3269
Szczegóły |
Tytuł |
3269 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3269 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3269 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3269 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
AGATHA CHRISTIE
KOT W�R�D GO��BI
TYTU� ORYGINA�U: CAT AMONG THE PIGEONS
T�UMACZY�A KRYSTYNA BOCKENHEIM
PROLOG
LETNI TRYMESTR
I
Byt to dzie� rozpocz�cia letniego trymestru w szkole w Meadowbank. P�ne popo�udniowe s�o�ce o�wietla�o szeroki, �wirowy podjazd przed domem. Frontowe drzwi by�y go�cinnie otwarte i w�a�nie w nich sta�a panna Vansittart, znakomicie pasuj�ca do georgia�skich proporcji budynku, nienagannie uczesana i ubrana w �wietnie skrojony kostium.
Niekt�rzy nie znaj�cy jej dobrze rodzice brali j� za sam� pann� Bulstrode, nie wiedz�c, �e dyrektorka mia�a zwyczaj wycofywania si� do swego sanktuarium, do kt�rego wprowadzano tylko uprzywilejowanych.
U boku panny Vansittart, nieco w g��bi, dzia�a�a panna Chadwick, spokojna, kompetentna i tak bardzo wro�ni�ta w szkole, �e nic spos�b by�o wyobrazi� sobie Meadowbank bez niej. Zreszt� by�a tu zawsze. Panna Bulstrode i panna Chadwiek wsp�lnie zak�ada�y te szkole. Przygarbiona, w binoklach, ubrana bez gustu, sympatyczna i roztargniona, by�a znakomit� matematyczk�.
Powitalne s�owa i zdania, wypowiadane uprzejmie przez, pann� Vansillart, szybowa�y w powietrzu.
- Witam pani�, pani Arnold. No, Lidio, jak si� uda� tw�j rejs po greckich wyspach? Co za wspania�a okazja! Zrobi�a� dobre zdj�cia?
- Tak, lady Garncu, panna Bulstrode otrzyma�a pani list w sprawie kursu malarstwa i wszystko zosta�o za�atwione.
- Jak si� pani miewa, pani Bird?... Dobrze? W�tpi� �eby panna Bulstrode mia�a czas om�wi� t� spraw� w�a�nie dzisiaj. Jest tu gdzie� panna Rowan, mo�e chcia�aby pani z mu porozmawia�?
- Przenie�li�my twoj� sypialni�, Pamelo. Jeste� w dalszym skrzydle, ko�o jab�oni...
- Rzeczywi�cie, lady Violett, pogoda tego lata by�a okropna. To pani najm�odszy synek? Jak mu na imi�? Hector? Jaki �liczny samolot masz, Hektorze!
- Tres heureuse de vous voir, madame. Ah, je regrette, ce ne serait pas possible, cet apres-midi. Mademoiselle Bulstrode est tellement occup�e.*
- Dzie� dobry, profesorze. Wykopa� pan jeszcze wi�cej ciekawych rzeczy?
II
W ma�ym pokoju na pierwszym pi�trze Ann Shaplandl, sekretarka panny Bulstrode, pisa�a szybko i wprawnie na maszynie. Ann by�a przystojn� trzydziestopi�cioletni� kobiet� z w�osami przypominaj�cymi czarn�, at�asow� czapeczk�. Kiedy chcia�a, potrafi�a by� poci�gaj�ca, ale �ycie nauczy�o j�, �e sprawno�� i kompetencja cz�sto op�acaj� si� bardziej i oszcz�dzaj� bolesnych komplikacji. W tej chwili stara�a si� by� idealn� sekretark� dyrektorki s�ynnej szko�y dla dziewcz�t.
Od czasu do czasu, umieszczaj�c now� kartk� w maszynie, spogl�da�a przez okno i zwraca�a uwag� na przybywaj�cych.
- Na lito�� bosk�! - powiedzia�a do siebie ze zgroz�. - Nie wiedzia�am, �e w Anglii jest jeszcze tylu szofer�w!
U�miechn�a si� mimowolnie, kiedy majestatyczny rolls-royce odjecha�, ust�puj�c miejsca bardzo ma�emu i sfatygowanemu austinowi. Z samochodu wy�oni� si� zdenerwowany ojciec z c�rk� wygl�daj�c� znacznie spokojniej.
M�czyzna zatrzyma� si� niepewnie, lecz panna Vansittart wy�oni�a si� z domu i zaj�a przyby�ymi.
- Major Hargaves? A to Alison? Prosz� wej��. Chcia�abym, �eby osobi�cie zobaczy� pan pok�j Alison. Ja...
Ann u�miechn�a si�, wracaj�c do pisania.
- Zacna, stara Vansittart, dublerka doskona�a - powiedzia�a do siebie. - Kopiuje wszystkie triki panny Bulstrode. Co prawda, jest �wietna!
Ogromny i szalenie luksusowy cadillac, b�yszcz�cy malinowym i lazurowym lakierem, wp�yn�� (nie bez trudno�ci z powodu swoich rozmiar�w) na podjazd i stan�� za antycznym austinem majora Hargravesa.
Szofer wyskoczy�, otworzy� drzwi i z samochodu wysiad� ciemnosk�ry m�czyzna z wielk� brod�, nast�pnie wy�oni�a si� wierna kopia modelu z paryskiego �urnala, a za nimi szczup�a, ciemnow�osa dziewczyna.
- To pewnie sama ksi�niczka Jaka�tam - pomy�la�a Ann. - Nic potrafi� wyobrazi� sobie jej w szkolnym mundurku, ale zapewne jutro nast�pi cud.
Na powitanie pojawi�y si� zar�wno panna Vansittart, jak i panna Chadwick.
- Zostan� zaprowadzeni przed Oblicze - zdecydowa�a Ann.
Potem pomy�la�a, �e, dziwna rzecz, nikt nie lubi stroi� �art�w z panny Bulstrode. Panna Bulstrode to by� KTO�.
- Wi�c lepiej pilnuj swego nosa, dziewczyno - po wiedzia�a do siebie - i sko�cz te listy nie robi�c b��d�w.
Co prawda Ann nie mia�a zwyczaju robi� b��d�w. Mog�a przebiera� w ofertach dla sekretarek. By�a asystentk� prezesa towarzystwa naftowego, prywatna, sekretarka, sir Mervyna Todhuntera, s�ynnego z erudycji, dra�liwo�ci i nieczytelnego pisma. Mog�a te� wymieni� w�r�d swoich pracodawc�w dw�ch ministr�w i wa�nego urz�dnika pa�stwowego. Na og� pracowa�a z m�czyznami. Ciekawi�o j�, jak zniesie to pogr��enie si� w morzu kobieco�ci. No c� - to by� eksperyment! l zawsze by� jeszcze Dennis! Wierny Dennis, wracaj�cy z Malaj�w, z Birmy, z r�nych zak�tk�w �wiata, zawsze ten sam, oddany, proponuj�cy ma��e�stwo. Kochany Dennis! By�oby jednak nudne wyj�� za m�� za Dennisa.
W najbli�szym czasie mia�a by� pozbawiona m�skiego towarzystwa. Same zdziwacza�e nauczycielki - nie ma tu �adnego m�czyzny, z wyj�tkiem ogrodnika pod osiemdziesi�tk�.
Tu jednak czeka�a Ann niespodzianka. Zobaczy�a przez okno cz�owieka przycinaj�cego �ywop�ot za podjazdem - wyra�nie by� to ogrodnik, ale do osiemdziesi�tki brakowa�o mu bardzo du�o. M�ody, ciemnow�osy, przystojny. Zaciekawi� Ann; ostatnio by�a mowa o wzi�ciu dodatkowego pracownika, ale to nie by� prostak. No c�, ludzie dzisiaj chwytaj� si� ka�dej pracy. Niekt�rzy m�odzi ludzie pr�buj� zbiera� fundusze na realizacj� jakich� plan�w albo po prostu ledwie mog� wy�y� z wynagrodzenia, jakie otrzymuj� od pracodawc�w. Ale przycina� �ywop�ot bardzo fachowo. Przypuszczalnie by� jednak ogrodnikiem!
- Ten cz�owiek m�g�by by� zabawny... - powiedzia�a Ann do siebie.
Jeszcze tylko jeden list, zauwa�y�a z zadowoleniem, i b�dzie mog�a przej�� si� po ogrodzie.
III
Na g�rze panna Johnson, opiekunka internatu, przydziela�a pokoje, wita�a nowicjuszki i dawne uczennice.
By�a rada, �e rozpoczyna si� nauka. Nigdy nie wiedzia�a, co pocz�� ze sob� podczas wakacji. Mia�a dwie zam�ne siostry, kt�re odwiedza�a kolejno, ale by�y one bardziej zaabsorbowane w�asnymi sprawami i rodzin� ni� szkol� w Meadowbank. Pann� Johnson, cho� naturalnie lubi�a swoje siostry, interesowa�a wy��cznie szko�a.
Tak, to przyjemne, �e zacz�� si� trymestr.
- Panno Johnson?
- S�ucham, Pamelo.
- Wydaje mi si�, �e co� si� rozbi�o w mojej walizce. Rozla�o si� na rzeczy. Chyba olejek c�o w�os�w.
- Ojej - powiedzia�a panna Johnson, �piesz�c z pomoc�.
IV
Mademoiselle Blanche, nowa nauczycielka francuskiego, spacerowa�a po trawniku rozci�gaj�cym si� za podjazdem. Oszacowa�a wzrokiem krzepkiego, m�odego cz�owieka, strzyg�cego �ywop�ot.
- Assez bien* - pomy�la�a.
Mademoiselle Blanche by�a szczup�a, troch� podobna do myszy i niezbyt wpadaj�ca w oczy, natomiast sama zauwa�a�a wszystko.
Przenios�a wzrok na procesj� samochod�w podje�d�aj�cych pod frontowe drzwi. Otaksowa�a je pod k�tem cen. Na pewno Meadowbank by�a formidable!* Oceni�a w my�li zyski panny Bulstrode! Formidable!
V
Panna Rich, ucz�ca angielskiego i geografii, zbli�aj�ca si� do domu szybkimi krokami, zawaha�a si�, gdy� jak zwykle zapomnia�a, dok�d idzie. Jej w�osy, tak�e jak zwykle, wysun�y si� z koka. Mia�a brzydk�, ale pe�n� entuzjazmu twarz. M�wi�a do siebie:
- Wr�ci� (utaj! By� tu znowu... Wydaje si�, �e to ju� lata... - potkn�a si� o grabie i m�ody ogrodnik wyci�gn�� r�k� m�wi�c:
- Ostro�nie, prosz� pani.
Eilcen Rich odpar�a "dzi�kuj�", nie patrz�c na niego.
VI
Panna Rowan i panna Blake, dwie najm�odsze nauczycielki, w�drowa�y w kierunku pawilonu sportowego. Panna Rowan by�a szczup�a, ciemna i �ywa, panna Blake pulchna i jasna. Omawia�y z o�ywieniem niedawne przygody we Florencji: ogl�dane obrazy, rze�by, kwitn�ce drzewa owocowe i zaloty dw�ch w�oskich d�entelmen�w (maj�cych zapewne z�e zamiary).
- Oczywi�cie wiadomo, jacy s� W�osi - rzek�a panna Blake.
- Spontaniczni - dorzuci�a panna Rowan, kt�ra studiowa�a psychologi�, jak r�wnie� ekonomi�. - Zupe�nie nieskomplikowani, to wida�. �adnych zahamowa�.
- Jednak Giuseppe by� pod wra�eniem, kiedy dowiedzia� si�, �e ucz� w Meadowbank - rzek�a panna Blake. - Zaraz nabra� szacunku. On ma kuzynk�, kt�ra chce tu przyjecha�, ale panna Bulstrode nie by�a pewna, czy znajdzie miejsce.
- Meadowbank jest szkol�, kt�ra si� naprawd� liczy - o�wiadczy�a panna Rowan z zadowoleniem. - Nowy pawilon sportowy robi wra�enie. Nie s�dzi�am, �e b�dzie gotowy na czas.
- Panna Bulstrode powiedzia�a, �e b�dzie - o�wiadczy�a panna Blake z przekonaniem.
- Och! - wykrzykn�a nagle, zaskoczona. Drzwi pawilonu sportowego otwarty si� gwa�townie i ukaza�a si� w nich ko�cista m�oda kobieta z rudymi w�osami. Spojrza�a na nie nieprzyja�nie i oddali�a si� szybko.
- To musi by� nowa gimnastyczka - powiedzia�a panna Blake. - Jaka nieokrzesana!
- Niezbyt przyjemny nabytek w zespole. Panna Jones by�a taka �yczliwa i towarzyska.
- Dos�ownie spiorunowa�a nas wzrokiem - doda�a panna Blake ura�enia.
Obie poczu�y si� dotkni�te.
VII
Gabinet panny Bulstrode mia� okna wychodz�ce w dw�ch r�nych kierunkach: jedno na podjazd i le��cy za nim trawnik, drugie na rz�d rododendron�w za domem. Pok�j by� imponuj�cy, a sama panna Bulstrode by�a kobiet� bardziej ni� imponuj�c�. Wysoka, wygl�daj�ca godnie, �wietnie uczesana, mia�a spogl�daj�ce z humorem szare oczy i twardy zarys ust. Sukces szko�y (Meadowbank sta�a si� jedn� z najpopularniejszych w Anglii) wynika� niew�tpliwie z osobowo�ci jej dyrektorki. By�a to bardzo droga szko�a, ale to nie mia�o znaczenia: p�aci�e� s�ono, ale dostawa�e� w zamian co�, co by�o tego warte.
Twoja c�rka uczy�a si� tego, co chcia�e� i tego, czego �yczy�a sobie panna Bulstrode, a rezultat po��czenia tych dw�ch intencji by� satysfakcjonuj�cy. Dzi�ki wysokim op�atom dyrektorka mog�a zatrudnia� liczny personel. W szkole nie by�o nic z masowej produkcji, ale mimo indywidualnego podej�cia do uczennic panowa� tam r�wnie� pewien rygor. Dyscyplina bez re�imu, to by�a dewiza panny Bulstrode. Uwa�a�a, �e trzymanie w ryzach uspokaja m�odzie� i daje jej poczucie bezpiecze�stwa, natomiast re�im dra�ni. Wychowanki stanowi�y bardzo zr�nicowan� grup�. By�o w�r�d nich kilka cudzoziemek z dobrych, cz�sto kr�lewskich rodzin. By�y te� angielskie dziewcz�ta, bogate lub z odpowiednich familii, pragn�ce studiowa� rozmaite dziedziny sztuki, zdoby� towarzysk� og�ad� i og�ln� wiedz�, dzi�ki czemu sta�yby si� mi�e, eleganckie i zdolne do prowadzenia inteligentnej rozmowy na ka�dy temat. Ale nie brakowa�o dziewczyn, kt�re zamierza�y pracowa� rzetelnie, zda� egzaminy wst�pne na wy�sz� uczelni� i zdoby� stopie� naukowy; te potrzebowa�y jedynie dobrego nauczania i szczeg�lnej uwagi. Niekt�re reagowa�y negatywnie na szko�� typu konwencjonalnego. Panna Bulstrode posiada�a jednak swoje zasady; nie tolerowa�a uczennic s�abo rozwini�tych umys�owo ani m�odocianych przest�pczy�, wola�a te� przyjmowa� dziewczyny, kt�rych rodzice podobali si� jej, i takie, u kt�rych dostrzega�a mo�liwo�ci rozwoju. Wiek uczennic by� bardzo zr�nicowany. Jedne uznano by w dawnych czasach za doros�e, inne za troch� wi�cej ni� dzieci. Rodzice niekt�rych przebywali za granic� i dla tych prze�o�ona planowa�a interesuj�ce wakacje. Ostatni� instancj� w kwestii przyj�cia by�a aprobata samej panny Bulstrode.
Sta�a teraz obok kominka, s�uchaj�c j�kliwego g�osu pani Gerald Hope, kt�rej bardzo przewiduj�co nic zaproponowa�a, by usiad�a.
- Widzi pani. Henrietta jest bardzo nerwowa. Naprawd� niezwykle nerwowa. Nasz lekarz m�wi... Panna Bulstrode skin�a g�ow� uspokajaj�co i powstrzyma�a si� od wyg�oszenia jadowitego zdania, co cz�sto j� korci�o. Tak wi�c zamiast: "Nie rozumiesz, idiotko, �e to w�a�nie m�wi ka�da g�upia baba o swoim dziecku?", odezwa�a si� �yczliwie.
- Nie potrzebuje si� pani martwi�, pani Hope. Panna Rowan, cz�onek naszego zespo�u, jest do�wiadczonym psychologiem. B�dzie pani zaskoczona, jestem lego pewna, zmian�, jak� znajdzie pani w Henrietcie (kt�ra jest mi�ym, inteligentnym dzieckiem, o wiele za dobrym dla ciebie) po jednym lub dw�ch trymestrach.
- Och, wiem. Zrobi�a pani cuda z t� ma�� Lambeth�w, dos�ownie cuda! Tote� jestem ogromnie szcz�liwa. I... ach, tak, zapomnia�am. Za sze�� tygodni jedziemy na po�udnic Francji. Chcia�abym zabra� Henriett�. To by�aby dla niej przyjemna odmiana.
- Obawiam si�, �e to zupe�nie niemo�liwe - powiedzia�a panna Bulstrode pogodnie i z czaruj�cym u�miechem, jakby spe�nia�a pro�by, a nie odmawia�a.
- Och! Ale�... - anemiczna, nad�sana twarz pani Hope zmieni�a si�, okazuj�c irytacje: - Naprawd�, musz� si� upiera�. Ostatecznie to moje dziecko.
- Tak jest. Ale moja szko�a.
- Zapewne jednak mog� zabra� dziecko ze szko�y w ka�dej chwili?
- Oczywi�cie - potwierdzi�a panna Bulstrode. - Mo�e pani. Naturalnie. Ale w takim przypadku ja nie musz� przyj�� jej z powrotem.
Pani Hope by�a naprawd� w�ciek�a:
- Zwa�ywszy wysoko�� op�at...
- W�a�nie - powiedzia�a panna Bulstrode. - Pragn�a pani umie�ci� c�rk� w mojej szkole, prawda? I musi pani zaakceptowa� j� tak�, jaka jest, albo zrezygnowa�. Podoba mi si� ta suknia od Balenciagi, kt�r� pani nosi. Bo to Balenciaga, prawda? To wspania�e spotka� kobiet�, ubieraj�c� si� z takim wyczuciem.
Jej r�ka uj�a d�o� pani Hope, u�cisn�a j� i niedostrzegalnie skierowa�a go�cia w stron� drzwi.
- Prosz� si� o nic nie martwi�. Ach, tu jest Henrietta: czeka na pani�. - Popatrzy�a z aprobat� na mi��, zr�wnowa�on�, bystr� dziewczynk�, kt�ra zas�ugiwa�a na lepsz� nia�k�. - Margaret, zaprowad� Henriett� do panny Johnson.
Dyrektorka wycofa�a si� do swego gabinetu i po chwili m�wi�a po francusku:
- Ale� oczywi�cie, ekscelencjo, pa�ska siostrzenica mo�e uczy� si� nowoczesnych ta�c�w. W �yciu towarzyskim to bardzo wa�ne. J�zyki r�wnie� uwa�ani za niezb�dne.
Nast�pni go�cie tak silnie wion�li od progu zapachem modnych perfum, �e pann� Bulstrode niemal cofn�o.
- Musi wylewa� na siebie codziennie ca�� butelk� tego �wi�stwa - pomy�la�a witaj�c elegancko ubran�, ciemnosk�r� kobiet�.
- Enchant�e, madame*.
Madame zachichota�a milutko.
Wielki brodaty m�czyzna w orientalnym stroju uj�� r�k� panny Bulstrode pochylaj�c si�, nad ni� i odezwa� si� znakomit� angielszczyzn�: - Mam zaszczyt przedstawi� pani ksi�niczk� Shaiste.
Panna Bulstrode wiedzia�a wszystko o nowej uczennicy, przyby�e) w�a�nie ze szko�y w Szwajcarii, ale mia�a bardzo mgliste poj�cie o eskortuj�cej j� osobie. Nie by� to sam emir, zdecydowa�a, prawdopodobnie minister lub charg� d'affaires. Jak zwykle, kiedy nic mia�a pewno�ci, pos�u�y�a si� tytu�em "ekscelencjo" i zapewni�a, �e ksi�niczka znajdzie najlepsz� opiek�.
Shaista u�miecha�a si� grzecznie. By�a r�wnie� modnie ubrana i uperfumowana. Panna Bulstrode wiedzia�a, �e ma pi�tna�cie lal, ale jak wiele dziewcz�t ze Wschodu czy znad Morza �r�dziemnego, wygl�da�a na starsz�, zupe�nie dojrza��. Panna Bulstrode rozmawia�a z ni� o planowanej nauce i stwierdzi�a z ulg�, �e dziewczyna odpowiada bez namys�u, w znakomitej angielszczy�nie i nic chichocze. W�a�ciwie jej spos�b bycia przedstawia� si� korzystnie w por�wnaniu z zachowaniem wielu angielskich pi�tnastolatek. Panna Bulstrode cz�sto my�la�a, �e wysy�anie dziewcz�t brytyjskich za granic�, na Bliski Wsch�d, aby tam nauczy�y si� grzeczno�ci i dobrych manier, by�oby znakomitym pomys�em. Wymieniono jeszcze troch� komplement�w i pok�j znowu opustosza�, cho� wci�� wype�nia�a go tak ci�ka wo� perfum, �e dyrektorka otworzy�a szeroko oba okna, aby troch� przewietrzy�.
Z kolei zjawi�a si� pani Upjohn z c�rk� Juli�.
Pani Upjohn by�a sympatyczny, trzydziestoparoletni� kobiet�, piegowat�, z rudawymi w�osami, nosz�ca nietwarzowy kapelusz: widoczne ust�pstwo na rzecz powagi sytuacji, poniewa� najwyra�niej by�a typem m�odej kobiety, chodz�cej z go�� g�ow�.
Julia by�a zwyczajnym, pogodnym, piegowatym dzieckiem o inteligentnym czole.
Wst�pne rozmowy zako�czy�y si� szybko i Julia zosta�a, z pomoc� Margaret, wys�ana do panny Johnson. Wychodz�c powiedzia�a weso�o: - Do zobaczenia, mamusiu. Uwa�aj zapalaj�c piecyk gazowy, kiedy mnie przy tym nie b�dzie.
Panna Bulstrode odwr�ci�a si� z u�miechem do pani Upjohn, ale nic poprosi�a jej, aby usiad�a. Mimo pogody i zdrowego rozs�dku Julii, jej matka mog�a r�wnie� uwa�a�, �e c�rka jest bardzo nerwowa.
- Czy chcia�aby pani powiedzie� mi co� szczeg�lnego o Julii?
Pani Upjohn odpar�a spokojnie:
- Chyba nic. Julia jest bardzo zwyczajnym dzieckiem. Jest zupe�nie zdrowa. Uwa�am j� za dosy� bystr�, ale chyba wszystkie matki tak s�dz� o swoich dzieciach, prawda?
- Malki - odpar�a panna Bulstrode u�miechaj�c si� - maj� r�ne zdania.
- To cudowne, �e mog�a tu przyjecha� - rzek�a pani Upjohn. - Moja ciotka pokrywa koszta, a raczej pomaga nam p�aci�. Sama nic mog�abym pozwoli� sobie na taki wydatek. Ogromnie si� ciesz�. I Julia r�wnie�. - Podesz�a do okna i powiedzia�a z zazdro�ci�: - Jaki �liczny jest pani ogr�d. I tak dobrze utrzymany. Musi pani mie� mn�stwo prawdziwych ogrodnik�w.
- Mamy trzech. Teraz jednak brakuje r�k do pracy, poza miejscowymi lud�mi.
- Oczywi�cie k�opot polega na tym, �e cz�sto kto� uwa�a siebie za ogrodnika, a jest tylko, na przyk�ad, mleczarzem, kt�ry chce sobie dorobi�, albo ma osiemdziesi�t lat. My�l� czasami... Ach! - wykrzykn�a pani Upjohn, wci�� patrz�c przez okno - co� podobnego!
Panna Bulstrode po�wi�ci�a nag�emu okrzykowi mniej uwagi ni� powinna. Ona sama spojrza�a bowiem przypadkowo w inne okno, wychodz�ce na krzewy rododendron�w i dostrzeg�a co� wielce niepo��danego, a mianowicie lady Veronik� Carlton-Sandways zataczaj�c� si� po �cie�ce, w krzywo w�o�onym wielkim, czarnym kapeluszu, mamrocz�c� co� do siebie, najwyra�niej kompletnie pijan�.
Ten widok nic stanowi� niespodzianki. Lady Veronica by�a urocz� kobiet�, g��boko przywi�zan� do swoich bli�niaczek i czaruj�c� pani�, dop�ki, jak to si� m�wi, "by�a sob�" - ale niestety w nieprzewidywalnych odst�pach czasu sob� nie bywa�a. Jej m��, major Carlton-Sandways, radzi� sobie z tym ca�kiem nie�le. Mieszka�a z nimi kuzynka, kt�ra zwykle by�a w pogotowiu, aby mie� oko na swoj� krewn� i odci�� jej drog�, je�li zachodzi�a taka potrzeba. Na szkolne �wi�to Sportu lady Veronica przyjecha�a w asy�cie obojga, ca�kowicie trze�wa i pi�knie ubrana, i by�a wzorem matki.
Zdarza�o si� jednak, �e potrafi�a wymkn�� si� swoim bliskim, upi� i pomkn�� prosto do c�rek, aby okaza� im macierzy�sk� mi�o��. Tego dnia bli�niaczki przyjecha�y wcze�nie rano poci�giem, ale nikt nic spodziewa� si� ich matki.
Pani Upjohn wci�� m�wi�a, ale panna Bulstrode nie s�ucha�a. Przewidywa�a rozmaite warianty rozwoju akcji, poniewa� zorientowa�a si�, �e lady w wojowniczy nastr�j. Nagle, jakby w odpowiedzi na mod�y, zjawi�a si� ra�nym k�usem lekko zdyszana panna Chadwick. "Zacna Chaddy, pomy�la�a panna Bulstrode.
Mo�na na niej polega�, niezale�nie od tego czy chodzi o zak��cenia mchu, czy o pijanych rodzic�w".
- Haniebne - o�wiadczy�a lady Veronica g�o�no. - Pr�buj� mnie zatrzyma�... nic pozwalaj� mi przyjecha� tu�aj... Nabra�am Edyt�. Posz�am odpocz��... wzi�am samoch�d... wymkn�am si� g�upiej, starej Edycie... zwyczajna stara panna... �aden m�czyzna nie spojrza� na ni� dwa razy... Mia�am k��tni� z policj� po drodze... m�wili, �e nic jestem w stanie prowadzi� samochodu... bzdura... Zamierzam powiedzie� pannie Bulstrode, �e zabieram dziewczynki do domu... chce je mie� w domu... mi�o�� matki. Cudowna rzecz, mi�o�� maiki...
- Wspaniale, lady Veroniko - powiedzia�a panna Chadwick. - Tak si� cieszymy, �e pani przyjecha�a. Zw�aszcza ja, bo chc� pokaza� pani nowy pawilon sportowy. B�dzie pani zachwycona.
Zr�cznie skierowa�a niepewne kroki lady Veroniki w przeciwn� stron�, odwodz�c j� od domu.
- My�l�, �e znajdziemy tam pani dziewczynki - rzek�a z o�ywieniem. - Taki �adny pawilon, nowe szafki i suszarnia kostium�w k�pielowych... - ich glosy oddali�y si�.
Panna Bulstrode czeka�a. Jeszcze raz lady Veronica spr�bowa�a wyrwa� si� i zawr�ci� w stron� domu. ale panna Chadwick dopad�a j�. Znikn�y za rododendronami, kieruj�c si� ku odleg�emu pawilonowi sportowemu.
Dyrektorka odetchn�a z ulg�. Niezr�wnana Chaddy. Taka niezawodna! Nie jest nowoczesna. Nic jest nawet m�dra - poza matematyk� - ale zawsze obecna, kiedy trzeba pom�c w tarapatach.
Zwr�ci�a si� uspokojona z poczuciem winy do pani Upjohn, kt�ra od pewnego czasu co� opowiada�a...
- ...cho� oczywi�cie nic z gatunku p�aszcza i szpady. �adnych skok�w ze spadochronem, sabota�u czy pracy kuriera. Nie mia�abym dosy� odwagi. Zwyczajne g�upstwa. Praca biurowa i sporz�dzanie plan�w. Kre�lenie na mapie, a nie tworzenie fabu�. Ale czasem to by�o emocjonuj�ce, a cz�sto zupe�nie przyjemne - wszyscy ci tajni agenci, �ledz�cy si� wzajemnie po ca�ej Genewie, znaj�cy si� z widzenia i cz�sto ko�cz�cy dzie� w tym samym barze. Oczywi�cie nie by�am w tym czasie zam�na. To by�a �wietna zabawa.
Przerwa�a nagle z przyjaznym i przepraszaj�cym u�miechem.
- Przykro mi, �e tyle gadam. Zabieram czas, gdy musi pani widzie� si� z tyloma osobami.
Wyci�gn�a r�k�, powiedzia�a "do widzenia" i wysz�a.
Panna Bulstrode sta�a chwil� marszcz�c brwi. Instynkt ostrzeg� j�, �e przeoczy�a co�, co mog�o okaza� si� wa�ne.
Odrzuci�a t� my�l. To by� dzie� rozpocz�cia zaj�� i mia�a przyj�� znacznie wi�cej rodzic�w. Nigdy jej szko�a nie by�a bardziej popularna, bli�sza szczytu s�awy.
Nic nie zapowiada�o, �e za par� tygodni Meadowbank pogr��y si� w morzu k�opot�w, ze zapanuj� tam zam�t, chaos i mord, �e pewne zdarzenia ju� si� tocz�...
ROZDZIA� PIERWSZY
REWOLUCJA W RAMACIE
Oko�o dw�ch miesi�cy przed rozpocz�ciem letniego trymestru w Meadowhank, zdarzy�o si� co�, co mia�o nieoczekiwany zwi�zek z t� g�o�n� szko�� dla dziewcz�t.
W pa�acu w Ramacie siedzieli dwaj m�czy�ni, pal�c papierosy i rozwa�aj�c najbli�sz� przysz�o��. Jednym z nich by� ciemnow�osy, o oliwkowej, g�adkiej sk�rze i wielkich melancholijnych oczach ksi��� Ali Yusuf, dziedziczny szejk Ramatu, ma�ego kraju nale��cego do najbogatszych pa�stw na Bliskim Wschodzie. Drugi m�odzieniec mia� rudawe w�osy, piegi i raczej nie posiada� pieni�dzy, poza wysoko pensj�, jaka. pobiera� w charakterze prywatnego pilota jego wysoko�ci. Mimo tej r�nicy pozycji stosunki miedzy nimi uk�ada�y si� na zasadzie r�wno�ci. Chodzili do tej samej szko�y i przyja�nili si� od niepami�tnych czas�w.
- Strzelali do nas. Bob - powiedzia� ksi��� z niedowierzaniem.
- Rzeczywi�cie strzelali - zgodzi� si� Bob Rawlinson.
- I my�l� o tym. Zamierzaj� nas zabi�.
- Te sukinsyny maj� taki zamiar - przytakn�� Bob, krzywi�c si�.
Ali zastanawia� si� chwil�.
- Chyba nic warto pr�bowa� znowu?
- Tym razem szcz�cie mog�oby nam nie dopisa�. Prawd� m�wi�c, Ali, wyruszyli�my za p�no. Powiniene� sp�ywa� dwa tygodnie temu. M�wi�em ci o tym.
- Nikt nic lubi ucieka� - rzek� w�adca Ramatu.
- Rozumiem tw�j punkt widzenia. Pami�taj jednak, co powiedzia� Szekspir, czy kt�ry� z tych facet�w od poezji, �e ci, kt�rzy uciekaj�, �yj�. by kiedy� walczy�.
- Pomy�le� tylko o tych pieni�dzach wydanych na opiek� spo�eczn�, szpitale, szko�y, s�u�b� zdrowia...
Bob przerwa� to wyliczanie:
- Mo�e ambasada mog�aby co� poradzi�? Ali Yusuf poczerwienia� z gniewu.
- Znale�� azyl w waszej ambasadzie? Nigdy. Ekstremi�ci prawdopodobnie napadliby na budynek; oni nie uznaj� immunitetu dyplomatycznego. Poza tym. to by�by koniec! G��wny zarzut przeciw mnie brzmi, �e jestem prozachodni. - Westchn��. - Trudno to poj��.
- Jego smutny g�os wydawa� si� m�odzie�czy, jakby Ali nie mia� jeszcze swoich dwudziestu pi�ciu lat.
- M�j dziadek by� okrutnym cz�owiekiem, prawdziwym tyranem. Mia� setki niewolnik�w i traktowa� ich srogo. W plemiennych wojnach zabija� wrog�w bezlito�nie. Wszyscy bledli na d�wi�k jego imienia. A jednak on jest wci�� legend�! Podziwiany! Szanowany! Wielki Ahmed Abdullah! A ja? Co takiego zrobi�em? Buduj� szpitale, szko�y, mieszkania, organizuj� opiek� spo�eczn�... wszystko, czego ludzie potrzebuj�. Oni nic chc� tego? Wol�, �eby panowa� terror, jak za mojego dziadka?
- Przypuszczam, �e tak - odpar� Bob. - Wydaje si� to troch� niesprawiedliwe, ale c�. je�li tak jest?
- Ale dlaczego. Bob? Dlaczego?
Bob westchn�� i spr�bowa� wyja�ni�, staraj�c si� prze�ama� w�asn� ma�om�wno��.
- C�, jego panowanie by�o... widowiskowe, przypuszczam, ze o to chodzi�o. By�... laki dramatyczny, je�li rozumiesz, co mam na my�li.
Popatrzy� na przyjaciela, kt�ry zdecydowanie nie by� dramatyczny. Mi�y, spokojny, przyzwoity facet, szczery i pow�ci�gliwy, taki w�a�nie by� Ali i dlatego Bob go lubi�. Nie by� malowniczy ani gwa�towny, ale je�eli w Anglii tacy ludzie powoduj;) zak�opotanie i nie s� zbyt lubiani, na Bliskim Wschodzie, o ile Bob wiedzia�, sprawy wygl�da�y inaczej.
- Ale demokracja... - zacz�� Ali.
- Och, demokracja... - Bob machn�� �ajk�. - To s�owo ma w r�nych miejscach r�ne znaczenia. Nigdy nie oznacza tego, co mieli na my�li Grecy. Za�o�� si� z. tob�, o co chcesz, �e je�li zostaniesz, st�d wykopany, przyjd� tu nad�ci faceci, zaczn� g�osi� w�asn� chwale, wspieraj�c si� Bogiem Wszechmog�cym i wiesza� albo ucina� g�owy wszystkim, kt�rzy o�miel� si� nie zgadza� z nimi. I zapami�taj sobie, o�wiadcz�, �e to jest demokratyczne pa�stwo, stworzone przez ludzi dla ludzi.
I spodziewam si�, �e ludzie b�d� zadowoleni. Dla nich to podniecaj�ce. Wielki rozlew krwi.
- Ale my nie jeste�my dzikusami! Jeste�my teraz cywilizowani.
- S� r�ne rodzaje cywilizacji... Poza tym s�dz�, �e wszyscy mamy w sobie troch� dziko�ci, je�li tylko potrafimy wymy�li� odpowiednie usprawiedliwienie, aby jej nie hamowa�.
- Mo�e masz, racj� - powiedzia� Ali ponuro.
- To, czego ludzie sobie w obecnych czasach nigdzie nic �ycz�, to cz�owiek ze zdrowym rozs�dkiem. Nigdy nie by�em szczeg�lnie m�dry, wiesz, o tym dobrze, ale cz�sto my�l�, �e to, czego �wiatu potrzeba naprawd�, to odrobiny rozumu. - Od�o�y� fajk� i usiad� w fotelu.
- Ale mniejsza o to. Rzecz w tym, �e chcemy wyci�gn�� ci� st�d. Czy w armii jest kto�, komu mo�esz, wierzy�?
Ksi��� powoli potrz�sn�� g�ow�.
- Przed dwoma tygodniami m�g�bym odpowiedzie� "tak". Teraz jednak nie wiem... nie mog� by� pewny.
Bob skin�� g�ow�. - Cholerna sprawa. A na my�l o tych z pa�acu, przechodz� mnie ciarki. Ali zgodzi� si�.
- Tak, wsz�dzie w pa�acu s� szpiedzy... S�ysz� wszystko... wiedz� o wszystkim...
- Nawet w hangarach... - przerwa� Bob. - Stary Ahmed mia� racj�. Posiada� sz�sty zmys�. Trzeba znale�� jakiego� mechanika sprawdzaj�cego samoloty, jednego z tych, kt�rym mo�na absolutnie wierzy�. S�uchaj Ali, je�eli mamy wydoby� ci� st�d. musi to nast�pi� wkr�tce.
- Wiem, wiem. My�l�... jestem teraz pewien... �e je�li zostan�, zabij� mnie.
Powiedzia� to bez emocji czy paniki, raczej z umiarkowanym zainteresowaniem.
- B�dziemy mieli wiele okazji, �eby zgin�� - ostrzeg� go Bob. - Wiesz, �e musimy lecie� na p�noc. Na tej trasie nie b�d� mogli nas przechwyci�. Ale to oznacza przelot nad g�rami... o tej porze roku...
Wzruszy� ramionami. - Powiniene� zrozumie�, �e to cholernie ryzykowne.
Ali Yusuf wydawa� si� strapiony.
- Je�eli cokolwiek przydarzy si� tobie...
- Nie martw si� o mnie. Ali. Nie to mia�em na my�li. Nic jestem nikim wa�nym. Ponadto tacy faceci jak ja gin� wcze�niej czy p�niej. Zawsze pope�niani szale�stwa. Nie, tu chodzi o ciebie. Nic chc� ci� przekonywa� c�o lej czy innej decyzji. Je�li jaka� cz�� twojej armii jest lojalna...
- Nie podoba mi si� pomys� ucieczki - powiedzia� Ali po prostu. - Nie chc� jednak zosta� m�czennikiem i pozwoli�, by mot�och rozerwa� mnie na kawa�ki.
Milcza� �
- A wi�c dobrze - rzek� z westchnieniem. - Spr�bujemy. Kiedy?
Bob wzruszy� ramionami:
- Im pr�dzej, tym lepiej. Musimy sprowadzi� ci� na pas startowy w jaki� naturalny spos�b... Na przyk�ad powiesz, �e jedziesz na inspekcj� budowy drogi za Al Jasar. Nag�a zachcianka. Ruszamy dzi� po po�udniu. Kiedy tw�j samoch�d b�dzie mija� pas startlowy, zatrzymaj si� tam. Ja b�d� mia� maszyn� przygotowan� i zatankowane paliwo. Pomys� polega na tym, �e przeprowadzamy inspekcj� z powietrza, rozumiesz? Startujemy i jazda! Oczywi�cie nic mo�emy bra� �adnych baga�y. Musi to by� zupe�na improwizacja.
- Nie ma nic, co chcia�bym wzi�� ze sob�, z wyj�tkiem jednej rzeczy...
U�miechn�� si� i ten u�miech nagle odmieni� jego twarz. Nie by� ju� wsp�czesnym, m�odym cz�owiekiem, kt�ry przyj�� kultur� Zachodu, w jego u�miechu by�a przebieg�o�� i chytro�� rasy, kt�re pozwoli�y przetrwa� d�ugiej linii jego przodk�w.
- Jeste� moim przyjacielem, wi�c zobaczysz. W�o�y� r�k� pod koszul� i szuka� chwil�. Polem wyj�� ma�y woreczek z irchy.
- To? - Bob zmarszczy� brwi zaintrygowany. Ali zdj�� mieszek z szyi, rozwi�za� i wysypa� zawarto�� na st�
Bob wstrzyma� oddech, a potem gwizdn�� cicho.
- Wielki Bo�e! Czy s� prawdziwe? Ali wydawa� si� ubawiony.
- Oczywi�cie. Wi�kszo�� z nich nale�a�a do mego ojca. Co roku kupowa� nowe, ja zreszt� te�. Pochodz� z wielu miejsc, zosta�y nabyte dla nas przez zaufanych ludzi w Londynie, Kalkucie, Po�udniowej Afryce. To tradycja naszej rodziny. Mie� je na wypadek potrzeby. - Rzeczowym tonem doda�: - Wed�ug dzisiejszych cen warte s� trzy czwarte miliona.
- Trzy czwarte miliona funt�w - Bob pozwoli� sobie na ponowne gwizdni�cie, podni�s� kamienie i przesypa� je przez palce. - Fantastyczne. Jak w bajce. To za�atwia twoje sprawy.
- Tak - ciemnosk�ry m�czyzna skin�� g�ow�. Znowu znu�enie odbi�o si� na jego twarzy. - Kiedy chodzi o szlachetne kamienie, ludzie przestaj� by� sob�. Za takimi rzeczami ci�gn� si� gwa�t i przemoc. �mier�, rozlew krwi, morderstwo. A kobiety s� najbardziej chciwe, poniewa� nie chodzi im wy��cznie o warto��, lecz o same kamienie. Pi�kne klejnoty doprowadzaj� kobiety do szale�stwa. Pragn� je posiada�. Nosi� na szyjach, na piersiach. Nie powierzy�bym ich �adnej kobiecie. Ale tobie ufam.
- Mnie? - Bob wytrzeszczy� oczy.
- Tak. Nie chc�, by te kamienie wpad�y w r�ce moich wrog�w. Nie wiem. kiedy zacznie si� rewolta przeciwko mnie. Mo�e by� planowana ju� na dzi�. Mog� nie do�y� popo�udniowego lotu. We� kamienie i zr�b, co si� da.
- Chwileczk�, nie rozumiem. Co mam z nimi zrobi�?
- Postaraj si� wywie�� je z kraju
Ali pogodnie przygl�da� si� wzburzonemu przyjacielowi.
- Chcesz powiedzie�, �e ja mam si� nimi zaopiekowa� zamiast ciebie?
- Mo�na to tak uj��. My�l�, �e potrafisz wykombinowa� lepszy plan zabrania ich do Europy, ni� ja.
- Ale� pos�uchaj Ali, nic mam najmniejszego poj�cia, jak si� do tego zabra�.
Ali rozsiad� si� w swoim fotelu. U�miecha� si� spokojnie, nieco ubawiony.
- Masz zdrowy rozs�dek. Jeste� uczciwy. Pami�tam czasy, kiedy w szkole by�e� moim m�odszym koleg� i miewa�e� zawsze dowcipne pomys�y... Daj� ci nazwisko i adres faceta, kt�ry za�atwia dla mnie te sprawy, na wypadek gdybym me prze�y�. Nie denerwuj si�. Bob. Zr�b. co si� da. To wszystko, o co prosz�. Nie b�d� cip wini�, je�li ci si� nic powiedzie. Jest tak, jak chce Allah. Dla mnie to proste. Nie chc�, by te kamienie zabrano z moich zw�ok. A reszta... - wzruszy� ramionami. - Tak jak powiedzia�em. Wszystko stanie si� wed�ug woli Allaha.
- Odbi�o ci!
- Nie. Jestem fatalist�, to wszystko. - Pos�uchaj. Ali. Powiedzia�e� przed chwil�, �e jestem uczciwy. Ale trzy czwarte miliona... Nie s�dzisz, �e to mo�e nadw�tli� uczciwo�� ka�dego cz�owieka? Ali Yusuf popatrzy� na przyjaciela ciep�o. - To dosy� dziwne - powiedzia� - ale w tej kwestii nie mam w�tpliwo�ci.
ROZDZIA� DRUGI
KOBIETA NA BALKONIE
I
Id�c marmurowymi korytarzami pa�acu, odbijaj�cymi echo jego krok�w. Bob czu� si� g��boko nieszcz�liwy. �wiadomo��, �e w kieszeni spodni ma trzy czwarte miliona funt�w, za�ama�a go zupe�nie. Mia� uczucie, �e ka�dy ze spotykanych pracownik�w pa�acu musi o tym wiedzie�. Wydawa�o mu si� nawet, �e informacja o cennym ci�arze maluje si� na jego twarzy. Ul�y�oby mu, gdyby dowiedzia� si�, �e jego piegowate oblicze ma ten sam co zwykle wyraz dobrodusznej pogody.
Warta na zewn�trz sprezentowa�a bro� ze szcz�kiem. Bob wyszed� na zat�oczon� g��wn� ulic� Ramatu jeszcze oszo�omiony. Dok�d p�j��? Co zrobi�? Nie mia� poj�cia. A czasu by�o niewiele.
G��wna ulica wygl�da�a jak wiele innych na �rodkowym Wschodzie: stanowi�a mieszanin� n�dzy i przepychu. Banki ukazywa�y swoj� nowo wybudowan� �wietno��. Niezliczone ma�e sklepiki oferowa�y tandetne plastykowe drobiazgi. Buciczki dla niemowl�t i tanie zapalniczki wys�awiano w zaskakuj�cych zestawieniach. By�y tam maszyny do szycia i cz�ci zamienne do samochod�w, apteki proponowa�y upstrzone przez muchy patentowane leki, du�� ilo�� reklam penicyliny i innych antybiotyk�w w ka�dej postaci. Niewiele sklep�w posiada�o co�, co rzeczywi�cie chcia�oby si� kupi�, opr�cz najnowszych modeli szwajcarskich zegark�w, kt�rych setki le�a�y w malutkim oknie. Asortyment by� tak wielki, �e ka�dy broni�by si� przed kupnem, po prostu o�lepiony ilo�ci�.
W�druj�c tak w pewnego rodzaju oszo�omieniu, potr�cany przez postacie w narodowych lub europejskich strojach, Bob opanowa� si� wreszcie i zapyta� siebie, dok�d, u diab�a, idzie.
Skr�ci� do kawiarenki i zam�wi� herbat� z cytryn�. Popijaj�c j� zacz�� powoli przychodzi� do siebie. Atmosfera kafejki by�a uspokajaj�ca. Przy stoliku naprzeciw niego starszy Arab spokojnie przesuwa� sznur bursztynowych paciork�w. Obok dw�ch m�czyzn gra�o w tryk-traka. By�o to dobre miejsce, aby usi��� i pomy�le�.
A on musia� pomy�le�. Wr�czono mu bowiem klejnoty warte trzy czwarte miliona funt�w i polecono wymy�li� plan wywiezienia ich z kraju. Przy tym nie by�o czasu do stracenia. W ka�dej chwili bomba mog�a p�j�� w g�r�...
Ali, rzecz jasna, by� szalony. Z lekkim sercem cisn�� przyjacielowi trzy czwarte miliona! A potem usi��� spokojnie, zostawiaj�c wszystko Allahowi. Bob nie posiada� takiej drogi ucieczki. B�g Boba oczekiwa� od swoich s�ug podejmowania decyzji i dzia�ania wed�ug danych im przez Niego umiej�tno�ci.
Co. u diab�a, mia� zrobi� z tymi przekl�tymi kamieniami?
Pomy�la� o ambasadzie. Nie, nie m�g� w to miesza� ambasady. Zreszt� na pewno odm�wiliby.
To, czego potrzebowa�, to po�rednictwo jakiej� osoby zupe�nie zwyczajnej. Najlepiej biznesmena albo turysty. Osoby bez politycznych powi�za�, kt�rej baga�e b�d� w najgorszym razie przeszukane pobie�nie, a prawdopodobnie wcale nie zostan� tkni�te. Oczywi�cie trzeba wzi�� pod uwag� inn� mo�liwo��... Sensacja na londy�skim lotnisku. Pr�ba przemycenia klejnot�w warto�ci trzech czwartych miliona, l tak dalej, i tak dalej. Ten kto� musia�by zaryzykowa�...
Zwyczajny cz�owiek, podr�nik bona fide*. Nagle Bob pukn�� si� w g�ow�. Oczywi�cie Joan. Jego w�asna siostra, Joan Sutcliffe. By�a tutaj od dw�ch miesi�cy z c�rk� Jennifer. kt�rej po ci�kim zapaleniu p�uc zalecono pobyt w s�onecznym i suchym klimacie. Wraca�y morzem za cztery czy pi�� dni.
Joan by�a idealn� osob� do jego planu. Co powiedzia� Ali o kobietach i bi�uterii? Bob u�miechn�� si� do siebie. Zacna stara Joan! Ona nic straci�aby g�owy z powodu kamieni. Wierzy�, �e stoi mocno na ziemi, obiema nogami. Tak - m�g� zaufa� Joan.
Zaraz, czy na pewno? Jej uczciwo�ci - tak. Ale jej dyskrecji? Bob potrz�sn�� g�ow� z ubolewaniem. Joan lubi�a gada�, nie by�aby w stanie si� powstrzyma�. Nawet gorzej. Robi�aby aluzje. "Wioz� do domu co� nies�ychanie wa�nego. Nie mog� powiedzie� nikomu ani s�owa... To bardzo ekscytuj�ce..."
Joan nigdy nic potrafi�a zachowa� tajemnicy, cho� by�a w�ciek�a, je�li si� jej to wypomnia�o. Zatem Joan nie mog�aby wiedzie�, co zabiera. Tak by�oby bezpieczniej. M�g� zrobi� niewinnie wygl�daj�c� paczuszk�. Co� jej opowiedzie�. �e to prezent dla kogo�? Zam�wiona rzecz? Wymy�li co�...
Spojrza� na zegarek i wsta�. Czas p�yn��.
Pop�dzi� ulic�, niepomny na po�udniowy upa�. Wszystko wydawa�o si� takie zwyczajne. �adne oznaki niepokoj�w nie przedostawa�y si� na powierzchni�. Tylko w pa�acu mia�o si� �wiadomo�� tl�cego si� ognia, szpiegowania, szept�w. Armia - wszystko zale�a�o od armii.
Kto by� lojalny? Kto nic? Na pewno nast�pi pr�ba zamachu stanu. Czy si� powiedzie?
Bob zmarszczy� brwi wchodz�c do najlepszego hotelu w Ramacie. Hotel nazywa� si� skromnie Ritz Savoy i mia� wspania��, nowoczesn� fasad�. Otwarto go przed trzema laty z wielka pomp�, szwajcarskim dyrektorem, wiede�skim szefem kuchni i w�oskim ma�tre d'h�tel. Wszystko by�o cudowne. Wiede�ski szef kuchni wyjecha� pierwszy, za mm szwajcarski dyrektor. Teraz mia� r�wnie� wyjecha� W�och. Jedzenie by�o jeszcze wyszukane, ale niesmaczne, obs�uga haniebna, a wi�kszo�� kosztownych instalacji �azienkowych nic dzia�a�a.
Recepcjonista zna� Boba i rozpromieni� si� na jego widok:
- Dzie� dobry, panie majorze. Chce si� pan zobaczy� z siostr�? Wyjecha�a z c�reczka na piknik...
- Piknik? - Boh zapomnia� j�zyka w g�bie. Ze wszystkich g�upich wypadk�w w�a�nie wyjazd na piknik by� najmniej spodziewany.
- Z pa�stwem Hurst z Oil Cornpany - ci�gn�� recepcjonista. Wszyscy byli �wietnie poinformowani. - Pojechali do zapory w Kala Diwa.
Bob zakl�� pod nosem. Joan nie b�dzie w domu przez kilka godzin.
- P�jd� do jej pokoju - powiedzia� wyci�gaj�c r�k� po klucz.
Otworzy� drzwi i wszed�. Pok�j z wielkim, podw�jnym �o�em by� w stanie zwyk�ego ba�aganu. Joan Sutcliffe nic nale�a�a do pedantek. Kije golfowe le�a�y na krze�le, rakiety tenisowe rzucono na ��ko. Ubrania by�y porozwlekane po ca�ym pokoju, st� zasypany rolkami film�w, poczt�wkami, ksi��kami i ca�ym asortymentem wyrob�w tubylczych, przewa�nie produkowanych w Birmingham lub Japonii.
Bob popatrzy� woko�o na walizki i .torby podr�ne. Stan�� wobec problemu. Nie by� w stanie zobaczy� si� z, Joan przed odlotem Alego. Nic starcza�o czasu na jazd� do zapory i powr�t. M�g� zapakowa� to �wi�stwo i zostawi� z li�cikiem, ale natychmiast potrz�sn�� g�ow�. Wiedzia� dobrze, �e prawie zawsze by� �ledzony. Prawdopodobnie szli za nim od pa�acu do kafejki i stamt�d do hotelu. Nic zauwa�y� nikogo, ale wiedzia�, �e tamci znaj� swoj� robot�. Nic by�o nic podejrzanego w jego wizycie u siostry, je�li jednak zostawi paczk� i list, list zostanie przeczytany, a paczka otwarta.
Czas... czas... brakowa�o mu czasu.
W kieszeni spodni nosi� trzy czwarte miliona w drogich kamieniach.
Rozejrza� si� po pokoju... i u�miechn�wszy si� szeroko, wyj�� z, kieszeni ma�y komplet narz�dzi, kt�re zawsze nosi� przy sobie. Zauwa�y�, �e Jennifer, jego siostrzenica, mia�a troch� plasteliny, kt�ra mog�a si� przyda�.
Pracowa� szybko i zr�cznie. Raz rozejrza� si� podejrzliwie, rzucaj�c okiem w kierunku okna. Nie, pok�j nie mia� balkonu. Uczucie, �e jest obserwowany, musia�o by� wynikiem napi�cia. Sko�czy� robot� i skin�� z zadowoleniem. Nikt nie zauwa�y, �e co� by�o ruszane - by� tego pewien. Ani Joan, ani nikt inny. A ju� na pewno nie Jennifer, egocentryczne dziecko, kt�re nigdy nie dostrzega�o niczego wok� siebie.
Zmi�t� wszystkie �lady swojej dzia�alno�ci i w�o�y� je do kieszeni... Potem zawaha� si�, rozgl�daj�c doko�a.
Przysun�� blok listowy siostry i siedzia� chwil�, zmarszczywszy brwi.
Musi zostawi� list do Joan.
Co jednak mia� napisa�? Musi to by� co� zrozumia�ego dla Joan, co nie b�dzie znaczy�o nic dla kogo� czytaj�cego notatk�. A to naprawd� by�o niemo�liwe! W thrillerach, kt�rych czytanie wype�nia�o wolne chwile Boba, zostawiano kryptogram, kt�ry kto� zawsze z �atwo�ci� odczytywa�. On nie m�g� nawet pomy�le� o tym.
- Joan nale�a�a do rozs�dnych os�b, kt�re potrzebuj� kropki nad i, zanim zauwa�� cokolwiek...
Nagle rozpogodzi� si�. Mo�na to by�o zrobi� inaczej - odwr�ci� uwag� od Joan - zostawi� zwyczajn�, codzienn� notatk�. Polem przeka�e informacj� przez kogo�, kto dor�czy j� w Anglii.
Pisa� szybko.
Kochana Joan. - Wpad�em, �eby zaproponowa� ci parti� golfa dzi� wiecz�r, ale skoro wyjecha�a� do zapory, b�dziesz prawdopodobnie ledwie �ywa. Mo�e jutro? o pi�tej w klubie.
Tw�j Bob
Zdawkowy li�cik zostawiony siostrze, kt�rej m�g� ju� nie zobaczy�, ale im bardziej b�ahy, tym lepiej. Nie mo�na by�o wpl�tywa� Joan w �adn� niewyra�n� histori�, nie powinna nawet wiedzie�, �e co� si� dzieje. Nie potrafi�a udawa�. Jej ochron� stanowi� fakt, �e naprawd� nic nie wiedzia�a.
Notatka s�u�y�a podw�jnemu celowi. Sprawia�a bowiem wra�enie, �e on sam nie planuje wyjazdu.
Zastanowi� si� chwil�, potem poszed� do telefonu i wykr�ci� numer brytyjskiej ambasady. Wkr�tce po��czy� si� z trzecim sekretarzem, Edmundsonem, swoim przyjacielem.
- John? Tu Bob Rawlinson. Mo�esz spotka� si� ze mn�, kiedy wyjdziesz?... Mo�e troszeczk� wcze�niej? Musisz to zrobi�, stary. To wa�ne. Rzeczywi�cie chodzi o dziewczyn�... - chrz�kn�� z zak�opotaniem. - Jest cudowna, naprawd� cudowna. Nie z tej ziemi. Tylko troch� zbyt sprytna.
W odrobin� nad�tym g�osie Edmundsona brzmia�a nagana: - Doprawdy, Bob, ty i twoje dziewczyny. No dobrze, o drugiej. - Roz��czy� si�. Bob us�ysza� cichy d�wi�k, jakby kto� pods�uchuj�cy od�o�y� s�uchawk�.
Poczciwy stary Edmundson. U�o�yli sobie ma�y kod ze wzgl�du na pods�uch telefon�w w Ramacie. Cudowna dziewczyna, b�d�ca ,,nie z tej ziemi" oznacza�a co� wa�nego i pilnego.
Edmundson zabierze go samochodem z okolicy nowego Banku Handlowego o drugiej i wtedy Bob opowie mu o miejscu ukrycia klejnot�w. Wyja�ni, �e Joan nic nie wie, ale je�li jemu co� si� stanie, sprawa b�dzie wa�na. D�uga podr� morska Jennifer i Joan nie sko�czy si� przed up�ywem sze�ciu tygodni. Do tego czasu rewolucja na pewno wybuchnie i albo odniesie sukces, albo upadnie. Ali Yusuf mo�e by� w Europie, mog� te� obaj nie �y�. Musi powiedzie� Johnowi wystarczaj�co du�o, ale nie za wiele.
Rozejrza� si� jeszcze raz po pokoju. Wygl�da� wci�� tak samo, spokojny, troch� zaba�aganiony, przytulny. Przyby�a tylko niewinna notatka do Joan. Opar� j� na stole i wyszed�. Na d�ugim korytarzu nie by�o nikogo.
II
Kobieta mieszkaj�ca w pokoju obok Joan Sutcliffe wr�ci�a z balkonu. W r�ce trzyma�a lusterko.
Wysz�a na balkon, aby obejrze� dok�adnie w�os, kt�ry o�mieli� si� wyrosn�� na jej podbr�dku. Upora�a si� z nim za pomoc� pincetki, nast�pnie w �wietle s�o�ca przyjrza�a si� dok�adnie swojej twarzy.
W�a�nie w chwili, gdy odetchn�a z ulg�, dostrzeg�a co�. Trzyma�a lusterko pod takim k�tem, �e odbija�o widok z lustra w szafie ubraniowej s�siedniego pokoju i tam w�a�nie zobaczy�a m�czyzn�, kt�ry robi� co� dziwnego.
By�o to tak niezwyk�e i zaskakuj�ce, �e zastyg�a bez ruchu, obserwuj�c go. Z miejsca, w kt�rym siedzia�, nie m�g� jej zauwa�y�, a ona widzia�a go tylko dzi�ki podw�jnemu odbiciu.
M�g�by uchwyci� obraz jej lusterka w lustrze szafy, gdyby odwr�ci� si�, ale by� zbyt zaabsorbowany swoj� robot�, by si� ogl�da�.
Co prawda, raz rzuci� nag�e spojrzenie ku oknu, poniewa� jednak nic tam nie by�o wida�, znowu pochyli� g�ow�.
Kobieta obserwowa�a go, a� sko�czy�. Po chwili napisa� li�cik, kt�ry opar� na stole. Potem znikn�� z jej pola widzenia, ale z odg�os�w wywnioskowa�a, �e telefonuje. Nie mog�a zrozumie�, co m�wi�, ale brzmia�o to niefrasobliwie i zdawkowo. Polem us�ysza�a odg�os zamykanych drzwi.
Kobieta odczeka�a par� minut, nast�pnie otwar�a drzwi. W g��bi korytarza snu� si� leniwie Arab z pi�rkiem do odkurzania. Po chwili znikn�� za rogiem. Szybko prze�lizn�a si� do s�siedniego pokoju. Drzwi by�y zamkni�te, ale tego si� spodziewa�a. Poradzi�a sobie szybko za pomoc� szpilki do w�os�w i ma�ego no�yka.
Wesz�a i wzi�a list. Koperta nie by�a zaklejona i da�a si� �atwo otworzy�. Przeczyta�a notatk� marszcz�c brwi. Nie znalaz�a wyja�nienia niedawnej sceny.
Zamkn�a kopert�, od�o�y�a j� i przesz�a si� po pokoju. W momencie, gdy wyci�ga�a r�k�, zaniepokoi�y j� g�osy dochodz�ce z tarasu le��cego ni�ej.
Jeden, jak si� zorientowa�a, nale�a� do w�a�cicielki pokoju, w kt�rym przebywa�a. Zdecydowany, pewny siebie, pouczaj�cy ton.
Rzuci�a si� do okna.
Na tarasie pi�tro ni�ej Joan Sutcliffe z c�rk�, kr�p�, blad� pi�tnastolatk�, og�asza�a �wiatu i wysokiemu, nieszcz�liwie wygl�daj�cemu Anglikowi z brytyjskiego konsulatu, co my�li o przygotowaniach, kt�re poczyni�.
- Ale� to absurd! Nigdy nie s�ysza�am takich bzdur. Wszystko jest zupe�nie spokojne, a ludzie s� bardzo mili. Uwa�ani, �e to panikarstwo.
- Mamy tak� nadziej�, w�a�nie tak my�limy. Jednak jego ekscelencja jest zdania, �e odpowiedzialno��...
Pani Sutcliffe przerwa�a mu kr�tko. Nic zamierza�a rozwa�a� odpowiedzialno�ci ambasador�w.
- Rozumie pan, mamy moc baga�u. Wracamy do domu statkiem w przysz�� �rod�. Podr� morska zrobi dobrze Jennifer. Tak powiedzia� lekarz. Musz� absolutnie odm�wi� zmiany wszystkich moich plan�w i odlotu do Anglii z powodu tego g�upiego pop�ochu.
Nieszcz�liwie wygl�daj�cy cz�owiek powiedzia� zach�caj�co, �e pani Sutcliffe i jej c�rka mog�yby polecie� nie do Anglii, tylko do Adenu i tam z�apa� siatek.
- Z baga�em?
- Tak, tak, mam czekaj�cy samoch�d - furgonetk�. Mo�emy wszystko za�adowa�.
- Och, dobrze - skapitulowa�a pani Sutcliffe. - Lepiej p�jdziemy si� pakowa�.
- Natychmiast, je�li nie ma pani nic przeciw temu.
Kobieta w pokoju Joan zrejterowa�a po�piesznie. Rzuci�a szybkie spojrzenie na adres na etykietce baga�owej jednej z walizek. Potem co tchu pop�dzi�a do swego pokoju. Znikn�a w drzwiach, gdy pani Sutcliffe w�a�nie wysz�a zza zakr�tu korytarza.
Recepcjonista bieg� za ni�.
- By� tutaj major, pani brat. Poszed� do pani pokoju. Chyba ju� wyszed�. Musia�a si� pani z nim min��.
- Fatalnie - powiedzia�a pani Sutcliffe. - Dzi�kuj� - doda�a, a zwracaj�c si� do c�rki - Bob pewnie te� szaleje. Ja sama nie widz� �adnych oznak niepokoju na ulicach. Drzwi nie s� zamkni�te. Ci ludzie s� beztroscy.
- Mo�e to wuj Bob - rzek�a Jennifer.
- �a�uj�, �e min�am si� z nim... Och, jest list - otworzy�a kopert�.
- W ka�dym razie Bob nie szaleje - stwierdzi�a triumfuj�co. - Najwyra�niej nie wie nic o tym wszystkim. Dyplomaci dramatyzuj� i tyle. Nie znosz� pakowania w taki gor�cy dzie�. Ten pok�j jest jak piekarnik. Dalej, Jennifer, wyjmuj swoje rzeczy z szuflad i sza�y. Musimy upchn�� wszystko byle jak. P�niej mo�emy si� przepakowa�
- Nigdy nie widzia�am rewolucji - powiedzia�a Jennifer zamy�lona.
- I nie spodziewaj si�, �e zobaczysz tym razem - odpar�a jej matka szorstko. - B�dzie tak, jak m�wi�am. Nic si� nic wydarzy.
Jennifer wydawa�a si� rozczarowana.
ROZDZIA� TRZECI
WKROCZENIE PANA ROBINSONA
I
Jakie� sze�� tygodni p�niej do drzwi pokoju w Bloomsbury zapuka� dyskretnie m�ody cz�owiek i zosta� zaproszony do �rodka.
By� to ma�y pok�j. Za biurkiem, zag��biony w fotelu, siedzia� t�gi m�czyzna w �rednim wieku, w pogniecionym ubraniu, wybrudzonym na przodzie popio�em z cygara. Okna by�y zamkni�te, a powietrze trudne do zniesienia.
- No? - spyta� t�gi m�czyzna gniewnie, z na p� przymkni�tymi oczami. - Co tam znowu?
M�wiono, �e pu�kownik Pikeaway wygl�da� zawsze jakby zasypia� lub budzi� si�. Powiadano r�wnie�, �e jego nazwisko nie brzmia�o Pikeaway i �e nie by� pu�kownikiem. A niekt�rzy ludzie nie chcieli m�wi� nic.
- Przyszed� Edmundson z MSZ, sir.
- Aha - odezwa� si� pu�kownik.
Przymkn�� oczy, zdaj�c si� znowu zasypia� i mrukn��:
- Trzeci sekretarz naszej ambasady w Ramacie do czasu rewolucji. Tak?
- Tak jest, sir.
- Zatem trzeba go przyj�� - o�wiadczy� pu�kownik bez jakiejkolwiek ochoty. Wyprostowa� si� w fotelu i strzepn�� troch� popio�u z wydatnego brzucha.
Pan Edniundson by� wysokim, jasnow�osym, m�odym m�czyzn�, ubranym bardzo poprawnie w dobrze dobrane rzeczy, roztaczaj�cym wra�enie cichej dezaprobaty.
- Pu�kownik Pikeaway? Jestem John Edmundson. Powiedzieli mi. �e... ee... chcia�by pan zobaczy� si� ze mn�.
- Powiedzieli? No c�, oni musz� wiedzie� - o�wiadczy� pu�kownik. - Siadaj pan - doda�.
Jego oczy zacz�y przymyka� si� znowu, ale zanim je zamkn��, zapyta�:
- By� pan w Ramacie podczas rewolucji?
- Tak. Paskudna historia.
- Domy�lam si�. By� pan przyjacielem Boba Rawlinsona, prawda?
- Tak, znam go zupe�nie dobrze.
- Niew�a�ciwe u�ycie czasu - rzek� pu�kownik Pikeaway. - On nie �yje.
- Tak, sir, wiem. Nie by�em jednak pewny... - przerwa�.
- Nie musi pan wysila� si� w tym miejscu na dyskrecj�. Tutaj wiemy wszystko. A je�li nie, udajemy �e tak jest. Rawlinson wylecia� z Alim Yusufem w dniu wybuchu rewolucji. Od tej pory o samolocie nie s�yszano. M�g� wyl�dowa� w niedost�pnym miejscu albo rozbi� si�. W g�rach Arolez znaleziono wrak samolotu. Dwa cia�a. Wiadomo�� zostanie przekazana prasie jutro. Jasne?
Edmundson przyzna�, �e zupe�nie jasne.
- Wiemy wszystko o tych sprawach - rzek� pu�kownik. - Po to w�a�nie jeste�my. Samolot przelatywa� nad g�rami. Katastrof� mog�y spowodowa� warunki atmosferyczne. Mamy pow�d uwa�a�, �e by� to sabota�. Bomba z op�nionym zap�onem. Nie dostali�my jeszcze kompletnych raport�w. Katastrofa nast�pi�a w miejscu, do kt�rego dost�p nie jest �atwy. Wyznaczono nagrod� za znalezienie wraku, ale to zabiera du�o czasu. Potem wys�ali�my ekspert�w, aby przeprowadzili badania. Oczywi�cie dzia�a tam biurokracja. Pro�by do obcego rz�du, zgoda ministr�w, dawanie �ap�wek, nie m�wi�c o miejscowych ch�opach, przyw�aszczaj�cych sobie wszystko, co mo�e si� przyda�.
Przerwa� i popatrzy� na Edmundsona.
- To bardzo smutna sprawa - rzek� eks-trzeci sekretarz. - Ksi��� Ali Yusuf by� w�adc� �wiat�ym, maj�cym demokratyczne zasady.
- To prawdopodobnie za�atwi�o faceta - odpar� pu�kownik. - Nic mo�emy jednak traci� czasu na opowiadanie smutnych historii o �mierciach kr�l�w. Zostali�my poproszeni przez zainteresowane ugrupowania o przeprowadzenie pewnych dochodze�. Ugrupowania, do kt�rych rz�d jej kr�lewskiej mo�ci jest dobrze usposobiony. - Spojrza� twardo na rozm�wc�. - Rozumie pan, co mam na my�li?
- C�, s�ysza�em co� nieco� - b�kn�� Edmundson niech�tnie.
- A wi�c wic pan, by� mo�e, �e przy zw�okach, ani we wraku nie znaleziono nie warto�ciowego, i �e, jak dotychczas wiadomo, miejscowa ludno�� niczego nie zabra�a. Cho�, jak pan wie, z ch�opami nigdy nic nie wiadomo. Potrafi� milcze� podobnie jak Ministerstwo Spraw Zagranicznych. A co jeszcze pan s�ysza�?
- Nic wi�cej.
- I nie wie pan, �e co� warto�ciowego powinno si� by�o znale��? Po co przys�ali pana do mnie?
- Powiedzieli, �e chcia�by mi pan zada� kilka pyta� - odpar� Edmundson sztywno.
- A je�eli pytam, spodziewam si� odpowiedzi - podkre�li� pu�kownik.
- Naturalnie.
- To ci si� nie wydaje naturalne, synu. Czy Bob Rawlinson powiedzia� ci co� przed odlotem z Ramatu? Ali mia� do niego zaufanie, je�eli w og�le mia� je do kogo�. Jazda, musimy dowiedzie� si�. Powiedzia� co�?
- O czym, sir?
Pu�kownik Pikeaway popatrzy� surowo i potar� ucho.
- Och, dobrze - mrukn��. - Zatuszujmy spraw� i nie m�wmy o tym. Moim zdaniem wie�ci s� przesadzone! Je�eli nie wie pan, o czym m�wi