3093

Szczegóły
Tytuł 3093
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3093 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3093 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3093 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Harry Harrison Zacofana Planeta - Ale� ta wojna zako�czy�a si� lata przed moim narodzeniem! W jaki spos�b jeden g�upi torpedowiec mo�e kogokolwiek zainteresowa�? - Dall, zwany Ma�olatem, by� najwyra�niej skutecznie og�upiony. Jego szcz�ciem by�o, �e komandor Lian Stane poza du�� ilo�ci� do�wiadczenia i wytrzyma�o�ci mia� niewyczerpane zapasy zimnej krwi i by� cz�owiekiem z natury spokojnym. - By�o to dok�adnie pi��dziesi�t lat temu, a Era S�u�alstwa te� trwa�a sw�j czas, ale to nie znaczy, �e od tego czasu wszystko, co zosta�o wypuszczone w przestrze� w zwi�zku z wojn�, przesta�o po niej lata�! - Stane spojrza� w okno, gdzie na pierwszym planie rysowa� si� kszta�t jego okr�tu wojennego, widmowy na tle gwiazd, sk�adaj�cych si� na imperium, z kt�rym walczyli tak d�ugo, by je w ko�cu zniszczy�. - A samo S�u�alstwo trwa�o pewnie ze sto lat, a ci�gle jeste�my w po�owie rekonstruowania ekonomii i gospodarki i wyci�gania ich z poziomu niewolniczego. Poza tym musimy jeszcze uwa�a� na ich maszyny, takie jak to tu! - kopn�� z obrzydzeniem pok�ad. - To wszystko to ja znam na pami��! - Dall by� ju� wyra�nie zdenerwowany. - Na planetach jestem od chwili wst�pienia do floty. Tylko co to wszystko ma wsp�lnego, do diab�a, z t� cholern� Mozaik�, kt�r� tyle czasu gonili�my? Przecie� zrobiono ich podczas wojny chyba z bilion i wypuszczono w chmurki. Jak, u Boga Ojca, jeden taki antyk mo�e wzbudza� zainteresowanie? - Gdyby� cho� raz uwa�nie przeczyta� opis techniczny - komandor wskaza� na broszurk� le��c� przed nim - zamiast marnowa� energi� w okolicznych burdelach, traci�by� teraz troch� mniej nerw�w. Torpedowiec klasy Mozaika jest broni� przystosowan� do wojny w przestrzeni. Jest to praktycznie rzecz bior�c statek kosmiczny sterowany przez komputer zaprogramowany tak, aby odnale�� okre�lone cele i zniszczy� je. Ma, rzecz jasna, w�asn� obron� jak i mechanizm autodestrukcji w przypadku dostania si� w obce r�ce lub wyczerpania �r�de� energii. Jego g��wn� broni� s� torpedy energetyczne, zdolne zniszczy� dowoln� planet�. - Nigdy nie s�dzi�em, �e to ma pok�adowy komputer - mrukn�� Dall. - M�wi si� zawsze, �e roboty maj� zakodowane blokady, uniemo�liwiaj�ce zabijanie ludzi. Czy ten nie ma tego wynalazku? - Raczej wbudowany ni� zakodowany. To bardziej oddaje stan faktyczny - poprawi� go Stane. - Pami�taj, �e roboty nie maj� ludzkiej psychiki, cho� pod wzgl�dem z�o�ono�ci nie ust�puje ona naszej, to jest jednak inaczej kodowana. A poza tym wi�kszo�ci z nich nie znane jest poj�cie moralno�ci. Dawno temu, w pocz�tkach naszej robotyki, budowali�my maszyny z ludzkimi psychikami. To zreszt� jest domena specjalist�w. Ale z tego co wiem, to dzi� tego typu umys�y maj� tylko niekt�re, w�sko wyspecjalizowane maszyny. Reszta si� nie sprawdzi�a i ma umys�y lepiej dostosowane do swej dzia�alno�ci. Mozaika nie zna poj�cia moralno�ci, chyba �e uznamy za to mo�liwo�� kalkulacji, jak wiele jest w stanie zabi�! Ma detektor masy i gdy przekracza ona w odnalezionym czy napotkanym obiekcie mas� krytyczn�, to rozpoczyna si� dzia�anie, w kt�rego efekcie mo�e z du�ym powodzeniem by� zniszczony zar�wno statek, jak i planeta. Wszystkie dane, jakie poprzedzaj� atak, s� raz jeszcze kodowane i interpretowane. A teraz co do twoich w�tpliwo�ci - najprawdopodobniej ten torpedowiec mia� zaj�� si� czwart� planet� uk�adu, w kt�rym teraz jeste�my. - Czy mamy co� w archiwum o tej planecie? - Nie. Jest to nie zbadany dotychczas system, przynajmniej do czas�w, kt�re obejmuj� nasze archiwa. Ale S�u�alcy mogli o niej co� takiego wiedzie�, �e zdecydowali si� na jej zniszczenie. Jeste�my tu po to, aby si� dowiedzie�, dlaczego tak postanowili. Ma�olat sta�, przetrawiaj�c us�yszane informacje. - I jest to jedyny pow�d? - odezwa� si� w ko�cu. -Je�li nam si� uda, to b�dzie wszystko...? My�l�, �e to nie powinno by� zbyt trudne... - To my�lenie jest typowym przyk�adem, dlaczego na tym statku masz tak nisk� rang� - artylerzysta Arnild obwie�ci� sw� obecno��. Arnild by� weteranem s�u�by patrolowej, kt�ra s�yn�a z tego, �e dzia� emerytalny nie narzeka� na nadmiar petent�w. Poza tym by� ca�kowitym ignorantem, wy��czaj�c trzy dziedziny: wojn�, komputery i dzia�a. - Czy mog� co� doda� od siebie o mo�liwo�ciach tego, co nast�pi, szefie? Pierwsze - to ka�dy wr�g S�u�alc�w jest naszym sprzymierze�cem, a mo�e by� przyjacielem. Drugie - mo�e tak by�, �e jest to wr�g ca�ej rasy ludzkiej i wtedy b�dziemy musieli u�y� Mozaiki, �eby ukr�ci� �eb ca�ej sprawie, czyli zako�czy� zbo�ne dzie�o rozpocz�te przez S�u�alc�w. Trzecie - to S�u�alcy mog� mie� tu co� schowane, co� w stylu zast�pczego centrum dowodzenia. Co�, co raczej zniszcz� ni� nam poka��. Ka�dy z tych powod�w jest wystarczaj�cy, �eby zainteresowa� si� t� planet�, nie? - B�dziemy w atmosferze za dwadzie�cia godzin - przerwa� zaleg�� cisz� Dall - ale je�li mu damy pe�n� moc, to mo�emy by� za siedem. - Zbyt d�ugo si� nie uchowasz. Jeste� zbyt niecierpliwy, jak na grzeczne dziecko - Arnild nawet nie odwr�ci� g�owy od ekranu, ustawiaj�c filtr podczerwieni na najlepsz� ostro��. - Panowie, troch� kultury - g�os Stane'a by� jak zwykle spokojny i cichy. - To �e jeste�my we trzech i to na tym zadupiu zapomnianym przez Boga i ludzi oraz nasze dow�dztwo, to jeszcze nie pow�d, �eby nie przestrzega� podstaw dobrego wychowania. A poza tym, Arnild, zapomnia�e�, �e Dall nigdy nie walczy� ze S�u�alcami. A teraz jazda na nasz� �ajb�. Przelatywali przez atmosfer� w milczeniu. Zwiadowczy planetolot zatacza� kr�gi po r�wnikowej orbicie, gdy uzyskali pierwsze odczyty i odbitki z powierzchni. Duplikaty pow�drowa�y na st�, orygina�y zosta�y w zapiecz�towanych kasetach, kt�re otwiera si� tylko w bazie. - Niewiele tu tego - komandor odsun�� odczyty - a i od tego cz�owiek g�upieje. Nie mamy innej rady, schodzimy i rozejrzymy si� na miejscu Arnild w milczeniu ogl�da� zdjgcia. Jego palce odruchowo uruchamia�y nie istniej�ce wyrzutnie. Dall piemrszy przenua� cisz�. - Faktycznie, niewiele tu ciekawego. Kupa wody i jeden wielki kontynent. Nic wi�cej. - Nic wykrywalnego - to by� Stane. - �adnego promieniowania, du�ych mas metalu na powierzchni czy w jej wn�trzu, �adnych �r�de� energii. �adnych powod�w, dla kt�rych tu jeste�my. - Ale jeste�my tu! - Arnild zako�czy� kontemplacj� zdj��. - Wi�c zamiast strz�pi� g�b�, zje�d�ajmy na d� i przekonajmy si� naocznie po choler� si� tu znale�li�my. To tu - prztykn�� w zdj�cie - to chyba jaka� wioska. Prymityw! Dymy z palenisk, tubylcy szwendaj� si� po okolicy jak �ni�te rybki... - A tu s� owce na polu - przerwa� jak zwykle Dall - i �odzie wyp�ywaj�ce z zatok. Powinni�my tu co� znale��! - No c�, pozosta�my w tej zbo�nej nadziei. Przygotowa� si� do l�dowania! Starym zwyczajem odby�o si� ono z hukiem i b�yskiem. Przyziemili w zagajniku na wzg�rzu, na kt�rego stoku by�a po�o�ona najwi�ksza na kontynencie osada. - Pozytywny odczyt atmosfery - Dall wy��czy� analizator. - Zosta� przy celownikach, Arnild - Stane by� tym razem spokojniejszy ni� zwykle. - Trzymaj nas na wizji, ale wal tylko na m�j rozkaz. - Albo gdy ci� zabij� - g�os Arnilda by� ca�kowicie wyprany z emocji. - Albo gdy mnie zabij� - Stane nie ust�powa� mu pod tym wzgl�dem ani na jot�. - W tym wypadku zostaniesz dow�dc�. Razem z Da�lem ubrali lekkie skafandry i opu�cili statek. Powietrze by�o ch�odne i przyjemnie orze�wiaj�ce. - Pachnie wspaniale po odorze tych katakumb! - Masz rzadki dar obrzydzania sobie �ycia - odezwa� si� w s�uchawkach Arnild. - Hej! Zobaczcie no, co si� dzieje w wiosce! Dall ustawi� ostro�� lornetki. Stane zrobi� to, gdy tylko opu�cili pok�ad. - Nic si� nie rusza! Wy�lij "Oko"! Z hukiem boostera owalny aparat opu�ci� planetolot i zacz�� zatacza� kr�gi nad wiosk�. Sk�ada�a si� ona z oko�o setki dom�w o przestronnych wej�ciach, tak �e "Oko" mog�o spenetrowa� ich wn�trza. - Nikogo - g�os Arnilda by� pe�en sarkazmu. - Ani jednego zwierzaka, nie m�wi�c o gospodarzach. I gdzie si� podzia�a ta przys�owiowa go�cinno�� wobec gwiezdnych tu�aczy? - Ludzie nie mogli, u diab�a, tak po prostu znikn�� - zdenerwowa� si� Dall. - W jak� stron� by� nie spojrza�, pola s� puste. A przecie� dym z komin�w jeszcze si� snuje po okolicy! - Dym jest, a ludzi nie ma - g�os Arnilda by� zn�w beznami�tny. - Zejd�cie z �aski swojej na d� i rozejrzyjcie si�. "Oko" opu�ci�o wiosk� i lecia�o w kierunku statku. W�a�nie przelatywa�o nad zagajnikiem, gdy stan�o jak wryte, a s�uchawki rozdar�y si� g�osem Arnilda: - Stop! Tam nikogo nie ma, ale z dziesi�� metr�w nad wami kto� jest i to nawet nie taki brzydki! Obaj zainteresowani powstrzymali naturalny odruch zadarcia g��w i podziwiania tego kogo�. Zrealizowali go dopiero po chwili, gdy byli ju� w bezpiecznej odleg�o�ci od niezas�u�onych podark�w, kt�re mog�y si� im posypa� na g�owy. - Uwa�ajcie! Obni�am grata dla lepszego obrazu. Dziewczyna, �adna, nie ma �adnej, widocznej broni, tylko jak�� sp�dniczk�. Siedzi na drzewie i nie rusza si�. Oczy ma zamkni�te. Wygl�da na cholernie przestraszon�. Obaj podr�nicy widzieli konturowy obraz opisywanej rzeczywisto�ci w soczewkach swoich lornetek. - Nie podje�d�aj bli�ej, ale w��cz g�o�nik i prze��cz mnie na lini�. - Jeste� w��czony. - Jeste�my przyjaci�mi... Zejd�... Nie chcemy ci� skrzywdzi�... - s�owa odbija�y si� echem i zniekszta�cone dociera�y do ich uszu. - S�yszy, szefie, ale mo�e jej nie uczyli esperanto - zauwa�y� Arnild. - Rezultaty twojej przemowy s� nik�e - mocniej przytuli�a si� do pnia. Stane nie�le zna� j�zyk S�u�alc�w w czasie wojny, ale teraz musia� si� nie�le pogimnastykowa�, zanim skleci� zrozumia�� wi�zank� d�wi�k�w o tym samym znaczeniu w j�zyku wrog�w. - To co� da�o, szefie - meldowa� Amild. - Podskoczy�a tak, �e omal nie zlecia�a z tej grz�dy. Teraz wlaz�a chyba dwa razy wy�ej i siedzi. - Niech pan mi pozwoli tam wej��, sir - Dall sta� na baczno��. - Wezm� lin� i wejd� po ni�. To jedyny spos�b. To tak samo jak z kotem. Stane rozejrza� si� woko�o. - Wygl�da na to, �e to jest najlepsza mo�liwo��. We� lekk� lin�, ze dwie�cie metr�w, ze statku. I pospiesz si�, bo zaczyna zmierzcha�. �elazo wer�n�o si� w drzewo i Dall rozpocz�� wspinaczk�. Dziewczyna poczu�a ruch drzewa i wtedy spostrzeg� jasn� plam� jej twarzy, zwr�con� ku do�owi. Potem plama znik�a i zaszele�ci�y li�cie. Ruszy� w g�r�, zanim Arnild zrelacjonowa� sytuacj�. - Uwa�aj! Wlaz�a wy�ej, jest nad tob�! - Co mam robi�, komandorze? - spyta� Dall, siad�szy okrakiem na grubym konarze, z dziesi�� metr�w nad ziemi�. - W�a� dalej. Ona nie mo�e wej�� wy�ej ni� na czubek. Na pewno j� dogonisz -wypowied� Stane'a jak zwykle napawa�a otuch�. Wspinaczka by�a teraz �atwiejsza - ga��zie bli�ej ros�y i nie by�y tak roz�o�yste, jak ni�ej. Wchodzi� powoli, �eby nie przestraszy� dziewczyny. Byli odci�ci od otoczenia w swoim w�asnym �wiecie - �wiecie drzewa i tylko po�yskuj�cy obiektyw "Oka" przypomina�, �e s� te� inni obok nich. Dall zawi�za� kolejny w�ze�. Po raz pierwszy w tej misji wiedzia�, �e jest potrzebny, �e robi to, co umie i robi to dobrze. U�miechn�� si� do swoich my�li. Mog�a wej�� jeszcze wy�ej - ga��zie z pewno�ci� utrzyma�yby j�. Ale dla jakich�, sobie znanych powod�w, znalaz� j� na nast�pnym konarze. Stan�� obok. Odetchn�� i odezwa� si� �agodnie, u�miechaj�c si�: - Nie masz powod�w, �eby si� ba�, Chc� tylko pom�c ci zej�� bezpiecznie i pom�c ci wr�ci� do przyjaci�. Dlaczego nie z�apiesz si� liny? Dziewczyna wzdrygn�a si� i odwr�ci�a. By�a m�oda i �adna. Mia�a d�ugie, czarne w�osy zaplecione w warkocz. Wygl�da�a ca�kiem swojsko - tylko ten strach. Gdy by� blisko, m�g� zobaczy�, �e ca�a dr�y. R�ce i nogi trz�s�y si� w nieustannych drgawkach. Zacisn�a z�by i z k�cika ust s�czy�a si� stru�ka krwi z przygryzionych warg. Nigdy dotychczas nie s�dzi�, �e ludzkie oczy mog� by� tak pe�ne przera�enia. - Naprawd�, nie masz si� czego ba� - powt�rzy�. Porusza� si� nader ostro�nie, cho� ga��� by�a mocna - nie by�o niczego, za co m�g�by si� z�apa� i �atwo mogli oboje bardzo szybko znale�� si� na ziemi. A by�a to rzecz, jakiej sobie najmniej �yczy�. Powoli owin�� lin� wok� ga��zi i obwi�za� si� ni� w pasie. K�tem oka widzia�, �e dziewczyna rozgl�da si� sp�oszona jego zachowaniem. - Przyjaciele - pr�bowa� j� uspokoi�, po czym prze�o�y� to na j�zyk S�u�alc�w, gdy� wygl�da�o, �e zrozumia�a poprzedni� wypowied� dow�dcy. - No'rvenn! Krzyk jaki wydar� si� z jej gard�a by� straszny - jak u torturowanego zwierz�tka. Zaskoczy�a go, a potem by�o ju� za p�no. Uda�o jej si�. Odbi�a si� z ca�ych si� i skoczy�a w d�, mierz�c w luk� pomi�dzy ga��ziami. G�uchy �omot �wiadczy� o zako�czeniu znajomo�ci. Jego uratowa� w�ze�, jaki zaci�gn�� chwil� przedtem. Wlaz� z powrotem na konar, z kt�rego przed chwil� zlecia� i buja� si� przez chwil� mi�dzy ga��ziami. Potem pu�ci� si� najszybciej jak potrafi�, zwijaj�c za sob� lin�. Spojrzawszy na to, co le�a�o pod drzewem, nie wysili� si� nawet na pytanie, czy �yje. - Stara�em si� j� powstrzyma�. Robi�em co mog�em - g�os mu wyra�nie dr�a�. - Widzieli�my. Nie by�o �adnego sposobu, �eby j� powstrzyma�, gdy zdecydowa�a si� skoczy�. - Niepotrzebne by�o to odezwanie w mowie S�u�alc�w... - Arnild by� na zewn�trz i chcia� jeszcze co� doda�, ale spojrzawszy na Stane'a, zamkn�� si�. - Zapomnia�em - Dall by� niepocieszony. - Pami�ta�em tylko, �e j� rozumie. Nie przysz�o mi do g�owy, �e mo�e si� tego przestraszy�. To by�a pomy�ka, ale przecie� wszyscy je pope�niamy! Ja nie chcia�em jej �mierci... - opanowa� si� z wysi�kiem i zamilk�. - Lepiej we� co� na nerwy, a poza tym, to nie by�a twoja wina - g�os Stane'a by� ju� spokojny. - Pochowamy j� pod drzewem. Pomog� ci, Arnild. Posi�ek ci�gn�� si� jak zapalenie p�uc z przerzutami. Nikt nie by� g�odny, ale nikt nie mia� ochoty do rozmowy. Stane pokaza� im du�y, zielony owoc le��cy pod drzewem. - Mamy odpowied�, po co tam wlaz�a i dlaczego nie znikn�a, jak reszta. Po prostu nie zd��y�a si� schowa�, poszed�szy po jedzenie. Trzeba si� rozejrze� po wiosce. - Nie s�dzi pan, szefie, �e mo�e by� troch� ciemnawo? Proponuj� poczeka� do rana. Arnild po�o�y� miotacz na kolanach i rozgl�da� si� zapraszaj�co po okolicy. Jako� nic nie skorzysta�o z jego zaproszenia. - S�dz�, �e masz racj�. Nie ma sensu t�uc si� po nocy. Przestaw "Oko" na podczerwie� i pu�� na rekonesans. Mo�e to nam co� da. - Zostan� na podgl�dzie - Dall zerwa� si� na nogi. - Nie jestem... �pi�cy. Mo�e co� znajd�, sir. Komandor u�miechn�� si� przez moment, po czym zgodzi� si� na projekt. - Obud� mnie, je�li co� zobaczysz. Je�li nie, to rano. Noc min�a w cisry i bezruchu. Z pierwszym brzaskiem Stane i Dall zeszli ze wzg�rza z "Okiem" lec�cym ponad ich g�owami. Arnild zosta� przy lokatorach. - T�dy, sir - Dall powa�nie traktowa� obowi�zki przewodnika. - Tu jest co�, co odkry�em w nocy, kontroluj�c obraz "Oka". Wyszli spomi�dzy drzew na brzeg jeziora. W jego toni wida� by�o jakie� szcz�tki skorodowanej maszynerii. - S�dz�, �e to jakie� maszyny budowlane, sir, ale trudno mi okre�li� dok�adniej. S� strasznie przerdzewia�e. Wygl�da na to, �e le�� tu kup� czasu. "Oko" zanurkowa�o i obraz sta� si� bardziej szczeg�owy. - Zgadza si�, to maszyny kopi�ce - Arnild nie mia� cienia w�tpliwo�ci. - Cz�� z nich spad�a, reszta zosta�a czym� zasypana. Wygl�da, jakby wpad�y w pu�apk�. I wszystkie s� wytworem S�u�alc�w. Stane wygl�da� na zaskoczonego. - Jeste� pewien? - Tak samo jak tego, �e woda nie s�u�y mi do picia. - Dobra, idziemy do wioski... Stane z trudem przetrawia� uzyskane rewelacje, nawet nie staraj�c si� tego ukry�. I ponownie Ma�olat odkry�, gdzie podziali si� tubylcy. Wystarczy�o pomy�le� wszed�szy do pierwszej z brzegu chaty, ale, jak wiadomo, rzeczy najprostsze s� zawsze najtrudniejsze. Pod�oga by�a klepiskiem z od�amem ska�y udaj�cym palenisko. Wn�trze by�o puste i nosi�o �lady po�piesznej ewakuacji. Resztki jedzenia, jakie� szmaty i skorupy - wszystko �wiadczy�o o tym, �e gospodarze zdrowo si� �pieszyli. Dalla zastanowi�a porzucona przy palenisku sk�ra - po jej podniesieniu ukaza�a si� nader twarzowa dziura. - Tutaj, sir! Mia� ponad metr �rednicy i wi�d� B�g wie jak g��boko w lekkim skosie. Pod�oga tunelu by�a ubita tak samo, jak pod�oga chaty. - No tak - Stane by� zdegustowany. - Uciekli t�dy. Przy�wie�, zobaczymy jak tam g��boko. Ale okaza�o si�, �e �atwiej powiedzie� ni� wykona�. Promie� si�ga� na jakie� dziesi�� metr�w, do zakr�tu, za kt�rym zia� mrok. "Oko" kt�re wmeldowa�o si� tam, przekazywa�o tylko ciemno��. - Sprawdz� w innej chacie - odezwa� si� Arnild. -" Oko" odkry�o takie nory we wszystkich tych "budynkach". Mo�na, szefie? - Dobrze, ale ostro�nie. Je�li tam s� ludzie, to nie ma sensu straszy� ich bardziej. Po tej dziewczynie s�dz�c, to i tak s� wystarczaj�co przera�eni. Po chwili Arnild by� z powrotem na linii. - Znalaz�em drugi tunel, a teraz jeszcze jeden. Wygl�da to niezbyt pewnie. Nie wiem, czy b�d� w stanie wr�ci� t� drog�. To si� mo�e lada chwila obsun��. - Oczu mamy do�� w zapasie - komandor by� dzi� bojowo nastawiony. - Id� do przodu. - Wygl�da solidniej. Jakby ska�y... za�amanie... du�a sala... Czekaj! St�j! Tu jest jeden! Widz� go! Spieprza w g��b tunelu! - Za nim! - Nie tak �atwo - odezwa� si� g�o�nik po chwili milczenia. - Korytarz wygl�da na �lepy. Kawa� �ciany blokuje tunel. Ten spryciarz musia� za sob� zawali� tunel. Zawracam.... Ognia! - Co si� dzieje, Arnild?! - Nast�pna ska�a omal nie zgruchota�a "Oka". Wygl�da na to, �e zasypali tunel i to skutecznie. Teraz obraz jest martwy i nie mog� z�apa� sygna�u identyfikacyjnego - Arnild by� zaskoczony i z�y. - Chytrutkie - Stane by� zdenerwowany. - Wystawili tego klienta na wabia i wpu�cili maszyn� w tunel pu�apk�, kt�r� potem zasypali. Maj� tu ciekawe zwyczaje powitalne. Wygl�da na to, �e nie lubi� obcych i najpewniej, ze swoich dotychczasowych do�wiadcze� maj� racj�. - To si� chyba nazywa szeroko rozumiana profilaktyka. Na wszelki wypadek w �eb, a potem sprawd�, kogo. Milusi�scy - Arnild doszed� do r�wnowagi psychicznej. - Ale dlaczego?! Zaskoczenie nie by�o w�a�ciwym s�owem dla opisania stanu Dalla - w�a�ciwszym by�oby tu zaszokowanie. - Dlaczego ci tu tak bardzo boj� si� S�u�alc�w? To oczywiste, �e S�u�alcy stracili kup� czasu, aby si� do nich dokopa�. Czy chcieli zniszczy� t� planet� dlatego, �e znale�li, czy dlatego, �e nie znale�li tego, czego szukali? - Chcia�bym to wiedzie� - Stane by� zrezygnowany. - To u�atwi�oby nam robot�. A tak, trzeba wys�a� raport do Kwatery G��wnej. Mo�e oni co� wymy�l�. Wracaj�c do statku zobaczyli �wie�o rozkopan� ziemi� ko�o drzewa, przy kt�rym pochowali dziewczyn�. Gr�b by� pusty, a grunt zryty we wszystkich kierunkach. Na korze by�y �lady zrobione chyba jakimi� stalowymi narz�dziami albo... gigantycznymi z�bami. Co� czy kto� zabra� cia�o w swoisty spos�b oznaczaj�c teren i pnie. Gr�b ��czy� si� wykopem z czarn� dziur� w ziemi, b�d�c� wej�ciem do podziemi. Przed snem Stane dwukrotnie zrobi� obch�d, sprawdzaj�c, czy wej�cia s� zamkni�te, a obwody alarmowe w��czone. Mimo to nie m�g� zasn��. Zastanawia�o go to wszystko. Czu�, �e odpowied� jest bliska, tylko musi sobie przypomnie� jaki� drobiazg. Tylko jaki? Zapad� w sen, nie znalaz�szy odpowiedzi. Gdy si� zbudzi� by�o jeszcze ciemno, ale mia� uczucie, �e sta�o si� co� strasznego. Co go, u licha, mog�o zbudzi�? Spo�r�d opar�w sennych wreszcie si� to co� wy�oni�o - przeci�g. Podmuch powietrza. Rzecz niemo�liwa przy zamkni�tej cyrkulacji powietrza. Zrywaj�c si� na nogi, zapali� �wiat�o i doby� miotacza. Amild, zbudzony ha�asem ziewn�� i, skoczy� do drzwi. - Co si� dzieje? - Bud� Dalla, my�l�, �e kto� dosta� si� na statek! - Chyba odwrotnie - Arnild opad� na ��ko. - L�ko Dalla jest puste! - Coo?! Stane pobieg� do sterowni. Systemy alarmowe by�y wy��czone, a na wyj�ciu komputera le�a�a kartka z jednym s�owem. Pi�� komandora zacisn�a si� na niej i, gdy po chwili min�o os�upienie, dotar�o do niego znaczenie tego �wistka. - Idiota! G�upi, pieprzony g�wniarz! Arnild, "Oko", nie, dwa, natychmiast i sprz� je z he�mami! - Co si� tu w�a�ciwie dzieje, szefie? Co ta m�oda nadzieja Floty Galaktycznej znowu wymy�li�a? - w g�osie Amilda mo�na by�o wyczu� �ywe zainteresowanie. - Polaz� do podziemi! Musimy go zatrzyma�! Po Dallu nie by�o �ladu, ale ziemia ko�o drzewa by�a �wie�o ruszana. - Puszcz� tu "Oko" - Stane by� zdecydowany. -Ty we� drugie i wpu�� w najbli�sz� dziur�. U�ywaj g�o�nik�w. W j�zyku S�u�alc�w nadawaj, ze jeste�my przyjaci�mi. - Ale przecie� widzia�e� reakcj� tej dziewczyny, gdy Dall zagada� do niej w tym slangu... - Widzia�em, ale jak inaczej mo�emy im co� przekaza�? Masz jaki� genialny pomys�? Nie? No to do roboty! I �piesz si�! Arnild mia� ochot� powiedzie�, co my�li, ale spojrzenie na twarz komandora przekona�o go, �e lepiej zachowa� dyplomatyczne milczenie. Zabra� aparat i ruszy� do wsi. Mo�e je�li ktokolwiek z tubylc�w us�ysza� oracj�, to jednak reakcji nie da�o si� zaobserwowa�. Jeden z automat�w zosta� zasypany zwa�ami szutru i piachu, skutkiem czego Stane przesta� by� u�yteczny w tej fazie operacji. Arnild natomiast, a w�a�ciwie jego "Oko", odkry�o wielk� komnat� zape�nion� g�odnymi i przera�onymi owcami. Tyle �e nie by�o w niej, poza nimi, �ywej duszy. Przy wyj�ciu z pieczary "Oko" dosta�o si� w lawin� kamieni. I to by� chwalebny koniec tej operacji. Cisz� przerwa� Stane: - No c�, sami si� prosz�. Jak nie mo�na po dobroci, to we�miemy ich si��. - Szefie, co� si� rusza ko�o drzewa - przerwa� mu Arnild. -Mia�em to w lornecie, ale chyba jakby znikn�o, bo ju� jest spok�j. Podchodzili wolno, z odbezpieczon� broni�, pod niebem p�on�cym wschodem s�o�ca. Szli, wiedz�c co znajd�, ale �udzili si� nadziej�, �e to ich zboczona wojn� wyobra�nia tylko tak s�dzi. Oczywi�cie ich wyobra�nia mia�a jak zwykle racj�. Cia�o Dalla, zwanego Ma�olatem, le�a�o w trawie przy wej�ciu do tunelu. Le�a� spokojnie, tyle �e sielski obrazek m�ci�a banera twarzy. By�a czerwona. - Skurwiele! Byd�o! - nie by�o w�tpliwo�ci, �e gdyby Arnild mia� pod r�k� jakiego� tubylca, ten ostatni zacz��by szybko �a�owa�, �e nie pope�ni� samob�jstwa. - Tak post�pi� z cz�owiekiem, kt�ry chcia� im pom�c! Po�amane r�ce i nogi, obdarty ze sk�ry! Jego twarz, nic nie zosta�o, uszy, nos, oczy... - g�os przeszed� w nieartyku�owany pomruk, w kt�rym wyr�ni� mo�na by�o kunsztowne wi�zanki. - Powinni by� starci z powierzchni ziemi! Dok�adnie! To co .S�u�alcy zacz�li... - spojrza� na Stane'a i zamilk�. - Tak w�a�nie najpewniej czuli i post�powali S�u�alcy - g�os komandora by� spokojny. - Czy nie rozumiesz, co si� tu dzia�o? Arnild potrz�sn�� g�ow�. - Dall odkry� prawd�. By� m�ody, mia� nadziej�, �e mo�e zmieni� kolej rzeczy. Zdawa� sobie spraw� z niebezpiecze�stwa. Poszed�, bo obwinia� siebie o �mier� tej dziewczyny. A dlatego, �e przeczuwa� niebezpiecze�stwo, zostawi� kartk�, na wypadek gdyby nie wr�ci�. Tam by�o napisane tylko jedno s�owo "S�u�alcy". To by�o takie proste! My�my szukali jakiego� superskomplikowanego problemu, a tymczasem to najzwyklejszy na �wiecie problem socjologiczny. To jest, a w�a�ciwie by�a planeta S�u�alc�w, odkryta i urz�dzona przez nich do specjalnych potrzeb. - �e jak? - Arnild w dalszym ci�gu nie rozumia�. - Niewolnicy. S�u�alcy ci�gle walczyli. Ty przecie� te� si� z nimi bi�e�. Znasz ich styl walki i szafowanie lud�mi. Stale potrzebowali armatniego mi�sa, wi�c musieli je gdzie� hodowa�. Ta planeta by�a, a w�a�ciwie jest odpowiedzi� na ten temat. Wymarzona farma hodowlana - jeden kontynent pokryty puszcz�, z paroma miejscami na osady. Utrzymywali ich na pierwotnym poziomie, t�umi�c wszelkie przejawy ewolucji. Zapewniali minimum po�ywienia, ale ca�kowicie wyeliminowali technologi�. A kiedy przyszed� czas, czyli co ile� tam lat uznawali, �e ju� mo�na i zabierali tylu niewolnik�w, ilu by�o im potrzeba, a reszt� zostawiali na dalsze rozmna�anie. Zapomnieli o jednej rzeczy. - W�tpliwo�ci Arnilda znikn�y. Zacz�� rozumie� o co tu chodzi. - Zdolno�ci przystosowawcze? - Oczywi�cie. To i instynkt samozachowawczy. Przy tym po��czeniu wystarczy troch� czasu, �eby ka�de bydl�, a co dopiero istota inteligentna, zacz�a si� stara� uciec od �mierci. Tu jest typowy przyk�ad. Zamkni�ta populacja, bez historii, bez pisanego j�zyka - pi�kny materia�. Cyklicznie, co par� lat, nieznane potwory spada�y z nieba i krad�y ich dzieci. Starali si� ucieka�, ale nie by�o dok�d. Budowali �odzie, ale nie by�o gdzie p�yn��. Nie mo�na by�o nic zrobi�... - A� jaki� sobieradek wykopa� d� i wlaz� tam z ca�� famu��, gdy tamci przylecieli - przerwa� mu Arnild. - I ci ocaleli. Zgadza si�, to by� pocz�tek. Pomy�l, kt�ry by� skuteczny i kt�ry rozwin�li do perfekcji, na jak� mogli si� zdoby� nie maj�c maszyn. Tunele by�y d�u�sze i bieg�y g��biej ni� S�u�alcy mogli si� dosta�, a poza tym - od czego inwencja w�asna - zacz�li si� zabezpiecza� pu�apkami. I w ten spos�b wygrali. Jest to chyba jedyny przyk�ad udanej rebelii ca�ej planety w Erze Wielkiego S�u�alstwa. Znale�� ich nie mo�na by�o, gdy� korytarze by�y zbyt d�ugie. Z tego samego powodu nie m�g� ich wszystkich zabi� gaz. Maszyny kopi�ce ko�czy�y jak nasze "Oczy". A ludzie, kt�rzy byli na tyle g�upi, �eby wle�� do tuneli... - nie musia� ko�czy�, cia�o Dalla m�wi�o samo za siebie. - Ale, ale. Dlaczego wobec tego ta dziewczyna si� zabi�a? - Z czasem, jak s�dz�, tunele sta�y si� �wi�to�ci�. Musia�y ni� by�, je�li w ci�gu lat by�y spraw� absorbuj�c� ich czas i wysi�ki. Dzieciaki ju� od najm�odszych lat uczono, �e demony przychodz� z nieba, a ich ratunek le�y tylko pod ziemi�. Dok�adne odwr�cenie religii ze starej, dobrej Ziemi. Ka�dy z nich, ledwie tylko nauczy� si� chodzi�, by� wychowywany tak, �e wiedzia�, i� ratunek jest tylko pod ziemi�, a on za nic nie mo�e zdradzi� tej tajemnicy czyli budowy i rozmieszczenia tuneli. By� te� uczony, co nale�y zrobi�, gdy demony przyjd� z nieba. Wej�cia do tuneli musz� by� umieszczone tak, �eby mo�na by�o szybko z nich skorzysta�. Ta okolica swoim wygl�dem musi przypomina� ser szwajcarski i to w najlepszym gatunku. S�dz�, �e ewakuacja od chwili zauwa�enia statku trwa�a sekundy. Ona niestety nie zd��y�a. Gdyby zesz�a, wskaza�aby nam drog�, a gdy po ni� weszli�my, to jako demony zmusiliby�my j� do m�wienia. Milcze� mog�a tylko po �mierci. A sk�d ona i ca�a reszta mogli wiedzie�, �e S�u�alcy to nie jedyne istoty, jakie mog� spa�� z nieba? - Dall zrozumia� to, tylko �e niezbyt dok�adnie zda� sobie spraw� z pewnych rzeczy. Mia� nadziej�, �e uda mu si� wyt�umaczy� im, �e S�u�alcy odeszli i nie wr�c� ju� nigdy, a z nieba spadli dobrzy ludzie. Tyle tylko, �e nikt z nich go nie s�ucha�. Gdy cia�o Dalla zosta�o ju� umieszczone w hermetycznym pojemniku na statku, odetchn�li. - Nie zazdroszcz� tym, kt�rzy przyb�d� tu po nas, aby przekona� tubylc�w-Arnild otar� pot z czo�a. -Ale, szefie, nie rozumiem jednego - dlaczego, u Boga Ojca, S�u�alcy chcieli zniszczy� t� planet�? - S�dz�, �e z�o�y�o si� na to wiele przyczyn. Dlaczego wojsko po zdobyciu jakiej� twierdzy wysadza w powietrze budynki, niszczy pomniki, w przypadku, gdy mieszka�cy stawili twardy op�r? Jest to chyba w�ciek�o�� i niezadowolenie z tego, �e musieli si� bi� i pokonywa� ten op�r - s� to stare, ludzkie emocje. A tu si� to spot�gowa�o - ta planeta musia�a opiera� si� latami przed ich zakusami. Czyli reasumuj�c, mo�na powiedzie�, �e z�o�y�o si� na to - po pierwsze udana rebelia, jedyna udana, jak ju� m�wi�em, po drugie tyle czasu trwaj�ca walka nie przynosz�ca im �adnych sukces�w, wreszcie po trzecie niezbyt mi�a niespodzianka ze strony tych, kt�rych przecie� uwa�ali za swoj� w�asno��. Tych spraw nie mogli tak po prosu pu�ci� w niepami��. Starali si� st�umi� rebeli� tak d�ugo, jak d�ugo mieli na to nadziej�. Gdy zrozumieli, �e przegrali wojn�, zniszczenie tej planety by�o tym, co roz�adowa�oby ich emocje. Zauwa�y�em, �e ty czu�e� to samo, gdy zobaczy�e� cia�o Dalla. To normalna ludzka reakcja. Byli obaj starymi �o�nierzami i nader dobrze kontrolowali swoje zachowanie, lecz lata robi�y swoje. A i pobyt na tej planecie nie podzia�a� odm�adzaj�co. Byli zm�czeni jak wszyscy, kt�rzy zbyt d�ugo robi� wci�� to samo i maj� pe�ne prawo poczu� si� wyczerpanymi. przek�ad : Jaros�aw Kotarski powr�t