3135

Szczegóły
Tytuł 3135
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3135 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3135 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3135 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Milena W�jtowicz Bardzo czarna dziura Najwy�szy spo�r�d ministr�w, pierwszy spo�r�d wszystkich najpot�niejszych przemierza� nerwowo korytarze. Gdyby nie to, �e budulec by� trwa�y, wydepta�by w pod�odze ma�� kotlin�. Cz�owiek, przed kt�rym dr�eli w�adcy s�siednich �wiat�w, drepta� nerwowo, stan�wszy przed problemem, kt�ry przerasta� nawet jego. Najwi�kszym zmartwieniem pierwszego wezyra Imperium Dwunastu Planet, by�o to, �e mia� kr�low�. Nie by�a specjalnie k�opotliwa. Nie pr�bowa�a rz�dzi�, nie interesowa�a jej polityka, nie znosi�a narad. Prawd� m�wi�c, w og�le jej nie by�o. To znaczy nie by�o jej w pa�acu. Gdzie� indziej z pewno�ci� by�a. Wezyr m�g� przyj�� z bardzo du�ym prawdopodobie�stwem, �e znajduje si� na pok�adzie statku pirackiego "Pirania", przebywaj�cego obecnie w s�siedniej galaktyce. Bardzo prawdopodobne by�o r�wnie�, �e w tej chwili dokonuje aborda�u, rabuje, morduje albo upija si� do nieprzytomno�ci w towarzystwie innych pirat�w. Istnia�o r�wnie� ma�e prawdopodobie�stwo, �e zgodnie ze swoj� funkcj� g��wnego mechanika akurat co� naprawia, ale wezyr zna� swoj� kr�low� i wiedzia�, �e to naprawd� ma�o prawdopodobne. W ci�gu ostatnich dziesi�cioleci Imperium przechodzi�o burzliwe zmiany wewn�trzne. Rz�dz�ca dynastia, dla bezpiecze�stwa, stara�a si�, �eby co najmniej trzy sztuki potencjalnych nast�pc�w tronu znajdowa�y si� w bezpiecznych kryj�wkach. Miejsce pobytu nie zawsze by�o szcz�liwie dobrane i w rezultacie jeden z ksi���t splami� honor rodziny do��czaj�c do pokojowego, demokratycznego Zjednoczenia Planet, inny uciek� z dworu do pustelni na opuszczonej planecie, dosz�o do kilku mezalians�w, a obecna kr�lowa, wychowywana mi�dzy innymi w siedzibie mrocznej sekty zab�jc�w, w tawernach portowych, w szkole in�ynier�w i w tajemniczych �wi�tyniach, przy��czy�a si� jednej z pirackich band. Kiedy zamieszki ucich�y i nale�a�o powita� nowego w�adc�, okaza�o si�, �e tylko ona jest w zasi�gu. Wezwana przysz�a kr�lowa przyby�a, zosta�a ukoronowana, na bankiecie pi�a do pi�tej nad ranem, a potem wyla�a sobie na g�ow� wiadro zimnej wody i powiedzia�a: - Wy tu sobie rz�d�cie, ja si� jad� zabawi� - i odlecia�a na pok�adzie pirackiego statku. Oczywi�cie, czasami wraca�a. Zwykle trzeba j� by�o przekonywa�, bo uwa�a�a, �e najgorsze doki s� lepsze od wygodnej i �miertelnie nudnej planety-stolicy Imperium. Zazwyczaj stara�a si� przebywa� co najmniej dwie galaktyki od niej. Wezyr wcisn�� przyciski na panelu komunikatora mi�dzyplanetarnego. Mia� nadziej�, �e kr�lowa b�dzie w zasi�gu. Wysy�anie pos�a�c�w by�o bardzo czasoch�onne, tym bardziej, �e dopiero trzeci albo czwarty dociera� do celu, a poprzedni ulegali przykrym wypadkom, nierzadko spowodowanym przez pirat�w z "Piranii", kt�rzy wyznawali zasad� "najpierw wystrzel par� rakiet, a jak co� / kto� zostanie, to porozmawiajcie o pogodzie". Przez chwil� w pa�mie komunikacyjnym panowa�a cisza, a potem ekran w��czy� si� i pokaza� twarz jasnow�osego m�czyzny z przepask� na lewym oku. Z ty�u sta� drugi m�czyzna, w mundurze gwardii jednego z s�siednich kr�lestw i wali� jednookiego w g�ow� czym�, co wygl�da�o na oderwan� por�cz fotela. - Witam - rzek� wezyr. - Moje serce raduje si�, a... - rozpocz�� oficjalne powitanie. - Dobra, auu! Dobra, znamy to - przerwa� mu niezbyt przytomnie jasnow�osy, pr�buj�c bezskutecznie unikn�� uderze� przeciwnika. - S�uchaj mamy akurat drobn� bitw�, m�g�by�... AUU! ..skontaktowa� si� p�niej? - pod ciosami obsun�� si� z panelu komunikacyjnego. Tymczasem przez widocznych w tle walcz�cych przebi�a si� niczym galeon na pe�nych �aglach pot�na posta�. Wezyr rozpozna� Murian�, opiekunk� kr�lowej. Dzieci� kr�lewskiej krwi nie powinno samo przebywa� poza pa�acem, dlatego z ka�dym ewentualnym nast�pc�, odsy�anym w bezpieczne miejsce posy�ano zaufanego wychowawc�. Przez wszystkie lata sp�dzone z kr�low� Murianie uda�o si� nauczy� j� dw�ch rodzaj�w haft�w, jednego poematu i grania na harfie. Kr�lowa korzysta�a tylko z tej ostatniej umiej�tno�ci, akompaniuj�c pijackim przy�piewkom. Muriana przebi�a si� przez walcz�cych, obrzucaj�c ich zdegustowanymi spojrzeniami i dotar�a przed ekran komunikatora. - Moje serce raduje si�, a my�li moje biegn� ku dawno nie widzianemu - wyrecytowa�a odpychaj�c dw�ch zmagaj�cych si� zapa�nik�w. - Moje serce wita ci�, a my�li wspominaj� tw� zacno�� - odpar� wezyr. - Przepe�nia mnie duma z odwiedzin tak wspania�ego go�cia - Muriana wykona�a pe�en szacunku uk�on, przydeptuj�c jednocze�nie jakiego� gwardzist�. - Przepe�nia mnie szacunek do wspania�ego domu w kt�rym goszcz� - jaki� pobity pirat przetoczy� si� przed ekranem. - M�w wi�c, o przeczcigodny - Muriana zrzuci�a pirata z panela komunikatora. - Me serce zabrzmi rado�ci�, gdy oczy me ujrz� m� bosk� pani�, w�adczyni� imperium. - Przeka�� jej, o czcigodny - Muriana odwr�ci�a si� od panela w stron� t�umu walcz�cych. - Milady! - wrzasn�a, przekrzykuj�c wrzaw�. - Czcigodny wielki wezyr pragnie by� ucieszy�a jego serce i udzieli�a mu zaszczytu rozmowy z... - Dobra, s�ysza�am - obok Muriany pojawi�a si� druga posta�, o dwie trzecie od niej szczuplejsza. Wezyr sk�oni� si� g��boko. - Moje serce raduje si�, a... - Tak, wiem - kr�lowa wcisn�a si� pomi�dzy Murian� a panel. - Po prostu m�w czego chcesz. Wezyr podni�s� g�ow�. Na ekranie widzia� twarz kr�lowej i Murian� odpychaj�c� walcz�cych, kt�rzy mogliby przeszkadza� w rozmowie. Kr�lowa mia�a du�e oczy i ciemne w�osy, przyci�te kr�tko i splecione w przylegaj�ce do g�owy warkoczyki. Na policzku, tu� przed lewym uchem widnia�a pod�u�na blizna, biegn�ca w d� po szyi. Kilka kolejnych, kr�tszych blizn mia�a na ramionach. Ubrana by�a, jak zwykle, w pobrudzone spodnie i czarn� tunik� przepasan� �elaznym pasem. Wyj�tkowo mia�a na tym powyginan� kolczug�. W jednej d�oni trzyma�a paralizator, w drugiej tradycyjny wygi�ty miecz. Nie wygl�da�a na imperatork� dwudziestu planet. - Pani, nasi s�siedzi, Unia Talaidzka... - To ci z uchem na czubku g�owy? - przerwa�a kr�lowa. - Tak, pani. Od wielu lat tocz� wojn� ze Zwi�zkiem Trzech Ksi�yc�w... - To ci nudziarze... - westchn�a kr�lowa. - Napadli�my ich transport ze dwa tygodnie temu. Najpierw chcieli negocjowa� pok�j, a potem zwalili na nas ze cztery niszczyciele. Rozwalili nam lewy silnik. Przez trzy dni grzeba�am w przewodach, �eby go uaktywni�! - Twa cierpliwo�� jest godna najwy�szych pochwa� - powiedzia� wezyr. - Ostatnio obie strony postanowi�y zawrze� rozejm i zwr�ci�y si� do nas, jako ze s�yniemy ze swojej neutralno�ci... - A s�yniemy? - zdziwi�a si� kr�lowa. - Tak, pani. Od dwustu lat Imperium nie by�o zaanga�owane w �aden konflikt - wyja�ni� cierpliwie wezyr. - Chwileczk�, a ta sprawa z... - M�wi�em o anga�owaniu si� oficjalnie. Dochodz�c do sedna, obie strony spotkaj� si� u nas za trzy dni i obyczaj nakazuje, aby� ty, pani, jako imperatorka Dwudziestu Planet, powita�a ich i oficjalnie rozpocz�a negocjacj�. - Musz�? - j�kn�a kr�lowa. - To potrwa tylko jeden, g�ra dwa dni - powiedzia� zach�caj�co wezyr. - Potem wasza wysoko�� mo�e wr�ci� do ... innych spraw. - Niech b�dzie. Ju� lec� - kr�lowa wy��czy�a komunikator, potem rozejrza�a si� po mostku. - Kapitanie - krzykn�a w stron� kilku gwardzist�w zwalaj�cych si� na kogo�. - Bior� urlop! Gwardzi�ci oderwali si� od pod�ogi i polecieli w r�ne strony, ods�aniaj�c barczystego m�czyzn�. - A silnik? - Sko�cz�, jak wr�c�. Za tydzie� - obieca�a kr�lowa. - Nianiu, baga�e! Muriana przemie�ci�a si� do wyj�cia, zadeptuj�c przy okazji par� os�b. Kr�lowa pod��y�a za ni�, wciskaj�c po drodze miecz i paralizator jakiemu� piratowi. Muriana zabra�a z komnat kufer, kt�ry nios�a bez zbytniego wysi�ku. Kr�lowa nie potrzebowa�a wielu rzeczy, co bardzo u�atwia�o szybkie podr�owanie. Opiekunka rozsiad�a si� w wahad�owcu w miar� wygodnie, co znacznie utrudnia� rozmiar fotela, wyra�nie nieprzystosowany do jej rozmiaru. - Ruszamy, panienko? - Tak, nianiu. Zrobimy skok w nadprzestrze�, wyhamujemy przed mg�awic�, ominiemy deszcz meteoryt�w, potem znowu nadprzestrze� i za godzin� jeste�my w granicach imperium. - Spodziewam si�, �e b�dzie nas oczekiwa� kr�lewski statek, jak zawsze - powiedzia�a Muriana. - Te� si� tego obawiam - mrukn�a kr�lowa. P� godziny p�niej Muriana oderwa�a si� obrusa, na kt�rym haftowa�a emblematy pirat�w i spojrza�a na mg�awic�, przed kt�r� statek wyszed� z nadprzestrzeni. Kr�lowa spojrza�a na radar. - Niech to kosmiczne diab�y poch�on�! Nemidzki niszczyciel! Pewnie szuka tego transportu, na kt�ry napadli�my trzy godziny temu. - Uwa�am, panienko, �e nale�a�o by zej�� im z oczu - zasugerowa�a Muriana. - Ciekawe jak, je�li ju� nas zauwa�yli. Trzymaj si� nianiu, musimy przelecie� przez mg�awic�. - �wietny pomys�, panienko. Tam nas nie znajd�. - Miejmy nadziej�, �e my si� znajdziemy - powiedzia�a kr�lowa. - Radar nie dzia�a w mg�awicach, ale im zajmie troch� czasu omini�cie jej. - Wygl�da, panienko, jakby�my p�yn�y przez g�ste mleko. - Nie znosz� mleka - odpar�a kr�lowa. - Mam tylko nadziej�, ze w nic nie uderzymy. Radary w og�le nie dzia�aj�. Statek floty Zjednoczenia Planet zatrz�s� si� gwa�townie. Kapitan Robert Jones wpad� na mostek. - Co si� sta�o? - Wygl�da na to, kapitanie, �e z mg�awicy wylecia� jaki� statek i wpad� prosto na nas - powiedzia� pierwszy oficer Movik. - Wbi� si� w �adowni�. Nie mamy rannych, pos�a�em ludzi, �eby sprawdzili, co z za�og� wahad�owca. - Kto lata przez mg�awic�? Przecie� tam nie dzia�aj� radary - zastanowi� si� kapitan. - P�jd� do �adowni. Chc� to zobaczy� na w�asne oczy. W �adowni zebra� si� ju� zesp� technik�w. Na widok kapitana stan�li na baczno��. - Spocznij. Co si� w�a�ciwie sta�o? - Wbi� si�, kapitanie - powiedzia� technik. - �adnie si� wbi� - doda� drugi. - Prawie nic nie zniszczy�. - A za�oga? - Pilota zabrali do ambulatorium. Jest lekko ranna - wyja�ni� oficer zaopatrzeniowy. - To chyba piraci - powiedzia� technik podnosz�c z pod�ogi czarny kawa�ek materia�u z niedoko�czon�, haftowan� czaszk� i piszczelami. - To wyja�nia, kto porwa� si� na przelot przez mg�awic�. Ciekawy jestem dlaczego... - Nie dowiesz si� ode mnie nic! - rozleg� si� tubalny g�os i z g��bi wahad�owca wyp�yn�� ogromny, odziany w b��kitn� szat� i nakrycie g�owy, a do tego jeszcze spowity welonem galeon, ci�gn�c za sob� kufer. - B�d� milcze�, dowodz�c tym samym chwa�y... - spomi�dzy zwoj�w welonu wyjrza�a pucu�owata twarzyczka z rumie�cami. - Nie dowiecie si� czego chcia�y - stwierdzi�a m�ciwie. - Nie nabierzecie mnie na swoje sztuczki. A teraz �ycz� sobie zobaczy� si� z moj�... Z pilotem. - galeon wyp�yn�� spomi�dzy szcz�tk�w kad�uba i z�apa� jednego z technik�w za rami�. - Prowad�, m�odzie�cze. Technik rzuci� przera�one spojrzenie kapitanowi. Ten skin�� g�ow�. - Prosz� zaprowadzi� hmm... pani� do ambulatorium. - Tak jest, sir. Na "Piranii" �wi�towano w�a�nie zwyci�stwo. Jeden z pirat�w, maj�cy tylko jedno oko i porz�dnie zabanda�owan� g�ow�, szpera� w�a�nie po mostku w poszukiwaniu ostatniej butelki nemidzkiego wina. Jego uwag� zwr�ci� migaj�cy ekran. Przeczyta� wiadomo��, przeczyta� j� drugi raz i wytrze�wia�. - Kapitaaaanie!!!! - wrzasn��. Na pok�adzie kr�lewskiego statku Imperium Dwudziestu Planet minister wszed� do gabinetu wezyra. - O wielki wezyrze - minister sk�oni� si� nisko. - Wybacz, o przeczcigodny, moje naj�cie, ale nadesz�y niepokoj�ce nowiny. W s�siedniej galaktyce nemidzki niszczyciel �ciga� wahad�owiec pirat�w, kt�ry wlecia� w mg�awic�. - Kr�lowa? - By� mo�e, przeczcigodny. - Wylecia�a z mg�awicy? - O ile nam wiadomo, mia�o miejsce jakie� zderzenie. - Natychmiast tam si� udamy - zdecydowa� wezyr. - M�j wahad�owiec?! - rykn�� kapitan "Piranii". - Ten kt�rym polecia�y Rissa i Muriana - przytakn�� jednooki. - Wys�a� sygna� natychmiast po zderzeniu. Wpad�y prawdopodobnie na statek Zjednoczenia. - �adne zjednoczenie nie b�dzie przetrzymywa� mojego wahad�owca i mojego mechanika! Lecimy tam! Kapitan Jones wr�ci� na mostek. - Jakie� wiadomo�ci z ambulatorium? - Na razie �adnych, kapitanie, ale pojawi� si� niszczyciel nemidzki i wywo�uje nas - powiedzia� oficer. - Odpowiedzie�. Na ekranie pojawi�a si� br�zowo zielona twarz kapitana Nemid�w. - W imi� naszych dobrych stosunk�w ze Zjednoczeniem ��dam natychmiastowego wydania nam cz�onka za�ogi pirat�w w celu os�dzenia go i skazania - wyburcza�. - Rozumie pan, kapitanie, �e musz� skontaktowa� si� z rad� Zjednoczenia - odpar� kapitan Jones. - Pozostaniemy tu czekaj�c. Bez odbioru - twarz Nemida znikn�a z ekranu. - Kapitanie - odezwa� si� oficer. - Pojawi� si� nast�pny statek. Te� nas wywo�uj�. - Odpowiedzie�. Na ekranie pojawi� si� barczysty m�czyzna z kilkudniowym zarostem i przyd�ugimi w�osami. - M�wi kapitan Cul z "Piranii" - wychrypia�. - Domagam si� natychmiastowego wydania mojego mechanika albo tak wam silniki poprzetr�cam... - kto� potrz�sn�� go za rami�. - Kapitanie - rozleg� si� doskonale s�yszalny na kanale komunikacyjnym szept. - Oni maj� przewag� uzbrojenia. - To poprawimy nasze uzbrojenie! - rykn�� Cul. - Ale oni maj� naszego mechanika... Kapitan pirat�w skrzywi� si� i popatrzy� z niech�ci� na kapitana Jonesa. - Jeszcze si� odezw� - zagrozi� i wy��czy� przekaz. - Kapitanie - powiedzia� oficer. - Pojawi� si� trzeci statek i... - Odpowiedzie� - powiedzia� zrezygnowany kapitan. Na ekranie pojawi� si� ubrany od�wi�tnie brodaty starzec. Sk�oni� si�. - Moje serce raduje si�, a my�li biegn� ku dot�d niewidzianemu. Jestem wielki wezyr Ar'chat z Imperium Dwudziestu Planet. Jak rozumiem, w skutek tragicznej pomy�ki na wasz pok�ad dosta�a si� nasza boska kr�lowa i jest przetrzymywana wbrew swej woli. Nalegamy na jej rych�e uwolnienie, w przeciwnym razie b�dziemy zmuszeni reagowa�. Pozostawiam wam czas na skontaktowanie si� ze zwierzchnikami. Pozostaniemy w pobli�u - sk�oni� si� jeszcze raz i przekaz zako�czono. Kapitan patrzy� przez chwil� na ciemny ekran. - I pomy�le�, �e mieli�my tylko przetestowa� nowy nap�d - mrukn��. - Kapitanie - rozleg� si� w komunikatorze g�os lekarza. - Pilot wahad�owca odzyska�a przytomno��. - Ju� id� - Jones ruszy� w kierunku windy. Pierwszym, co rzuca�o si� w oczy po wej�ciu do ambulatorium, by�a ogromna, pucu�owata kobieta w b��kicie, kt�ra siedzia�a na kufrze ustawionym na �rodku pomieszczenia i haftowa�a czarn� flag�. Na le�ance siedzia�a jej znacznie drobniejsza towarzyszka, obrzucaj�ca otoczenie niezbyt przyjaznymi i ca�kowicie nieprzytomnymi spojrzeniami. Kapitan zatrzyma� si� przed nimi. - Jestem kapitan Robert Jones z floty Zjednoczonych Planet. Znajdujecie si� panie obecnie na pok�adzie mojego statku "Odkrywca". Trafi�y�cie tu w do�� nietypowy spos�b zaledwie nieca�� godzin� temu, a ju� wydania was domagaj� si� dow�dcy trzech statk�w. Jeden chce aresztowa� niebezpiecznego pirata, drugi odzyska� mechanika, a trzeci swoj� kr�low�. Kobieta na le�ance podnios�a g�ow�. - Ju�? - zdziwi�a si� niech�tnie. - Mo�na by pomy�le�, �e te s�py zaczekaj� chocia�, a� odzyskam przytomno��. - Zak�adam wi�c, �e chodzi im o pani� - zwr�ci� si� do niej kapitan. - Panienko - rozleg� si� przenikliwy szept galeonu. - Je�li to s� wrogowie, to nie nale�y si� do nich odzywa�. Je�li nie s�, to nale�a�o by si� przedstawi�. Kobieta zastanowi�a si� chwil�. B��kitny galeon obserwowa� j� w napi�ciu. - Przedstawiamy si� - zdecydowa�a. Galeon poderwa� si� r�czo. - Moje serce raduje si�, a... - Nie tak - przerwa�a jej niecierpliwie pilot. - Po prostu si� przedstawiamy - galeon usiad� z powrotem, burcz�c co� pod nosem. - Gdzie jeste�my? - zapyta�a kapitana. - To ma wp�yw na to kim pani jest? - I to jaki. Wi�c gdzie? - Dok�adnie na granicy Strefy Nemidu i Imperium Dwudziestu Planet. - �wietnie. W takim razie jestem Rissa, g��wny mechanik na niezale�nym statku "Pirania" i ... - podrapa�a si� w g�ow�. - Jak to sz�o? - Boska kr�lowa, imperatorka Dwudziestu Planet... - podpowiedzia� galeon. - No w�a�nie. - ... i uwielbiana pani swojego ludu. - To te�? - zdziwi�a si� kr�lowa. - A zreszt� niewa�ne. A to jest Muriana, moja niania. Galeon powsta� z godno�ci�. - Muriana Da'tnk, c�rka rodu R'tch'ma, pierwsza opiekunka... - Wystarczy Muriana - przerwa�a Rissa. - Jak rozka�esz, milady - dw�rka usiad�a na kufrze. - Kr�lowa imperium jest jednocze�nie mechanikiem na pirackim statku? - powiedzia� z pow�tpiewaniem doktor. - Czy ja ci� pytam, co robisz po godzinach pracy? - zauwa�y�a k��liwie kr�lowa. - Nie macie wina? - To okr�t wojskowy, nie tawerna - burkn�� doktor. - I wszyscy tego �a�ujemy. Naprawd� nie ma ani kropelki? - Szczerze m�wi�c, milady... - Muriana wsta�a i podnios�a wieko kufra. Obwody dzia� "Piranii" przypomina�y paj�czyn�, utkan� przez nietrze�wego paj�ka. Zreszt� na tym statku nie uchowa�by si� �aden trze�wy paj�k. Pirat patrzy� na nie sm�tnie swoim jedynym, prawym okiem. Nad g�ow� sta� mu kapitan i irytowa� si�. - Nie mo�esz tego po prostu naprawi�? - Jak? - j�kn�� Yol. - Jestem nawigatorem, nie mechanikiem. - Ale chyba widzia�e�, jak Rissa to robi. Yol zastanowi� si� chwil�. - Widzia�em. - I wygl�da�o to na co� trudnego? - No, w�a�ciwie nie. Najpierw pi�a jedn� butelk� alkoholu, potem drug�, a potem bra�a narz�dzia, zaczyna�a �piewa� rety�sk� piosenk� o su�le i sz�a naprawi� to, co by�o do naprawienia. - Tak robi�a? - kapitan zmarszczy� brwi. - Zawsze. - A zanim wypi�a te dwie butelki? - To nie odr�nia�a �rubokr�ta od �ruby. - I pomy�le�, ze ta kupa z�omu jeszcze trzyma si� razem... Wielki wezyr sta� przed ekranem na kt�rym by�o wida� pozosta�e trzy statki i patrzy� na nie zdegustowany. - Wiadomo ju�, czego tamci chc�? - Tak, przeczcigodny - minister sk�oni� si� nisko. - Kapitan statku o nazwie "Pirania" odczuwa jako ujm� na swoim honorze to, �e przetrzymuj� jego mechanika. - Tak powiedzia�? - wezyr zmarszczy� brwi. Wiedzia� co nieco o Culu, mia� nawet przyjemno��, czy raczej w�tpliw� przyjemno��, rozmawia� z nim. - Dok�adniej rzecz bior�c... - minister zacz�� wy�amywa� sobie palce - powiedzia� "�adne poprzekr�cane mi�czaki w pi�amach nie b�d� demoralizowa� mojego mechanika". - W pi�amach? - S�dz�, i� mia� na my�li mundury, przeczcigodny. - Aha. A ten drugi statek? - To Nemidzi. Twierdz�, �e na pok�adzie statku Zjednoczenia jest �cigany przez nich pirat. - Kr�lowa - stwierdzi� wezyr. - Tak, przeczcigodny. Je�li wolno mi zauwa�y� - minister zacz�� si� poci� - jestem pewien, �e po wyja�nieniu sytuacji, w imi� dobrych stosunk�w Nemidzi odst�pi� od tych ��da�. - Bez w�tpienia. A jak my�lisz, jak� reakcj� wywo�a wiadomo��, �e boska kr�lowa, imperatorka Dwudziestu Planet, uwielbiana pani swojego ludu, zupe�nie nie interesuje si� swoim imperium i swoim ludem, za to ch�tnie zapija si� do nieprzytomno�ci w towarzystwie najgorszych m�t kosmosu i notorycznie napada wraz z za�og� pirat�w na statki na terenach nale��cych do naszych czcigodnych s�siad�w? Minister zrobi� zeza, patrz�c na kropelk� potu, kt�ra w�a�nie zatrzyma�a si� na czubku jego nosa. - Byliby... hmmm... zdziwieni, o przeczcigodny? - Nie �ycz� sobie wiedzie�, jacy by byli - powiedzia� stanowczo wezyr. - Pr�dzej wywo�am wojn�, ni� pozwol�, �eby ktokolwiek dowiedzia� si�, kim jest kr�lowa. - Przecigodny... - Czego jeszcze chcesz?! - A co b�dzie, je�li kr�lowa im powie? Wezyr dosta� dreszczy. Doktor bezskutecznie pr�bowa� odebra� Rissie butelk�. Z kt�rej strony nie pr�bowa� do niej podej��, zawsze natyka� si� na Murian�, blokuj�c� przej�cie. - Pacjentka nie powinna pi� alkoholu - j�kn�� desperacko. - Boska kr�lowa wie, czego jej potrzeba, lepiej od jakiego� konowa�a - oznajmi�a niewzruszona dw�rka. Rissa nie zwraca�a uwagi na �adne z nich, tylko jednym haustem opr�ni�a buk�ak. - W ko�cu zaczynam czu� si� normalnie - zerkn�a na kapitana, pogr��onego we w�asnych my�lach. - I co? Spojrza� na ni� wyrwany z zadumy. - Z czym? - Z nami. Trzy statki ��daj� wydania nas. Kt�ry nas dostanie? - Na razie �aden. Musz� skontaktowa� si� z rad� Zjednoczenia. Chwilowo pozostan� panie na pok�adzie "Odkrywcy". Ka�� przydzieli� wam kajuty. - Do boskiej kr�lowej, imperatorki Dwudziestu Planet, uwielbianej pani swego ludu nie nale�y m�wi� w ten spos�b - powiedzia�a mentorskim tonem Muriana. - Do boskiej kr�lowej, imperatorki Dwudziestu planet, uwielbianej pani swego ludu nale�y zwraca� si�... - Rissa - zako�czy�a kr�lowa. - To powinno wystarczy�. Gdzie ta kajuta? Minister nerwowo drepta� po gabinecie wezyra. Ar'chat siedzia� za sto�em z g�ow� wspart� na d�oniach. Przed nim sta� sekretarz, wyposa�ony w czytnik i pliki informacyjne. - Przedstawiciele Unii Talaidzkiej w�a�nie wyruszyli - poinformowa� sekretarz. - Delegacja Zwi�zku Trzech Ksi�yc�w jest w drodze od dw�ch dni. Minister zatrzyma� si�. - Mo�e od�o�y� negocjacje? - zasugerowa� rozpaczliwie. - Albo og�osi� ci�k� chorob� kr�lowej? - Wykluczone - wezyr pokr�ci� g�ow�. - Nie b�dzie ju� tak sprzyjaj�cego momentu. - Ale kr�lowa jest tam - minister machn� r�k� w stron�, gdzie znajdowa� si� "Odkrywca" - a stolica tam - machn�� r�k� w przeciwn� stron�. - A my jeste�my tu - powiedzia� z namys�em wezyr. Podni�s� g�ow� i spojrza� na sekretarza. - Poinformujcie Zjednoczenie, �e w imi� polepszenia stosunk�w dyplomatycznych... - Nie mamy z nimi stosunk�w dyplomatycznych - minister zamruga� ze zgroz�. - Oni s� demokratyczni!!!! - Jak m�wi�em - ci�gn�� wezyr - w imi� poprawy naszych stosunk�w dyplomatycznych ze Zjednoczeniem, korzystaj�c z obecno�ci w pobli�u frachtowca "Odkrywca", proponujemy im udzia�, do�� bierny rzecz jasna, w nadzorowanych przez nas negocjacjach. Przeka� stronom negocjuj�cym, �e w imi� naszej bezstronno�ci zdecydowali�my si� prowadzi� negocjacje w przestrzeni, kt�ra zapewni nam konieczny spok�j i w obecno�ci przedstawicieli Zjednoczenia - wezyr westchn�� z satysfakcj�. - To wszystko. Mo�esz odej��. Ogromnego kufra Muriana pilnowa�a jak oka w g�owie, nie pozwalaj�c nie�� go �adnemu z cz�onk�w za�ogi. Osobi�cie postawi�a go na �rodku przestronnego pomieszczenia. Kr�lowa rozejrza�a si� po kajucie. - Ca�kiem przytulnie. Zaczyna mi si� tu podoba�. - Przed drzwiami stoj� stra�e - stwierdzi�a Muriana. - Zauwa�y�am. Ale nie wygl�da na to, �eby zamierzali nam przeszkadza�. - W czym, milady? Czy planujesz ucieczk�? Czy masz zamiar porwa� ten statek i rzuci� wyzwanie Zjednoczonym Planetom? Czy zapiszesz swe imi� w dumnej historii Imperium jako ta... - Na razie, nianiu, to ja si� musz� wyspa�. - Mog�aby� jednak, o boska kr�lowo, chocia� dokona� drobnego sabota�u, by zrozumieli, �e nawet s�abe i odurzone nie zamierzamy czeka� biernie na �lepy los i ich �ask�! - Mog�abym? - Rissa spojrza�a na ni� z b�lem. - Tak, milady. - I nie zamierzamy? - Nie, milady. - A masz jeszcze jedn� butelk� wina? Kapitan Robert Jones od dwudziestu minut czeka� na po��czenie z kwater� g��wn�. Na ekranie uprzejmie miga�a wiadomo�� "Prosz� czeka� i zachowa� spok�j. Ka�dy dzie� mo�e by� twoim wielkim dniem!". Obok Movik pr�bowa� zbudowa� domek z mifia�skich kart, kt�re by�y �elazne, mia�y n�ki i mikrom�zgi, w zwi�zku z czym rozbieg�y si� po ca�ej kabinie. Obecnie Movik pr�bowa� je wszystkie wy�apa�, w czym pomagali mu jeszcze dwaj oficerowie. Z ekranu znikn�� napis, a pojawi�a si� bezp�ciowa twarz sekretarki. - Witamy w kwaterze g��wnej Zjednoczenia Planet. Ka�dy dzie� mo�e by� twoim wielkim dniem. W czym mog� pom�c - wyrecytowa�a po kolei w trzydziestu dw�ch j�zykach. Jones nie przerywa� jej, �wiadomy, �e doskonale wytresowane sekretarki Zjednoczenia b�d� powtarza� powitanie tak d�ugo, a� b�d� pewne, �e rozm�wca na pewno zrozumia�. - Prosz� o rozmow� z ekspertem Zjednoczenia do spraw pogranicza nemidzko-imperialnego. Sekretarka przetrawia�a informacje przez trzy minuty i dwadzie�cia dwie sekundy. W tym czasie kt�ra� z kart ugryz�a oficera ochrony w palec. - Admira� B'er'ach'ta porozmawia z panem za dziesi��, dziewi��, osiem... - One zmutowa�y - wykrzykn�� z zachwytem nawigator. - Wybudowa�y sobie samodzielnie paszcz�ki! Co za technologia! - ...sze��, pi��... - Do czarnej dziury z tak� technologi� - warkn�� oficer ochrony ss�c palec. - Przynios� z maszynowni m�otek i porozbijamy te ma�e �wi�stwa. - ...dwa, jeden, ��cz� rozmow�!!!! - rykn�a sekretarka. Na ekranie pojawi�a si� chuda twarz wytatuowana w czerwone r�e. - Dzie� dobry - powiedzia� �yczliwie. - Jestem admira� B'er'ach'ta. Czy mog� w czym� panu pom�c, kapitanie Jones? - Mam nadziej�, admirale - odpar� kapitan przydeptuj�c jedn� z kart. - Dwie godziny temu zderzyli�my si� z wahad�owcem. Chwil� potem skontaktowa�y si� z nami trzy statki, ��daj�c wydania przest�pcy, mechanika i kr�lowej. Najwyra�niej chodzi�o im o t� sam� osob�. Pilot i pasa�er zreszt� to potwierdzi�y... - Zapewne to Rissa Be'er'te'ach're, o ile mog� zgadywa� - u�miechn�� si� admira�. - Pan j� zna? - Trzeba panu wiedzie�, �e pochodz� z rodu imperator�w Dwudziestu Planet, chocia� odk�d wst�pi�em do Floty Zjednoczenia wykre�lono mnie z kronik rodowych. Alchadeldenarissa, bo tak brzmi jej pe�ne imi�, jest moj� kuzynk�. - I piratem? - Z punktu widzenia wezyra Ar'chata zbli�a si� do idea�u imperatorki. Ostatni� rzecz�, jaka j� obchodzi, jest rz�dzenie pa�stwem. - Ostatni�? - Pierwsz�, o ile pami�tam, jest alkohol we wszystkich postaciach - obraz zafalowa� nagle i znikn��. - Kapitanie!!!! - oficer spojrza� z przera�eniem na ekrany. - Wysiada nam nap�d, a uzbrojenie zaczyna robi� r�ne dziwne rzeczy. - Zaatakowali nas? - Nie. Zak��cenia powodowane s� od wewn�trz. Z kabiny dwa-pi�tna�cie-ce. - To nasi go�cie - zauwa�y� Movik wbijaj�c m�otkiem w pod�og� trzy ostatnie karty. - Oddzia� ochrony ju� tam jest, ale m�wi�, ze pan sam powinien to zobaczy�. - Idziemy - Jones skin�� na Movika. Oddzia� ochrony sta� przy wej�ciu do kabiny. W �rodku na kufrze siedzia�a Muriana patrz�c si� dumnym wzrokiem w dal, kt�ra wypada�a akurat na drzwiach do �azienki. Panel �cienny by� wyrwany, a przewody porwane i szczepione w dziwny spos�b. Pod panelem siedzia�a imperatorka Dwudziestu Planet pr�buj�c ustawi� na sobie trzy puste butelki i pod�piewuj�c pod nosem co� o su�le. - Co to ma znaczy�? - zapyta� surowo kapitan. Muriana spojrza�a na niego dumnie. - My, arystokratki imperium Dwudziestu planet nie godzimy si� z jarzmem niewoli. Kapitan spojrza� na imperatork�, kt�ra zacz�a chichota� nad przewr�cona butelk�. - Ona jest mechanikiem, tak? Zabra� j� do doktora, niech j� otrze�wi i dowie si�, co zrobi�a z systemami. A arystokratk� prosz� wepchn�� w wahad�owiec i wys�a� na statek imperium. Nie b�dziemy przetrzymywa� jej wbrew jej woli. - Nie mo�ecie - galeon poderwa� si� na nogi. - I to ju� - rzuci� na odchodnym kapitan. W tym czasie Cul, kapitan "Piranii" wyrzuca� z siebie setki wyzwisk w kierunku ekranu komunikacyjnego. Na niszczycielu nemidzkim "Baxtr" to samo robi� jego kapitan Wchr. - Ja ci poka�� ty sterto b�ota!!! - rykn�� Cul. - Zestrzeli� ich!!! - Po�a�ujesz, �e mnie spotka�e� - wrzasn�� Wchr. - Ognia!!! - Kapitanie, niszczyciel nemidzki i statek piracki ostrzeliwuj� si� wzajemnie - zameldowa� Movik. - Mo�emy ich jako� powstrzyma�? - Nasze systemy ci�gle nie dzia�aj�. Jeste�my bezsilni. - Niech to poch�onie czarna dziura - mrukn�� kapitan. Na statku imperialnym Muriana sk�oni�a si� g��boko przed Ar'chatem. - Moje serce raduje si�, a my�li moje biegn� ku dawno nie widzianemu. Ar'chat odpowiedzia� uk�onem. - Moje serce wita ci�, a my�li wspominaj� tw� zacno��. - Przepe�nia mnie szacunek do wspania�ego domu w kt�rym goszcz�. - Przepe�nia mnie duma z odwiedzin tak wspania�ego go�cia - Ar'chat usiad� za sto�em. - Czy boska kr�lowa ma si� dobrze? - Moja pani przebywa w stanie szoku i bez wskaz�wek nie jest w stanie jeszcze post�powa� w�a�ciwie. - Powiedzia�a im? - skrzywi� si� wezyr. - Demokraci nie s� w stanie doceni� pot�gi imperatorki. Do sali wpad� sekretarz. - O przeczcigodny, moje serce raduje si�, a my�li biegn� ku przedtem nie widzianemu, statki Nemid�w i pirat�w strzelaj� do siebie!!!! Sala zatrz�s�a si�. Muriana straci�a r�wnowag� i pad�a wprost na w�t�ej budowy sekretarza. Wezyr spad� pod st�. Na ekranie pojawi�a si� twarz dow�dcy. - Moje serce raduje si�, a my�li biegn� ku dawno nie widzianemu, o przeczcigodny, nast�pi�o wy�adowanie spowodowane strzelanin�, kt�re uszkodzi�o nasz statek. Uzbrojenie i nap�d nie dzia�aj�. - Zastrzelcie ich!!! Precz z bagiennymi potworami! - Cul szarpa� za dr��ek sterowniczy. - Ekhm, kapitanie - Yol postuka� go palcem w rami�. - Mo�esz przesta� si� miota�. Nap�d i uzbrojenie ju� nie dzia�aj�. I tak do niech nie strzelimy. - Nie? - zasmuci� si� Cul. - Nie - Yol pokr�ci� g�ow�. - To niesprawiedliwe! - kapitan zacz�� wali� pi�ciami w oparcia fotela. - Ja chc� zestrzeli� Nemida!!! Dlaczego nie mog� sobie zestrzeli� Nemida?! - Zniszczcie ich! Zmie�cie ich z przestrzeni! Rozbijcie na atomy!!! - kapitan Wchr prawie w�azi� na g�ow� swojego oficera ogniowego. - Kapitanie, hmm - chrz�kn�� drugi oficer. - Obawiam si�, �e to przekracza nasze mo�liwo�ci. Kapitan wbi� w niego spojrzenie szalonych zielonych �lepek. - Przekracza?!?! - sykn��. - Wymiana ognia uszkodzi�a nasze dzia�a i system nap�dowy. Nie mo�emy nic zrobi�. - Wszystkie statki s� uszkodzone? - zapyta� z niedowierzaniem kapitan Jones. - Tak, kapitanie - przy�wiadczy� Movik. - Nap�d, bro� i par� innych drobniejszych system�w. Przyszed� te� rozkaz z dow�dztwa - wskaza� na ekran. Jones wpatrzy� si� w wy�wietlone polecenie. - Movik - powiedzia� po chwili g��bokiego umys�u. - Mo�e ja mam luki w pami�ci, ale kiedy uprzejmie powitali�my imperatork� i w imi� pokoju zaofiarowali�my jej go�cin� i pomoc w negocjacjach? - Uprzejmie stan�li�my na drodze jej rozp�dzonego wahad�owca i z ca�ym szacunkiem wzi�li�my udzia� w zderzeniu, kapitanie - wyja�ni� Movik. - Co do pomocy, to s�dz�, �e planuje pan zaofiarowa� j� za pi�� minut. - Planuj�? - westchn�� kapitan. - Wywo�aj statek imperium, albo nie, najpierw p�jd� do imperatorki. A co z naszym statkiem? - Powa�ne uszkodzenia. Zw�aszcza bro�. - Niech mechanik si� tym zajmie w pierwszej kolejno�ci - poleci� kapitan. - I tu w�a�nie dochodzimy do drobnego problemu - powiedzia� sm�tnie pierwszy oficer. Kapitan spojrza� na niego spode �ba. - Mechanik jest, jak pan wie, Txlitem... - kapitan przytakn��, pe�en najgorszych przeczu�. - ... i w�a�nie zacz�� p�czkowanie. To proces niemo�liwy do przewidzenia i samoistny, wi�c... - Niezdolny do s�u�by? - Nie jest w stanie poruszy� nawet jedn� nibyn�k�. - A inni? - To nowe systemy. Reszta za�ogi nie jest z nimi tak dobrze obeznana i naprawy mog� si� przeci�gn��. - Dobrze. Dzi�kuj�. Mo�esz sobie i��. - A pan, kapitanie? - Ja si� chyba po prostu za�ami�. - Je�li mog� przypomnie�, mia� pan zaproponowa� imperatorce i jej wezyrowi pomoc przy negocjacjach. - Mia�em? - zmartwi� si� kapitan. - To b�d� musia� to zrobi�. Za�amanie nerwowe to nie kometa, nie ucieknie. Doktor bezskutecznie pr�bowa� odebra� Rissie butelk�. Z kt�rej strony nie pr�bowa� do niej podej��, zawsze natyka� si� na Murian�, blokuj�c� przej�cie. - Pacjentka nie powinna pi� alkoholu - j�kn�� desperacko. - Boska kr�lowa wie, czego jej potrzeba, lepiej od jakiego� konowa�a - oznajmi�a niewzruszona dw�rka. Rissa nie zwraca�a uwagi na �adne z nich, tylko jednym haustem opr�ni�a buk�ak. - W ko�cu zaczynam czu� si� normalnie - zerkn�a na kapitana, pogr��onego we w�asnych my�lach. - I co? Spojrza� na ni� wyrwany z zadumy. - Z czym? - Z nami. Trzy statki ��daj� wydania nas. Kt�ry nas dostanie? - Na razie �aden. Musz� skontaktowa� si� z rad� Zjednoczenia. Chwilowo pozostan� panie na pok�adzie "Odkrywcy". Ka�� przydzieli� wam kajuty. - Do boskiej kr�lowej, imperatorki Dwudziestu Planet, uwielbianej pani swego ludu nie nale�y m�wi� w ten spos�b - powiedzia�a mentorskim tonem Muriana. - Do boskiej kr�lowej, imperatorki Dwudziestu planet, uwielbianej pani swego ludu nale�y zwraca� si�... - Rissa - zako�czy�a kr�lowa. - To powinno wystarczy�. Gdzie ta kajuta? Minister nerwowo drepta� po gabinecie wezyra. Ar'chat siedzia� za sto�em z g�ow� wspart� na d�oniach. Przed nim sta� sekretarz, wyposa�ony w czytnik i pliki informacyjne. - Przedstawiciele Unii Talaidzkiej w�a�nie wyruszyli - poinformowa� sekretarz. - Delegacja Zwi�zku Trzech Ksi�yc�w jest w drodze od dw�ch dni. Minister zatrzyma� si�. - Mo�e od�o�y� negocjacje? - zasugerowa� rozpaczliwie. - Albo og�osi� ci�k� chorob� kr�lowej? - Wykluczone - wezyr pokr�ci� g�ow�. - Nie b�dzie ju� tak sprzyjaj�cego momentu. - Ale kr�lowa jest tam - minister machn� r�k� w stron�, gdzie znajdowa� si� "Odkrywca" - a stolica tam - machn�� r�k� w przeciwn� stron�. - A my jeste�my tu - powiedzia� z namys�em wezyr. Podni�s� g�ow� i spojrza� na sekretarza. - Poinformujcie Zjednoczenie, �e w imi� polepszenia stosunk�w dyplomatycznych... - Nie mamy z nimi stosunk�w dyplomatycznych - minister zamruga� ze zgroz�. - Oni s� demokratyczni!!!! - Jak m�wi�em - ci�gn�� wezyr - w imi� poprawy naszych stosunk�w dyplomatycznych ze Zjednoczeniem, korzystaj�c z obecno�ci w pobli�u frachtowca "Odkrywca", proponujemy im udzia�, do�� bierny rzecz jasna, w nadzorowanych przez nas negocjacjach. Przeka� stronom negocjuj�cym, �e w imi� naszej bezstronno�ci zdecydowali�my si� prowadzi� negocjacje w przestrzeni, kt�ra zapewni nam konieczny spok�j i w obecno�ci przedstawicieli Zjednoczenia - wezyr westchn�� z satysfakcj�. - To wszystko. Mo�esz odej��. Ogromnego kufra Muriana pilnowa�a jak oka w g�owie, nie pozwalaj�c nie�� go �adnemu z cz�onk�w za�ogi. Osobi�cie postawi�a go na �rodku przestronnego pomieszczenia. Kr�lowa