3228
Szczegóły |
Tytuł |
3228 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3228 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3228 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3228 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Harry Harrison
Planeta przekl�tych
Pot sp�ywa� stru�kami po ciele Briona, wsi�kaj�c w ciasn� przepask� biodrow�,
kt�ra by�a jego jedynym odzieniem. Lekki floret, kt�ry trzyma� w r�ku, ci��y�
jak sztaba o�owiu obola�ym, zm�czonym po miesi�cu nieustannych wysi�k�w
mi�niom, ale nie mia�o to �adnego znaczenia. Rana na piersi, wci�� brocz�ca
krwi�, b�l przem�czonych oczu - nawet otaczaj�ce go wysokie trybuny stadionu z
tysi�cami widz�w - by�y drobiazgami niewartymi uwagi. W ca�ym wszech�wiecie
istnia�o tylko jedno: zako�czona kulk�, b�yszcz�ca stalowa klinga migocz�ca mu
przed oczami, wi���ca ostrze jego w�asnej broni. Czu� ka�de jej drgnienie i
ka�dy ruch, wiedzia�, kiedy si� poruszy, i przeciwstawia� jej swoje w�asne
ruchy. Ilekro� atakowa�, ona zawsze by�a we w�a�ciwym miejscu, by odparowa�
cios.
Nag�y ruch. Zareagowa� - lecz jego ostrze trafi�o w pustk�. Moment paniki i
poczu� ostre uk�ucie wysoko na piersi.
- Punkt! - rykn�y miliony oczekuj�cych g�o�nik�w, a aplauz widowni odpowiedzia�
im pot�nym echem.
- Jedna minuta - rzek� g�os i rozleg� si� terkot zegara.
Brion pieczo�owicie wypracowa� t� reakcj�. Minuta to niewiele czasu, a jego
cia�o potrzebowa�o ka�dego u�amka sekundy. Terkot brz�czyka wprawi� jego mi�nie
w stan ca�kowitego bezw�adu. Tylko serce i p�uca pracowa�y w silnym, miarowym
rytmie. Zamkn�� oczy i tylko pod�wiadomie zdawa� sobie spraw� z tego, �e
sekundanci z�apali go w chwili, gdy pada�, i zanie�li na �awk�. Gdy masowali
jego bezw�adne cia�o i czy�cili ran�, koncentrowa� si� intensywnie. By� ju� w
transie, bliski ca�kowitej utraty �wiadomo�ci, gdy nagle wr�ci�o natarczywe
wspomnienie z poprzedniej nocy i znowu zaprz�tn�o mu my�li.
To co si� wydarzy�o, by�o naprawd� niezwyk�e. Zawodnicy bior�cy udzia� w
Twenties potrzebowali nie zak��conego niczym wypoczynku, dlatego te� noce w
dormitoriach by�y ciche i spokojne jak �mier�. Oczywi�cie, podczas pierwszych
kilku dni ta zasada nie by�a przestrzegana zbyt �ci�le - sami zawodnicy byli za
bardzo spi�ci i podekscytowani, by szybko udawa� si� na spoczynek. Jednak gdy
stawka zacz�a rosn�� i eliminacje przerzedzi�y ich szeregi, po zmroku zapada�a
g�ucha cisza, a c� dopiero tej ostatniej nocy, kiedy zaj�te by�y ju� tylko dwa
ma�e pokoiki - tysi�ce innych sta�y otworem, ziej�c pustk�.
Gniewne g�osy wyrwa�y Briona z g��bokiego, wywo�anego zm�czeniem snu. S�owa by�y
wypowiadane szeptem, ale s�ysza� je wyra�nie - dwa g�osy tu� za cienkimi,
metalowymi drzwiami. Kto� wym�wi� jego nazwisko.
- ...Brion Brandd. Jasne, �e nie. Ktokolwiek powiedzia� ci, �e mo�esz, pope�ni�
b��d, i b�d� z tego k�opoty...
- Nie b�d� idiot�! - uci�� szorstko drugi g�os, wyra�nie nawyk�y do wydawania
rozkaz�w. - Przyszed�em tu, poniewa� sprawa jest niezwyk�ej wagi i musz� si�
widzie� z Branddem. Zejd� mi z drogi!
- Twenties...
- Ni cholery nie obchodz� mnie wasze zawody, burzliwe oklaski i treningi. Nie
by�oby mnie tutaj, gdybym nie mia� wa�nej sprawy!
Ten drugi - z pewno�ci� jeden ze stra�nik�w - nie odezwa� si�, ale zapewne
wyci�gn�� bro�, bo intruz powiedzia� pospiesznie:
- Schowaj to. Jeste� g�upcem!
- Wynocha! - pad�a warkliwa odpowied�. P�niej zapad�a cisza i zdziwiony Brion
zn�w zasn��.
- Dziesi�� sekund.
G�os uci�� wspomnienia i Brion pozwoli�, by wr�ci�a mu �wiadomo��. Z
niezadowoleniem zda� sobie spraw� z tego, �e jest zupe�nie wyczerpany. Miesi�c
nieustannych zmaga� fizycznych i psychicznych wyra�nie dawa� mu si� we znaki.
Trudno mu b�dzie utrzyma� si� na nogach, a jeszcze trudniej zebra� si�y, �eby
walczy� dalej i zdoby� punkt.
- Jak stoimy? - spyta� sekundanta, kt�ry mi�tosi� jego obola�e mi�nie.
- Cztery-cztery. �eby wygra�, potrzebujesz tylko jednego punktu.
- Jemu te� tylko tyle trzeba - mrukn��, otwieraj�c oczy, by spojrze� na
�ylastego olbrzyma na drugim ko�cu d�ugiej maty. Nikt, kto doszed� do fina�u
Zawod�w, nie m�g� by� s�abym przeciwnikiem, ale ten, Irlog, by� wyj�tkowym
okazem: rudow�osy wielkolud, najwidoczniej posiadaj�cy niespo�yty zapas si�. A
teraz ju� tylko to si� liczy�o. W ostatniej rundzie szermierczego spotkania nie
b�dzie wiele finezji. Tylko sztych i zastawa, i zwyci�stwo dla silniejszego.
Brion ponownie zamkn�� oczy i zrozumia�, �e nadesz�a chwila, kt�rej ca�y czas
mia� nadziej� unikn��.
Ka�dy zawodnik bior�cy udzia� w Twenties mia� w�asne, wypracowane sztuczki.
Brion te� mia� par� takich, dotychczas skutecznych. Mimo �e by� przeci�tnym
szachist�, dzi�ki niezwykle nieortodoksyjnej grze osi�ga� szybkie zwyci�stwa w
turnieju szachowym. To nie by� przypadek, lecz rezultat wielu lat pracy. Mia�
sta�� umow� z handlarzami z innych planet, kt�rzy dostarczali mu stare ksi��ki o
szachach: im starsze, tym lepsze. Nauczy� si� na pami�� tysi�cy otwar� i partii.
To by�o dozwolone. Dozwolone by�o wszystko, co nie wi�za�o si� z u�ywaniem
narkotyk�w lub maszyn. Autohipnoza by�a akceptowanym narz�dziem.
Brion straci� przesz�o dwa lata, zanim nauczy� si� wykorzystywa� zasoby si�y
histerii. Mimo i� podr�czniki traktowa�y to zjawisko jako zupe�nie zwyczajne,
okaza�o si� ono trudne do wywo�ania. Wydawa�o si�, �e jest bezpo�rednio zwi�zane
ze �miertelnym szokiem, tak jakby oba te zjawiska byty nierozerwalnie ze sob�
po��czone. Berserkerowie i juramentados walczyli i zabijali mimo tuzin�w
odniesionych ran, z kt�rych ka�da powinna by� �miertelna. Ludzie z kul� w sercu
lub m�zgu nadal walczyli, cho� byli ju� w stanie �mierci klinicznej. Jednak by�
inny rodzaj si�y, kt�r� mo�na by�o �atwo wykorzysta� w ka�dym g��bokim transie -
hipnotyczne odr�twienie, si�a umo�liwiaj�ca cz�owiekowi utrzymywanie w poziomie
wypr�onego cia�a, podpartego tylko pi�tami i g�ow�. Przytomny cz�owiek nie jest
w stanie tego dokona�. Opieraj�c si� na tej przes�ance, Brion rozwin�� technik�
autohipnozy, kt�ra pozwala�a mu wykorzystywa� ten rezerwuar nieznanej mocy -
�r�d�o "drugiego oddechu", si�y przetrwania, stanowi�cej cz�sto r�nic� mi�dzy
�yciem a �mierci�.
Jednak si�a ta mog�a te� zabi�: doprowadzaj�c do ca�kowitego wyczerpania cia�a,
tak �e nie mog�o wr�ci� do normy, szczeg�lnie je�li pos�u�ono si� ni� przy takim
stanie os�abienia, w jakim znajdowa� si� teraz Brion. Ale to nie mia�o
znaczenia. Niejeden zawodnik umar� w trakcie Zawod�w, lecz �mier� w ostatniej
rundzie fina�owego pojedynku wydawa�a si� pod pewnymi wzgl�dami lepsza od
pora�ki.
G��boko oddychaj�c, Brion wym�wi� cicho formu�y wyzwalaj�ce proces autohipnozy.
Zm�czenie opad�o z niego nagle, tak samo jak wra�enie gor�ca, zimna czy b�lu.
Czu�, s�ysza�, a kiedy otworzy� oczy, r�wnie� widzia� wszystko - z przejmuj�c�
wyrazisto�ci�.
W ka�dej nast�pnej sekundzie si�a ta b�dzie czerpa�a moc z podstawowych zasob�w
jego energii �yciowej, wys�czaj�c j� z jego cia�a. Kiedy zabrz�cza� zegar,
wyrwa� floret z d�oni oniemia�ego sekundanta i skoczy� naprz�d. Irlog ledwie
zd��y� chwyci� swoj� bro� i odparowa� pierwsze pchni�cie. Atak by� tak
gwa�towny, �e gardy floret�w zetkn�y si�, a cia�a przeciwnik�w zderzy�y ze
sob�. Irlog zdawa� si� by� zaskoczony tym w�ciek�ym natarciem, lecz zaraz
u�miechn�� si�. Wiedz�c, jak obaj byli bliscy wyczerpania, by� pewien, �e Brion
wykrzesa� z siebie resztki si�. To ju� koniec z Brionem.
Odskoczyli od siebie i Irlog przeszed� do szczelnej obrony. Nawet nie pr�bowa�
atakowa�, po prostu pozwala�, by przeciwnik wyczerpa� si� w bezskutecznych
akcjach. Gdy w ko�cu poj�� , sw�j b��d, przerazi� si�. Brion wcale nie s�ab�,
przeciwnie, w miar� up�ywu czasu naciera� coraz energiczniej. Irloga ogarn�a
rozpacz. Brion wyczu� j� i wiedzia� ju�, �e pi�ty punkt nale�y do niego.
Pchni�cie - pchni�cie - i za ka�dym razem bro� rudow�osego olbrzyma coraz
wolniej wraca�a na pozycj�. Sztych pod gard�. Uderzenie kulki o cia�o... i �uk
stali mi�dzy d�oni� Briona a piersi� Irloga - tu� nad jego sercem.
Fale d�wi�k�w - braw i okrzyk�w - leniwie omywa�y odizolowany umys� Briona,
kt�ry tylko niejasno u�wiadamia� sobie ich istnienie. Irlog upu�ci� floret i
pr�bowa� u�cisn�� jego r�k�, lecz pod nim nagle ugi�y si� nogi. Obj�o go
czyje� rami�, podtrzymuj�c go i prowadz�c ku biegn�cym sekundantom, ale on,
wstrzymawszy ich gestem r�ki, poszed� powoli o w�asnych si�ach.
Tylko �e co� by�o nie tak i zdawa�o mu si�, �e idzie przez ciep�y klej. I to
idzie na kolanach. Nie, nie idzie - spada. Nareszcie. M�g� da� sobie spok�j i
upa��.
Ihjel da� lekarzom jeden dzie�, zanim przyszed� do szpitala. Brion wy�y�,
chocia� poprzedniej nocy nie by�o to jeszcze pewne. Teraz, dwa dni p�niej,
kryzys min��, i to by�o wszystko, czego Ihjel chcia� si� na pocz�tek dowiedzie�.
U�ywaj�c pogr�ek i �okci, przedar� si� pod pok�j nowego Zwyci�zcy, napotykaj�c
pierwszy powa�niejszy op�r przy drzwiach.
- Jeste� tu bezprawnie, Zwyci�zco Ihjelu - rzek� lekarz. A je�li dalej b�dziesz
si� pcha� tu, gdzie ci� nie prosz�, to nie zwa�aj�c na twoj� pozycj�, b�d�
musia� rozwali� ci �eb.
Ihjel w�a�nie zacz�� szczeg�owo wyja�nia� lekarzowi, jak nik�e ma on szans�,
aby tego dokona�, gdy przerwa� im Brion. Rozpozna� nowo przyby�ego po g�osie -
to by� ten, kt�ry chcia� go odwiedzi� w koszarach.
- Pozw�l mu wej��, doktorze Caulry - rzek�. - Chc� pozna� cz�owieka, kt�ry
uwa�a, �e jest co� wa�niejszego od Twenties.
Ihjel zr�cznie wymin�� zdezorientowanego lekarza i zamkn�� mu drzwi przed nosem.
Spojrza� na le��cego w ��ku Zwyci�zc�. Do obu r�k Briona pod��czone by�y
kropl�wki. Jego oczy by�y g��boko wpadni�te i podkr��one, a ich ga�ki mocno
przekrwione. Cicha walka, jak� stoczy� ze �mierci�, wycisn�a na jego twarzy
swoje pi�tno. Jego kwadratowa, wystaj�ca szcz�ka wydawa�a si� pozbawiona cia�a,
tak samo jak d�ugi nos i stercz�ce ko�ci policzkowe, niczym drogowskazy
wznosz�ce si� po�r�d wiotkiej szaro�ci sk�ry. Tylko zje�ona szczotka kr�tko
przyci�tych w�os�w pozosta�a nie zmieniona. Brion wygl�da� jak po d�ugotrwa�ej i
wyniszczaj�cej chorobie.
- Wygl�dasz okropnie - rzek� Ihjel. - Jednak gratuluj� zwyci�stwa.
- Sam te� nie wygl�dasz zbyt dobrze... jak na Zwyci�zc� odci�� si� Brion.
Wyczerpanie oraz nag�y przyp�yw ma�ostkowego gniewu na tego nieznajomego
cz�owieka sprawi�y, �e wyrwa�y mu si� te obra�liwe s�owa. Ihjel zignorowa� je.
By�y jednak prawdziwe: Zwyci�zca Ihjel nie bardzo wygl�da� na Zwyci�zc�, a nawet
na Anvharczyka. Wzrost i budow� mia� jak nale�y, ale jego mi�nie by�y okryte
grubymi pok�adami t�uszczu - mi�kkiej tkanki zwisaj�cej fa�dami z ko�czyn i
tworz�cej workowate zgrubienia na karku i pod oczami. Na Anvharze nie by�o
grubas�w i wydawa�o si� nieprawdopodobne, by taki t�u�cioch m�g� kiedykolwiek
zosta� Zwyci�zc�. Je�eli nawet pod tym t�uszczem by�y jakie� mi�nie, to by�y
bardzo dobrze ukryte. Tylko jego oczy zdawa�y si� nadal posiada� si��, kt�ra
niegdy� pozwoli�a mu pokona� wszystkich m�czyzn na planecie i wygra� doroczne
zawody. Brion spu�ci� wzrok pod ich pal�cym spojrzeniem, �a�uj�c teraz, �e bez
powodu obrazi� tego cz�owieka. By� jednak zbyt s�aby, by trudzi� si�
przepraszaniem.
Ihjelowi wcale na tym nie zale�a�o. Brion spojrza� na niego jeszcze raz i
odni�s� wra�enie, �e tamten ma mu do powiedzenia co� wa�nego, co�, przy czym on
sam, jego obelgi, a nawet Zawody, s� r�wnie ma�o istotne co py�ki kurzu w
powietrzu. Wiedzia� jednocze�nie, �e to tylko majaczenia jego chorego umys�u, i
pr�bowa� otrz�sn�� si� z tego wra�enia. Spogl�dali w milczeniu na siebie.
Drzwi za Ihjelem otworzy�y si� bezszelestnie i go�� obr�ci� si� b�yskawicznie, z
szybko�ci� mo�liw� tylko u anvharskiego atlety. Dr Caulry w�a�nie wchodzi� do
�rodka. Tu� za nim szli dwaj ro�li m�czy�ni w uniformach. Ihjel napar� na nich
ca�ym cia�em, a szybko�� jego ruch�w i ogromna masa odrzuci�y ich z powrotem -
k��bowisko bez�adnie machaj�cych r�k i n�g. Zatrzasn�� im drzwi przed nosem i
zamkn�� je na klucz.
- Musz� z tob� porozmawia� - powiedzia�, znowu odwracaj�c si� do Briona. - W
cztery oczy - doda�, po czym nachyli� si� i jednym ruchem zerwa� sznur
komunikatora.
- Wyno� si� - powiedzia� Brion. - Gdybym tylko m�g�... - No, ale nie mo�esz,
wi�c musisz tu le�e� i s�ucha�. S�dz�, �e mamy jakie� pi�� minut, zanim
zdecyduj� si� wy�ama� drzwi, i nie chc� traci� ani chwili. Czy polecisz ze mn�
na inn� planet�? Jest zadanie, kt�re musi by� wykonane. To moja robota, ale
b�dzie mi potrzebna pomoc. Jeste� jedynym, kt�ry mo�e mi jej udzieli�. Teraz mi
odm�w - doda�, widz�c, �e Brion chce odpowiedzie�.
- Oczywi�cie, �e odmawiam - rzek� Brion, czuj�c si� nieco g�upio i lekko
rozz�oszczony, �e tamten wk�ada mu s�owa w usta. - Moj� planet� jest Anvhar.
Dlaczego mia�bym j� opuszcza�? Moje miejsce jest tu i moja praca r�wnie�.
M�g�bym te� doda�, �e w�a�nie zwyci�y�em w Twenties. Moim obowi�zkiem jest
zosta� tutaj.
- Nonsens. Ja te� jestem Zwyci�zc�, a opu�ci�em Anvhar. Prawdziwym powodem jest
to, �e chcia�by� si� troch� nacieszy� powszechnym zachwytem, na kt�ry tak ci�ko
pracowa�e�. Poza Anvharem nikt nawet nie wie, kim jest Zwyci�zca, nie m�wi�c ju�
o szanowaniu go. B�dziesz tam musia� stawi� czo�a ca�ej Galaktyce i nie wini�
ci� za to, �e jeste� troch� przestraszony. Kto� g�o�no za�omota� w drzwi.
- Nie mam si�y si� z�o�ci� - powiedzia� chrapliwie Brion. - I nie mog� si�
zmusi� do podziwiania twoich idei, skoro pozwalaj� ci obra�a� cz�owieka zbyt
chorego, by m�g� si� broni�.
- Przepraszam - powiedzia� Ihjel bez �ladu skruchy czy wsp�czucia w g�osie. -
Jednak chodzi o sprawy znacznie wa�niejsze ni� twoje zranione uczucia. Teraz nie
mamy zbyt wiele czasu, wi�c chc� si� tylko podzieli� z tob� pewn� my�l�.
- My�l�, kt�ra sk�oni mnie, abym polecia� z tob� do innych �wiat�w? Wiele
oczekujesz.
- Nie, sama my�l ci� nie przekona, ale stanie si� tak, kiedy j� sobie
przetrawisz. Je�eli naprawd� j� rozwa�ysz, to stwierdzisz, �e pozby�e� si� wielu
z�udze�. Tak jak wszyscy na Anvharze, jeste� naukowym humanist� o przekonaniach
opartych na wierze w Zawody. Akceptujesz szacowne instytucje, nie po�wi�caj�c im
nawet chwili refleksji. Wy wszyscy tu nie wracacie cho�by jedn� my�l� w
przesz�o��, ku tym bezimiennym miliardom, kt�re wiod�y n�dzny �ywot, nim
ludzko�� powoli osi�gn�a taki przyzwoity poziom �ycia, jaki macie dzi�. Czy
kiedykolwiek my�lisz o wszystkich tych ludziach, kt�rzy cierpieli i umierali w
n�dzy i ciemnocie, nim cywilizacja d�wign�a si� na kolejny stopie� rozwoju?
- Jasne, �e o nich nie my�l� - odpar� Brion. - Dlaczego mia�bym to robi�? Nie
mog� zmieni� przesz�o�ci.
- Ale mo�esz zmieni� przysz�o��! - odparowa� Ihjel. Jeste� co� winien cierpi�cym
przodkom, kt�rzy umie�cili ci� tu, gdzie si� dzi� znajdujesz. Je�eli naukowy
humanizm jest dla ciebie czym� wi�cej ni� pustym has�em, to musisz posiada�
jakie� poczucie obowi�zku. Czy nie chcesz spr�bowa� sp�aci� odrobiny tego d�ugu
pomagaj�c innym, kt�rzy dzi� s� r�wnie zacofani i dr�czeni plagami jak niegdy�
nasz prapradziad troglodyta?
�omotanie do drzwi sta�o si� g�o�niejsze, co po��czone z wywo�anym lekarstwami
dzwonieniem w uszach, utrudnia�o Brionowi my�lenie.
- W og�lnych zarysach, oczywi�cie, zgadzam si� z tym zacz�� niepewnie. - Jednak
wiem, �e niczego nie zdzia�am, je�eli nie b�d� emocjonalnie zaanga�owany.
Logiczne decyzje, je�eli nie towarzyszy im osobiste przekonanie, rodz� dzia�ania
nieskuteczne.
- Zatem dotarli�my do sedna sprawy - rzek� �agodnie Ihjel. Plecami opiera� si� o
drzwi, amortyzuj�c uderzenia jakiego� ci�kiego przedmiotu, kt�rym pos�ugiwali
si� szturmuj�cy. - Pukaj�, a wi�c niebawem b�d� musia� i��. Nie mam czasu na
szczeg�y, jednak r�cz� ci s�owem Zwyci�zcy, �e jest co�, co mo�esz zrobi�.
Tylko ty. Je�li mi pomo�esz, mo�emy uratowa� siedem milion�w ludzkich istnie�.
Uwierz mi.
Zamek p�k� i drzwi zacz�y si� otwiera�. Ihjel dopchn�� je z powrotem na jeszcze
jedn� chwil�.
- Oto idea, kt�r� chc� ci da� pod rozwag�. Dlaczego w ca�ej Galaktyce pe�nej
walcz�cych ze sob�, nienawidz�cych si�, zacofanych planet tylko mieszka�cy
Anvharu mieliby by� jedynymi, kt�rzy opieraj� swoj� egzystencj� na
skomplikowanej serii sportowych rozgrywek?
Teraz nie by�o ju� mo�liwo�ci, aby utrzyma� drzwi, zreszt� Ihje� nawet nie
pr�bowa�. Odsun�� si� na bok i do pokoju wtoczyli si� dwaj m�czy�ni. Wymin��
ich bez s�owa i wyszed�.
- Co si� sta�o? Co on zrobi�? - pyta� lekarz, wpadaj�c przez rozbite drzwi.
Obrzuci� spojrzeniem zestaw urz�dze� monitoruj�cych stoj�cych u st�p ��ka
Briona. Oddech, temperatura, praca serca i ci�nienie krwi - wszystko by�o w
normie. Pacjent le�a� spokojnie. Nie odpowiada�.
Brion mia� o czym my�le� przez reszt� dnia. Przychodzi�o mu to z trudem.
Zm�czenie, �rodki uspokajaj�ce i lekarstwa sprawi�y, �e zatraca� poczucie
rzeczywisto�ci. Natr�tnie powracaj�ce my�li t�uk�y mu si� w obola�ej g�owie. Co
Ihjel chcia� przez to powiedzie�? Co to za nonsens o Anvharze? Anvhar by� taki,
poniewa�... no, po prostu taki by�. To przysz�o samo z siebie. A mo�e nie?
Historia planety by�a bardzo prosta. Nigdy, od pocz�tk�w swojego istnienia,
Anvhar nie mia� niczego, co mia�oby jak�kolwiek warto�� handlow�. Le�a� na
uboczu ucz�szczanych mi�dzygwiezdnych szlak�w, pozbawiony minera��w wartych
wydobycia i transportowania na ogromne odleg�o�ci, oddalony od najbli�szych
zamieszkanych �wiat�w. Polowanie na zwierz�ta futerkowe i sprzedawanie ich sk�r,
cho� zyskowne, nie wystarcza�o do stworzenia handlu na szersz� ska��. Dlatego
te� nigdy nie dosz�o do �adnej zorganizowanej pr�by skolonizowania planety.
Zosta�a w ko�cu zasiedlona przez przypadek. Liczne grupy badaczy z innych planet
za�o�y�y tu swoje stacje badawcze i obserwacyjne, znajduj�c na maj�cym niezwyk�y
cykl roczny Anvharze niezliczone ilo�ci danych do gromadzenia i zapisywania.
D�ugotrwa�e ekspedycje sk�oni�y badaczy do sprowadzenia rodzin i tak, wolno lecz
nieustannie, kolonia zacz�a si� rozrasta�. P�niej sprowadzili si� tu �owcy
futer, powi�kszaj�c niewielk� populacj�. Takie by�y pocz�tki.
Niewiele zapis�w pozosta�o z tamtych dni i historia pierwszych sze�ciu stuleci
anvharskich dziej�w pozostawa�a bardziej sfer� domys��w ni� fakt�w. Gdzie� w tym
czasie dosz�o do Upadku, i w zamieszaniu, jakie ogarn�o ca�� galaktyk�, Anvhar
musia� toczy� w�asn� walk�. Kiedy Imperium Ziemi rozpad�o si�, by� to koniec
czego� wi�cej ni� tylko epoki. Uczeni w stacjach obserwacyjnych stwierdzili, �e
reprezentuj� instytucje, kt�re przesta�y istnie�. Zawodowi my�liwi nie mieli
rynku zbytu na swoje futra, poniewa� Anvhar nie posiada� w�asnych statk�w
mi�dzygwiezdnych. Szcz�liwie Upadek nie poci�gn�� za sob� dla Anvharu jakich�
szczeg�lnie dokuczliwych skutk�w, poniewa� planeta by�a ca�kowicie
samowystarczalna. Gdy tylko jego mieszka�cy oswoili si� z my�l�, �e s� teraz
suwerennym �wiatem, a nie zbieranin� przypadkowych os�b z r�nie ulokowanymi
miejscami odniesie� i zale�no�ci, �ycie zacz�o si� toczy� normalnym trybem.
Nie�atwo - bo �ycie na Anvharze nigdy nie by�o �atwe - ale przynajmniej bez
�adnych wi�kszych wstrz�s�w.
Z up�ywem czasu pogl�dy i mentalno�� mieszka�c�w uleg�y znacznym przeobra�eniom.
Podj�to wiele pr�b stworzenia jakiej� formy stabilnego spo�ecze�stwa. Z tego
okresu pozosta�o r�wnie� niewiele zapis�w, opr�cz odnotowania faktu, �e pr�by te
znalaz�y swoj� kulminacj� w Zawodach.
Aby zrozumie�, czym s� Zawody, trzeba zna� niezwyk�� orbit�, po jakiej Anvhar
kr��y wok� swego s�o�ca - Ophiuchi 70. W uk�adzie tym s� i inne planetoidy,
ka�da o orbicie mniej lub bardziej zbli�onej do elipsy. Anvhar jest niew�tpliwie
niezwyk�� planet�, by� mo�e odebran� innemu s�o�cu. Przez wi�ksz� cz�� swego
siedemsetosiemdziesi�ciodniowego roku porusza si� po orbicie o ostrym �uku,
odleg�ym od peryhelium niczym kometa. Kiedy wraca, nast�puje kr�tkie gor�ce
lato, trwaj�ce w przybli�eniu osiemdziesi�t dni, a potem zn�w nastaje d�uga
zima. Ta powa�na r�nica w przebiegu zmian p�r roku spowodowa�a odpowiedni�
adaptacj� rodzimych form �ycia. Podczas zimy wi�kszo�� zwierz�t zapada w sen, a
ro�liny trwaj� w stanie przetrwalnik�w lub nasion. Niekt�rzy ciep�okrwi�ci
ro�lino�ercy pozostaj� aktywni w okrytych �niegiem tropikach; na nich z kolei
�eruj� pokryte futrem drapie�niki. Chocia� niewiarygodnie zimna, w por�wnaniu z
latem jest zima okresem spokoju. Lato jest bowiem por� szale�czego wzrostu.
Ro�liny gwa�townie budz� si� do �ycia z si��, kt�ra rozsadza ska�y, i rosn� tak
szybko, �e proces ten mo�na dostrzec go�ym okiem. P�achty �niegu topniej�
tworz�c bagna, z kt�rych w ci�gu kilku dni wyrasta wysoka d�ungla. Wszystko
ro�nie, p�cznieje, rozmna�a si�. Jedne ro�liny wyrastaj� na drugich, walcz�c o
dost�p do �yciodajnej energii s�onecznej. Wszystko od�ywia si� i jest zjadane, i
rozkwita w ci�gu tego kr�tkiego czasu. Gdy przyjd� pierwsze �niegi i zn�w
nastanie zima, do kolejnego nadej�cia lata trzeba b�dzie czeka� a� siedemset
dni.
Aby pozosta� przy �yciu, cz�owiek musia� si� przystosowa� do tego anvharskiego
cyklu. �ywno�� nale�a�o gromadzi� i magazynowa� w ilo�ci wystarczaj�cej na
przetrwanie d�ugiej zimy. Pokolenie za pokoleniem adaptowa�o si� do tych
warunk�w, a� mieszka�cy planety zacz�li uwa�a� t� zwariowan� nier�wnowag� p�r
roku za co� zupe�nie normalnego. Pierwsza odwil� niemal nie istniej�cej wiosny
wywo�ywa�a rozleg�e zmiany metaboliczne w ich organizmach. Warstwy podsk�rnego
t�uszczu znika�y, a na p� u�pione gruczo�y potowe budzi�y si� do �ycia. Inne
zmiany by�y mniej widoczne, ale r�wnie wa�ne. Aktywno�� korowego o�rodka snu
ulega�a zahamowaniu. Kr�tka drzemka lub jedna noc snu na dwa lub trzy dni by�a
zupe�nie wystarczaj�ca. �ycie toczy�o si� gwa�townie i pospiesznie, w spos�b
doskonale dostosowany do warunk�w �rodowiska. Do pierwszych mroz�w szybko
rosn�ce plony by�y wyhodowane i zebrane, po�cie mi�sa zakonserwowane lub
zamro�one w ogromnych ch�odniach. Dzi�ki swej nadzwyczajnej umiej�tno�ci
przystosowania si�, cz�owiek sta� si� cz�ci� �rodowiska i zapewni� sobie
spokojne przetrwanie d�ugich zim.
Fizyczna egzystencja zosta�a zabezpieczona. A co z �yciem duchowym? Na Ziemi
prymitywny Eskimos potrafi� zapada� w d�ugotrwa�� drzemk� b�d�c� rodzajem
zimowego snu. Cywilizowani ludzie mo�e te� mogliby tak zrobi�, ale tylko przez
kilka miesi�cy ziemskiej zimy. W przypadku zimy trwaj�cej d�u�ej od ziemskiego
roku to by�o niemo�liwe. Gdy zagwarantowane zosta�o zaspokojenie wszystkich
fizycznych potrzeb, nuda sta�a si� wrogiem ka�dego Anvharczyka, kt�ry nie by�
my�liwym. A nawet i my�liwi nie mogli pozostawa� samotnie na szlaku przez ca��
zim�. Jedn� z form reakcji by�a ucieczka w alkohol, drug� - przemoc. Pija�stwo i
zab�jstwa pospo�u by�y postrachem zimowej pory w latach po Upadku.
Twenties po�o�y�y temu kres. Kiedy sta�y si� cz�ci� normalnego �ycia, lato
traktowano ju� tylko jako przerw� mi�dzy kolejnymi zawodami. Twenties by�y
jednak czym� wi�cej ni� zawodami - by�y sposobem �ycia, kt�ry skanalizowa�
wszystkie potrzeby tej planety: fizyczne, intelektualne, a tak�e potrzeb�
wsp�zawodnictwa. By� to rodzaj wieloboju - a w�a�ciwie podw�jny dziesi�ciob�j -
doprowadzony do szczyt�w utrudnienia, w kt�rym zwyci�stwo w grze w szachy i
uk�adaniu poemat�w liczy�o si� r�wnie wysoko, co bycie najlepszym w skokach
narciarskich i w �ucznictwie. Co roku odbywa�y si� og�lnoplanetarne igrzyska:
jedne dla m�czyzn, a drugie dla kobiet. Ka�dy m�g� startowa� w zawodach dowoln�
liczb� razy. Nie by�o �adnego systemu punktacji sztucznie wyr�wnuj�cego szanse
poszczeg�lnych zawodnik�w. Ten, kto zwyci�a�, by� naprawd� najlepszy.
Skomplikowana seria pr�b i eliminacji dawa�a zaj�cie zawodnikom i kibicom na p�
zimy. A by� to zaledwie wst�p do zmaga� fina�owych, kt�re trwa�y miesi�c i
wy�ania�y zwyci�zc�. Takim te� tytu�em go obdarzano. Zwyci�zca. M�czyzna lub
kobieta, kt�rzy pokonali wszystkich innych zawodnik�w na ca�ej planecie i
pozostawali niezwyci�eni a� do nast�pnego roku.
Zwyci�zca. To by� tytu�, z kt�rego mo�na by�o by� dumnym. Brion lekko poruszy�
si� na ��ku i zdo�a� przekr�ci� si� tak, �e m�g� spojrze� przez okno. Anvharski
Zwyci�zca. Jego nazwisko ju� umieszczano w podr�cznikach historii jako nazwisko
jednego z bohater�w planety. Teraz dzieci w szko�ach b�d� uczy� si� o nim, tak
jak on uczy� si� o zwyci�zcach z przesz�o�ci. B�d� snu� wok� jego zwyci�stw
marzenia, wymy�laj�c przygody i robi�c wszystko, aby mu kiedy� dor�wna�. Zosta�
Zwyci�zc� by�o najwi�kszym zaszczytem we wszech�wiecie.
Popo�udniowe s�o�ce przeb�yskiwa�o spomi�dzy chmur, odbijaj�c si� md��, zimn�
po�wiat� od bezkresnych, za�nie�onych p�l. Samotna posta� na nartach
przemierza�a pust� r�wnin�; opr�cz niej nic si� nie porusza�o. Brion poczu�
nag�e przygn�bienie i g��bokie znu�enie; wszystko wygl�da�o inaczej, zupe�nie
jakby spojrza� w lustro z innej, uprzednio nieznanej strony.
U�wiadomi� sobie raptem ze straszliw� jasno�ci�, �e zdobycie tytu�u Zwyci�zcy
nie mia�o absolutnie �adnego znaczenia. To tak, jak by� najlepsz� pch�� w�r�d
wszystkich pche� na jednym psie.
Czym�e bowiem by� Anvhar? Skut� lodem planetk�, zamieszkan� przez kilka milion�w
ludzkich pche�, nieznanych i nieistotnych dla reszty galaktyki. Nie by�o tu nic,
o co warto by�oby walczy�; wojny po Upadku omin�y ich. Anvharczycy zawsze byli
z tego dumni - jakby to, �e by�o si� tak ma�o wa�nym, mog�o stanowi� pow�d do
dumy. Wszystkie pozosta�e ludzkie �wiaty rozwija�y si�, walczy�y, wygrywa�y,
przegrywa�y, zmienia�y si�. Tylko na Anvharze �ycie toczy�o si� z monotonn�,
cykliczn� jednostajno�ci�, niczym p�tla ta�my w magnetofonie...
Zwilgotnia�y mu oczy. Zamruga�. �zy! U�wiadomiwszy sobie ten nieprawdopodobny
fakt, przesta� u�ala� si� nad sob�. By� przera�ony. Takie my�lenie nie le�a�o w
jego charakterze. Litowanie si� nad sob� nie uczyni�o go Zwyci�zc� - a wi�c
czemu robi� to teraz? Anvhar by� jego wszech�wiatem - jak m�g� cho� przez chwil�
my�le� o nim jak o ma�o wa�nej planetce ci�gn�cej si� w ogonie cywilizacji? Co
go napad�o i sk�d te dziwne my�li?
Gdy tylko postawi� sobie to pytanie, natychmiast przysz�a odpowied�. Zwyci�zca
Ihjel. Grubas m�wi�cy dziwne rzeczy i zadaj�cy podchwytliwe pytania. Rzuci� na
niego urok jak jaki� czarodziej... czy diabe� w "Fau�cie"? Nie, to czysty
nonsens. Jednak co� zrobi�. Mo�e, wykorzystuj�c os�abienie Briona, co� mu
zasugerowa�? Albo pos�u�y� si� hipnoz� podd�wi�kow� jak ten �otr w "Skutym
Cerebrusie"? Brion nie mia� �adnych podstaw, na kt�rych m�g�by oprze� swoje
podejrzenia, lecz by� g��boko przekonany, �e to Ihjel by� odpowiedzialny za stan
jego ducha.
Gwizdn�� do prze��cznika czasowego przy swojej poduszce i naprawiony komunikator
o�y�. Na ma�ym ekranie pojawi�a si� dy�urna piel�gniarka.
- M�czyzna, kt�ry by� dzi� u mnie - powiedzia� Zwyci�zca Ihjel. Czy wiesz,
gdzie on jest? Musz� si� z nim skontaktowa�.
Z jakiego� powodu te s�owa zburzy�y jej zawodowe opanowanie. Zacz�a co� m�wi�,
przeprosi�a i wy��czy�a wizj�. Kiedy ekran zn�w si� zapali�, jej miejsce zaj��
cz�owiek w uniformie.
- Pyta�e� - powiedzia� stra�nik - o Zwyci�zc� Ihjela. Trzymamy go tu, w
szpitalu, ze wzgl�du na karygodny spos�b, w jaki wtargn�� do twojego pokoju.
- Nie wnosz� �adnej skargi. Czy mo�esz poprosi� go, aby natychmiast do mnie
przyszed�?
Stra�nik z trudem ukry� zdziwienie.
- Przykro mi, Zwyci�zco, ale nie widz� mo�liwo�ci. Doktor Caulry zostawi�
szczeg�owe zalecenia i nie wolno ci prze...
- Doktor nie ma w�adzy nad moim �yciem osobistym przerwa� Brion. - Nie jestem
zaka�nie chory i nie dolega mi nic pr�cz kra�cowego wyczerpania. Chc� widzie�
tego cz�owieka. Natychmiast.
Stra�nik wzi�� g��boki oddech i podj�� szybk� decyzj�.
- Ju� jest w drodze - rzek� i wy��czy� si�.
- Co ze mn� zrobi�e�? - spyta� Brion, gdy Ihjel wszed� do pokoju. - Bo nie
zaprzeczysz, �e podsun��e� mi dziwne my�li?
- Nie, nie zaprzecz�, poniewa� g��wnym celem mojego pobytu tutaj by�o w�a�nie
podsuni�cie ci tych "dziwnych my�li".
- Powiedz mi, jak tego dokona�e� - nalega� Brion. Musz� wiedzie�.
- Powiem ci, jednak jest wiele spraw, kt�re powiniene� najpierw zrozumie�, zanim
zdecydujesz si� opu�ci� Anvhar. Musisz o nich nie tylko us�ysze�, musisz w nie
uwierzy�. Najwa�niejsz� spraw�, prowadz�c� do innych, jest prawda o twoim �yciu
tutaj. Jak s�dzisz, jak powsta�y Zawody?
Brion, zanim odpowiedzia�, za�y� podw�jn� dawk� �agodnego psychostymulatora,
kt�ry mu przepisano.
- Ja nie s�dz� - powiedzia�. - Wiem. M�wi� o tym przekazy historyczne. Tw�rc�
zawod�w by� Giroldi, a pierwsze igrzyska odby�y si� w roku trzysta
siedemdziesi�tym �smym przed Upadkiem. Od tej pory Twenties odbywa�y si� co
roku. Na pocz�tku by�y �ci�le lokaln� imprez�, jednak szybko osi�gn�y rang�
og�lnoplanetarn�.
- W zasadzie to prawda - powiedzia� Ihjel. - Jednak m�wisz o tym, co si� sta�o,
a ja pyta�em, jak do tego dosz�o. Jakim cudem jeden cz�owiek zdo�a� barbarzy�sk�
planet�, zamieszkan� przez na wp� zwariowanych my�liwych i rozpijaczonych
farmer�w, zamieni� w dobrze naoliwion� maszyn� spo�eczn� stworzon� na bazie
sztucznego tworu Twenties? To po prostu niemo�liwe.
- A jednak to by�o mo�liwe! - upiera� si� Brion. - Nie mo�esz temu zaprzeczy�. A
w Zawodach nie ma niczego sztucznego. To logiczny spos�b �ycia na planecie
takiej jak ta. Ihjel za�mia� si� kr�tko i ironicznie.
- Bardzo logiczny - rzek� - tylko jak cz�sto logika ma co� wsp�lnego z
organizacj� klas spo�ecznych i rz�dzeniem? Nie chcesz pomy�le�. Postaw si� w
po�o�eniu tw�rcy igrzysk, Giroldiego. Wyobra� sobie, �e wpad�e� na �wietny
pomys� stworzenia Zawod�w i chcesz przekona� do niego innych. Idziesz wi�c do
najbli�szego zawszonego, k��tliwego, ciemnego, przesi�kni�tego w�dk� my�liwego i
przedstawiasz mu t� ide�. M�wisz mu, �e program z�o�ony z zaj�� takich jak
poezja, �ucznictwo i szachy mo�e uczyni� jego �ycie o wiele bardziej
interesuj�cym i bogatszym. Zr�b to. Tylko przez ca�y czas miej oczy szeroko
otwarte i trzymaj r�k� na kolbie.
Brion musia� si� roze�mia� z absurdalno�ci tego pomys�u. Oczywi�cie, to nie
mog�o si� zdarzy� w taki spos�b. A jednak, skoro si� zdarzy�o, musia�o istnie�
jakie� proste wyja�nienie.
- Mo�emy to wa�kowa� przez ca�y dzie� - powiedzia� Ihjel - i nie wpadniesz na
w�a�ciwe rozwi�zanie, chyba �e...
Urwa� nag�e, spojrzawszy na komunikator. �wiat�o gotowo�ci pali�o si�, chocia�
ekran pozostawa� ciemny. Wyci�gn�� t�uste �apsko i zerwa� �wie�o po�o�one
przewody.
- Ten tw�j doktor jest bardzo ciekawski i niech taki pozostanie. Prawda ukryta
za Twenties to interes nie jego, ale tw�j. Musisz zrozumie�, �e �ycie, jakie tu
wiedziesz, jest ca�kowicie sztucznym tworem, stworzonym przez ekspert�w
socjotechniki i wcielonym w �ycie przez wyszkolonych agent�w operacyjnych.
- Bzdura! - przerwa� Brion. - System�w spo�ecznych nie mo�na wymy�li� i narzuca�
narodom, ot tak sobie. Nie bez przelewu krwi i przemocy.
- Sam wygadujesz bzdury - rzek� Ihjel. - Mog�o to by� prawd� u zarania dziej�w,
ale nie teraz. Czyta�e� zbyt wielu klasyk�w ze starej Ziemi: wyobra�asz sobie,
�e nadal �yjemy w wiekach przes�d�w. Tylko dlatego, �e faszyzm i komunizm
narzucono niegdy� si�� opornym spo�ecze�stwom, uwa�asz, i� tak musi by� zawsze.
Wr�� my�l� do swoich ksi��ek. Dok�adnie w tej samej epoce dawne kraje
kolonialne, takie jak Indie i Zwi�zek Pa�stw Afryki P�nocnej zaadoptowa�y
zasady demokracji oraz samorz�dno�ci, i jedyne akty przemocy mia�y miejsce w�r�d
lokalnych ugrupowa� religijnych. Zmiany s� krwiobiegiem ludzko�ci. Wszystko, co
dzi� akceptujemy jako oczywiste, by�o kiedy� nowo�ci�. A jedn� z ostatnich
nowo�ci s� pr�by kierowania ludzkich spo�eczno�ci ku czemu� bardziej
nastawionemu na szcz�cie jednostki.
- To kompleks Boga - powiedzia� Brion. - Wpasowywanie ludzkich istnie� w pewn�
form�, oboj�tnie czy tego chc�, czy nie.
- Spo�ecze�stwa mog� tak to odczuwa� - zgodzi� si� Ihjel. - Tak by�o na
pocz�tku, i kilka pr�b wmuszenia spo�ecze�stwom nieodpowiednich system�w
politycznych przynios�o katastrofalne rezultaty. Nie wszystkie by�y nieudane.
Nasz Anvhar iest koronnym dowodem na to, jak skuteczna mo�e by� ta technika,
je�eli j� w�a�ciwie zastosowa�. Jednak teraz ju� si� tego tak nie robi. Podobnie
jak w przypadku wszystkich innych nauk stwierdzili�my, �e im wi�cej wiemy, tym
wi�cej pozostaje do odkrycia. Dzi� ju� nie pr�bujemy kierowa� cywilizacji ku
celom, kt�re uwa�amy za korzystne. Jest zbyt wiele takich cel�w, a brak
obiektywizmu nie pozwala nam odr�ni� dobre od z�ych. Jedyne, co robimy teraz,
to pr�ba ochrony rozwijaj�cych si� cywilizacji, tchni�cia �ycia w te, kt�re
popad�y w stagnacj� i op�akiwania wymar�ych. Kiedy interweniowali�my po raz
pierwszy, tu, na Anvharze, teoria nie by�a jeszcze tak rozwini�ta. Skomplikowane
ze zrozumia�ych wzgl�d�w r�wnania okre�laj�ce, kt�ry stopie� rozwoju w skali od
jeden do pi�� osi�gn�a dana cywilizacja, nie zosta�y w�wczas jeszcze
wyprowadzone. �wczesna technika polega�a na opracowaniu sztucznej kultury,
najbardziej korzystnej dla danej planety, i wpasowaniu jej w odpowiedni� form�.
- Jak mo�na tego dokona�? - zapyta� Brion. - W jaki spos�b zrobiono to na
Anvharze?
- No, to ju� pewien post�p. W ko�cu pytasz si�: "jak". Ta metoda kosztowa�a
�ycie wielu agent�w i znaczne sumy pieni�dzy. W celu zach�cenia do pojedynk�w
po�o�ono nacisk na poj�cie honoru osobistego, a to prowadzi�o do zwi�kszonego
zainteresowania sztuk� walki. Kiedy osi�gni�to ten cel, do akcji wkroczy�
Giroldi i pokaza�, �e zorganizowane igrzyska mog� by� bardziej interesuj�ce ni�
przypadkowe potyczki. W��czenie konkurencji intelektualnych do programu zawod�w
by�o nieco trudniejsze, ale nie niemo�liwe. Szczeg�y s� nieistotne; teraz
rozpatrujemy produkt ko�cowy. Mam na my�li ciebie. Jeste� nam bardzo potrzebny.
- Dlaczego ja? - spyta� Brion. - Dlaczego jestem taki wyj�tkowy? Dlatego, �e
wygra�em Zawody? Nie mog� w to uwierzy�. Patrz�c obiektywnie, nie ma wi�kszej
r�nicy mi�dzy mn� a tymi, kt�rzy zaj�li dziesi�� dalszych miejsc. Czemu nie
zwr�cisz si� do kt�rego� z nich? Mog� wykona� to zadanie r�wnie dobrze jak ja.
- Nie, nie mog�. P�niej powiem ci, dlaczego jeste� jedynym cz�owiekiem, kt�rym
mog� si� pos�u�y�. Nasz czas si� ko�czy i najpierw musz� ci� jeszcze przekona�
co do kilku innych rzeczy. - Zerkn�� na zegarek. - Mamy mniej ni� trzy godziny.
Przez ten czas musz� ci powiedzie� tyle o naszej pracy, �eby� m�g� sam
zdecydowa�, czy chcesz si� do nas przy��czy�.
- Widz�, �e masz do�� napi�ty plan dnia - rzek� Brion. Mo�esz zacz�� od
wyja�nienia, kogo masz na my�li m�wi�c "my"
- Cultural Relationships Foundation. Samorz�dn�, prywatn� organizacj�, kt�rej
celem jest utrwalanie pokoju i zapewnianie suwerenno�ci oraz dobrobytu
niezale�nym planetom, tak aby wszystkie czerpa�y korzy�ci z kwitn�cego dzi�ki
temu handlu i wzajemnych dobrych stosunk�w.
- To brzmi jak cytat - rzek� Brion. - Nikt nie zdo�a�by wymy�li� czego� takiego
na poczekaniu.
- Bo to jest cytat ze statutu naszej organizacji. Wszystko to bardzo pi�knie,
ale teraz m�wmy konkretnie. O tobie. Jeste� wytworem starannie przemy�lanego i
wysoko rozwini�tego spo�ecze�stwa. Twoja osobowo�� ukszta�towa�a si� w wyniku
wychowania w spo�eczno�ci tak nielicznej, �e wymagaj�cej zaledwie umiarkowanej
kontroli rz�du. Przeci�tne anvharskie wykszta�cenie i tak jest doskona�e, a
dzi�ki uczestnictwu w zawodach zdoby�e� zasoby wiedzy, dzi�ki kt�rym nie
ust�pujesz najt�szym m�zgom galaktyki. By�aby to niepowetowana strata i
zmarnowa�by� ca�e swoje �ycie, gdyby� po tym d�ugim treningu zaszy� si� na
jakiej� odludnej farmie.
- Nisko mnie cenisz. Zamierzam uczy�...
- Zapomnij o Anvharze! - Ihjel przerwa� mu niecierpliwym machni�ciem r�ki. -Ten
�wiat poradzi sobie zupe�nie dobrze i bez ciebie. Musisz o nim zapomnie�.
Pomy�l, jak ma�o jest wa�ny w por�wnaniu z ca�� galaktyk�, we� pod uwag� �yj�ce
nie w dobrobycie, lecz w nieustannym cierpieniu rzesze ludzkich istot. Musisz
zastanowi� si�, co mo�esz zrobi�, �eby im pom�c.
- A co ja mog� zrobi� jako jednostka? Dawno ju� min�y dni, gdy jeden cz�owiek,
jak Cezar czy Aleksander, m�g� wstrz�sn�� posadami �wiata.
- To prawda, a zarazem nieprawda - odpowiedzia� Ihjel. - W ka�dym konflikcie s�
osoby kluczowe, ludzie dzia�aj�cy jak katalizator, kt�ry, u�yty w odpowiedniej
chwili, zapocz�tkowuje reakcj� chemiczn�. Mo�esz by� jednym z takich ludzi, ale
musz� uczciwie wyzna�, �e na razie nie jestem w stanie ci tego udowodni�. Tak
wi�c, aby oszcz�dzi� czas i unikn�� nie ko�cz�cej si� dyskusji, my�l�, �e b�d�
musia� odwo�a� si� do twojego poczucia obowi�zku.
- Obowi�zku wzgl�dem kogo?
- Ludzko�ci, oczywi�cie. Wzgl�dem niezliczonych miliard�w umar�ych, kt�rzy
utrzymywali w ruchu t� machin�, jaka zapewni�a ci bogate, d�ugie i szcz�liwe
�ycie, jakim si� cieszysz. To, co oni ci dali, musisz zwr�ci� innym. To przecie�
fundamentalna zasada humanistycznej moralno�ci.
- Zgadza si�. I na d�u�sz� met� jest to bardzo dobry argument. Jednak nie tak
dobry, aby wyci�gn�� mnie z tego ��ka przed up�ywem nast�pnych trzech godzin.
- To ju� jaki� sukces - powiedzia� Ihjel. - Zgadzasz si� z tokiem mojego
rozumowania. Teraz zastosuj� go do twojej osoby. Oto teza, kt�rej zamierzam
dowie��. Istnieje planeta zamieszkana przez siedmiomilionowy nar�d. Je�li nie
uda mi si� zrealizowa� mojego planu, ta planeta zostanie ca�kowicie zniszczona.
Moim zadaniem jest nie dopu�ci� do tego i dlatego tu jestem. Sam nie zdo�am tego
dokona�. Opr�cz innych potrzebuj� ciebie. Nie kogo� takiego jak ty, ale ciebie i
tylko ciebie.
- Zosta�o ci piekielnie ma�o czasu, by mi to wszystko udowodni� - wtr�ci� Brion
- wi�c pozw�l, �e u�atwi� ci zadanie. Praca, kt�r� wykonujesz, ta planeta,
niebezpiecze�stwo gro��ce jej mieszka�com to fakty, kt�re niew�tpliwie mo�esz
udowodni�. Zaryzykuj� i przyjm�, �e ta ca�a sprawa nie jest gigantycznym blefem,
a wi�c, �e maj�c czas, mo�esz wszystkiego dowie��. W ten spos�b dyskusja zn�w
wraca do mojej osoby. Jak mo�esz wykaza�, �e jestem jedyn� osob� w Galaktyce
mog�c� ci pom�c?
- Mog� na to odpowiedzie�: dzi�ki twoim szczeg�lnym zdolno�ciom.
- Szczeg�lnym zdolno�ciom? W niczym nie r�ni� si� od innych mieszka�c�w tej
planety.
- Mylisz si� - rzek� Ihjel. - Jeste� chodz�cym dowodem pot�gi ewolucji.
Nieliczne osobniki o szczeg�lnych cechach wyst�puj� ze sta�� cz�stotliwo�ci�
w�r�d egzemplarzy ka�dego gatunku, z cz�owiekiem w��cznie. Ostatni empata
urodzi� si� na Anvharze dwa pokolenia temu i przez ca�y ten czas czeka�em na
nast�pnego.
- Co, u licha, znaczy "empata" i w jaki spos�b poznajesz go, gdy go napotkasz? -
Brion zachichota�, rozmowa stawa�a si� wr�cz niewiarygodna.
- Mog� go rozpozna�, poniewa� sam jestem empat�. Nie ma innego sposobu. A je�eli
chodzi o to, na czym polega czynna empatia, to przyk�ad jej dzia�ania mia�e�
nieco wcze�niej, kiedy nasz�y ci� te dziwne my�li o Anvharze. Wiele czasu
up�ynie, mim si� tego nauczysz, natomiast bierna empatia jest twoj� rodzon�
umiej�tno�ci�. To oznacza wra�liwo�� na stan uczu� czy te�, jak kto woli, ducha
innych ludzi. Empatia nie polega na czytaniu my�li; lepiej mo�na j� opisa� jako
wyczuwanie czyich� emocji, uczu� i pragnie�. Nie mo�na ok�ama� wy�wiczonego
empaty, poniewa� wyczuje prawdziwe zamian~ za zas�on� werbalnych k�amstw. Nawet
twoje s�abo rozwini�te zdolno�ci okaza�y si� niezwykle u�yteczne podczas
Zawod�w. Mog�e� przewidzie� zamiary przeciwnika, poniewa� wiedzia�e�, jaki
wykona ruch w tej samej chwili, gdy spr�a� si� do ataku. Zaakceptowa�e� ten
fakt, nigdy si� nad nim nie zastanawiaj�c. - Sk�d o tym wiesz?
Brion wiedzia�, �e tak by�o, ale nigdy nie zdradzi� swego sekretu.
Ihjel u�miechn�� si�.
- Po prostu zgad�em. Jednak pami�taj, �e ja tak�e wygra�em Zawody i wtedy te�
nic nie wiedzia�em o empatii. Dobrze jest mie� takie umiej�tno�ci poza tymi,
kt�re zdobywa si� przez d�ugotrwa�e treningi. W ten spos�b doszli�my do dowodu,
o kt�rym m�wili�my przed minut�, kiedy powiedzia�e�, �e przekonam ci�, je�li
udowodni�, �e jeste� jedyn� osob�, kt�ra mo�e mi pom�c. Jestem przekonany, �e
tak jest i w tej sprawie nie mog� ci� ok�ama�. Mo�na k�ama� o swoich
przekonaniach, mo�na przekonania opiera� na fa�szywych przes�ankach lub zmienia�
je, jednak nie mo�na si� co do nich ok�amywa� samemu. I, co r�wnie wa�ne, nie
mo�na oszuka� empaty co do swoich przekona�. Czy chcesz zobaczy�, co teraz
odczuwam? "Zobaczy�" to nieodpowiednie s�owo, ale na razie w s�owniku nie ma
odpowiednich okre�le� na tego rodzaju zjawiska. Inaczej, czy chcesz przy��czy�
si� do moich uczu�? Wyczuwa� moje zamiary, wspomnienia i emocje. czu� to co ja?
Brion pr�bowa� zaprotestowa�, ale by�o ju� za p�no. By�o to tak, jak gdyby kto�
otworzy� drzwi jego zmys��w, i nie by� w stanie nic na to poradzi�.
- Dis... - powiedzia� g�o�no Ihjel. - Siedem milion�w mieszka�c�w... bomby
wodorowe... Brion Brandd.
To by�y tylko s�owa kluczowe, drogowskazy skojarze�. Przy ka�dym Brion czu�
wzbieraj�c� fal� emocji tamtego.
Tu nie mog�o by� mowy o k�amstwie - co do tego Ihjel mia� racj�. To by�o surowe
tworzywo, z jakiego sk�adaj� si� uczucia, podstawowe reakcje i symbole pami�ci.
DIS... DIS... DIS... to by�o s�owo to by�a planeta i to s�owo rozbrzmiewa�o jak
werbel, werbel ten d�wi�k jego uderze� otacza� i by�a pustynna planeta, planeta
�mierci gdzie �ycie by�o �mierci� a �mier� by�a lepsza ni� �ycie, prymitywna
barbarzy�ska zacofana n�dzna paskudna przera�aj�ca wroga niego�cinna planeta,
gor�ca pal�ca, rozpra�ona , piaszczysta pustynia, gdzie piaski i piaski i piaski
kt�re p�on� p�on�y i b�d� p�on��, a lud tej planety tak prymitywny paskudny
n�dzny barbarzy�ski niby-ludzki, ludzki mniej ni� ludzki, lecz wszyscy oni b�d�
MARTWI i MARTWYCH b�dzie siedem milion�w poczernia�ych zw�ok i to stanie si�
koszmarem wszystkich twoich sn�w, sn�w zawsze poniewa� te BOMBY WODOROWE czekaj�
by ich zabi� chyba... chyba... chyba... �e ty Ihjel powstrzymasz ich ty Ihjel
(�MIER�) ty (�MIER�) ty (�MIER�) sam nie mo�esz tego zrobi� ty (�MIER�) musisz
mie� BRIONA BRANDDA ca�kiem-zielonego-surowego-nie-wyszkolonego-
Briona-Brandda-do-pomocy on jest jedynym w Galaktyce kt�ry mo�e tego dokona�...
Gdy potok wra�e� przesta� p�y��, Brion u�wiadomi� sobie, �e le�y na plecach w
swoim ��ku, zlany potem, wstrz�sany dreszczem doznanych emocji. Naprzeciw niego
siedzia� Ihjel z twarz� ukryt� w d�oniach. Kiedy podni�s� g�ow�, Brion ujrza� w
jego oczach �lad ciemno�ci, kt�rych dopiero co do�wiadczy�.
- �mier� - powiedzia� Brion. - To straszliwe odczucie �mierci. To nie tylko lud
Dis ma umrze�. To by�o co� bardziej osobistego.
- Ja sam - rzek� Ihjel i w s�owach tych kry�y si� nie milkn�ce echa nocy, kt�r�
przed chwil� Brion poczu� dzi�ki swej nowo u�wiadomionej sile. - Moja �mier�, w
niezbyt odleg�ej przysz�o�ci. To jest ta cudownie straszliwa cena, jak� musisz
zap�aci� za sw�j talent. Angst jest nieod��czn� cz�ci� empatii. To fragment
ca�ej niezbadanej dziedziny, jak� jest si�a psi, kt�ra zdaje si� by� niezale�na
od czasu. �mier� jest tak szokuj�ca i ostateczna, �e powraca echem wzd�u� linii
przebiegu czasu. Im jest bli�ej, tym wyra�niej j� czuj�. Nie mog� wyczu�
dok�adnej daty, tylko jej przybli�on� lokalizacj� w czasie. To w�a�nie jest
okropne. Wiem, �e umr� wkr�tce po tym, jak wyl�dujemy na Dis, a na d�ugo przed
zako�czeniem tam pracy. Wiem, co trzeba tam zrobi�, i znam ludzi, kt�rym
dotychczas si� to nie uda�o. Wiem te�, �e jeste� jedyn� osob�, kt�ra mo�e
zako�czy� prac�, kt�r� tam rozpocz��em. Czy teraz si� zgadzasz? Polecisz ze mn�?
Tak, oczywi�cie. Polec� z tob�.
- Nigdy nie widzia�em nikogo tak w�ciek�ego jak ten lekarz - powiedzia� Brion.
- Trudno go o to wini� - mrukn�� Ihjel i przemie�ci� swoje ogromne cielsko za
konsol�, przy kt�rej przeprowadza� zakodowan� rozmow� z pok�adowym komputerem.
Szybko stuka� w klawisze i odczytywa� odpowiedzi z ekranu. - Pozbawi�e� go jego
zawodowej s�awy. Ile razy w �yciu trafi mu si� szansa piel�gnowa� i doprowadzi�
do zdrowia wyczerpanego zawodami Zwyci�zc� Twenties?
- S�dz�, �e niewiele. Dziwi� si� tylko, jak uda�o ci si� go przekona�, �e ty i
ten statek mo�ecie zadba� o mnie r�wnie dobrze jak jego szpital.
- Nigdy by mi si� to nie uda�o - rzek� Ihjel. - Jednak ja i Cultural
Relationships Foundation mamy na Anvharze paru wp�ywowych przyjaci�. Musz�
przyzna�, i� musia�em wywrze� pewien nacisk na doktora.
Wyci�gn�� si� w fotelu i spojrza� na ta�m� z wydrukiem kursu wysuwaj�c� si� z
drukarki.
- Mamy ma�o czasu do stracenia, ale wol� sp�dzi� go czekaj�c na drugim ko�cu
trasy. Skoczymy, jak tylko umieszcz� ci� w polu zeroczasowym.
Dzia�anie ochronnego pola zeroczasowego nie jest wyczuwalne dla �adnego
ludzkiego zmys�u. Wewn�trz nie istnieje ci�ar, ci�nienie czy b�l - nie ma
�adnych wra�e�. Z wyj�tkiem bardzo ; d�ugich okres�w przebywania w polu,
zniesione jest te� poczucie up�ywu czasu. Brion mia� wra�enie, �e Ihjel wy��czy�
pole w tej ; samej chwili, gdy je w��czy�. Statek by� nie zmieniony, tylko przez
wizjer wida� by�o przetykan� czerwieni� pustk� podprzestrzeni.
- Jak si� czujesz? - zapyta� Ihjel.
Najwidoczniej statek te� by� tego ciekaw. Skaner, unosz�cy si� niecierpliwie tu�
nad polem ochronnym, �mign�� w d� i opad� na nagie przedrami� Briona. Anvharski
lekarz udzieli� szczeg�owych wskaz�wek sekcji medycznej pok�adowego komputera.
Szybka analiza tuzina r�nych danych - i metabolizm Briona por�wnano z
oczekiwan� norm�. Najwidoczniej wszystko sz�o dobrze, poniewa� jedyn� reakcj�
by� zastrzyk witamin i glukozy.
- Na razie nie mog� powiedzie�, �e czuj� si� cudownie Brion wygodniej u�o�y� si�
na poduszkach. - Jednak co dzie� jest lepiej, a wi�c stale mi si� polepsza.
- Mam nadziej�. Mamy tylko dwa tygodnie, zanim dotrzemy do Dis. S�dzisz, �e do
tego czasu dojdziesz do siebie?
- Nie obiecuj� - odpar� Brion, delikatnie ugniataj�c sw�j biceps. -Jednak my�l�,
�e tyle czasu mo�e mi wystarczy�. Jutro zaczn� �wiczy�. To powinno przywr�ci� mi
form�. A teraz powiedz mi wi�cej o Dis i o tym, co mam tam robi�.
- Nie mam zamiaru tego powtarza�, a wi�c na jaki� czas pohamuj swoj� ciekawo��.
Udajemy si� w�a�nie na punkt kontaktowy, �eby zabra� jeszcze jednego cz�onka
ekipy. To b�dzie trzyosobowy zesp�: ty, ja i egzobiolog. Gdy tylko znajdzie si�
na pok�adzie, udziel� wam szczeg�owych informacji. Natomiast na razie mo�esz
w�o�y� g�ow� do skrzynki lingwofonu i popracowa� nad swoim disa�skim. Zanim
wyl�dujemy, powiniene� nim biegle m�wi�.
Wykorzystuj�c autohipnoz�, Brion bez trudu opanowa� disa�sk� gramatyk� i
s�ownictwo, jednak wymowa sprawia�a mu spore trudno�ci. J�zyk Disa�czyk�w
obfitowa� w zwarcia g�o�ni, cmokni�cia i chrapliwe, gard�owe d�wi�ki, niemal
wszystkie ko�c�wki by�y po�kni�te, zduszone lub skr�cone. Kiedy Brion u�ywa�
lustra g�osowego i analizatora wymowy, Ihjel zaszywa� si� w odleg�ej cz�ci
statku, twierdz�c, �e te okropne odg�osy utrudniaj� mu trawienie.
Ich statek lecia� wyznaczonym kursem w podprzestrzeni. Utrzymywa� sw�j kruchy
ludzki �adunek w odpowiedniej temperaturze, �ywi� go i dostarcza� mu �wie�ego
powietrza. Mia� rozkaz troszczy� si� o zdrowie Briona, wi�c czyni� to, wci��
sprawdzaj�c zapisane w pami�ci instrukcje i odnotowuj�c sta�� popraw�. Inna
cz�� pok�adowego komputera z niezm�conym spokojem odlicza�a mikrosekundy, a� w
ko�cu, gdy w jego sercu zapali�a si� podana wcze�niej cyfra, zamkn�� si�
odpowiedni obw�d. Zamruga�a lampka i rozleg� si� �agodny, ale natarczywy d�wi�k
dzwonka.
Ihjel ziewn��, od�o�y� raport, kt�ry w�a�nie przegl�da�, i poszed� do sterowni.
Wzdrygn�� si� mijaj�c pomieszczenie, w kt�rym Brion przes�uchiwa� nagrania
swoich zmaga� z disa�szczyzn�.
- Wy��cz tego zdychaj�cego brontozaura i zapnij pasy! krzykn�� przez cienkie
drzwi. - Niebawem osi�gniemy optimum i wpadniemy z powrotem w normaln�
przestrze�.
Umys� ludzki potrafi przeby� niewiarygodne, mi�dzygwiezdne przestrzenie, lecz
nie jest w stanie pomie�ci� ca�ej o nich wiedzy. Cal w odniesieniu do ludzkiej
d�oni jest spor� jednostk� miary.
W przestrzeni kosmosu sze�cian o boku d�ugo�ci stu tysi�cy mil jest
mikroskopijnie ma�ym sektorem. �wiat�o przebywa t� odleg�o�� w u�amku sekundy.
Dla statku poruszaj�cego si� z pr�dko�ci� wzgl�dn� daleko wi�ksz� od szybko�ci
�wiat�a, taki sektor jest jeszcze mniejsz� jednostk� miary. Teoretycznie,
znalezienie konkretnego obszaru tej wielko�ci wydaje si� niemo�liwe.
Technologicznie, jest to cud powtarzaj�cy si� tak cz�sto, �e przesta� ju� nawet
by� interesuj�cy.
Brion i Ihjel siedzieli przypi�ci do foteli, gdy nap�d podprzestrzenny wy��czy�
si� nagle, wyrzucaj�c ich z powrotem w zwyk�� czasoprzestrze�. Nie odpi�li
pas�w, tylko siedzieli i spogl�dali na niewyra�ne plamki odleg�ych gwiazd.
Pojedyncze s�o�ce, zapewne pi�tego rz�du wielko�ci, by�o ich jedynym s�siadem w
tym zapad�ym k�ciku wszech�wiata. Czekali, a� komputer, mamrocz�c do siebie
elektronicznym pomrukiem i dokonuj�c niezliczonych oblicze�, wykona
wystarczaj�c� liczb� pomiar�w, by wyznaczy� ich pozycj� w przestrzeni kosmosu.
Zad�wi�cza� dzwonek alarmowy; silnik w��czy� si� i wy��czy� tak szybko, �e obie
te czynno�ci zdawa�y si� by� jednoczesne. Sytuacja ta powt�rzy�a si� jeszcze
dwukrotnie, nim komputer uzna�, �e znalaz� najlepsz� mo�liw� pozycj� i zapali�
napis SILNIKI WY��CZONE. Ihje� odpi�� pasy, przeci�gn�� si� i przygotowa�
posi�ek. Precyzyjnie wyliczy� czas trwania podr�y. Na cztery godziny przed
momentem osi�gni�cia celu we w��czonym odbiorniku rozleg� si� silny sygna�.
Kiedy natarczywie zamigota� ! napis SILNIKI W��CZONE, zn�w zapi�li pasy.
Statek wszed� w normaln� przestrze� na wystarczaj�co d�ug� chwil�, by wys�a�
sygna� wywo�awczy na ustalonej d�ugo�ci fali. Odebra� sygna� pasa�erskiego promu
i natychmiast odpowiedzia� odpowiednim has�em. Prom przyj�� potwierdzenie i z
gracj� zni�s� dziesi�ciostopowe, metalowe jajo. Gdy tylko znalaz�o si� ono poza
zasi�giem pola podprzestrzennego, macierzysty statek znikn��, udaj�c si� do
odleg�ego o