3234
Szczegóły |
Tytuł |
3234 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3234 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3234 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3234 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dan Simmons
Zag�ada Hyperiona
przek�ad : Rados�aw Januszewski & Marek Rudnik
1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15. 16. 17. 18. 19. 20. 21.
22. 23. 24. 25. 26. 27. 28. 28. 30. 31. 32. 33. 34. 35. 36. 37. 38. 39.
40. 41. 42. 43. 44. 45. 46.
Dan Simmons Zag�ada Hyperiona
. 1 .
Czy B�g mo�e podj�� rozgrywk�
z istot� stworzon� przez Siebie?
Czy jakikolwiek tw�rca, nawet niedoskona�y,
mo�e podj�� rozgrywk� z istot� stworzon� przez siebie?
Norbert Wiener, God and Golem, lnc.
Wyobra�ni� mo�na przyr�wna� do snu Adama
- obudzi� si� i stwierdzi�, �e to, co mu si� �ni�o,
dzieje si� naprawd�.
Z listu Johna Keatsa do przyjaciela
W dniu, kiedy wyruszy�a armada, w ostatnim dniu �ycia do jakiego
przywykli�my, zosta�em zaproszony na przyj�cie. Tego wieczoru podobne
spotkania odbywa�y si� na wszystkich stu pi��dziesi�ciu planetach Sieci,
ale tylko to liczy�o si� naprawd�.
Po�wiadczy�em odbi�r za po�rednictwem datasfery, upewni�em si�, �e m�j
najlepszy str�j oficjalny jest czysty, umy�em si�, ogoli�em, ubra�em z
wyszukan� staranno�ci� i skorzysta�em z jednorazowego zapisu na chipie
zaproszeniowym, �eby o wyznaczonym czasie teletransportowa� si� z
Esperance do Centrum Tau Ceti.
Na tej p�kuli TC2 g�ste, �agodne �wiat�o zalewa�o pag�rki Parku �ani,
szare wie�e kompleksu administracyjnego po�o�onego daleko na po�udniu,
wierzby p�acz�ce, paprocie ogniste rosn�ce wzd�u� brzeg�w rzeki Tetydy i
bia�� kolumnad� samego budynku rz�dowego. Nadci�ga�y tysi�ce go�ci, ale
personel zabezpieczaj�cy wita� ka�dego z osobna, por�wnywa� kody na
zaproszeniach z wzorem DNA i wdzi�cznym ruchem d�oni pokazywa� drog� do
baru i bufetu.
- M. Joseph Severn? - upewni� si� uprzejmie przewodnik.
- Tak - sk�ama�em. Takie teraz nosi�em imi�.
- CEO Gladstone chcia�aby spotka� si� z panem p�niej, tego wieczoru.
Zostanie pan powiadomiony, kiedy b�dzie mog�a pana przyj��.
- Doskonale.
- Je�li �yczy�by pan sobie jakiej� rozrywki albo posi�ku, kt�rych nie
ma na miejscu, wystarczy, �eby wypowiedzia� pan to na g�os, a monitory
naziemne zatroszcz� si� o spe�nienie pa�skiego ��dania.
Skin��em g�ow�, u�miechn��em si� i wymin��em przewodnika. Zanim
zdo�a�em przej�� kilka krok�w, zwr�ci� si� do nast�pnych go�ci ukazuj�cych
si� na platformie terminalu.
Z punktu widokowego na niskim pag�rku dostrzeg�em tysi�ce go�ci,
k��bi�cych si� na kilkuset akrach wypiel�gnowanego trawnika. Wielu z nich
przechadza�o si� po zagajnikach przystrzy�onych drzewek. ��czka, na kt�rej
sta�em, by�a ocieniona przez drzewa rosn�ce wzd�u� rzeki. Wy�ej rozci�ga�y
si� reprezentacyjne ogrody, a za nimi wznosi�a si� ogromna masa budynku
rz�dowego. Na odleg�ym patio gra�a orkiestra. Ukryte g�o�niki przenosi�y
d�wi�ki do najodleglejszych zak�tk�w Parku �ani. Wysoko w g�rze nie
ko�cz�cy si� sznur EMV wyp�ywa� z bramy teletransportera. Przez chwil�
obserwowa�em, jak ich jaskrawo odziani pasa�erowie wysiadali na platformie
terminalu dla pieszych. Zafascynowa�a mnie r�norodno�� pojazd�w.
Wieczorne �wiat�o odbija�o si� od b�yszcz�cych karoserii standardowych
vikken�w, altz�w i sumato. Ale promienie b��dzi�y te� po rokokowych
kad�ubach barek lewitacyjnych i metalowych pokrywach antycznych �migaczy,
kt�re stanowi�y osobliwo�� jeszcze w czasach, gdy istnia�a Stara Ziemia.
Szed�em wzd�u� brzegu rzeki Tetydy obramowanego schodami. Mija�em
przystanie, przy kt�rych niewiarygodna zbieranina �odzi wypluwa�a t�umy
pasa�er�w. Tetyda by�a jedyn� w ca�ej sieci rzek� przep�ywaj�c� przez
bramy teletransporter�w na ponad dwustu planetach i ksi�ycach. Ludzie,
kt�rzy mieszkali nad jej brzegami, nale�eli do najbogatszych w ca�ej
Hegemonii. Na rzece pojawia�y si� wielkie, bogato zdobione kr��owniki,
pokryte p��tnem d�ubanki i pi�ciopok�adowe barki - wiele z nich mia�o na
pewno urz�dzenia lewitacyjne. By�y te� wykwintne �odzie mieszkalne z
w�asnymi teletransporterami, ma�e p�ywaj�ce wyspy sprowadzane z ocean�w
Maui - Przymierza, sportowe, pochodz�ce z ery przed hegir� �cigacze i
�odzie podwodne oraz r�norakie r�cznie rze�bione wodne EMV z Renesansu.
Znalaz�o si� te� kilka wsp�czesnych jacht�w - wsz�do�az�w. Ich kontury
ukryte by�y za owaln� pow�ok� pola si�owego.
Go�cie, kt�rzy wychodzili na l�d, wygl�dali nie mniej okazale ni� ich
�odzie. Nosili najrozmaitsze ubrania, pocz�wszy od przedhegirowych,
konserwatywnych stroj�w wieczorowych - wk�adali je ci, kt�rych cia� nie
tkn�a kuracja Poulsena - sko�czywszy na najmodniejszych w tym tygodniu
kreacjach z TCZ opinaj�cych figury ukszta�towane przez najs�ynniejszych
ARNist�w Sieci. Poszed�em dalej i zatrzyma�em si� na chwil� przy d�ugim
stole, �eby na�o�y� na talerz pieczon� wo�owin�, sa�at�, filet z
ka�amarnicy curry z Parvati i gor�cy jeszcze chleb.
Zanim znalaz�em miejsce w ogrodzie, �eby usi���, �agodne �wiat�o
wieczoru przesz�o w zmierzch. Pojawi�y si� gwiazdy. �wiat�a pobliskiego
miasta i kompleksu administracyjnego zosta�y przy�mione, �eby wszyscy
lepiej widzieli armad�. Niebo nad Centrum Tau Ceti by�o przejrzyste jak
nigdy.
Kobieta siedz�ca obok zerkn�a i u�miechn�a si� do mnie.
- Jestem pewna, �e ju� kiedy� si� spotkali�my.
Odwzajemni�em u�miech, pewien, �e nie widzieli�my si� nigdy wcze�niej.
By�a bardzo atrakcyjna, oko�o dwa razy starsza ode mnie. Mog�a mie� dobrze
po pi��dziesi�tce, licz�c w latach standardowych. Ale wygl�da�a m�odziej
ni� ja - dwudziestosze�ciolatek - a to dzi�ki pieni�dzom i Poulsenowi.
Sk�r� mia�a bardzo jasn�, niemal przezroczyst�. W�osy upi�a wysoko.
Piersi - ledwo os�oni�te lekk� jak tchnienie tunik� - wydawa�y si� bez
zarzutu. W jej oczach czai�o si� okrucie�stwo.
- By� mo�e - odpowiedzia�em. - ale to ma�o prawdopodobne. Nazywam si�
Joseph Severn.
- Oczywi�cie - stwierdzi�a. - Pan jest artyst�!
Nie... artyst� nie. By�em... kiedy�... poet�. Ale to�samo�� Severna,
kt�r� przybra�em od czasu mojej prawdziwej �mierci osobniczej i narodzin
rok temu, stwierdza�a, �e jestem artyst�. Tak by�o zapisane w moim pliku
WszechJedno�ci.
- Przypomnia�am sobie - roze�mia�a si� dama. K�ama�a. U�y�a swojego
drogiego implantu komlogowego, by uzyska� dost�p do datasfery.
Ja nie musia�em szuka� dost�pu... c� za niezgrabne, niepotrzebne
okre�lenie, kt�rym gardzi�em mimo jego staro�ytnej proweniencji. Zamkn��em
w wyobra�ni oczy i ju� by�em w datasferze, przemykaj�c si� obok barier
WszechJedno�ci, �lizgaj�c si� po powierzchni danych posuwa�em si� wzd�u�
roz�arzonej p�powiny dost�pu do ciemnych g��bi "bezpiecznego" nurtu
informacji.
- Nazywam si� Diana Philomel - powiedzia�a. - M�j m�� jest zarz�dc�
transportu w sektorze Sol Draconi Septetu.
Skin��em g�ow� i u�cisn��em podan� mi r�k�. Nie powiedzia�a, �e jej
m�� by� najwa�niejszym goonem zwi�zku czy�cicieli matryc na Bramie
Niebios, zanim polityczni patroni awansowali go do Sol Draconi... ani
tego, �e kiedy� nazywa�a si� Dinee Cycek i by�a hostess� dla proks�w w
Midsump Barrens... ani tego, �e dwukrotnie aresztowano j� za przekroczenia
Flashback, za drugim razem powa�nie rani�c domowego chowu medyka... ani �e
otru�a swojego przyrodniego brata, gdy mia�a dziewi�� lat, kiedy zagrozi�,
�e opowie jej ojczymowi o randkach dziewczyny z b�otnym g�rnikiem o
nazwisku...
- Mi�o mi pana spotka�, M. Philomel - powiedzia�em. Mia�a ciep�� r�k�.
Przytrzyma�a moj� d�o� o chwil� za d�ugo.
- Czy� to nie podniecaj�ce? - westchn�a.
- Co takiego?
Uczyni�a szeroki gest r�k� wskazuj�c na nocne niebo, rozpalaj�ce si�
w�a�nie �arkule, ogrody, t�umy.
- Och, to przyj�cie, wojna, wszystko - powiedzia�a. U�miechn��em si�,
przytakn��em i spr�bowa�em pieczonej wo�owiny. By�a dobrze przyrz�dzona i
ca�kiem smaczna, ale zachowa�a s�onawy posmak kadzi klonowniczych Lususa.
Ka�amarnica wygl�da�a na prawdziw�. Podeszli kelnerzy, podali szampana.
Spr�bowa�em. By� pod�y. Szlachetne wina, szkocka whisky i kawa to trzy
dobra, kt�rych niczym nie da�o si� zast�pi� po �mierci Starej Ziemi.
- S�dzi pani, �e ta wojna jest konieczna? - zapyta�em.
- Jak wszyscy diabli.
Diana Philomel w�a�nie otwiera�a usta, lecz odpowiedzi udzieli� jej
m��. Nadszed� od ty�u i zaj�� miejsce na k�odzie, na kt�rej siedzieli�my.
By� wysokim m�czyzn�, przynajmniej o p�torej stopy wy�szym ode mnie. Ale
c�, ja jestem niski. Pami�� podpowiedzia�a mi, �e kiedy� napisa�em
wiersz, w kt�rym wy�miewa�em si� z siebie jako z "...Pana Johna Keatsa,
wysokiego na pi�� st�p", chocia� mam pi�� st�p i jeden cal. Za czas�w
Napoleona i Wellingtona, kiedy wzrost m�czyzny wynosi� �rednio pi�� st�p
i sze�� cali, nale�a�em do umiarkowanie niewysokich. Teraz, gdy m�czy�ni
z planet o przeci�tnym ci��eniu osi�gali sze�� do siedmiu st�p, by�em
�miesznie ma�y. Nie wyr�nia�em si� pot�n� budow� i musku�ami, by
twierdzi�, �e przyby�em z planety o wysokim ci��eniu, wi�c innym wydawa�em
si� po prostu ma�y. (Miar� podaj� w jednostkach, w kt�rych my�l�... ze
wszystkich zmian �wiadomo�ci, jakie zasz�y we mnie od mego ponownego
narodzenia si� w Sieci, my�lenie w jednostkach metrycznych sprawia mi
najwi�ksz� trudno��. Czasem nawet nie pr�buj� tego robi�.)
- Dlaczego wojna jest konieczna? - zapyta�em Hermunda Philomela, m�a
Diany.
- Bo oni, do cholery, prosz� si� o ni� - burkn�� wielkolud z wielk�
szcz�k� i prawie bez szyi. Jego zarost najwyra�niej stawia� op�r wszelkim
depilatorom, ostrzom i maszynkom. D�onie mia� dwa razy takie jak moje i o
wiele silniejsze.
- Rozumiem - powiedzia�em.
- Ci cholerni Intruzi prosz� si� o ni�, do cholery - powt�rzy�
przedstawiaj�c sw� b�yskotliw� argumentacj�. - Pieprzyli�my si� z nimi na
Bressii, a teraz oni chc� nas wypieprzy� na... w... jak to si�...
- W systemie Hyperiona - powiedzia�a jego �ona nie spuszczaj�c ze mnie
wzroku.
- Taaa - odpar� jej pan i w�adca. - System Hyperiona. Przypieprzaj�
si�, a teraz my tam si� wybierzemy i poka�emy im, �e Hegemonia nie pozwoli
na co� takiego. Jasne?
Pami�� podpowiedzia�a mi, �e jako ch�opca wys�ano mnie do akademii
Johna Clarke'a w Enfield i �e nie brakowa�o tam prostak�w o ma�ych
m�d�kach i pi�ciach niczym bochny, jak ten tutaj. Stara�em si� ich
unika� albo zjednywa�em ich sobie. Po �mierci matki, kiedy �wiat si�
zmieni�, z kamieniami w ma�ych pi�stkach walczy�em do upad�ego, nawet
kiedy rozkrwawili mi nos i niemal powybijali z�by.
- Rozumiem - odrzek�em �agodnie. M�j talerz by� pusty. Wznios�em
kielich z resztk�pod�ego szampana, �eby wyg�osi� toast na cze�� Diany
Philomel.
- Narysuj mnie - powiedzia�a.
- Przepraszam najmocniej?
- Niech mnie pan narysuje, M. Severn. Jest pan artyst�.
- Malarzem - odrzek�em, pokazuj�c jej puste r�ce w ge�cie bezradno�ci.
- Obawiam si�, �e nie mam pi�rka..
Diana Philomel si�gn�a do kieszeni w bluzie m�a i wr�czy�a mi pi�ro
�wietlne.
- Narysuj mnie. Prosz�.
Portret powsta� w powietrzu mi�dzy nami. Linie wznosi�y si�, opada�y i
krzy�owa�y ze sob� jak neonowe w��kna w rze�bie z drutu. Zebra� si� t�umek
gapi�w. Gdy sko�czy�em, us�ysza�em oklaski. Rysunek nie by� z�y. Oddawa�
d�ug�, zmys�ow�, wygi�t� szyj� damy, wysoko upi�te w�osy, wystaj�ce ko�ci
policzkowe... nawet lekko dwuznaczny b�ysk w oku. By� na tyle dobry, na
ile pozwoli�y mi zmiany w RNA i lekcje przygotowuj�ce do nowego wcielenia.
Prawdziwemu Josephowi Severnowi posz�oby lepiej... na pewno lepiej.
Pami�tam, jak mnie szkicowa�, kiedy le�a�em na �o�u �mierci.
M. Diana Philomel u�miechn�a si� z uznaniem. M. Hermund Philomel
promienia�.
Rozleg� si� krzyk.
- Tam s�!
T�um zamrucza�, westchn�� i zaszemra�. �arkule i �wiat�a ogrodowe
pociemnia�y i zgas�y. Tysi�ce go�ci unios�o oczy ku niebu. Star�em rysunek
i wetkn��em pi�ro �wietlne z powrotem do bluzy Hermunda.
- To armada - powiedzia� nobliwie wygl�daj�cy starszy pan w czarnym
mundurze Annii. Uni�s� szklank�, by wskaza� co� swojej m�odej towarzyszce.
- W�a�nie otworzyli bram�. Pierwsi przejd� zwiadowcy, potem eskortowce.
Bramy wojskowego transmitera nie by�o wida� z naszego punktu
obserwacyjnego, mimo �e znajdowa�a si� w przestrzeni. Wyobrazi�em sobie,
�e jest anomali� w kszta�cie prostok�ta na rozgwie�d�onym niebosk�onie.
Ale ogony fuzyjne statk�w by�o wida� jak na d�oni - najpierw jako gromadk�
�wietlik�w albo promieniuj�ce babie lato, potem, gdy okr�ty w��czy�y
g��wny nap�d, wygl�da�y jak p�omieniste komety, kt�re przemkn�y przez
cislunarn� stref� ruchu systemu Tau Ceti. Wszyscy westchn�li znowu, gdy
pojawi�y si� eskortowce. Ich p�omieniste ogony by�y sto razy d�u�sze ni�
okr�t�w zwiadowczych. Nocne niebo nad TC2, od zenitu po horyzont, ja�nia�o
od z�oto - czerwonych smug.
Gdzie� zacz�to klaska� i w ci�gu sekund Park �ani rozbrzmia�
szale�czym aplauzem i ochryp�ymi wiwatami. �wietnie ubrany t�um
miliarder�w, urz�dnik�w rz�dowych i cz�onk�w szlachetnych rod�w zapomnia�
o bo�ym �wiecie. Zaw�adn�� nimi szowinizm i ��dza krwi rozbudzona po stu
pi��dziesi�ciu latach u�pienia.
Nie klaska�em. Zignorowany przez tych, kt�rzy stali wok� mnie,
dopi�em szampana - teraz ju� toast nie by� skierowany do lady Philomel,
wznios�em go na cze�� trwa�ej g�upoty mojej rasy - trunek ju� zwietrza�.
Nad g�owami, najwa�niejsze statki armady w��cry�y nap�d. Z lekkiego
dotkni�cia datasfery - jej powierzchnia wzburzona teraz przyp�ywem
informacji przypomina�a targane sztormem morze - wiedzia�em, �e si�y
g��wne Armii-kosmos sk�ada�y si� z ponad stu okr�t�w liniowych:
matowoczarnych transporter�w uderzeniowych o wygl�dzie lec�cych w��czni z
opuszczonymi trapami aborda�owymi; trzech statk�w dowodzenia klasy C,
pi�knych i niezwyk�ych jak meteory z czarnego kryszta�u; p�katych
niszczycieli przypominaj�cych przero�ni�te okr�ty eskortowe, kt�rymi w
istocie By�y; �odzi pikietowych sk�adaj�cych si� w wi�kszym stopniu z
energii ni� materii, ich wielkie tarcze energoch�onne nastawiono teraz na
odbijanie - jak brylantowe zwierciad�a - dostrzeg�em w nich odblask Tau
Ceti i setek ognistych �lad�w; szybkich kr��ownik�w, poruszaj�cych si� jak
rekiny po�r�d wolniejszej �awicy okr�t�w; oci�a�ych transporter�w
piechoty, wioz�cych tysi�ce marines w �adowniach o zerowej grawitacji; i
mn�stwo okr�t�w pomocniczych - fregat; szybkich my�liwc�w szturmowych,
torped ALR; stacji przeka�nikowych FAT i okr�t�w - transmiter�w
dokonuj�cych skok�w w przestrzeni, ogromnych dwunasto�cian�w naje�onych
rz�dami anten i sond.
Wok� floty przemyka�y - trzymane w bezpiecznej odleg�o�ci przez
kontrol� ruchu - jachty i prywatne statki miedzyplanetarne bliskiego
zasi�gu.
Go�cie zgromadzeni na terenach okalaj�cych budynek rz�dowy wiwatowali
i klaskali. D�entelmen w czarnym mundurze Armii cicho szlocha�. Ukryte w
pobli�u kamery i szerokok�tne obiektywy przenios�y t� chwil� do wszystkich
planet Sieci i - za po�rednictwem linii FAT - do tych kilkunastu �wiat�w,
kt�re nie nale�a�y do zwi�zku.
Potrz�sn��em g�ow�. Nie wsta�em z krzes�a.
- M. Severn? - stra�niczka nachyli�a si� nade mn�.
- Tak?
Skin�a g�ow� w kierunku budynku rz�dowego.
- CEO Gladstone chce pana natychmiast widzie�.
nast�pny
Dan Simmons Zag�ada Hyperiona
. 2 .
Ka�da epoka, obfituj�ca w konflikty i niepokoje, wy�ania przyw�dc�
jakby stworzonego w�a�nie dla niej, politycznego olbrzyma, bez kt�rego,
gdy spisywane s� dzieje wieku, historia nie mo�e si� obej��. Meina
Gladstone by�a w�a�nie takim przyw�dc� dla naszych Schy�kowych Wiek�w.
Nikt wtedy nawet nie �ni�, �e to w�a�nie ja spisz� jej prawdziw� histori�
i histori� czas�w, w kt�rych �y�a.
Mein� Gladstone przyr�wnywano do Abrahama Lincolna ju� tyle razy, �e
kiedy wreszcie wprowadzono mnie do jej gabinetu, by�em jakby troch�
zaskoczony, �e nie nosi czarnego tu�urka i wysokiego cylindra.
Przyw�dczyni Senatu i premier w jednej osobie, kt�ra sprawowa�a w�adz� nad
stu trzydziestoma miliardami ludzi, ubrana by�a w szar�, mi�kk� we�nian�
marynark�, spodnie i ma�� pelerynk� ozdobion� dyskretnym czerwonym haftem.
Nie wygl�da�a jak Abraham Lincoln... ani jak Alvarez - Temp, drugi
popularny staro�ytny bohater nazywany przez pras� Sobowt�rem. Pomy�la�em
sobie, �e to po prostu starsza pani.
Meina Gladstone by�a wysoka i szczup�a, ale rysy twarzy mia�a
ostrzejsze ni� Lincoln. Przypomina�a or�a: nos jak zakrzywiony dzi�b,
wystaj�ce ko�ci policzkowe, szerokie, pe�ne wyrazu usta o cienkich
wargach. Siwe w�osy u�o�one w niedba�e fale wygl�da�y jak pi�ra. Ale w
pami�ci utkwi�o mi najbardziej co innego - jej wielkie, piwne,
niesko�czenie smutne oczy.
Nie byli�my sami. Wprowadzono mnie do d�ugiego, �agodnie o�wietlonego
pokoju. Wzd�u� �cian ci�gn�y si� drewniane rega�y z drukowanymi
ksi��kami. Pod�u�na holorama symuluj�ca okno przedstawia�a widok ogrod�w.
Zebranie w�a�nie si� ko�czy�o. Kilkana�cioro ludzi siedzia�o albo sta�o,
tworz�c p�kole, kt�rego centrum stanowi�o biurko Meiny Gladstone.
CEO opar�a si� niedbale o blat. Podnios�a wzrok, gdy wszed�em.
- M. Severn?
- Tak.
- Dzi�kuj�, �e pan przyszed�. - Zna�em ten g�os z tysi�cy obrad
WszechJedno�ci. Pod wp�ywem wieku jego timbre sta� si� chropawy, ale ton
by� �agodny jak drogi likier. Jej s�ynny akcent nadawa� precyzyjnej
sk�adni nieomal zapomniany rytm prehegirowej angielszczyzny, jak� obecnie
mo�na us�ysze� jedynie w okolicach delty rzecznej Patawphy - rodzimej
planety CEO.
- Panowie, panie, pozw�lcie, �e przedstawi� wam M. Josepha Severna -
powiedzia�a.
Kilka os�b skin�o g�owami. Byli najwyra�niej zak�opotani moj�
obecno�ci�. Gladstone nie przedstawi�a mi nikogo. Si�gn��em wi�c do
datasfery, by zidentyfikowa� obecnych: trzech cz�onk�w gabinetu, w��czaj�c
ministra obrony, dw�ch szef�w sztabu Armii, dw�ch asystent�w Meiny
Gladstone, czterech senator�w, w tym wp�ywowego senatora Kolcheva, i
hologram radcy z TechnoCentrum znanego jako Albedo.
- M. Severn zosta� tu zaproszony, by wnie�� do naszych obrad wizj�
artysty - powiedzia�a CEO Gladstone.
Genera� Armii-l�d Morpurgo parskn�� �miechem.
- Wizje artysty? Z ca�ym szacunkiem, CEO, co to ma, do diab�a,
znaczy�?
Meina Gladstone u�miechn�a si�. Nie odpowiedzia�a genera�owi,
odwr�ci�a si� do mnie.
- Co s�dzisz o przelocie armady, M. Severn?
- �liczny - odpar�em.
Genera� Morpurgo znowu si� za�mia�.
- � 1 i c z n y? Ten cz�owiek ogl�da najwi�ksz� w dziejach galaktyki
koncentracj� si� kosmicznych i nazywa j� - � 1 i c z n �? - zwr�ci� si� do
drugiego wojskowego i potrz�sn�� g�ow�.
Gladstone nie przesta�a si� u�miecha�.
- A co s�dzisz o wojnie? - zapyta�a. - Masz jakie� zdanie na temat
naszej pr�by uratowania Hyperiona przed barbarzy�skimi Intruzami?
- Jest g�upia - odrzek�em. W pokoju zapad�a cisza. Ostatnie referendum
przeprowadzone we WszechJedno�ci wskazywa�o na 98 - procentowe poparcie
dla decyzji Meiny Gladstone, by stawi� czo�o Intruzom i nie oddawa� im
Hyperiona. Jej przysz�o�� polityczna zale�a�a od wyniku starcia. Ludzie
zgromadzeni w tym pokoju byli w r�kach Meiny Gladstone narz�dziami w
kszta�towaniu polityki, podejmowaniu decyzji o inwazji i wykonywaniu zada�
logistycznych. Cisza przeci�ga�a si�.
- Dlaczego jest g�upia? - zapyta�a �agodnie Meina Gladstone.
Praw� r�k� uczyni�em nieokre�lony gest.
- Hegemonia nie prowadzi�a wojny od czasu, gdy powsta�a siedem stuleci
temu. To g�upie, by sprawdza� jej stabilno�� w ten spos�b.
- Nie prowadzi�a wojny! - krzykn�� genera� Morpurgo. Klasn�� wielkimi
d�o�mi o kolana. - A czym�e, do diab�a, by�a rebelia Glennona - Heighta?
- Rebeli� - odpar�em. - Buntem, akcj� policyjn�.
Senator Kolchev pokaza� z�by w u�miechu, kt�ry wcale nie oznacza�
rozbawienia. Kolchev pochodzi� z Lususa i by� lepiej zbudowany ni�
genera�.
- Dzia�ana floty - rzek� - p� miliona zabitych, dwie dywizje Armii
zaanga�owane w akcje bojowe przez ponad rok. I ty to nazywasz akcj�
policyjn�, synu?
Nic nie powiedzia�em.
Leigh Hunt odchrz�kn��. By� starszym, wygl�daj�cym na suchotnika
m�czyzn�. M�wiono, �e jest najbli�szym pomocnikiem Meiny Gladstone.
- Ale to, co m�wi M. Severn, wydaje si� interesuj�ce. Gdzie pan widzi
r�nice mi�dzy obecnym... hm... konfliktem a wojnami Glennona - Heighta?
- Glennon - Height by� wcze�niej oficerem Armii - odpar�em, �wiadom,
�e m�wi� o sprawach oczywistych. Intruzi od stuleci s� nam obcy. Si�y
rebeliant�w by�y nam znane, ich potencja� �atwo dawa� si� oszacowa�; Roje
Intruz�w znajduj� si� poza Sieci� od czas�w hegiry. Glennon - Height nie
wychodzi� poza Protektorat, naje�d�a� planety odleg�e nie wi�cej ni� o dwa
miesi�ce d�ugu czasowego od Sieci; Hyperion jest odleg�y o trzy lata od
Parvati, najbli�szego mu obszaru nale��cego do Sieci.
- My�li pan, �e nie pomy�leli�my o tym wszystkim? - zapyta� genera�
Morpurgo. - A co z bitw� o Bressi�? Tam ju� pokonali�my Intruz�w. To nie
by�a... rebelia.
- Prosz� o spok�j - powiedzia� Leigh Hunt. - Niech pan m�wi dalej, M.
Severn.
Zn�w wzruszy�em ramionami.
- Podstawowa r�nica polega na tym, �e teraz mamy do czynienia z
Hyperionem.
Senator Richeau - jedna z obecnych na sali kobiet - skin�a g�ow�,
jakby wszystko sta�o si� jasne.
- Obawiasz si� Chy�wara - zainteresowa�a si�. - Czy nale�ysz do
Ko�cio�a Ostatniej Pokuty?
- Nie - odpar�em. - Nie jestem cz�onkiem kultu Chy�wara.
- Wi�c kim jeste�? - zapyta� z naciskiem Morpurgo.
- Artyst� - sk�ama�em.
Leihg Hunt u�miechn�� si� i zwr�ci� si� do Meiny Gladstone:
- Te� s�dz�, �e potrzebujemy tej perspektywy. To nas otrze�wi, CEO -
wskaza� na okno z obrazem holograficznym przedstawiaj�cym wiwatuj�ce
t�umy. - Ale nasz przyjaciel, artysta m�wi o zagadnieniach, kt�re by�y ju�
w pe�ni przedyskutowane i rozpatrzone.
Senator Kolchev chrz�kn��, po czym si� odezwa�:
- Ze skrajn� niech�ci� poruszam spraw� oczywist�, tym bardziej �e
wszyscy jakby�my o niej zapomnieli, ale czy ten... pan... ma odpowiednie
zezwolenie, by uczestniczy� w naszej dyskusji?
Meina Gladstone skin�a g�ow� i u�miechn�a si� w spos�b, kt�ry tylu
karykaturzyst�w pr�bowa�o ju� uchwyci�.
- M. Severn zosta� upowa�niony przez Ministerstwo Sztuki do wykonania
w ci�gu najbli�szych kilku, kilkunastu dni serii szkic�w, kt�re b�d� mia�y
historyczne znaczenie i pos�u�� do sporz�dzenia mego oficjalnego portretu.
W ka�dym razie M. Severn otrzyma� z�ot� przepustk� stopnia T i mo�emy bez
skr�powania rozmawia� w jego obecno�ci. Poza tym doceniam jego szczero�� i
bezstronno��. Nasza dyskusja i tak ma si� ku ko�cowi. Spotkam si� z wami w
sali operacyjnej o 0800 jutro rano, tu� przed transmitowaniem si� floty do
przestrzeni wok� Hyperiona.
Zgromadzeni natychmiast zacz�li wstawa� z miejsc. Genera� Morpurgo,
wychodz�c, spojrza� na mnie ze z�o�ci�. Senator Kolchev przyjrza� mi si� z
pewnym zdziwieniem. Radca Albedo rozp�yn�� si� w nico��. Obok Meiny
Gladstone i mnie pozosta� tylko Leigh Hunt. Rozsiad� si� wygodniej,
przerzucaj�c nog� przez oparcie bezcennego, prehegirowego fotela.
- Siadaj - powiedzia�.
Spojrza�em na CEO. Zaj�a miejsce za masywnym biurkiem. Skin�a g�ow�.
Usiad�em na prostym krze�le genera�a Morpurgo.
- Czy naprawd� uwa�asz, �e stawanie w obronie Hyperiona jest
g�upstwem? - zapyta�a Meina Gladstone.
- Tak.
Z�o�y�a palce i dotkn�a nimi dolnej wargi. Okno za jej plecami
pokazywa�o rozbawiony t�um.
- Gdyby� mia� jak�kolwiek nadziej� na po��czenie si� z twoim... hm...
partnerem - powiedzia�a - to przeprowadzenie przez nas kampanii na
Hyperionie le�a�oby w twoim interesie.
Milcza�em. Widok w oknie zmieni� si�, teraz pokazywa� niebo
roz�wietlone ogniami z dysz odrzutowych.
- Przynios�e� narz�dzia pracy?
Wyj��em o��wek i ma�y szkicownik. Sk�ama�em, m�wi�c Dianie Philomel,
�e go nie mam.
- Porozmawiamy sobie, a ty rysuj.
Zacz��em szkicowanie od zarysu zrelaksowanej, nieomal niedba�ej
postaci. Przeszed�em do szczeg��w twarzy. Zaintrygowa�y mnie jej oczy
CEO.
Dotar�o do mnie, �e Leigh Hunt przygl�da mi si� ze skupieniem. -
Joseph Severn - powiedzia�. - Interesuj�cy dob�r imienia i nazwiska.
Szybkimi, odwa�nymi ruchami narysowa�em wysokie czo�o i mocny nos
Gladstone.
- Wiesz, dlaczego ludzie patrz� z ukosa na cybrydy? - zapyta� Hunt.
- Tak - odpar�em. - Syndrom Frankensteina. Strach przed wszystkim, co
ma kszta�t cz�owieka, a wewn�trz nie do ko�ca jest ludzkie. To jest, jak
s�dz�, prawdziwy pow�d, dla kt�rego wyj�to spod prawa androidy.
- Aha - zgodzi� si� Hunt. - Ale cybrydy s� w pe�ni lud�mi. Nieprawda�?
- Genetycznie, tak - powiedzia�em. Z�apa�em si�, �e my�l� o mojej
matce. O tym, jak czyta�em jej, gdy by�a chora. Pomy�la�em o moim bracie
Tomie. - Ale s� r�wnie� cz�ci� TechnoCentrum. I to pasuje do okre�lenia:
"nie do ko�ca ludzkie".
- Czy jeste� cz�ci� Centrum? - zapyta�a Meina Gladstone, zwracaj�c
si� do mnie przodem. Zacz��em robi� nowy szkic.
- Tak naprawd� to nie - odpar�em. - Mog� swobodnie podr�owa� po
obszarach, do kt�rych mnie dopuszczaj�. Ale to przypomina raczej status
kogo�, kto ma dost�p do datasfery ni� potencja� prawdziwej osobowo�ci z
TechnoCentrum.
Jej twarz z trzech czwartych profilu by�a bardziej interesuj�ca, ale
oczy zdawa�y si� silniejsze, gdy patrzy�a na wprost. Meina Gladstone
najwyra�niej nigdy nie poddawa�a si� terapii Poulsena.
- Gdyby mo�na by�o utrzyma� co� w sekrecie przed Centrum stwierdzi�a -
szale�stwem by�oby dopuszczanie ci� do posiedze� rz�du. Ale jest, jak
jest... - Opu�ci�a r�ce i wyprostowa�a si� w fotelu. Odkry�em now� stron�
w szkicowniku.
- Jest tak - m�wi�a - �e masz informacje, kt�rych potrzebuj�. Czy to
prawda, �e potrafisz czyta� w my�lach twojego partnera, pierwszej
zrekonstruowanej osobowo�ci?
- Nie - powiedzia�em. Mia�em k�opoty z uchwyceniem skomplikowanej gry
linii w k�cikach jej ust. Usi�owa�em je odda� w szkicowniku. Narysowa�em
silny podbr�dek i zacieniowa�em obszar pod doln� warg�.
Hunt zmarszczy� brwi i spojrza� na CEO. M. Gladstone zn�w z�o�y�a
palce.
- Wyja�nij to - poprosi�a. Podnios�em wzrok znad rysunku.
- �ni� - powiedzia�em. - Tre�� snu zdaje si� zgadza� z wydarzeniami,
kt�re dziej� si� wok� osobowo�ci nosz�cej implant wcze�niejszej persony
Keatsa.
- Kobieta o imieniu Brawne Lamia - wpad� mi w s�owo Leigh Hunt.
- Tak.
Meina Gladstone pokiwa�a g�ow�.
- Wi�c pierwotna persona Keatsa, tego zabitego na Lususie, nadal �yje?
- To... on... jest ci�gle �wiadomy. Wiesz, �e pierwotny substrakt
osobowo�ci zosta� wyci�gni�ty z Centrum. Prawdopodobnie dokona� tego sam
cybryd. Implantowano go w ochronnym dysku Schrbna noszonym przez M. Lami�.
- Tak, tak - potwierdzi� Leigh Hunt. - Ale prawd� jest te�, �e to ty
masz kontakt z person� Keatsa, a poprzez ni� z pielgrzymami do Chy�wara.
Szybkimi, mocnymi poci�gni�ciami namalowa�em ciemne t�o, by szkic
Meiny Gladstone nabra� g��bi.
- W�a�ciwie to nie mam �adnego kontaktu, tylko sny o Hyperionie, a
wasze przekazy lini� FAT potwierdzaj� je jako rzeczywiste wydarzenia. Nie
mog� przekazywa� komunikat�w pasywnej personie Keatsa, jego nosicielce ani
pozosta�ym pielgrzymom.
CEO Gladstone mrugn�a.
- Sk�d wiesz o przekazach lini� FAT?
- Konsul powiedzia� innym pielgrzymom, �e jego komlog mo�e nadawa� za
po�rednictwem transmitera FAT na jego statku. Poinformowa� ich o tym,
zanim weszli do doliny.
W g�osie Meiny Gladstone zabrzmia�y nutki wskazuj�ce na to, �e zanim
zaj�a si� polityk�, przez lata by�a prawnikiem.
- A jak inni zareagowali na rewelacj� przekazan� im przez konsula?
W�o�y�em o��wek do kieszeni.
- Wiedzieli, �e w�r�d nich jest szpieg. Powiedzia�a� o tym ka�demu z
nich.
Meina Gladstone popatrzy�a na swego pomocnika. Hunt zachowa� kamienny
wyraz twarzy.
- Skoro masz z nimi kontakt - powiedzia�a - musisz wiedzie�, �e odk�d
opu�cili Baszt� Chronosa, by wej�� do Grobowc�w Czasu, nie otrzymali�my od
nich �adnej wie�ci.
Potrz�sn��em g�ow�.
- Sen z ostatniej nocy ko�czy� si� w chwili, gdy schodzili w dolin�.
Meina Gladstone podesz�a do okna, unios�a d�o� i obraz znikn��.
- Wi�c nie wiesz, czy jeszcze �yj�?
- Nie wiem.
- W jakim byli stanie, kiedy po raz ostatni... �ni�e�?
Hunt przypatrywa� mi si� z uwag�. Meina Gladstone sta�a zapatrzona w
wygaszone okno, ty�em do nas obu.
- Wszyscy pielgrzymi �yli - odpar�em. - Z wyj�tkiem, zapewne, Heta
Masteena, Prawdziwego G�osu Drzewa.
- By� martwy?
- Znikn�� z wiatrowozu na Morzu Traw dwie noce wcze�niej. Kilka godzin
po tym, jak zwiadowcy Intruz�w zniszczyli drzewostatek "Yggdrasill". Ale
kiedy tylko pielgrzymi opu�cili Baszt� Chronosa, widzieli zakapturzon�
posta� id�c� przez piaski w kierunku Grobowc�w.
- Het Maasten? - zapyta�a. Podnios�em r�k�.
- Tak przypuszczali. Nie byli pewni.
- Opowiedz mi o pozosta�ych - rzek�a CEO.
Zaczerpn��em tchu. Z ostatnich sn�w wiedzia�em, �e Meina Gladstone
zna�a co najmniej dwoje spo�r�d ostatnich pielgrzym�w Chy�wara. Ojciec
Brawne Lamii by� jej koleg� senatorem, a konsul Hegemonii reprezentowa� j�
kiedy� w tajnych negocjacjach z Intruzami.
- Ojciec Hoyt cierpi ogromny b�l. Opowiedzia� histori� krzy�okszta�tu.
Konsul dowiedzia� si�, �e Hoyt ma w sobie krzy�okszta�t... w�a�ciwie dwa:
sw�j i ojca Dure.
- A wi�c nadal nosi tego zmartwychwsta�czego paso�yta?
- Tak.
- Czy przeszkadza mu to coraz bardziej w miar� zbli�ania si� do
matecznika Chy�wara?
- Tak s�dz�.
- M�w dalej.
- Poeta Silenus przez wi�kszo�� czasu by� pijany. Jest przekonany, �e
jego nie uko�czony poemat przepowiada i determinuje przebieg wypadk�w.
- Na Hyperionie? - zapyta�a Meina Gladstone. Ci�gle sta�a odwr�cona
ty�em.
- Wsz�dzie.
Hunt popatrzy� na zwierzchniczk� i zn�w utkwi� wzrok we mnie.
- Czy Silenus zwariowa�?
Spojrza�em mu w oczy, ale nie odpowiedzia�em. W rzeczy samej, sam tego
nie wiedzia�em.
- M�w dalej - ponagli�a mnie.
- Pu�kownika Kassada opanowa�a obsesja: chce odnale�� kobiet� o
imieniu Moneta i zabi� Chy�wara. Zdaje sobie spraw�, �e mo�e to by� jedna
i ta sama osoba.
- Czy jest uzbrojony? - g�os Meiny Gladstone sta� si� bardzo �agodny.
- Tak.
- M�w dalej.
- Sol Weintraub, naukowiec z planety Barnarda, ma nadziej�, �e wejdzie
do grobowca zwanego Sfinksem, jak tylko...
- Przepraszam - przerwa�a mi. - Czy jego c�rka nadal jest z nim?
- Tak.
- Ile lat ma teraz Rachela?
- Zdaje mi si�, �e pi�� dni. - Zamkn��em oczy, �eby przypomnie� sobie
dok�adniej sen z ubieg�ej nocy. Tak. Pi�� dni.
- I ci�gle jej dni up�ywaj� pod w�os czasu?
- Tak.
- M�w dalej, M. Severn. Opowiedz mi, prosz�, o Brawne Lamii i konsulu.
- M. Lamia wykonuje �yczenia swego ostatniego klienta... i kochanka.
Persona Keatsa czu�a, �e musi stan�� do konfrontacji z Chy�warem. M. Lamia
robi to za ni�.
- M. Severn - zacz�� Leigh Hunt. - M�wi pan o "personie Keatsa", jakby
jej zwi�zek z panem by� bez znaczenia...
- P�niej, Leigh, prosz� - przerwa�a mu Meina Gladstone. Odwr�ci�a
si�, �eby na mnie popatrze�. - Zastanawia mnie konsul. Czy ju� wyja�ni�,
dlaczego przy��czy� si� do pielgrzymki?
- Tak - odpar�em.
Meina Gladstone i Hunt czekali.
- Konsul opowiedzia� im o swojej babce. O kobiecie zwanej Siri, kt�ra
wywo�a�a powstanie na Maui - Przymierzu ponad p� wieku temu i zda�a mu
relacj� o �mierci jego rodziny w bitwie o Bressi�, a on ujawni� tajemnic�
spotkania z Intruzami.
- Czy to wszystko? - zapyta�a. Jej br�zowe oczy wpatrywa�y si� we mnie
uporczywie.
- Nie. Konsul opowiedzia� im, �e to on uruchomi� urz�dzenie Intruz�w,
kt�re przy�pieszy�o otwarcie si� Grobowc�w Czasu.
Hunt usiad� prosto, zdj�� nog� z por�czy fotela. Meina Gladstone
zaczerpn�a tchu.
- Czy to wszystko?
- Tak.
- Jak inni zareagowali na to przyznanie si� do... zdrady? - zapyta�a.
Stara�em si� odtworzy� wydarzenia dok�adniej, ni� przekaza�y je
marzenia senne:
- Niekt�rzy byli oburzeni. Ale nikt w tym momencie nie czu� lojalno�ci
wobec Hegemonii. Postanowili i�� dalej. S�dz�, �e uznali, i� kara mo�e
zosta� wymierzona przez Chy�wara, a nie przez cz�owieka. Hunt trzasn��
pi�ci� w por�cz fotela.
- Gdyby konsul by� tutaj - warkn�� - szybko przekona�by si�, �e mo�e
sta� si� inaczej.
- Spokojnie, Leigh. - Meina Gladstone podesz�a do biurka, poprawi�a
jakie� papiery. Wszystkie �wiate�ka obwod�w komunikacyjnych b�yszcza�y
niecierpliwie. Poczu�em si� zaskoczony, �e w takiej chwili znalaz�a czas
na rozmow� ze mn�.
- Dzi�kuj�, M. Severn - powiedzia�a. - Chc�, �eby pozosta� pan z nami
przez najbli�szych kilka dni. Kto� zaprowadzi pana do pa�skiego
apartamentu w mieszkalnym skrzydle budynku rz�dowego.
Wsta�em.
- Wr�c� na Esperance po moje rzeczy.
- Nie ma potrzeby. Dostarczono je tutaj, zanim zszed� pan z platformy
terminalu. Leigh pana wyprowadzi.
Sk�oni�em si� i poszed�em za nim w stron� drzwi.
- Och, M. Severn... - zawo�a�a.
- Tak?
CEO u�miechn�a si�.
- Doceni�am ju� wcze�niej pa�sk� szczero��. Ale od tej chwili
przyjmujemy, �e jest pan nadwornym artyst�. Tylko. �adnych opinii, �adnego
wystawiania si� na widok publiczny, �adnych plotek. Zrozumiano?
- Zrozumiano.
Meina Gladstone skin�a g�ow� i spojrza�a na b�yskaj�ce lampki
telefon�w.
- Doskonale. Prosz� przynie�� sw�j szkicownik na zebranie w sali
operacyjnej o 0800 rano.
W przedpokoju spotkali�my stra�nika, kt�ry poprowadzi� mnie przez
labirynt korytarzy i punkt�w kontrolnych. Hunt kaza� mu si� zatrzyma� i
podszed� do mnie. Jego kroki odzywa�y si� echem. Dotkn�� mego ramienia.
- Nie pomyl si� - powiedzia�. - Wiemy... ona wie... kim jeste� i kogo
reprezentujesz.
Odwzajemni�em mu spojrzenie i �agodnie uwolni�em rami�.
- To dobrze. Bo w tej chwili ja sam si� w tym nie orientuj�.
nast�pny
Dan Simmons Zag�ada Hyperiona
. 3 .
Sze�cioro doros�ych i dziecko siedzia�o w z�owrogim krajobrazie. Ich
ognisko wygl�da�o jak iskierka na tle zapadaj�cej ciemno�ci. Wok� nich
wznosi�y si� jak mury stoki wzg�rz. Bli�ej, otulone ciemno�ci� doliny,
zawis�y wielkie kszta�ty Grobowc�w. Zdawa�y si� podpe�za� jak
przedpotopowe jaszczury.
Brawne Lamia by�a zm�czona, obola�a i bardzo rozdra�niona. P�acz
dziecka Sola Weintrauba doprowadza� j� do szale�stwa. Wiedzia�a, �e inni
te� s� zm�czeni; przez ostatnie trzy doby �adne z nich nie spa�o d�u�ej
ni� kilka godzin, a dzie�, kt�ry w�a�nie mia� si� ku ko�cowi, pe�en by�
napi�cia i tajemniczych zagro�e�. Wrzuci�a ostatni kawa�ek drewna do
ognia.
- Tam, sk�d przyszli�my, nic ju� nie ma - warkn�� Martin Silenus.
P�omienie o�wietla�y od do�u satyrowe rysy twarzy poety.
- Wiem - odpar�a bez emocji Brawne Lamia. By�a zbyt zm�czona, by jej
g�os zabrzmia� gniewnie. Drewno na opa� pochodzi�o ze schowka wykopanego
przez pielgrzym�w przed laty. Trzy namiociki rozbili na terenie, z kt�rego
tradycyjnie korzystali pielgrzymi. Sp�dzali tu ostatni� noc przed
spotkaniem z Chy�warem. Obozowisko znajdowa�o si� blisko Grobowca Czasu
nazywanego Sfinksem. Czarny zarys jego skrzyd�a przes�ania� cz�� nieba.
- Kiedy zga�nie, zapalimy latarnie - powiedzia� konsul. Dyplomata
wydawa� si� bardziej wyczerpany ni� inni. Mrugaj�ce �wiat�o rzuca�o
czerwon� po�wiat� na jego smutn� twarz. Rano ubra� si� w str�j galowy, ale
teraz zar�wno peleryna, jak i tr�jgraniasty kapelusz by�y r�wnie wymi�te i
pobrudzone jak ich w�a�ciciel.
Pu�kownik Kassad - w pe�nym rynsztunku bojowym - wr�ci� do ogniska i
podni�s� przy�bic� noktowizyjn� na szczyt he�mu. Uaktywniony polimer
maskuj�cy sprawia�, �e widoczna by�a tylko jego twarz. P�yn�a dwa metry
nad ziemi�.
- Nic - powiedzia�. - �adnego ruchu. �adnych �lad�w ciep�a. �adnego
d�wi�ku poza wiatrem.
Kassad opar� wielozadaniowy karabin szturmowy o ska�� i usiad� obok
pozosta�ych. W��kna jego samoutwardzalnej zbroi po dezaktywacji polimeru
by�y matowo czarne. Posta� pu�kownika zlewa�a si� z t�em.
- My�lisz, �e Chy�war przyjdzie tej nocy? - zapyta� ojciec Hoyt.
Kap�an owin�� si� czarn� sutann�. Podobnie jak pu�kownik zdawa� si�
rozp�ywa� w ciemno�ciach. Jego cienki g�os by� pe�en napi�cia.
Kassad pochyli� si� i pogrzeba� bu�aw� w ogniu.
- Tego nie mo�na przewidzie�. Na wszelki wypadek b�d� pe�ni� wart�.
Nagle ca�a sz�stka spojrza�a w g�r�. Rozgwie�d�one niebo zab�ysn�o
orgi� kolor�w. Pomara�czowe i czerwone wybuchy rozkwita�y w ciszy
przes�aniaj�c gwiazdy.
- Niewiele tego by�o w ci�gu ostatnich paru godzin - powiedzia� Sol
Weintraub ko�ysz�c dziecko. Rachela przesta�a p�aka�. Teraz usi�owa�a
z�apa� ojca za kr�tk� br�dk�. Weintraub poca�owa� jej ma�e r�czki.
- Zn�w pr�buj� dokona� rozpoznania rubie�y obronnych Hegemonii -
stwierdzi� Kassad. Z rozgrzebanego ogniska buchn�y iskry. Pop�yn�y w
g�r�, jakby chcia�y si� po��czy� z ja�niejszymi rozb�yskami na niebie.
- Kto wygra�? - zapyta�a Lamia. My�la�a o bezg�o�nej bitwie
kosmicznej, kt�r� od dw�ch dni obserwowali na niebosk�onie.
- A kogo to, do diab�a, obchodzi? - odpar� Martin Silenus. Przeszuka�
kieszenie swojego futra, jakby chcia� w nich znale�� pe�n� butelk�. Nie
znalaz�. - Kogo to, do diab�a, obchodzi? - zamrucza� znowu.
- Mnie obchodzi - powiedzia� zm�czonym g�osem konsul. - Je�li Intruzi
przedr� si�, mog� zniszczy� Hyperiona, zanim znajdziemy Chy�wara.
Silenus roze�mia� si� pogardliwie.
- Och, to by�oby straszne, nieprawda�? Umrze�, zanim odkryjemy �mier�?
By� zabitym, zanim nadejdzie czas naszej �mierci? Zej�� z tego �wiata
szybko i bezbole�nie, zamiast wi� si� z b�lu na kolcach Chy�wara? C� za
straszliwa my�l.
- Zamknij si� - powiedzia�a Brawne Lamia. W jej g�osie nadal nie
s�ysza�o si� emocji, ale tym razem czai�a si� w nim gro�ba. Popatrzy�a na
konsula. - Wi�c gdzie jest Chy�war? Dlaczego go nie znale�li�my?
Dyplomata gapi� si� w ogie�.
- Nie wiem. Sk�d mam wiedzie�?
- Mo�e Chy�war odszed� - zastanawia� si� ojciec Hoyt. - Mo�e
otwieraj�c pola antyentropiczne uwolni�e� go na zawsze. Mo�e zani�s� swoje
plagi gdzie indziej.
Konsul potrz�sn�� g�ow� i nic nie powiedzia�.
- Nie - rzek� Sol Weintraub. Dziecko spa�o oparte o jego rami�. B�dzie
tutaj. Ja to czuj�.
Brawne Lamia pokiwa�a g�ow�.
- Ja te�. On czeka. - Wyci�gn�a ze swojej paczki kilka �elaznych
racji. Rozdawa�a je teraz wraz z tackami podgrzewaj�cymi.
- Wiem, �e rozczarowanie jest w�tkiem i osnow� �wiata - stwierdzi�
Silenus. - Ale to cholernie �mieszne. Wszystko zapi�te na ostatni guzik i
nie ma gdzie umrze�.
Brawne Lamia spojrza�a gro�nie, ale nic nie powiedzia�a. Przez chwil�
jedli w milczeniu. P�omienie na wysoko�ci zblak�y, powr�ci� widok g�sto
usianego gwiazdami nieba, ale iskry wznosi�y si� nadal, jakby szuka�y
ucieczki.
Zapl�tany w g�szcz my�li Brawne Lamii, stara�em si� zebra� to, co
zdarzy�o si�, odk�d po raz ostatni �ni�em o ich przygodach.
Przed �witem pielgrzymi zeszli do doliny. �piewali. �wiat�a kosmicznej
bitwy na niebie sprawia�y, �e rzucali cie�. Przez ca�y dzie� przeszukiwali
Grobowce Czasu. W ka�dej minucie spodziewali si� �mierci. Po kilku
godzinach, gdy wsta�o s�o�ce i nocne. zimno pustyni ust�pi�o upa�owi, ich
strach i podniecenie opad�y.
Dzie� si� d�u�y�. Czasem s�ycha� by�o przesypuj�cy si� piasek, jaki�
krzyk i nieustaj�ce wycie wiatru. Kassad i konsul nie�li instrumenty do
pomiaru nat�enia pola antyentropicznego, ale to Lamia pierwsza
spostrzeg�a, �e urz�dzenia nie b�d� im potrzebne, bo przyp�ywy i odp�ywy
pr�du czasu moim wyczu� jako lekk� chorob� morsk� po��czon� z nie
ust�puj�cym poczuciem dejd vu.
Najbli�ej wej�cia do doliny sta� Sfinks; potem by� Nefrytowy
Grobowiec, jego �ciany stawa�y si� p�przezroczyste tylko w p�mroku �witu
i zmierzchu; dalej, w odleg�o�ci nieca�ych stu metr�w, wznosi� si�
grobowiec zwany Obeliskiem. �cie�ka pielgrzym�w wiod�a w g�r�,
rozszerzaj�c si�, do najwi�kszego grobowca, Kryszta�owego Monolitu. Jego
powierzchnia by�a g�adka i bez otwor�w, p�aski dach si�ga� szczyt�w wzg�rz
otaczaj�cych dolin�. Potem sz�y trzy Grobowce Jaskiniowe. Ich wej�cia da�o
si� dostrzec tylko dzi�ki dobrze wydeptanym �cie�kom, kt�re do nich
wiod�y; na ko�cu - prawie kilometr od wej�cia do doliny - rozsiad� si�
Pa�ac Chy�wara. Jego ostre flanki i wysokie wie�yczki przywodzi�y na my�l
kolce stwora nawiedzaj�cego pono� t� okolic�.
Przez ca�y dzie� szli od grobowca do grobowca. Nie rozdzielaj�c si�,
stawali przed budowlami, do kt�rych mo�na by�o wej��. Sola Weintrauba
opanowa�a przemo�na ch��, by wej�� do Sfinksa, tego w�a�nie grobowca, w
kt�rym jego c�rka dosta�a choroby Merlina dwadzie�cia sze�� lat temu.
Instrumenty rozstawione przez ich ekip� uniwersyteck� nadal sta�y na
tr�jnogach na zewn�trz budowli, ale nikt z grupy pielgrzym�w nie potrafi�
stwierdzi�, czy nadal funkcjonuj�. Korytarz w Sfinksie by� w�ski i kr�ty.
Le�a�y w nim, ciemne teraz, �arkule i lampy elektryczne pozostawione przez
r�ne zespo�y badawcze. Pos�u�yli si� latarkami r�cznymi i noktowizyjn�
przy�bic� Kassada. Nie by�o �ladu pomieszczenia, w kt�rym znalaz�a si�
Rachela, gdy zamkn�y si� za ni� �ciany i zaatakowa�a j� choroba.
Pozosta�y jedynie szcz�tkowe �lady pot�nych niegdy� pr�d�w czasu. Nie
by�o te� �ladu Chy�wara.
Przed ka�dym z grobowc�w prze�ywali chwile grozy, pe�ne nadziei i
strachu oczekiwania tylko po to, �eby na d�ugie godziny da� si� ponie��
rozczarowaniu. Pe�ne kurzu, puste sale wygl�da�y teraz tak jak wtedy, gdy
zwiedzali je tury�ci i p�tnicy w dawnych stuleciach.
Dzie� sko�czy� si� rozczarowaniem i zm�czeniem. Cienie ze wschodniej
�ciany doliny zapad�y nad grobowcami jak kurtyna po nieudanym
przedstawieniu. Znikn��. upa� dnia, szybko wr�ci� ch��d pustyni niesiony
na skrzyd�ach wiatru pachn�cego �niegiem G�r Cugielnych po�o�onych o
dwadzie�cia kilometr�w na po�udniowy zach�d st�d. Kassad zaproponowa�,
�eby rozbi� ob�z. Konsul wskaza� drog� do wyznaczonych miejsc na
obozowiska, gdzie p�tnicy do Chy�wara przeczekiwali ostatni� noc przed
spotkaniem ze stworem, kt�rego szukali. P�aski grunt w pobli�u Sfinksa
pokryty by� �mieciami pozostawionymi przez grupy badawcze i pielgrzym�w.
Spodoba�o si� to Solowi Weintraubowi, kt�ry wyobrazi� sobie, �e w tym
miejscu rozbi�a ob�z jego c�rka. Nikt nie protestowa�.
Teraz, w ca�kowitych ciemno�ciach, pyry dogasaj�cym ognisku,
wyczuwa�em, jak ca�a sz�stka skupia si� nie tylko przy cieple p�omieni.
Ci�gn�li do siebie nawzajem. ��czy�y ich wi�zy wsp�lnych do�wiadcze�
zebranych w czasie podr�y bark� lewitacyjn� "Benares" w g�r� rzeki i
podczas przeprawy do Baszty Chronosa. Wyczu�em co� wi�cej - jedno��
bardziej namacaln� ni� ta, kt�ra wynika�aby ze wsp�lnych emocji. Zaj�o mi
to chwil�, ale wkr�tce zrozumia�em, �e grup� z��czy�a mikrosfera wsp�lnego
dost�pu do danych. Na planecie, kt�rej prymitywne, regionalne ��cza
informacyjne poszarpane zosta�y przez samo wspomnienie o walce, tych
sze�cioro po��czy�o swoje komlogi i biomonitory, by dzieli� informacje i
dba� nawzajem o siebie.
Bariery wej�� by�y widoczne i mocne. Ale nie mia�em k�opot�w, by
w�lizgn�� si� pod, nad i poprzez nie, wydosta� liczne w�tki puls,
temperatur� sk�ry, aktywno�� fal kory m�zgowej, wej�cia informatyczne,
inwentarz danych - co pozwoli�o mi na pewien wgl�d w my�li, uczucia i
czyny ka�dego z p�tnik�w. Kassad, Hoyt i Lamia mieli implanty, przep�yw
ich my�li by� �atwiejszy do prze�ledzenia. W tej w�a�nie sekundzie Brawne
Lamia zastanawia�a si�, czy poszukiwanie Chy�wara nie oka�e si� b��dem;
co� j� gryz�o. Czu�a si�, jakby przeoczy�a jaki� niezwykle wa�ny w�tek
nios�cy rozwi�zanie... w�a�nie - czego?
Brawne Lamia zawsze mia�a w pogardzie tajemnice; by� to jeden z
powod�w, dla kt�rych porzuci�a �atwe �ycie, �eby zosta� prywatnym
detektywem. Ale co to za tajemnica? Prawie rozwi�za�a zagadk� �mierci jej
cybrydowego klienta... i kochanka... i przyby�a na Hyperiona, by wype�ni�
jego ostatni� wol�. Mimo to s�dzi�a, �e ta gryz�ca w�tpliwo�� ma co�
wsp�lnego z Chy�warem. Ale co?
Lamia potrz�sn�a g�ow� i pogrzeba�a w dogasaj�cym ognisku. Mia�a
silne cia�o, ukszta�towane przez 1,3 standardowej grawitacji Lususa i
wytrenowane, by osi�gn�o jeszcze wi�ksz� si��. Ale nie spa�a przez kilka
dni i by�a bardzo, bardzo zm�czona. Zacz�a sobie niejasno zdawa� spraw�,
�e kto� co� m�wi.
- ...�eby tylko wzi�� prysznic i zdoby� troch� �ywno�ci - powiedzia�
Martin Silenus. - Mo�e u�y�by� swojego komunikatora i linii FAT, �eby
sprawdzi�, kto wygrywa wojn�.
Konsul potrz�sn�� g�ow�.
- Jeszcze nie teraz. Statek jest na wypadek nag�ej potrzeby.
Silenus podni�s� r�k� wskazuj�c ciemno��, Sfinksa i powstaj�cy wiatr.
- My�lisz, �e to nie jest nag�y wypadek?
Brawne Lamia u�wiadomi�a sobie, �e rozmawiaj� o mo�liwo�ci
sprowadzenia statku konsula z Miasta Keatsa.
- Jeste� pewien, �e tym nag�ym wypadkiem nie jest b