrzestna matka dziewczyny, posiadaj�ca przy tym pe�n� wiedz� kryminologiczn�, mog�aby uzyska� informacje. Cho� nada! nie rozumiem, jakie to mog�oby mie� dla niej znaczenie. - Poirot zastanowi� si�. - I nie wydaje mi si�, �eby osoby zwane przez pani� "lud�mi" mog�y pom�c po tak d�ugim czasie - doda�.
- Kto by pami�ta�?
- W tym przypadku uwa�am, �e mog� - powiedzia�a pani Oliver.
- Zadziwia mnie pani. - Poirot popatrzy� na ni� zaskoczony. - A wi�c ludzie pami�taj�?
- W�a�ciwie - zacz�a pani Oliver - my�la�am o s�oniach.
- S�oniach?
Jak cz�sto przedtem, Poirot pomy�la�, �e pani Oliver jest po prostu nieobliczalna. Sk�d raptem s�onie?
- My�la�am o s�oniach na wczorajszym obiedzie - powiedzia�a pani Oliver.
- Dlaczego my�la�a pani o s�oniach? - spyta� zaciekawiony Poirot.
- Dok�adnie to my�la�am o z�bach. Wie pan, kiedy pr�buje si� co� zje��, a ma si� sztuczn� szcz�k�... nie jest to zbyt �atwe. Trzeba wiedzie�, co wolno i czego nie wolno je��.
- Ach! - Poirot westchn�� g��boko. - Tak, tak, denty�ci mog� wiele pom�c, ale nie s� w stanie zrobi� wszystkiego.
- W�a�nie. A potem pomy�la�am, �e nasze z�by to zwyk�a ko��, nie s� wi�c zbyt mocne. I jak mi�o by�oby by� psem, kt�ry ma prawdziwe k�y, a potem pomy�la�am o morsach i... i tak dalej. I o s�oniach. Bo kiedy my�li si� o k�ach, to zaraz przychodz� na my�l s�onie, prawda? Wspaniale, wielkie k�y z ko�ci s�oniowej.
- To prawda - odrzek� Poirot, nadal nie rozumiej�c, o czym pani Oliver w�a�ciwie m�wi.
- Wi�c pomy�la�am sobie, �e musimy dotrze� do ludzi, kt�rzy s� jak s�onie. Poniewa� s�onie, jak to si� m�wi, maj� dobr� pami��.
- Tak, s�ysza�em ten zwrot - przyzna� Poirot.
- S�onie maj� dobr� pami�� - powt�rzy�a pani Oliver. - Zna pan pewn� bajk�, na kt�rej wychowuj� si� dzieci? O tym, jak pewien hinduski krawiec wbi� ig�� czy co� takiego w kie� s�onia. Nie, nie w kie�, w tr�b�, oczywi�cie, wbi� j� s�oniowi w tr�b�. A kiedy s�o� spotka� krawca nast�pnym razem, mia� tr�b� pe�n� wody i wyla� ca�� na krawca, cho� nie widzia� go od kilku lat. Nie zapomnia�. Pami�ta�. O to w�a�nie chodzi. S�onie nie zapominaj�. Musz� wi�c znale�� par� s�oni.
- Nie jestem pewien, czy do ko�ca zrozumia�em, o co pani chodzi - powiedzia� Herkules Poirot. - Kogo pani zalicza do s�oni? Brzmi to tak, jakby mia�a pani zamiar uda� si� po informacje do zoo.
- To nie ca�kiem tak - zacz�a pani Oliver. - Nie chodzi mi o s�onie jako s�onie, ale o to, w czym ludzie s�onie przypominaj�. Niekt�rzy ludzie naprawd� maj� dobr� pami��. Pami�taj� r�ne dziwaczne rzeczy, ja na przyk�ad pami�tam sporo spraw bardzo dobrze. Wydarzenia... Pami�tam przyj�cie urodzinowe na moje pi�te urodziny i ciasto z go�dzikami, wspania�e ciasto z go�dzikami. Na �rodku by� ptaszek z cukru. I pami�tam dzie�, kiedy uciek� m�j kanarek, a ja p�aka�am. I pami�tam inny, kiedy wesz�am na pole, a tam stal byk, i kto� powiedzia�, �e mnie ubodzie, a ja by�am przera�ona i chcia�am uciec. Ca�kiem dobrze to pami�tam. To by� wtorek. Nie wiem, dlaczego zapami�ta�am, �e to by� wtorek, ale by�. I pami�tam cudowny piknik z je�ynami. Pami�tam, �e okropnie si� pok�u�am, ale zebra�am wi�cej je�yn ni� inni. To by�o wspania�e! Wtedy mia�am chyba dziewi�� lat. Chodzi�am na setki �lub�w, ale patrz�c w przesz�o�� pami�tam dok�adnie tylko dwa. Na jednym by�am druhn�. Odbywa� si� w New Forest, to pami�tam, ale nie przypominam sobie go�ci. To by� chyba �lub jakiej� mojej kuzynki. Nie zna�am jej za dobrze, ale chcia�a mie� mn�stwo druhen, a ja, no c�, by�am pod r�k�, jak s�dz�. I pami�tam drugi �lub. To by� m�j znajomy z marynarki. Prawie uton�� w �odzi podwodnej, ale uratowano go. A potem by�a sprawa z dziewczyn�, z kt�r� si� zar�czy�. Jej rodzina nie chcia�a, �eby za niego wysz�a, ale w ko�cu pobrali si�, a ja by�am jedn� z druhen. Chodzi mi o to, �e zawsze zapami�tuje si� pewne rzeczy.
- Rozumiem - powiedzia� Poirot. - Interesuj�ce. Wi�c wyruszy pani a la recherche des elephants?9
- W�a�nie. Musz� ustali� dok�adn� dat�.
- W tym akurat chyba b�d� m�g� pani pom�c - powiedzia� Poirot.
- A potem przypomn� sobie ludzi, kt�rych zna�am wtedy, ludzi, kt�rych by� mo�e zna�am i kt�rzy mieli tych samych znajomych co ja. Ci znajomi mogli zna� genera�a i jego �on�. Mogli spotka� za granic� kogo�, kogo ja te� znam, ale nie widzia�am od lat. Mog� odwiedzi� ludzi, kt�rych od dawna nie spotka�am. Bo, wie pan, zawsze mi�o jest zobaczy� kogo� z przesz�o�ci, nawet je�li nie pami�ta si� go za dobrze. A potem rozmawia si� oczywi�cie o wydarzeniach sprzed lat.
- Bardzo interesuj�ce - oceni� Poirot. - My�l�, �e jest pani bardzo dobrze przygotowana do zadania, kt�re sobie pani wyznaczy�a. Ludzie, kt�rzy znali Ravenscroft�w dobrze lub niezbyt dobrze. Ludzie, kt�rzy mieszkali w tej samej cz�ci �wiata, w kt�rej wydarzy�a si� ca�a historia, albo kt�rzy tam w�a�nie przebywali. To trudniejsze, ale mo�na chyba do nich dotrze�. A potem mo�na uciec si� do r�nych sposob�w. Zacz�� pogaw�dk� o tym, co si� sta�o, jak s�dz�, co si� sta�o, co kto� inny powiedzia�, �e mog�o si� sta�. O ka�dej aferze mi�osnej m�a czy �ony, o pieni�dzach, kt�re kto� odziedziczy�. My�l�, �e mo�e pani wygrzeba� wiele starych spraw.
- O m�j Bo�e - westchn�a pani Oliver. - Chyba naprawd� w�cibska baba ze mnie.
- Otrzyma�a pani zadanie - powiedzia� Poirot - nie od kogo�, kogo pani lubi, nie od kogo�, komu chcia�aby pani wy�wiadczy� przys�ug�, ale od osoby, kt�rej pani nie cierpi. To nie ma znaczenia. Nadal jest to wyprawa, wyprawa w poszukiwaniu wiedzy. Kroczy pani w�asn� drog�. To �cie�ka s�oni. Mo�e s�onie nie zapomnia�y. Bon voyage10- zako�czy� Herkules Poirot.
- S�ucham? - powiedzia�a pani Oliver.
- Wysy�am pani� na wypraw� odkrywcz� - wyja�ni� Poirot. - A la recherche des elephants.
- Chyba oszala�am - wyzna�a ze smutkiem pani Oliver. Ponownie przeci�gn�a d�o�mi po w�osach, tak �e wygl�da�a teraz jak obrazek ze starych ksi��ek o przygodach Struwelpetera. - Zamierza�am w�a�nie zacz�� powie�� o z�otym charcie. Nie sz�o mi za dobrze. Nie mog�am rozpocz��, je�li wie pan, o co mi chodzi.
- Niech pani zapomni o z�otym charcie. Prosz� skupi� si� wy��cznie na s�oniach.
KSI�GA PIERWSZA
S�ONIE
ROZDZIA� TRZECI
Ciotki Alicji przewodnik do wiedzy
- Znajdzie pani m�j notes z adresami, panno Livingstone?
- Le�y na pani biurku, pani Oliver. W lewym rogu.
- Nie chodzi mi o ten - odrzek�a pani Oliver. - Tego u�ywam teraz. Chodzi mi o poprzedni. Z zesz�ego roku albo sprzed dw�ch lat.
- Mo�e zosta� wyrzucony? - brzmia�a sugestia panny Livingstone.
- Nie, nie wyrzucam notes�w z adresami, poniewa� cz�sto okazuj� si� potrzebne. To znaczy adresy, kt�rych nie przepisa�o si� do nowego notesu. Chyba le�y w szufladzie jednej z kom�d.
Panna Livingstone by�a nowym nabytkiem w miejsce panny Sedgwick. Ariadnie brakowa�o panny Sedgwick. Panna Sedgwick wiedzia�a tak wiele. Wiedzia�a na przyk�ad, gdzie pani Oliver k�ad�a swoje rzeczy, zna�a miejsca, w kt�rych je trzyma�a. Pami�ta�a nazwiska ludzi, do kt�rych pani Oliver napisa�a uprzejme listy i nazwiska tych, kt�rym pani Oliver, doprowadzona do kresu wytrzyma�o�ci, wys�a�a listy raczej nieuprzejme. Panna Sedgwick jest, a raczej by�a, po prostu nieoceniona.
By�a jak... jak�esz brzmia� tytu� tej ksi��ki? - pomy�la�a pani Oliver, cofaj�c si� pami�ci�. - Ju� mam. Taka du�a, br�zowa ksi��ka. Mieli j� ws