3133
Szczegóły |
Tytuł |
3133 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3133 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3133 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3133 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
NIK PIERUMOW
PIER�CIE� MROKU
Cz�� III - Adamant Henny
( Prze�o�yli : Eugeniusz i Ewa D�bscy )
CZʌ� PIERWSZA
ROK 1732 POCZ�TEK
PROLOG
Swawolne fale wyrzuci�y na brzeg cia�o cz�owieka. Nie mia�y ju� ochoty na harce. S�ugom Ulmo szybko znudzi�a si� nieciekawa zabawka, kt�ra coraz s�abiej walczy�a o �ycie. P�ki ton�cy szarpa� si� rozpaczliwie, usi�uj�c wyp�yn�� z zielonej toni, figlowa�y nim z przyjemno�ci�, wywracaj�c go niespodzianie, kiedy by� pewny, �e za chwil� zaczerpnie powietrza. Wtedy uderza�y znienacka z r�nych stron, zap�dzaj�c nieszcz�nika w g��bin�, i przywala�y swymi przezroczysto- b��kitnymi cia�ami. Biedak zrzuci� ci���c� mu odzie� i buty, ale nadaremnie. Pogr��a� si� w topieli coraz bardziej.
Walczy� nieust�pliwie. Jednak�e z ka�d� sekund� traci� si�y, a� w ko�cu r�ce znieruchomia�y, g�owa odchyli�a si� do ty�u - cz�owiek podda� si� w�adzy bezlitosnych fal. Te bawi�y si� jeszcze jaki� czas, ale widz�c, �e ofiara za moment p�jdzie na dno, da�y spok�j i zaj�y si� poszukiwaniem nowej rozrywki. Wtedy na dole, w przepastnej g��binie mrocznych, dennych niecek morza, gdzie nawet sam Osse rzadko zagl�da, niespodziewanie co� si� poruszy�o: ku g�rze sun�� jaki� bezkszta�tny, pozbawiony wyra�nych kontur�w cie�. Fale po�piesznie zesz�y mu z drogi. Cie� na chwil� znieruchomia�, dok�adnie pod opadaj�cym na dno nieszcz�nikiem - i zaraz znikn��, jakby go nigdy nie by�o. Jednak�e pojawienie si� osobliwego widma mia�o swoje konsekwencje. Topielec z rozrzuconymi na boki r�koma zacz�� powoli wyp�ywa� z g��biny. Gdy na powierzchni pojawi�a si� twarz blada, o zaostrzonych przed�miertnie rysach, z zachodu nadci�gn�� nowy wodny wa�; z �atwo�ci� pochwyci� �a�osne cia�o, szpec�ce majestatyczn� urod� morza, i z obrzydzeniem, jak �mieciarz padlin�, pcha� do brzegu. W ko�cu parskn�� resztkami z�o�ci na piasek i odst�pi�, ca�y pieni�cie zakrwawiony.
Przez jaki� czas cz�owiek le�a� nieruchomo. Potem ruszy� r�kami, chc�c podeprze� si� na �okciach, i z ust chlusn�a mu woda. J�cz�c osun�� si� na piasek, ale ju� po chwili znowu uni�s� g�ow�, jakby wyczuwaj�c niebezpiecze�stwo. Od zachodu p�dzi�a spi�trzona zielonkawa fala, kt�ra z daleka wygl�da�a jak odziany w zbroj� monstrualny wojownik, z rozczapierzonym pi�ropuszem na he�mie, rzucaj�cy si� do ataku.
Cz�owiek wyostrzy� spojrzenie. Kiedy cudem uda�o mu si� wsta�, zacz�� niezgrabnie biec. Pokona� grzbiet piaszczystej diuny i run��, sturlawszy si� w g��bok�, poro�ni�t� mi�kk� traw� nieck�.
Zielona fala na horyzoncie wyg�adzi�a si�, wyra�nie rozczarowana.
M�czyzna stopniowo dochodzi� do siebie, wraca�y mu si�y; mimo �e by� nagi i panowa� jesienny ch��d, nie marz�. Usiad� i s�katymi, mocnymi d�o�mi do�wiadczonego wojownika czy marynarza obj�� g�ow�. Usi�owa� przypomnie� sobie co� bardzo wa�nego, pr�bowa� - i nie m�g�.
- Na pami�tam... - wyszepta� sinymi wargami. - Nic nie pami�tam... Imi�? Nie... S�owa... tylko s�owa...
Nasta�o pe�ne radosnych d�wi�k�w i barw upalne lato.
W�sk� �cie�k� pod��a� je�dziec - garbus w prostym czarnym odzieniu. Co rusz pochyla� g�ow�, k�aniaj�c si� wyci�gni�tym w poprzek dr�ki ga��ziom. W prawej r�ce trzyma� obna�ony miecz; kt�rego ostrze pokrywa� jaki� zielonkawy �luz. Krople wolno sp�ywa�y po strudzinie i spada�y na ziemi�.
Mi�dzy drzewami otworzy� si� prze�wit. Je�dziec ujrza� wspania�� ��k�. W przeciwleg�ym jej ko�cu, nad zielonym wielozielem dostrzeg� powoli formuj�cy si� szarawy cie�.
- Tak jak opowiadali - wyszepta�. Ko� zar�a�, nie s�ucha� wodzy. Je�dziec spieszy� si�, przywi�za� wierzchowca, poprawi� miecz i ruszy� przed siebie. Drgaj�cy cie� ju� sta� si� odbiciem przybysza; d�ugi miecz wyci�gn�� si� niemal na sze�� st�p.
- Nie odst�pi� - o�wiadczy� garbus zimnym i skrzypi�cym g�osem, zwracaj�c si� do postaci. - Mam na sumieniu wielu twoich wsp�plemie�c�w, nie minie i ciebie ten sam los!...
Uni�s� ostrze, spokojnie zrobi� krok w kierunku widma, za kt�rego plecami majaczy�a szeroka gardziel pieczary...
...A gdy garbus Sandello wraca�, wydawa�o si�, �e jego twarz, surow�, pooran� zmarszczkami, rozpromienia szcz�cie.
1
3 Czerwca, Hornburg,
Marchia Roha�ska
Zm�czeni wojownicy wracali do domu. Za nimi pozosta�y przestrzenie wolnych step�w; G�ry Bia�e strzelistymi wierzcho�kami przes�oni�y niemal po�ow� niebosk�onu. Min�wszy Wrota Rohanu i przekroczywszy Isen�, wojsko rozlokowa�o si� na popas w Helmowym Jarze.
Okolica ta niedawno wr�ci�a pod rz�dy ci�kiej r�ki Edorasa. Min�y dopiero dwa lata od chwili, kiedy m�ody kr�l Eodreid rozpaczliwym uderzeniem zaj�� najwa�niejsz� ostoj� osiad�ych w Zachodniej Bru�dzie Howrar�w. Szturm by� ci�ki, krwawy; gdyby nie pomoc krasnolud�w, kt�rzy jeszcze raz, dochowuj�c starej przysi�gi, zaatakowali od ty�u obro�c�w twierdzy, Rogaty Gr�d wytrzyma�by nap�r. Po zwyci�stwie Eodreid opr�ni� skarbiec, za resztki z�ota kupi� kunszt Podg�rskiego Plemienia, a ono, od tego czasu, sprawi�o, �e cytadela Wzg�rza by�a absolutnie nie do zdobycia.
Twierdza sta�a si� oparciem dla roha�skiego naporu na zach�d. Wojna sprzed dwu lat doprowadzi�a - za cen� niema�o przelanej krwi! - do Iseny zachodni� rubie� Marchii, a teraz, po ostatniej wyprawie, granica odsun�a si� jeszcze dalej w step, o trzy dni wytrwa�ego galopu, jak to zapisano w umowach "wieczystego pokoju" z Hazgami, Howrarami i Dunlandczykami. Obecna wyprawa uwa�ana by�a za zwyci�sk� - w ka�dym razie tak� wie�� poleci� g�osi� heroldom kr�l Eodreid.
Na powitanie wojska wysz�o niema�o luda - prawie wszyscy obecni mieszka�cy Zachodniej Bruzdy, wszyscy, kt�rych nie obj�� Zaci�g. Kobiety, starcy i dzieciaki - m�czyzn zabra�a wojna, a m�odzie� trzyma�a stra� na granicach. Mimo ci�kich wojennych czas�w przybyszom zgotowano wspania�� uczt�. Na zielonym kobiercu doliny czeka�y na nich suto zastawione sto�y. Starcy kr�cili g�owami - nie te, powiadali, potrawy, co kiedy�, zupe�nie nie te, ale Rohan dopiero co zacz�� odzyskiwa� si�y po koszmarze bitwy na �uku Iseny. Tak wi�c, wojowie, widz�c pocz�stunek, cz�sto musieli odwraca� si�, by nie pokazywa� nap�ywaj�cych do oczu �ez; oni wiedzieli, ile wyrzecze� kosztowa�o ich �ony przygotowanie takiego pocz�stunku...
Ale �wi�to zacz�o si� inaczej. Uroczy�cie wkracza�y do twierdzy roha�skie pu�ki.
- Powiedz mi, powiedz, kiedy b�dzie Holbytla! - szarpa�a starsz� siostr� m�odziutka dziewczyna, mo�e czternastoletnia, z d�ugim z�ocistym warkoczem. - Powiesz, no, powiesz?!
- Po co ci to? - wycedzi�a przez zaci�ni�te wargi pytana. On na ciebie nawet nie popatrzy! Niepotrzebnie za nim usychasz, g�upia!
Doko�a rozleg� si� �miech.
- Sama jeste� g�upia! Wiem, czekasz na swojego Fa�d� i nie mo�esz si� doczeka�. Nie wytrzymujesz?... - odgryz�a si� natychmiast m�odsza. - A ja to ju� nawet zapyta� o mistrza Holbytl� nie mog�!
�miech stawa� si� coraz g�o�niejszy.
- Widzicie j�, jaka sprytna? Wybra�a sobie najmniejszego! �eby, tego, wygodniej by�o... - da� si� s�ysze� dwuznaczny rechot. - A nie za wcze�nie dla ciebie, �licznotko? Mo�e najpierw podro�nij, co?
- Ma�y on, ale uda�y! - zas�pieni! bezz�bny dziadek. Wiek przygi�� jego plecy, ale nie star� z oblicza licznych blizn - ten do�wiadczony woj walczy� swego czasu na Isenie... - Kr�l Eodreid chyba nie ma lepszego!
- W�a�nie m�wi� - podtrzyma�a go jaka� kobieta. - Eowina zawsze marzy�a o bohaterach!
Ale dziewczyna nie da�a si� zawstydzi�.
- O kim chc�, o tym marz�, i nie b�d� nikogo o przyzwolenie pyta�a! - wypali�a, gwa�townym ruchem odrzucaj�c do ty�u ci�ki warkocz. - A Holbytla jest bohaterem, ka�dy to wie! Mama mi o nim opowiada�a. Ju� podczas bitwy na �uku Iseny wyr�ni� si�! I do Edorasu pierwszy si� wdar�.
- Prawda, prawda! - pokiwa� g�ow� starzec. - Odwagi niezmiernej to wojownik! Nie wiadomo, sk�d j� bierze... Wydaje si�, �e jednym uderzeniem mo�na go zabi�! Ale nie tak ci to �atwo...
- A powiadaj�, �e jego wsp�plemie�cy, kt�rych Gondorczycy "po��wieczkami" nazywaj�, maj� swoje czary, gadaj� ludzie, �e potrafi� oni znika�, a tak�e za spraw� czar�w ich strza�y zawsze trafiaj� w cel.
- Do�� tych bzdur! - pokr�ci� g�ow� rozz�oszczony staruch. - Te� mi wymy�li�a - czary jakie�! Nie ma w nich �adnych czar�w i nie by�o nigdy. Wzi�o si� takie gadanie st�d, �e lepiej od mistrza Holbytli nikt strza� nie miota!... Ee..., poczekajcie, sikorki! Eowino! Ty chcia�a� zobaczy� swego Holbytl� - oto jest on!
Do rozwartej na o�cie� bramy Rogatego Grodu zbli�ali si� ra�nym krokiem strzelcy piesi. Wojna bezlito�nie przerzedzi�a ich szeregi, pu�k liczy� teraz nie wi�cej ni� trzystu �o�nierzy. Maszerowali jednak dziarsko, a na czele kroczy� ich niewielkiego wzrostu dow�dca. Mimo upa�u nie zdj�� he�mu ani kolczugi. Jakby by�y dla niego drug� sk�r�. Przy szerokim pasie wojownika wisia� kr�tki miecz, wed�ug normalnych ludzkich miarek - zwyczajny sztylet, nieco tylko szerszy i grubszy. Na plecach mia� ko�czan z dziwnym - bia�ej barwy - �ukiem. Bro� t� znano od Przyg�rza do Iseny, od Edorasu do Mordoru - s�ynny �uk Holbytli, z kt�rego trafia� on do podrzuconej w g�r� monety lub przeszywa� oko ptaka w zupe�nych ciemno�ciach.
Za Holbytla maszerowa� jego hufiec: sze�ciu woj�w w rz�dzie. Pu�k zyska� ju� sobie wielk� s�aw�: dzi�ki celno�ci jego strzelc�w roha�skie wojsko mog�o z marszu zdoby� silnie umocniony Tharbad - najwa�niejsz� po�udniow� ostoj� zdobywc�w Arnoru - Easterling�w. �aden obro�ca nie m�g� nawet wychyli� nosa ze strzelnicy: powietrze wype�nia�a �wiszcz�ca chmura, kt�ra, gdy dotkn�a cia�a, przemienia�a si� cudownym sposobem w rani�ce krwawo zwyczajne drzewce. Wydawa�o si� to niemo�liwe, �e �miertelni, nie elfy, mog� strzela� tak szybko i celnie, ale wszyscy wiedzieli, �e mistrz Holbytla nie je chleba darmo i nie bez potrzeby �wiczy swoich �o�nierzy do si�dmych pot�w. W pu�ku zebrano najlepszych strzelc�w ziem roha�skich. Mogli zatrzyma� ka�dy atak. W za�artej bitwie pod Tharbadem, gdy powodzenie na chwil� opu�ci�o Eodreida, pu�k Holbytli stan�� do walki na �mier� i �ycie, wytrzymuj�c do czasu, a� nadszed� hird Dorina S�awnego... Pu�k sta� po kolana we krwi, a przed szykiem uk�ada� si� �liski wa� z ko�skich i ludzkich cia�, naszpikowany d�ugimi, szaro opierzonymi strza�ami roha�skich mistrz�w... O tym wiedziano i to pami�tano.
Pu�k mistrza Holbytli min�� bram� twierdzy. Tam, na zielonej trawie He�mowego Jaru, t�umnie stali ci, kt�rzy przyszli powita� wojownik�w. Wszyscy krzyczeli jednocze�nie. Jedni mieli nadziej�, �e zobacz� w t�umie ukochan� twarz, wykrzykiwali imiona m��w, braci czy syn�w, inni po prostu wrzeszczeli "Nasi!" lub "Zwyci�stwo!", piszcza�y i ha�asowa�y dzieciaki.
- Mistrzu Holbytlo! - wo�a�a, podskakuj�c, dziewczynka o d�wi�cznym imieniu Eowina, nazwana tak na cze�� s�ynnej Eowiny, wojowniczki, kt�ra z pomoc� dalekiego przodka mistrza Holbytli pokona�a samego Wodza Nazguli na Polach Pellenoru.
Dow�dca �ucznik�w us�ysza� rozbrzmiewaj�cy niczym d�wi�k srebrnego dzwoneczka g�os dziewczyny i, u�miechni�ty, odwr�ci� si� do niej. Kiedy� musia� by� rumiany, puco�owaty i jasnow�osy; teraz jego w�osy niemal ca�kowicie, i z pewno�ci� przedwcze�nie, sta�y si� �nie�nobia�e, policzki zapad�y si�, u nasady nosa widoczna by�a stara szrama. Spojrzenie szarych oczu sta�o si� cieplejsze, znikn�� na jaki� czas w�a�ciwy starym wojom ch��d.
- Witaj i dzi�ki za powitanie! - odkrzykn��.
- S�ysza�a�?! S�ysza�a�?! Odpowiedzia� mi! A ty m�wi�a�, �e nawet na mnie nie spojrzy! - Eowina pokaza�a j�zyk niezadowolonej siostrze. - Za��my si�, �e zata�cz� z nim po dzisiejszej uczcie!
- Zupe�nie zwichn�o si� na umy�le dziewczynisko mrukn�a z ob�udnym westchnieniem stoj�ca obok kobieta, ta, kt�ra twierdzi�a, �e wsp�plemie�cy Holbytli w�adaj� magi�, lecz jej zjadliwo�� trafi�a w pr�ni�, a zuchwa�a dziewka wykrzywi�a si� i zr�cznie, niczym jaszczurka, �mign�a w t�um.
Za pu�kiem �ucznik�w sz�a ci�ka piechota pancerna. Z wielkim trudem, i to dopiero niedawno, uda�o si� j� w Rohanie odrodzi�, przej�wszy szyk cz�ciowo od krasnolud�w, cz�ciowo od Easterling�w; Zachodnia Bruzda, kt�rej falanga niczym kamienna �ciana zamyka�a drog� burzliwemu zalewowi Angmarczyk�w i Easterling�w na �uku Iseny, straci�a w tym boju wszystkich wojownik�w.
Pu�k pieszy by� niemal dwukrotnie liczniejszy od �ucznik�w i dowodzony przez dwu, r�wnie� niewysokich, ale bardzo barczystych wojownik�w. Wzrostem si�gali do ramion Mistrzom Koni, ale ich r�ce, muskularne i silne, mog�yby rywalizowa� z nied�wiedzimi �apami.
- Patrz, patrz - krasnoludy! - rozleg�o si� w t�umie.
- Co, oni?! Rycerze Torin i Strori?
- Przetrzyj oczy, lebiego! A kto jeszcze? Kto dowodzi kr�lewskimi pancernymi? Hej, heej! Wspania�ym tangarom chwa�a!
Jeden z dow�dc�w- krasnolud�w w marszu odwr�ci� si� do krzycz�cego.
- I tobie chwa�a! - rykn�� tak, �e wszyscy poczuli wat� w uszach. - Jak tam, gotowi�cie? Piwa nawarzyli�cie?
- Nawarzyli�my, nawarzyli! - odkrzykn�� ch�r g�os�w. B�dzie czym pragnienie ugasi�!
- No i dobrze! - o�ywi� si� drugi krasnolud, nieco ni�szy. - W gardle mi po prostu wysch�o! Je�li przypadnie dla mnie nieca�y anta�ek - �miertelnie si� obra��.
I wojowie, i witaj�cy ich roze�miali si� serdecznie.
- Po pi�� anta�k�w na cz�owieka przypada, a mo�e i po sze��! - zawo�a� kto�.
- O! - Malec uni�s� r�k�. Nie zdj�� metalowej r�kawicy. Ba�em si�, �e nie wystarczy! - zako�czy� ze �miertelnie powa�n� i przez to zabawn� min�.
Ostatni, wed�ug m�odej roha�skiej tradycji, do cytadeli wjecha� Eodreid. Zwyci�skiego w�adc�, kt�ry odzyska� prawie wszystkie roha�skie ziemie, powitano ch�ralnymi pe�nymi zachwytu okrzykami. Min�wszy wrota, kr�l �ci�gn�� wodze i uni�s� si� w strzemionach.
- Dzi�kuj� wam za wytrwa�o�� i powitanie! - krzykn��. W zapad�ej ciszy jego g�os dociera� do najdalszych zak�tk�w w�wozu. - Zwyci�yli�my! Prawy brzeg Iseny odzyskali�my, a z zachodnich rubie�y naszych w�o�ci znowu wida� morze! Bliski jest dzie�, kiedy na powr�t b�dziemy w�adali tym, czym w�adali nasi przodkowie, czym w�ada� wielki Thengel po trzykro� os�awiony! A tymczasem odpoczywajmy i cieszmy si�! Niech dzi� zapanuje prawdziwe �wi�to!...
Uroczysto�� rzeczywi�cie uda�a si� nadzwyczaj. Kr�l, jego m�odzi synowie i c�rka, wszyscy Marsza�kowie Marchii, dow�dcy pu�k�w, ca�a arystokracja, tej nocy �wi�towali z tymi, kt�rzy mieczem czy p�ugiem przybli�ali zwyci�stwo. Eodreid, poznawszy, co to bieda i niepowodzenie, nie unika� prostych ludzi, nawiasem m�wi�c, nigdy nie u�ywa� s��w "czer�" czy "prostactwo"...
Co prawda, potem, kiedy nad Helmowym Jarem szczodrze rozgwie�dzi�o si� wysokie letnie niebo, w�adca Rohanu jednak�e zebra� "najbli�sze otoczenie" w wysokiej wie�y Rogatego Grodu, w tej samej komnacie, z kt�rej okien patrzy� na b�j sam Theoden Wielki. Nakryto st� dla dziesi�ciu os�b: kr�la, jego Marsza�k�w i dow�dc�w. Zosta�o ich ju� niewielu - obecna armia Rohanu to nie ta, kt�ra bi�a si� ofiarnie nad Anduin� czy Isen�...
Nie ma potrzeby wspomina�, �e Folko, syn Hemfasta, bardziej znany w Rohanie jako mistrz Holbytla, i jego przyjaciele krasnoludy Torin, syn Dartha, i Strori, syn Balina, o przezwisku Malec lub Ma�y Krasnolud, znale�li si� w gronie zaproszonych.
Hobbit, m�l ksi��kowy, kt�ry nie potrafi� znale�� sobie miejsca w�r�d swoich braci i kt�ry wynajdywa� tysi�ce powod�w, byle tylko wykr�ci� si� od pielenia rzepy czy okopywania kartofli, w tym roku ko�czy� trzydzie�ci osiem lat. Dla nizio�k�w to dopiero pocz�tek dojrza�o�ci. Inna sprawa, �e patrz�c na�, nikt z pobratymc�w nie da�by mu mniej ni� pi��dziesi�t. Wojna na Zachodzie trwa�a od dziesi�ciu lat, to cichn�c, to obejmuj�c po�arem wszystkie ziemie od G�r Bia�ych do B��kitnych i, niestety, pozostawia�a �lady r�wnie� na obliczu Folka.
Wiele rzeczy si� jednak nie zmienia�o, na przyk�ad kolczuga z mithrilu czy, najwa�niejsze, gundabadzkie trofeum Olmera, tajemnicze ostrze Otriny z g�owni� zdobion� b��kitnymi kwiatami, ostrze, kt�re przerwa�o ziemsk� drog� Kr�la Bez Kr�lestwa. Folko nie rozstawa� si� z t� broni� ani w dzie�, ani w nocy. Przez dziesi�� lat u�ywania zniszczy�y si�, wytar�y sk�rzane troki pochwy, wi�c Malec na pro�b� hobbita wyku� cienkie, ale bardzo mocne �a�cuszki, na kt�rych teraz wisia� sztylet.
Po krasnoludach niemal nie wida� by�o up�ywu czasu: ich ras� wyr�nia d�ugowieczno��, dla nich dwie�cie pi��dziesi�t lat to wiek, kiedy bywa si� jeszcze na polu walki i mocno dzier�y top�r.
- Hej, Malec, ile mo�na si� tak grzeba�? - piekli� si� Torin, stoj�c w drzwiach. - Sp�nimy si�! Nie wypada przychodzi� jako ostatni! Nie jeste� dziewczyn�, �eby tak si� mizdrzy� przed lustrem! Zak�adaj, co tam masz, i chod�my!
- Zostaw go, Torinie - powiedzia� spokojnie hobbit, zapinaj�c wyj�ciowy p�aszcz fibu��. Chcia� tego czy nie, musia� za�o�y� od�wi�tny str�j, bowiem kr�l Eodreid �yczy� sobie, by jego dw�r prezentowa� si� wytwornie. To by�o poniek�d zrozumia�e: ludzie um�czeni wojn� �akn�li prostych rado�ci, takich, jakie na przyk�ad nios�o dzisiejsze �wi�to.
Oczywi�cie, dawno min�y czasy, kiedy przyjaciele z dr�eniem serca wst�powali w szeregi mo�nych tego �wiata. Dzi� sami byli w gronie silnych i posiadaj�cych w�adz�. Nie szukali dla siebie s�u�by, to s�u�ba szuka�a teraz ich. M�dry i przewiduj�cy Terling, w�adca Nowego Kr�lestwa, kt�re Mistrzowie Koni tradycyjnie nazywali Arnorem, zaprasza� ca�� tr�jk� do siebie, proponowa� najwy�sze stanowiska w swoim wojsku. Mia�o to miejsce po tym, jak ruszenie Hobbitanii pod dow�dztwem Folka Brandybucka, syna Hemfasta, i jego przyjaci� krasnolud�w rozbi�o doszcz�tnie hord� ork�w, kt�ra wtargn�a na ziemie nizio�k�w. Etchelion, ksi��� zaj�tego przez Easterling�w i Haradrim�w Ithilienu, omal nie wsadzi� pod klucz ca�ej tr�jki, dowiedziawszy si�, �e zamierzaj� opu�ci� jego oddzia�. W�adca Beorning�w proponowa� najlepsze lenna w swoich w�o�ciach, byle Folko i krasnoludy zostali dow�dcami w tym kr�lestwie... Przyjaciele ju� do takich �ask przywykli. Ostatnimi czasy nieraz wst�powali do wojsk Rohanu, Gondoru, Beorning�w, walczyli za Hobbitani�, ale zawsze odchodzili po zwyci�stwie, nie odmawiali zaszczyt�w, lecz odrzucali propozycje sta�ego osiedlenia w tych krainach. Eodreid pierwszy zrozumia�, �e to si� nie uda, i nie narzuca� przyjacio�om swej woli. Dlatego Folko, Torin i Malec cz�ciej znajdowali si� w szeregach roha�skiego wojska... A przed nimi ju� sz�a zrodzona w wojennej zawierusze opinia: "Tam, gdzie niewysoczek, Krasnolud Wielki i Malec - zwyci�stwo pewne!".
Min�y i te czasy, kiedy przyjaciele byli zwyk�ymi wojownikami w pu�kach, domy�laj�c si� jedynie, jakie rozkazy wydadz� nazajutrz dow�dcy i w�adcy. Teraz sami dowodzili. Podporz�dkowuj�c si� ich rozkazom, sz�y do ataku setki ludzi. Wojna to najlepsza, cho� okrutna, nauczycielka; to ona sprawi�a, �e spokojny, nieco che�pliwy i naiwny hobbit sta� si� do�wiadczonym dow�dc� - przypadek w jego plemieniu nader rzadki. Do momentu, gdy los rzuci� go pod mury Szarych Przystani, to przeobra�enie prawie si� dokona�o. Przez kolejnych dziesi�� lat doskonali� swoje umiej�tno�ci, awansuj�c coraz wy�ej w tych armiach, do kt�rych wst�powa�, pozostaj�c w zgodzie z w�asnym sumieniem. Nie sta� si� najemnikiem, nie chodzi�o mu o zbicie fortuny - nie, walczy� o to, by Zach�d ponownie by� taki jak lata temu. W Rohanie niemal uda�o si� tego dokona�, Gondor przed o�miu laty odebra� Minas Tirith; teraz przysz�a kolej na Arnor, i Folko wierzy�, �e nadejdzie taki dzie�, kiedy nad wie�ami Annuminas ponownie wzbije si� w niebo bia�o- niebieski sztandar. Sztandar, pod kt�rym pierwszy raz poszed� w b�j. Hobbit rozumia�, �e �wiat nigdy ju� nie b�dzie taki, jak dawniej - znikn�y Przystanie, upad� Kirdan Szkutnik - ale Folko postanowi� walczy� o to, by przywr�ci� do �ycia przynajmniej widmo tamtego �wiata, kt�ry wydawa� si� teraz tak pi�kny.
Na p�nej kolacji u Eodreida pojawili si� akurat na czas, w pe�nej gali, z mieczami i toporami, w najlepszym odzieniu, tyle �e bez kolczug. Mithrilowe zbroje i ca�� reszt� Malec w�asnor�cznie zanikn�� na pi�� zamk�w, nie ufaj�c nikomu. A drzwi zabezpieczone przez Malca mo�na by�o otworzy� tylko jednym sposobem: posiekawszy je na drzazgi.
- O, mistrz Holbytla! Czcigodne krasnoludy! - Kr�l wsta� z fotela, wyra�aj�c uznanie swym najlepszym wojownikom.
- Witamy pot�nego Eodreida... - zacz�� Folko tradycyjne dworskie powitanie, jednak�e w�adca powstrzyma� go gestem:
- Nie pora na ceremonia�y... Na polu pod Tharbadem rozmawiali�cie ze mn� inaczej! I chcia�bym, �eby tak by�o zawsze. Siadajcie! Pocz�stunek nie jest bogaty, ale nie mo�na wi�cej wymaga� od Zachodniej Rubie�y... - pokiwa� g�ow�. - Siadajcie, zaprosi�em was wszystkich nie po to, by rozkoszowa� si� jad�em, ale na rozmow�.
Z szacunkiem przywitawszy si� z Marsza�kami, Folko i krasnoludy usiedli na wolnych miejscach przy d�ugim stole. Jego widok przygn�bi� Malca; na �nie�nobia�ym obrusie sta�o tylko kilka p�misk�w z lekkimi przek�skami, a wygl�da�y wr�cz sieroco. Piwa nie by�o, zamiast niego znalaz�y si� ciemne butelki ze starym gondorskim winem, najpewniej przedwojennym. Wojn� za� wszyscy na Zachodzi nazywali w�a�nie wtargni�cie Olmera, a nie owe niezliczone wyprawy i potyczki, kt�re sta�y si� tak cz�ste po upadku Kr�la Bez Kr�lestwa. Czas wi�c podzieli� si� na to co "przed Wojn�" i po niej. Oczywi�cie, teraz czasy "przed Wojn�" uwa�ane by�y za Z�oty Wiek.
- Przyjaciele - kr�l podni�s� i opu�ci� z�oty kielich, jedyn� relikwi�, kt�ra pozosta�a w rodzie roha�skich w�adc�w po Theodenie Wielkim. - Dla wszystkich na Zachodzie, P�nocy i Wschodzie nasza wyprawa sko�czy�a si�. Jednak�e prawda jest inna.
Eodreid potrafi� zaskoczy� nawet swoich zaufanych. Do�wiadczeni Marsza�kowie ze zdumieniem wpatrywali si� w swojego pana. Malec przesta� rozmy�la�, czy nie pojawi si� aby na stole co� bardziej smakowitego do jedzenia, i oniemia�y nie odrywa� wzroku od kr�la.
Ten cz�owiek wzbudza� zaufanie. Niedawno sko�czy� czterdzie�ci lat, by� w rozkwicie si�; z�ociste, charakterystyczne dla roha�skiego przyw�dcy w�osy opada�y mu na ramiona, g��boko osadzone szare oczy patrzy�y surowo i przenikliwie. D�ugie w�sy si�ga�y ko�cami podbr�dka - zgodnie z mod�, przej�t� od wschodnich plemion, cho� nikt nie chcia� si� do tego przyzna�. Blizny, najstosowniejsza ozdoba m�czyzny, przecina�y mu czo�o i lewy policzek. Zazwyczaj kr�l ubiera� si� z wyszukan� prostot�, jednak�e podczas �wi�t wspania�o�ci jego szat mogliby pozazdro�ci� nawet w�adcy Numenoru. I ma�o kto wiedzia�, �e owe z�ote hafty, brylanty, szafiry, szmaragdy, aksamit i z�otog��w - wszystko to zosta�o po�yczone od krasnolud�w, i �e w zamian kr�lowa musi po nocach �l�cze�, haftuj�c p�aszcze paradne w�adc�w podziemi... Czasami, nie bacz�c, �e nosi koron�, siada� do pomocy i sam Eodreid, ale o tym wiedzia�o tylko kilku zaufanych ludzi; nizio�ek Folko, syn Hemfasta, znajdowa� si� w ich gronie.
- Jednak�e prawda jest inna - powt�rzy� kr�l, uwa�nie wpatruj�c si� w twarze zebranych. Wszyscy oni byli zbyt m�odzi jak na swoje wysokie stanowiska: stara gwardia Rohanu poleg�a na �uku Iseny. Teraz kr�lestwo z trudem mog�o wystawi� osiem do dziesi�ciu tysi�cy kopii - a i to dopiero wtedy, je�li stawiliby si� wszyscy, od pi�tnastu lat do pi��dziesi�ciu. Zreszt�, ten wojowniczy lud nie wyobra�a� sobie innego �ycia.
- Wojna wkr�tce si� rozpocznie, przyjaciele moi, to dopiero pocz�tek. - Kr�l wsta� od sto�u, z przyzwyczajenia trzymaj�c w r�ku puchar Theodena, nape�niony po brzegi. W taki spos�b, z pe�nym kielichem, kr�l cz�sto ko�czy� uczt� - po prostu nie lubi� mocnych trunk�w.
- Ale... przecie� zawarli�my "wieczysty pok�j"! - wykrztusi� ochryp�ym g�osem Erkenbrand, niem�ody ju�, nieco oty�y wojownik, potomek w prostej linii tego w�a�nie Erkenbranda Westfoldinga, kt�ry walczy� z hufcami Sarumana w czasie Wojny o Pier�cie�. By� to jedyny z zaufanych Eomunda, ojca Eodreida, kt�ry przeszed� Anduin�, Isen� i do�y� dzisiejszego dnia. Tylko on mia� niepisane prawo przerywania kr�lowi.
W�adca spokojnie skin�� g�ow�:
- S�usznie, Najdzielniejszy. Ale czy cz�owiek, kt�remu przystawiono do gard�a n� i zmuszono do porzucenia dobytku, nie ma prawa odzyska� swego maj�tku si��? Odebrano nam owoce naszych zwyci�stw, tharbadzkie niepowodzenie drogo kosztowa�o Rohan... Dlatego m�j podpis na tym pergaminie, kt�remu takie znaczenie przypisuj� Howrarowie, Dunlandczycy i Hazgowie wraz z easterlingowskimi barbarzy�cami, jest niczym wi�cej jak tylko znakiem pozostawionym przez bawi�ce si� dziecko na nadmorskim piasku. Wystarczy chwila - i fala wszystko zetrze, nie pozostanie nawet �lad... Tak i tu, Najdzielniejszy. Przyj��em pok�j, poniewa� w innym wypadku armia mog�a ponie�� zbyt wielkie straty w drodze powrotnej. Uczyni�em tak, by�my mogli spokojnie wr�ci�. Pok�j odegra� swoj� rol� i mo�na o nim zapomnie�.
Kr�l ponownie powi�d� spojrzeniem po zebranych.
- Tak, wiem, o czym wszyscy my�licie: w�adca Rohanu da� s�owo, a teraz dopuszcza si� wiaro�omno�ci. Chce o nim zapomnie�! Przyznajcie si�, ka�demu z was przysz�a do g�owy takowa my�l, czy� nie mam racji? W ka�dym razie ja pierwszy tak uzna�em, wierzcie mi. Ale nie mamy innego wyj�cia. Olmer by�, cokolwiek by�my o nim m�wili, wielkim zdobywc�. I wiedzia�, jak nale�y uderza� - niespodziewanie, b�yskawicznie, nie daj�c wrogowi czasu na opami�tanie, wisz�c na jego plecach wpada� do miast! Przypomnijcie sobie opowie�� Teofrasta Kronikarza... Je�li nie skorzystamy z lekcji Kr�la Bez Kr�lestwa - Isena mo�e si� powt�rzy�. Tyle �e tym razem ju� nie b�dzie komu ucieka�. I odbudowa� Rohan te� nie b�dzie komu. Na �uku mieli�my sze��set pe�nych eored�w! Nigdy nie wystawiali�my takiej si�y, i co si� sta�o? Nasza armia zosta�a starta z powierzchni ziemi! Do dzi� nie pojmuj�, jak uda�o si� potem zebra� trzydzie�ci tysi�cy...
Folko siedzia� os�upia�y. Eodreid, szlachetny kr�l Rohanu, kt�rego s�owo uwa�ano za twardsze od kamienia, pierwszy got�w by� obrzuci� swe imi� b�otem, okry� si� wieczn� ha�b�. Z trudem powstrzymywa� cisn�ce si� na wargi s�owa - szanowa� w�adc�, nieraz walczyli rami� w rami�, dlatego nie zamierza� pokornie chyli� g�owy po TAKIM o�wiadczeniu. O nie!
- Wys�uchajcie mnie uwa�nie, przyjaciele. - Kr�l uni�s� r�k�. - Wys�uchajcie jeszcze chwil�. W gruncie rzeczy sprawa jest prosta. Podpisany przez nas pok�j jest ugod� pozorn�. Wszyscy rozumiej�, �e my ani z Hazgami, ani z Howrarami czy innymi naje�d�cami nie mo�emy �y� zgodnie. Oni z nami te� nie. S� tylko dwie mo�liwo�ci: albo oni zniszcz� nas, albo my ich. Przypomnijcie sobie, jak walczyli Dunlandczycy podczas tej wojny!
Folko nie zapomnia�. Ale pami�ta� tak�e fatalne uderzenie dunlandzkiej piechoty na ty�y otaczaj�cych ju� Olmera
Rohirrim�w w czasie Bitwy nad Isen�, pami�ta� i straszliw� zemst� ocala�ych stepowych je�d�c�w... Nie mo�na zamkn�� takich krwawych porachunk�w. Zreszt�, cudem ocala�e niedobitki dunlandzkiego plemienia ponownie przekaza�y wojownik�w do armii Howrar�w. A walczyli Dunlandczycy rozpaczliwie...
- D�u�ej tak by� nie mo�e - m�wi� Eodreid, jego oblicze za� coraz bardziej ciemnia�o pod wp�ywem powstrzymywanego gniewu. - Nadejdzie dzie�, kiedy zmiot� nas z powierzchni ziemi, je�li nie wzbudzimy w nich takiego l�ku, �e b�d� naszym imieniem straszy� dzieci w ko�yskach!
Folko spu�ci� oczy. Co� poruszy�o si� obok serca, poczu� t�py b�l. Znane s�owa... Zemsta, zemsta i jeszcze raz zemsta! Czy on sam nie �y� wed�ug tego wilczego prawa przez ostatnich dziesi�� lat?
Kr�l upi� z pucharu, co by�o nieomylnym znakiem, �e jest bardzo zdenerwowany.
- Nikt teraz nie oczekuje naszego uderzenia. Wra�e zwiady zamelduj�, �e wojsko wr�ci�o do Rogatego Grodu i lada moment rozejdzie si� do dom�w. A my w tym czasie sekretnymi �cie�kami przejdziemy G�ry Bia�e, ominiemy je od zachodu, odetniemy Howrar�w i Hazg�w od pomocy Otona i Terlinga, a potem zacznie si� wielkie polowanie! Nikt nie mo�e uj�� z �yciem.
- Jeste�my wojownikami, a nie katami! - wychrypia� Erkenbrand. Oczy starego wojownika p�on�y oburzeniem.
- Wiem. - G�os d�wi�cza� jak uderzone m�otem kowad�o. Eodreid z trudem powstrzymywa� gniew. - Wybieraj, Najdzielniejszy: albo my b�dziemy oprawcami, albo inni stan� si� naszymi katami! Ja chc�, by Rohan �y�. Ka�da cena, w tym i moje �ycie, co tam �ycie! - honor m�j! - jest niczym w por�wnaniu z tym. A zniszczywszy wszystkich wrog�w w mi�dzyrzeczu Gwathlo i Iseny - a tym bardziej, po zdobyciu Tharbadu! - mo�emy inaczej rozmawia� z Annuminas... Zmusimy ich do uznania nienaruszalno�ci naszych granic!... A teraz chc� wys�ucha� was. Prosz�, �eby� pierwszy wypowiedzia� si� ty, mistrzu Folko!
Hobbit by� zaskoczony - nie oczekiwa� takiego zaszczytu. Rzuci� szybkie spojrzenie na przyjaci� krasnolud�w: ich nie przeniknione oblicza przypomina�y maski, co �wiadczy�o, �e nie spodoba�y im si� s�owa, kt�re us�yszeli, i to bardzo.
Folko wsta�. Przechwyci� nieprzychylne spojrzenie Erkenbranda, odwr�ci� si� do starego wojownika i z�o�y� mu pe�en szacunku uk�on.
- M�j panie, mo�e lepiej, by zacz�� Najdzielniejszy?... zapyta� kr�la.
- Pozw�l, bym ja o tym decydowa�! - uci�� Eodreid. - Ty te� by�e� nad Anduin� i nad Isen�... jak i ja, zreszt�. Tak wi�c m�w �mia�o.
Folko uni�s� brwi - tak by widzia� to sapi�cy z oburzenia Erkenbrand. Spojrzeniem pragn�� wyrazi� swoje odczucia: "Ja to wszystko rozumiem, ale wykonuj� polecenie, nie gniewaj si� na mnie, Najdzielniejszy". Zacz�� m�wi�:
- M�j panie, wed�ug mnie to szale�stwo. Wojsko jest zm�czone i os�abione stratami. Na wypraw� mo�e p�j�� co najwy�ej sze�� tysi�cy ludzi - pozosta�ych nale�y zostawi� w Rogatym Grodzie i na Isenie. Pr�cz tego nie mo�na zapomina� o wschodniej granicy. Za Anduin� nie ma spokoju... Ale nie to jest najwa�niejsze. M�j kr�lu, wiele czasu sp�dzi�em w jednym oddziale z Hazgami i wiem, �e kto dopu�ci si� zdrady, przestaje by� dla nich cz�owiekiem. Je�li swoje s�owo z�amie w�adca wielkiego kraju - w oczach Hazg�w ca�y nar�d jest tylko zbiorowiskiem drapie�nych zwierz�t, kt�re nale�y niszczy� bez skrupu��w, i to im szybciej, tym lepiej. Teraz s�owo w�adcy Rohanu - wypowiedzia� to ze szczeg�lnym naciskiem - warte jest wi�cej ni� z�oto. Dlatego, �e kr�l nigdy od niego nie odst�pi�. I czy nie mo�e by� tak, �e s�owem swym obronisz kr�lestwo skuteczniej ni� mieczami i kopiami? To pierwsza i najwa�niejsza rzecz. M�g�bym jeszcze wiele powiedzie� o zaletach planu wyprawy - rzeczywi�cie, �aden z wrog�w nie b�dzie nas oczekiwa� od strony morza, a je�li odnowimy traktaty z Morskim Ludem, to szans� na sukces wzrosn� - ale umy�lnie pomijam te wszystkie rozwa�ania. Albowiem, wed�ug mego rozumienia, kr�lewskie s�owo nie mo�e by� z�amane w �adnych okoliczno�ciach. Rzek�em.
- Zuch! - Siadaj�c, us�ysza� wyg�oszon� �arliwym szeptem pochwa�� z ust Torina. Malec, kt�ry by� bli�ej niego, po prostu u�cisn�� mu r�k� - tak �eby wszyscy widzieli.
Eodreid s�ucha� hobbita w milczeniu, z kamienn� twarz�, zacisn�wszy szcz�ki.
- Rozumiem opini� mistrza Holbytli - o�wiadczy� lodowatym tonem. - Co powiedz� pozostali? Co s�dzisz ty, o Najdzielniejszy?
T�gi Erkenbrand z trudem wsta� zza sto�u.
- Co mog� powiedzie� ja, stary i s�aby? - Ura�ony nie m�g� opanowa� dr�enia g�osu. - M�j kr�l od dawna ju� �yje owocami my�li w�asnych, a na dodatek podczas Rady Koronnej daje pierwsze s�owo obcym, i to najemnikom, cho� i bardzo bieg�ym!
Na zewn�trz Folko pozosta� niewzruszony, cho� �al i poczucie krzywdy rani�y serce. "Ach, ty stary, stetrycza�y ramolu! M�wisz tak po tych wszystkich bojach, w kt�rych walczy�em pod roha�skimi chor�gwiami?"
Obok hobbita w�ciekle sapa� Malec, ju� got�w rzuci� si� na krzywdziciela.
- Najdzielniejszy, poczucie krzywdy zm�ci�o ci umys� powiedzia� oschle kr�l. - Mistrz Holbytla rzeczywi�cie otrzymuje zap�at� z mojego skarbca, poniewa� nie ma �adnych lennych ziem w granicach Rohanu, co, jak widz� teraz, sta�o si� z mojej winy! Ale zapomnia�e�, Najdzielniejszy, dzi�ki komu zdobyli�my Edoras, p�ac�c tak niewielk� danin� krwi!... Zreszt�, teraz m�wimy o czym� innym. Co powiesz o moim planie?
- Co ja mog� powiedzie�... - Erkenbrand spurpurowia�, a Folko wystraszy� si�, �e w�a�nie tu, przy �wi�tecznym stole powali starego apopleksja. - Pewnie, plan jest dobry... Ale chcia�bym us�ysze�: co, pr�cz w�asnego przekonania, po�o�y� kr�l na szal�, podejmuj�c decyzj�? Zerwanie uk�adu z s�siadami, jakkolwiek �li oni byli, to co�, co nie mia�o dot�d u nas miejsca!
- Zgoda. Nie zdarzy�o si� - przyzna� Eodreid. - Nie mam rzeczywi�cie �adnych mocnych dowod�w, �e wr�g na pewno zaatakuje. Przeciwnie, wszystko wskazuje na to, �e nie, Howrarowie i Hazgowie os�abli, ich oddzia�y s� porz�dnie przetrzebione... Oczywi�cie, musi up�yn�� czas, �eby si� otrz�sn�li. Ale co oni zrobi�, kiedy podrosn� m�odzi wojownicy? Na kogo uderz�?... Czy aby nie na nas?...
Na kr�tk� chwil� zapad�a cisza.
- A sk�d nasz w�adca ma pewno��, �e nie sko�czy si� to wewn�trznymi sporami? - zapyta� cicho Torin, gdy kr�l skin�� g�ow�, przyzwalaj�c wypowiedzie� si� innym. - Dlaczego nie mieliby�my zrobi� tak, by Howrarowie wczepili si� w gard�a Hazg�w czy - razem - Hegg�w? Albo �eby ca�e si�y Minhiriathu i Enedhwaithu napad�y na w�adania Otona? Kr�l Bez Kr�lestwa po mistrzowsku sk��ca� swoich wrog�w i nie dawa� im zjednoczy� si�...
- Robi� intrygi... - zmarszczy� czo�o Eodreid.
- To lepsze, ni� �ama� w�asne s�owo! - wtr�ci� si� Malec.
- Tak, wys�ucha�em wszystkich, kt�rzy s�u�� Rohanowi, nie b�d�c z jego krwi. A wy, pozostali Marsza�kowie? - Usiad�, opieraj�c si� �okciami o st�, a podbr�dkiem o splecione d�onie.
W�r�d dow�dc�w zapanowa�o poruszenie, da�y si� s�ysze� pochrz�kiwania. Oczywi�cie nikt nie chcia� spiera� si� ze swoim w�adc�. W ko�cu zdecydowa� si� Brego, jeden z dow�dc�w konnych tysi�cy - uderzeniowej si�y roha�skiego wojska.
- E... e... Kr�lu m�j... - Brego nie by� m�wc�, to wiedzieli wszyscy. Z�o�liwcy twierdzili, �e �atwiej nauczy� psa �piewa� uroczyste hymny ni� Trzeciego Marsza�ka Brega sztuki przemawiania. To, �e nie by� oratorem, nie przeszkadza�o mu jednak by� znakomitym dow�dc� i dzielnym wojownikiem. - Kr�lu m�j, znaczy... My�l� ja... e... niebezpieczne to. No tak. Niebezpieczne. Tak.
- Wystarczy, Brego, wystarczy! - Eodreid skrzywi� si� i wszyscy obecni wymienili zdziwione spojrzenia: w�adca Rohanu nigdy wcze�niej nie pozwala� sobie na przerywanie cz�sto niezrozumia�ych wywod�w Trzeciego Marsza�ka. - My�l tw� pojmuj�. Niebezpiecznie jest i�� z sze�cioma tysi�cami na trzykrotnie liczniejsze oddzia�y wroga, powiadacie? Ale mistrz Holbytla s�usznie zauwa�y�, �e odnowiwszy sojusz z Morskim Ludem, zwi�kszymy nasze szans�. W razie powodzenia do��cz� do nas cztery tysi�ce mieczy! Z tak� armi� mo�na ju� �mia�o i�� na Tharbad...
Folko zacisn�� usta: bardzo mu si� nie spodoba�o takie ukierunkowanie narady. Eodreid sprowadzi� rozmow� do problem�w czysto militarnych - czy wystarczy si�, gdzie skierowa� g��wne uderzenie, co zrobi�, by zdoby� sojusznik�w - jakby wszyscy ju� zgodzili si� z tym, �e traktat, podpisany przez w�adc� Rohanu, jest niczym wi�cej jak tylko pomazanym przez dzieciaka kawa�kiem znakomicie wyprawionej sk�ry.
- Ale okr�ty Morskiego Ludu odp�yn�y - zaoponowa� Freka, Czwarty Marsza�ek. - Trzeba b�dzie wiele czasu, by ponownie zebrali swoje si�y...
- Ale� oni nie zgodz� si� na to! - wypali� nieoczekiwanie Malec. - To s� przecie� piraci. Uczciwych wojownik�w mo�emy policzy� na palcach jednej r�ki. Mo�e Farnak, pewnie, Lodin - te�... Powiadaj�, �e Chelgie jest w porz�dku... A reszta? Chocia�by Skilludr! Gdzie tu jest dla nich �up? Oni ju� Howrarom odebrali wszystko, co mogli. A co do Hazg�w, to nie s� tacy g�upi, �eby si� z nimi w bitk� wdawa�.
Folko zruga� siebie w my�lach za to, �e tak oczywiste fakty nie przysz�y mu do g�owy.
- Racja! - zahucza� Torin. - Tym z Morskiego Ludu nale�y p�aci�, i to z g�ry. Wtedy walcz� jak orkowie. Gdy ich Morgoth zach�ca�...
Eodreid spu�ci� wzrok, ale wcale nie wygl�da� na kogo�, kto przyznaje si� do w�asnego b��du. Wygl�da� na �miertelnie zm�czonego niewybaczaln� g�upot� swoich najbli�szych, nierozumiej�cych oczywistych nawet dla dziecka spraw. Zapad�a cisza; przytulna komnata niespodziewanie wyda�a si� hobbitowi z�owroga, jak izba tortur. Mia� wra�enie, �e w starych murach od�y�a rozpacz Theodena, gdy ten, zamkni�ty niczym nied�wied� w norze, czeka�, kiedy orkowie Sarumana wedr� si� w ko�cu do jego cytadeli... Folko wyczu� t� przyt�aczaj�c� rozpacz tak wyra�nie, jak dziesi�� lat temu wyczuwa� zbli�anie si� Olmera. Od czasu zag�ady Szarych Przystani nie zdarza�o mu si� nic podobnego; chwyta�y go nie wiadomo czym wywo�ane md�o�ci.
A tymczasem Eodreid m�wi� dalej:
- C�, znam ju� opini� Rady. Przyznam, �e oczekiwa�em innej odpowiedzi... Oczywi�cie, mog� po prostu wyda� rozkazy, ale wola�bym przekona� was. Stary �wiat ju� nie istnieje, my�la�em, �e wszyscy o tym wiedz�. Nadesz�a pora innych wojen. Takich, w kt�rych wrog�w musisz wyci�� w pie�, od ma�ego do starego, poniewa� w innym wypadku oni unicestwi� tw�j r�d. Minhiriath, Enedhwaith, Eriador - s� zaludnione przybyszami ze wschodu. Nasze ziemie to wysepka, ze wszystkich stron otoczona falami barbarzy�skiego morza, morza obcych... Heggowie, Hazgowie, Howrarowie, Dunlandczycy... A za Anduin� - jakie tam �yj� nikomu nieznane plemiona, przyby�e jeden Manwe wie sk�d! A przeciwko nim stoimy tylko my. Gondor jest s�aby i ledwo odpiera nacisk Haradrim�w, dzia�aj�cych wsp�lnie z korsarzami Umbaru. My jeste�my ostatni� nadziej� Dobra i �wiat�a. My powinni�my rozpocz�� t� wielk� wojn�, kt�ra sko�czy z truj�cymi pomiotami Olmerowego najazdu. Rohan ma do tego prawo. Zap�acili�my ju� najwy�sz� z mo�liwych cen. Po�owa naszych m��w poleg�a w tej wojnie! Czy mo�emy wi�c pozwoli� sobie na czekanie, a� wr�g raczy sam napa�� na nas?! Nie, nie i jeszcze raz - nie! Post�pujemy zgodnie z testamentem Valarow. Si�y Mroku pad�y, po�amawszy sobie z�by o mury Szarych Przystani. My nie jeden raz i nie dwa zwyci�ali�my naszych wrog�w i wiemy: nie maj� oni ju� �adnych magicznych mocy, jak, zreszt�, i sprawnych dow�dc�w. Drugiego Olmera nie ma i nie b�dzie! Zwyci�ymy!
- Hm... - W g�osie Torina nie wyczuwa�o si� szacunku. A je�li przegramy? Easterlingowie na razie s� jeszcze bardzo mocni... Nie jestem pewien, czy Dorin S�awny ponownie wyprowadzi w pole moryjski hird. A czy oprze si� Rohan, b�d�c nawet w sojuszu z Morskim Ludem, w kt�rego mo�liwo�ci bardzo pow�tpiewam, gdy przeciwko nam wyst�pi ca�a moc Terlinga i Otona wraz z Angmarem? Pami�tajmy, �e nie mogli�my utrzyma� Tharbadu, mimo �e z nami byli i Beorningowie, i cz�� Eldring�w - niema�a si�a! A jednak czym si� to wszystko sko�czy�o? Ziemie o cztery tylko dni drogi od Iseny... �miech i tyle.
Zaleg�a niezr�czna cisza. Krasnolud m�wi� prawd�. Koniec wojny zupe�nie nie przypomina� tego zaplanowanego w Edorasie, gdy wojn� rozpoczynano...
Folko wpatrywa� si� w oblicze kr�la. Bardzo dobrze zna� w�adc�, pami�ta� triumfuj�c� armi� i samego wodza, m�odego jeszcze: jego twarz promienia�a szcz�ciem, gdy padli ostatni Howrarowie - obro�cy Meduseldu, i Eodreid na ziemi swych przodk�w dono�nym g�osem obwie�ci� Przywr�cenie Rohanu. Pami�ta� hobbit energicznego, m�drego w�adc� Marchii w dniach szturmu na Rogaty Gr�d i walk o Isen�. I on, mistrz Holbytla, nie m�g� si� myli� - co� ow�adn�o kr�lem. Eodreid nigdy nie napawa� si� wojn�. Pok�j by� wyj�tkowo sprzyjaj�cy Rohanowi: Howrarowie, po niez�ej lekcji, raczej nie zaryzykowaliby w najbli�szej przysz�o�ci napa�ci na Marchi�... Co� tu by�o nie w porz�dku, wmiesza�y si� jakie� si�y, kt�re popycha�y roha�skiego w�adc� do samob�jczego kroku. Jakie to si�y? Co mog�o a� tak zm�ci� umys� do�wiadczonego, dzielnego stratega, kt�ry mia� za sob� niejedn� wojn�? Dlaczego podj�� decyzj� absurdaln� nawet dla stetrycza�ego Erkenbranda? Z�ama� kr�lewskie s�owo. Poza ojcob�jstwem nie by�o dla przybyszy ze Wschodu ohydniejszej zbrodni. I gdzie� w g��bi duszy hobbita, wy�amuj�c zakrzep�� skorup� lodu, nagle odezwa�o si� jakie� wspomnienie z przesz�o�ci, kt�re jakby ��czy�o si� z niedaj�cymi si� wymaza� z pami�ci dniami pogoni za Olmerem. To by�o jak spodziewany b�l, towarzysz�cy wyrywaniu zepsutego z�ba...
�ciany komnaty drgn�y i rozmy�y si�. W piersi poruszy�o si� co� ciep�ego i Folko omal nie spad� z siedziska - od�ywa� sztylet Otriny! Dziesi�� lat, dziesi�� d�ugich lat s�u�y� mu wiernie, ale ca�kowicie straci� magiczne w�a�ciwo�ci, sta� si� zwyczajnym ostrzem, mo�e nawet z doskona�ej stali, ale tylko tyle. Nie wierz�c sobie, hobbit dotkn�� pochwy palcami - tak jest, stara wytarta sk�ra promieniowa�a wyra�nym ciep�em. Moce drzemi�ce w ostrzu z b��kitnymi kwiatami budzi�y si� do �ycia.
Ca�kowicie straci� poczucie rzeczywisto�ci. Ws�uchiwa� si� w swoje odczucia. Nie... niby nic szczeg�lnego... a je�liby zajrze� tu?!
Na prawej r�ce nadal nosi� prezent ksi�cia Forwego - z�oty pier�cie� z b��kitnym kamieniem. Purpurowy motylek, kt�ry kiedy� trzepota� skrzyde�kami w rytm bicia serca hobbita, dawno znikn�� z g��bin kamienia; wszyscy przywykli do pier�cienia, uwa�ali go za zwyczajn� ozdob�, dziwn� zachciank� dzielnego wojownika, kt�remu, tak naprawd�, nie przystoi zdobi� si� kobiecymi �wiecide�kami. Przez dziesi�� lat pier�cie� by� martwy, a teraz, po tym, co si� sta�o ze sztyletem, Folko nawet niezbyt si� zdziwi�, dostrzegaj�c w g��binach kryszta�u miarowe ruchy ogni�cie purpurowych skrzyde�. Motylek o�y�.
Dawniej Folko Brandybuck poderwa�by si� z miejsca i z ogniem w oczach za��da�, by wszyscy ws�uchali si� w te gro�ne oznaki, wieszcz�ce... Eru jeden wie, co. Na pewno co� z�ego. Tego rodzaju emocje jednak ju� min�y. Teraz hobbit odwr�ci� pier�cie� kamieniem w d�, �eby nikt nie zauwa�y� zmiany. Wysi�kiem woli zmusi� si� do przys�uchiwania temu, o czym rozmawiano.
A dzia�o si� co� niedobrego. Eodreid chyba po raz pierwszy w trakcie swego panowania da� upust z�o�ci.
Nie, nie krzycza� i nie tupa� nogami, nie kaza� �ci�� wszystkich, kt�rzy si� z nim nie zgadzaj�, po prostu wydawa� polecenia lodowatym, martwym g�osem, a to by�o jeszcze gorsze. Do�wiadczeni wojownicy czuli, jak w�osy staj� im d�ba, a po plecach sp�ywa zimny pot. Mo�na by�o s�dzi�, �e zamiast ich kr�la, kt�remu wszyscy byli szczerze oddani, pojawi� si� w komnacie zupe�nie inny cz�owiek, twardy i okrutny. Rozkazy jego budzi�y groz�.
- Zatroszczcie si�, by zabrano wystarczaj�co du�o trutki tej, kt�r� otrzymali�my od krasnolud�w i kt�r� oni stosuj� na kamienne szczury. Po drodze b�dziemy zatruwa� studnie wszystkie, co do jednej! Wzi�� ze sob� zapasy oleju - wypalimy pola i pastwiska. Wsie i miasta sp�on� wraz z mieszka�cami. Nikogo nie oszcz�dza�! B�karty mroku nie zas�uguj� na lito��. Dzieci nie s� wyj�tkiem. Nie chc�, by wyro�li z nich m�ciciele. W ten spos�b raz na zawsze powstrzymamy najazdy z zachodu na Rohan.
- A co, skoro tak, z Amorem, m�j panie? - zapyta� Brego. - Terling jest mocny, przekl�ty, �eby go rozerwa�o na strz�py! Pod Tharbadem odczuli�my to na w�asnych sk�rach! - Tak, Terling jest mocny - bez zastanowienia odpowiedzia� Eodreid. W jego spojrzeniu pl�sa�y czerwone odblaski ognia pochodni, przez co wydawa�o si�, �e kr�l ju� widzi olbrzymie po�ary, trawi�ce wra�e miasta i wsie. - Ale b�dzie musia� i�� przez wypalone ziemie. Jego wojsko po przekroczeniu Gwathlo nie znajdzie wody, �ywno�ci ni fura�u. A my uderzymy na� na wcze�niej przygotowanych rubie�ach, wym�czymy atakami z zasadzki... Nie dojd� do Iseny!
Malec g�o�no prychn��. Ma�y Krasnolud nie przebiera� w s�owach nawet przed obliczem kr�la.
- Dojd�, dojd�, jeszcze jak dojd�! - rzuci�, nie namy�laj�c si�. - Wod� wezm� w buk�akach z Gwathlo. A mog� nawet �atwiej si� tu dosta� - okr�tami po Isenie... Z�ota na przekupienie Morskiego Ludu maj� do��.
Eodreidowi drgn�� policzek.
- Rada zako�czona - powiedzia� zgrzytliwym g�osem, ledwie panuj�c nad rozpieraj�c� go w�ciek�o�ci�. - Mam nadziej�, �e wszyscy Marsza�kowie Marchii spe�ni� sw�j obowi�zek. Wojska nie rozpuszcza�! A pos��w do Morskiego Ludu wy�l� natychmiast. Na Isenie obecnie stoi dru�yna tana Farnaka, czy� nie tak? Z nim w�a�nie pos�owie wyrusz�. A teraz pozwalam wszystkim odej��.
Marsza�kowie wstawali jeden po drugim, odchodzili, sk�aniaj�c g�ow� przed w�adc�.
Grube d�bowe drzwi zamkn�y si�. Z kr�lewskich komnat ulokowanych na g�rnych pi�trach prowadzi� tylko jeden korytarz, a wi�c czy kto� tego chcia� czy nie, wszyscy roha�scy dow�dcy szli razem. Panowa�a przyt�aczaj�ca cisza.
- Ee...! Nie wolno nam, ten tego, rozumiecie, nie wolno tego wymy�lonego robi�! - zdumiewaj�co dobitnie rzek� Brego.
Wszyscy zatrzymali si� jak na komend�. Wygl�da�o, �e pozostali roha�scy wielmo�e my�leli tak samo, poniewa� Frekowi wyrwa�o si�:
- Prawda, tylko jak?
- Jak, jak... - wychrypia� wci�� jeszcze purpurowy Erkenbrand. - Co tu o tym gada�... Wszak s� mi�dzy nami najemnicy!
Folko gwa�townie odwr�ci� si�, jakby smagni�ty batem.
- Czy aby nie zamy�la Najdzielniejszy spiskowa� przeciwko swemu kr�lowi? - wycedzi� przez z�by hobbit, k�ad�c d�o� na r�koje�ci. Obok niego zatrzyma�y si� krasnoludy, trzymaj�c topory w pogotowiu.
- E, wy co... tego! - poderwa� si� Brego, b�yskawicznie staj�c mi�dzy starym wojownikiem i Folkiem. - Najdzielniejszy, prosz� ci�...
- Je�li dojrzewa tu zdrada... - wyskandowa� Torin lodowatym g�osem.
- Jaka zdrada! - wrzasn�� rozpaczliwie Freka. - Wszak rozkazy kr�la zgubi� Rohan! Przecie� pierwsi si� im sprzeciwili�cie!
- Ale to nie znaczy, �e zdradzimy swoje s�owo - odparowa� Malec.
- My te� nie zamierzamy! - wykrzykn�� z zapa�em Hama, najm�odszy z roha�skich Marsza�k�w. - Chcemy po prostu uratowa� kr�la od zguby! Czy nie na tym polega prawdziwy obowi�zek tych, kt�rzy kochaj� sw�j kraj i swego w�adc�?
Folko, Torin i Malec, wymieniwszy spojrzenia, beznami�tnie i w milczeniu �egnali si� z pozosta�ymi Marsza�kami.
- Hej, dok�d wy... ten... tego? - zaniepokoi� si� Brego. Musimy pogada�. B�dziecie z nami czy nie?
- Czy� mog� najemnicy, jak nas okre�li� czcigodny Erkenbrand, dyskutowa� nad rozkazami naszego zleceniodawcy? odezwa� si� Torin umy�lnie lodowatym tonem. - W�adca Eodreid wyda� polecenie. Nie pozostaje nam nic innego, jak wykona� je.
Brego sp�sowia�.
- No, tego... znaczy si�, nie miejcie w sercu z�o�ci. Ja, tego, wybaczenia prosz�, s�yszycie? Ja, jakby... e... od wszystkich nas... prawda? - Spocony z wysi�ku, albowiem rzadko zdarza�o mu si� prawi� takie uprzejmo�ci, obrzuci� spojrzeniem pozosta�ych Marsza�k�w Rohanu. - Wy, tego, nie z�o��cie si� na Najdzielniejszego. On przecie�... no, znaczy, stary, czy jak tam...
- Poczekaj, Torinie. - Folko tr�ci� �okie� przyjaciela. Nie zaszkodzi, gdy wys�uchamy wszystkich. Mo�e razem dojdziemy do jakiego� s�usznego wniosku.
Wida� by�o, �e krasnoludy s� �miertelnie obra�one. Sam Folko r�wnie� nie wybaczy�by nikomu takich s��w, gdyby Erkenbrand nie by� tak stary i stetrycza�y. Cudem wyszed� z boju nad Isen� i, jak powiadaj� ludzie, zmieni� si� bardzo po tej bitwie - niestety nie na lepsze.
- S�usznie, s�usznie! - podchwyci� Freka. - Najdzielniejszy...
- Najdzielniejszy myli� si�, wypowiadaj�c zapalczywie o�wiadczy� wolno Seorl, dot�d milcz�cy Pi�ty Marsza�ek. - Nie nale�y z powodu nierozwa�nych s��w jednego k��ci� si� ze wszystkimi. Mistrz Holbytla ma racj�. Musimy om�wi� wszystko dok�adnie i bez emocji.
Nie od razu, ale uda�o si� wsp�lnymi si�ami nak�oni� do tego krasnoludy. Erkenbrand, obraziwszy si�, o�wiadczy�, �e z "najemnikami" nie si�dzie do sto�u, i oddali� si�, daremnie usi�uj�c przybra� dumn� i wielkopa�sk� postaw�. By�o to jednak niemo�liwe z powodu trz�s�cej si� g�owy...
Folko ze smutkiem patrzy� w �lad za nim. Nie, nie mia� racji, obra�aj�c si� na zdziecinnia�ego starca. Niech m�wi, co chce! Kr�l trzyma go w Radzie tylko dlatego, �e chce okaza� szacunek ostatniemu �yj�cemu wsp�towarzyszowi swego ojca...
O�miu roha�skich dow�dc�w zesz�o do wielkiej sali balowej. By�o tu dzi� ciemno i cicho - �wi�towano poza murami zamku.
- Tu my... tego... ten, mo�emy porozmawia�. - Brego usiad� na �awie.
- Trzeba wymusi�, by zmieni� rozkazy... - zacz�� Seorl, jednak�e Freka przerwa� mu gniewnie:
- To nawet baran wie!... Ale czy kt�ry� z nas ma pomys�, JAK tego dokona�?
- Kr�l Eodreid nie odst�puje �atwo od swego zdania wtr�ci� si� do rozmowy Teomund, Si�dmy Marsza�ek. - Zreszt�, wcze�niej...
- Wcze�niej nie podejmowa� takich szalonych decyzji! warkn�� Seorl. - Co za giez go ugryz�? Jeszcze wczoraj nic nie zapowiada�o...!
- A co tu gada�... niewa�ne, dlaczego tak zamy�la, czy nie mam racji? - Brego, najstarszy stopniem w�r�d zebranych, usi�owa� kierowa� rozmow�. - Trzeba ratowa� Rohan! Tak czy nie? Znaczy, ten, tego... wojsko z wyprawy... e... nie wr�ci, wiadomo, tak czy nie? Nie wr�ci, wiemy to wszyscy. No to jak kr�la przekona�?
- Mo�e gdy troch� och�onie, porozmawiamy z nim znowu... - zaproponowa� Eotain.
- A je�li odm�wi? - nie ust�powa� Trzeci Marsza�ek.
- Wtedy si� zastanowimy. - Eotain uchyli� si� od odpowiedzi wprost.
- No... tego... a jak uwa�aj� mistrz Holbytla i czcigodne krasnoludy? - Brego zwr�ci� si� do Folka i przyjaci�.
Torin wzruszy� pot�nymi ramionami.
- Na wojnie nie dyskutuje si� z rozkazami kr�la. Mo�emy do woli spiera� si� podczas Rady, ale je�li, mimo wszystko, nie zmieni zdania, nale�y si� podporz�dkowa� jego woli.
- Nawet je�li... tego... no... ca�y ten tego... kraj, jak mu tam? na zatracenie? A ludzi, kt�rzy ocalej�... tego... znaczy... w niewol� wp�dzi? - zapyta� po prostu Brego. Pot�ny m�czyzna szeroko�ci� ramion niewiele ust�powa� krasnoludowi. Jego jasnobr�zowe oczy pociemnia�y. Folko przypomnia� sobie, �e Brego jako daleki krewny Eodreida, pomin�wszy syna i c�rk� kr�la Rohanu, jest, zapewne, jednym z pierwszych pretendent�w do korony Edorasu...
- A... tego... co winni zrobi�... ci, no - oddani wojownicy... tego... oddani, znaczy si�, narodowi swemu... je�li... w�adca, znaczy, prowadzi ich... jego... do zguby nieuniknionej? - rozwa�a� Trzeci Marsza�ek, coraz bardziej zapalczywie.
Folko skrzy�owa� r�ce na piersi i zmru�y� oczy. Wszystko wskazywa�o, �e mo�e doj�� do przewrotu. Dobry dow�dca i odwa�ny wojownik, Brego, bez wi�kszego trudu przeci�gnie na swoj� s