3237

Szczegóły
Tytuł 3237
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3237 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3237 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3237 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

AGATHA CHRISTIE U�PIONE MORDERSTWO PRZE�O�Y�A ANNA MINCZEWSKA-PRZECZEK TYTU� ORYGINA�U "SLEEPING MURDER" I DOM Gwenda Reed sta�a na molo, lekko dr��c. Doki, baraki urz�du celnego i widoczna z tego miejsca cz�� Anglii �agodnie ko�ysa�y si� jej przed oczami, unosz�c i opadaj�c. I w�a�nie w tym momencie podj�a decyzj�, kt�rej konsekwencj� sta�y si� niezwyk�e wydarzenia. Nie pojedzie promem do Londynu, cho� to sobie wcze�niej zaplanowa�a. W�a�ciwie dlaczego mia�aby tam jecha�? Nikt na ni� nie czeka, nikt nie spodziewa si� jej przyjazdu. Dopiero przed chwil� zesz�a z rozhu�tanego, trzeszcz�cego statku (ostatnie trzy dni, kiedy p�yn�li przez zatok� do Plymouth da�y si� jej zdrowo we znaki) i ponowne znalezienie si� na rozko�ysanym pok�adzie by�o ostatni� z rzeczy, na jakie mia�aby w tej chwili ochot�. P�jdzie do hotelu, pewnie i solidnie stoj�cego na twardym gruncie. I po�o�y si� do wygodnego, stabilnego ��ka, kt�re nie b�dzie ko�ysa�o i trzeszcza�o. Wy�pi si�, a rano - ale� tak, naturalnie - co za doskona�y pomys�! Wynajmie samoch�d i powoli, bez po�piechu, poje�dzi sobie po po�udniowej Anglii w poszukiwaniu domu - �adnego domku, jaki zgodnie z tym, co zaplanowali z Gilesem, ma dla nich znale��. Tak, to wspania�y pomys�. Dzi�ki temu zobaczy troch� Anglii, o kt�rej Giles tyle jej opowiada�, a kt�rej ona sama jeszcze nie widzia�a na oczy, cho� - jak wi�kszo�� Nowozelandczyk�w - nazywa�a j� swoj� ojczyzn�. W tej chwili Anglia nie przedstawia�a si� zbyt atrakcyjnie. Dzie� by� szary, zanosi�o si� na deszcz � wia� ostry, przenikliwy wiatr. Plymouth, pomy�la�a Gwenda, pos�usznie przesuwaj�c si� do odprawy paszportowej i celnej, nie jest zapewne najlepsz� wizyt�wk� Anglii. Nast�pnego ranka jej wra�enia diametralnie si� zmieni�y. �wieci�o s�o�ce. Za oknem rozci�ga� si� atrakcyjny widok. A �wiat przesta� si� wreszcie ko�ysa� i chwia�. Sta� w miejscu. W ko�cu dotar�a do Anglii - ona, Gwenda Reed, dwudziestojednoletnia m�oda m�atka. Termin powrotu do Anglii jej m�a nie by� jeszcze pewny. By� mo�e Giles przyp�ynie za par� tygodni. Niewykluczone jednak, �e zjawi si� dopiero za p� roku. To w�a�nie on zasugerowa�, �eby Gwenda przyjecha�a tu wcze�niej i rozejrza�a si� za jakim� odpowiednim dla nich domem. Oboje uwa�ali, �e by�oby dobrze mie� gdzie� sta�� przysta�. Praca Gilesa wi��e si� co prawda z konieczno�ci� podr�owania i czasami Gwenda b�dzie mu towarzyszy�, mo�e si� jednak okaza�, �e warunki b�d� dla niej nieodpowiednie. Zreszt�, obojgu podoba� si� pomys� posiadania jakiego� w�asnego gniazdka. Ponadto Giles odziedziczy� ostatnio troch� mebli po ciotce, kupienie domu wydawa�o si� wi�c posuni�ciem rozs�dnym i praktycznym. Ich sytuacja materialna by�a ca�kiem dobra, perspektywa du�ego wydatku nie stanowi�a zatem problemu. Pocz�tkowo Gwenda wzbrania�a si� przed samodzielnym wyborem. - Powinni�my to zrobi� razem - przekonywa�a m�a. Ale Giles zby� �artem jej obawy. - Nie na wiele bym ci si� przyda� - powiedzia� ze �miechem. - Je�li jaki� dom spodoba si� tobie, to mo�esz by� pewna, �e mnie te�. Chcia�bym tylko, �eby mia� kawa�ek ogr�dka. I nie by� jednym z tych nowoczesnych paskudztw. No i wcale nie musi by� bardzo du�y. Najlepiej, gdyby znajdowa� si� gdzie� na po�udniowym wybrze�u. W ka�dym razie niezbyt daleko od morza. - Masz na my�li jakie� konkretne miejsce? - spyta�a Gwenda. Ale Giles powiedzia�, �e nie. Rodzice osierocili go we wczesnym dzieci�stwie (oboje z Gwenda byli sierotami) i wakacje sp�dza� u r�nych krewnych, wskutek czego nie czu� si� przywi�zany do �adnego szczeg�lnego miejsca. Zreszt� mia� to by� dom Gwendy. Je�li za� chodzi o wsp�lny wyb�r, za��my, �e sprawy s�u�bowe zatrzymaj� go jeszcze przez sze�� miesi�cy. Co by robi�a przez ca�y ten czas? Tu�a�a si� po hotelach? Nie, musi znale�� dom i urz�dzi� go po swojemu. - Chodzi ci o to - wytkn�a mu Gwenda - �ebym zrobi�a wszystko sama! Ale w gruncie rzeczy pomys� wyszukania domu oraz urz�dzenia go - mi�o i przytulnie - na przyjazd Gilesa ca�kiem si� jej podoba�. Byli zaledwie trzy miesi�ce po �lubie, a Gwenda bardzo kocha�a swojego m�a. Zjad�a zam�wione do ��ka �niadanie, po czym wsta�a i u�o�y�a plan dzia�ania. Dzie� sp�dzi�a na zwiedzaniu Plymouth, kt�re bardzo si� jej spodoba�o. Nast�pnego dnia za� wynaj�a wygodnego daimlera z kierowc� i wyruszy�a w podr� po Anglii. Pogoda dopisywa�a i wycieczka sprawia�a Gwendzie du�� przyjemno��. W Devonshire obejrza�a kilka wystawionych na sprzeda� rezydencji, �adna jednak nie przypad�a jej do gustu. Zreszt� nie musia�a si� przecie� spieszy�; mog�a spokojnie szuka� dalej. Bez trudu nauczy�a si� czyta� mi�dzy wierszami w entuzjastycznych opisach dom�w, dostarczanych przez po�rednik�w, co pozwoli�o jej oszcz�dzi� przynajmniej kilku bezowocnych pr�b. Mniej wi�cej po tygodniu, we wtorek wieczorem, samoch�d, kt�rym podr�owa�a, zjecha� kr�t� drog� ze zbocza wzg�rza i dowi�z� j� do Dillmouth, mijaj�c na obrze�ach tego ci�gle jeszcze uroczego nadmorskiego kurortu widoczn� mi�dzy drzewami ma��, bia�� wiktoria�sk� will�, przeznaczon� na sprzeda�. Gwenda poczu�a natychmiast dreszczyk emocji - zupe�nie jakby rozpozna�a miejsce, kt�rego szuka�a. To jej dom! By�a tego zupe�nie pewna. Mog�aby naszkicowa� ogr�d, wysokie okna - och, tak, dom by� w�a�nie taki, jakiego pragn�a. Dzie� mia� si� ku ko�cowi, sp�dzi�a wi�c noc w pobliskim hotelu Royal Clarence i z samego rana uda�a si� do agencji nieruchomo�ci, kt�rej nazwa widnia�a na tablicy informacyjnej przed will�. Nied�ugo potem, dzier��c w d�oni upowa�nienie do ogl�dzin posiad�o�ci, sta�a w d�ugim staromodnym salonie z dwoma francuskimi oknami wychodz�cymi na wy�o�ony p�ytami chodnikowymi taras, za kt�rym rozpo�ciera� si� poro�ni�ty kwitn�cymi krzewami ogr�dek skalny, stromo opadaj�cy ku rozleg�ym trawnikom. A mi�dzy drzewami, rosn�cymi na skraju ogrodu, wida� by�o morze. To co� dla mnie - pomy�la�a Gwenda. - To m�j dom. Czuj� si� tak, jakbym zna�a wszystkie jego zakamarki. W tym momencie drzwi si� otworzy�y i do salonu wesz�a kichaj�c wysoka, melancholijna kobieta. By�a najwyra�niej zazi�biona. - Pani Hengrave? Mam zezwolenie od pan�w Galbraitha i Penderleya. Ale mo�e przysz�am zbyt wcze�nie... Pani Hengrave, wydmuchawszy nos, stwierdzi�a ponuro, �e nie ma to najmniejszego znaczenia, i zacz�a oprowadza� Gwend� po domu. By� dok�adnie taki, jak potrzeba. Nie za du�y. Niezbyt komfortowy, ale mogli sobie przecie� z Gilesem zrobi� jedn� albo nawet dwie dodatkowe �azienki. Tak�e i kuchni� mo�na unowocze�ni�. Na szcz�cie jest bie��ca woda. Zmieni si� zlew i wstawi nowe sprz�ty... W plany i projekty Gwendy wdziera� si� monotonny g�os pani Hengrave, relacjonuj�cej szczeg�y ostatniej choroby zmar�ego majora Hengrave'a. Gwenda nieuwa�nie s�ucha�a opowie�ci, pilnuj�c si� jedynie, by we w�a�ciwym momencie wyrazi� wsp�czucie i zrozumienie. Wszyscy krewni pani Hengrave mieszkaj� w hrabstwie Kent i namawiaj� j�, �eby przenios�a si� gdzie� bli�ej nich... to major tak ogromnie lubi� Dillmouth, przez wiele lat by� tu sekretarzem Klubu Golfowego, ale ona... - Tak... naturalnie... okropne prze�ycie... najzupe�niej zrozumia�e... Tak, szpitale s� w�a�nie takie... oczywi�cie... z pewno�ci� jest pani... Drug� po�ow� �wiadomo�ci Gwenda po�piesznie rejestrowa�a: tu postawi� bieli�niark�; my�l�, �e... Zgadza si�. Pok�j dwuosobowy - �adny widok na morze - spodoba si� Gilesowi. O, ten ma�y pokoik te� si� przyda - Giles m�g�by tu sobie urz�dzi� garderob�... �azienka - przypuszczam, �e wanna ma mahoniow� obudow� - och, tak, ma! Cudownie! I stoi na samym �rodku! Tego nie b�d� zmienia� - to arcydzie�o tamtych czas�w! Jaka ogromna wanna! Na obudowie mo�na by po�o�y� przybory toaletowe. I ��deczki... i malowane kaczuszki. I udawa�, �e si� jest na morzu... Ju� wiem: zamienimy ten ciemny dodatkowy pok�j na dwie naprawd� nowoczesne �azienki, zielone, z chromowan� armatur� - rury nad kuchni� powinny by� w porz�dku - a t� zachowamy tak�, jaka jest... - Zapalenie op�ucnej - m�wi�a pani Hengrave. - Po trzech dniach rozwin�o si� w obustronne zapalenie p�uc... - To straszne - wsp�czuj�co stwierdzi�a Gwenda. - Czy na ko�cu tego korytarza nie ma aby jeszcze jednej sypialni? By�a - i to dok�adnie taka, jak� sobie Gwenda wymarzy�a: niemal okr�g�a, z du�ym oknem w wykuszu. Oczywi�cie trzeba b�dzie j� odnowi�. Jest co prawda w zupe�nie niez�ym stanie, ale dlaczego ludzie pokroju pani Hengrave tak ogromnie lubi� ten musztardowo-herbatnikowy odcie� farby? Zn�w przesz�y przez korytarz. Gwenda mrucza�a pod nosem, skrupulatnie zapisuj�c w pami�ci: - Sze��, nie, razem z t� ma�� jest siedem sypialni i poddasze. Deski pod�ogi lekko trzeszcza�y pod jej stopami. Czu�a si� ju� tak, jakby ten dom nale�a� do niej, a nie do pani Hen-grave. Ta melancholijna wdowa by�a tu intruzem - kobiet�, kt�ra pomalowa�a pokoje na kolor musztardowo-herbatnikowy i kt�rej podoba si� fryz z glicynii w salonie. Gwenda zerkn�a na zapisan� na maszynie kartk� papieru, kt�r� �ciska�a w d�oni. By�y na niej informacje dotycz�ce tej posiad�o�ci i ceny. Przez ostatnie dni zd��y�a si� zorientowa� w cenach dom�w. Kwota, jakiej ��dano za ten, nie by�a wysoka - dom wymaga� co prawda modernizacji, ale mimo to... Zauwa�y�a te� przy cenie uwag� "do uzgodnienia". Pani Hengrave widocznie bardzo zale�y na przeniesieniu si� do hrabstwa Kent, do "swoich"... Mia�y w�a�nie zej�� na d�, kiedy nagle Gwenda poczu�a, �e ogarnia j� fala irracjonalnego przera�enia. By�o to pora�aj�ce uczucie, kt�re min�o niemal r�wnie szybko, jak si� pojawi�o. Pozostawi�o jednak �lad. - W tym domu... nie straszy, prawda? - spyta�a. Pani Hengrave stoj�ca stopie� ni�ej i zbli�aj�ca si� w swej opowie�ci do momentu, w kt�rym pan Hengrave zacz�� szybko traci� si�y, spojrza�a w g�r� z min� �wiadcz�c�, �e czuje si� ura�ona. - Nic mi o tym nie wiadomo. Dlaczego pani o to pyta?... Czy�by kto� sugerowa� co� takiego? - Nigdy pani nie odczu�a ani nie widzia�a tu niczego, co... Czy nikt tu nie umar�? Niezbyt fortunne pytanie - pomy�la�a Gwenda o moment za p�no - zapewne bowiem major Hengrave... - M�� m�j umar� w szpitalu �wi�tej Moniki - o�wiadczy�a ch�odno pani Hengrave. - Och, naturalnie. Wspomnia�a ju� pani o tym. - W domu zbudowanym jakie� sto lat temu - kontynuowa�a pani Hengrave tym samym lodowatym tonem - zgony wydaj� si� czym� naturalnym. Jednak�e panna Elworthy, od kt�rej m�j drogi m�� naby� ten dom siedem lat temu, cieszy�a si� doskona�ym zdrowiem, planowa�a nawet wyjazd za granic� i zaj�cie si� prac� misjonarsk�. I nic nie wspomina�a o �adnych zej�ciach w jej rodzinie w ostatnim okresie. Gwenda po�piesznie usi�owa�a za�agodzi� rozdra�nienie pani Hengrave. Znajdowa�y si� zn�w w salonie. By� to pe�en spokoju, czaruj�cy pok�j, kt�ry budzi� nastr�j dok�adnie odpowiadaj�cy oczekiwaniom Gwendy. Chwilowa panika, jaka ni� przed momentem ow�adn�a, teraz wydawa�a si� niezrozumia�a. Co te� jej przysz�o do g�owy? Ten dom jest absolutnie w porz�dku. Zapytawszy pani� Hengrave, czy mog�aby jeszcze obejrze� ogr�d, wysz�a na taras. Tu powinny by� stopnie prowadz�ce na trawnik - pomy�la�a. R�s� tam jednak zamiast tego g�szcz wyj�tkowo dorodnych forsycji, skutecznie przes�aniaj�cych widok na morze. Gwenda przytakn�a swoim my�lom. Tak, pozmienia tu wszystko. Ruszy�a za pani� Hengrave wzd�u� tarasu � zesz�a na trawnik schodkami, znajduj�cymi si� na odleg�ym kra�cu. Ogr�dek skalny by� zaniedbany i zaro�ni�ty, a wi�kszo�� kwitn�cych krzew�w wymaga�a przyci�cia. Pani Hengrave mrucza�a przepraszaj�co, �e ogr�d jest do�� zapuszczony. Mogli sobie pozwoli� na ogrodnika jedynie dwa razy w tygodniu. A i tak zdarza�o si� cz�sto, �e nie przychodzi�, chocia� by� um�wiony. Obejrza�y niewielki, ale zupe�nie wystarczaj�cy warzywnik, po czym wr�ci�y do domu. Gwenda powiedzia�a, �e ma jeszcze do obejrzenia inne domy i chocia� Hillside (co za pospolita nazwa!) bardzo si� jej podoba, nie mo�e w tej chwili podj�� decyzji. Pani Hengrave po�egna�a j� rzewnym spojrzeniem i pot�nym kichni�ciem. Prosto z Hillside Gwenda wr�ci�a do agent�w, z�o�y�a im powa�n� ofert� kupna posiad�o�ci, a reszt� poranka sp�dzi�a spaceruj�c po Dillmouth. By�o to urocze, staro�wieckie nadmorskie miasteczko. W odleg�ej "nowoczesnej" dzielnicy znajdowa�o si� co prawda kilka wygl�daj�cych na nowo wybudowane hoteli i troch� surowych bungalow�w, ale po�o�enie geograficzne, linia wybrze�a i otaczaj�ce wzg�rza uchroni�y Dillmouth przed nadmiern� ekspansj�. Po lunchu zadzwonili do Gwendy agenci z informacj�, �e pani Hengrave przyj�a jej ofert�. Figlarnie u�miechaj�c si� do siebie Gwenda posz�a na poczt�, sk�d nada�a telegram do Gilesa. KUPI�AM DOM. UCA�OWANIA. GWENDA. Powinno go to zaskoczy� - pomy�la�a z dum�. - Przekona si�, �e nie zasypiam gruszek w popiele! II TAPETA Min�� miesi�c i Gwenda wprowadzi�a si� do Hillside. Odebra�a z magazynu meble po ciotce Gilesa i ustawi�a je w domu. By�y to solidne, staromodne sprz�ty. Jedna czy dwie szafy okaza�y si� zbyt du�e i trzeba je by�o sprzeda�, ale ca�a reszta doskonale pasowa�a i odpowiada�a charakterem domowi. Ma�e, kolorowe stoliki, wyk�adane mas� per�ow� i malowane w pa�ace oraz r�e, wstawi�a do salonu. Stan�y tam ponadto: wykwintny stolik do rob�tek z przymocowanym pod blatem woreczkiem z surowego jedwabiu, biurko z drzewa r�anego oraz mahoniowa �awa. Kilka wygodnych krzese� Gwenda rozmie�ci�a w sypialniach, dokupi�a te� dwa du�e, mi�kkie fotele dla siebie oraz Gilesa i ustawi�a je po obu stronach kominka. Wielka sofa w stylu chesterfield znalaz�a swoje miejsce przy oknie. Zas�ony za� zosta�y uszyte ze staromodnego perkalu, niebieskiego, z delikatnym deseniem z wazonik�w r� i ��tych ptaszk�w. W efekcie salonik wygl�da� -jej zdaniem - dok�adnie tak, jak powinien. W�a�ciwie jeszcze nie zd��y�a si� w pe�ni zadomowi�, nadal bowiem kr�cili si� po domu robotnicy. Powinni ju� dawno sko�czy�, ale s�usznie uzna�a, �e nie wynios� si�, je�li ona nie zamieszka w domu. Kuchnia zosta�a ju� przebudowana, a nowe �azienki w�a�nie wyka�czano. Gwenda zamierza�a wstrzyma� si� nieco z dalszym ozdabianiem wn�trz. Chcia�a si� najpierw nacieszy� domem i spokojnie dobra� najodpowiedniejsze kolory do sypialni. Dom by� w bardzo dobrym stanie i wcale nie musia�a wszystkiego robi� naraz. W kuchni urz�dowa�a ju� pani Cocker, odnosz�ca si� z protekcjonaln� �askawo�ci� do Gwendy, kt�rej nadmiernie demokratyczne nastawienie natychmiast odpar�a. Ale te� osadziwszy raz swoj� pracodawczyni� na w�a�ciwym miejscu, zacz�a przejawia� ch�� prze�amania ch�odu w ich stosunkach. Tego ranka, kiedy Gwenda po przebudzeniu usiad�a w ��ku, pani Cocker postawi�a jej na kolanach tac� z posi�kiem. - Gdy nie ma pana domu - o�wiadczy�a - dama ch�tnie jada �niadanie w ��ku. Gwenda nagi�a si� pos�usznie do tego rzekomo angielskiego nakazu. - Dzisiaj mamy jajecznic� - skomentowa�a pani Cocker przyniesione danie. - Wspomina�a pani co prawda o w�dzonym �upaczu, ale nie chcia�aby pani przecie� je�� czego� takiego w sypialni. Pozostawia po sobie zapach. Podam go na kolacj�, w �mietanie, na grzance. - Och, bardzo dzi�kuj�. Pani Cocker u�miechn�a si� �askawie i ruszy�a w stron� wyj�cia. Gwenda nie zajmowa�a na razie du�ej dwuosobowej sypialni. Zamierza�a poczeka� z tym do przyjazdu Gilesa. Tymczasem wybra�a dla siebie pok�j na ko�cu korytarza, o zaokr�glonych �cianach i z wykuszowym oknem. Odpowiada� jej i czu�a si� w nim szcz�liwa. - Bardzo mi si� tu podoba - o�wiadczy�a impulsywnie, rozgl�daj�c si� po pomieszczeniu. Pani Cocker tak�e popatrzy�a pob�a�liwie wok� siebie. - Tak, prosz� pani, to ca�kiem �adny pokoik, chocia� ma�y. S�dz�c po kratach w oknie, odnosz� wra�enie, �e musia� to by� kiedy� pok�j dziecinny. - Nie przysz�o mi to do g�owy. Zapewne ma pani racj�. - No c� - westchn�a pani Cocker znacz�co, po czym wysz�a. Kiedy przyjedzie pan domu - zdawa�a si� sugerowa� - to kto wie? By� mo�e pok�j dziecinny si� przyda. Gwenda zarumieni�a si� i zn�w popatrzy�a doko�a. Pok�j dziecinny? Tak, nadawa�by si� do tego. Zacz�a go w my�lach meblowa�. Tu, pod �cian�, stan��by du�y domek dla lalek. A w nim niskie szafki z zabawkami. Na kominku weso�o p�on��by ogie�, wok� niego postawi�aby za� wysoki ekran z przyczepionymi na lince zabawkami. Tylko te okropne musztardowe �ciany! Tu przecie� powinna by� weso�a tapeta. Co� kolorowego i radosnego. Na przyk�ad ma�e bukieciki mak�w i chabr�w... Tak, to by by�o cudowne. Postara si� znale�� tapet� z takim wzorkiem. Z ca�� pewno�ci� gdzie� ju� j� widzia�a. Wcale nie potrzeba tu du�o mebli. S� dwie szafy �cienne, tyle �e jedna, w rogu pokoju, jest zamkni�ta i nie ma do niej klucza. Drzwiczki by�y zamalowane farb� - najwyra�niej nie zagl�dano do niej od bardzo dawna. Musi powiedzie� robotnikom, �eby j� otworzyli, bo i tak nie ma do�� miejsca na swoje ubrania. Z ka�dym dniem czu�a si� coraz bardziej zadomowiona w Hillside. Us�yszawszy przez otwarte okno dochodz�ce z ogrodu g��bokie pochrz�kiwanie i suchy kaszel, po�piesznie zabra�a si� do �niadania. Foster, zatrudniony na godziny kapry�ny ogrodnik, kt�ry nie zawsze dotrzymywa� s�owa, najwyra�niej dzisiaj przyszed� o um�wionej porze. Gwenda wyk�pa�a si�, ubra�a w tweedow� sp�dnic� i sweter, po czym pospiesznie wysz�a do ogrodu. Foster pracowa� przed oknem salonu. Gwenda za�yczy�a sobie, by w pierwszej kolejno�ci na wprost francuskiego okna zrobi� �cie�k� przez ogr�dek skalny. Foster najpierw sprzeciwia� si� temu, twierdz�c, �e b�dzie musia� w tym celu wyrwa� forsycje, azjatyckie weigele oraz lilie, Gwenda by�a jednak nieugi�ta. Ogrodnik zmieni� wi�c zdanie i obecnie podchodzi� do swojego zadania niemal entuzjastycznie. Tego ranka przywita� Gwend� ze �miechem. - Wygl�da na to, �e panienka przywraca tu dawne czasy. - Upiera� si� przy rym, �eby nazywa� Gwend� "panienk�". - Dawne czasy? Jak to? Foster postuka� szpadlem w grunt. - Natrafi�em na stare schodki. O, widzi panienka? Sz�y dok�adnie tak, jak panienka �yczy sobie je mie�. Kto� musia� je zakry� ziemi� i posadzi� krzaki. - I zrobi� bardzo g�upio - skomentowa�a Gwenda. - Tu si� a� prosi, �eby z salonu by�a aleja na trawnik i dalej, do morza. Foster nie by� co do tego przekonany, ale ostro�nie i z chmurn� min� przytakn��. -Nie m�wi� przecie�, �e to nie b�dzie ulepszenie... B�dziecie mieli widok, a przez te krzaki to w salonie by�o ciemno. Szkoda tylko tych pi�knych ro�lin. Nigdy jeszcze nie widzia�em �adniejszego g�szczu forsycji. Mniejsza o lilie, ale znowu weigele s� drogie, a musi panienka wiedzie�, �e te tutaj s� za stare, �eby je przesadza�. - Och, wiem. Ale tak jest o wiele, wiele �adniej. - No c� - Foster podrapa� si� w g�ow�. - Mo�e i tak. - Jest tak, jak powinno by� - powiedzia�a Gwenda, kiwaj�c g�ow�. - Kto tu mieszka� przed Hengrave'ami? - zapyta�a nagle. - Bo oni tu byli niezbyt d�ugo, prawda? - Jakie� sze�� lat czy co� ko�o tego. Ale traktowano ich jak obcych. A przed nimi? Panny Elworthy. Ogromnie religijne. Nale�a�y do Low Church. Urodzone misjonarki. Kiedy� to nawet mieszka� u nich czarny kleryk. By�o ich cztery siostry i brat, ale on nie mia� wiele do powiedzenia przy tylu kobietach. A jeszcze przed nimi? Zaraz, niech pomy�l�... pani Findeyson. O, to by�a kobieta z klas�. Tutejsza. Mieszka�a tu, jak mnie jeszcze nie by�o na �wiecie. - Czy umar�a w tym domu? - Nie. W Egipcie czy jakim� takim miejscu. Ale sprowadzono jej cia�o. I pochowano na cmentarzu. To ona posadzi�a t� magnoli� oraz tamte szczodrze�ce. A tak�e te pospornice. Bardzo lubi�a krzewy. Wtedy - ci�gn�� - nie by�o jeszcze tych nowych dom�w na wzg�rzu. Mieszka�o si� jak na wsi. �adnego kina ani nowych sklep�w. Ani tej tu promenady przed posiad�o�ci�! -W jego tonie wyczuwa�o si� dezaprobat�, z jak� starsi ludzie reaguj� na wszelkie innowacje. -Zmiany - prychn�� pogardliwie. - Nic, tylko same zmiany. - My�l�, �e �wiat si� musi zmienia� - rzek�a Gwenda. -Poza rym mamy teraz mn�stwo ulepsze�, prawda? - Tak m�wi�. Ale ja tam wcale tego nie widz�. Zmiany! -Wyci�gn�� r�k� w stron� rosn�cego na zboczu po lewej stronie g�szczu cyprys�w, przez kt�ry prze�wieca�y �ciany budynku. - Kiedy� mieli�my tu ma�y szpital - powiedzia�. -W �adnym miejscu, blisko. A potem przyszli tacy jedni i zbudowali wielki gmach, jak�� mil� za miastem. Trzeba i�� dwadzie�cia minut na piechot� albo dojecha� autobusem za trzy pensy. - Zn�w wskaza� r�k� zaro�la. - A tam jest teraz szko�a dla dziewcz�t. Wprowadzi�y si� tu z dziesi�� lat temu. Ci�gle jakie� zmiany. Teraz to ludzie kupuj� sobie dom, pomieszkaj� w nim dziesi�� czy dwana�cie lat i znowu go sprzedaj�. Nie mog� usiedzie� na miejscu. Co w tym dobrego? Nie da si� dobrze rozplanowa� ogrodu, kiedy cz�owiek nie ma przed sob� d�u�szej perspektywy. Gwenda popatrzy�a z sympati� na magnoli�. - Jak za pani Findeyson - powiedzia�a. - O, ona by�a jak trzeba. Przysz�a tu jako panna m�oda. Wychowa�a i po�eni�a dzieci, pochowa�a m�a, wnuki przyje�d�a�y do niej na wakacje, a ruszy�a si� st�d dopiero, jak mia�a ko�o osiemdziesi�tki. - W g�osie Fostera d�wi�cza�a pe�na ciep�a aprobata. Gwenda wr�ci�a do domu u�miechni�ta. Chwil� porozmawia�a z robotnikami, a nast�pnie posz�a do salonu, gdzie usiad�a przy biurku i napisa�a kilka list�w. Po�r�d korespondencji, na kt�r� jeszcze nie odpowiedzia�a, znajdowa� si� list od mieszkaj�cych w Londynie kuzyn�w Gilesa. Pisali, �e je�li tylko zechce przyjecha� do Londynu, koniecznie musi si� zatrzyma� w ich domu w Chelsea. Gwenda wiedzia�a, �e Raymond West by� znanym (bardziej ni� popularnym) powie�ciopisarzem, a jego �ona Joan - malark�. Pobyt u nich m�g� by� zabawny, cho� zapewne uznaliby j� za osob� bardzo ograniczon�. Ani Giles, ani ja nie mamy zaci�cia na intelektualist�w - pomy�la�a Gwenda. Nagle w korytarzu rozleg� si� d�wi�czny gong. Oprawny w rze�biony heban gong by� jednym z bardziej warto�ciowych przedmiot�w odziedziczonych po ciotce Gilesa. A pani Cocker czerpa�a, jak si� zdaje, szczeg�ln� przyjemno�� z wywo�ywania jego d�wi�ku, wskutek czego zawsze robi�a to z ca�ej mocy. Gwenda zas�oni�a r�kami uszy i wsta�a. Przesz�a pospiesznie przez salon w stron� �ciany przy najodleglejszym oknie i zatrzyma�a si� gwa�townie z okrzykiem gniewu. Trzeci raz robi�a to samo. Zupe�nie jakby si� spodziewa�a, �e uda jej si� przej�� przez �cian� do znajduj�cej si� tu� obok jadalni. Wr�ci�a do drzwi, wysz�a na g��wny korytarz i ruszy�a nim, obchodz�c salon, do jadalni. Mia�a do pokonania spor� odleg�o�� i przysz�o jej do g�owy, �e z pewno�ci� w zimie b�dzie to irytuj�ce, w korytarzu hula�y bowiem przeci�gi, a centralne ogrzewanie zainstalowano jedynie w salonie, jadalni i dw�ch sypialniach na pi�terku. W�a�ciwie - rozmy�la�a Gwenda, zasiad�szy za �licznym sheratonowskim sto�em jadalnym, kt�ry kupi�a w miejsce masywnego, kwadratowego sto�u z mahoniu, odziedziczone- go po ciotce Lavender - dlaczego mia�abym nie zrobi� drzwi ��cz�cych salon z jadalni�? Musz� porozmawia� o tym dzi� po po�udniu z panem Simsem. Pan Sims zajmowa� si� budowaniem i remontowaniem dom�w. By� m�czyzn� w �rednim wieku, o ochryp�ym g�osie i wielkim darze przekonywania. Nosi� zawsze przy sobie notes, w kt�rym skwapliwie zapisywa� wszelkie kosztowne pomys�y, jakie tylko przychodzi�y do g�owy jego zleceniodawcom. Tak�e do sugestii Gwendy odni�s� si� z pe�n� aprobat�. - Nic prostszego, pani Reed. A jednocze�nie to istotne ulepszenie, je�li mi wolno oceni�. - Czy to b�dzie bardzo du�o kosztowa�o? Gwenda nauczy�a si� odnosi� z lekk� rezerw� do entuzjastycznych reakcji pana Simsa. Odbyli ju� kilka nieprzyjemnych rozm�w, zwi�zanych z r�nymi dodatkowymi kosztami, kt�rych nie przewidywa� sporz�dzony przez pana Simsa kosztorys. - Och, to zupe�ny drobiazg - odpar� pan Sims, a jego chrapliwy g�os brzmia� pob�a�liwie i uspokajaj�co. W�tpliwo�ci Gwendy nasili�y si�. To w�a�nie tym "drobiazgom" pana Simsa nauczy�a si� nie ufa�. - Powiem pani, co zrobimy - stwierdzi� pan Sims przymilnie. - Jak tylko Taylor sko�czy dzi� po po�udniu z garderob�, polec� mu, �eby si� temu przyjrza�. I wtedy b�d� m�g� to wyceni�. Zobaczymy, jaka tu jest �ciana. Gwenda przysta�a na to. Napisa�a do Joan West list z podzi�kowaniem za zaproszenie, jednocze�nie informuj�c, �e nie mo�e teraz wyjecha� z Dillmouth, musi bowiem mie� oko na robotnik�w. Nast�pnie przesz�a si� troch� przed domem, z przyjemno�ci� wdychaj�c lekki wietrzyk od morza. Kiedy wr�ci�a do salonu, Taylor, najlepszy robotnik pana Simsa, sta� pochylony w rogu pokoju i przygl�da� si� �cianie. Na widok Gwendy wyprostowa� si� i u�miechn��. - Nie b�dzie z tym �adnego problemu, pani Reed - powiedzia�. - Kiedy� ju� by�y w tym miejscu drzwi. Kto� nie chcia� ich mie� i po prostu zagipsowa� otw�r. Gwenda poczu�a si� mile zaskoczona. Jakie to niezwyk�e - pomy�la�a - bo ja w�a�nie zawsze mia�am wra�enie, �e tu s� drzwi. Przypomnia�a sobie, z jak� pewno�ci� podesz�a do tej �ciany w porze lunchu. I na my�l o tym odczu�a nagle lekki dreszcz niepokoju. Bo w�a�ciwie, jak o tym pomy�le�, wydawa�o si� to do�� dziwne. Z jakiego powodu by�a taka pewna, �e tu s� drzwi? Przecie� na �cianie nie by�o po nich ani �ladu. Jak to mo�liwe, �e odgad�a - czy wiedzia�a - �e one tu s�? Naturalnie by�oby wygodnie mie� drzwi z salonu do jadalni, ale dlaczego za ka�dym razem sz�a nieomylnie w�a�nie w to miejsce? Przecie� ka�de inne na �cianie dziel�cej oba pomieszczenia by�oby r�wnie dobre. Ona jednak zawsze machinalnie, my�l�c o czym� innym, podchodzi�a tu, gdzie rzeczywi�cie by�y drzwi. Mam nadziej� - pomy�la�a Gwenda z niepokojem - �e nie jestem jasnowidzem czy czym� takim... Nigdy przedtem nie przejawia�a ani �ladu zdolno�ci metafizycznych. Nie by�a tego typu osob�. A mo�e jednak? Jak inaczej wyt�umaczy� t� spraw� ze �cie�k� z tarasu przez zaro�la do trawnika? Mo�e wiedzia�a, �e �cie�ka by�a tam wcze�niej, skoro tak bardzo si� upiera�a, aby poprowadzi� j� w�a�nie t�dy? Zapewne jednak mam w sobie co� z medium - pomy�la�a Gwenda z niepokojem. - A mo�e ma to jaki� zwi�zek z tym domem? Bo dlaczego zapyta�a tamtego dnia pani� Hengrave, czy tu nie straszy? Nie straszy! To najwspanialszy dom na �wiecie! Wykluczone, �eby by�o z nim co� nie w porz�dku. Pani Hengrave wydawa�a si� ogromnie zaskoczona tym pomys�em Gwendy. A mo�e w jej reakcji by� jednak jaki� �lad rezerwy, ostro�ne- �ci? Wielkie nieba! Zaczynam wymy�la� niestworzone historie - pomy�la�a Gwenda. Z pewnym wysi�kiem skoncentrowa�a si� na rozmowie z Taylorem. - Jest jeszcze jedna sprawa - powiedzia�a. - W moim pokoju na pi�trze nie mo�na otworzy� szafki. Chcia�abym, �eby j� zreperowano. M�czyzna poszed� wraz z ni� na g�r� i przyjrza� si� drzwiczkom. - Zosta�y kilkakrotnie zamalowane - orzek�. - Przy�l� jutro robotnik�w, �eby je otworzyli, je�li pani sobie tego �yczy. Gwenda przytakn�a i Taylor wyszed�. Tego wieczoru Gwenda czu�a si� niepewna i podenerwowana. Siedzia�a w salonie pr�buj�c czyta�, reagowa�a jednak na ka�de skrzypni�cie mebli. Raz czy dwa obejrza�a si� za siebie z dr�eniem. Nieustannie usi�owa�a wyt�umaczy� sobie, �e te incydenty z drzwiami i �cie�k� nie maj� znaczenia. Zwyk�y zbieg okoliczno�ci. Wynik�y jedynie ze zdrowego rozs�dku. Nie przyzna�aby si� do tego otwarcie, ale troch� si� ba�a i�� spa�. Kiedy w ko�cu wsta�a, zgasi�a �wiat�o i otworzy�a drzwi do holu, u�wiadomi�a sobie, �e odczuwa l�k przed wej�ciem na schody. Przebieg�a je po�piesznie, przemkn�a przez korytarzyk i otworzy�a drzwi do swojej sypialni. Znalaz�szy si� w �rodku, odetchn�a g��boko. Strach min�� jak r�k� odj��. Z sympati� rozejrza�a si� po pokoju. Czu�a si� tu bezpieczna; bezpieczna i szcz�liwa. Tak, tu ju� jej nic nie grozi�o. (A co ci mog�o grozi�, idiotko? - strofowa�a si� w my�lach.) Popatrzy�a na roz�o�on� na ��ku pid�am� � stoj�ce pod nim kapcie. Naprawd� zachowujesz si� jak sze�ciolatka! Powinna� mie� filcowe kapciuszki haftowane w kr�liczki. Po�o�y�a si� do ��ka z uczuciem ulgi i wkr�tce zasn�a. Nast�pnego ranka mia�a do za�atwienia kilka spraw w miasteczku. Wr�ci�a do domu w porze lunchu. - Szafka w pani pokoju jest ju� otwarta - poinformowa�a pani Cocker, podaj�c jej delikatnie podsma�on� sol� z t�uczonymi ziemniakami i marchewk� w �mietanie. - Och, to dobrze - odpar�a Gwenda. By�a g�odna i z apetytem zjad�a lunch. Po wypiciu w saloniku kawy posz�a na g�r� do swojej sypialni. Przesz�a przez pok�j, otworzy�a drzwiczki szafki w rogu... i nagle wyda�a z siebie st�umiony okrzyk przera�enia. Wn�trze szafki wy�o�one by�o tapet�, kt�r� na �cianach zast�piono ��taw� farb�. Okaza�o si�, �e pok�j by� niegdy� wy�o�ony weso�ym papierem w kwiatowy dese�, kt�ry tworzy�y ma�e bukieciki szkar�atnych mak�w na przemian z bukiecikami b��kitnych chabr�w... Przez d�ug� chwil� Gwenda sta�a w miejscu i wpatrywa�a si� w szafk�, po czym niepewnym krokiem podesz�a do ��ka i usiad�a. Oto znajdowa�a si� w domu, w kt�rym nigdy przedtem nie by�a, w kraju, kt�rego nigdy przedtem nie odwiedza�a. Zaledwie dwa dni temu le�a�a tu w ��ku, wyobra�aj�c sobie, jakie chcia�aby mie� �ciany w tym pokoju - i okazuje si�, �e tapeta, kt�r� sobie wyobrazi�a, jest identyczna z t�, jaka niegdy� znajdowa�a si� tu na �cianach. W g�owie k��bi�y si� jej najdziwniejsze wyja�nienia tej zagadki. Dunne, "Eksperyment z czasem" - patrzenie w przysz�o�� zamiast za siebie... Mog�a sobie t�umaczy� jako zbieg okoliczno�ci �cie�k� w ogrodzie i drzwi w salonie - ale to nie da�o si� tak prosto wyja�ni�. Nie mo�e by� jednak dzie�em przypadku, i� wyobrazi�a sobie tapet� o tak szczeg�lnym wzorku, a nast�pnie okaza�o si�, �e w�a�nie tak� by� niegdy� wy�o�ony ten pok�j... Nie, musi by� jakie� wyt�umaczenie, kt�rego nie zna i kt�re... j� przera�a. W tym domu co chwila przekonywa�a si�, �e patrzy nie tyle w przysz�o��, co w�a�nie w przesz�o��, �e przywraca domowi jego dawny wygl�d. W ka�dej chwili mog�a zacz�� widzie� jeszcze co� - co�, czego wcale nie chce ogl�da�. Ten dom j� przera�a... Ale czy to dom budzi jej przera�enie, czy ona sama? Nie ma najmniejszej ochoty by� jedn� z tych, co to "widz�"... Odetchn�a g��boko, na�o�y�a kapelusz i p�aszcz, po czym szybko wymkn�a si� z domu. Posz�a na poczt�, gdzie nada�a telegram nast�puj�cej tre�ci: WEST, 19 ADDWAY SQUARE CHELSEA LONDYN. CZY MOG� ZMIENI� ZDANIE I PRZYJECHA� DO WAS JUTRO. GWENDA. I op�aci�a odpowied�. III "TWARZ JEJ ZAKRYJCIE..." Raymond West i jego �ona dok�adali wszelkich stara�, by m�oda �ona Gilesa czu�a si� w ich domu dobrze. Nie by�o ich win�, �e wydali si� Gwendzie nieco przera�aj�cy. Raymond ze swoim dziwnym wygl�dem drapie�nego kruka, z rozwianymi w�osami i nag�ymi okrzykami w trakcie niezrozumia�ej dla niej konwersacji sprawia�, �e zaniepokojona Gwenda spogl�da�a na niego oczami okr�g�ymi jak spodki. Oboje z Joan zdawali si� porozumiewa� jakim� w�asnym j�zykiem. Gwenda nigdy dot�d nie obraca�a si� w towarzystwie intelektualist�w i nie zna�a obowi�zuj�cych w nim norm. - Zaplanowali�my, �e zabierzemy ci� na kilka przedstawie� - o�wiadczy� Raymond, kiedy Gwenda popija�a gin, my�l�c jednocze�nie z �alem, �e po podr�y wola�aby zosta� pocz�stowana fili�ank� herbaty. S�ysz�c o teatrze natychmiast si� rozpromieni�a. - Dzi� wieczorem p�jdziemy na balet do Sadler's Wells, a na jutro, z okazji urodzin mojej absolutnie niesamowitej ciotki Jane, przewidzieli�my wyj�cie na "Tragedi� ksi�ny Amalfi" z Gielgudem. W pi�tek natomiast musisz zobaczy� "Oni maszerowali bez st�p". To t�umaczenie z rosyjskiego; niew�tpliwie najwybitniejszy utw�r ostatniego dwudziestolecia. Wystawiaj� to w ma�ym Witmore Theatre. Gwenda z wdzi�czno�ci� przyj�a te propozycje dostarczenia jej rozrywki. Na musicale i tym podobne spektakle b�dzie przecie� mog�a chodzi� z Gilesem po jego przyje�dzie. Wzdraga�a si� nieco na my�l o sztuce "Oni maszerowali bez st�p", ale by� mo�e te� si� jej spodoba - cho� zazwyczaj te "najwybitniejsze" przedstawienia nie budzi�y jej zachwytu. - Z pewno�ci� b�dziesz zachwycona moj� ciotk� Jane -o�wiadczy� Raymond. - Jest, �e tak powiem, doskona�ym okazem swojej epoki. Wiktoria�ska do szpiku ko�ci. Wszystkie kom�dki w jej domu maj� nogi owini�te perkalem. Mieszka w wiosce, w kt�rej nigdy nic si� nie dzieje, przypominaj�cej stoj�c� wod�. - Raz co� si� tam wydarzy�o - wtr�ci�a sucho Joan. - By� to zaledwie dramat nami�tno�ci, prymitywny, pozbawiony wszelkiej subtelno�ci. - Ale kiedy si� to dzia�o, by�e� nim ogromnie zafascynowany - przypomnia�a mu �ona, robi�c oko. - Czasem bawi mnie tak�e gra w wiejskiego krykieta -odpar� z godno�ci� Raymond. - W ka�dym razie ciotka Jane odegra�a znacz�c� rol� w rozwik�aniu tego morderstwa. - Och, bo ona nie jest g�upia. Uwielbia wszelkie zagadki. - Zagadki? - zdziwi�a si� Gwenda. Raymond zatoczy� r�k� szeroki �uk. - Wszelkiego rodzaju. .Na przyk�ad, dlaczego �ona sklepikarza wzi�a parasolk� id�c na zebranie parafialne, je�li by�a �adna pogoda. Albo czemu cz�stka marynowanej krewetki znalaz�a si� w tym, a nie innym miejscu. I co si� sta�o z kom�� proboszcza. Wszystko to stanowi smakowite k�ski dla ciotki Jane. Je�li masz wi�c jaki� �yciowy problem, Gwendo, to wystarczy, �e jej o tym powiesz, a zapewniam ci�, �e znajdzie rozwi�zanie. Raymond roze�mia� si�. Gwenda przy��czy�a si� do niego, ale nie do ko�ca szczerze. Nast�pnego dnia zosta�a przed- stawiona ciotce Jane, czyli pannie Marple. By�a to sympatyczna starsza pani, wysoka i chuda, z rumianymi policzkami i niebieskimi oczami, przestrzegaj�ca do�� wyszukanych form zachowania. W jej niebieskich oczach cz�sto zapala�y si� iskierki. Po wczesnym obiedzie, w czasie kt�rego wypito toast za zdrowie ciotki, wszyscy go�cie udali si� do Teatru Kr�lewskiego. Pr�cz solenizantki, Joan, Raymonda i Gwendy w towarzystwie by�o jeszcze dw�ch pan�w: starszy malarz i m�ody adwokat. Malarz skupi� ca�� swoj� uwag� na Gwendzie, a adwokat zajmowa� si� Joan i pann� Marple, kt�rej spostrze�enia zdawa�y si� bardzo go bawi�. W teatrze uk�ad uleg� jednak odwr�ceniu. Gwenda usiad�a w �rodku rz�du, mi�dzy Raymondem a adwokatem. Zgas�y �wiat�a; rozpocz�o si� przedstawienie. By�o wy�mienicie grane i ogromnie si� Gwendzie podoba�o. Dotychczas widzia�a niewiele naprawd� dobrych spektakli teatralnych. Akcja zbli�a�a si� do ko�ca i nadszed� moment najwy�szego napi�cia. Ze sceny rozleg� si� g�os aktora, przepe�niony tragizmem skrzywionej i perwersyjnej umys�owo�ci: - "Twarz jej zakryjcie. W oczach mi si� m�ci. M�odo umar�a..."1 W tym momencie Gwenda krzykn�a. Zerwa�a si� z miejsca, po omacku wymijaj�c pozosta�ych widz�w dotar�a do przej�cia, a stamt�d do wyj�cia. P�dem pokona�a schodki w g�r� i wybieg�a na ulic�. Ale i tam si� nie zatrzyma�a. W �lepej panice na wp� sz�a, na wp� bieg�a po Haymarket. Dopiero przy Piccadilly zauwa�y�a przeje�d�aj�c� ulic� woln� taks�wk�, zatrzyma�a j�, wsiad�a � poda�a adres domu w Chelsea. Na miejscu wysup�a�a dr��cymi palcami pieni�dze, zap�aci�a taks�wkarzowi i wesz�a na schody. S�u��cy, kt�ry otworzy� drzwi, rzuci� jej spojrzenie pe�ne zdumienia. - Wcze�nie panienka wr�ci�a. �le si� panienka czuje? - Ja... nie, to znaczy tak... jest mi s�abo. - Czy potrzeba panience czego�? Mo�e troch� brandy? - Nie, dzi�kuj�. Po�o�� si� od razu do ��ka. Wbieg�a na schody, unikaj�c dalszych pyta�. �ci�gn�a ubranie, pozostawi�a je rzucone na pod�odze � wsun�a si� pod ko�dr�. Le�a�a rozdygotana, z mocno bij�cym sercem, wpatruj�c si� w sufit. Nie us�ysza�a, kiedy wr�cili pozostali domownicy, ale po Jakich� pi�ciu minutach otworzy�y si� drzwi i do pokoju wkroczy�a panna Marple. Pod pach� �ciska�a dwa termofory, a w d�oni fili�ank�. Gwenda usiad�a w ��ku, usi�uj�c powstrzyma� dr�enie. - Och, panno Marple, tak mi strasznie przykro. Nie wiem, co... to by�o okropne z mojej strony. Czy bardzo si� na mnie rozgniewali? - Nie martw si� o nic, moje drogie dziecko - odpar�a panna Marple. - We� te termofory i otul si� ciep�o. - Kiedy ja w�a�ciwie nie potrzebuj� termofor�w. - Ale� owszem, potrzebujesz. O, tak jest dobrze. I napij si� herbaty... Herbata by�a gor�ca, mocna i przes�odzona, ale Gwenda wypi�a j� pos�usznie. Nie dr�a�a ju� tak bardzo. - A teraz po�� si� i �pij - poradzi�a panna Marple. -Prze�y�a� zapewne jaki� szok. Ale porozmawiamy o tym jutro. Niczym si� nie martw. Po prostu si� wy�pij. Otuli�a Gwend� ko�dr�, pog�adzi�a j� z u�miechem i wysz�a. Na dole Raymond rozmawia� z Joan. - Co si� u licha sta�o tej dziewczynie? - pyta� z irytacj�. -Rozchorowa�a si� czy co? - M�j drogi Raymondzie, nie mam poj�cia, po prostu krzykn�a! Przypuszczam, �e by�o to dla niej troch� zanadto macabre. - No c�, Webster faktycznie jest nieco przera�aj�cy. Ale nie przysz�oby mi na my�l... - przerwa�, kiedy do pokoju wesz�a panna Marple. - Wszystko z ni� w porz�dku? - My�l�, �e tak. Po prostu prze�y�a ci�ki szok. - Szok? Wskutek ogl�dania dramatu jakobi�skiego? - My�l�, �e musi si� za tym kry� co� wi�cej - odpar�a w zamy�leniu panna Marple. �niadanie podano Gwendzie do ��ka. Wypi�a kaw�, do kt�rej skubn�a kawa�ek grzanki. Kiedy wsta�a i zesz�a na d�, Joan malowa�a ju� w swoim studiu, a Raymond pracowa� w gabinecie. W salonie by�a jedynie panna Marple. Siedzia�a przy oknie, z kt�rego rozci�ga� si� widok na rzek�, zaj�ta rob�tk� na drutach. Przywita�a Gwend� pogodnym u�miechem. - Dzie� dobry, moja droga. Mam nadziej�, �e czujesz si� dzi� lepiej. - Och tak, ca�kiem dobrze. Zupe�nie nie rozumiem, jak to si� sta�o, �e zrobi�am wczoraj z siebie tak� sko�czon� idiotk�. Czy oni s�... czy oni s� na mnie w�ciekli? - Och, nie, moja droga. Oni to doskonale rozumiej�. - Co rozumiej�? Panna Marple spojrza�a na Gwend� znad rob�tki. - �e ubieg�ej nocy prze�y�a� jaki� silny szok. Czy nie by�oby lepiej - doda�a - �eby� mi o tym opowiedzia�a? Gwenda przemierza�a nerwowo pok�j. - My�l�, �e powinnam raczej p�j�� do psychiatry czy do kogo� takiego. - W Londynie s�, oczywi�cie, doskonali specjali�ci od chor�b psychicznych. Czy jeste� jednak zupe�nie pewna, �e to konieczne? - C�... Wydaje mi si�, �e popadam w ob��d... Z pewno�ci� popadam w ob��d. W tym momencie do salonu wesz�a niem�oda pokoj�wka z tac�, na kt�rej le�a� telegram dla Gwendy. - Pos�aniec chcia�by wiedzie�, czy b�dzie odpowied�, prosz� pani? Gwenda rozerwa�a kopert�. Telegram zosta� przes�any z Dillmouth. Przez chwil� patrzy�a na niego z tak� min�, jakby nie rozumia�a ani s�owa, po czym zgniot�a go w ma�� kulk�. - Bez odpowiedzi - odpar�a machinalnie. Pokoj�wka wysz�a. - Mam nadziej�, �e to nie by�a �adna z�a wiadomo��, moja droga? -To od Gilesa... mojego m�a. Zdecydowa� si� lecie� samolotem. B�dzie tu za tydzie�. W g�osie Gwendy zabrzmia�o zak�opotanie i przygn�bienie. Panna Marple zakas�a�a dyskretnie. - No c�... to z pewno�ci�... bardzo mi�e, prawda? - Mi�e? Teraz, kiedy nie jestem pewna, czy nie zwariowa�am? Je�eli jestem szalona, to nie powinnam by�a przecie� wychodzi� za m�� za Gilesa. I ten dom, i w og�le wszystko. Och, ju� sama nie wiem, co robi�. Panna Marple poklepa�a sof� zapraszaj�cym gestem. - A mo�e by� tak usiad�a tu przy mnie, moja droga, i po prostu opowiedzia�a mi, o co tu chodzi? Gwenda przyj�a zaproszenie z uczuciem ulgi. Wyzna�a starszej pani dok�adnie wszystko, poczynaj�c od pierwszego wra�enia, jakie odnios�a patrz�c na Hillside, i opisa�a kolejno incydenty, kt�re pocz�tkowo budzi�y jej zdumienie, a potem zacz�y j� martwi�. - I dosz�o do tego, �e zacz�am si� ba� - sko�czy�a. - My�la�am, �e przyje�d�aj�c do Londynu uwolni� si� od tego wszystkiego. Ale, jak pani widzi, nie mog� si� uwolni�. To co� towarzyszy mi i tu. Ubieg�ej nocy... - zacisn�a powieki i g�o�no prze�kn�a �lin�, przypominaj�c sobie tamto wydarzenie. - Ubieg�ej nocy? - podpowiedzia�a jej panna Marple. - Boj� si�, �e pani w to nie uwierzy - Gwenda m�wi�a teraz bardzo szybko. - Pomy�li pani, �e jestem histeryczk�, dziwaczk� albo kim� takim. To si� sta�o ca�kiem nagle, tu� przed zako�czeniem. Patrzy�am na przedstawienie z przyjemno�ci�. I ani razu nie pomy�la�am o domu. A potem to przysz�o... zupe�nie bez powodu... kiedy on powiedzia� te s�owa... - Zacytowa�a cichym, dr��cym g�osem: "Twarz jej zakryjcie. W oczach mi si� m�ci. M�odo umar�a...". - Wtedy z powrotem znalaz�am si� tam, na schodach, patrzy�am w d� mi�dzy s�upkami balustrady i zobaczy�am j�. Le�a�a wyci�gni�ta... i martwa. Mia�a z�ote w�osy, a jej twarz by�a ca�a... ca�a sina! Nie �y�a, zaduszono j�, a kto� m�wi� te s�owa w taki sam okropny, be�kotliwy spos�b... i widzia�am jego r�ce... szare, pomarszczone... nie r�ce - �apy ma�py... To by�o potworne. Nie �y�a... - Kto? - spyta�a �agodnie panna Marple. Gwenda odpowiedzia�a natychmiast, bez zastanowienia. - Helen... IV HELEN? Przez moment Gwenda wpatrywa�a si� w pann� Marple, po czym odgarn�a w�osy z czo�a. - Dlaczego ja to powiedzia�am? - spyta�a. - Dlaczego powiedzia�am "Helen"? Nie znam �adnej Helen! - Opu�ci�a z rozpacz� r�ce. - Widzi pani? Jestem szalona! Wymy�lam jakie� historie! Widz� to, czego nie ma. Najpierw chodzi�o tylko o tapety... ale teraz ju� pojawiaj� si� zmarli. Czyli jest ze mn� coraz gorzej. - Nie spiesz si� tak z wyci�ganiem wniosk�w, moja droga... - Albo to wina tego domu. Mo�e jest nawiedzony... zaczarowany, czy co� w tym rodzaju... Widz� rzeczy, kt�re si� w nim zdarzy�y... a mo�e takie, kt�re dopiero maj� si� wydarzy�... co by�oby jeszcze gorsze. Zapewne zostanie tam zamordowana jaka� kobieta o imieniu Helen... Nie rozumiem tylko jednego: je�li nawiedzony jest dom, dlaczego widz� te okropno�ci, kiedy jestem od niego daleko. Nie, to raczej ja staj� si� niepoczytalna. Lepiej b�dzie, je�li udam si� do psychiatry od razu... jeszcze dzi�. - Hm, no c�, oczywi�cie, moja droga Gwendo, zawsze to mo�na zrobi�, je�li wyczerpie si� wszelkie inne mo�liwo�ci, ale uwa�am, �e o wiele lepiej jest najpierw rozwa�y� najprostsze i najzwyklejsze wyja�nienia. Pozw�l, prosz�, �e wyja�ni� do ko�ca fakty. Przygn�bi�y ci� trzy incydenty. Sprawa �cie�ki w ogrodzie, kt�rej istnienie przeczuwa�a�, cho� j� zasypano i posadzono na niej kwiaty; zamurowane drzwi i tapeta, kt�rej wz�r bezb��dnie odgad�a�, co do najdrobniejszych szczeg��w, cho� jej nie widzia�a�. Mam racj�? -Tak. - A zatem najprostsze, najnaturalniejsze by�oby wyja�nienie, �e kiedy� ju� widzia�a� te rzeczy. - Ma pani na my�li poprzednie wcielenie? - Ale� nie, moja droga. Chodzi mi o twoje obecne wcielenie. O to, �e to mog� by� twoje wspomnienia. - Ale ja, panno Marple, nigdy przedtem nie by�am w Anglii. A� do ubieg�ego miesi�ca. - Czy jeste� tego zupe�nie pewna, moja droga? - Oczywi�cie, �e tak. Ca�e �ycie sp�dzi�am w pobli�u Christchurch w Nowej Zelandii. - Tam si� urodzi�a�? - Nie, urodzi�am si� w Indiach. Ojciec by� oficerem armii brytyjskiej. Matka umar�a w rok czy dwa po moim urodzeniu i wtedy tata odda� mnie na wychowanie jej krewnym w Nowej Zelandii. Sam umar� kilka lat p�niej. - A pami�tasz podr� z Indii do Nowej Zelandii? - W�a�ciwie nie. Mam tylko bardzo mgliste wspomnienia z pobytu na statku. Na przyk�ad, �e mia� okr�g�e okna - to znaczy iluminatory. I �e by� tam m�czyzna w bia�ym mundurze, z czerwon� twarz�, niebieskimi oczami oraz jakim� znakiem na brodzie, zapewne szram�. Lubi� podrzuca� mnie do g�ry i pami�tam, �e czu�am w�wczas jednocze�nie przera�enie i zachwyt. Ale to tylko takie fragmenty.. - A pami�tasz swoj� niani� albo hindusk� piastunk�? - To nie by�a Hinduska. Mia�am angielsk� niani�. Pami�tam j�, poniewa� zosta�a ze mn� przez pewien czas, p�ki nie uko�czy�am pi�ciu lat. Potrafi�a wycina� kaczuszki z papieru. Tak, by�a na statku. Nakrzycza�a na mnie, poniewa� si� rozp�aka�am, kiedy kapitan mnie poca�owa�, a mnie si� nie podoba� jego zarost. - To bardzo interesuj�ce, moja droga. Odnosz� wra�enie, �e mylisz ze sob� dwie r�ne podr�e. W jednej kapitan mia� zarost, w drugiej za� - czerwon� twarz, a na brodzie blizn�. - To prawda - przyzna�a Gwenda. - Faktycznie chyba co� mi si� myli. - Prawdopodobnie po �mierci twojej matki ojciec zabra� ci� najpierw do Anglii i mieszka�a� w�a�nie w Hillside. Sama powiedzia�a�, �e od chwili, kiedy tam wesz�a�, wydawa�o ci si�, �e to tw�j dom. I sypiasz zapewne w swym dawnym pokoju dziecinnym... - To faktycznie by� pok�j dziecinny. W oknach s� kraty. - No widzisz? A na �cianach mia� t� �adn�, weso�� tapet� z makami i chabrami. Dzieci doskonale zapami�tuj�, jakie by�y �ciany w ich pokojach. Ja sama pami�tam blado-fioletowe irysy na �cianach, cho� tapet� zmieniono, gdy mia�am zaledwie trzy lata. - I dlatego pomy�la�am natychmiast o zabawkach, o domku dla lalek i szafkach na klocki? - Tak. Podobnie wygl�da sprawa �azienki. Wanny z mahoniow� obudow�. Powiedzia�a� mi, �e kiedy j� zobaczy�a�, przysz�y ci na my�l p�ywaj�ce w niej kaczuszki. - Faktycznie - powiedzia�a w zamy�leniu Gwenda - od razu wiedzia�am, gdzie co jest: kuchnia, bieli�niarka. I ci�gle by�am przekonana, �e z salonu s� drzwi do jadalni. Ale przecie� to jest zupe�nie niemo�liwe, �e przyjechawszy do Anglii kupi�am dom identyczny z tym, w kt�rym mieszka�am tak dawno temu! - To nie jest niemo�liwe, moja droga. To tylko wyj�tkowy zbieg okoliczno�ci, a takie przecie� si� zdarzaj�. Tw�j m�� chcia�, aby�cie mieli dom na po�udniowym wybrze�u, szuka�a� wi�c w tym rejonie, natrafi�a� na taki, kt�ry poruszy� Wspomnienia i przyci�gn�� twoj� uwag�. By� odpowiedniej wielko�ci i oczekiwano za niego rozs�dnej ceny, wi�c go kupi�a�. Nie, to wcale nie jest tak absolutnie nieprawdopodobne. Gdyby chodzi�o tylko o to, �e, jak to si� m�wi (zapewne s�usznie), ten dom jest nawiedzony, my�l�, �e zareagowa�aby� inaczej. A przecie� nie wyczu�a� w nim �adnej przemocy czy niech�ci z wyj�tkiem, jak m�wi�a�, jedynego szczeg�lnego momentu, kiedy zamierza�a� zej�� ze schod�w i spojrza�a� z g�ry na hol na parterze. W oczach Gwendy ponownie pojawi� si� cie� przera�enia. - Ma pani na my�li, �e to... to z Helen...te� jest prawd�? - No c� - odpar�a bardzo �agodnym tonem panna Mar-ple - tak w�a�nie my�l�, moja droga... Musimy uzna�, jak s�dz�, �e je�li pozosta�e sprawy s� wspomnieniami, wspomnieniem jest tak�e i to... - �e naprawd� widzia�am le��c� tam kobiet�, kt�ra zosta�a zamordowana... uduszona? - Nie przypuszczam, aby� w�wczas wiedzia�a, �e zosta�a uduszona. Nasun�o ci si� takie skojarzenie pod wp�ywem wczorajszego przedstawienia, poniewa� odpowiada twojemu doros�emu rozumieniu znaczenia sinej, konwulsyjnie wykrzywionej twarzy. My�l�, �e bardzo ma�e dziecko, ledwie mog�ce zej�� po schodach, potrafi zda� sobie spraw� z przemocy, �mierci, z�a i skojarzy� je z okre�lonymi s�owami. Uwa�am bowiem, �e morderca wypowiedzia� te s�owa. To musia� by� bardzo silny wstrz�s dla dziecka. Dzieci to takie dziwne ma�e stworzenia. Je�li si� czego� bardzo przestrasz�, zw�aszcza gdy tego nie rozumiej�, nie rozmawiaj� o tym. Zamykaj� to w sobie. Pozornie by� mo�e nawet zapominaj�. Ale wspomnienia tkwi� g��boko w ich pami�ci. Gwenda wci�gn�a g��boko powietrze. - I s�dzi pani, �e mnie przytrafi�o si� co� takiego? Dlaczego wi�c teraz nie przypomnia�o mi si� wszystko naraz? - Nie da si� uruchomi� pami�ci na �yczenie. Cz�sto gdy cz�owiek usi�uje to zrobi�, wspomnienia chowaj� si� jeszcze g��biej. Wydaje mi si� jednak, �e mamy kilka wskaz�wek sugeruj�cych, �e co� takiego naprawd� si� zdarzy�o. Na przyk�ad, kiedy przed chwil� opowiada�a� mi o swoich wczorajszych prze�yciach w teatrze, u�y�a� bardzo wymownego okre�lenia. Powiedzia�a�, �e wydawa�o ci si�, jakby� patrzy�a "mi�dzy s�upkami balustrady". Ot� normalnie patrzy si� na d� nie "mi�dzy" s�upkami, tylko ponad nimi. Jedynie dziecko patrzy w taki spos�b. - Jakie to inteligentne spostrze�enie - stwierdzi�a Gwenda z uznaniem. - Takie drobiazgi s� bardzo istotne. - Ale kim by�a Helen? - spyta�a Gwenda ze zdziwieniem. - Powiedz mi, moja droga, czy jeste� zupe�nie pewna, �e to by�a Helen? -Tak... To niesamowicie dziwne, poniewa� nie mam poj�cia, kim by�a ta "Helen", a jednocze�nie wiem, naprawd� wiem, �e to w�a�nie Helen tam le�a�a... Jak mam si� dowiedzie� czego� wi�cej? - Hm, my�l�, �e trzeba si� najpierw dowiedzie�, czy jako dziecko faktycznie by�a� kiedykolwiek w Anglii albo czy mog�a� tu by�. Twoi krewni... Gwenda przerwa�a pannie Marple w p� zdania. - Ciotka Alison. Jestem pewna, �e ona b�dzie wiedzia�a. - To napisz do niej poczt� lotnicz�. Poinformuj j�, �e zaistnia�y pewne okoliczno�ci, w zwi�zku z kt�rymi koniecznie musisz wiedzie�, czy by�a� kiedykolwiek w Anglii. Poczt� lotnicz� powinna� dosta� odpowied� jeszcze przed przyjazdem twojego m�a. - Och, dzi�kuj�, panno Marple. Jest pani dla mnie taka dobra. I mam nadziej�, �e to, co pani sugeruje, jest prawd�. Bo wtedy wszystko by�oby w porz�dku. To znaczy, nie by�oby w tym nic nadnaturalnego. Panna Marple u�miechn�a si�. - My�l�, �e wszystko oka�e si� zgodne z tym, co przy- puszczamy. Zamierzam pojutrze wybra� si� do moich starych znajomych w p�nocnej Anglii. Za jakie� dziesi�� dni b�d� wraca�a i zatrzymam si� w Londynie. Je�li b�dziesz tu wtedy z m�em lub je�li otrzymasz do tego czasu odpowied� na sw�j list, pami�taj, �e ogromnie chcia�abym si� dowiedzie� szczeg��w. - Ale� naturalnie, droga panno Marple. Poza tym bardzo bym chcia�a, �eby pozna�a pani Gilesa. On jest taki cudowny. I zrobimy sobie wielk� narad� na temat ca�ej tej sprawy. Gwenda najwyra�niej czu�a si� podniesiona na duchu. Panna Marple wygl�da�a jednak na mocno zafrasowan�. V MORDERSTWO Z PRZESZ�O�CI Jakie� dziesi�� dni p�niej panna Marple wesz�a do ma�ego hoteliku w Mayfair, gdzie entuzjastycznie przywitali j� m�odzi Reedowie. - To m�j m��, panno Marple - zawo�a�a Gwenda. - Giles, nie potrafi� ci opisa�, jaka dobra by�a dla mnie panna Marple. - Jestem szcz�liwy, �e mog� pani� pozna�, panno Marple. S�ysza�em, �e Gwenda wpad�a w tak� panik�, �e niewiele brakowa�o, a kaza�aby si� zamkn�� w domu wariat�w. �agodne, niebieskie oczy panny Marple z sympati� przygl�da�y si� Gilesowi. Bardzo przyjemny m�ody cz�owiek, wysoki i jasnow�osy, o rozbrajaj�cym nawyku mrugania powiekami z nie�mia�o�ci. Zwr�ci�a te� uwag� na wyra�aj�c� zdecydowanie brod� i mocn� szcz�k�. - Wypijmy herbat� w ma�ym saloniku, tym ciemnym -zaproponowa�a Gwenda. - Nikt tam nie zagl�da. A potem poka�emy pannie Marple list od ciotki Alison. Tak - doda�a, kiedy panna Marple spo