3096

Szczegóły
Tytuł 3096
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3096 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3096 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3096 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Harry Harrison Widok ze szczytu wie�y Sean Mulligan wkroczy� majestatycznie na szczyt schod�w, nios�c w d�oniach pe�n� mydlin misk�, na kt�rej le�a�a brzytwa z lusterkiem. Rozpi�ty ��ty szlafrok powiewa� za jego plecami, unoszony �agodnymi podmuchami porannej bryzy. W�a�nie podni�s� misk�, kiedy klatk� schodow� przeszy� ostry g�os. - Doigrasz si� w ko�cu! - g�o�ne, przenikliwe zawodzenie Molly by�o w stanie strzaska� butelk� Guinnessa z odleg�o�ci dwudziestu krok�w. - Zachcia�o ci si� zamieszka� w Wie�y Martello... tak b�dzie taniej, m�wi�e�... ani jednego kontaktu, a wilgo� jak w szczurzej norze i jeszcze goli si� taki na blankach. Jeeezu, �eby ci� piorun strzeli�... Sean wy��czy� si�, ale cho� s�owa do niego nie dociera�y, fale d�wi�ku wci�� rozbija�y si� wok� niczym grzywacze zasmarkanego morza. Goli� si� zbyt szybko, �cinaj�c kawa�eczki sk�ry, a� wreszcie mydliny zmieni�y kolor na blador�owy, nakrapiany drobinkami zarostu. Ze st�kni�ciem chlusn�� spienion� wod� przez otw�r strzelniczy i po�pieszy� z powrotem na d�. G�os uderza� w niego nadal, gdy wbija� stop� w nogawk� spodni, owija� krawat wok� szyi, przyciska� kawa�ki papieru toaletowego do pokrwawionej sk�ry i umyka� w d�, ku ziemi, ku wypitce. Min�� Czterdzie�ci St�p, dysz�c przemkn�� obok Zamku Bullock, ku sanktuarium Sanctum Sanctorum. Pub "U �ucznik�w" wzywa� go, a on szed� za g�osem. Z doskona�ym wyczuciem, nabytym podczas d�ugich lat, popchn�� drzwi dok�adnie w momencie, gdy od �rodka przekr�ci� si� w nich klucz, zatoczy� naprz�d, opar� poplamiony �okie� na zalanym kontuarze i tchn�� s�owa b�ogos�awie�stwa w wyczekuj�ce, pe�ne piwa powietrze. - Kufel ciemnego. - Zaci��e� si� przy goleniu? - nape�niaj�c szk�o jasn� ��ci� spyta� Noel przera�liwie ponurym tonem, jedyn� melodi�, jaka kiedykolwiek doby�a si� z jego szerokiej piersi.. - Zgadza si�, a i to mam szcz�cie, �e nie ciachn��em si� od ucha do ucha, taka by�a dzi� w�ciek�a. Ten jej g�os tylko wzmacnia si� z wiekiem. - Ano. Nied�ugo s�ycha� j� b�dzie a� w Wexford. - Dobra, wystarczy, dawaj. Ostatnie mu�ni�cie serwet�, uniesienie kielicha g�r�, chwila adoracji, pierwsza kropla na j�zyku, pierwsza cudowna �ykopieszczota podniebienia, pierwsza oznaka powracaj�cego �ycia. Pax vobiscum, pax humanum. Dla Portakala Ziemia stanowi�a tryskaj�cy zdr�j j�zyka. Na swej rodzinnej planecie, mrocznym globie, kr���cym wok� lodowoniebieskiej gwiazdy w odleg�ym kra�cu galaktyki, by� pierwszym i jedynym uczniem, kt�remu uda�o si� opanowa� trudn� sztuk� projekcji mentalnej. Kiedy obcy intelekt opanowa� Lakatropa, jedynie Portakal zaj�� si� nim i odkry�, co si� faktycznie sta�o. Dzi�ki projekcji umys�u m�g� podr�owa�, m�g� zal�c cia�o jakiejkolwiek innej rozumnej istoty z jakiegokolwiek �wiata. Zanim przybysz opu�ci� Lakatropa, znudzony niemrawym, zimnym otoczeniem i niemal ca�kowitym brakiem zainteresowania jego obecno�ci�, Portakal nauczy� si� techniki projekcji. �r�d�o tachionowe mo�na by�o opanowa�, zrozumie� i uruchomi� jedynie si�� woli. A on mia� siln� wol� podtrzymywan� ch�ci� porozumiewania si� w inny spos�b ni� tylko przyt�umionymi pomrukami u�ywanymi przez przedstawicieli jego w�asnej rasy. Ich wielkie cielska przelewa�y si� leniwie na dnie g�stej, mro�nej atmosfery, gdzie gaz i ciecz stapia�y si� z sob� i przechodzi�y jedno w drugie. Ka�de odezwanie wymaga�o ogromnego wysi�ku zwi�zanego z pokonaniem ci�nienia tysi�cy mil gazu nad nimi. Dlatego te� ich j�zyk by� prosty i niewymy�lny, nagi, pozbawiony ozd�bek, zwi�z�y i brutalny. Portakal by� jedynym lingwist�, samotnym samoukiem, komu bowiem potrzebny j�zykoznawca, je�li j�zyk liczy sobie tylko 112 s��w? Zielona, ciep�a Ziemia wydawa�a mu si� rajem. Portakal odwiedzi� ten �wiat ju� dwukrotnie, wkraczaj�c w umys�y jego mieszka�c�w, aby m�wi� i napawa� si� bogactwem ich j�zyka, aby uczy� si� i zapami�tywa�. Nie przeszkadza�o mu, �e chodzi� jedynie na dw�ch nogach miast dwudziestu, �e musia� obywa� si� bez macek i dodatkowych oczu na koniuszkach palc�w. Nie t�skni� nawet do swych narz�d�w dryga�kowych, kt�re sprawia�y, �e kopulacja przedstawia�a si� tak intryguj�co. �adne po�wi�cenie nie by�o zbyt wielkie, je�li mog�o pom�c jego badaniom lingwistycznym. Lekko irytowa�o go, �e pierwsza pr�ba sko�czy�a si� niemal natychmiast po rozpocz�ciu. W rezultacie jego m�wiony zuluski by� do�� prymitywny, bowiem nieszcz�sne cia�o, kt�re kontrolowa�, spalono pod zarzutem uprawiania czarnej magii wkr�tce po jego przybyciu. Druga podr�, do Japonii, okaza�a si� bardziej owocna, poniewa� przez prawie ca�y czas ukrywa� swoj� obecno��. Jego niech�tna nosicielka m�oda gejsza, �y�a wystarczaj�co d�ugo, by zdo�a� dok�adnie opanowa� jej j�zyk, zanim w zamy�leniu nie wprowadzi� jej prosto pod superszybki poci�g, kompletnie zaabsorbowany relacj� siostra-brat, shimai-kyoodal. Teraz got�w by� do ponownej wyprawy badawczej. Jego pami�ciowe notatki z zakresu japo�skiego zosta�y ju� wydrapane w twardym jak stal lodzie za pomoc� brzusznego szponu. Zak�apa� z rozkosz� dziesi�cioma czy jedenastoma szcz�kami, w��czaj�c si� w tachionowe �r�d�o, si�gn�� my�l� i raz jeszcze przed oczami stan�� mu b��kitnozielony ziemski glob... Sean Mulligan poczu� zawr�t g�owy - ju� po sze�ciu kuflach? - i na moment zamkn�� oczy. Kiedy je otworzy�, wyjrza� z nich Portakal. - Sean, kochanie ty moje - powiedzia� Kelly. - Nie masz chyba zamiaru kimn�� w samym �rodku popo�udnia, co? Sean zamruga� kilka razy ponad morzem kufli, cmokn�� ustami i odpar�: - Biru nihong, kudusai. - Tylko bez takich - Seamus potrz�sn�� ostrzegawczo palcem, grubym jak przegub przeci�tnego m�czyzny, bo by� to naprawd� kawa� ch�opa, zahartowany przez �ycie, sp�dzone na budowach. - Nic z tego. Wiesz, �e jestem niedouczony i nie kumam po irlandzku, wi�c daj sobie spok�j z tymi popisami. Ka�dy wie, �e uczy�e� si� u ksi�y. Portakal b�yskawicznie przeczesa� z��cza nerwowe ot�pia�ego od alkoholu m�zgu, w kt�rym w�a�nie przebywa�. Co za idiotyczna pomy�ka! Odezwa� si� po japo�sku, nie w miejscowym j�zyku. Po jakiemu tu m�wili! Aha, to tutaj. Z westchnieniem zanurzy� si� w lingwistycznym zbiorniku, chlapi�c wok� w�a�ciwymi wyrazami - po czym przem�wi�. Musi wyja�ni� sw� poprzedni� pomy�k�, aby i to cia�o nie sp�on�o. Jestem Portakal z odleg�ego �wiata na drugim kra�cu Galaktyki. Przynosz� wam pozdrowienia. - Chryste, ju� si� nar�ba� - stwierdzi� Kelly z pewnym zdumieniem. - Musia� �ykn�� w domu whisky, m�wi� wam. - Macie s�ucha� moich polece� i odzywa� si� tylko, kiedy wam ka��, je�li zale�y wam na dalszej egzystencji waszego towarzysza. Jak przez mg�� poczu� b�l w tylnej cz�ci cia�a i ko�czynach, padaj�c na tward� powierzchni�. - I nie wracaj, p�ki nie wytrze�wiejesz! - krzykn�� za nim Noel. - Wstydzi�by� si�, m�czyzna w twoim wieku, nie m�wi�c ju� o wykszta�ceniu, i spity jak d�tka o tak wczesnej porze. Drzwi pubu zatrzasn�y si�, a Portakal podni�s� si� spomi�dzy strz�p�w opakowa�, niedopa�k�w i psich g�wien. Zakl�� po japo�sku, bo tak mu w tej chwili by�o naj�atwiej. Co to za ludzie, kt�rzy nie widz� r�nicy mi�dzy gospodarzem i lokatorem? Okropno��. Ale mo�e to tylko bywalcy salonu z sake tak my�leli? Wiedzia�, �e mocne napoje wyczynia�y dziwne rzeczy z tymi mi�kkimi cia�ami. Poszuka kogo� obdarzonego wy�sz� inteligencj�, z kim m�g�by porozmawia�. Powolnym krokiem ruszy� ulic�, u�ywaj�c swych nowo nabytych umiej�tno�ci do odczytania roj�cych si� wok� napis�w. Oszklone okno. POD WESO�� PATELNI�-RYBA Z FRYTKAMI. Pod spodem zamkni�te drzwi. PRZERWA OBIADOWA. Interesuj�ce. Inny zak�ad z tablic� �ATANIE D�TEK. Po drugiej stronie napis g�osi�: �ATANIE DENTEK. Zanotowa� w pami�ci niezwyk�e wariacje pisowni. Dalej wi�kszy budynek, z otynkowanego kamienia, po�o�ony nieco na uboczu, u g�ry zako�czony szpicem. Drzwi otwiera�y si� zapraszaj�c do ciemnego wn�trza. Wszed� do �rodka i ujrza� rz�dy migocz�cych p�omyk�w. Podszed� do niego m�czyzna od st�p do g��w odziany w czer�. - Witam ci�, synu dalekiego �wiata - powiedzia� Portakal i przynosz� ci pozdrowienia z przeciwnego kra�ca Galaktyki. Ojciec Flynn zmierzy� go gro�nym spojrzeniem przez ca�� d�ugo�� imponuj�cego nosa. - Znowu pi�e�, Seanie Mulligan. To prawdziwe przekle�stwo Irlandczyk�w. A na mszy nie pojawi�e� si� od czas�w Bitwy pod Boyne. Umrzesz bez rozgrzeszenia, cz�owieku, przelecisz przez samo dno czy��ca wprost do piek�a, zanim nawet zd��ysz zorientowa� si�, �e ju� nie �yjesz... - Prosz� o cisz� i ��dam uwagi - przerwa� mu rozdra�niony Portakal. W Japonii sz�o mu znacznie lepiej. - Nazywam si� Portakal. Nie wida� st�d s�o�ca mojej planety, ale zapewniam ci�... - Jedynego zapewnienia, jakiego od ciebie oczekuj�, ty �ajdaku, to wyznania twoich grzech�w - i tak b�dzie ju� mocno sp�nione. Jeste� tylko ci�arem dla twojej biednej �ony. Co za wstyd dla niej przychodzi� tu samej co niedziela... - Wys�uchasz mnie? - Nie! Ale b�d� si� za ciebie modli�, ty nieszcz�sny grzeszniku. To by�o niewiarygodne, absolutnie okropne. Portakal obr�ci� si� na pi�cie i ci�ko wytoczy� z powrotem na wiosenne s�oneczko. Nagle jednak s�o�ce znikn�o i z nieba lun�� ch�odny deszcz, kt�ry momentalnie go przemoczy�. Zadygota�, ale nie przej�� si� tym ani troch�. Niew�tpliwie z tymi lud�mi by�o co� nie w porz�dku. Nie mogli przecie� wszyscy nie dos�ysze�. Mo�e wybra� sobie niew�a�ciwego nosiciela. Ca�ym ci�arem wpar� si� o mur i spojrza� na mijaj�cych go w po�piechu przechodni�w umykaj�cych przed deszczem. Czy zdo�a jeszcze raz wysili� wol�, aby opu�ci� to cia�o i znale�� inne? Nigdy przedtem tego nie robi�. Musia� spr�bowa�. Odczeka�, a� w pobli�u znalaz�a si� wi�ksza grupka ludzi, po czym skupi� si�. Mocno... Nic si� nie sta�o. Trzeba wi�c by�o wykorzysta� sytuacj� najlepiej, jak si� tylko da. To stworzenie musi wystarczy�. Wr�ci do miejsca, gdzie pi� na pocz�tku i jeszcze raz podejmie pr�b� nawi�zania kontaktu. Kiedy jednak rozkaza� cia�u ruszy� naprz�d, nawet nie drgn�o. Niemo�liwe! Dzi�ki sile swej woli pokonywa� setki lat �wietlnych, mia� moc, kt�ra pozwala�a mu manipulowa� tachionami. Ten n�dzny Ziemianin - czu� jego ponur� obecno��, przycupni�t� w odleg�ym k�cie m�d�ku - nie m�g� walczy� z jego pot�g�. Dlaczego zatem nie potrafi� si� ruszy�? Przem�wi� na g�osi by� to bowiem jedyny spos�b porozumienia si� z podleg�ym sobie umys�em. - Ust�p, rozkazuj� ci. Wracamy do "�ucznik�w". - Udamy si� do centrum miejscowej w�adzy - odpowiedzia� g��bokim, d�wi�cznym g�osem.. Portakal poczu� ca�kowite zaskoczenie. To nie by�y jego s�owa - ani nawet s�owa jego gospodarza. A zatem kto... - Kim jeste�? - krzykn��. - Widz� ci�, jak czaisz si� w poskr�canych zwojach rdzenia przed�u�onego. Wyjd� i przedstaw si�! Min�a go starsza kobieta, kurczowo �ciskaj�c w d�oni parasolk�. Zerkn�a na Seana Mulligana, prze�egna�a si� i podrepta�a dalej, przy�pieszaj�c kroku. - Jestem Mntkl z planety ..., o Ziemianinie, przynosz� ci pozdrowienia spoza gwiazd... - Wyno� si� z tego m�zgu - poleci� mu Portakal. - By�em tu pierwszy. Sean zrobi� gwa�townego zeza, gdy� ka�dy z obcych przej�� kontrol� nad jednym jego okiem, usi�uj�c spojrze� na drugiego. - To nie mo�e by� prawda! - j�kn�� Mntkl. - M�j mistrz zestarza� si� i umar�, ucz�c mnie techniki projekcji astralnej. Zaj�cie tego umys�u kosztowa�o mnie ca�� moj� energi�. Musisz st�d odej��. - Tere-fere - warkn�� Portakal. - Kto pierwszy, ten lepszy. A teraz zmykaj st�d, ty obcy dupku, bo czekaj� na mnie wa�ne badania lingwistyczne. Sean Mulligan ta�czy� w k�ko, wymachuj�c r�kami i nogami, podczas gdy dwie obce istoty walczy�y o kontrol� nad jego cia�em. W ko�cu wywali� si� w ka�u��. - Twoje badania tyle mnie obchodz� co zesz�oroczny pispel - hukn�� Mntkl. - Przybywam z umieraj�cego �wiata, dotkni�tego przy�pieszon� entropi�. Ko�czy nam si� paliwo. Jestem tu w galaktycznej misji ratunkowej. Musz� skontaktowa� si� z w�adzami, zaofiarowa� im wiedz� w zamian za paliwo j�drowe. Je�li jak najszybciej nie zostanie do nas wys�any transport U-235, wyl�dujemy na galaktycznym cmentarzysku. - Szerokiej drogi - prychn�� niewzruszony Portakal. - I tak nikt nawet nie s�ysza� o waszej zacofanej planecie - nikt wi�c nie b�dzie za ni� t�skni�. W�ciek�o�� niemal rozsadzi�a Seana, gdy Mntkl wyrycza� sw� odpowied�. Z jego gard�a zacz�� dobywa� si� niesk�adny be�kot, podczas gdy obaj przybysze zmagali si�, aby uzyska� w�adz� nad narz�dami mowy. Bitwa umys��w toczy�a si� w najlepsze, kiedy Sean stwierdzi�, �e zn�w widzi, cho� jak przez g�st� mg��. Spr�bowa� si� ruszy� i pod��y� przed siebie chwiejnym krokiem. Ogarni�te ��dz� m�wienia obce �wiadomo�ci zaniecha�y kontroli nad jego cia�em. Szuraj�c nogami, zawr�ci� - dzi� stanowczo nie b�dzie mile widziany "U �ucznik�w"! - i ruszy� w kierunku "Mulrooneya". Powolutku, ca�y czas gadaj�c do siebie, wydaj�c wysokie piski i grzechocz�cy rechot wszed� i skierowa� si� do baru. - Naprawd�, paskudny masz kaszel - stwierdzi� Mulrooney, stawiaj�c przed nim kufel. -To Wie�a Martello i ca�a ta wilgo�. Centralne ogrzewanie, oto, czego ci trzeba, cho� rozumiem, �e ci�ko b�dzie przewierci� si� przez granitowe mury, musz� mie� chyba ze dwadzie�cia st�p szeroko�ci. Sean wolno uni�s� kufel, po czym opr�ni� go do po�owy. Ani na moment nie przestawa� m�wi� do siebie, kiedy porter sp�ywa� w d� op�ukuj�c struny g�osowe. Mulrooney odszed�, aby obs�u�y� kolejnego go�cia. W tej samej chwili Mntkl odezwa� si� mrocznym tonem: - P�jd�my na kompromis. Pozw�l mi m�wi�. Nie chcesz przecie� mie� na sumieniu zag�ady ca�ej planety, prawda? - Ja nie mam sumienia. Wybitnie niepraktyczne przy ogromnych ci�nieniach, w jakich �yjemy. - Apeluj� wi�c do twej inteligencji. I ciekawo�ci. Prosz� jedynie o mo�liwo�� udania si� do miejscowego dyktatora czy te� innego urz�dnika odpowiedniej rangi i uzgodnienia z nim sprawy U-235. Tamto stworzenie b�dzie bez w�tpienia w�ada�o tutejszym narzeczem lepiej, ani�eli nasz obecny gospodarz, a zatem u�atwi ci to twoje badania. - No dobrze, a co ja b�d� z tego mia�? - spyta� zaintrygowany Portakal. - Wdzi�czno�� ca�ego mojego �wiata. - Potrzebna mi, jak krlabie brlacek. Spr�buj jeszcze raz. - Nie mam nic innego do zaoferowania. - A jak tam wasz j�zyk? Mo�e by� interesuj�cy. Jak to b�dzie po waszemu: "Moje piersi pachn�ce tak a serce bi�o mu jak szalone i tak powiedzia�am tak chc� Tak"? - N* py##**. **89. - Zapomnij o tym. To nie j�zyk, to zapalenie gard�a. Kiedy tak rozmawiali, Sean uni�s� chwiejny palec w kierunku Mulrooneya, wygrzeba� kilka banknot�w, po�o�y� je na lepkim kontuarze, wla� w siebie kolejny kufel i si�gn�� po nast�pnego. - Jeste� taki niesprawiedliwy - zaskowycza� Mntkl - i samolubny. Czy chcesz, aby ca�y �wiat zgin�� z twojego powodu? - Zgadza si� - odpar� cichn�cym g�osem Portakal. - Galaktyki jak ziarnka piasku, gwiazdy jak py� - albo dziury w kocu. Zupe�nie mnie to nie obchodzi. Jego g�os zamaza� si�... po czym powr�ci� z wysi�kiem. - Nie mog� m�wi�. Co si� dzieje? - Powiem ci, co si� dzieje - odrzek� Mntkl, a jego strach zmusza� s�owa do przenikni�cia zaciskaj�cej si� zas�ony niezrozumienia. - Podczas gdy my zaj�ci byli�my czym� innym, nasz nosiciel spo�ywa� du�e ilo�ci trucizny biologicznej. �mierciono�ny p�yn przedosta� si� do ��czy nerwowych i teraz roz��cza je jedno po drugim. Trac� panowanie. On nas st�d wyrzuca! - A przy okazji sam si� zabija - pisn��Portakal. - Musimy go powstrzyma�. Ka�dy z nich przej�� jedn� r�k� i mocno zacisn�li d�onie na ladzie. T�pym wzrokiem wpatrzyli si� w przestrze�, walcz�c o utrzymanie kontroli. - No, wreszcie przesta�e� gada� do siebie - Mulroonev ostro�nie polerowa� szklank�. - Uchla�e� si� a� do wytrze�wienia. Strzemiennego? - Nie chc� - powiedzia� g��bokim tonem Mntkl - ju� wi�cej - pisn�� Portakal. - Przechodzisz mutacj�? W twoim wieku? To musi by� przezi�bienie: Lepiej id� do ��ka, zanim dostaniesz prawdziwej grypy. Na szeroko rozstawionych nogach, z r�kami zaci�ni�tymi na ladzie, Sean sta� dysz�c jak parow�z. Jego lokatorzy nie pozwalali mu zam�wi� wi�cej - nie mogli jednak powstrzyma� litr�w Guinnessa, kt�ry przenika� z �o��dka do krwi. Kropla po kropli s�czy� si� alkohol etylowy, a� wreszcie jego plazm� mo�na by�o butelkowa� i sprzedawa� jako gin. Sean wytrzeszcza� oczy, a w jego wn�trzu toczy�a si� bitwa. Przegrana bitwa. Przy akompaniamencie cichego krzyku, kt�ry rozp�yn�� si� w nico�� i lekkiego trzasku uchwyt Mntkla zel�a�, a jego uk�ady my�lowe znikn�y na powr�t mi�dzy gwiazdami. Portakal, bardziej do�wiadczony, walczy� dalej. By�a to jednak walka z g�ry przegrana. Kl�ska. alkoholowy Armageddon. Jedno po drugim puszcza�y z��cza nerwowe, a� odpad� i kln�c znikn��, przenosz�c si� do swego cuchn�cego domu po�r�d gwiazd. - Achhh - odetchn�� Sean puszczaj�c lad� i zacieraj�c �cierpni�te d�onie. Liczy�o si� do�wiadczenie. Skonsumowana przez niego ilo�� alkoholu zabi�aby abstynenta w dwana�cie sekund, zakonserwowa�aby w szklanym s�oju na wieki wiek�w ca�� rodzin� szczur�w workowatych. Lecz lata alkoholowego treningu przewa�y�y. Co z tego, �e jego w�troba wygl�da�a, jakby przemaszerowa� po niej pu�k irlandzkiej gwardii w nabijanych �wiekami buciorach? Niewa�ne, �e miliony szarych kom�rek rozp�yn�y si� w galaret�, a jego iloraz inteligencji obni�y� si� o dwadzie�cia punkt�w. Nic si� nie liczy�o. Wa�ne, �e uda�o mu si� przegna� obcych naje�d�c�w. Zwyci�y�: Wyprostowa� si� i pierwszy raz od paru godzin przem�wi� w�asnym g�osem, cho� walka przybysz�w wyczerpa�a jego struny g�osowe. - Diablo jestem spragniony. Jeszcze jeden kufel poprosz�. - Dzi�ki Bogu. Przez chwil� mocno mnie zaniepokoi�e�. stary. - Siebie samego te�, wierz mi - zamruga� zrzucaj�c z oczu alkoholowe bielmo. - M�j m�zg opanowa�a najpierw jedna dziwna istota, a potem druga. Naprawd�, niech skonam, to w�a�nie mi si� przydarzy�o. Zosta�em nawiedzony. - By�e� pijany - stwierdzi� Mulrooney stawiaj�c przed nim jedno ciemne. - Jedno i drugie, ale i tak nikt mi nie uwierzy - westchn�� i wypi�. - By�o ich dw�ch. Jeden paskudny, gruby jak dwie dechy. Nie chcia� s�ucha� b�aga� drugiego, ie jego planeta zostanie zniszczona. �mia� si�, ot co. Obrzydliwy nad�ty robal. - Brzmi to zupe�nie, jak jakie� opowiadanie fantastyczne. Czemu tego nie zapiszesz, p�ki jeszcze pami�tasz? Sprzeda�by� je komu�. - To nie dla mnie. Opowiadanie historyjek pozostawi� facetom, kt�rzy nie pij�. S�ysza�em, �e wszyscy ci pisarze science fiction to banda ponurych abstynent�w, nies�ychanie serio podchodz�cych do wszystkiego. No, nalej jeszcze, Muljooney, i sobie te�, bo zaczynam w�tpi�, czy to naprawd� si� zdarzy�o. W tym samym momencie, kiedy kufel nape�nia� si� powoli, hen daleko, po drugiej stronie Galaktyki masywna istota siedzia�a pogr��ona w nieweso�ych my�lach na dnie g�stniej�cego morza, podczas gdy jeszcze dalej entropia dobieg�a kresu i blada gwiazda znikn�a z cichutkim gwiezdnym okrzykiem b�lu. przek�ad : Paulina Braiter powr�t