3233
Szczegóły |
Tytuł |
3233 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3233 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3233 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3233 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Harry Harrison
Opowiadania
Aksamitna R�kawiczka
Jon Venex w�o�y� klucz w otw�r hotelowych drzwi. Poprosi� o du�y pok�j
- najwi�kszy w ca�ym hotelu - zap�aci� za to zreszt� portierowi extra.
Drzwi otwar�y si� i na widok wn�trza odetchn�� z ulg�. Pok�j by� wi�kszy
ni� oczekiwa� - pe�ne trzy stopy na pi��. W takim miejscu m�g� da�
odpocz�� nogom, a to znaczy�o, �e do rana b�dzie jak nowy. W tylnej
�cianie by� hak, na kt�rym zawiesi� si� za pomoc� k�ka na karku i paroma
energicznymi kopniakami doprowadzi� do tego, �e zwisa� swobodnie nad
pod�og�. Nogi odpoczywa�y, tote� z ulg� od��czy� zasilanie od pasa w d�.
Przeci��ony motor musi ostygn�� zanim b�dzie w stanie do niego si� zabra�,
tote� spokojnie skupi� si� na czytaniu gazety. �yj�c w ci�g�ym strachu
przed bezrobociem, zacz�� od dzia�u og�osze� "Pomoc potrzebna - roboty". W
dziale "Specjalist�w" nie by�o nic dla niego, a og�lnie by�o gorzej ni�
�le - nawet "Robotnicy niewykwalifikowani" nie obiecywali niczego
porz�dnego. Zdecydowanie Nowy Jork by� tego roku z�ym miejscem dla
robot�w. Po og�oszeniach zaj�� si� komiksami. Mia� nawet sw�j ulubiony,
cho� ledwie przyznawa� si� do tego sam przed sob�. Nazywa�o si� to "Raftly
Robot", a jego bohaterem by� przyg�upawy, mechaniczny b�azen, maj�cy
rzadkie zdolno�ci do pakowania si� z jednej kaba�y w drug�. By�o to, rzecz
jasna, karykaturalne uj�cie robota, ale czasami bywa�o zabawne.
Zabiera� si� w�a�nie za kolejny odcinek, kiedy zgas�o �wiat�o.
By�a 22.00 - czas wy��czenia dla robot�w. Nale�a�o si� gdzie� zamkn�� i
w��czy� dopiero 0 6.00 rano - osiem godzin nudy i ciemno�ci dla
wszystkich, poza paroma nocnymi str�ami. Ale na wszystko s� sposoby. Ten
przepis prawny, jak zreszt� prawie wszystkie, mia� luk� - poj�cie �wiat�a
nie by�o w nim sprecyzowane. A wi�c spokojnie odsun�� par� przys�on swego
reaktora i czyta� dalej w promieniach podczerwonych.
Czujnikiem umieszczonym na czubku palca wskazuj�cego lewej r�ki
sprawdzi� temperatur� nogi - ostyg�a na tyle, �e mo�na by�o zabra� si� za
jej napraw�. Wodoodporna sk�ra rozsun�a si�, ukazuj�c druty nerw�w, kable
mocy i staw kolanowy. Roz��czywszy nerwy delikatnie od��czy� nog� ponad
kolanem, po czym po�o�y� j� na p�ce przed sob�. Z czu�o�ci� z wewn�trznej
kieszeni wyci�gn�� cz�ci zapasowe i narz�dzia - by�y one efektem
oszcz�dno�ci ostatniej, trzymiesi�cznej pracy na �wi�skiej farmie w
Jersey.
Sprawdza� w�a�nie nowe kolano, stoj�c na jednej nodze, gdy �wiat�o w
pokoju rozb�ys�o ponownie. 5.30, min�� czas wy��czenia, a on sko�czy� na
czas. Dawka oliwy dope�ni�a dzie�a. Schowa� narz�dzia, odblokowa� zamek i
ruszy� ku wyj�ciu. Winda by�a od dawien dawna nieczynna, a schody w nie
najlepszym stanie, tote� ruszy� ostro�nie w d�, trzymaj�c si� ca�y czas
�ciany. Jego nowe kolano by�o jeszcze nie dotarte, a na nast�pne nie by�o
go sta�. Na siedemnastym pi�trze zwolni� jeszcze bardziej, gdy� za nim
pojawi�y si� dwa inne roboty. By�y najprawdopodobniej z rze�ni - zamiast
prawych d�oni mia�y d�ugie na stop� no�e. Gdy zbli�y�y si� do ko�ca
schod�w, wsun�y je w plastikowe pochwy na piersiach. Jon pod��y� za nimi
do hallu. Pomieszczenie by�o zat�oczone do granic mo�liwo�ci robotami
wszelkich mo�liwych rodzaj�w, kszta�t�w i barw. Jego wysoko�� pozwala�a mu
rozejrze� si� nad g�owami wi�kszo�ci obecnych i przez szklane drzwi
wyjrze� na ulic�. W nocy pada�o, a teraz czerwone promienie s�o�ca
odbija�y si� w ka�u�ach. Trzy bia�o pomalowane roboty - znak nocnej zmiany
- wesz�y do hallu, ale nikt z niego nie wyszed� - prawo zabrania�o tego
przed punkt 6.00. Zgromadzony t�um rozmawia� przyciszonymi g�osami, lekko
falowa�. Jedyn� ludzk� istot� by� nocny portier pochrapuj�cy za kontuarem.
Zegar nad jego g�ow� wskazywa� 5.55. Odwracaj�c wzrok od jego tarczy, Jon
dostrzeg� pot�nego, czarnego robota, wymachuj�cego ku niemu. Pot�ne
ramiona i compact identyfikacyjny wskazywa�y na cz�onka rodziny Diger�w -
jednej z najliczniejszych. Ten przepchn�� si� tymczasem przez t�um i
klepn�� Jona w plecy.
- Jon Venex! Wiedzia�em, �e to ty, ledwie zobaczy�em to cielsko
g�ruj�ce nad t�umem jak zielone drzewo. Nie widzia�em ci� od dawnych,
dobrych dni na Wenus!
Jon nie musia� sprawdza� numeru widniej�cego na podrapanej plakietce na
piersiach. Alec Diger by� jedynym jego bliskim przyjacielem przez
trzyna�cie nudnych �at w Obozie Orange Sea. �wietny szachista i gracz w
siatk�wk�. U�cisn�li sobie d�onie z dodatkowym akcentem oznaczaj�cym
przyja��.
- Alec, ty przero�ni�ty koszu na �mieci! Co ci� przygna�o do Nowego
Jorku?
- Nieodparta potrzeba zobaczenia czego� poza deszczem i d�ung��, je�li
chcesz wiedzie�. Po tym jak si� wykupi�e�, zrobi�o si� tak nudno, �e
zacz��em w tej zasranej dziurze z diamentami robi� dwie zmiany w ci�gu
jednego dnia, a przez ostatni miesi�c nawet trzy, �eby mie� fors� na wykup
kontraktu i przyjazd na Ziemi�. By�em tak d�ugo pod ziemi�, �e gdy
wyszed�em na powierzchni� przepali�a mi si� fotokom�rka w prawym oku -
przy tych s�owach pochyli� si� i szepn��:
- Je�li chcesz zna� prawd�, to mia�em sze��dziesi�ciokaratowy diament
za soczewk�. Sprzeda�em go tu za dwie�cie kredyt�w, co da�o mi sze��
miesi�cy wakacji, ale to ju�, cholera, przesz�o��. Teraz id� z
bezrobotnymi szuka� zaj�cia. A co z tob�?
- Jak zwykle. Najrozmaitsze zaj�cia dop�ki nie trzepn�� mnie autobus.
Uszkodzi�em sobie kolano. A jedyn� robot�, jak� mog�em znale�� z
niesprawn� nog�, by�o nape�nianie koryt w �wi�skiej farmie. Zarobi�em
tyle, �eby sprawi� sobie nowe, no i jestem tutaj.
Alec wskaza� na rdzawego, trzystopowego robota, kt�ry cicho pojawi� si�
za jego plecami.
- Je�li uwa�asz, �e masz k�opoty, to przypatrz si� Dikowi. Dik Drryer -
poznaj Jona Venexa, mojego starego kumpla. Jon przysun�� si�, aby u�cisn��
d�o� ma�ego robota i dozna� szoku. To co bra� za farb� ochronn�, by�o
warstewk� rdzy pokrywaj�cej ca�y korpus Dika. Alec zdar� jej fragment z
ma�ego automatu i jego g�os nagle spowa�nia�.
- Dik by� pomy�lany do prac na pustyni Marsa. Tam jest sucho jak w
piecu, tote� firma zaoszcz�dzi�a na nierdzewnej stali, a kiedy
zbankrutowa�a, zosta� sprzedany jakiemu� przedsi�biorstwu w mie�cie. Gdy
rdza zacz�a go z�era�, oddali mu kontrakt i wyrzucili na bruk.
- Nikt nie wynajmie mnie w takim stanie - odezwa� si� ma�y robot
piskliwym g�osem. - A ja nie mam pieni�dzy na napraw� nie maj�c zaj�cia.
Id� do kliniki. M�wili, �e mo�e b�d� mogli mi pom�c.
S�owom towarzyszy� przykry skrzyp, gdy uni�s� r�k�. Alec Diger trzasn��
si� w pier�, a� zadudni�o.
- Nie licz na nich za bardzo. S� wspaniali jak chodzi o darmowe
dziesi�ciokredytowe ba�ki z olejem czy te� troch� drutu. Ale nie licz na
nich, gdy chodzi o co� powa�nego.
By�a ju� 6.00 i t�um robot�w wyruszy� na cich� jeszcze ulic�, tote�
do��czyli do nich. Jon dostosowa� tempo do szybko�ci ma�ego robota, kt�ry
porusza� si� nieregularnymi szarpni�ciami, a jego g�os by� r�wnie
przerywany i skrzypi�cy jak ruchy.
- Jon Venex, nie kojarz� imienia twojej rodziny. To ma chyba co�
wsp�lnego z Venus...
- Zgadza si�. Venus Eksperimental, w rodzinie jest nas tylko dwudziestu
dw�ch. Mamy wodoodporne i wytrzyma�e na ci�nienie cia�a do pracy na dnie
morza. Pomys� by� niez�y i robili�my, co do nas nale�a�o, tylko nie by�o
wystarczaj�cej got�wki z dr��enia kana��w, �eby trzyma� nas wszystkich na
chodzie. Ten m�j oryginalny kontrakt wykupi�em za p� ceny i sta�em si�
wolnym robotem.
- Bycie wolnym nie jest... takie, jak powinno by�. Czasami... my�l�, �e
Akt R�wnouprawnienia Robot�w nie powinien by� uchwalony. Chcia�bym by�
czyj��... w�asno�ci� z warsztatem i taczk�... g�r� cz�ci zamiennych.
- Opowiadasz, Dik - Alec obj�� go pot�nym ramieniem. - Sprawy nie id�
wy�mienicie, to fakt. Ale jest o niebo lepiej ni� dawniej. Byli�my tylko
kup� mechanizm�w wykorzystywanych dwadzie�cia cztery godziny na dob� i
wyrzucanych, gdy byli�my ju� zu�yci. Dzi�kuj�, nasram! Wol� sam boryka�
si� z moimi problemami w takim stanie rzeczy, w jakim si� one znajduj�.
Po�egnali si� z Dikiem, kt�ry wolno szed� w d� ulicy i skr�cili do
biura zatrudnienia. Przepchn�li si� do kolejki przy rejestracji i zaj�li
si� studiowaniem og�osze� przypi�tych do tablicy. Uwag� Jona zwr�ci�o
jedno z nich, obwiedzione czerwon� obw�dk�:
POTRZEBNE ROBOTY NAST�PUJ�CYCH RODZIN
ZATRUDNIENIE NATYCHMIASTOWE
CHAINJET LTD. 1219 BRODWAY
FASTEH
FLYER
ATOMMEL
PILMER
VENEX
Podniecony stukn�� Aleca w rami�.
- Zobacz, potrzebuj� robota w mojej specjalno�ci. Mog� dosta� normaln�
ga��. Zobaczymy si� w nocy, w hotelu. I powodzenia w twoim polowaniu.
- Miejmy nadziej�, �e ta praca b�dzie taka, jak my�lisz. Nigdy nie
wierz� w te historie, dop�ki nie mam w gar�ci swoich kredyt�w - po czym
Alec pomacha� mu na po�egnanie.
Jon maszerowa� szybko wzd�u� d�ugich kwarta��w blok�w rozmy�laj�c
sobie, �e nie ufno�� Aleca jest lekk� przesad� - nie mo�na przecie� ci�gle
oczekiwa�, �e kto� da ci w �eb. A poza tym dzie� zapowiada� si� przyjemnie
i ta perspektywa zaj�cia... Skr�caj�c za r�g zderzy� si� z biegn�cym z
przeciwka cz�owiekiem, co gwa�townie przerwa�o jego b�ogie rozmy�lania.
Jon stan�� natychmiast, ale nie mia� czasu, aby uskoczy�. Gruby jegomo��
wpad� na niego i run�� na chodnik. Jonem zatrz�s�o - zrani� cz�owieka!
Schyli� si�, chc�c mu pom�c wsta�, ale inicjatywa ta spotka�a si� z wr�cz
odwrotnym od zamierzonego skutkiem. Grubas odtr�ci� podan� mu r�k� i
rozdar� si� piskliwie.
- Policja! Pomocy! Zosta�em napadni�ty... szalony robot... Pomocy!
Wok� zacz�li gromadzi� si� gapie - w nale�ytej na razie odleg�o�ci,
ale gniewne pomruki �wiadczy�y jednoznacznie po czyjej s� stronie. Jon
sta� jak sparali�owany, podczas gdy przez g�stniej�cy t�um przepchn�� si�
policjant.
- Niech go pan aresztuje albo lepiej zastrzeli... uderzy� mnie...
prawie zabi�... - ci�g dalszy tych wrzask�w zamieni� si� w niezrozumia�y
be�kot.
Policjant doby� swej siedemdziesi�tkipi�tki i przystawi� Jonowi do
boku.
- Ten cz�owiek oskar�a ci� o powa�ne przest�pstwo, �mieciu. Zabieram
ci� na posterunek ! - o�wiadczy�, machaj�c jednocze�nie broni�, aby t�um
da� im przej�cie.
Ten odpowiedzia� wolnym ruchem w bok i g�o�nymi wyrazami
niezadowolenia. My�li Jona wirowa�y pod czaszk� jak szalone. Nie m�g�
powiedzie� prawdy, bo oznacza�oby to nazwanie cz�owieka k�amc�, a to sta�o
w jawnej sprzeczno�ci z zasadami robotyki. Od pocz�tku roku mia�o miejsce
sze�� przypadk�w samospalenia robot�w, a gdyby zacz�� m�wi� prawd�, by�by
si�dmym. Zdominowa�o go uczucie rezygnacji - je�li cz�owiek utrzyma
oskar�enie w mocy, b�dzie to oznacza�o ob�z karny, a tego, jak s�dzi, nie
prze�y�by...
- Co tu si� dzieje? - odezwa� si� nagle grzmi�cy bas, na kt�ry prawie
wszyscy si� odwr�cili.
Pot�na kontenerowa ci�ar�wka sta�a przy kraw�niku, a z kabiny przez
t�um przedziera� si� ku nim kierowca.
- To m�j robot Jack i b�d� �askaw mi go nie dziurawi� -wrzasn�� na
widok policjanta z broni� w d�oni. -Ten grubszy tu, jest sko�czonym
�garzem - kontynuowa� nowo przyby�y. - Robot sta� sobie tu czekaj�c, a�
zaparkuj�. Ten grubszy musi by� r�wnie �lepy jak g�upi. Widzia�em ca�e
zaj�cie. Wpad� na robota i wywali� si�, a potem zacz�� wrzeszcze� na
policj�.
S�uchaj�c tego grubas mia� do�� - z poczerwienia�� nagle twarz� ruszy�
w�ciekle wywijaj�c pi�ciami. Pi�ci te zreszt� nie osi�gn�y celu. D�o�
kierowcy bowiem wyl�dowa�a na jego twarzy i go�� siad� powt�rnie na
chodniku. Widzowie rykn�li �miechem i robot poszed� w zapomnienie. Nawet
policjant u�miecha� si� chowaj�c bro� i staraj�c si� rozdzieli�
walcz�cych. Kierowca tymczasem obr�ci� si� ku Jonowi i wrzasn��:
- W�a� na w�z! Jak na jeden dzie� i tak narobi�e� wystarczaj�cego
zamieszania, ty �mieciu!
T�um pod�miechiwa� si� jeszcze, gdy weszli do kabiny - i pot�ne diesle
zag�uszy�y g�osy.
Jon poruszy� ustami, ale by� zbyt zaskoczony, aby si� odezwa�. Dlaczego
ten obcy facet pom�g� mu? S�ysza�, �e nie wszyscy ludzie s� im przeciwni.
Kierowca musia� w�a�nie nale�e� do tej drugiej grupy, kt�ra uwa�a�a roboty
za istoty, a nie za maszyny. Ten�e tymczasem prowadz�c ostro�nie jedn�
r�k� pojazd, drug� si�gn�� pod desk� rozdzielcz� i poda� mu plastikow�
broszur� zatytu�owan� "Roboty - niewolnicy �wiata ekonomii", napisan�
przez Philpotta Asimova II.
- Je�li ci� z�api� czytaj�cego to - uprzedzi� go uprzejmie - to
zniszcz� ci� na miejscu. Najlepiej no� to pomi�dzy pow�ok� a generatorem,
�eby� w ka�dej chwili m�g� to spali�. Czytaj wtedy, gdy jeste� sam. Jest
tam masa rzeczy, o kt�rych nie masz poj�cia. Roboty wcale nie s� gorsze od
ludzi, a w wielu sprawach s� od nich lepsze. Jest te� tu troch� historii
�wiadcz�cej o tym, �e roboty wcale nie s� pierwszymi, kt�rzy s� traktowani
w ten spos�b - jako istoty ni�szej kategorii. Mo�e b�dzie ci trudno w to
uwierzy�, ale kiedy� jedni ludzie traktowali innych w taki sam spos�b, jak
teraz traktuje si� was. To zreszt� jeden z powod�w, dla kt�rych jestem w
tym ruchu - co� tak, jak ten facet, kt�ry spali� si� pomagaj�c innym
wydosta� si� z ognia. Jad� na US-1, wyrzuci� ci� gdzie� po drodze?
- Przy Chainjet, je�li mo�na. Szukam pracy.
Reszta drogi up�yn�a w milczeniu, ale przed opuszczeniem wozu kierowca
u�cisn�� mu d�o�.
- Przepraszam, �e nazwa�em ci� �mieciem, ale t�um oczekiwa� tego -
stwierdzi� i nie ogl�daj�c si� odjecha�.
Jon czeka� p� godziny na swoj� kolej, ale w ko�cu dosta� si� do
pokoju przes�ucha�. Za transplastikowym biurkiem siedzia� nieprzyjemny
ma�y cz�owiek z wyrazem sta�ego przestrachu na obliczu i przek�ada� z
miejsca na miejsce papiery co� pisz�c na marginesach. Rzuci� na Jona
kr�tkie spojrzenie i warkn��:
- Tak. Szybko. Czego chcesz?
- Umie�cili�cie og�oszenie. Ja...
Przerwa�o mu niecierpliwe machni�cie r�ki.
- Dobra, poka� kart� identyfikacyjn�... szybciej, inni czekaj�
Jon odczepi� plakietk� od nadgarstka i poda� mu przez st�. Facecik
odczyta� numer i zacz�� go sprawdza� w d�ugim wydruku. Nagle przesta� i
przyjrza� si� uwa�nie Jonowi.
- Pomyli�e� si�. Nie mamy dla ciebie zaj�cia. T�umaczenie, �e
figurowa�a tam jego specjalno�� zosta�o przerwane nast�pnym niecierpliwym
machni�ciem. Oddaj�c mu plakietk� m�czyzna wyci�gn�� nagle spod sto�u
kartk� i potrzyma� przez sekund� przed jego oczyma wiedz�c, �e wiadomo��
zostanie natychmiast utrwalona w fotograficznej pami�ci robota, po czym
wrzuci� j� do popielniczki i podpali�. Jon przypi�� identyfikator i
wychodz�c na ulic� odczyta� sobie spokojnie te kilka linijek tekstu bez
podpisu, kt�re tkwi�y w jego pami�ci: Do robota z rodziny Venex. Jeste�
pilnie potrzebny do �ci�le tajnego projektu kompanii. Podejrzewa si�, �e
istnieje pods�uch w g��wnych biurach, dlatego zatrudnia si� ciebie w ten
nietypowy spos�b. Zg�o� si� natychmiast na 787 Washington Street i spytaj
o Mr Colemana.
Odetchn�� z ulg� - obawia� si� ju�, �e by� to znowu fa�szywy alarm. A
tymczasem troch� nietypowy, ale do�� cz�sto stosowany przez du�e kompanie
chwyt dla zachowania tajemnicy. Nadal mia� szans� na prac�.
Szary kad�ub podno�nika porusza� si� miarowo wzd�u� �ciany starego
magazynu, uk�adaj�c paki w si�gaj�ce sufitu kominy. Na pytanie Jona
wskaza� schody przyczepione do tylnej �ciany.
- Jego biuro jest z ty�u, ma zreszt� tabliczk� na drzwiach -
poinformowa� go, po czym przy�o�y� koniuszki palc�w do ucha Jona i zni�y�
g�os do najl�ejszego �ladu szeptu. Dla cz�owieka by�by nies�yszalny, ale
dla Jona tak, gdy� d�wi�k by� przenoszony przez metalowe cz�ci m�wi�cego.
- To najgorszy ze z�ych, jakich do tej pory mog�e� spotka�. Nienawidzi
nas, tote� je�li chcesz co� uzyska�, to b�d� przesadnie grzeczny. Je�li
uda ci si� u�y� pi�� razy sir w jednym zdaniu, to mo�e ci si� uda�.
Wymienili porozumiewawcze mrugni�cia i Jon ruszy� na poszukiwanie
biura. Nie by�o to daleko. Poszukiwane drzwi znajdowa�y si� na dole
straszliwie brudnych schod�w. Zapuka� delikatnie.
Coleman by� rozlaz�� i nijak� osobowo�ci� w konserwatywnym,
czerwono-��tym ubraniu. Rozpocz�� od por�wnania i sprawdzenia Jona w
Generalnym Katalogu Robot�w. To co tam znalaz�, musia�o go najwyra�niej
usatysfakcjonowa�, bo zamkn�� go z trzaskiem.
- Dawaj identyfikator i sta� ty�em przy tej �cianie. Musimy ci�
sprawdzi�.
Jon po�o�y� co mia� na stole i ruszy� we wskazanym kierunku m�wi�c
jednocze�nie:
- Yes, sir. Tu, sir?
Dwa razy sir w pierwszych dw�ch zdaniach to ca�kiem nie�le, pomy�la�,
zastanawiaj�c si�, jak mo�na by umie�ci� ich pi�� w taki spos�b, aby nie
da� cz�owiekowi do zrozumienia, �e jest robiony w durnia. Z
niebezpiecze�stwa zda� sobie spraw� o mgnienie za p�no. Pole pot�nego
elektromagnesu, umieszczonego za �cian�, rozp�aszczy�o jego metalowy
korpus. Znalaz� si� na �cianie nie b�d�c w stanie wykona� �adnego ruchu.
Coleman omal nie ta�czy� z rado�ci.
- Mamy go, Duca. Wygl�da jak g�wno na skale. Nie mo�e ruszy� cho�by
jednym motorem. Przynie� tu swoje �mieci i za�atw, co masz - rzuci�
rado�nie w intercom.
Duca nosi� kombinezon mechanika i skrzynk� z narz�dziami na plecach. Na
d�ugo�� wyci�gni�tej r�ki trzyma� czarne, metalowe opakowanie najwyra�niej
staraj�c si� by� od niego tak daleko, jak to tylko by�o mo�liwe.
- To nie wybuchnie dop�ki nie jest uzbrojone, ty durniu -wrzasn�� na
ten widok Coleman. - Przesta� zachowywa� si� jak dziecko. Za�� mu to na
nog� i po k�opocie!
Pogwizduj�c pod nosem Duca umie�ci� �adunek par� cali nad jego kolanem.
Coleman sprawdzi� zabezpieczenie i wyj�� z szuflady stalowo po�yskuj�ce
pude�ko z czarnym przyciskiem na wieczku. Do��czy� kabel, kt�ry p�niej
do��czy� do �adunku i co� pomajstrowa� przy nodze. Co� trzasn�o, gdy
bomba uzbroi�a si� i wszystko zosta�o zwini�te. Jon m�g� tylko obserwowa�
i kl�� w�asn� g�upot�, kt�ra w�adowa�a go w ca�� t� spraw�. Pole
magnetyczne nagle ust�pi�o i jego silniki, nastawione na op�r, pchn�y go
w stron� Colemana. Ten natychmiast dotkn�� przycisku. - Tylko nie
podskakuj, rupieciu. To jest detonator tego, co masz na nodze. Jeden ruch
mego kciuka i zostanie z ciebie kupa rozwalonego po pod�odze z�omu -
ostrzeg� go i wskaza� na Duca, kt�ry otworzy� drzwi do s�siedniego pokoju.
- A na wypadek, gdyby obudzi� si� w tobie bohater, to pomy�l sobie o nim.
Na pod�odze le�a�a brudna sterta �achman�w, w kt�rej z pewnym wysi�kiem
mo�na by�o dopatrze� si� istoty ludzkiej, kt�rej jedynym zainteresowaniem
by�a flaszka whisky dzier�ona w d�oni. Bez wi�kszego trudu dawa� si�
natomiast zauwa�y� przypi�ty do jego piersi czarny obiekt, identyczny z
tym, kt�ry Jon mia� na nodze. Coleman kopn�� drzwi i odezwa� si�:
- To �mie� z Bovery, Venexie, ale nie s�dz�, �eby tobie robi�o to
jak�kolwiek r�nic�. Jest nadal cz�owiekiem, kt�rego robot nie mo�e zabi�
przez swoje post�powanie, nie? Jego bombka jest nastawiona na t� sam�
cz�stotliwo��, co twoja. Jak zaczniesz gra� sobie z nami w kulki, to on
zamiast brzucha b�dzie mia� dwustopow� dziur�. Nie s�dz�, aby to prze�y�.
Coleman mia� racj�. Jon nie m�g� zrobi� �adnego fa�szywego ruchu. Ca�y
jego trening ��cznie z zapiecz�towanym obwodem dziewi��dziesi�tym drugim
uniemo�liwia� jakiekolwiek zachowanie, kt�rego skutki mog�yby okaza� si�
niebezpieczne dla cz�owieka. Z nie znanych mu powod�w z�apano go w
pu�apk�.
Coleman tymczasem odci�gn�� dywan i wskaza� mu nieregularn� dziur�
widniej�c� w pod�odze.
Tunel, kt�ry tu si� zaczyna jest w dobrym stanie na odcinku
najbli�szych trzydziestu st�p. Dalej jest obwa�. Masz go oczy�ci� i, je�li
b�dzie trzeba doprowadzi� do otworu odp�ywowego na nabrze�u. Potem tu wr��
i radz� ci, �eby� by� sam, bo w przeciwnym razie obaj wylecicie w
powietrze.
Tunel by� wydr��ony fachowo i podparty skrzyniami z magazynu. Ko�czy�
si� gwa�townie �cian� �wie�ego piachu i kamieni. Jon zacz�� �adowa� to, co
w nim le�a�o w ma�y w�zek na k�kach, kt�ry sta� w tunelu. Opr�ni� go
oko�o czterech razy i by� w trakcie ponownego nape�niania, gdy odkry�
r�k�. D�o� robota wykonan� z zielonkawego materia�u.
W��czy� lamp� i zbada� j� dok�adniej. Bez w�tpienia by�a to ko�czyna
robota z rodziny Venex. Szybko, ale nader ostro�nie odgarn�� znajduj�ce
si� za ni� rumowisko i odkopa� reszt� robota. Kad�ub by� zgnieciony, stos
nie istnia�, a kwas z baterii wyp�ywa� przez brzydkie rozdarcie w prawym
boku. Delikatnie roz��czy� pozosta�e druty i od�o�y� na bok jeszcze ca��
g�ow�. By�a zupe�nie ciemna i cicha, ale istnia�a jeszcze nadzieja.
Oskrobywa� w�a�nie z b�ota identyfikator, gdy do tunelu opu�ci� si� Duca z
siln� latark�.
- Zostaw to g�wno i we� si� do roboty - wrzasn�� - albo sko�czysz jak
on. Ten tunel musi by� sko�czony dzi� w nocy! Jon za�adowa� szcz�tki na
w�zek i przepchn�� ca�y �adunek ku przodowi tunelu, rozmy�laj�c nad
sytuacj�. Martwy robot, szczeg�lnie z w�asnej rodziny, to tragiczna rzecz,
ale z tym by�o co� nie tak. Na plakietce znalezionego identyfikatora by�
numer siedemna�cie, a on sam doskonale pami�ta� ten nieszcz�sny dzie�, w
kt�rym podwodny wybuch zabi� Venexa w�a�nie z numerem siedemnastym w
g��binach Orange Sea.
Cztery godziny zaj�o mu doprowadzenie tunelu do starego, granitowego
nabrze�a i rozszerzenie istniej�cego otworu do wielko�ci umo�liwiaj�cej
przej�cie. Zrobi� to przy u�yciu kr�tkiego �omu, jaki da� mu Duca. Gdy
wspi�� si� z powrotem do biura, stara� si� wygl�da� na zm�czonego, aby
opuszczenie �omu przy nogach i spoczynek na kupie g�bki w rogu by� jak
najbardziej naturalny. U�o�y� si� w miar� wygodnie i zabra� za g�ow�
Venexa Siedemnastego. Coleman sprawdzi� czas i z pomrukiem satysfakcji
odezwa� si�.
- S�uchaj no ty, zielony �mieciarzu. O 19.00 wykonasz pewne zadanie,
przy kt�rym nie b�dzie �adnych dowcip�w. P�jdziesz tunelem i nabrze�em a�
do Hudson River. Wylot, jak sam wiesz, jest zalany przy przyp�ywie, tote�
nikt ci� nie zobaczy. Po dnie przejdziesz dwie�cie jard�w na p�noc, co
powinno ci� doprowadzi� dok�adnie pod nasz statek. Zreszt� w tej okolicy i
tak stoi tylko jeden. Trzymaj oczy otwarte, ale nie u�ywaj �wiat�a! Gdzie�
w po�owie prawej burty znajdziesz zwisaj�cy �a�cuch. Wleziesz na niego,
odczepisz paczk�, kt�ra jest do niego przymocowana i przyniesiesz j�
tutaj. �adnych pomy�ek, bo wiesz, co b�dzie.
Jon skin�� g�ow� nie przestaj�c zajmowa� si� uporz�dkowaniem r�nych
kolorowych kabli stercz�cych z rozwalonej szyi. Gdy mu si� to wreszcie
uda�o, zapami�ta� je i por�wna� z kodem we w�asnej osobie. Dwunasty by�
g��wnym zasilaj�cym, a sz�sty zwrotnym. Oddzieli� te dwa i rozejrza� si�
niewinnie po pokoju.
Duca spa� na krze�le, Coleman gada� z kim� przez telefon, a z boku
pobrz�kiwa�o sobie radio. Jak d�ugo Duca spa�, jego cia�o zas�ania�o widok
Colemanowi, co umo�liwia�o spokojne zajmowanie si� g�ow�. Uruchomi�
gniazdo w przedramieniu, w kt�rym by�o wej�cie do zasilania bateryjnego
u�ywane przy r�nych narz�dziach nap�dzanych elektrycznie. Wodoodporna
sk�ra odsun�a si� z cichym szcz�kni�ciem i powoli wsun�� druty w gniazdo.
Je�li g�ow� od��czono od zasilania nie wi�cej ni� trzy tygodnie temu, to
by� w stanie j� reaktywowa�. Ka�dy robot mia� zamontowan� minibateri� w
m�zgu, kt�rej odpowiednie nat�enie pr�du umo�liwia�o zachowanie umys�u
przy �yciu przez ca�y ten okres. Sam umys� pozostawa� w nie�wiadomo�ci,
dop�ki nie zwi�kszy�o si� nat�enie pr�du, co robi� w�a�nie teraz w nader
delikatny spos�b. Kr�tkie oczekiwanie i nagle otwarte oczy Siedemnastego
zamkn�y si�. Gdy ponownie si� otwar�y, by� w nich charakterystyczny blask
oznaczaj�cy powr�t inteligencji. Omiot�y pok�j jednym spojrzeniem i
zatrzyma�y si� na Jonie. Prawa d�o� zamkn�a si� gwa�townie, podczas gdy
palce lewej zacz�y drga� spazmatycznie w do�� dziwny spos�b. By� to
mi�dzynarodowy kod robot�w przesy�any tak szybko jak szybko by� w stanie
operowa� solenoid. Wiadomo�� g�osi�a:
- Telefon... zadzwo� do dy�urnego operatora... powiedz "sygna� 14"
pomoc b�dzie...
Drganie urwa�o si� w po�owie grupy kodowej, a blask w oczach zgas�.
Przez sekund� Jon by� przera�ony, zanim nie zrozumia�, �e tamten �wiadomie
odci�� zasilanie. Chrapliwy g�os Duca zabrzmia� mu w samo ucho.
- Co ty z tym wyprawiasz? Znowu jakie� wasze kurewskie sztuczki? Znam
was, wy kurwy jedne, zawsze... - jego g�os zmieni� si� w nieartyku�owany
be�kot.
Nagle b�yskawicznym kopniakiem pos�a� g�ow� Venexa Siedemnastego w k�t
pokoju. G�owa odbi�a si� od �ciany i poturla�a z powrotem, zatrzymuj�c si�
przy nogach Jona. Tylko istnienie obwodu dziewi��dziesi�tego drugiego
powstrzyma�o Duca od wst�pienia na drog�, kt�r� bez w�tpienia zas�u�enie
kroczyli jego przodkowie. Gdy Jon odzyska� w�adz� nad w�asnym cia�em (po
przej�ciu fali �ciek�o�ci) stali naprzeciw siebie jak skamieniali.
Nabrzmia�� groz� cisz� przeci�� ostry g�os Colemana:
- Duca, przesta� si� z nim zabawia� i id� do magazynu wpu�ci� Ma�ego
Williego i jego ch�opak�w. Potem b�dziesz mia� na to do�� czasu.
Duca, kln�c pod nosem zrobi�, co mu kazano, a Jon opad� na gumowe
szcz�tki analizuj�c te par� fakt�w, kt�re zna�. Zawiadomienie dy�urnego
operatora oznacza�o, �e nie jest to lokalna sprawa, tylko rzecz, o kt�rej
wiedz� w�adze. Tylko i wy��cznie rz�d m�g� si� kry� za tak powa�n� spraw�.
Sygna� "14" oznacza� natychmiastow� akcj� wojskow� - co oznacza� bli�ej,
tego nie wiedzia� nikt poza bezpo�rednimi organizatorami. Jedyne co m�g�
zrobi�, to wykona� ten telefon. I to szybko, poniewa� Duca chcia�
sprowadzi� tu wi�cej ludzi. Je�li mia� co� zrobi�, to tylko przed ich
przybyciem. Nawet gdy ten �a�cuch my�lowy formu�owa� w jego umy�le
logiczny obraz, to jego r�ce zaj�te by�y gwa�town� dzia�alno�ci� -
od��czeniem nogi z �adunkiem w stawie biodrowym. Gdy trzyma�a si� ju�
tylko na zatyczce, powoli wsta� i ruszy� w stron� biurka.
- Mr Coleman, sir, czy nie czas, abym uda� si� ju� na statek, sir? -
spyta� powoli zbli�aj�c si� do biurka.
- Masz jeszcze trzydzie�ci minut. Siadaj spokojnie, powi...
S�owa urwa�y si� gwa�townie. Jaki szybki nie by�by refleks ludzki,
zawsze b�dzie o ca�e niebo powolniejszy ni� refleks maszyny. W przeci�gu
sekundy, gdy Coleman zdawa� sobie spraw� z gwa�townego ruchu Jona, ten
zrobi� to, co zamierza� - od��czy� nog� i schylaj�c si� nad biurkiem
wsadzi� j� jednocze�nie za spodnie siedz�cego m�czyzny, krzycz�c prosto w
ucho:
- Zabijesz si�, je�li naci�niesz guzik!
Mia�o to zaiste piorunuj�cy efekt. Palec Colemana wstrzyma� si� zanim
dotkn�� przycisku, a jego w�a�ciciel wlepi� os�upia�e spojrzenie w czarny
pojemnik tkwi�cy na wysoko�ci jego piersi. Jon nie czekaj�c na reakcj�
chwyci� porzucony �om i w podskokach ruszy� ku zamkni�tej kom�rce. Wsun��
�om mi�dzy drzwi i framug� i nacisn��. Coleman zacz�� wyci�ga� sobie bomb�
z gaci, ale by�o ju� po wszystkim. Drzwi p�k�y, a Jon jednym szarpni�ciem
przerwa� pasy przytrzymuj�ce �adunek na ciele pijaka i rzuci� na biurko
Colemana, przyprawiaj�c mu kolejne zmartwienie. Straci� nog�, ale usun��
zagro�enie nie nara�aj�c ludzkiego �ycia.
Teraz musia� dosta� si� do telefonu i zadzwoni�. Coleman si�gn�� do
szuflady po bro�, a g�osy nadchodz�cych odcina�y drog� przez drzwi. Jedyn�
mo�liwo�ci� ucieczki by�o przeszklone okno wychodz�ce na wewn�trzny
dziedziniec magazynu.
W kaskadzie lec�cych na wszystkie strony szcz�tk�w Jon Venex wypad�
przez szyb� �cigany rykiem siedemdziesi�tkipi�tki. Jaki� kawa� metalu
oderwa� si� po nim od framugi, a inna kula zrykoszetowa�a mu na g�owie,
gdy wspina� si� ku tylnym drzwiom magazynu. By� niespe�na trzydzie�ci st�p
od nich, gdy zatrzasn�y si� ze �wistem powietrza. Musieli zablokowa�
wszystkie wyj�cia, a tupot st�p po betonie wskazywa�, �e zamierzali ich
te� pilnowa�.
Spojrza� w g�r�, gdzie pl�tanina wspornik�w i podp�r si�ga�a dachu. Dla
ludzkiego oka by�a ona pogr��ona w mroku, ale jego sensory podczerwieni
radzi�y sobie zupe�nie dobrze przy cieple wydzielanym przez mury. Pogo�
zbli�a�a si�, a wkr�tce zacznie si� przeszukiwanie magazynu, tote� jego
jedyn� szans� ucieczki by�a g�ra. W dodatku na ziemi powstrzymywa� go brak
nogi - na tej paj�czynie m�g� porusza� si� o wiele szybciej u�ywaj�c r�k.
By� w�a�nie na jednym ze skrzy�owa� wspornik�w, gdy gard�owy ryk z do�u
i seria kul rykoszetuj�cych dziko wok� niego poinformowa�y go, �e zosta�
odkryty. Cicho rozpocz�� w�dr�wk� ku ty�owi budynku. B�d�c chwilowo
bezpiecznym, rozejrza� si�. Ludzie byli rozrzuceni szerok� �aw� po
magazynie i odnalezienie go by�o tylko kwesti� czasu. Drzwi by�y
zamkni�te, a budowla pozbawiona by�a okien, tak�e t� mo�liwo�� mia� z
g�owy. Gdyby m�g� zadzwoni�, nieznani przyjaciele Venexa Siedemnastego
pospieszyliby z pomoc�, ale jedyny telefon w ca�ym budynku sta� na biurku
Colemana. Sprawdzi� to �ledz�c kable. Odruchowo spojrza� na biegn�ce nad
g�ow� kable w plastikowej os�onie przymocowane do �cian - pr�d i telefon.
Linia telefoniczna!
To przecie� by�o wszystko, czego potrzebowa�, �eby zadzwoni�.
B�yskawicznymi, dok�adnymi ruchami si�gn�� w g�r� i ods�oni� cz�� kabla z
izolacji. Omal nie roze�mia� si� wyci�gaj�c z lewego ucha ma�y minifon.
Teraz by� jeszcze na p� g�uchy - niech kto� stwierdzi, �e nie po�wi�ca
si� dla sprawy! Pod��czy� go do linii i sprawdzi�, czy kto� z niej
korzysta. Na szcz�cie mieli pilniejsze zaj�cia. Pos�a� jedena�cie
dok�adnie modulowanych sygna��w, kt�re powinny go po��czy� z tutejszym
dy�urnym i umie�ci� minifon, jak tylko m�g� najbli�ej swoich ust.
- Halo dy�urny, halo dy�urny, nie mog� ci� us�ysze�, wi�c nie
odpowiadaj. Zadzwo� do operatora dy�urnego - sygna� 14, powtarzam - sygna�
14!
Powtarza� to dop�ki poszukuj�cy nie znale�li jego kryj�wki, po czym
zsun�� si� ni�ej, zostawiaj�c minifon na drucie. Otwarte po��czenie mog�o
znacznie przyspieszy� dok�adne umiejscowienie po��czenia, a w panuj�cych
na g�rze ciemno�ciach nie powinni go zauwa�y�. Przeszed� najdalej jak m�g�
od tego miejsca. Ucieczka by�a niemo�liwa, tote� jedyn� rzecz� jak� m�g�
zrobi�, to zyska� na czasie.
- Mr Coleman, przepraszam, �e uciek�em - z g�o�nikiem nastawionym na
pe�n� moc, jego g�os zabrzmia� w hali jak grom. -Je�li pozwoli mi pan
wr�ci� i nie zabije, zrobi�, co pan chce. Ba�em si� bomby, ale teraz
bardziej boj� si� strzelb.
Brzmia�o to cholernie naiwnie, ale w�tpi�, aby kto� tam w dole zada�
sobie trud, aby si� nad tym zastanowi�. A to, �eby kto� zna� si� na
robotyce, by�o czystym nieprawdopodobie�stwem.
- Prosz� mi pozwoli� zej��, sir! - omal zapomnia� to sir, wi�c
powt�rzy� dla pewno�ci:
- Prosz�, sir!
Coleman pohzebowa� tej paczki rozpaczliwie, tote� powinien si� zgodzi�.
Co do swej przysz�o�ci po tym fakcie, Jon nie mia� �adnej w�tpliwo�ci, ale
�ywi� nadziej�, �e do tego czasu nadejdzie pomoc.
- Z�a�! Nie b�d� w�ciek�y na ciebie, je�li b�dziesz robi� dok�adnie to,
co ci ka�� - w g�osie brzmia�a w�ciek�o�� na robota, kt�ry o�mieli� si�
sprzeciwi�, ale og�lnie ton by� do�� spokojny.
Zej�cie nie by�o trudne, ale Jon robi� to tak wolno, jak tylko m�g�.
Zeskoczy� na pod�og� przytrzymuj�c si� sterty skrzy�. Byli tu wszyscy,
Coleman i Duca wraz z band� nowo przyby�ych. Ci ostatni na jego widok
unie�li bro�.
- To m�j robot, ch�opcy - powstrzyma� ich Coleman. - Ja si� nim zajm�!
Po czym odstrzeli� drug� nog� Jona, kt�ry odwr�cony podmuchem eksplozji
upad� bezsilnie na pod�og�. Pierwsz� rzecz�, kt�r� dostrzeg� po upadku
by�a dymi�ca lufa siedemdziesi�tkipi�tki.
- Cwanie jak na puszk�, ale nie za cwanie. Dostaniemy to, co chcemy,
mo�e troch� trudniejsz� drog�, ale unikaj�c twego szwendania si� pod
nogami - odezwa� si� zimno.
Mniej ni� dwie minuty min�y od wykonania telefonu. Musieli mie�
dwudziestoczterogodzinny dy�ur w oczekiwaniu na wiadomo�ci od Venexa
Siedemnastego. G��wne drzwi rozlecia�y si� nagle w huku pot�nej eksplozji
i j�ku dartej stali. W dymi�cym otworze pojawi�a si� tankietka pluj�ca
ogniem sprz�onych dzia�ek wielkokalibrowych. Coleman poci�gn�� za spust o
moment za p�no. Jon dostrzeg� ten ruch i zrobi� co m�g� tak, �e kula
strzaska�a mu rami� zamiast g�owy.
Na drugi strza� zabrak�o ju� czasu. W magazynie eksplodowa�y pociski
gazowe wystrzelone przez dzia�ka i osuwaj�cy si� na ziemi� m�czy�ni nawet
nie dostrzegli wpadaj�cej do wn�trza policji w maskach przeciwgazowych na
g�owach.
Jon le�a� na pod�odze komisariatu, gdy technik policyjny dokonywa�
prowizorycznych napraw jego ramienia i n�g. Po drugiej stronie
pomieszczenia Venex Siedemnasty z widoczn� przyjemno�ci� wypr�bowywa� swe
nowe cia�o.
- To naprawd� jest co�! A ju� my�la�em, �e to faktycznie koniec, gdy to
si� osun�o. Ale powinieniem zacz�� od pocz�tku przeszed� przez pok�j i
potrz�sn�� chwilowo jeszcze nieu�yteczn� r�k� Jona. - Nazywam si� Wil
Counter 4951 L3, ale to i tak niewa�ne. Mia�em ju� tyle cia�, �e
zapomnia�em jak pierwotnie wygl�da�em. Prosto ze szko�y przyzak�adowej
poszed�em do szko�y policyjnej i od tej pory jestem w zespole detektyw�w
Wydzia�u Dochodze� w stopniu m�odszego sier�anta. G��wnie robi� za robota
us�ugowego, na przyk�ad sprzedaj�c s�odycze i zbieraj�c informacje. Ta
ostatnia robota - przepraszam, �e u�ywa�em osobowo�ci Venexa, ale nie
s�dz�, abym przyni�s� ha�b� twojej rodzinie - by�a zlecona przez
Departament Celny. Wygl�da�o na to, �e kto� szmugluje do nas heroin�. FBI
wy�apa�o dystrybutor�w, ale nikt nie wiedzia�, jak to si� do nas dostaje.
Kiedy Coleman, kt�rego mieli�my ju� wcze�niej na oku, zacz�� poszukiwa�
robota do prac podwodnych, zosta�em wsadzony w nowe cia�o i pos�any do
akcji. Zaalarmowa�em firm� ledwie zacz��em kopa� tunel, ale za szybko mi
to spad�o na g�ow� i nie zd��y�em zorientowa� si�, kt�ry statek wiezie
�adunek. Moi nie wiedzieli o wypadku, tote� spokojnie czekali. Tamci
zobaczyli, �e p� miliona got�wki mo�e im odp�yn�� do Starego Kraju, tote�
wynaj�li ciebie. Zrobi�e� na czas, co powiniene� i w ten spos�b zd��yli
uratowa� dwa roboty od pewnej �mierci.
- Nie powiniene� mi chyba tego m�wi� - Jon skwapliwie skorzysta� z
chwili przerwy - to s� chyba tajne informacje?! Specjalnie dla robot�w.
- Oczywi�cie, �e s�! - przyzna� ten bez mrugni�cia okiem. - Kapitan
Edgocombe, szef mego wydzia�u jest ekspertem w r�nych rodzajach szanta�u.
Powinienem powiedzie� ci tyle tajemnic, �eby� albo przy��czy� si� do nas,
albo zosta� zastrzelony jako potencjalny informator. M�wi�c prawd�, Jon,
potrzebuj� ci�. Roboty, kt�re my�l� i prawid�owo reaguj� w sytuacjach
ekstremalnych s� rzadko�ci�. Kiedy us�yszeli co� ty nawyprawia� w
magazynie, kapitan przysi�g�, �e pozostawi mnie bez cia�a, je�li nie
nam�wi� ci� do tej roboty. Szukasz zaj�cia? D�uga robota, ma�a pensja, ale
masz pewno��, �e nigdy nie b�dzie nudno - nie zwracaj�c uwagi na
os�upia�ego Jona, ci�gn�� dalej ju� powa�niej. - Uratowa�e� mi �ycie i
chcia�bym ci� za wsp�lnika, a my�l�, �e b�dzie nam razem dobrze. A poza
tym - doda� ju� starym tonem - mog� mie� w przysz�o�ci okazj�, �eby ci si�
zrewan�owa�, bo cholernie nie lubi� mie� d�ug�w.
Technik sko�czy� i rami� Jona by�o znowu w pe�ni sprawne. Gdy tym
razem u�cisn�li sobie d�onie, to by� to gest z typu tych, kt�re troch�
trwaj�.
Na noc zosta� w pustym areszcie, kt�ry by� ogromny w por�wnaniu z
pokojami hotelowymi czy barakami, do kt�rych przywyk�. �a�owa� tylko, �e
nie ma swoich n�g, bo m�g�by urz�dzi� sobie �adny spacerek wzd�u� �cian.
Ale obiecali mu je jutro - jakby nie by�o - za�o�� mu je jeszcze zanim
podejmie now� prac�. Wypadki minionego dnia wirowa�y mu przed oczyma w tak
osza�amiaj�cym tempie, �e jedyn� rzecz�, jakiej pragn��, by�o wy��czenie.
Gdyby mia� co� do czytania, zaj��by przynajmniej umys� czym� mniej
przyczyniaj�cym si� do zwarcia. Nagle w przeb�ysku u�wiadomi� sobie, �e
przecie� nadal posiada broszurk� otrzyman� od kierowcy - schowa� j� bowiem
odruchowo tam, gdzie ten mu poradzi�. Teraz delikatnie j� wyj�� i otworzy�
na pierwszej stronie.
Spomi�dzy kartek wysun�� si� arkusik papieru z kr�tk� wiadomo�ci�:
PROSZ� ZNISZCZ T� KARTK� PO PRZECZYTANIU
Je�li uwa�asz, �e to co pisz� w tej ksi��ce to prawda i chcia�by�
dowiedzie� si� wi�cej - przyjd� w czwartek o 17.00 do pokoju 107 w George
St.
Kartka zap�on�a i zmieni�a si� w popi�, ale Jon wiedzia�, �e to nie
tylko doskona�a pami�� jest powodem, dla kt�rego b�dzie t� wiadomo��
pami�ta�.
przek�ad : Jaros�aw Kotarski
powr�t
Harry Harrison
I kto to m�wi..
O zmar�ym profesorze Ephraimie Hakachiniku napisano miliony s��w
pe�nych nienawi�ci i jadu, oczerniaj�c go i obra�aj�c na papierze. Papier
jest cierpliwy, wi�c wszystko przyj��. Mnie ju� nie starczy�o
cierpliwo�ci, tote� zdecydowa�em si� wreszcie skorygowa� pewne opinie i
wyja�ni� sporne kwestie. Zdaj� sobie spraw�, �e ryzykuj� �ci�gni�cie na
siebie gniewu tak zwanych autorytet�w, ale nie zmusi mnie to do milczenia
- nie zabiera�em g�osu ju� zbyt d�ugo. Nadszed� czas prawdy, gdy� tylko
prawda, oboj�tne jak zwariowana by si� wydawa�a, mo�e ukaza� zmar�ego we
w�a�ciwym �wietle, na co bezwzgl�dnie zas�u�y�.
Uczciwie przyznaj�, �e na pocz�tku naszej znajomo�ci by�em przekonany,
i� profesor jest - eufemistycznie rzecz ujmuj�c - ekscentrykiem
przekraczaj�cym nawet normy przyj�te na zapyzia�ych uczelniach po�o�onych
tam, gdzie bociany nie dolatuj�. Z wygl�du robi� wra�enie wielkiej klasy
niechluja ukrytego za bujn� brod�, z zasady nie czesan�. Nie goli� si� z
dw�ch powod�w - po pierwsze oszcz�dza� na �yletkach, po drugie nie znosi�
krawat�w. Notabene prawie ka�dym jego zachowaniem kierowa�a ch��
osi�gni�cia podw�jnego celu, o czym dobitnie �wiadczy to, �e by�
profesorem tak nauk humanistycznych, jak i �cis�ych. Na Uniwersytecie
Miskatonic prowadzi� dwa przedmioty - fizyk� kwantow� i konwersatorium
indoeuropejskie. Takie w�a�nie, pozornie nie zwi�zane ze sob� umiej�tno�ci
umo�liwi�y mu dokonanie odkrycia, o kt�rym chc� opowiedzie�, oraz
pozwoli�y teori� po��czy� z praktyk�, czyli zbudowa� urz�dzenie, bez
kt�rego ca�a teoria by�aby kolejn� naukow� mrzonk�.
Jako magistrant by�em blisko profesora i prawd� m�wi�c by�em przy tym,
gdy wpad� na pomys�, kt�ry zaowocowa� s�ynnym odkryciem. Gdyby zosta�o ono
w�a�ciwie wykorzystane, znacznie zwi�kszy�oby sum� ludzkiej wiedzy, ale
c�... By�o s�oneczne czerwcowe popo�udnie i przyznaj�, �e drzema�em nad
kolejnym zwojem z Morza Martwego, kt�rego lektura by�a wybitnie
usypiaj�ca. Obudzi� mnie chrapliwy wrzask odbijaj�cy si� echem nawet od
os�oni�tych rega�ami �cian biblioteki.
-Neobican! - Profesor w stanie podniecenia mia� sk�onno�ci do
serbsko-chorwackiego. - Neobican!
- Co jest tak wspania�e, panie profesorze? - zdziwi�em si� uprzejmie.
- Pos�uchaj no tego cytatu z Edwarda Gibbona, jest zaiste inspiruj�cy.
Zwiedza� w�a�nie ruiny Kapitolu, gdy by� �askaw zapisa�, co nast�puje:
"Gdy tak siedzia�em w�r�d ruin Kapitolu, s�uchaj�c �piewu modlitw bosych
kap�an�w w �wi�tyni Jupitera... przyszed� mi do g�owy pomys� opisania
zmierzchu i upadku tego miasta." Czy� to nie wspania�e, m�j ch�opcze? To�
to dech zapiera, prawd� m�wi�c: oto mamy historyczny pocz�tek znanego i
wielkiego przedsi�wzi�cia. Po dwunastu latach i napisaniu pi�ciuset
tysi�cy s��w Gibbon uko�czy� Zmierzch cesarstwa rzymskiego. Nadzwyczaj
inspiruj�ce.
- Inspiruj�ce? - spyta�em t�po, czuj�c, �e ponownie ogarnia mnie
senno��.
- Osie�! - o�wiadczy� dobitnie profesor, po czym doda� kwiecist�
wi�zank� babilo�sk�, zdecydowanie nie nadaj�c� si� ani do przek�adu, ani
do publikacji. - Nie masz poczucia perspektywy? Nie rozumiesz, �e ka�de
wielkie wydarzenie w naszej historii musia�o mie� jaki� pocz�tek? �e kto�
kiedy� musia� powiedzie� co�, co jego albo innych natchn�o pomys�em?
- To raczej oczywiste - zauwa�y�em skromnie.
- Imbecyl! Nie rozumiesz nawet najog�lniejszego zarysu pomys�u?!
Pomy�l, niemoto: pot�na sekwoja o pniu tak szerokim, �e przebito przeze�
tunel, aby samochody mog�y tam przeje�d�a�, kiedy� by�a drobiazgiem, na
kt�ry �aden szanuj�cy si� pies nie zwr�ci�by uwagi! Czy to ci� nie
fascynuje?
Wymamrota�em co� niewyra�nie, �e niespecjalnie, i ledwie profesor si�
odwr�ci�, ponownie przysn��em.
Przyznaj�, �e o ca�ej sprawie nie pami�ta�em, dop�ki po jakich� dw�ch
tygodniach nie dosta�em zaproszenia do gabinetu profesora.
- Przypatrz no si� temu - zagai� z dum� profesor, pokazuj�c na zwyk�e
radio, tyle �e z p�kni�t� obudow� i ze znacznie wi�ksz� ni� zwykle liczb�
pokr�te� i skal.
- Fajnie! To fina��w pos�uchamy sobie razem!
-Stumpfsinnig Schwein! -warkn��, gdy odzyska� g�os. To nie jest jakie�
tam g�upie radio, ty techniczny analfabeto! To ca�kowicie nowe urz�dzenie,
kt�re najpierw wymy�li�em, a teraz w�a�nie sko�czy�em konstruowa�. To jest
Temporalny Akustyczny Psychoenergetyczny Odbiornik, w skr�cie TAPO. Teorii
i techniki nie b�d� ci t�umaczy�, bo i tak s�owa nie pojmiesz. Praktycznie
urz�dzenie to wychwytuje i wzmacnia g�osy z przesz�o�ci, dzi�ki czemu
mo�na je zapisywa�. S�uchaj i podziwiaj!
Profesor w��czy� owo cudo techniki i przez dobr� chwil� dostraja� je,
a� w ko�cu uzyska� co�, co do z�udzenia przypomina�o faceta z katarem,
usi�uj�cego udawa� �wini� z czkawk�.
- I kto to m�wi? - zaciekawi�em si�.
- Protojapo�ski, przecie� s�ycha� - mrukn��, nie odrywaj�c r�k od
pokr�te�. - Mniej wi�cej osiemnasty wiek przed nasz� er�. Co� gadaj� o
zbo�ach i barbarzy�cach. Widzisz, ch�opcze, najwi�kszym problemem jest to,
�e musz� s�ucha� wszystkich tego typu bzdur, zanim trafi si� okazja na
pocz�tek czego� naprawd� wa�nego. Ale musz� przyzna�, �e sporo ciekawostek
ju� zapisa�em: ta sterta papieru, kt�r� tu widzisz, to moje pierwsze
sukcesy. Jeszcze nieco fragmentaryczne, ale wiadomo: najtrudniejszy
pierwszy krok. Uda�o mi si� dotrze� do pocz�tk�w kilku naprawd� wa�nych
wydarze� i dok�adnie spisa�, co, kto i kiedy powiedzia�. Naturalnie
przek�ady s� do poprawienia i wyg�adzenia j�zykowego i historycznego, ale
tym mo�emy si� zaj�� p�niej. Nareszcie badam co� naprawd� istotnego.
Obawiam si�, �e dobrowolnie w�wczas zrezygnowa�em z jego towarzystwa i
wybra�em mecze fina�owe. To w�a�nie wtedy ostatni raz widzia�em go �ywego.
Podobnie zreszt� jak reszta ludzko�ci. Kartki, kt�re mi pokaza�, uznano za
bazgro�y ob��ka�ca, nie rozumiej�c ich prawdziwej warto�ci, i wyrzucono.
Cz�� z nich uda�o mi si� uratowa� i teraz przedstawiam je po raz pierwszy
szerszej publiczno�ci, aby oceni�a ich rzeczywist� warto��. Cho� bowiem s�
fragmentaryczne, jednak ich tre�� rzuca nowe �wiat�o na wiele dot�d
mrocznych zakamark�w naszej historii.
"...nawet je�li ten pa�ac jest moim domem, to i tak jest za ma�y, odk�d
pojawi�a si� tu moja nowa macocha, kt�ra jest okropnym babsztylem. Mia�em
nadziej� spokojnie kontynuowa� studia filozoficzne, ale co� mi si� zdaje,
�e to zdecydowanie niemo�liwe. Chyba lepiej b�dzie zebra� wojsko i da�
wycisk s�siadom, mo�e mi cholera przejdzie."
Aleksander, Macedonia, 336 r. p.n.e.
"...�gor�co� nie jest w�a�ciwym s�owem: ca�a Wirginia przypomina tego
lata jeden wielki piekarnik. Kiedy nadarzy si� okazja, �eby troch�
zarobi�, jak b�d� mierzyli te wzg�rza, musz� si� tym zaj��, zanim
Ministerstwo Finans�w zmieni zdanie. W ten spos�b dzi� spotka�em w
gospodzie tego, jak mu by�o... cholera, zapomnia�em, b�d� musia� go jutro
spyta�! Wypili�my po piwku, narzekaj�c na upa�. Od s�owa do s�owa, i po
paru nast�pnych piwkach nabra� do mnie zaufania. Jest cz�onkiem jakiego�
tajnego klubu, je�li dobrze pami�tam, Synowie Wolno�ci czy jako� tak..."
George Washington, 1765 r.
"...Francja straci�a wielko��, skoro uczciwy wynalazca nie jest w
stanie czerpa� korzy�ci ze swej pomys�owo�ci. Przez miesi�ce doskonali�em
Maszynk� Do Ci�cia Salami, co powinno mi przynie�� fortun�: ka�dy rze�nik
w kraju powinien zabija� si� o przeno�ny egzemplarz. I co mam? G�wno
Konwent u�ywa modelu stacjonarnego, nie p�ac�c mi ani sou. A po tym, jak
j� zacz�li wykorzystywa�, nie dziwi� si�, �e �aden uczciwy rze�nik nie ma
ochoty jej kupi�".
dr n. med. J. I. Guillotine, 1791 r.
"Jezu, ale mnie g�owa boli! Niech no ja dorw� tego skurwysyna, kt�ry na
Fetter Lane wyrzuci� wczoraj nocnik! Nogi z ty�ka mu powyrywam albo �eb
rozwal� tym g�wnianym naczyniem... Ju� si� zd��y�em nauczy�, �e w tym
zawszonym Londynie trzeba ci�gle uwa�a� i szybko si� rusza�, je�li si�
chce unikn�� zawarto�ci nocnik�w wylewanych bez �adu, sk�adu i porz�dku z
g�rnych pi�ter. Niech ju� b�dzie; co kraj to obyczaj. Ale zawarto�ci, nie
pojemnik�w! Swoj� drog� trzeba mie� pecha, �eby cz�owieka trafi� akurat
jedyny spadaj�cy nocnik w okolicy... Gdy mi �eb przestanie p�ka�, musz�
si� dok�adniej zastanowi�, jak to jest z tym spadaniem..."
sir Isaak Newton, 1682 r
"...I. boi si�, �e F. wie! A je�li faktycznie wie, to marny m�j los.
Gdyby I. nie by�a tak poci�gaj�ca, mo�e bym znalaz� drog� do innej
�o�nicy, a tak sama mnie do niej zaprosi�a. Powiedzia�a, �e sprzeda troch�
bi�uterii i kupi mi te trzy statki, o kt�rych niedawno rozmawiali�my.
Ostatnim miejscem, gdzie chcia�bym si� znale�� w pe�ni madryckiego sezonu,
s� te zapowietrzone Wyspy Korzenne, ale to F. tu rz�dzi. A jak kr�l si�
dowie, to lepiej by� jak najdalej st�d..."
Cristoforo Colombo z Genui, 1492 r.
[prawdopodobnie, bo by�y niesamowite zak��cenia]
"Na szcz�cie kupi�em Pierre'owi tego Ma�ego Budowniczego! Jak tylko
za�nie, musz� mu zabra� t� �mieszn� wie��, kt�r� w�a�nie sko�czy�. Na nic
si� nie przyda organizatorom Wystawy, ale przynajmniej dadz� mi �wi�ty
spok�j!"
Alexandre Gustave Eiffel, 1888 r.
"Biada Chinom! Kolejny rok nieurodzaju i coraz gorszego kryzysu.
Miliony bezrobotnych, a jedyny plan wydaj�cy si� mie� szanse odrodzenia to
projekt budowlany Wah-Ping-Aha. Ten zapaleniec twierdzi, �e ta budowa
rozbudzi ekonomi� i ponownie spowoduje cyrkulacj� pieni�dza. Mo�e i
prawda, ale pomys� zupe�nie ob��kany - budowa� mur d�ugo�ci tysi�ca
pi�ciuset mil! I jeszcze chce, �eby go nazywa� budow� WPA! Jeszcze czego!
Trzeba to jako� sensownie nazwa� i wm�wi� ludziom, �e to powstrzyma
barbarzy�c�w. Wszystkie wydatki na zbrojenia da si� przepchn��, byle
ludno�� by�a wystarczaj�co nastraszona."
Cesarz Shih Hwang-ti, 252 r. p.n.e.
"Dzi� b�dzie pe�nia, to spokojnie znajd� drog� na w�a�ciwy balkon.
Wola�bym co prawda nie zbli�a� si� do tej zwariowanej rodzinki, ale Maria
to najlepsza cizia w ca�ym mie�cie! Julia przy niej wygl�da jak kwit na
w�giel, a niby siostry! Obieca�a, �e zostawi otwarte okno..."
Romeus Montague, 1562 r.
[Wyj�tek z dziennika okr�towego:]
"Dzi� wyl�dowali�my na skalistym brzegu. Nawigacja wo�a o pomst� do
nieba - kierowali�my si� do Wirginii, a wyl�dowali�my w Massachusetts! Jak
kiedy� dorw� tego g�wniarza, co �wisn�� kompas, to kwakier, nie
kwakier..."
Mayflower, 1620 r. 79
Przyk�ad�w jest znacznie wi�cej, ale powy�sze s� chyba wystarczaj�cym
dowodem, �e profesor Hakachinik by� geniuszem wyprzedzaj�cym swoje czasy,
a nie niezr�wnowa�onym szale�cem, jak go po �mierci okre�lano. Poniewa� ta
�mier� i jej przyczyny sta�y si� po�ywk� dla rozlicznych plotek, podaj�
prawd�, do czego mam pe�ne prawo, poniewa� to ja odkry�em jego cia�o. To
k�amstwo, i to wierutne, �e pope�ni� samob�jstwo. Zawsze kocha� �ycie, na
pewno nie dolega�o mu nic nieuleczalnego i, o ile wiem, mia� nader
konkretne plany na kilka najbli�szych lat. Nie zosta� te� pora�ony pr�dem,
cho� siedzia� w pobli�u TAPO, kt�ry by� stopiony, jakby przep�yn�� przeze�
wyj�tkowo silny pr�d elektryczny. Oficjalnie przyczyn� zgonu, jak
zapisano, by� atak serca; jest to cz�ciowo prawda - skoro by� martwy, a
serce nie funkcjonowa�o, to bez dw�ch zda� mo�na by�o wszystko zwali� na
serce.
Gdy go znalaz�em, siedzia� przy biurku tak, aby g�o�nik odbiornika
skierowany by� prosto w jego ucho. W palcach �ciska� jeszcze pi�ro, a na
le��cej na blacie kartce zapisana by�a niekompletna relacja kolejnego
nas�uchu - najwyra�niej zmar� w trakcie notowania. Notatka by�a w
staronorma�skim, kt�ry dla wygody nie znaj�cych tego interesuj�cego
sk�din�d j�zyka przet�umaczy�em na angielski:
"...ta narada w ko�cu si� odb�dzie, wi�c jak nie sko�czycie chla� i nie
odstawicie tych ob�linionych rog�w, to dam po �bach, pijaki jedne! Tak ju�
lepiej. No, to do rzeczy. Problemami Yggdrasilla zajmiemy si� p�niej,
wa�niejszy jest doprawiony piachem beton w fundamentach mostu Bilfrost.
Ju� zaczyna si� sypa� i chc�, �eby... Chwileczk�! To mia�a by� zamkni�ta
narada, prawda? To jakim prawem kto� nas pods�uchuje?! Thor, b�d� �askaw
zaj�� si� tym natr�tem..."
przek�ad : Jaros�aw Kotarski
powr�t
Harry Harrison
Je�eli
- Jeste�my na miejscu! Obliczenia by�y idealne! - ucieszy�a si�
Trzydziestka Pi�tka. - To jest to miejsce!
- Jeste� idiotk�! - oznajmi�a zimno Siedemnastka. Miejsce jest to, ale
czas nie ten: jeste�my o dziewi�� lat za wcze�nie!
- Jestem idiotk� i uwolni� ci� od mej bezu�ytecznej obecno�ci! -
zgodzi�a si� Trzydziestka Pi�tka, wyci�gaj�c z pochwy n� i przyk�adaj�c
go do szyi zdecydowanym ruchem.
- Nie teraz! - sykn�a Siedemnastka. - Ju� jest nas zbyt ma�o, a tw�j
trup na nic si� nam nie przyda! Bierz si� do roboty i znajd� w�a�ciwy
czas: wiesz, �e mamy ograniczone zasoby energii.
-Tak jest! - Trzydziestka Pi�tka schowa�a n� i podesz�a do tablicy
przyrz�d�w.
Czterdziestka Czw�rka nie zwraca�a uwagi na pozosta�e i obserwowa�a
ekrany reaktora, gotowa do natychmiastowej reakcji.
- Gotowe! - oznajmi�a po chwili Siedemnastka, zacieraj�c d�onie. -
W�a�ciwy czas, w�a�ciwe miejsce! L�dujemy na chwa�� Saura, od kt�rego
zale�y los wszystkich.
- Na chwa�� Saura - mrukn�y jej towarzyszki.
Z b��kitnego nieba opada� kulisty pojazd o g�adkiej pow�oce, rozci�tej
jedynie w dolnej cz�ci prostok�tn� �luz�. Opada� powoli, cho� nie by�o
s�ycha� ani wida�, w jaki spos�b si� porusza, a� znikn�� za p�nocnym
grzbietem otaczaj�cym Jezioro Johnsona na skraju sosnowego lasu.
W pobli�u nie by�o �adnego cz�owieka, a krowy pas�ce si� opodal nie
zwr�ci�y najmniejszej uwagi na metalow� kul�, kt�ra znikn�a w krzakach
przy �cie�ce ��cz�cej jezioro z autostrad�.
Ptaszki �wierka�y, a kr�lik podgryza� co� ze smakiem, gdy rozleg�o si�
szuranie st�p i monotonne pogwizdywanie. Ptaszki umilk�y, kr�lik prysn�� w
zaro�la, a od strony jeziora nadszed� ch�opiec. Ubrany normalnie, z teczk�