3069
Szczegóły |
Tytuł |
3069 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
3069 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 3069 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
3069 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Robert Jordan
SPUSTOSZONE ZIEMIE
ROZDZIA� 1
ZAK�AD
�agodny nocny wietrzyk przelecia� ponad Eianrod i zamar�. Rand, kt�ry siedzia�
na kamiennej balustradzie szerokiego p�askiego mostu w samym sercu miasteczka,
pomy�la�, �e pewnie ten wiatr niesie rozgrzane powietrze, ale po okresie
sp�dzonym w Pustkowiu nie potrafi� tego oceni�. Ciep�y by� mo�e, jak na nocn�
por�, ale nie do��, by trzeba rozpi�� czerwony kaftan. Z przyjemno�ci� patrzy�
na p�yn�c� pod nim rzek�, na rozigrane cienie, kt�re w ksi�ycowym �wietle
rzuca�y na ciemn� po�yskliw� powierzchni� rozp�dzone chmury. Rzeka nigdy nie
by�a szeroka, lecz teraz jej wody p�yn�y o wiele w�szym strumieniem. Siedzia�
i wpatrywa� si� w jej nurt kieruj�cy si� na p�noc. O zabezpieczenia zadba�
wcze�niej; otacza�y obozowisko Aiel�w rozbite wok� miasteczka. Sami Aielowie
rozstawili stra�e tak g�sto, �e nawet jask�ka nie prze�lizgn�aby si� nie
zauwa�ona. M�g� po�wi�ci� godzin�, szukaj�c ukojenia w widoku wartko p�yn�cej
wody.
Z pewno�ci� tak by�o lepiej ni�li poprzedniej nocy, kiedy to musia� rozkaza�
Moiraine, �eby wysz�a, bo inaczej nie m�g�by pobiera� nauk od Asmodeana. Zabra�a
si� nawet za przynoszenie mu posi�k�w i rozmawia�a z nim w trakcie ich
spo�ywania, jakby zamierza�a wepchn�� mu do g�owy wszystko, co wiedzia�a, zanim
dotr� do Cairhien. Nie umia� znie�� jej b�aga� o pozwolenie pozostania -
autentycznych b�aga� tak jak poprzedniej nocy. W przypadku kobiety pokroju
Moiraine takie zachowanie by�o tak nienaturalne, �e a� mia� ochot� si� zgodzi�,
byle tylko po�o�y� temu kres. Co najprawdopodobniej stanowi�o pow�d, dla kt�rego
tak w�a�nie post�powa�a. O wiele lepiej sp�dzi� godzin� na ws�uchiwaniu si� w
spokojne, miarowe pluskanie rzeki. Je�li b�dzie mia� szcz�cie, tej nocy Aes
Sedai da mu spok�j.
Pasy gliny, szeroko�ci o�miu, mo�e dziesi�ciu krok�w, kt�re na obu brzegach
oddziela�y wod� od chwast�w, zmieni�y si� w sp�kan� skorup�. Podni�s� g�ow�, by
spojrze� na chmury przemykaj�ce po tarczy ksi�yca. M�g� spr�bowa� zmusi� je, by
uroni�y deszcz. Dwie fontanny w miasteczku wysch�y, prawie po�owa studni nie
nadawa�a si� do oczyszczenia z zalegaj�cego w nich py�u. Niemniej jednak
"spr�bowa�" by�o tu w�a�ciwym s�owem. Ju� raz wywo�a� deszcz; ca�a sztuka
polega�a teraz na przypomnieniu sobie, jak tego dokona�. Gdyby mu si� uda�o, to
mo�e m�g�by w�wczas sprawi�, by tym razem nie by� to potop i nawa�nica, kt�ra
�amie drzewa.
Asmodean mu nie pomo�e; najwyra�niej nieszczeg�lnie zna� si� na pogodzie. Na
ka�d� rzecz, jakiej ten cz�owiek go naucza�, przypada�y dwie inne, wobec kt�rych
Asmodean albo wyrzuca� r�ce w bezradnym ge�cie, albo zwodzi� go mglistymi
obietnicami. Rand uwa�a� kiedy�, �e Przekl�ci potrafi� wszystko, �e s�
wszechwiedz�cy. Je�li jednak pozostali byli tacy jak Asmodean, to mieli nie
tylko luki w wiedzy, ale r�wnie� s�abe strony. Mog�o te� w rzeczywisto�ci by�
tak, i� on wiedzia� ju� wi�cej o pewnych rzeczach ni� oni. Ni� niekt�rzy,
przynajmniej. Problem polega� na dowiedzeniu si�, kt�rzy to s�. Semirhage
w�ada�a pogod� niemal�e r�wnie kiepsko jak Asmodean.
Zadygota�, jakby to by�a noc w Ziemi Trzech Sfer. Asmodean nigdy mu tego nie
powiedzia�. Lepiej s�ucha� wody i nie my�le�, je�li tej nocy mia� zamiar w og�le
zasn��.
Podesz�a do niego Sulin, z shouf� opuszczon� na ramiona, ods�aniaj�c� jej
kr�tkie, siwe w�osy, i opar�a si� o balustrad�. �ylasta Panna by�a uzbrojona jak
do bitwy, w �uk, strza�y, w��cznie, n� i sk�rzan� tarcz�. To ona tej nocy
dowodzi�a jego przyboczn� stra��. Dwa tuziny innych Far Dareis Mai przykucn�o
swobodnie na mo�cie, w odleg�o�ci dziesi�ciu krok�w.
- Dziwna noc - zagai�a. - Gra�y�my w ko�ci, ale ni st�d, ni zow�d, wszystkie, co
do jednej, zacz�y�my wyrzuca� same sz�stki.
- Przykro mi - wypali� bez namys�u, za co obrzuci�a go osobliwym spojrzeniem.
Oczywi�cie nie mia�a o niczym poj�cia, nie chwali� si� tym wszem i wobec.
Zmarszczki, kt�re rozsy�a� jako ta'veren, rozk�ada�y si� na dziwaczne, losowe
sposoby. Nawet Aielowie nie chcieliby podej�� do niego bli�ej ni� na dziesi��
mil, gdyby wiedzieli cho� po�ow�.
Tego dnia pod trzema Kamiennymi Psami zapad�a si� ziemia i wpadli do gniazda
jadowitych w�y, jednak�e �adne z kilkunastu uk�sze� nie natrafi�o na nic pr�cz
tkaniny. Wiedzia�, �e to on nagina los. Tal Nethin, rymarz, kt�ry prze�y� Taien,
w�a�nie tego popo�udnia potkn�� si� o kamie� i skr�ci� sobie kark, kiedy upad�
na r�wny, poro�ni�ty traw� grunt. Rand ba� si�, �e to te� jego dzie�o. Ale dla
odmiany, Bael i Jheran zako�czyli wa�� krwi mi�dzy Shaarad i Goshien, kiedy
wsp�lnie z nimi spo�ywa� popo�udniowy posi�ek z�o�ony z suszonego mi�sa. Nadal
nie znosili si� wzajemnie i zdawali si� nie rozumie�, co w�a�ciwie zrobili, ale
sta�o si� - przy wymianie �lubowa� i przysi�g wody jeden przytrzymywa� drugiemu
kubek podczas picia. Dla Aiel�w przysi�gi wody by�y bardziej wi���ce od
wszelkich innych; ca�e pokolenia by� mo�e przemin�, nim Shaarad i Goshien powa��
si� cho�by na wzajemne podkradanie owiec, k�z albo byd�a.
Zastanawia� si�, czy te przypadkowe efekty kiedykolwiek zadzia�aj� na jego
korzy��; by� mo�e mia�o do tego doj�� lada chwila. Co jeszcze zdarzy�o si� tego
popo�udnia, za co mo�na by by�o obarczy� go win�, nie wiedzia�; nigdy nie pyta�
i wola� o tym nie s�ysze�. Baelowie i Jheranowie tylko cz�ciowo nadrabiali za
Tal�w Nethin�w.
- Od wielu dni nie widzia�em ani Enaili, ani Adelin zauwa�y�. Zmiana tematu
r�wnie dobra jak ka�da inna. Te dwie dziewczyny zdawa�y si� szczeg�lnie
zazdrosne o swoje miejsca w pe�nionej przy nim stra�y. - Czy mo�e s� chore?
Spojrzenie, jakim obdarzy�a go Sulin, by�o bardziej osobliwe od poprzedniego.
- Wr�c�, kiedy odechce im si� zabaw z lalkami, Randzie al'Thor.
Otworzy� usta i zaraz je na powr�t zamkn��. Aielowie byli dziwni - lekcje
Aviendhy cz�stokro� dziwno�� t� jeszcze dodatkowo uwydatnia�y, miast j�
redukowa� - ale to zakrawa�o na jaki� absurd.
- No c�, powiedz im, �e s� doros�ymi kobietami i �e tak te� powinny si�
zachowywa�.
Nawet w nik�ym �wietle ksi�yca zauwa�y�, �e u�miechn�a si� z zadowoleniem.
- B�dzie, jak Car'a'carn sobie �yczy.
A to niby co mia�o znaczy�?
Przez chwil� mierzy�a go wzrokiem, wydymaj�c wargi w namy�le.
- Nie jad�e� jeszcze tego wieczora. Strawy zosta�o do�� dla ka�dego, a ty nie
nape�nisz czyjego� brzucha, gdy sam b�dziesz chodzi� g�odny. Je�li nie b�dziesz
jad�, ludzie b�d� si� martwi�, �e� chory. I w ko�cu rozchorujesz si� naprawd�.
Parskn�� cichym �miechem, podobnym do ko�skiego r�enia. W jednej chwili
Car'a'carn, w nast�pnej... Je�li nie p�jdzie po co� do jedzenia, Sulin
prawdopodobnie sama mu przyniesie. I b�dzie usi�owa�a go karmi� tak d�ugo, a�
nie p�knie.
- B�d� jad�. Moiraine le�y ju� pewnie pod kocami.
Jej zdziwione spojrzenie przynios�o mu satysfakcj�; tym razem on powiedzia� co�,
czego nie zrozumia�a.
Kiedy zestawia� stopy na ziemi�, us�ysza� brz�k podk�w koni, kt�re zd��a�y
brukowan� ulic� w stron� mostu. Wszystkie Panny wyprostowa�y si� w okamgnieniu,
z zas�oni�tymi twarzami i strza�ami nasadzonymi na ci�ciwy. D�o� Randa
instynktownie pow�drowa�a do pasa, ale nie znalaz�a miecza. Dostatecznie
odstr�cza� Aiel�w tym, �e je�dzi� konno i trzyma� ten przedmiot przy siodle;
uzna�, �e wcale nie musi jeszcze bardziej narusza� ich obyczaj�w przez
przypasywanie znienawidzonego im or�a.
Konie sz�y st�pa. Kiedy si� zbli�y�y, w otoczeniu eskorty z�o�onej z
pi��dziesi�ciu Aiel�w, okaza�o si�, �e liczba je�d�c�w nie dochodzi nawet do
dwudziestu; zgarbione w siod�ach sylwetki wyra�a�y rezygnacj� i zniech�cenie.
Wi�kszo�� nosi�a he�my z szerokim okapem, spod napier�nik�w wystawa�y bufiaste
r�kawy pasiastych tairenia�skich kaftan�w. Dw�ch jad�cych na czele mia�o zdobnie
poz�acane pancerze, he�my zdobi�y wielkie bia�e pi�ropusze, paski na r�kawach
za� po�yskiwa�y w �wietle ksi�yca satyn�. Dla odmiany sze�ciu m�czyzn, kt�rzy
zamykali ty� kawalkady, ni�si i szczuplejsi od Tairenian, byli ubrani w ciemne
kaftany i he�my w kszta�cie dzwon�w z otworem na twarz; dwaj mieli do plec�w
przymocowane kr�tkie laski, z kt�rych powiewa�y niewielkie proporce zwane con.
Cairhienianie u�ywali tych proporc�w, by m�c odr�ni� oficer�w od szeregowc�w w
czasie bitwy, a tak�e dla oznakowania osobistej �wity danego lorda.
Tairenianie z pi�ropuszami wytrzeszczyli na jego widok oczy, wymienili
zaskoczone spojrzenia, po czym zsiedli z koni, by ukl�kn�� przed nim, he�my
wetkn�wszy pod pachy. Byli m�odzi, niewiele starsi od niego, obaj mieli ciemne
br�dki przystrzy�one w r�wny szpic zgodnie z mod� obowi�zuj�c� w�r�d
tairenia�skiej arystokracji. Wgniecenia szpec�ce napier�niki, z�ocenia
gdzieniegdzie �uszcz�ce si� �wiadczy�y, �e musieli ju� gdzie� skrzy�owa� miecze.
�aden nawet nie spojrza� na otaczaj�cych ich Aiel�w, jakby tamci mieli znikn��,
je�li si� ich zignoruje. Panny ods�oni�y twarze, aczkolwiek nadal wygl�da�y na
gotowe przeszy� kl�cz�cych w��czniami albo strza�ami.
Za Tairenianami szed� Rhuarc w towarzystwie szarookiego Aiela, m�odszego i nieco
ode� wy�szego; obaj przystan�li tu� za ich plecami. Mangin wywodzi� si� z Jindo
Taardad, zalicza� si� do tych, kt�rzy byli w Kamieniu �zy. To Jindo
przyprowadzili je�d�c�w.
- Lordzie Smoku - zacz�� pulchny, r�owolicy lord oby ma dusza sczez�a, ale czy
oni wzi�li ci� do niewoli?
Jego towarzysz, kt�remu odstaj�ce uszy i kluchowaty nos, nadawa�y mimo obecno�ci
spiczastej br�dki wygl�d farmera, nerwowym ruchem odgarnia� raz za razem rzadkie
w�osy z czo�a.
- Powiedzieli, �e zabieraj� nas do jakiego� osobnika, kt�ry ma przyj�� o �wicie.
Do Car'a'carna. O ile dobrze zapami�ta�em, co m�wi� m�j nauczyciel, to chyba
oznacza jednego z wodz�w. Wybacz mi, Lordzie Smoku. Jestem Edorion z Domu
Selorna, a to Estean z Domu Andiama.
- A ja jestem Tym Kt�ry Przychodzi Ze �witem - odpar� spokojnie Rand. - I
Car'a'carnem. - Nauczy� si� ju� radzi� z takimi jak oni: m�odymi lordami, kt�rzy
sp�dzali czas na piciu, hazardzie i uganianiu si� za kobietami - kiedy przebywa�
w Kamieniu. Esteanowi oczy omal nie wyskoczy�y z orbit; Edorion przez chwil�
wygl�da� na zaskoczonego, po czym powoli przytakn��, jakby nagle dostrzeg�, �e
to wszystko ma sens.
- Powsta�cie. Kim s� wasi cairhienia�scy towarzysze? - By�oby interesuj�ce
pozna� Cairhienianina, kt�ry nie ucieka co si� w nogach na widok Shaido i w
og�le wszelkich Aiel�w. Mogli zreszt� by� pierwszymi poplecznikami, kt�rych
napotka� w tym kraju, skoro towarzyszyli Edorionowi i Esteanowi. Pod warunkiem,
�e ojcowie obu Tairenian post�pili zgodnie z jego rozkazami. - Ka�cie, by
wyst�pili naprz�d.
Estean powsta�, mrugaj�c ze zdziwieniem, ale Edorion, niemal�e bez chwili
wahania, odwr�ci� si� i krzykn�� dono�nie:
- Meresin! Daricain! Chod�cie tu!
Jakby wo�a� na psy. Cairhienia�skie sztandary zako�ysa�y si�, kiedy wymienieni
powoli zsiedli z koni.
- Lordzie Smoku. - Estean zawaha� si�, oblizuj�c wargi, jakby doskwiera�o mu
pragnienie. - Czy� ty... Czy to ty pos�a�e� Aiel�w przeciwko Cairhien?
- Wnosz�, �e zaatakowali miasto, czy tak?
Rhuarc przytakn��, za� Mangin doda�:
- Cairhien jeszcze si� broni, je�li im wierzy�. A w ka�dym razie broni�o si�
jeszcze trzy dni temu.
Nie nale�a�o w�tpi�, i� jego zdaniem ju� si� nie broni, a tak w og�le, to �e
wcale go nie obchodzi los miasta zab�jc�w drzew.
- Nie ja ich pos�a�em, Esteanie - odrzek� Rand, kiedy do��czyli do nich dwaj
Cairhienianie; obaj przykl�kli i �ci�gn�li he�my, ukazuj�c twarze r�wie�nik�w
Edoriona i Esteana, z w�osami wygolonymi w r�wnej linii z uszami i czujnymi
ciemnymi oczyma. - Ci, kt�rzy atakuj� miasto to moi wrogowie, Shaido. Mam zamiar
uratowa� Cairhien, o ile da si� w og�le jeszcze to uczyni�:
Zgodnie z procedur�, musia� teraz powiedzie� Cairhienianom, by powstali; czas
sp�dzony w�r�d Aiel�w sprawi�, �e prawie zapomnia� o tym obyczaju obowi�zuj�cym
po tej stronie Grzbietu �wiata: k�aniania si� i kl�kania na ka�dym kroku. Musia�
te� poprosi� o przedstawienie si�, i Cairhienianie wzajemnie wymienili swoje
nazwiska. Porucznik lord Meresin z Domu Daganreda, p�at jego con wype�nia�y
faliste, pionowe linie, na przemian czerwone i bia�e, i porucznik lord Daricain
z Domu Annalina, z con pokrytym drobnymi, czerwonymi i czarnymi kwadracikami.
To, �e s� lordami, by�o dla niego zaskoczeniem. Wprawdzie w Cairhien istotnie
lordowie dowodzili i kierowali �o�nierzami, ale nie golili g��w i nie zostawali
sami �o�nierzami. A mo�e kiedy� tak by�o; najwyra�niej wiele si� zmieni�o
ostatnimi czasy.
- Lordzie Smoku. - Meresin zaj�kn�� si� nieznacznie, kiedy wym�wi� to miano.
Podobnie jak Daricain by� bladym, drobnym m�czyzn�, o poci�g�ej twarzy i d�ugim
nosie, tyle �e nieznacznie lepiej zbudowanym. �aden z nich nie wygl�da� na
takiego, kt�ry ostatnio porz�dnie si� najad�. Meresin pospiesznie ci�gn�� dalej,
jakby si� ba�, �e mu przerw�. - Lordzie Smoku, Cairhien si� utrzyma. Jeszcze
kilka dni, mo�e z dziesi�� albo dwana�cie, ale musisz szybko przyby� mu z
pomoc�.
- Dlatego w�a�nie tu przyjechali�my - doda� Estean, obrzucaj�c Meresina ponurym
spojrzeniem. Obaj Cairhienianie odwzajemnili si� tym samym, tyle �e ich
wyzywaj�ce miny by�y naznaczone rezygnacj�. Estean odgarn�� pasmo kr�tych w�os�w
z czo�a. - By szuka� wsparcia. Grupy konnych pos�ano we wszystkich kierunkach,
Lordzie Smoku. - Dr�a� mimo potu na skroni, a jego g�os sta� si� przyt�umiony,
g�uchy. - By�o nas wi�cej, kiedy wyruszali�my. Widzia�em Barena, jak, krzycz�c
przera�liwie, spada� z konia, z w��czni�, kt�ra przeszy�a mu w�tpia. Nigdy ju�
nikomu nie podmieni karty. Z ch�ci� przyj��bym kubek mocnej brandy.
Edorion, krzywi�c si�, obr�ci� he�m w or�kawicznionych d�oniach.
- Lordzie Smoku, miasto utrzyma si� d�u�ej, ale nawet je�li ci Aielowie zgodz�
si� walczy� z tamtymi, to pozostaje jeszcze kwestia, czy dasz rad� doprowadzi�
ich tam na czas? Moim zdaniem dziesi�� czy dwana�cie dni to szacunek nader
�mia�y. Po prawdzie, przyby�em dlatego tylko, bo uzna�em, �e lepiej zgin�� od
w��czni, ni�li da� si� wzi�� �ywcem, kiedy tamci pokonaj� mury. Miasto p�ka w
szwach osi uchod�c�w, kt�rzy umkn�li Aielom; nie zosta�o w nim ni psa, ni
go��bia, i nie w�tpi�, �e niebawem zabraknie tak�e szczur�w. Jedyna z tego
korzy�� jest taka, �e odk�d ten Couladin oblega mury, ewidentnie nikt si�
specjalnie nie przejmuje tym, kto przejmie Tron S�o�ca.
- Drugiego dnia wezwa� nas, aby�my si� poddali Temu Kt�ry Przychodzi Ze �witem -
wtr�ci� Daricain, za co zosta� zganiony ostrym spojrzeniem ze strony Edoriona.
- Couladin zabawia si� je�cami - dorzuci� Estean. Poza zasi�giem strza�y, ale
widzi to ka�dy, kto wejdzie na mury. S�ycha� te� ich przera�liwe krzyki. Oby ma
dusza sczez�a w �wiat�o�ci, nie wiem, czy on pr�buje nas z�ama�, czy te� po
prostu to lubi. Czasami pozwalaj� wie�niakom biec w stron� miasta, kiedy ju� s�
prawie bezpieczni, szpikuj� ich strza�ami. Aczkolwiek w samym Cairhien jest
bezpiecznie. To zwykli wie�niacy, ale... - Zawiesi� g�os i z trudem prze�kn��
�lin�, jakby w�a�nie sobie przypomnia�, jakie jest zdanie Randa odno�nie
"zwyk�ych wie�niak�w". Rand spojrza� tylko na niego, ale on a� si� skurczy�, a
potem wyb�ka� co� pod nosem na temat brandy.
W to chwilowe milczenie wkroczy� Edorion.
- Lordzie Smoku, chodzi o to, �e miasto utrzyma si� do czasu twego przybycia, o
ile przyb�dziesz szybko. My odeprzemy tylko pierwszy atak, Foregate bowiem
stan�o w ogniu...
- P�omienie ogarn�y niemal�e ca�e miasto - wtr�ci� Estean. Foregate,
przypomnia� sobie Rand, odr�bne miasto otaczaj�ce mury Cairhien, by�o zasadniczo
ca�e zbudowane z drewna. - Gdyby nie rzeka, by�aby to prawdziwa po�oga.
Drugi Tairenianin ci�gn�� swoje, wchodz�c mu w s�owa:
- ...jednak�e lord Meilan dobrze zaplanowa� obron�, za� Cairhienianie jak dot�d
zdaj� si� mie� mocne charaktery. Dosi�g�y go krzywe spojrzenia ze strony
Meresina i Daricaina, kt�rych albo nie zauwa�a�, albo udawa�, �e nie zauwa�a.
Siedem dni, je�li szcz�cie dopisze, najwy�ej osiem. Gdyby� m�g�...
Wyda�o si�, �e wraz z ci�kim westchnieniem z pulchnej sylwetki Edoriona usz�o
powietrze.
- Nie widzia�em ani jednego konia - powiedzia�, jakby do siebie. - Aielowie nie
je�d�� konno. �adn� miar� nie dasz rady przemie�ci� pieszych na czas.
- Ile to potrwa? - Rand spyta� Rhuarka.
- Siedem dni - pad�a odpowied�. Mangin przytakn��, Estean za� roze�mia� si�.
- Oby sczez�a ma dusza, nam tyle� samo zabra�o, by dotrze� tutaj. Je�li
uwa�acie, �e uda wam si� pokona� t� drog� w takim samym czasie pieszo, to
musicie by� chyba... - Nagle �wiadom utkwionych w nim oczu Aiela, Estean
odgarn�� w�osy z twarzy. - Znajdzie si� jaka brandy w tej mie�cinie? - mrukn��.
- Nie idzie o to, jak szybko my pokonamy t� drog� rzek� cicho Rand - tylko jak
szybko wy tego dokonacie, je�li ka�ecie zsi��� z koni cz�ci waszych ludzi i
wykorzystacie je jako zapasowe wierzchowce. Chc�, by Meilan i Cairhien
wiedzieli, �e pomoc jest w drodze. Jednak�e ten, kto pojedzie, musi by� pewien,
�e b�dzie umia� trzyma� j�zyk za z�bami, je�li pojm� go Shaido. Nie jest moim
�yczeniem, by Couladin dowiedzia� si� wi�cej, ni� jest w stanie si� dowiedzie�
na w�asn� r�k�.
Estean zrobi� si� jeszcze bledszy ni� Cairhienianie.
Meresin i Daricain jednocze�nie padli na kolana, ka�dy pochwyci� jedn� z d�oni
Randa do uca�owania. Pozwoli� im, z ca�� cierpliwo�ci�, na jak� go by�o sta�;
jedna z tych rad Moiraine, w kt�rych kry�a si� odrobina zdrowego rozs�dku,
m�wi�a, �e nie nale�y obra�a� obyczaj�w innych, jakkolwiek by nie by�y dziwne
albo nawet odstr�czaj�ce, chyba �e wydawa�oby si� to absolutnie konieczne, ale
nawet wtedy nale�a�o dwa razy si� nad tym zastanowi�.
- Pojedziemy, Lordzie Smoku - obieca� Meresin. Dzi�kuj� ci, Lordzie Smoku.
Dzi�kuj� ci. Pod �wiat�o�ci� �lubuj�, �e umr� pierwej, ni�li zdradz� bodaj jedno
s�owo komu� innemu pr�cz mego ojca albo Wysokiego Lorda Meilana.
- Oby los by� ci �askaw, Lordzie Smoku - doda� drugi. - Oby los by� ci �askaw, a
�wiat�o�� wiecznie o�wieca�a. Jestem tw�j a� do �mierci.
Rand pozwoli� jeszcze Meresinowi powiedzie�, �e i on jest jego, zanim
zdecydowanym ruchem schowa� r�ce za plecami i kaza� im powsta�. Nie podoba� mu
si� spos�b, w jaki na niego patrzyli. Edorion odnosi� si� do nich jak do ps�w,
ale ci m�czy�ni nie powinni na nikogo tak spogl�da�, jakby rzeczywi�cie byli
psami wpatrzonymi w swego pana.
Edorion zrobi� g��boki wdech, wydymaj�c przy tym r�owe policzki, i powoli
wypu�ci� powietrze.
- S�dz�, �e skoro uda�o mi si� dosta� tutaj w jednym kawa�ku, to uda si� i
wr�ci�. Lordzie Smoku, wybacz, je�li ci� ura��, ale czy powa�y�by� si� na zak�ad
w wysoko�ci, powiedzmy, tysi�ca z�otych koron, �e naprawd� pokonacie taki szmat
drogi w siedem dni?
Rand wytrzeszczy� na niego oczy. Ten cz�owiek by� r�wnie paskudny jak Mat.
- Nie mam nawet stu koron w srebrze, nie m�wi�c ju� o tysi�cu w...
Wtr�ci�a si� Sulin.
- On je ma, Tairenianinie - oznajmi�a stanowczym g�osem. - Przyjmie tw�j zak�ad,
je�li podniesiesz stawk� do dziesi�ciu tysi�cy.
Edorion roze�mia� si�.
- Zgoda, kobieto. Zak�ad wart ka�dego miedziaka, nawet je�li przegram. Jak si�
nad tym zastanowi�, to je�li wygram, i tak zapewne nie prze�yj�, �eby wzi��
swoje. Meresin, Daricain, chod�cie. - R�wnie� to zabrzmia�o tak, jakby
przywo�ywa� psy do nogi. - Jedziemy.
Rand zaczeka�, a� ca�a tr�jka wykona swoje uk�ony i zacznie zawraca� konie, i
dopiero wtedy natar� na siwow�os� Pann�.
- Co to niby mia�o znaczy�, �e ja mam tysi�c z�otych koron? W �yciu nie
widzia�em tysi�ca koron, nie m�wi�c ju� o dziesi�ciu tysi�cach.
Panny wymieni�y takie spojrzenia, jakby by� umys�owo chory; podobnie Rhuarc i
Mangin.
- Pi�ta cz�� skarbu, kt�ry znajdowa� si� w Kamieniu �zy, nale�y do tych, kt�rzy
zdobyli Kamie�, i zostanie zabrana, kiedy b�d� mogli go wynie��. - Sulin
powiedzia�a to takim tonem, jakim si� przemawia do dziecka, gdy si� mu obja�nia
najprostsze sprawy codziennego �ycia. - Jako wodzowi i dowodz�cemu podczas bitwy
jedna dziesi�ta tej jednej pi�tej nale�y si� tobie. �za podda�a si� tobie jako
wodzowi na mocy prawa triumfu, a zatem jedna dziesi�ta �zy r�wnie� przypada
tobie. A poza tym sam powiedzia�e�, �e mo�emy wzi�� sobie jedn� pi�t� z tych
ziem jako... podatek, tak to nazwa�e�. - Z trudem przypomnia�a sobie s�owo;
Aielowie nie znali podatk�w. - Jako Car'a'carnowi nale�y ci si� r�wnie�
dziesi�ta cz�� tego.
Rand potrz�sn�� g�ow�. Podczas wszystkich swoich rozm�w z Aviendh� ani razu nie
pomy�la�, by zapyta�, czy ta jedna pi�ta dotyczy r�wnie� jego; nie by� Aielem,
Car'a'carn czy nie, i to wszystko nie wydawa�o si� mie� z nim nic wsp�lnego.
C�, by� mo�e nie by� to podatek, ale m�g�by to zu�ytkowa� w taki sam spos�b, w
jaki kr�lowie wykorzystywali podatki. Niestety, nie by�o to dla niego jasne.
B�dzie musia� spyta� Moiraine; t� jedyn� rzecz przeoczy�a w wyk�adach. By� mo�e
uzna�a, i� jest to tak oczywiste, �e sam b�dzie wiedzia�.
Elayne by wiedzia�a, na co wydaje si� podatki; z pewno�ci� korzystanie z jej rad
by�o o wiele bardziej zabawne ni� z rad Moiraine. Po�a�owa�, �e nie ma poj�cia,
gdzie ona jest. Prawdopodobnie nadal w Tanchico; poza ci�g�ym strumieniem
�yczliwo�ci Egwene przekazywa�a mu niewiele wi�cej. �a�owa�, �e nie mo�e usadzi�
Elayne i kaza� jej wyja�ni� tre�ci tamtych dw�ch list�w. Czy Panny W��czni, czy
Dziedziczka Tronu Andoru, wszystkie kobiety by�y jednako dziwne. Z wyj�tkiem by�
mo�e Min. Ona �mia�a si� z niego, ale jej nigdy nie podejrzewa�, �e m�wi jakim�
obcym j�zykiem. Teraz nie �mia�aby si�. Je�li j� jeszcze kiedy� spotka, to
pewnie pobiegnie sto mil, byle tylko uciec przed Smokiem Odrodzonym.
Edorion kaza� wszystkim swoim ludziom zsi��� z koni, po czym zabra� jednego z
ich wierzchowc�w, pozosta�e za�, ��cznie z koniem Esteana, po��czy� w jeden
szereg za pomoc� wodzy. Bez w�tpienia oszcz�dza� swojego na ostatni bieg przez
kordon Shaido. Meresin i Daricain zrobili to samo ze swoimi lud�mi. Oznacza�o to
wprawdzie, �e Cairhienianom przypadn� po dwa wierzchowce na g�ow�, ale jako�
nikt nie pomy�la�, �e mogliby wzi�� przynajmniej jednego konia od Tairenian.
Ha�a�liwie wyruszyli na zach�d pod eskort� Jindo.
Estean, bardzo dbaj�c, by na nikogo nie spojrze�, zacz�� si� chy�kiem oddala� w
stron� �o�nierzy, kt�rzy otoczeni przez Aiel�w, czekali niespokojnie u st�p
mostu. Mangin z�apa� go za r�kaw w czerwone paski.
- Ty nam mo�esz opowiedzie� o sytuacji w �rodku Cairhien, mieszka�cu mokrade�.
M�czyzna o kluchowatej twarzy mia� tak� min�, jakby lada chwila mia� zemdle�.
- Jestem pewien, �e opowie o wszystkim, je�li tylko poprosicie - powiedzia�
ostrym tonem Rand, specjalnie podkre�laj�c ostatnie s�owo.
- B�d� do nich kierowane tylko pro�by - rzek� Rhuarc, ujmuj�c Tairenianina pod
drugie rami�. Razem z Manginem zdawali si� wi�zi� mi�dzy sob� znacznie ni�szego
od nich m�czyzn�.
- Zgoda, trzeba ostrzec obro�c�w miasta, Randzie al'Thor - ci�gn�� Rhuarc - ale
powinni�my te� wys�a� zwiadowc�w. Biegiem dotr� do Cairhien r�wnie pr�dko jak
ludzie na koniach, po czym wyjd� nam naprzeciw, by poinformowa�, jak Couladin
rozmie�ci� Shaido.
Rand czu� na sobie wzrok Panien, ale patrzy� prosto na Rhuarka.
- W�drowcy Burzy? - zaproponowa�.
- Sha'mad Conde - zgodzi� si� Rhuarc. Razem z Manginem obr�cili Esteana, prawie
podnosz�c go w g�r�, i ruszyli w stron� pozosta�ych �o�nierzy.
- Pytajcie! - krzykn�� w �lad za nimi Rand. - On jest waszym sojusznikiem i moim
suzerenem. - Nie mia� poj�cia, czy na pewno Estean jest tym ostatnim - kolejna
rzecz, o kt�r� nale�a�o zapyta� Moiraine - ani nawet, czy tak naprawd� jest
sojusznikiem. Jego ojciec, Wysoki Lord Torean, do�� si� naspiskowa� przeciwko
niemu, on jednak nie zamierza� dopu�ci� do stosowania metod godnych Couladina.
Rhuarc odwr�ci� g�ow� i przytakn��.
- Dobrze si� opiekujesz swym ludem, Randzie al'Thor. - G�os Sulin by� p�aski jak
dobrze zheblowana deszczu�ka.
- Staram si� - odpar�. Nie zamierza� da� si� z�apa� na przyn�t�. Cz�� tych,
kt�rzy udawali si� na zwiady mi�dzy Shaido, mieli nie powr�ci� i to wszystko. -
My�l�, �e poprosz� teraz o co� do zjedzenia. A potem troch� si� prze�pi�.
Do p�nocy brakowa�o nie wi�cej ni� dwie godziny, a wsch�d s�o�ca nast�powa�
wcze�nie o tej porze roku. Panny posz�y jego �ladem, czujnie obserwuj�c cienie,
jakby spodziewa�y si� ataku; ich d�onie migota�y mow� gest�w. Ale Aielowie
zawsze spodziewali si� ataku.
ROZDZIA� 2
ODLEG�E �NIEGI
Ulice Eianrod zbiega�y si� prostopadle, tam, gdzie to by�o konieczne,
przecinaj�c wzg�rza, w kt�rych ponadto wytyczono r�wne kamienne tarasy. Kamienne
budynki kryte �upkiem mia�y kanciaste kszta�ty, jakby sk�ada�y si� z samych
pionowych linii. Eianrod nie pad�o z r�k Couladina; nie by�o ju� w nim �ywej
duszy, kiedy przewali�y si� przeze� hordy Shaido. Niemniej jednak na miejscu
wielu domostw pozosta�y tylko zw�glone belki i puste skorupy ruin; w wi�kszo�ci
by�y to przestronne, trzypi�trowe marmurowe budowle z balkonami, kt�re, jak
wyja�ni�a Moiraine, nale�a�y kiedy� do kupc�w. Po�amane meble i podarte tkaniny
za�mieca�y ulice, razem z pot�uczonymi naczyniami i od�amkami szyb z okien,
butami nie do pary, narz�dziami i zabawkami.
Do podpale� dochodzi�o kilkakrotnie - tyle Rand sam umia� wymiarkowa� na
podstawie poczernia�ych krokwi i woni sadzy zawis�ej w powietrzu, Lan natomiast
potrafi� odtworzy� przebieg bitew, podczas kt�rych miasto by�o zdobywane albo
odbijane przez najrozmaitsze Domy walcz�ce o Tron S�o�ca, najprawdopodobniej,
aczkolwiek s�dz�c po wygl�dzie ulic, na samym ko�cu Eianrod opanowali bandyci.
Wiele band w��cz�cych si� po ca�ym Cairhien nie nawi�zywa�o sojuszy z nikim i z
niczym pr�cz z�ota.
Do jednego z tych kupieckich dom�w, stoj�cego na wi�kszym z dw�ch plac�w
miasteczka, zd��a� w�a�nie Rand; budowl� stanowi�y trzy kwadratowe pi�tra z
szarego marmuru, o monumentalnych balkonach i szerokich schodach, z grubymi,
kanciastymi por�czami, kt�re wygl�da�y na milcz�c� fontann� z zakurzonym,
owalnym zbiornikiem. Okazja, by znowu przespa� si� w ��ku, by�a zbyt kusz�ca,
by z niej zrezygnowa�, poza tym mia� nadziej�, �e Aviendha postanowi zosta� w
namiocie; w jego namiocie albo M�drych, nie obchodzi�o go to, byle tylko nie
musia� zasypia� ws�uchany w odleg�y o kilka krok�w oddech. Ostatnimi czasy
zacz�o mu si� wr�cz wydawa�, �e s�yszy bicie jej serca nawet wtedy, gdy wcale
nie obejmowa� saidina. Zreszt� podj�� �rodki ostro�no�ci na wypadek, gdyby
jednak nie trzyma�a si� z dala od niego,
Panny zatrzyma�y si� obok schod�w, cz�� pobieg�a na ty� budynku, �eby zaj��
stanowiska z wszystkich stron. Obawia� si�, �e spr�buj� zadeklarowa� go jako
Dach Panien, cho�by na t� jedn� noc, dlatego wi�c, gdy tylko wybra� ten budynek,
jeden z nielicznych w mie�cie posiadaj�cy solidny dach i wi�kszo�� szyb w
oknach, powiedzia� Sulin, �e on deklaruje go jako Dach Braci Winnej Jagody. Do
�rodka nie m�g� wej�� nikt, kto nie napi� si� z Winnej Jagody w Polu Emonda.
S�dz�c po spojrzeniu, jakim go obdarzy�a, wiedzia�a bardzo dobrze, co si� za tym
kryje, niemniej jednak �adna z Panien nie wesz�a za nim przez szerokie drzwi,
skonstruowane jakby z samych w�skich, pionowych paneli.
Przestronne pokoje we wn�trzu budynku by�y puste, mimo to odziani w biel
gai'shain rozes�ali dla siebie koce w szerokim holu wej�ciowym z wysokim
sklepieniem zdobionym w prosty wz�r z kwadrat�w. Pozostawienie gai'shain za
drzwiami domu wykracza�o poza jego mo�liwo�ci, nawet je�li tego chcia�, podobnie
jak pozbycie si� Moiraine, o ile ta nie zdecydowa�a spa� gdzie indziej. M�g� do
woli rozkazywa�, �e nie �yczy sobie, by mu przeszkadzano; zawsze potrafi�a
zmusi� Panny, by j� przepu�ci�y, i zawsze trzeba jej by�o wyda� bezpo�redni
rozkaz, �e ma odej��.
Gai'shain, m�czy�ni i kobiety, powstali zwinnie, jeszcze zanim zamkn�� za sob�
drzwi. Nie zamierzali p�j�� spa�, dop�ki on nie p�jdzie, a cz�� czuwa�a na
zmian�, na wypadek, gdyby za�yczy� sobie czego� w �rodku nocy. Pr�bowa� im
nakaza�, by tego nie robili, ale powiedzenie gai'shain, �e maj� nie s�u�y� tak,
jak dyktowa� obyczaj, przypomina�o kopanie beli we�ny: ka�de wgniecenie znika�o,
ledwie odj��e� stop�. Odprawi� ich machni�ciem r�ki i wspi�� si� po marmurowych
schodach. Gai'shain zgromadzili dla niego troch� mebli, w tym �o�e i dwa
materace wypchane pierzem; nie m�g� si� ju� doczeka�, kiedy si� umyje i...
Otworzy� drzwi sypialni i stan�� jak wryty. Aviendha postanowi�a jednak nie
zostawa� w namiocie. Ze szmatk� w jednym r�ku i kostk� ��tego myd�a w drugim,
sta�a obok umywalni, wyposa�onej w pop�kan� mis� i dzban z dwu r�nych
komplet�w. Nie mia�a na sobie ubrania. Wygl�da�a na r�wnie os�upia�� jak on, na
r�wnie niezdoln� do wykonania ruchu.
- Ja... - Urwa�a, by prze�kn�� �lin�, a spojrzenie wielkich zielonych oczu
zawis�o na jego twarzy. - Nie umia�am znale�� �a�ni parowej w tym... mie�cie,
wi�c pomy�la�am sobie, �e wypr�buj� wasz� metod�... - Jej cia�o, mimo, �e silnie
umi�nione, odznacza�o si� jednak mi�kko�ci� linii; ca�a l�ni�a od wilgoci.
Nigdy nie wyobra�a� sobie, �e mo�e mie� tak d�ugie nogi.
- My�la�am, �e zostaniesz d�u�ej na mo�cie. Ja... - Jej g�os stawa� si� coraz
bardziej piskliwy; przepe�nione panik� oczy zogromnia�y. - Ja nie zrobi�am tego
specjalnie, wcale nie chcia�am, �eby� mnie zobaczy�! Musz� uciec od ciebie.
Najdalej jak si� da! Musz�!
Znienacka w powietrzu obok niej pojawi�a si� po�yskliwa, pionowa linia.
Rozszerza�a si�, wiruj�c wok� w�asnej osi, a� powsta�a z niej brama. Do wn�trza
pokoju wpad� podmuch lodowatego wiatru, nios�cego g�ste p�aty �niegu.
- Musz� uciec! - za�ka�a i pomkn�a w sam �rodek �nie�ycy.
Brama, wiruj�c, zacz�a si� natychmiast �cie�nia�, ale Rand bez namys�u
przeni�s� Moc, blokuj�c j� w po�owie poprzedniej szeroko�ci. Nie wiedzia�, co
zrobi� ani jak, by� natomiast pewien, �e to brama do Podr�owania, o kt�rym
opowiada� mu Asmodean i kt�rego nie potrafi� go nauczy�. Nie by�o czasu na
my�lenie. Aviendha, dok�dkolwiek uciek�a, wesz�a ca�kiem naga w samo serce
zimowej burzy. Rand podwi�za� utkane przez siebie sploty, jednocze�nie zrywaj�c
wszystkie koce z ��ka, po czym rzuci� je na jej ubranie i siennik. Zgarn�wszy
razem koce, ubrania i dywaniki, skoczy� za ni� zaledwie kilka chwil p�niej.
W nocnym powietrzu wype�nionym wiruj�c� biel� skrzecza� lodowaty wiatr. Otulony
w Pustk�, mimo to poczu� przeszywaj�cy go zimny dreszcz. Z trudem wyodr�bnia�
kszta�ty rozrzucone w ciemno�ci; drzewa, jak mu si� zdawa�o. Nie czu� �adnych
woni, tylko przera�liwy zi�b. Przed nim, w oddali, poruszy�a si� jaka� sylwetka,
zamazana przez mrok i �nie�n� zawieruch�; by�by j� przeoczy�, gdyby nie
wyostrzony dzi�ki Pustce wzrok. Aviendha bieg�a co si� w nogach. Brn�� za ni� po
omacku, po kolana w �niegu, przyciskaj�c opas�y tob� do piersi.
- Aviendha! St�j! - Obawia� si�, �e wycie wiatru zag�uszy jego wo�anie, ale ona
us�ysza�a. I zacz�a biec jeszcze szybciej. Doby� reszty si� i pogna� za ni�,
potykaj�c si� i przewracaj�c w �niegu, kt�ry, coraz g��bszy, oblepia� jego buty.
�lady pozostawione przez bose stopy szybko gin�y pod bia�ym ko�uchem. Je�li
straci j� z oczu w takiej...
- St�j�e, ty g�upia kobieto! Chcesz si� zabi�? Brzmienie jego g�osu zdawa�o si�
j� podcina� niczym bicz, bo bieg�a coraz szybciej.
Brn�� uparcie, to padaj�c, to niezdarnie podnosz�c si� na nogi, powalany na
ziemi� podmuchami porywistego wiatru, potykaj�c si� o zaspy �niegu i wpadaj�c na
drzewa. Nie m�g� spu�ci� jej z oczu. Wdzi�czny by� przynajmniej, �e w tym lesie,
czy cokolwiek to by�o, drzewa ros�y w du�ych odst�pach.
Odrzuca� kolejne pomys�y pomykaj�ce przez Pustk�. M�g� spr�bowa� odegna� t�
burz� - i by� mo�e w wyniku tego zamieni� powietrze w l�d. Os�ona z Powietrza
przed padaj�cym �niegiem na nic si� nie przyda, bo i tak by�o go do�� pod
stopami. M�g� wytopi� dla siebie �cie�k� za pomoc� Ognia ale ugrz�z�by w b�ocie.
Chyba �e...
Przeni�s� Moc i �nieg przed nim stopnia� na przestrzeni pasa szeroko�ci pi�dzi,
kt�ry rozwija� si� przed nim w miar� jak bieg�. Dzi�ki unosz�cej si� parze
spadaj�ce p�atki znika�y na wysoko�ci stopy nad piaszczyst� gleb�. Czu� bij�ce
od niej ciep�o przez podeszwy but�w. Ca�e jego cia�o, od g�owy prawie po same
kostki, trz�s�o si� od ch�odu przenikaj�cego do ko�ci; stopy za� poci�y si� i
wzdraga�y przed rozgrzan� ziemi�. Ale ju� j� dogania�. Jeszcze pi�� minut i...
Nagle, niewyra�na sylwetka, kt�r� ca�y czas goni�, znikn�a, jakby zapad�a si�
pod ziemi�.
Nie odrywaj�c oczu od miejsca, w kt�rym j� widzia� po raz ostami, bieg�
najszybciej, jak potrafi�. Nagle zacz�� rozbryzgiwa� lodowat� wod� zalewaj�c� mu
kostki, wpad� w ni� a� po kolana. Przed nim topniej�cy �nieg odkrywa� coraz
wi�ksze po�acie gruntu, skraj lodu za� powoli si� cofa�. Ponad czarn� wod� nie
unosi�a si� para. Potok czy rzeka, za du�o by�o tej wody, by ogrza� cho� troch�
jej wartki nurt ilo�ci� przenoszonej Mocy. Aviendha musia�a wbiec na l�d, kt�ry
zapad� si� pod ni�. Nie uratuje jej, je�li b�dzie pr�bowa� w tym brodzi�.
Przepe�niony saidinem ledwie zauwa�a� zimno, a mimo to bez opami�tania szcz�ka�
z�bami.
Cofaj�c si� do brzegu, z wzrokiem utkwionym w miejscu, gdzie, jak mu si�
zdawa�o, wpad�a Aviendha, przenosi� strumienie Ognia na wci�� jeszcze nagi
grunt, w sporej odleg�o�ci od potoku, a� wreszcie piasek stopnia�, scali� si� i
zaiskrzy� biel�. Nawet podczas takiej burzy pozostanie przez jaki� czas gor�cy.
Postawi� na �niegu, tu� obok piasku tob� - jej �ycie b�dzie zale�a�o od
ponownego odnalezienia koc�w i dywanik�w - a potem przebrn�� przez g��bok� biel
do wytopionej �cie�ki i leg� na niej p�asko. Powoli wpe�za� na pokryty �niegiem
l�d.
Przenikliwy wiatr, przed kt�rym kaftan w og�le go nie chroni�, przewia� go na
wskro�. R�ce mia� zdr�twia�e, stopy za� pe�ne �ycia; przesta� dygota�, tylko
czasem wstrz�sa� nim dreszcz. Lodowato spokojny we wn�trzu Pustki, wiedzia�, co
si� dzieje; w Dwu Rzekach zdarza�y si� zadymki �nie�ne, mo�e nawet tak paskudne
jak ta. Jego cia�o poddawa�o si� powoli. Je�li szybko nie znajdzie �r�d�a
ciep�a, to b�dzie m�g� spokojnie patrze� z Pustki na w�asn� �mier�. Ale je�li on
umrze, to umrze r�wnie� Aviendha. O ile ju� nie umar�a.
Poczu� raczej, ni� us�ysza� trzask lodu pod w�asnym ci�arem. Szukaj�ce po
omacku d�onie wpad�y w wod�. To by�o to miejsce, ale przez wiruj�cy dooko�a
�nieg ledwie co widzia�. M��ci� r�koma, szuka�, pluskaj�c odr�twia�ymi palcami.
Jedna r�ka uderzy�a o co� na kraw�dzi lodu, wi�c rozkaza� palcom si� zatrzyma�,
a wtedy chwyci� w gar�� zamarzni�te w�osy.
"Trzeba j� wyci�gn��".
Wl�k� j�, czo�gaj�c si� w ty�. Ca�kiem bezw�adna, powoli wysuwa�a si� z wody.
"Niewa�ne, je�li l�d j� podrapie. Lepsze to, ni� gdyby mia�a zamarzn�� na �mier�
albo uton��".
W ty�.
"Ruszaj si�. Jak przestaniesz, to ona umrze. Ruszaj si�, a �eby� sczez�!"
Pe�z�. Podci�gaj�c si� nogami, zapieraj�c jedn� r�k�. Drug� wczepi� we w�osy
Aviendhy; nie by�o czasu, �eby jako� lepiej j� z�apa�; ona i tak nic nie czuje.
"Za d�ugo wszystko przychodzi�o ci �atwo. Lordowie kl�kali, gai'shain biegali,
�eby przynie�� ci wina, a Moiraine robi�a, co jej kazano".
W ty�.
"Czas wreszcie co� z sob� zrobi�, dop�ki jeszcze mo�na. Ruszaj si�, ty
przekl�ty, parchaty kozisynu! Ruszaj si�!"
Nagle zabola�y go stopy; b�l pe�z� w g�r� n�g. Obejrza� si� dopiero po chwili, a
potem przeturla� na paruj�c� �ach� stopionego piasku. Smugi dymu unosz�ce si�
znad tego miejsca, w kt�rym jego spodnie zacz�y si� tli�, rozwia� wiatr.
Si�gn�� po omacku po tobo�ek; owin�� Aviendh� od st�p do g��w wszystkim, co w
nim by�o - kocami, narzutami z legowiska, szatami. Ka�de dodatkowe okrycie mog�o
mie� znaczenie. Dziewczyna mia�a zamkni�te oczy i nie rusza�a si�. Odsun�� koce,
�eby przy�o�y� ucho do jej piersi. Serce bi�o tak wolno, �e nie by� pewien, czy
naprawd� je s�yszy. Nawet cztery koce i p� tuzina dywanik�w nie wystarcza�o, a
nie m�g� przenie�� ciep�a w cia�o tak jak w ziemi�; nawet gdyby bardzo zw�y�
strumie�, pr�dzej by j� zabi�, ni� ogrza�. Mimo burzy czu� splot; za pomoc�
kt�rego zablokowa� bram�, oddalony o jak�� mil�, mo�e dwie. Je�li spr�buje nie��
j� tak daleko, nie prze�yje �adne z nich. Potrzebowali schronienia i to w�a�nie
w tym miejscu.
Przeni�s� strumienie Powietrza i �nieg zacz�� sun�� ponad ziemi�, pod wiatr,
gromadz�c si� w postaci grubych, solidnych zasp o grubo�ci trzech krok�w, kt�re
zamkn�y kr�g, pozostawiaj�c otw�r wej�ciowy; budowla wznosi�a si� coraz wy�ej,
�nieg zbryla� si�, a� wreszcie, szklisty jak l�d, zasklepi� j� dostatecznie
wysoko, by mo�na by�o w �rodku stan��. Wzi�� Aviendh� na r�ce i, zataczaj�c si�,
wpad� do �rodka, tkaj�c i wi���c rozta�czone p�omienie w k�tach schronienia,
�eby je o�wietli�, przenosz�c �nieg, �eby zamkn�� otw�r wej�ciowy.
Zrobi�o si� cieplej, kiedy odci�� drog� podmuchom wiatru, ale to nie
wystarcza�o. Za pomoc� sztuczki, kt�rej nauczy� go Asmodean, spl�t� Powietrze z
Ogniem i wok� nich zrobi�o si� jeszcze cieplej. Nie odwa�y� si� podwi�za�
splotu; gdyby zasn��, m�g�by si� rozrosn�� i stopi� chat�. P�omienie, skoro ju�
o tym mowa, by�y niemal r�wnie niebezpieczne, by je pozostawia� bez dozoru, ale
�miertelnie zm�czony i przemarzni�ty do szpiku ko�ci nie da�by rady utrzyma�
wi�cej ni� jeden splot.
Podczas tego budowania grunt wewn�trz oczy�ci� si�; ukaza�a si� naga piaszczysta
gleba, pokryta z rzadka zbr�zowia�ymi li��mi, kt�rych nie rozpoznawa�, oraz
niskimi, usch�ymi i sparchacia�ymi chwastami, r�wnie mu obcymi. Uwolniwszy
splot, kt�ry ociepla� powietrze, lekko odmrozi� grunt, po czym zacz�� tka� ad
nowa. Dzi�ki temu splotowi m�g� delikatnie u�o�y� Aviendh�, zamiast j� brutalnie
upu�ci�.
Wsun�� r�k� pod koce, wyczu� policzek, rami�. Po twarzy dziewczyny �cieka�y
strumyczki wody z odmarzaj�cych w�os�w. On by� zimny, ona natomiast lodowata.
Potrzebowa�a jak najwi�cej ciep�a, ka�dej drobiny, jak� m�g� pozyska�, ale mimo
to nie odwa�y� si� jeszcze mocniej rozgrza� powietrza. Na �cianach ju� i tak
po�yskiwa�a cieniutka warstewka topniej�cego �niegu. Nie czu� si� zmarzni�ty,
mia� w sobie wi�cej ciep�a ni� ona.
Rozebra� si� do naga i wsun�� pod koce obok niej, uk�adaj�c na zewn�trz mokre
ubranie; mog�o si� przyda� do zatrzymania ciep�a cia�a. Zmys�y, uwra�liwione
przez Pustk� i saidina, syci�y si� dotykiem jej cia�a. W por�wnaniu z jej sk�r�
jedwab wydawa�by si� szorstki...
"Nie my�l!"
Odgarn�� wilgotne w�osy z jej twarzy. �le, �e ich nie osuszy�, ale woda nie by�a
ju� taka zimna, a zreszt� nie mia� czym si� pos�u�y� z wyj�tkiem koc�w lub
ubra�. Jej oczy pozostawa�y zamkni�te, ale klatka piersiowa nieznacznie drgn�a.
G�owa spoczywa�a na jego ramieniu, wtulona w jego pier�. R�wnie dobrze mog�aby
spa�, gdyby w dotyku nie by�a jak wcielenie zimy. Taka spokojna; ani troch� z�a.
Taka pi�kna.
"Przesta� my�le�!"
Surowy rozkaz, kt�ry dotar� zza skorupy Pustki.
"M�w do niej".
Pr�bowa� m�wi� o pierwszej lepszej sprawie, jaka przysz�a mu do g�owy, o Elayne
i zamieszaniu, jakie wywo�a�y oba jej listy, ale to szybko przywo�a�o w Pustk�
my�li o z�otow�osej Dziedziczce Tronu Andor, o ca�owaniu si� z ni� w odludnych
zakamarkach Kamienia.
"Nie my�l o poca�unkach, g�upcze!"
Przerzuci� si� na Min. O niej nigdy nie my�la� w taki spos�b. C�, kilka sn�w
nie mog�o si� liczy�. Min spoliczkowa�aby go, gdyby kiedykolwiek spr�bowa� j�
poca�owa�, albo wy�mia�a i nazwa�a we�nianog�owym. Tyle �e m�wienie o
jakiejkolwiek kobiecie przypomina�o mu, �e oto trzyma w obj�ciach tak�, kt�ra
nie ma na sobie ubrania. Przepe�niony Moc� czu� jej zapach, czu� ka�dy cal jej
cia�a tak wyra�nie, jakby wi�d� d�o�mi... Pustka zadr�a�a.
"�wiat�o�ci, starasz si� tylko j� ogrza�! Wyprowad��e my�li z chlewa,
cz�owieku!"
Staraj�c si� wi�c o niej nie my�le�, opowiada� o swoich nadziejach zwi�zanych z
Cairhien, o przywr�ceniu pokoju i po�o�eniu kresu kl�sce g�odu, o poprowadzeniu
za sob� narod�w bez rozlewu krwi. Ale ten w�tek te� �y� w�asnym �yciem,
przywo�uj�c na my�l drog�, kt�ra nieuchronnie wiod�a ku Shayol Ghul, gdzie
musia� zmierzy� si� z Czarnym i zgin��, je�li Proroctwa m�wi�y prawd�. Wyra�anie
nadziei na to, �e mo�e jednak prze�yje, zakrawa�o na tch�rzostwo. Aielowie nie
znali tch�rzostwa; najgorszy z nich by� odwa�ny jak lew.
- P�kni�cie �wiata zabi�o s�abych - przypomnia� sobie s�owa Baela - a Ziemia
Trzech Sfer zabi�a tch�rz�w.
Zacz�� opowiada� o miejscu, w kt�rym si� znale�li, dok�d ich �ci�gn�a sw�
nag��, bezsensown� ucieczk�. Miejsce odludne i takie obce, i do tego ten
�nieg... Bezsensowna ucieczka. Szale�stwo! Wiedzia� jednak, �e by�a to ucieczka
przed nim. Uciek�a przed nim... Jak ona musi go nienawidzie�, skoro wola�a to
zrobi�, zamiast zwyczajnie poprosi�, by wyszed� i pozwoli� jej si� umy� w
samotno�ci.
- Powinienem by� zapuka�. (Do drzwi w�asnej sypialni?) - Wiem, �e nie chcesz
przebywa� w moim towarzystwie. Wcale nie musisz. Wr�cisz do namiot�w M�drych,
czegokolwiek by ��da�y, cokolwiek by m�wi�y. Ju� nigdy wi�cej nie b�dziesz
musia�a si� do mnie zbli�a�. A je�li si� zbli�ysz, to ja... to ja ci� ode�l�. -
Sk�d to wahanie w tym momencie? Odnosi�a si� do niego z gniewem, pe�na z�o�ci
wtedy, gdy by�a przytomna, i by�a taka ch�odna, obca, gdy spa�a... - To by�o
wariactwo. Mog�a� si� zabi�.
Znowu g�adzi� j� po w�osach; nie potrafi� przesta�.
- Jak jeszcze raz zrobisz co� tak zwariowanego, to skr�c� ci kark. Czy ty masz
jakiekolwiek poj�cie, jak ja b�d� t�skni� za twoim oddechem w nocy? - T�skni�?
Ona go tym doprowadza�a do szale�stwa! To on jest szalony. Musi z tym sko�czy�.
- Odejdziesz i to wszystko, nawet gdybym musia� odes�a� ci� do Rhuidean. M�dre
nie b�d� si� mog�y sprzeciwi�, je�li przem�wi� jako Car'a'carn. Ju� wi�cej nie
b�dziesz musia�a przede mn� ucieka�.
Drgn�a i r�ka, kt�r� mimo woli j� g�adzi�, zastyg�a nagle. Poczu�, �e zrobi�a
si� ciep�a. Bardzo ciep�a. Powinien okry� si� przyzwoicie jednym z koc�w i
odsun�� si�. Otworzy�a oczy, czyste i ciemnozielone, wpatrzone w niego z powag�
z odleg�o�ci nieca�ej stopy. Nie wygl�da�a na zdziwion�, �e go widzi i nie
wyrwa�a si�. Odj�� r�ce od jej cia�a, zacz�� si� odsuwa�, a ona uchwyci�a gar��
jego w�os�w w bolesnym u�cisku. Gdyby si� poruszy�, prawdopodobnie by mu je
wyrwa�a. Nie da�a mu szansy, by m�g� cokolwiek wyt�umaczy�.
- Obieca�am mojej prawie-siostrze, �e b�d� ci� pilnowa�. - Wydawa�a si� m�wi�
tak�e do siebie, nie tylko do niego, niskim, pozbawionym emocji g�osem. -
Ucieka�am przed tob� najszybciej, jak umia�am, �eby ochroni� sw�j honor. Ale ty
mnie dopad�e� nawet tutaj. Pier�cienie nie k�ami�, a ja ju� d�u�ej nie mog�
ucieka�. - Jej g�os nabra� stanowczo�ci. Nie b�d� ju� wi�cej ucieka�a.
Rand pr�bowa� j� spyta�, co mia�a na my�li, jednocze�nie staraj�c si� wypl�ta�
jej palce z w�os�w, ale ona chwyci�a jeszcze jedn� gar�� z drugiej strony i
przyci�gn�a jego usta do swoich. To by� koniec wszelkiej racjonalnej my�li;
Pustka rozlecia�a si� na kawa�ki, saidin umkn��. Wiedzia�, �e nawet gdyby
chcia�, to i tak nie umia�by si� powstrzyma�, zreszt� taka ch�� wcale nie
przychodzi�a mu do g�owy, a ona najwyra�niej te� tego nie chcia�a. W rzeczy
samej, ostatnia sp�jna my�l, jaka przysz�a mu do g�owy, by�a taka, �e chyba jej
nie powstrzyma.
Du�o p�niej - dwie godziny, mo�e trzy; nie bardzo by� pewien - le�a� na
dywanikach, nakryty kocami, z d�o�mi pod�o�onymi pod g�ow�, wpatrzony w
Aviendh�, kt�ra bada�a �liskie, bia�e �ciany. Trzyma�y zaskakuj�c� ilo�� ciep�a;
nie musia� na powr�t przywiera� do saidina, �eby zagrodzi� drog� zimnu albo
ogrza� powietrze. Przy wstawaniu przeczesa�a tylko w�osy palcami i paradowa�a
przed nim, zupe�nie nie zawstydzona nago�ci�. Co prawda by�o troch� za p�no na
wstyd, i to z powodu czego� tak nieznacz�cego jak brak ubrania. Kiedy wywleka�
j� z wody, ba� si�, �e j� porani, ale teraz zauwa�y�, �e mia�a na ciele mniej
zadrapa� ni� on i zdawa�y si� wcale nie szpeci� jej urody.
- Co to jest? - spyta�a.
- �nieg. - Wyja�ni� poj�cie �niegu najlepiej jak umia�, ale ona tylko potrz�sa�a
g�ow�, troch� ze zdziwienia, a troch� nie dowierzaj�c. Dla kogo�, kto wychowa�
si� w Pustkowiu, zamarzni�ta woda spadaj�ca z nieba musia�a by� czym� r�wnie
niemo�liwym jak fruwanie. Wygl�da�o na to, �e w Pustkowiu �nieg spad� dopiero
wtedy, gdy on to sprawi�.
Nie potrafi� powstrzyma� westchnienia �alu, kiedy zacz�a wk�ada� bielizn�.
- M�dre mog� nas o�eni�, zaraz jak wr�cimy. - Nadal wyczuwa� splot, dzi�ki
kt�remu brama by�a wci�� otwarta.
Ciemnoruda g�owa Aviendhy wyskoczy�a z otworu w koszuli; dziewczyna patrzy�a na
niego spokojnie. Nie wrogo, ale te� nie przyja�nie. Stanowczo.
- Na jakiej podstawie uwa�asz, �e jaki� m�czyzna mia�by prawo prosi� mnie o to?
A poza tym nale�ysz przecie� do Elayne.
Otworzy� usta ze zdziwienia.
- Aviendha, przecie� my w�a�nie... My dwoje... �wiat�o�ci, musimy si� teraz
pobra�. Cho� ja wcale nie robi� tego, bo musz� - doda� po�piesznie. - Ja tego
chc�. - Wcale nie by� tego pewien. Wydawa�o mu si�, �e by� mo�e j� kocha, ale
wydawa�o mu si�, �e kocha r�wnie� Elayne. I z jakiego� powodu stale wraca�
my�lami do Min.
"Jeste� takim samym rozpustnikiem jak Mat".
Ale przynajmniej raz m�g� uczyni� co� s�usznego dlatego, �e to by�o s�uszne.
Poci�gn�a pogardliwie nosem i obmaca�a po�czochy, by sprawdzi�, czy s� suche,
po czym usiad�a, �eby je w�o�y�.
- Egwene opowiada�a mi o waszych obyczajach ma��e�skich w Dwu Rzekach.
- Chcesz zaczeka� rok? - spyta� z niedowierzaniem.
- Rok? A tak, w�a�nie o tym m�wi�.
Nigdy dot�d nie zwraca� uwagi na to, ile nogi pokazuje kobieta przy wci�ganiu
po�czochy; dziwne, wyda�o mu si� to takie podniecaj�ce, mimo �e przed chwil�
widzia� j� zupe�nie nag�, spocon� i... Musia� si� mocno skupi�, �eby jej
s�ucha�.
- Egwene opowiada�a mi, �e zamierza�a poprosi� sw� matk�, by ta pozwoli�a jej
po�lubi� ciebie, ale zanim o tym w og�le wspomnia�a, matka powiedzia�a, �e
b�dzie musia�a odczeka� ca�y rok, nawet je�li zaplecie w�osy w warkocz. Aviendha
skrzywi�a si�, jedno z kolan trzyma�a niemal pod brod�. - Czy tak to w�a�nie
jest? M�wi�a, �e dziewczynie nie wolno splata� w�os�w, dop�ki nie doro�nie do
ma��e�stwa. Czy ty w og�le rozumiesz, o czym ja m�wi�? Wygl�dasz jak tamta...
ryba... kt�r� Moiraine z�owi�a w rzece.
W Pustkowiu nie by�o �adnych ryb; Aielowie znali je jedynie z ksi��ek.
- Jasne, �e tak - odpar�. R�wnie dobrze m�g� by� g�uchy i �lepy, nic z tego nie
rozumia�. Wierc�c si� pod kocami, stara� si� m�wi� pewnym g�osem. - W ka�dym
razie... C�, obyczaje bywaj� skomplikowane, a ja nie jestem pewien, o kt�rych
ty m�wisz.
Przez chwil� patrzy�a na niego podejrzliwie, ale obyczaje samych Aiel�w by�y tak
pogmatwane, �e uwierzy�a mu. W Dwu Rzekach m�odzi prowadzali si� razem przez
rok, a je�li si� okaza�o, �e maj� si� ku sobie, nast�powa�y zr�kowiny, a
wreszcie ma��e�stwo; tak wygl�da� ten obyczaj. Ubiera�a si�, m�wi�c dalej.
- Chodzi�o mi o to, �e w ci�gu tego roku dziewczyna prosi o pozwolenie swoj�
matk�, a tak�e Wiedz�c�. Nie mog� powiedzie�, bym to rozumia�a. - Bia�a bluzka,
kt�r� w�a�nie wci�ga�a przez g�ow�, na moment st�umi�a jej s�owa. - Je�li ona go
chce, a jest dostatecznie doros�a do zam��p�j�cia, to po co jej pozwolenie? Ale
ty to rozumiesz? Zgodnie z moimi obyczajami - ton jej g�osu m�wi�, �e tylko one
si� licz� to ja powinnam ci� poprosi�, a ja tego nie uczyni�. Wedle waszych
obyczaj�w - pokr�ci�a g�ow�, zapinaj�c pasek nie otrzyma�am zgody od mojej
matki. A ty, jak przypuszczam, potrzebowa�by� zgody ojca? Czy te� twojego ojca-
brata, jako �e tw�j ojciec nie �yje. Nie mamy tych pozwole�, wi�c nie mo�emy si�
pobra�. - Z�o�y�a chust� i obwi�za�a ni� czo�o.
- Rozumiem - powiedzia� os�ab�ym g�osem. Ka�dy ch�opak w Dwu Rzekach, kt�ry
prosi� swego ojca o tak� zgod�, doprasza� si� jednocze�nie, by go porz�dnie
wytargano za uszy. Kiedy sobie przypomnia� tych, kt�rzy jak durnie zamartwiali
si�, �e kto�, oboj�tnie kto, dowie si�, co oni robili z dziewczyn�, kt�r�
zamierzali po�lubi�... Przypomnia� sobie nawet, jak to Nynaeve przy�apa�a Kimry
Lewin i Bara Dowtry'ego na stryszku z sianem ojca Bara. Kimry nosi�a w�osy
splecione w warkocz od pi�ciu lat, ale kiedy Nynaeve z ni� si� rozprawi�a,
spraw� przej�a pani Lewin. Ko�o Kobiet omal nie obdar�o w�wczas ze sk�ry
biednej Kimry, a to i tak by�o nic w por�wnaniu z tym, co robi�y z ni� podczas
tego miesi�ca, kt�ry ich zdaniem by� najkr�tszym przyzwoitym czasem czekania na
wesele. Ukradkiem �artowano, ale tylko tam, gdzie to nie mog�o dotrze� do Ko�a
Kobiet, �e ani Bar, ani Kimry nie byli w stanie siada� podczas pierwszego
tygodnia ich ma��e�stwa.
- Kiedy mnie si� zdaje, �e Egwene nie mog�a zna� wszystkich obyczaj�w m�czyzn -
ci�gn��. - Kobiety nie wiedz� wszystkiego. Bo widzisz, ja to wszystko zacz��em,
wi�c musimy si� pobra�. Pozwolenie nie jest w takim przypadku wa�ne.
- Ty to zacz��e�? - Jej prychni�cie by�o z�o�liwe i znacz�ce. Kobiety z
Pustkowia, z Andoru, sk�dkolwiek, pos�ugiwa�y si� tego typu d�wi�kami niczym
kijami, kt�rymi poszturchiwa�y albo obija�y cz�owieka. - To zreszt� niewa�ne, bo
przecie� wyznajemy obyczaje Aiel�w. To si� wi�cej nie powt�rzy, Randzie al'Thor.
By� zaskoczony - i zadowolony - �e s�yszy �al w jej g�osie, kiedy kontynuowa�a:
- Nale�ysz do prawie-siostry mojej prawie-siostry. Mnie obowi�zuje toh wzgl�dem
Elayne, ale to nie jest twoja sprawa. Masz zamiar le�e� tutaj ca�� wieczno��?
S�ysza�am, �e m�cz