2980
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 2980 |
Rozszerzenie: |
2980 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 2980 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 2980 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
2980 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
William Golding
PAPIEROWI LUDZIE
ROZDZIA� I
Zorientowa�em si� od razu, �e to jedna z tych nocy. Alkohol - niewa�ne, taki czy
inny - wygasa� ju� w m�zgu, pozostawiaj�c co� w rodzaju osadu rozdra�nienia,
niejasne poczucie niepokoju czy nawet skruchy. Nie by�o to - nie, z pewno�ci�
nie by�o - �adne zapicie si� czy zalanie. Stosuj�c odpowiedni� argumentacj�
by�bym w stanie przekona� ka�dego, �e moje wieczorne spo�ycie zmie�ci�o si� w
rozs�dnych granicach, z uwzgl�dnieniem obowi�zk�w pana domu: angielski pisarz
podejmuje profesora literatury angielskiej zza oceanu. M�g�bym tak�e powo�a� si�
na fakt, �e to przecie� moje pi��dziesi�te urodziny i ze celebrowali�my, cytuj�,
jeden z owych d�ugich europejskich posi�k�w, kt�re le�� u podstaw naszej
cywilizacji, koniec cytatu. (Prawd� m�wi�c, nie wiem, czy to cytat. Nazwijmy to
powiedzeniem obiegowym). Ale niezmordowany badacz mego charakteru - czyli ja sam
- nie da�by si� na to nabra�. Picie zacz�o si� przecie� podczas lunchu. To by�
ten pierwszy, fatalny krok zapowiadaj�cy okres suszy mi�dzy godzin� czwart� a
pi�t�, kiedy cz�owiek czuje si� nie tylko usprawiedliwiony, lecz popychany,
ponaglany czy wr�cz przymuszany procesem rozpocz�tym w po�udnie, do tego, by
godzin� sz�st�, odpowiedni� do zaproponowania go�ciowi drinka, przesun�� na
pi�t�, a t� z kolei... i tak dalej. Je�eli nawet mog�em pogratulowa� sobie
5tbpnia trze�wo�ci o wp� do czwartej nad ranem, to i tak wi�kszo�� ludzi
uzna�aby �w znikomy triumf za pora�k�.
A czeka�o mnie �niadanie w towarzystwie m�odego, nudnego profesora Ricka L.
Tuckera! Na my�l o nim poderwa�em si� na ��ku i natychmiast z j�kiem opad�em na
po�ciel. Dobrze przynajmniej, �e nie przyjecha� z �on�, bo jak nic zacz��bym si�
do niej przystawia� albo, w najlepszym wypadku, , zachowywa�bym si� dwuznacznie.
I pewnie piliby�my dalej To znaczy ja pi�bym dalej, wykorzystuj�c okazj�, lub z
nud�w, w ka�dym razie zaprzepaszczaj�c wysok� pozycj� moraln�, czyli
abstynencj�, kt�ra nie dalej jak w ubieg�y poniedzia�ek zdawa�a si� tak
nienaruszalna.
No i jeszcze jedno: czarna dziura w mojej pami�ci minionej nocy, dok�adnie od
momentu, gdy d�ugi letni wiecz�r przeszed� w noc. Niezbyt du�a czarna dziura -
zaledwie smuga, mi�dzy piciem po kolacji a... tak, teraz by�a mniejsza, m�wi� o
czarnej dziurze, bo na samym jej skraju przypominam sobie, �e si�gn��em po
kolejn� butelk�, otworzy�em j� mimo ich protest�w, a potem... W�a�nie, co potem?
Zbada�em gard�o, usta, g�ow�, �o��dek. Nic nie wskazywa�o na to, �e posun��em
si� z t� pi�t� butelk� zbyt daleko. W przeciwnym bowiem razie moja g�owa
by�aby... �o��dek by�by... a czarna dziura by�aby...
I w�a�nie wtedy - gdyby mi si� chcia�o przewertowa� t� stert� dziennik�w, tam na
dworze, kt�r� zamierzam spali�, to m�g�bym poda� godzin� i dat� - uderzy�a mnie
pewna my�l. Ot� picie mo�na nazwa� alkoholizmem dok�adnie od momentu, kiedy
czarna dziura staje si� jego nieod��czn� cz�ci�. Pami�tam, �e w przera�aj�cej
jasno�ci wczesnego poranka pomy�la�em, i� ten symptom �wiadczy r�wnie� o
nieuleczalno�ci choroby. Stanowi przecie� cz�� dzia�ania umys�u, a wi�c procesu
uniwersalnego. Usiad�em w ��ku; usiad�em bardzo powoli.
Okno ja�nia�o migotliwie. Przenios�em si� teraz w nowy stan emocjonalny, by�
mo�e kolejny symptom: dozna�em uczucia suchej, twardej rzeczywisto�ci,
osaczaj�cej mnie zewsz�d jak armia niewyra�alnych praw, kt�ra potrafi z czasem
wywo�a� niewys�owione koszmary, znane ze wszystkich relacji narkoman�w.
Nietrudno by�o sobie wyobrazi�, �e w�a�nie ta sucho�� i ponuro�� jest monstrum,
kt�re na razie pozostaje niewidzialne i kt�re, jak to sobie u�wiadomi�em w
nag�ymi', przyp�ywie desperacji, nigdy nie sranie si� widzialne, je' zdo�am temu
zapobiec! B�d� zwalcza� czarn� dziur�, b�d� zwalcza� na pla�ach, w barach i
klubach, w restauracjach i w kawiarniach, w podr�y, w domu, w ka�dej przekl�tej
a rozkosznej butelce, z nadziej�, �e w ko�cu doznam troch� rozkoszy bez zap�aty
lub te� rozkoszy w spokojnym, trze�wym �wietle dnia zamiast tego suchego i
twardego osaczenia - ba�em si�, pami�tam, �e si� ba�em, �e ogarn�o mnie
g��bokie przera�enie. Nie, nie, protestowa�em zwracaj�c si� w stron�
ja�niej�cego okna, nie mo�e by� przecie� a� tak �le! Ale wr�ci�y do mnie s�owa
m�drca. Pami�taj, �e wszystko, co mo�e przydarzy� si� cz�owiekowi, mo�e
przydarzy� si� tobie!
Wzi��em si� w gar��. Nie istnieje �adne uniwersalne zabezpieczenie. Czarna
dziura? By� mo�e, ale ka�dy gorzko trze�wiej�cy cz�owiek przede wszystkim
podejmuje pr�b� zg��bienia jej, dostrzega jakie� �wiate�ko tu czy tam, a� w
ko�cu dziura jawi si� co najwy�ej jako przypadek roztargnienia, kt�re powinno
si� pot�gowa� z roku na rok, w miar� up�ywu lat wieku �redniego. Rozs�dek
podpowiada� mi, �e narz�dzie znajduje si� blisko, niemal w zasi�gu r�ki.
Wystarczy�o zej�� na d�, zbada� c-mery puste butelki i jedn� cz�ciowo
opr�nion�, przywo�a� ducha Holmesa czy Maigreta i zrekonstruowa� okres mi�dzy
kolacj� a p�j�ciem do ��ka na podstawie materia�u dowodowego w postaci
szklanek, butelek czy na
i wet rozlanego trunku, chocia� - lito�ci! - mo�e jednak nie rozlanego, i wtedy
powinienem znale�� t� pi�t�, nadal pe�n�, najwy�ej odkorkowan�...
W tym momencie us�ysza�em, jak Elizabeth z sennym westchnieniem przewraca si� na
s�siednim ��ku. Ona by wiedzia�a - o tak, z ca�� pewno�ci�. I bez w�tpienia
dowiem si� wszystkiego w niew�a�ciwym czasie. Ale nie ma sensu budzi� jej i
pyta�. Najlepszy spos�b na poznanie prawdy to wymkn�� si� na d� w szlafroku i
pantoflach, tak, z latark�, kt�r� zawsze trzymam przy ��ku, gdy� okolica s�ynie
z awarii sieci elektrycznej. Nie mog� te� ulec w�asnej pijackiej potrzebie
zacierania �lad�w. Musz� przes�ucha� butelki. A je�eli oka�e si� to konieczne,
wy�lizn�� si� kuchennymi drzwiami - nie,
kr�tszej b�dzie przez cieplarni� - dosta� si� do kub�a, pojemnika na �mieci,
�mietnika, z ameryka�ska ashcan, z francuzka poubelle, czy jak go tam jeszcze
zw�, i kr�tko m�wi�c, przeliczy� puste butelki. Bo prawd� rzek�szy, przesta�em
ju� wierzy� w t� pe�n�, cho� odkorkowan� butelk�. By�by to cud, a cuda, je�li
si� nawet zdarzaj�, to nie mnie. Ale czu�em tak wielkie os�abienie, raczej
umys�u ni� cia�a, �e my�l, i� m�g�bym przypadkiem obudzi� Elizabeth,
przekszta�ci�a perspektyw� wstania z ��ka w pr�b� woli, jakby chodzi�o o skok
do zimnej wody. Nigdy nie lubi�em zimnej wody.
Nagle decyzja jak gdyby podj�a si� sama. Spad�a podgumowana pokrywa pojemnika
na �mieci stoj�cego przed kuchennymi drzwiami i nie wiadomo dlaczego akurat to
sprawi�o, �e wszystko sta�o si� jasne. Nie by�em ju� skruszonym pijakiem. By�em
oburzonym w�a�cicielem.
Szanowny Panie! Jak d�ugo jeszcze pod pozorem �wiat�ej ochrony przyrody mamy
znosi� plag� tych nieprzyjemnych stworze�, nara�aj�c si� przy tym na ryzyko
zara�enia chorob� uznan� niegdy� za zwalczon�? Szanowny Panie, s�uszna jest
troska, szanowny panie, szanowny panie...
Cholerne borsuki. Wygrzeba�em si� z ��ka nie zwa�aj�c ju�, czy obudz�
Elizabeth. Jedyn� bro� paln�, jak� mia�em w domu, stanowi�a wiekowa, lecz silna
wiatr�wka, w kt�rej posiadanie, wraz z puszk� naboj�w, wszed�em w
okoliczno�ciach zbyt nieistotnych i skomplikowanych, by zas�ugiwa�y na
odnotowanie. Pisarz - nie, znany pisarz, nie, do licha! Wilfred Barclay strzela
do borsuka. Czy prawo tego -nabrania? Wydane kiedy� tam, za kr�la Jana lub w
czasach niezbyt mu odleg�ych? Czy nie wolno zastrzeli� borsuka na w�asnej ziemi?
W mojej g�owie zapanowa� niezwyk�y �ad, kac odp�yn�� cudownie na dalszy plan.
Czu�em si� rozgrzeszony. Niewykluczone, �e sprawi�a to mo�liwo�� zabicia czego�,
ten dziedziczny ziemia�ski przywilej. Owin��em si� w szlafrok, wsun��em stopy w
pantofle. Ruszy�em chy�kiem w d� po schodach, min��em drzwi go�cinnego pokoju,
za kt�rymi w letto matrimonictle spa� samotnie nasz go��. Wyci�gn��em strzelb� z
kredensu przy kominku w jadalni, z�ama�em. Za�adowa�em. Przeszed�em na palcach
do cieplarni, otworzy�em drzwi i wyjrza�em zza w�g�a.
Wtedy pojawi� si� problem. Jak strzela� do borsuka, je�eli wida� go tylko jako
nieznaczne zgrubienie pojemnika na �mieci? Zwierzak opiera� si� �apami o
kraw�d�, �eb mia� spuszczony i chciwie, odra�aj�co przeszukiwa� nasze odpadki.
Wylizywa� zapewne resztki pasztetu, by� mo�e prze�uwa� star� sk�rk� z bekonu
albo ko�� od szynki. Dzika zwierzyna kwalifikuj�ca si� zapewne do u�pienia
gazem, tyle �e przez odpowiednie s�u�by. A przecie� (czy rzeczywi�cie w
powietrzu panowa� wyj�tkowy ch��d jak na t� por� roku?) borsuki s� gro�ne - nie
tylko jako nosiciele chor�b, ale gro�ne czynnie: z�bowo i pazurowo. Czy zraniony
borsuk atakuje? Czy rozdra�niony borsuk albo borsuk z ma�ymi (czy by� -r.
ma�ymi?) skoczy�by mi do gard�a? Sytuacja wcale nie taka prosta. W dodatku
absurdalna. Mia�em na sobie star� pi�am�, a pasek szlafroka �ciska� mnie nieco
powy�ej miejsca, gdzie powinny �ciska� spodnie od pi�amy, gdyby ich gumka nie
by�a zbyt wys�u�ona. Spodnie zachowywa�y si� tak jak zawsze, bez wzgl�du na
warunki. Kiedy traci�em na wadze - spada�y; kiedy przybiera�em na wadze -
spada�y. W jednej r�ce trzyma�em nabit� strzelb�, w drugiej latark�, zabrak�o
trzeciej do spodni, kt�re nagle zsun�y si� pod szlafrokiem i ledwo zd��y�em je
przytrzyma� �ciskaj�c kolanami. Nie by�a to chyba sytuacja dogodna, by stawi�
czo�o szar�uj�cemu borsukowi. Z niepokojem pozna�em w tym wszystkim palec
swojego osobistego nemezis, ducha farsy.
Od strony pojemnika dobieg� nowy odg�os. Zacz��em posuwa� si� do przodu w
skomplikowany spos�b, ze strzelb� w jednej r�ce, podczas gdy druga, obejmuj�c
cz�ciowo latark� w kieszeni, przytrzymywa�a jednocze�nie spodnie. Gwa�towny
podmuch wiatru poruszy� g�o�no ga��ziami drzew w sadzie. Dotar�em do pojemnika w
momencie, gdy borsuk, prawdopodobnie zaniepokojony tym nag�ym ha�asem, przerwa�
myszkowanie i zastyg� w bezruchu. Spojrza�em na niego i wtedy on podni�s� g�ow�
i wyda� z siebie jedyny prawdziwie "zduszony okrzyk", jaki kiedykolwiek uda�o mi
si� us�ysze� poza literatur�. Okrzyk stanowi� pocz�tek wysokiego d�wi�ku, kt�ry
w komiksach wyra�a si� zg�oskami "ykh" lub "ekh". Ujrza�em przed sob�, ponad
przeciwleg�� kraw�dzi� pojemnika, roz�wietlon� jutrzenk� twarz profesora Ricka
L. Tuckera.
Powinienem poczu� za�enowanie, ale nie poczu�em. Zanudza� mnie z ca�ym
natr�ctwem i w�cibstwem, traktuj�c mnie jak zawodow� straw�. I oto z�apa�em go
na czym� wprost niewyobra�alnym. Odezwa�em si� bardzo g�o�no. Je�eli nawet
obudzi to ca�y �wiat - sugerowa�y moje decybele - to dlaczego� mia�bym
przemilcza� fakt, �e z�apa�em profesora zwyczajnego literatury angielskiej na
przetrz�saniu mojego pojemnika na �mieci?
- Pan musi by� bardzo g�odny, Tucker. Przykro mi, �e nie nakarmili�my pana
lepiej.
Nie odezwa� si�. Zauwa�y�em za jego plecami, �e drzwi do kuchni s� otwarte. Nie
mia�em wolnej r�ki, �eby je wskaza�, wobec tego podnios�em strzelb� w
nakazuj�cym ge�cie, kt�ry spowodowa� zaci�ni�cie mojego palca (odwyk�ego
ostatnio od broni palnej) na spu�cie. Strzelba wypali�a z hukiem, kt�ry za dnia
nie by�by g�o�niejszy ni� strza� korka, lecz o �wicie zabrzmia� niczym pierwsza
salwa w dniu l�dowania aliant�w w Normandii. Tucker wyda� by� mo�e kolejny
zduszony okrzyk, ale ja s�ysza�em tylko wystrza�, jego echo i wrzask ca�ego
ptactwa w okolicy.
Obr�ci� si� i niezdarnie jak borsuk ruszy� do kuchni. Pod��y�em za nim szuraj�c
nogami, zapali�em �wiat�o, zamkn��em drzwi i postawi�em przy nich wiatr�wk�.
Opad�em na krzes�o po jednej stronie kuchennego sto�u, a on, jakby zamierza�
przeprowadzi� ze mn� kolejny wywiad lub ci�g dalszy poprzedniego, opad� na
krzes�o po przeciwnej. Groteskowo�� sytuacji, w jakiej si� znalaz�em, i moja
niezdarno�� sprawi�y, �e rozdra�nienie przerodzi�o si� we w�ciek�o��.
- Na mi�o�� bosk�, Tucker!
Policzek mia� zabrudzony jakim� jedzeniem, a na wierzchu d�oni marmolad� i fusy
herbaciane. Wida� by�o wyra�nie, �e grzeba� - otwiera� nawet plastikowe worki
wystawione dla �mieciarza czy, jak sam by to uj��, dla Zak�adu Oczyszczania, w
ramach naszego wiejskiego �wi�ta, jak to zazwyczaj okre�lam. W prawej r�ce
trzyma� k��b zmi�tych papier�w, papier�w, kt�rych, jak s�dzi�em, pozby�em si� na
dobre zaledwie dwadzie�cia cztery godziny przedtem. Z jego szlafroka zwisa�
kawa�ek kartki zapisanej dziecinnym pismem.
- Na Boga, Tucker. Jeste� pan najwi�kszym... My�la� pan, �e wyrzucam...? No
tak...
Co� sobie przypomnia�em i ogarn�� mnie nag�y niepok�j. To nie takie proste.
- To, co pan tam ma, Tucker, to tak zwana poczta od wielbicieli. Nie dostaj�
tego du�o, ale to, co przychodzi, jest warte mniej ni� porz�dna rolka papieru
toaletowego. Mo�esz sobie pan to zabra�.
- Prosz� ci�, Wilf...
- Skaleczy� si� pan. V' pojemniku jest rozbite szk�a. Zachwia� si� na sto�ku.
- Postrza�...
Poczu�em si� tak, jakbym us�ysza� zduszony okrzyk po raz pierwszy. Jakbym po raz
pierwszy us�ysza� s�owo "postrza�" - Jezu!
Zerwa�em si� na r�wne nogi, zrobi�em krok przed siebie i natychmiast musia�em
si� z�apa� sto�u. Spodnie od pi�amy opad�y mi do kostek. Skopa�em je z n�g,
u�wiadamiaj�c sobie jednocze�nie ca�� upiorn� powag� sytuacji. By�a to perypetia
wie�cz�ca wszystkie inne. "zaczynaj�c z pozycji s�usznego oburzenia sta�em si�
naraz potwornym winowajc�.
- Czekaj! Poka�, gdzie?
- Ale� nie, nie. W porz�dku. Nic si� nie sta�o. - Nie ple� bzdur, cz�owieku...
Poka� to.
- Nic mi nie b�dzie.
Chwyci�em go za pasek szlafroka, rozsup�a�em w�ze� i �ci�gn��em mu szlafrok z
ramion. Ukaza� si� g�sto ow�osiony tors, potem smuga zarostu biegn�ca w d�, do
jeszcze g�ciej uw�osionych genitali�w.
- Gdzie, na mi�o�� bosk�!
Nie odezwa� si�, tylko si� zachwia�. Szlafrok zsun�� mu si� z grubego ramienia
na grube przedrami�. Spr�y�em si� ca�y, got�w na krwawe objawienie, �ci�gn��em
mu szlafrok a� do nadgarstka. Ujrza�em otarcie i zadrapanie, z kt�rego ciek�a
stru�ka krwi, sp�ywaj�c na wierzch d�oni.
- Tucker, ty g�upcze. Wcale nie jeste� ramy.
Jakby na dany znak otworzy�y si� drzwi do kuchni, po lewej stronie sceny. Wesz�a
Elizabeth, rzuci�a badawcze spojrzenie na ow�osion� nago�� Tuckera, potem na
moje odrzucone spodnie od pi�amy.
- Nie chc� przeszkadza�, ale jest ju� do�� p�no, i tam na g�rze nie mo�na
zmru�y� oka ani w og�le wytrzyma�. Czy mogliby�cie to robi� troch� ciszej?
- Co robi�, Liz?
- To, czym si� tu zajmujecie.
-Nie widzisz? Ja go postrzeli�em. By� przy pojemniku na �mieci, na odpadki, przy
�mietniku. Ten borsuk... Bo�e �wi�ty! Jak ci to wyt�umaczy�?
Elizabeth u�miechn�a si� z okrutn� s�odycz�.
- Nie w�tpi�, �e ci si� to uda, Wilf. To tylko kwestia czasu.
- Pos�uchaj, my�la�em, �e on jest borsukiem. Strzelba wypali�a przypadkiem...
zrozum, �e...
- Tak, rozumiem doskonale - zapewni�a czaruj�co. Je�eli macie zamiar
kontynuowa�, to prosz�, nie sp�oszcie koni.
- Liz!
Schyli�a si� i podnios�a skrawek papieru, kt�ry odpad� i gdzie� od Tuckera.
Trzymaj�c r�k� przy w�osach, obr�ci�a papier, przeczyta�a go najpierw po cichu,
a potem na g�os.
- "...t�skni� za Tob�. Lucinda".
Ponownie obr�ci�a kartk�, pow�cha�a j� z subtelnym znawstwem.
- A kto to jest Lucinda?
I nagle, zupe�nie jakby zmieni�a kana�, sta�a si� wzorow� pani� domu. Za��da�a
zapewnienia, �e zakryta ju� teraz w�ochato�� Tuckera nie dozna�a szwanku.
Stwierdzi�a, �e ca�a sprawa to �art, do kt�rego ju� przywyk�a i kt�ry nawet jej
si� podoba. Wkr�tce nas zostawi�a, nadal siedz�cych przy stole. Poczu�em nawr�t
kaca. Odezwa� si� ze wzmo�on� moc� i uda�o mi si� go znie�� jedynie dzi�ki
przepe�niaj�cej mnie t w�ciek�o�ci.
- Na Boga, Tucker, �a�uj�, �e ci� nie zastrzeli�em! Tucker pokornie pokiwa�
g�ow�, got�w polec dla dobra nauki, przyznaj�c mi nawet prawo wykonania
egzekucji, taki jestem wspania�y. Got�w by� mi przyzna� cudowne prawo do
panowania nad wszystkim, nad ca�ym �wiatem, z wyj�tkiem s��w, kt�re napisa�em
lub otrzyma�em i kt�re z natury swojej... nie, z mojej natury... a zreszt�, do
diab�a z tym! Pami�tam do dzi� nienawi��, jak� czu�em do Tuckera, strach przed
Liz i z�o�� na niezno�n�, zwariowan� Lucind�. Nak�ada�y si� na to w�ciek�o�� na
samego siebie i dzika furia z powodu groteskowego nieprawdopodobie�stwa i
nieugi�to�ci Faktu.
Niezale�nie od pomys��w na papierze, manipulacji fabu��, rysunku postaci,
uwik�a� i rozwi�za�, zupe�nie niewiarygodne dzia�ania jednostek z realnego
�wiata wok� realnego pojemnika na �mieci wywlok�y na �wiat�o dzienne splot
okoliczno�ci, kt�re ju� dawno uzna�em za bezpiecznie ukryte przed okre�lon�
osob� i ostatecznie usuni�te. A w dodatku brak mi by�o w tym wszystkim pociechy
w postaci cho�by odrobiny moralno�ci; by�a tylko niemoralno��.
- Tucker.
- Wilf, m�wi�e� do mnie Rick.
- S�uchaj no, Tucker. Jutro mia�e� wyjecha�. To znaczy dzisiaj. Nigdy tu ju� nie
wr�cisz. Nigdy, przenigdy.
- Robisz mi wielk� przykro��, Wilf. - Id� ju� spa� na mi�o�� bosk�!
Opar�em �okcie na stole i zas�oni�em twarz r�kami. Natychmiast opad�a mnie
czarna rozpacz.
- Id� do ��ka, id� ju� st�d, wyno� si�. Zostaw mnie. Daj mi spok�j...
Odpowiedzia� z g��bi swej uleg�ej absurdalno�ci. - Rozumiem, Wilf. To jest to
Brzemi�.
W ko�cu drzwi kuchenne zamkn�y si� za nim. Rozczulenie nad sob� samym wype�ni�o
wod� czarne otwory za moimi powiekami. Lucinda, Elizabeth, Tucker, ksi��ka,
kt�ra mi tak �le idzie - woda sp�ywa�a m~ w d�onie tak jak krew ciekn�ca z
Tuckera. Drzewa rozbrzmiewa�y radosnym ch�rem.
Otworzy�em nagle oczy. Alei tak., oczywi�cie, powinienem by� wiedzie�. Kompletny
materia� dowodowy mia�em przed nosem. Przy zlewie sta�a w�a�nie ta butelka,
kt�r� otworzy�em, a potem nie mog�em nikogo nam�wi� do picia. By�a pusta. Obok
niej sta�a jeszcze jedna. Te� pusta.
Kac wzm�g� si� natychmiast z przera�aj�c� si��. Rzuci�em si� na poszukiwanie
pigu�ek, wykrad�em kilka z torebki Liz, kiedy� ju� poskutkowa�y. Przy kuchennym
wyj�ciu przewr�ci� si� pojemnik na �mieci. ~Wypad�em na dw�r z w�ciek�o�ci.
Drog� nad brzegiem rzeki bieg�o czarno-bia�e zwierz� ze zje�onym grzbietem.
Zmierza�o w kierunku tamy przy m�ynie. Mo�na si� by�o tamt�dy przedosta� na
drugi brzeg, do lasu. Kube�, pojemnik na odpadki, �mietnik, z ameryka�ska
ushcura, z francuska poubelle, materia� dowodowy, dow�d obci��aj�cy le�a� na
boku. Ze �rodka wysypa�a si� smuga domowych �mieci, odpadk�w, pustych pude�ek,
butelek, resztek mi�sa i skorupek od jaj, kt�re znaczy�y drog� ucieczki borsuka;
a w tym ca�ym �wi�stwie zapisany r�cznie i na maszynie, zabazgrany i
zadrukowanym na czarno-bia�o i na kolorowo - papier, papier, papier!
Tego ju� by�o za wiele. Niech si� tym zajm� organizatorzy nasz: go wiejskiego
�wi�ta, czyli cotygodniowego wywo�enia wszystkich naszych dni wczorajszych.
Przemkn��em cicho, jak mi si� zdawa�o, przez korytarz i otworzy�em drzwi
"naszej" sypialni.
Uderzy� mnie w oczy o�lepiaj�cy blask �wiat�a dziennego. Elizabeth odwr�ci�a si�
do mnie.
- Nie �pi�.
-- Pos�uchaj, Liz...
- "T�skni� za Tob�. Lucinda".
Czu�em si� zbyt nieszcz�liwy, by wdawa� si� w rozmow�. �ci�gn��em ko�dr� z
��ka i na p� o�lepiony poszed�em do nory, kt�r� czasem okre�lam mianem swego
gabinetu.
Poranny ch�r ucich� w oddali. Wiedzia�em, �e odg�osy poniedzia�kowego ranka
odezw� si� o wiele wcze�niej ni� moja g�owa zdo�a osi�gn�� stan zbli�ony do
ocalenia od katastrofy. I w�a�nie wtedy - nie interesuje mnie moment, tylko
okoliczno�ci - co� sobie u�wiadomi�em; i nie tyle drgn��em, co mn� rzuci�o: w
pojemniku znajdowa�y si� tak�e podarte fotografie.
Dlaczego przegl�da�em zawarto�� tych pude�, pr�buj�c pozby� si� wstyd�w z
przesz�o�ci i dlaczego wyrzuci�em je do pojemnika, zamiast spali�? Dlaczego
powiedzia�em o tym
Tuckerowi? Dlaczego taki z niego oddany, taki zdeterminowany i ograniczony
g�upiec? Gdzie� tam, w�r�d tych rozsypanych �mieci, zmi�te, podarte, zapaprane
d�emem, zat�uszczone... Przecie� ktokolwiek z domownik�w, na przyk�ad
sprz�taczka, albo kto� z zewn�trz, �mieciarze czy mleczarz... A mo�e spoczywaj�
na dnie borsuczego �o��dka albo borsuczej nory? Rzecz w tym, �e poranne
b�aze�stwa Ricka L. Tuckera i borsuka narazi�y mnie jednocze�nie na utrat� �ony
i godno�ci. Skrupulatno�� i pokorna determinacja, z pocz�tku tak komiczne,
zdawa�y si� teraz zagra�a� mi niczym choroba. Tak jakby wszystek papier sta� si�
lepki i brudny z natury i niezale�nie od tego, czy jest poplamiony marmolad�,
czy smalcem, nie spos�b si� go pozby�, skoro si� jest na papier skazanym. To lep
na muchy i ja tu jestem much�. Lep na muchy marki Wenus, Jutrzenka. U�wiadomi�em
sobie, �e takich w�a�nie �lad�w na piaskach czasu wol� za sob� nie zostawia�.
ROZDZIA� II
- A kto to jest Lucinda?
Taki by� pocz�tek ko�ca mojego ma��e�stwa z Liz. Nie �e� si� nigdy z kobiet�
m�odsz� prawie o dziesi�� lat. Ci�gn�o si� to latami, �e nie wspomn� o stanie
prawnym na granicy rozwodu. ��czy�a nas i zawsze b�dzie ��czy� g��boka wi�, ale
nie mi�o�� i nie nienawi��, ani te� �aden trywialny kompromis typu mi�o��-
nienawi��. Cokolwiek to by�o, w ka�dym razie istnia�o mi�dzy nami, ku rado�ci
lub utrapieniu. Zupe�nie nie pasowali�my do siebie i jedyne, co potrafili�my
wsp�lnie osi�gn��, to dysonans.
Liz zachowa�a uczciwo�� i moralno��, dop�ki pozwala�o le1 na to zdrowie. Ja
natomiast uwa�a�em po prostu, teraz widz� to jasno, �e mog� by� uczciwy tylko
b�d�c niemoralnym. Niemoralno�� nios�a ze sob� potrzeb� zatajania - chocia� kto
dzi� dojdzie, o czym Liz wiedzia�a lub co podejrzewa�a? Powalany skrawek papieru
spe�ni� rol� katalizatora. Gdybym wykaza� si� w�wczas odpowiedni� trze�wo�ci�
umys�u, dostrzeg�bym mo�e w
wy�onieniu si� tej kartki ze �mietnika fragment szablonu, kt�ry mia� si� okaza�
uniwersalny. Lucinda poprzedza�a moje ma��e�stwo z Liz, natomiast w okresie
�mietnika zaj�ty by�em dziewczyn� skutecznie zakonspirowan�. Ironia losu? Oko
Ozyrysa?
Z�apany w kuchni sam na sam z Rickiem L. Tuckerem i skrawkiem papieru zosta�em
zmuszony do uczynienia czego�, co by�o mi zupe�nie obce: przyzna�em si� do
wszystkiego. I wbrew wszelkim oczekiwaniom (zw�aszcza za� opisom powie�ciowym)
Elizabeth zrozumia�a, lecz nie przebaczy�a. Po g��bokim namy�le (starzec
wygrzewaj�cy si� na s�o�cu) s�dz�, �e czeka�a tylko na stosowny pretekst. Nasze
awantury przebiega�y gwa�towniej ni� pojedynki. Post�powali�my w spos�b
wyrafinowany, ale barbarzy�ski. Wynios�em si� do jednego ze swych
po�ledniejszych klub�w i o�wiadczy�em, �e mo�e swobodnie dysponowa� domem,
ogrodem, padokiem, koi5mi, samochodami, jachtem, sp�k� z ograniczon�
odpowiedzialno�ci� - wszystkim, ale ja ju� d�u�ej tego nie znios�. W klubie
obowi�zywa� limit nocy, kt�re wolno przespa� po kolei, wi�c wr�ci�em do domu po
przebaczenie i w�wczas okaza�o si�, �e i Liz, si� wynios�a. Zostawi�a list, w
kt�rym oddawa�a do mojej dyspozycji dom, ogr�d, padok, konie, samochody, jacht,
sp�k� z ograniczon� odpowiedzialno�ci�, s�owem wszystko - ale ona ju� d�u�ej
tego nie zniesie.
Nawet wtedy mieli�my jeszcze szans� porozumie� si� i ci�gn�� dalej te nasze
konieczne zmagania, dop�ki wiek i zoboj�tnienie nie obdarzy�by nas wzajemnym
poczuciem humoru.
Lecz na horyzoncie pojawi�a si� rozmi�owana w koniach kreatura nazwiskiem
Capstone Bowers. Julian rozwi�za� wszystko w por� -- to znaczy dobytek oraz dom
z przyleg�o�ciami, czy jak to si� fachowo nazywa - i nasze ma��e�stwu osi�gn�o
kres, jak ka�de inne o podobnym sta�u. Obawiam si�, �e jedyn� stron�
poszkodowan� by�a nasza biedna ma�a Emily. Humphrcva Capstone'a Bowersa
widzia�em tylko raz, podczas um�wionego wcze�niej spotkania, w tym samym
podrz�dnym klubie Random. Ci z klubu... to -znaczy my... stanowi� dziwaczn�
zbieranin�, ale wszyscy mamy jakie� zwi�zki z papierem, poczynaj�c od reklamy i
komiks�w dla dzieci, na pornografii ko�cz�c. Rzec by mo�na, i� obok mnie
najznamienitszym cz�onkiem naszego klubu jest Anonim. Capstone Bowers spojrza�
na zebranych z pogard� - jest zapewne ostatnim Anglikiem nosz�cym monokl - i
b�kn��, �e nigdy jeszcze nie widzia� takich typ�w. Gdy przycisn��em go ostro do
muru, stwierdzi�, �e wszyscy wygl�daj� jak banda dzikus�w. Dla uzupe�nienia
dodam, i� polowa� na grubego zwierza we wszystkich zak�tkach �wiata i strzela�
do celu w Bisley, gdzie odbywaj� si� doroczne mistrzostwa Krajowego
Stowarzyszenia Strzeleckiego. Pod koniec naszej kr�tkiej rozmowy, kt�ra mia�a
s�u�y�, jak to uj��, "wyja�nieniu sytuacji", szykowa�em si� w�a�nie do u�ycia
swych obfitych zasob�w j�zykowych, aby powiedzie� mu, co o nim my�l�, kiedy on z
prostot� w�a�ciw� bezwzgl�dnej szczero�ci powiedzia�: "Wiesz, Barclay, jeste�
sko�czony kutas". Sami widzicie, co to za cz�owiek. No, tak.
Trudno. Wolno�� w wieku pi��dziesi�ciu trzech lat! (;o za bzdura. Co za cholerna
bzdura! Czeka�a mnie wolno��. Radz� wam, nie pr�bujcie jej. Widz�c, �e
nadchodzi, dajcie nog�. A je�li kusi was, by ucieka�, nie ruszajcie si� z
miejsca. Wierzcie albo nie: w g�owie mia�em wy��cznie seks, a wyobra�nia
podsuwa�a mi dziewczyny tak m�ode, �e mog�yby by� moimi wnuczkami, albo co� ko�o
tego. Mo�e w�a�nie dlatego nie przej��em si� ani troch�, kiedy Capstone Bowers
wprowadzi� si� do Liz. Nie mia�o to nic wsp�lnego z naszym nierozerwalnym,
niezno�nym zwi�zkiem. Za to biedna ma�a Emily przej�a si� tym do tego stopnia,
�e uciek�a z domu. Z powrotem musia�a doprowadza� j� policja. Rozumia�em jej
ucieczk�. Z tego, co s�ysza�em, nawet konie nienawidzi�y Capstone'a Bowersa.
Przenosi�em si� z miejsca na miejsce. Mia�em mn�stwo znajomych, lecz niewielu
przyjaci�. Zatrzyma�em si� u jednego czy dw�ch. Jeden nawet przyprowadzi� jak��
kobiet�, ale okaza�a si� powa�nym naukowcem, na dodatek strukturalistk�. Bo�e,
r�wnie dobrze m�g�bym zamieszka� z Rickiem L. Tuckercm!
Wyjecha�em do W�och i zaraz wpad�em w �apy ironii, gdy� zaprzyja�ni�em si� z
kobiet� niemal w moim wieku i mniej wi�cej na prze��czy wietrznych Apenin�w, jak
to kto� okre�li�. My�l�, �e j� lubi�em, ale zabawi�em u niej ponad dwa lata
przede wszystkim za spraw� piano nobile jak muzeum oraz s�u��cych, kt�ry
skrywali szydercze u�mieszki. By�em tak zadufany, �e jak pami�tam - o Barclay,
Barclay, jaki� z ciebie snob! - zatelefonowa�em do Elizabeth i na jaki� czas
�ci�gn��em do siebie Emily. Nie cierpia�a W�och, tamtego domu, mojej w�oskiej
przyjaci�ki i, przyznaj� z �alem, mnie tak�e. Wyjecha�a wi�c wkr�tce i
spotkali�my si� ponownie dopiero po latach.
Przez ca�y ten czas, chocia� ledwie to zauwa�a�em, odczuwaj�c jako nieznaczne
tylko rozdra�nienie, profesor Tucker s�a� listy, kt�re Elizabeth mi
przekazywa�a, zyskuj�c w ten spos�b pretekst do gn�bienia mnie w sprawach moich
papier�w. Wala�y si� po ca�ym domu i z ka�dym dniem przybywa�y nowe z
najrozmaitszych �r�de�. Ignorowa�em listy. Dopiero na telegram: "Na mi�y B�g, co
mam zrobi� z Twoimi papierami", odpowiedzia�em: "Spal wszystkie do cholery". Nie
spali�a. Zacz�a je sk�ada� w skrzynkach po herbacie, skrzynki zabija�a
gwo�dziami i upycha�a w piwniczce na wino. Capstone Bowers by� kompletnym
ignorantem we wszystkim, co nie dotyczy rezerwatu zwierzyny i strzelnicy, tote�
nigdy do niego nie dotar�o, jak� mog�y mie� warto�� na rynku otwartym lub, co
gorsza, zamkni�tym.
M�j w�oski romans dobiega� kresu. W�a�ciwie zaw�adn�a nim religia w osobie Ojca
Pio. Pojechali�my kiedy� z ciekawo�ci na jedn� z jego porannych mszy, kt�re
nieodmiennie ko�cz� si� wybuchem histerii w�r�d wiernych, pragn�cych ujrze� z
bliska jego stygmaty, zanim pomocnicy wynios� go z pola widzenia. Dozna�em
wstrz�su widz�c, jak ta opanowana, kulturalna kobieta rozpycha si� na r�wni z
reszt� gawiedzi. W ko�cu wr�ci�a do mnie z opuszczon� woalk�, przez kt�r� by�o
wida� p�yn�ce po twarzy �zy. Wyczu�em w jej g�osie przejmuj�c� nut�
triumfuj�cego b�lu.
- A teraz, czy mo�esz jeszcze w�tpi�? Rozdra�ni�o mnie to.
- Widzia�em jedynie biednego staruszka, kt�rego w�a�ciwie wynoszono od o�tarza.
Nic ponadto!
Nie odezwa�a si� ju� wi�cej w ko�ciele, lecz dyskusja rozgorza�a na nowo na
tylnych siedzeniach samochodu w drodze do "domu". Wiem, �e najistotniejszym
elementem zar�wno mojej, jak i jej reakcji by�o g��bokie zaanga�owanie obu
stron; st�d sk�onno�� do zajad�ej k��tni. Mn� powodowa�a silna potrzeba, �eby
nie by�o �adnego cudu.
- Zrozum, to histeria!
- Widzia�am je naprawd�, m�wi� ci, widzia�am te rany! Bo�e, przebacz nam, nie
godni�my nawet, by wymawia� to s�owo!
- Powiedzmy, �e je widzia�a�. To jeszcze o niczym nie �wiadczy.
- Nie ma �adnego "powiedzmy".
- Ludzie potrafi� sobie wmawia� takie rzeczy. Jak w urojonej ci��y: s� wszystkie
objawy, ale dziecka nie ma. Opowiada�em ci przecie�, pami�tasz?, co mi si�
przydarzy�o, kiedy pracowa�em w banku.
- Wilfredzie Barclay, jeste� obrzydliwy.
- I p�niej te�, wiele lat p�niej. Sp�jrz na t� r�k�! Uleg�em hipnozie. Tak
jest, zosta�em dos�ownie i profesjonalnie zahipnotyzowany. Wydarzy�o si� to na
przyj�ciu i w mojej, mojej...
- Och, ja, ja, m�j, moja, moje...
- S�uchasz mnie czy nie? Tak. Egocentryzm. Nigdy nie przypuszcza�em, �e kto�
mo�e ze mn� co� takiego zrobi�. No i co?
- Nie mam ochoty o tym rozmawia�.
- Tu, na wierzchu mojej d�oni, moje w�asne inicja�y p�on�y jak blizny, czerwone
jak oparzenie...
- Nie chc� o tym m�wi�!
(Ale ten cz�owiek wiedzia�. To by� jego sukces, jego si�a. Jego u�miech wyra�a�
denerwuj�ce zadowolenie. J e s t p a n bardzo podatny na sugesti� hipnotyczn�.
Panie i panowie, gor�ce oklaski dla pana Barclaya!)
- Zrozum, kochanie. Ty nie chcesz rozmawia�, a ja nie chc� ci� urazi�... ale
sugestia naprawd� potrafi tak dzia�a�?
- Starzec wykrwawia si� dla ciebie dzie� po dniu, od lat. Pozwala Bogu
rozporz�dza� sob� w dw�ch miejscach naraz, bo jego mi�o�� przerasta mo�liwo�ci
jednego biednego cia�a... I tu owa niezwyk�a kobieta wybuchn�a p�aczem.
Potem, oczywi�cie, nie spierali�my si� wi�cej. S�dz�, �e nast�pi�o co� w rodzaju
zawieszenia broni. Okazywa�em jej wiele topornego taktu bez wyrozumia�o�ci i
stara�em si� schodzi� jej z drogi. Ona zamkn�a si� w sobie i sta�a si� r�wnie
doskona�� pani� domu jak Liz. A to wywo�uje potworne skutki. Wol�, kiedy kobiety
rzucaj� przedmiotami.
Mimo to sytuacja mog�aby przybra� odmienny obr�t, gdyby mojej uwagi nie
poch�on�a ca�kiem inna sprawa. Musia�em wyk�ada�. To do�� zabawne, �e cz�owiek,
kt�ry zako�czy� edukacj� na pi�tej klasie, ma do czynienia z tyloma naukowcami.
Rzecz w tym, �e to, co mi z pocz�tku schlebia�o, w ko�cu zacz�o mnie nudzi� - a
nawet gorzej. Jak ju� m�wi�em, wzywano mnie czasem, bym wyg�asza� wyk�ady dla
dobra kraju. Robi�em to pos�usznie na spotkaniach z naukowcami. Bo chocia� mo�na
zarzuci� Barclayowi, �e jest niedouczonym sukinsynem, kt�ry s�abo zna �acin�, a
jeszcze s�abiej grek�, �e jest bieg�y w �amaniu j�zyk�w obcych i lepiej obeznany
ze z�� ni� z dobr� literatur�, to przecie� posiadam pewien dar. Naukowcy musieli
przyzna�, �e w ostatecznym rozrachunku by�em tym, o co im chodzi. Powtarzam, �e
nie mia�em w tym �adnego interesu, najwy�ej troch� mi to schlebia�o: takie
skromne, mo�e absurdalne poczucie, �e ojczyzna mnie potrzebuje, a od czasu do
czasu egzotyczna podr�. Up�yn�o wiele czasu, nim przejrza�em na oczy. A
otworzy� mi je nie kto inny, jak borsuk ze �mietnika, Rick L. Tucker.
W okresie, kiedy dosz�o do awantury na temat stygmat�w, i moja w�oska
przyjaci�ka zgrywa�a wielk� dam�, wybiera�em si� do Hiszpanii. Rozwa�a�em
mo�liwo�� wyniesienia si� bez po�egna�, lecz pochopnie doszed�em do wniosku, �e
to jedynie pogorszy stan rzeczy. Teraz �a�uj�, �e nie wyjecha�em w majestacie
milczenia.
- A wi�c wyje�d�am.
Nie spojrza�a mi prosto w oczy. Obr�ci�a si� do mnie profilem, kt�ry zarysowa�
si� na tle sp�owia�ej tkaniny stanowi�cej obicie �cian.
- Mam ju� do��. - Czego?
- Nas dwojga. - Dlaczego?
- Po prostu mam dosy�.
Mog�em jeszcze zada� wiele pyta�. Zastanawia�em si� te�, czy nie przyzna�, �e
moja reakcja na Ojca Pio by�a prymitywna, obiecuj�c, �e po powrocie p�jd� tam i
dam biednemu starcowi szans�, by mnie nawr�ci�. Czas, pomy�la�em, czas jest
jednak najlepszym lekarstwem.
- Porozmawiamy, jak wr�c�. - Id�! Id�! Id�!
I jakby tego by�o ma�o, wybuchn�a po w�osku u�ywaj�c, jak mi si� zdaje, j�zyka
rynsztokowego, z czego zrozumia�em jedynie og�lny sens jej nastawienia do mnie,
do protestant�w, do m�czyzn w og�le i do wszystkich Anglik�w, kt�rych by�em
typowym przedstawicielem.
Uda�em si� zatem na konferencj� do Sewilli. Obrady toczy�y si� w tej samej
starej fabryce tytoniu, gdzie, jak pami�taj� znawcy, ko�ysa�a biodrami Carmen,
chocia� obecnie mie�ci si� tam tylko uniwersytet. Zazwyczaj pojawiam si� na
konferencjach dopiero w ostatnim dniu obrad, kiedy przychodzi kolej na moje
wyst�pienie w roli autora. Lecz profesor, kt�ry mnie zaprasza�, na pytanie, czy
znajdzie si� tam jeszcze jaka� Carmen, odpowiedzia�: "Tak, i to niejedna". Wi�c
pojecha�em od razu, zapominaj�c, �e semestr dawno si� ju� sko�czy�.
I oto na podium, kt�re sam mia�em niebawem zaszczyci�, sta� Rick Tucker.
Wygl�da� pot�niej ni� kiedykolwiek i czyta� co� -r. opas�ego maszynopisu.
"Zaspane grono profesor�w, wyk�adowc�w i doktorant�w dok�ada�o wszelkich stara�,
by nie zasn��, a profesor Tucker im przeszkadza�. Opad�em na wolny fotel w ko�cu
sali i u�o�y�em si� do drzemki.
Ze snu wyrwa� mnie d�wi�k mojego nazwiska wym�wionego przez Tuckera z w�a�ciwym
mu monotonnym ameryka�skim akcentem. "I z pochylon� g�ow� czyta� z maszynopisu
co� na temat moich zda� z�o�onych. Wygl�da�o na to, �e je policzy�, ksi��ka po
ksi��ce. Sporz�dzi� wykres i je�eli s�uchacze zechc� w�r�d licznych smako�yk�w
przygotowanych �askawie przez organizator�w konferencji odszuka� za��cznik
dwudziesty si�dmy, to znajd� tam �w wykres i b�d� mogli �ledzi� jego wyw�d.
Zauwa�y�em, jak tu i �wdzie na sali g�owy pochylaj� si� z wolna, po czym z
gwa�townym wzdrygni�ciem podnosz� si� na powr�t. Kilka kobiet najwyra�niej
sporz�dza�o jednak notatki. Tu� przede mn� jaka� m�ska g�owa opad�a do ty�u i
zad�o si� c niej wydobywa� ciche chrapanie. Profesor Tucker nadal monotonnie
wskazywa� na istotn� r�nic� mi�dzy swoim wykresem a wykresem sporz�dzonym przez
profesora Hiroszige (tak to zabrzmia�o) z Japonii, poniewa�, jak si� okazuje,
profesor Hiroszige, o dziwo!, nie odrobi� lekcji, a tak�e pope�ni� karygodny
b��d, myl�c moje zdania podrz�dnie z�o�one ze zdaniami z�o�onymi wsp�rz�dnie. W
zasadzie profesor Hiroszige powinien i�� sobie na zielon� trawk�, ust�puj�c pola
uznanemu specjali�cie, kt�ry s�ysza� z ust samego autora, �e ten nie znosi
stosowania tak przesadnie szerokiej interpretacji do swojej ikonografii absolutu
czy co� w tym sensie.
S�ucha�em z rozbawieniem, poddaj�c si� przyjemnemu masa�owi mojej osobowo�ci.
Wreszcie Rick Tucker, przewracaj�c kartk�, podni�s� przypadkiem wzrok na swoje
audytorium. I znowu jeste�my przy pojemniku na �mieci. Zabrzmia�o to najpierw
jak "ykh" lub "ekh", a potem jego g�os przycich� i policzki nabra�y kolor�w.
Bacznie si� ws�uchuj�c, poj��em w czym rzecz. Wciska� brod� w ko�nierzyk. Nie
nale�a� do os�b, kt�re potrafi� oderwa� si� od le��cego przed nimi tekstu. Nurt
wydrukowanych wyraz�w wci�ga� go nieub�aganie tam, gdzie - widz�c, �e go s�ucham
- wcale nie chcia� si� znale��. S�ysza�em, jak mamrotliwie powo�uje si� na nasz�
blisk� znajomo��, a tak�e (czego unikaj� bardziej do�wiadczeni badacze wiedz�c,
�e to �liska droga) na moj� ustn� aprobat� wszystkiego, czym dzieli si� teraz ze
swym apatycznym audytorium. Nast�pnie, na skutek kolejnego ohydnego o�wiadczenia
o rzekomej za�y�o�ci ze mn�, usi�owa� improwizowa�: odwr�ci� dwie strony na raz,
potem str�ci� z m�wnicy maszynopis, kt�rego pojedyncze kartki opada�y z
trzepotem, rozsypuj�c si� po pod�odze. Rozbudzi�o to s�uchaczy, wi�c korzystaj�c
z kr�tkiej pauzy ulotni�em si� niepostrze�enie. Nazajutrz, wykonuj�c publicznie
numer, za kt�ry mi zap�acono, wypatrywa�em Ricka w�r�d zebranych, w nadziei, �e
mu poka��, jak si� improwizuje na temat cz�owieka, kt�ry powo�uje si� na ��cz�ce
go ze mn� za�y�e stosunki, ale go nie znalaz�em. Ciekawe dlaczego? Taka
wra�liwo�� do niego nie pasowa�a. Wydarzenie to wypad�o mi jednak szybko z
pami�ci, gdy� po powrocie do W�och sprawy potoczy�y si� b�yskawicznie w stron�
absurdu i prze�y�em szok, na jaki nie by�em przygotowany. Dosz�o bowiem do
pomieszania dziwactwa, z�o�liwo�ci i i�cie kr�lewskiego ob��du. Got�w by�em
zareagowa� godnie, lecz z wyrozumia�o�ci� na fakt, i� na lotnisku nie oczekiwa�
mnie samoch�d. Tymczasem zamkni�to na cztery spusty bram�. Na stoj�cej tu� obok
przyczepie przykrytej zielonym brezentem znajdowa�o si� kilkana�cie walizek, a w
nich moje rzeczy, spakowane starannie, rzec by mo�na: kochaj�c� r�k�. C� to
musia�a by� za rado�� dla s�u�by! Siedzia�em w taks�wce, obok le�a�a teczka
pe�na bzdur z konferencji i zastanawia�em si�, co ze sob� zrobi�. Dosta�em
w�osk� nauczk�.
Na szcz�cie "Ch�odna przysta�" ci�gle cieszy�a si� powodzeniem, cieszy si� nim
zreszt� do dzisiaj, nie m�wi�c ju� o "Wszyscy jak owce", tote� z pieni�dzmi nie
by�o k�opotu. Z inwencj� r�wnie�, poniewa� przerzucaj�c materia�y z konferencji
zauwa�y�em, �e mi jej nie brakuje. Oto co sprawia, �e ca�y ten zagmatwany epizod
- w�oski romans, Ojciec Pio, stygmaty, Rick L. Tucker z wykresem moich zda�
z�o�onych - staje si� czym�, co zaczynam teraz uwa�a� za w�tek przewodni w moim
�yciu. Albowiem te w�a�nie papiery by�y jedyn� rzecz�, jak� mia�em do czytania
siedz�c tego wieczoru w hotelowym pokoju. I przeczyta�em je wszystkie.
"Ch�odna przysta�" okaza�a si� wyj�tkowym przebojem. Ale nast�pne ksi��ki te�
nie by�y z�e. S� tam sprawy, chwile tajemne czy, je�li wola, ca�e epizody
okupione pasj�, b�lem, cierpieniem - i wszystkie posz�y na marne. Zrozumia�em,
�e napisa�em je wy��cznie dla siebie, chocia� nigdy nie przeczyta�em ich
powt�rnie. Obradom konferencji przy�wieca�y pewne za�o�enia. Jedna orientacja
zak�ada�a, �e zrozumienie ca�o�ci wymaga porozrywania jej na cz�ci, a inne, �e
nie istnieje nic nowego. Czytaj�c ksi��k� nale�y zadawa� pytanie, z jakich
innych ksi��ek powsta�a. Wprawdzie nie mog� powiedzie�, �eby by�o to
ol�niewaj�ce odkrycie - w istocie, c� maj� pocz�� naukowcy? - ale dostrzeg�em w
tym niezmiernie oszcz�dny pomys� na kolejn� ksi��k�. Pomys� zrealizowa�em
natychmiast i na miejscu, nad brzegiem Jeziora Trazyme�skiego, gdzie w�a�nie
przebywa�em. Nie by�o �adnej potrzeby zmy�lania, pogr��ania si�, cierpienia czy
znoszenia niepoj�tego przymusu dr�cz�cej pogoni za... nieczytelnym. Zawieszona
na obrze�ach Apenin�w historia rodziny mojej by�ej przyjaci�ki uczyni�a
fantazj� ca�kowicie zb�dn�. Napisa�em wi�c "Ptaki drapie�ne" w okamgnieniu,
daj�c z siebie nie wi�cej ni� pi�� procent, i to bynajmniej nie najlepsze pi��
procent, wys�a�em maszynopis agentowi wraz z kilkoma adresami poste restante i
odjecha�em wynaj�tym samochodem.
Opuszcza� mnie wiek �redni, zbli�a�o si� co� bardziej podesz�ego i niezbyt mi
si� to podoba�o. Na przyk�ad pami��. Od czasu do czasu pojawia�y si� na niej
plamy tam, gdzie kiedy� by�a jednolita. Niezwykle szybko zapomnia�em o mojej
by�ej przyjaci�ce, a jeszcze szybciej o powie�ci "Ptaki drapie�ne". Przyjaciele
stali si� znajomymi. A poniewa� nie pisuje si� ju� list�w, wkr�tce przestali by�
nawet znajomymi. Dlatego je�dzi�em samochodem. W ci�gu jakich� dw�ch lat -
wydaje mi si�, �e to by�y dwa lata, chocia� nie mam pami�ci do dat, czasu i
wieku, w��cznie z w�asnym - pozna�em ca�y system dr�g g��wnych Europy, je�li nie
jeszcze dalej. Pozna�em wszystkie wa�ne szosy, drogi szybkiego ruchu,
autostrady, autobahny, autoputy od Finlandii po Kadyks. W czasach, kiedy by�o to
jeszcze mo�liwe, przemierzy�em ca�e wybrze�e Afryki P�nocnej i kawa�ek
Zachodniej. Ale przede wszystkim podr�owa�em po Europie. Samochody
wynajmowa�em. Kiedy chcia�em pisa�, kupowa�em maszyn� do pisania. Prowadzi�em
dziennik, pisany r�cznie, ale ilekro� go przerzuca�em, okazywa� si� strasznie
nudny i przyprawia� mnie o lekkie md�o�ci. Nie zrezygnowa�em jednak ani na
chwil�, wpisuj�c przynajmniej po jednym zdaniu dziennie. By� to przymus, jak
omijanie szpar mi�dzy p�ytami chodnika. Stosunkowo tanie, ale w ka�dym kraju
sprawnie funkcjonuj�ce �rodowisko autostrady, jego duchowa pustka, pozorno��
przemieszczania si�, podczas gdy ca�y czas tkwisz w bezruchu na tym samym
ja�owym pasie betonu - taki w�a�nie rodzaj internacjonalizmu okre�la� m�j tryb
�ycia, sta� si�, rzec by mo�na, moj� ojczyzn�. Nigdy nie zdoby�em m�odziutkiej
dziewczyny z lubie�nych marze� i nie bardzo do niej t�skni�em. Czas
niepostrze�enie pokry� wszystko warstw� py�u. Kiedy� kobiety najpierw patrzy�y,
a potem dowiadywa�y si�, kim jestem. Teraz, podczas nielicznych spotka�
towarzyskich, w kt�rych bra�em udzia�, najpierw m�wiono im, kim jestem, a
dopiero potem patrzy�y. By�a to taka dziwna powt�rka lub wariacja na temat
okresu tu� po ukazaniu si� mojej pierwszej ksi��ki "Ch�odna przysta�", zanim
jeszcze pozna�em Liz. Je�dzi�em w�wczas przez dwa lata po Stanach - kraju
Nabokova, jak mo�na by powiedzie� - sprzedaj�c wyk�ady na akademickiej karuzeli.
Potem je�dzi�em po Ameryce Po�udniowej - zreszt� niewa�ne. Teraz za to by�a
Europa z przyleg�o�ciami. Mia�em takie hobby - w�a�nie, hobby bez genezy, jak
ksi��ka: polowanie na witra�e bez �adnego powodu, dla przyjemno�ci, nic
pisanego. Lubi� po prostu ogl�da�. Jestem w�a�ciwie autorytetem w tej materii,
chocia� nikt o tym nie wie. Potrafi� oszacowa� wiek witra�a z dok�adno�ci� do
dziesi�ciu lat, a przynajmniej obroni� swoj� ocen�, mimo �e nigdy nie
pr�bowa�em. To ekscentryczne upodobanie sprawi�o, �e sta�em si� kim� w rodzaju
mi�o�nika ko�cio��w. Mo�ecie rzuca� na mnie najczarniejsze podejrzenia z powodu
Ojca Pio i w zwi�zku z ko�cio�ami, ale musz� wyja�ni�, �e chocia� wiele godzin
sp�dzi�em na przyk�ad w katedrze w Chartres, moje zainteresowanie ko�cio�ami nie
ma nic wsp�lnego z religi�. Chodzi�o wy��cznie o sztuk� niej wpuszczania �wiat�a
do budynki, je�li si� go tam nie chce mie�. Poza tym w ko�cio�ach panuje
przewa�nie mrok i ch��d, idealny na leczenie kaca. Powinienem te� chyba doda�,
�e od czasu do czasu pi�em du�o, a na co dzie� wi�cej ni� "troch�". Wychodz�c od
"Ptak�w drapie�nych", a przynajmniej z ich filmowej wersji, napisa�em kilka
kr�tkich relacji z podr�y i par� opowiada�, kt�re s� �wiczeniem w oszukiwaniu
czytelnika. Opowiadania by�y przeznaczone dla magazyn�w ilustrowanych. Zasadza�y
si� prawie wy��cznie na egzotyce miejsc, w kt�rych zbiera�em informacje,
pieni�dze i listy z poste restante. Zawiera�y znakomite opisy, minimum zdarze� i
postaci, a wszystko przybrane - garni, jak by powiedzieli Francuzi - w str�j
regionalny, chocia� stroje regionalne ogl�da�o si� ju� od dawna wy��cznie na
festiwalach sztuki ludowej. Odk�d moja w�oska przyjaci�ka zerwa�a nasz�
znajomo��, zaniecha�em wszelkich stara�, aby by� mi�ym dla kobiet. Uprawia�em
co�, co mo�na by nazwa� uniwersaln� oboj�tno�ci�. Bywa�o, �e my�l oraz poczucie
�ycia wzbiera�y we mnie fal� zdumienia, kt�re wyzwala�o milcz�cy wewn�trzny
okrzyk: "niemo�liwe, �eby� to by� ty!" Lecz to by�em ja. Teraz widz�, �e
dobiegaj�c sze��dziesi�tki ograniczy�em si� do stanu, w kt�rym my�li si� i
odczuwa jak najmniej. By�em oczami i apetytem. W odpowiedzi na ka�de pytanie
wsiada�em w samolot. A potem znowu autostrady i jeszcze raz autostrady. Gdy
zaczyna�em si� zastanawia�, dok�d jad� - odlatywa�em. Gdy pr�bowano
przeprowadzi� ze mn� wywiad - odlatywa�em. Gdy upi�em si� gdzie� obrzydliwie -
lecia�em gdzie indziej. Gdy zaczyna� mnie nudzi� widok z baru czy kawiarni, to -
zaraz, zaraz, kto� co� m�wi� o prze�omie Brahmaputry - lecia�em do Kalkuty.
W beczce miodu by�a jednak �y�ka dziegciu. Co� jakby cicha, odleg�a �wiadomo��
istnienia Liz: chocia� napisawszy to widz�, �e wcale nie o to chodzi�o.
Trudno to wyt�umaczy�. Nigdy, ba, do dzi� nie pozby�em si� wra�enia, �e j�
widz�. Od wyjazdu z Anglii a� do powrotu nigdy jej nie spotka�em. Ale zdarza�o
si�, �e siedz�c przed kawiarni�, przy jednym z tych okr�g�ych bia�ych stolik�w,
podobnie jak autostrada nieokre�lonych jako miejsce, obserwuj� wyci�gni�t� w
krokodyli kszta�t grupk� turyst�w, kt�ra znika za rogiem pod��aj�c za
przewodnikiem, powiedzmy do Palazzo degli Uffizi, a gdy ju� ich nie wida�,
przypominam sobie, �e... ale� tak, z ca�� pewno�ci�! Jaki� gest, sukienka, g�os.
Podrywam si� nawet, robi� krok do przodu, �eby ich goni�, po czym zatrzymuj�
si�, bo przecie� nawet gdyby tak by�o, to po co? Schodzi�em kiedy� po schodach
od osteopaty w Brisbane, Australia, i przystan��em, by przepu�ci� kobiet�, kt�ra
sz�a na g�r�. A kiedy ju� znikn�a za jego drzwiami, zawr�ci�em nagle i rzuci�em
si� za ni�. Dopiero gdy przypomnia�em sobie Capstone'a Bowersa, da�em spok�j.
Nieraz mnie to martwi�o, a� wreszcie znalaz�em spos�b na ten bzdurny wykwit
w�asnego umys�u. Natkn��em si� na opis samotnej podr�y dooko�a �wiata pi�ra
pewnego rozs�dnego cz�owieka - wyda� mi si� rozs�dny, bo jego podr� by�a bardzo
podobna do mojej w tym, �e r�wnie� wynika�a z ch�ci ucieczki od wszystkiego.
Mia� wra�enie, �e s�yszy jakie� g�osy, �e takielunek m�wi do niego co�, czego o
ma�y w�os nie zrozumia�. Ja natomiast w swoim rozmy�lnym, t�ocznym osamotnieniu
"o ma�y w�os" nie widzia�em Elizabeth. Ta dziwaczna seria nie-spotka� nie mog�a
doj�� do skutku, kiedy kr�ci�a si� wok� mnie w�oska przyjaci�ka - cho� mo�e
raczej powinienem powiedzie�, kiedy to ja kr�ci�em si� ko�o niej. Teraz ona
gorliwie sp�dza�a �ycie na kl�czkach, a ja zosta�em sam. My�la�em, �e czas
wyleczy. Ha, et cetera.
A jednak zachodzi tu pewna sprzeczno��. Utrzymywa�em kontakty z kelnerami,
pokoj�wkami, recepcjonistami, hostessami. Zdarza�o mi si� niekiedy zje�� posi�ek
w towarzystwie jakiego� mi�dzynarodowego w�drowca, podobnie jak ja pozbawionego
korzeni. Pami�tam, jak kiedy�, tylko nieznacznie pijani, sprzeczali�my si� z
pewnym m�czyzn�, kt�rego nie spotka�em ju� nigdy wi�cej, o kraj, w jakim si�
znajdujemy, po czym zgodzili�my si�, �e ka�dy z nas jest w innym. Nie pami�tam,
kto mia� racj�, by� mo�e �aden z nas. By�y te� przecie� rozmowy przy barze. W
ko�cu jednak dopad�o mnie to uczucie. By�em samotny.
Jakie to wszystko zagmatwane! W ka�dym razie, lec�c wtedy do Zurychu dobi�em
sze��dziesi�tki i wypi�em zdecydowanie za du�o na pok�adzie samolotu. M�wi�c
ogl�dnie, musia�em gdzie� doj�� do siebie i lekarz na lotnisku poradzi� mi
Schwillen nad Jeziorem Zurychskim
ROZDZIA� III
Tym sposobem uczyni�em kolejny, z g�ry mi przeznaczony, krok w �yciu. Schwillen
by�o r�wnie nieuchronne jak spotkanie z nimi. Zdarzy�o si� to zaraz pierwszego
dnia rano. Wypi�em sobie troch�, nie za wiele, i czu�em si� mniej wi�cej
dobrze. Wspi��em si� na niewielkie urwisko nad jeziorem, tam gdzie -znajduje si�
pomnik ku czci jakich� Litwin�w. Wok� rozci�ga� si� park z zamkiem oraz sta�y
pomalowane na zielono �awki, gdzie mo�na by�o sobie przysi���. Usiad�em wi�c.
Pami�tam, �e z pewn� przyjemno�ci� rozmy�la�em, jak by to by�o �miesznie, gdyby
arystokraci nosili nazwiska utworzone od nazw ser�w i odwrotnie. Na przyk�ad le
gratin. A� nagle u�wiadomi�em sobie, �e pomi�dzy mn� a s�o�cem stoi jaka�
pot�na posta�.
- Czy pan Wilfred Barclav? Wilf - Na mi�y B�g!
- Czy pan LWOIIS'1....
By� ogromny... naprawd� ogromny. Albo ja si� skurczy�em.
- Nie mog� ci przecie� zabroni�, by� usiad�. - Co za spotkanie! Tak si� ciesz�!
- Jak si� miewaj� moje zdania zale�ne? - Powinienem ci wyja�ni�, Wilf...
- Nie wysilaj si�. Id� i nauczaj.
- Dosta�em urlop sabatowy, Wilf. Wiesz, raz na siedem lat.
- "To ju� tak dawno? A wydaje si�, �e to by�o wczoraj. - Siedem lat, Wilf.
- S�u�y�e� siedem lat za Le�. B�dzie mia�a s�abe oczy. - Nie, sir. Nazywa si�
Mary Lou. Chyba jej nie znasz. Oto ona.
Pod��y�em za jego spojrzeniem. Na wysypany �wirem placyk, na kt�rym
siedzieli�my, wchodzi�a w�a�nie jaka� dziewczyna. Bardzo m�oda, pomy�la�em.
Wygl�da na jakie� dwadzie�cia lat. Mia�a blad� cer�, w�osy jak ciemny ob�ok i
figur� smuk�� jak papieros.
- Mary Lou, patrz, kogo spotka�em! - Pan Barclay?
- Vilfred Barclay. - Mary Lou Tucker.
Rick spogl�da� na ni� z g�ry pe�en dumy i czu�o�ci.
- Mary Lou jest twoj� wielbicielk�, Vilf.
- Och, panie Barclay...
- M�w do mnie Wilf. Ale� ty masz szcz�cie, Rick, niech ci� diabli...
W okamgnieniu uby�o mi czterdzie�ci lat. Wr��! Poczu�em si� tak, jakby mi uby�o
czterdzie�ci lat. Rick by� moim przyjacielem. Oboje byli moimi przyjaci�mi,
zw�aszcza ona.
- Gratulacje, Mary Lou!
Nie wiem dlaczego, ale od razu by�o wida�, �e dopiero co si� pobrali, a je�eli
nawet nie "dopiero co", to ona w�a�nie tak wygl�da�a, sam wdzi�k i promienno��!
(:chwyci�em j� za ramiona i uca�owa�em. Nie znam jej opinii na temat
szwajcarskiego wina b�le, kt�rym raczy�em si� od samego rana. Odsun��em j� od
siebie i przyjrza�em si� badawczo jej twarzy, od niskiego, bladego czo�a a� po
delikatn� szyj�. Jej policzki sp�on�y rumie�cem. By�o to jedyne w�a�ciwe s�owo
i nim zd��y�bym j� powt�rzy�, policzki poblad�y, po czym natychmiast sp�on�y
ponownie. Ca�e wn�trze w jednej chwili wysz�o na zewn�trz. Ale te� i droga by�a
do�� kr�tka.
- Sp�nione gratulacje, Mary Lou. M�� i �ona to jedno cia�o, a poniewa� nie mog�
poca�owa� Ricka...
Tucker zaskowycza� ze �miechu.
- ...odbijasz to sobie na Mary Lou! Tak trzyma�!
Z osza�amiaj�c� pr�dko�ci� wyskoczy� z jego r�kawa i b�ysn�� nie-rym sztylet w
jego prawej r�ce malutki aparat fotograficzny. Fotka musi teraz le�e� w jakiej�
szufladzie, mo�e w bibliotece w Astrakhan, Nebraska. B�dzie na niej Mary Lou o
urodzie przy�mionej nag�o�ci� zapisu, b�dzie moja przerzedzona ��tobia�a broda,
��tobia�a strzecha i szczerbaty u�miech. Aparat fotograficzny nie m�g� uchwyci�
jej ciep�a i mi�kko�ci. Mo�na by to nazwa� bliskim spotkaniem drugiego stopnia;
nie ma obrazu dziewczyny, lecz uleg�a, pachn�ca, prawdziwa... nie by�em do tego
przyzwyczajony, co bardzo u�pi�o moj� czujno��. W prawym ramieniu poczu�em
pulsuj�ce ciep�o spod cienkiej tkaniny, kt�ra okrywa�a jej tali�. Moje zu�yte
serce najpierw zamar�o, a potem zgubi�o rytm. Mary Lou by�a doskona�a jak r�