3129

Szczegóły
Tytuł 3129
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3129 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3129 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3129 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

James Matthew Barrie PRZYGODY PIOTRUSIA PANA Opracowa�a ZOFIA ROGOSZ�WNA Tytu� orygina�u angielskiego Peter Pan 3 Tower Press 2000 Copyright by Tower Press, Gda �sk 2000 4 Rozdzia� I Wielka wyprawa do Parku Le�nego By�oby wam trudno zrozumie� przygody Piotrusia Pana, gdyby�cie nie wiedzieli, jak wygl�da Park Le�ny. Park ten jest olbrzymi i le�y w pobli�u bardzo wielkiego miasta, w kt�rym mieszka kr�l. Prawie codziennie chodzimy z Daniem do parku i Danio jest wprost oszo�omiony mn�stwem wra�e�, jakich tam doznaje. Nigdy jeszcze �adne dziecko nie zwiedzi�o ca�ego parku za jednym razem, bo malcy w wieku Dania musz� sypia� od dwunastej do pierwszej w po�udnie i dlatego trzeba spieszy� z powrotem do domu. Gdyby jednak wasze mamy nie przestrzega�y tak koniecznie tego spania od dwunastej do pierwszej w po�udnie, to mo�e mogliby�cie zwiedzi� ca�y Park Le�ny w jednym i tym samym dniu. Przed parkiem ci�gnie si� niesko�czenie d�ugi sznur doro�ek, nad kt�rymi wasze piastunki maj� tak� w�adz�, �e skoro palec do g�ry podnios�, doro�ka staje, a wtedy dzieci przechodz� swobodnie na drug� stron� ulicy i zatrzymuj� si� przed wielk�, �elazn� bram�. Bram w parku jest kilka, ale zwykle wchodzi si� t� pierwsz�. U wej�cia mo�na zamieni� par� s��w z " pani� od balonik�w " . Pani ta z takim nat�eniem ca�� sw� przysadzist� postaci� przyciska sto�ek do bruku chodnika, a plecy do �elaznego ogrodzenia parku, �e twarz jej jest czerwona jak burak. Ostro�no�� ta jest bardzo wskazana, bo gdyby cho� na chwilk� pu�ci�a si� sztachet i sto�ka, baloniki, kt�re trzyma w r�ku, unios�yby j� w powietrze. I tak si� nawet sta�o kt�rego� dnia, bo gdy�my o zwyk�ej godzinie przyszli do parku, zastali�my pod bram� " now� pani� od balonik�w " . Widocznie ta dawniejsza, gruba, oderwa�a si� od sztachet i baloniki unios�y j� w g�r�. Danio bardzo �a�owa�, �e nie by� przy tym, bo skoro ju� w og�le mia�o si� sta� takie nieszcz�cie, by�by przynajmniej chcia� je widzie� na w�asne oczy. Le�ny Park jest prze�licznym ogrodem, w kt�rym rosn� miliony i setki najpi�kniejszych drzew. Zaraz za bram� zaczyna si� Gaj Figowy, ale ka�dy umyka st�d czym pr�dzej, bo tutaj bawi� si� tylko dzieci, kt�re z nikim " zadawa� si� " nie chc�, bo s� zanadto dobrze wychowane. Danio i inni bohaterowie w jego wieku nazywaj� je pogardliwie " ma�pkami " . Dzieci te chodz� postrojone jak laleczki z wystawy sklepowej, m�wi� po cichutku i u�ywaj� wyszukanych wyraz�w jak ludzie doro�li. Nudz� si� przy tym ci�gle, bo w nic si� bawi� nie umiej�. Zdarza si� jednak, �e i najlepiej wytresowana ma�pa zbuntuje si� w zwierzy�cu, przesadzi strzeg�ce j� mury i ucieknie w �wiat daleki. Takim buntowniczym duchem by�a Marynka Grey, o kt�rej dowiecie si� wi�cej, kiedy dojdziemy do bramy ochrzczonej jej imieniem. Ta ma�a Marynka jest jedyn� " ma�pk� " , kt�rej wspomnienie przechowa�o si� w Le�nym Parku. Teraz przechodzimy na Du�� Drog�. R�nica mi�dzy ni� a innymi drogami jest prawie taka jak mi�dzy wami a waszym ojcem. Danio nie mo�e si� nadziwi�, �e droga ta jest z pocz�tku w�ska, a potem rozszerza si� i rozszerza, dop�ki si� nie stanie zupe�nie szerok� drog�. Danio twierdzi, �e droga ta jest ojcem wszystkich �cie�ek i �cie�ynek parku, i wyrysowa� nawet obrazek, kt�ry mu si� ogromnie podoba. Na tym obrazku Du�a Droga wiezie w dziecinnym w�zku Ma�� Dr�k� na spacer. I na tej drodze spotka� mo�na tylko bardzo porz�dne towarzystwo. Dzieci bawi� si� tu zawsze pod okiem doros�ych, kt�rzy pilnuj�, �eby nie zamoczy�y n�ek w wilgotnej trawie, i stawiaj� je do k�ta za to, �e s� " uparciuchami " albo " mazgajami " . Wyraz " mazgaj " oznacza kogo�, kto p�acze o byle co, na przyk�ad o to, �e go niania nie chce wzi�� na r�ce albo �e mu palec z buzi wyj�to. Z dwojga z�ego lepiej ju� by� 5 " uparciuchem " , bo tyle najmilszych rzeczy jest zabronionych na �wiecie, �e warto od czasu do czasu popr�bowa�, czyby si� jednak nie da�o postawi� na swoim. Gdyby�my si� zatrzymywali przy ka�dym placu, przez kt�ry przechodzi Du�a Droga, straciliby�my tyle czasu, �e musieliby�my wraca� do domu nie obejrzawszy ani jednej cz�ci wszystkich rzeczy godnych widzenia w Parku Le�nym. Zwr�c� wam wi�c tutaj tylko uwag� na drzewo Mundzia Helwetta, pod kt�rym �w Mundzio, bawi�c si� pewnego razu, zgubi� jednego pensa, a po chwili szukania odnalaz� dwa! Od tego pami�tnego zdarzenia ca�a ziemia doko�a drzewa jest rozgrzebana i zryta rydelkami m�odocianych " poszukiwaczy z�ota " . Nieco dalej wznosi si� drewniana budka, w kt�rej zabarykadowa� si� ma�y ksi��� Henry�. Ma�y ksi��� mazgai� si� przez ca�e trzy dni bez �adnego powodu i za kar� przyprowadzono go do Parku Le�nego w sukience jego siostrzyczki. Henry� nie m�g� znie�� takiej ha�by. Na Du�ej Drodze wydar� si� z r�k bony, zamkn�� si� w drewnianej budce i nie da� si� z niej wyprowadzi�, p�ki mu nie oddano jego bufiastych majteczek z dwiema kieszeniami. Nie b�d� was namawia�, �eby�cie si� zbli�yli do Okr�g�ego Stawu, bo zanim do� dojdzie- cie, nianie wasze, kt�re s� okropnie tch�rzliwe, odci�gn� was na pewno w inn� stron� i poka�� wam �cie�k� wiod�c� do Dziecinnego Pa�acu. W pa�acu tym mieszka�a samiute�ka jedna, w otoczeniu bardzo wielu lalek, najs�awniejsza dziewczynka z ca�ego parku. Je�li kto poci�gn�� za sznurek dzwonka, wstawa�a zaraz z ��ka. O sz�stej zapala�a �wiat�o i odmyka�a drzwi w koszulce nocnej, a wszyscy wo�ali w uniesieniu: " Cze�� kr�lowej! Niech �yje kr�lowa! " Dania jednak najbardziej dziwi, sk�d taka ma�a dziewczynka wiedzia�a, gdzie s� schowane zapa�ki. Teraz zast�puje nam drog� Wy�cigowa G�ra. Zdarza si�, �e dzieci wchodz� na ni� bez zamiaru gonienia si� lub �cigania. Ledwie jednak stopy ich dotkn� jej szczytu, taka ochota wzbiera w nich nagle, �e zbiegaj� z g�ry, jakby im skrzyd�a wyros�y u ramion. Zwykle zatrzymuj� si� dopiero w�wczas, kiedy ju� tak daleko odbieg�y od starszych, �e nie wiedz�, jak trafi� do nich. Ale na szcz�cie jest tu druga drewniana budka, w kt�rej siedzi dozorca. Budka ta nazywa si� " domkiem znajdk�w " , bo jak si� tylko dziecko zgubi, idzie do dozorcy i m�wi mu, �e si� zgubi�o, a dozorca je zaraz znajduje. Na G�rze Wy�ci gowej zabawy i gonitwy nie ustaj� nigdy, bo nawet w dni zimne i wietrzne, kiedy dzieciom wychodzi� z domu nie wolno, zamiast nich bawi� si� tu i �cigaj� z��k�e, jesienne li�cie. Opanowane sza�em gonitwy, bez ko�ca wiruj� tu i goni� si�, a nikt na �wiecie nie mo�e im dor�wna� w lekko�ci i chy�o�ci. Z Wy�cigowej G�ry widzimy, jak na d�oni, Bram� Marynki Grey, o kt�rej przyrzek�em wam wi�cej opowiedzie�. By�a to �adna, ma�a dziewczynka, kt�ra co dzie� o tej samej godzinie zjawia�a si� w parku w towarzystwie dw�ch piastunek albo jednej mamy i jednej piastunki. Marynka by�a zawsze �licznie ubrana, wszystkim " ma�pkom " m�wi�a " pa " i bawi�a si� tylko swoj� w�asn� pi�eczk�, kt�r� raczy�a rzuca� na ziemi� i kaza�a podnosi� piastunce. I raptem ta grzeczna, ta �licznie ubrana i wzorowo wychowana Marynka zmieni�a si� w najniegrzeczniejsze stworzenie. Chc�c dowie��, �e jest naprawd� niegrzeczna, rozwi�za�a najpierw sznurowad�a trzewiczk�w i wywiesi�a j�zyk na cztery strony �wiata. Potem zdar�a z siebie szarf� jedwabn�, zmi�a j� i podepta�a nogami, pobieg�a do ka�u�y i skaka�a po b�ocie, p�ki nim nie obryzga�a swojej strojnej sukienki. Potem przelaz�a przez p�ot i narobi�a jeszcze wiele innych g�upstw, na kt�rych zako�czenie zrzuci�a z n�ek oba zab�ocone trzewiczki i cisn�a je daleko poza siebie. Wreszcie, ochlapana b�otem, rozczochrana i w po�czoszkach tylko, pomkn�a ku bramie, ochrzczonej teraz jej imieniem, wypad�a na ulic� i by�aby z pewno�ci� zgin�a w t�umie, gdyby biegn�ca za ni� matka nie porwa�a jej na r�ce i nie zanios�a do doro�ki, kt�ra zbuntowan� " ma�pk� " odwioz�a do domu. Sta�o si� to dawno temu i Danio tylko z imienia zna Marynk� Grey. Na lewo od Du�ej Drogi ci�gnie si� Aleja Dzidziusi�w. Pe�no tu dziecinnych w�zk�w i male�stw zaledwie raczkuj�cych - wprost trudno przej�� nie natkn�wszy si� na jakie� nie- 6 mowl�, co wywo�uje natychmiast okrzyki grozy i oburzenia nianiek. Tu jest tak�e przej�cie ku mleczarni, gdzie w prawdziwych rondlach gotuje si� mleko i gdzie kwiatki kasztan�w spadaj� wprost do waszych szklanek. Tu pij� mleko tak�e zwyczajne dzieci i do ich szklanek sypi� si� kwiatki kasztan�w, tak samo jak i do waszych. Teraz rzucimy okiem na studni� z basenem. Kiedy do tego basenu wpad� Jurek �mia�y, tyle by�o w nim wody, �e si� przelewa�a przez brzegi. Jurek by� pieszczochem swojej matki i ze wzgl�du na to, �e matka jego by�a wdow�, pozwala� jej nawet przy ludziach bra� si� czasem pod rami�. Jurka ogarnia�a nieraz niepohamowana ��dza przyg�d. Wtedy najch�tniej bawi� si� z kominiarzem Smoluchem. Pewnego razu, kiedy jak zwykle bawili si� ko�o studni, Jurek �mia�y wpad� do basenu i by�by si� utopi�, ale Smoluch da� nurka w wod� i wydoby� go na wierzch. I co najwa�niejsze, �e woda tak doskonale zmy�a sadz� z twarzy Smolucha, �e kiedy z niej wyszed�, wszyscy od razu poznali, �e Smoluch jest ojcem Jurka, kt�rego wszyscy uwa�ali za zaginionego. Od tego czasu Jurek nigdy ju� nie pozwala� swojej matce, aby go bra�a pod rami�. Pomi�dzy studni� a Okr�g�ym Stawem le�y boisko przeznaczone dla zwolennik�w kro- kieta. Tylko �e do prawdziwej gry nie dochodzi prawie nigdy, bo podzielenie dzieci na partie zabiera za wiele czasu. Ka�de z dzieci chce gr� prowadzi�, a ki edy po wielu wysi�kach uda si� nareszcie wszystkich pogodzi� i dw�ch partner�w rozpoczyna gr�, okazuje si�, �e reszta dzieci ju� postanowi�a bawi� si� w co� innego. Na tym boisku graj� w krokieta ch�opcy i dziewczynki. Ch�opcy u�ywaj� w grze drewnianej pa�ki, a dziewczynkom pomagaj� rakiety i guwernantki. Nie dziw wi�c, �e nigdy nie graj� porz�dnie, a je�liby� chcia� podpatrzy� ich rozpaczliwe wysi�ki, dolecia�yby ci� z boiska najdziwniejsze odg�osy. Z tego powodu zdarzy�a si� raz nawet bardzo niemi�a historia. Kilka dziewczynek wyzwa�o do walki " w pi�k� " Dania i pewne rozwichrzone stworzonko ( na imi� jej by�o Anielcia) . Dziewczynki zrobi�y tyle punkt�w, �e. . . albo nie, wol� pomin�� milczeniem t� niefortunn� przygod� i zaprowadzi� was do Okr�g�ego Stawu, kt�ry jest dusz� ca�ego parku. Staw jest okr�g�y i le�y w samym �rodku Parku Le�nego, a kto raz stan�� nad jego brzegiem, na pewno nie zechce kroku post�pi� dalej. Tu widzi si� ch�opc�w puszczaj�cych na wod� tak ogromne �aglowce, �e dla przewiezienia ich do parku musz� u�ywa� taczek albo w�zk�w dziecinnych. Zauwa�yli�cie pewnie, �e w parku bardzo du�o ma�ych dzieci ma wykrzywione n�ki. Nie mo�e by� inaczej, skoro bracia i kuzynkowie zabieraj� ich w�zki na swoje rzeczy, a bobasy musz� drepta� do domu piechot�. Ka�dy z was marzy� zapewne o posiadaniu �aglowej �odzi na w�asno�� i oto wujaszek spe�ni� wreszcie wasze �yczenie. Ach, wielka to przyjemno�� przywlec taki statek do parku i rozprawia� o nim g�o�no z innymi ch�opcami, kt�rzy nie maj� tak zacnego wujaszka! Ale po paru wyst�pach wolicie zostawi� wasz wspania�y statek w domu, bo wkr�tce spostrzegacie, �e �aden, cho�by najkosztowniejszy, nie mo�e si� nawet r�wna� ze " statkiem z patyka " . Szczeg�ln� cech� tego statku jest jego dziwne podobie�stwo do kawa�ka patyka przywi�zanego na ko�cu sznurka. Podobie�stwo to jednak trwa, dop�ki statek nie zostanie puszczony na wod�. Bo skoro tylko zacznie si� �lizga� po powierzchni stawu, w�a�ciciel id�cy wzd�u� brzegu i dzier��cy w r�ku sznurek widzi natychmiast t�umy majtk�w uwijaj�cych si� na pok�adzie, widzi �agle wzd�te majestatycznie i widzi, jak statek p�ynie, p�ynie dniem i noc� hen, ku cichej, bezpiecznej przystani, zupe�nie niedost�pnej kosztownym, sklepowym statkom. Noc zapada szybko, ale nieustraszony �aglowiec wyp�ywa na pe�ne morze; �agle jego wzdymaj� si� i trzepi� na wietrze i p�ynie wci�� przed siebie, ponad zatopionymi miastami, coraz to natrafiaj�c na rozb�jnik�w morskich, z kt�rymi m�na za�oga musi stacza� dzikie walki. Wreszcie po d�ugiej, mozolnej podr�y statek tw�j zarzuca kotwic� na koralowych rafach. Najpi�kniejsze przygody zdarzaj� si� zwykle, kiedy si� bawisz sam, bo we dw�ch nie mo�na si� tak bawi� jak samemu. Gdy jeste� sam, prowadzisz p�g�osem rozmowy, wydajesz 7 rozkazy, wygrywasz bitwy i bawisz si� tak znakomicie, �e zapominasz zupe�nie, gdzie si� znajdujesz i �e ju� czas najwy�szy wraca� do domu. A kiedy przestajesz si� bawi�, zapominasz zupe�nie, kim by�e� i czym tw�j statek by� wy�adowany po brzegi. Bo ju� wieko twojego skarbca si� zatrzasn�o i skarbiec zapad� w g��b twej pami�ci. Mo�e dopiero po latach inny jaki ch�opczyk odkryje go i czerpa� b�dzie z jego skarb�w. Kosztowne sklepowe statki nie kryj� we wn�trzu swoim �adnych tajemnic i dlatego widok sklepowego jachtu nie o�ywi nigdy w pami�ci doros�ego cz�owieka najmilszych wra�e� jego dzieci�stwa. Bo tylko " statki z patyka " wy�adowane s� po brzegi najcenniejszymi wspomnieniami. Jacht jest tym samym wobec " statku z patyka " , czym jest zwyczajny flisak wobec marynarza. Statek sklepowy o�miela si� zaledwie kr��y� po tafli jeziora, gdy tymczasem " statek z patyka " bez l�ku wyp�ywa na fale wzburzonego oceanu. Tote� niech dzieci posiadaj�ce pi�kne jachty nie wyobra�aj� sobie, �e zabawki te wzbudzaj� u drugich podziw. O nie, jachty te s� zupe�nie zbyteczne na Okr�g�ym Stawie! Gdyby nawet wszystkie si� potopi�y albo gdyby kaczki wci�gn�y je pod wod� i zagrzeba�y w mule, Okr�g�y Staw spe�nia�by nadal cele, jakie mu przeznaczono. Tak samo jak dzieci, ci�gn� ku wodzie mniejsze i wi�ksze �cie�ki. Jedne z nich s� opatrzone s�upkami z kolczastym drutem. S� to porz�dne �cie�ki, czyszczone i �wirowane przez ludzi, kt�rzy przy tej robocie zdejmuj� z siebie surduty. Opr�cz tych �cie�ek jest mn�stwo innych, zwanych " z�odziejskimi " . Dr�ki te i �cie�ynki s� miejscami tak szerokie, �e dwie osoby swobodnie wymin�� by si� mog�y, to zn�w zw�aj� si� tak dalece, i� pomimo �e stawiasz nogi tu� przy sobie i tak dotykasz krzak�w rosn�cych po obu stronach. Naturalnie " z�odziejskie " �cie�ki zrobi�y si� same i Danio bardzo �a�uje, �e nie mo�e nigdy si� przyjrze�, jak one " si� robi� " . Naturalnie, �e to " robienie si� " �cie�ek musi si� odbywa� ju� " po dzwonku " , kiedy bramy parku s� pozamykane. Wszystko, co jest ciekawego w parku, robi si� zawsze w nocy; ja s�dz�, �e �cie�ki porobi�y si� dlatego, �eby nie straci� sposobno�ci przyjrzenia si� Okr�g�emu Stawowi. Jedna z tych , , z�odziejskich " �cie�yn zaczyna si� od placu, gdzie strzyg� barany i owce. M�wiono mi, �e kiedy fryzjer ostrzyg� po raz pierwszy loki Dania, Danio po�egna� je bez zmru�enia powiek ( za to mamie jego �zy si� kr�ci�y w oczach) . Nie dziw wi�c, �e kiedy barany i owce zacz�y umyka� przed postrzygaczem, Danio wo�a� ku nim wzgardliwie: " Nie wstyd wam, stare tch�rze? ! " Kiedy jednak postrzygacz �cisn�� owieczk� kolanami i rozpocz�� operacj�, Danio pogrozi� mu pi�ci�. Nie m�g� darowa� postrzygaczowi, �e u�ywa do strzy�enia takich wielkich no�yc. Po ostrzy�eniu owcy postrzygacz otrz�sa z niej we�n� i zwierz�tko stoi nieruchomo, zupe�nie niepodobne do siebie. Owce s� tak zdziwione i onie�mielone t� now� swoj� postaci�, �e puszczone wolno nie od razu zaczynaj� skuba� traw�. Zapewne im si� zdaje, �e teraz nie maj� ju� do niej prawa. Danio nieraz my�li nad tym, czy owce po ostrzy�eniu poznaj� jedna drug�, czy te� mo�e bior� si� za obce i dlatego sprzeczaj� si� mi�dzy sob�. Te owce z Parku Le�nego s� w og�le zupe�nym przeciwie�stwem owiec wiejskich. Do�� powiedzie�, �e na sam ich widok nasz dzielny Portos podwija ogon ze strachu. Portos jest bernardem i niech tylko na wsi pos�yszy z daleka beczenie owiec, biegnie ku nim i gna przed sob� ca�e stado. Ale te miejskie owce id� wprost ku niemu z tak dziwnym wyrazem w oczach, �e Portosowi od razu robi si� niedobrze. Jego psi honor nie pozwala mu, naturalnie, zemkn�� przed owcami, wi�c stoi bez ruchu, udaj�c, �e jest pogr��ony w podziwianiu krajobrazu, a potem raptem zawraca w bok i daje mi zza krzak�w do zrozumienia, �e mogliby�my p�j�� dalej. Niedaleko st�d zaczyna si� W�owe Jezioro. Je�li si� kto przechyli nad jego brzegiem, widzi na dnie zatopiony las, zwr�cony wierzcho�kami drzew ku do�owi. Ludzie m�wi�, �e noc� b�yszcz� w g��bi W�owego Jeziora zatopione gwiazdy. Je�li to prawda, to je widuje zapewne Piotru� Pan, kiedy w gniazdeczku swoim �egluje po powierzchni jeziora. Tylko nieznaczna 8 cz�� jeziora znajduje si� w Parku Le�nym, bo zaraz woda przep�ywa pod kamiennym mo- stem a� ku Ptasiej Wyspie. Wyspa ta jest ojczyzn� wszystkich ptaszk�w, z kt�rych wyrastaj� p�niej ch�opcy i dziewczynki. �adna istota ludzka, z wyj�tkiem Piotrusia Pana ( kt�ry jest tylko niby - cz�owiekiem) , nie mo�e przedosta� si� na Ptasi� Wysp�. Ka�de z dzieci jednak, bez wzgl�du na to, czy jest dziewczynk�, czy ch�opcem, brunetem czy blondynk�, mo�e napisa�, co mu si� �ywnie podoba, na karteczce, przymocowa� li�cik ten do papierowego stateczka i pu�ci� go na wod�. R�cz� wam, �e skoro tylko noc zapadnie, wasz li�cik pop�ynie wprost do Piotrusiowego pa�stwa. Do�� na dzisiaj, czas wraca� do domu, bo, jak m�wi�em, niemo�liwe jest zobaczy� wszystko jednego dnia. Musia�bym chyba nie�� Dania na r�kach i wypoczywa� na ka�dej �awce jak pan Salford. Nazwali�my tego pana panem Salfordem, bo ka�demu, kogo spotka w parku, opowiada o �licznej miejscowo�ci, w kt�rej si� urodzi�, a kt�ra nazywa si� Salford. Bardzo to mi�y staruszek. Przesiada si� z �awki na �awk� i szuka osoby, z kt�r� by m�g� nawi�za� rozmow� o Salford. Rok min�� od czasu, gdy�my go zobaczyli po raz pierwszy, i oto traf chcia�, �e poznali�my si� z innym samotnym staruszkiem, kt�ry za m�odych lat sp�dzi� raz w Salford ca�� jedn� sobot� i p� niedzieli. By� to cichy, nie�mia�y starowina; adres jego by� zawsze wypisany wewn�trz jego kapelusza. Skoro�my si� dowiedzieli o jego wycieczce do Salford, powiedli�my go w triumfie do pana Salforda. Nie potrafi� wam opisa� radosnego wzruszenia, z jakim nasz przyjaciel rzuci� si� na potulnego staruszka, gdy�my mu napomkn�li o tej sobocie i niedzieli. Od tego czasu obaj staruszkowie nie roz��czaj� si� ze sob�. Prym w rozmowie trzyma naturalnie pan Salford i na ka�dym przystanku chwyta swego towarzysza za guzik surduta, jakby si� l�ka�, �eby mu si� potulny staruszek nie wymkn��. Nie opodal wyj�cia napotykamy jeszcze dwie rzeczy godne uwagi. Pierwsz� jest Cmentarz Ps�w, ale tu si� nie zatrzymamy, bo przecie� nasz Portos jeszcze �yje. Jeszcze bli�ej bramy ro�nie krzaczek z gniazdeczkiem sikorki. Smutne wspomnienie wi��e si� z tym gniazdeczkiem. Szukali�my w krzakach pi�ki Dania i raptem zamiast pi�ki odkryli�my cudne, maluchne gniazdeczko, a w nim cztery jajeczka, ozdobione kolorowymi kreseczkami, zupe�nie podobnymi do gryzmo��w wypisywanych przez Dania na jego zeszytach. Zapewne mama - sikorka pisa�a na tych jajeczkach li�ciki do piskl�tek zamkni�tych wewn�trz skorupek. Co dzie� odwiedzali�my ma�e gniazdko, ale zagl�dali�my do� tylko w�wczas, kiedy �adnego z psotnych ch�opak�w nie by�o w pobli�u. Co dzie� sypali�my doko�a krzaczka okruszki, a ptaszyna podnosi�a g��weczk� na nasz widok i tak si� z nami oswoi�a, �e trzepota�a skrzyde�kami na powitanie. Ale kiedy�my przybyli jednego razu, w gniazdku brakowa�o dw�ch jajeczek. Nazajutrz nie by�o ju� ani jednego. A biedna ptaszyna bi�a skrzyde�kami ponad krzaczkiem i patrzy�a na nas tak �a�osnym wzrokiem, jakby my�la�a, �e to my�my zdradzili jej zaufanie. To by�o wprost okropne i Danio t�umaczy� jej, jak tylko m�g�, �e �aden z nas nie by�by w stanie wyrz�dzi� jej takiej krzywdy. Ale boj� si�, czy ptaszyna go zrozumia�a, bo kilka lat ju� min�o od czasu, jak Danio u�ywa� ptasiego j�zyka. Gdy�my dnia tego opuszczali Park Le�ny, obaj mieli�my �zy w oczach. 9 Rozdzia� II Piotru� Pan Je�eli zapytasz swojej matki, czy b�d�c ma�� dziewczynk� wiedzia�a ju� o Piotrusiu Panu, matka odpowie ci z pewno�ci�: " Naturalnie, moje dziecko, jak�e� mog�abym nie wiedzie� o nim? " A je�li zapytasz jeszcze, czy Piotru� wtedy je�dzi� na kozie, matka wzruszy ramionami: " C� za pytanie, m�j ma�y! Naturalnie, �e je�dzi�! " Je�eli potem pobiegniesz do babuni i jej zapytasz z kolei, czy kiedy by�a ma�ym dzieckiem, s�ysza�a co� o Piotrusiu Panu, babunia odpowie tak samo jak matka: " Naturalnie, moje dziecko, �e s�ysza�am o nim " . Ale je�eli jej zapytasz, czy za jej czas�w Piotru� Pan je�dzi� na kozie, oka�e si�, �e babunia nawet nie wie, �e Piotru� Pan ma koz�. Jedno z dwojga: albo babunia zapomnia�a o kozie, jak zapomina czasem, �e jeste� ch�opcem, i nazywa ci� Ink�, jak nazywa�a twoj� matk�, kiedy by�a ma�a, albo te� za czas�w babuni Piotru� nie mia� jeszcze kozy. S�dz� jednak, �e koza Piotrusia Pana jest rzecz� zbyt wa�n�, �eby da�o si� o niej zapomnie�, i my�l�, �e chyba za m�odych lat babuni Piotru� rzeczywi�cie nie mia� kozy. Tote� je�liby kto� opowiadaj�c przygody Piotrusia Pana zaczyna� od kozy, to by zrobi� to samo, co gdyby ubieraj�c si� w�o�y� najpierw surdut, a p�niej kamizelk�. Rozumie si�, �e Piotru� Pan jest bardzo stary, ale to zupe�nie wszystko jedno, bo Piotru� nigdy nie ma wi�cej nad siedem dni �ycia. Urodzi� si� wprawdzie bardzo dawno temu, ale nigdy jeszcze urodzin nie obchodzi� i nie ma nawet �adnej nadziei, �eby m�g� je kiedy obchodzi�. A to dlatego, �e kiedy Piotru� Pan mia� siedem dni, porzuci� ludzi - wymkn�� si� przez otwarte okno i polecia� do Parku Le�nego. Je�eli wam si� zdaje, �e Piotru� by� jedynym dzieckiem, kt�re zapragn�o uciec z domu, to znaczy, �e ju� nie pami�tacie pierwszych dni waszego dzieci�stwa. Kiedy Danio po raz pierwszy opowie�� t� us�ysza�, by� przekonany, �e nigdy nie mia� zamiaru ucieka� z domu. Wtedy mu poradzi�em, �eby obu d�o�mi przycisn�� skronie i dobrze si� namy�li�. I co powiecie? Ledwie Danio przy�o�y� r�ce do skroni i przycisn�� je mocno i jeszcze mocniej, zaraz sobie przypomnia�, �e chcia� raz usi��� na samym wierzcho�ku wysokiego drzewa, a innym razem u�o�y� sobie, �e wdrapie si� na komin, skoro tylko jego matka za�nie, i zdaje mu si� nawet, �e siedzia� na gzymsie komina i matka go stamt�d zdj�a. Wszystkie dzieci mog� mie� takie wspomnienia, je�eli skronie d�o�mi przycisn�, bo przecie� wszystkie by�y ptaszkami, zanim sta�y si� lud�mi, i dlatego s� takie dzikie w pierwszych tygodniach po urodzeniu, i najwi�cej �askotek maj� ko�o �opatek, tam gdzie pierwej ros�y skrzyde�ka. Tak mi to wyt�umaczy� Danio. Bo trzeba wam wiedzie�, �e z naszymi historyjkami jest zwykle t ak: najpierw ja co� opowiadam Daniowi, potem on mi to opowiada po swojemu i okazuje si�, �e z tego zrobi�a si� zupe�nie inna powiastka. Wi�c znowu ja mu j� opowiadam z r�nymi dodatkami, potem on znowu mnie i w ko�cu �aden z nas nie wie, czy to moja, czy Dania bajka. Ot� Piotru� Pan wymkn�� si� przez okno, bo okno nie by�o zakratowane. Z gzymsu, na kt�rym stan��, ujrza� szczyty drzew rosn�cych w Parku Le�nym i w tej chwili zapomnia�, �e jest ma�ym dzieci�tkiem, w d�ugiej nocnej koszulce, uni�s� si� w g�r� i polecia� hen, ponad kominy i dachy dom�w, prosto do Parku Le�nego. Troszk� to dziwne, �e Piotru� lata� bez skrzyde�, ale obie �opatki sw�dzia�y go zupe�nie tak, jakby jeszcze mia� skrzyde�ka, a zreszt� 10 mo�e mogliby�my wszyscy lata�, gdyby�my mieli tak� niezachwian� wiar� w nasz� mo�no�� latania, jak� mia� tego wieczora odwa�ny Piotru� Pan. Doleciawszy do Parku Le�nego, Piotru� wyl�dowa� szcz�liwie mi�dzy Pa�acem Dziecinnym a W�owym Jeziorem. Czym pr�dzej rzuci� si� na trawnik i tarza� si� po murawie, wierzgaj�c n�kami jak ma�e �rebi�tko. Piotru� zapomnia� zupe�nie, �e by� cz�owiekiem, i my�la�, �e jest znowu ptakiem, tak jak wtedy, kiedy by� na Ptasiej Wyspie. Otworzy� usta chc�c z�apa� przelatuj�c� much�, ale mucha mu uciek�a. Wi�c machn�� za ni� r�czk�, czego, rzecz prosta, ptaszki nie robi� nigdy. Piotru� pozna� zaraz, �e musi by� , , po dzwonku " , bo mn�stwo elf�w uwija�o si� doko�a. Elfy by�y tak zaj�te, �e wcale nie spostrzeg�y Piotrusia. Jedne przyrz�dza�y �niadanie, inne doi�y male�kie krowy, inne jeszcze nosi�y wod� w konewkach. Piotrusiowi chcia�o si� tak�e pi�, wi�c polecia� ku Okr�g�emu Stawowi i zanurzy� dziobek w wodzie. Naturalnie Piotrusiowi zdawa�o si� tylko, �e zanurzy� sw�j dzi�b, bo naprawd� to zamacza� tylko nosek i tak ma�o nabra� nim wody, �e wcale nie ugasi� pragnienia. Wi�c spr�bowa� sp�uka� z siebie kurz, podlecia� nad staw, skoczy� w d� i od razu znalaz� si� pod wod�. Je�eli ptaszek spuszcza si� na wod�, to roztacza skrzyde�ka, ochlapie si�, wypluska i wychodzi z wody zupe�nie suchy, ale Piotru� nie m�g� sobie przypomnie�, jak to si� robi, i bardzo zgn�biony wyszed� z wody. Wreszcie postanowi� sp�dzi� noc na ga��zi drzewa rosn�cego tu� nad Alej� Dzidziusi�w. Trudno mu by�o z pocz�tku utrzyma� r�wnowag� na ga��zi, ale w ko�cu usadowi� si� jako� i zasn��. Dobrze przede dniem obudzi� si� i dr��c od nocnego ch�odu mrukn��: - Jak �yj�, , nie sp�dzi�em na dworze takiej zimnej nocy. Naprawd�, to b�d�c ptaszkiem sypia� na drzewach w noce o wiele ch�odniejsze jeszcze, ale zimno dokucza znacznie mniej ptaszkowi okrytemu pi�rkami i pierzem ni� ma�emu ch�opczynie maj�cemu za ca�e odzienie cienk� koszulk� nocn�. Piotrusiowi by�o jako� niedobrze. T�skni� za czym� bardzo, ale g��wk� mia� tak sko�atan�, �e ani rusz przypomnie� sobie nie m�g�, czego mu w�a�ciwie brakuje. Nagle rozleg� si� jaki� �oskot i co� tak mocno wstrz�sn�o Piotrusiem, �e omal go z drzewa nie zrzuci�o. Piotru� obejrza� si� niespokojnie i nie domy�li� si� nawet, �e to on sam kichn�� tak gwa�townie. I coraz mocniej chcia� czego�, ale nie wiedzia� czego. Z pewno�ci� pragn��, �eby mu mama nosek obtar�a, ale �e nie m�g� zda� sobie sprawy ze swego pragnienia, wi�c postanowi� poradzi� si� elf�w, bo s�ysza� nieraz, �e elfy umiej� na wszystko znale�� dobr� rad�. Wychyliwszy si� spo�r�d ga��zi dostrzeg� Piotru� dwa elfy, kt�re obj�wszy si� wp�, w weso�ych pl�sach kr��y�y po Alei Dzidziusi�w. Elfy d�saj� si� czasem na ptaki, ale je�eli si� kto do nich zwr�ci uprzejmie, nigdy mu nie odmawiaj� pomocy. Tote� Piotru� zdziwi� si� i rozgniewa�, bo kiedy zeskoczywszy na ziemi� przem�wi� do elf�w, oba elfy na jego widok rzuci�y si� do ucieczki. Tak�e pewien stary elf, kt�ry rozparty na krze�le ogrodowym spokojnie czyta� poczt�wk� zgubion� w parku przez jakiego� pana, na g�os Piotrusia porwa� si� z miejsca i z przera�liwym krzykiem pobieg� si� ukry� za wielki kielich tulipana. W kt�r�kolwiek stron� skierowa� si� Piotru�, wszystko umyka�o przed nim. Kilkunastu drwali, zaj�tych obalaniem truj�cego grzyba, rzuci�o si� do ucieczki w takim po�piechu, �e nie zd��yli nawet pozbiera� narz�dzi le��cych na ziemi. Dziewczyna wracaj�ca od doju wypu�ci�a z r�ki skopek z mlekiem i przewr�ci�a si� na nim. Ca�y park by� w ruchu. T�umy elf�w gna�y to w t�, to w ow� stron� i pyta�y si� nawzajem, czy bardzo si� boj�. Jedne gasi�y �wiat�a, inne barykadowa�y drzwi, a z g��bi pa�acyku kr�lowej rozlega�o si� g�uche warczenie b�bn�w i d�wi�k tr�b, �wiadcz�ce, �e kr�lewska gwardia gotuje si� do obrony zamku. Wkr�tce ca�y regiment u�an�w, uzbrojonych w palmowe kolce, wymaszerowa� na Du�� Drog�. Piotru� s�ysza� zewsz�d krzyki i nawo�ywania, �e " cz�owiek " zosta� w parku , , po dzwonku " . I nie przysz�o mu nawet na my�l, �e to on sam jest tym cz�owiekiem. By�o mu coraz duszniej i da�by nie wiem co, �eby si� dowiedzie�, co w�a�ciwie dzieje si� z jego noskiem. Ale nie mia� 11 si� kogo poradzi�, bo wszystko w pop�ochu ucieka�o przed nim. Nawet armia u�an�w, uj- rzawszy go na szczycie Wy�cigowej G�ry, co tchu umkn�a w jedn� z bocznych �cie�ek, pod pozorem, �e z ukrycia lepiej obserwowa� ruchy nieprzyjaciela. Widz�c, �e z elfami nie dojdzie dzi� do �adu, Piotru� postanowi� zwr�ci� si� o pomoc do ptaszk�w, ale zaraz przypomnia� sobie, �e kiedy wieczorem pr�bowa� usadowi� si� po�r�d ga��zi, wszystkie ptaszki w pop�ochu opu�ci�y drzewo. Serduszko Piotrusia �cisn�o si� bole�nie, zrozumia� nagle, �e nie wiadomo czemu wszystko, co �yje, unika go jak wroga. Roz�alony Piotru� usiad� na ziemi i rozp�aka� si� rzewnie. W zmartwieniu swoim nie zastanowi� si� nawet nad tym, �e siedzi zupe�nie nieprawid�owo, bo przecie� ptaszki nie u�ywaj� do siadania tej cz�ci cia�a, kt�r� teraz pos�ugiwa� si� Piotru�. I dobrze, �e o tym nie pomy�la�, bo by�by w ko�cu straci� wiar� w swoj� mo�no�� latania, a kto utraci wiar� w siebie, nigdy ju� nie wzbije si� ponad ziemi�. Ptaki dlatego lataj� tak niestrudzenie, �e nigdy wiary w sw�j lot nie trac�. Bo mie� wiar� to to samo, co mie� skrzyd�a do lotu. Nikt, z wyj�tkiem ptak�w, nie mo�e przedosta� si� na wysp� po�o�on� po�rodku W�owe- go Jeziora, bo ca�a wyspa otoczona jest ostroko�em, a na ka�dym jego palu siedzi ptak - wartownik, kt�ry czuwa nad wysp� we dnie i w nocy. Kiedy Piotru� przelatywa� nad ostroko�em, warty spa�y jeszcze; Piotru� niepostrze�enie spu�ci� si� na ziemi� i serduszko zabi�o mu �ywiej, kiedy pozna�, �e jest znowu w swojej ojczy�nie. Uda� si� prosto do kruka Salomy, kt�ry wstawa� najwcze�niej ze wszystkich ptak�w, i opowiedzia� mu wszystko, co zasz�o od czasu, jak opu�ci� Ptasi� Wysp�. Kruk wys�ucha� w milczeniu jego przyg�d, a potem bez ogr�dek powiedzia� mu, co my�li o tym. - Je�eli mi nie wierzysz, , to przyjrzyj si� swojej koszulce nocnej - zako�czy�. . Piotru� popatrzy� najpierw na swoj� koszulk�, a potem na �pi�ce na drzewach ptaszki. Nie - �aden ptaszek koszulki nie mia� na sobie. . - Czy wszystkie twoje ko�czyny s� opatrzone szponami? ? - pyta� dalej nieub�agany Salomo i znowu ujrza� Piotru�, �e r�czki jego i n�ki zako�czone s� paluszkami. A� mu si� gor�co zrobi�o, tak si� przerazi� tym odkryciem. - Nastrosz pi�ra! - rozkaza� stary Salomo, ale na pr�no zrozpaczony Piotru� pr�bowa� spe�ni� jego polecenie. Nie mia� ani jednego pi�rka. Ca�y dr��cy popatrzy� na Salom� i raptem przypomnia� sobie otwarte okno sypialnego pokoju i pewn� �liczn�, m�od� pani�, kt�ra go bardzo mocno kocha�a. - To ju� chyba wr�c� do mojej matki - b�kn�� nie�mia�o. . - Z Bogiem! ! - mrukn�� Salomo i drwi�co popatrzy� na niego. . Piotru� si� oci�ga�. - Czemu� nie lecisz? ? - zagadn�� go po chwili kruk. - A czyja. . . czy ja mog� jeszcze lata�? - zaj�kn�� si� Piotru�. Oczywiste, �e Piotru� straci� wiar� w siebie. - Biedny, ma�y niby - cz�owieczku - pokiwa� g�ow� Salomo ( kt�ry w gruncie rzeczy mia� bardzo dobre serce) - nigdy ju�, nawet w wietrzne dni, nie b�dziesz m�g� si� unie�� w powietrze. Na zawsze ju� musisz pozosta� na Ptasiej Wyspie. - I nigdy ju� nie wr�c� do Parku Le�nego? - �a�o�nie pyta� Piotru�. - A jak�e dostaniesz si� przez wod�? Widz�c jednak smutek Piotrusia, Salomo przyrzek� wyuczy� go wszystkiego, co mog�o mu si� przyda� w obecnych jego warunkach. - A czy ja ju� nigdy nie wyrosn� na prawdziwego cz�owieka? ? - pyta� jeszcze Piotru�. - Nigdy. . - I nigdy nie b�d� prawdziwym ptakiem? - Nie b�dziesz. . - Wi�c c� b�dzie ze mnie? ? - B�dzie to, co i teraz. Ni to, ni owo - pokiwa� g�ow� Salomo i uderzony trafno�ci� swej uwagi, z zadowoleniem podrapa� si� w �ebek. 12 Ptaki, zamieszkuj�ce wysp�, nie oswoi�y si� nigdy ze zmian�, jaka zasz�a w Piotrusiu. Wszystko, co robi�, �mieszy�o je i dziwi�o, tak jakby Piotru� zmienia� si� nieustannie. Tymczasem on by� zawsze taki sam, tylko ptaszki zmienia�y si� ci�gle. Ledwie wyklu�y si� z jajek, a ju� �mia�y si� z Piotrusia na ca�e gard�o. Ledwie im uros�y skrzyde�ka, posy�ano je do ludzi, a z jajek wykluwa�o si� nowe pokolenie piskl�t. Nieraz zdarza�o si�, �e samiczki znudzone d�ugim wysiadywaniem piskl�t szepta�y leniuszkom wygrzewaj�cym si� w skorupkach, �e teraz mog� zobaczy�, jak Piotru� Pan si� myje albo pije wod�, a wtedy ptaszki wyskakiwa�y z ciekawo�ci do g�ry, t�uk�y skorupki i wykluwa�y si� o ca�y jeden dzie� wcze�niej, ni�by nale�a�o. Tysi�ce ptaszk�w zlatywa�o si� co dzie� doko�a niego i przygl�da�o mu si� z takim samym zaj�ciem, z jakim wy patrzycie na pawia rozpo�cieraj�cego sw�j ogon. I wszystkie dar�y si� z podziwu, kiedy Piotru� bra� w r�czk� kromk� chleba, zamiast j� podj�� z ziemi ustami. Na rozkaz Salomy ptaszki znosi�y mu codziennie kawa�ki chleba w dziobach, bo, ku wielkiemu ich zgorszeniu, Piotru� nie chcia� jada� much i robak�w. Tote� je�eli ci kiedy ptak jaki porwie kromk� chleba, to nie krzycz na niego: " �ar�ok! �ar�ok! " , bo z pewno�ci� ptak odniesie twoj� kromk� Piotrusiowi Panu. Piotru� nie nosi� ju� teraz koszulki nocnej, bo coraz to kt�ry� z ptak�w prosi� go o strz�pek p��tna dla wzmocnienia swojego gniazdka, a Piotru� zaraz mu kawa�eczek oddziera� i by�by ca�� rozdarowa�, gdyby si� w spraw� nie wda� Salomo i nie kaza� mu ukry� reszty koszulki w bezpiecznym schowku, przykrytym kamieniem. Piotru� biega� wi�c nago po dworze, ale nie my�lcie, �e mu z tym �le by�o. Przeciwnie, Piotru� by� zawsze wes�, a to dlatego, �e Salomo dotrzyma� obietnicy i nauczy� go wielu rzeczy, kt�re doskonale umiej� ptaki. Wi�c nauczy� go radowa� si� z byle czego, nauczy� go pracowa� z ochot� i nauczy� go wierzy�, �e ta praca jest czym� potrzebnym i wa�nym. Ledwie Piotru� oczy otworzy� z rana, zaraz zaczyna� pomaga� ptakom przy budowaniu gniazd i wkr�tce umia� skleci� gniazdko nie gorsze od gniazd go��bich. Tylko zi�bom dogodzi� nigdy nie m�g�, wi�c wykopywa� w pobli�u ich gniazd zgrabne do�eczki na wod� i paluszkami wybiera� spod kamieni robaczki dla ich piskl�t. Wkr�tce posiad� ca�� wiedz� ptak�w: po smaku odr�nia� wiatr wschodni od zachodniego, widzia�, jak trawa ro�nie, i s�ysza� ruch najdrobniejszych nawet owad�w, przechadzaj�cych si� w g��bi spr�chnia�ych drzew. Salomo nauczy� go tak�e, co nale�y czyni�, �eby mie� zawsze w sercu rado�� i wesele. Wszystkie ptaszki maj� t� rado�� w sercach i dlatego �piewaj� tak weso�o i rado�� ta nie opuszcza ich nigdy, chyba �e im kto z gniazdka jajka wybierze. Salomo zna� si� doskonale na ptasich sercach, bo ci�gle mia� z ptakami do czynienia, wi�c nie dziw, �e m�g� i Piotrusiowi tej cennej nauki udzieli�. Piotru� czu� w sercu tak� rado��, �e musia� ca�ymi dniami ta�czy� i �piewa� z uciechy, tak jak to robi� ptaszki. Ale �e by� i cz�owiekiem po troszku, wi�c nie wystarczy�o mu samo �piewanie i wkr�tce wykr�ci� sobie fujark� z trzciny i wygrywa� na niej prze�liczne melodie. Wieczorem siadywa� na brzegu jeziora i na�ladowa� na fujarce ciche westchnienie wiatru i �piewne pluskanie fal. Czasem chwyta� d�oni� promienie ksi�yca i pakowa� je do fujarki, a wtedy fujarka gra�a tak pi�knie, �e ptaszki dopytywa�y si� wzajemnie, czy to naprawd� z�ota rybka plusn�a w jezioro, czy te� Piotru� wygrywa piosenk� o " z�otej rybce " ? Czasem znowu Piotru� opowiada� na fujarce, jak to piskl�ta na �wiat przychodz�. Wtedy samiczki unosi�y si� w gniazdku i ogl�da�y si� poza siebie, dumne, �e znios�y ju� bia�e jajeczko. Kto cz�sto bywa w Parku Le�nym, zauwa�y� pewnie, �e kasztan r�owy, rosn�cy ko�o kamiennego mostu, kwitnie najwcze�niej ze wszystkich drzew. Ma�o os�b jednak wie, czemu si� tak dzieje. Oto Piotru�, st�skniony za wiosn�, wygrywa wieczorami piosenki o jej nadej�ciu, a �e poczciwy kasztan ro�nie najbli�ej i s�yszy go najlepiej, wi�c my�li, �e wiosna naprawd� ju� si� zbli�a, i zaraz zaczyna kwitn��. 13 Czasem znowu Piotru� zapada� w zadum�; skoczne i weso�e piosenki zmienia�y si� w �a�o- sne i t�skne. Ach, bo Piotru� widzia� poprzez �uk kamiennego mostu cudny Park Le�ny, do kt�rego jednak dosta� si� nie m�g�! Piotru� dobrze wiedzia�, �e prawdziwym cz�owiekiem nigdy nie b�dzie, i niewiele mu nawet na tym zale�a�o. Ale jak�e gor�co pragn�� bawi� si� tak, jak si� bawi� prawdziwe dzieci, a wiadomo, �e Park Le�ny jest wymarzonym miejscem dla wszystkich zabaw. Ptaszki nieraz opowiada�y mu, jak �wietnie bawi� si� w parku r�ne ma�e dzieci, a wtedy gorzkie �zy nap�ywa�y do oczu Piotrusia. Pewnie dziwicie si�, �e Piotru� nie przep�yn�� W�owego Jeziora, ale Piotru� nie umia� p�ywa�, a na wyspie nikt, pr�cz kaczek, nie posiada� sztuki p�ywania. A kaczki by�y takie g�upie! Wprawdzie z ochot� ofiarowa�y mu si� za nauczycielki, ale uczy�y go mniej wi�cej tak: " Si�d� na wodzie, jak ja, i wios�uj nogami, jak ja moimi wios�uj� " . Piotru� pr�bowa� po sto razy usi��� jak kaczki i po sto razy wpada� pod wod�, zanim zacz�� wios�owa� nogami. A kaczki twierdzi�y, �e to jest takie �atwe, �e nie warto czasu traci� na obja�nianie tak prostej rzeczy. Przez par� dni bawi�a na wyspie para �ab�dzi, kt�r� Piotru� karmi� swoim chlebem, w nadziei, �e ptaki naucz� go za to p�ywania, ale kiedy mu zabrak�o chleba, niewdzi�czne �ab�dzie sykn�y na niego gniewnie i po�eglowa�y w dal. Ju� zdawa�o si� raz Piotrusiowi, �e znalaz� spos�b przedostania si� z wyspy do parku, bo pewnego dnia jaka� cudowna bia�a rzecz, podobna do gazety porwanej wiatrem, ukaza�a si� w g�rze ponad wysp� jak ptak, kt�remu postrza� z�ama� skrzyd�o. Zatrzepota�a si� par� razy w powietrzu i run�a na ziemi�. Piotru� przel�k� si� troch�, ale ptaki obja�ni�y go, �e to jest latawiec, kt�ry wyrwa� si� z r�ki jakiego� ch�opczyka w Parku Le�nym i przyw�drowa� a� tutaj. A potem wy�miewa�y Piotrusia, �e si� tak rozkocha� w tym latawcu. Piotru� nie rozstawa� si� z nim przez ca�y dzie�, a nawet kiedy zasypia�, k�ad� go ko�o siebie i obejmowa� go jedn� r�czk�. Nic dziwnego, �e Piotru� go tak pokocha�, bo przecie� latawiec ten nale�a� przedtem do prawdziwego ch�opczyka. Tego to ju� ptaszki zrozumie� nie mog�y, ale �e starsze ptaki czu�y szczer� wdzi�czno�� dla Piotrusia za to, �e mn�stwo piskl�t wyleczy� z odry, wi�c ofiarowa�y si� pokaza� mu, jak si� latawca puszcza w powietrze. Sze�� ptak�w uczepi�o si� jego dzioba i ku szalonej rado�ci Piotrusia latawiec uni�s� si� w g�r�, a nawet lata� wy�ej od ptak�w. Piotru� wo�a�: " Jeszcze! " , a gdy ptaszki niezmordowanie powtarza�y zabaw�, Piotru� zamiast im podzi�kowa� klaska� w r�ce z uciechy i wo�a�: " Jeszcze! Jeszcze! Jeszcze! " Wida�, �e niezupe�nie zapomnia�, �e by� kiedy� prawdziwym ch�opczykiem. I raptem w m�nym sercu Piotrusia zrodzi� si� plan nast�puj�cy: poprosi ptaszki, �eby raz jeszcze unios�y w g�r� latawiec, a wtedy uczepi si� jego ogona i uniesie si� nad Park Le�ny. W okamgnieniu ca�a setka ptak�w zaprz�g�a si� do latawca i Piotru� obur�cz chwyci� si� jego ogona. . . ale zanim dolecia� do Parku Le�nego, latawiec na znacznej ju� wysoko�ci rozlecia� si� na kilka kawa�k�w i Piotru� by�by si� pewnie utopi� w W�owym Jeziorze, gdyby nie pomoc niewdzi�cznych �ab�dzi, kt�re go wydoby�y z wody i odwioz�y na grzbietach do Ptasiej Wyspy. Po tej przygodzie ptaszki stanowczo odm�wi�y mu swej pomocy w tak karko�omnych wyprawach. I nigdy by si� Piotru� nie by� dosta� do Parku Le�nego, gdyby mu nie przyby� z pomoc� stateczek Shelleya. 14 Rozdzia� III Gniazdeczko drozd�w Pewnego razu przechadza� si� po Parku Le�nym m�ody cz�owiek, kt�ry nazywa� si� Shel- ley. Shelley by� ju� od dawna doros�y, ale wcale na to nie wygl�da�. Shelley by� poet�, a poeci zawsze robi� takie wra�enie, jakby co� z dziecka w nich pozosta�o. Poeci wcale nie dbaj� o pieni�dze i radzi s�, je�eli maj� tyle, ile im trzeba na prze�ycie jednego dnia. A w�a�nie Shelley mia� ponadto banknot dziesi�ciofuntowy. Wi�c zrobi� ze� ma�y stateczek i pu�ci� go na W�owe Jezioro. Stateczek dop�yn�� szcz�liwie do Ptasiej Wyspy, a warta odnios�a go do kruka Salomy. Salomo my�la�, �e to jest zlecenie jakiej� damy, domagaj�cej si � " towaru w najlepszym gatunku " . Salomo otrzymywa� co dzie� ca�e tuziny takich list�w. Je�eli list mu si� podoba�, wysy�a� towar wyborowy, ale najcz�ciej bileciki te tak go gniewa�y, �e b�d� wcale nie odpowiada� na nie, b�d� te� wysy�a� ca�e gniazdko byle jakich piskl�t. Salomo najlepiej lubi, �eby wszystko zostawi� jego w�asnej g�owie - bo je�li kto mu tylko napomknie, �e tym razem spodziewa si� ch�opczyka, to, jak dwa a dwa cztery, dostanie znowu dziewczynk�. Ka�dy, kto pisze do Salomy, czy by to by�a doros�a osoba, czy ma�y ch�opczyk, kt�ry koniecznie pragnie mie� ma�� siostrzyczk�, powinien bardzo dok�adnie poda� sw�j adres. Nie macie poj�cia, ile niemowl�t rozsy�a co dzie� Salomo pod fa�szywym adresem. Strach, co sobie Salomo g�owy na�ama�, kiedy mu dor�czono stateczek Shelleya. W �aden spos�b nie m�g� zrozumie�, co ten bilecik oznacza, wi�c wezwa� ca�� Wielk� Rad� do pomocy. Radcy spogl�dali na banknot to jednym, to drugim okiem, ka�dy przejecha� po nim szponem i wreszcie orzekli, �e list ten musi pochodzi� od jakiej� wysoko postawionej osobisto�ci, kt�ra �yczy sobie mie� dziesi�cioro dzieci na raz. Twierdzenie to opierali na cyfrze dziesi�� wypisanej wyra�nie na banknocie. - Istne wariactwo! - krzykn�� w pasji Salomo i podarowa� banknot Piotrusiowi. . Wszystkie niepotrzebne rzeczy dawano Piotrusiowi do zabawy. Ale pomimo �e Piotru� tylko przez tydzie� by� prawdziwym ch�opczykiem, niejedno zapami�ta� z pobytu swego mi�dzy lud�mi i dobrze wiedzia�, jak� warto�� ma taki banknot. Tote� z rado�ci� przyj�� podarunek, bo zaraz mu przysz�o na my�l, �e z pomoc� tak znacznej ilo�ci pieni�dzy bez trudu dostanie si� do Parku Le�nego. Tysi�c pomys��w snu�o mu si� po g�owie, ale Piotru�, nauczony do�wiadczeniem z latawcem, postanowi� bardzo dok�adnie rozwa�y� wszystkie przeciwno�ci, zanim rozpocznie now� wypraw�. Zaraz te� obja�ni� ptakom, jak� warto�� ma ten stateczek Shelleya, bo wiedzia�, �e ptaki s� zbyt dobrze wychowane, by ��da� od niego zwrotu rzeczy, kt�ra zosta�a mu ofiarowana. Rzeczywi�cie, ptaki nie odebra�y mu banknotu, ale tak kr�ci�y g�owami i tak koso spogl�da�y na Salom�, �e zawstydzony kruk zacz�� sam pow�tpiewa� o swoim rozumie, odlecia� na drugi koniec wyspy i z wielkiego wstydu schowa� g�ow� pod skrzyd�o. Piotru� wiedzia�, �e bez pomocy Salomy nie da sobie rady na wyspie, wi�c pod��y� za nim i w serdecznych s�owach doda� mu otuchy. Piotru� u�y� jeszcze innego sposobu, by zupe�nie pozyska� przyja�� starego kruka. Wiedzia�, �e Salomo pragnie po wys�u�eniu emerytury przenie�� si� do Gaju Figowego i tu �y� na pie�ku cisowym z pensji i kapitaliku, kt�ry od lat ju� ca�ych sk�ada� w starej po�czosze. Po�czoch� t�, nale��c� zapewne do jakiej� zwyczajnej osoby, wiatr zani�s� na Ptasi� Wysp�, a Salomo u�y� jej za kas� oszcz�dno�ci. Po�czocha zawiera�a ju�: sto osiemdziesi�t o�r�dek 15 chleba, trzydzie�ci cztery orzechy, szesna�cie sk�rek, jedn� wycieraczk� do pi�r i jedno sznu- rowad�o od bucika - ale Salomo postanowi� nie podawa� si� do dymisji, p�ki po�czocha nie b�dzie wy�adowana po brzegi. Salomo obliczy�, �e mniejszy kapita� nie wystarczy�by mu do spokojnego �ycia w Gaju Figowym. Ot� Piotru� pozyska� dozgonn� przyja�� Salomy w ten spos�b, �e ostro zako�czonym patyczkiem odci�� ze swego banknotu kawa�ek papieru wielko�ci sze�ciu pens�w i ofiarowa� go krukowi. Kruk nie posiada� si� z rado�ci i od tej chwili przemy�liwa� wraz z Piotrusiem nad jego podr� do Parku Le�nego. Ca�ymi dniami roztrz�sali najr�niejsze projekty i wreszcie zwo�ali walne zgromadzenie wszystkich drozd�w zamieszkuj�cych Ptasi� Wysp�. A czemu wybrali drozdy - o tym si� zaraz dowiecie. . Posiedzenie zagai� Salomo. Piotru� odst�pi� g�os krukowi, bo Salomo zawsze si� gniewa� w czasie przem�wie� innych m�wc�w. Salomo zacz�� od wyra�enia szanownemu zgromadzeniu drozd�w g��bokiego podziwu dla genialnych zdolno�ci, jakie wykazuj� przy budowie swych gniazd. Szmer zadowolenia rozleg� si� mi�dzy drozdami, bo ptaki nieustannie tocz� spory o to, czyje gniazdko jest najtrwalsze i najpi�kniejsze. - Nie wszystkie ptaki - m�wi� Salomo rad, �e uda�o mu si� wprawi� drozdy w dobry humor - nie wszystkie ptaki wylepiaj� gniazda swoje glin�. Tote� nie dziw, �e gniazda ich s� przemakalne! . . . - Tu Salomo z dum� powi�d� okiem po zgromadzeniu, zadowolony ze znalezienia tak �wietnego argumentu. Na to jejmo�� zi�ba, kt�ra nieproszona wcisn�a si� na zgromadzenie, pospieszy�a wetkn�� swoje trzy grosze. - Przecie� gniazda buduje si� dla piskl�t, , nie na wod�! - zaskrzecza�a drwi�co. . Drozdy spojrza�y niespokojnie na Salom�; kruk, zaskoczony uwag� jejmo�� zi�by, wypi� raz po raz kilka �yk�w wody. Biedaczysko zapomnia� j�zyka w dziobie. - Og�lnie wiadomo - zacz�� zn�w po chwili - jakie ciep�e s� gniazdka wylepione glin�. . - Og�lnie wiadomo - wrzasn�a w odpowiedzi zi�ba - �e je�li woda nap�ynie do gniazdka, z kt�rego nie ma odp�ywu, to wszystkie piskl�ta si� potopi�! Drozdy b�agalnie spojrza�y na Salom�, spodziewaj�c si�, �e jednym s�owem ukr�ci gada- nin� jejmo�� zi�by, ale zak�opotany Salomo znowu zamilk�. - Poci�gnij no jeszcze �yczek, staruszku! - zach�ca�a drwi�co jejmo�� zi�ba. Na imi� jej by�o Ka�ka, a wiadomo, �e wszystkie Ka�ki s� strasznie przekorne. Salomo wypi� znowu �yk wody i jako� mu si� l�ej zrobi�o. - Jestem pewien, �e gdyby gniazdo zi�by wpad�o do W�owego Jeziora, rozlecia�oby si� w kawa�ki - rzek� - a gniazdo drozd�w p�yn�oby po wodzie jak najlepszy �aglowiec! ! Dopiero� to drozdy zacz�y bi� brawo. Nareszcie dowiedzia�y si�, do czego s�u�y glina, kt�r� wylepia�y gniazda. A gdy jejmo�� zi�ba zacz�a drze� si�, �e gniazd nie buduje si� na W�owym Jeziorze, tylko na drzewach, wyproszono j� z sali obrad. Potem sz�o ju� wszystko doskonale, a� do chwili kiedy Salomo powiedzia�: - Nasz m�ody przyjaciel Piotru� Pan pragnie gor�co przep�yn�� W�owe Jezioro i prosi szanowne zgromadzenie o udzielenie mu pomocy przy budowaniu statku. Na to mi�dzy drozdami powsta�a taka wrzawa, �e Piotru� by� pewny, �e sprawa jego przepad�a zupe�nie. Ale Salomo t�umaczy� dalej jasno i dobitnie, �e Piotrusiowi nie idzie o statek, jakiego zwykle u�ywaj� ludzie. Chcia�by po prostu mie� gniazdko, byle tak du�e, by m�c pomie�ci� si� w jego wn�trzu. Widoczne by�o, �e pro�ba ta nie trafia drozdom do gustu. - My tam nie mamy czasu do tracenia, mamy do�� swej roboty - mrukn�� wreszcie jeden ze starszych drozd�w. 16 - Zapewne - odpar� Salomo - tote� Piotru� Pan nie chce, �eby�cie mu pomagali za darmo. Ale, jak wiecie, warunki jego materialne poprawi�y si� bardzo w obecnej chwili. W�a�nie Piotru� Pan poleci� mi zawiadomi� was, �e ka�dy robotnik otrzyma sze�� pens�w dni�wki! Drozdy zatrzepota�y z rado�ci i zaraz przyst�pi�y do budowy statku Piotrusia. Musiano przerwa� wszystkie inne roboty. By�a to w�a�nie pora zak�adania gniazd, ale drozdy nie mia�y czasu my�le� o sobie, bo ca�ymi dniami pracowa�y dla Piotrusia. Wkr�tce te� zapas ma�ych drozd�w zupe�nie si� wyczerpa� i Salomo by� w niema�ym k�opocie, bo nie wiedzia�, czym by je zast�pi�. A w�a�nie zam�wie� na piskl�ta drozd�w nap�ywa�o mn�stwo, bo najt�u�ciejsze dzieci, te, co tak wspaniale prezentuj� si� w w�zkach, a postawione na ziemi przewracaj� si� co krok, pochodz� od drozd�w i wszystkie panie przepadaj� wprost za nimi. Tote� Salomo nie mia� innego sposobu, jak zwo�a� wszystkie wr�ble gnie�d��ce si� pod strzechami dom�w i szop i da� im za mieszkanie opuszczone gniazdka drozd�w. Wr�ble ca�� chmar� zlecia�y si� na Ptasi� Wysp�, a gdy si� ich piskl�ta wyklu�y, Salomo porozsy�a� je paniom, zar�czaj�c, �e s� to najprawdziwsze drozdy. Rok ten nazywano na Ptasiej Wyspie Wr�blim Rokiem i je�li zdarzy ci si� spotka� w parku kogo�, co si� puszy i nadyma, i wyobra�a sobie, �e jest wart o wiele wi�cej ni� inni ludzie, to mo�esz by� pewny, �e urodzi� si� we Wr�blim Roku. Spytaj go zreszt� o to. Piotru� sumiennie p�aci� robotnikom ka�dego wieczora. Drozdy z powag� zasiada�y na ga��ziach drzew i czeka�y cierpliwie, �eby Piotru� odci�� sze�� pens�w ze swego banknotu. Potem ka�dy po kolei podlatywa� ku Piotrusiowi, bra� w dziobek nale��cy mu si� papierek i ust�powa� miejsca drugiemu. �licznie to wygl�da�o. Po kilku miesi�cach uci��liwej pracy stateczek Piotrusia by� got�w. Nie potrafi� opisa� wam rado�ci i dumy, jak� wzbiera�o serduszko Piotrusia na widok rosn�cego z dnia na dzie� gniazdka. Ledwie drozdy rozpocz�y budow� siateczka, Piotru� pokocha� go tak mocno, �e nie opuszcza� go ani na chwil�, a nawet w nocy nie chcia� si� z nim roz��cza�. K�ad� si� spa� tu� obok niego i cz�sto przez sen g�adzi� go r�czk� i przemawia� do� najczulszymi wyrazami. Ledwie glina wylepiaj�ca wn�trze gniazdka przesch�a nieco, Piotru� zamieszka� w nim na dobre. Do dzisiaj jeszcze w nim sypia, a co naj�mieszniejsze, �e musi le�e� w nim zwini�ty w k��buszek, jak kociak, bo inaczej nie m�g�by si� w nim pomie�ci�. Wn�trze gniazdka jest brunatne - na zewn�trz przewa�nie zielone, bo ptaszki przystroi�y je mchem i traw�. Ma to t� praktyczn� stron�, �e je�li si� wierzch podrze albo rozeschnie, mo�na go zawsze zast�pi� nowym. Z gniazdka stercz� gdzieniegdzie pi�reczka, kt�re drozdy potraci�y przy budowaniu i wmurowa�y w gniazdeczko. Ptaki bardzo zazdro�ci�y drozdom ich pracy i zapowiada�y, �e gniazdko nie utrzyma si� na wodzie. Ale gniazdko le�a�o na wodzie jak najlepsza ��deczka. Wi�c �wierka�y znowu, �e tylko patrze�, jak woda naleje si� do �rodka. Ale woda si� nie nala�a i gniazdko by�o zupe�nie suche. Wi�c zacz�y wo�a�, �e Piotru� nie b�dzie m�g� p�yn�� po W�owym Jeziorze, bo nie ma wiose�. Drozdy z niepokojem spojrza�y na Piotrusia, ale Piotru� zapewni� je, �e wiose� wcale mu nie potrzeba, bo do statku przymocuje �agiel. To powiedziawszy, wydoby� ze schowka resztki swojej nocnej koszulki i nie zwa�aj�c, �e ka�dy m�g� pozna�, �e to jest koszulka, sporz�dzi� z niej wspania�y �agiel. W par� dni p�niej, kiedy ptaszki zasn�y twardo, a ksi�yc o�wietla� jasno wysp�, Piotru� po kryjomu wybra� si� w podr�. Ale zanim odbi� od brzegu, bezwiednie z�o�y� obie r�czki i wzni�s� oczy ku niebu, a potem uj�� ster i pop�yn�� na zach�d. Co prawda Piotru� przyrzek� drozdom, �e zanim przedsi�we�mie wypraw� do Parku Le- �nego, wypr�buje stateczek pod ich okiem. Zaledwie jednak dojrza� pod �ukiem kamiennego mostu drzewa parku, ciemniej�ce w ksi�ycowym �wietle - gor�cy rumieniec obla� jego