2941
Szczegóły |
Tytuł |
2941 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2941 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2941 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2941 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Kurt Vonnegut Jr.
Kocia Ko�yska
(prze�o�y� Lech J�czmyk)
W tej ksi��ce nie ma ani s�owa prawdy.
- Kierujcie si� w �yciu fom�, czyli
nieszkodliwym �garstwem - ono da wam
odwag�, dobro, zdrowie i szcz�cie".
(Ksi�ga Bokonona I,5)
1. DZIE�, W KT�RYM NAST�PI� KONIEC �WIATA
Mo�ecie nazywa� mnie Jonaszem. Moi rodzice nazwali mnie bardzo podobnie, bo dali mi na imi� John.
Jonasz, John - cho�bym mia� na imi� Sam, to i tak by�bym Jonaszem - nie dlatego, �ebym �ci�ga� na ludzi nieszcz�cie, ale dlatego, �e co�, albo mo�e kto�, sprawia, �e w okre�lonym czasie zjawiam si� nieomylnie w okre�lonych miejscach. Zawsze znajduj� jakie� powody do podr�y i niezb�dne �rodki transportu, czasem konwencjonalne, a czasem najzupe�niej fantastyczne. I Jonasz, zgodnie z planem, zjawia si� zawsze w odpowiednim czasie w wyznaczonym miejscu.
Pos�uchajcie:
Kiedy by�em m�odszy - dwie �ony temu, �wier� miliona papieros�w temu, trzy tysi�ce litr�w alkoholu temu...
Jednym s�owem, kiedy by�em du�o m�odszy, zacz��em zbiera� materia�y do ksi��ki pod tytu�em Dzie�, w kt�rym nast�pi� koniec �wiata.
Mia�a to by� ksi��ka dokumentalna.
Mia�a to by� relacja o tym, co porabiali r�ni wybitni Amerykanie w dniu, w kt�rym zrzucono pierwsz� bomb� atomow� na Hiroszim�.
Mia�a to by� ksi��ka chrze�cija�ska. W�wczas by�em chrze�cijaninem.
Teraz jestem bokononist�.
By�bym bokononist� i wtedy, gdybym tylko wcze�niej spotka� kogo�, kto zapozna�by mnie z gorzko-s�odkimi k�amstwami Bokonona. Jednak bokononizm nie by� znany poza obr�bem kamienistych pla� i raf koralowych, otaczaj�cych ma�� wysepk� na Morzu Karaibskim, Republik� San Lorenzo.
My, bokononi�ci, wierzymy, �e ludzko�� jest zorganizowana w zespo�y, kt�re - nie zdaj�c sobie z tego sprawy - realizuj� Wol� Boga. Bokonon nazywa taki zesp� karassem, za� kankanem, czyli narz�dziem, kt�re wprowadzi�o mnie do mego karassu, sta�a si� moja nigdy nie uko�czona ksi��ka pod tytu�em Dzie�, w kt�rym nast�pi� koniec �wiata.
2. PRZEDZIWNY MECHANIZM
"Kiedy stwierdzacie, �e wasze �ycie splata si� z �yciem innego cz�owieka bez jakiej� logicznej przyczyny - pisze Bokonon - cz�owiek ten najprawdopodobniej jest cz�onkiem waszego karassu."
W innym miejscu Ksi�ga Bokonona powiada: "Cz�owiek wymy�li� szachownic�, B�g wymy�li� karass." Oznacza to, �e karass nie uwzgl�dnia podzia��w narodowych, instytucjonalnych, zawodowych, rodzinnych i klasowych.
Jest bezkszta�tny jak ameba.
W swoim Calypso Pi��dziesi�tym Trzecim Bokonon zaprasza nas, aby�my �piewali razem z nim:
Pijak, kt�ry w parku �pi,
Kr�lowa brytyjska,
�owca, kt�ry tropi lwy
I chi�ski dentysta,
M�drek, przyg�up, pracu�, le�,
Tyran i poddany,
Chc�c czy nie chc�c tworz� ten
Przedziwny mechanizm.
Och, tak, w�a�nie tak!
W �wiecie rozsypani
Funkcjonuj� razem jak
Przedziwny mechanizm.
3. G�UPOTA
Bokonon nigdzie nie ostrzega przed pr�bami ustalenia, kto wchodzi w sk�ad naszego karassu i jakie zadanie zosta�o mu przydzielone przez wszechmog�cego Boga. Bokonon stwierdza po prostu, �e wszelkie takie pr�by s� z g�ry skazane na niepowodzenie.
W cz�ci autobiograficznej Ksi�gi Bokonona znajdujemy przypowie�� o g�upocie wszelkiego udawania, �e si� wie i rozumie:
"Zna�em kiedy� pewn� dam� z Newport w stanie Rhode Island, nale��c� do Ko�cio�a episkopalnego, kt�ra zleci�a mi zrobienie budy dla swego doga. Dama ta utrzymywa�a, �e doskonale rozumie Boga i drogi jego opatrzno�ci. Dziwi�a si�, �e kto� mo�e by� zaskoczony tym, co si� zdarzy�o, lub tym, co si� zdarzy.
Mimo to, kiedy pokaza�em jej projekt psiej budy, jak� chcia�em zbudowa�, powiedzia�a:
- Przykro mi, ale nic z tego nie rozumiem.
- Niech pani to zaniesie m�owi albo swemu pastorowi, �eby przekaza� to Panu Bogu - powiedzia�em - i je�li Pan B�g znajdzie chwil� czasu, to na pewno potrafi wyja�ni� pani konstrukcj� psiej budy w spos�b zrozumia�y nawet dla pani.
Przep�dzi�a mnie wtedy. Nigdy jej nie zapomn�. By�a przekonana, �e B�g znacznie bardziej kocha ludzi p�ywaj�cych na �agl�wkach ni� tych, kt�rzy p�ywaj� motor�wkami, a na widok d�d�ownicy podnosi�a wrzask.
Ta dama by�a g�upia, ja te� jestem g�upi i g�upi jest ka�dy, kto s�dzi, �e uda�o mu si� przejrze� zamiary Boga."
4. PIERWSZY KONTAKT
Mimo to mam zamiar przedstawi� w tej ksi��ce mo�liwie jak najwi�ksz� ilo�� os�b z mojego karassu i rozwa�y� wszystko, co mo�e pom�c nam w zrozumieniu, jaki by�, u Boga Ojca, sens ca�ej tej awantury.
Nie chcia�bym zajmowa� si� tu propagowaniem bokononizmu, musz� jednak zacz�� od pewnej przestrogi. Pierwsze zdanie Ksi�gi Bokonona brzmi: "Wszystkie prawdy, kt�re wam tutaj wy�o��, s� bezwstydnymi k�amstwami."
B�d�c bokononist�, musz� was przestrzec:
Cz�owiek, kt�ry nie potrafi zrozumie�, �e u�yteczna religia mo�e by� zbudowana na k�amstwach, nie zrozumie r�wnie� i tej ksi��ki.
Amen.
Wracajmy zatem do mojego karassu.
Bez w�tpienia wchodzi w jego sk�ad troje dzieci doktora Feliksa Hoenikkera, jednego z tak zwanych "ojc�w" pierwszej bomby atomowej. Sam doktor Hoenikker musia� by� r�wnie� cz�onkiem mojego karassu, mimo �e nie �y� ju�, kiedy moje sinuki, czyli czu�ki mojego �ycia, zacz�y splata� si� z czu�kami jego dzieci.
Pierwszym z m�odych Hoenikker�w, na kt�rego natkn�y si� moje czu�ki, by� Newton, najm�odszy z ca�ej tr�jki. Z biuletynu mojej korporacji studenckiej "The Delta Ypsilon Quarterly" dowiedzia�em si�, �e Newton Hoenikker, syn Feliksa Hoenikkera, laureata nagrody Nobla w dziedzinie fizyki, zosta� cz�onkiem-kandydatem mojej sekcji przy uniwersytecie w Cornell.
Napisa�em do niego list nast�puj�cej tre�ci:
"Szanowny Panie Hoenikker!
A mo�e raczej powinienem napisa� �Drogi Bracie�?
Jestem cz�onkiem Delta Ypsilon w Cornell i utrzymuj� si� z pisania. Obecnie zbieram materia�y do ksi��ki zwi�zanej z pierwsz� bomb� atomow�. Tre�� jej ma by� ograniczona do wydarze�, kt�re zasz�y sz�stego sierpnia 1945 roku, czyli w dniu, kiedy zrzucono bomb� na Hiroszim�.
Poniewa� pa�ski ojciec uwa�any jest powszechnie za jednego z g��wnych tw�rc�w bomby, by�bym niezwykle wdzi�czny za wszelkie wspomnienia, zwi�zane z tym w�a�nie dniem w domu pa�skiego ojca.
Ze wstydem przyznaj�, �e nie znam pa�skiej wybitnej rodziny tak, jak powinienem, i nie wiem, czy posiada Pan rodze�stwo. Je�eli ma Pan braci i siostry, b�d� wielce zobowi�zany za ich adresy, co umo�liwi mi zwr�cenie si� do nich z podobn� pro�b�.
Zdaj� sobie spraw�, �e by� Pan wtedy bardzo m�ody, ale to w�a�nie dobrze. W swojej ksi��ce k�ad� nacisk nie na techniczn�, ale na ludzk� stron� zagadnienia, tak wi�c wydarzenia tego dnia, ogl�dane oczami, przepraszam za wyra�enie, �oseska�, b�d� jak najbardziej odpowiednie.
Stylem i form� mo�e si� Pan nie przejmowa�. Bior� to ca�kowicie na siebie. Prosz� dostarczy� mi tylko nagie fakty.
Oczywi�cie przed publikacj� prze�l� Panu ostateczn� wersj� do wgl�du.
Z braterskim pozdrowieniem
........."
5. LIST STUDENTA MEDYCYNY
A oto, co odpowiedzia� Newton:
"Przepraszam, �e tak d�ugo nie odpisywa�em na pa�ski list. Pomys� pa�skiej ksi��ki wyda� mi si� bardzo interesuj�cy. Jednak kiedy rzucono bomb� atomow�, by�em tak ma�y, �e nie s�dz�, abym m�g� w czym� Panu pom�c. Powinien Pan zwr�ci� si� do mego brata i siostry, kt�rzy s� ode mnie starsi. Siostra nazywa si� Conners i mieszka w Indianapolis, w stanie Indiana na North Meridian Street 4918. Jest to r�wnie� m�j aktualny adres domowy. My�l�, �e siostra ch�tnie Panu pomo�e. Gdzie jest m�j brat Frank, nie wiadomo. Znikn�� zaraz po pogrzebie ojca dwa lata temu i odt�d nie mieli�my o nim �adnych wiadomo�ci. Nie wiemy, czy w og�le jeszcze �yje.
Kiedy zrzucono bomb� atomow� na Hiroszim�, mia�em sze�� lat, tak wi�c wszystko, co pami�tam z tego dnia, opiera si� na opowiadaniach innych.
Pami�tam, �e bawi�em si� na dywanie w jadalni przylegaj�cej do gabinetu mego ojca. By�o to w Ilium, w stanie Nowy Jork. Przez otwarte drzwi widzia�em ojca. By� w pid�amie, w szlafroku. Pali� cygaro i bawi� si� kawa�kiem sznurka. Tego dnia nie poszed� do pracy i przez ca�y dzie� chodzi� w pid�amie. Ojciec zostawa� w domu, kiedy tylko mia� na to ochot�.
Jak Panu zapewne wiadomo, ca�a w�a�ciwie kariera zawodowa mego ojca zwi�zana by�a z Laboratorium Badawczym Towarzystwa General Forge and Foundry w Ilium.
Kiedy przyst�piono do Operacji Manhattan, maj�cej na celu wyprodukowanie bomby atomowej, ojciec nie opu�ci� Ilium. O�wiadczy�, �e nie we�mie udzia�u w pracach, je�li nie b�dzie m�g� pracowa� tam, gdzie zechce. Najcz�ciej oznacza�o to prac� w domu. Jedyne miejsce, dok�d lubi� je�dzi�, to by� nasz domek campingowy na przyl�dku Cod. Tam te� umar� w wigili� Bo�ego Narodzenia. To zapewne jest Panu r�wnie� wiadome.
Tak wi�c w dniu, w kt�rym zrzucono bomb�, bawi�em si� na dywanie przed gabinetem ojca. Moja siostra Angela m�wi, �e ca�ymi godzinami potrafi�em bawi� si� ma�ymi samochodzikami, na�laduj�c odg�os motoru. Prawdopodobnie tamtego dnia robi�em to samo, ojciec za� siedzia� w swoim gabinecie bawi�c si� kawa�kiem sznurka. Tak si� sk�ada, �e wiem, sk�d wzi�� ten sznurek. Mo�e przyda si� to do pa�skiej ksi��ki. Ojciec zdj�� go z r�kopisu powie�ci przys�anej przez pewnego wi�nia. By�a to ksi��ka o ko�cu �wiata w roku dwutysi�cznym i nazywa�a si� Rok 2000 po narodzeniu Chrystusa. Opowiada�a o tym, jak zwariowani uczeni wyprodukowali straszliw� bomb�, kt�ra zniszczy�a ca�y �wiat. Kiedy wszyscy dowiedzieli si�, �e zbli�a si� koniec �wiata, odby�a si� wielka orgia seksualna i wtedy, na dziesi�� sekund przed wybuchem bomby, pojawi� si� sam Jezus Chrystus. Autor nazywa� si� Marvin Sharpe Holderness i w za��czonym li�cie pisa� ojcu, �e jest w wi�zieniu za zabicie rodzonego brata. Przys�a� ten maszynopis ojcu, poniewa� nie wiedzia�, jaki rodzaj materia�u wybuchowego wsadzi� do tej swojej bomby. Liczy� na to, �e ojciec mu co� zaproponuje.
Nie chc� powiedzie�, �e czyta�em t� ksi��k�, kiedy mia�em sze�� lat. Znajdowa�a si� ona u nas w domu przez d�ugie lata. Zagarn�� j� m�j brat Frank ze wzgl�du na spro�ne fragmenty. Frank chowa� j� w �sejfie� w swojej sypialni. W rzeczywisto�ci nie by� to �aden sejf, lecz po prostu stary otw�r wentylacyjny z blaszanym wieczkiem. Frank i ja, kiedy byli�my ch�opcami, czytali�my opisy orgii chyba tysi�ce razy. Mieli�my t� ksi��k� przez lata, a� wreszcie znalaz�a j� Angela. Przeczyta�a i orzek�a, �e to brudy i zgnilizna. Spali�a j� razem ze sznurkiem. Angela zast�powa�a Frankowi i mnie matk�, bo nasza prawdziwa matka umar�a przy moim urodzeniu.
Jestem prawie pewien, �e ojciec wcale nie czyta� tej ksi��ki. My�l�, �e w ca�ym swoim �yciu nie przeczyta� �adnej powie�ci ani nawet opowiadania, w ka�dym razie od czasu kiedy przesta� by� ch�opcem. Nie czyta� r�wnie� przychodz�cych do niego list�w, gazet ani czasopism. Zapewne musia� czyta� mas� prasy technicznej, ale prawd� m�wi�c nie pami�tam, �eby ojciec czyta� cokolwiek.
Jak ju� powiedzia�em, jedyne, co go zainteresowa�o w tym maszynopisie, to sznurek. Taki ju� by� ojciec. Nikt nie potrafi� przewidzie�, co mo�e go zainteresowa�. W dniu, w kt�rym zrzucono bomb�, interesowa� go sznurek.
Czy zna Pan przem�wienie, jakie ojciec wyg�osi� po otrzymaniu nagrody Nobla?
�Panie i panowie. Stoj� teraz przed wami dlatego, poniewa� nigdy nie przesta�em wa�koni� si� beztrosko niczym o�miolatek w drodze do szko�y w wiosenny poranek. Pierwsza lepsza rzecz mo�e sprawi�, �e zatrzymam si�, popatrz� zdziwiony i czasem czego� si� dowiem. Jestem bardzo szcz�liwym cz�owiekiem. Dzi�kuj�.�
To by�o ca�e przem�wienie.
Tak wi�c ojciec przygl�da� si� przez chwil� p�tli ze sznurka, a potem zacz�� si� ni� bawi�. Jego palce utworzy�y ze sznurka figur� zwan� �koci� ko�ysk��. Nie mam poj�cia, gdzie ojciec si� tego nauczy�. Mo�e od swojego ojca. Dziadek by� krawcem, wi�c w dzieci�stwie mego ojca nietrudno by�o o nitki i sznurki.
Po raz pierwszy w �yciu widzia�em ojca zaj�tego czym�, co mo�na nazwa� zabaw�. Nigdy nie wykazywa� zainteresowania dla sztuczek i gier, kt�rych przepisy wymy�lali inni. W albumie z wycinkami, jaki prowadzi�a kiedy� Angela, by� wywiad z tygodnika �Time�, w kt�rym ojciec, spytany, w jakie gry grywa dla rozrywki, odpowiedzia�: �Po co mia�bym si� zajmowa� wymy�lonymi grami, kiedy wok� nas rozgrywa si� tyle prawdziwych?�
Pewnie sam by� zdziwiony spl�t�szy ze sznurka koci� ko�ysk� i mo�liwe, �e przypomnia�o mu to dzieci�stwo, bo nagle wyszed� ze swego gabinetu i zrobi� co�, czego nigdy dot�d nie robi�: zacz�� bawi� si� ze mn�. Do tego czasu nie tylko nie bawi� si� ze mn�, ale chyba nigdy si� do mnie nie odezwa�.
Ukl�k� na dywanie obok mnie, obna�y� w u�miechu z�by i podsuwa� mi pod nos dziwnie przepleciony sznurek.
- Widzisz? Widzisz? Widzisz? - pyta�. - Kocia ko�yska. Widzisz koci� ko�ysk�? Widzisz, tu �pi kicia. Miau. Miau.
Pory na jego twarzy wydawa�y mi si� wielkie jak kratery na ksi�ycu. Z uszu i dziurek od nosa wyrasta�y mu k�pki w�os�w. Z jego ust cuchn�o cygarami niczym z czelu�ci piekielnych. Z tej odleg�o�ci ojciec by� najobrzydliwszym stworem, jaki kiedykolwiek widzia�em. Straszy mnie we snach do dzisiaj.
I wtedy ojciec za�piewa�:
Lulaj, m�j koteczku, na wysokim drzewie,
Drzewem wiatr ko�ysze, koteczka kolebie.
A jak ga��� p�knie - wtedy b�dzie pi�knie -
Zwali si� ko�yska, koteczek i wszystko.
Wybuchn��em p�aczem. Zerwa�em si� i co si� w nogach uciek�em z domu.
Musz� ko�czy�. Jest ju� druga w nocy. Kolega obudzi� si� i narzeka, �e ha�as maszyny do pisania nie daje mu spa�."
6. WALKI OWAD�W
Newt wr�ci� do listu nast�pnego dnia rano i oto, co pisa� dalej:
"Rano nast�pnego dnia. Pisz� dalej wypocz�ty jak ptaszek po o�miu godzinach snu. W internacie panuje teraz cisza. Wszyscy opr�cz mnie s� na wyk�adach. Ja jestem szczeg�lnie uprzywilejowany, bo nie musz� ju� chodzi� na wyk�ady. W zesz�ym tygodniu zosta�em wylany. By�em na kursie wst�pnym medycyny. Mieli racj�, �e mnie wylali. Marny by�by ze mnie lekarz.
Jak sko�cz� ten list, p�jd� pewnie do kina. Albo je�li poka�e si� s�o�ce, p�jd� na spacer do jednego z w�woz�w. Prawda, �e s� pi�kne? Niedawno do jednego z nich rzuci�y si� dwie dziewczyny, trzymaj�c si� za r�ce. Nie przyj�to ich do korporacji, do kt�rej chcia�y nale�e�. Do Tri-Delt.
Wracajmy jednak do sz�stego sierpnia 1945. Angela wielokrotnie m�wi�a mi, �e bardzo urazi�em ojca nie chc�c podziwia� kociej ko�yski, nie chc�c bawi� si� z nim na dywanie i s�ucha�, jak �piewa. Mo�liwe, �e go urazi�em, ale nie s�dz�, �eby odczu� to zbyt bole�nie. Jego w og�le bardzo trudno by�o dotkn��. Ludzie nie mogli sprawi� mu przykro�ci, poniewa� zupe�nie go nie obchodzili. Pami�tam, jak kiedy�, mniej wi�cej na rok przed jego �mierci�, prosi�em, �eby opowiedzia� mi o matce. Niczego nie potrafi� sobie przypomnie�.
Czy s�ysza� Pan s�ynn� anegdot� o �niadaniu w dniu wyjazdu moich rodzic�w do Szwecji po odbi�r nagrody Nobla? Zamie�ci� j� kiedy� �Saturday Evening Post�. Matka przygotowa�a uroczyste �niadanie. A kiedy sprz�ta�a ze sto�u, znalaz�a przy nakryciu ojca kilka monet: dwadzie�cia pi�� cent�w, dziesi�� cent�w i trzy jednopens�wki. Zostawi� jej napiwek.
Tak wi�c, sprawiwszy ojcu przykro��, je�li co� takiego w og�le by�o mo�liwe, wybieg�em na podw�rze. Bieg�em tak nie wiadomo dok�d, a� zobaczy�em pod wielkim krzewem berberysu mego brata Franka. Mia� wtedy dwana�cie lat i nie zdziwi�o mnie, �e go tam zasta�em. W upalne dni przesiadywa� tam bez przerwy. Jak pies wyry� sobie do�ek w ch�odnej ziemi mi�dzy korzeniami. Nigdy nie mo�na by�o odgadn��, co on tam chowa. Raz by�a to pornograficzna ksi��ka, innym razem butelka wina. W dniu, kiedy zrzucono bomb�, Frank mia� �y�k� i s�oik. Nabiera� na �y�k� r�ne owady, wrzuca� je do s�oika i zmusza� do walki.
By�o to tak ciekawe, �e natychmiast przesta�em p�aka�, zapominaj�c o ojcu. Nie pami�tam, co tam walczy�o tego dnia, ale pami�tam inne walki, jakie organizowali�my p�niej: jelonek przeciwko setce czerwonych mr�wek, stonoga przeciwko trzem paj�kom, czerwone mr�wki przeciwko czarnym. Nie chcia�y walczy�, dop�ki nie potrz�sn�o si� s�oikiem. I Frank potrz�sa�, potrz�sa�, potrz�sa�.
Po chwili przysz�a po mnie Angela. Unios�a ga��� i powiedzia�a:
- Aha, tutaj jeste�cie!
Spyta�a Franka, co on tu w�a�ciwie robi, a on odpowiedzia�: �Eksperymentuj�.� Frank zawsze tak odpowiada�, kiedy go pytano, co robi. Zawsze odpowiada�: �Eksperymentuj�.
Angela mia�a wtedy dwadzie�cia dwa lata. W wieku szesnastu lat, od �mierci matki, od mojego urodzenia, sta�a si� faktyczn� g�ow� rodziny. Mawia�a cz�sto, �e ma tr�jk� dzieci - mnie, Franka i ojca. Nie by�o w tym �adnej przesady. Pami�tam zimowe poranki, kiedy przed wyj�ciem z domu Angela opatula�a mnie, Franka i ojca, traktuj�c nas zupe�nie tak samo. Tyle �e ja szed�em do przedszkola, Frank do szko�y, a ojciec do pracy nad bomb� atomow�. Pami�tam jeden taki poranek, kiedy zepsu�o si� ogrzewanie, rury pozamarza�y i nie mo�na by�o uruchomi� samochodu. Siedzieli�my wszyscy w aucie i Angela tak d�ugo naciska�a starter, a� wyczerpa� si� akumulator. I wtedy odezwa� si� ojciec. Wie Pan, co powiedzia�? Powiedzia�:
- Zastanawiam si�, jak ��wie to robi�.
- Co jak robi�? - spyta�a go Angela.
- Zastanawiam si�, czy kiedy wci�gaj� g�ow�, to ich kr�gos�upy kurcz� si�, czy wyginaj�.
Nawiasem m�wi�c Angela mia�a sw�j udzia� w wyprodukowaniu bomby atomowej i, jak mi si� wydaje, historia ta nie zosta�a nigdy opisana. Mo�e przyda si� do pa�skiej ksi��ki. Od czasu tego zdarzenia w samochodzie ojciec tak zainteresowa� si� ��wiami, �e przesta� pracowa� nad bomb� atomow�. Wreszcie pewne osoby zwi�zane z Operacj� Manhattan przysz�y do nas poradzi� si� Angeli, co robi�. Powiedzia�a im, �eby zabrali ojcu ��wie. Nast�pnej nocy zakradli si� do pracowni ojca i zabrali terrarium z ��wiami. Ojciec ani s�owem nie wspomnia� o znikni�ciu ��wi. Po prostu nast�pnego dnia przyszed� do pracy i zacz�� si� rozgl�da�, czym by si� tu zabawi� i nad czym pomy�le�, i wszystko, czym mo�na by�o si� bawi� i nad czym mo�na by�o my�le�, mia�o jaki� zwi�zek z bomb�.
Angela wyci�gn�a mnie spod krzaka i spyta�a, co zasz�o pomi�dzy mn� a ojcem. Powtarza�em tylko, �e ojciec jest obrzydliwy i �e go nienawidz�, i wtedy Angela uderzy�a mnie w twarz.
- Jak mo�esz tak m�wi� o swoim ojcu? - powiedzia�a. - On jest jednym z najwi�kszych ludzi na �wiecie! On dzisiaj wygra� wojn�! Rozumiesz? Wygra� wojn�!
I znowu mnie uderzy�a.
Nie mam do niej o to pretensji. Dla Angeli ojciec by� wszystkim. Nigdy nie mia�a ch�opca. Nie mia�a przyjaci�ek. Mia�a tylko jedno hobby. Gra�a na klarnecie.
Powt�rzy�em jeszcze raz, �e nienawidz� ojca, i Angela znowu mnie uderzy�a. W tym momencie wylaz� spod krzaka Frank i uderzy� j� w brzuch. Musia�o j� okropnie zabole�, bo upad�a i tarza�a si� po trawie. Kiedy wreszcie uda�o jej si� z�apa� oddech, zacz�a p�acz�c wzywa� ojca.
- On i tak nie przyjdzie - powiedzia� Frank ze �miechem.
Frank mia� racj�. Ojciec wytkn�� g�ow� przez okno, zobaczy�, �e Angela i ja tarzamy si� z wrzaskiem po ziemi, a Frank stoi nad nami i ryczy ze �miechu, po czym schowa� g�ow� z powrotem i p�niej nawet nie spyta�, co to by�a za awantura. Ludzie to nie by�a jego specjalno��.
Nie wiem, czy o co� takiego Panu chodzi�o. Czy to mo�e si� przyda� do pa�skiej ksi��ki? Oczywi�cie, pa�ska pro�ba, aby ograniczy� si� tylko do dnia, w kt�rym zrzucono bomb�, w powa�nym stopniu ograniczy�a moje mo�liwo�ci.
Istnieje wiele innych dobrych historii o moim ojcu i o bombie, nie zwi�zanych z tym w�a�nie dniem. Czy zna Pan na przyk�ad anegdot� o pierwszej pr�bie z bomb� w Alamogordo? Po wybuchu, kiedy sta�o si� jasne, �e Ameryka jest w stanie jedn� bomb� znie�� z powierzchni ziemi ca�e miasto, jeden z uczonych zwr�ci� si� do ojca ze s�owami:
- Od dzisiaj nauka wie, co to grzech.
I wie Pan, co na to ojciec? Spyta�: �Co to jest grzech?�
Z powa�aniem
Newton Hoenikker"
7. WYBITNA RODZINA
Newton doda� jeszcze trzy post scripta:
"P.S. Nie mog� napisa� �Z braterskim pozdrowieniem�, poniewa� nie zosta�em przyj�ty do korporacji ze wzgl�du na s�abe stopnie. By�em tylko kandydatem, a teraz nawet tego zosta�em pozbawiony.
P.P.S. Nazwa� Pan nasz� rodzin� �wybitn��, i my�l�, �e by�oby chyba b��dem, gdyby u�y� Pan tego okre�lenia w swojej ksi��ce. Ja na przyk�ad jestem kar�em, mam cztery stopy wzrostu. A o moim bracie Franku s�yszeli�my po raz ostatni, kiedy by� poszukiwany przez policj� z Florydy, FBI i Departament Skarbu za przemyt samochod�w z demobilu na Kub�. Tak wi�c jestem raczej pewien, �e �wybitna� nie jest najodpowiedniejszym s�owem. Okre�lenie �znana� by�oby zapewne bli�sze prawdy.
P.P.P.S. W dwadzie�cia cztery godziny p�niej. Przejrza�em sw�j list i obawiam si�, �e czytaj�c go mo�na odnie�� wra�enie, �e nic nie robi�, tylko siedz�, oddaj� si� smutnym wspomnieniom i rozczulam si� nad sob�. W rzeczywisto�ci jestem szcz�ciarzem i w pe�ni zdaj� sobie z tego spraw�. Wkr�tce o�eni� si� z cudown� ma�� dziewczyn�. Na �wiecie jest tyle mi�o�ci, �e wystarczy dla wszystkich, trzeba tylko rozejrze� si� doko�a. Ja jestem tego najlepszym dowodem."
8. ROMANS NEWTA I ZINKI
Newt nie zdradzi� mi wtedy, kto jest jego ukochan�, ale mniej wi�cej w dwa tygodnie p�niej ca�y kraj wiedzia�, �e mia�a na imi� Zinka - po prostu Zinka. Najwidoczniej nie mia�a nazwiska, tylko imi�.
Zinka by�a liliputk�, tancerk� z zespo�u Wielobarwnego Baletu. Tak si� z�o�y�o, �e przed wyjazdem do Cornell Newt widzia� wyst�p tego baletu w Indianapolis. A potem zesp� przyjecha� do Cornell. Po przedstawieniu ma�y Newt znalaz� si� za kulisami z bukietem najpi�kniejszych r� o nazwie American Beauty.
Ca�a historia dosta�a si� na �amy prasy, kiedy ma�a Zinka poprosi�a o azyl polityczny w Stanach Zjednoczonych, po czym znikn�a wraz z ma�ym Newtem.
W tydzie� p�niej Zinka zg�osi�a si� do swojej ambasady. O�wiadczy�a tam, �e Amerykanie s� zbyt materialistycznie nastawieni i �e chce wr�ci� do kraju.
Newt schroni� si� w domu swojej siostry w Indianapolis. Prasa zamie�ci�a jego lakoniczne o�wiadczenie, w kt�rym stwierdzi�, �e "By�a to sprawa czysto osobista - sprawa uczucia. Niczego nie �a�uj�. To, co si� sta�o, dotyczy wy��cznie Zinki i mnie."
Pewien w�cibski ameryka�ski reporter, zbieraj�c w r�nych �rodowiskach artystycznych wiadomo�ci o Zince, odkry�, �e nie mia�a ona dwudziestu trzech lat, jak utrzymywa�a. Mia�a czterdzie�ci dwa lata i mog�a by� matk� Newta.
9. WICEPREZES DO SPRAW WULKAN�W
Nie sz�a mi jako� praca nad ksi��k� o dniu, w kt�rym zrzucono bomb�.
W rok mniej wi�cej po opisanych wydarzeniach, na dwa dni przed Bo�ym Narodzeniem, trafi�em w poszukiwaniu materia��w do Ilium w stanie Nowy Jork, gdzie doktor Feliks Hoenikker dokona� wi�kszo�ci swoich odkry� i gdzie wyro�li ma�y Newit, Frank i Angela.
Przyby�em tu zobaczy�, co si� da zobaczy�.
Wprawdzie w mie�cie nie pozosta� nikt z �yj�cych Hoenikker�w, ale by�o tu wiele os�b, kt�re twierdzi�y, �e zna�y dobrze starego i tr�jk� jego niesamowitych dzieci.
Um�wi�em si� na spotkanie z doktorem As� Breedem, wiceprezesem firmy General Forge and Foundry, kt�remu podlega�o Laboratorium Badawcze. Przypuszczam, �e doktor Breed te� wchodzi� w sk�ad mojego karassu, mimo �e poczu� do mnie niech�� od pierwszego wejrzenia.
"Sympatie i antypatie nie maj� z tym nic wsp�lnego" - przestrzega Bokonon przed cz�sto pope�nianym b��dem.
- O ile wiem, by� pan prze�o�onym doktora Hoenikkera przez ca�y niemal okres jego dzia�alno�ci naukowej - powiedzia�em telefonuj�c do doktora Breeda.
- Tylko na papierze - odpowiedzia�.
- Nie rozumiem.
- Gdybym by� w stanie rzeczywi�cie kierowa� prac� Feliksa - powiedzia� - to r�wnie dobrze m�g�bym teraz kierowa� dzia�alno�ci� wulkan�w, przyp�ywami i odp�ywami ocean�w oraz w�dr�wkami ptak�w i leming�w.
Ten cz�owiek to by� �ywio� i �aden zwyk�y �miertelnik nie m�g� mie� na niego wp�ywu.
10. TAJNY AGENT X-9
Doktor Breed um�wi� si� ze mn� na rano nast�pnego dnia. Jad�c do pracy mia� wpa�� po mnie do hotelu, u�atwiaj�c mi w ten spos�b wej�cie na teren pilnie strze�onego Laboratorium Badawczego.
Mia�em wi�c wolny wiecz�r, z kt�rym musia�em co� zrobi�. Znajdowa�em si� w miejscu, w kt�rym skupia�o si� ca�e nocne �ycie Ilium, w hotelu Del Prado. Bar hotelowy, zwany Sal� Ryback�, pe�ni� funkcj� miejscowego kurwido�ka.
Tak si� z�o�y�o - tak si� musia�o z�o�y�, jak by powiedzia� Bokonon - �e zar�wno kurwa, ko�o kt�rej siad�em przy barze, jak i obs�uguj�cy mnie barman chodzili do szko�y z Franklinem Hoenikkerem, dr�czycielem owad�w, �rednim dzieckiem i zaginionym synem s�ynnego uczonego.
Kurwa, kt�ra przedstawi�a mi si� jako Sandra, zaofiarowa�a mi rozkosze nieosi�galne nigdzie na �wiecie poza Place Pigalle i Port Saidem. Powiedzia�em, �e mnie to nie interesuje, a ona by�a do�� inteligentna, by przyzna�, �e j� r�wnie�. Jak si� p�niej okaza�o, oboje przecenili�my swoj� apati�.
Zanim jednak sprawdzili�my si�� swoich po��da�, porozmawiali�my sobie na temat Franka Hoenikkera, na temat jego ojca, troch� na temat Asy Breeda i firmy General Forge and Foundry, na temat papie�a i kontroli urodzin, na temat Hitlera i �yd�w. Rozmawiali�my te� o szarlatanach. Rozmawiali�my o prawdzie. O gangsterach i businessmanach. Rozmawiali�my o niewinnych biedakach, kt�rych pos�ano na krzes�o elektryczne, i o bogatych skurwysynach, kt�rzy si� z tego wykr�cili. Rozmawiali�my o bigotach, kt�rzy nagle okazuj� si� zbocze�cami. Rozmawiali�my o r�nych rzeczach.
Kr�tko m�wi�c, spili�my si�.
Barman by� bardzo mi�y dla Sandry. Wida� by�o, �e lubi j� i szanuje. Powiedzia� mi, �e w szkole �redniej Sandra by�a przewodnicz�c� pocztu sztandarowego ich klasy. Ka�da klasa, jak mi wyja�ni�, wybiera�a sobie barwy i nast�pnie nosi�a je z dum� a� do uko�czenia szko�y.
- Jaki kolor wybrali�cie? - spyta�em.
- Pomara�czowo-czarny.
- Bardzo dobry.
- Byli�my tego samego zdania.
- Czy Franklin Boenikker r�wnie� nale�a� do pocztu sztandarowego?
- On do niczego nie nale�a� - powiedzia�a Sandra z pogard�. - Nie by� cz�onkiem �adnego komitetu, nie gra� w �adne gry, nie umawia� si� z dziewcz�tami. Nie s�dz�, �eby w og�le kiedykolwiek rozmawia� z dziewczyn�. Nazywali�my go Tajnym Agentem X-9. .
- X-9?
- Wie pan, zawsze zachowywa� si� tak, jakby by� w drodze z jednego tajnego spotkania na drugie i nie wolno mu by�o odezwa� si� do nikogo.
- Mo�e on rzeczywi�cie mia� jakie� bardzo bogate tajne �ycie? - spyta�em.
- Ale� sk�d!
- Gdzie tam - u�miechn�� si� szyderczo barman. - By� po prostu jednym z tych szczeniak�w, kt�rzy buduj� modele samolot�w i przez ca�y czas trzepi� kapucyna.
11. PROTEINY
- Mia� wyg�osi� u nas przem�wienie na otwarcie roku szkolnego.
- Kto mia� wyg�osi� przem�wienie? - spyta�em.
- Stary Hoenikker.
- I co powiedzia�?
- Nie przyszed�.
- I nie mieli�cie przem�wienia inauguracyjnego?
- Mieli�my. Zjawi� si� zziajany doktor Breed - ten, z kt�rym ma si� pan jutro zobaczy�, i on wyg�osi� przem�wienie.
- Ciekawe, o czym m�wi�.
- Powiedzia�, �e ma nadziej�, i� wiele spo�r�d nas wybierze zaw�d uczonego - powiedzia�a Sandra. Nie dostrzeg�a w tym nic zabawnego. Przypomnia�a sobie wyk�ad, kt�ry zrobi� na niej wra�enie. Streszcza�a go starannie i z szacunkiem. - Powiedzia�, �e najwi�kszym problemem �wiata jest...
Tu musia�a przerwa� i chwil� pomy�le�.
- Najwi�kszym problemem �wiata jest to - m�wi�a z wahaniem - �e ludzie wci�� jeszcze kieruj� si� przes�dami, a nie naukowym �wiatopogl�dem. Powiedzia�, �e gdyby na �wiecie wi�cej zajmowano si� nauk�, znikn�aby wi�kszo�� problem�w n�kaj�cych ludzko��.
- Tak, i m�wi�, �e pewnego dnia nauka odkryje podstawow� tajemnic� �ycia - wtr�ci� barman. Podrapa� si� w g�ow� i zmarszczy� czo�o. - Bodaj�e przedwczoraj czyta�em w gazecie, �e ju� j� odkryli.
- Musia�em to przeoczy� - mrukn��em.
- Czyta�am o tym - powiedzia�a Sandra. - Jakie� dwa dni temu.
- Zgadza si� - potwierdzi� barman.
- I na czym polega ta tajemnica �ycia? - spyta�em.
- Zapomnia�am - powiedzia�a Sandra.
- Proteiny - o�wiadczy� barman. - Odkryli co� w zwi�zku z proteinami.
- Zgadza si� - powiedzia�a Sandra - chodzi o proteiny.
12. KOKTAJL "KONIEC �WIATA"
Do naszej rozmowy w barze hotelu Del Prado w��czy� si� starszy barman. Kiedy dowiedzia� si�, �e pisz� ksi��k� o dniu, w kt�rym zrzucono bomb�, opowiedzia� mi, co on robi� tego dnia i jak ten dzie� wygl�da� w barze, w kt�rym obecnie siedzimy. M�wi� kwacz�cym g�osem przez nos, a nos mia� niczym eksportowa truskawka.
- Nie nazywa�o si� to wtedy Sal� Ryback� - m�wi�. - Nie by�o tu tych wszystkich pieprzonych sieci i muszli. Wtedy by� tu Wigwam Nawah�w. Na �cianach wisia�y india�skie koce i krowie czaszki. Na sto�ach le�a�y ma�e tam-tamy. Go�cie mieli uderza� w te tam-tamy, �eby przywo�a� kelnera. Chcieli te�, �ebym nosi� wojenny pi�ropusz, ale si� nie zgodzi�em. Kt�rego� dnia przyszed� prawdziwy Indianin z plemienia Nawah�w; powiedzia�, �e Nawahowie nigdy nie mieszkali w wigwamach. - Cholerna szkoda - odpowiedzia�em. Jeszcze wcze�niej by�a tu Sala Pompeja�ska, ca�a zastawiona gipsowymi biustami; ale oboj�tne, jak j� nazywaj�, nigdy nie zmieni� tego pieprzonego o�wietlenia. Nigdy nie zmieni� pieprzonych klient�w ani tego pieprzonego miasteczka. W dniu, w kt�rym zrzucili na Japo�czyk�w pieprzon� bomb� tego Hoenikkera, przyszed� jaki� obdartus i pr�bowa� wycygani� drinka. Chcia�, �ebym mu da� wypi� z okazji zbli�aj�cego si� ko�ca �wiata. Przyrz�dzi�em mu wi�c koktajl "Koniec �wiata". Wla�em do wydr��onego ananasa p� szklaneczki likieru mi�towego, doda�em do tego bitej �mietany i wi�ni� na czubek. - Masz, �ajzo - powiedzia�em - �eby� nie m�wi�, �e nic dla ciebie nie zrobi�em.
Potem przyszed� inny go�� i powiada, �e rzuca prac� w Laboratorium Badawczym, �e ka�da praca naukowa ko�czy si� wynalezieniem nowej broni i �e nie chce wi�cej pomaga� politykom w ich pieprzonych wojnach. Nazywa� si� Breed. Spyta�em go, czy ma co� wsp�lnego z szefem tego pieprzonego Laboratorium Badawczego. Powiedzia�, �e ma cholernie du�o wsp�lnego. Powiedzia�, �e jest jego pieprzonym synem.
13. ODSKOCZNIA
O Bo�e, jak�e paskudnym miastem jest Ilium!
"O Bo�e - powiada Bokonon - jak�e paskudne s� wszystkie miasta!"
Poprzez ci�k� pokryw� smogu pada� deszcz ze �niegiem. By� wczesny ranek. Jecha�em lincolnem doktora Asy Breeda. Czu�em si� podle i by�em wci�� jeszcze troch� pijany po wczorajszym wieczorze. Doktor Breed siedzia� za kierownic�. Ko�a jego limuzyny co chwila czepia�y o szyny dawno zlikwidowanej linii tramwajowej.
Doktor Breed by� starszym d�entelmenem o r�owych policzkach, ubiera� si� z wyszukan� elegancj� i musia� by� bardzo zamo�ny. Roztacza� wok� siebie atmosfer� optymizmu, dobrych manier, energii i pogody ducha. W przeciwie�stwie do niego ja by�em rozdra�niony, schorowany i cyniczny. Sp�dzi�em t� noc z Sandr�.
Mia�em uczucie, �e moja dusza jest plugawa i cuchnie niczym dym z palonej kociej sier�ci.
My�la�em o wszystkich jak najgorzej i o doktorze Breed te� dowiedzia�em si� od Sandry kilku do�� paskudnych rzeczy.
Sandr� powiedzia�a mi, �e wszyscy w Ilium wiedzieli o romansie doktora Breeda i �ony Feliksa Hoenikkera. Wi�kszo�� ludzi uwa�a, �e Breed jest ojcem ca�ej tr�jki m�odych Hoenikker�w.
- Czy zna pan Ilium? - spyta� niespodziewanie doktor Breed.
- Nie, to moja pierwsza wizyta w tym mie�cie.
- To jest miasto dla ludzi rodzinnych.
- Nie rozumiem.
- Nie ma tu �adnego prawie nocnego �ycia. Ludzie koncentruj� si� tu na sprawach domu i rodziny.
- Bardzo zdrowa atmosfera.
- To prawda. Problem przest�pczo�ci m�odzie�y prawie tu nie istnieje.
- To dobrze.
- Ilium ma bardzo interesuj�c� przesz�o��.
- To ciekawe.
- Nasze miasto s�u�y�o jako odskocznia.
- Nie rozumiem.
- Do migracji na Zach�d.
- Aha.
- Ludzie zaopatrywali si� tutaj przed dalsz� podr�.
- To ciekawe.
- Tu, gdzie teraz stoi nasze laboratorium, by� stary fort. Odbywa�y si� w nim publiczne egzekucje przest�pc�w z ca�ego okr�gu.
- Widz�, �e ju� w�wczas zbrodnia nie pop�aca�a.
- W roku 1782 powieszono tutaj cz�owieka, kt�ry zamordowa� dwadzie�cia sze�� os�b. Nieraz my�la�em, �e kto� powinien napisa� o nim ksi��k�. Nazywa� si� George Minor Moakely. Pod szubienic� za�piewa� piosenk�, kt�r� sam u�o�y� na t� okazj�.
- O czym by�a ta piosenka?
- Mo�e pan znale�� s�owa w Towarzystwie Historycznym, je�li to pana interesuje.
- Chodzi�o mi tylko o og�lny sens.
- M�wi�, �e niczego nie �a�uje.
- Niekt�rzy ludzie ju� tacy s�.
- Niech pan tylko pomy�li - powiedzia� doktor Breed. - Mia� na sumieniu �ycie dwudziestu sze�ciu os�b!
- Na sam� my�l ciarki cz�owieka przechodz� - powiedzia�em.
14. SAMOCHODY Z KRYSZTA�OWYMI WAZONAMI
Moja biedna g�owa podskakiwa�a na zdr�twia�ej szyi. Ko�a l�ni�cego lincolna doktora Breeda znowu wpad�y w szyny tramwajowe.
Spyta�em doktora, ile os�b spieszy na �sm� rano do pracy w zak�adach General Forge and Foundry, i dowiedzia�em si�, �e trzydzie�ci tysi�cy.
Na ka�dym skrzy�owaniu stali policjanci w ��tych pelerynach, ruchami d�oni w bia�ych r�kawiczkach przecz�c �wiat�om ulicznym.
A �wiat�a, po�yskuj�ce w deszczu jak jaskrawe zjawy, kontynuowa�y swoj� bezsensown� b�azenad�, udaj�c, �e nadal kieruj� lawin� pojazd�w. Zielone oznacza�o woln� drog�. Czerwone - stop. ��te oznacza�o ostrze�enie.
Doktor Breed opowiedzia� mi, jak doktor Hoenikker, w�wczas jeszcze bardzo m�ody cz�owiek, pewnego ranka wysiad� z samochodu, pozostawiaj�c go na �rodku jezdni.
- Policja, szukaj�c przyczyny zatoru - m�wi� - znalaz�a w samym �rodku piek�a auto Feliksa z w��czonym silnikiem, z pal�cym si� cygarem w popielniczce i �wie�ymi kwiatami w wazonach.
- Jak to w wazonach?
- Feliks mia� marmona wielko�ci sporej lokomotywy. Mi�dzy oknami by�y tam umocowane kryszta�owe wazoniki i jego �ona co rano wstawia�a do nich �wie�e kwiaty. I w�a�nie ten samoch�d tkwi� na �rodku jezdni.
- Jak "Marie Celeste" - wtr�ci�em.
- Policja odholowa�a samoch�d. Wiedzieli, kto jest jego w�a�cicielem, wi�c zadzwonili do Feliksa i bardzo uprzejmie poinformowali go, gdzie mo�e odebra� swoje auto. I wtedy Feliks odpowiedzia�, �e mog� je sobie wzi��, bo jemu nie b�dzie ju� potrzebne.
- I co, wzi�li sobie?
- Nie. Zadzwonili do �ony i ona przyjecha�a i odebra�a samoch�d.
- A jak mia�a na imi� jego �ona?
- Emily. - Doktor Breed zwil�y� j�zykiem wargi, spojrzenie mu si� zamgli�o i jeszcze raz powt�rzy� imi� dawno ju� nie�yj�cej kobiety - Emily.
- Czy s�dzi pan, �e mog� wykorzysta� t� histori� z samochodem w swojej ksi��ce? - spyta�em.
- Pod warunkiem, �e nie wspomni pan, czym si� sko�czy�a.
- Nie rozumiem.
- Emily nie by�a przyzwyczajona do prowadzenia marmona. W drodze do domu mia�a gro�ny wypadek, w kt�rym dozna�a z�amania miednicy...
Stali�my w�a�nie przed skrzy�owaniem. Doktor Breed przymkn�� oczy i zacisn�� d�onie na kierownicy.
- Dlatego w�a�nie umar�a przy porodzie ma�ego Newta.
15. WESO�YCH �WI�T
Laboratorium Badawcze Towarzystwa General Forge and Foundry mie�ci�o si� w pobli�u g��wnej bramy zak�ad�w w Ilium i niedaleko od parkingu dla wy�szych urz�dnik�w, na kt�rym doktor Breed zostawi� sw�j samoch�d.
Spyta�em go, ile os�b zatrudnia laboratorium.
- Siedemset - odpowiedzia� - ale z tego nieca�a setka zajmuje si� w�a�ciw� prac� naukow�. Pozosta�e sze��set os�b wykonuje funkcje s�u�ebne, a ja jestem szefem tej s�u�by.
Kiedy w��czyli�my si� w nurt ludzi spiesz�cych do pracy g��wn� ulic� zak�ad�w, jedna z id�cych za nami kobiet zwr�ci�a si� do doktora Breeda z �yczeniami weso�ych �wi�t. Doktor Breed obejrza� si�, zerkn�� �askawie na morze twarzy bladych jak niedopieczone placki i stwierdzi�, �e weso�ych �wi�t �yczy mu niejaka panna Pefko. Panna Francine Pefko mia�a dwadzie�cia lat, by�a zdrowa, �adna i bezmy�lna - wcielenie przeci�tno�ci.
Doktor Breed, pod wra�eniem �wi�tecznej atmosfery, zaprosi� pann� Pefko, aby przy��czy�a si� do nas. Przedstawi� mi j� jako sekretark� doktora Nilsaka Horvatha. Przy okazji wyja�ni� mi, kto to jest doktor Horvath.
- Najwi�kszy specjalista od napi�cia powierzchniowego - powiedzia� - ten, kt�ry robi te wspania�e rzeczy z b�onami.
- Co nowego w chemii b�on powierzchniowych? - spyta�em pann� Pefko,
- Diabli wiedz� - odpowiedzia�a. - Niech mnie pan o to nie pyta. Ja tylko przepisuj� na maszynie to, co mi ka��. - I przeprosi�a za to, �e si� tak brzydko wyrazi�a.
- My�l�, �e jest pani przesadnie skromna - wtr�ci� doktor Breed.
- Wcale nie. - Panna Pefko nie przywyk�a do rozm�w z tak wa�nymi osobisto�ciami jak doktor Breed i by�a wyra�nie zmieszana. Odbi�o si� to na jej ruchach, kt�re sta�y si� sztywne i jakie� kurze, a twarz zastyg�a w nienaturalnym u�miechu. Szuka�a rozpaczliwie w my�lach czego�, co mog�aby powiedzie�, ale g�ow� jej wype�nia�y wy��cznie strz�pki waty i sztuczna bi�uteria.
- I co pani o nas s�dzi - kontynuowa� doktor Breed dobrodusznie - teraz, kiedy pracuje pani u nas... ile to ju�? Chyba z rok?
- Wy, uczeni, za du�o my�licie - strzeli�a panna Pefko i wybuchn�a g�upawym �miechem. �askawo�� doktora Breeda spali�a wszystkie bezpieczniki jej systemu nerwowego i nie panowa�a ju� wi�cej nad sob�. - Wy wszyscy za du�o my�licie.
Obok nas drepta�a zdyszana i zaaferowana gruba kobieta w brudnym kombinezonie. S�ysz�c s�owa panny Pefko, odwr�ci�a si� i spojrza�a na doktora Breeda z wyrzutem. Wida� by�o, �e nie lubi ludzi, kt�rzy za du�o my�l�. W tym momencie wyda�a mi si� godnym reprezentantem ca�ej prawie ludzko�ci.
Wyraz twarzy tej grubej kobiety zdradza�, �e zwariuje na miejscu, je�li kto� cokolwiek jeszcze pomy�li.
- Uwa�am - powiedzia� doktor Breed - �e wszyscy ludzie my�l� dok�adnie tyle samo. Po prostu uczeni my�l� inaczej ni� pozostali ludzie.
- Kiedy pisz� to, co dyktuje mi doktor Horvath, to tak, jakbym pisa�a w nieznanym j�zyku. Nie s�dz�, abym mog�a to kiedykolwiek zrozumie�, nawet gdybym sko�czy�a studia. A mo�liwe, �e on dyktuje mi rzeczy, kt�re przewr�c� ca�y �wiat do g�ry nogami, tak jak bomba atomowa. Kiedy wraca�am ze szko�y, matka pyta�a mnie zawsze, co tego dnia robi�am, i zawsze jej opowiada�am. Kiedy teraz wracam z pracy, matka zadaje mi to samo pytanie, ale mog� jej tylko powiedzie�... - Tu panna Pefko potrz�sn�a g�ow� i k�ciki jej purpurowych warg opad�y - nie wiem, nie wiem, nie wiem.
- Je�li jest co�, czego pani nie rozumie - powiedzia� tonem nauczyciela doktor Breed - to niech, pani poprosi doktora Horvatha o wyja�nienie. Wyja�nianie to jego specjalno��.
Tu zwr�ci� si� do mnie.
- Doktor Hoenikker zwyk� by� mawia�, �e uczony, kt�ry nie potrafi wyja�ni� tego, nad czym pracuje, o�mioletniemu dziecku, jest szarlatanem.
- Widocznie jestem g�upsza ni� o�mioletnie dziecko - zmartwi�a si� panna Pefko. - Nie wiem nawet, co to jest szarlatan.
16. Z POWROTEM DO PRZEDSZKOLA
Do Laboratorium Badawczego wchodzi�o si� po czterech granitowych stopniach. Sam budynek by� z surowej ceg�y i wznosi� si� na wysoko�� sze�ciu pi�ter. W drzwiach przechodzi�o si� pomi�dzy dwoma uzbrojonymi po z�by stra�nikami.
Panna Pefko pokaza�a stra�nikowi z lewej strony r�ow� plakietk� z napisem "tajne", przypi�t� na czubku lewej piersi.
Doktor Breed pokaza� stra�nikowi po prawej plakietk� "�ci�le tajne" w klapie marynarki. Ceremonialnym gestem otoczy� mnie na odleg�o�� ramieniem, daj�c w ten spos�b stra�nikom do zrozumienia, �e jestem pod jego opiek� i �e odpowiada za mnie.
U�miechn��em si� do jednego ze stra�nik�w. Nie odpowiedzia� mi u�miechem. Wiadoma rzecz, z bezpiecze�stwem nie ma �art�w.
Doktor Breed, panna Pefko i ja przeszli�my w skupieniu przez wielki hall laboratorium.
- Niech pani poprosi czasem doktora Horvatha, �eby pani co� wyja�ni� - zwr�ci� si� doktor Breed do panny Pefko. - Jestem przekonany, �e otrzyma pani prost� i zrozumia�� odpowied�.
- Doktor Horvath musia�by zacz�� od pierwszej klasy, a mo�e nawet od przedszkola - odpowiedzia�a. - Boj� si�, �e du�o przepu�ci�am.
- Wszyscy du�o przepu�cili�my - zgodzi� si� doktor Breed. - Wszystkim nam dobrze by zrobi�o, gdyby�my mogli zacz�� jeszcze raz od pocz�tku, najlepiej od przedszkola.
Patrzyli�my, jak specjalna przewodniczka uruchamia kolejno modele pogl�dowe, stoj�ce wzd�u� �cian hallu. By�a to wysoka, chuda, blada i zimna jak l�d dziewczyna. Pod jej szybkimi dotkni�ciami b�yska�y lampki, obraca�y si� k�ka, bulgota�y kolby i dzwoni�y dzwonki.
- Czarna magia - stwierdzi�a panna Pefko.
- Przykro mi s�ucha�, jak kto� z naszego zespo�u u�ywa tego wy�wiechtanego, pachn�cego �redniowieczem s�owa - powiedzia� doktor Breed. - Ka�dy z tych eksponat�w m�wi sam za siebie. S� specjalnie tak pomy�lane, �eby nie by�o w nich nic tajemniczego. One s� antytez� magii.
- Przepraszam, czym?
- Przeciwie�stwem magii.
- Nigdy bym tego nie odgad�a.
Na twarzy doktora Breeda po raz pierwszy odbi� si� wyraz pewnego zniecierpliwienia.
- W ka�dym razie nie chcieli�my robi� �adnych tajemnic. Prosz� nam uwierzy� na s�owo.
17. �E�SKI KLASZTOR
Sekretarka doktora Breeda sta�a na swoim biurku i zawiesza�a pod sufitem �wi�teczne papierowe dekoracje.
- Prosz� uwa�a� - zawo�a� doktor Breed - od p� roku nie mieli�my ani jednego wypadku przy pracy! Niech pani nie spadnie z tego biurka, bo nam pani zepsuje statystyk�!
Panna Naomi Faust by�a weso��, zasuszon� starsz� dam�. My�l�, �e s�u�y�a doktorowi niemal od ko�yski. Roze�mia�a si� w odpowiedzi.
- Ja jestem niezniszczalna. A gdybym nawet spad�a, to podtrzymaj� mnie gwiazdkowe anio�y.
- Zdarza�o im si� ju� zagapi�.
Od papierowych dzwonk�w zwiesza�y si� dwie szarfy, zwini�te w harmonijk�. Panna Faust poci�gn�a za jedn� z nich, rozwijaj�c d�ug� wst�g� z napisem.
- Prosz� potrzyma� - powiedzia�a, wr�czaj�c koniec szarfy doktorowi - mo�e pan rozci�gnie to do ko�ca i przypnie do tablicy og�osze�.
Doktor Breed wykona� polecenie i odsun�� si� o krok, aby przeczyta� has�o na szarfie.
- "Chwa�a Bogu na wysoko�ci!" - odczyta� z uczuciem.
Panna Faust zesz�a z biurka, rozwijaj�c drug� szarf�.
"Pok�j ludziom dobrej woli!" - g�osi� napis na drugiej szarfie.
- S�owo daj� - roze�mia� si� doktor Breed - teraz nawet Bo�e Narodzenie sprzedaj� w konserwach! Wygl�da tu teraz od�wi�tnie, bardzo od�wi�tnie.
- Pami�ta�am te� o czekoladkach dla dziewcz�t. Czy nie jest pan ze mnie dumny?
Doktor Breed klepn�� si� w czo�o, zmartwiony swoim roztargnieniem.
- Dzi�ki Bogu! Zupe�nie wylecia�o mi z g�owy.
- Nie wolno, nam o tym zapomina� - powiedzia�a panna Faust. - To ju� teraz tradycja: doktor Breed rozdaj�cy dziewcz�tom czekoladowe batoniki na Bo�e Narodzenie.
Panna Faust wyja�ni�a mi, �e dziewcz�ta pracuj� w hali maszyn w podziemiach laboratorium i obs�uguj� ka�dego, kto ma dost�p do dyktafonu. Przez ca�y rok dziewcz�ta s�ysz� tylko g�osy niewidzialnych uczonych z ta�m, kt�re przynosz� inne dziewcz�ta. Raz do roku opuszczaj� sw�j betonowy klasztor i id� �piewa� kol�dy, a doktor Breed rozdaje im czekoladki.
- One te� s�u�� nauce - potwierdzi� doktor Breed - chocia� pewnie nie rozumiej� ani s�owa z tego, co pisz�. Niech im B�g b�ogos�awi!
18. NAJCENNIEJSZY TOWAR NA ZIEMI
Kiedy znale�li�my si� w gabinecie doktora Breeda, spr�bowa�em uporz�dkowa� swoje my�li, �eby przeprowadzi� sensowny wywiad. Stwierdzi�em, �e m�j stan psychiczny nie uleg� poprawie, kiedy za� zacz��em wypytywa� doktora Breeda o dzie�, w kt�rym zrzucono bomb�, okaza�o si�, �e m�zg mam wci�� jeszcze za�miony oparami alkoholu i palonej kociej sier�ci. Ka�dym kolejnym pytaniem dawa�em do zrozumienia, �e tw�rcy bomby atomowej s� zbrodniarzami, wsp�odpowiedzialnymi za najohydniejsze morderstwo.
Doktor Breed by� zaskoczony, a potem poczu� si� bardzo ura�ony. Odsun�� si� ode mnie i burkn��:
- Zdaje si�, �e pan nie przepada za uczonymi.
- Tego bym nie powiedzia�.
- Odnosz� wra�enie, �e swoimi pytaniami chce mnie pan zmusi� do przyznania, i� wszyscy uczeni s� t�pymi kretynami bez serca i sumienia, oboj�tnymi na los reszty ludzko�ci, albo �e w og�le nie zas�uguj� na miano ludzi.
- U�ywa pan do�� mocnych sformu�owa�.
- Obawiam si�, �e w pa�skiej ksi��ce znajd� si� co najmniej r�wnie mocne. S�dzi�em, �e interesuje pana prawdziwa, obiektywna biografia Feliksa Hoenikkera - trudno o bardziej odpowiedzialne zadanie dla m�odego pisarza w naszych czasach. Ale nie, pan przychodzi tu naszpikowany przes�dami na temat zwariowanych uczonych. Gdzie si� pan na�yka� takich m�dro�ci? W komiksach?
- Od syna doktora Hoenikkera, �eby wymieni� cho� jedno �r�d�o.
- Od kt�rego syna?
- Od Newtona. - Mia�em przy sobie list ma�ego Newta i pokaza�em go doktorowi. - Nawiasem m�wi�c, jakiego wzrostu jest Newton?
- Mniej wi�cej jak stojak na parasole - odpowiedzia� doktor Breed, czytaj�c list ze zmarszczonym czo�em.
- Czy pozosta�a dw�jka dzieci jest normalna?
- Oczywi�cie. Musz� pana rozczarowa�, ale uczeni maj� takie same dzieci, jak wszyscy inni ludzie.
Zrobi�em, co mog�em, by u�agodzi� doktora Breeda i przekona� go, �e chodzi mi rzeczywi�cie o obiektywny portret doktora Hoenikkera.
- Przyszed�em tutaj wy��cznie w tym celu, aby zanotowa� s�owo w s�owo to, co mi pan powie na temat doktora Hoenikkera. List Newta stanowi� tylko pocz�tek i to, czego dowiem si� od pana, pomo�e mi uzyska� pe�niejszy obraz.
- Mam powy�ej uszu ludzi, kt�rzy nie rozumiej�, kim jest uczony i na czym polega praca naukowa.
- Zrobi� wszystko, co w mojej mocy, aby to wyja�ni�.
- Wi�kszo�� ludzi w tym kraju nie rozumie nawet, co to s� badania podstawowe.
- B�d� bardzo wdzi�czny, je�li zechce mi pan to wyja�ni�.
- Nie jest to poszukiwanie lepszych filtr�w do papieros�w, delikatniejszego papieru toaletowego albo trwalszej farby olejnej, uchowaj nas Bo�e. Wszyscy rozprawiaj� o badaniach naukowych, ale na dobr� spraw� nikt ich w tym kraju nie prowadzi. Jeste�my jedn� z niewielu firm, kt�re rzeczywi�cie �o�� na badania podstawowe. Kiedy wi�kszo�� innych firm chwali si� swoimi badaniami, nale�y pod tym rozumie� jedynie najemnych technik�w w bia�ych kitlach, kt�rzy pos�uguj� si� ksi��k� kucharsk� i pracuj� nad ulepszeniem wycieraczki do szyb dla nowego modelu oldsmobila.
- A u was?
- Tutaj i w przera�aj�co niewielu o�rodkach w tym kraju p�aci si� ludziom za to, i tylko za to, �eby rozwijali nasz� wiedz� o �wiecie.
- Pi�knie to �wiadczy o hojno�ci General Forge and Foundry.
- Hojno�� nie ma z tym nic wsp�lnego. Wiedza jest najbardziej warto�ciowym towarem na �wiecie. Ka�de nowe odkrycie czyni nas bogatszymi.
Gdybym by� ju� wtedy bokononist�, zawy�bym s�ysz�c co� takiego.
19. KONIEC Z B�OTEM
- Czy mam rozumie� - spyta�em doktora Breeda - �e w tym laboratorium nie m�wi si� ludziom, czym maj� si� zajmowa�? �e nawet im si� nie podsuwa temat�w?
- Ca�y czas proponuje im si� r�ne rzeczy, ale przedstawiciele czystej nauki nie bior� pod uwag� niczyich sugestii. Oni maj� g�owy nabite w�asnymi projektami i to jest w�a�nie to, o co nam chodzi.
- Czy kto� pr�bowa� podsuwa� jakie� tematy doktorowi Hoenikkerowi?
- Oczywi�cie. Zw�aszcza admira�owie i genera�owie. Uwa�ali go za co� w rodzaju czarnoksi�nika, kt�ry mo�e jednym skinieniem r�d�ki uczyni� Ameryk� niezwyci�on�. Przychodzili tu z najr�niejszymi zwariowanymi projektami - zreszt�, przychodz� nadal. Jedyna wada tych projekt�w polega na tym, �e przy obecnym stanie wiedzy nie mo�na ich zrealizowa�. Od uczonych w rodzaju doktora Hoenikkera ��da si�, aby usun�li t� drobn� niedogodno��. Pami�tam, na kr�tko przed �mierci� Feliksa jaki� genera� piechoty morskiej zam�cza� go, �eby zrobi� co� z b�otem.
- Z b�otem?
- �o�nierze piechoty morskiej po prawie dwustu pi��dziesi�ciu latach tarzania si� w b�ocie mieli go dosy� - powiedzia� doktor Breed. - Genera� w ich imieniu wyra�a� przekonanie, �e wobec og�lnego post�pu ha�b� jest, aby musieli nadal walczy� unurzani w b�ocie.
- O co chodzi�o temu genera�owi?
- O likwidacj� b�ota. �eby nie by�o b�ota.
- S�dz� - zacz��em teoretyzowa� - �e da�oby si� to zrobi� przy pomocy ogromnych ilo�ci jakich� �rodk�w chemicznych albo specjalnych maszyn...
- Genera�owi chodzi�o o ma�� pigu�k� albo o ma�� maszynk�. �o�nierze mieli dosy� nie tylko b�ota, mieli te� dosy� d�wigania k�opotliwego sprz�tu. Chcieli dla odmiany czego� ma�ego.
- I co na to doktor Hoenikker?
- Feliks �artem wysun�� hipotez�, a wszystkie jego hipotezy mia�y charakter �artobliwy, �e mo�e istnie� substancja, kt�rej jedno ziarenko, nawet mikroskopijnie ma�e, wystarczy, aby niezmierzone przestrzenie bagien, b�ot, torfowisk, sadzawek i lotnych piask�w sta�y si� twarde jak to biurko.
Tu doktor Breed uderzy� pokryt� starczymi plamami pi�ci� w biurko. By� to stalowy mebel koloru morskiej wody z blatem w kszta�cie nerki.
- Jeden �o�nierz m�g�by unie�� wystarczaj�c� ilo�� tej substancji, aby uwolni� ca�� pancern� dywizj�, kt�ra ugrz�z�a w bagnach. Zgodnie z tym, co twierdzi� Feliks, jeden �o�nierz m�g�by przenie�� wystarczaj�c� ilo�� tej substancji pod paznokciem ma�ego palca.
- Przecie� to niemo�liwe.
- To pan tak uwa�a i ja, prawie wszyscy tak uwa�aj�. Dla Feliksa, z jego �artobliwym podej�ciem do zagadnie�, by�o to zupe�nie mo�liwe. Niezwyk�o�� Feliksa - i mam nadziej�, �e umie�ci pan to w swojej ksi��ce - polega�a na tym, �e zawsze podchodzi� do starych �amig��wek tak, jakby zetkn�� si� z nimi po raz pierwszy.
- Czuj� si� teraz jak panna Pefko i te wszystkie dziewcz�ta z "�e�skiego klasztoru" - powiedzia�em. - Doktor Hoenikker nigdy nie potrafi�by mi wyt�umaczy�, jakim cudem co�, co mie�ci si� pod paznokciem, mo�e przekszta�ci� bagno w twardy grunt.
- M�wi�em ju� panu, �e Feliks mia� niezwyk�y dar t�umaczenia...
- Mimo to...
- Potrafi� wyja�ni� to mnie - powiedzia� doktor Breed - i jestem pewien, �e ja z kolei potrafi� wyja�ni� to panu. Zadanie polega na tym, �eby wyci�gn�� piechot� morsk� z b�ota, tak?
- Tak.
- Dobrze - powiedzia� doktor Breed. - Niech pan s�ucha uwa�nie. Zaczynam.
20. L�D-9
- Pewne ciecze - zacz�� doktor Breed - mog� krystalizowa�, czyli zamarza�, na r�ne sposoby. Znaczy to, �e ich cz�steczki mog� w r�ny spos�b ��czy� si� w uporz�dkowane, sztywne struktury.
Stary cz�owiek o d�oniach pokrytych plamami m�wi� o tym, jak mo�na na r�ne sposoby uk�ada� kule armatnie na dziedzi�cu zamkowym lub pomara�cze w skrzynkach.
- Podobnie dzieje si� z cz�steczkami w kryszta�ach i dwa r�ne kryszta�y tej samej substancji mog� wykazywa� zupe�nie odmienne w�a�ciwo�ci fizyczne.
Opowiedzia� mi o fabryce, kt�ra produkuje du�e kryszta�y winianu etylenowo-dwuaminowego. K