3097
Szczegóły |
Tytuł |
3097 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3097 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3097 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3097 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Harry Harrison
Uwiedzenie.
Opowie�� z dnia nader pojutrzejszego
Pojawienie si� pi�knej dziewczyny nie by�o tu niczym nowym. Na
obszernym, komfortowo urz�dzonym dachu dwustupi�trowego wie�owca Sardiego
dziewczyny, szczeg�lnie te pi�kne, uchodzi�y za zjawisko powszednie. Nikt
zatem nie zwr�ci� uwagi na rudzielca w zielonym kostiumie a� do chwili,
gdy dziewczyna stan�a przed Ronem Lowellem-Steinem i wymierzy�a mu
policzek, a� echo posz�o.
Nadrabiaj�cy wcze�niejszy brak czujno�ci ochroniarze napi�li
muskulatur� i odci�gn�li dziewczyn�, a jeden posun�� si� nawet tak daleko,
�e przytkn�� jej luf� pistoletu do podstawy kr�gos�upa.
- No dalej, zabij mnie - powiedzia�a napastniczka, potrz�saj�c d�ugimi
do ramion w�osami. Na jej twarzy blado�� ust�powa�a miejsca rumie�cowi
gniewu. - Dodaj jeszcze jedno morderstwo do d�ugiej listy twoich
wyst�pk�w.
Ron by� zawsze uprzejmy wobec kobiet, wsta� zatem niezw�ocznie i
skinieniem g�owy odprawi� ochron�.
- Mo�e zechce pani usi��� i wyja�ni�, o jakich to wyst�pkach mowa? -
spyta�.
- Nie sil si� na hipokryzj�, ty m�odociany Don Juanie. M�wi� o mojej
przyjaci�ce, Dolores, dziewczynie, kt�r� zniszczy�e�.
- Doprawdy? Sk�onny by�em s�dzi�, �e ma zapewniony byt na wiele lat. -
Tym razem zd��y� z�apa� jej nadgarstek; dzi�ki cz�stej grze w polo i
helihokeja oraz strzelaniu do rzutk�w mia� wyrobione mi�nie i szybki
refleks. - To g�upota. Mo�e by�my tak usiedli i porozmawiali jak
cywilizowani ludzie? Zam�wi� black velvet. Je�li nigdy nie pr�bowa�a pani
tego szampana, to zapewniam, �e znakomicie koi sko�atane nerwy.
- Nie usi�d� przy jednym stoliku z m�czyzn� pa�skiego pokroju -
prychn�a dziewczyna, zajmuj�c jednak miejsce. Trzymana wci�� za
nadgarstek, nie mia�a wi�kszego wyboru.
- Jestem Ron Lowell-Stein. Wiem, �e mnie pani nie cierpi, ale nie
przedstawi�a si� pani...
- Pieprz� konwenanse. Nie pa�ska sprawa.
- Kobiety powinny zostawi� przeklinanie m�czyznom, kt�rzy s� w tym o
wiele lepsi.
Spojrza� na ochroniarza, kt�ry w�a�nie podawa� mu wydruk z
kieszonkowego faksu.
- Beatrice Carfax - odczyta�. - Poniewa� nie przepadam za klasycznymi
imionami, b�d� nazywa� pani� Bea. Ojciec... matka... urodzona... No
prosz�, kochana, ma pani dopiero dwadzie�cia dwa lata, grupa krwi 0,
tancerka. Otaksowa� spojrzeniem jej sylwetk�. - Tancerki s� zwykle
cudownie umi�nione.
Dziewczyna sp�on�a rumie�cem i odsun�a ustawiony w�a�nie przed ni�
kryszta�owy puchar z ciemnym, musuj�cym p�ynem. Ron postawi� naczynie z
powrotem na miejsce.
- Nie s�dz�, abym rzeczywi�cie zaszkodzi� pani przyjaci�ce imieniem
Dolores - powiedzia�. - Sk�onny by�em raczej uwa�a�, �e czyni� jej
przys�ug�. Niemniej, poniewa� jest pani osob� atrakcyjn� i zdecydowan�,
przeka�� jej pi��dziesi�t tysi�cy dolar�w, kt�re to wiano wyt�umi wszelkie
mo�liwe obiekcje jej potencjalnego m�a.
Beatrice a� zatka�o, gdy us�ysza�a, o jak� chodzi sum�. - Nie m�wi pan
powa�nie.
-Ale� jak najbardziej. Jest tylko jeden warunek. Zje pani dzi� ze mn�
kolacj�. Potem obejrzymy przedstawienie baletowe w wykonaniu chorwackiego
zespo�u tanecznego.
- My�li pan, �e mo�e narzuci� mi swoj� wol�? - spyta�a zaczepnie
dziewczyna.
- Och, bogowie - westchn�� Ron, ocieraj�c oczy bia�� chusteczk�. -
Przepraszam za m�j atak �miechu, ale musz� przyzna�, �e nigdy jeszcze nikt
nie powiedzia� mi tego g�o�no. Podoba mi si� pani, Beo. Jest pani
naturalna i naiwna, to czyste b�ogos�awie�stwo dla dziewczyny, szczeg�lnie
tak kszta�tnej. M�j szofer przyjedzie po pani� o si�dmej. A co do pytania,
to b�d� szczery, o wiele bardziej szczery ni� z innymi dziewcz�tami, kt�re
zazwyczaj oczekuj� po mnie stworzenia romantycznej aury: tak, zamierzam
sk�oni� pani�, aby by�a mi powolna.
- Nie uda si� panu!
- No to tym bardziej nie ma si� pani czego obawia�. Prosz� za�o�y�
sukni� ze z�otymi cekinami. Bardzo chc� ujrze� pani� w takim w�a�nie
stroju.
- O czym pan m�wi? Nie mam takiej sukni.
- Ma pani: Zostanie dor�czona, zanim jeszcze wr�ci pani do domu.
Nim dziewczyna zd��y�a zaprotestowa�, przy stoliku wyr�s� szef sali.
-Scusi mille, panie Lowell-Stein, ale pa�scy go�cie ju� przyszli.
W polu widzenia pojawi�o si� dw�ch �ysiej�cych biznesmen�w z
zaokr�glonymi brzuszkami, na oko Brazylijczyk�w Przywitali si� z
gospodarzem, ochroniarze tymczasem pomogli Bei wsta� i w nie znosz�cy
sprzeciwu spos�b poprowadzili j� do wyj�cia. Staraj�c si� zachowa� resztki
godno�ci, dziewczyna odsun�a si� od przewodnik�w i sama znikn�a za
progiem. Skonfundowana wr�ci�a do domu, to jest mieszkania, kt�re
zajmowa�a razem z nieszcz�sn� Dolores.
- �wi�ta matko! - pisn�a przyjaci�ka, gdy Beatrice stan�a w
drzwiach. - Popatrz tylko na to!
W d�oniach trzyma�a dopiero co wypakowan� sukni�, dzie�o prawdziwego
artysty. Tkanina mieni�a si� niczym z�ociste zwierciad�o, a w tym
otoczeniu (i okoliczno�ciach) wydawa�o si�, �e naprawd� jest z drogiego
kruszcu. W rzeczy samej, wprawdzie dziewczyny o tym nie wiedzia�y, ale
cekiny wykonano z osiemnastokaratowego z�ota.
- To od niego - warkn�a Beatrice, odwracaj�c g�ow�. Nie przysz�o jej
to �atwo, suknia bowiem by�a naprawd� przepi�kna. W kr�tkich s�owach
dziewczyna wyja�ni�a przyjaci�ce, co zasz�o, a gdy sko�czy�a, Dolores
pog�adzi�a materia� i u�miechn�a si�.
- No, to masz dzi� z nim randk� - powiedzia�a. - Nie chodzi tylko o
mnie, chocia� sama wiesz, pi��dziesi�t kawa�k�w to kupa forsy. Id� i baw
si� dobrze.
Beatrice zap�on�a oburzeniem.
- Chcesz, �ebym posz�a? Po tym, co ci zrobi�?
- Sta�o si� i trudno. Ale skoro mo�emy jednak na tym skorzysta�...
Podziel� si� z tob� po po�owie. Na dodatek najesz si�. Ale jedno ci radz�,
bo nigdy nic nie wiadomo: uwa�aj na tylne siedzenie w jego samochodzie.
- To zbyt intymne sprawy ..
- Nie p�kaj. Ca�kiem mi�e miejsce, lepsze ni� zwyk�a tapicerka, kt�r�
wygniata�o si� w szkolnych czasach. To by�o zaraz po przedstawieniu,
czeka�am na taks�wk�, gdy ten wielki w�z zatrzyma� si� dok�adnie przede
mn�. Go�� zaproponowa�, �e mnie podwiezie. �adna sprawa. Z przodu siedzia�
kierowca i jeszcze dw�ch goryli, ale sk�d mia�am wiedzie�, �e szyby daj�
si� przyciemni�, �wiat�a przygasi�, a ca�o�� zmienia si� b�yskawicznie w
�o�e z jedwabnymi prze�cierad�ami. I jeszcze muzyczka, co� do picia... Po
prawdzie, s�onko, to wszystko sta�o si� tak nagle i by�o tak niesamowite,
�e po�apa�am si� we wszystkim dopiero wtedy, gdy wysiada�am z samochodu. A
ty si� jeszcze najesz. Ja mia�am z tego tylko podarte po�czochy, chocia�
zaoszcz�dzi�am na taks�wce.
Beatrice pomy�la�a chwil�.
- Chcesz powiedzie� - spyta�a zdumiona - �e ze mn� b�dzie tak samo? Nie
jestem taka!
- I co z tego? Ja te� nie. Ale by�am bez szans.
- Ja za�atwi� to inaczej! - stwierdzi�a pewnym g�osem, a w
szarozielonych oczach zapali�y si� uparte ogniki. - �aden m�czyzna nie
zmusi mnie do... do czegokolwiek, czego bym nie chcia�a.
- No to mu poka�esz, s�onko - powiedzia�a Dolores, przesuwaj�c
pieszczotliwie d�oni� po sukni. - Mi�ej kolacji.
O sz�stej ch�opak w liberii przyni�s� perfumy. Ca�� kwart� aperge.
O sz�stej trzydzie�ci inny pos�aniec dostarczy� szaraw� etol� i li�cik
nast�puj�cej tre�ci: "By ogrza� bezcenne ramiona".
Z�ota suknia pozbawiona by�a r�kaw�w i naramek, a etola pasowa�a do
niej wr�cz idealnie. Ca�o�� robi�a wra�enie. O si�dmej, gdy zn�w
zako�atano do drzwi, dziewczyna by�a gotowa. Wysz�a, trzymaj�c si� prosto
i dumnie. Ju� ona mu poka�e.
- Pan Lowell-Stein przys�a� sw�j helikopter, zamiast samochodu.
Powiedzia� te�, �e... - Tutaj pos�aniec dotkn�� schowanego w kieszeni
odtwarzacza i rozleg� si� melodyjny g�os Rona: - Im szybszy pojazd, tym
rychlej b�dziesz ze mn�, kochana.
- Prowad� - stwierdzi�a opryskliwie dziewczyna. Po cichu cieszy�a si�,
�e ominie j� podr� zautomatyzowan� sypialni� na k�kach. Chocia�, z
drugiej strony, kto wie, jakie innowacje zamontowano w tym �mig�owcu...
Je�li nawet maszyna mia�a swoje tajemnice, tym razem ich nie ujawni�a.
Lot by� kr�tki i zako�czy� si� na marmurowym balkonie l�ni�cego wie�owca
Lowella-Steina. By�a to monumentalna budowla, biurowiec i mieszkanie
zarazem, siedziba ogarniaj�cej swymi mackami ca�y �wiat korporacji
Lowell-Stein Industries.
- Wygl�dasz cudownie, kochana. Witaj w moim domu powiedzia� przystojny
i pe�en szacunku gospodarz. Beatrice postanowi�a podgrza� nieco atmosfer�.
- Ca�kiem udany �mig�owiec - stwierdzi�a lodowatym g�osem. -
Szczeg�lnie, �e nie zmienia si� w lataj�cy kurwispodek.
-Ale� oczywi�cie, �e mo�e zmieni� si� w niejedno, chocia� nie dla
ciebie. Nas czeka najpierw kolacja i przedstawienie.
- Jak �miesz!
-Ja? Bierzesz w tym udzia� z w�asnej woli, sama mi to powiedzia�a�.
Teraz prosz� do �rodka.
Szklana �ciana unios�a si� i bezg�o�nie opad�a za nimi. - Proponuj�
koktajl. Jestem nieco staro�wiecki, zatem drinki te� b�d� tradycyjne.
Martini, w�dka albo gin, co wolisz?
Ron wskaza� na obraz Goi Maja naga (oczywi�cie orygina�), kt�ry odsun��
si�, ukazuj�c barek, a w nim niezliczone szeregi butelek zawieraj�cych
wszystkie gatunki w�dki i ginu, jakie ludzko�� wyprodukowa�a od czas�w,
gdy �wiat .by� jeszcze m�ody. Beatrice musia�a uzna� sw� ignorancj�. Nie
do��, �e nie mia�a ulubionego gatunku w�dki, ale nie wiedzia�a nawet, co
to jest takiego martini. Machn�a zatem beztrosko r�k�.
- Ty zaprasza�e�, to wybierz teraz co� stosownego.
- Wspaniale. Zatem gin bombay i kropelka noilly prat, w proporcji
tysi�c do jednego, bo tak nale�y to podawa�. Automatyczny barman dos�ysza�
polecenie, szeregi butelek poruszy�y si�. Kr�lowa Wiktoria zmierzy�a je z
g�ry spojrzeniem. Chromowane rami� od�owi�o stosown� butl�, otworzy�o,
przechyli�o i wyla�o zawarto�� prosto w powietrze.
- Och - szepn�a Beatrice, gdy trunek pociek� prosto na dywan.
- To taki pokaz - wyja�ni� Ron - ale lubi� podobne efekty W ostatniej
chwili spod pod�ogi wyr�s� kielich i przechwyci� strug�, nie roni�c przy
tym ani kropelki.
Z zafascynowaniem przygl�da�a si�, jak maszyneria produkuje drinka.
Pole magnetycznie pojma�o obj�ty metalow� ta�m� kielich i unios�o go do
poziomu oczu. Do zawieszonego w powietrzu kielicha male�ka dysza doda�a
rozpylon� esencj� wermutu. Ron lekko tr�ci� kielich i po pokoju rozszed�
si� delikatny aromat.
- Lubi� ko�czy� rzecz osobi�cie - stwierdzi�. - Dopiero wtedy trunek
nabiera prawdziwego smaku.
Raz, dwa, trzy... Wype�niona helem spirala zmrozi�a p�yn do po��danej
temperatury (z dok�adno�ci� do tysi�cznych cz�ci stopnia), na kra�cu
teleskopowego ramienia pojawi�y si� identycznie sch�odzone szklanki.
- Cebulka czy cytrynka? - spyta� Ron.
- Zostawiam decyzj� tobie - odpar�a z u�miechem.
- Zatem jedno i drugie. Niech to b�dzie wiecz�r sybaryt�w Stosowny
manipulator dostarczy� plasterki cebulki oraz cytryny i po chwili
gospodarz m�g� wr�czy� Beatrice gotowy napitek.
- Proponuj� toast - oznajmi�. - Za nasz� mi�o��.
- Prosz� bez takich poufa�o�ci - mrukn�a dziewczyna, smakuj�c drinka.
- Ca�kiem dobre.
- Jest tak dobre, �e uzale�nia. To nie by�a poufa�o��. Przypominam
jedynie, �e nim ta noc si� sko�czy, zaznasz najwy�szej rozkoszy.
- Nic z tych rzeczy - Odstawi�a szklank� i wsta�a. - Jestem g�odna i
ch�tnie posz�abym co� zje��.
- Przepraszam, ale nie wspomnia�em, �e je�� b�dziemy u mnie. Pewien
jestem, �e ci zasmakuje. Mamy tw�j ulubiony ristaffel. Jak wiem,
uwielbiasz indonezyjsk� kuchni�. - Uj�� jej �okie� i poprowadzi�
dziewczyn� do jadalni. Zaczniemy od loempii, potem nasi-goreng sambal
olek, co za� do wina, to znalaz�em co� idealnie pasuj�cego do tych
egzotycznych potraw.
Ukryta orkiestra zacz�a gra�, pojawi�y si� �wi�tynne tancerki.
Pierwsze danie parowa�o ju� na stole, kr�g z przyprawami i sosami obraca�
si� z wolna. Beatrice nie w�tpi�a ju�, �e ry� b�dzie dogotowany i sypki.
Owszem, uwielbia�a tak� kuchni�, ale nale�a�o nieco popsu� szyki
przeciwnikowi.
- Owszem, jadam to czasem, ale to tyle - powiedzia�a jakby znudzonym
g�osem, �owi�c jednocze�nie zapachy tak smakowite, a� �linka zacz�a jej
si� zbiera� mimowolnie pod j�zykiem. - Najbardziej lubi�...
Co niby? Spr�bowa�a przypomnie� sobie co� naprawd� egzotycznego.
- Du�sk� kuchni�. Te kanapki przyrz�dzone na du�ski spos�b...
- Uchroni�a� mnie od pope�nienia niewybaczalnego b��du - powiedzia�
Ron. - Usun�� to.
Beatrice a� si� wzdrygn�a, gdy ca�y st� z zastaw� zapad� si� pod
pod�og�. Zanim drzwi zapadni wr�ci�y na swoje miejsce, dobieg� j� jeszcze
�omot i brz�k. Bardzo dobrze, musi teraz wyrzuci� srebrn� zastaw�,
kryszta�y, �arcie. Orkiestra i tancerki znikn�y z podium tak gwa�townie,
�e przez chwil� dziewczyna gotowa by�a s�dzi�, �e i oni trafi� do zsypu.
- Podoba ci si� Rembrandt? - spyta� gospodarz, wskazuj�c na obraz na
tylnej �cianie.
Spojrza�a. -Nocna stra�. Jeden z moich ulubionych...
- My�la�am, �e to by�o w Holandii... - zacz�a, ale urwa�a, aby
spojrze� na �rodek jadalni, gdzie zn�w co� si� dzia�o.
Z pod�ogi wy�oni� si� d�ugi d�bowy st� i pasuj�ce do� wysokie krzes�a.
St� by�, rzecz jasna, nakryty.
- Sm�rrebr�d - powiedzia� Ron - to nie s� zwyk�e kanapki. Jest ich tu
pi��set, zatem chyba trafisz na ulubione. I jest piwo, tuborg, rzecz
jasna. Oto ciasteczka, jedyne szlachetne potrawy, kt�re najlepsze s�
w�a�nie z piwem i okowit�. Podaje si� je zmro�one w bloku lodu. Wszystko
zgodnie z regu�ami.
Tego akurat nie wiedzia�a, ale uzna�a, �e nigdy za p�no na nauk�.
Na�o�y�a sobie i wzi�a si� do jedzenia. Nie mog�a zebra� my�li, co rusz
gubi�a w�tek migocz�cy niby p�omienie stoj�cych przed ni� �wiec. Zanim
jednak sko�czy�a konsumpcj�, och�on�a i wr�ci�a jej pewno�� siebie.
Przypomnia�a sobie, gdzie jest i o co chodzi.
- Uwa�asz, �e mo�na mnie kupi� - powiedzia�a, prze�ykaj�c ostatnie
�y�ki rode grod med flode. - Mam da� si� ponie�� wra�eniu i z
wdzi�czno�ci...
- W �adnym wypadku. - U�miechn�� si� czaruj�co. - Nie zaprzeczam, �e
wiele dziewczyn mo�na kupi� samym tylko drinkiem i zaproszeniem do sto�u,
ale nie ciebie. To tylko dla twojej przyjemno�ci, ja za� musz�, chc�c nie
chc�c, czeka� na nast�pny tw�j kaprys.
- Nie rozumiem.
- Zrozumiesz. W prostych kulturach obowi�zuje wz�r zachowania podobny
do uk�adu partnerskiego: obie strony dogaduj� si�, nie ma zwyci�zcy ani
pokonanego. My stracili�my t� umiej�tno��, odeszli�my od prostoty zachowa�
na rzecz r�nych symbolicznych substytut�w, na rzecz rytua�u. Wr�cili�my w
ten spos�b do czego� na kszta�t ta�ca godowego, kt�ry zwykli�my zwa�
uwodzeniem. Kobieta ulega m�czy�nie, przez co pozostaje bez winy Chocia�
w rzeczywisto�ci oboje czerpi� z tego tyle samo rado�ci, to zgodnie z
regu�ami naszej kultury kobieta jest niewinna. Uwiedzenie jest prost�
wym�wk� i kobiety nie maj� zwykle nic przeciwko takiemu semantycznemu
oszustwu. Wystarczy zna� figury ta�ca godowego i wobec ka�dej kobiety
trzeba zastosowa� nieco inne kroki. Spraw� kobiety jest w�wczas ulega�,
spraw� m�czyzny znajdowa� sposoby osi�gni�cia celu.
- Nie wobec mnie!
- Mylisz si�, tak�e wobec ciebie. Nie jeste� inna, skoro wychowa�a� si�
w tej kulturze, tkwisz w niej. Tyle tylko, �e reprezentuj�c pewien poziom,
nie zadowalasz si� chwytami takimi jak upicie, brutalna si�a, prosta
zap�ata czy co� podobnie plebejskiego. Znajdziemy jednak. Zanim �wit
wstanie, poznamy klucz i do twojej osoby.
- Nie chc� o tym wi�cej s�ysze� - powiedzia�a, upuszczaj�c �y�k� i
wstaj�c. - Chod�my ju� do tego teatru.
Mo�e gdy wyjd�, b�dzie wreszcie bezpieczna. Ju� tu nie wr�ci.
- Prosz� bardzo.
Poda� jej rami�. Ruszyli ku przeciwleg�ej �cianie, a ta unios�a si�
bezszelestnie, ods�aniaj�c widowni� z dwoma tylko miejscami.
- Wynaj��em ca�y zesp� na dzisiejszy wiecz�r. Czekaj� tylko na znak.
Mow� jej odj�o, usiad�a wi�c i a� do ko�ca przedstawienia trwa�a w
zdumieniu. Nagrodziwszy artyst�w oklaskami, czeka�a ju� tylko na jego
nast�pny ruch. Zdumia�a si�, �e jedynie wzi�� j� za r�k�.
- Nie powinna� si� mnie ba� - powiedzia�. - Nie bywam gwa�towny. Wobec
ciebie takie zachowanie by�oby zreszt� bez sensu, kochana. Proponuj� ci
teraz kieliszek zwyk�ego koniaku i porozmawiamy mo�e o wspania�ym
przedstawieniu, kt�re dane nam by�o obejrze�.
Wyszli przez jedyne tu drzwi, kt�re prowadzi�y do nastrojowego wn�trza,
gdzie w�gierski skrzypek gra� rzewne cyga�skie pie�ni. Ledwie usiedli przy
stoliku, pojawi� si� kelner z butelk� w wy�cie�anym koszyku. Ustawi� j�
troskliwie po�rodku sto�u.
- Nie pozwalam nikomu otwiera� butelek w mojej obecno�ci, zawsze robi�
to sam. Korki s� tak kruche - stwierdzi� Ron i doda�: - Podejrzewam, �e
nigdy jeszcze nie pr�bowa�a� napoleona?
-Je�li to jest z Kalifornii, to musia�am pr�bowa� - powiedzia�a
szczerze.
Ron przymkn�� oczy
- Nie - odpar� zduszonym g�osem. - Tego trunku nie robi si� w stanie
Kalifornia, ale we Francji, ojczy�nie win. Koniak ten zosta�
wydestylowany, zabutelkowany i z�o�ony w piwnicach za kr�tkiego, ale
pe�nego chwa�y panowania cesarza Napoleona Bonaparte...
- To chyba setki lat temu?
- W�a�nie. A z ka�dym rokiem cesarski koniak nabiera� nieco smaku.
Zatrudniam ludzi, kt�rych jedynym zadaniem jest przetrz�sanie najdalszych
zak�tk�w �wiata, by za ka�d� cen� zdoby� to, co najlepsze. Nie b�d� si�
zni�a� do spraw tak przyziemnych, jak koszt tej butelki. Sama uznasz z
pewno�ci�, �e by�o warto.
M�wi�c to, ostro�nie zaj�� si� wyci�ganiem korka w jednym kawa�ku. Z
lekkim cmokni�ciem zamkni�cie ust�pi�o i butelka zosta�a b�yskawicznie
opatulona serwetk�. Gospodarz nape�ni� pieczo�owicie dwa p�kate kieliszki,
ka�dy do po�owy wysoko�ci.
- Najpierw pow�chaj bukiet - powiedzia�, podaj�c jeden dziewczynie. -
Potem dopiero upij odrobink�.
Pos�ucha�a. Gdy unie�li kieliszki do warg, w pokoju zapad�a cisza.
Dziewczyna spojrza�a ze zdumieniem, w oczach mia�a �zy. - Czemu... to
jest, jest...
- Wiem - wyszepta� i pochyli� si� nad ni�.
�wiat�a przygas�y, skrzypek znikn�� dyskretnie. Ron musn�� wargami
bia�� sk�r� na ramieniu dziewczyny, uca�owa� j�, przesun�� wargi ku
szyi...
- Och - j�kn�a i unios�a r�k�, by pog�aska� go po w�osach. - Nie! -
krzykn�a g�o�no i odsun�a si�.
- Byli�my blisko - rzek� gospodarz i u�miechn�� si�, siadaj�c wygodnie
na krze�le. - Naprawd� blisko. Ulegasz emocjom, dajesz si� porwa� chwili.
Musimy jeszcze dogra� szczeg�y, a znajdziemy klucz.
- Nigdy - wykrztusi�a. Ron tylko si� roze�mia�.
Doko�czyli brandy, �wiat�a poja�nia�y i dyskretny promyk srebrzystego
�wiat�a wystrzeli� z nogi krzes�a, muskaj�c sukni� dziewczyny. Kiedy
Beatrice wsta�a, str�j zacz�� si� nagle rozsypywa�, z�otymi drobinami
opadaj�c na pod�og�.
- Moja suknia! - j�kn�a dziewczyna, chwytaj�c strz�py materia�u. - Co
si� dzieje?
- Znika - odpar� Ron i usiad�, by w wygodnej pozycji podziwia�
widowisko.
Tkanina rozpada�a si� coraz szybciej, a� zosta�a z niej tylko kupka
z�otych cekin�w na pod�odze.
- Czarne koronki na bia�ym ciele - mrukn�� z aprobat� - Ron. -
Za�o�y�a� je specjalnie dla mnie. I te r�owe wst��eczki przy po�czochach.
- To paskudne i chamskie. Nie cierpi� pana. Prosz� mi odda� ubranie -
powiedzia�a gniewnie, zaciskaj�c pi�ci. By�a zbyt dumna, by zakry� d�o�mi
ledwie okryte cieniutk� bielizn� miejsca intymne.
- Brawo. Widz�, �e jeste� rudzielcem z temperamentem. Godne podziwu. Za
tymi drzwiami znajdziesz ca�� garderob�, a w niej kostium k�pielowy. Teraz
b�dziemy p�ywa�.
-Ale ja nie chc�... - powiedzia�a. Na pr�no jednak, bo" wiem pod�oga
przesun�a si� i ponios�a j� w kierunku dyskretnie ukrytego buduaru, gdzie
czeka�a ju� wystrojona w biel i czer� francuska pokoj�wka. Przez rami�
przewiesi�a jednocz�ciowy bia�y kostium k�pielowy. U�miecha�a , si�
tylko, gdy mechaniczne ramiona zdj�y reszt� w�asnej garderoby dziewczyny.
- Prosz� sobie nie zaprz�ta� tym g�owy, mademoiselle powiedzia�a
pokoj�wka. - Te koronki i tak by�y bez warto�ci, teraz dostanie pani o
wiele lepsze i b�d� s�u�y� d�ugie lata. Je�li tylko pani zechce.
- I tak nie mam wyboru. Ale nic mu z tego nie przyjdzie - mrukn�a
Beatrice i spr�bowa�a si� wyrwa�, gdy manipulatory zn�w j� z�apa�y i co�
zimnego wpe�z�o jej do nozdrzy.
- Wsp�czesna nauka czyni cuda - stwierdzi�a pokoj�wka, wyg�adzaj�c
male�kie fa�dki na przylegaj�cym ciasno do cia�a kostiumie. - Prosz�
oddycha� tylko przez nos, a wszystko b�dzie w porz�dku. Au reuoir. Et
bonne chance.
Zanim Beatrice zd��y�a zaprotestowa� lub cho� dotkn�� nosa, pod�oga
znikn�a i dziewczyna wpad�a do wody. Zacisn�a usta i stwierdzi�a, �e
przez nos oddycha� mo�e r�wnie �atwo jak zawsze. By�o to mi�e, a w ka�dym
razie nowe. Dobrze przewodz�ca d�wi�ki woda rozbrzmia�a muzyk�, poni�ej
biela�o piaszczyste dno. Zanurkowa�a, zawr�ci�a i gotowa by�a ju�
roze�mia� si� g�o�no, ale pod wod� okaza�o si� to niemo�liwe. Rude w�osy
ci�gn�y si� za ni� barwn� wst�g�.
Smuk�y i opalony Ron podp�yn�� w k�piel�wkach tak dobranych, by
harmonizowa�y z jej kostiumem. U�miechn�� si� czaruj�co i po�askota� j� w
stop�. Odwr�ci�a si�, te� z u�miechem, i zacz�a ucieka�, ale on pogoni�
za ni�. Ta�czyli w tr�jwymiarowej przestrzeni wolni, rado�ni, beztroscy.
W ko�cu s�odko zm�czona zawis�a w wodzie i zamkn�a oczy, a wtedy
poczu�a obejmuj�ce j� ramiona i mocne cia�o obok siebie. I jeszcze usta
przy jej ustach, odpowiadaj�cych...
- Nie - powiedzia�a g�o�no, wypuszczaj�c chmur� b�belk�w.
Wyrwa�a filtry z nozdrzy By�o to bolesne, ale b�l szybko min��.
Upu�ci�a oba sztuczne skrzela.
- Wola�abym umrze� - mrukn�a, wykorzystuj�c resztk� powietrza.
Z wielkim szumem ca�a woda znikn�a z basenu. Siedzieli na wilgotnym
piasku.
- Stanowcza dziewczyna - powiedzia� Ron, wr�czaj�c jej monstrualnych
rozmiar�w bia�y r�cznik. - Uwielbiam ci�. Teraz zata�czymy Gawota. Spodoba
ci si�. Kwartet smyczkowy ju� czeka, ubierzemy te� kostiumy z epoki.
Dobrze ci b�dzie w wysokiej, bia�ej peruce, szerokiej kryzce...
- Nie. Wracam do domu. - Zadr�a�a i owin�a si� r�cznikiem.
- Oczywi�cie. Taniec by�by dla ciebie czym� nazbyt zwyczajnym. Zamiast
tego...
- Nie. Moje rzeczy Wychodz�. Nie zatrzymasz mnie. Sk�oni� si� uprzejmie
i wskaza� na nagle ujawnione drzwi. - Sama si� ubierz. Jak powiedzia�em,
wobec ciebie przymus jest niestosowny. To nie twoja wym�wka.
- Nie uznaj� �adnych wym�wek - wyszcz�ka�a i zdumia�a si�, sk�d te
dreszcze, skoro jest ciep�o.
Ma�a pokoj�wka ju� czeka�a. Szybko rozebra�a dziewczyn�, wytar�a j�,
pozwoli�a automatycznej suszarce w par� sekund upora� si� z w�osami.
Beatrice jednak nie zauwa�a�a tej ca�ej aktywno�ci. Nie zauwa�a�a nawet
swego roztargnienia. Dopiero gdy pokoj�wka pokaza�a jej sukni�,
zaprotestowa�a i sama przejrza�a zawarto�� garderoby, wybieraj�c spo�r�d
bezliku wspania�ych rzeczy (wszystkich w jej rozmiarze) prosty czarny
kostium zagrzebany na samym dnie. Przeczeka�a jeszcze manicure, pudrowanie
i inne zabiegi, a� jak nowo narodzona stan�a przed Ronem, kt�ry czeka� na
ni� w pokoju z boazeri� z d�bu i orzecha.
- Ostatni drink - powiedzia�, wskazuj�c na stoj�c� na blacie butelk�
napoleona.
-Id� sobie! - krzykn�a, g��wnie dlatego, �e z jakiego�
niewyt�umaczalnego powodu bardzo chcia�a zosta�. Wymin�a go, otworzy�a
drzwi i zatrzasn�a je za sob�. Schody bieg�y w g�r� i w d�. Pokonywa�a
pi�tro za pi�trem, a� zacz�o brakowa� jej tchu i musia�a przystan��.
Opar�a si� o �cian�, potem wyprostowa�a, musn�a w�osy i otworzy�a jakie�
drzwi. Wesz�a do tego samego pokoju, kt�ry przed chwil� opu�ci�a.
- Ostatni drink - powiedzia�, unosz�c butelk�.
Nie m�wi�c ani s�owa, wybieg�a, zamkn�a drzwi i ruszy�a w g�r�, na ile
starczy�o jej si�. Dotar�a do zakurzonych drzwi przeciwpo�arowych u
wyj�cia na dach. Otwieraj�c je, wiedzia�a ju�, gdzie trafi.
- Ostatni drink - powiedzia�, nalewaj�c z�ocisty p�yn. Spojrza�a na
drzwi po przeciwleg�ej stronie pokoju. Zauwa�y� to.
- Wszystkie drzwi, wszystkie korytarze i schody przy prowadz� ci� w to
samo miejsce - oznajmi� uprzejmie. Musisz wypi�. Siadaj, odpocznij.
Proponuj� toast. Za mi�o��, kochanie.
Wyczerpana uj�a kieliszek w obie d�onie. Ogrzewa�a przez chwil� trunek
w�asnym ciep�em, po czym wypi�a. By�o wspaniale, jak w niebie. Jego twarz
coraz bli�ej, wargi tu� przy uchu...
- Czy uwierzysz - szepn�� - �e ta brandy zawiera narkotyk, kt�ry z�amie
tw� wol�? Nie pozwoli ci si� sprzeciwi�. Op�r na nic si� nie zda, jeste�
moja.
- Nie, nie... - wyszepta�a, obejmuj�c go wszak�e i przytakuj�c ca�ym
cia�em. - Nie, nigdy..
Zapad� mrok.
- Zatem narkotyki, osza�amiaj�ce prochy - powiedzia�a p�niej, tkwi�c w
ciep�ej ciemno�ci i muskaj�c opuszkami palc�w ch�odne prze�cierad�a.
Wydawa�a si� w pe�ni usatysfakcjonowana. - Nie by�o ju� innego sposobu,
jak tylko �ami�ce woln� wol� narkotyki.
- A czy uwierzysz, gdy powiem, �e tak naprawd� nie doda�em niczego do
tej brandy? - spyta� nieco zdumiony Ron. Bo tam nic nie by�o. Naprawd�.
Trafi�em jedynie na w�a�ciw� tobie wym�wk�.
przek�ad : Rados�aw Kot
powr�t