3205
Szczegóły |
Tytuł |
3205 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3205 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3205 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3205 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
JANET EVANOVICH
PO CZWARTE DLA GRZECHU
(T�umacz: MACIEJKA MAZAN)
ROZDZIA� 1
Trenton w lipcu jest jak wielki piec do pizzy. Gor�ce, duszne, pachn�ce. Poniewa� nie lubi� traci� letnich atrakcji, otworzy�am dach mojej hondy CRX. W zwi�zku z tym moje w�osy, �ci�gni�te w ko�ski ogon, bardzo szybko zmieni�y si� w dziko spl�tany br�zowy ko�tun. S�o�ce pali�o mi czubek g�owy �ywym ogniem. Czu�am stru�ki potu sp�ywaj�ce spod czarnego sportowego topiku. Mia�am na sobie tak�e czarne szorty ze spandeksu i bezr�kawnik z symbolem Grzmot�w, miejscowej dru�yny baseballowej. Fajny ubi�r, tyle tylko, �e nie mia�am gdzie schowa� trzydziestki�semki. A to oznacza�o, �e musz� po�yczy� bro�, �eby zastrzeli� kuzyna Vinniego.
Zaparkowa�am przed firm� por�czycielsk� Vinniego, wyskoczy�am z hondy i wpad�am do biura jak oddzia� gestapo.
- Gdzie on? Gdzie ta ma�a karykatura?
- Oho - mrukn�a Lula zza szafki z aktami. - Czerwony alarm.
Lula to dawna prostytutka, kt�ra pracuje w biurze i czasami pomaga mi w �apaniu zbieg�w. Gdybym mia�a j� przyr�wna� do samochodu, by�by to wielki, czarny packard rocznik 53, z l�ni�cym chromem, gigantycznymi reflektorami i z�owieszczym warkotem. G�ra mi�ni. Cia�o, kt�re nie mie�ci si� byle gdzie.
Connie Rosolli, kierowniczka biura, na m�j widok schowa�a si� za biurkiem. Jej kr�lestwo znajduje si� w�a�nie tutaj, w gabinecie, do kt�rego przychodz� krewni i znajomi r�nych niegodziwc�w, by b�aga� o pieni�dze. A w pomieszczeniu w g��bi m�j kuzyn Vinnie na zmian� dr�czy wacusia i rozmawia ze swoim bukmacherem.
- S�uchaj - powiedzia�a Connie - wiem, o co jeste� taka wkurzona, ale to nie moja decyzja. Na twoimi miejscu - to tak mi�dzy nami - skopa�abym ty�ek temu ma�emu zbocze�cowi, twojemu kuzynowi.
Odgarn�am pasmo w�os�w, kt�re opad�o mi na oczy.
- To mi nie wystarczy. Chc� krwi! Zastrzel� drania.
- Tak! - ucieszy�a si� Lula.
- Tak! - popar�a j� Connie. - Zastrzel drania.
Lula zmierzy�a mnie bacznym wzrokiem.
- Potrzebna ci spluwa? Bo nie widz�, �eby� co� mia�a pod tym spandeksem. -Podnios�a podkoszulek i wyci�gn�a pistolet zza paska spodni. - We�. Tylko uwa�aj, znosi na lewo.
- Na co ci taka pukawka! - Connie otworzy�a szuflad� biurka. - Ja mam czterdziestk�pi�tk�. Czym� takim mo�esz w nim zrobi� bardzo �adn� dziurk�.
Lula rzuci�a si� ku swojej torebce.
- Zaraz, moment. Je�li chcesz du�ej spluwy, dam ci du�� spluw�. Mam magnum czterdzie�ci cztery, na�adowane pociskami wodnymi. To male�stwo naprawd� ma si�� ra�enia, czujesz? Zrobi mu tak� dziur�, �e b�dzie mo�na przejecha� autobusem.
- Ja tylko �artowa�am - powiadomi�am je g�uchym g�osem.
- Szkoda. - Connie by�a zawiedziona.
Lula w�o�y�a pistolet za pasek szort�w.
- No, cholerna szkoda.
- Wi�c gdzie on jest? U siebie?
- Vinnie! - rykn�a Connie. - Przysz�a Stephanie!
Drzwi otworzy�y si� i Vinnie wystawi� g�ow� na zewn�trz.
- Czego?
M�j kuzyn ma metr sze��dziesi�t osiem wzrostu, wygl�da jak �asica, my�li jak �asica, �mierdzi jak francuska ulicznica i kiedy� by� zakochany w kaczce.
- Ju� ty wiesz! - wrzasn�am, bior�c si� pod boki. - Moja babcia by�a w salonie pi�kno�ci i dowiedzia�a si�, �e przyj��e� Joyce Bamhardt!
- No i co z tego?
- Joyce Barnhardt uk�ada wystawy w domu towarowym!
- A ty sprzedawa�a� damskie majteczki.
- To co� zupe�nie innego. Zmusi�am ci� szanta�em, by� da� mi t� spraw�.
- No w�a�nie. Wi�c o co chodzi?
- Ach, tak? - zgrzytn�am. - �wietnie! Trzymaj j� ode mnie z daleka! Nienawidz� Joyce Barnhardt!!
Nie musia�am nikomu t�umaczy� dlaczego. W trudnym wieku dwudziestu czterech lat, po niespe�na roku ma��e�stwa, przy�apa�am Joyce na stole w jadalni, bawi�c� si� z moim m�em w ginekologa. By� to pierwszy raz, kiedy zrobi�a mi jak�� przys�ug�. Razem chodzi�y�my do szko�y, gdzie Joyce rozpowiada�a plotki, �ga�a jak z nut, niszczy�a przyja�nie i zagl�da�a do kabin w ubikacji, �eby zobaczy� majtki kole�anek.
Niegdy� by�a t�ust� dziewczynk� z fatalnym zgryzem. Z�by da�y si� skorygowa� dzi�ki aparatowi, a w wieku lat pi�tnastu Joyce schud�a tak, �e wygl�da�a jak Barbie na sterydach, Ma w�osy w absolutnie nieprawdziwym miedzianym kolorze, skr�cone w wielkie kusz�ce loki, d�ugie i polakierowane paznokcie, usta na wysoki po�ysk, oczy obwiedzione granatowym eyelinerem i rz�sy ci�kie od granatowego tuszu. Jest ode mnie ni�sza, grubsza o dwa kilo, ale biust ma o dwa rozmiary wi�ksze od mojego. Trzech by�ych m��w i �adnych dzieci. Plotka g�osi, �e zdarza�o si� jej uprawia� seks z du�ymi psami.
Joyce i Vinnie s� dla siebie stworzeni. Szkoda tylko, �e Vinnie ma ju� �on�, ca�kiem mi�� kobiet�, c�rk� Harry'ego M�ota. Harry zajmuje si� czym�, co mo�na by nazwa� fachow� perswazj�. Cz�sto przebywa w towarzystwie m�czyzn w kapeluszach nasuni�tych na czo�o i d�ugich czarnych p�aszczach.
- R�b, co do ciebie nale�y - poradzi� mi Vinnie. - Zachowuj si� jak zawodowiec. - Machn�� r�k� na Connie. - Daj jej co�. T� now� spraw�.
Connie wyj�a teczk� z aktami.
- Maxine Nowicki. Oskar�ona o kradzie� samochodu swego by�ego ch�opaka. Wp�acili�my za ni� kaucj�, a ona nie pojawi�a si� na rozprawie.
Dzi�ki kaucji Nowicki mog�a opu�ci� wi�zienie i wr�ci� na �ono spo�ecze�stwa, by oczekiwa� rozprawy. Na kt�r� nie przysz�a. W ten spos�b sta�a si� poszukiwana, a kuzyn Vinnie nabra� uzasadnionych obaw, i� nigdy wi�cej nie zobaczy swoich pieni�dzy.
Ja, �owca nagr�d, mia�am odnale�� Maxine Nowicki i odda� jaw r�ce sprawiedliwo�ci. Za wywi�zanie si� z tego zadania w terminie powinnam otrzyma� dziesi�� procent kaucji. Ca�kiem sympatyczna kwota, zw�aszcza �e ca�a sprawa wygl�da�a na k��tni� kochank�w i nie wydawa�o mi si�, �eby Maxine Nowicki zechcia�a mi rozwali� g�ow� z czterdziestkipi�tki.
Zacz�am przegl�da� dokumenty, kt�re zawiera�y umow� z nasz� firm�, fotografi� i kopi� policyjnego raportu.
- Wiesz, co bym zrobi�a? - odezwa�a si� Lula. - Pogada�abym z jej ch�opakiem. Je�li si� w�ciek� tak, �e kaza� j� aresztowa�, to pewnie zechce na ni� nakablowa�. Tylko na to czeka.
Mnie te� si� tak wydawa�o. Odczyta�am g�o�no tekst dokumentu.
- Edward Kuntz. Bia�y, stan wolny. Dwadzie�cia siedem lat. Zamieszka�y na Muffet Street 17. Twierdzi, �e jest kucharzem.
Zatrzyma�am samoch�d przed domem i zacz�am si� zastanawia� nad jego w�a�cicielem. Budynek by� bia�y, mia� niebieskie framugi okien i pomara�czowe drzwi. Stanowi� po�ow� bli�niaka z mikroskopijnym trawniczkiem. Na �licznie przystrzy�onej �atce trawy sta� metrowy pos��ek Matki Boskiej, ca�y w bladym b��kicie i bieli. Na drzwiach bli�niaka obok znajdowa�o si� rze�bione drewniane serce z czerwonymi literami i bia�ymi stokrotkami. Widniej�cy na nim napis informowa�, �e dom ten zamieszkuj� Glickowie. Drzwi Kuntza by�y pozbawione ozd�bek.
Zbli�y�am si� do ganku wy�o�onego zielonym, odpornym na warunki atmosferyczne chodnikiem. Nacisn�am dzwonek z nazwiskiem "Kuntz". Otworzy� mi spocony, muskularny i na p� nagi m�czyzna.
- No?
- Eddie Kuntz?
- No?
Poda�am mu wizyt�wk�.
- Stephanie Plum. Jestem pracownikiem firmy por�czycielskiej i szukam Maxine Nowicki. Mia�am nadziej�, �e mi pan pomo�e.
- No, pewnie �e tak. Zabra�a m�j samoch�d. Masz poj�cie? - Zrobi� ruch zaro�ni�tym podbr�dkiem w stron� kraw�nika. - Tam stoi. Ma szcz�cie, �e go nie porysowa�a. Gliniarze j� zatrzymali, jak nim jecha�a i oddali mi w�zek.
Zerkn�am na samoch�d. Bia�y chevy blazer. �wie�o umyty. Sama bym go ukrad�a.
- Mieszkali�cie razem?
- No, przez jaki� czas. Tak ze cztery miesi�ce. A potem �e�my si� pok��cili, no i masz od razu buchn�a mi samoch�d. Nie chodzi o to, �e chcia�em j� wsadzi�. .. zale�a�o mi tylko na tym, �eby odzyska� w�zek. To dlatego zadzwoni�em na policj�.
- Jak pan s�dzi, gdzie mog� j� znale��?
- Nie mam poj�cia. Pr�bowa�em jej szuka�, �eby si� pogodzi�. Odesz�a z restauracji i nikt jej wi�cej nie widzia�. Par� razy by�em u niej, ale nikt nie otwiera�. Dzwoni�em do jej matki. I do kole�anek. Nikt nic nie wie. Pewnie mog�y mnie ok�amywa�, ale nie s�dz�. - Pu�ci� do mnie oko. - Kobiety nie potrafi� mi sk�ama�, kapujesz?
- Nie - powiedzia�am. - Nie kapuj�.
- No, nie chcia�bym si� chwali�, ale mam r�k� do kobiet.
- Mhm. - Pewnie poci�ga� je ten przenikliwy od�r. A mo�e przero�ni�te, napompowane sterydami mi�nie, przez kt�re wygl�da�, jakby powinien nosi� biustonosz. A mo�e chodzi�o o ten uroczy zwyczaj drapania si� po jajach podczas rozmowy.
- Wi�c jak mog� ci pom�c? - spyta� Kuntz.
P� godziny p�niej mia�am ju� spis przyjaci� i krewnych Maxine. Wiedzia�am, gdzie ma bank, gdzie kupuje procenty i jedzenie, do kt�rej pralni oddaje ubrania i u jakiego fryzjera si� czesze. Kuntz obieca� zadzwoni�, je�li Maxine si� do niego odezwie, a ja obieca�am go poinformowa�, gdybym wpad�a na jaki� jej �lad. Oczywi�cie nie zamierza�am dotrzyma� tej obietnicy. Podejrzewa�am, �e s�ynna r�ka do kobiet Eddiego Kuntza ma co� wsp�lnego z przemoc� fizyczn�.
Eddie sta� na ganku, kiedy wsiada�am do samochodu.
- Fajno! - zawo�a�. - Lubi�, jak laski je�d�� takimi sportowymi samochodzikami!
Pos�a�am mu u�miech, kt�ry powinien go po�o�y� trupem na miejscu, i ruszy�am z piskiem opon. Kupi�am hond� w lutym, zwabiona l�ni�cym nowo�ci� lakierem i licznikiem wskazuj�cym sze�� tysi�cy kilometr�w. Prawie nie u�ywany, zapewni� mnie w�a�ciciel. Nawet mia� racj�. Licznik rzeczywi�cie by� prawie nie u�ywany. Oczywi�cie nie to by�o wa�ne. Samoch�d nie by� zbyt drogi, a mnie by�o w nim do twarzy. Co prawda rura wydechowa zacz�a ostatnio zdradza� objawy powa�nej choroby, lecz puszcza�am sobie Metallic� tak g�o�no, �e nie s�ysza�am ryku. Gdybym wiedzia�a, �e Eddie Kuntz zachwyci si� tym samochodem, pewnie bym si� wstrzyma�a z kupnem.
M�j pierwszy przypadek wypad� przy jad�odajni "Srebrny Dolar". Maxine pracowa�a tu od siedmiu lat i nie zg�osi�a �adnego innego �r�d�a przychod�w. W jad�odajni serwowali solidne porcje jedzenia, wi�c zawsze by�o tu pe�no grubas�w i oszcz�dnych staruszk�w. Rodziny t�u�cioch�w wymiata�y talerze, a staruszkowie wynosili pe�ne torby resztek... Kostki mas�a, koszyki bu�ek, paczuszki cukru, nie dojedzone kawa�ki sma�onych ryb, sa�atki, owoc�w, nasi�kni�tych t�uszczem frytek. Pewnie �yli przez trzy dni na jednym posi�ku ze "Srebrnego Dolara".
Jad�odajnia znajdowa�a si� przy ulicy pe�nej hurtowni i magazyn�w. Dochodzi�o po�udnie; stali bywalcy wsuwali hamburgery i kanapki. Przedstawi�am si� kobiecie przy kasie i spyta�am o Maxine.
- Co� takiego! Trudno uwierzy� - odpar�a. - Maxine jest odpowiedzialna. Naprawd� mo�na by�o na niej polega�. - Wyg�adzi�a stosik jad�ospis�w. - I jeszcze ten numer z samochodem! - Pokr�ci�a g�ow�. - Maxine bardzo cz�sto je�dzi�a nim do pracy. On da� jej kluczyki. I nagle kaza� j� aresztowa� za kradzie�. - Parskn�a pogardliwie. - M�czy�ni!
Ust�pi�am miejsca paru klientom, kt�rzy chcieli zap�aci�. Kiedy ju� zabrali wszystkie przys�uguj�ce im mi�t�wki, zapa�ki i wyka�aczki, wr�ci�am do kasjerki.
- Maxine nie zjawi�a si� na rozprawie. Czy powiedzia�a, �e opuszcza miasto?
- Powiedzia�a, �e jedzie na wakacje. Pracowa�a tu od siedmiu lat i ani razu nie zrobi�a sobie urlopu.
- Czy kto� dosta� od niej jak�� wiadomo��?
- Nic mi o tym nie wiadomo. Mo�e Margie? Zawsze pracowa�y na tej samej zmianie. Od czwartej do dziesi�tej. Je�li chcesz pogada� z Margie, powinna� przyj�� ko�o �smej. O czwartej mamy tu urwanie g�owy, ale ko�o �smej robi si� lu�niej.
Podzi�kowa�am jej i pojecha�am do mieszkania Maxine. Kuntz powiedzia�, �e mieszka�a z nim przez cztery miesi�ce, ale nie zdecydowa�a si� wyprowadzi� z w�asnego mieszkania. Znajdowa�o si� o par� krok�w od jad�odajni, a Maxine poda�a w umowie o wp�acie kaucji, �e mieszka�a pod tym adresem od sze�ciu lat. Wszystkie poprzednie adresy znajdowa�y si� w obr�bie Trenton. Maxine Nowicki by�a nasz� dziewczyn�, od st�p do ko�c�w tlenionych w�os�w.
Mieszkanie znajdowa�o si� na osiedlu dwupi�trowych budynk�w z czerwonej ceg�y, rozrzuconych pomi�dzy wysepkami sp�owia�ej trawy i betonowymi parkingami. Maxine mieszka�a na pierwszym pi�trze z prywatn� wind�. Podgl�danie przez okna wykluczone. Wszystkie mieszkania na pierwszym pi�trze mia�y ma�e balkoniki, ale musia�abym znale�� jak�� drabin�, �eby si� na nie dosta�. Kobieta na drabinie pewnie wzbudzi�aby podejrzenia.
Postanowi�am wzi�� byka za rogi i zapuka�am do drzwi. Gdyby nikt nie odpowiedzia�, mog�abym poprosi� gospodarza, �eby mnie wpu�ci�. Cz�sto dozorcy okazywali si� bardzo uczynni, zw�aszcza je�li dzia�a� na nich widok fa�szywej odznaki.
Na jednej �cianie znajdowa�o si� dwoje drzwi. Jedne od mieszkania na g�rze, drugie od lokalu na dole. Na plakietce przy pierwszym dzwonku widnia�o nazwisko Nowicki. Na plakietce przy drugim - Pease.
Wcisn�am ten pierwszy, a jednocze�nie drzwi na dole si� otworzy�y i w ich progu stan�a starsza kobieta. Nie ma jej w domu.
- Pani Pease? - spyta�am.
- Tak.
- Czy Maxine na pewno nie ma w domu?
- Chybabym wiedzia�a. W tej ruderze wszystko s�ycha�. Gdyby by�a w domu, us�ysza�abym jej telewizor albo kroki. Poza tym zawsze do mnie wst�puje, �eby powiedzie�, �e przysz�a, i odebra� poczt�.
Aha! Wi�c ta kobieta odbiera�a korespondencj� Maxine! Mo�e mia�a tak�e klucz od jej mieszkania.
- Tak, ale przypu��my, �e przysz�a do domu p�no i nie chcia�a pani budzi� -podsun�am. - A potem dosta�a na przyk�ad zawa�u...
- O tym nie pomy�la�am.
- Mo�e teraz le�y u siebie i walczy o ostatni �yk powietrza?
Kobieta zerkn�a na sufit, jakby mog�a przebi� wzrokiem mur.
- Hm...
- Ma pani klucz?
- Tak, ale...
- A jej ro�liny? Podlewa�a je pani?
- Nie prosi�a mnie o to.
- Powinny�my tam zajrze�. �eby si� upewni�, �e wszystko w porz�dku.
- Pani jest przyjaci�k� Maxine?
- Najlepsz� - zapewni�am j� z uczuciem.
- No, sprawdzi� nie zaszkodzi. Zaraz wr�c�. Mam klucz w kuchni.
Troch� nak�ama�am, no i co z tego? Przy�wieca� mi szczytny cel. Poza tym Maxine naprawd� mog�a tam le�e�. A jej ro�liny mog�y umiera� z pragnienia.
- Jestem - odezwa�a si� pani Pease, dzier��c klucz jak pochodni�. Wsadzi�a go do zamka i otworzy�a drzwi.
- Halo! - zawo�a�a dr��cym starczym g�osem. - Jest tam kto? Nikt nie odpowiedzia�, wi�c wesz�y�my na g�r�. Stan�y�my w ma�ym przedpokoju i zajrza�y�my do salonu.
- Kiepska z niej gospodyni - zauwa�y�a pani Pease.
Zdolno�ci gospodarskie nie mia�y nic wsp�lnego z tym, co zobaczy�y�my. Na pewno nie by�y to �lady k��tni, poniewa� nic nie zosta�o rozbite. Nie by� to ba�agan po wyje�dzie w po�piechu. Zrzucone z kanapy poduszki le�a�y na pod�odze. Drzwi szafek by�y pootwierane. Szuflady wyj�te i wytrz��ni�te. Szybko sprawdzi�am reszt� mieszkania i przekona�am si�, �e tak samo wygl�da sypialnia i �azienka. Kto� tu czego� szuka�. Pieni�dzy? Narkotyk�w? Mo�e to w�amanie, ale bardzo niekonwencjonalne, poniewa� telewizor i magnetowid sta�y na swoim miejscu.
- Kto� tu czego� szuka� - powiedzia�am do pani Pease. - Dziwne, �e pani nie s�ysza�a ha�asu.
- Us�ysza�abym, gdybym by�a w domu. Pewnie posz�am na bingo. Chodz� na bingo w ka�d� �rod� i pi�tek. Nie wracam przed jedenast�. I co, powinnam zawiadomi� policj�?
- Teraz to chyba nie da zbyt wiele. - Nie wspomina�am ju�, �e b�dziemy musia�y przyzna�, �e by�y�my w mieszkaniu Maxine nie do ko�ca legalnie. - Nie wiemy, czy co� zgin�o. Lepiej poczeka�, a� Maxine wr�ci. Niech sama zadzwoni na policj�.
Nie zauwa�y�y�my �adnych kwiatk�w, kt�re trzeba by podla�, wi�c zesz�y�my cicho po schodach i zamkn�y�my drzwi.
Da�am pani Pease moj� wizyt�wk� i poprosi�am, �eby zadzwoni�a, je�li zobaczy albo us�yszy co� podejrzanego.
Przyjrza�a si� moim danym.
- �owca nagr�d - odczyta�a z zaskoczeniem.
- Kobiety musz� na siebie zarabia� - powiedzia�am.
Spojrza�a na mnie i skin�a g�ow�.
- �wi�ta prawda. Zerkn�am na parking.
- Podobno Maxine ma fairlane rocznik 84. Nie widz� tutaj nic takiego.
- Wyjecha�a nim. Stary gruchot. Zawsze co� si� w nim psu�o, ale wrzuci�a do niego walizk� i wyjecha�a.
- Powiedzia�a dok�d?
- Na wakacje.
- I tyle?
- Mhm - przy�wiadczy�a pani Pease. - I tyle. Zwykle jest bardzo rozmowna, ale tym razem nie powiedzia�a nic wi�cej. Spieszy�a si� i nie powiedzia�a wi�cej ani s�owa.
Matka Maxine Nowicki mieszka�a na Howser Street. Jako por�czenie za kaucj� zg�osi�a w�asny dom. Na pierwszy rzut oka wydawa�o si�, �e kuzyn Vinnie zrobi� dobry interes. Tylko na pierwszy. Wyrzucenie kogo� na bruk nie robi dobrej reklamy �adnej firmie por�czycielskiej.
Wyci�gn�am map� i znalaz�am ulic� Howser. Znajdowa�a si� w pomocnej dzielnicy Trenton, wi�c ruszy�am w kierunku, z kt�rego przyjecha�am, i przekona�am si�, �e pani Nowicki mieszka�a dwie przecznice za domem Eddiego Kuntza. Dzielnica schludnych domk�w. Wyj�wszy domostwo matki Maxine. Jednorodzinny dom stanowi� ruin�. Ob�a��ca farba, krusz�ce si� dach�wki, zapadni�ty ganek, udeptana ziemia z k�pkami trawy zamiast trawnika.
Wesz�am po gnij�cych schodkach i zapuka�am. Otworzy�a mi emerytowana pi�kno�� w szlafroku. By�o ju� p�ne popo�udnie, ale pani Nowicki wygl�da�a, jakby dopiero wygrzeba�a si� z ��ka. Mia�a jakie� sze��dziesi�t lat, roztacza�a wok� siebie opary w�deczki i rozczarowania �yciem. Na ziemistej, opuchni�tej twarzy pozosta�y jeszcze resztki wczorajszego makija�u. Jej g�os �wiadczy�, �e pani Nowicki wypala co najmniej dwie paczki dziennie, a oddech potwierdza� to w stu procentach.
- Pani Nowicki?
- Aha.
- Szukam Maxine.
- Znasz j�?
Da�am jej moj� wizyt�wk�.
- Jestem z agencji Pluma. Maxine nie stawi�a si� na rozpraw�. Usi�uj� j� znale��, �eby�my mogli ustali� termin nowej rozprawy.
Pani Nowicki unios�a wydepilowan� brew.
- S�onko, nie urodzi�am si� wczoraj. Jeste� �owc� nagr�d i chcesz z�apa� moj� c�reczk�.
- Wie pani, gdzie j� mog� znale��?
- Nie powiedzia�abym ci, gdybym wiedzia�a. Poka�e si�, jak zechce.
- Zg�osi�a pani ten dom jako por�czenie. Je�li Maxine si� nie pojawi, mog�aby go pani straci�.
- Aha, to by dopiero by�a tragedia - zgodzi�a si�, grzebi�c w kieszeniach szlafroka. Wyci�gn�a z nich paczk� papieros�w. - "Przegl�d Architektoniczny" chce koniecznie zrobi� tu zdj�cia na rozk�ad�wk�, ale jako� nie mog� znale�� czasu. - Wetkn�a papieros w usta i zapali�a go. Zaci�gn�a si� g��boko i spojrza�a na mnie zmru�onymi oczami przez nikotynow� chmurk�. - Zalegam z podatkami za pi�� lat. Jak chcecie dosta� ten dom, to we�cie numerek i sta�cie w kolejce.
Zdarza si�, �e ludzie, kt�rzy nie stawili si� przed s�dem, siedz� spokojnie w domu i udaj�, �e nie schrzanili sobie �ycia. Maj� nadziej�, �e wszystko wr�ci do normy, je�li zignoruj� wezwanie do s�du. Pocz�tkowo s�dzi�am, �e Maxine do nich nale�y. Nie by�a kryminalistk� i nie oskar�ono jej o nic powa�nego. Naprawd� nie mia�a powodu, �eby ucieka�.
Teraz nie by�am tego taka pewna. Zacz�am doznawa� dziwnie nieprzyjemnego uczucia. Mieszkanie Maxine zosta�o przewr�cone do g�ry nogami, a pani Nowicki zasugerowa�a, �e by� mo�e, jej c�rka nie chce zosta� odnaleziona. Powlok�am si� do samochodu i po drodze dosz�am do wniosku, �e moje zdolno�ci dedukcyjne wydatnie by si� zwi�kszy�y, gdybym zjad�a co� s�odkiego. Wi�c ruszy�am z kopyta na Hamilton i zatrzyma�am si� dopiero przed cukierni� "S�odki P�czu�".
W liceum pracowa�am na p� etatu w "S�odkim P�czusiu". Od tego czasu nic tu si� nie zmieni�o. To samo zielono-bia�e linoleum na pod�odze. Ta sama l�ni�ca czysto�ci� wystawa pe�na w�oskich ciasteczek, czekoladowych ro�k�w, biszkopt�w, napoleonek, murzynk�w i �wie�ego chleba. Ten sam b�ogi zapach sma�onego s�odkiego ciasta i cynamonu.
Lennie Smulenski i Anthony Zuck piek� te pyszno�ci w pomieszczeniu na zapleczu, gdzie stoj� wielkie stalowe piekarniki i rz�dy rynienek z wrz�cym olejem. Tumany maki wiruj� w powietrzu, cukier zgrzyta pod stopami. I codziennie przek�ada si� smalec z wielkich kadzi do kuchennych beczek.
Kupi�am dwie krem�wki i wepchn�am sobie do kieszeni gar�� serwetek. Na zewn�trz zasta�am Joego Morellego, kt�ry czeka� na mnie, oparty o hond�. Znam Morellego od pocz�tku �wiata. Zna�am go, kiedy by� lubie�nym dzieciakiem i niebezpiecznym nastolatkiem. Zna�am go tak�e jako osiemnastolatka, kiedy to pewnego dnia po godzinach pracy sk�oni� mnie do pozbycia si� bielizny, po�o�y� za lad� z ekierkami i uwolni� od dziewictwa. Teraz by� gliniarzem, a do zdj�cia majtek sk�oni�by mnie dopiero po przy�o�eniu mi pistoletu do g�owy. Pracowa� w obyczaj�wce i robi� wra�enie cz�owieka dobrze znaj�cego �ycie. Mia� na sobie sprane levisy i granatowy podkoszulek. Jego w�osy wymaga�y przystrzy�enia, ale za to cia�o nie mia�o �adnych wad. By�o szczup�e, umi�nione i mia�o najlepszy ty�ek w Trenton. Mo�e nawet na �wiecie. W takich p�czusiach mia�oby si� ochot� zatopi� z�by.
Oczywi�cie nie zamierza�am zabiera� si� do Morellego. Ten cz�owiek ma irytuj�cy zwyczaj: regularnie pojawia si� w moim �yciu, doprowadza mnie do szale�stwa i odchodzi w stron� zachodz�cego s�o�ca. Nie mia�am wp�ywu na pojawianie si� i odchodzenie, ale mog�am co� zrobi� z tym, co znajdowa�o si� pomi�dzy nimi. Musia�am przyj�� do wiadomo�ci, �e Morelli jest dla mnie nieosi�galny. Dotykanie surowo wzbronione - tak brzmia�o moje motto.
Morelli wyszczerzy� z�by tytu�em powitania.
- Chyba nie zjesz tego sama, co?
- Tak w�a�nie zrobi�. Co tu robisz?
- Przeje�d�a�em obok. Pomy�la�em, �e przyda ci si� pomoc przy tych krem�wkach.
- Sk�d wiesz, �e to krem�wki?
- Zawsze kupujesz tylko to.
Kiedy widzieli�my si� ostatnim razem, by� luty, a my siedzieli�my przytuleni na mojej kanapie. R�ka Morellego w�drowa�a po moim udzie, ale nagle rozleg� si� pisk jego pagera i zanim oprzytomnia�am, zosta�am sama. Nie widzia�am go przez pi�� miesi�cy. A teraz nagle si� zjawia i chce mi ze�re� ciastko!
- Dawno�my si� nie widzieli - zauwa�y�am jadowicie.
- Mia�em tajn� misj�.
Akurat.
- No wi�c tak, mog�em zadzwoni�.
- My�la�am, �e nie �yjesz.
U�miech nieco mu przywi�d�.
- Zawiod�a� si�?
- Morelli, jeste� szuj�.
Westchn�� ci�ko.
- Wi�c pewnie nie dasz mi ciastka?
Wskoczy�am do samochodu, trzasn�am drzwiami, ruszy�am z piskiem opon i pomkn�am przed siebie. Zanim dotar�am do mojego mieszkania, zjad�am ju� obie krem�wki i poczu�am si� znacznie lepiej. Rozmy�la�am o Maxine Nowicki. By�a o pi�� lat starsza od Kuntza. Sko�czone liceum. Dwa ma��e�stwa. Bezdzietna. Jej fotografia w aktach przedstawia�a zaniedban�, drobn� blondynk� z wielk� szop� w�os�w i mocnym makija�em. Mru�y�a oczy w zbyt mocnym �wietle i u�miecha�a si�. Mia�a niebotyczne obcasy, obcis�e czarne spodnie i lu�ny sweter z podci�gni�tymi do �okci r�kawami oraz spiczastym dekoltem, tak g��bokim, �e ukazywa� jej mostek. Prawie si� spodziewa�am, �e na odwrocie zdj�cia widnieje napis: "Je�li chcesz si� zabawi�, zadzwo� do Maxine Nowicki".
Pewnie zrobi�a dok�adnie to, co zapowiedzia�a. Wyjecha�a na wakacje. Najprawdopodobniej nie powinnam w�tpi� w jej rych�y powr�t.
Ale to mieszkanie? To, co w nim zobaczy�am, troch� mnie niepokoi�o. To �wiadczy�o, ze Maxine ma k�opoty wi�ksze ni� zwyk�e oskar�enie o kradzie� samochodu. Lepiej nie my�le� o tym mieszkaniu. Tylko m�ci obraz sytuacji i nie ma nic wsp�lnego z moim zadaniem. Moje zadanie jest proste. Znale�� Maxine, przyprowadzi� j� przed s�d.
Zamkn�am samoch�d i ruszy�am w stron� domu. Pan Landowski wyszed� z bocznych drzwi. Ma osiemdziesi�t dwa lata i pier� skurczy�a si� mu tak bardzo, �e pasek jego spodni zatrzymuje si� pod pachami.
- Oj, oj - odezwa� si�. - Ten upa�! Nie spos�b oddycha�. Kto� powinien na to wp�yn��.
Prawdopodobnie mia� na my�li Pana Boga.
- Ten facet, co zapowiada pogod� w dzienniku... Trzeba go zastrzeli�. Jak mam �y� w takich warunkach? A kiedy si� robi tak gor�co, w sklepach za bardzo podkr�caj� klimatyzacj�. Jest za zimno! Gor�co, zimno. Gor�co, zimno. Dostaj� od tego biegunki.
Poczu�am zadowolenie, �e mam bro�. Kiedy zestarzej� si� tak, jak pan Landowski, zamierzam paln�� sobie w �eb. Natychmiast, gdy po raz pierwszy dostan� biegunki w supermarkecie. Bum, i po wszystkim.
Pojecha�am wind� na swoje pi�tro i wesz�am do mieszkania. Jedna sypialnia, jedna �azienka, salonik, kuchnia skromna, lecz odpowiednia dla mnie, ma�y przedpok�j z ko�kami, na kt�rych mo�na wiesza� p�aszcze, kapelusze i pasy z broni�.
M�j chomik Rex biega� sobie w ko�owrotku. Opowiedzia�am, co mi si� przydarzy�o, i przeprosi�am, �e nie zostawi�am dla niego ciastka. Wydawa�o mi si�, �e jest zawiedziony, wi�c przetrz�sn�am lod�wk� i znalaz�am par� winogron. Rex przyj�� je i znikn�� w puszce po zupie. �ycie chomika jest proste.
Powlok�am si� znowu do kuchni i pu�ci�am wiadomo�ci na sekretarce.
"Stephanie, tu twoja matka. Nie zapomnij o kolacji. B�dzie pyszny pieczony kurczak".
Jest sobotni wiecz�r, a ja mam w planach tylko kolacj� u rodzic�w. I to nie po raz pierwszy. Jak co tydzie�. Moje �ycie towarzyskie to pustynia.
Posz�am do sypialni, rzuci�am si� na ��ko i przygl�da�am si�, jak wskaz�wka zatacza k�ka na tarczy zegarka. Rodzice jedz� kolacj� o sz�stej. Co do minuty. Tak to ju� jest. Kolacja o sz�stej, bo inaczej �wiat legnie w gruzach.
Rodzice mieszkaj� w w�skim bli�niaku na w�skiej dzia�ce przy w�skiej ulicy w mieszkalnej cz�ci Trenton, zwanej tu Miasteczkiem. Matka czeka�a na mnie w drzwiach.
- Co� ty na siebie w�o�y�a? - spyta�a bez wst�p�w. - Jeste� prawie go�a! Jak tak mo�na?
- To sweter Grom�w - wyja�ni�am. - Kibicuj� miejscowej dru�ynie.
Babcia Mazurowa wyjrza�a zza plec�w mojej matki. Wprowadzi�a si� do moich rodzic�w wkr�tce po tym, jak dziadek uda� si� na spotkanie z Elvisem. Baibcia uwa�a, �e jest w wieku, kt�ry wyklucza konwenanse. Ojciec s�dzi, �e jest to wiek wykluczaj�cy dalsze �ycie.
- Chc� mie� taki sweter - oznajmi�a. - Zak�adam si�, �e m�czy�ni by za mn� latali, gdybym si� ubra�a w co� takiego.
- Zw�aszcza Stiva - mrukn�� ojciec z salonu, zas�oni�ty gazet�. - Przedsi�biorca pogrzebowy. Z ta�m� miernicz�.
Babcia wzi�a mnie pod rami�.
- Mam dla ciebie niespodziank�. Tylko poczekaj!
W salonie gazeta pow�drowa�a w d�, a brwi ojca w g�r�.
Matka prze�egna�a si� pospiesznie.
- Powiedz, o co chodzi - za��da�am podejrzliwie.
- Chcia�am to zachowa� na ostatni� chwil�, ale chyba mo�esz si� ju� dowiedzie�. On lada chwila tu b�dzie.
W domu zapanowa�a martwa cisza.
- Zaprosi�am na kolacj� twojego ch�opca - powiadomi�a mnie babcia z uciech�,
- Ja nie mam ch�opca.
- Ju� masz. Wszystko zorganizowa�am. Odwr�ci�am si� na pi�cie i ruszy�am do drzwi. Wychodz�.
- Nie mo�esz! - krzykn�a babcia. - Zrobisz mu przykro��. Rozmawia�am z nim. Wcale mu nie przeszkadza, �e strzelasz do ludzi.
- Nie strzelam! Prawie nigdy nie strzelam! - Waln�am g�ow� w �cian�. -Nic znosz� takich randek. Zawsze s� okropne.
- Ten facet nie mo�e by� gorszy ni� tw�j m��. Po tej kl�sce trzeba si� otrz�sn��.
Mia�a racj�. Moje kr�tkie ma��e�stwo by�o kl�sk�. Kto� zapuka� i wszyscy odwr�cili�my si�, �eby spojrze�, kto stoi po drugiej stronie oszklonych drzwi.
- Eddie Kuntz! -j�kn�am zd�awionym g�osem.
- Aha - przy�wiadczy�a dziarsko babcia. - Tak si� nazywa. Zadzwoni� i pyta� u ciebie, wi�c zaprosi�am go na kolacj�.
- Hej, hej! - zawo�a� Eddie.
Mia� na sobie szar� koszul� z kr�tkimi r�kawami, rozpi�t� do po�owy brzucha, a�urowe spodenki i mokasyny od Gucciego. Za to nie mia� skarpetek. I trzyma� butelk� czerwonego wina.
- Dzie� dobry - powiedzieli�my jednocze�nie.
- Mog� wej��?
- No pewnie! - Babcia pospieszy�a ku niemu. - Przecie� nie zostawimy takiego przystojniaka pod drzwiami.
Eddie wr�czy� jej wino i pu�ci� perskie oko.
- To dla ciebie, laluniu. Babcia zachichota�a.
- A to ci zbytnik!
- Prawie nigdy nie strzelam do ludzi - powiedzia�am. - Prawie.
- Ja te� - zapewni� mnie. - Jestem przeciwny nieuzasadnionej przemocy. Zacz�am si� wycofywa�.
- Przepraszam, musz� pom�c w kuchni.
Matka ruszy�a za mn�,
- Nawet nie pr�buj!
- Czego?
- Ju� ty wiesz czego. Chcesz wyj�� tylnymi drzwiami.
- On nie jest w moim typie.
Matka zacz�a nak�ada� jedzenie na p�miski. T�uczone ziemniaki, fasolka, czerwona kapusta.
- Co ci si� w nim nie podoba?
- Ma za bardzo rozpi�t� koszul�.
- Mo�e si� okaza�, �e jest bardzo mi�y. Daj mu szans�, co ci szkodzi? A kolacja? B�dzie bardzo dobry kurczak. Szkoda, �eby si� zmarnowa�. Co ty tam jesz u siebie?
- Powiedzia� do babci "laluniu"!
Matka zacz�a kroi� kurczaka. Jedno udko upu�ci�a na pod�og�. Troch� je podepta�a i od�o�y�a na brzeg p�miska.
- Prosz� - oznajmi�a. - Damy mu to udko.
- W porz�dku.
- A na deser b�dzie placek z kremem bananowym - dorzuci�a, �eby mnie dobi�. - Wi�c lepiej zosta� do ko�ca kolacji.
Milcz, serce moje.
ROZDZIA� 2
Zaj�am miejsce przy stole - obok Eddiego Kuntza.
- Szuka�e� mnie?
- No. Zgubi�em twoj� wizyt�wk�. Gdzie� j� wsadzi�em i znikn�a. Wi�c szuka�em ci� w ksi��ce telefonicznej... ale znalaz�em tylko twoich rodzic�w. Te� dobrze. Twoja babcia powiedzia�a mi, �e teraz trzeba ci faceta, a ja akurat jestem wolny i nie mam nic przeciwko starszym laseczkom. No wi�c masz wielkie szcz�cie.
Laseczka uczyni�a m�ny wysi�ek i uda�o si� jej nie dziabn�� widelcem w ga�k� oczn� Eddiego Kuntza.
- W jakiej sprawie chcia�e� ze mn� porozmawia�?
- Maxine do mnie zadzwoni�a. Powiedzia�a, �e ma dla mnie wiadomo�� i przy�le mi j� jutro poczt� lotnicz�. Wi�c ja jej na to, �e jutro jest niedziela, a w niedziel� poczta nie pracuje. I doda�em, �eby si� nie wyg�upia�a i powiedzia�a, co ma do powiedzenia. A ona zacz�a si� wyra�a�. Bardzo brzydko - doda� dla wyja�nienia.
- I tyle?
- Tyle. Jeszcze powiedzia�a, �e b�d� si� wi� jak robak na widelcu. I od�o�y�a s�uchawk�.
Kiedy ciasto z bananowym kremem stan�o na stole, by�am ju� bliska szale�stwa. Maxine dzwoni�a do Kuntza, a zatem �y�a. To dobrze. Niestety, zamierza�a mu przes�a� list poczt� lotnicz�, a to znaczy�o, �e znajduje si� daleko st�d. To niedobrze. Jeszcze gorsze by�o to, �e serwetka na kolanach Eddiego Kuntza porusza�a si�, jakby �y�a w�asnym �yciem. W pierwszej chwili mia�am ochot� wrzasn�� "w��!" i zacz�� strzela�, ale przysz�o mi do g�owy, �e s�dzia by tego nie zrozumia�. Poza tym, mimo ca�ego wstr�tu do Eddiego Kuntza, mog�am do pewnego stopnia zrozumie� kogo�, kto by si� podnieci� plackiem z kremem bananowym.
Wr�ba�am kawa�ek ciasta i zatar�am d�onie. Spojrza�am na zegarek.
- Jejku, jak p�no!
Matka rzuci�a mi zrezygnowane macierzy�skie spojrzenie. M�wi�o ono: id�, skoro musisz... przynajmniej wiem, �e raz na tydzie� zjesz porz�dny posi�ek. I dlaczego nie mo�esz by� taka, jak twoja siostra Valerie, kt�ra wysz�a za m��, ma dwoje dzieci i umie upiec kurczaka?
- Przepraszam, musz� ucieka� - powiedzia�am, wstaj�c.
Kuntz znieruchomia� z widelcem w powietrzu.
- Co? Wychodzimy?
Przynios�am z kuchni torb�.
- Ja wychodz�.
- On te� - mrukn�� ojciec znad ciasta.
- Ale by�o mi�o, co? - upewni�a si� babcia. - Nie posz�o tak �le!
Kuntz podrygiwa� za moimi plecami, kiedy otwiera�am samoch�d. Energia go rozpiera�a. Tony Testosteron.
- Mo�e by�my gdzie� skoczyli na piwko?
- Nie mog�. Mam robot�. Musz� co� sprawdzi�.
- Chodzi o Maxine? M�g�bym pojecha� z tob�.
Usiad�am za kierownic� i przekr�ci�am kluczyk w stacyjce.
- Lepiej nie. Ale dam ci zna�, kiedy si� czego� dowiem.
Patrzajcie, ludzie. Nadchodzi �owca nagr�d.
Jad�odajnia �wieci�a pustkami. Wi�kszo�� klient�w siedzia�a nad kaw�. Za jak�� godzin� pojawi si� tu t�um wracaj�cej z kina m�odzie�y.
Za kas� siedzia�a kobieta, kt�rej nie zna�am. Przedstawi�am si� i spyta�am u Margie.
- Margie nie przysz�a dzi� do pracy. Zadzwoni�a i powiedzia�a, �e jest chora. Jutro te� jej nie b�dzie.
Wr�ci�am do samochodu i zacz�am grzeba� w torbie, szukaj�c spisu krewnych i znajomych Maxine. Przyjrza�am si� mu w s�abym �wietle. Znalaz�am jedn� Margie. Bez nazwiska, bez telefonu, a zamiast adresu Kuntz napisa�: "��ty dom na Bamet Street". Doda� te�, �e Margie je�dzi czerwonym isuzu.
Na miejscu s�o�ca pojawi�a si� cienka szkar�atna smu�ka na horyzoncie, ale nawet w ciemno�ciach zdo�a�am odnale�� ��ty dom na Bamet i czerwony samoch�d przed nim. W drzwiach domu pojawi�a si� kobieta z grubym opatrunkiem na r�ce. Z�apa�a szarego kota, zauwa�y�a mnie i pospiesznie schowa�a si� w domu. Nawet z tej odleg�o�ci dotar� do mnie szcz�k zasuw.
Przynajmniej ustali�am, �e Margie jest w domu. W g��bi duszy obawia�am si�, �e tak�e znikn�a i znajduje si� teraz w Meksyku, razem z Maxine. Zarzuci�am torb� na rami�, przyklei�am do twarzy przyjazny u�miech i pomaszerowa�am cementowym podjazdem. Zapuka�am do drzwi.
Uchyli�y si� odrobin�, zabezpieczone �a�cuchem.
-Tak?
Poda�am kobiecie wizyt�wk�.
- Stephanie Plum. Chcia�abym porozmawia� z pani� o Maxine Nowicki.
- Przykro mi, nie mam nic do powiedzenia. I nie czuj� si� dobrze.
Zerkn�am przez w�sk� szczelin� w drzwiach. Kobieta przyciska�a zabanda�owan� r�k� do piersi.
- Co si� sta�o?
Mia�a t�py wyraz twarzy i b��dne spojrzenie. Najwyra�niej by�a naszpikowana �rodkami przeciwb�lowymi.
- Mia�am wypadek. W kuchni.
- Kiepsko to wygl�da.
Zamruga�a par� razy.
- Straci�am palec. No, tak naprawd� to niezupe�nie go straci�am. Le�a� na stole. Zabra�am go do szpitala i mi go przyszyli.
W u�amku chwili ujrza�am wyrazist� wizj� palca na kuchennym stole. Przed oczami zata�czy�y mi czarne kropeczki, a na g�rn� warg� wyst�pi� pot.
- Straszne!
- To by� wypadek - powt�rzy�a. - Wypadek.
- Kt�ry to palec?
- �rodkowy.
- Jejku, m�j ulubiony.
- Mhm. Musz� ju� ko�czy�.
- Chwileczk�! Jeszcze minutka. Naprawd� musz� si� czego� dowiedzie� o Maxine.
- Nie ma si� czego dowiadywa�. Wyjecha�a. Nie mog� powiedzie� nic wi�cej.
Usiad�am w samochodzie i wzi�am g��boki oddech. Od tej pory b�d� bardzo uwa�a� w kuchni. Koniec z grzebaniem w �mietniku w poszukiwaniu zakr�tek do butelek. Koniec z beztroskim siekaniem warzyw.
Zrobi�o si� za p�no, �eby szuka� innych os�b z listy, wi�c wzi�am kurs na dom. Temperatura spad�a o par� stopni, a wiaterek wpadaj�cy przez dach zrobi� si� ca�kiem przyjemny. Zaparkowa�am na ty�ach domu.
Kiedy wesz�am do salonu, Rex stan�� w ko�owrotku i spojrza� na mnie, ruguj�c w�sikami.
- Nawet nie pytaj - powiedzia�am. - Nie chcesz tego wiedzie�.
Rexowi robi si� niedobrze od takich rzeczy jak odci�te palce.
Matka da�a mi kawa�ek kurczaka i troch� placka z kremem bananowym. Od�ama�am kawa�ek ciasta i da�am Rexowi. Wypcha� nim sobie policzki, a l�ni�ce oczka omal nie wysz�y mu z g�owy.
Pewnie wygl�da�am tak samo, kiedy Morelli chcia� zje�� moj� krem�wk�.
Zawsze wiem, kiedy przypada niedziela, poniewa� budz� si� z poczuciem winy. To jedna z tych fajnych rzeczy, kiedy si� jest katoliczk�... wielop�aszczyznowo�� dozna�. Je�li traci si� wiar�, zawsze istnieje szansa, �e poczucie winy pozostanie, wi�c i tak nie jest si� zupe�nym szubrawcem bez sumienia. Odwr�ci�am si� i spojrza�am na tarcz� elektronicznego budzika. �sma. Jeszcze bym zd��y�a na msz�. Naprawd�, powinnam wsta�. Na t� my�l oczy same mi si� zamkn�y.
Kiedy je znowu otworzy�am, by�a jedenasta. A niech to! Za p�no, �eby p�j�� do ko�cio�a. Wygrzeba�am si� z ��ka i pocz�apa�am do �azienki, t�umacz�c sobie po drodze, �e nic si� nie sta�o, poniewa� B�g wybacza takie drobiazgi jak nieregularne ucz�szczanie do ko�cio�a. Z biegiem lat skonstruowa�am posta� Boga Dobrotliwego. Dobrotliwy B�g nie zwraca uwagi tak�e na takie detale, jak przeklinanie i k�amstwa. Spogl�da prosto w serce i wie, czy jest si� cz�owiekiem dobrym, czy pod�ym - na szersz� skal�. W moim �wiecie B�g nie jest drobiazgowy. Oczywi�cie to znaczy, �e nie mo�na na niego liczy� tak�e w kwestii stracenia paru kilo.
Wysz�am spod prysznica i potrz�sn�am g�ow�, by w�osy same si� u�o�y�y. Ubra�am si� w codzienny spandeksowy mundurek, sk�adaj�cy si� z szort�w i sportowego biustonosza, narzuci�am sweter Rangers�w, spojrza�am w lustro i dosz�am do wniosku, �e moje w�osy nie nale�� do tego rodzaju, kt�ry si� sam uk�ada. A zatem potraktowa�am je �elem, suszark� i lakierem. Kiedy sko�czy�am, by�am par� centymetr�w wy�sza. Stan�am w pozie Wonder Woman: nogi rozstawione, r�ce na biodrach.
- Gi�, �ajdaku - powiedzia�am do lustra. Potem sta�am si� Scarlett: r�ka na sercu, boja�liwy u�miech. - Rett, ty przystojny diable, jak�e si� miewasz?
Ani to, ani to nie wydawa�o si� odpowiednie na ten dzie�, wi�c ruszy�am do kuchni, by poszuka� to�samo�ci w lod�wce. Kiedy zadzwoni� telefon, poch�ania�am spory kawa� mro�onego sernika.
- Hej - powiedzia� Eddie Kuntz.
- Hej - wybe�kota�am.
- Otrzyma�em list od Maxine. Pomy�la�em, �e pewnie zechcesz na niego spojrze�.
Zasta�am Eddiego Kuntza na mikroskopijnym trawniczku przed domem. Eddie sta� w pozie kompletnego przygn�bienia, zgarbiony, z opuszczonymi r�kami i patrzy� na swoje frontowe okno. Szyba praktycznie ju� nie istnia�a. Wielka dziura w �rodku. Masa p�kni�� po bokach.
Trzasn�am drzwiczkami przy wysiadaniu, ale Kuntz si� nie obejrza�. Nie spojrza� na mnie, kiedy stan�am u jego boku. Stali�my przez chwil� obok siebie i napawali�my si� widokiem wybitego okna.
- Dobra robota - zauwa�y�am.
Eddie pokiwa� g�ow�.
- W sam �rodek. Maxine gra�a w liceum w dru�ynie pi�ki r�cznej.
- Zrobi�a to w nocy?
Znowu przytakni�cie.
- W�a�nie k�ad�em si� spa�. Zgasi�em �wiat�o, a tu brzd�k! I przez moje okno wpad�a ceg�a.
- Poczta lotnicza - domy�li�am si�.
- W�a�nie, cholera. Poczta lotnicza. Ciotka wynajmuje mi mieszkanie. Razem z wujkiem Leo mieszkaj� w drugiej po�owie tej rudery. Nie stoi tu i nie lamentuje tylko dlatego, �e posz�a do ko�cio�a.
-Nie wiedzia�am, �e wynajmujesz mieszkanie.
- A co, my�la�a�, �e tak bym pomalowa� w�asne �ciany? Wygl�dam jak s�odki ch�opa�?
O nie. S�odkie ch�opasie nie uwa�aj�, �e rozdarty podkoszulek stanowi ostatni krzyk mody.
Eddie poda� mi kawa�ek papieru.
- Ceg�a by�a tym owini�ta.
List by� zaadresowany r�cznie do Kuntza. Maxine pisa�a, �e Eddie jest szmat�, a je�li chce odzyska� swoj� w�asno��, musi si� wybra� na poszukiwanie skarb�w. Pierwsza wskaz�wka znajduje si� "w du�ym". Potem widnia�a dziwna pl�tanina liter.
- Co to znaczy? - spyta�am.
- Gdybym wiedzia�, chybabym do ciebie nie zadzwoni�, co? Ju� bym ruszy� na poszukiwanie skarb�w. - Z�apa� si� za g�ow�. - To wariatka! Powinienem si� domy�li� od samego pocz�tku. Ma kr��ka na punkcie szpieg�w. Ci�gle ogl�da�a te g�upie filmy o Bondzie. Ja j� posuwa�em od ty�u, a ona ogl�da�a Bonda. Uwierzy�aby�?
O tak
- Poniuchaj troch�, dobra? - doda� Kuntz. - Chyba znasz si� na szpiegowaniu? I na �amaniu szyfr�w?
- Nie znam si� na szpiegowaniu - powiadomi�am go. - I nie wiem, co znaczy ten szyfr.
W gruncie rzeczy nie tylko nie zna�am si� na szpiegowaniu, ale nawet niespecjalnie sobie radzi�am jako �owca nagr�d. Obija�am si� po mie�cie, usi�uj�c zarobi� na czynsz, ale przez ca�y czas si� modli�am, �eby wygra� na loterii.
- I co teraz? - spyta� Kuntz.
Jeszcze raz przeczyta�am li�cik.
- Co to za w�asno��?
Spojrza� na mnie ci�kim wzrokiem, kt�ry nie wyra�a� niczego.
- Listy mi�osne - powiedzia� wreszcie. - Kiedy� do niej pisa�em i chc� je mie� z powrotem. Nie �ycz� sobie, �eby dosta�y si� w czyje� r�ce. S� w nich bardzo osobiste sprawy.
Eddie Kuntz nie wygl�da� mi na kogo�, kto by pisa� listy mi�osne, ale czyja go znam? Z pewno�ci� wygl�da� na kogo�, kto by m�g� przewr�ci� mieszkanie do g�ry nogami.
- Poszed�e� do jej mieszkania po te listy?
- No, ale by�o zamkni�te.
- Nie w�ama�e� si�? Nie mia�e� klucza?
- Czy si� w�ama�em? To znaczy, czy wywa�y�em drzwi?
- Wczoraj by�am w mieszkaniu Maxine. Kto� je przetrz�sn��.
Znowu to nieruchome spojrzenie.
- Nic mi o tym nie wiadomo.
- Zdaje si�, �e kto� tam czego� szuka�. Czy Maxine mog�a przechowywa� narkotyki?
Wzruszy� ramionami.
Kto tam j� wie. Jak powiedzia�em, Maxine jest pokr�cona.
Mi�o by�o si� przekona�, �e Maxine znajduje si� w pobli�u, ale nie mog�am si� specjalnie cieszy� wiadomo�ci�, kt�rej nie potrafi�am odczyta�. I na pewno nie chcia�am si� dowiadywa� o innych szczeg�ach z �ycia intymnego Kuntza. Eddie obj�� mnie za ramiona i pochyli� si� nade mn�.
- Powiem ci bez ogr�dek, malutka. Chc� odzyska� te listy. Mo�e nawet s� dla mnie co� warte. Chwytasz? To, �e pracujesz dla tego go�cia od kaucji, nie oznacza jeszcze, �e nie mo�esz pracowa� i dla mnie, no nie? Dobrze ci zap�ac�. Musisz mi tylko pozwoli� pogada� z Maxie, zanim odstawisz j� na policj�.
- Niekt�rzy mogliby pomy�le�, �e to gra na dwa fronty.
- Tysi�c dolc�w. To ostatnie s�owo. Bierzesz?
Wyci�gn�am r�k�.
- Umowa stoi.
No wi�c mo�na mnie kupi�. Przynajmniej nie jestem tania. A cel by� szlachetny. Eddie Kuntz nie podoba� mi si� specjalnie, ale mog�am zrozumie� problem list�w mi�osnych, bo sama napisa�am par� podobnych. Zaadresowa�am je do mojego parszywego by�ego m�a, a gdybym mog�a je odzyska�, tysi�c dolc�w wyda�oby mi si� ca�kiem rozs�dn� sum�.
- Daj mi ten list - powiedzia�am.
Odda� mi go i szturchn�� mnie lekko w rami�.
- No to do dzie�a!
Pierwsza wskaz�wka mia�a si� znajdowa� "w du�ym". Spojrza�am na spl�tane litery, ale do niczego nie dosz�am. Nic dziwnego, poniewa� brakuje mi jakiego� krzy��wkowego chromosomu i nie potrafi� rozwi�za� zagadek przeznaczonych dla dziewi�ciolatk�w. Na szcz�cie mieszkam w budynku pe�nym staruszk�w, kt�rzy sp�dzaj� �ycie na rozwi�zywaniu rozmaitych �amig��wek. A to chyba jaka� �amig��wka, prawda?
Na pierwszy ogie� poszed� pan Kleinschmidt spod 315.
- Ho, ho - powiedzia�, otworzywszy drzwi. - Nieustraszona �owczym nagr�d. Z�apa�a� dzi� kogo�?
- Jeszcze nie, ale nad tym pracuj�. - Wr�czy�am mu przesy�k� lotnicz�. -Mo�e pan to rozwi�za�?
Pan Kleinschmidt pokr�ci� g�ow�.
- Ja si� zajmuj� tylko krzy��wkami. To jest skre�lanka. Musisz zwr�ci� si� do Lorraine Klausner z pierwszego pi�tra. Ona rozwi�zuje skre�lanki.
- W obecnych czasach wszyscy si� specjalizuj�.
- Gdyby Myszka Miki umia�a lata�, by�aby Kaczorem Donaldem.
Nie ca�kiem zrozumia�am, ale podzi�kowa�am grzecznie i zesz�am po schodach. W�a�nie wyci�ga�am palec ku dzwonkowi Lorraine, kiedy drzwi otworzy�y si� znienacka.
- Sol Kleinschmidt do mnie zadzwoni� i powiedzia� o tej wiadomo�ci - oznajmi�a Lorraine. - Wejd�, upiek�am ciasteczka.
Usiad�am przy kuchennym stole i zacz�am si� przygl�da�, jak Lorraine zmaga si� z zagadk�.
- To nie jest skre�lanka - stwierdzi�a w ko�cu. - Nie wiem, jak to rozwi�za�. Ja robi� tylko skre�lania. - Popuka�a palcem w blat. - Znam kogo�, kto m�g�by ci pom�c, ale...
- Ale?
- M�j siostrzeniec, Salvatore, jest bardzo zmy�lny w takich rzeczach. Od ma�ego umia� rozwi�zywa� wszystkie �amig��wki.
Umilk�a, wi�c spojrza�am na ni� pytaj�co.
- Tylko �e czasami bywa dziwny. Chyba przechodzi przez etap kontestacji. Mia�am nadziej�, �e jej siostrzeniec nie ma kolczyka w j�zyku. Kiedy widywa�am ludzi z kolczykami w j�zykach, z trudem powstrzymywa�am si� przed j�kiem.
- Gdzie mieszka?
Lorraine napisa�a mi adres na odwrocie kartki.
- Jest muzykiem i przewa�nie pracuje w nocy, wi�c teraz powinien by� w domu, ale chyba lepiej b�dzie, je�li najpierw zadzwoni�.
Salvatore Sweet mieszka� w bloku z widokiem na rzek�. Cementowy budynek z du�� ilo�ci� czarnego szk�a. Trawnik minimalny, lecz dobrze utrzymany. Hol �wie�o malowany i wy�o�ony szaro-fio�kowym chodnikiem. Raczej nie robi�o to wra�enia lokum dla kontestator�w. Na pewno nie dla ubogich kontestator�w.
Pojecha�am wind� na dziewi�te pi�tro i zadzwoni�am. W chwil� p�niej stan�am twarz� w twarz z kim�, kto musia� by� albo zdecydowanie brzydk� kobiet�, albo zdecydowanym gejem.
- Ty pewnie jeste� Stephanie?
Skin�am g�ow�.
- Jestem Sally Sweet. Ciocia Lorraine ju� do mnie dzwoni�a. Podobno masz jaki� problem?
Siostrzeniec Lorraine mia� na sobie obcis�e spodnie z czarnej sk�ry, zasznurowane po bokach rzemykiem, przez kt�ry wida� by�o pasek bia�ego cia�a od kostki po pas, oraz czarn� sk�rzan� kamizelk� ze spiczastymi piersiami, na widok kt�rych Madonna rozchorowa�aby si� z zazdro�ci. W czarnych szpilkach na platformach Sally mierzy� z pewno�ci� powy�ej dw�ch metr�w. Mia� wielki garbaty nos, czerwone r�e wytatuowane na bicepsach i - dzi�ki Ci, Panie! - nie wsadzi� sobie kolczyka w j�zyk. Natomiast w�o�y� wielk� peruk� a la Farrah Fawcett i sztuczne rz�sy, a usta pomalowa� l�ni�c� br�zow� szmink�. Paznokcie mia� pod kolor szminki.
- Mo�e przysz�am nie w por�... - zacz�am.
- Nie, pora jest w sam raz.
Nie mia�am poj�cia, co powiedzie� ani gdzie spojrze�. Musz� przyzna�, �e Sally stanowi� fascynuj�cy widok. Jak katastrofa samochodowa. Trudno by�o oczy oderwa�.
Spojrza� na siebie.
- Pewnie dziwi ci� ten str�j?
- Jest bardzo �adny.
- Aha, kamizelk� kaza�em zrobi� na zam�wienie. Jestem gitar� prowadz�c� w �licznotkach. I zapewniam ci�, kurewsko trudno jest zachowa� dobry manikiur przez weekend, kiedy si� jest gitarzyst�. Gdybym wiedzia�, jak to jest, wzi��bym si� za gary.
- Zdaje si�, �e dobrze ci si� wiedzie.
- Mam sukces zapisany w genach. Dwa lata temu by�em normalny do obrzydliwo�ci i gra�em we W�ciek�ych Psach. S�ysza�a� o nich?
Pokr�ci�am g�ow�.
Nikt o nich, kurwa, nie s�ysza�. Mieszka�em w skrzynce po pomara�czach na zapleczu Pizza Romano. Gra�em punk, funk, grunge i rocka. By�em z r�nymi grupami, z W�ciek�ymi Psami najd�u�ej. Kurewsko przygn�biaj�ce do�wiadczenie. Nic mog�em znie�� �piewania tych kurewskich piosenek o pierdolonych serduszkach, co cierpi�, i o jakich� pierdolonych z�otych rybkach, co id� do nieba. A potem, kurwa, musia�em wygl�da� jak kowboj. Jak mam zachowa� szacunek dla siebie, skoro musz� wychodzi� na scen� w pierdolonym kowbojskim kapeluszu?
Ja te� bardzo dobrze przeklinam, ale Sally'emu nie dotrzyma�abym kroku. Nawet w najbardziej sprzyjaj�cych okoliczno�ciach nie zdo�a�abym z siebie wydusi� tyle inwektyw.
- Kurcz�, ale� ty przeklinasz - powiedzia�am z podziwem.
- Nie mo�na by�, kurwa, muzykiem, je�li si�, kurwa, nie przeklina.
To by�a prawda, przecie� czasami ogl�da�am wywiady z gwiazdami w MTV. Spojrza�am na jego w�osy.
- Ale teraz nosisz peruk� a la Farrah Fawcett. Czy to nie jest jakby kowbojski kapelusz?
- No, tylko �e to jest deklaracja. To jest kurewsko poprawne politycznie. Widzisz, oto cholernie wra�liwy facet. Nie kryj� swojej kobiecej, kurwa, natury. Kapujesz?
- Aha.
- Poza tym zarabiam na tym kurewsko du�o pieni�dzy. Tym razem trafi�em w dziesi�tk�. To jest rok drag queen. Jak pierdolona inwazja. - Wyj�� mi kartk� z r�ki i przyjrza� si� jej. - Nie tylko mam pe�ne r�ce roboty w ka�dy weekend na dwa lata do przodu... ale jeszcze wszyscy wtykaj� mi pieni�dze w gacie. Ju� sam nie wiem, co mam robi� z kas�.
- Op�aci�o si� by� gejem.
- Tak mi�dzy nami, wcale nie jestem gejem.
- Tylko transwestyt�.
- No. Mniej wi�cej. W�a�ciwie m�g�bym by� gejem... do pewnego stopnia. Mog� zata�czy� z facetem, ale r�ce precz od mojego ty�ka.
Skin�am g�ow�. Moje pogl�dy w kwestii facet�w przedstawia�y si� tak samo.
Sally wzi�� pi�ro ze stolika w przedpokoju i zacz�� robi� znaczki na kartce.
- Lorraine powiedzia�a, �e jeste� �owc� nagr�d.
- Prawie nigdy do nikogo nie strzelam - zastrzeg�am si� z miejsca.
- Gdybym ja by� �owc� nagr�d, strzela�bym, kurwa, do wszystkich. - Sko�czy� gryzmoli� i odda� mi kartk�. - Mo�e si� zdziwisz, ale jako dziecko by�em cholernie dziwny.
- Nie!
- Tak. Jakby... z innej planety. Prawie ca�y czas rozmawia�em ze Spockiem. I przysy�ali�my do siebie zaszyfrowane wiadomo�ci.
- Z tym Spockiem ze "Star Trek"?
- Z tym samym. Kurde, byli�my ze sob� blisko. Codziennie przez wiele lat pisali�my te szyfry. Ale prawdziwe, trudne. Ten tutaj to �atwizna. To tylko masa zbitych liter i takie g�wno w �rodku: "Czerwony, zielony, niebieski. Wiadomo�� czeka na ciebie w "Smakowitym Kube�ku".
- Wiem, gdzie to jest! - ucieszy�am si�. - Tu� przy agencji por�czycielskiej.
Kub�y na �mieci przed "Smakowitym Kube�kiem" by�y pomalowane na czerwono, zielono i niebiesko. Zielony i niebieski na papier i aluminium. Czerwony na odpadki. Za�o�y�abym si� o ca�e honorarium, �e nast�pna wiadomo�� b�dzie w czerwonym.
Do drzwi zbli�y� si� drugi m�czyzna, ubrany w schludne spodnie i idealnie wyprasowan� koszul�. By� ni�szy od Sally'ego. M�g� mie� jakie� sto siedemdziesi�t centymetr�w. Szczup�y i zupe�nie �ysy. Wygl�da� jak piesek chihuahua, z �agodnymi br�zowymi oczami za grubymi szk�ami okular�w i ustami, kt�re wydawa�y si� zbyt pe�ne i zmys�owe w tej ma�ej �ci�gni�tej twarzyczce o nosku jak guziczek.
- Co si� dzieje? - spyta�.
- To jest Stephanie Plum - powiedzia� Sally. - Ta, o kt�rej ci m�wi�a Lorraine
Facet wyci�gn�� do mnie r�k�.
- Gregory Stern. Wszyscy m�wi� do mnie Kiki.
- Kiki i ja mieszkamy razem - wyja�ni� Sally. - I razem gramy.
- Jestem maskotk� zespo�u - doda� Kiki. - Czasami nawet �piewam.
- Zawsze chcia�am �piewa� w zespole - powiedzia�am. - Tylko nie mam s�uchu.
- Na pewno by� mog�a - zapewni� mnie Kiki. - Na pewno by�aby� boska.
- Lepiej si� ubieraj - przerwa� mu Sally. - Znowu si� sp�nisz.
- Mamy dzi� wyst�p - wyja�ni� Kiki. - Przyj�cie weselne.
Rany kota.
"Smakowity Kube�ek" mie�ci si� przy ulicy Hamilton - cementowa bry�a z oknami z trzech stron, znana nie tyle ze znakomitego jedzenia, ile z wielkiego obracaj�cego si� kurczaka, wbitego na pal na parkingu.
Zatrzyma�am samoch�d tu� przed czerwonym kub�em. Temperatura wynosi�a pewnie ze czterdzie�ci stopni w cieniu, wilgotno�� powietrza dochodzi�a stu procent.Otworzy�am dach, a kiedy zatrzyma�am samoch�d, poczu�am, �e upa� wbija mnie w siedzenie. Mo�e kiedy znajd� Maxine Nowicki, b�d� mog�a naprawi� klimatyzacj� albo sp�dz� par� dni na pla�y... albo zap�ac� czynsz i w ten spos�b unikn� eksmisji.
Podesz�am do kub�a ze �mieciami, zastanawiaj�c si�, czy by nie zam�wi� czego� na obiad. Dwa kawa�ki kurczaka, biszkopt, sa�atka i du�a cola. Tak, to brzmia�o rozs�dnie.
Zajrza�am do kub�a, wyda�am mimowolny okrzyk i odskoczy�am. Wi�kszo�� odpadk�w by�a w workach, ale par� z nich p�k�o i zawarto�� wyp�yn�a jak wn�trzno�ci zabitego zwierz�cia. Smr�d gnij�cych warzyw i kawa�k�w kurczaka sk�oni� mnie do zmiany plan�w odno�nie do obiadu. A tak�e zmiany plan�w zawodowych. Pod �adnym pozorem nie zamierza�am przeszuka� tego okropie�stwa dla jakiej� g�upiej wiadomo�ci.
Wr�ci�am do samochodu i zadzwoni�am do Eddiego Kuntza.
- Z�ama�am szyfr. Jestem przy "Smakowitym Kube�ku", gdzie czeka na ciebie nast�pna wiadomo��. Przyjed�.
Min�o p� godziny i Kuntz zaparkowa� obok mnie. Siedzia�am w samochodzie, pi�am kolejn� col� light i sp�ywa�am potem. Kuntz wygl�da� �wie�o. Jego sportowy samochodzik mia� klimatyzacj�. Sam Kuntz przebra� si� z przepoconych bokserek, kt�re nosi� rano, w czarny siatkowy podkoszulek, czarne szorty ze spandeksu, kt�re niczego nie kry�y, dwa z�ote �a�cuszki i nowiutkie air Jordany.
- Jaki elegancki - powiedzia�am.
- Musz� dba� o wygl�d. Nie chc� zawie�� lasek.
Wr�czy�am mu odszyfrowan� wiadomo��.
- Nast�pna ws