3078

Szczegóły
Tytuł 3078
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

3078 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 3078 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

3078 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Marek S. Huberath Spokojne, s�oneczne miejsce l�gowe I Cielsko rakiety drgn�o po raz ostatni. Masywny, wrzecionowaty kszta�t znieruchomia� na r�wnej murawie ��ki. Trawa by�a jeszcze pokryta ros�, kt�rej nie zd��y� wysuszy� wyzieraj�cy ju� spoza grani Ouaigh. Po chwili rakieta zacz�a rozsuwa� pancerne pow�oki tylne, otwieraj�c sw� torb� l�gow�. - En raketo! En portago! Os portagos! - gromadka spalonych na br�z dzieciak�w ruszy�a p�dem do skupionych na zboczu zabudowa� wioski. - Segor pa'a! - krzykn�� umorusany Jovano, widz�c daleko przy zaje�dzie krz�taj�cego si� ojca. - Segor pa'a, trzeba przygotowa� en otel! Kud�ate, bia�e owczarki, przywyk�e do wielu przylot�w, przej�y opiek� nad porzuconymi stadami p�owych k�z i bia�ych owiec. Rakieta kilkakrotnie poruszy�a odw�okiem, wyciskaj�c przez otw�r torby l�gowej pierwsz� ob�� kapsu��. Aberto ju� wcze�niej us�ysza� grzmot pojawiaj�cego si� en raketo. Teraz, s�ysz�c wo�anie ma�ego Jovano, przesta� gryzmoli� kolejne, mozolnie u�o�one zdania wypracowania z geografii. Geografi� lubi�, lecz pisanie sprawia�o mu trudno��, dlatego nie lubi� segory Fiory, kt�ra te wypracowania zadawa�a. Z ulg� zatrzasn�� drewniane ok�adki kajetu. Rzuci� zabezpieczon� prac� na ziemi� i pobieg� w przeciwnym kierunku ni� Jovano i jego koledzy, pobieg� ku en port, ku en raketo. Ju� z dala zauwa�y� charakterystyczne rdzawe plamy w miejscu, gdzie ob�e cielsko rakiety rozdziela�o si� na symetryczne fasety upodabniaj�ce je do kaczana kukurydzy. Od dw�ch lat czeka� na ten przylot. - Pare Willemo przylecia�! - wrzasn�� z rado�ci. - Pare Willemo! Cyvut! - pogna�, niemal gubi�c plecione sanda�y. Powoli, z wysi�kiem unosi�y si� pokrywy g�owia rakiety. Ukazywa�y si� duralowe si�owniki hydrauliczne rozpieraj�ce brunatne skorupy. Wida� by�o, �e ten ruch odbywa si� wbrew woli rakiety; mechaniczna instalacja podst�pnie wbudowana w jej cia�o brutalnie wygina�a p�yty pancerza. Z ty�u, poza cielskiem, le�a�o dwana�cie kapsu�; torba l�gowa sflacza�a przygnieciona przymkni�tymi pow�okami. Co� lub kto� szamota� si� w ods�oni�tym g�owiu rakiety. W zielonkawym, przezroczystym �luzie wida� by�o ciemniejszy, niezdarnie ruszaj�cy si� kszta�t. - Pare Willemo? - zaniepokoi� si� Aberto. Stary powinien by� ju� wydoby� si� z g�owia, w przeciwnym razie m�g� si� udusi�. System oddechowy dzia�a� bardzo s�abo po uniesieniu przednich pokryw. Cielsko rakiety ponownie znieruchomia�o. Aberto zr�cznie wspi�� si� po wyrostkach i gruz�ach pancerza rakiety. Od wczesnych lat zaprawia� si� biegaj�c za kozami czy owcami po stromych up�azkach i ska�kach doal Greillt. Zd��y� pozna� wszystkie �leby i piar�yska. �mia�o zapuszcza� si� pod sam� gra�. Mi�kko wsun�� ogorza�e rami� staraj�c si� nie uszkodzi� delikatnych wachlarzy �luzowych przykrywaj�cych wn�trze. Lekko piek�cy �luz spowoduje, �e jutro ca�e rami� Aberto pokryje czerwona, sw�dz�ca wysypka alergiczna. Musia� g��boko nachyli� si�, zanim jego palce zacisn�y si� na ko�cistym ramieniu starego. Lekkim, ale stanowczym ruchem ci�gn�� go ku g�rze. Czu� konwulsyjne, kurczowe drgania przechodz�ce przez tamto, starcze rami�, ale i brak oporu. Stary szamocz�c si�, dr��c, wysuwa� si� spod grubej warstwy pokrytego czerwonymi �y�kami �luzu. Gdy wysun�a si� ju� jego �ysa i pomarszczona g�owa, Aberto zebra� mu z powiek nadmiar �luzu i wymierzy� kilka szybkich policzk�w. Stary kaszln��, zwymiotowa� paroma gar�ciami r�owawej galaretki i otworzy� oczy. - Bon dayo, Aberto! - powiedzia� ze swoim szeleszcz�cym akcentem. Zmarszczy� bezrz�se powieki w u�miechu. - Bon dayo, pare Willemo. - Dalej mnie nie wyci�gaj, Aberto. Biegnij po ojca. Zostaw mnie tak. II Segor Anzelmo reperowa� drzwi do sk�adziku. G�rny zawias przegryz�a rdza i drzwi kiwa�y si� na wszystkie strony. Oblicza�, ile pachecos trzeba b�dzie wyp�aci� handlarzowi za nowy zawias. We wsi na og� nie pos�ugiwano si� pieni�dzmi, ale Romero zawsze domaga� si� zap�aty w pachecos, sam te� p�aci� pieni�dzmi. S�ysza� syna ju� od po�owy wsi. Od�o�y� robot�, tym bardziej �e wykonywa� j� bez entuzjazmu. Wyci�gn�� rozeschni�te taczki z kom�rki. Wiedzia�, �e Willemo b�dzie potrzebowa� pomocy. By� ju� stary, stary by� te� jego Cyvut. - Znajd� te� segora ma'a i powiedz, �eby potem za nami posz�a. Mo�e przyda� si� do pomocy - powiedzia� synowi, gdy ten przybieg� i usi�owa� z�apa� oddech. Dotarli na ��k� przed innymi wie�niakami. Wi�kszo�� z gospodarzy by�a na polach, inni jeszcze dalej ze swoimi stadami. Przylot rakiety by� atrakcj�, ale nie tak wielk�, by natychmiast porzuca� prac�. Segor Tomaso wzi�� si� do sprz�tania i przygotowywania en otel. - Bon dayo, Willemo - powiedzia� Anzelmo. - Bon dayo. Pi�kny tu macie dzie�. - Przylecia�e� na winobranie. A zesz�oroczna pechilcha ju� dojrza�a. - Segora Madlena dalej wypieka ten sw�j z�oty chleb? - Znajdzie si� �wie�y dla ciebie, Willemo. Gaw�dz�c z pare Willemo, ojciec mozolnie uwalnia� go z rakiety. Ka�de z wyro�li podra�nione opuszcza�o dziur� wywiercon� kiedy� w sk�rze i ciele pare Willemo. - Jeste� dziurawy jak ser agostella, Willemo. - Dziurawy los en gaucho. S�aby jestem te� jak �ajno twojej najs�abszej krowy, Anzelmo. - Rozpakowuje kto� kapsu�y, bo niedowidz�? - zapyta� Willemo. - Segor Tomaso zaraz tu b�dzie. Jovano ju� go powiadomi� o twoim przylocie, pare Willemo - odpowiedzia� pos�usznie Aberto. - Wyr�s� ci najstarszy ch�opak, Anzelmo. Przez te dwa lata. - Wyr�s�. Zna g�ry jak ma�o kto. Szczeg�lnie doal Glian. Cz�sto tam zachodzi przez Wrath. Aberto lekko zaczerwieni� si�. - Przez Wrath? To ostra droga... - powiedzia� z uznaniem i jednocze�nie sykn�� z b�lu, gdy kolejne w�owate wyro�le rakiety wysun�o si� z otworu wiod�cego gdzie� hen w g��b, mi�dzy �ebra i osierdzie. - Obecnie jedyna. Zesz�ej wiosny strom Greillt bardzo wezbra� po deszczach i osuwisko zupe�nie zniszczy�o doln� drog�. Nie da si� jej odbudowa�. Stary by� tak s�aby, �e nie m�g� nawet unie�� r�ki. Przynajmniej dobrze rusza� szcz�k� i mo�na go by�o zrozumie�, cho� kaleczy� mow� szeleszcz�cym akcentem. - Sk�d lecisz, Willemo? - Z Wyborga, tranzytem przez Nyhiam Toal. Cyvut jest stary jak ja. By�y k�opoty. My�la�em, �e ju� po nas, grav Engelese. Kilka razy jeszcze pogaw�dk� przerywa�y skowyty starego, kt�ry m�k� op�aca� od��czanie si� kolejnych wyro�li rakiety. Gdy wreszcie jego bezw�adne cia�o uda�o si� odczepi� od rakiety, zwlekli go i u�o�yli na trawie. Wszystkie wyro�la po- chowa�y si� w g�owiu. Ojciec obla� go wiadrem zimnej wody przy- wiezionym na taczkach. - Oua! - wrzasn�� stary. - Ale to zimne. Zapomnia�em ju� wod�. - Wydelikaci�a ci si� sk�ra, Willemo. - Lej drugie wiadro. - Segor pa'a, przynios� wod� z potoka - zadeklarowa� Aberto. - Le�e junor - u�miechn�� si� ojciec. - Segor Tomaso dalej jest starost�? - zapyta� Willemo. - Ouaigh. Ena mahla eblud. - Nie m�w z�ych s��w na segor Tomaso. To twardy omre. - Twardy, ale ena mahla eblud. Drugie wiadro zmy�o �lady �luzu ze sk�ry starego. Otwory na wyro�la zacisn�y si� nieco, ale nie zamkn�y ca�kowicie. Wygl�da� normalniej. Anzelmo wywr�ci� jego bezw�adne cia�o na brzuch. Worek ze sk�ry na flaki i ko�ci - pomy�la�. - Aberto, przynie� jeszcze wody. Rusz�e si� sporzej. Trzeba z tym sko�czy�, zanim kobiety przyjd�. Aberto przyni�s� trzecie wiadro i potem czwarte. Na umytego starego naci�gn�li samodzia�owe portki wie�niacze i taki� kaftan. Stary wy� i st�ka�, gdy naci�gali na niego odzienie. - Nie wyj, Willemo. Masz zgni�e i spr�chnia�e nerwy i nie powinno ci� bole�. Cyvut wy�ar� twoje nerwy. - Wy�ar�, ale co� czuj� i to jest cholerne. - Do zmierzchu Ouaigh spali�by twoj� sk�r�. Musisz przetrwa� b�l. - Moja sk�ra i tak b�dzie tu gni�a. Ouaigh nie musi si� wysila�. Ca�� powierzchni� sk�ry pomi�dzy czarnymi otworami mia� pogruz�owan� i zmacerowan�. Anzelmo przewi�za� go potr�jnym gazdowskim sznurem. - Godzi si� ten sznur, Anzelmo? - Godzi si�, pare Willemo - pierwszy raz ojciec tak si� zwr�ci� do starego. - Z ciebie te� gazda, powietrzny. - Tak m�wi� w Nyhiam Toal, nie tu. - Przylecia�e� z Nyhiam Toal, Willemo. Wzi�li starego pod ramiona i za nogi i u�o�yli na taczkach. - Trzeba wpierw zabezpieczy� Cyvuta - powiedzia� Willemo. - Otw�rzcie trzynast� kapsu��, tam jest wszystko, co trzeba. - Nie ma jej, pare. S� tylko numery od jeden do dwana�cie - wykrzykn�� Aberto, kt�ry szybko przebieg� pomi�dzy pomiotem rakiety i szybko przeliczy� urodzone kapsu�y. - Ena mahla eblud - zakl�� pare Willemo. - To j� wyci�gnijcie. Cyvut cierpi. Spomi�dzy przywartych pow�ok zadnich wystawa� ob�y, ciemny kszta�t pokryty wydzielin�. Anzelmo z synem doskoczyli do s�abo drgaj�cych pokryw. - Uwa�aj na kraw�dzie - rzuci� Anzelmo. - Tn� chciwiej ni� no�e z Glian. Mocno wparli si� obaj w lekko spr�ynuj�c� jajowat� powierzchni� kapsu�y. Uk�ad l�gowy rakiety by� zbyt s�aby i nie wspiera� ich w wysi�kach. Cho� gdy wreszcie wy�upali ob�y, masywny pojemnik i z�o�yli go na trawie, przez cielsko przeszed� s�aby dreszcz ulgi. - Cyvut jest ju� s�aby - rzuci� Willemo. - Jest s�aby. Pokrywy pancerza zamkn�y si� skrywaj�c wreszcie torb� l�gow�. Pojemnik mia� pod warstw� �luzu namazany niezdarnie w�glem numer trzyna�cie. Tylko w�giel opiera� si� temu �luzowi. - Zgadza si�, pare Willemo. Czy umy� j� wod�? - Nie trzeba, junor. Podaj siekier�. Anzelmo zamachn�� si� i paln�� obuchem. Skorupa zgrabnie rozpad�a si� na kilka cz�ci. - We� tuby z czarn� past� - powiedzia� Willemo, kt�ry zdo�a� przetoczy� g�ow� i zerka� w ich kierunku. - Jeszcze pami�tam, Willemo. Ojciec starannie pokry� past� dezynfekcyjn� wszelkie szczeliny nie dolegaj�cego pancerza g�owia rakiety. Aberto gorliwie pomaga� mu w robocie. By� szybki i wprawny. Lepiej pracowa�, ni� niedowidz�cy ojciec. - Junor jest lepszy od ciebie, Anzelmo. - Dobrze. Ma m�ode oczy. - Przywioz�em okulary. Ty te� b�dziesz mia� m�ode oczy. - Ten z�odziej Romero zam�wi�? - Ja kupi�em dla ciebie, Anzelmo. - Ju� dawno powinni�my wypi� razem milgeblut, Willemo. - Os portagos wymiotuj� na widok milgeblut. Ale jest tak, jakby�my wypili milgeblut, Anzelmo. - Reszta zestawu przyda si� do startu. Segor Tomaso zawiezie j� do wsi - stary wskaza� podbr�dkiem na poln� drog�. Ten ruch by� jego nowym osi�gni�ciem. Drog� ci�gn�a si� wst�ga kurzu. Segor Tomaso nadje�d�a� swoim najokazalszym wozem, do kt�rego zagrz�g� czw�rk� wo��w. Segor Tomaso powozi�, a Mathao, starszy brat Jovano, prowadzi� za pysk pierwsz� par�. Okaza�y orszak. Mathao by� wysoki, masywny i bardzo si� poci�. We wsi nazywano go T�usta Wie�a. - Zatratuj� si� te wo�y - mrukn�� Anzelmo. - Ena mahla eblud. - Ale ty p�jdziesz do nas, a nie do en otel pvor portagos, pare Willemo, prawda? - rzuci� zaniepokojony Aberto. - Anzelmo powiedzia�, �e segora ma'a upiek�a z�oty chleb. Nie mog� go opu�ci�. - Ouaigh! - wykrzykn�� ucieszony Aberto. - A pechilcha jest w tym roku lepsza ni� by�a kiedykolwiek! - Ja ci wypij� pechilch�. Ena mahla eblud! - Twoja eblud, twoja, Anzelmo - zauwa�y� Willemo. - Ena mahla eblud! W g�owie mu tylko pechilcha i gonienie do Glian do ena mila Ineda. - C�rki starosty Peppo? - Peppo ju� nie jest starost�, odk�d go przygniot�o w lesie przy wyr�bie. Jego brat Yorig zosta� starost�. Pomagasz staremu Peppo, junor? - rzuci� do syna. - Czasem pomagam, ale rzadko. - Pewnie, �e rzadko, bo stale przesiaduje z ena mila Ineda. A ma biega� po g�rach. B�dzie z niego przewodnik. Dostanie po ojcu pile-monte i ka�dej zimy b�dzie umia� przej�� przez Wrath. - B�dzie, b�dzie. Je�li b�dzie mia� do kogo. - Dawniej wi�cej �azi� po g�rach. - Znam ju� doal Greillt i doal Glian, a dalej segor pa'a zabroni� si� zapuszcza�. - Pewnie, �e zabroni�em, bo tam bezludzie. Mo�na spotka� tylko stada vukos. - Zdzicza�e psy? - zapyta� Willemo. - Ouaigh. - Ale gro�ne s� tylko w zimie - doda� Aberto. - W lecie �a�� pojedynczo i wystarczy na nie pile-monte. - Nie by�o ich jeszcze dwa lata temu - zauwa�y� Willemo. Rozmowa zm�czy�a go i zamkn�� oczy. III Z hurgotem podjecha� w�z segor Tomaso. Przyjechali wszyscy: Jovano, Mathao, segora Marion i nawet male�ka Eribar. - Bon dayo, pare Willemo - rzuci� segor Tomaso i z ukosa spojrza� na sznur gazdowski przepasuj�cy kaftan Willemo. Segor Tomaso by� wysoki i suchy jak tyka, przypomina� zmok�e ptaszysko. - Pokoje w en otel pvor portagos s� ju� przygotowane. Dla ciebie i wszystkich os portagos. - Bon dayo, bon dayo - Willemo pokiwa� g�ow� nie otwieraj�c oczu. By� bardzo zm�czony. Ka�dy ruch przychodzi� mu z nieopisanym trudem. - Wype�ni si� ca�y en otel pvor portagos. Jedena�cioro ludzi i tylko jedna kapsu�a z frachtem - ci�gn��. - Zwykle jest p� na p�. Sze�cioro z nich przestanie by� os portagos. Oni chc� tu si� osiedli�. - Nie ma miejsca w doal Greillt. Ziemia nie wy�ywi wi�cej, pare Willemo. - Oni p�jd� na bezludzie, a� za doal Glian. - Nie maj� wiele: tylko jedna kapsu�a frachtu na sze�ciu ludzi. - To nie ich fracht. Oni maj� tylko robotne r�ce. - Robotne r�ce, to wystarczy, grav Engelese - zgodzi� si� segor Tomaso. Skin�� na Mathao i obaj wzi�li si� do rozbijania kolejnych kapsu�. Wychodzili z nich um�czeni niewygodn� pozycj� podr�ni. Prostowali si�, rozgl�dali, mru�yli oczy od blasku Ouaigh. Niekt�rzy cuchn�li moczem - ci musieli przebra� si� w �wie�� odzie�. Segor Tomaso krz�ta� si� w�r�d nich i ich dobytku. Spodziewa� si� zarobi� wiele pachecos. Raz jeszcze podszed� do taczek z pare Willemo. - W en otel pvor portagos jest dwana�cie pokoi. B�dziemy dumni mog�c ci� tam go�ci�, pare Willemo, cho� mo�esz te� mieszka�, gdzie chcesz, gdzie zwykle... - powiedzia�. - Zatrzymam si� jak zwykle u segor Anzelmo. - Ouaigh. Bon - odpowiedzia� segor Tomaso. Nie wygl�da� na zdziwionego. IV �ycie wioski zmieni�o si�, jak zawsze po przylocie rakiety. Przybyszy goszczono dla samej ch�ci poznania kogo� nowego i us�yszenia czego� nowego. Trudno im by�o wyj�� z en otel, by nie otoczy�a ich gromadka dzieciak�w. M�dre, bia�e owczarki musia�y same troszczy� si� o stadka owiec i k�z. Segor Tomaso troszczy� si� o tych, co mieli lecie� dalej, os portagos. Osiedle�cy, os novados, sami rozgl�dali si� za jak�� prac�, by zgromadzi� nieco potrzebnych przedmiot�w. Trzy pary ma��e�skie, kt�re dla jakich� powod�w musia�y opu�ci� Nyhiam Toal. Segor Tomaso wyznaczy� im dolin� nast�pn� na p�noc za doal Glian. Wybrali dla niej nazw� doal Novado. Potrzeba by�o jeszcze zgody segor Yoriga, starosty Glian, ale wszyscy uwa�ali to za formalno��, bo zasiedlona dolina ochrania�a od vukos i innego plugastwa, kt�rego ci�gle przybywa�o. Os portagos byli zamo�niejsi. Zam�wili dobre pokoje z umywalkami. P�acili za po�ywienie pieni�dzmi, nie prac�; niekt�rzy szukali pracy. Segor Donovan by� medykiem i te� szuka� miejsca sta�ego osiedlenia. Gdy zorientowa� si�, �e w Greillt �yje zaledwie osiemna�cie rodzin, postanowi� lecie� dalej, bo nie wy�y�by ze swojego fachu. Na razie jednak w�drowa� ze sw� walizk� od zagrody do zagrody, zbieraj�c pachecos lub to, czym mogli zap�aci� wie�niacy. Ena segora Emilia by�a pono� z rodu samych Kysari, co mia�o gdzie� szczeg�lne znaczenie. Dlatego w�drowa�a a� z samej Kyrreig do Dillam Baoam, aby po�lubi� tamtejszego w�adc�. Dillam Baoam by�o tak odleg�e, �e na lekcjach geografii segora Fiora m�wi�a na nie Kraj na Nigdy-Nigdy. Segora Emilia nie opuszcza�a swojego pokoju i Aberto nie pami�ta� nawet, jak ona wygl�da. V By� ciep�y wiecz�r, jak bywa o tej porze roku w Greillt. Z wygwie�d�onego mocno nieba gdzie� znikn�y wszystkie chmury, co nie znaczy�o, �e ko�o po�udnia nast�pnego dnia nie b�dzie ulewy. Bliski Nored, Nor Stairn av Greillt, gwiazda p�nocna, �wieci� ch�odnym niebieskawym blaskiem. Segora Madlena wystawi�a plecione foteliki na werand�. Od wczoraj w oknach cha�up wioski zn�w ja�nia�o �wiat�o elektryczne. Segor Aniceto Dozireff z pomoc� Tomaso, Mathao, Wais'avo i jego trzech syn�w uruchomi� pr�dnic� w ma�ej elektrowni wodnej na strom Greillt. Dozireff by� en ine'ero wys�anym przez Olam w rejs okr�ny. Mia� spisywa� i w miar� mo�no�ci reperowa� istniej�ce instalacje elektryczne. Olam zamierza�o nieco zwi�kszy� produkcj� maszyn elektrycznych i �ar�wek i rozpoznawa�o mo�liwo�ci zbytu na os planetos w pobli�u Wyborga. Wok� starej, popstrzonej �ar�wki, jedynej, jaka znalaz�a si� na strychu u Anzelmo, k��bi�y si� �my i komary. �ar�wka wi- sia�a na zetla�ym przewodzie przybitym gwo�dziem do sufitu we- randy. Pod �ar�wk� na bia�ym czy�ciutkim obrusie systematycznie ros�a pryzma sze�cionogich trupk�w. - Jeszcze jedna szklaneczka pechilchy, pare Willemo? - Anzelmo z rozmachem wyci�gn�� z p�katej butelki zwini�ty z papieru korek, a� j�kn�o zamkni�te w niej powietrze. Mia� ju� zaczerwienione oczy; rozpi�� ozdobn�, haftowan� koszul�. By�o mu za gor�co. Pare Willemo poci�ga� przez plastykow� rurk�, z grubo r�ni�tej szklanki, czerwony p�yn. Gdy p�yn ko�czy� si�, g�o�ny siorb rurki i bulgot pechilchy sygnalizowa�y, �e trzeba dola�. - Jeszcze mam, Anzelmo. Mocna pechilcha tego roku - pare Willemo przechyli� g�ow� i czerwony p�yn zacz�� wycieka� przez otwory w jego brodzie. Aberto doskoczy� uprzejmie, poprawi� g�ow� starego, �eby wino �cieka�o do gard�a, a nie na pod�o�on� chust�. Nast�pnie poprawi� chust�, �eby lepiej chroni�a kaftan starego. - Chi... chi... - zachichota� Willemo. - To musi by� widok. Dziurawy �eb, dziurawy los starego gaucho. Cyvut wy�ar� mi dziury wok� nerw�w. Kr�powa�a go w�asna nieporadno��; sztucznie podkre�la� swoje kalectwo. - Bola�o, jak �ar�, pare Willemo? - Aberto jednym okiem zerka� na starego, drugim na czerwony p�yn w p�katej butelce. - Bola�o na pocz�tku. Pr�ba b�lu. Potem ju� nie, potem ju� jeste� gaucho. Niekt�rzy nie wytrzymuj�, wariuj�. Trzeba ich wyci�ga� ze �rodka. - Nalej junorowi, Anzelmo - zwr�ci� si� do ojca. - Dzisiaj mo�e troch� wypi�. - Ci�gle ubywa pechilchy - w��czy�a si� segora Madlena. - Je�li go nie wywieje do Glian. - Lepsza pechilcha w Greillt? - Pechilcha lepsza. - M�wi�, �e kobiety w Glian zrobi�y si� t�uste, du�e i blade - wtr�ci� Anzelmo. Od lat nie ruszy� si� poza prze��cz Wrath, cho� kiedy� by� przewodnikiem handlarzy. �artowa�, �e Romero wyci�ga teraz od niego wszystkie pachecos, jakie mu kiedy� pozostawi� za przeprowadzanie przez prze��cz Wrath. - Nie s� blade. One tylko nigdy nie opalaj� si�. Chroni� si� przed blaskiem Ouaigh du�ymi s�omkowymi kapeluszami. - Za moich czas�w nie nosi�y - burkn�� Anzelmo. - Goni�e� za Madlen�, to nie zauwa�y�e� - zachichota� pare Willemo. Chichot przerodzi� si� w kaszel i znowu troch� pechilchy zmarnowa�o si� w chustce. - Chleba czy sera gorozzola, Willemo? - segora Madlena pomimo wieku, pomimo sk�ry pomarszczonej i spalonej przez Ouaigh zachowa�a w oczach m�odzie�czy b�ysk weso�o�ci. Ser gorozzola by� drugim gatunkiem sera wyrabianym w Greillt. - Wi�cej ena agostella dla en agostello - u�miechn�� si� Willemo. Willemo nie lubi� sera gorozzola z Greillt. Dla niego by� zbyt twardy i s�ony. Gorozzol� podawa�o si� pokrojon� w bardzo cienkie plasterki niemal pozbawione dziurek. Willemo wola� wygl�da� jak jego ulubiony agostella. Wszyscy �amali po kawa�ku sera i chleba. Dla pare Willemo przygotowali po�amane drobno kawa�eczki. Kawa�ek sera czy chleba potrafi� unie�� do ust, szklanka z winem by�a zbyt du�ym ci�arem. - Jaka jest Ineda av Glian? - zapyta� Willemo popijaj�c winem kolejny kawa�ek sera. Agostella robiona w Greillt by�a mi�kka, t�usta i soczysta. Przez dwa lata Willemo nie zapomnia� jej smaku. - Ena biolla reguza, pare Willemo. Bioella. Ma ��te w�osy jak segor Domenico albo segora An'ela. Wy�sza ni� dziewczyny z Greillt, ale ni�sza ode mnie. Kobiety z jej rodziny nie s� t�uste, ani ona. Willemo pokiwa� g�ow�. - Jak podkre�li�, �e ni�sza - Anzelmo podrapa� si� po brzuchu. Wok� lampy zak��bi�y si� ma�e, czarne, lataj�ce mr�wki. - Dobrze, Anzelmo. Krew powinna si� miesza�. Ma�o tu rodzin. Serowar Domenico jeszcze �yje? - �yje, ale robot� robi jego junor. Stary jeszcze dogl�da, poucza. Po�ama� go reumatyzm. - Ena mahla eblud! - wrzasn�� pare Willemo. - Fuccho! Szarpn�� si� na fotelu na miar� swych w�t�ych si�. Spojrzeli na niego ze zdziwieniem. Pare nie powinien u�ywa� z�ych s��w. - Os mahlos anos ze�r� mnie �ywcem - wyja�ni�. Ba� si� mr�wek. Ba� si�, �e wejd� do otwor�w w jego ciele zrobionych przez wyro�la g�owia i zaczn� k�sa� albo po�era� zmienion� tkank�. Pierwsza mr�wka �a��ca po chu�cie wywo�a�a jego pop�och. - Anzelmo, Aberto przesu�cie st� spod lampy, o tam, na skraj werandy. Os anos maj� swoj� ena nott pvor amor. Nie odejd� od �wiat�a. Zamieszanie nie trwa�o d�ugo. M�czy�ni roz�o�yli nowy obrus, bo poprzedniego nie da�oby si� uwolni� od nawa�y czarnych, skrzydlatych drobinek. - Roz��cie ten brudny pod lamp�, na pod�odze. Wtedy wszystkie os anos b�d� na nim siedzia�y. Nie zlez� z niego - powiedzia�a Madlena. - Bon. B�d� mia�y bia�e prze�cierad�o. Rozci�gn�li obrus na �wie�o wyszorowanych deskach werandy. W p�mroku siedzia�o si� r�wnie przyjemnie. Nadal by�o ciep�o. Willemo obserwowa� czarny wir, k��bi�cy si� wok� �ar�wki. - Fruwaj�ca, rozkochana �mier� - powiedzia�. - Tu ci� nie dosi�gnie, Willemo. - M�wisz znakomicie naszym j�zykiem, chocia� z obcym akcentem. Sk�d jeste�, pare Willemo? Stary u�miechn�� si�. - Ju� raz zada�e� mi to pytanie, Aberto. Mia�e� wtedy sze�� lat. Odpowiem ci to samo. Powietrzny gazda jest av Stairns, z gwiazd. - Teraz mam pi�tna�cie lat, pare Willemo. - Odpowied� mo�e by� tylko ta sama. Jestem Willemo av Stairns. Tak jest. Anzelmo i Madlena spojrzeli po sobie. - No, mo�e jestem te� cz�ci� Cyvuta - doda� Willemo. - M�dry jest segor Doziretfo. Patrzy�em na jego prac�. Kierowa� starszymi od siebie. A potem to wszystko ruszy�o, dok�adnie jak uczy segora Fiora. To jest wielki en conruttoro. - En ientoro - podpowiedzia�a synowi segora Madlena. - Wielkie s�owa - mrukn�� Willemo. - Sam nic nie skonstruowa� ani nie wymy�li�. En ine'ero po dobrej szkole w Wyborgu. Pachecos bierze od Olam. Stary Anzelmo uwa�nie spojrza� na pare Willemo. Czy�by powietrzny gazda by� zazdrosny o m�odszego koleg�? - Ten drugi, segor Niewymawialny, jest dziwny - powiedzia� Aberto. - Donovan? - Nie. - Zelosshosky? - Pewnie tak, pare Willemo. - Ubaldo Zelosshosky. - W�a�nie. Przedwczoraj zwo�a� wszystkich os reguzos z Greillt i zapowiedzia�, �e b�dzie p�aci� os pachecos za wszystkie przyniesione os foscils. Eno pacheco za en foscilo. - Z�odziej - pare Willemo poprawi� si� w fotelu. Pogodzi� si� z pechilch� s�cz�c� si� przez dziury w podbr�dku. - W Wyborgu dostanie po dziesi�� pachecos za ka�dy en foscilo, je�li zainteresuje kogo� z os dozetos. Segora Madlena wsta�a i wytar�a pechilch� z podbr�dka i szcz�ki pare Willemo. On te� musia� wygl�da� schludnie. - K�opot w tym, �e nikt z nas nie wie co to s� te os foscils. Ka�dy by ch�tnie zarobi� pachecos, nawet je�li to z�odziejska cena. Mathao pyta� ojca, ale segor Tomaso nie wiedzia�. - Trzeba by�o spyta� segora Ane'la, junior. Ona przyjecha�a kiedy� do Greillt szuka� foscils. Zamiast znale�� foscils zosta�a z Morio fil Jerome w Greillt - powiedzia� Anzelmo. Prze�ama� z przyjemnym trzaskiem sk�rk� chleba. - Os foscils, to jest to, co pozosta�o po tych, co byli tu przed nami - powiedzia� pare Willemo. Co� jakby szybciej s�czy� swoj� pechilch�. Segora Madlena dolewa�a mu cz�ciej. - Mamy te� s�odk� pechilch�, Willemo - powiedzia�a. - Jest jak mi�d. - O, nie, Madlena. Nie dzisiaj. - W ka�dym z miejsc l�gowych os raketos byli jacy� przed nami. Byli dziwni, albo g�upi, albo jedno i drugie - kontynuowa� pare Willemo. - Ale wymierali, kiedy my przybywali�my. Tak jako� by�o. - Ena etter'inacia otal - rzuci� Anzelmo. - Jak zawsze. - Nei - oburzy� si� pare Willemo. - Oni sami wymierali. S�absze os gennores, nie wiem. Nie by�o podboju, nei ena etter'inacia. - Na wszystkich os planetos? - pow�tpiewa� Anzelmo. - Na wszystkich os planetos. Nie s�ysza�em, �eby gdzie� by�o inaczej - przytwierdzi� pare Willemo. - Nei ena etter'inacia. - Ma�o prawdopodobne, �eby wszystkie gatunki tak wymar�y, Willemo. Ich ryby, ptaki, drzewa, kwiaty. - Ale tak by�o, Anzelmo. Os bacillones zrobi�y wszystko. W Wyborgu wszyscy os dozetos tak uwa�aj�. - Pare Willemo, pare Willemo - Anzelmo zamaszy�cie rozla� wszystkim po szklance pechilchy. Natrafi� jedynie na s�aby gest sprzeciwu segory Madleny. Aberto by� dumny, �e traktuj� go jak doros�ego, cho� w g�owie m�ci�o si� od pechilchy. - Wierzysz, �e tak wszystko posz�o? W ka�dym miejscu l�gowym, gdzie os raketos zawioz�y ludzi? - Wsz�dzie by�o podobnie: do�� tlenu, woda, klimat. Przyj�li�my si�, jak ziarno w glebie. - W Wyborgu wszyscy os dozetos tak uwa�aj�? - W Wyborgu wszyscy os dozetos tak uwa�aj�. Nasze os bacillones by�y najmocniejsze. Zabi�y innych. Zabi�y tych, co byli przed nami. Znajdujesz jakie� takie rzeczy, Aberto? Przecie� tyle chodzisz po g�rach. - Nie wiem, kt�re z nich to os foscils. Zamilk� na chwil�. - Ale my�l�, �e zarobi� sporo pachecos - doda� po namy�le. - Foscils nie s� z kamienia, no nie, pare Willemo? - Bardzo stare mog� by� skamienia�e, ale raczej nie. - Znalaz�em par� takich miejsc w g�rach, jakby osiedla. Tam jest du�o r�nych foscils. Wyrysuj� te� dla segor Niewymawialny ich u�o�enie. My�l�, �e wpadnie za to par� dodatkowych pachecos. - Wpadnie. Na pewno - powiedzia� pare Willemo. Oczy klei�a mu senno��. Przez rok odwyk� od alkoholu. Przewidywa� niepok�j i niech�� wyro�li Cyvuta, gdy zn�w b�d� wchodzi� w jego cia�o i natrafi� na �lady alkoholu. Przewidywa� b�l. - Pare Willemo - zwr�ci� si� do niego Aberto. - Czy mo�na zosta� gaucho z dziewczyn�, w jednym en raketo? We dwoje. - Jasne. To jest idea�. Mo�ecie wtedy osi�gn�� sprz�enie. Wasz en raketo pomknie do najbardziej odleg�ych miejsc l�gowych, je�li zechcecie. Na kraj wszech�wiata. Ale kt�ra kobieta zgodzi si� by zosta� podziurawiona jak ser agostella? - Ineda av Glian - powiedzia� bardzo cicho Aberto, ale inni dos�yszeli. - Pewny siebie. - Po ojcu. Segor pa'a by� uparty jak ska�a. D�ugi czas - powiedzia�a segora Madlena. - Ju� nie jest? - Ska�a si� kruszy. Woda wierci w niej dziury - Anzelmo chlapn�� wielki �yk pechilchy i wytar� usta r�kawem. - A jaki jest segor Tomaso? Zmieni� si�, czy nadal taki wielki en dogmatico? Dalej tylko grav Engelese i nic wi�cej? - Tfu - splun�� Anzelmo. - Im starszy, tym gorzej. Ena mahla eblud. Na wiosn� kaza� ukamienowa� Agostino Nei. - Tego g�upawego j�ka��? Przecie� Agostino nie skrzywdzi�by ani cz�owieka, ani mr�wki. - Agostino straci� d�o� w tartaku. Segor Tomaso stwierdzi�, �e bez r�ki nie jest godny �y�. - Ena mahla eblud. - W�a�nie. - Dlaczego kaza� tak zrobi�? - Bo Agostino przesta� by� pe�nym cz�owiekiem. R�ka stworzy�a cz�owieka. - R�ka stworzy�a cz�owieka. Wiesz, Anzelmo, �e w Wyborgu niekt�rzy os dozetos w�tpi� w my�li grav Engelese. - No to kto? - Ena Perso'a Prima. Osoba, nie sama cz�� cia�a. - Lepiej, �eby tego nie s�ysza� segor Tomaso. To ena mahla eresia, najgorsza. Chwil� milczeli. W drugim k�cie werandy nadal trwa� mi�osny taniec tysi�cy mr�wek. VI Od dawna Aberto nie chodzi� po g�rach tak cz�sto jak obecnie. W szkole pojawia� si� raz w tygodniu. Segora Fiora wita�a go z w�ciek�o�ci�, lecz za ka�dym razem odpowiada� z wy�o�onego materia�u lepiej ni� uczniowie, kt�rzy godzinami wysiadywali �awki. - Ena mahla eblud - m�wi�a segora Fiora. - En vene metal - my�la�a. Aberto wiedzia�, co robi. Odwiedza� niedost�pne kary, wisz�ce ponad doal Greillt. Tropi� �lady tych co byli przedtem. Zbiera�, kolekcjonowa�, mierzy�, szkicowa�. Z ka�dej wyprawy wraca� ob�adowany, z ci�kim plecakiem. Segor Niewymawialny z pocz�tku p�aci� mu jak innym, p�niej za dobrze udokumentowane znalezisko Aberto dostawa� dwa pachecos, a za odnalezienie osiedla i dobre szkice nawet trzy. Wkr�tce segor Niewymawialny wyczekiwa� na przybycie Aberto niecierpliwie. Od innych przesta� skupywa� os foscils, bo nie umieli ich opisywa� i uzupe�nia� dobrymi szkicami, jak to robi� Aberto. Joao pr�bowa� podsun�� kilka wymy�lonych szkic�w, ale zamiast pachecos zarobi� kuksa�ca. Oszustwo Joao spowodowa�o jednak, �e leciwy segor postanowi� osobi�cie sprawdzi� jedn� z praosad skartowanych przez swojego najlepszego asystenta. Po pi�ciu godzinach podej�cia zakosami po stromych up�azkach w piek�cym skwarze Ouaigh, ledwie mog�c nad��y� za ob�adowanym baga�em Aberto, spocony segor Ubaldo przekona� si�, �e ruiny praosady w karze Bon Ouaigh zosta�y bezb��dnie przerysowane. Aberto robi� rzeteln� robot�. Z kilku powod�w: ciekawi�a go ta praca; chcia� zarobi� jak najwi�cej pachecos, �eby op�aci� nimi studia w Wyborgu; a najwa�niejsze, bo zawsze stara� si� dobrze robi� to, za co si� bra�. Segor Ubaldo sprawdzi� stanowisko i rozsiad� si� wygodnie na wancie. - Ena pechilcha ndor en milg? - zapyta� Aberto. - En milg, en milg, ch�opcze. Pechilcha by mnie zabi�a - sapn�� segor Ubaldo wycieraj�c chusteczk� pot z czo�a. Aberto rozwi�za� plecak, nala� z buk�aka kubek mleka i poda� segorowi. Los przewodnika - noszenie baga�u klienta. - Pi�kna nazwa, kar Bon Ouaigh - segor Ubaldo mlasn�� i bia�a obw�dka otoczy�a mu wargi. - To dlatego, �e Ouaigh zawsze najpierw tu zagl�da, gdy wstaje ponad grani� - Aberto celowo wybra� w�a�nie ten kar, gdy� ca�e podej�cie by�o w s�o�cu. Mia� nadziej�, �e zniech�ci to w�cibskiego segor Niewymawialnego do kolejnych weryfikacji. - Ja my�la�em, �e znaczy to Dobre Tak - u�miechn�� si� segor Ubaldo. - A to Dobre S�o�ce. - Co to jest? - zapyta� Ubaldo bior�c do r�ki okuty kij Aberto. - Pile-monte. - Takie god�o przewodnika? - Nei. To normalny ekwipunek. Szczeg�lnie pomaga na �niegach. - Ma�o gdzie u�ywa si� takich os pile-montos. Przy�l� ci z Wyborga nowy sprz�t, jakiego tam u�ywaj� w g�rach. - Pile-monte dosta�em od ojca. Nie jest z�y. Ale nowy sprz�t przyda si�. Komu�, nie mnie... - doda� cicho. - W doal Glian u�ywaj� po parze kr�tkich os pile-montos. Po jednym na ka�d� r�k�. Segor Yorig tak chodzi�, a teraz jego syn. To jest lepsze, ale ja dosta�em pile-monte od ojca. Bez zgody segor pa'a nie zmieni� sprz�tu - kontynuowa�. Segor Ubaldo pi� kubek za kubkiem i jad� za dw�ch. Aberto uraczy� si� naparstkiem pechilchy. By� dumny ze swojej formy fizycznej. Sam m�g�by wspi�� si� do karu Bon Ouaigh w czasie o po�ow� kr�tszym. Wl�k� si� ze wzgl�du na segor Niewymawialnego. - W Wyborgu u�ywaj� os pile-montos w kszta�cie kilofka, tylko bardzo lekkiego. Jak u was w kopalniach. Jest bardzo dobry na �nieg i na l�d. - Kopalnia rudy jest w Glian. U nas w Greillt jest huta szk�a. Segor Tomaso j� zbudowa� i uruchomi�. Dlatego wybrali�my go na starost�. Nie musimy teraz p�aci� pachecos za szyby, szklanki i butelki. M�dry omre ten segor Tomaso, ale ojciec go nie lubi. - M�g� przyj�� os novados do Greillt - zauwa�y� segor Ubaldo. - M�g�. Sze�cioro ludzi mog�o zamieszka� nawet tu, w karze Bon Ouaigh. Tu �nieg znika tak wcze�nie jak na samym dnie doal. Zrobi� b��d. Ka�dy robi b��dy. Aberto ogryza� udko kurczaka przygotowanego przez matk� na drog�. Zastanawia� si�, gdzie jeszcze b�dzie chcia� i�� segor Niewymawialny. Na razie sapa� i st�ka�, jad� i pi�, i si� poci�. By�oby �le, gdyby mu teraz serce nawali�o. - Segor Ubaldo, czy w Greillt by�a kiedy� ena etter'inacia? - Ena etter'inacia? - No, tych, co byli przed nami... - Mhm... - mrukn�� segor Zelosshosky. - Wiesz, Aberto... du�o czyta�em o Greillt... Nie jestem zwyk�ym handlarzem os foscils - spojrza� szybko na Aberto. - W Wyborgu by�em en dozeto, ale i tam brakuje pachecos, wi�c przestali mi p�aci�. Ale mam nadziej�, �e znowu b�d�... Dzi�ki twoim wyprawom - urwa� na chwil�. - Greillt by�o zasiedlane dwa razy - zacz�� po chwili. - Za pierwszym razem przyby�o dwie�cie rodzin. Wszyscy koloni�ci osiedlili si� wtedy w Greillt. I wszyscy umarli. - Wiem. Segora Fiora m�wi�a o tym. Ziemia nie mog�a wy�ywi� wszystkich i pomarli z g�odu. Na ich pami�tk� nasz en planeto nazywa si� Greillt, chocia� znacznie wi�cej ludzi mieszka w Glian. - Tak ucz�. Ale w�a�ciwie nie wiadomo, co si� sta�o. Mo�e w tym przypadku os bacillones tamtych by�y lepsze... Nie ma �adnych �wiadectw nawet w Wyborgu. Kiedy po czterystu latach ludzie znowu odwa�yli si� tu osiedli�, tamtych ju� nie by�o. Ludzie przywie�li swoje zwierz�ta i ro�liny i uda�o si�. - A te osiedla? Moje szkice? Czy co� z nich wida�? - Hm... wiesz. Obejrzyjmy jeszcze raz to stanowisko. �azili po karze przez trzy godziny a� segor Ubaldo znowu zg�odnia�. - �wietnie opracowane stanowisko - powiedzia� jedz�c ser. Aberto dot�d poch�on�� jedynie kawa�ek kurczaka i ma�y kawa�ek sera, kompletnie roztopiony w plecaku, przez to jeszcze lepszy ni� zwykle. Jako pocz�tkuj�cy przewodnik nie wiedzia�, ile wsp�lnego jedzenia nale�a�o do niego. Reszt� kurczaka i prawie ca�y ser spa�aszowa� segor Ubaldo. - Wykona�e� dok�adnie moje polecenia. Dam ci trzy pachecos ekstra za dobr� robot�. - Inne osiedla zosta�y opisane tak samo, segor Ubaldo. Co o tym s�dzisz? By�a ena etter'inacia? - ta my�l nie dawa�a mu spokoju. - Wiesz ch�opcze... - westchn�� en dozeto. - To jest przykre, ale wiele na to wskazuje. Znalaz�em cienk�, czarn� warstw�. To musi by� w�giel, popi�. Te ruiny �wiadcz�, �e te siedziby zosta�y kiedy� zburzone, spalone. Nie wiem, jak wygl�daj� inne osiedla, p�jdziemy do kilku innych, ale obecnie uwa�am, �e w tym osiedlu mog�a by� ena etter'inacia otal. Tak to wygl�da. - Za tych dwie�cie rodzin? - Mo�e. - Jak wygl�dali ci, co byli tu przed nami? - Preomres, czy inne organizmy? - Preomres. - Nie wiem dok�adnie. Ze znalezionych os foscils trudno jednoznacznie odtworzy� ich wygl�d. Na pewno byli do nas bardziej podobni ni� os raketos. Gdyby� dok�adnie odrysowa� jaki� en skeleto, ale dok�adnie tak jak le�� ko�ci, to m�g�bym odtworzy� ich wygl�d. - Bon. Zrobi� tak. Czasem znajduj� os skeletos le��ce w trawie. Preomres mieli dwie r�ce, dwie nogi i g�ow�. - Ale czaszk� z paru cz�ci. - Odrysuj� takiego preomre najdok�adniej, jak potrafi�. - Sam te� spr�buj go zrekonstruowa�... - podsun�� en dozeto. Na zej�ciu segor Zelosshosky obtar� stopy, a ju� niedaleko wsi skr�ci� nog�. Wr�cili, gdy na niebie ch�odno �wieci� Nored. Segor Ubaldo ci�ko wspiera� si� na starym pile-monte starego Anzelmo. VII Dzie� odlotu pare Willemo zbli�a� si� w szybkim tempie. Tym razem Cyvut mia� uda� si� na bezproduktywny lot. Po to, by przygotowa� si� do kolejnej pory l�gowej. Trzy miesi�ce b��kania si� w przestrzeni. Los en gaucho - jedno�� z en raketo. Okres skr�cony do minimum przez os ancessores, tych, co kiedy� okie�znali os raketos. Aberto nadal opuszcza� lekcje. Obecnie pomaga� przygotowa� Cyvuta do startu. Przyk�ada� si� do tego bardziej ni� powinien m�ody przewodnik. Segora Fiora nie potrafi�a wi�cej z�o�ci� si� na swego najlepszego ucznia. By� b�yskotliwy jak en vene metal. Du�o czyta�, uczy� si� szybciej ni� inni. Nieobecno�ci nie by�y dla niego niebezpiecze�stwem. Zapas pachecos wzr�s� radykalnie. Na podstawie tego, co m�wi� segor Ubaldo, powinno to wystarczy� na op�acenie czesnego za pierwszy rok, a po pierwszym roku kolegium mo�na by�o ju� dosta� stypendium, je�li En Univarsal pvor Sopia zainteresowa� si� bystrym uczniem. Aberto uwa�a�, �e skoro tak szybko nauczy� si� fachu przewodnika i opisywania os foscils, to i zawodu en ine'ero te� nauczy si� w kr�tkim czasie. Segor Ubaldo zrobi� kilka szkic�w rekonstrukcyjnych en preomre. Wygl�da�y do�� prymitywnie, ale i tak uderza�o podobie�stwo do cz�owieka. Cho� mo�e w�a�nie brak informacji o mi�niach, t�uszczu, powodowa�, �e segor Ubaldo upodabnia� rekonstrukcj� en preomre do cz�owieka. Gdy Aberto zwr�ci� mu na to uwag�, segor Niewymawialny obrazi� si�. Nie b�dzie jaki� tam en reguzo, pastuch z Greillt, poucza� en dozeto z Wyborga. Aberto zrezygnowa� wi�c z niewczesnych uwag i w�asnor�cznie spr�bowa� wykre�li� rekonstrukcj� en preomre. Wielokrotnie pomaga� ojcu rozbiera� zar�ni�tego wo�u i pami�ta� jak mi�nie, �ci�gna i ko�ci ��cz� si� we wsp�dzia�aj�cy uk�ad. Szczeg�lnie trudno by�o odtworzy� g�ow�: niezro�ni�te ko�ci czaszki sugerowa�y bardzo wiele mo�liwo�ci; od w miar� podobnej do cz�owieka o du�ych, wy�upiastych oczach pod proporcjonalnym czo�em z kilkunastoma kr�tkimi wyrostkami czy r�kami nawieszaj�cymi si� nad oczyma, p�askim nosem i szerokimi zwierz�cymi ustami; do potwora o dw�ch niemal rozdzielonych g�owach, ka�da z jednym okiem na szypule, symetrycznych nosach i mi�kkim ssawkowatym otworze g�bowym. Rekonstrukcja wykonana przez segor Dozeto, jak zwa� go obecnie Aberto, by�a najbardziej cz�ekopodobna ze wszystkich. Aberto zacz�� podejrzewa� go o dziwny brak �mia�o�ci w my�leniu. Mo�e w�a�nie dlatego zabrak�o dla niego pachecos na En Univarsal. Za to rozs�dku nie zabrak�o do�wiadczonemu en Dozeto. Uwa�nie obejrza� szkice zrobione przez Aberto i kupi� je wszystkie za siedem pachecos, co by�o du�� sum�. Segor Ubaldo tak zainteresowa� si� wynikami, �e postanowi� d�u�ej pozosta� w Greillt. Pocz�tkowo planowa� zabra� si� nast�pnym en raketo, kt�ry mia� przyby� ju� za miesi�c. Segor Tomaso cieszy� si�, �e en otel pvor portagos przyniesie wi�kszy doch�d. Praca nad Cyvutem zajmowa�a znacznie wi�cej czasu. Pare Willemo szczelnie zawini�ty w koc siedzia� w cieniu na fotelu pod wielkim, sk�adanym parasolem i instruowa� Aberto. Potrafi� ju� wykona� sporo r�nych ruch�w, ale podniesienie do ust pe�nej szklanki z pechilch� by�o dla� nadal niewykonalne. Cyvut le�a� na og� zupe�nie nieruchomo, nieco rozp�aszczony na ��ce. Czasami zrobi� kilka rytmicznych ruch�w ko�cem odw�oka. Pare Willemo m�wi�, �e s� to s�abe odruchy, bo wszystkimi ruchami en raketo zawsze steruje en gaucho. Oporz�dzanie en raketo wymaga�o cz�stego wspinania si� na kr�py, wrzecionowaty korpus, przypominaj�cy troch� poczwark� motyla. - Ile� on ma tego wszystkiego - narzeka� Aberto, to czyszcz�c z wydzielin r�ne otwory w korpusie, to zaklejaj�c inne pastami wybranymi z zawarto�ci trzynastej kapsu�y. Pare Willemo instruowa� go i poucza�. - Nie mo�esz pomyli� si�, �le dobrana ma�� mo�e spowodowa� nieobliczalne szkody. - Jak one �y�y, zanim je przysposobiono? Przecie� pe�ne oporz�dzenie Cyvuta zajmie par� dni - rzuci� Aberto, zr�cznie biegaj�c po pancerzu pomi�dzy ostrymi jak sztylety z Glian kolcami i grzebieniami. - By�o im �atwiej. Wszystko to robi�y same. Mia�y kompletny uk�ad nerwowy. Teraz wszystko robi za nie gaucho, a je�li gaucho nie siedzi w g�owiu, en raketo nie potrafi wykona� najprostszej czynno�ci �yciowej. Ouaigh ostro �wieci�, cho� wok� okolicznych szczyt�w pl�ta�o si� kilka bia�ych chmurek. P�yty pancerza Cyvuta nagrzewa�y si� bardzo, parzy�y przy dotkni�ciu r�k�. - Nie zrobi si� co� niedobrego od tego nagrzewania si�, pare Willemo? - Nei. Cyvut nawet tego nie zauwa�y. Dla niego to �adna r�nica temperatury, w przestrzeni napotyka na wielokro� wi�ksze. Kiedy Aberto uwin�� si� z robot�, zaparzy� na palniku benzynowym zi�ek i z kubkiem aromatycznych os erbos rozwali� si� na fotelu, obok starego. Benzyna i palnik by�y w�asno�ci� pare Willemo, ale Aberto nauczy� si� nim pos�ugiwa� ju� przed laty. Chwil� obaj milczeli gapi�c si� na kolosalny korpus Cyvuta. - Przywioz�e� troch� en denamento Nobele, pare Willemo? - zapyta� Aberto. - A na co ci? - Znalaz�em dobre, niskie przej�cie do doal Glian. Po drugiej stronie strom Greillt ni� stara droga. Trzeba tylko wysadzi� jedn� ska�k�. Droga paskudna, przez las, ale znacznie kr�cej ni� przez Wrath. A jakby zbudowa� go�ciniec, to mo�na by tam je�dzi� okr�g�y rok. Bez walki ze �niegiem czy lodem na Wrath. - Segor Tomaso powinien przeznaczy� pachecos na en denamento Nobele. To sprawa starosty. - To beznadziejne. On nigdy nie da pachecos na en denamento Nobele. Segor Tomaso nie chce bliskich kontakt�w z doal Glian. Obawia si� ich. - Dlaczego? Sprzedaje im szk�o po dobrej cenie... - Ludzie w Glian, jak ty, pare Willemo, w�tpi� w grav Engelese. Wprowadzili sta�e prawo, a przecie� grav Engelese nakaza� ena prattica sottial. Oni, to znaczy Peppo i Yorig, twierdz�, �e jak co� jest dobre, to zawsze jest dobre, albo jak z�e, to zawsze jest z�e. A to jest ena eresia. - No tak, je�li by�oby prawo, to Tomaso nie m�g�by tak �atwo ukamienowa� takiego Agostino Nei. Chyba, �eby wcze�niej wymy�li� takie prawo. Lepiej kiedy� zrobiliby wybieraj�c na starost� przewodnika Anzelmo ni� en ine'ero Tomaso - pomy�la� Willemo. - Ale en ine'ero to po�yteczny zaw�d, dobrze rokowa�, nie to co g�rski ptak, w�drowiec... - Czasem my�l�, �e chodzi o widzimisi� segor Tomaso, a nie o my�l grav Engelese. - Niekt�rzy os dozetos uwa�aj�, �e my�l grav Engelese prowadzi zawsze do zast�pienia prawa czyim� widzimisi�. - To wielka eresia. - Fuccho - mrukn�� pare Willemo. - Uczy�em ci� wielu rzeczy, Aberto. - To prawda, pare Willemo - przyzna� pokornie Aberto. - Czy kt�ra� z nich okaza�a si� k�amstwem albo z�em, Aberto? - Nei, pare Willemo. To by�y najwarto�ciowsze rzeczy, jakie s�ysza�em. Po jednym s�owie... - doda� po cichu. - To dlaczego ci�gle powtarzasz ena eresia i ena eresia? Powiem ci prawd�: grav Engelese nie by� �aden grav. W jego my�li jest wi�cej z�ego ni� dobrego. Aberto milcza�. �mia�o�� my�li pare Willemo by�a dok�adn� odwrotno�ci� ostro�no�ci segor Ubaldo. Nie traci� w oczach w miar� znajomo�ci. Na pewno by�by z niego en dozeto. - Pare Willemo - odezwa� si� po chwili. - Tak? - Dlaczego nie zosta�e� en dozeto w Wyborgu? - Dlaczego my�lisz, �e nie by�em? - warkn�� stary napastliwie. Po dw�ch latach m�ody Aberto fil Anzelmo nie by� tylko uczniem, sta� si� normalnym partnerem w dyskusji. - By�em en dozeto. A wcze�niej by�em en conruttoro. Uruchomi�em hut� stali w Glian. Dot�d dzia�a, lepiej ni� ta cholerna hydroelektrownia, kt�r� naprawia� segor Dozireff. A potem zosta�em en gaucho. I z tego jestem najbardziej dumny. Nie zamieni�bym tego na... - przerwa� na chwil�. - Jest niewiele rzeczy, na kt�re zamieni�bym powietrzne gazdowanie - zako�czy� i uroczy�cie splun�� fusem. - Pare Willemo - zacz�� z namaszczeniem Aberto. - Dawniej, gdy wypytywa�em ci� o powietrzne gazdowanie, obiecywa�e� powiedzie� mi wi�cej, kiedy b�d� starszy. Czy jestem ju� wystarczaj�co doros�y, pare Willemo? Stary milcza� d�u�ej ni� nale�a�o si� spodziewa�. - Tak. Tak s�dz� - powiedzia� wreszcie. - Co chcesz wiedzie�? - Sk�d przyby�y. - Tego nie wie nikt. Tego nigdy nie wiedziano. Kiedy� przyby�y na Ena Prima, pierwsz� planet�, z kt�rej wywodz� si� ludzie. Przyby�y, gdy� by�a ich miejscem l�gowym. A potem zanios�y ludzi do innych swoich miejsc l�gowych. Zawsze podobnych, o podobnym klimacie, temperaturze, z wystarczaj�c� ilo�ci� wody. - To m�wi�a w szkole segora Fiora. Powiedz wi�cej, powiedz jak odnajdowa�y swoje miejsca l�gowe. - En in'ttintto. W Wyborgu, w oceanie �yj� morskie ��wie. Sk�adaj� jaja zawsze na tych samych kilku wysepkach. Ma�ych, podobnych do setek innych �ach piachu. Odnajduj� je w�r�d tysi�cy mil bezkresnego oceanu. En in'ttintto. Tak samo robi� os raketos. Przypadkiem ich miejsca l�gowe znakomicie nadaj� si� do �ycia ludzi. - A sk�d ludzie nauczyli si� je przysposabia�? - Nie wiem - stary wzruszy� ramionami i mocno poci�gn�� przez rurk� os erbos, a� zasiorba�o. - Tak robi si� od pokole�. Kto pierwszy okie�zna� en raketo, nie wiem. Znam procedur�. Okres kiedy m�ody en raketo nadaje si� do przysposobienia jest bardzo kr�tki. Usuwa si� mu z g�owia wi�ksz� cz�� uk�adu nerwowego. Nawet nie wiem, jak si� kt�ra cz�� nazywa, ale potrafi�bym to powt�rzy�. Wiem, co i ile nale�y zostawi�. Je�li w por� si� tego nie zrobi, en raketo pewnego dnia zniknie, odleci, by nigdy nie wr�ci�. - Dok�d? - Ma dla siebie ca�y Wszech�wiat, to jego �ycie. My zd��yli�my pozna� niewiele, a zasiedlili�my jeszcze mniej miejsc l�gowych, os planetos. - Ale przecie� lata do miejsc l�gowych, wi�c musi wr�ci�. - Nie lata. Jego cykl l�gowy jest wolny, raz na kilkadziesi�t lat, to en gaucho musi go przekona�, �e z�o�one w jego torbie l�gowej kapsu�y s� jego os ovos. Ten cykl da si� skr�ci� do trzech miesi�cy. Wiesz, trzy miesi�ce b��kania si� w przestrzeni i nast�pnie jeden lot u�ytkowy. To wszystko kosztem zdrowia i d�ugo�ci �ycia en raketo. - Bardzo nudno jest w czasie tych trzech miesi�cy? - Jest cudownie. Doznajesz zjawisk, kt�re trudno ubra� w s�owa. Brakuje odpowiednich s��w. Nawet trudno zrozumie� innego gaucho. Ka�dy prze�ywa to inaczej. Przecie� wiesz, �e os raketos dzi�ki rozwojowi, kt�ry trwa� eony, opanowa�y przestrze� i czas. W�druj� poza przestrzeni� i poza czasem. Chocia� nie wytworzy�y �wiadomo�ci pozostaj�c robakami, kosmicznymi robakami, kt�re miota�yby si� bez�adnie po ca�ym wszech�wiecie, gdyby nie wola gaucho. - Smutny los. - Odp�aca swojemu en gaucho tym samym. Gaucho nie mo�e �y� bez swojego en raketo. Umiera bez niego. Jego cia�o gnije, obumiera. Wygl�da pokracznie, podziurawiony. Ma�o kto mo�e spojrze� na jego spotwornia�e cia�o. - Pami�tasz jak pomalowa�em si� kiedy� w czarne plamy, �eby wygl�da� jak en gaucho? - Pami�tam. Mia�e� wtedy dziesi�� lat. - Zmiesza�em wtedy ��j z w�glem, �eby farba lepiej si� trzyma�a. Segora ma'a przerazi�a si� moim wygl�dem. - Pami�tam. - A mo�e taki nieprzysposobiony en raketo ma �wiadomo�� albo inteligencj�? - Kto to wie. W takim razie dlaczego jednego z nich, pierwszego, uda�o si� przysposobi�. Dlaczego pozwoli� si� okaleczy�. - Jeden? - Tak. Wszystkie u�ywane przez ludzi s� potomstwem jednego en raketo. - A co pisze o os raketos grav Engelese? - Tfu. Ena mahla eblud - pare Willemo splun�� podobnie jak stary Anzelmo, gdy wspominano o segor Tomaso. - Nic sensownego. Gdzie en raketo ma r�k�, kt�ra go stworzy�a? Grav Engelese nie ma tu nic do powiedzenia. - My�lisz pare Willemo, �e jeden z os raketos dobrowolnie da� si� przysposobi�, a wcze�niej nauczy� ludzi, co powinni z nim zrobi�? - Nie pytaj, nie wiem. Sam zmagam si� z t� my�l� od lat. Ludziom nigdy nie uda�o si� zbudowa� sztucznych os raketos, kt�re mog�yby �miga� przez wszech�wiat. Kiedy� pr�bowano co� takiego budowa�, ale skutki okaza�y si� mizerne: olbrzymi nak�ad pracy i pachecos, a sztuczny en raketo lata� najdalej do s�siedniego en planeto. Tyle. Gdzie tam do bezkresu wszech�wiata, os Galatticos. Tak by�o dot�d, a� do swojego miejsca l�gowego na Ena Prima trafi� jeden z os raketos. Dzi�ki niemu ja z moim Cyvutem przemierzamy ena Galattica. - Ten pierwszy musia� bardzo ukocha� ludzi, skoro pozwoli� okaleczy� siebie i swoje potomstwo - zauwa�y� Aberto. Willemo przyjrza� mu si� uwa�nie: z m�odego reguzo ro�nie en dozeto. - Jak to jest pare Willemo, kiedy si� leci? - pyta� dalej, widz�c �yczliwo�� starego. - Dziwnie. To tak jakby� pojawia� si� w ci�gle nowych miejscach, a pomi�dzy kolejnymi pojawieniami nie istnia�. Nieci�g�o�� istnienia, podobno tak oszukuje on fizyk�. Tak twierdz� os dozetos w Wyborgu, chocia� nikt nie rozumie, jak en raketo to robi, ani nikt nie potrafi powt�rzy� tego efektu. - M�dre s� os raketos. - O tak. Odczuwasz to, gdy zespalasz si� z Cyvutem. Ale to dziwna m�dro��, obca; dziwna logika. Staj�c si� gaucho, stajesz si� innym cz�owiekiem. - Ja nadal chc� zosta� en gaucho, pare Willemo. Po tym o�wiadczeniu stary milcza� przez d�ug� chwil�. - Powtarza�em to b�d�c dzieckiem, a teraz potwierdzam. Chc� zosta� en gaucho, powietrznym gazd�. - A Anzelmo? Co on na to? Przecie� chce, �eby� zosta� przewodnikiem. - Mathao, syn segor Tomaso, chce zosta� przewodnikiem. Nie jest tak dobry jak ja, ale uczy si� i b�dzie dobry. Jemu ojciec mo�e przekaza� sw�j pile-monte. Zreszt�, kiedy zbuduj� doln� drog� do Glian, przewodnicy nie b�d� tak bardzo potrzebni. Tylko po to, �eby prowadzi� os dozetos �ladami os preomres. - Jeste� bardzo pewny siebie, jednak dam ci ten en denamento Nobele. VIII O tym, �e Aberto wykorzysta� otrzymany en denamento Nobele w�a�ciwie, pare Willemo dowiedzia� si� dopiero rankiem dnia odlotu Cyvuta. Jak zwykle siedzia� na werandzie zakutany w pled i obserwowa� mg�y snuj�ce si� nad lasem porastaj�cym zbocza doliny. Tam gdzie las ko�czy� si� i zaczyna�y hale, mg�y nie si�ga�y. Wschodzi� pi�kny dzie�, cho� Ouaigh nie wspi�� si� jeszcze ponad gra�, a dopiero roz�wietla� mg�y. Stary chcia� nacieszy� si� jeszcze doal Greillt, wch�on�� jak najwi�cej zapach�w, u�owi� okiem jak najwi�cej barw, by wszystko to przekaza� okaleczonemu bogu, Cyvutowi. By i ta kaleka resztka giganta, cho� cz�ciowo pozna�a, czego zaznaje kaleka resztka cz�owieka, en gaucho, pare Willemo. By� to winien tamtemu za wra�enia, kt�rymi obdarza� go Cyvut, gdy byli w przestrzeni. To r�ni�o starego od Anzelmo, Aberto, czy innych mieszka�c�w doal Greillt, od wszystkich, kt�rzy nie byli os gauchos. - Pare Willemo - Aberto przerwa� jego zamy�lenie. Stary obr�ci� g�ow�. Aberto przyprowadzi� nieznan� dziewczyn�. Wysoka, smuk�a, odziana w bia�� sukienk�, w r�kach trzyma�a s�omkowy kapelusz z Glian. Szczeg�ln� �wietlisto�� nadawa�y jej w�osy i bardzo jasna cera. Oczy mia�a niebieskie, nie b��kitne, lecz niezwyk�e: modrosiwe. Wra�enie tej jasno�ci pog��bia� kontrast ze smag�ym, ciemnow�osym Aberto. Dziewczyna patrzy�a na Willemo. W jej spojrzeniu miesza�y si� strach, ciekawo��, obrzydzenie i sporo sympatii. Nie jest �le - pomy�la� stary. - Na og�, gdy kto� pierwszy raz zobaczy gaucho, w jego wzroku jest tylko strach i obrzydzenie. Oboje m�odzi wymienili kilka szybkich spojrze�. Aberto chcia� sk�oni� j� wzrokiem do zrobienia czego�. - To jest Ineda fia Peppo av Glian, pare Willemo - powiedzia� jednak Aberto. Wyja�ni�o to, kto rz�dzi w tym stadle. - Nie mia�em w�tpliwo�ci od chwili, gdy j� ujrza�em. To dlatego nie chcesz by� prze