3233

Szczegóły
Tytuł 3233
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3233 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3233 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3233 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Harry Harrison Opowiadania Aksamitna R�kawiczka Jon Venex w�o�y� klucz w otw�r hotelowych drzwi. Poprosi� o du�y pok�j - najwi�kszy w ca�ym hotelu - zap�aci� za to zreszt� portierowi extra. Drzwi otwar�y si� i na widok wn�trza odetchn�� z ulg�. Pok�j by� wi�kszy ni� oczekiwa� - pe�ne trzy stopy na pi��. W takim miejscu m�g� da� odpocz�� nogom, a to znaczy�o, �e do rana b�dzie jak nowy. W tylnej �cianie by� hak, na kt�rym zawiesi� si� za pomoc� k�ka na karku i paroma energicznymi kopniakami doprowadzi� do tego, �e zwisa� swobodnie nad pod�og�. Nogi odpoczywa�y, tote� z ulg� od��czy� zasilanie od pasa w d�. Przeci��ony motor musi ostygn�� zanim b�dzie w stanie do niego si� zabra�, tote� spokojnie skupi� si� na czytaniu gazety. �yj�c w ci�g�ym strachu przed bezrobociem, zacz�� od dzia�u og�osze� "Pomoc potrzebna - roboty". W dziale "Specjalist�w" nie by�o nic dla niego, a og�lnie by�o gorzej ni� �le - nawet "Robotnicy niewykwalifikowani" nie obiecywali niczego porz�dnego. Zdecydowanie Nowy Jork by� tego roku z�ym miejscem dla robot�w. Po og�oszeniach zaj�� si� komiksami. Mia� nawet sw�j ulubiony, cho� ledwie przyznawa� si� do tego sam przed sob�. Nazywa�o si� to "Raftly Robot", a jego bohaterem by� przyg�upawy, mechaniczny b�azen, maj�cy rzadkie zdolno�ci do pakowania si� z jednej kaba�y w drug�. By�o to, rzecz jasna, karykaturalne uj�cie robota, ale czasami bywa�o zabawne. Zabiera� si� w�a�nie za kolejny odcinek, kiedy zgas�o �wiat�o. By�a 22.00 - czas wy��czenia dla robot�w. Nale�a�o si� gdzie� zamkn�� i w��czy� dopiero 0 6.00 rano - osiem godzin nudy i ciemno�ci dla wszystkich, poza paroma nocnymi str�ami. Ale na wszystko s� sposoby. Ten przepis prawny, jak zreszt� prawie wszystkie, mia� luk� - poj�cie �wiat�a nie by�o w nim sprecyzowane. A wi�c spokojnie odsun�� par� przys�on swego reaktora i czyta� dalej w promieniach podczerwonych. Czujnikiem umieszczonym na czubku palca wskazuj�cego lewej r�ki sprawdzi� temperatur� nogi - ostyg�a na tyle, �e mo�na by�o zabra� si� za jej napraw�. Wodoodporna sk�ra rozsun�a si�, ukazuj�c druty nerw�w, kable mocy i staw kolanowy. Roz��czywszy nerwy delikatnie od��czy� nog� ponad kolanem, po czym po�o�y� j� na p�ce przed sob�. Z czu�o�ci� z wewn�trznej kieszeni wyci�gn�� cz�ci zapasowe i narz�dzia - by�y one efektem oszcz�dno�ci ostatniej, trzymiesi�cznej pracy na �wi�skiej farmie w Jersey. Sprawdza� w�a�nie nowe kolano, stoj�c na jednej nodze, gdy �wiat�o w pokoju rozb�ys�o ponownie. 5.30, min�� czas wy��czenia, a on sko�czy� na czas. Dawka oliwy dope�ni�a dzie�a. Schowa� narz�dzia, odblokowa� zamek i ruszy� ku wyj�ciu. Winda by�a od dawien dawna nieczynna, a schody w nie najlepszym stanie, tote� ruszy� ostro�nie w d�, trzymaj�c si� ca�y czas �ciany. Jego nowe kolano by�o jeszcze nie dotarte, a na nast�pne nie by�o go sta�. Na siedemnastym pi�trze zwolni� jeszcze bardziej, gdy� za nim pojawi�y si� dwa inne roboty. By�y najprawdopodobniej z rze�ni - zamiast prawych d�oni mia�y d�ugie na stop� no�e. Gdy zbli�y�y si� do ko�ca schod�w, wsun�y je w plastikowe pochwy na piersiach. Jon pod��y� za nimi do hallu. Pomieszczenie by�o zat�oczone do granic mo�liwo�ci robotami wszelkich mo�liwych rodzaj�w, kszta�t�w i barw. Jego wysoko�� pozwala�a mu rozejrze� si� nad g�owami wi�kszo�ci obecnych i przez szklane drzwi wyjrze� na ulic�. W nocy pada�o, a teraz czerwone promienie s�o�ca odbija�y si� w ka�u�ach. Trzy bia�o pomalowane roboty - znak nocnej zmiany - wesz�y do hallu, ale nikt z niego nie wyszed� - prawo zabrania�o tego przed punkt 6.00. Zgromadzony t�um rozmawia� przyciszonymi g�osami, lekko falowa�. Jedyn� ludzk� istot� by� nocny portier pochrapuj�cy za kontuarem. Zegar nad jego g�ow� wskazywa� 5.55. Odwracaj�c wzrok od jego tarczy, Jon dostrzeg� pot�nego, czarnego robota, wymachuj�cego ku niemu. Pot�ne ramiona i compact identyfikacyjny wskazywa�y na cz�onka rodziny Diger�w - jednej z najliczniejszych. Ten przepchn�� si� tymczasem przez t�um i klepn�� Jona w plecy. - Jon Venex! Wiedzia�em, �e to ty, ledwie zobaczy�em to cielsko g�ruj�ce nad t�umem jak zielone drzewo. Nie widzia�em ci� od dawnych, dobrych dni na Wenus! Jon nie musia� sprawdza� numeru widniej�cego na podrapanej plakietce na piersiach. Alec Diger by� jedynym jego bliskim przyjacielem przez trzyna�cie nudnych �at w Obozie Orange Sea. �wietny szachista i gracz w siatk�wk�. U�cisn�li sobie d�onie z dodatkowym akcentem oznaczaj�cym przyja��. - Alec, ty przero�ni�ty koszu na �mieci! Co ci� przygna�o do Nowego Jorku? - Nieodparta potrzeba zobaczenia czego� poza deszczem i d�ung��, je�li chcesz wiedzie�. Po tym jak si� wykupi�e�, zrobi�o si� tak nudno, �e zacz��em w tej zasranej dziurze z diamentami robi� dwie zmiany w ci�gu jednego dnia, a przez ostatni miesi�c nawet trzy, �eby mie� fors� na wykup kontraktu i przyjazd na Ziemi�. By�em tak d�ugo pod ziemi�, �e gdy wyszed�em na powierzchni� przepali�a mi si� fotokom�rka w prawym oku - przy tych s�owach pochyli� si� i szepn��: - Je�li chcesz zna� prawd�, to mia�em sze��dziesi�ciokaratowy diament za soczewk�. Sprzeda�em go tu za dwie�cie kredyt�w, co da�o mi sze�� miesi�cy wakacji, ale to ju�, cholera, przesz�o��. Teraz id� z bezrobotnymi szuka� zaj�cia. A co z tob�? - Jak zwykle. Najrozmaitsze zaj�cia dop�ki nie trzepn�� mnie autobus. Uszkodzi�em sobie kolano. A jedyn� robot�, jak� mog�em znale�� z niesprawn� nog�, by�o nape�nianie koryt w �wi�skiej farmie. Zarobi�em tyle, �eby sprawi� sobie nowe, no i jestem tutaj. Alec wskaza� na rdzawego, trzystopowego robota, kt�ry cicho pojawi� si� za jego plecami. - Je�li uwa�asz, �e masz k�opoty, to przypatrz si� Dikowi. Dik Drryer - poznaj Jona Venexa, mojego starego kumpla. Jon przysun�� si�, aby u�cisn�� d�o� ma�ego robota i dozna� szoku. To co bra� za farb� ochronn�, by�o warstewk� rdzy pokrywaj�cej ca�y korpus Dika. Alec zdar� jej fragment z ma�ego automatu i jego g�os nagle spowa�nia�. - Dik by� pomy�lany do prac na pustyni Marsa. Tam jest sucho jak w piecu, tote� firma zaoszcz�dzi�a na nierdzewnej stali, a kiedy zbankrutowa�a, zosta� sprzedany jakiemu� przedsi�biorstwu w mie�cie. Gdy rdza zacz�a go z�era�, oddali mu kontrakt i wyrzucili na bruk. - Nikt nie wynajmie mnie w takim stanie - odezwa� si� ma�y robot piskliwym g�osem. - A ja nie mam pieni�dzy na napraw� nie maj�c zaj�cia. Id� do kliniki. M�wili, �e mo�e b�d� mogli mi pom�c. S�owom towarzyszy� przykry skrzyp, gdy uni�s� r�k�. Alec Diger trzasn�� si� w pier�, a� zadudni�o. - Nie licz na nich za bardzo. S� wspaniali jak chodzi o darmowe dziesi�ciokredytowe ba�ki z olejem czy te� troch� drutu. Ale nie licz na nich, gdy chodzi o co� powa�nego. By�a ju� 6.00 i t�um robot�w wyruszy� na cich� jeszcze ulic�, tote� do��czyli do nich. Jon dostosowa� tempo do szybko�ci ma�ego robota, kt�ry porusza� si� nieregularnymi szarpni�ciami, a jego g�os by� r�wnie przerywany i skrzypi�cy jak ruchy. - Jon Venex, nie kojarz� imienia twojej rodziny. To ma chyba co� wsp�lnego z Venus... - Zgadza si�. Venus Eksperimental, w rodzinie jest nas tylko dwudziestu dw�ch. Mamy wodoodporne i wytrzyma�e na ci�nienie cia�a do pracy na dnie morza. Pomys� by� niez�y i robili�my, co do nas nale�a�o, tylko nie by�o wystarczaj�cej got�wki z dr��enia kana��w, �eby trzyma� nas wszystkich na chodzie. Ten m�j oryginalny kontrakt wykupi�em za p� ceny i sta�em si� wolnym robotem. - Bycie wolnym nie jest... takie, jak powinno by�. Czasami... my�l�, �e Akt R�wnouprawnienia Robot�w nie powinien by� uchwalony. Chcia�bym by� czyj��... w�asno�ci� z warsztatem i taczk�... g�r� cz�ci zamiennych. - Opowiadasz, Dik - Alec obj�� go pot�nym ramieniem. - Sprawy nie id� wy�mienicie, to fakt. Ale jest o niebo lepiej ni� dawniej. Byli�my tylko kup� mechanizm�w wykorzystywanych dwadzie�cia cztery godziny na dob� i wyrzucanych, gdy byli�my ju� zu�yci. Dzi�kuj�, nasram! Wol� sam boryka� si� z moimi problemami w takim stanie rzeczy, w jakim si� one znajduj�. Po�egnali si� z Dikiem, kt�ry wolno szed� w d� ulicy i skr�cili do biura zatrudnienia. Przepchn�li si� do kolejki przy rejestracji i zaj�li si� studiowaniem og�osze� przypi�tych do tablicy. Uwag� Jona zwr�ci�o jedno z nich, obwiedzione czerwon� obw�dk�: POTRZEBNE ROBOTY NAST�PUJ�CYCH RODZIN ZATRUDNIENIE NATYCHMIASTOWE CHAINJET LTD. 1219 BRODWAY FASTEH FLYER ATOMMEL PILMER VENEX Podniecony stukn�� Aleca w rami�. - Zobacz, potrzebuj� robota w mojej specjalno�ci. Mog� dosta� normaln� ga��. Zobaczymy si� w nocy, w hotelu. I powodzenia w twoim polowaniu. - Miejmy nadziej�, �e ta praca b�dzie taka, jak my�lisz. Nigdy nie wierz� w te historie, dop�ki nie mam w gar�ci swoich kredyt�w - po czym Alec pomacha� mu na po�egnanie. Jon maszerowa� szybko wzd�u� d�ugich kwarta��w blok�w rozmy�laj�c sobie, �e nie ufno�� Aleca jest lekk� przesad� - nie mo�na przecie� ci�gle oczekiwa�, �e kto� da ci w �eb. A poza tym dzie� zapowiada� si� przyjemnie i ta perspektywa zaj�cia... Skr�caj�c za r�g zderzy� si� z biegn�cym z przeciwka cz�owiekiem, co gwa�townie przerwa�o jego b�ogie rozmy�lania. Jon stan�� natychmiast, ale nie mia� czasu, aby uskoczy�. Gruby jegomo�� wpad� na niego i run�� na chodnik. Jonem zatrz�s�o - zrani� cz�owieka! Schyli� si�, chc�c mu pom�c wsta�, ale inicjatywa ta spotka�a si� z wr�cz odwrotnym od zamierzonego skutkiem. Grubas odtr�ci� podan� mu r�k� i rozdar� si� piskliwie. - Policja! Pomocy! Zosta�em napadni�ty... szalony robot... Pomocy! Wok� zacz�li gromadzi� si� gapie - w nale�ytej na razie odleg�o�ci, ale gniewne pomruki �wiadczy�y jednoznacznie po czyjej s� stronie. Jon sta� jak sparali�owany, podczas gdy przez g�stniej�cy t�um przepchn�� si� policjant. - Niech go pan aresztuje albo lepiej zastrzeli... uderzy� mnie... prawie zabi�... - ci�g dalszy tych wrzask�w zamieni� si� w niezrozumia�y be�kot. Policjant doby� swej siedemdziesi�tkipi�tki i przystawi� Jonowi do boku. - Ten cz�owiek oskar�a ci� o powa�ne przest�pstwo, �mieciu. Zabieram ci� na posterunek ! - o�wiadczy�, machaj�c jednocze�nie broni�, aby t�um da� im przej�cie. Ten odpowiedzia� wolnym ruchem w bok i g�o�nymi wyrazami niezadowolenia. My�li Jona wirowa�y pod czaszk� jak szalone. Nie m�g� powiedzie� prawdy, bo oznacza�oby to nazwanie cz�owieka k�amc�, a to sta�o w jawnej sprzeczno�ci z zasadami robotyki. Od pocz�tku roku mia�o miejsce sze�� przypadk�w samospalenia robot�w, a gdyby zacz�� m�wi� prawd�, by�by si�dmym. Zdominowa�o go uczucie rezygnacji - je�li cz�owiek utrzyma oskar�enie w mocy, b�dzie to oznacza�o ob�z karny, a tego, jak s�dzi, nie prze�y�by... - Co tu si� dzieje? - odezwa� si� nagle grzmi�cy bas, na kt�ry prawie wszyscy si� odwr�cili. Pot�na kontenerowa ci�ar�wka sta�a przy kraw�niku, a z kabiny przez t�um przedziera� si� ku nim kierowca. - To m�j robot Jack i b�d� �askaw mi go nie dziurawi� -wrzasn�� na widok policjanta z broni� w d�oni. -Ten grubszy tu, jest sko�czonym �garzem - kontynuowa� nowo przyby�y. - Robot sta� sobie tu czekaj�c, a� zaparkuj�. Ten grubszy musi by� r�wnie �lepy jak g�upi. Widzia�em ca�e zaj�cie. Wpad� na robota i wywali� si�, a potem zacz�� wrzeszcze� na policj�. S�uchaj�c tego grubas mia� do�� - z poczerwienia�� nagle twarz� ruszy� w�ciekle wywijaj�c pi�ciami. Pi�ci te zreszt� nie osi�gn�y celu. D�o� kierowcy bowiem wyl�dowa�a na jego twarzy i go�� siad� powt�rnie na chodniku. Widzowie rykn�li �miechem i robot poszed� w zapomnienie. Nawet policjant u�miecha� si� chowaj�c bro� i staraj�c si� rozdzieli� walcz�cych. Kierowca tymczasem obr�ci� si� ku Jonowi i wrzasn��: - W�a� na w�z! Jak na jeden dzie� i tak narobi�e� wystarczaj�cego zamieszania, ty �mieciu! T�um pod�miechiwa� si� jeszcze, gdy weszli do kabiny - i pot�ne diesle zag�uszy�y g�osy. Jon poruszy� ustami, ale by� zbyt zaskoczony, aby si� odezwa�. Dlaczego ten obcy facet pom�g� mu? S�ysza�, �e nie wszyscy ludzie s� im przeciwni. Kierowca musia� w�a�nie nale�e� do tej drugiej grupy, kt�ra uwa�a�a roboty za istoty, a nie za maszyny. Ten�e tymczasem prowadz�c ostro�nie jedn� r�k� pojazd, drug� si�gn�� pod desk� rozdzielcz� i poda� mu plastikow� broszur� zatytu�owan� "Roboty - niewolnicy �wiata ekonomii", napisan� przez Philpotta Asimova II. - Je�li ci� z�api� czytaj�cego to - uprzedzi� go uprzejmie - to zniszcz� ci� na miejscu. Najlepiej no� to pomi�dzy pow�ok� a generatorem, �eby� w ka�dej chwili m�g� to spali�. Czytaj wtedy, gdy jeste� sam. Jest tam masa rzeczy, o kt�rych nie masz poj�cia. Roboty wcale nie s� gorsze od ludzi, a w wielu sprawach s� od nich lepsze. Jest te� tu troch� historii �wiadcz�cej o tym, �e roboty wcale nie s� pierwszymi, kt�rzy s� traktowani w ten spos�b - jako istoty ni�szej kategorii. Mo�e b�dzie ci trudno w to uwierzy�, ale kiedy� jedni ludzie traktowali innych w taki sam spos�b, jak teraz traktuje si� was. To zreszt� jeden z powod�w, dla kt�rych jestem w tym ruchu - co� tak, jak ten facet, kt�ry spali� si� pomagaj�c innym wydosta� si� z ognia. Jad� na US-1, wyrzuci� ci� gdzie� po drodze? - Przy Chainjet, je�li mo�na. Szukam pracy. Reszta drogi up�yn�a w milczeniu, ale przed opuszczeniem wozu kierowca u�cisn�� mu d�o�. - Przepraszam, �e nazwa�em ci� �mieciem, ale t�um oczekiwa� tego - stwierdzi� i nie ogl�daj�c si� odjecha�. Jon czeka� p� godziny na swoj� kolej, ale w ko�cu dosta� si� do pokoju przes�ucha�. Za transplastikowym biurkiem siedzia� nieprzyjemny ma�y cz�owiek z wyrazem sta�ego przestrachu na obliczu i przek�ada� z miejsca na miejsce papiery co� pisz�c na marginesach. Rzuci� na Jona kr�tkie spojrzenie i warkn��: - Tak. Szybko. Czego chcesz? - Umie�cili�cie og�oszenie. Ja... Przerwa�o mu niecierpliwe machni�cie r�ki. - Dobra, poka� kart� identyfikacyjn�... szybciej, inni czekaj� Jon odczepi� plakietk� od nadgarstka i poda� mu przez st�. Facecik odczyta� numer i zacz�� go sprawdza� w d�ugim wydruku. Nagle przesta� i przyjrza� si� uwa�nie Jonowi. - Pomyli�e� si�. Nie mamy dla ciebie zaj�cia. T�umaczenie, �e figurowa�a tam jego specjalno�� zosta�o przerwane nast�pnym niecierpliwym machni�ciem. Oddaj�c mu plakietk� m�czyzna wyci�gn�� nagle spod sto�u kartk� i potrzyma� przez sekund� przed jego oczyma wiedz�c, �e wiadomo�� zostanie natychmiast utrwalona w fotograficznej pami�ci robota, po czym wrzuci� j� do popielniczki i podpali�. Jon przypi�� identyfikator i wychodz�c na ulic� odczyta� sobie spokojnie te kilka linijek tekstu bez podpisu, kt�re tkwi�y w jego pami�ci: Do robota z rodziny Venex. Jeste� pilnie potrzebny do �ci�le tajnego projektu kompanii. Podejrzewa si�, �e istnieje pods�uch w g��wnych biurach, dlatego zatrudnia si� ciebie w ten nietypowy spos�b. Zg�o� si� natychmiast na 787 Washington Street i spytaj o Mr Colemana. Odetchn�� z ulg� - obawia� si� ju�, �e by� to znowu fa�szywy alarm. A tymczasem troch� nietypowy, ale do�� cz�sto stosowany przez du�e kompanie chwyt dla zachowania tajemnicy. Nadal mia� szans� na prac�. Szary kad�ub podno�nika porusza� si� miarowo wzd�u� �ciany starego magazynu, uk�adaj�c paki w si�gaj�ce sufitu kominy. Na pytanie Jona wskaza� schody przyczepione do tylnej �ciany. - Jego biuro jest z ty�u, ma zreszt� tabliczk� na drzwiach - poinformowa� go, po czym przy�o�y� koniuszki palc�w do ucha Jona i zni�y� g�os do najl�ejszego �ladu szeptu. Dla cz�owieka by�by nies�yszalny, ale dla Jona tak, gdy� d�wi�k by� przenoszony przez metalowe cz�ci m�wi�cego. - To najgorszy ze z�ych, jakich do tej pory mog�e� spotka�. Nienawidzi nas, tote� je�li chcesz co� uzyska�, to b�d� przesadnie grzeczny. Je�li uda ci si� u�y� pi�� razy sir w jednym zdaniu, to mo�e ci si� uda�. Wymienili porozumiewawcze mrugni�cia i Jon ruszy� na poszukiwanie biura. Nie by�o to daleko. Poszukiwane drzwi znajdowa�y si� na dole straszliwie brudnych schod�w. Zapuka� delikatnie. Coleman by� rozlaz�� i nijak� osobowo�ci� w konserwatywnym, czerwono-��tym ubraniu. Rozpocz�� od por�wnania i sprawdzenia Jona w Generalnym Katalogu Robot�w. To co tam znalaz�, musia�o go najwyra�niej usatysfakcjonowa�, bo zamkn�� go z trzaskiem. - Dawaj identyfikator i sta� ty�em przy tej �cianie. Musimy ci� sprawdzi�. Jon po�o�y� co mia� na stole i ruszy� we wskazanym kierunku m�wi�c jednocze�nie: - Yes, sir. Tu, sir? Dwa razy sir w pierwszych dw�ch zdaniach to ca�kiem nie�le, pomy�la�, zastanawiaj�c si�, jak mo�na by umie�ci� ich pi�� w taki spos�b, aby nie da� cz�owiekowi do zrozumienia, �e jest robiony w durnia. Z niebezpiecze�stwa zda� sobie spraw� o mgnienie za p�no. Pole pot�nego elektromagnesu, umieszczonego za �cian�, rozp�aszczy�o jego metalowy korpus. Znalaz� si� na �cianie nie b�d�c w stanie wykona� �adnego ruchu. Coleman omal nie ta�czy� z rado�ci. - Mamy go, Duca. Wygl�da jak g�wno na skale. Nie mo�e ruszy� cho�by jednym motorem. Przynie� tu swoje �mieci i za�atw, co masz - rzuci� rado�nie w intercom. Duca nosi� kombinezon mechanika i skrzynk� z narz�dziami na plecach. Na d�ugo�� wyci�gni�tej r�ki trzyma� czarne, metalowe opakowanie najwyra�niej staraj�c si� by� od niego tak daleko, jak to tylko by�o mo�liwe. - To nie wybuchnie dop�ki nie jest uzbrojone, ty durniu -wrzasn�� na ten widok Coleman. - Przesta� zachowywa� si� jak dziecko. Za�� mu to na nog� i po k�opocie! Pogwizduj�c pod nosem Duca umie�ci� �adunek par� cali nad jego kolanem. Coleman sprawdzi� zabezpieczenie i wyj�� z szuflady stalowo po�yskuj�ce pude�ko z czarnym przyciskiem na wieczku. Do��czy� kabel, kt�ry p�niej do��czy� do �adunku i co� pomajstrowa� przy nodze. Co� trzasn�o, gdy bomba uzbroi�a si� i wszystko zosta�o zwini�te. Jon m�g� tylko obserwowa� i kl�� w�asn� g�upot�, kt�ra w�adowa�a go w ca�� t� spraw�. Pole magnetyczne nagle ust�pi�o i jego silniki, nastawione na op�r, pchn�y go w stron� Colemana. Ten natychmiast dotkn�� przycisku. - Tylko nie podskakuj, rupieciu. To jest detonator tego, co masz na nodze. Jeden ruch mego kciuka i zostanie z ciebie kupa rozwalonego po pod�odze z�omu - ostrzeg� go i wskaza� na Duca, kt�ry otworzy� drzwi do s�siedniego pokoju. - A na wypadek, gdyby obudzi� si� w tobie bohater, to pomy�l sobie o nim. Na pod�odze le�a�a brudna sterta �achman�w, w kt�rej z pewnym wysi�kiem mo�na by�o dopatrze� si� istoty ludzkiej, kt�rej jedynym zainteresowaniem by�a flaszka whisky dzier�ona w d�oni. Bez wi�kszego trudu dawa� si� natomiast zauwa�y� przypi�ty do jego piersi czarny obiekt, identyczny z tym, kt�ry Jon mia� na nodze. Coleman kopn�� drzwi i odezwa� si�: - To �mie� z Bovery, Venexie, ale nie s�dz�, �eby tobie robi�o to jak�kolwiek r�nic�. Jest nadal cz�owiekiem, kt�rego robot nie mo�e zabi� przez swoje post�powanie, nie? Jego bombka jest nastawiona na t� sam� cz�stotliwo��, co twoja. Jak zaczniesz gra� sobie z nami w kulki, to on zamiast brzucha b�dzie mia� dwustopow� dziur�. Nie s�dz�, aby to prze�y�. Coleman mia� racj�. Jon nie m�g� zrobi� �adnego fa�szywego ruchu. Ca�y jego trening ��cznie z zapiecz�towanym obwodem dziewi��dziesi�tym drugim uniemo�liwia� jakiekolwiek zachowanie, kt�rego skutki mog�yby okaza� si� niebezpieczne dla cz�owieka. Z nie znanych mu powod�w z�apano go w pu�apk�. Coleman tymczasem odci�gn�� dywan i wskaza� mu nieregularn� dziur� widniej�c� w pod�odze. Tunel, kt�ry tu si� zaczyna jest w dobrym stanie na odcinku najbli�szych trzydziestu st�p. Dalej jest obwa�. Masz go oczy�ci� i, je�li b�dzie trzeba doprowadzi� do otworu odp�ywowego na nabrze�u. Potem tu wr�� i radz� ci, �eby� by� sam, bo w przeciwnym razie obaj wylecicie w powietrze. Tunel by� wydr��ony fachowo i podparty skrzyniami z magazynu. Ko�czy� si� gwa�townie �cian� �wie�ego piachu i kamieni. Jon zacz�� �adowa� to, co w nim le�a�o w ma�y w�zek na k�kach, kt�ry sta� w tunelu. Opr�ni� go oko�o czterech razy i by� w trakcie ponownego nape�niania, gdy odkry� r�k�. D�o� robota wykonan� z zielonkawego materia�u. W��czy� lamp� i zbada� j� dok�adniej. Bez w�tpienia by�a to ko�czyna robota z rodziny Venex. Szybko, ale nader ostro�nie odgarn�� znajduj�ce si� za ni� rumowisko i odkopa� reszt� robota. Kad�ub by� zgnieciony, stos nie istnia�, a kwas z baterii wyp�ywa� przez brzydkie rozdarcie w prawym boku. Delikatnie roz��czy� pozosta�e druty i od�o�y� na bok jeszcze ca�� g�ow�. By�a zupe�nie ciemna i cicha, ale istnia�a jeszcze nadzieja. Oskrobywa� w�a�nie z b�ota identyfikator, gdy do tunelu opu�ci� si� Duca z siln� latark�. - Zostaw to g�wno i we� si� do roboty - wrzasn�� - albo sko�czysz jak on. Ten tunel musi by� sko�czony dzi� w nocy! Jon za�adowa� szcz�tki na w�zek i przepchn�� ca�y �adunek ku przodowi tunelu, rozmy�laj�c nad sytuacj�. Martwy robot, szczeg�lnie z w�asnej rodziny, to tragiczna rzecz, ale z tym by�o co� nie tak. Na plakietce znalezionego identyfikatora by� numer siedemna�cie, a on sam doskonale pami�ta� ten nieszcz�sny dzie�, w kt�rym podwodny wybuch zabi� Venexa w�a�nie z numerem siedemnastym w g��binach Orange Sea. Cztery godziny zaj�o mu doprowadzenie tunelu do starego, granitowego nabrze�a i rozszerzenie istniej�cego otworu do wielko�ci umo�liwiaj�cej przej�cie. Zrobi� to przy u�yciu kr�tkiego �omu, jaki da� mu Duca. Gdy wspi�� si� z powrotem do biura, stara� si� wygl�da� na zm�czonego, aby opuszczenie �omu przy nogach i spoczynek na kupie g�bki w rogu by� jak najbardziej naturalny. U�o�y� si� w miar� wygodnie i zabra� za g�ow� Venexa Siedemnastego. Coleman sprawdzi� czas i z pomrukiem satysfakcji odezwa� si�. - S�uchaj no ty, zielony �mieciarzu. O 19.00 wykonasz pewne zadanie, przy kt�rym nie b�dzie �adnych dowcip�w. P�jdziesz tunelem i nabrze�em a� do Hudson River. Wylot, jak sam wiesz, jest zalany przy przyp�ywie, tote� nikt ci� nie zobaczy. Po dnie przejdziesz dwie�cie jard�w na p�noc, co powinno ci� doprowadzi� dok�adnie pod nasz statek. Zreszt� w tej okolicy i tak stoi tylko jeden. Trzymaj oczy otwarte, ale nie u�ywaj �wiat�a! Gdzie� w po�owie prawej burty znajdziesz zwisaj�cy �a�cuch. Wleziesz na niego, odczepisz paczk�, kt�ra jest do niego przymocowana i przyniesiesz j� tutaj. �adnych pomy�ek, bo wiesz, co b�dzie. Jon skin�� g�ow� nie przestaj�c zajmowa� si� uporz�dkowaniem r�nych kolorowych kabli stercz�cych z rozwalonej szyi. Gdy mu si� to wreszcie uda�o, zapami�ta� je i por�wna� z kodem we w�asnej osobie. Dwunasty by� g��wnym zasilaj�cym, a sz�sty zwrotnym. Oddzieli� te dwa i rozejrza� si� niewinnie po pokoju. Duca spa� na krze�le, Coleman gada� z kim� przez telefon, a z boku pobrz�kiwa�o sobie radio. Jak d�ugo Duca spa�, jego cia�o zas�ania�o widok Colemanowi, co umo�liwia�o spokojne zajmowanie si� g�ow�. Uruchomi� gniazdo w przedramieniu, w kt�rym by�o wej�cie do zasilania bateryjnego u�ywane przy r�nych narz�dziach nap�dzanych elektrycznie. Wodoodporna sk�ra odsun�a si� z cichym szcz�kni�ciem i powoli wsun�� druty w gniazdo. Je�li g�ow� od��czono od zasilania nie wi�cej ni� trzy tygodnie temu, to by� w stanie j� reaktywowa�. Ka�dy robot mia� zamontowan� minibateri� w m�zgu, kt�rej odpowiednie nat�enie pr�du umo�liwia�o zachowanie umys�u przy �yciu przez ca�y ten okres. Sam umys� pozostawa� w nie�wiadomo�ci, dop�ki nie zwi�kszy�o si� nat�enie pr�du, co robi� w�a�nie teraz w nader delikatny spos�b. Kr�tkie oczekiwanie i nagle otwarte oczy Siedemnastego zamkn�y si�. Gdy ponownie si� otwar�y, by� w nich charakterystyczny blask oznaczaj�cy powr�t inteligencji. Omiot�y pok�j jednym spojrzeniem i zatrzyma�y si� na Jonie. Prawa d�o� zamkn�a si� gwa�townie, podczas gdy palce lewej zacz�y drga� spazmatycznie w do�� dziwny spos�b. By� to mi�dzynarodowy kod robot�w przesy�any tak szybko jak szybko by� w stanie operowa� solenoid. Wiadomo�� g�osi�a: - Telefon... zadzwo� do dy�urnego operatora... powiedz "sygna� 14" pomoc b�dzie... Drganie urwa�o si� w po�owie grupy kodowej, a blask w oczach zgas�. Przez sekund� Jon by� przera�ony, zanim nie zrozumia�, �e tamten �wiadomie odci�� zasilanie. Chrapliwy g�os Duca zabrzmia� mu w samo ucho. - Co ty z tym wyprawiasz? Znowu jakie� wasze kurewskie sztuczki? Znam was, wy kurwy jedne, zawsze... - jego g�os zmieni� si� w nieartyku�owany be�kot. Nagle b�yskawicznym kopniakiem pos�a� g�ow� Venexa Siedemnastego w k�t pokoju. G�owa odbi�a si� od �ciany i poturla�a z powrotem, zatrzymuj�c si� przy nogach Jona. Tylko istnienie obwodu dziewi��dziesi�tego drugiego powstrzyma�o Duca od wst�pienia na drog�, kt�r� bez w�tpienia zas�u�enie kroczyli jego przodkowie. Gdy Jon odzyska� w�adz� nad w�asnym cia�em (po przej�ciu fali �ciek�o�ci) stali naprzeciw siebie jak skamieniali. Nabrzmia�� groz� cisz� przeci�� ostry g�os Colemana: - Duca, przesta� si� z nim zabawia� i id� do magazynu wpu�ci� Ma�ego Williego i jego ch�opak�w. Potem b�dziesz mia� na to do�� czasu. Duca, kln�c pod nosem zrobi�, co mu kazano, a Jon opad� na gumowe szcz�tki analizuj�c te par� fakt�w, kt�re zna�. Zawiadomienie dy�urnego operatora oznacza�o, �e nie jest to lokalna sprawa, tylko rzecz, o kt�rej wiedz� w�adze. Tylko i wy��cznie rz�d m�g� si� kry� za tak powa�n� spraw�. Sygna� "14" oznacza� natychmiastow� akcj� wojskow� - co oznacza� bli�ej, tego nie wiedzia� nikt poza bezpo�rednimi organizatorami. Jedyne co m�g� zrobi�, to wykona� ten telefon. I to szybko, poniewa� Duca chcia� sprowadzi� tu wi�cej ludzi. Je�li mia� co� zrobi�, to tylko przed ich przybyciem. Nawet gdy ten �a�cuch my�lowy formu�owa� w jego umy�le logiczny obraz, to jego r�ce zaj�te by�y gwa�town� dzia�alno�ci� - od��czeniem nogi z �adunkiem w stawie biodrowym. Gdy trzyma�a si� ju� tylko na zatyczce, powoli wsta� i ruszy� w stron� biurka. - Mr Coleman, sir, czy nie czas, abym uda� si� ju� na statek, sir? - spyta� powoli zbli�aj�c si� do biurka. - Masz jeszcze trzydzie�ci minut. Siadaj spokojnie, powi... S�owa urwa�y si� gwa�townie. Jaki szybki nie by�by refleks ludzki, zawsze b�dzie o ca�e niebo powolniejszy ni� refleks maszyny. W przeci�gu sekundy, gdy Coleman zdawa� sobie spraw� z gwa�townego ruchu Jona, ten zrobi� to, co zamierza� - od��czy� nog� i schylaj�c si� nad biurkiem wsadzi� j� jednocze�nie za spodnie siedz�cego m�czyzny, krzycz�c prosto w ucho: - Zabijesz si�, je�li naci�niesz guzik! Mia�o to zaiste piorunuj�cy efekt. Palec Colemana wstrzyma� si� zanim dotkn�� przycisku, a jego w�a�ciciel wlepi� os�upia�e spojrzenie w czarny pojemnik tkwi�cy na wysoko�ci jego piersi. Jon nie czekaj�c na reakcj� chwyci� porzucony �om i w podskokach ruszy� ku zamkni�tej kom�rce. Wsun�� �om mi�dzy drzwi i framug� i nacisn��. Coleman zacz�� wyci�ga� sobie bomb� z gaci, ale by�o ju� po wszystkim. Drzwi p�k�y, a Jon jednym szarpni�ciem przerwa� pasy przytrzymuj�ce �adunek na ciele pijaka i rzuci� na biurko Colemana, przyprawiaj�c mu kolejne zmartwienie. Straci� nog�, ale usun�� zagro�enie nie nara�aj�c ludzkiego �ycia. Teraz musia� dosta� si� do telefonu i zadzwoni�. Coleman si�gn�� do szuflady po bro�, a g�osy nadchodz�cych odcina�y drog� przez drzwi. Jedyn� mo�liwo�ci� ucieczki by�o przeszklone okno wychodz�ce na wewn�trzny dziedziniec magazynu. W kaskadzie lec�cych na wszystkie strony szcz�tk�w Jon Venex wypad� przez szyb� �cigany rykiem siedemdziesi�tkipi�tki. Jaki� kawa� metalu oderwa� si� po nim od framugi, a inna kula zrykoszetowa�a mu na g�owie, gdy wspina� si� ku tylnym drzwiom magazynu. By� niespe�na trzydzie�ci st�p od nich, gdy zatrzasn�y si� ze �wistem powietrza. Musieli zablokowa� wszystkie wyj�cia, a tupot st�p po betonie wskazywa�, �e zamierzali ich te� pilnowa�. Spojrza� w g�r�, gdzie pl�tanina wspornik�w i podp�r si�ga�a dachu. Dla ludzkiego oka by�a ona pogr��ona w mroku, ale jego sensory podczerwieni radzi�y sobie zupe�nie dobrze przy cieple wydzielanym przez mury. Pogo� zbli�a�a si�, a wkr�tce zacznie si� przeszukiwanie magazynu, tote� jego jedyn� szans� ucieczki by�a g�ra. W dodatku na ziemi powstrzymywa� go brak nogi - na tej paj�czynie m�g� porusza� si� o wiele szybciej u�ywaj�c r�k. By� w�a�nie na jednym ze skrzy�owa� wspornik�w, gdy gard�owy ryk z do�u i seria kul rykoszetuj�cych dziko wok� niego poinformowa�y go, �e zosta� odkryty. Cicho rozpocz�� w�dr�wk� ku ty�owi budynku. B�d�c chwilowo bezpiecznym, rozejrza� si�. Ludzie byli rozrzuceni szerok� �aw� po magazynie i odnalezienie go by�o tylko kwesti� czasu. Drzwi by�y zamkni�te, a budowla pozbawiona by�a okien, tak�e t� mo�liwo�� mia� z g�owy. Gdyby m�g� zadzwoni�, nieznani przyjaciele Venexa Siedemnastego pospieszyliby z pomoc�, ale jedyny telefon w ca�ym budynku sta� na biurku Colemana. Sprawdzi� to �ledz�c kable. Odruchowo spojrza� na biegn�ce nad g�ow� kable w plastikowej os�onie przymocowane do �cian - pr�d i telefon. Linia telefoniczna! To przecie� by�o wszystko, czego potrzebowa�, �eby zadzwoni�. B�yskawicznymi, dok�adnymi ruchami si�gn�� w g�r� i ods�oni� cz�� kabla z izolacji. Omal nie roze�mia� si� wyci�gaj�c z lewego ucha ma�y minifon. Teraz by� jeszcze na p� g�uchy - niech kto� stwierdzi, �e nie po�wi�ca si� dla sprawy! Pod��czy� go do linii i sprawdzi�, czy kto� z niej korzysta. Na szcz�cie mieli pilniejsze zaj�cia. Pos�a� jedena�cie dok�adnie modulowanych sygna��w, kt�re powinny go po��czy� z tutejszym dy�urnym i umie�ci� minifon, jak tylko m�g� najbli�ej swoich ust. - Halo dy�urny, halo dy�urny, nie mog� ci� us�ysze�, wi�c nie odpowiadaj. Zadzwo� do operatora dy�urnego - sygna� 14, powtarzam - sygna� 14! Powtarza� to dop�ki poszukuj�cy nie znale�li jego kryj�wki, po czym zsun�� si� ni�ej, zostawiaj�c minifon na drucie. Otwarte po��czenie mog�o znacznie przyspieszy� dok�adne umiejscowienie po��czenia, a w panuj�cych na g�rze ciemno�ciach nie powinni go zauwa�y�. Przeszed� najdalej jak m�g� od tego miejsca. Ucieczka by�a niemo�liwa, tote� jedyn� rzecz� jak� m�g� zrobi�, to zyska� na czasie. - Mr Coleman, przepraszam, �e uciek�em - z g�o�nikiem nastawionym na pe�n� moc, jego g�os zabrzmia� w hali jak grom. -Je�li pozwoli mi pan wr�ci� i nie zabije, zrobi�, co pan chce. Ba�em si� bomby, ale teraz bardziej boj� si� strzelb. Brzmia�o to cholernie naiwnie, ale w�tpi�, aby kto� tam w dole zada� sobie trud, aby si� nad tym zastanowi�. A to, �eby kto� zna� si� na robotyce, by�o czystym nieprawdopodobie�stwem. - Prosz� mi pozwoli� zej��, sir! - omal zapomnia� to sir, wi�c powt�rzy� dla pewno�ci: - Prosz�, sir! Coleman pohzebowa� tej paczki rozpaczliwie, tote� powinien si� zgodzi�. Co do swej przysz�o�ci po tym fakcie, Jon nie mia� �adnej w�tpliwo�ci, ale �ywi� nadziej�, �e do tego czasu nadejdzie pomoc. - Z�a�! Nie b�d� w�ciek�y na ciebie, je�li b�dziesz robi� dok�adnie to, co ci ka�� - w g�osie brzmia�a w�ciek�o�� na robota, kt�ry o�mieli� si� sprzeciwi�, ale og�lnie ton by� do�� spokojny. Zej�cie nie by�o trudne, ale Jon robi� to tak wolno, jak tylko m�g�. Zeskoczy� na pod�og� przytrzymuj�c si� sterty skrzy�. Byli tu wszyscy, Coleman i Duca wraz z band� nowo przyby�ych. Ci ostatni na jego widok unie�li bro�. - To m�j robot, ch�opcy - powstrzyma� ich Coleman. - Ja si� nim zajm�! Po czym odstrzeli� drug� nog� Jona, kt�ry odwr�cony podmuchem eksplozji upad� bezsilnie na pod�og�. Pierwsz� rzecz�, kt�r� dostrzeg� po upadku by�a dymi�ca lufa siedemdziesi�tkipi�tki. - Cwanie jak na puszk�, ale nie za cwanie. Dostaniemy to, co chcemy, mo�e troch� trudniejsz� drog�, ale unikaj�c twego szwendania si� pod nogami - odezwa� si� zimno. Mniej ni� dwie minuty min�y od wykonania telefonu. Musieli mie� dwudziestoczterogodzinny dy�ur w oczekiwaniu na wiadomo�ci od Venexa Siedemnastego. G��wne drzwi rozlecia�y si� nagle w huku pot�nej eksplozji i j�ku dartej stali. W dymi�cym otworze pojawi�a si� tankietka pluj�ca ogniem sprz�onych dzia�ek wielkokalibrowych. Coleman poci�gn�� za spust o moment za p�no. Jon dostrzeg� ten ruch i zrobi� co m�g� tak, �e kula strzaska�a mu rami� zamiast g�owy. Na drugi strza� zabrak�o ju� czasu. W magazynie eksplodowa�y pociski gazowe wystrzelone przez dzia�ka i osuwaj�cy si� na ziemi� m�czy�ni nawet nie dostrzegli wpadaj�cej do wn�trza policji w maskach przeciwgazowych na g�owach. Jon le�a� na pod�odze komisariatu, gdy technik policyjny dokonywa� prowizorycznych napraw jego ramienia i n�g. Po drugiej stronie pomieszczenia Venex Siedemnasty z widoczn� przyjemno�ci� wypr�bowywa� swe nowe cia�o. - To naprawd� jest co�! A ju� my�la�em, �e to faktycznie koniec, gdy to si� osun�o. Ale powinieniem zacz�� od pocz�tku przeszed� przez pok�j i potrz�sn�� chwilowo jeszcze nieu�yteczn� r�k� Jona. - Nazywam si� Wil Counter 4951 L3, ale to i tak niewa�ne. Mia�em ju� tyle cia�, �e zapomnia�em jak pierwotnie wygl�da�em. Prosto ze szko�y przyzak�adowej poszed�em do szko�y policyjnej i od tej pory jestem w zespole detektyw�w Wydzia�u Dochodze� w stopniu m�odszego sier�anta. G��wnie robi� za robota us�ugowego, na przyk�ad sprzedaj�c s�odycze i zbieraj�c informacje. Ta ostatnia robota - przepraszam, �e u�ywa�em osobowo�ci Venexa, ale nie s�dz�, abym przyni�s� ha�b� twojej rodzinie - by�a zlecona przez Departament Celny. Wygl�da�o na to, �e kto� szmugluje do nas heroin�. FBI wy�apa�o dystrybutor�w, ale nikt nie wiedzia�, jak to si� do nas dostaje. Kiedy Coleman, kt�rego mieli�my ju� wcze�niej na oku, zacz�� poszukiwa� robota do prac podwodnych, zosta�em wsadzony w nowe cia�o i pos�any do akcji. Zaalarmowa�em firm� ledwie zacz��em kopa� tunel, ale za szybko mi to spad�o na g�ow� i nie zd��y�em zorientowa� si�, kt�ry statek wiezie �adunek. Moi nie wiedzieli o wypadku, tote� spokojnie czekali. Tamci zobaczyli, �e p� miliona got�wki mo�e im odp�yn�� do Starego Kraju, tote� wynaj�li ciebie. Zrobi�e� na czas, co powiniene� i w ten spos�b zd��yli uratowa� dwa roboty od pewnej �mierci. - Nie powiniene� mi chyba tego m�wi� - Jon skwapliwie skorzysta� z chwili przerwy - to s� chyba tajne informacje?! Specjalnie dla robot�w. - Oczywi�cie, �e s�! - przyzna� ten bez mrugni�cia okiem. - Kapitan Edgocombe, szef mego wydzia�u jest ekspertem w r�nych rodzajach szanta�u. Powinienem powiedzie� ci tyle tajemnic, �eby� albo przy��czy� si� do nas, albo zosta� zastrzelony jako potencjalny informator. M�wi�c prawd�, Jon, potrzebuj� ci�. Roboty, kt�re my�l� i prawid�owo reaguj� w sytuacjach ekstremalnych s� rzadko�ci�. Kiedy us�yszeli co� ty nawyprawia� w magazynie, kapitan przysi�g�, �e pozostawi mnie bez cia�a, je�li nie nam�wi� ci� do tej roboty. Szukasz zaj�cia? D�uga robota, ma�a pensja, ale masz pewno��, �e nigdy nie b�dzie nudno - nie zwracaj�c uwagi na os�upia�ego Jona, ci�gn�� dalej ju� powa�niej. - Uratowa�e� mi �ycie i chcia�bym ci� za wsp�lnika, a my�l�, �e b�dzie nam razem dobrze. A poza tym - doda� ju� starym tonem - mog� mie� w przysz�o�ci okazj�, �eby ci si� zrewan�owa�, bo cholernie nie lubi� mie� d�ug�w. Technik sko�czy� i rami� Jona by�o znowu w pe�ni sprawne. Gdy tym razem u�cisn�li sobie d�onie, to by� to gest z typu tych, kt�re troch� trwaj�. Na noc zosta� w pustym areszcie, kt�ry by� ogromny w por�wnaniu z pokojami hotelowymi czy barakami, do kt�rych przywyk�. �a�owa� tylko, �e nie ma swoich n�g, bo m�g�by urz�dzi� sobie �adny spacerek wzd�u� �cian. Ale obiecali mu je jutro - jakby nie by�o - za�o�� mu je jeszcze zanim podejmie now� prac�. Wypadki minionego dnia wirowa�y mu przed oczyma w tak osza�amiaj�cym tempie, �e jedyn� rzecz�, jakiej pragn��, by�o wy��czenie. Gdyby mia� co� do czytania, zaj��by przynajmniej umys� czym� mniej przyczyniaj�cym si� do zwarcia. Nagle w przeb�ysku u�wiadomi� sobie, �e przecie� nadal posiada broszurk� otrzyman� od kierowcy - schowa� j� bowiem odruchowo tam, gdzie ten mu poradzi�. Teraz delikatnie j� wyj�� i otworzy� na pierwszej stronie. Spomi�dzy kartek wysun�� si� arkusik papieru z kr�tk� wiadomo�ci�: PROSZ� ZNISZCZ T� KARTK� PO PRZECZYTANIU Je�li uwa�asz, �e to co pisz� w tej ksi��ce to prawda i chcia�by� dowiedzie� si� wi�cej - przyjd� w czwartek o 17.00 do pokoju 107 w George St. Kartka zap�on�a i zmieni�a si� w popi�, ale Jon wiedzia�, �e to nie tylko doskona�a pami�� jest powodem, dla kt�rego b�dzie t� wiadomo�� pami�ta�. przek�ad : Jaros�aw Kotarski powr�t Harry Harrison I kto to m�wi.. O zmar�ym profesorze Ephraimie Hakachiniku napisano miliony s��w pe�nych nienawi�ci i jadu, oczerniaj�c go i obra�aj�c na papierze. Papier jest cierpliwy, wi�c wszystko przyj��. Mnie ju� nie starczy�o cierpliwo�ci, tote� zdecydowa�em si� wreszcie skorygowa� pewne opinie i wyja�ni� sporne kwestie. Zdaj� sobie spraw�, �e ryzykuj� �ci�gni�cie na siebie gniewu tak zwanych autorytet�w, ale nie zmusi mnie to do milczenia - nie zabiera�em g�osu ju� zbyt d�ugo. Nadszed� czas prawdy, gdy� tylko prawda, oboj�tne jak zwariowana by si� wydawa�a, mo�e ukaza� zmar�ego we w�a�ciwym �wietle, na co bezwzgl�dnie zas�u�y�. Uczciwie przyznaj�, �e na pocz�tku naszej znajomo�ci by�em przekonany, i� profesor jest - eufemistycznie rzecz ujmuj�c - ekscentrykiem przekraczaj�cym nawet normy przyj�te na zapyzia�ych uczelniach po�o�onych tam, gdzie bociany nie dolatuj�. Z wygl�du robi� wra�enie wielkiej klasy niechluja ukrytego za bujn� brod�, z zasady nie czesan�. Nie goli� si� z dw�ch powod�w - po pierwsze oszcz�dza� na �yletkach, po drugie nie znosi� krawat�w. Notabene prawie ka�dym jego zachowaniem kierowa�a ch�� osi�gni�cia podw�jnego celu, o czym dobitnie �wiadczy to, �e by� profesorem tak nauk humanistycznych, jak i �cis�ych. Na Uniwersytecie Miskatonic prowadzi� dwa przedmioty - fizyk� kwantow� i konwersatorium indoeuropejskie. Takie w�a�nie, pozornie nie zwi�zane ze sob� umiej�tno�ci umo�liwi�y mu dokonanie odkrycia, o kt�rym chc� opowiedzie�, oraz pozwoli�y teori� po��czy� z praktyk�, czyli zbudowa� urz�dzenie, bez kt�rego ca�a teoria by�aby kolejn� naukow� mrzonk�. Jako magistrant by�em blisko profesora i prawd� m�wi�c by�em przy tym, gdy wpad� na pomys�, kt�ry zaowocowa� s�ynnym odkryciem. Gdyby zosta�o ono w�a�ciwie wykorzystane, znacznie zwi�kszy�oby sum� ludzkiej wiedzy, ale c�... By�o s�oneczne czerwcowe popo�udnie i przyznaj�, �e drzema�em nad kolejnym zwojem z Morza Martwego, kt�rego lektura by�a wybitnie usypiaj�ca. Obudzi� mnie chrapliwy wrzask odbijaj�cy si� echem nawet od os�oni�tych rega�ami �cian biblioteki. -Neobican! - Profesor w stanie podniecenia mia� sk�onno�ci do serbsko-chorwackiego. - Neobican! - Co jest tak wspania�e, panie profesorze? - zdziwi�em si� uprzejmie. - Pos�uchaj no tego cytatu z Edwarda Gibbona, jest zaiste inspiruj�cy. Zwiedza� w�a�nie ruiny Kapitolu, gdy by� �askaw zapisa�, co nast�puje: "Gdy tak siedzia�em w�r�d ruin Kapitolu, s�uchaj�c �piewu modlitw bosych kap�an�w w �wi�tyni Jupitera... przyszed� mi do g�owy pomys� opisania zmierzchu i upadku tego miasta." Czy� to nie wspania�e, m�j ch�opcze? To� to dech zapiera, prawd� m�wi�c: oto mamy historyczny pocz�tek znanego i wielkiego przedsi�wzi�cia. Po dwunastu latach i napisaniu pi�ciuset tysi�cy s��w Gibbon uko�czy� Zmierzch cesarstwa rzymskiego. Nadzwyczaj inspiruj�ce. - Inspiruj�ce? - spyta�em t�po, czuj�c, �e ponownie ogarnia mnie senno��. - Osie�! - o�wiadczy� dobitnie profesor, po czym doda� kwiecist� wi�zank� babilo�sk�, zdecydowanie nie nadaj�c� si� ani do przek�adu, ani do publikacji. - Nie masz poczucia perspektywy? Nie rozumiesz, �e ka�de wielkie wydarzenie w naszej historii musia�o mie� jaki� pocz�tek? �e kto� kiedy� musia� powiedzie� co�, co jego albo innych natchn�o pomys�em? - To raczej oczywiste - zauwa�y�em skromnie. - Imbecyl! Nie rozumiesz nawet najog�lniejszego zarysu pomys�u?! Pomy�l, niemoto: pot�na sekwoja o pniu tak szerokim, �e przebito przeze� tunel, aby samochody mog�y tam przeje�d�a�, kiedy� by�a drobiazgiem, na kt�ry �aden szanuj�cy si� pies nie zwr�ci�by uwagi! Czy to ci� nie fascynuje? Wymamrota�em co� niewyra�nie, �e niespecjalnie, i ledwie profesor si� odwr�ci�, ponownie przysn��em. Przyznaj�, �e o ca�ej sprawie nie pami�ta�em, dop�ki po jakich� dw�ch tygodniach nie dosta�em zaproszenia do gabinetu profesora. - Przypatrz no si� temu - zagai� z dum� profesor, pokazuj�c na zwyk�e radio, tyle �e z p�kni�t� obudow� i ze znacznie wi�ksz� ni� zwykle liczb� pokr�te� i skal. - Fajnie! To fina��w pos�uchamy sobie razem! -Stumpfsinnig Schwein! -warkn��, gdy odzyska� g�os. To nie jest jakie� tam g�upie radio, ty techniczny analfabeto! To ca�kowicie nowe urz�dzenie, kt�re najpierw wymy�li�em, a teraz w�a�nie sko�czy�em konstruowa�. To jest Temporalny Akustyczny Psychoenergetyczny Odbiornik, w skr�cie TAPO. Teorii i techniki nie b�d� ci t�umaczy�, bo i tak s�owa nie pojmiesz. Praktycznie urz�dzenie to wychwytuje i wzmacnia g�osy z przesz�o�ci, dzi�ki czemu mo�na je zapisywa�. S�uchaj i podziwiaj! Profesor w��czy� owo cudo techniki i przez dobr� chwil� dostraja� je, a� w ko�cu uzyska� co�, co do z�udzenia przypomina�o faceta z katarem, usi�uj�cego udawa� �wini� z czkawk�. - I kto to m�wi? - zaciekawi�em si�. - Protojapo�ski, przecie� s�ycha� - mrukn��, nie odrywaj�c r�k od pokr�te�. - Mniej wi�cej osiemnasty wiek przed nasz� er�. Co� gadaj� o zbo�ach i barbarzy�cach. Widzisz, ch�opcze, najwi�kszym problemem jest to, �e musz� s�ucha� wszystkich tego typu bzdur, zanim trafi si� okazja na pocz�tek czego� naprawd� wa�nego. Ale musz� przyzna�, �e sporo ciekawostek ju� zapisa�em: ta sterta papieru, kt�r� tu widzisz, to moje pierwsze sukcesy. Jeszcze nieco fragmentaryczne, ale wiadomo: najtrudniejszy pierwszy krok. Uda�o mi si� dotrze� do pocz�tk�w kilku naprawd� wa�nych wydarze� i dok�adnie spisa�, co, kto i kiedy powiedzia�. Naturalnie przek�ady s� do poprawienia i wyg�adzenia j�zykowego i historycznego, ale tym mo�emy si� zaj�� p�niej. Nareszcie badam co� naprawd� istotnego. Obawiam si�, �e dobrowolnie w�wczas zrezygnowa�em z jego towarzystwa i wybra�em mecze fina�owe. To w�a�nie wtedy ostatni raz widzia�em go �ywego. Podobnie zreszt� jak reszta ludzko�ci. Kartki, kt�re mi pokaza�, uznano za bazgro�y ob��ka�ca, nie rozumiej�c ich prawdziwej warto�ci, i wyrzucono. Cz�� z nich uda�o mi si� uratowa� i teraz przedstawiam je po raz pierwszy szerszej publiczno�ci, aby oceni�a ich rzeczywist� warto��. Cho� bowiem s� fragmentaryczne, jednak ich tre�� rzuca nowe �wiat�o na wiele dot�d mrocznych zakamark�w naszej historii. "...nawet je�li ten pa�ac jest moim domem, to i tak jest za ma�y, odk�d pojawi�a si� tu moja nowa macocha, kt�ra jest okropnym babsztylem. Mia�em nadziej� spokojnie kontynuowa� studia filozoficzne, ale co� mi si� zdaje, �e to zdecydowanie niemo�liwe. Chyba lepiej b�dzie zebra� wojsko i da� wycisk s�siadom, mo�e mi cholera przejdzie." Aleksander, Macedonia, 336 r. p.n.e. "...�gor�co� nie jest w�a�ciwym s�owem: ca�a Wirginia przypomina tego lata jeden wielki piekarnik. Kiedy nadarzy si� okazja, �eby troch� zarobi�, jak b�d� mierzyli te wzg�rza, musz� si� tym zaj��, zanim Ministerstwo Finans�w zmieni zdanie. W ten spos�b dzi� spotka�em w gospodzie tego, jak mu by�o... cholera, zapomnia�em, b�d� musia� go jutro spyta�! Wypili�my po piwku, narzekaj�c na upa�. Od s�owa do s�owa, i po paru nast�pnych piwkach nabra� do mnie zaufania. Jest cz�onkiem jakiego� tajnego klubu, je�li dobrze pami�tam, Synowie Wolno�ci czy jako� tak..." George Washington, 1765 r. "...Francja straci�a wielko��, skoro uczciwy wynalazca nie jest w stanie czerpa� korzy�ci ze swej pomys�owo�ci. Przez miesi�ce doskonali�em Maszynk� Do Ci�cia Salami, co powinno mi przynie�� fortun�: ka�dy rze�nik w kraju powinien zabija� si� o przeno�ny egzemplarz. I co mam? G�wno Konwent u�ywa modelu stacjonarnego, nie p�ac�c mi ani sou. A po tym, jak j� zacz�li wykorzystywa�, nie dziwi� si�, �e �aden uczciwy rze�nik nie ma ochoty jej kupi�". dr n. med. J. I. Guillotine, 1791 r. "Jezu, ale mnie g�owa boli! Niech no ja dorw� tego skurwysyna, kt�ry na Fetter Lane wyrzuci� wczoraj nocnik! Nogi z ty�ka mu powyrywam albo �eb rozwal� tym g�wnianym naczyniem... Ju� si� zd��y�em nauczy�, �e w tym zawszonym Londynie trzeba ci�gle uwa�a� i szybko si� rusza�, je�li si� chce unikn�� zawarto�ci nocnik�w wylewanych bez �adu, sk�adu i porz�dku z g�rnych pi�ter. Niech ju� b�dzie; co kraj to obyczaj. Ale zawarto�ci, nie pojemnik�w! Swoj� drog� trzeba mie� pecha, �eby cz�owieka trafi� akurat jedyny spadaj�cy nocnik w okolicy... Gdy mi �eb przestanie p�ka�, musz� si� dok�adniej zastanowi�, jak to jest z tym spadaniem..." sir Isaak Newton, 1682 r "...I. boi si�, �e F. wie! A je�li faktycznie wie, to marny m�j los. Gdyby I. nie by�a tak poci�gaj�ca, mo�e bym znalaz� drog� do innej �o�nicy, a tak sama mnie do niej zaprosi�a. Powiedzia�a, �e sprzeda troch� bi�uterii i kupi mi te trzy statki, o kt�rych niedawno rozmawiali�my. Ostatnim miejscem, gdzie chcia�bym si� znale�� w pe�ni madryckiego sezonu, s� te zapowietrzone Wyspy Korzenne, ale to F. tu rz�dzi. A jak kr�l si� dowie, to lepiej by� jak najdalej st�d..." Cristoforo Colombo z Genui, 1492 r. [prawdopodobnie, bo by�y niesamowite zak��cenia] "Na szcz�cie kupi�em Pierre'owi tego Ma�ego Budowniczego! Jak tylko za�nie, musz� mu zabra� t� �mieszn� wie��, kt�r� w�a�nie sko�czy�. Na nic si� nie przyda organizatorom Wystawy, ale przynajmniej dadz� mi �wi�ty spok�j!" Alexandre Gustave Eiffel, 1888 r. "Biada Chinom! Kolejny rok nieurodzaju i coraz gorszego kryzysu. Miliony bezrobotnych, a jedyny plan wydaj�cy si� mie� szanse odrodzenia to projekt budowlany Wah-Ping-Aha. Ten zapaleniec twierdzi, �e ta budowa rozbudzi ekonomi� i ponownie spowoduje cyrkulacj� pieni�dza. Mo�e i prawda, ale pomys� zupe�nie ob��kany - budowa� mur d�ugo�ci tysi�ca pi�ciuset mil! I jeszcze chce, �eby go nazywa� budow� WPA! Jeszcze czego! Trzeba to jako� sensownie nazwa� i wm�wi� ludziom, �e to powstrzyma barbarzy�c�w. Wszystkie wydatki na zbrojenia da si� przepchn��, byle ludno�� by�a wystarczaj�co nastraszona." Cesarz Shih Hwang-ti, 252 r. p.n.e. "Dzi� b�dzie pe�nia, to spokojnie znajd� drog� na w�a�ciwy balkon. Wola�bym co prawda nie zbli�a� si� do tej zwariowanej rodzinki, ale Maria to najlepsza cizia w ca�ym mie�cie! Julia przy niej wygl�da jak kwit na w�giel, a niby siostry! Obieca�a, �e zostawi otwarte okno..." Romeus Montague, 1562 r. [Wyj�tek z dziennika okr�towego:] "Dzi� wyl�dowali�my na skalistym brzegu. Nawigacja wo�a o pomst� do nieba - kierowali�my si� do Wirginii, a wyl�dowali�my w Massachusetts! Jak kiedy� dorw� tego g�wniarza, co �wisn�� kompas, to kwakier, nie kwakier..." Mayflower, 1620 r. 79 Przyk�ad�w jest znacznie wi�cej, ale powy�sze s� chyba wystarczaj�cym dowodem, �e profesor Hakachinik by� geniuszem wyprzedzaj�cym swoje czasy, a nie niezr�wnowa�onym szale�cem, jak go po �mierci okre�lano. Poniewa� ta �mier� i jej przyczyny sta�y si� po�ywk� dla rozlicznych plotek, podaj� prawd�, do czego mam pe�ne prawo, poniewa� to ja odkry�em jego cia�o. To k�amstwo, i to wierutne, �e pope�ni� samob�jstwo. Zawsze kocha� �ycie, na pewno nie dolega�o mu nic nieuleczalnego i, o ile wiem, mia� nader konkretne plany na kilka najbli�szych lat. Nie zosta� te� pora�ony pr�dem, cho� siedzia� w pobli�u TAPO, kt�ry by� stopiony, jakby przep�yn�� przeze� wyj�tkowo silny pr�d elektryczny. Oficjalnie przyczyn� zgonu, jak zapisano, by� atak serca; jest to cz�ciowo prawda - skoro by� martwy, a serce nie funkcjonowa�o, to bez dw�ch zda� mo�na by�o wszystko zwali� na serce. Gdy go znalaz�em, siedzia� przy biurku tak, aby g�o�nik odbiornika skierowany by� prosto w jego ucho. W palcach �ciska� jeszcze pi�ro, a na le��cej na blacie kartce zapisana by�a niekompletna relacja kolejnego nas�uchu - najwyra�niej zmar� w trakcie notowania. Notatka by�a w staronorma�skim, kt�ry dla wygody nie znaj�cych tego interesuj�cego sk�din�d j�zyka przet�umaczy�em na angielski: "...ta narada w ko�cu si� odb�dzie, wi�c jak nie sko�czycie chla� i nie odstawicie tych ob�linionych rog�w, to dam po �bach, pijaki jedne! Tak ju� lepiej. No, to do rzeczy. Problemami Yggdrasilla zajmiemy si� p�niej, wa�niejszy jest doprawiony piachem beton w fundamentach mostu Bilfrost. Ju� zaczyna si� sypa� i chc�, �eby... Chwileczk�! To mia�a by� zamkni�ta narada, prawda? To jakim prawem kto� nas pods�uchuje?! Thor, b�d� �askaw zaj�� si� tym natr�tem..." przek�ad : Jaros�aw Kotarski powr�t Harry Harrison Je�eli - Jeste�my na miejscu! Obliczenia by�y idealne! - ucieszy�a si� Trzydziestka Pi�tka. - To jest to miejsce! - Jeste� idiotk�! - oznajmi�a zimno Siedemnastka. Miejsce jest to, ale czas nie ten: jeste�my o dziewi�� lat za wcze�nie! - Jestem idiotk� i uwolni� ci� od mej bezu�ytecznej obecno�ci! - zgodzi�a si� Trzydziestka Pi�tka, wyci�gaj�c z pochwy n� i przyk�adaj�c go do szyi zdecydowanym ruchem. - Nie teraz! - sykn�a Siedemnastka. - Ju� jest nas zbyt ma�o, a tw�j trup na nic si� nam nie przyda! Bierz si� do roboty i znajd� w�a�ciwy czas: wiesz, �e mamy ograniczone zasoby energii. -Tak jest! - Trzydziestka Pi�tka schowa�a n� i podesz�a do tablicy przyrz�d�w. Czterdziestka Czw�rka nie zwraca�a uwagi na pozosta�e i obserwowa�a ekrany reaktora, gotowa do natychmiastowej reakcji. - Gotowe! - oznajmi�a po chwili Siedemnastka, zacieraj�c d�onie. - W�a�ciwy czas, w�a�ciwe miejsce! L�dujemy na chwa�� Saura, od kt�rego zale�y los wszystkich. - Na chwa�� Saura - mrukn�y jej towarzyszki. Z b��kitnego nieba opada� kulisty pojazd o g�adkiej pow�oce, rozci�tej jedynie w dolnej cz�ci prostok�tn� �luz�. Opada� powoli, cho� nie by�o s�ycha� ani wida�, w jaki spos�b si� porusza, a� znikn�� za p�nocnym grzbietem otaczaj�cym Jezioro Johnsona na skraju sosnowego lasu. W pobli�u nie by�o �adnego cz�owieka, a krowy pas�ce si� opodal nie zwr�ci�y najmniejszej uwagi na metalow� kul�, kt�ra znikn�a w krzakach przy �cie�ce ��cz�cej jezioro z autostrad�. Ptaszki �wierka�y, a kr�lik podgryza� co� ze smakiem, gdy rozleg�o si� szuranie st�p i monotonne pogwizdywanie. Ptaszki umilk�y, kr�lik prysn�� w zaro�la, a od strony jeziora nadszed� ch�opiec. Ubrany normalnie, z teczk�