315

Szczegóły
Tytuł 315
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

315 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 315 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

315 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Maxime Rodinson "Mahomet" Prze�o�y�a: El�bieta Michalska-Novak Pa�stwowy Instytut Wydawniczy Warszawa 1991r. Producent wersji brajlowskiej: ALTIX Sp. z o.o. ul. Surowieckiego 12A 02-785 Warszawa tel. 644 94 78 Cz�owiek mo�e by� smutny, lecz wstaj�c z �o�a przed �witem i zachowuj�c ostro�no�� w obcowaniu ze starym drzewem, opar�szy brod� na ostatniej gwie�dzie, widzi w g��bi niebios na czczo wielkie przejmuj�ce niewinno�ci� rzeczy, kt�re bior� obr�t ucieszny... Saint-John Perse, "Anabaza", "Pie��"; w przek�adzie Z. Bie�kowskiego Rozdzia� I Opisanie �wiata Trzyna�cie wiek�w up�yn�o od domniemanej daty za�o�enia Rzymu, nieco wi�cej ni� pi��set lat od narodzin Chrystusa, ponad dwie�cie od chwili, kiedy Bizancjum zosta�o przekszta�cone przez Konstantyna w Konstantynopol. Chrze�cija�stwo tryumfowa�o. Nad brzegami Bosforu i Z�otego Rogu panowa� cesarz drugiego Rzymu, pierwszy s�uga Chrystusa Kr�la, prawdziwy w�adca �wiata. Wsz�dzie powstawa�y ko�cio�y, by g�osi� chwa�� Boga w trzech osobach i sprawowa� ofiar� eucha- rystyczn�. Misje nios�y Ewangeli� na coraz odleglejsze obszary, dociera�y one zar�wno do bezkresnych las�w, step�w, a� na mglist� P�noc, jak i nad ciep�e morza, gdzie z r�k do r�k przechodzi�y bajeczne bogactwa i sk�d �eglowano do Indii i Chin. Na zachodzie barbarzy�cy buntowali si� co prawda, jednak�e owi Frankowie, Burgundowie, Goci, po- dzieleni i zwa�nieni, �ywi�cy podziw dla pot�gi Rzymu, niezdolni utworzy� silnego pa�s- twa, stopniowo osiedlali si� i zapuszczali korzenie na terenach Cesarstwa. Rzym utraci� wiele ze swej staro�ytnej �wietno�ci, ucierpia� od cios�w barbarzy�c�w. Bizancjum jed- nak, stolica �wiata, trwa�o, wspania�e, budz�ce zachwyt, nie zdobyte i nie do zdobycia. Mniej wi�cej w tym czasie egipski kupiec nazwiskiem Kosmas, kt�ry wiele podr�o- wa�, u schy�ku za� �ycia zosta� mnichem, pisa� z tryumfem: "Cesarstwo Rzymskie uczestniczy wi�c w chwale kr�lestwa Chrystusowego, poniewa� przerasta, o tyle, o ile jest to mo�liwe w tym �yciu, ka�d� inn� w�adz�, i pozostanie nie- zwyci�one a� do ko�ca, gdy� zosta�o powiedziane: <Nigdy nie zginie.> (Daniel, 2,44)... I twierdz� z ca�� ufno�ci�, �e cho� nieprzyjaciel barbarzy�ca powsta� przez kr�tk� chwil� przeciw rzymskiej pot�dze jako kara za nasze grzechy, jednak dzi�ki mocy tego, kto nami rz�dzi, imperium pozostanie niezwyci�one, je�li tylko nie ograniczy, ale rozszerzy za- si�g chrystianizmu. Jest to bowiem pierwsze pa�stwo, jakie przed wszystkimi innymi uwierzy�o w Chrystusa i podporz�dkowa�o si� przez Niego ustalonym prawom, w imi� kt�rych B�g, b�d�cy Panem wszechrzeczy, zachowa je niezwyci�onym a� do ko�ca" (Kosmas, 113 B-C). Imperium �wiatowe i religia �wiatowa s� powi�zane. Kosmas napisa� r�wnie�: "Tak samo i u Baktryjczyk�w, Hun�w, Pers�w, innych Indus�w, Persarmenit�w, Med�w i Elamit�w i w ca�ej Persji niezliczone s� ko�cio�y z ich biskupami, wielka mnogo�� wsp�lnot chrze�cija�skich, jak te� wielu m�czennik�w i mnich�w-pustelnik�w. Tak samo w Etiopii, w Aksum i ca�ym tym rejonie; i u mieszka�c�w Arabii Szcz�liwej, kt�rych nazywa si� teraz Homerytami, w ca�ej Arabii, Palestynie, Fenicji, w ca�ej Syrii i Antio- chii a� do Mezopotamii, u Nubijczyk�w i Garamant�w, w Egipcie, w libijskim Pentapoli- sie, w Afryce i Mauretanii a� po Gadir (Kadyks), na obszarach Po�udnia, wsz�dzie tam is- tniej� chrze�cija�skie ko�cio�y, �yj� biskupi, m�czennicy, mnisi, pustelnicy, w�r�d kt�- rych g�oszona jest Chrystusowa Ewangelia. R�wnie� w Cylicji, w Azji, Kapadocji, w kra- inie Laz�w i w Poncie, jak i bardziej na p�noc, gdzie mieszkaj� Scytowie,Hyrkanowie, Herulowie, Bu�garzy, Grecy i Illirowie, Dalmaci, Goci, Hiszpanie, Rzymianie, Frankowie i inne ludy, a� do Gadiru nad Oceanem, i dalej na p�noc �yj� wierni i ludzie g�osz�cy Ewangeli� Chrystusow�, wyznaj�cy prawd� Zmartwychwstania. Widzimy w ten spos�b spe�niaj�ce si� nad ca�ym �wiatem przepowiednie" (Kosmas, 169 B-D). Spr�bujmy postawi� si� w sytuacji mieszka�c�w tych po�o�onych na p�nocy i zacho- dzie obszar�w, kt�re ju� nieco poznali�my. Wielu z nich udawa�o si� na Wsch�d, ku �r�d�om wiary. Galisyjski mnich Valerius daje w VII wieku za przyk�ad dla braci zakon- nych hiszpa�sk� zakonnic�: "W czasach kiedy rodz�ca si� zbawcza wiara katolicka i wielka �wiat�o�� naszej �wi�tej religii zaja�nia�y wreszcie na najodleglejszych kra�cach Zachodu, b�ogos�awiona siostra Aetheria, trawiona ogniem pragnienia, by sp�yn�a na ni� �aska Pa�ska, wspomagana moc� pot�gi Bo�ej, zebrawszy wszystkie swe si�y, z sercem nieustraszonym wyruszy�a w daleki �wiat. Sz�a tak czas pewien prowadzona przez Pana, a� dotar�a do upragnionego celu: �wi�tych miejsc zwi�zanych z narodzeniem, m�k� i zmartwychwstaniem Pana, do wielu prowincji i miast, gdzie spoczywaj� cia�a niezliczo- nych �wi�tych m�czennik�w, by modli� si� i czerpa� buduj�ce przyk�ady. Im lepiej po- znawa�a tajemnice �wi�tego dogmatu, tym �ywiej ja�nia� w jej sercu niegasn�cy p�omie� �wi�tego pragnienia." Udajmy si� �ladami Aetherii (podr�owa�a oko�o roku czterechsetnego), rozpoczyna- j�c wypraw� od wybrze�y Hispanii. Nie musimy ogl�da� Rzymu wyludnionego nieomal, zniszczonego przez po�ary, pozbawionego wody, obr�conego w ruin�. Jednak ciekawo�� sk�ania do tego, by zwiedzi� Konstantynopol, stolic�, drugi Rzym, a pobo�no�� wr�cz to nakazuje. Konstantynopol, nazywany wtedy Miastem, u�wietnia�y s�ynne ko�cio�y, z kt�- rych najpi�kniejszy i najs�awniejszy, �wi�tej Zofii, l�ni� jeszcze wtedy blaskiem nowo�ci. Wy�wi�caj�c go 25 grudnia 537 roku Justynian zakrzykn��: "Zwyci�y�em ci�, Salomo- nie". S�ynne klasztory, a by�o ich wiele, i cenne relikwie przyci�ga�y pielgrzym�w. Po- dziwiano w Konstantynopolu "szerokie aleje przecinaj�ce miasto wzd�u� i wszerz, wiel- kie place ze strzelist� kolumn� po�rodku, okolone wspania�ymi pa�acami; budowle pub- liczne o wygl�dzie wci�� jeszcze klasycznym, eleganckie domy budowane na mod�� sy- ryjsk�; ulice i portyki zdobione antycznymi pos�gami - wszystko to sk�ada�o si� na ca�o�� cudown� [...] Przepych cesarskich pa�ac�w, zw�aszcza Pa�acu �wi�tego [...] budzi� po- dziw r�norodno�ci� budowli, pi�knem otaczaj�cych je ogrod�w, mozaikami i malowid- �ami zdobi�cymi komnaty. Sprawia�o to, �e Konstantynopol przyci�ga� ku sobie oczy ca- �ego �wiata, kt�ry wyobra�a� go sobie jako miasto cud�w ukazuj�ce si� w z�ocistym blasku". Rzeczywi�cie przybija�o si� tam, jak Aetheria, do ziem �wi�tych. "Poszukuj�c wsz�dzie tego, co zawarte jest w ksi�gach Starego i Nowego Testamentu - m�wi o Aethe- rii Valerius - odwiedzaj�c w r�nych cz�ciach �wiata miejsca, gdzie dokona�y si� cuda, a wi�c prowincje, miasta, g�ry i pustynie, o kt�rych czyta�a w ksi�gach, chc�c dotrze�, gdzie tylko mo�liwe, w podr�ach trwaj�cych lata ca�e, przemierzaj�c �wiat z pomoc� Boga, dotar�a wreszcie do krain Orientu". Wsch�d bizantyjski bogaty by� w monumen- talne budowle, wspania�e ko�cio�y, op�ywaj�ce w dostatki ludne miasta, wielkie klaszto- ry, w r�norakie pami�tki z epoki biblijnej i pocz�tk�w chrze�cija�stwa. Antiochia, Alek- sandria, Jerozolima by�y wielkimi, przepi�knymi miastami. Justynian wzni�s� w nich wielkie gmachy, nie tylko zreszt� tam, ale i w miastach o mniejszym znaczeniu, kt�re wymienia Prokopiusz w traktacie im po�wi�conym. R�wnie� retor Choirikos opisuje cu- downe ko�cio�y Gazy, swego miasta rodzinnego. Aetheria dotar�a a� do Charry, antycznego Harranu, gdzie mia� sw� siedzib� Abraham. Niezmordowanie poszukuj�c pami�tek biblijnych zapyta�a biskupa miasta, gdzie znajduje si� Ur, miejsce narodzin patriarchy. I tu wyros�a przed ni� wielka przeszkoda. "Miejsco- wo��, o kt�r� pytasz, c�rko, znajduje si� na dziesi�tym postoju st�d, w g��bokiej Persji [...] Rzymianie ju� tam nie mog� dotrze�, ca�y ten obszar zaj�ty jest przez Pers�w". Tam zaczyna�o si� inne imperium - perskie imperium Sasanid�w, druga pot�ga �wiata. Opa- nowa�o ziemie od Eufratu po Indus. Jego stolic� stanowi� zesp� siedmiu miast po�o�o- nych nad Tygrysem, niedaleko antycznego Babilonu i dzisiejszego Bagdadu. Po syryjsku zesp� ten nazywano Mahuze lub Medinata, po arabsku Al-Madain, co znaczy po prostu: miasta. Najwa�niejszym by� Ktezyfon, gdzie do dzi� zachowa�y si� ruiny pa�acu kr�lew- skiego, kt�ry po persku nazywa si� Taq-e Kesra, �uk Chosroesa. Sal� audiencyjn� (o rozmiarach 27 m szeroko�ci, 42 m d�ugo�ci, 37 m wysoko�ci) pokrywa�o szerokie elip- tyczne sklepienie. Tu kr�l kr�l�w ukazywa� si� swojemu ludowi. Kiedy odbywa�y si� au- diencje, "t�um cisn�� si� przed ogromnym wej�ciem tworz�cym drzwi apadany i wkr�tce wielka sala wype�nia�a si� lud�mi. Posadzk� pokrywa�y mi�kkie dywany, �ciany by�y po cz�ci zas�oni�te kobiercami, a reszt� powierzchni przys�ania�y mozaikowe malowid�a. Tron znajdowa� si� w g��bi, za zas�on�, otaczali go dostojnicy wojskowi i dygnitarze sto- j�cy w wyznaczonej przez etykiet� odleg�o�ci od zas�ony. Prawdopodobnie jaka� barier- ka oddziela�a dworzan i wa�ne osobisto�ci od t�umu. Nagle zas�ona si� uchyla�a i ukazy- wa� si� kr�l kr�l�w siedz�cy na tronie na poduszce ze z�otego brokatu, odziany we wspa- nia�e szaty przetykane z�otem. Korona powleczona z�otem i srebrem, zdobiona per�ami, wysadzana rubinami i szmaragdami, zawieszona by�a nad jego g�ow� na z�otym �a�cusz- ku przytwierdzonym do sufitu, tak cienkim, �e widocznym tylko dla tych, kt�rzy stali bardzo blisko tronu. Z daleka wygl�da�o to tak, �e korona spoczywa na g�owie kr�la, w rzeczywisto�ci jednak by�a zbyt ci�ka, by jakakolwiek ludzka g�owa mog�a j� ud�- wign��, wa�y�a bowiem dziewi��dziesi�t jeden i p� kilo. Ten ogromny przepych, ukazu- j�cy si� oczom w tajemniczym �wietle s�cz�cym si� do sali przez sto pi��dziesi�t otwo- r�w, od pi�ciu do siedmiu cali od sklepienia, takie robi� wra�enie na osobie, kt�ra po raz pierwszy uczestniczy�a w spektaklu, �e bezwiednie pada�a na kolana". Skarby w�adc�w sasanidzkich by�y nieprzebrane, arabscy pisarze pozostawili nam ich rejestry, pe�ne zachwytu opisy upi�kszone jeszcze przez tradycj�. Opowiadano o figurach do gry w szachy zrobionych z rubin�w i szmaragd�w, o kostkach tryktraka z korali i tur- kus�w. Tron kr�la kr�l�w, pisze As Sa-alibi, "wykonany zosta� z ko�ci s�oniowej i drze- wa tekowego, oparcia mia� ze z�ota i srebra, wy�o�ony by� z�otymi i srebrnymi p�ytkami. Mia� 180 �okci d�ugo�ci, 130 szeroko�ci i 15 wysoko�ci. Na jego stopniach znajdowa�y si� siedzenia z czarnego drewna i z hebanu obramowane z�otem. Nad tronem rozpo�ciera� si� baldachim ze z�ota i lapis-lazuli, na kt�rym przedstawione by�y sklepienie niebieskie i gwiazdy, znaki zodiaku, siedem klimat�w oraz kr�lowie w r�nych postawach: podczas uczty, w bitwie, na polowaniu. By� te� mechanizm pokazuj�cy godziny. Tron wy�cie�a�y cztery dywany z brokatu przetykanego z�otem, zdobionego per�ami i rubinami, ka�dy z dywan�w nawi�zywa� do okre�lonej pory roku". W rzeczywisto�ci tron ten by� praw- dopodobnie gigantycznym, z przepychem zdobionym zegarem. Armia by�a pot�na. G��wn� si�� uderzeniow�, konnic�, stanowili ludzie dobrze uro- dzeni. Nosili �ci�le przylegaj�ce do cia�a pancerze i robili wra�enie ogromnej, l�ni�cej w s�o�cu masy �elaza. Za konnic� sz�y s�onie, rykiem, zapachem i straszliwym wygl�dem wywo�uj�ce przera�enie nieprzyjaciela, za nimi piechota, kt�r� tworzy� t�um ch�op�w podlegaj�cych s�u�bie w wojsku - o w�tpliwej warto�ci bojowej. Oddzia�y pomocnicze, sk�adaj�ce si� z je�d�c�w pochodz�cych z wojowniczych lud�w podporz�dkowanych Ira�czykom lub z najemnik�w, by�y znacznie u�yteczniejsze. Reforma armii w VI wieku wprowadzi�a bardzo �cis�� dyscyplin�; wojsko to walczy�o na wszystkich granicach Cesarstwa: w Turkiestanie, w pobli�u Indii, na Kaukazie, g��w- nie jednak przeciw cesarstwu rzymskiemu. W 531 r. na tron ira�ski wst�pi� prawdziwy w�adca, Chosroes, zwany Anuszirwanem, co znaczy: maj�cy nie�mierteln� dusz�. Ener- gicznie przywr�ci� on porz�dek spo�eczny, kt�ry jego ojciec, wzruszony niedol� ludu, po- rwany utopijnymi ideami reformatorskimi Mazdaka, nieco naruszy�. Zreformowa� armi� i system finansowy, p�niej zaj�� nale��c� do Rzymu Syri�, zdoby� Antiochi� i zniszczy� j�. W 561 r. zosta� zawarty na okres pi��dziesi�ciu lat pok�j, kt�ry trwa� zaledwie lat dziesi��. Dwa wielkie imperia zaciekle walczy�y o hegemoni�. Ponadto reprezentowa�y one dwie koncepcje rozumienia �wiata, dwie zwalczaj�ce si� religie. W Bizancjum panowa�o chrze�cija�stwo. Oficjaln� religi� w Iranie by� mazdaizm stworzony przez Zaratustr�, kt�ra to religia opiera�a si� na kosmicznym przeciwie�stwie pierwiastk�w dobra i z�a. Cz�owiek powinien opowiedzie� si� po stronie dobra poprzez dobre my�li, dobre s�owa i dobre uczynki. Jednak�e i inne religie mia�y prawo istnienia, by�y nawet chronione, ota- czane szacunkiem. Mazdakici nie uprawiali prozelityzmu, kr�tkotrwa�e prze�ladowania innych religii mia�y przyczyny przede wszystkim polityczne, nie religijne. Wyznawcy r�nych religii wzajemnie si� mordowali lub donosili na siebie u w�adz. Te obawia�y si� tajnego porozumienia chrze�cijan z bizantyjskim nieprzyjacielem, nie bez racji zreszt�. Jednak w V wieku Konstantynopol pot�pi� herezj� nestoria�sk�, kt�ra zbyt stanowczo oddziela�a od siebie dwie natury Chrystusa, i nestorianie schronili si� w imperium pers- kim. Jako zaciekli wrogowie Bizancjum zostali tu dobrze przyj�ci, nie�le im si� powodzi- �o, z czasem zdobyli znaczne wp�ywy i uczynili z Persji baz� wyj�ciow� dla ewangeliza- cji kraj�w azjatyckich. Zrozumia�e jest, �e Kosmas, kt�ry �ywi� co najmniej sympati� do nestorianizmu, przedstawia "imperium Mag�w" jako "nast�puj�ce bezpo�rednio po impe- rium Rzymian, poniewa� Magowie zostali wyr�nieni przez Pana Jezusa, kiedy przybyli odda� Mu cze�� i z�o�y� ho�d; to najpierw na rzymskiej ziemi by�a g�oszona nauka chrze�cija�ska, w czasach aposto��w, wkr�tce jednak potem zosta�a zaniesiona do Persji przez aposto�a Tadeusza". �ydzi r�wnie� byli raczej dobrze przyjmowani i bezpieczni od chrze�cija�skich prze�ladowa�. To w sasanidzkiej Mezopotamii kipi�ce �yciem intelek- tualnym akademie dzia�aj�ce po�r�d licznych wsp�lnot �ydowskich spisa�y ogromny Talmud babilo�ski. Katolikos, patriarcha Ko�cio�a chrze�cija�skiego w Iranie, jak i resz galuta lub egzylarch, stoj�cy na czele wsp�lnoty �ydowskiej, byli wa�nymi osobisto�cia- mi maj�cymi znaczn� w�adz� nad swoimi owieczkami. Zajmowali miejsce po�r�d dorad- c�w imperium. Mimo zdarzaj�cych si� tar� i kr�tkotrwa�ych gwa�townych prze�ladowa� spowodowanych najcz�ciej nadgorliwo�ci� prozelit�w lub ingerencjami autorytet�w re- ligijnych w wielk� polityk�, nestorianie i �ydzi znajdowali si� w Persji w�a�ciwie w bar- dzo korzystnej sytuacji. Z ka�dego innego miejsca na �wiecie spogl�dali ku niej jak ku metropolii wyci�gaj�cej pomocn� d�o�. W oczach znacznej cz�ci ludno�ci �wiata bizantyjskie cesarstwo rzymskie i sasanidz- kie imperium perskie - one tylko - stanowi�y ca�y cywilizowany �wiat, "dwoje oczu, kt�- rym B�g powierzy� zadanie o�wiecenia �wiata", jak pisa� perski cesarz do w�adcy bizan- tyjskiego. "Niespokojne i wojownicze ludy znajduj� si� pod nadzorem, �ycie ludzi jest ca�kowicie zorganizowane i ukierunkowane przez te dwa wielkie mocarstwa" - dodawa�. Oczywi�cie istnia�a mglista �wiadomo��, �e gdzie� daleko le�� pot�ne cesarstwa o wspania�ej cywilizacji i zadziwiaj�cych bogactwach: Chinydynastii Tang, kr�lestwa Indii, Birmy, Indonezji, imperium Khmer�w, Japonia... Ale to by�y obszary ba�niowe, wy�nione krainy, kt�rych obyczaj�w, instytucji i historii nie znano. Oczywi�cie, kupcy tacy jak Kosmas zapuszczali si� a� na Cejlon, do Indii (st�d jego pseudonim: Indykop- leustes, "ten, kt�ry �eglowa� ku Indiom"), gdzie poszerzali sw� wiedz� o tamtym �wiecie. Ale chodzi�o jakby o inn� planet�, znajduj�c� si� zreszt� na drodze do ziemskiego raju le��cego poza granicami oceanu Wschodu, planet�, z kt�r� od czasu do czasu kilku �mia- �ych astronaut�w nawi�zywa�o lu�ny kontakt. Pochodzi�y stamt�d kosztowne towary, w pierwszym rz�dzie jedwab i korzenie przewo�one przez barbarzy�skie ludy zamieszku- j�ce szerok� stref� oddzielaj�c� te dwa �wiaty i skupiaj�ce niemal w swoich r�kach sto- sunki mi�dzy nimi: Turk�w na p�nocy, Arab�w na po�udniu. Wkroczenie na obszary tych ostatnich to jakby zetkni�cie si� z ko�cem �wiata. W tym kierunku prawdopodobnie pod��a� nasz wymy�lony podr�nik, a szed� �ladami rzeczywistych pielgrzym�w, takich jak siostra Aetheria. Po przebyciu Syrii i Palestyny poprowadzono j� ku miejscu, gdzie "g�ry, mi�dzy kt�rymi w�drowali�my, rozst�powa�y si� i tworzy�y bezkresn� r�wnin�, ca�kiem p�ask� i niezwykle pi�kn�; w dali za r�wnin� rysowa�a si� �wi�ta g�ra Bo�a, Synaj". W miar� jak si� przybli�ali, g�ra ods�ania�a kolej- ne szczyty, pielgrzymi z trudem si� po niej wspinali. "Z wielkim wysi�kiem odbywa si� wspinaczka na te g�ry, poniewa� nie podchodzi si� �agodnie, zakosami, jak gdyby �lima- kiem, ale pro�ciute�ko, jak gdyby wzd�u� �ciany, schodzenie te� odbywa si� po linii pros- tej, pokonuje si� jedno wzniesienie po drugim, by wreszcie dotrze� do podn�a g�ry znajduj�cej si� po�rodku, do w�a�ciwego Synaju. I tak, wype�niaj�c wol� Chrystusa na- szego Pana, wspomagana modlitwami �wi�tych, kt�rzy nam towarzyszyli, posuwa�am si� z wielkim trudem, poniewa� musia�am wspina� si� na w�asnych nogach [by�o zupe�n� niemo�liwo�ci� pokonanie tej drogi konno]; mimo to nie czu�am si� utrudzona, a nie czu- �am si� utrudzona dlatego, �e widzia�am, i�, zgodnie z wol� Bosk�, spe�niaj� si� moje pragnienia" (paragraf 3, 1-2). Na szczycie znajdowa� si� "ko�ci� niezbyt du�y, ale nie- zwykle pi�kny", bracia zakonni pokazywali pielgrzymom panoram�. "Pod sob� widzie- li�my g�ry, kt�re z takim trudem pokonali�my; w por�wnaniu ze znajduj�c� si� po�rodku g�r�, na kt�rej stali�my, wygl�da�y jak niewielkie pag�rki... Egipt i Palestyna, Morze Czerwone, Morze Partyjskie, kt�re rozpo�ciera si� w kierunku Aleksandrii, wreszcie kra- ina Saracen�w rozci�gaj�ca si� jak okiem si�gn��, wszystko to widzieli�my u naszych st�p: trudno w to uwierzy�... (paragraf 3, 8)." Kraina Saracen�w... Ludu barbarzy�skiego, niepokoj�cego. Mnisi na pewno utrzymy- wali z nimi jakie� kontakty. Sto lat po wyprawie Aetherii ko�ci�ek zosta� opuszczony; jakby to powiedzie�... by� nawiedzany przez duchy. "Nie le�y w ludzkiej mocy - pisze Prokopiusz - wspi�� si� noc� na wierzcho�ek g�ry, poniewa� s�ycha� tam przez ca�� noc huk grzmot�w, dziej� si� inne cudowne zjawiska, kt�re wywo�uj� panik� nawet w najsil- niejszym i najodwa�niejszym cz�owieku". Znacznie ni�ej Justynian zbudowa� pi�kny ko�ci� po�wi�cony Matce Bo�ej oraz pot�ny fort, strze�ony przez liczny garnizon, "tak �e sarace�scy barbarzy�cy nie mogli, wykorzystuj�c fakt, �e teren jest bezludny, pos�u- �y� si� tym miejscem jako baz�, by cichaczem opanowa� s�siednie dystrykty Palestyny". Kim byli ci ludzie, kt�rych tak si� obawiano, a kt�rzy zamieszkiwali ten opustosza�y kraj na granicy cywilizowanego �wiata? Rozdzia� II Arabia Ci, kt�rych grecka nazwa brzmia�a Sarakenoi, �aci�ska Saraceni, od czego powsta�o francuskie s�owo Sarrasins, wcze�niej byli nazywani Arabami scenijskimi, Arabami, kt�- rzy �yj� pod namiotem (po grecku skene). Sami nazywali siebie po prostu Arabami. Od niepami�tnych czas�w zamieszkiwali t� nieurodzajn� ziemi� i nikt nie pami�ta�, by kie- dykolwiek jaki� inny lud �y� tu przed nimi. Obszar ogromny, wielko�ci nieomal jednej trzeciej Europy. Bardzo jednak s�abo za- ludniony. Z powodu rzadko wyst�puj�cych opad�w znaczna cz�� terytorium sta�a si� pustyni�. W niekt�rych rejonach deszcz mo�e nie pada� i dziesi�� lat. Ogromne obszary pokrywaj� wydmy, kt�rych wysoko�� dochodzi do 200 metr�w, a d�ugo�� do kilku kilo- metr�w. Na przyk�ad rejon Ar-Rab al-Chali jest wielko�ci Francji, inny, bardziej na p�- noc, Wielki Nafud - si�ga 70 000 km2. Gdzie indziej natrafi� mo�na na rozleg�e pola la- wowe, pozosta�o�ci po do�� dawnej aktywno�ci wulkanicznej. Koryta rzek (wadi) �wiadcz� o tym, �e w dalekiej przesz�o�ci klimat by� bardziej wil- gotny. Jednak przynajmniej od czas�w historycznych zazwyczaj s� wyschni�te. Czasami pojawiaj� si� gdzieniegdzie ka�u�e. Bywa, �e niespodziewane deszcze zamieniaj� je na kr�tko w rw�ce potoki. Te "powodzie", jak m�wi� Arabowie, powoduj� straszliwe szko- dy. Ale woda pozostaje. Wsi�ka w gleb�. Poszukuje jej si� g��boko w ziemi za pomoc� studni. G��boko�� jednej z tych studni si�ga a� 170 metr�w. Arabowie rozwin�li ca�� nauk� o studniach; potrafi� wyczu� w�chem na niewielkiej g��boko�ci zasypane piaskiem miejsce, w kt�rym znajduje si� woda. Zdarza si�, �e woda wytryskuje w postaci �r�d�a. Wtedy powstaje oaza, kt�rej zielona ro�linno�� odcina si� wyra�nie na tle otaczaj�cej pustyni. Gdzie indziej r�wnie�, zw�aszcza na r�wninach nadbrze�nych, zwanych tihama, bo tam deszcze padaj� cz�ciej, ni�ej po�o�one koryta rzek zatrzymuj� dostatecznie du�o wody, by mo�na by�o uprawia� niekt�re ro�liny. Zreszt� nawet w okolicach pustynnych gwa�towna ulewa powoduje, �e w kilka godzin wyrastaj� kwiaty i dzikie trawy. Warunki geograficzne narzucaj� spos�b �ycia. Na p�wyspie przewa�aj� pustynie, co decyduje o koczowniczo-pasterskim charakterze �ycia. Mieszka�cy tych obszar�w w ci�- gu drugiego tysi�clecia przed nasz� er� udomowili wielb��da. Wiadomo, �e �atwo przy- stosowuje si� on do warunk�w panuj�cych na pustyni. Odt�d niewielkie grupki nomad�w (po arabsku nazywanych badw, od czego powsta�o nasze s�owo "beduin") pod��a�y za wielb��dami, kt�re zapewnia�y im przetrwanie. Arab, powiedzia� Sprenger, jest paso�y- tem wielb��da. "Wiosn�", gdy padaj� deszcze, wszyscy zd��aj� gromadnie, poganiaj�c stada, ku regionom, kt�re zazieleni�a padaj�ca z nieba woda. Nastaj� dni rado�ci, kiedy zwierz�ta i ludzie najadaj� si� do woli pami�taj�c o okresie niedostatku, kt�ry nadejdzie. Wesel� si� w niewielkich grupkach, korzystaj�c z tej manny. P�niej susza powraca i ludzkie gromady skupiaj� si� wok� miejsc, gdzie woda utrzymuje si� stale, a przy niej drzewa, krzewy i ma�e krzaczki. Gdzie indziej sieje si� zbo�a. Nieliczni osiadli miesz- ka�cy oaz uprawiaj� palm� daktylow�, drzewo drzew, kt�rego nie tylko owoce, ale wszystkie sk�adniki zu�ytkowuje si� do ko�ca, "ciotk� i matk� Arab�w", jak mawiano, dostarczaj�c� jedynego prawdziwego po�ywienia (uzupe�nia�o je wielb��dzie mleko) ma- sie �yj�cych w n�dzy beduin�w. Wszystkie grupy ludno�ci musia�y �y� w symbiozie ze sob�, poniewa� wszyscy wza- jemnie siebie potrzebowali: uprawiaj�cy gaje palmowe, zbo�a, owoce i warzywa, bedui- ni-hodowcy wielb��d�w stepowych lub pustynnych, ch�opi i mieszka�cy miast region�w s�siaduj�cych. Hodowcy wielb��d�w zawdzi�czali swoim szybko poruszaj�cym si� wierzchowcom wy�szo�� bojow�,kt�ra praktycznie poci�ga�a za sob� przewag� nad lud- no�ci� osiad��, zw�aszcza t�, kt�ra zamieszkiwa�a oderwane od �wiata oazy le��ce po�r�d pustynnego oceanu, kr�lestwa koczownika. Dlatego niemal wsz�dzie hodowcy kupowali sobie opiek� pasterzy w zamian za s�u�b� lub danin�. Dzisiaj w niekt�rych arabskich po- siad�o�ciach nazywa si� to, nieco sarkastycznie, "chuwwa" , podatkiem od braterstwa. Innym rodzajem pokojowych stosunk�w mi�dzy tymi grupami by� handel. Wielb��d, statek pustyni, pozwala przemierza� wielkie odleg�o�ci. Mo�e unie�� do 200 kilogram�w i pokona� w ci�gu dnia 100 kilometr�w; zdolny jest porusza� si� dwadzie�cia dni bez wody w pi��dziesi�ciostopniowym upale, pod warunkiem �e dostanie troch� paszy; je�li nie, i tak wytrzyma do pi�ciu dni, nim padnie. Karawany mog�y po��czy� ze sob� cywili- zowane obszary Po�udniowej Arabii i Urodzajnego P�ksi�yca, przewo��c towary ro- dzimej produkcji oraz towary tranzytowe pochodz�ce z Indii, Afryki Wschodniej i Dale- kiego Wschodu oraz z kierunku przeciwnego: z obszar�w le��cych nad Morzem �r�- dziemnym. Beduini ��dali zap�aty za przejazd po terytorium, kt�re kontrolowali, chyba �e jakie� silne pa�stwo by�o zdolne zbrojnie zapewni� karawanie bezpiecze�stwo. Na ni�szym szczeblu podzia�u terytorialnego nast�powa�a naturalna wymiana mi�dzy noma- dami i ludno�ci� osiad��, kiedy chodzi�o po prostu o po�ywienie, np. wymian� mleka na daktyle. Powstawa�y targi, bazary, kt�re czasami nabiera�y charakteru sta�ego, je�li znaj- dowa�y si� w pobli�u jakiego� �r�d�a lub sanktuarium. Opr�cz miast, naturaln� kolej� rzeczy powstaj�cych na terenie oaz, by�y te� miasta rozproszone po pustyni. Skupiali si� w nich kupcy, rzemie�lnicy i, je�li ukszta�towanie terenu na to pozwala�o, ch�opi oraz wodzowie plemion koczowniczych, kt�rzy stamt�d sprawowali kontrol� nad w�druj�cy- mi wsp�plemie�cami, �yj�c we wzgl�dnym dobrobycie, w otoczeniu mniej lub bardziej licznej �wity. W miastach tych oraz oazach i stepach przeznaczonych pod upraw� utrzymywa�y si� struktury spo�eczne typowe dla �ycia na pustyni. Niewielkie grupki ludzi, kt�rych liczeb- no�� okre�la�y warunki �yciowe, a kt�re nazwa� mo�na klanami lub rodami, stanowi�y kom�rki podstawowe. Rody, s�usznie czy nies�usznie przyznaj�ce si� do pewnego po- krewie�stwa, tworzy�y plemi�. Ka�de plemi� mia�o przodka, od kt�rego pochodzi�a jego nazwa. Ideolodzy i politycy pustyni tworzyli genealogie, w kt�rych przypuszczalne wi�- zy pokrewie�stwa z takimi przodkami by�y odzwierciedleniem mniej lub bardziej blis- kich stosunk�w mi�dzy grupami nosz�cymi ich imiona. Mog�y to by� stosunki pokojowe. Jednak�e straszliwa n�dza, z jak� tak cz�sto zmagali si� Arabowie, rodzi�a wielk� pokus�, by si�� zaw�adn�� bogactwem (najcz�ciej bardzo wzgl�dnym) tych, kt�rym los bardziej sprzyja�. Dokonywano zatem napad�w rabunko- wych (ghazw, ghazwa), zgodnie z przyj�tym zwyczajem. Zagarniano dobra, staraj�c si� przy tym, o ile tylko by�o to mo�liwe, nie zabija� ludzi. Zab�jstwo bowiem poci�ga�o za sob�, wed�ug niepisanego prawa pustyni, powa�ne konsekwencje. �adne abstrakcyjne prawo nie zamyka�o w swych paragrafach wolnych Arab�w, nie istnia� �aden aparat pa�- stwowy mog�cy narzuci� przy pomocy policji sformu�owane przez siebie przepisy. Jedy- n� ochron� �ycia jednostki stanowi�a pewno��, p�yn�ca z przestrzeganego zwyczaju, �e drogo przyjdzie za czyje� �ycie zap�aci�. Krew za krew, �ycie za �ycie. Ha�ba nie do wymazania okry�aby tego, kt�ry, przez prawa zwyczajowe wyznaczony na m�ciciela, zostawi�by zab�jc� przy �yciu. Wendeta, po arabsku sar, jest jednym z filar�w spo�ecz- no�ci beduin�w. Spo�eczno�� ta najog�lniej opiera si� na zasadzie r�wno�ci. Wszyscy cz�onkowie ple- mienia s� sobie r�wni. Ka�da grupa wybiera swojego wodza, sajjida. Jego presti� zale�y �ci�le od autorytetu osobistego. Sajjid musi stale czuwa�, by nie zosta� on naruszony. Chodzi przecie� o jego pozycj�. Musi wi�c mie� mn�stwo zalet, utrzymywa� przy sobie og� hojno�ci� i �yczliwo�ci�, w ka�dej sytuacji dawa� dow�d umiaru, odgadywa� ukryte pragnienia tych, kt�rym przewodzi, a przy tym wykazywa� si� m�stwem i stanowczo�ci�. Kiedy zbiera si� ca�y r�d, wystarcza sprzeciw jednego cz�onka, by podwa�y� wa�k� de- cyzj�. Prawd� m�wi�c, nie wszyscy s� przecie� r�wni. Niekt�re rody wzbogaci�y si� dzi�ki napadom rabunkowym, dzi�ki handlowi, pobieraniu nale�no�ci od ludno�ci osiad- �ej lub od innych koczownik�w. Nawet w obr�bie jednego rodu w pewnych okresach jednostki zdobywa�y osobisty maj�tek. S� wi�c bogaci i biedni. Wystarczy jednak, �e na- dejdzie okres suszy lub zawieruchy wojennej, by brutalnie przywr�ci� r�wno�� w niedoli. Tymczasowe bogactwo pozwala�o niekt�rym utrzymywa� niewolnik�w: byli nimi zaku- pieni cudzoziemcy, je�cy zdobyci podczas napad�w, niewyp�acalni d�u�nicy. Mimo to warunki �ycia koczowniczego raczej nie sprzyja�y niewolnictwu trwa�emu, z nadzorem, zorganizowanemu jak u ludno�ci osiad�ej. Dlatego cz�sto wyzwalano niewolnik�w. Wy- zwole�cy (maula) pozostawali "klientami" dawnego pana. Niekt�re plemiona lub rody, traktowane przez inne ze wzgard�, r�wnie� znajdowa�y si� w gorszym po�o�eniu; na przyk�ad plemiona kowali b�d�ce by� mo�e pozosta�o�ci� jakiego� staro�ytnego ludu in- nego pochodzenia. Ammianus Marcellinus tak w IV wieku m�wi� o Saracenach: "Zwi�zek m�czyzny i kobiety [dla nich] jest jedynie umow� o wynaj�cie; jedyn� form� matrymonium jest ta, w kt�rej �ona [narzeczona o ustalonej cenie, narzeczona czasowa] wnosi w posagu w��czni� i namiot i jest w ka�dej chwili gotowa, po wyga�ni�ciu terminu, opu�ci� m�a na najmniejszy jego znak. Trudno wypowiedzie�, z jakim �arem osobnicy obojga p�ci w tym narodzie oddaj� si� mi�o�ci..." Opis jest bez w�tpienia przesadny. Z grubsza bior�c rola kobiety by�a chyba wi�ksza u nomad�w ni� u ludno�ci osiad�ej i wa�niejsza ni� po narodzinach islamu. W tym nieokrzesanym, koczowniczym spo�ecze�stwie nie ma miejsca na sztuk�, z jednym wyj�tkiem: sztuki s�owa. Arabowie podziwiali ludzi elokwentnych, umiej�cych odpowiedzie� trafn� ripost� na k�opotliw� argumentacj�, tych, kt�rzy potrafili narzuci� swoje zdanie w dyskusjach, gdy zbiera�a si� rada plemienia lub rodu. Wieszczkowie cie- szyli si� powa�aniem. Jednak bardziej ceniono poezj�. Poeta to osobisto�� znacz�ca, bu- dz�ca l�k, uwa�a si�, �e jest nawiedzony przez ducha. Jak wsz�dzie na �wiecie opiewa swe mi�o�ci, rado�ci i smutki, pi�kno swego dzikiego, surowego kraju, op�akuje strat� bliskich. Powstaje prawdziwa sztuka poetycka, w kt�rej obowi�zuj� okre�lone zasady. Poeta musi na przyk�ad wyrazi� rozczulenie na widok �lad�w obozowiska, kt�re opu�ci�a ukochana i jej towarzysze. Przede wszystkim jednak poeta wykorzystywany jest jako propagandysta, to dziennikarz pustyni. Arabowie organizuj� popisy krasom�wcze - cz�s- to z okazji wielkich targ�w - wyg�aszaj� wtedy pochwa�y swego plemienia, a krytykuj� i o�mieszaj� plemi� przeciwnika. Atak i replika musz� by� w tym samym metrum, posia- da� ten sam rym. Najbardziej uprawiane spo�r�d gatunk�w poetyckich s� satyra, �atwo przechodz�ca w rzadko kiedy dowcipn� inwektyw�, i panegiryk lub pysza�kowaty poe- mat swobodnie przekszta�caj�cy si� w pochlebstwo i fanfaronad�. Wydaje si�, �e religia niewiele beduin�w obchodzi�a. Byli to reali�ci obdarzeni raczej miern� wyobra�ni�. Wierzyli, �e ziemi� zamieszkuj� duchy, d�inny, cz�sto niewidzialne, przybieraj�ce czasami posta� zwierz�c�. Uwa�ali, �e zmarli �yj� w za�wiatach, ale �y- ciem gorszym, pozornym. Sk�adano im ofiary, wznoszono na ich grobach stele i stosy kamieni. Niekt�re drzewa i kamienie (zw�aszcza meteoryty oraz te, kt�re kszta�tem przy- pomina�y posta� ludzk�) stanowi�y siedzib� duch�w i b�stw. B�stwa przebywa�y w nie- bie, by�y nawet gwiazdami. Uwa�ano, �e niekt�re z nich to ub�stwieni dawni m�drcy. Lista tych boskich byt�w, a zw�aszcza znaczenie przypisywane ka�demu z nich zmienia�y si� zale�nie od plemienia. Ale te najwa�niejsze by�y wsp�lne na ca�ym terytorium p�wy- spu. Chodzi�o zw�aszcza o Allaha, "boga, b�stwo", personifikacj� �wiata nadprzyrodzo- nego w jego najdoskonalszej postaci, stw�rc� wszech�wiata i stra�nika wyznawanej wia- ry. W Al-Hid�azie trzy boginie odgrywa�y pierwszoplanow� rol� jako "c�rki Allaha". Pierwsz� by�a Al-Lat wspomniana ju� przez Herodota pod nazw� Alilat, co znaczy po prostu "bogini", a uosabia�a prawdopodobnie jedn� z funkcji Wenus, gwiazdy porannej. Jednak�e zhellenizowani Arabowie identyfikowali j� z Aten�. Drug� by�a Al-Uzza, "bar- dzo pot�na", kt�r� inne �r�d�a tak�e identyfikuj� z Wenus, trzeci� Manat, no�ycami przecinaj�ca nici losu, bogini przeznaczenia, kt�r� czczono w jednym z nadmorskich sanktuari�w. W Mekce g��wnym bogiem by� Hubal, idol z czerwonego karneolu. Te miejsca, gdzie obecno�� b�stwa w jaki� spos�b si� zaznaczy�a, stawa�y si� �wi�te. Ustalano ich granice, w miejscach tych �adna �ywa istota nie mog�a zgin��. By�y to wi�c miejsca azylu, gdzie cz�owiek �cigany zemst� m�g� si� schroni�. Piecz� nad nimi spra- wowa�y rodziny kap�a�skie. B�stwu sk�adano ho�d poprzez obiaty i ofiary ze zwierz�t, czasami prawdopodobnie r�wnie� i z ludzi. Niekt�re sanktuaria sta�y si� celem pielgrzy- mek (had�d�), dokonywano tam r�nych obrz�d�w, zw�aszcza okr��e� wok� przedmio- tu kultu. Podczas ceremonii nale�a�o przestrzega� zakaz�w, cz�sto na przyk�ad zakazu stosunk�w seksualnych. Najbardziej rozpowszechnione by�o tabu krwi. Odr�bne uroczys- to�ci zwi�zane by�y z obrzezaniem ch�opc�w. Arabowie wr�yli z lotu ptak�w oraz z kie- runku, w jakim porusza�y si� zwierz�ta. Odczytywali wyroki bog�w za pomoc� strza�. Praktykowano ordalia, by odkry� prawd�. Stosowano te� magi�. Obawiano si� z�ego oka, przed kt�rym chroni�y amulety. W rzeczywisto�ci cz�onkowie tych rozsianych, w�druj�cych, przymieraj�cych g�odem, zdezorganizowanych plemion pr�bowali podporz�dkowa� si� idea�owi moralno�ci sobie w�a�ciwemu, w kt�rego tworzeniu religia nie odgrywa�a �adnej roli. B�d�cy wzorem m�czyzna posiada� rozwini�t� w najwy�szym stopniu zalet�, kt�r� nazywano muruwwa, co etymologicznie znaczy "m�sko��". W poj�ciu tym zawiera�a si� odwaga, wytrzyma- �o��, oddanie swojemu �rodowisku i obowi�zkom spo�ecznym, szlachetno��, go�cinno��. Honor (ird) nakazywa� mu podporz�dkowa� si� temu idea�owi. Wykroczenia przeciwko moralnemu kodeksowi pustyni nara�a�y na zniewagi, a co za tym idzie, na utrat� honoru. Mo�na powiedzie� i udowodni�, �e poczucie honoru zast�powa�o u Arab�w wiele funkcji spe�nianych zwykle przez religi�. Wszystkie te idea�y, te si�y ujmuj�ce �ycie spo�eczne i osobiste w pewne ramy, nie odwo�ywa�y, si� bowiem w og�le do �wiata nadprzyrodzo- nego. Wszystkie prowadzi�y do cz�owieka. Cz�owiek dla cz�owieka by� warto�ci� nad- rz�dn�. Chodzi oczywi�cie o cz�owieka nale��cego do spo�eczno�ci, o cz�owieka stano- wi�cego cz�stk� w�asnego rodu czy plemienia. Dlatego W. Montgomery Watt nazywa ta- k� koncepcj� "plemiennym humanizmem"; termin ten wydaje si� szcz�liwy. Cz�owiek w swojej dzia�alno�ci i w swych potencjalnych mo�liwo�ciach ograniczony jest jedynie przez �lepe przeznaczenie (dahr). I cho� jest ono bezlitosne, los cz�owieka tragiczny i trudno uciec przed z gruntu pesymistyczn� koncepcj� �ycia inaczej, jak tylko korzysta- j�c z przyjemno�ci intensywnych, lecz ulotnych, jednak�e cz�owiek swoim dzia�aniem mo�e w pewnej mierze lepiej przysposobi� dla siebie to, co mu jest przeznaczone. Beduin mo�e by� przes�dny, ale jest realist� i trudne �ycie na pustyni predysponuje go raczej do dok�adnego oceniania w�asnej si�y i s�abo�ci, ni� do medytacji nad niesko�czono�ci�, jak kiedy� bezpodstawnie uwa�ano. Autorzy lubuj�cy si� w systematycznym oczernianiu Arab�w (paradoksalnie jest to bardzo rozpowszechniona w�r�d arabist�w mania)okre�lili to spo�ecze�stwo mianem barbarzy�skiego. Arabowie poczuli si� ura�eni i uwypuklili sk�adniki porz�dkuj�ce ich �ycie spo�eczne, zwr�cili uwag� na zainteresowanie wytworami umys�u. Oczywi�cie wszystko zale�y od tego, co okre�limy mianem "barbarzy�ski". Arabowie z ca�� pewno�- ci� nie �yli w stanie ca�kowitej anarchii z tej prostej przyczyny, �e taki stan nigdy tam wtedy nie istnia�. Trzeba jednak przyzna�, �e niepisane zasady, kt�rych przestrzegali, cz�sto by�y �amane i �e w sferze kultury materialnej ich poziom by� bardzo niski. Ani po- ezja, ani sztuki plastyczne nie s� wska�nikiem rozwoju kulturalnego w takim sensie, w jakim rozumiej� to etnologowie. Oczywi�cie ten niski poziom na szczeblu cywilizacyj- nym nie oznacza wrodzonej i dziedzicznej ni�szo�ci; bierze si� on z okre�lonej w danym czasie sytuacji spo�ecznej i z bardzo z�ych warunk�w naturalnych P�wyspu Arabskiego. G��d nigdy nie jest dobrym doradc�, a Arabowie cz�sto byli g�odni. St�d w niekt�rych plemionach, w pewnych warunkach, wyst�powa�y zaskakuj�ce wr�cz wybuchy brutal- no�ci. Ammianus Marcellinus, uczciwy �o�nierz narodowo�ci syryjskiej, przera�ony jest tym ludem: "nie �ycz� nam - powiada - ani takiego przyjaciela, ani takiego wroga". Opowiada on pewn� charakterystyczn� histori�. W 378 r. naszej ery pot�ny oddzia� Go- t�w, wzmocniony kontyngentami Alan�w i Hun�w, maszerowa� na Konstantynopol po- konawszy wcze�niej armi� rzymsk� pod Adrianopolem. G��wni dow�dcy rzymscy oraz sam cesarz Walens zgin�li. Sytuacja by�a w najwy�szym stopniu krytyczna. I wtedy od- dzia� Saracen�w w s�u�bie Imperium zaatakowa� barbarzy�c�w z Zachodu. Losy bitwy wa�y�y si�. "Jednak - pisze Ammianus - �o�nierze sarace�scy wykorzystali zdarzenie, ja- kiego oczy ludzkie nigdy przedtem nie widzia�y. Ot� z oddzia�u wyst�pi� d�ugow�osy m�czyzna - zupe�nie nagi, z zakrytym jedynie przyrodzeniem - wydaj�c chrapliwe i po- s�pne okrzyki, i wydobywszy z pochwy sztylet rzuci� si� w sam �rodek armii Got�w. Za- biwszy jednego z nich przylgn�� wargami do jego szyi i zacz�� ssa� p�yn�c� krew. Barba- rzy�cy, przera�eni tym nies�ychanym, budz�cym groz� widokiem, stracili w�a�ciw� im zapalczywo�� i odt�d niepewnie ju� posuwali si� naprz�d." Za krain� Saracen�w, posuwaj�c si� na po�udnie obszaru, kt�ry nazywamy Arabi�, do- cieramy do kraju stanowi�cego wprawdzie geograficznie cz�� tego samego p�wyspu, pod wieloma jednak wzgl�dami zupe�nie innego. Chodzi o rejon przez staro�ytnych na- zywany Arabi� Szcz�liw�, cho� tak naprawd� ich teorie geograficzne rozci�ga�y t� na- zw� tak�e na poka�n� cz�� pustynnego p�wyspu. M�wi� oni o mieszka�cach po�udnia kraju w zupe�nie innej tonacji ni� o nikczemnych Saracenach. Ten sam Ammianus tak oto opisuje ow� krain�: "Na wschodzie i po�udniu Partowie s� s�siadami [takie by�y wtedy koncepcje geogra- ficzne] <Arab�w szcz�liwych> (Arabes beati), nazywanych tak dlatego, �e ich kraina bogata jest w ro�linno��, pe�no w niej stad, palm i wszelkiego rodzaju pachnide�. Du�� cz�� ich kraju oblewa z prawej strony Morze Czerwone, z lewej ograniczeni s� Zatok� Persk�: w ten spos�b korzystaj� z bogactw dw�ch �ywio��w. Jest tam du�o kotwicowisk i bezpiecznych port�w, wiele blisko siebie po�o�onych miejsc handlu, liczne wspania�e, wystawne rezydencje kr�lewskie, bardzo zdrowe, naturalne gor�ce �r�d�a, wielka mno- go�� strumieni i rzek. Wreszcie klimat jest tak dobroczynny, �e postronny obserwator mo�e s�dzi�, i� nic nie brakuje temu ludowi, by by� doskonale szcz�liwy. Posiada te� wiele miast nadmorskich i wewn�trz kraju, doliny i �yzne pola" (XXII, 6, 45-47). Bo i ukszta�towanie terenu jest tu zupe�nie inne. Do g�r na po�udniu P�wyspu dociera- j� jeszcze monsuny znad Oceanu Indyjskiego. Regularnie padaj�ce deszcze nawadniaj� te tereny. Woda, od bardzo dawna uj�ta w wymy�lny system kana��w irygacyjnych, pozwo- li�a rozwin�� si� rolnictwu,r�wnie� dzi�ki przekszta�ceniu p�l w tarasy. Opr�cz zb�, owoc�w, winoro�li, warzyw, kt�rymi �ywi�a si� ludno��, w Arabii Po�udniowej, na wy- brze�u Oceanu Indyjskiego, ros�y balsamowce i kadzid�owce. Wszystko to, wraz z pach- nid�ami i wonnymi substancjami, stanowi�o �r�d�o znacznego bogactwa. Istotnie, �wiat �r�dziemnomorski ch�on�� w ogromnych ilo�ciach te produkty, znajdowa�y one zastoso- wanie zw�aszcza w obrz�dach religijnych, ale r�wnie� w kuchni, w kosmetyce i w innych przejawach zbytku. Co wi�cej, przez d�ugi okres prze�adowywano w Arabii Po�udniowej produkty pochodz�ce zar�wno z Indii, jak i z Afryki Wschodniej. Na targowiskach, np. w wielkim porcie Muza (Al-Mucha), zobaczy� mo�na by�o per�y z Zatoki Perskiej, ko�� s�oniow�, jedwab, bawe�n�, p��tna, ry�, a zw�aszcza pieprz z Indii, niewolnik�w, ma�py, ko�� s�oniow�, z�oto i strusie pi�ra z Afryki Wschodniej, nie m�wi�c ju� o towarach miejscowych oraz pochodz�cych z basenu Morza �r�dziemnego przysy�anych na wy- mian�. Artyku�y te karawany wioz�y na p�noc. Arabowie z Po�udnia byli przedsi�bior- czymi kupcami. Wyryte przez nich napisy znaleziono w Egipcie, na Delos, w Mezopota- mii. Od czas�w, kt�re dzisiejsi uczeni usi�uj� dopiero ustali�, a co najmniej od VIII wieku przed narodzeniem Chrystusa, Arabowie z Po�udnia - oni samych siebie Arabami nie na- zywali - m�wi�cy j�zykiem zbli�onym do arabskiego, ale nie identycznym, doszli do pewnego stadium cywilizacji osiad�ej, a nawet miejskiej, opieraj�cej si� na rolnictwie i handlu. Utworzyli pa�stwa, kt�re nazwali Saba, Ma'in, Kataban, Hadramaut, Ausan. Ka�dym z tych pa�stw rz�dzi�o plemi� panuj�ce i uprzywilejowane. By�y to, przynajm- niej przez pewien czas, monarchie parlamentarne z kr�lem i obraduj�cym zgromadze- niem. Decyzje by�y podejmowane na przyk�ad "przez kr�la Ma'inu i przez Ma'in". Pa�s- tewka te to �ciera�y si� ze sob�, to zn�w nagle sprzymierza�y, a liczne te zwroty z trudem umiemy okre�li� w czasie. W ka�dym razie rozw�j cywilizacji �r�dziemnomorskich po- mno�y� w konsekwencji bogactwa ich po�udniowoarabskich dostawc�w. Artemidor z Efezu mniej wi�cej sto lat przed nasz� er� opiewa zbytek Sabejczyk�w, ich okaza�e meble, z�ot� i srebrn� zastaw� sto�ow�, domostwa o drzwiach, �cianach, dachach zdobio- nych z�otem, srebrem, ko�ci� s�oniow� i szlachetnymi kamieniami. Dopiero niedawno mo�na by�o przyst�pi� do prac wykopaliskowych, pr�bowa� sprawdzi� i wzbogaci� te dane. Amerykanie rozpocz�li poszukiwania archeologiczne w Timnie, stolicy kr�lestwa Kataban, mie�cie posiadaj�cym, wed�ug Pliniusza, sze��dziesi�t pi�� �wi�ty�. Po�udnio- wa brama miasta mia�a po bokach dwie masywne wie�e wykonane z blok�w nie ociosa- nego kamienia, dochodz�cych niekiedy do rozmiar�w 2,40 m na 0,60 m. Za bram� znaj- dowa� si� plac z kamiennymi �awami, gdzie prawdopodobnie odbywali posiedzenia wszyscy Starsi, kt�rzy wieczorem zasiadaj� w �wi�tyni i obraduj�. Niedaleko tego miejsca odkryto dwa domostwa. Jedno mia�o fasad� ozdobion� dwoma pos�gami z br�zu, do z�udzenia stylem swym przypominaj�c� styl hellenistyczny. Pos�gi te wyobra�a�y dwie lwice, ustawione symetrycznie, ka�da trzyma�a na grzbiecie puco�o- wate, roze�miane dziecko. Wydaje si�, i� grupa ta zosta�a odlana w br�zie wed�ug alek- sandryjskiego modelu gipsowego przedstawiaj�cego braci Dioskur�w. Amerykanie pro- wadzili r�wnie� prace wykopaliskowe w staro�ytnym mie�cie sabejskim Marib, a w�a�- ciwie w ogromnej �wi�tyni, kt�ra by�a bez w�tpienia g��wnym zabytkiem tego miasta, a kt�rej pozosta�o�ci by�y znane podr�nikom. �wi�tynia ta, po�wi�cona wielkiemu bo- gowi sabejskiemu imieniem Almaka, nazywa�a si� Awwam. W sk�ad jej wchodzi�y: owalny mur wysoko�ci oko�o 10 metr�w, d�ugo�ci mniej wi�cej 100 metr�w i szeroko�ci 75, misternej budowy portyk i szereg przylegaj�cych do siebie budynk�w ko�cz�cych si� rz�dem o�miu kolumn. Cz�� portyku zdobi�y od strony wewn�trznej �lepe kamienne okienka imituj�ce krat�. Arabowie z Po�udnia, o czym wiedziano ju� wcze�niej, a dokonane odkrycia tylko to potwierdzi�y, byli mistrzami architektury, a charakterystyczna konstrukcja ich okaza�ych pa�ac�w jest widoczna jeszcze dzi� w wysokich kilkupi�trowych domach jeme�skich. Zbudowali udoskonalone urz�dzenia hydrauliczne. Wed�ug p�nocnoarabskiej tradycji najs�awniejsze znajdowa�y si� w�a�nie w okolicach Maribu, pozosta�y z nich szcz�tki, kt�re dzi� jeszcze robi� wra�enie: trzy wielkie zapory z zachowanymi cz�ciami muru wysoko�ci 15 metr�w. Ci "Arabowie szcz�liwi" cieszyli si� zatem bardzo wysoko rozwini�t� cywilizacj�. Wida� to r�wnie� w ich sztukach plastycznych. Obok dzie� o nieporadnej fakturze zna- le�� mo�na pos�gi o liniach stylizowanych �wiadcz�ce o prawdziwym mistrzostwie i oryginalnej inspiracji. Wiele prac, jak to ju� widzieli�my, wzorowanych by�o na sztuce hellenistycznej i rzymskiej, je�li nie by�y to kopie lub wr�cz dzie�a przywiezione. Niekt�- re wyra�nie wskazuj� na wp�yw sztuki Indii. Przedmioty zbytku, niekiedy z alabastru, �wiadcz� cz�sto o wyrafinowanej elegancji. Samo pismo po�udniowoarabskie jest dzie- �em sztuki dzi�ki elegancji i niezwyk�ej regularno�ci liter, najcz�ciej czworok�tnych, kt�re z czasem nabra�y mi�kko�ci w wygi�ciach i sta�y si� p�niej przesadnie ozdobne. W Po�udniowej Arabii kwit�o pi�miennictwo, odnaleziono i ods�oni�to tysi�ce inskrypcji, zw�aszcza tekst�w prawniczych, administracyjnych lub religijnych. Nie ulega w�tpliwo�- ci, �e istnia�a r�wnie� tw�rczo�� literacka spisywana na papirusie lub pergaminie. Nieste- ty nic z tego nie przetrwa�o. Obrz�dy religijne by�y tu, w por�wnaniu z obrz�dami krainy Saracen�w, znacznie bardziej rozwini�te. Liczne i bogate �wi�tynie znajdowa�y si� pod zarz�dem grupy kap�a- n�w, kt�rzy odgrywali bardzo wa�n� rol� spo�eczn�. Obrz�dy przybiera�y form� ofiar - z wonnych substancji lub ze zwierz�t - modlitw i pielgrzymek, w czasie kt�rych stosunki seksualne by�y zakazane. Je�li kto� z�ama� cho� jeden z wielu nakaz�w dotycz�cych czys- to�ci i nieczysto�ci, musia� odkupi� win� p�ac�c grzywn� lub dokonuj�c publicznej spo- wiedzi spisywanej na tabliczkach z br�zu wystawionych w �wi�tyni. Zmar�ych chowano z naczyniami sto�owymi i ulubionymi przedmiotami. Stele i pos�gi nagrobne przypomi- na�y stylizowan� sylwetk� zmar�ego. Prawdopodobnie w miejscu poch�wku wylewano napoje na ofiar� bogom. Mieszka�cy Arabii Po�udniowej oddawali cze�� bardzo licznym bogom i boginiom. Pierwsze�stwo przypada�o Astarowi, bogowi personifikuj�cemu planet� Wenus (jego semickimi odpowiednikami na P�nocy by�y boginie Astarte i Isztar) oraz b�stwom ksi�- �ycowym, bogu Almaka w Sabie, Waddowi (co znaczy bez w�tpienia "mi�o��") w Ma'inie Ammowi (to znaczy "te�ciowi") w Katabanie, Sinowi w Hadramaucie. S�o�ce uosabia�a bogini, kt�ra nazywa�a si�, jak sama gwiazda, Szams. Bogowie przyjmowali rozmaite nazwy zale�nie od sanktuarium, w kt�rym oddawano im cze��, natomiast epite- ty, kt�re ich okre�la�y, s�u�y�y zr�nicowaniu licznych aspekt�w tego samego b�stwa. Ka�dy z owych przejaw�w bosko�ci znajdowa� bez w�tpienia swoich pobo�nych wy- znawc�w. Wielka jest r�nica mi�dzy owymi Arabami z Po�udnia - ludno�ci� osiad��, ucywili- zowan�, �yj�c� w zbytku i dostatku, zamieszkuj�c� zorganizowane pa�stwa o z�o�onej strukturze, z dobrze dzia�aj�c� biurokracj� - a Arabami z P�nocy lub Saracenami, lud- no�ci� koczownicz�, o surowych, czasem nawet dzikich obyczajach, pozbawion� w zasa- dzie jakichkolwiek d�br materialnych, przymieraj�c� g�odem, i woln�. Pierwsi u�ywali drugich jako najemnik�w w oddzia�ach pomocniczych. Ka�de pa�stwo mia�o "swoich beduin�w". A jednak przyznawali si� zar�wno w bardzo dawnych czasach, jak i p�niej, do pewnego dalekiego pokrewie�stwa.Niekt�re plemiona P�nocy uwa�a�y si�, s�usznie czy nies�usznie, za pochodz�ce z kulturalnej strefy Po�udnia. Kiedy zatryumfowa� islam pod przewodnictwem pewnego Saracena, Arabia Po�ud- niowa zosta�a bardzo szybko zarabizowana i wszyscy mieszka�cy P�wyspu ruszyli ra- zem na podb�j �wiata. Jednak wspomnienie ich wspania�ej cywilizacji nie od razu zagin�- �o. Jeme�czycy tworzyli w szeregach muzu�ma�skich grup� za�arcie zwalczaj�c� Ara- b�w z P�nocy. Gdzieniegdzie przetrwa�a znajomo�� starego j�zyka i starego pisma. Czczono historyczne czasy przedmuzu�ma�skie w nostalgicznych wierszach na temat: gdzie s� niegdysiejsze �niegi? Opisywano wspania�o�ci staro�ytnych pa�ac�w kr�lews- kich. Powsta� cykl legend opiewaj�cych chwa�� dawnych kr�l�w i przekazuj�cych fakty historyczne cz�sto zniekszta�cone i przesadzone. I tak pewnemu kr�lowi, Szammarowi, kt�ry w rzeczywisto�ci na miar� Arabii by� zdobywc�, przypisano zapuszczanie si� a� po terytorium Chin, o czym �wiadczy�aby nazwa miasta Samarkanda, kt�re podobno za�o�y�. Wykszta�ceni Jeme�czycy i drobni feuda�owie do�� d�ugo rozwijali swego rodzaju po- �udniowoarabski nacjonalizm posuwaj�cy si� a� do blu�nierstwa, kiedy w wierszach umniejszali znaczenie Proroka, Araba z P�nocy, i jego pos�annictwa. Wr��my jednak do czas�w poprzedzaj�cych czasy Proroka. Arabowie ch�tnie wyobra�ali sobie Arabi�, kolebk� ich religii i ich imperium, jako �wiat niemal wyizolowany, zdrowy zarodek w�r�d gnij�cej pr�chnicy, z kt�rego mia�o wyrosn�� olbrzymie drzewo �wiata muzu�ma�skiego. Nic bardziej fa�szywego ni� takie widzenie rzeczy. Dla obcych Arabia by�a oczywi�cie trudno dost�pna, jednak przemierza- �y j� karawany, zapuszczali si� tu kupcy i nie tylko oni. Kilkakrotnie mimo trud�w i zno- szonych cierpie� r�ne armie zag��bia�y si� do samego wn�trza Arabii. Na pocz�tku VI wieku przed Chrystusem kr�l Babilonii Nabonid dotar� a� do Medyny (Jasribu) i przez kilka lat mia� sw� siedzib� w Tajmie w Al-Hid�azie. Kr�l Seleucyd�w Antioch III pod- porz�dkowa� sobie Gerrh� od strony Al-Bahrajnu. Pliniusz wspomina o nie istniej�cych ju� za jego czas�w koloniach greckich, Aretuzie, Larysie, Chalkis, prawdopodobnie znajduj�cych si� gdzie� na po�udniu P�wyspu. W 25-24 r. p.n.e. prefekt znajduj�cego si� pod rzymskim panowaniem Egiptu, Aellius Gallus, na rozkaz Augusta dotar� a� do Jeme- nu. Z kolei Arabowie w�drowali w odwrotnym kierunku. Mo�na ich by�o spotka� w Ate- nach. Ich parcie na kraje Urodzajnego P�ksi�yca i na Egipt spowodowa�o, i� od bardzo dawna wielu z nich tam osiad�o, przejmuj�c miejscowy j�zyk i obyczaje. Od 401 r. p.n.e. Ksenofont nazywa Arabi� p�noc Mezopotamii, tak samo nazywa�a si� od dawna cz�� Egiptu mi�dzy Nilem a Morzem Czerwonym. Na po�udnie od Morza Martwego w arabs- kim kr�lestwie Nabatea (kt�re od 106 r. nosi nazw� Provincia Arabia) panowa� jeden z dialekt�w aramejskich oraz j�zyk grecki. Nimi pos�ugiwa�y si� tak�e arabskie dynastie Chalkis w Cylicji syryjskiej, Emesy (Himsu), Edessy, Palmyry. Rzymski cesarz Helioga- bal (218-222), pocz�tkowo wielki kap�an Himsu, by� Arabem jak jego nast�pca Filip Arab (244-249), kt�ry obchodzi� �wi�to tysi�clecia Rzymu, i jak Arabk� by�a Zenobia z Palmyry, kt�ra przyj�a w 27