3125

Szczegóły
Tytuł 3125
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3125 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3125 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3125 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

GREGORY BENFORD W oceanie nocy Tom 1 sze�cioksi�gu Centrum Galaktyki (T�umaczy�: Marek P�kci�ski) Dla Joan, kt�ra zrozumie t� opowie�� Nie porzucimy poszukiwa� lecz gdy do kresu ich dotrzemy �e�my u �r�d�a zn�w, poznamy w nowym je blasku powitamy T. S. Eliot CZʌ� PIERWSZA 1999 Ikar (ik� - b - rbs) - "Encyklopedia Britannica", wydanie siedemnaste, rok 2073. Planetoida oznaczona numerem 1566. Porusza�a si� po orbicie eliptycznej o �rednim mimo�rodzie najbardziej oddalonym od S�o�ca ze wszystkich znanych planetoid (e=0,83), a r�wnocze�nie najkr�tszej wielkiej p�osi (a=l,08), za� perihelium jej orbity by�o najbardziej zbli�one do S�o�ca (28 000 000 kilometr�w). Zosta�a odkryta przez Waltera Baade'ego w Obserwatorium Mount Palomar w 1949 roku. Perihelium orbity Ikara znajdowa�o si� wewn�trz orbity Merkurego, apohelium na zewn�trz orbity Marsa. Zbli�a�a si� do Ziemi na odleg�o�� 6 400 000 kilometr�w. Obserwacje radio-astronomiczne wykaza�y, �e �rednica Ikara wynosi�a oko�o 0,8 kilometra, a okres obrotu wok� w�asnej osi 2,5 godziny. Nietypowa orbita tej planetoidy budzi�a do�� ograniczone zainteresowanie do czerwca 1997 roku, gdy nagle Ikar zacz�� emitowa� chmur� gazowo-py�ow�. Poniewa� dotychczas uwa�ano Ikara za planetoid� kamienn� typu Apollo, jej przekszta�cenie si� w quasi-komet� wzbudzi�o znaczne poruszenie w�r�d astronom�w. Osobliwo�� ta skupi�a na sobie uwag� opinii publicznej, kiedy w pa�dzierniku 1997 roku dokonano oblicze�, kt�re wykaza�y, �e moment p�du wywo�any przez ogon tej quasi-komety zmienia jej orbit�. Zmiana ta, jak przewidywa�y obliczenia, wci�gu kilku lat mog�a spowodowa� kolizj� Ikara z Ziemi�. Gdyby nowo powsta�a kometa sk�ada�a si� wy��cznie z rozrzedzonych gaz�w, pozosta�ych po planetoidzie, zderzenie z Ziemi� by�oby nieszkodliwe. Jednak g�owa komety Ikar, z powodu znacznej emisji gazu i py�u, by�a w�wczas niewidoczna i niekt�rzy naukowcy przypuszczali, �e kamienne j�dro - dawna planetoida-mog�o pozosta� wewn�trz ob�oku. A w takim wypadku... Ikar Wed�ug mitologii greckiej - syn Dedala, znanego architekta i rze�biarza, kt�ry po wybudowaniu Labiryntu dla krete�skiego kr�la Minosa, utraci� �ask� i poparcie w�adcy. Skonstruowa� dla siebie i Ikara, skrzyd�a z wosku i ptasich pi�r, dzi�ki czemu uda�o im si� uciec w kierunku Sycylii. Jednak Ikar w trakcie lotu zanadto zbli�y� si� do S�o�ca, skrzyd�a stopi�y si�, a m�odzieniec spad� do morza i uton��. Wysp�, na kt�r� morze wyrzuci�o cia�o, od tamtej pory nazywano Ikari�. Legend� t� przywo�uje si� cz�sto jako symbol ludzkiej pogoni za wiedz� i poszerzaniem horyzont�w my�lowych, niezale�nie od koszt�w, jakie trzeba za to ponie��. Ikar sta� si� tematem arcydzie�a Hovena "Upadek Ikara"(1997), kt�re stanowi alegori� zmierzchu dominuj�cej roli kultury Zachodu w rozwoju ludzko�ci... 1 Odnalaz� lataj�c� g�r� dzi�ki jej cieniowi. Daleko przed nim by�o S�o�ce, zamglone chmur� wiruj�cego, kosmicznego py�u. Nigel pierwszy raz ujrza� Ikara na ko�cu przebijaj�cego mg��, ostrego sto�ka cienia. - Mam przed sob� j�dro - zakomunikowa� przez radio. - To cia�o sta�e. - Jeste� pewien? - odpowiedzia� pytaniem Len. Jego g�os, zak��cany przez trzaski radiowe, by� s�aby i odleg�y, chocia� modu� kosmiczny "Dragon" znajdowa� si� w odleg�o�ci zaledwie tysi�ca kilometr�w od statku Nigela. - Tak. Co� cholernie du�ego rzuca cie� wewn�trz chmury. - Pozw�l mi pogada� z Houston. Wracam do ciebie za sekund�, kole�. Cisz� wype�nia� g�uchy pomruk. Nigelowi wydawa�o si�, �e usta ma pe�ne waty, a opuchni�ty j�zyk nie mo�e si� w nich zmie�ci�. Ogarn�o go dziwne uczucie, mieszanina l�ku i podekscytowania. Kr�tkim ruchem przesun�� statek w stron� sto�ka cienia, skierowanego teraz wprost ku zamglonemu S�o�cu, nast�pnie przeskalowa� system kontroli po�o�enia pojazdu w przestrzeni. Jaki� zb��kany kosmiczny kamyk odbi� si� z grzechotem od pancerza modu�u silnik�w. Nigel wszed� w sto�ek cienia. Blask s�oneczny zblad�, a jego �r�d�o zacz�o migota� na granicy widzialno�ci, w miar� jak czarna plamka o rosn�cej �rednicy ta�czy�a, przes�aniaj�c tarcz� S�o�ca. Statek dryfowa�, pogr��ony w ��tawym poblasku. Wok� czarnej bry�ki Ikara przelewa�a si�, jakby iskrz�c py�owo-gazowa korona. Od ponad dw�ch lat Nigel by� pierwszym cz�owiekiem, kt�ry zn�w ujrza� t� planetoid�. Przez ca�y ten czas pozostawa�a niewidoczna z Ziemi, gdy� j�dro nowo powsta�ej komety skutecznie zas�ania�a wydostaj�ca si� z Ikara chmura g�stego py�u. - Nigel, z jak� szybko�ci� zbli�asz si� do j�dra? - spyta� szybko Len. - Trudno powiedzie� - odrzek�. Teraz czarna bry�ka uros�a do rozmiar�w pi�ciocent�wki trzymanej na odleg�o�� wyci�gni�tej r�ki. - Zmieni� troch� kurs, �eby wydosta� si� ze sto�ka cienia, na wypadek, gdyby szybko�� zbli�ania okaza�a si� za du�a. W tym momencie dwa skalne od�amki z g�uchym pog�osem odbi�y si� od kad�uba statku. Kosmiczny py� wydawa� si� tu g�stszy; wok� wirowa�y kawa�ki kamieni, kt�re unios�y si� z powierzchni Ikara, tworz�c ogon komety. - W Houston w�a�nie zasugerowano taki manewr. - Nigel us�ysza� g�os Lena. - Czy masz ju� odczyt pola magnetycznego? - Nie... zaczekaj, urz�dzenia w�a�nie co� zarejestrowa�y. Taak... nie wi�cej ni� jedna dziesi�ta gausa. - Uhum... wiesz, chyba powinienem im to powiedzie�. - W porz�dku. - Nigel poczu� lekki ucisk w brzuchu. - Zaczyna si�... - pomy�la�. Czarny kontur ur�s� jeszcze bardziej. Astronauta skorygowa� ponownie tor lotu statku, odchylaj�c go poz� granic� ciemnego obszaru, �eby uzyska� margines bezpiecze�stwa. Kr�tki strumie� ci�gu z silnik�w korekcyjnych zmniejszy� pr�dko�� pojazdu. Nigel zacz�� obserwowa� nieregularny kszta�t planetoidy przez pok�adowy teleskop, ale jaskrawy, �nie�nobia�y blask s�o�ca uniemo�liwia� rozpoznanie szczeg��w. Czu� teraz powolne, oci�a�e dudnienie serca uwi�zionego w ciasnym skafandrze. Rozleg� si� trzask, a potem charakterystyczny szum radiowego t�a. - Cze�� Nigel, m�wi Dave Fowles z Houston, za po�rednictwem "Dragona". Gratuluj� wizualnego kontaktu z Ikarem. Chcieliby�my zweryfikowa� nat�enie pola magnetycznego. Czy m�g�by� dokona� bezpo�redniej transmisji danych? - Roger - potwierdzi� Nigel. Jego rozmowy z Houston rwa�y si� coraz bardziej. Op�nienie czasowe wynosi�o kilka sekund, chocia� fale radiowe poruszaj� si� z pr�dko�ci� �wiat�a. Zmieni� pozycj� kilku prze��cznik�w. W kabinie rozleg� si� ostry, kr�tki pisk.- Gotowe - oznajmi�. Brzeg ciemnego konturu planetoidy zacz�� zbli�a� si� z du�� pr�dko�ci�. - Len, zamierzam j� okr��y�. Mo�emy na chwil� straci� kontakt - poinformowa� Nigel pilota "Dragona". - W porz�dku. Statek Nigela prze�lizn�� si� nad ostr� lini� terminatora w sfer� jasnego, s�onecznego blasku. Pod kad�ubem rozpo�ciera� si� teraz spalony na popi� krajobraz. Niewielkie uskoki i p�ytkie doliny rzuca�y kr�tkie cienie na ciemnobr�zowy, niemal czarny, skalisty grunt. Z powodu sp�aszczonej elipsy orbity Ikara planetoida co jaki� czas pra�y�a si� na skwark�, zbli�aj�c si� do S�o�ca na dwukrotnie mniejsz� odleg�o�� ni� Merkury. Nigel dostosowa� pr�dko�� statku do szybko�ci przesuwania si� ska� pod kad�ubem i uruchomi� standardow� seri� automatycznych bada� powierzchni. Zamigota�y �wiate�ka na panelu sterowniczym, a w ciasnej kabinie rozleg� si� niski d�wi�k uruchomionych urz�dze�. Ni�ej Ikar obraca� si� powoli w s�onecznych promieniach, a jego powierzchnia wydawa�a si� blada i nieprzyjazna... Przypuszczenie, �e ten niegro�ny kawa� surowej ska�y mo�e spowodowa� �mier� milion�w ludzi, by�o teraz niemal absurdalne. - Nigel, s�yszysz mnie? - w s�uchawkach zabrzmia� g�os Lena. - Nie�le. - Jestem ju� poza obszarem radiowego cienia. Powiedz, jak ona wygl�da? - Jest kamienna, mo�e niklowo-�elazowa. Nie widz� �adnych �lad�w �niegu ani innych bardziej z�o�onych struktur. Nic dziwnego, w ko�cu sma�y�a si� przez miliardy lat... - Sk�d w takim razie wzi�� si� ogon, taki jak u komety? Jak powsta� Rozb�ysk? - Pami�tasz, co nam m�wili na Ziemi: mo�e zacz�� nagle parowa� ods�oni�ty pok�ad lodu albo na powierzchni powsta� otw�r... Cokolwiek to by�o, chyba do tej pory ca�kiem wyparowa�o. To trwa ju� dwa lata, wystarczaj�co d�ugo. - Wygl�da na to, �e obraca si� wok� osi... poczekaj, niech sprawdz�... pe�ny obr�t mniej wi�cej w ci�gu dw�ch godzin. - Nie�le... - skomentowa� Len. - Musi by� do�� zwarta. - Tylko lita ska�a daje taki moment obrotowy, nie? - Teoretycznie tak. Mo�e Ikar jest dawnym j�drem komety, a mo�e nie... To kamie� i to jest teraz dla nas najwa�niejsze. Nigel poczu� gorzki smak. Napi� si� troch� wody i wyp�uka� ni� usta. - Ma mniej wi�cej kilometr �rednicy i, z grubsza bior�c, jest kulista. Powierzchnia ma�o zr�nicowana. - M�wi� teraz wolno, jakby z trudem. - Brak wyra�nych krater�w, s� jednak p�ytkie kuliste wg��bienia. Przyczyn� ich powstania mo�e by� periodyczne nagrzewanie i sch�adzanie skorupy w trakcie przelot�w Ikara ko�o S�o�ca, kt�re zadzia�a�o jak bardzo efektywny mechanizm erozji. Nigel relacjonowa� to niemal automatycznie, staraj�c si� zignorowa� depresyjny nastr�j, jaki go ogarn��. Co prawda informacje zebrane bez bezpo�redniej obserwacji �wiadczy�y przeciw temu, mia� jednak nadziej�, �e Ikar oka�e si� zlepkiem lodu, a nie ska��. Podziela� te� pobo�ne �yczenia niewielkiej grupy astrofizyk�w, kt�rzy �udzili si�, �e Rozb�ysk z 1997 roku - jasnopomara�czowy, kometowy ogon o d�ugo�ci pi��dziesi�ciu milion�w kilometr�w, kt�ry przesuwa� si�, ta�czy� i rozja�nia� przez trzy miesi�ce nocne niebo na Ziemi - oznacza� koniec Ikara. Jednak �aden teleskop, nawet orbitalny przyrz�d "Skylab X", nie by� w stanie dotrze� do wn�trza py�owo-gazowej chmury, k��bi�cej si� tam, gdzie niegdy� znajdowa�a si� planetoida, ca�kowicie zas�aniaj�cej ten punkt. W�r�d naukowc�w pojawi�y si� dwie teorie na temat Ikara. Jedna g�osi�a, �e skalista skorupa planetoidy uleg�a erozji na skutek oddzia�ywania odwiecznego, g�stego strumienia cz�stek pochodz�cych ze S�o�ca - wiatru s�onecznego - za� jej lodowe j�dro gwa�townie wyparowa�o, tworz�c Rozb�ysk. Oznacza�oby to, �e we wn�trzu nowo powsta�ej komety nie ma ju� cia�a sta�ego. Jednak wi�kszo��, astronom�w uwa�a�a za ma�o prawdopodobne, �eby Ikar m�g� mie� kiedykolwiek lodowe j�dro. Ich zdaniem pot�ny fragment skalistej planetoidy pozosta� gdzie� we wn�trzu gazowo-py�owej chmury. NASA natomiast �ywi�a nadziej�, �e ten sp�r przyczyni si� do zgromadzenia fundusz�w na lot w okolice Ikara. Agencja, zawsze �wiadoma wp�ywu opinii publicznej na badania kosmiczne, potrzebowa�a wsparcia finansowego. Ludzie z NASA przebyli spor� drog� od czasu "czarnych dni" w 1986 roku, gdy katastrofa "Challengera" wp�yn�a zasadniczo na zmian� ich my�lenia o podboju kosmosu. W�wczas NASA zacz�a propagowa� nowy typ powietrzno-kosmicznych pojazd�w, ��cz�cych cechy samolotu i rakiety. Przebywa�y one znaczn� cz�� trasy do g�rnych warstw atmosfery za pomoc� silnik�w odrzutowych, a potem unosi�y si� nad ni� dzi�ki nap�dowi rakietowemu. Okaza�o si� jednak, �e nie maj� zastosowania w badaniach naukowych. Po tym do�wiadczeniu, NASA wycofa�a si� po cichu z komercyjnego i militarnego biznesu i przesta�a wprowadza� kolejne tony "towaru" na orbit� oko�oziemsk�. Obecnie Agencja stara�a si� pozosta� przede wszystkim instytucj� naukowo-badawcz�. Ikar wydawa� si� wtedy sympatycznym, kosmicznym "przedstawieniem", na tyle odleg�ym od Ziemi, by nie niepokoi� jej mieszka�c�w. I nagle powsta� jasny "ogon" w kszta�cie wachlarza, wi�kszy i znacznie okazalszy, ni� rozczarowuj�ce zjawisko optyczne, jakie towarzyszy�o przelotowi komety Halleya w pobli�u Ziemi w 1985 roku. "Los Angeles Times" ochrzci� Ikara mianem "komety przyrz�dzonej na poczekaniu". Ludzie mogli j� obserwowa� nawet przez grub� warstw� miejskiego smogu. Ta kometa mia�a "dobr� pras�". Ale zim� 1997 roku pytanie, z czego sk�ada si� Ikar, przesta�o by� wy��cznie przedmiotem akademickiego sporu. Strumie� gazu, wydobywaj�cy si� z j�dra nowo powsta�ej komety zacz�� zmienia� kierunek jej lotu. Chmura gazowo-py�owa nieznacznie przesuwa�a si� w bok, pozostaj�c na dawnej orbicie Ikara. Naturalne wydawa�o si� przypuszczenie, �e je�li cokolwiek pozosta�o z planetoidy, musi znajdowa� si� gdzie� w pobli�u �rodka ob�oku. Zmiana toru by�a niewielka. Jej dok�adny pomiar nastr�cza� du�e trudno�ci, a obliczenia zawiera�y pewien margines b��du. Jedno pozostawa�o oczywiste: mniej wi�cej w po�owie 1999 roku �rodek ob�oku wraz z tym, co zosta�o z planetoidy Ikar, zderzy si� z Ziemi�. - Len, jak to wygl�da z twojego punktu widzenia? - spyta� Nigel. - Do�� mgli�cie. Nie mog� zbyt wiele dostrzec z powodu py�u. S�o�ce, widziane przez ob�ok, ma jakby wodnisty kolor. Ustawi�em "Dragona" w pewnej odleg�o�ci od boku sto�ka cienia, �eby oddzieli� tw�j radarowy obraz od obrazu S�o�ca. - Gdzie jestem? - Dok�adnie w �rodku chmury. Jak tam zostaniesz, trafisz prosto do Indii - za�artowa� Len. - Mam nadziej�, �e tego unikn�. - Taak... Hej, zdaje si�, �e mam dla ciebie kolejny przekaz z Houston... Na moment zaleg�a cisza, wype�niona g��bokim pomrukiem, gdy pod statkiem przesuwa�a si� ciemna strona powierzchni Ikara. Nigel zastanawia� si�, czy �w surowy �wiat powsta� w zamierzch�ych czasach z tej samej materii co Uk�ad S�oneczny, jak twierdzili astrofizycy, czy te� jest cz�ci� j�dra planety, kt�ra uleg�a kiedy� katastrofie, o czym z uporem tr�bi�y mass media. Osobi�cie mia� nadziej�, �e Ikar oka�e si� �nie�n� kul�, z�o�on� z zestalonego metanu i lodu. W takim wypadku planetoida rozpad�aby si� po zderzeniu z atmosfer� Ziemi, by� mo�e wype�ni�aby niebo fioletowopomara�czowymi smugami i wywo�a�a zorz� widoczn� na ca�ej planecie, jednak nie spowodowa�aby �adnych zniszcze�. Nigel patrzy� teraz w d�, na spopielony �wiat, kt�ry zawi�d� jego nadzieje, poniewa� okaza� si� a� tak substancjalny, a zarazem �mierciono�ny. Automatyczne kamery statku wydawa�y regularne trzaski, tworz�c map� uskok�w i obni�e� terenu, rozrzuconych chaotycznie po powierzchni planetoidy. We wn�trzu kabiny zapach rozgrzanego metalu miesza� si� z kwa�nym odorem ludzkiego potu. - Nigel, to znowu ja, Dave! Ch�opie, tak silne pole magnetyczne �wiadczy o sporej zwarto�ci naszego obiektu. To zlepek niklu i �elaza o osiemdziesi�cioprocentowej czysto�ci albo nawet wi�kszej! Na podstawie jego rozmiar�w oszacowali�my mas� na cztery miliardy kilogram�w. -Rozumiem. - Pomiary radarowe Lena pozwoli�y nam tak�e u�ci�li� tor lotu. Ten kamyk, kt�ry masz pod sob�, trafi prosto w �rodek Indii. Chcia�bym teraz... - Chcia�by�, �eby�my zacz�li detaliczn� dostaw� nabia�u - przerwa� mu Nigel. - Tak. Pocz�stujcie go Jajkiem. Nigel natychmiast uruchomi� panel systemu sterowniczego. - Rozpoczynam procedur� aktywacji Jajka - zameldowa� mechanicznie, obserwuj�c zapalaj�ce si� kolejno �wiat�a na tablicy rozdzielczej. - Powodzenia, ch�opie! - wtr�ci� si� Len. - Wybierz dobrze miejsce, gdzie je posadzisz. Mamy sporo czasu. Jak b�dziesz potrzebowa� pomocy, to krzycz - zako�czy�, chocia� obaj wiedzieli, �e nie m�g�by wprowadzi� "Dragona" w chmur�, nie trac�c na jaki� czas kontaktu z Houston. Nigel sp�dzi� nast�pn� godzin� na czasoch�onnych procedurach, zwi�zanych z pobudzeniem do �ycia pi��dziesi�ciomegatonowej zegarowej bomby, kt�ra drzema�a zaledwie kilka metr�w za �cian� jego kabiny. Powtarza� przyswojone �argonowe sformu�owania - sprawdzanie redundancji, status samouzbrojenia, weryfikacja profilu -r�wnocze�nie przez ca�y czas po�wi�caj�c cz�� uwagi na obserwowanie zw�glonej powierzchni pod kad�ubem statku. Kiedy przygotowania bomby ju� si� ko�czy�y, Nigel katem oka dostrzeg� wreszcie to, czego szuka�, czego pod�wiadomie oczekiwa�: rozpadlin� o poszarpanych brzegach. - My�l�, �e znalaz�em szczelin� - zameldowa�. - Jest d�ugo�ci mniej wi�cej boiska pi�karskiego i miejscami ma chyba szeroko�� dziesi�ciu metr�w. - P�kni�cie? - dopytywa� si� Len. - Mo�e ca�y ten kamie� rozpada si� na cz�ci? - Niewykluczone. Warto by�oby sprawdzi�, czy nie ma ich wi�cej i czy nie tworz� jakiego� regularnego wzoru. - Jaka jest jej g��boko��? - Na razie nie mog� oszacowa�; dno znajduje si� w cieniu. - Gdyby� mia� chwilk� czasu... zaczekaj, Houston znowu chce z tob� gada�. Po chwili ciszy w s�uchawkach rozleg� si� g�os: - Nigel, jeste�my bardzo zadowoleni z danych telemetrycznych, jakie nam przes�a�e�. Wed�ug nas, w Kontroli Lot�w, Jajko mo�e l�dowa�. - Zanim wyl�duje, trzeba je wysiedzie�. - Racja, ch�opie, tym mnie za�atwi�e�! - odpar� Dave z nag�ym wybuchem g�upawej weso�o�ci. Nast�pi�a kr�tka przerwa, po kt�rej rozm�wca Nigela odezwa� si� ju� odpowiednio modulowanym, g�adkim g�osem. - Wiesz Nigel, chcia�bym, �eby� by� tu z nami i widzia� ten t�um wok� Kontroli Lot�w. Zablokowali ruch uliczny w promieniu najbli�szych dwudziestu kilometr�w. Ludzie s� dos�ownie wsz�dzie. My�l�, �e to, co robimy, skupi�o na sobie uwag� ca�ej ludzko�ci. To bohaterska pr�ba... Nigel zastanawia� si�, czy Dave u�wiadamia sobie brzmienie w�asnych s��w. No c�, pewnie sobie u�wiadamia�. Ka�dy astronauta si�� rzeczy by� nieoficjalnym cz�onkiem zwi�zku zawodowego aktor�w... Cho� Nigel doskonale o tym wiedzia�, skrzywi� si�, gdy modulowany g�os o g��bokim brzmieniu zacz�� opisywa� nap�r spoconych cia� na siedzib� NASA, udary s�oneczne i zdarzaj�ce si� w t�umie nag�e narodziny dzieci, denerwuj�ce wszystkich pracownik�w korowody modlitewne wyznawc�w Syn�w Nawr�conych, ich nocne czuwania wok� dzi�kczynnych ognisk, kt�rych pe�zaj�ce, oleiste p�omienie o�wietla�y spocone twarze wiernych. Ten facet - Dave - by� naprawd� dobry, a przy tym prawdopodobnie nie mia� �adnych skrupu��w, wstawiaj�c podobny kit milionom ciekawskich. Mogli by� przekonani, �e s�uchaj� prawdziwej transmisji z rozmowy Houston ze statkiem, na linii przeznaczonej wy��cznie do porozumiewania si� w najwa�niejszych sprawach Ikara, podczas gdy tak naprawd� dialog zosta� przez Dave'a kunsztownie zainscenizowany i zredagowany. - Nigel, czy jest kto� na Ziemi, z kim chcia�by� porozmawia� teraz, w czasie przerwy w akcji? Odpowiedzia�, �e nie, nikogo takiego nie ma. Zamierza� uwa�nie obserwowa� Ikara w trakcie obrotu wok� osi, przyjrze� si� �wie�o odkrytej szczelinie. R�wnocze�nie jednak, ujrza� oczami duszy rodzic�w w zagraconym mieszkaniu. Chcia� do nich przem�wi�, ale pr�by wyt�umaczenia im powodu, dla kt�rego znalaz� si� tutaj i robi to, co robi, okaza�yby si� bezowocne. �yli wci�� w starym, ukochanym, lecz umar�ym ju� �wiecie, gdzie podr�e kosmiczne uto�samiano z badaniami naukowymi, a te oznacza�y beznami�tne d��enie do prawdy. Wiedzieli, �e ich syna przygotowywano do realizacji zada�, kt�re nigdy nie zosta�y podj�te. Wiedzieli r�wnie�, �e Nigel we w�a�ciwym czasie dostanie si� na oko�oziemsk� orbit� jako powszechnie wychwalany, solidny "rzemie�lnik". Wydawa�o im si� to pomy�lnym wydarzeniem. Ale ta misja! Nie byli w stanie zrozumie�, dlaczego zgodzi� si� na udzia� w wyprawie, podczas kt�rej mia� tylko szans� pod�o�y� gdzie� bomb�, gdyby mu si� uda�o, lub czeka�a go �mier�, gdyby poni�s� kl�sk�. Dlaczego zdecydowa� si� wzi�� udzia� w pospiesznie skleconym, pe�nym szarpaniny i ba�aganu przedsi�wzi�ciu, w sze��dziesi�ciu procentach skazanym na niepowodzenie; tak przynajmniej twierdzili analitycy systemowi. Rodzice wyemigrowali z Anglii, gdy ich syn, ko�cz�c ostatni rok studi�w w Cambridge, zosta� wybrany do ameryka�sko-europejskiego programu kosmicznego. Nigel, do�� wszechstronny naukowiec, sprawia� wra�enie podatnego na kosmiczny trening. Wyr�nia� si� niez�� kondycj� fizyczn� (gra� w squasha, pi�k� no�n�, uprawia� amatorski pilota�), by� m�odzie�cem zgodnym i poj�tnym (jako Brytyjczyk, wydawa� si� uszcz�liwiony mo�liwo�ci� zrobienia kariery w jakiejkolwiek dziedzinie), i mia� dobr� prezencj�. Ody w trakcie przygotowa�, ujawni� si� jego znakomity refleks, szybko�� reakcji i podejmowania decyzji, a Nigel osi�gn�� dobre rezultaty podczas lot�w pr�bnych i zosta� przyj�ty do zaniechanego p�niej programu podboju Marsa, rodzice poczuli si� usatysfakcjonowani, a poniesione przez siebie wyrzeczenia uznali za zrekompensowane. Stwierdzili, �e ich syn mo�e zosta� jednym z lider�w nowej, nadchodz�cej epoki bada� Ksi�yca. Usprawiedliwi�oby to ich przeniesienie si� z sennej i wygodnej Anglii do panoramicznego cyrku technokrat�w, jakim by�o Houston. Kiedy zatem wy�oni�a si� sprawa Ikara, zadali mu pytanie: dlaczego ryzykowa� lata studi�w w Cambridge, mozolny astronautyczny trening, gdzie� w oceanie pr�ni pomi�dzy Wenus a Ziemi�? Co im odpowiedzia�...? Nic. Po prostu siedzia� w bujanym fotelu w ich mieszkaniu, ko�ysa� si� ze zniecierpliwieniem i wys�uchiwa� tyrad o pracy, planach, krewnych, Drugiej Wielkiej Depresji, polityce. Z przytoczonych przez nich argument�w pami�ta� niewiele; zachowa� tylko niewyra�ne wspomnienie samej intonacji g�os�w. W jego pami�ci rodzice stali si� jakby jedn� osob�, o niemrawym akcencie z Suffolk, wype�niaj�cym czas dzieci�stwa i dojrzewania. Nigel nie wymawia� ju� samog�osek tak mi�kko i g�adko; r�ni� si� od rodzic�w i nic nie mog�o tego zmieni�. Stanowili odr�bn�, suwerenn� istot� i mimo �e Nigel by� ich synem, kiedy� przekroczy� niewidzialny kr�g, kre�l�cy granic� sposobu �ycia rodzic�w. Wewn�trz tego kr�gu pozosta�y: pewno��, jasne, proste wybory, oczywiste formy zachowania. Nawet w pokoju go�cinnym by�y wydzielone obszary o szczeg�lnym mikroklimacie, zak�tki pachn�ce mocno os�odzon� herbat�, przestrzenie, gdzie kr�lowa�a wo� zmursza�ych doniczek z kwiatami, klimaty bardziej prawdziwe ni� s�owa, kt�re m�g�by wypowiedzie� Nigel. Tam - w wilgotnym, starym domu - rozedrgany, gwarny �wiat gdzie� znika� i Nigel traci� wiar� w istnienie ludzkich t�um�w, st�oczonych na ulicach wielkich miast, zanieczyszczaj�cych wszystko wok� siebie i zniekszta�caj�cych, jak w krzywym zwierciadle, wszelkie plany lub dzia�ania jednostek, kt�re zamierza�y cokolwiek ulepszy�. Coraz mniej pieni�dzy przeznaczano na bezinteresowne badania, poszukiwanie prawdy, realizacj� nowych idei czy wizjonerskich projekt�w. Jednak rodzice nie byli w stanie u�wiadomi� sobie tego. Gdy Nigel m�wi�, ojciec niezauwa�alnym prawie ruchem g�owy przeczy� tym s�owom, mo�e nie u�wiadamiaj�c sobie nawet, �e uzewn�trznia w�asn� reakcj�. Kiedy m�ody astronauta przedstawi� ju� plan wyprawy do Ikara, ojciec obrzuci� matk� nieodgadnionym spojrzeniem, a potem bardzo spokojnie poradzi� synowi, �eby wycofa� ofert� i czeka� na lepsze propozycje. Co� takiego z pewno�ci� nast�pi. To oczywiste. Ze swojego kr�gu rodzice dostrzegali to bardzo wyra�nie. Do tej pory Nigel nie obdarzy� ich synow� ani wnukami, a w ci�gu ostatnich kilku lat bardzo rzadko odwiedza� dom rodzinny. Wszystko to, nie wypowiedziane, kry�o si� za delikatnym, przecz�cym ruchem g�owy ojca. Nigel obieca� sobie, �e gdy sko�czy si� misja "Ikar", b�dzie widywa� rodzic�w cz�ciej. Ojciec, dobrze orientuj�cy si� w fachowych wydawnictwach dotycz�cych Ikara, przypomnia� bezza�ogowe "misje wsparcia", na przyk�ad sondy-roboty, wyposa�one w �adunki nuklearne, kt�re wytr�ci�yby komet� z fatalnej orbity. Dlaczego -pyta� - Houston nie mog�oby oprze� si� wy��cznie na nich? To kwestia prawdopodobie�stwa - wyja�ni� Nigel, ciesz�c si�, �e rozmowa wr�ci�a na twardy grunt. Wiedzia� jednak, i� niezale�nie od raport�w Komitetu, szans misji nie da�o si� przewidzie�. Mo�liwe, �e cz�owiek oka�e si� lepszy od robot�w, ale czy ktokolwiek jest tego pewny? A je�li nawet �ywy astronauta, nie sonda, b�dzie w stanie wyszpera� j�dro Ikara w�r�d ca�ej tej mieszaniny gazu i py�u, to czy musi by� nim w�a�nie on, Nigel? Odpowiedzi wydawa�y si� proste: m�odo��, refleks, szybko�� decyzji, a tak�e, w ko�cu, r�wnie� i to, �e w NASA nie pozosta�o ju� wielu ludzi, kt�rzy przeszli odpowiedni trening. Jednak Nigel nie wspomnia� o tym ani s�owem, gdy ko�ysa� si� na fotelu, popija� mocn� herbat�, mrucz�c co� w pe�nym intensywnych, przyjemnych zapach�w domu swojego dzieci�stwa. Tak czy inaczej poleci, a oni p tym wiedzieli. I mo�e dlatego ten ostami wsp�lny wiecz�r zako�czy� si� niezr�cznym milczeniem. Siedzia� ju� w samolocie lec�cym do Houston - ogromnego ludzkiego mrowiska... Z podr�cznego baga�u wyj�� ksi��k�, kt�r� zauwa�y� na p�ce w sypialni i kierowany impulsem, zabra� ze sob�. Po��k�a oprawa by�a pop�kana ze staro�ci, strony sztywne i poplamione z powodu jakich� zapomnianych "wypadk�w" w m�odo�ci Nigela. Pami�ta� jak czyta� t� ksi��k� bezpo�rednio po zg�oszeniu si� do europejsko-ameryka�skiego programu kosmicznego, �eby lepiej wczu� si� w mentalno�� Amerykan�w. Przekartkowa� dobrze znane sceny powie�ci i wreszcie przy samym ko�cu ksi��ki natkn�� si� na fragment, kt�rego- ca�kiem nie�wiadomie - nauczy� si� kiedy� na pami��, I wtedy, gdy Tom tak sobie gada� i gada�, nag�e rzek� nam: chod�cie, ch�opaki, kt�rej� nocy wymkniemy si� st�d, we�miemy ze sob� wszystko co trza, i ruszymy na spotkanie dzikich przyg�d w�r�d Czerwonosk�rych, na ich ziemi, i zostaniemy tam tydzie� albo dwa. Wtedy ja powiedzia�em: dobra Tom, mnie to pasuje, mo�emy tak zrobi�... Siedz�c na profilowanym wygodnym fotelu lotniczym, Nigel czu� si� raczej jak bohater tej ksi��ki, Huck Finn, ni� wyrachowany Europejczyk, za jakiego powszechnie go uwa�ano. Ze wspomnie� wyrwa� go g�os Dave'a Fowlesa. - Nigel, dokonali�my ponownego obliczenia potencjalnych zniszcze� wywo�anych zderzeniem. Wygl�da to do�� marnie. - Tak? - Zginie dwa miliony sze��set tysi�cy ludzi. Zniszczone zostanie wszystko w promieniu czterystu kilometr�w od punktu zderzenia. Nie ucierpi �adne z wielkich miast Indii, ale setki miasteczek i wsi... - Co z g�odem? - Gorzej ni� przypuszczali�my - westchn�� Dave. - S�dz�, �e jak tylko do tamtejszych ludzi dotrze wiadomo��, �e Ikar mo�e w nich uderzy�, wszyscy ci brudni ch�opi porzuc� swoje poletka i zaczn� szykowa� si� do �ycia wiecznego. To jeszcze powi�kszy liczb� ofiar g�odu. ONZ szacuje, �e w ci�gu kilku miesi�cy umrze par� milion�w ludzi, nawet bior�c pod uwag� ameryka�skie dostawy lotnicze. Nasi socjometrycy potwierdzaj� t� liczb�. - A jak wygl�da sprawa ewakuacji z obszaru katastrofy? - Te� �le. Herb m�wi, �e w takich sytuacjach oni po prostu rezygnuj� i nie ruszaj� si� z miejsca. To musi mie� jaki� zwi�zek z ich religi�. Nie rozumiem tego, po prostu nie rozumiem. Nigel zacz�� intensywnie my�le� i nagle uprzytomni� sobie co�, czym postanowi� podzieli� si� z Dave'em. - Dave, mam pewien pomys� - oznajmi�. - Jasne, Nigel, wal bez obawy, w�a�nie wyszli�my z oficjalnego kana�u i publiczne sieci tego nie �api�. Strzelaj! - Po okresie odpoczynku mam pod�o�y� Jajko, prawda? Nat�enie pola magnetycznego dowodzi, �e planetoida sk�ada si� ze zwartych pok�ad�w niklowo-�elazowej rudy. Nie ma sensu czeka�. - Zgadza si�. Dosta�em w�a�nie potwierdzenie od dow�dcy misji. Zaprogramowali�my pocz�tek twojego l�dowania za mniej wi�cej trzyna�cie minut. - Dobra. Chodzi o to, �e chc� wprowadzi� Jajko do odkrytej przeze mnie szczeliny. To do�� d�ugie p�kni�cie skorupy o nieregularnym zarysie. Je�li Jajko wybuchnie w zag��bieniu, fala uderzeniowa zadzia�a znacznie silniej, a o to nam przecie� chodzi. Szczelina wygl�da na do�� g��bok�. Przez chwil� jedynie cichy szept fal radiowych �wiadczy� o po��czeniu. Nigel k�tem oka uchwyci� minimalny odblask na powierzchni, jak b�ysk �wiat�a odbity od brylantu kt�ry zaraz znikn��. Astronauta wysili� wzrok, �eby dojrze� go ponownie, mo�e wzi�� pr�bk�. Czu� si� jak unieruchomiony, zawieszony w bia�ych, s�onecznych promieniach. - Na ile oceniasz jej g��boko��? - Dave m�wi� teraz ostro�nie, jak gdyby z rezerw�. - Obserwowa�em ruch cieni, kiedy szczelina przesuwa�a si� w stron� S�o�ca. My�l�, �e dno musi by� na g��boko�ci co najmniej czterdziestu metr�w. Gdyby zdetonowa� tam Jajko, Ikar dosta�by niez�ego "kopa". M�g�bym te� pobra� jakie� interesuj�ce pr�bki ska�... -doko�czy� nieprzekonuj�co. - Poczekaj chwilk�, zaraz podejmiemy decyzj�. Oczekiwanie na odpowied� przerwa� Len. - My�lisz, �e dasz sobie z tym rad�? - spyta�. - Odpowiednie pod�o�enie Jajka na zbyt ma�ej powierzchni mo�e sprawi� k�opot. - Je�eli nie dam rady posadzi� go na dnie, po prostu je powiesz�. Na powierzchni Ikara Jajko nie b�dzie wa�y� wi�cej ni� kilogram. Mog� przymocowa� je wewn�trz szczeliny, jak obraz do �ciany. - Racja. Miejmy nadzieje, ze oni to kupi�. W tej chwili dotar�a wiadomo�� � Houston. - Zgadzamy si� na l�dowanie w pobli�u kraw�dzi szczeliny. Je�li otw�r b�dzie wystarczaj�co szeroki... Nigel ju� zmienia� pozycje prze��cznik�w na tablicy rozdzielczej. 2 Otacza�y go linie proste, bez �adnych �agodnych paraboli i zaokr�gle�. Obserwuj�c uwa�nie ekran radaru, sprowadza� w d� statek - owadzi kszta�t otoczony cienkimi, teleskopowymi "szprychami" wspornik�w stabilizuj�cych, ze zwisaj�cym pod kad�ubem "odw�okiem", w kt�rym znajdowa�o si� Jajko. Nigelowi trudno by�o uzmys�owi� sobie, �e relatywnie niewielki kosmiczny kamie�, na kt�rym l�duje, posiada potencja� zdolny do wybicia w powierzchni Ziemi krateru o �rednicy czterdziestu kilometr�w. Ikar wydawa� si� teraz bierny, prawie nieruchomy. - Jeste� pewien, �e nie potrzebujesz pomocy? - odezwa� si� Len. Nigel u�miechn�� si� i przez chwil� na jego opalonej twarzy pojawi�y si� zmarszczki. - Wiesz przecie�, �e Houston nie dopu�ci do tego, �eby�my utracili z nimi kontakt. Antena dalekiego zasi�gu na "Dragonie" mo�e przesta� pracowa� w chmurze py�u, a wtedy... - No tak - przyzna� Len, - Poza tym, gdyby�my obaj znale�li si� po s�onecznej stronie Ikara, Ziemia by�aby w radiowym cieniu. W porz�dku. Ale gdyby co� si� dzia�o... - Jasne. - Powodzenia, ch�opie! W miar� zbli�ania si� powierzchni planetoidy astronauta dostrzega� coraz wi�cej nier�wno�ci. Statek lecia� teraz w stron� linii terminatora, ku miejscom o�wietlonym przez S�o�ce i wyra�niej, ni� przedtem wida� by�o rozrzucone na skorupie Ikara wg��bienia terenu, skazy na powierzchni przypominaj�ce blizny po ospie. Za sob� Nigel s�ysza� r�wny pomruk silnik�w, steruj�cych manewrem l�dowania. Skoncentrowa� si� na ocenie dystansu, wyr�wnaniu pr�dko�ci i przyspieszeniu pracy pok�adowych kamer, po czym jak paj�k zawis� nad szczelin�. Obr�ci� pojazd, �eby mie� lepszy widok na powierzchni� i zbli�y� si� do rozpadliny, - Jest g��bsza ni� s�dzi�em - zameldowa�. - W tej chwili mog� si�gn�� wzrokiem na g��boko�� pi��dziesi�ciu metr�w. Wlot jest do�� szeroki. - Brzmi nie�le - skomentowa� Dave. Nie czekaj�c na dalsze s�owa zach�ty Nigel sprowadzi� statek jeszcze ni�ej i zatrzyma� go tu� nad powierzchni�. Przypalona strumieniem wylotowym silnik�w powierzchnia zbli�a�a si� w iluminatorach zmieniaj�c kolor z br�zowego na czarny tam, gdzie drobne �y�ki zestalonego metanu parowa�y pod gor�cym podmuchem. Ze s�uchawek dobiega�y coraz cz�stsze trzaski, zniekszta�caj�ce s�owa. - Trac� twoje dane telemetryczne. - G�os Lena by� ledwie s�yszalny. Nigel ca�kowicie unieruchomi� pojazd i ostrzeg� koleg�: - Len, nie mog� zej�� ni�ej bez utraty kontaktu z powodu ekranowania fal radiowych przez ska�y. - Przecie� wiesz, �e nie wolno nam straci� kontaktu. - No tak, ale... - Mo�e powinienem jednak wlecie� w chmur�. - Nie, zosta� poza stref� py�u. Przesu� si� w stron� S�o�ca i zawi�nij dok�adnie nade mn�. W ten spos�b zostaniesz w sto�ku moich fal. - Dobrze, bez odbioru. - S�uchajcie, ch�opaki - wtr�ci� si� Dave - je�eli macie z tym jakie� problemy, mo�e powinni�my... Nigel wy��czy� odbi�r i kontroler z Houston zamilk� w po�owie zdania. Mija�y kolejne minuty akcji. Pilot ponownie obr�ci� statek wok� osi, �eby uzyska� pe�ny zestaw fotografii terenu. Z tej wysoko�ci Ikar przypomina� wyboiste, okr�g�e wzg�rze, opadaj�ce ostro w d�. B�yszcz�ce w s�o�cu pag�rki i zag��bienia terenu tworzy�y jak gdyby pomniejszon� map� jakiej� krainy. Widziane ludzkimi oczami, pr�buj�cymi przystosowa� wszystko do zwyk�ej, ziemskiej perspektywy, wydawa�y si� wi�ksze ni� w rzeczywisto�ci. Nigel zerkn�� na zegar. - No, ju� wystarczy -pomy�la�. W��czy� odbiornik i ponownie us�ysza� radiowe trzaski. - Jak ci idzie, Len? - spyta�. - Hej, jak tam, mia�e� jakie� k�opoty z transmisj�? Na par� minut straci�em z tob� kontakt. - Musia�em co� przemy�le�. - Aha. Dave m�wi, �e raczej da�e� do my�lenia facetom z Houston. - Tak przypuszcza�em. Ale, do diab�a, w ko�cu to ja tu jestem, a nie oni, prawda? - Masz racj� - odpar� Len, chichocz�c. - Ustawi�e� si� ju� nade mn�? Mog� wlatywa� do �rodka? - Prawie sko�czy�em manewr, jeszcze tylko kilka minut. Jak tam na dole? - Do�� ponuro. Zastanawiam si�, dlaczego Ikar kszta�tem jest tak zbli�ony do kuli? Przypuszcza�em raczej, �e b�dzie nieregularny. - Niemo�liwe, �eby to by�a sprawa grawitacji... - zastanawia� si� Len. - Nie, pole jest tak s�abe, �e nie mo�e utrzyma� na powierzchni nawet kamyka. Wszystko wok� wygl�da jak �yse, nie ma �adnych od�amk�w. - Mo�e to erozja spowodowana promieniami s�onecznymi tak zaokr�gli�a Ikara. - Wlatuj� do �rodka - oznajmi� Nigel nieoczekiwanie. - Dobrze - zgodzi� si� Len. - Mog� ci� �ledzi� z miejsca, w kt�rym jestem. Z powodu rotacji planetoidy lewa kraw�d� szczeliny przybli�y�a si� zbytnio do statku. Pilot zr�cznym ruchem skierowa� pojazd ku �rodkowi wolnej przestrzeni, przypominaj�c sobie, jak w dzieci�stwie przeczyta� w jakim� zapomnianym ju� artykule czy podr�czniku, �e Ziemia obraca si� wok� osi. P�niej przez par� �adnych tygodni by� przekonany, �e je�li upad�, to tylko dlatego, �e kula ziemska przesun�a si� pod nim, a on tego nie zauwa�y�. Zachowywanie przez ludzi postawy stoj�cej, mimo oczywistych wysi�k�w planety, zmierzaj�cych do ich przewr�cenia, uwa�a� niemal za cud. U�miechn�� si� i opu�ci� pojazd w rozpadlin�. Wok� statku zamkn�a si� skalista gardziel. Rozrzucone chaotycznie fragmenty czego� podobnego do miki, po�yskiwa�y na tle spalonych s�onecznym �arem, pionowych �cian. Nigel zatrzyma� si� mniej wi�cej w po�owie drogi do dna szczeliny i skierowa� reflektory ku g�ruj�cemu nad nim nier�wnemu, br�zowawemu nawisowi skalnego otworu. Przesun�� si� w stron� jednej ze �cian. Wysun�� chwytak zewn�trznego manipulatora. Szcz�ki chwyci�y zgrabnie i wyrwa�y z przyt�umionym trzaskiem kilka kilogram�w wysch�ego rumoszu, nast�pnie wr�ci�y do poprzedniego po�o�enia. Odezwa� si� Len. Na jego pytania Nigel odpowiada� monosylabami. Zn�w ruszy� w stron� dna, przesuwaj�c statek ostro�nie w�r�d ciemno�ci i ciszy. Pami�ta� o pr�bce ska�y. Do jej przechowania u�y� specjalnego pojemnika, znajduj�cego si� na zewn�trznym pancerzu pojazdu. W ten sam spos�b nape�ni� jeszcze kilka innych pojemnik�w. By� ju� bardzo g��boko, gdy to zauwa�y�. Nier�wne dno rozpadliny, pokryte ospowatymi gruz�ami, wygl�da�o jak wysypisko kamieni, wy�aniaj�cych si� z wielkich ka�u� atramentu. Nigel nie m�g� dostrzec szczeg��w, wi�c skierowa� w d� reflektory. Przez �rodek wyboistej p�aszczyzny bieg�o g��bokie p�kni�cie. Mia�o szeroko�� oko�o pi�ciu metr�w i zupe�nie czarne wn�trze. W nier�wnych odst�pach ze szczeliny wystawa�y kanciaste kszta�ty. Z powodu bladej, zszarza�ej barwy wygl�da�y na spalone w wysokiej temperaturze. Niekt�re iskrzy�y si� w �wietle reflektor�w, jak gdyby cz�ciowo uleg�y stopieniu. Nigel sprowadzi� statek jeszcze ni�ej. Jeden z tych obiekt�w przypomnia� d�ug�, pozwijan� ta�m� z metalu podobnego do miedzi. Tworzy�a ona zawi�� struktur� sk�adaj�c� si� ze spiralnych form. Pilot przygl�da� si� im w absolutnej ciszy. Tylko bicie jego serca odmierza�o mijaj�cy czas. W odleg�o�ci dziesi�ciu metr�w od statku widnia� powyginany sze�cian, zaklinowany w szczelinie tak, jakby zosta� cz�ciowo wypchni�ty z jej wn�trza przez ogromne ci�nienie. By�y te� inne formy i kszta�ty. Nigel fotografowa� je. U�wiadomi� sobie, �e ju� od pewnego czasu Len wzywa go przez radio. Sko�czy� fotografowa�, nacisn�� prze��cznik transmisji i oznajmi�: - Len, b�dziemy musieli zrewidowa� wszystkie obliczenia. Ikar nie jest bry�� lodu, ska��, ani niczym podobnym. Wygl�da na to - przerwa�, prawie nie wierz�c w to, co m�wi - wygl�da na to, �e jest... pojazdem kosmicznym. 3 Po godzinnej naradzie kontroler�w w Houston, Nigel otrzyma� zgod� na wyj�cie ze statku. Musieli z Lenem ostro wyk��ca� si� z dow�dc� misji, kt�ry uzna�, �e i tak s� ju� bardzo sp�nieni. Facet najwyra�niej nie wierzy� w ani jedno s�owo z ich meldunk�w, uwa�aj�c je za "zas�on� dymn�", wymy�lon� po to, by Nigel zyska� troch� czasu na zbieranie pr�bek. Len ogromnym wysi�kiem woli powstrzymywa� si� przed wprowadzeniem "Dragona" do wn�trza chmury. Tylko konieczno�� zmiany harmonogramu misji w nowej sytuacji przekona�a go do pozostania na miejscu. Jak by�o do przewidzenia, zaraz po wydaniu zgody na spacer Nigela w Houston wystawiano rachunek za podj�cie takiej decyzji. Cen� by�o umieszczenie Jajka na dnie szczeliny i zabezpieczenie go zanim Nigel postawi� stop� na powierzchni Ikara. Mo�na to by�o zrobi� bez opuszczania pojazdu, wi�c zamiast wyk��ca� si� z Kontrol�, pilot niezw�ocznie przyst�pi� do wykonywania niezb�dnych czynno�ci. Chcia� to zrobi� raz-dwa. Jajko by�o matow�, szar� kul�, z zag��bionymi w zewn�trznej pow�oce zabezpieczaj�cymi sworzniami. Nigel umie�ci� bomb� w pobli�u ciemnej �ciany rozpadliny i odpali� sworznie uwalniaj�ce kul�. Jajko zacz�o toczy� si� w d� po skale. Zanim zsun�o si� zbyt daleko od statku, Nigel wystrzeli� rufowe sworznie zabezpieczaj�ce. Poszybowa�y �ukiem i wbi�y si� w skaln� �cian�. Stalowe liny nawin�y si� na ko�owroty sworzni, �ci�gaj�c kul� ku powierzchni ska�y. Teraz ju� nic nie mog�o jej ruszy�. Jedynie Len lub Nigel byli w stanie zdetonowa� pi��dziesi�t megaton ukrytych w szarym wn�trzu. Przed opuszczeniem pojazdu Nigel zjad� posi�ek. W Houston pogl�dy na temat planu dzia�ania w wypadku r�nych scenariuszy rozwoju wydarze� okaza�y si� podzielone. Dave stre�ci� Nigelowi przebieg dyskusji, ale ten s�ucha� go nieuwa�nie. Ostatecznie zgodzono si�, �e on i Len maj� jeszcze zapas powietrza na dwadzie�cia dwie godziny, a tras� ich powrotu na Ziemi� mo�na zmodyfikowa�. Poczyniono post�py w przygotowywaniu dw�ch bezza�ogowych "misji wsparcia", lecz najnowsze analizy wykaza�y, �e s� one mniej obiecuj�ce, ni� pierwotnie s�dzono. Naprowadzane radarem, automatyczne pr�bniki, musia�yby zbli�a� si� do Ikara z du�� pr�dko�ci�. Py� i kamienie znajduj�ce si� w otaczaj�cej Ikara chmurze, uderzaj�c przy tej szybko�ci w bezza�ogowe statki, mog�yby unieszkodliwi� g�owice bojowe, zanim te dotar�yby do planetoidy. - Odpalam os�on�! - zameldowa� Nigel i prze��czy� si� na radiostacj� wewn�trz kombinezonu. Pokrywa w�azu odskoczy�a z g�uchym hukiem. Astronauta ostro�nie wydosta� si� na zewn�trz, opu�ci� si� po linie zabezpieczaj�cej pojazdu i stan�� na powierzchni Ikara. - Grunt lekko chrz�ci pod stopami - zakomunikowa�, wiedz�c, �e Len zasypie go pytaniami, je�li cho� na chwil� przerwie komentowanie wszystkiego co widzi. Przez pi�� tygodni, �cigaj�c Ikara, podr�owali razem w ciasnej, dusznej kabinie, wi�c naturalne by�o, �e Len cierpi, poniewa� nie mo�e uczestniczy� w odbieraniu nagrody za te wysi�ki. Nagrody, o jakiej �aden nie �mia� nawet marzy�. - To chyba co� w rodzaju popio�u lub �u�lu - informowa� Nigel. - Bardzo wysuszone. A w ka�dym razie tak wygl�da na pierwszy rzut oka. - Po chwili przerwy Nigel m�wi� dalej. - Teraz jestem przy brzegu p�kni�cia. Ma w tym miejscu szeroko�� oko�o dw�ch metr�w, a jego kraw�dzie s� do�� g�adkie. �ciany id� w d� na g��boko�� mniej wi�cej czterech metr�w, dalej jest ciemno. �wiat�o reflektor�w nie si�ga g��biej. - Mo�liwe, �e to jaki� g��bszy otw�r - zasugerowa� Len. - Niewykluczone. Zanim Dave zdo�a� wtr�ci� si� w rozmow�, Nigel oznajmi�: - Schodz� do �rodka... - Schwyci� r�kami kraw�d�, �eby opu�ci� si� do wn�trza. Kraw�dzie ska�y zamkn�y si� za nim. Do astronauty dobiega� gdzie� z g�ry jedynie s�aby, lekko l�ni�cy odblask. Zsuwaj�c si� po bocznej �cianie p�kni�cia zauwa�y� w ciemno�ci bia�y prostok�t, kt�ry ukaza� si� nagle w pobli�u. Wygl�da� jak wmontowany w wi�ksz� p�yt�, z jednej strony zlewaj�c� si� ze ska��. Boczna kraw�d� tej p�yty musia�a mie� d�ugo�� co najmniej stu metr�w. Znajdowa�y si� w niej otwory o bardzo dziwnych kszta�tach, niekt�re zaopatrzone w wystaj�ce zakr�tasy i ziarniste kamienne obr�cze, przypominaj�ce nawiasy jakiego� gigantycznego pisma. Kiedy Nigel chcia� si� do nich zbli�y�, nagle straci� oparcie i chwytaj�c r�kami za co si� da�o, opu�ci� si� w d�. Gdy wyl�dowa� na p�ycie, rozleg� si� cichy brz�k. Bia�y materia�, z kt�rego by�a zrobiona, miejscami po�yskiwa� metalicznie. Za pomoc� laserowego palnika, Nigel wyci�� jeden z b�yszcz�cych fragment�w. W pobli�u wy�ania� si� z p�yty jaki� skrzywiony czerwonawo-zielony przedmiot. Nie mia� �adnej widocznej spoiny, kt�ra oddziela�aby go od pod�o�a. Sprawia� wra�enie abstrakcyjnej rze�by. Nigel dotkn�� go i poczu� w polach delikatne dr�enie. Boczna cz��, przypominaj�ca chwytne rami�, zadr�a�a prawie niezauwa�alnie. Po chwili dr�enie usta�o i ju� nic si� nie dzia�o. Astronauta pow�drowa� dalej, badaj�c inne przedmioty. Skierowa� �wiat�o reflektora na jeden z otwor�w w p�ycie. By� du�y, o owalnym kszta�cie, a w g��bi korytarz ko�cz�cy si� tym otworem, przecina�y poprzeczne chodniki. Nigel ruszy� korytarzem w g��b Ikara. D�ugi kana�, prowadz�cy w�r�d wyszczerbionych skal. Pr�bka, trzeba wzi�� pr�bk�! Materia� wulkaniczny? Jest co� dziwnego w tych plamkach, jakby ziarenkach na powierzchni... Krypta. Szare mury, miejscami spalone na br�z. Co� jakby rynna. Zje�d�am w d�... Z rozci�gaj�cych si� wok� linii tworzy si� jaki� kszta�t... to jakby... co� szybko wzbiera�o w wybrzuszeniach powierzchni... Czy powinienem i�� dalej? Pod �wiat�em reflektora ko�ysz� si� cienie, kt�re wraz z gestem ramienia lub r�ki, jak oczy �ledz� ka�dy m�j ruch... Faluj�ce, regularne wzory. Wzory? Na �cianach,.. Czy powinienem? "Za ka�dym u�miechem czai si� b�ysk k��w..." Teraz w d�. Jeszcze jeden poziom. Ze�lizguj� si�. Nogi wisz�...zwisaj�... w pustce? Co� mi�kkiego co� jak poduszka, ale nic nie widz�, tylko cienie, kt�re teraz jakby co� rozpuszczaj�. �ar p�niej ch��d staro��, wieczno�� Co� znowu �ci�ga go w d�, wsysaj�c jakby w otwieraj�ce si� nowe sze�ciany przestrzeni, wci�� na ukos, a teraz w sferyczne pomieszczenie po�yskuj�ce czerwonawo, gdy blask reflektora dotyka �cian, mo�e to tylko optyczne z�udzenie? Trudno�ci z ustawieniem ogniskowej, ze skupieniem wzroku na czymkolwiek, jak gdyby traci� poczucie pionu, k�opoty z b��dnikiem, ale to zwyk�y problem przy zerowej grawitacji, minimalny ruch g�owy zapobiegnie... Zwietrza�e kamienne stopnie w nierealny spos�b prowadz� gdzie� w g�r�, wnikaj� w sufit, teraz zniszczony, pofa�dowany, spryskany czym�, co wygl�da jak pomara�czowe krople, po�yskuj�ce olei�cie w s�abym �wietle w tej zag�szczonej przestrzeni... Nagle Nigelowi przypomnia� si�... widziany kiedy� film. By� to film o grobowcu Tutenchamona: Anubis, b�g-szakal, przedstawiony na p�askorze�bie w pozycji stoj�cej nad dziewi�cioma pokonanymi wrogami. We wn�trzu Skarbca znajdowa�a si� skrzynia z wysuszonego drewna, rzucona pod mur w pobli�u komory grobowej przez stra�nik�w nekropolii, bezpo�rednio po w�amaniu si� rabusi�w do piramidy. Znaleziono w niej zmumifikowane cia�a dwojga martwo urodzonych dzieci, mo�e potomk�w Tutenchamona, natarte �ywic�, klejami ro�linnymi i olejkami. Otwieram grobowiec. Wkraczam do wn�trza. Tam, w Dolinie Kr�l�w, rozci�gaj�cej si� od Karnaku i Luksoru, w d� wij�cego si� Nilu, a� po Aleksandri�, staro�ytna kobieta o spuchni�tych, r�owych nadgarstkach idzie jak automat na zdr�twia�ych nogach, z�erana chorob�, kt�ra n�kaj� i dr�czy... Nigel potrz�sn�� g�ow� i niepokoj�ca wizja min�a. Schody by�y jedynie znakami. Prowadzi�y donik�d. Sfotografowa� je z szybkim trzaskiem migawki i poszed� dalej. Zn�w dziwny, hucz�cy d�wi�k. Przecie� tu nie ma powietrza - jak zatem mo�e co� s�ysze�? Zjecha� w d� zw�aj�cego si� kana�u. Buczenie nasili�o si�. Gdzie� wysoko z ciemno�ci wy�oni�a si�. kula nie po��czona ze �cianami pomieszczenia. Nigei dotkn�� jej. Nie poruszy�a si�, ale pomruk wzm�g� si�. Przycisn�� do �cian kuli lepk� tkanin� zewn�trznej cz�ci r�kawic i przerzuci� cia�o na drug� stron�. Przestrze� za kul� zion�a bezdenn� czerni�. �wiat�o reflektora wnika�o w ni�, na nic nie natrafiaj�c. Po prostu poch�ania�a je ciemno��. Nawet znikoma cz�stka blasku nie odbija�a si� od �adnej powierzchni. Ci�gle s�ysza� nieokre�lony pomruk. Nigel przesuwa� si� jeszcze dalej poza kul� i spojrza� w otch�a�. Nic, tylko ciemno��. Wtem d�wi�k sta� si� g�o�niejszy, przekszta�ci� si� w og�uszaj�cy pisk, zawodzenie i... zamilk�. Astronauta zamruga� powiekami, zaskoczony, przej�ty nieokre�lonym l�kiem. Wok� by�a tylko pr�nia, ciemno�� i cisza. Odwr�ci� twarz w kierunku kuli. Wyda�a mu si� nagle bierna, jakby wyczerpa�a wszystkie swoje si�y. Nigel zmarszczy� brwi. Kilkoma skokami znalaz� si� zn�w przy kuli, przecisn�� si� pomi�dzy ni� a �cian� tunelu i wr�ci� tym samym korytarzem, kt�rym przyszed�. 4 Trzy godziny p�niej, gdy wyczerpa� zapas kliszy fotograficznej i zacz�� odczuwa� zm�czenie, skierowa� si� ku statkowi. Sie� korytarzy okaza�a si� do�� prosta i wynika�a z ekonomicznego wykorzystania przestrzeni. Sk�ada�a si� ze sferycznych kana��w, przecinaj�cych si� w skomplikowany, ale nietrudny do zapami�tania spos�b. Dzi�ki temu Nigel nie mia� problem�w z odnalezieniem drogi powrotnej. - Wr�ci�em do statku... - oznajmi� przez radio, wzdychaj�c skrajnie wyczerpany. - M�j Bo�e, Nigel, gdzie ty si� w��czy�e�?! Przez ca�e godziny nie dawa�e� znaku �ycia! Ju� szykowa�em si�, �eby po ciebie polecie�! - No c�... mia�em du�o do obejrzenia. - Z Houston przez ca�y czas dobijali si� do ciebie, te� s� w�ciekli jak cholera, wi�c lepiej od razu zacznij m�wi�. Opowiada� o statku, poprowadzi� ich drog�, kt�r� sam przeszed�, opisuj�c po��czone ze sob� w skomplikowany spos�b niewielkie pomieszczenia - by� mo�e kabiny mieszkalne za�ogi - sale przypominaj�ce audytoria, sufity pe�ne ta�cz�cych �wiate�. Miejsca nasuwaj�ce skojarzenia z konstrukcj� i przeznaczeniem dla ludzkich pojazd�w lub budowli. Nie pomin�� tak�e odczucia obco�ci w tym, co zobaczy�: przestrzeni ca�kowicie wype�nionych zielon� emulsj� czy te� wielowarstwow� mgie�k� nie ulatniaj�c� si� w otaczaj�c� pr�ni�, lecz marszcz�c si� i faluj�c przy ka�dym poruszeniu; kabin, kt�re wydawa�y si� zmienia� rozmiar i kszta�t, gdy je ogl�da�; miejsca, wydzielaj�cego przejmuj�c� wibracj�, odczuwaln� nawet przez grub� tkanin� skafandra. - Czy tam by�o jakie� o�wietlenie? - spyta� Len. - Nie dostrzeg�em nic takiego. - Kilka godzin temu odebrali�my silny impuls radiowy - poinformowa� Dave. -My�leli�my, �e to ty pr�bujesz nada� transmisje, ze �rodka. - Nie, to nie ja - odpar� Nigel. - Nawet Len znajdowa� si� poza zasi�giem nadajnika mojego skafandra, wi�c zrezygnowa�em z pr�b i po prostu rozgl�da�em si� dooko�a. - Ten sygna� nie zosta� nadany na �adnej z naszych cz�stotliwo�ci - stwierdzi� Len. - Nie uda�o nam si� go zarejestrowa�. Trwa� nie d�u�ej ni� sekund�, i wyst�pi� poza pasmami naszego nas�uchu - doda� kontroler z Houston. - Niewa�ne - powiedzia� Len. - S�uchaj, Nigel, czy to miejsce jest zupe�nie opuszczone? �adnych oznak zamieszkania? Nigel milcza� przez chwil�. By�y rzeczy, o kt�rych chcia� im powiedzie�, odczucia, jakie pojawia�y si� w trakcie w�dr�wki przez statek. Ale w jaki spos�b m�g�by je przekaza�? Na Ziemi ��dano przede wszystkim fakt�w. Zobaczy� nagle siebie jak b��dzi niezr�czny i niezgrabny po obcym statku przez d�ugie dziwaczne korytarze. Przypomnia� sobie kul� i g�uchy pomruk. Czy�by dotkn�� czego�, czego nie powinien, wyzwoli� jaka� reakcj�? - Nigel? - dopytywa� si� Len. - S�dz�, �e statek jest opuszczony ju� od d�ugiego czasu. W �rodku s� wielkie krypty o d�ugo�ci setek metr�w. Co� w nich musia�o kiedy� by�, woda lub po�ywienie... - A mo�e silniki? Paliwo? - Mo�liwe. Niezale�nie od wszystkiego, znikn�o stamt�d. Je�li to by� p�yn, prawdopodobnie wyparowa�, gdy otworzy�a si� szczelina. - Tak - zgodzi� si� Dave. - I w�a�nie to mog�o utworzy� kometarny ogon Ikara, uformowa� Rozb�ysk. - My�l�, �e tak w�a�nie si�. sta�o - potwierdzi� Nigel. - Zar�wno zawarto�� zbiornik�w, jak i wewn�trzna atmosfera statku musia�y ulotni� si� przez p�kni�cie kad�uba. W �rodku jest du�y nieporz�dek; przedmioty oderwane od �cian, porozrzucane w nie�adzie, jakie� wg��bienia w �cianach korytarzy, kt�re mog�y powsta� na skutek uderze� przelatuj�cych przez nie obiekt�w. Pozbiera�em troch� niniejszych rzeczy, i zabra�em ze sob�. Przez jaki� czas nikt nic nie m�wi�. Nigel przy�o�y� d�o� do �ciany kabiny, poczu� jej mas� i zwarto��. Spojrza� przez iluminator na b�yszcz�c� skaln� powierzchni�, staraj�c si� zmierzy� my�l� z czekaj�cym go problemem. Mia� wra�enie, �e jest to co�, co m�g�by obraca� w d�oni, niczym szlachetny kamie�, obserwowa� jak �cianki odbijaj� �wiat�o. Podobnie jak w przesz�o�ci, gdy widzia� Ikara sun�cego bezg�o�nie ku Ziemi z pr�dko�ci� trzydziestu kilometr�w na sekund�, a on i Len, lecieli statkiem po krzywej parabolicznej, �eby spotka� si� z p�dz�c� mas� planetoidy, wymierzy� jej cios i uciec przed eksplozj�. Wtedy zadanie wydawa�o si� jasne, a jego rozwi�zania oczywiste. Teraz jednak tamto zagadnienie skomplikowa�o si�, przybra�o dziwaczny kszta�t, a wreszcie odesz�o w przesz�o��. Zast�pi�a je inna, bardziej mroczna wizja, nabieraj�ca powoli w jego umy�le niewyra�nego kszta�tu. Bezpo�rednio przed zanurzeniem w gazowo-py�owym ogonie Ikara, kiedy jeszcze widzia� "Dragona", Nigel namierza� najja�niejsze gwiazdy na firmamencie, �eby odpowiednio ustawi� �yroskopy swojego pojazdu. By�a to czynno�� prosta, �atwa do wykonania w przeznaczonym czasie. Zanim odsun�� pok�adowy teleskop od iluminatora, zwr�ci� uwag� na �wietlisty punkt. Spojrza� na niego, a w�wczas punkt ur�s� do rozmiar�w niebiesko-bia�ego, p�askiego dysku i Nigel u�wiadomi� sobie, �e w�a�nie patrzy na Ziemi�. By�a kr�giem, niczym nie wyr�niaj�cym si� spo�r�d innych kosmicznych �wiate�, spokojnym i pe�nym blasku. By�a samotna jak cel nie �wiadom swej widoczno�ci. G�adko zaokr�glony kszta�t Ziemi by� czym� wi�cej, ni� tylko jeszcze jedn� plamk� na gwia�dzistym tle; �rodkiem, centrum, otworem, przez kt�ry wp