2955

Szczegóły
Tytuł 2955
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2955 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2955 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2955 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Card Orson Scott Card Si�dmy Syn (T�umaczy� : Piotr W. Cholewa) UWAGI T�UMACZA W wiekach XVI-XVIII (a nawet p�niej) istnia� w krajach angloj�zycznych zwyczaj nadawania imion, kt�re oznacza�y co�, niezale�nie od swej funkcji okre�lania konkretnej osoby. W Polsce i krajach s�owia�skich dzia�o si� podobnie (np. Bogumi� czyli Bogu mi�y), cho� z czasem znaczenie imienia zosta�o zapomniane. Jednak w dobrych, prezbiteria�skich czy puryta�skich rodzinach, zasada ta obowi�zywa�a jeszcze w czasie zasiedlania Ameryki, cho� nie by�a regu�� obowi�zuj�c� bez wyj�tk�w (zdarza�y si� "zwyk�e" imiona, jak cho�by David, Alvin czy Eleanor). T�umaczenie imion wyda�o mi si� czynno�ci� niezbyt rozs�dn�, poniewa� o ile w j�zyku angielskim konwencja ta jest do�� naturalna, to po polsku brzmia�oby to dziwacznie (cho�by Armor-of-God Weaver sta�by si� czym� w rodzaju Tkacza-Boskiej-Zbroi, Wastenot Miller by�by Oszcz�dnym M�ynarzem, albo - odwrotnie - Bogumi� Kowalski Kowalem Bo�ej Mi�o�ci). Jednak, dla informacji czytelnika, podaj� znaczenie imion g��wnych bohater�w powie�ci. Dodatkowo, cz�� nazwisk pochodzi�a od zawod�w wykonywanych przez osoby te nazwiska nosz�ce, co jest chyba regu�� na ca�ym �wiecie (np. wspomniany ju� Kowalski). Poda�em r�wnie� t�umaczenie tych nazwisk, cho� s� w zasadzie oczywiste. Armor-of-God - dos�, tarcza bo�a czy pancerz bo�y Calm - spok�j Faith - wiara Guester - kto�, kto przyjmuje go�ci; ober�ysta Makepeace - czyni�cy pok�j Measure - umiar Miller - m�ynarz Smith - kowal Vigor - wigor Wastenot i Wantnot - imiona bli�niak�w tworz� razem przys�owie (Waste not, want not), odpowiadaj�ce w przybli�eniu polskiemu "oszcz�dno�ci� i prac� ludzie si� bogac�" (dos�ownie: "kto nie marnuje, ten nie potrzebuje") Weaver - tkacz (zapewne przodkowie Armora-of-God Weavera zajmowali si� tkactwem). Piotr W. Cholewa Emily Jan, kt�ra zna wszystkie potrzebne czary Podzi�kowania Winien jestem podzi�kowania Carol Breakstone za pomoc w studiach nad ludow� magi� ameryka�skiego pogranicza. Materia�y, jakie odszuka�a, sta�y si� bogatym �r�d�em w�tk�w i wiadomo�ci o szczeg�ach �ycia okresu osadnictwa na Terytoriach P�nocno-Zachodnich. Korzysta�em r�wnie� z informacji zawartych w "Przewodniku, po historii Ameryki" Douglassa L. Brownstone'a (A Field Guide to America's History, Facts on File, Inc.) oraz w "Zapomnianych kunsztach" Johna Seymoura (The Forgotten Crafts, Knopf). Scott Russell Sanders udost�pni� mi egzemplarz swego znakomitego cyklu opowiada� "Intrygi pustkowia: Opowie�ci o zasiedlaniu ameryka�skiej ziemi" (Wilderness Plots: Tales About the Settlement of the American Land). Jego dzie�o ukaza�o mi, ile mo�na osi�gn�� realistycznym opisem �ycia na pograniczu i nie pozwala�o zboczy� na manowce w realizowanym w�a�nie projekcie dotycz�cym Alvina Stw�rcy. Wci�� pozostaj� d�u�nikiem od dawna nie�yj�cego Williama Blake'a (1757-1827). Stworzy� wiersze i przys�owia, kt�re doskonale pasowa�y do ust Bajarza. Nade wszystko wdzi�czny jestem Kristine A. Card za nieocenion� krytyk�, zach�t�, redakcj�, korekt� i samodzielne wype�nianie obowi�zku przemiany naszych dzieci w m�dre, uprzejme i dobrze wychowane istoty ludzkie, ch�tnie wybaczaj�ce ojcu, �e sam nie jest najlepszym przyk�adem tych cn�t. Rozdzia� 1 Krwawa Mary Ma�a Peggy bardzo uwa�a�a na jajka. Szuka�a w sianie, dop�ki nie natrafi�a d�oni� na co� ob�ego i twardego. Nie przejmowa�a si� tym, �e kury napaskudzi�y na skorupki. W ko�cu, kiedy w zaje�dzie byli go�cie z ma�ymi dzie�mi, mama nie krzywi�a si� nawet przy najbrudniejszych pieluszkach. Cho�by guano by�o wilgotne i kleiste, i zlepia�o palce, ma�a Peggy nie zwraca�a na to uwagi. Rozsuwa�a tylko s�om�, chwyta�a jajo i wyci�ga�a je z gniazda. Do tego stoj�c ca�y czas na palcach, na chybotliwym sto�ku. Mama twierdzi�a, �e jest jeszcze za ma�a, by zbiera� jajka, ale Peggy udowodni�a jej, �e to nieprawda. Co rano sprawdza�a ka�de gniazdo i przynosi�a wszystkie jajka, wszy�ciute�kie, co do jednego. Wszystkie, powtarza�a sobie w my�lach raz za razem. Musz� zajrze� do ka�dego gniazda. Ale wtedy ma�a Peggy obejrza�a si� w stron� p�nocno-wschodniego, najciemniejszego k�ta szopy, gdzie mia�a swoje gniazdo Krwawa Mary. Wygl�da�a jak stw�r z nocnego koszmaru samego diab�a. Nienawi�� p�on�a w jej paskudnych oczkach, m�wi�cych: Podejd� tu, malutka, i daj mi dziobn��. Lubi� dzioba� palce i dzioba� r�ce, a je�li podejdziesz za blisko, dziobn� ci� w oko. U zwierz�t p�omie� serca nie powinien by� taki silny, ale u Krwawej Mary by�, a w dodatku wydziela� truj�cy dym. Nikt inny tego nie widzia� opr�cz Peggy. Krwawa Mary marzy�a o �mierci wszystkich ludzi, a szczeg�lnie pewnej ma�ej, pi�cioletniej dziewczynki. Drobne ranki na palcach Peggy by�y tego najlepszym dowodem. A przynajmniej jedna ranka. I nawet je�li tato jej nie zauwa�a�, ma�a Peggy dok�adnie pami�ta�a, jak to si� sta�o. Naprawd� nie mo�na mie� do niej pretensji, je�li czasem zapomni si�gn�� pod skrzyd�a Krwawej Mary, kt�ra czeka jak w zasadzce, by zamordowa� ka�dego, kto si� zbli�y. Przecie� nie b�d� si� z�o�ci�, je�li po prostu zapomni tam zajrze�. Zapomnia�am. Zagl�dam do wszystkich gniazd i je�li opuszcz� jedno, to znaczy, �e zapomnia�am, zapomnia�am, zapomnia�am. Ka�dy zreszt� wiedzia�, �e Krwawa Mary to kura wredna i tak z�o�liwa, �e z pewno�ci� znosi popsute jaja. Zapomnia�am. Wr�ci�a z koszem jaj zanim jeszcze mama rozpali�a ogie�. Mama by�a taka zadowolona, �e pozwoli�a ma�ej Peggy wk�ada� te jajka, jedno po drugim, do zimnej wody. Potem powiesi�a kocio�ek na haku, tu� nad paleniskiem. Przy gotowaniu jajek nie trzeba czeka�, a� p�omie� przyga�nie. Mo�na to robi� z dymem i ca�� reszt�. - Peg - zawo�a� tato. To by�o imi� mamy, ale tato nie powiedzia� tego maminym g�osem. M�wi� tonem: Peggy-wpad�a�-na-ca�ego i ma�a Peggy od razu wiedzia�a, �e j� przy�apa�. Odwr�ci�a si� wi�c i wykrzycza�a to, co planowa�a od samego pocz�tku. - Zapomnia�am, tatusiu! Mama spojrza�a ze zdziwieniem. Tato jednak wcale nie by� zdziwiony. Chowa� r�k� za plecami i ma�a Peggy wiedzia�a, �e trzyma tam jajo, paskudne jajo Krwawej Mary. - A o czym zapomnia�a�, ma�a Peggy? - spyta� �agodnie. Peggy zrozumia�a, �e jest najg�upsz� dziewczynk�, jaka kiedykolwiek �y�a na tym �wiecie. Zacz�a si� usprawiedliwia�, zanim ktokolwiek zd��y� j� oskar�y�. Ale nie mia�a zamiaru si� poddawa�, przynajmniej nie bez walki. Nie znosi�a, kiedy si� na ni� gniewali. Chcia�aby, �eby pozwolili jej wyjecha� i zamieszka� w Anglii. - Nie wiem, tatku - powiedzia�a z niewinn� min�. Uzna�a, �e Anglia jest najlepszym miejscem, bo ma Lorda Protektora. S�dz�c po spojrzeniu taty, Lord Protektor bardzo by si� teraz przyda� ma�ej Peggy. - O czym zapomnia�a�? - zapyta� tato po raz drugi. - Powiedz, o co ci chodzi, Horacy, i sko�cz t� zabaw� - wtr�ci�a mama. - Je�li post�pi�a �le, to trudno. - Tylko raz zapomnia�am, tatusiu - powiedzia�a ma�a Peggy. - Ona jest okropna i mnie nienawidzi. - Tylko raz - powt�rzy� tato, wolno i spokojnie. A potem wyj�� r�k� zza plec�w. Tyle, �e trzyma� w niej niejedno jajko, ale ca�y kosz. I ten kosz by� pe�en s�omy - pewnie s�omy z gniazda Krwawej Mary - zlepionej mocno w jedn� bry�� razem z zaschni�tymi, rozbitymi jajami, skorupkami i trzema czy czterema cia�ami kurcz�t. - Musia�e� to przynosi� przed �niadaniem, Horacy? - spyta�a mama. - Sam nie wiem, co mnie bardziej z�o�ci - odpar� Horacy. - To, co zrobi�a, czy jak sobie zaplanowa�a k�amstwo. - Nie zaplanowa�am i nie k�ama�am - krzykn�a ma�a Peggy. A w ka�dym razie chcia�a krzykn��. D�wi�k, jaki z siebie wyda�a podejrzanie przypomina� p�acz, cho� nie dalej jak wczoraj postanowi�a, �e do ko�ca �ycia nie b�dzie p�aka�. - Widzisz? - powiedzia�a mama. - Ju� jej przykro. - Przykro, bo j� przy�apa�em - oznajmi� Horacy. - Jeste� dla niej zbyt �agodna, Peg. Ma�a jest k�amliwa z natury. Nie chc�, by wyros�a na niegodziw� dziewczyn�. Wola�bym raczej, �eby umar�a jak jej siostrzyczki, ni� wyros�a na kogo� niegodziwego. Peggy widzia�a, jak pod wp�ywem wspomnienia rozpala si� p�omie� serca mamy. Oczyma duszy zobaczy�a niemowl� u�o�one �licznie w drewnianej skrzynce... A potem nast�pne, tylko ju� nie tak �licznie, gdy� by�a to druga ma�a Missy. Umar�a na osp� i nikt nie m�g� jej dotkn�� opr�cz mamy, samej tak s�abej po ospie, �e niewiele potrafi�a zrobi�. Ma�a Peggy zobaczy�a t� scen� i wiedzia�a, �e tato pope�ni� b��d, m�wi�c to, co powiedzia�; twarz mamy sta�a si� zimna, cho� p�omie� jej serca gorza� jasno. - To najbardziej niegodziwa rzecz, jak� w �yciu s�ysza�am - o�wiadczy�a mama. Potem wzi�a ze sto�u kosz niepos�usze�stwa i wynios�a go na dw�r. - Krwawa Mary dziobie mnie w r�ce - poskar�y�a si� ma�a Peggy. - Zaraz zobaczysz, co naprawd� boli - zagrozi� tato. - Za to, �e zostawi�a� jajka, dostaniesz jeden raz, bo rzeczywi�cie ta zwariowana kwoka mo�e przestraszy� dziecko wielko�ci �aby. Ale za k�amstwo dostaniesz dziesi�� raz�w. S�ysz�c to ma�a Peggy zap�aka�a g�o�no. Tato by� uczciwy i dok�adny we wszystkim, a ju� szczeg�lnie w dawaniu lania. Teraz zdj�� z g�rnej p�ki leszczynow� witk�. Trzyma� j� tam, odk�d ma�a Peggy wrzuci�a star� do ognia i spali�a na popi�. - Wol� s�ysze� od ciebie tysi�c trudnych i gorzkich prawd, c�rko, ni� jedno g�adkie i �atwe k�amstwo - oznajmi�, pochyli� si� i wymierzy� pierwsze uderzenie. Ciach, ciach, ciach, liczy�a ka�de z nich... si�ga�y a� do serca, ka�de, tak by�y ci�kie od gniewu. A co najgorsze, wiedzia�a, �e to nieuczciwe, bo p�omie� jego serca hucza� z ca�kiem innej przyczyny. Jak zawsze. Gniew taty na niegodziwo�� bra� si� z jego sekretnego wspomnienia. Ma�a Peggy nie rozumia�a go dobrze, takie by�o niewyra�ne i popl�tane, i tato sam dok�adnie nie pami�ta�. Wiedzia�a tylko tyle, �e chodzi�o o jak�� pani� i �e to nie by�a mama. Tato my�la� o tej pani za ka�dym razem, gdy co� si� nie udawa�o. Kiedy ma�a Missy umar�a bez �adnego powodu, i kiedy drugie dziecko, te� nazwane Missy, umar�o na osp�, i kiedy spali�a si� stodo�a, i zdech�a krowa... cokolwiek posz�o �le, przypomina�o mu t� pani�. Zaczyna� opowiada�, jak bardzo nienawidzi niegodziwo�ci. Leszczynowa witka uderza�a wtedy cz�sto i mocno. Wol� s�ysze� od ciebie tysi�c gorzkich i trudnych prawd, tak powiedzia�. Ale ma�a Peggy wiedzia�a, �e jednej prawdy na pewno nie chcia�by us�ysze�, wi�c trzyma�a j� dla siebie. Nigdy by jej nie wykrzycza�a, cho�by nawet mia� potem na zawsze po�ama� leszczynow� witk�. Ile razy my�la�a, �eby powiedzie� o tej pani, wyobra�a�a sobie tat� martwego. A czego� takiego mia�a nadziej� nigdy nie ogl�da� naprawd�. Poza tym, ta pani, co rozpala�a p�omie� jego serca, nie mia�a na sobie �adnego ubrania. Ma�a Peggy by�a absolutnie pewna, �e dostanie solidne lanie, je�li zacznie opowiada� o ludziach na golasa Znosi�a wi�c razy i p�aka�a, a� ciek�o jej z nosa. Tato wyszed� zaraz, a mama wr�ci�a, by przygotowa� �niadanie dla kowala, go�ci i parobk�w. Nikt nie pociesza� Peggy, jakby wcale jej nie zauwa�ali. P�aka�a coraz g�o�niej i bardziej rozpaczliwie, ale to nie pomaga�o. W ko�cu chwyci�a Bugy'ego z kosza na nici i pomaszerowa�a sztywno, by obudzi� dziadunia. Wys�ucha� jej opowie�ci, jak zawsze. - Znam Krwaw� Mary - oznajmi�. - Nie raz i nie pi��dziesi�t m�wi�em twojemu tacie: ukr�� g�ow� tej kurze i b�dzie spok�j. To ob��kany ptak. Co tydzie� dostaje sza�u i rozbija swoje jajka, nawet te, z kt�rych w�a�nie maj� si� wyklu� kurczaki. Zabija w�asne dzieci. To szale�stwo, mordowa� swoich. - Tata chcia� mnie zabi� - o�wiadczy�a ma�a Peggy. - Je�li mo�esz chodzi�, to chyba nie by�o tak �le. - Nie bardzo mog�. - To prawda - przyzna� dziadunio. - Niewiele brakowa�o, �eby� zosta�a kalek� na ca�e �ycie. Ale wiesz co? Widz� przecie�, �e twoja mama i tato w�ciekaj� si� g��wnie na siebie. Dlaczego po prostu nie znikniesz na par� godzin? - Chcia�abym zmieni� si� w ptaka i odfrun��. - Prawie tak samo dobrze jest mie� jakie� tajne miejsce, gdzie nikt nie b�dzie ci� szuka�. Masz takie miejsce? Nie, nie m�w mi. Wszystko na nic, je�li powiesz o nim cho� jednej osobie. Po prostu id� tam. Je�li tylko jest bezpieczne, nie gdzie� daleko w lesie, gdzie jaki� Czerwony m�g�by zabra� twoje �liczne w�osy, i nie za wysoko, bo mog�aby� spa��, i nie za ciasno, bo mog�aby� utkn��. - Jest du�e, nisko i nie w lesie - zapewni�a ma�a Peggy. - Wi�c id� tam, Maggie. Ma�a Peggy skrzywi�a si�, jak zwykle, gdy dziadunio tak na ni� m�wi�. Podnios�a Bugy'ego i Bugy'ego piskliwym g�osikiem zawo�a�a: - Ona ma na imi� Peggy. - Id� tam, Piggy, je�li tak wolisz... Ma�a Peggy uderzy�a Bugym w kolano dziadunia. - Kiedy� Bugy zrobi to o jeden raz za du�o, przerwie si� i umrze - o�wiadczy� dziadunio. Ale Bugy skaka� mu tu� przed twarz� i krzycza�: - Nie Piggy, ale Peggy! - Dok�adnie tak, Puggy. Schowaj si� w tym tajnym miejscu, a je�li kto� powie: musimy znale�� t� dziewczynk�, odpowiem: wiem, gdzie ona jest; wr�ci, kiedy b�dzie gotowa. Ma�a Peggy ruszy�a do drzwi, ale zatrzyma�a si� jeszcze i obejrza�a. - Dziaduniu, jeste� najmilszym doros�ym na �wiecie. - Tw�j tatu� jest ca�kiem przeciwnego zdania, a to z powodu ca�kiem innej leszczynowej witki, kt�r� za cz�sto bra�em w r�ce. Uciekaj ju�. Zatrzyma�a si� znowu, tu� przed zamkni�tymi drzwiami. - Jeste� jedynym mi�ym doros�ym! Krzykn�a to naprawd� g�o�no, w nadziei, �e wszyscy w domu us�ysz�. A potem pobieg�a, przez ogr�d, przez pastwisko, w g�r� do lasu i �cie�k� do �r�dlanej szopy. Rozdzia� 2 Osadnicy Mieli jeden solidny w�z i par� dobrych koni, kt�re go ci�gn�y. Mo�na by nawet s�dzi�, �e �wietnie im si� powodzi, skoro mieli te� sze�ciu du�ych syn�w: najstarszy prawie doros�y, najm�odsze dwunastoletnie bli�niaki, silne ponad sw�j wiek od ci�g�ych b�jek. Nie wspominaj�c ju� o jednej, te� prawie doros�ej c�rce i ca�ej gromadzie ma�ych dziewczynek. Wielka rodzina. Zamo�na, m�g�by kto� pomy�le�, gdyby nie wiedzia�, �e jeszcze nieca�y rok temu posiadali m�yn i �yli w domu nad rzek� na zachodzie New Hampshire. Daleko zaw�drowali, a ten w�z by� wszystkim, co im pozosta�o. Byli jednak pe�ni nadziei, gdy tak pod��ali szlakami poprzez Hio, w stron� szerokich przestrzeni i ziemi nale��cej do tego, kto j� we�mie. Je�li w rodzinie s� twarde grzbiety i zr�czne r�ce, to i ziemia oka�e si� dobra. Wystarczy, �e pogoda b�dzie sprzyja�, Czerwoni ich nie napadn�, a wszyscy prawnicy i bankierzy zostan� daleko, w Nowej Anglii. Ojciec by� pot�nym m�czyzn�, troch� oty�ym, co nie mog�o dziwi� - m�ynarze zwykle ca�y dzie� stoj� w miejscu. W puszczy mi�kki brzuch nie przetrwa nawet roku. Nie przejmowa� si� tym specjalnie - nie ba� si� ci�kiej pracy. Martwi� si� czym� ca�kiem innym: jego �ona, Faith, mia�a wkr�tce rodzi�. Wiedzia� o tym. Nie m�wi�a mu - kobiety nie rozmawiaj� z m�czyznami o takich sprawach. Ale widzia�, jaka jest gruba i od ilu miesi�cy to trwa. Poza tym ko�o po�udnia szepn�a mu: - Alvinie Millerze, je�li trafi si� jaki� zajazd, albo cho�by wal�ca si� chata, to chyba przyda�oby mi si� troch� odpoczynku. M�czyna nie potrzebuje by� filozofem, by zrozumie�, o co chodzi. A je�li ma ju� sze�ciu syn�w i sze�� c�rek, to musia�by mie� ptasi m�d�ek, by nie dostrzec, na co si� zanosi. Pos�a� wi�c najstarszego, Vigora, by pobieg� do przodu i sprawdzi�, co ich czeka. Od razu mo�na by�o pozna�, �e pochodz� z Nowej Anglii, poniewa� ch�opak nie zabra� �adnej broni. Gdyby trafi� si� jaki� bandzior, ch�opiec nigdy by nie wr�ci�. Wr�ci� jednak, a w�osy na g�owie by�y dowodem, �e nie dostrzeg� go �aden Czerwony - Francuzi w Detroit p�acili w�dk� za skalpy Anglik�w. Je�li Czerwony spotyka� w lesie bia�ego cz�owieka bez broni, skalp bia�ego zmienia� w�a�ciciela. Mo�na by wi�c s�dzi�, �e rodzinie sprzyja�o szcz�cie. Ale poniewa� ci Jankesi nie przypuszczali nawet, �e cokolwiek mo�e im grozi�, Alvin Miller tego szcz�cia nie doceni�. Vigor wypatrzy� zajazd o trzy mile dalej. To by�a dobra wiadomo�� - tyle �e mi�dzy nimi a zajazdem p�yn�a rzeka. Taka sobie niedu�a rzeczka z p�ytkim brodem, ale Alvin Miller nauczy� si� nigdy nie ufa� wodzie. Zawsze spr�buje ci� dosi�gn��, cho�by wygl�da�a nie wiadomo jak spokojnie. Ju� chcia� powiedzie� Faith, �e sp�dz� noc na tym brzegu, ale wtedy w�a�nie j�kn�a cichutko i zrozumia�, �e to niemo�liwe. Faith urodzi�a mu dwana�cioro zdrowych dzieci, ale od ostatniego min�y ju� cztery lata i dla wielu kobiet por�d w takim wieku nie by� spraw� prost�. Wiele umiera�o. Dobry zajazd oznacza� kobiety, kt�re pomog� przy porodzie. Trudno, musz� zaryzykowa� przepraw�. Zreszt�, Vigor twierdzi�, �e rzeka nie jest zbyt szeroka. Rozdzia� 3 �r�dlana szopa Powietrze w �r�dlanej szopie by�o ch�odne i ci�kie, mroczne i wilgotne. Czasem, gdy ma�a Peggy usn�a tutaj, budzi�a si� dysz�c, jak gdyby ca�a szopa znalaz�a si� pod wod�. �ni�a o wodzie i to nie tylko w tym miejscu - mi�dzy innymi dlatego m�wili czasem, �e jest raczej lejkiem ni� �agwi�. Gdy jednak �ni�a na zewn�trz, wiedzia�a, �e to sen. Tutaj woda istnia�a naprawd�. Istnia�a w kroplach, �ciekaj�cych jak pot po ustawionych w strumieniu ba�kach z mlekiem. Istnia�a w zimnej glinie klepiska. Istnia�a we wszechobecnym szumie potoku, p�yn�cego przez sam �rodek szopy. Lodowata woda przez ca�e lato ch�odzi�a wn�trze. Tryska�a ze zbocza i sp�ywa�a tutaj, a przez ca�� drog� ocienia�y j� drzewa tak stare, �e ksi�yc zawsze przesuwa� si� pomi�dzy ich konarami, by pos�ucha� opowie�ci z dawnych dni. Po to w�a�nie przychodzi�a tu ma�a Peggy, nawet gdy tato jej nie nienawidzi�. Nie dla wilgoci w powietrzu - tego nie potrzebowa�a; ale jej p�omie� wygasa� w szopie natychmiast i nie musia�a ju� by� �agwi�, nie musia�a zagl�da� w te mroczne miejsca, gdzie ludzie pr�bowali kry� swe my�li. W�a�nie przed ni� je kryli, jakby to mog�o si� uda�. Usi�owali utkn�� w jakim� ciemnym k�tku wszystko, co najmniej w sobie lubili. Nie wiedzieli, �e te ciemne k�tki p�on�y w oczach ma�ej Peggy. Nawet kiedy by�a taka ma�a, �e plu�a kukurydzian� kaszk�, bo mia�a nadziej�, �e pozwol� jej jeszcze possa� pier�, zna�a ju� wszystkie historie, kt�re ludzie wok� trzymali w ukryciu. Widzia�a skrawki przesz�o�ci, kt�re najbardziej chcieli pogrzeba�, i okruchy przysz�o�ci, kt�rych najbardziej si� l�kali. Dlatego w�a�nie zacz�a przychodzi� do �r�dlanej szopy. Tutaj niczego nie musia�a widzie�. Nawet tej pani we wspomnieniach taty. Tutaj istnia� tylko ci�ki, wilgotny, ciemny ch��d, kt�ry gasi� jej p�omie� i przez kilka minut dziennie mog�a by� po prostu ma��, pi�cioletni� dziewczynk� ze s�omian� lal� imieniem Bugy. Nie musia�a my�le� o doros�ych sekretach. Wcale nie jestem niegodziwa, powtarza�a sobie raz po raz, ale nic z tego nie wychodzi�o, poniewa� wiedzia�a, �e jest. No dobrze, przyzna�a wreszcie. Jestem niegodziwa. Ale ju� wi�cej nie b�d�. Powiem prawd�, jak ka�e tato, albo nic nie powiem. Cho� mia�a dopiero pi�� lat, ma�a Peggy doskonale rozumia�a, �e je�li chce dotrzyma� obietnicy, to lepiej zrobi, nie m�wi�c niczego. Niczego wi�c nie m�wi�a, nawet do siebie. Le�a�a po prostu na wilgotnej �awie, �ciskaj�c Bugy'ego tak mocno, �e prawie go udusi�a. Dzy� dzy� dzy�. Ma�a Peggy przebudzi�a si� i przez minut� by�a bardzo z�a. Dzy� dzy� dzy�. By�a z�a, bo nikt nie powiedzia�: Ma�a Peggy, prawda, �e nie masz nic przeciw temu, �eby�my nam�wili tego m�odego kowala do osiedlenia si� tutaj? Ale� sk�d, powiedzia�aby, gdyby kto� j� zapyta�. Wiedzia�a, jak wa�na jest ku�nia. Ku�nia oznacza�a, �e wioska b�dzie si� rozwija�, �e przyjad� ludzie z daleka, a skoro przyjad�, rozkwitnie handel, a kiedy b�dzie handel, dom taty stanie si� le�n� gospod�, a tam, gdzie jest gospoda, �cie�ki zawsze jako� si� wyginaj�, by przebiega� w pobli�u, o ile nie le�y zbyt daleko od szlaku. Ma�a Peggy zna�a to wszystko tak dobrze, jak dzieci farmer�w znaj� rytm �ycia farmy, Zajazd przy ku�ni to zajazd, kt�ry b�dzie prosperowa�. Powiedzia�aby wi�c: Pewnie, niech zostanie; dajcie mu ziemi�, wymurujcie mvi piec, karmcie go za darmo i oddajcie mu moje ��ko, przez co b�d� musia�a spa� z kuzynem Peterem, kt�ry stale pr�buje zajrze� mi pod koszul�. Wytrzymam wszystko. Tylko niech nie stawia tej ku�ni ko�o �r�dlanej szopy, gdzie przez ca�y czas, nawet kiedy chc� by� sama, s�ycha� ten dzy� �up syk ryk, wieczny ha�as, i gdzie p�on�cy prosto w niebo zakrywa je czerni�, a powietrze przenika zapach palonego w�gla drzewnego. To do�� powod�w, �eby cz�owiek pragn�� pod��y� pod pr�d strumienia do g�ry, gdzie wreszcie jest spok�j. Oczywi�cie, brzeg strumienia by� najlepszym miejscem dla kowala. Gdyby nie woda, ku�nie mog�yby stawa� w ka�dym miejscu. �elazo przyje�d�a�o na wozie kupca prosto z Nowych Niderland�w, a w�giel drzewny... nigdy nie brakowa�o farmer�w, ch�tnych do wymiany w�gla drzewnego na dobr� podkow�. Ale woda... tego potrzebowa� kowal, a nikt nie m�g� mu jej przywie��. Wi�c oczywi�cie ustawili ku�ni� poni�ej �r�dlanej szopy, gdzie to dzy� dzy� dzy� mog�o j� obudzi�. I mog�o na nowo roznieci� ogie� w jedynym miejscu, gdzie zwykle przygasa� i zmienia� si� niemal w zimny, mokry popi�. Huk gromu. W jednej sekundzie znalaz�a si� ko�o drzwi. Musia�a zobaczy� b�yskawic�. Pochwyci�a jeszcze ostatni cie� �wiat�a, wiedzia�a jednak, �e b�d� nast�pne. Chyba niedawno min�o po�udnie... a mo�e przespa�a ca�y dzie�? Przy tych czarnych chmurach trudno by�o zgadn��; r�wnie dobrze mog�y mija� ostatnie chwile zmierzchu. Powietrze a� mrowi�o, czekaj�c na b�ysk. Zna�a to uczucie i wiedzia�a, �e piorun trafi� gdzie� blisko. Spojrza�a w d�, by sprawdzi�, czy stajnia jest nadal pe�na koni. By�a. Podkuwanie jeszcze si� nie sko�czy�o, droga zmieni si� w bagno, a zatem farmer z Zachodniego Rozstaja i jego dw�ch syn�w utkn�li tu na dobre. Nie wyrusz� do domu w taki dzie�, gdy b�yskawica tylko czeka, �eby podpali� puszcz�, zwali� na nich drzewo, albo po prostu porazi� i zostawi� martwych, jak tych pi�ciu kwakr�w. o kt�rych wci�� opowiadaj� ludzie. A przecie� wypadek zdarzy� si� jeszcze w latach dziewi��dziesi�tych, kiedy przybyli pierwsi biali osadnicy. Ludzie ci�gle m�wili o Kr�gu Pi�ciu i w og�le. Niekt�rzy zastanawiali si�, czy to B�g w gniewie nie powali� kwakr�w widz�c, �e nic innego ich nie uciszy. A inni s�dzili, �e B�g zabra� ich do Nieba, jak pierwszego Lorda Protektora Olivera Cromwella, Klery w wieku dziewi��dziesi�ciu siedmiu lat zosta� trafiony przez piorun i zwyczajnie znikn��. Nie: farmer i jego duzi ch�opcy zostan� na noc. Ma�a Peggy by�a przecie� c�rk� ober�ysty, prawda? Mali Indianie ucz� si� polowa�, Murzyni�tka nosi� ci�ary, dzieci farmer�w przewidywa� pogod�, a c�rka ober�ysty umie pozna�, kt�rzy go�cie zostan� na noc, zanim jeszcze oni sami o tym wiedz�. Konie tupa�y w stajni, parska�y i ostrzega�y si� nawzajem przed burz�. W ka�dej grupie koni, my�la�a ma�a Peggy, musi by� jeden wyj�tkowo g�upi, a pozosta�e t�umacz� mu, co si� dzieje. Wielka burza, m�wi�y. Wszystkie przemokniemy, je�eli b�yskawica wcze�niej nas nie trafi. A ten g�upi ci�gle nie rozumia� i powtarza� w k�ko: Co to za ha�as? Co to za ha�as? A potem niebo otworzy�o si� szeroko i wyla�o na ziemi� ca�� wod�. Chlusn�a tak mocno, �e pozrywa�a li�cie z drzew. Przez g�st� ulew� ma�a Peggy nie widzia�a nawet ku�ni. Pomy�la�a, �e mo�e woda zmy�a ku�ni� do strumienia. Dziadunio opowiada� jej kiedy�, �e strumie� p�ynie wprost do Hatrack, Hatrack wlewa si� do Hio, a Hio pcha si� przez lasy do Mizzipy, kt�ra sp�ywa ju� do samego morza. Dziadunio t�umaczy� te�, jak to morze pije tyle wody, �e a� dostaje niestrawno�ci i odbija mu si� najg�o�niej na �wiecie. To, co wychodzi, to w�a�nie chmury. Czkawka morza. A teraz ku�nia po�egluje t� drog�, zostanie po�kni�ta i wyczkni�ta, a kiedy�, gdy Peggy b�dzie si� zajmowa� w�asnymi sprawami, jaka� chmura otworzy si� i wypluje ku�ni�. A w niej eleganckiego Makepeace'a Smitha dzy� dzy� dzyni�cego jak zwykle. Po chwili deszcz zel�a� odrobin� i ma�a Peggy spojrza�a w d�, �eby sprawdzi�, czy ku�nia jeszcze tam stoi. Ale zobaczy�a co� zupe�nie innego. Zobaczy�a iskierki ognia daleko w lesie, w dole strumienia, w stron� Hatrack. Niedaleko brodu, chocia� dzisiaj br�d by� nie do przej�cia. Nie w tej ulewie. Iskry, wiele iskier, a ona wiedzia�a, �e ka�da z nich jest cz�owiekiem. Nie musia�a ju� w�a�ciwie o tym my�le�, kiedy patrzy�a uwa�nie na p�omienie ich serc. Mo�e to przysz�o��, mo�e przesz�o�� - wszystkie wizje �y�y wsp�lnie w p�omieniach serc. To, co widzia�a teraz, by�o takie samo we wszystkich sercach tych ludzi. W�z na �rodku Hatrack, wzbieraj�ca woda, a na wozie wszystko co mieli na �wiecie. Ma�a Peggy nie m�wi�a wiele, ale wszyscy wiedzieli, �e jest �agwi�, wi�c s�uchali, kiedy opowiada�a o k�opotach. Zw�aszcza takich. Pewno, osady w tej okolicy by�y ju� stare, sporo starsze od ma�ej Peggy. Ale nikt nie zapomnia�, �e w�z porwany przez wod� tu strata dla wszystkich. P�dem zbieg�a ze wzg�rza; przeskakiwa�a nory �wistak�w i zje�d�a�a po b�ocie w bardziej stromych miejscach. Dlatego stan�a w drzwiach ku�ni, nim min�o cho�by dwadzie�cia sekund. Farmer z Zachodniego Rozstaja chcia�, �eby zaczeka�a, a� sko�czy opowiada� o gorszych burzach, kt�re w �yciu widywa�, Ale Makepeace wiedzia� o ma�ej Peggy Wys�ucha� uwa�nie, a potem kaza� ch�opcom siod�a� konie, podkute czy nie, bo ludzie utkn�li w brodzie i nie ma czasu na g�upstwa. Ma�a Peggy nie zd��y�a nawet zobaczy�, jak odje�d�aj� - Makepeace pos�a� j� do domu, �eby zawiadomi�a ojca, wszystkich robotnik�w i go�ci. Nie by�o w�r�d nich ani jednego, kt�ry kiedy� nie za�adowa�by na w�z wszystkiego co mia� na tym �wiecie, i nie wyruszy� na zach�d przez g�rskie drogi, do tej puszczy. Ani jednego, kt�ry nie czu� kiedy�, jak rzeka wsysa ten w�z i chce go porwa�. Wszyscy zebrali si� od razu. Tak w�a�nie wtedy bywa�o. Ludzie zauwa�ali cudze k�opoty r�wnie szybko, jak w�asne. Rozdzia� 4 Hatrack Vigor dowodzi� ch�opcami, kt�rzy pr�bowali pcha� w�z, a Eleanor pop�dza�a konie. Alvin Miller jedn� po drugiej przenosi� dziewczynki w bezpieczne miejsce na brzegu. Pr�d by� diab�em i szepta�: Porw� twoje dzieci, porw� je wszystkie, ale Alvin odpowiada�: Nie. Ka�dym mi�niem swego cia�a zaprzecza� gro�nym s�owom, ka�dym mi�niem pr�cym ku brzegowi, A� wreszcie przemoczone dziewczynki sta�y na wzniesieniu, a woda sp�ywa�a im po twarzach niby �zy wszelkich zgryzot tego �wiata. Przeni�s�by tak�e Faith razem z dzieckiem w jej brzuchu i ca�� reszt�, ale nie chcia�a si� ruszy�. Siedzia�a w wozie, zapieraj�c si� o burty i meble, a platforma ko�ysa�a si� i podskakiwa�a. Trzaska�y b�yskawice i p�ka�y konary drzew; jeden z nich rozerwa� p��tno i woda chlusn�a do wn�trza wozu, ale Faith trzyma�a si� pobiela�ymi z wysi�ku palcami, patrz�c nieruchomo przed siebie. To spojrzenie m�wi�o wyra�nie, �e Alvin w �aden spos�b nie zdo�a jej nam�wi�, by wysz�a. By� tylko jeden spos�b, by wyci�gn�� z rzeki Faith i nie narodzone dziecko: ruszy� ten przekl�ty w�z. - Tato! Konie nie maj� si� o co zaprze�! - krzykn�� Vigor. - Potykaj� si� tylko i w ko�cu kt�ry� z�amie nog�! - Nie wydostaniemy si� bez koni! - Konie to ju� co�. Je�li je tu zostawimy, stracimy i konie, i w�z. - Mama nie chce zej�� z wozu! Dostrzeg� zrozumienie we wzroku syna. Rzeczy w wozie nie by�y warte, by ryzykowa� dla nich �yciem. Mama tak. - Mimo wszystko - nie ust�powa� ch�opak. - Na brzegu konie poci�gn� mocniej. Tu, w wodzie, nic nie pomog�. - Niech ch�opcy je wyprz�gn�. Ale najpierw przywi�� lin� do drzewa, �eby przytrzyma� w�z. Nie min�y nawet dwie minuty, a ju� Wastenot i Wantnot byli na brzegu i mocowali lin� do t�giego pnia. David i Measure wi�zali drug� do ko�skiej uprz�y, a Calm odcina� rzemienie, ��cz�ce zaprz�g z wozem. Dobre ch�opaki; robili dok�adnie to co trzeba. Vigor wydawa� rozkazy, gdy Alvin m�g� tylko patrze�, stoj�c bezradnie z ty�u. Pilnowa� Faith, kt�ra stara�a si� nie rodzi�, nie na rzece, pr�buj�cej porwa� ich wszystkich do piek�a. Niedu�a rzeczka, zapewnia� Vigor, ale potem nadp�yn�y chmury, lun�� deszcz i Hatrack sta�a si� spor� rzek�. Nawet wtedy jednak wydawa�a si� �atwa do przej�cia. Konie ci�gn�y mocno i Alvin w�a�nie powiedzia� do Calma, kt�ry trzyma� lejce: "Dojechali�my w ostatniej chwili", kiedy to woda oszala�a. Pr�d ni�s� dwa razy silniej, spieni�y si� fale. Konie wpad�y w panik�, straci�y orientacj� i zacz�y szarpa� w r�ne strony. Ch�opcy skoczyli, �eby doprowadzi� je do brzegu, ale w�z straci� ju� rozp�d, a ko�a zapad�y si� w mu� i utkn�y. Tak, jakby rzeka wiedzia�a, �e nadje�d�aj� i zachowa�a ca�� w�ciek�o�� na moment, gdy znajd� si� w samym �rodku i nie b�d� mogli uciec. - Uwaga! Uwaga! - wrzasn�� z brzegu Measure. Alvin spojrza� w g�r�, �eby sprawdzi�, jakie nowe diabelstwo wymy�li�a rzeka. Zobaczy� p�yn�ce z pr�dem ca�e drzewo, niby taran kieruj�ce swe korzenie w �rodek wozu - dok�adnie w to miejsce, gdzie siedzia�a Faith, z trudem hamuj�ca por�d. Alvin nie potrafi� jej pom�c, w �aden spos�b nie potrafi�. M�g� tylko ile si� w p�ucach wykrzykiwa� imi� �ony. Mo�e w g��bi serca wierzy�, �e p�ki utrzyma na wargach jej imi�, utrzyma i j� przy �yciu. Ale nie mia� nadziei. �adnej. Lecz Vigor nie wiedzia�, �e nie ma nadziei. Skoczy�, gdy pie� dzieli�o od wozu nie wi�cej ni� pi�� metr�w. Trafi� tu� powy�ej korzeni. Si�a jego skoku odchyli�a nieco k�od�, potem okr�ci�a, okr�ci�a i odchyli�a od wozu. Oczywi�cie, drzewo wci�gn�o Vigora pod wod� - ale korzenie min�y w�z, a pie� bokiem zahaczy� o burt�. Potem sp�yn�� do brzegu i hukn�� o zag��biony w ziemi g�az. Alvin sta� dwadzie�cia metr�w dalej, ale od tego dnia pami�ta� wszystko, jakby by� tu� obok: drzewo wal�ce o kamie� i Vigora mi�dzy nimi. Tylko u�amek sekundy, d�ugi jak ca�e �ycie; rozszerzone zdziwieniem oczy syna, krew p�yn�ca z ust i plami�ca drzewo, kt�re go zabi�o. Potem Hatrack pchn�a pie� w pr�d wody. Vigor znikn�� pod powierzchni�. Pozosta�a tylko wpl�tana w korzenie r�ka; wygl�da�o to, jakby s�siad macha� na po�egnanie po kr�tkiej wizycie. Alvin z tak� uwag� �ledzi� wzrokiem konaj�cego syna, �e nie zauwa�y� nawet, co dzieje si� z nim samym. Uderzenie pnia wystarczy�o, by wyrwa� z mu�u ko�a, a pr�d porwa� w�z i poni�s� go w d�. Alvin przywar� do tylnej klapy, Faith szlocha�a w �rodku, Eleanor na ko�le wrzeszcza�a z ca�ej si�y, a ch�opcy na brzegu co� krzyczeli. - Trzymaj! Trzymaj! Trzymaj! Lina wytrzyma�a; wytrzyma�a z jednym ko�cem obwi�zanym wok� mocnego drzewa, a drugim przymocowanym do osi. Rzeka nie zdo�a�a porwa� wozu; zakr�ci�a nim za to ku brzegowi tak, jak malcy kr�c� kamieniem na sznurku. Uderzyli o ziemi� i zatrzymali si� dyszlem pod pr�d. - Wytrzyma�a! - wo�ali ch�opcy. - Bogu niech b�d� dzi�ki! - krzykn�a Eleanor. - Dziecko nadchodzi - szepn�a Faith. Ale Alvin s�ysza� jedynie kr�tki, s�aby krzyk, kt�ry by� ostatnim d�wi�kiem wydanym przez jego pierworodnego. Widzia� tylko swojego ch�opaka, przyci�ni�tego do pnia i wiruj�cego, wiruj�cego w wodzie. I potrafi� wym�wi� tylko jedno s�owo, jedno polecenie. - �yj - szepn��. Vigor zawsze by� pos�uszny. Solidny robotnik, weso�y towarzysz, bardziej przyjaciel ni� syn. Tym razem jednak Alvin wiedzia�, �e syn nie pos�ucha. Mimo to wyszepta�: - �yj. - Jeste�my bezpieczni? - zapyta�a dr��cym g�osem Faith. Alvin spojrza� na ni�, pr�buj�c zetrze� z twarzy wyraz b�lu. Nie musi wiedzie�, jak� cen� zap�aci� Vigor, by ocali� j� i dziecko. Przyjdzie na to czas po porodzie. - Czy mo�esz wysi��� z wozu? - Co si� sta�o? - Faith spojrza�a na niego z uwag�. - Przestraszy�em si�. Drzewo mog�o nas zabi�. Mo�esz wysi��� teraz, kiedy tkwimy przy brzegu? Eleanor zajrza�a do wn�trza. - Mamo, David i Calm czekaj� na brzegu. Pomog� ci. Lina na razie trzyma, ale nie wiadomo jak d�ugo. - Id�, matko, to tylko jeden krok - doda� Alvin. - Szybciej poradzimy sobie z wozem, je�li b�dziemy pewni, �e nic ci nie grozi. - Dziecko nadchodzi - powt�rzy�a Faith. - Lepiej na brzegu ni� tutaj - odpar� ostro Alvin. - Id� ju�. Faith wsta�a i niezgrabnie przesz�a do przodu. Alvin post�powa� tu� za ni�, by j� podtrzyma�, gdyby straci�a r�wnowag�. Nawet on widzia�, jak bardzo opad� jej brzuch. Dziecko ju� pewnie przepycha si� na �wiat. David i Calm nie byli sami na brzegu. Zjawili si� jacy� obcy, silni m�czy�ni z ko�mi. Mieli nawet ma�y pow�z, co Alvin dostrzeg� z ulg�. Nie wiedzia�, kim s� ci ludzie ani sk�d wiedzieli, �e potrzebna jest pomoc, ale nie marnowa� czasu na pytania. - Ludzie! Czy w zaje�dzie jest akuszerka? - Pani Guester pomaga przy porodach - odpowiedzia� jeden z nich. Ogromny m�czyzna o ramionach jak nogi bawo�u. Z pewno�ci� kowal. - Mo�ecie zawie�� tym wozem moj� �on�? Nie ma chwili do stracenia. - Alvin wiedzia�, �e nie wypada tak otwarcie m�wi� przy m�czyznach o porodzie, zw�aszcza w obecno�ci kobiety, kt�ra w�a�nie ma powi� dziecko. Ale Faith nie by�a g�upia - wiedzia�a, co jest najwa�niejsze. A w tej chwili najbardziej si� liczy�o, by mo�liwie szybko u�o�y� j� w ��ku, pod opiek� do�wiadczonej akuszerki. David i Calm ostro�nie podprowadzili matk� do wozu. Faith zatacza�a si� z b�lu. Kobiety rodz�ce nie powinny przeskakiwa� z koz�a wozu na brzeg rzeki - to by�o jasne. Eleanor sz�a tu� za ni�. Przej�a dowodzenie, jak gdyby nie by�a m�odsza od wszystkich ch�opc�w z wyj�tkiem bli�ni�t. - Measure! Zbierz dziewcz�ta. Pojad� z nami wozem. Wastenot i Wantnot, wy te�. Wiem, �e mogliby�cie pom�c starszym, ale kto� musi uwa�a� na siostry, kiedy ja b�d� si� zajmowa� mam�. Eleanor nie nale�a�o lekcewa�y�. Sytuacja by�a tak powa�na, �e nie nazwali jej nawet tak jak zwykle Eleonor� Akwita�sk�. Pos�uchali bez protest�w. Dziewcz�ta zaprzesta�y swych k��tni i natychmiast wsiad�y na w�z. Eleanor przystan�a jeszcze na moment i spojrza�a w stron� ojca, kt�ry sta� nieruchomo na ko�le. Popatrzy�a na rzek�, potem znowu na niego. Alvin zrozumia� pytanie i pokr�ci� przecz�co g�ow�. Faith nie powinna wiedzie� o ofierze Vigora. Niechciane �zy nap�yn�y mu do oczu, lecz oczy Eleanor pozosta�y suche. Mia�a dopiero czterna�cie lat, ale kiedy nie chcia�a p�aka�, to nie p�aka�a. Wastenot krzykn�� na konia i lekki w�z skoczy� do przodu. Faith krzywi�a si�, dziewczynki j� g�aska�y, a deszcz la� jak z cebra. Kiedy kobieta obejrza�a si� na m�a, jej wzrok by� pos�pny niby spojrzenie krowy i r�wnie bezmy�lny. Alvin s�dzi�, �e w takich chwilach jak por�d kobieta zmienia si� w zwierz�: przestaje my�le�, a cia�o przejmuje kontrol� i robi, co nale�y. Czy� inaczej mog�aby znie�� b�l? Duch ziemi opanowywa� jej dusz�, tak jak w�ada� ju� duszami zwierz�t. Czyni� j� cz�ci� �ycia ca�ego �wiata, odcina� od rodziny, od m�a, od wszelkich wi�z�w ludzkiej rasy, by poprowadzi� w dolin� dojrza�o�ci, plon�w, ��cia i krwawej �mierci. - Jest ju� bezpieczna - odezwa� si� kowal. - I mamy do�� koni. �eby wyci�gn�� wasz w�z. - Zel�a�o - zauwa�y� Measure. - Deszcz przechodzi, a pr�d ju� nie jest taki silny. - Od razu si� poprawi�o, kiedy wasza �ona zesz�a na brzeg - stwierdzi� cz�owiek wygl�daj�cy na farmera. - Deszcz przechodzi, to pewne. - Najgorsz� pogod� przetrwali�cie na wodzie - doda� kowal. - Ale ju� wszystko w porz�dku. We� si� w gar��, jest jeszcze du�o roboty. Dopiero wtedy Alvin przyszed� do siebie. Zauwa�y�, �e p�acze. Du�o roboty, to fakt. We� si� w gar��, Alvinie Millerze. Nie jeste� s�abeuszem, �eby si� rozczula� jak dziecko. S� ludzie, kt�rzy stracili po tuzinie dzieci, a przecie� �yli dalej. Ty mia�e� dwana�cioro, a Vigor �y� jak prawdziwy m�czyzna, cho� nie zd��y� si� o�eni� i mie� w�asnych dzieci. Mo�e Alvin szlocha�, gdy� Vigor zgin�� tak szlachetnie; mo�e p�aka�, bo zgin�� tak nagle. David dotkn�� ramienia kowala. - Zostawcie go na chwil� - szepn��. - Nieca�e dziesi�� minut temu woda porwa�a naszego najstarszego brata. Zapl�ta� si� w niesione pr�dem drzewo. - Wcale si� nie zapl�ta� - rzuci� ostro Alvin. - Skoczy� na to drzewo, �eby ratowa� w�z i twoj� matk�, kt�ra by�a w �rodku. A rzeka mu odp�aci�a. W�a�nie tak: ukara�a go. - Uderzy�o nim o tamten g�az - wyja�ni� cicho Calm. Wszyscy spojrzeli. Kamie� wygl�da� tak niewinnie... nie by�o nawet �lad�w krwi. - Hatrack ma paskudny charakter - stwierdzi� kowal. - Ale jeszcze nigdy nie widzia�em jej r�wnie wzburzonej. Przykro mi z powodu waszego ch�opaka. Ni�ej jest takie szerokie zakole, gdzie z pewno�ci� si� zatrzyma. Wszystko, co porwie rzeka, tam w�a�nie zostaje. Kiedy przejdzie burza, mo�emy p�j�� i przynie�� jego... przynie�� go z powrotem. Alvin wytar� oczy r�kawem, ale niewiele to da�o, jako �e by� zupe�nie przemoczony. - Dajcie mi jeszcze minut�, a pomog� wam - poprosi�. Zaprz�gli dodatkowo dwa konie i czw�rka zwierz�t bez trudu wyci�gn�a w�z ze s�abn�cego nurtu. Zanim stan�� czterema ko�ami na drodze, przez chmury zaczyna�o ju� przebija� s�o�ce. - Co� takiego - mrukn�� kowal. - Je�li komukolwiek nie podoba si� tutejsza pogoda, wystarczy chwil� poczeka�. Na pewno si� zmieni. - Nie tym razem - mrukn�� ponuro Alvin. - Ta burza czeka�a w�a�nie na nas. Kowal obj�� go ramieniem. - Nie obra�cie si� - powiedzia� bardzo �agodnie. - Ale to gadanie wariata. Alvin strz�sn�� jego r�k�. - Burza i rzeka chcia�y nas zabi�. - Tato - wtr�ci� David. - Jeste� zm�czony i za�amany. Lepiej nic nie m�w, dop�ki nie dotrzemy do zajazdu i nie sprawdzimy, co z mam�. - Dziecko b�dzie ch�opcem - o�wiadczy� Alvin. - Zobaczysz. By�by si�dmym synem si�dmego syna. To od razu zwr�ci�o ich uwag�, tego kowala i pozosta�ych tak�e. Ka�dy wiedzia�, �e si�dmy syn posiada pewne dary, ale si�dmy syn si�dmego syna to najniezwyklejsze urodziny, jakie mo�na sobie wyobrazi�. - To zmienia posta� rzeczy - przyzna� kowal. - Urodzi�by si� r�d�karzem, a tego woda nie cierpi. Inni zgodnie pokiwali g�owami. - Woda osi�gn�a, co chcia�a. Osi�gn�a i zwyci�y�a. Gdyby zdo�a�a, zabi�aby Faith i dziecko. A �e nie potrafi�a, to c�, zabi�a mojego ch�opaka, Vigora. I teraz, kiedy przyjdzie dziecko, b�dzie sz�stym synem, bo mam tylko pi�ciu �ywych. - Niekt�rzy m�wi�, �e to �adna r�nica, czy pierwszych sze�ciu �yje czy nie. Alvin milcza�, ale wiedzia�, �e r�nica jest ogromna. Mia� nadziej�, �e ten syn b�dzie cudownym dzieckiem, ale rzeka ju� zadba�a, by tak si� nie sta�o. Kiedy woda nie powstrzyma ci� w jeden spos�b, na pewno spr�buje innego. Nie powinien by� liczy� na cud. Zbyt wysok� cen� musia� zap�aci�. Przez ca�� drog� mia� przed oczami Vigora pochwyconego w korzenie drzewa; wirowa� w nurcie jak li�� pochwycony wiatrem, a krew p�yn�a mu z ust, by zaspokoi� mordercze pragnienie Hatrack. Rozdzia� 5 Czepek Ma�a Peggy sta�a przy oknie i obserwowa�a burz�. Widzia�a wszystkie te p�omienie serc, zw�aszcza jeden, jasny jak s�o�ce. Ale otacza�a je ciemno��. Nie, nawet nie ciemno�� - pustka, jakby B�g nie doko�czy� stwarzania tej cz�ci Wszech�wiata. Pustka wirowa�a wok� �wiate�ek, pr�buj�c oderwa� je od siebie, rozrzuci� i poch�on��. Ma�a Peggy rozumia�a, czym jest ta pustka. Kiedy widzia�a gor�ce, ��te p�omienie serc, dostrzega�a te� inne kolory. G��boki, ciemny pomara�cz ziemi. Wyblak�� szaro�� powietrza. I bezdenn�, czarn� nico�� wody. To woda ich teraz atakowa�a. Rzeka... ale ma�a Peggy nie pami�ta�a jej tak czarnej, tak pot�nej i strasznej. P�omienie serc by�y male�kimi �wiate�kami w�r�d nocy. - Co widzisz, moje dziecko? - zapyta� dziadunio. - Rzeka ich porwie. - Mam nadziej�, �e nie. Ma�a Peggy zacz�a p�aka�. - Sama widzisz - westchn�� dziadunio. - Nie zawsze jest tak wspaniale, kiedy si� widzi daleko. Prawda? Pokr�ci�a g�ow�. - Ale mo�e nie b�dzie tak �le jak my�lisz. W�a�nie w tej chwili zobaczy�a, jak jeden p�omyk serca odrywa si� od pozosta�ych i spada w ciemno��. - Oj! - krzykn�a i wyci�gn�a r�k�, jak gdyby mog�a pochwyci� �wiat�o i przesun�� je z powrotem. Ale nie mog�a, oczywi�cie. Widzia�a daleko i wyra�nie, ale nie potrafi�a tam si�gn��. - S� straceni? - chcia� wiedzie� dziadunio. - Jeden - szepn�a ma�a Peggy. - Czy Makepeace i reszta ju� dotarli? - W�a�nie teraz - odpar�a. - Lina nie p�k�a. S� ju� bezpieczni. Dziadunio nie pyta�, sk�d wie, ani co zobaczy�a. Poklepa� j� tylko po ramieniu. - S� bezpieczni, poniewa� o tym powiedzia�a�. Pami�taj, Margaret. Jeden zgin��, ale gdyby� ich nie zobaczy�a i nie wys�a�a pomocy, mogliby zgin�� wszyscy. Potrz�sn�a g�ow�. - Powinnam wcze�niej pos�a� pomoc, dziaduniu. Ale zasn�am. - I czujesz si� winna? - Powinnam pozwoli� Krwawej Mary, �eby mnie podzioba�a. Tatu� by si� nie rozz�o�ci�, wi�c nie posz�abym do �r�dlanej szopy, wi�c bym nie zasn�a, wi�c wys�a�abym pomoc na czas... - Wszyscy mo�emy tworzy� takie �a�cuszki pretensji. To bez sensu. Ale wiedzia�a, �e to ma sens. Nie winisz �lepca, je�li ci� nie ostrze�e, �e zaraz nadepniesz na w�a. Ale masz pretensje, je�li nie uprzedzi ci� nawet s��wkiem kto� o zdrowych oczach. Ma�a Peggy zna�a swoje obowi�zki od pierwszej chwili, gdy zrozumia�a, �e widzi co�, czego inni nie potrafi� dostrzec. B�g da� jej wyj�tkowe oczy, wi�c powinna patrze� i ostrzega�. Inaczej diabe� porwie jej dusz�. Diabe� albo g��bokie, czarne morze. - Bez sensu - powt�rzy� dziadunio i nagle podskoczy�, jakby kto� uk�u� go wyciorem. - �r�dlana szopa! - zawo�a�. - Naturalnie. - Przyci�gn�� dziewczynk� do siebie. - Pos�uchaj mnie, ma�a Peggy. Prawda jest taka, �e nie by�o w tym twojej winy. Ta sama woda p�ynie w Hatrack i w strumyku �r�dlanej szopy. To jest ta sama woda, na ca�ym �wiecie. Ta sama, kt�ra chcia�a ich zabi�. Wiedzia�a, �e mo�esz ich ostrzec i wys�a� pomoc. Wi�c �piewa�a dla ciebie i pos�a�a w sen. Owszem, to brzmia�o do�� rozs�dnie. - Jak to mo�liwe, dziaduniu? - To tkwi w naturze wody. Ca�y Wszech�wiat stworzony jest tylko z czterech rodzaj�w materii, a ka�dy rodzaj chce zwyci�y� pozosta�e. Peggy pomy�la�a o kolorach, kt�re widzia�a, gdy patrzy�a na p�omienie serc. I nim jeszcze dziadunio je wymieni�, wiedzia�a, co to za cztery rodzaje materii. - Ogie� czyni rzeczy gor�cymi i jasnymi. I spala je. Powietrze czyni rzeczy ch�odnymi i wkrada si� wsz�dzie. Ziemia czyni je pewnymi i silnymi, by mog�y trwa�. Ale woda je porywa; pada z nieba i zabiera wszystko co pochwyci, zabiera i niesie w d�, do morza. Gdyby zwyci�y�a woda, ca�y �wiat sta�by si� g�adki: jeden wielki ocean i nic poza zasi�giem wody. Wszystko martwe i g�adkie. Dlatego usn�a�. Woda chce porwa� tych obcych, kimkolwiek s�; porwa� ich i zabi�. To cud, �e w og�le si� zbudzi�a�. - Zbudzi� mnie m�ot kowala - wyja�ni�a ma�a Peggy. - W�a�nie! Kowal pracuje z �elazem, czyli najtwardsz� ziemi�, w ognistym podmuchu powietrza z miech�w, z ogniem tak gor�cym, �e wypala traw� wok� paleniska. Woda nie mog�a go dosi�gn�� ani uciszy�. Ma�a Peggy z trudem mog�a w to uwierzy�, ale tak musia�o by�. Kowal wyrwa� j� z wodnego snu. Kowal jej pom�g�. To �mieszne, ale w owej chwili by� jej przyjacielem. Na ganku rozleg�y si� jakie� wo�ania, kto� otworzy� i zamkn�� drzwi. - Przyjechali ju� - stwierdzi� dziadunio. Ma�a Peggy zobaczy�a na dole p�omienie serc i odszuka�a ten jeden, z najmocniejszym l�kiem i cierpieniem. - To ich mama - o�wiadczy�a. - B�dzie rodzi�. - Popatrz, jakie to szcz�cie. Stracili jednego, a ju� nadchodzi drugi, by �mier� zast�pi� �yciem. - Dziadunio pocz�apa� do drzwi, by pom�c na dole. Ma�a Peggy sta�a nieruchomo, wpatruj�c si� w to, co zobaczy�a w oddali. Zagubiony p�omyk wcale nie zgas�; by�a tego pewna. Widzia�a, jak jarzy si� blaskiem, mimo wysi�k�w ciemno�ci, pr�buj�cej go poch�on��. Wypad�a z pokoju, wyprzedzi�a dziadunia i zbieg�a po schodach. Kiedy wbieg�a do du�ej sali, mama chwyci�a j� za rami�. - Szykuje si� por�d - powiedzia�a. - B�dziesz potrzebna. - Ale mamo, ten, kt�rego porwa� pr�d, jeszcze �yje! Dwaj ch�opcy o identycznych twarzach wtr�cili si� do rozmowy. - Porwany z pr�dem! - zawo�a� jeden. - Jeszcze �yje! - zdumia� si� drugi. - Sk�d wiesz? - To niemo�liwe! Przekrzykiwali si� wzajemnie, a� mama musia�a ich uciszy�, �eby zrozumie�, o czym m�wi�. - To by� Vigor, nasz najstarszy brat. Znios�o go... - �yje - o�wiadczy�a ma�a Peggy. - Ale pochwyci�a go rzeka. Bli�niaki spojrza�y na mam�, szukaj�c potwierdzenia. - Mo�na jej wierzy�, pani Guester? Mama skin�a g�ow�, a ch�opcy pognali do drzwi, krzycz�c: - On �yje! Jeszcze �yje! - Jeste� pewna? - zapyta�a surowo mama. - To okrutne, wlewa� im w serca nadziej�, je�li to nie jest prawda... Ale wtedy do sali wszed� dziadunio. - Daj spok�j, Peg - powiedzia�. - Sk�d by wiedzia�a, �e porwa�a go rzeka, gdyby tego nie zobaczy�a? - Wiem - przyzna�a mama. - Ale teraz mam co innego na g�owie. Ta kobieta ju� zbyt d�ugo powstrzymuje por�d. Musz� si� zaj�� dzieckiem, wi�c chod�, ma�a Peggy. Musisz powiedzie�, co zobaczysz. Ma�a Peggy ruszy�a za ni� do sypialni obok kuchni, gdzie spali mama i tato, kiedy go�cie zostawali na noc. Kobieta le�a�a w ��ku, mocno �ciskaj�c d�o� dziewczynki o ciemnych, powa�nych oczach. Ma�a Peggy nie zna�a ich twarzy, ale rozpozna�a p�omienie serc, zw�aszcza b�l i l�k rodz�cej. - Kto� krzycza� - szepn�a kobieta. - Uspok�j si� - poleci�a mama. - O tym, �e jeszcze �yje. Powa�na dziewczynka unios�a brew i spojrza�a na mam�. - Czy to prawda, pani Guester? - Moja c�rka jest �agwi�. Dlatego j� tu przyprowadzi�am. �eby spojrza�a na dziecko. - Czy widzia�a mojego syna? Czy on �yje? - My�la�am, �e masz jej nie m�wi�, Eleanor - rzuci�a mama. Dziewczynka pokr�ci�a g�ow�. - Widzia�a z wozu. On �yje? - Powiedz im, Margaret - poleci�a mama. Ma�a Peggy obejrza�a si�, szukaj�c p�omienia serca ch�opca. Kiedy patrzy�a w ten spos�b, przestawa�y istnie� �ciany. P�omie� wci�� gorza�, cho� wiedzia�a, �e jest bardzo daleko. Tym razem jednak zbli�y�a si� do niego, jak to potrafi�a, i przyjrza�a dok�adnie. - Jest w wodzie. Zapl�tany w korzenie. - Vigor! - krzykn�a rodz�ca. - Rzeka chce go zabi�. Rzeka powtarza: Gi�, gi�. Mama dotkn�a ramienia kobiety. - Bli�ni�ta pobieg�y zawiadomi� pozosta�ych. Wy�l� ludzi na poszukiwania. - W ciemno�ci! - rzuci�a pogardliwie kobieta. Ma�a Peggy przem�wi�a znowu. - On si� chyba modli. Powtarza... si�dmy syn. - Si�dmy syn - szepn�a Eleanor. - Co to znaczy? - spyta�a mama. - Je�li urodzi si� ch�opiec - wyja�ni�a Eleanor - i to zanim umrze Vigor, b�dzie si�dmym synem si�dmego syna. I wszystkich sze�ciu pierwszych b�dzie �ywych. Mama g�o�no wci�gn�a powietrze. - Nic dziwnego, �e rzeka... Nie musia�a ko�czy�. Wzi�a ma�� Peggy za r�k� i podprowadzi�a do ��ka. - Popatrz na to dziecko i sprawd�, co zobaczysz. Ma�a Peggy ju� wcze�niej robi�a takie rzeczy. Do tego g��wnie wykorzystywano �agwie: �eby patrze� na nie narodzone dzieci w chwili porodu. Po cz�ci dlatego, by wiedzie�, jak s� u�o�one w �onie matki. A tak�e dlatego, �e niekiedy �agiew odgadywa�a, kim jest i kim b�dzie dziecko, potrafi�a opowiedzie� historie z przysz�ych czas�w. Peggy widzia�a p�omie� serca dziecka, zanim jeszcze dotkn�a brzucha kobiety. To ten p�omie� zauwa�y�a wcze�niej; pali� si� tak jasny i gor�cy, �e w por�wnaniu z p�omieniem matki by� jak s�o�ce wobec ksi�yca. - To ch�opiec - oznajmi�a. - Wi�c niech go urodz� - szepn�a kobieta. - Niech zaczerpnie tchu, p�ki oddycha Vigor. - Jak le�y dziecko? - spyta�a mama. - Tak jak trzeba - uspokoi�a j� ma�a Peggy. - G��wk� do przodu? Twarz� w d�? Ma�a Peggy przytakn�a. - Czemu wi�c nie wychodzi? - chcia�a wiedzie� mama. - Ona kaza�a mu czeka�. - Ma�a Peggy spojrza�a na rodz�c�. - Na wozie - wyja�ni�a kobieta. - Pcha� si� na �wiat, wi�c rzuci�am zakl�cie. - Powinna� mi od razu powiedzie� - zirytowa�a si� mama. - Mam ci pom�c, a nie m�wisz nawet, �e dziecko jest pod zakl�ciem. Ty, dziewczyno! Pod �cian� sta�o kilka dziewczynek, spogl�daj�cych rozszerzonymi oczyma. Nie wiedzia�y, o kt�r� mamie chodzi. - Kt�rakolwiek. Potrzebny mi jest ten �elazny klucz z k�kiem, co wisi na �cianie. Najwi�ksza niezgrabnie zdj�a go z haka i przynios�a. Mama zako�ysa�a wielkim k�kiem i kluczem nad brzuchem rodz�cej. Nuci�a cicho: Oto jest kr�g, rozwarty kr�g Wyjd� z niego, bior�c klucz z mych r�k. Niech ziemia b�dzie �elazem, niech ogie� jasno, p�onie Kiedy si� z �ona wody w powietrze wy�onisz. Kobieta krzykn�a w nag�ym ataku cierpienia. Mama odrzuci�a klucz, zerwa�a koc, unios�a kolana rodz�cej i ostro nakaza�a Peggy, by patrzy�a. Ma�a Peggy dotkn�a �ona kobiety. Umys� ch�opca by� pusty, z wyj�tkiem wra�enia nacisku i narastaj�cego ch�odu, gdy wynurza� si� na powietrze. Ale w�a�nie ta pustka pozwala�a na dostrze�enie rzeczy, kt�re ju� nigdy nie b�d� wyra�nie widoczne. Miliardy miliard�w �cie�ek jego �ycia sta�o otworem, czekaj�c na pierwsze wybory, na pierwsze przemiany �wiata wok� niego, by z ka�d� sekund� eliminowa� miliony mo�liwych przysz�o�ci. Przysz�o�� tkwi�a w ka�dym: migotliwy cie�, kt�ry widywa�a rzadko i nigdy wyra�nie, przes�aniany my�lami o chwili bie��cej. Teraz jednak, przez kilka bezcennych sekund, ma�a Peggy zobaczy�a te przysz�o�ci z pe�n� wyrazisto�ci�. I zobaczy�a �mier� na ko�cu ka�dej �cie�ki. Toni�cie, zatopienie... ka�da �cie�ka prowadzi�a to dziecko do �mierci w wodzie. - Dlaczego tak go nienawidzisz! - zap�aka�a ma�a Peggy. - Co? - zdziwi�a si� Eleanor. - Pst - uciszy�a j� mama. - Niech widzi, co ma widzie�. We wn�trzu nie narodzonego dziecka otaczaj�ca p�omie� serca ciemna plama wody wydawa�a si� przera�liwie pot�na i ma�a Peggy przestraszy�a si�, �e ca�kiem go zgasi. - Wyjmijcie go! Niech odetchnie! - zawo�a�a. Mama si�gn�a do �ona, cho� sprawia�o to rodz�cej straszliwy b�l; mocnymi palcami chwyci�a dziecko za szyj� i wyrwa�a je na zewn�trz. W tej w�a�nie chwili, gdy z duszy dziecka cofn�� si� ju� mrok wody, a jeszcze przed pierwszym oddechem, ma�a Peggy zobaczy�a, jak znika dziesi�� tysi�cy �mierci poprzez wod�. Po raz pierwszy pojawi�y si� otwarte �cie�ki, wiod�ce ku osza�amiaj�cej przysz�o�ci. A wszystkie �cie�ki nie zako�czone wczesnym zgonem mia�y jedn� wsp�ln� cech�. Na wszystkich ma�a Peggy widzia�a siebie, jak robi pewn� prost� rzecz. Zrobi�a wi�c t� rzecz. Oderwa�a d�onie od wiotkiego ju� brzucha i wcisn�a si� pod rami� mamy. W�a�nie pokaza�a si� g�owa dziecka, wci�� pokryta krwawym czepkiem, strz�pem worka mi�kkiej sk�ry, w kt�rym p�ywa�o w matczynym �onie. Ch�opiec mia� rozwarte wargi i wsysa� czepek do ust, ale b�ona nie p�ka�a. Malec nie m�g� oddycha�. Ma�a Peggy uczyni�a to, co zobaczy�a w wizji przysz�o�ci. Wyci�gn�a r�k�, chwyci�a za czepek pod brod� noworod