3221

Szczegóły
Tytuł 3221
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3221 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3221 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3221 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ARTHUR C. CLARKE Odyseja kosmiczna 3001 (prze�o�y� Rados�aw Kot) Prolog - Pierworodni Tak w�a�nie mo�emy ich nazwa�: Pierworodnymi. Chocia� nawet w najmniejszym zarysie nie przypominali ludzi, te� byli ciele�ni i te� krwawili, a gdy spojrzeli niegdy� w otch�a� kosmosu, ogarn�y ich: podziw, l�k oraz poczucie osamotnienia. Gdy tylko uro�li w si��, zacz�li szuka� w�r�d gwiazd bratniej duszy. W trakcie dalekich wypraw natykali si� na wiele rozmaitych postaci �ycia na r�nych stadiach ewolucji i a� nazbyt cz�sto byli �wiadkami, jak nik�a iskierka inteligencji gas�a po�r�d mroku kosmicznej nocy. Poniewa� w ca�ej galaktyce nie znale�li niczego bardziej cennego ni� rozum, dlatego gdzie mogli, tam wspomagali jego kie�kowanie. Niczym farmerzy siali na polu gwiazd i bywa�o, �e zbierali potem plony. Niekiedy za�, niech�tnie, ale musieli pieli�. Kiedy ich statek wszed� do Uk�adu S�onecznego, wielkie dinozaury dawno ju� zosta�y zg�adzone w �wicie swego istnienia przez przypadkowego osobnika z przestrzeni kosmicznej. Pierworodni przemkn�li nad zlodowacia�ymi zewn�trznymi planetami, na kr�tko zatrzymali si� przy pustynnym umieraj�cym Marsie i w ko�cu spojrzeli na Ziemi�. Ujrzeli �wiat roj�cy si� od wszelakiego �ycia. Badali je ca�e lata, zbierali okazy, katalogowali. Gdy dowiedzieli si� ju� wszystkiego, czego dowiedzie� si� mogli, zacz�li dzia�a�. Ingerowali w rozw�j ca�ego szeregu gatunk�w, tak l�dowych, jak i morskich. Czy z powodzeniem, to mog�o si� rozstrzygn�� dopiero za co najmniej milion lat. Byli cierpliwi, ale nie nie�miertelni. Czeka�y na nich jeszcze miliardy innych s�o�c, wi�c odlecieli wkr�tce, znikn�li w otch�ani kosmosu, wiedz�c, �e nigdy ju� na Ziemi� nie wr�c�. Zreszt�, nie zachodzi�a taka potrzeba: zostawione na miejscu s�ugi same mog�y dokona� dzie�a. Na Ziemi epoki lodowcowe przemija�y jedna za drug�, natomiast na niezmiennej powierzchni Ksi�yca czeka� sekretny stra�nik z gwiazd. P�ywy �ycia w galaktyce pulsowa�y jeszcze wolniejszym rytmem. Dziwne, niekiedy pi�kne, a czasem straszne imperia powstawa�y i upada�y, przekazuj�c wiedz� i dorobek nast�pcom. Gdzie� daleko, w�r�d gwiazd, ewolucja wkracza�a na wy�sze stadia. Pierwsi odkrywcy Ziemi ju� dawno porzucili cielesne pow�oki. Skonstruowali maszyny sprawniejsze ni� poprzednie, organiczne no�niki, a nast�pnie dokonali przeprowadzki. Z pocz�tku m�zg�w, a potem wy��cznie my�li. W pancerzach z metalu i kryszta�u ruszyli jeszcze dalej w galaktyk�. Nie budowali ju� statk�w kosmicznych, sami nimi byli. Epoka machin nie trwa�a d�ugo. Eksperymentuj�c nieustannie, nauczyli si� sk�adowa� wiedz� bezpo�rednio w tkance przestrzeni. My�li, utrwalone w zastyg�ych koronkach �wiat�a, mog�y trwa� wiecznie. Pierworodni stali si� postaci� czystej energii. Ich porzucone na tysi�cach �wiat�w pow�oki cielesne zata�czy�y bezrozumnie, zadr�a�y i zleg�y, by obr�ci� si� w py�. Teraz byli panami galaktyki, sam� si�� woli mogli pomyka� mi�dzy gwiazdami, niczym delikatna mgie�ka przes�czali si� przez szczeliny przestrzeni. Wolni od ogranicze� byt�w materialnych, nie zapomnieli jednak o swym pochodzeniu, o tym, jak zrodzili si� kiedy� w ciep�ym szlamie dawno ju� wysch�ego morza. A ich zaiste cudowne maszyny nadal dzia�a�y, nadzoruj�c rozpocz�te miliony lat wcze�niej eksperymenty. Jednak nie zawsze bywa�y pos�uszne instrukcjom tw�rc�w. Jak wszystkie urz�dzenia ulega�y niszcz�cemu wp�ywowi czasu i jego cierpliwej, wiecznie czuwaj�cej s�u�ki: entropii. I niekiedy odkrywa�y i wyznacza�y sobie nowe, w�asne cele. CZʌ� PIERWSZA GWIEZDNE MIASTO 1 - PASTUCH KOMET Kapitan Dimitri Chandler [M2973.04.21/93.106//Mars/ Akad.Kosm.2005], dla przyjaci� "Dim". by� wyra�nie rozdra�niony i mia� po temu s�uszne powody. Wiadomo�� z Ziemi potrzebowa�a sze�ciu godzin, aby dostrzec do holownika kosmicznego Goliath, kt�ry kr��y� a� za 01 bit� Neptuna. Gdyby informacja przyby�a cho� dziesi�� minut p�niej, holownik m�g�by ze spokojnym sumieniem odpowiedzie�: "Przykro mi, ale nic z tego. W�a�nie zacz��em rozwija� ekran przeciws�oneczny." I mia�by racj�, gdy� opakowywanie j�dra komety w grub� tylko na kilka moleku� foli� odblaskow� to nie robota, kt�r� mo�na przerwa� w po�owie. Obecnie najlepsze, co m�g� uczyni�, to pos�ucha� tego niezwyk�ego ��dania, tym bardziej �e Przys�oneczni i tak narazili si� ju� pot�nie ��tym, chocia� nie z w�asnej winy. Eksploatacja lodowych zasob�w pier�cieni Saturna zacz�a si� jeszcze w dwudziestym �smym wieku, trzysta lat temu. Kapitan Chandler nigdy nie potrafi� dostrzec �adnych r�nic na zestawianych przez nowoczesnych ekolog�w obrazkach "przed" i "po", ilustracjach maj�cych prezentowa� przysz�e skutki niebieskiego wandalizmu. Wszelako opinia publiczna, wci�� wyczulona po kl�skach ekologicznych poprzednich stuleci, spojrza�a na spraw� inaczej i wi�kszo�� popar�a has�o: "R�ce precz od Saturna!". Tym sposobem miast z�odziejem pier�cienia, Chandler zosta� powiernikiem. Wypasa� komety. Tak i wypuszcza� si� poza Uk�ad S�oneczny na ca�kiem spory kawa�ek drogi do Alfy Centaura, gdzie polowa� na bry�y kr���ce w Pasie Kuipera. By�o tam do�� lodu, by zala� Merkurego i Wenus oceanem g��bokim na par� kilometr�w, chocia� musia�oby min�� jeszcze kilka stuleci, nim uda�oby si� wygasi� ognie piekielne tych dw�ch planet, czyni�c je zdatnymi do �ycia. ��ci (dawniej Zieloni), oczywi�cie, wci�� protestowali, ale jakby z mniejszym zapa�em. Gigantyczne fale, spowodowane upadkiem wielkiego meteoru do Pacyfiku w roku 2304, poch�on�y miliony ofiar i ludzko�� u�wiadomi�a sobie w�wczas, �e zbyt wiele jajek wk�ada do jednego, niebezpiecznie kruchego koszyka. O ironio, gdyby ten z�om ska�y run�� na l�d, szkody nie by�yby nawet w cz�ci tak dotkliwe! Zreszt�, pomy�la� Chandler, przesy�ka trafi na miejsce i tak dopiero za pi��dziesi�t lat, zatem tydzie� op�nienia nie zrobi r�nicy. Tyle tylko, �e trzeba b�dzie powt�rzy� wszystkie obliczenia tycz�ce rotacji, �rodka masy i miejsc przy�o�enia wektor�w ci�gu. Przeliczy� i przes�a� na Marsa w celu dodatkowego sprawdzenia. Gdy w gr� wchodz� miliardy ton lodu, kt�re z czasem maj� przeci�� orbit� Ziemi, �aden �rodek bezpiecze�stwa nie jest podj�ty przesadnie. Ludzie ju� dawno robili podobne rzeczy. Nad biurkiem kapitana Chandlera wisia�a pradawna fotografia przedstawiaj�ca trzymasztowy parowiec na tle przyt�aczaj�cej jednostk� g�ry lodowej. Dok�adnie w takiej samej scenerii znajdowa� si� obecnie Goliath. Jakie to dziwne, my�la� czasem, �e jedno i to samo pokolenie widzia�o zar�wno takie statki jak �w Discovery na zdj�ciu, i ten drugi, identycznej nazwy, kt�ry po raz pierwszy poni�s� ludzi w pobli�e Jowisza. C� by powiedzieli dawni badacze Antarktyki, gdyby przysz�o im stan�� dzi� na mostku Goliatha? Na pewno byliby mocno zdezorientowani widz�c �cian� lodu ci�gn�c� si� jak daleko si�gn�� wzrokiem i w d� oraz w g�r�. L�d ten wygl�da� zreszt� do�� osobliwie. Nie mia� nic z bieli i b��kit�w polarnych lodowc�w. Brudna bry�a w dziewi��dziesi�ciu procentach sk�ada�a si� z wody, reszt� tworzy�y domieszki zwi�zk�w w�gla i siarki paruj�ce ju� w temperaturze niewiele przekraczaj�cej zero absolutne. Pr�ba stopienia kostki takiego lodu dostarczy�aby raczej niemi�ych wra�e�. Jak powiedzia� niegdy� pewien znany astrochemik: "Komety maj� cuchn�cy oddech". - Skipper do wszystkich - obwie�ci� Chandler. - Ma�a zmiana programu. Poproszono nas o od�o�enie operacji i zbadanie obiektu wychwyconego przez radar Stra�y Kosmicznej. - A konkrety? - spyta� jaki� g�os, gdy umilk� w interkomie ch�r j�k�w. - Niewiele wiem, ale podejrzewam, �e to sprawka jakiego� kolejnego komitetu obchod�w tysi�clecia, kt�ry zapomniano rozwi�za�. Tym razem j�ki zabrzmia�y jeszcze g�o�niej. Wszyscy mieli ju� serdecznie do�� celebry towarzysz�cej ko�cowi drugiego tysi�clecia. Gdy pierwszy dzie� stycznia roku 3001 min�� wreszcie spokojnie jak ka�dy inny, ludzko�� odetchn�a z ulg�. Ko�ca �wiata nie by�o, mo�na wraca� do zwyk�ych zaj��. - Tak czy inaczej, pewnie zn�w fa�szywy alarm. Ale trzeba zrobi� swoje. Wy��czam si�. W karierze Chandlera by� to trzeci przypadek, gdy kazano mu tropi� tajemnicze obiekty. Mimo stuleci eksploracji, Uk�ad S�oneczny wci�� dostarcza� niespodzianek, zatem mo�e Stra� wiedzia�a, co robi. Byle tylko nie okaza�o si�, �e oto ujawni� si� kolejny idiota marz�cy o odkryciu legendarnego z�otego asteroidu. Gdyby nawet takie dziwo istnia�o, w co Chandler ani troch� nie wierzy�, by�aby to ledwie mineralogiczna ciekawostka o realnej warto�ci niepor�wnanie mniejszej ni� wyprawiana ku S�o�cu �yciodajna g�ra lodu. Istnia�a jeszcze jedna mo�liwo�� i t� Chandler traktowa� powa�nie. Skonstruowane przez ras� ludzk� pr�bniki przenikn�y ju� w kosmos na odleg�o�� ponad stu lat �wietlnych od Ziemi, a monolit z krateru Tycho przypomina�, �e inne cywilizacje uprawiaj� podobn� dzia�alno��. W Uk�adzie S�onecznym mog�y kr��y�, lub przeze� przelatywa�, jeszcze inne artefakty obcych. Chandler podejrzewa�, �e Stra� co� takiego w�a�nie znalaz�a, gdy� w przeciwnym razie nikt nie o�mieli�by si� zarz�dza� holownikowi pierwszej klasy pogoni za nie zidentyfikowanym echem radarowym. Pi�� godzin p�niej Goliath natrafi� na �lad obiektu. Tajemnicza jednostka znajdowa�a si� jeszcze daleko, na maksymalnym zasi�gu czujnik�w, ale i tak wydawa�a si� absurdalnie ma�a. W miar� zbli�ania si�, ustalono, �e to co� jest metaliczne i d�ugie najwy�ej na par� metr�w. Porusza�o si� po orbicie wybiegaj�cej z Uk�adu S�onecznego, co wskazywa�o raczej na jaki� �mie� epoki kosmicznej. Przez tysi�c lat zebra�o si� ich naprawd� sporo. Kapitan pomy�la�, �e by� mo�e pewnego dnia to one jedyne za�wiadcz�, �e cz�owiek kiedykolwiek istnia�. Podeszli na tyle blisko, by obejrze� obiekt przez teleskop. Wtedy kapitan Chandler troch� poblad�. Jaka szkoda, �e komputer poda� mu dane tej orbity o kilka lat za p�no. By�oby jak znalaz� na obchody tysi�clecia. - M�wi Goliath - nada� Chandler w kierunku Ziemi g�osem nieco dr��cym, ale podnios�ym. - Przyjmujemy na pok�ad tysi�cletniego astronaut�. I chyba wiem, kto to jest. 2 - PRZEBUDZENIE Frank Poole obudzi� si�, ale niczego nie pami�ta�. Nie by� pewien nawet w�asnego imienia. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e znajdowa� si� w szpitalu. Mimo i� mia� zamkni�te powieki, jego zmys�y odbiera�y proste sygna�y, jednoznacznie �wiadcz�ce o typie otoczenia. W powietrzu unosi�a si� s�aba wo� �rodk�w odka�aj�cych, taka sama jak... W�a�nie! Jak wtedy, gdy w wieku kilkunastu lat z�ama� sobie �ebro podczas mistrzostw Arizony w szybowaniu pod latawcem i przewieziono go na ostry dy�ur. Wspomnienia wraca�y z wolna. Nazywam si� Frank Poole, jestem zast�pc� dow�dcy United States Space Ship Discovery w �ci�le tajnej misji do Jowisza... Nagle jego serce zmieni�o si� w sopel lodu. Jak na zwolnionym filmie przewin�� mu si� przed oczami widok kapsu�y, kt�ra wymkn�a si� spod kontroli i lecia�a prosto na niego, wyci�ga�a manipulatory... Potem dosz�o do bezg�o�nego zderzenia. I rozleg� si� dono�ny syk uciekaj�cego ze skafandra powietrza. Ostatnie, co pami�ta�, to jak wiruj�c bezradnie w pr�ni, bezskutecznie usi�owa� na nowo pod��czy� zerwany przew�d. C�, cokolwiek dziwnego zdarzy�o si� z t� kapsu��, teraz by� bezpieczny. Zapewne Dave zorganizowa� b�yskawiczn� akcj� ratunkow� i sprowadzi� go na statek, zanim nie dotleniony m�zg zacz�� obumiera�. Dobry kumpel z tego Dave'a, pomy�la� Poole. Musz� mu podzi�kowa�, chocia� chwil�... Z pewno�ci� nie jestem na pok�adzie Discovery. Pewnie by�em nieprzytomny na tyle d�ugo, �e przetransportowano mnie a� na Ziemi�! Gonitw� my�li przerwa�a siostra prze�o�ona, kt�ra wkroczy�a do pokoju w towarzystwie dw�ch piel�gniarek. Wszystkie trzy nosi�y bia�y str�j, niezmienny znak ich profesji. Wygl�da�y na lekko zdumione. Poole ucieszy� si� jak dziecko, s�dz�c, �e pewnie obudzi� si� przedwcze�nie i nieco pokrzy�owa� szyki personelowi. - Cze��! - powiedzia�, wreszcie o�ywiwszy po paru pr�bach struny g�osowe. Czu�, jakby osiad�a na nich rdza. - Jak tam ze mn�? Siostra u�miechn�a si� i przy�o�y�a palec do ust w jednoznacznym ge�cie zakazuj�cym m�wienia. Piel�gniarki wprawnie zmierzy�y pacjentowi t�tno i temperatur�. Sprawdzi�y odruchy. Gdy jedna z nich unios�a, a potem pu�ci�a jego praw� r�k�, Poole zauwa�y� co� szczeg�lnego. Ko�czyna opada�a powoli, zbyt wolno jak na typowe ci��enie. Zreszt� ca�y te� czu� si� dziwnie lekki. Z ciekawo�ci spr�bowa� si� poruszy�. Jestem zatem na jakiej� innej planecie. Lub na stacji kosmicznej ze sztucznym ci��eniem. Na pewno nie na Ziemi. Ju� mia� o to spyta�, gdy siostra przycisn�a mu co� do szyi, poczu� dziwne �askotanie i momentalnie zasn��. Zanim odp�yn�� w ciemno�� bez majak�w, pomy�la� jedno jeszcze. Dziwne, przez ca�y czas nie odezwa�y si� ani s�owem. 3 - REHABILITACJA Gdy zn�w si� obudzi�, siostra i piel�gniarki sta�y obok ��ka. Znalaz� do�� si�y, by jednak przem�wi�. - Gdzie jestem? Tyle przecie� mo�ecie mi powiedzie�! Trzy kobiety wymieni�y spojrzenia. Wyra�nie nie wiedzia�y, co uczyni�. W ko�cu siostra odezwa�a si�. Powoli i starannie wymawia�a ka�de s�owo z osobna. - Wszystko w porz�dku, panie Poole. Profesor Anderson zaraz tu b�dzie i wszystko panu wyja�ni. Co wyja�ni? Poole poczu� si� nieco zdezorientowany. Dobrze, �e chocia� m�wi po angielsku, chocia� ten jej akcent... Do niczego nie pasuje. Anderson na pewno zosta� wezwany ju� nieco wcze�niej, poniewa� drzwi otwar�y si� ledwie po kilku chwilach. Przez mgnienie oka Poole widzia� zgromadzony za doktorem ma�y t�umek ciekawskich. Odni�s� wra�enie, �e jest jakim� nowym eksponatem w ogrodzie zoologicznym. Profesor, niski i elegancki m�czyzna, wyr�nia� si� urod� zdradzaj�c� posiadanie nader zr�nicowanych przodk�w. Poole rozpozna� rozmaite wyp�ywy cech chi�skich, polinezyjskich i nordyckich. Anderson przywita� pacjenta uniesieniem prawej d�oni, potem wyra�nie co� sobie przypomnia� i po niejakim wahaniu wyci�gn�� ow� d�o� do u�cisku. Zupe�nie, jakby ten gest by� mu obcy. - Mi�o mi widzie� pana w dobrym zdrowiu, panie Poole. D�ugo ju� pan u nas nie zabawi. Zn�w ten dziwny akcent i owo staranne dobieranie s��w. Ale r�wnocze�nie pewno�� siebie, cechuj�ca wszystkich lekarzy w dziejach. - Mi�o mi to s�ysze�. A teraz mo�e zechcia�by pan odpowiedzie� na kilka moich pyta�... - Oczywi�cie, oczywi�cie. Za minutk�. Anderson odezwa� si� do siostry tak cicho i szybko zarazem, �e Poole wy�owi� tylko kilka s��w, po cz�ci zupe�nie mu nie znanych. Siostra skin�a na jedn� z piel�gniarek, kt�ra otworzy�a �cienn� szafk� i wyci�gn�a cienk� metalow� obr�cz. Na�o�y�a j� Poole'owi na g�ow�. - A to po co? - spyta� trwaj�c w roli trudnego pacjenta, wiecznie ciekawskiej zmory doktor�w. - Odczyt EEG? Profesor, siostra i piel�gniarki zrobili dziwne miny. Profesor a� si� u�miechn��. - Aha, elektro... ence... falo... gram - rzek� powoli, jakby dobywa� te poj�cia z g��bi pami�ci. - Prawie dok�adnie. Chcemy monitorowa� funkcje pa�skiego m�zgu. M�j m�zg funkcjonuje wspaniale, byle�cie jeszcze dali mi go u�ywa�, pomy�la� z wyrzutem Poole. Niemniej oczekiwanie zdawa�o si� dobiega� ko�ca. - Panie Poole - odezwa� si� Anderson, wci�� przemawiaj�c z niejak� emfaz�, zupe�nie jakby u�ywa� obcego sobie j�zyka. - Wie pan, oczywi�cie, �e uleg� pan powa�nemu wypadkowi podczas pracy poza pok�adem Discovery. Poole skin�� g�ow�. - Owszem. I zaczynam podejrzewa�, �e ten wypadek by� naprawd� powa�ny. Andersenowi ul�y�o widocznie. Zn�w si� u�miechn��. - Ma pan ca�kowit� racj�. Prosz� opowiedzie�, co wed�ug pana, mog�o si� sta�. - No, w najlepszym razie Dave Bowman uratowa� mnie nieprzytomnego i odstawi� na pok�ad. A co z Dave'em? Nikt mi nie chce udzieli� �adnej informacji? - Wszystko w swoim czasie... A w najgorszym razie, co si� wydarzy�o? Frank Poole poczu�, jak armia lodowatych mr�wek maszeruje mu po kr�gos�upie. Z wolna utwierdza� si� w podejrzeniach. - W najgorszym? Umar�em i trafi�em tutaj, cokolwiek to jest, a wy mnie o�ywili�cie. Dzi�kuj�... - Ca�kiem trafnie. Jest pan bardzo blisko Ziemi. Co znaczy�o "bardzo blisko"? Ci��enie, chocia� s�abe, jednak by�o, zatem pewnie chodzi�o o obracaj�ce si� z wolna ko�a stacji orbitalnej. Zreszt�, mniejsza z tym. Najpierw trzeba wyja�ni� najwa�niejsze. Poole szybko dokona� w my�lach kilku oblicze�. Je�li Dave po�o�y� go do hibematora, obudzi� reszt� za�ogi i doprowadzi� misj� do ko�ca, to "�mier�" mog�a potrwa� nawet pi�� lat! - Kt�rego dzi� mamy? - spyta� sil�c si� na spok�j. Profesor i siostra wymienili spojrzenia. Poole zn�w poczu� mr�z na karku. - Musz� panu powiedzie�, �e Bowman nie podj�� si� ratowania pana. By� przekonany, i trudno go wini�, �e zgin�� pan nieodwo�alnie. Ponadto walczy� w�wczas o w�asne przetrwanie... Odlecia� pan w przestrze�, min�� system ksi�yc�w Jowisza i skierowa� si� ku gwiazdom. Szcz�liwie zamarz� pan na tyle solidnie, �e metabolizm usta� ca�kowicie. To prawie cud, �e w og�le uda�o si� pana odnale��. W dziejach ludzko�ci nie znalaz�oby si� wi�kszego szcz�ciarza. Naprawd�?, pomy�la� zmieszany Poole. Pi�� lat. Dobre sobie! Mo�liwe, �e min�� wiek, albo i nawet wi�cej. - Niech wreszcie us�ysz� prawd�. Profesor i siostra sprawdzili odczyty na jakim� niewidocznym dla pacjenta monitorze i oboje skin�li lekko g�owami. Poole domy�li� si�, �e poprzez t� obr�cz musi by� pod��czony do szpitalnej sieci nadzoru. - To b�dzie dla ciebie ci�kie prze�ycie, Frank - powiedzia� ciep�o profesor, zmieniaj�c si� w przyjaznego lekarza domowego. - Ale dasz sobie rad�. W twoim przypadku im szybciej si� dowiesz, tym lepiej. Jeste�my na pocz�tku czwartego tysi�clecia. Uwierz mi, opu�ci�e� Ziemi� prawie tysi�c lat temu. - Wierz� panu - szepn�� spokojnie Poole i ca�kiem nagle pok�j zawirowa� mu przed oczami, a sekund� p�niej wszystko znikn�o. Odzyskawszy przytomno��, ujrza� si� nie w sali szpitalnej, ale w luksusowym apartamencie z nader uroczymi i zmiennymi obrazami na �cianach. Niekt�re przedstawia�y znane malowid�a, inne krajobrazy, r�wnie� i morskie, �udz�co podobne do tych spotykanych w jego czasach. Nie dopatrzy� si� w otoczeniu �adnych obcych element�w, ale te, jak odgad�, pojawi� si� dopiero p�niej. Umeblowanie i wyposa�enie dobrano starannie. Ciekawe, jak wygl�da obecna telewizja? I ile maj� tu kana��w? Jednak nie znalaz� przy ��ku �adnego pilota, �adnych prze��cznik�w. Wiedzia�, �e czeka go ci�ka nauka. Ostatecznie znalaz� si� w roli dzikusa, kt�ry nagle trafi� do cywilizowanego �wiata. W pierwszej jednak kolejno�ci musia� odzyska� si�y i opanowa� wsp�czesny j�zyk. Nawet system zapisu d�wi�ku, sto lat licz�cy ju� sobie w chwili narodzin Poole'a, nie zapobieg� wielkim zmianom w gramatyce i wymowie. No i pojawi�y si� te� tysi�ce nowych s��w, g��wnie zwi�zanych z nauk� i in�ynieri�. Znaczenia niekt�rych nie potrafi� si� nawet domy�li�. A co najgorsze, minione tysi�clecie dostarczy�o miliard�w nazwisk ludzi s�awnych (i nies�awnych), kt�re dla Poole'a by�y tylko pustymi d�wi�kami. Na razie ka�d� rozmow� musia� przerywa�, ��daj�c minimum danych biograficznych tej czy innej postaci, i taki stan mia� potrwa� jeszcze wiele tygodni. Z wolna wraca� do formy, zwi�ksza�a si� te� liczba odwiedzaj�cych go go�ci. Profesor Anderson pilnie baczy� na te wizyty, dopuszczaj�c przede wszystkim lekarzy specjalist�w, uczonych kilkunastu dziedzin i dow�dc�w statk�w kosmicznych. Ci ostatni interesowali Poole'a najbardziej. Nie by� najlepszym �r�d�em informacji, szczeg�lnie w zestawieniu z gigantycznymi zasobami gromadzonych przez wieki danych, jednak czasem zaskakiwa� doktor�w i historyk�w jakim� drobiazgiem pami�tanym z w�asnych czas�w i rzuca� nowe �wiat�o na dane wydarzenie, podsuwa� obce im skojarzenia. Traktowali go zawsze z szacunkiem i cierpliwie wys�uchiwali odpowiedzi, jednak sami niech�tnie udzielali wyja�nie�. Poole rozumia� potrzeb� ochrony przed szokiem kulturowym, ale gdy ju� nieco dokuczy�a mu ta nad - opieku�czo��, zacz�� rozwa�a� mo�liwo�� ucieczki z luksusowego o�rodka odosobnienia. Nie �eby naprawd� zamierza� co� podobnego, ale przy paru okazjach sprawdzi� drzwi. Nie zdumia� si� nawet, stwierdziwszy, �e zamykano je porz�dnie za ostatnim wychodz�cym go�ciem. Wszystko zmieni�o si� wraz z przybyciem pani doktor Indry Wallace. Chocia� mia�a angielsko brzmi�ce nazwisko, zdawa�a si� pochodzi� z Japonii i bez wi�kszego trudu mo�na j� by�o sobie wyobrazi� w roli ca�kiem dobrej i do�wiadczonej gejszy. Niemniej ta dziewczyna uchodzi�a za �wietnego historyka i kierowa�a katedr� na jednym z uniwersytet�w, wci�� pusz�cych si� tradycj� (i bluszczami na kolegiach). Ponadto, ku wielkiej rado�ci Poole'a, w�ada�a dawnym angielskim. - Panie Poole - zacz�a g�osem konkretnym, jakby zamierza�a robi� tu interesy. - Wyznaczono mnie na pa�sk� oficjaln� przewodniczk� i, powiedzmy, mentork�. Mam stosowne kwalifikacje, specjalizuj� si� w pana okresie historycznym. Temat mojego doktoratu brzmia�: "Zanik pa�stwa narodowego, 2000 - 2050". Mam nadziej�, �e mo�emy sobie nawzajem sporo pom�c. - Nie w�tpi�. Po pierwsze chcia�bym, aby mnie pani st�d zabra�a. Niech ujrz� troch� tego waszego �wiata. - Do tego w�a�nie zmierzam. Najpierw musimy jednak wyposa�y� pana w ident. Cz�owiek bez identyfikatora w zasadzie nie istnieje. Nigdzie nie m�g�by pan wej��, niczego by pan nie dosta�. Nasze urz�dzenia po prostu by pana nie dostrzega�y. - Mog�em si� spodziewa� czego� takiego - u�miechn�� si� krzywo Poole. - Identyfikatory wprowadzono w moich czasach, ale wielu ludziom to si� nie podoba�o. - Niekt�rzy nadal narzekaj�. Wyprawiaj� si� w dzikie ost�py, a jest ich obecnie na Ziemi znacznie wi�cej ni� w pa�skich czasach! Ale zawsze bior� ze sob� minikompy, �eby wezwa� pomoc w razie potrzeby. Wytrzymuj� �rednio pi�� dni. - Przykro mi s�ysze�, �e ludzko�� a� tak si� zdegenerowa�a. Sprawdza� dziewczyn� ostro�nie, pr�buj�c ustali� granice jej tolerancji i og�lny profil osobowo�ciowy. Czeka�a ich d�uga wsp�praca, przy czym to doktor Indry Wallance mia�a by� stron� dominuj�c�, on za� zale�n�. W�tpi�, czy zdo�a polubi� sw�j � mentork�, kt�ra najpewniej ma go jedynie za fascynuj�cy eksponat muzealny. Ku zdumieniu Poole'a, pani doktor nie zaprotestowa�a. - Tak, uleg�a pewnym wypaczeniom, przynajmniej pod niekt�rymi wzgl�dami. Fizycznie jeste�my s�absi, ale og�lnie zdrowsi i lepiej przystosowani do �ycia ni� wi�kszo�� ludzi w dziejach gatunku. Ostatecznie opowie�� o dobrym dzikusie zawsze by�a tylko mitem. Podesz�a do ma�ej kwadratowej tabliczki osadzonej w drzwiach gdzie� tak na wysoko�ci oczu. P�ytka mia�a rozmiar stronicy dawnych magazyn�w, kt�re zalewa�y Ziemi� w epoce s�owa drukowanego. Poole ju� wcze�niej zauwa�y�, �e w ka�dym pokoju jest przynajmniej jedna. Zwykle trwa�y puste, czasem jednak przesuwa�y si� po nich linijki tekstu. Niezrozumia�ego zreszt�, chocia� cz�� s��w brzmia�a nawet swojsko. Kt�rego� razu p�ytka w pokoju Poole'a zacz�a natarczywie popiskiwa�, ale zignorowa� sygna�, uznawszy, �e to nie jego k�opot. I rzeczywi�cie, odg�os umilk� wkr�tce, r�wnie raptownie jak rozbrzmia�. Doktor Wallace przycisn�a do p�ytki otwart� d�o�, po kilku sekundach j� odj�a i spojrza�a z u�miechem na Poole'a. - Prosz� zerkn��. Ten napis zdradza� niejaki sens: WALLACE, INDRA [F2970.03.11/31.885//HIST.OXFORD] - Domy�lam si�, �e F to Female, czyli p�e� �e�ska, dalej mamy dat� urodzenia: jedenasty marca dwa tysi�ce dziewi��set siedemdziesi�tego roku. I wskaz�wk�, �e jest pani jako� zwi�zana z Wydzia�em Historii na Oxfordzie. A trzy jeden osiem osiem pi�� to chyba osobisty numer identyfikacyjny. Zgadza si�? - Doskonale, panie Poole. Widzia�am kilka waszych oznacze� poczty elektronicznej, wasze numery kart kredytowych... Jakie to by�o skomplikowane! Zupe�nie niepotrzebnie, bo wszyscy znamy nasz� dat� urodzenia i mo�emy by� pewni, �e dzielimy j� mniej wi�cej z dziesi�cioma tysi�cami ludzi minus dwa. Zatem pi�ciocyfrowa liczba zawsze wystarczy... I nawet jak si� zapomni, to te� nie szkodzi. Zawsze nosi si� j� ze sob�? - Implant? - Tak, nanoczip wszczepiany po urodzeniu, na wszelki wypadek w obie d�onie. Nawet pan tego nie poczuje. Mamy jednak z panem ma�y k�opot... - Jaki? - Nasze czytniki nie uwierz� w pa�sk� prawdziw� dat� urodzenia. Zatem, je�li pan pozwoli, przesuniemy j� o tysi�c lat. - Pozwolenie udzielone. A co z reszt� kodu? - Opcjonalnie. Mo�e zostawi� pan puste miejsce, mo�e poda� swoje aktualne zainteresowania lub miejsce pobytu. Albo zaprogramowa� na osobiste przekazy, globalne lub wybi�rcze. Niekt�re rzeczy chyba nigdy si� nie zmieni�, pomy�la� Poole. Zapewne wiele z tych "wybi�rczych" przekaz�w to sprawy nader osobiste. Zastanowi� si�, czy wci�� pl�cz� si� po Ziemi stanowieni prawem lub w�asn� obsesj� cenzorzy i czy ich wysi�ki, by naprawi� podobno wywichni�te morale bli�nich, s� cho� odrobin� skuteczniejsze ni� w jego czasach. Postanowi� spyta� o to doktor Wallace, gdy tylko pozna j� nieco lepiej. 4 - POK�J Z WIDOKIEM Frank, profesor Andersen uwa�a, �e masz ju� do�� si�y na ma�y spacer. - Mi�a wiadomo��. Czy znasz wyra�enie "�wirowa�"? - Nie, ale domy�lam si�, co mo�e znaczy�. Poole przywyk� ju� do obni�onej grawitacji i bez problem�w porusza� si� d�ugimi, p�ynnymi skokami. P� G, akurat do��, by poczu� si� dobrze. Po drodze napotkali tylko kilka os�b, same obce twarze. Wszyscy jednak u�miechali si�, rozpoznaj�c Poole'a, kt�ry nawet ucieszy� si�, uznaj�c z niejak� nutk� zarozumia�o�ci, �e przez te dni rehabilitacji musia� chyba zosta� do�� s�awn� person�. Popularno�� przyda si� w urz�dzaniu sobie reszty �ycia, pomy�la� Poole. A b�dzie to przynajmniej p� wieku, wedle zapewnie� Andersena... Korytarz ci�gn�� si� wci�� taki sam. Co pewien czas mijali ponumerowane i wyposa�one w uniwersalne p�ytki drzwi. Przeszli ju� ponad dwie�cie metr�w, gdy Poole zatrzyma� si� nagle, pora�ony oczywistym odkryciem. - To naprawd� wielka stacja! - zakrzykn��. Indra odpowiedzia�a u�miechem. - Jak wy to m�wili�cie? "Jeszcze ci oko zabieleje"? - "Zbieleje" - poprawi� odruchowo Poole, wci�� pr�buj�c oceni� rozmiary stacji. Podda� si�, gdy doszli do czego� na kszta�t drogi szybkiego ruchu. Miniaturowej wprawdzie i z jednym tylko pojazdem na dwunastu pasa�er�w, ale zawsze. - Galeria widokowa numer trzy - rozkaza�a Indra i kapsu�a ruszy�a pos�usznie. Poole sprawdzi� czas na misternej bransolecie, kt�rej wszystkich funkcji jeszcze nie zg��bi�. Powszechne przyj�cie czasu uniwersalnego stanowi�o jedno z pomniejszych zaskocze�. Utrudniaj�cy �ycie przek�adaniec stref czasowych znikn�� bez �ladu za spraw� rozwoju globalnych sieci komunikacyjnych. Dyskusje zacz�y si� jeszcze w dwudziestym pierwszym stuleciu, to wtedy zaproponowano, by czas s�oneczny zast�pi� gwiezdnym. Ostatecznie godziny wschodu s�o�ca sta�y si� ruchome: je�li teraz wsch�d przypada� gdzie� o p�nocy, za p� roku b�dzie to pora zachodu. Jednak poza tym niewiele z owych zmian wynik�o dla kalendarza. To akurat, jak zauwa�ono cynicznie, musia�o jeszcze poczeka� a� ludzko�� zdo�a naprawi� jeden z drobniejszych b��d�w Boga i tak skoryguje orbit� Ziemi, �eby ka�dy z dwunastu miesi�cy liczy� dok�adnie po trzydzie�ci r�wnych dni. S�dz�c po przybli�onej szybko�ci i d�ugo�ci podr�y, Poole oceni�, �e przebyli ze trzy kilometry, zanim pojazd zahamowa� w ko�cu, drzwi si� rozsun�y i rozleg� si� uprzejmy g�os automatu: - Szerokich widok�w. Zachmurzenie wynosi dzisiaj trzydzie�ci pi�� procent. Znaczy, dotarli�my w pobli�e zewn�trznej pow�oki, pomy�la� Poole i zdumia� si� raz jeszcze. Mimo i� przebyli spory dystans, si�a i wektor grawitacji nie zmieni�y si� ani o jot�! Nie potrafi� wyobrazi� sobie obracaj�cej si� w kosmosie wko�o w�asnej osi stacji kosmicznej na tyle olbrzymiej, by na odcinku trzech kilometr�w... A mo�e to jednak jaka� planeta? Ale na wszystkich zamieszkanych �wiatach Uk�adu S�onecznego by�by jeszcze l�ejszy... Kolejne drzwi wiod�y do ma�ej �luzy, zatem chyba jednak s� w kosmosie. A gdzie skafandry? Rozejrza� si� niespokojnie. Wpojone dawno temu odruchy wci�� dzia�a�y. Nie mo�na igra� z pr�ni�. Przekona� si� o tym na w�asnej sk�rze. I ten raz winien wystarczy�. - Ju� dochodzimy - stwierdzi�a uspokajaj�co Indra. Za ostatnimi drzwiami czernia� kosmos odgrodzony tylko wielkim, zakrzywionym we wszystkich kierunkach oknem. Poole poczu� si� jak z�ota rybka w szklanej ba�ce. Mam nadziej�, �e wsp�cze�ni in�ynierowie wiedz�, co robi�, pomy�la�. Na pewno dysponuj� materia�ami o wiele lepszymi ni� w moich czasach. Nie przywyk�e do mroku oczy nie dostrzega�y jeszcze gwiazd, kt�re powinny by� ca�kiem dobrze widoczne. Poole ruszy� ku oknu, by ujrze� nieco wi�cej nieba, ale Indra go powstrzyma�a. - Sp�jrz uwa�nie - powiedzia�a. - Widzisz? Zamruga� i wbi� spojrzenie w noc. Nie, to chyba z�udzenie. Albo rysa na szkle, niech mnie bogowie maj� w swojej... Poruszy� lekko g�ow�. Nie, to nie skaza, ale co� nader prawdziwego. Ale co? Przypomnia� sobie Euklidesow� definicj� prostej, tworu posiadaj�cego jeden tylko wymiar: d�ugo��. Przez ca�e okno bieg�a w pionie taka w�a�nie linia. Ci�gn�a si� gdzie� dalej w d� i w g�r� niczym nitka �wiat�a o zgo�a niemierzalnej szeroko�ci. Jednak w regularnych odst�pach widnia�y na niej ja�niejsze punkciki, zastyg�e jak krople wody na paj�czynie. Poole z wolna podchodzi� coraz bli�ej do okna, a� w ko�cu m�g� spojrze� w d�. Ujrza� znajomy widok ca�ego kontynentu europejskiego i po�aci p�nocnej Afryki. Wielekro� podziwia� to podczas lot�w i szybko ustali� wreszcie, gdzie jest. Na orbicie, zapewne r�wnikowej, co najmniej tysi�c kilometr�w ponad powierzchni�. Indra spogl�da�a na� tejemniczo. - Podejd� jeszcze bli�ej - powiedzia�a cicho. - I sp�jrz prosto pod nogi. Mam nadziej�, �e nie cierpisz na zawroty g�owy. Poole a� si� �achn��. Z takim tekstem do astronauty! Z l�kiem wysoko�ci nigdy nie dosta�bym tej roboty... - M�j Bo�e! - wrzasn�� i mimowolnie odsun�� si� od kraw�dzi platformy. Potem zebra� si� w sobie i zerkn�� ponownie. W dole b�yszcza�o Morze �r�dziemne, on za� tkwi� w wie�y o �rednicy kilku �adnych kilometr�w. Ale nie to by�o najniezwyklejsze. Wie�a ta zdawa�a si� nie mie� ko�ca. Wci�� tak samo masywna ci�gn�a si� w d�, a� znika�a gdzie� w mg�ach nad Afryk�. Najpewniej bieg�a do samej powierzchni Ziemi. - Jak wysoko jeste�my? - wyszepta�. - Dwa tysi�ce ka. Ale popatrz jeszcze do g�ry. Tym razem Poole dozna� o wiele mniejszego wstrz�su. Wiedzia� ju�, czego oczekiwa�. Wie�a mala�a w perspektywie a� do nik�ej, �wietlistej nici, kt�ra niew�tpliwie ci�gn�a si� a� na pu�ap orbity geostacjonarnej, trzydzie�ci sze�� tysi�cy kilometr�w ponad r�wnikiem. Poole pami�ta�, �e w jego dniach snuto podobne fantazje, ale nie s�dzi�, �e kiedykolwiek ujrzy ich urzeczywistnienie. I sam w czym� takim zamieszka. Wskaza� na ni� blasku nad wschodnim horyzontem. - Kolejna wie�a? - Tak, Azjatycka. - Ile ich jest? - Tylko cztery, symetrycznie rozmieszczone na r�wniku. Afryka, Azja, Ameryka i Oceania. Ta ostatnia jest niemal pusta, ledwie kilkaset uko�czonych poziom�w. Nic, tylko wod� z niej wida�... Poole wci�� ch�on�� widok, gdy nagle co� do� dotar�o. - Kiedy� wok� Ziemi kr��y�y tysi�ce sztucznych satelit�w. Na wszystkich mo�liwych orbitach. Jak unikacie kolizji? - Nie zastanawia�am si� nad tym - powiedzia�a nieco zmieszana Indra. - To nie moja dzia�ka. - Zamy�li�a si� na moment. - Podejrzewam, �e zarz�dzili jakie� wielkie sprz�tanie. Obecnie wszystkie orbity poni�ej stacjonarnej s� puste. Dobrze pomy�lane, stwierdzi� Poole. Takie cztery wie�e powinny by� zdolne przej�� funkcje tysi�cy satelit�w i stacji orbitalnych. - I nigdy nie by�o �adnych wypadk�w? Na przyk�ad zderze� ze startuj�cymi lub l�duj�cymi statkami? Indra spojrza�a na swego podopiecznego ze zdumieniem. - Od lat nikt ju� ich tu nie widzia� - wyja�ni�a i wskaza�a w g�r�. - Wszystkie porty kosmiczne przeniesiono tam, gdzie ich miejsce, na zewn�trzny pier�cie�. O ile dobrze pami�tam, to ostatnia rakieta wystartowa�a z Ziemi jakie� czterysta lat temu. Kolejna nowina do przetrawienia, pomy�la� Poole i nagle dojrza� dziwne anomalia. Niby nic, jednak dawni instruktorzy skutecznie wbili mu w g�ow�, i� po�r�d pr�ni byle drobiazg mo�e zadecydowa� o �yciu lub �mierci. S�o�ce tkwi�o niemal dok�adnie ponad wie��, o�wietlaj�c jedynie w�ski pas pod�ogi przy oknie. Jednak w poprzek owego pasa ci�gn�� si� drugi, znacznie s�abszy, a rama okna rzuca�a podw�jny cie�. Poole musia� prawie ukl�kn��, by dojrze� tajemnicze �r�d�o �wiat�a. My�la�, �e nic ju� go nie zdziwi, ale widok dw�ch s�o�c na niebie po prostu odebra� mu mow�. - Co to jest? - wykrztusi� po d�u�szej chwili. - Och, nie powiedzieli ci? To Lucyfer. - Ziemia ma drugie s�o�ce? - C�... Wiele ciep�a nam nie daje, ale wy��czy�o Ksi�yc z u - �ytku... Kiedy�, jeszcze przed drug� misj�, t� kt�ra polecia�a was szuka�, to by�a planeta Jowisz. Wiedzia�em, �e czeka mnie wiele nauki o tym �wiecie, pomy�la� ponuro Poole. Ale �eby a� tyle... 5 - NAUKA Pewnego dnia wtoczono do pokoju telewizor i ustawiono go w nogach ��ka. Poole by� zachwycony i zdumiony jednocze�nie. Zachwyt bra� si� z coraz silniej trawi�cego biedaka g�odu informacyjnego, zdumienie za� wynika�o z faktu, �e akurat ten model odbiornika telewizyjnego ju� tysi�c lat temu uchodzi� za przestarza�y. - Obiecali�my pracownikom muzeum odda� eksponat nie uszkodzony - powiedzia�a siostra. - I mam nadziej�, �e potrafisz go obs�ugiwa�. Bior�c do r�ki pilota, Poole poczu� przyp�yw ostrej nostalgii. Przypomnia� sobie czasy dzieci�stwa, kiedy to wi�kszo�� telewizor�w nie reagowa�a jeszcze na polecenia wydawane g�osem. - Dzi�kuj�, siostro. Jak nazywa si� najlepszy kana� informacyjny? W pierwszej chwili kobieta zdumia�a si�, potem jednak twarz jej poja�nia�a. - A, rozumiem. Profesor Andersen uwa�a, �e na razie nie jest pan gotowy. Archiwum przygotowa�o dla pana taki bardziej swojski zestaw. Poole zastanowi� si� przelotnie, jakie� to no�niki informacji wykorzystuje si� powszechnie w tych dniach. Pami�ta� kompakty, chocia� ekscentryczny stryjek George wci�� zbiera� czarne kr��ki tradycyjnych p�yt. Brat ojca by� naprawd� dumny ze swojej kolekcji... Ale rywalizacja technologiczna musia�a dobiec ko�ca wiele stuleci temu; zgodnie z darwinowskimi zasadami doboru, wygra� winien �rodek najpor�czniejszy. Poole zauwa�y�, �e programy zestawiono bardzo sensownie. Wida� czyni� to kto� dobrze obeznany z dwudziestym pierwszym stuleciem. Mo�e Indra? Sprawy dra�liwe pomini�to ca�kowicie, ani s�owa o wojnach czy aktach przemocy, szcz�tkowe informacje o biznesie i polityce. S�usznie zreszt�, bo po tysi�cu lat takie sprawy nie mia�y ju� �adnego znaczenia. Kilka lekkich komedii, troch� relacji sportowych (w tym ulubione przez Poole'a transmisje tenisa), muzyka klasyczna i popularna, nieco film�w przyrodniczych. Ktokolwiek zbiera� materia�, wykaza� si� poczuciem humoru, poniewa� ca�o�� ozdabia�y odcinki serialu Star Trek. Kiedy�, jeszcze jako ma�y ch�opak, Poole mia� okazj� spotka� Patricka Stewarda i Leonarda Nimoya. Ciekawe, co by powiedzieli, gdyby jakim� tajemniczym sposobem dane im by�o odgadn�� przysz�e losy tego nie�mia�ego dzieciaka, kt�ry prosi� ich o autografy. Gdy tak przegl�da� obrazy, g��wnie na przewijaniu z podgl�dem, dotar�o do niego, �e je�li utrzyma�a si� znana mu tendencja, to nigdy nie poogl�da sobie tej ich wsp�czesnej telewizji. Na prze�omie stuleci (jego stuleci) istnia�o na �wiecie oko�o pi��dziesi�ciu tysi�cy jednocze�nie nadaj�cych stacji telewizyjnych. Ile mo�e by� teraz? Miliony? Je�li tak, to nawet najbardziej cyniczny krytyk musia�by znale�� w nich co najmniej milion godzin ze wszech miar wartego uwagi programu. Jak odszuka� t� gar�� igie� w tak gigantycznym stosie siana? Poole w ko�cu straci� serce do telewizji i po tygodniu coraz bardziej bezmy�lnego wpatrywania si� w szklany ekran poprosi� o zabranie odbiornika. Mo�e i dobrze uczyni�, bo tkwienie przed telewizorem zajmowa�o mu coraz wi�cej czasu. Inna sprawa, �e w miar� powrotu si� sypia� coraz mniej. Nuda mu nie grozi�a, codziennie odwiedzali go nie tylko powa�ni naukowcy, ale r�wnie� dociekliwi obywatele, zapewne ci bardziej wp�ywowi, bo tylko tacy mieli szans� pokona� kordon stworzony przez siostr� i profesora. Niemniej ucieszy� si�, gdy kt�rego� dnia telewizor powr�ci�: Poole zaczyna� zdradza� symptomy zamykania si� w sobie. Tym razem postanowi� staranniej dobiera� audycje. Razem z antycznym wynalazkiem przyby�a szeroko u�miechni�ta Indra Wallace. - Musisz zobaczy�, co znale�li�my. Mo�e troch� ci to pomo�e, a tak czy inaczej jestem pewna, �e zabawi. Poole podszed� do sprawy sceptycznie, taka zapowied� mog�a znaczy� patentowan� nud�. Ostatecznie jednak obejrza� program z zainteresowaniem. Zn�w by� w swoich czasach, pozna� g�os osoby niegdy� bardzo znanej. Tak, przecie� ogl�da� kiedy� to na �ywo... - Tu Atlanta, mamy trzydziesty pierwszy dzie� grudnia dwutysi�cznego roku. Ogl�dacie pa�stwo CNN International. Tylko pi�� minut dzieli nas od nowego tysi�clecia i wszystkich zagro�e� oraz nadziei, jakie ze sob� przyniesie... - Zanim jednak spr�bujemy zg��bi� przysz�o��, obejrzyjmy si� za siebie i spr�bujmy odpowiedzie� na pytanie, czy ktokolwiek �yj�cy w roku tysi�cznym mia�by szans� wyobrazi� sobie dzisiejszy �wiat, czy zdo�a�by go poj��, gdyby jakim� magicznym sposobem przeni�s� si� poprzez wieki? Niemal ca�a otaczaj�ca nas, tak znajoma technosfera pochodzi od wynalazk�w dokonanych pod koniec tego tysi�clecia, przede wszystkim w ostatnich dwustu latach. Maszyna parowa, elektryczno��, telefon, radio, telewizja, kino, lotnictwo, elektronika... I ostatecznie, w trakcie �ycia tylko jednego pokolenia, energia atomowa i loty kosmiczne. Co zrozumia�yby z tego najt�sze umys�y przesz�o�ci? Czy Archimedes i Leonardo ostaliby w naszym �wiecie przy zdrowych zmys�ach? A� kusi pomy�le�, �e my sami, przeniesieni tysi�c lat w przysz�o��, poradziliby�my sobie zapewne lepiej. Podstawowe odkrycia naukowe mamy ju� za sob�, chocia� z pewno�ci� nale�y spodziewa� si� wielkiego skoku technologicznego. Czy trafiliby�my na jakie� urz�dzenia magiczne dla nas, r�wnie nieodgadnione jak kamera wideo czy kieszonkowy kalkulator dla Isaaca Newtona? Zapewne jeste�my pod tym wzgl�dem w sytuacji lepszej ni� kiedykolwiek. Telekomunikacja, mo�liwo�� utrwalania g�os�w i obraz�w, kt�re niegdy� ulatywa�y bez �ladu, podb�j przestrzeni powietrznej i kosmicznej wykraczaj� poza najbardziej �mia�e fantazje sprzed tysi�ca lat. A co mo�e i wa�niejsze, Kopernik, Newton, Darwin i Einstein na tyle odmienili nasz spos�b my�lenia i nasze spojrzenie na wszech�wiat, �e najbystrzejsi spo�r�d przodk�w pewnie uznaliby nas nawet za nowy gatunek. Czy nasi potomkowie za tysi�c lat bada patrze� na nas z takim samym politowanie, jak my spogl�damy na przes�dnych, ho�duj�cych ignorancji, n�kanych chorobami i umieraj�cych m�odo antenat�w? Puszymy si�, �e znamy odpowiedzi na pytania, kt�rych tamci nie potrafili sformu�owa�, ale czym zaskoczy nas trzecie tysi�clecie? Oto ju� nadchodzi... Wielki dzwon zacz�� wybija� pomoc. Ostatnie uderzenie zawis�o echem w ciszy... - I dokona�o si�. �egnaj pi�kny i straszny dwudziesty wieku... Obraz zamigota� i na ekranie pojawi� si� kto� zupe�nie nowy, przemawiaj�cy z akcentem, ale Poole rozumia� wypowied� ca�kiem dobrze. Wr�cili do tera�niejszo�ci. - Teraz, w pierwszych minutach roku trzy tysi�ce pierwszego, mo�emy odpowiedzie� na pytania sprzed tysi�ca lat... Z pewno�ci� go�cie z roku dwa tysi�ce pierwszego nie byliby dzisiaj a� tak wstrz��ni�ci, jak przybysz z roku tysi�cznego w ich erze. Wiele naszych wynalazk�w potrafili przynajmniej przewidzie�, tak jak miasta na orbicie, kolonie na Marsie i innych planetach. Mo�e byliby nawet troch� rozczarowani, gdy� nie jeste�my jeszcze nie�miertelni, wys�ali�my sondy ledwie na co bli�sze gwiazdy... Nagle Indra wy��czy�a odbiornik. - Potem obejrzysz sobie reszt�. Wygl�dasz na zm�czonego, Frank. Ale mam nadziej�, �e to pomo�e ci si� przystosowa�. - Dzi�ki, Indra. Musz� si� przespa� z problemem. Ale jedno jest oczywiste. - Co mianowicie? - Winienem dzi�kowa� losowi, �e nie jestem go�ciem z jedenastego wieku, kt�ry trafi� do dwudziestego pierwszego. Tamten przeskok rzeczywi�cie by�by zbyt du�y. W�tpi�, by ktokolwiek zdo�a� sobie z nim poradzi�. Teraz znam przynajmniej elektryczno�� i nie uciekam pod ��ko przed gadaj�cymi obrazkami. I mam nadziej�, �e si� nie myl�, pomy�la� Poole. Kto� powiedzia� kiedy�, �e zaawansowana technologia jest dla laika nieodr�nialna od magii. Czy natrafi� tutaj tak�e na czary? I czy zdo�am sobie z nimi poradzi�? 6 - CZAPA Obawiam si�, �e czeka ci� ci�ka pr�ba - powiedzia� profesor Andersen, jak zwykle z u�miechem. - Jako� to znios�. Ca�� okrutn� prawd� poprosz�. - Zanim dopasujemy ci czap�, b�dziesz musia� ogoli� g�ow�. Sam wybierzesz czy normalnie, czy permanentnie. W pierwszym przypadku trzeba odnawia� "fryzur�" z cz�stotliwo�ci� raz na miesi�c. - A na sta�e to jak? - Skalpel laserowy. Usuwa cebulki. - Hmm... To odwracalne? - Owszem, ale przywracanie czupryny jest operacj� k�opotliw�, bolesn� i trwa a� kilka tygodni. - W takim razie na pocz�tek skorzystam z pierwszego wariantu, a dopiero potem ewentualnie zetn� si� na dobre. Przyk�ad Samsona dzia�a raczej odstraszaj�co. - Kogo? - Samsona. To posta� z pewnej starej ksi�gi. Jego dziewczyna �ci�a mu w�osy, gdy spa�, a jak si� obudzi�, to odesz�y go wszystkie si�y. - Teraz sobie przypominam. Oczywista symbolika! - Ale nie mia�bym nic przeciwko ca�kowitemu po�egnaniu si� z brod�. Raz na zawsze koniec z porannym goleniem. - Da si� za�atwi�. A jak� peruk� sobie �yczysz! Poole roze�mia� si�. - A� tak pr�ny nie jestem. Zreszt� peruka chybaby mi przeszkadza�a. Jeszcze zobaczymy. Fakt niemal powszechnego wy�ysienia Poole odkry� stosunkowo p�no. Pierwszy raz zdumia� si�, gdy obie piel�gniarki zdj�y treski, i to gestem ca�kiem naturalnym, bez cienia za�enowania. Zaraz potem zaj�o si� nim kilkunastu kompletnie �ysych specjalist�w od test�w mikrobiologicznych. Z pocz�tku by� got�w s�dzi�, �e brak ow�osienia sta� si� znakiem profesji medycznych i zosta� podyktowany wymogami higienicznymi. Myli� si�, nie w tym jednym zreszt�. Gdy wreszcie odkry� prawdziw� przyczyn�, bawi� si� odgadywaniem, czy aktualni go�cie nosz� ow�osienie sztuczne czy w�asne. M�czy�ni miewali w�os autentyczny, kobiety zawsze nosi�y peruki. Producenci tresek najpewniej prze�ywali z�oty okres. Profesor Anderson nie marnowa� czasu. Jeszcze tego samego popo�udnia piel�gniarki wysmarowa�y Poole'owi g�ow� jakim� cuchn�cym kremem. Gdy godzin� p�niej pacjent spojrza� w lustro, prawie si� nie pozna� i pomy�la�, �e mo�e zam�wienie sobie peruki nie by�oby jednak najgorszym pomys�em,.. Dopasowanie czapy trwa�o nieco d�u�ej. Najpierw nale�a�o zrobi� odlew, co wymaga�o kilku minut bezruchu, �eby tworzywo zd��y�o skrzepn��. Piel�gniarki rozchichota�y si� przy tym zupe�nie nieprofesjonalnie, a zdejmowanie formy sz�o cokolwiek opornie. Ju� oczekiwa�, �e jego �eb oka�e si� niestosowny w kszta�cie, sko�czy�o si� jednak na bolesnych j�kach. Potem pojawi�a si� sama czapa, metalowy he�m nasuwany a� na uszy. Gdyby moi �ydowscy przyjaciele mogli mnie teraz zobaczy�, pomy�la� Poole z niejak� nostalgi�. Po kilku minutach przesta� czu�, �e ma cokolwiek na g�owie. W ko�cu ca�kowicie przygotowano go do instalacji, zabiegu, kt�ry od ponad pi�ciuset lat by� dla ka�dego m�odego cz�owieka czym� na kszta�t inicjacji, rytu przej�cia. Zdumiewaj�ce... - Nie trzeba zamyka� oczu - powiedzia� technik, kt�rego przedstawiono Poole'owi jako in�yniera m�zgowego; okre�lenie to w powszechnym u�yciu skracano do mniej pretensjonalnej nazwy "m�zgowiec". - Gdy zaczniemy ustawianie, pa�skie impulsy i tak zostan� wygaszone. Nawet z otwartymi oczami nic pan nie zobaczy. Ciekawe, czy wszyscy prze�ywaj� ten proces w podobny spos�b, zastanowi� si� Poole. A je�li strac� kontrol� nad swoim umys�em? Nauczy�em si� ufa� technologiom nowej epoki, jak dot�d mnie nie zawiod�y. Ale, jak kiedy� powiadano, zawsze jest ten pierwszy raz... Zgodnie z zapowiedzi�, nie poczu� niczego pr�cz delikatnego �askotania mikrodrucik�w, przenikaj�cych ca�� gromad� przez sk�r� czaszki. Zmys�y dzia�a�y normalnie, ten sam pok�j, znajome widoki. M�zgowiec za�o�y� w�asn� czap�, r�wnie� pod��czon� do urz�dzenia dziwnie podobnego do dwudziestowiecznego laptopa, i u�miechn�� si�, jakby chcia� doda� klientowi odwagi. - Gotowy? - Od urodzenia - mrukn�� Poole, przypominaj�c sobie dawne powiedzonko. �wiat�o zda�o si� nikn�� z wolna, zapad�a wielka cisza, przesta�o istnie� nawet os�abione ci��enie wie�y. By� embrionem p�ywaj�cym w bezkresnej przestrzeni rozja�nionej md�awym ultrafioletowym promieniowaniem. Dot�d ujrza� co� takiego tylko raz w �yciu, gdy nierozs�dnie zapu�ci� si� na spor� g��boko�� wzd�u� �ciany Wielkiej Rafy Koralowej. Spojrza� w�wczas w d�, na setki metr�w krystalicznie czystej wody, i na chwil� poczu� si� zagubiony. Moment dezorientacji trwa� kr�tko, ale przywi�d� go niemal do paniki. Jeszcze troch�, a wdusi�by przycisk pospiesznego wynurzenia. Oczywi�cie lekarzom z Agencji Kosmicznej nie wspomnia� o tym ani s�owem... Gdzie� z wielkiej dali dobieg� jaki� g�os. Nie dociera� do Poole'a poprzez uszy, ale jakby leg� si� wprost w labiryntach m�zgu. - Zaczynamy kalibracj�. Od czasu do czasu b�d� zadawa� panu pytania, mo�e pan odpowiada� my�l�, ale nie zaszkodzi odzywa� si� g�o�no. Rozumie pan? - Tak - odpowiedzia� Poole, nie wiedz�c nawet, czy w og�le poruszy� ustami. Nie czu� warg. Co� pojawi�o si� w pustce, siatka cienkich linii, co� jak osobliwa karta papieru milimetrowego. Kreski ci�gn�y si� we wszystkich czterech kierunkach, poza granice pola widzenia. Spr�bowa� poruszy� g�ow�, ale obraz trwa� niezmienny. Mign�y jakie� cyfry, zbyt szybko, by je odczyta�, ale zapewne jaki� obw�d wszystko to odbiera�. Poole u�miechn�� si� mimowolnie (czy policzki drgn�y?), kojarz�c ca�y zabieg z komputerowym badaniem wzroku. Tysi�c lat temu kontrola wzroku przebiega�a dziwnie podobnie. Siatka znikn�a, miast niej pojawi�a si� kolorowa p�aszczyzna, kt�ra szybko zmieni�a barw�., przebiegaj�c ca�e spektrum �wiat�a widzialnego. - Tyle to sam wiedzia�em - mrukn�� Poole. - Odbi�r barw idealny. Teraz pewnie pora na sprawdzian s�uchu. Nie myli� si�. Rozleg�o si� s�abe dudnienie. Przyspiesza�o, a� dotar�o do ledwie s�yszalnego C, po czym ruszy�o w g�r�, przechodz�c ostatecznie w ultrad�wi�ki odbieralne przez nietoperze i delfiny, ale nies�yszalne dla cz�owieka. To by� ostami z prostych test�w. Potem zmys� w�chu Poole'a odebra� jeszcze kilka woni, chwilami niekoniecznie przyjemnych, i poczu� si� jak zawieszona na sznurkach marionetka. Domy�li� si�, �e ta grupa test�w ma bada� jego po��czenia neuro-muskularne i m�g� tylko �udzi� si� nadziej�, �e reakcje nie manifestuj� si� na zewn�trz zbyt nachalnie. Je�li tak, to musia� chyba wygl�da� jak kto� w ostatnim stadium nawiedzenia ta�cem �wi�tego Wita. Ostatecznie dozna� nawet gwa�townej erekcji, a przynajmniej tak mu si� zdawa�o. Nie zd��y� niczego sprawdzi�, bo zapad� w g��boki sen bez marze�. . A mo�e tylko mu si� wydawa�o, �e zasn��? Nie mia� poj�cia, ile trwa�o, nim si� obudzi�. He�m znikn�� razem z m�zgowcem i ca�ym wyposa�eniem. - Wszystko posz�o dobrze - oznajmi�a siostra. - Za kilka godzin dowiemy si�, czy nie ma jakich� anomalii. Je�li odczyty wyjd� KO, znaczy OK, to jutro dostanie pan w�asn� czap�. Poole zwykle zagrzewa� swoje opiekunki do pr�b poznania tajnik�w archaicznej angielszczyzny, jednak wola�by, aby nie pope�nia�y podobnie niefortunnych przej�zycze�. Gdy nadesz�a pora ostatecznego dopasowania, Poole poczu� si� niemal jak ch�opiec odpakowuj�cy znaleziony pod choink� prezent. - Nie b�dzie pan musia� przechodzi� przez to ponownie - zapewni� go m�zgowiec. - Od razu zaczniemy �adowanie. Na pocz�tek dam pi�ciominutowe demo. Prosz� si� odpr�y�. Rozleg�a si� koj�ca muzyka, dziwnie znajoma, niew�tpliwie z jego czas�w, ale nie potrafi� zidentyfikowa� utworu. Przed oczami zaleg�a mg�a, kt�ra si� rozst�pi�a, gdy ku niej ruszy�... Chodzi�! Z�udzenie by�o wr�cz idealne. Czu� grunt pod stopami, a miast muzyki rozleg� si� nagle �agodny poszum wiatru w koronach wielkich drzew. By� w lesie, pozna� kalifornijskie sekwoje i pomy�la� z nadziej�, �e one chyba wci�� naprawd� rosn� tam, na dole. Tempo w�dr�wki wzros�o nienaturalnie, jakby kto� chcia� go oprowadzi� po jak najwi�kszym obszarze, jednak kroczy� bez wysi�ku. Dlatego odnosi� wra�enie, �e tkwi w cudzym ciele. Na dodatek przekona� si�, �e nie ma �adnej kontroli nad marszem. Pr�by zatrzymania si� lub zmiany kierunku nic nie da�y. Ale mniejsza z tym, cieszy� si� nowym do�wiadczeniem i ju� czu�, jakie to potrafi by� uzale�niaj�ce. A przecie� wy�niona dawno temu "maszyna sn�w", niegdy� �r�d�o niepokoju wielu powa�nych ludzi, by�a obecnie w powszechnym u�ytku. Poole zaduma� si�, jakim cudem ludzko�� w og�le zdo�a�a przetrwa� upowszechnienie tak epokowego wynalazku, i przypomnia� sobie, �e zaiste nie wszyscy pr�b� przeszli pomy�lnie. Miliony ludzi doprowadzi�y si� do stanu wypalenia m�zgu i wypad�y poza nawias spo�ecze�stwa. Oczywi�cie sam uznawa� si� za odpornego na podobne pokusy! Wykorzysta ten cud techniki, aby lepiej pozna� �wiat trzeciego tysi�clecia, przyswoi� sobie w kilka minut umiej�tno�ci, kt�re tradycyjnymi metodami musia�by �wiczy� ca�e lata. Mo�e tylko czasem si�gnie po czap� dla czystej zabawy... Doszed� do skraju lasu i stan�� nad brzegiem wielkiej rzeki. Bez wahania wkroczy� w nurt i poczeka�, a� g�owa zniknie mu pod wod�. Wci�� m�g� oddycha�, rzecz jasna, chocia� ciekawszym do�wiadczeniem by�o widzie� idealnie wszystko w �rodowisku, kt�re nie pozwala na normalne funkcjonowanie ludzkiego oka. Potrafi� policzy� �uski na boku wspania�ego pstr�ga, mijaj�cego go ca�kiem oboj�tnie. Syrena! Zawsze chcia� j� spotka�. Mo�e jedna pop�yn�a sobie w g�r� rzeki, tak jak �oso�, by si� rozmno�y�? Znikn�a, zanim zd��y� j� zapyta� o cokolwiek, chc�c wyja�ni� par� w�tpliwo�ci. Rzeka ko�czy�a si� przezroczyst� �cian�. Przekroczywszy t� zapor�, trafi� pod pal�ce s�o�ce pustyni. By�o upiornie gor�co, a jednak m�g� spojrze� prosto w ognist� kul� na niebie. Nawet wyra�nie dostrzega� kilka czerniej�cych na niej plam. I jeszcze majestatyczn� koron�, chocia� ona akurat pokazuje si� przecie� p�omienistymi skrzyd�ami tylko podczas ca�kowitego za�mienia, Obraz zgas�, wr�ci�a muzyka, zn�w zapanowa� mi�y ch��d znajomego wn�trza. Otworzy� oczy (chocia�, czy w og�le je zamyka�?) i ujrz