2924

Szczegóły
Tytuł 2924
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2924 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2924 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2924 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ORSON SCOTT CARD UCZE� ALVIN Wszystkim, moim dobrym nauczycielom, a zw�aszcza: Fran Schroeder, klasa czwarta, szko�a podstawowa Millikin, Santa Clara, Kalifornia, dla kt�rej pisa�em swoje pierwsze wiersze. Idzie Huber, klasa dziesi�ta, j�zyk angielski, Mesa High School, Arizona, kt�ra wierzy�a w moj� przysz�o�� bardziej ni� ja. Charlesowi Whitmanowi, tw�rczo�� dramatyczna, Brigham Young University, kt�ry sprawi�, �e moje teksty prezentowa�y si� lepiej, ni� na to zas�ugiwa�y. Normanowi Councilowi, literatura, University of Utah, za Spencera i Miltona, �ywych. Edwardowi Yasta, literatura, University of Notre Dame, za Chaucera i przyja��. I zawsze Francois. PODZI�KOWANIA Przygotowuj�c ten tom "Opowie�ci o Alvinie Stw�rcy", jak zawsze korzysta�em z pomocy innych. Za nieocenion� pomoc przy pocz�tkowych rozdzia�ach tej ksi��ki moja wdzi�czno�� nale�y si� uczestnikom Warsztat�w Pisarskich Sycamore Hill, a dok�adniej: Carol Emshwiller, Karen Joy Fowler, Greggowi Keizerowi, Jamesowi Patrickowi Kelly'emu, Johnowi Kesselowi, Nancy Kress, Sharian Lewitt, Jackowi Massa, Rebecce Brown Ore, Susan Palwick, Bruce'owi Sterlingowi, Markowi L. Van Name, Connie Willis i Allenowi Woodowi. Dzi�kuj� tak�e Stanowemu Instytutowi Sztuk Pi�knych w Utah za przyznanie mi nagrody za m�j poemat "Ucze� Alvin i p�ug do niczego". Ta zach�ta sk�oni�a mnie do rozwini�cia tej opowie�ci proz�; to pierwszy tom, kt�ry zawiera fragment historii opowiedzianej wtedy wierszem. Szczeg�y na temat �ycia i pracy na pograniczu zaczerpn��em ze wspania�ej ksi��ki "Zapomniane sztuki" (New York City: Knopf, 1984) oraz Douglasa L. Brownstone'a "Kr�tki przewodnik po historii Ameryki" (New York City: Facts on File, Inc., 1984). Wdzi�czny jestem Gardnerowi Dozois, kt�ry zgodzi� si�, by fragmenty "Opowie�ci o Alvinie Stw�rcy" ukaza�y si� drukiem na stronach "Isaac Asimov's Science Fiction Magazine", dzi�ki czemu znalaz�y czytelnik�w, zanim jeszcze przybra�y form� ksi��ek. Bet Meacham z wydawnictwa Tor nale�y do gin�cego gatunku redaktor�w o magicznych talentach. Jej uwagi nigdy nie by�y natr�tne, a zawsze m�dre. Przy tym (a jest to najrzadsza cecha redaktor�w) dzwoni do mnie, kiedy o to poprosz�. Cho�by za to powinna zosta� �wi�t�. Dzi�kuj� moim uczniom na zaj�ciach z pisarstwa w Greensboro zim� i wiosn� 1988 roku - ich sugestie pozwoli�y na znacz�ce udoskonalenia ksi��ki - a tak�e mojej siostrze, przyjaci�ce i asystentce redakcyjnej, Janice, za jej trud zapami�tywania szczeg��w opowie�ci. Ale najbardziej wdzi�czny jestem Kristine A. Card, kt�ra wys�uchuje licznych projekt�w ka�dej nie napisanej jeszcze ksi��ki, czyta ig�owe wydruki pocz�tkowych wersji i jest moim drugim ja na ka�dej stronie wszystkiego, co napisa�em. W ksi��ce wykorzystano fragmenty "Elegii napisanej na wiejskim cmentarzu" Thomasa Graya w przek�adzie Stanis�awa Bara�czaka oraz cytaty z "Psalm�w" wg Biblii Tysi�clecia. UWAGI T�UMACZA W wiekach XVI-XVIII (a nawet p�niej) istnia� w krajach angloj�zycznych zwyczaj nadawania imion, kt�re oznacza�y co�, niezale�nie od swej funkcji okre�lania konkretnej osoby. W Polsce i krajach s�owia�skich dzia�o si� podobnie (np. Bogumi� czyli Bogu mi�y), cho� z czasem znaczenie imienia zosta�o zapomniane. Jednak w dobrych, prezbiteria�skich czy puryta�skich rodzinach, zasada ta obowi�zywa�a jeszcze w czasie zasiedlania Ameryki, cho� nie by�a regu�� obowi�zuj�c� bez wyj�tk�w (zdarza�y si� "zwyk�e" imiona, jak cho�by David, Alvin czy Eleanor). T�umaczenie imion wyda�o mi si� czynno�ci� niezbyt rozs�dn�, poniewa� o ile w j�zyku angielskim konwencja ta jest do�� naturalna, to po polsku brzmia�oby to dziwacznie (cho�by Armor-of-God Weaver sta�by si� czym� w rodzaju Tkacza-Boskiej-Zbroi, Wastenot Miller by�by Oszcz�dnym M�ynarzem, albo - odwrotnie - Bogumi� Kowalski Kowalem Bo�ej Mi�o�ci). Jednak, dla informacji czytelnika, podaj� znaczenie imion g��wnych bohater�w powie�ci. Dodatkowo, cz�� nazwisk pochodzi�a od zawod�w wykonywanych przez osoby te nazwiska nosz�ce, co jest chyba regu�� na ca�ym �wiecie (np. wspomniany ju� Kowalski). Poda�em r�wnie� t�umaczenie tych nazwisk, cho� s� w zasadzie oczywiste. Armor-of-God - dos�. tarcza bo�a czy pancerz bo�y Calm - spok�j Dowser - r�d�karz Faith - wiara Ferryman - przewo�nik Guester - kto�, kto przyjmuje go�ci; ober�ysta Hichory - gatunek ameryka�skiego orzecha, rodzaj leszczyny Larner - od s�owa learner, co obecnie znaczy ucze�, jednak - rzadziej - mo�e te� oznacza� nauczyciela Lashman - cz�owiek z batem Makepeace - czyni�cy pok�j Measure - umiar Miller - m�ynarz Modesty - skromno�� Physicker - pochodzi od s�owa physician czyli lekarz Plantor - tu: plantator Smith - kowal Vigar - wigor Wastenot i Wantnot - imiona bli�niak�w tworz� razem przys�owie (Waste not, want not), odpowiadaj�ce w przybli�eniu polskiemu "oszcz�dno�ci� i prac� ludzie si� bogac�" (dos�ownie: "kto nie marnuje, ten nie potrzebuje") Weaver - tkacz (przodkowie Armora-of-God Weavera zajmowali si� tkactwem) Wiseman - m�drzec, ale te� (w przypadku szeryfa) m�drala Piotr W. Cholewa ROZDZIA� 1 - NADZORCA Swoj� opowie�� o nauce Alvina rozpoczn� od dnia, kiedy sprawy zacz�y si� �le uk�ada�. Dzia�o si� to daleko na po�udniu, u cz�owieka, kt�rego Alvin nigdy nie widzia� i nigdy nie mia� zobaczy�. A jednak to on w�a�nie skierowa� wypadki na d�ug� �cie�k�, kt�ra - dok�adnie tego dnia, kiedy Alvin zako�czy� nauk� i sta� si� m�czyzn� - doprowadzi�a go do czynu przez prawo uznawanego za morderstwo. Dzia�o si� to w Appalachee przed rokiem 1811, zanim jeszcze Appalachee podpisa�o Traktat o Zbieg�ych Niewolnikach i przy��czy�o si� do Stan�w Zjednoczonych. W miejscu niedaleko granicy pomi�dzy Appalachee i Koloniami Korony. Nie znalaz�by si� tam ani jeden Bia�y, kt�ry by nie chcia� posiada� stada Czarnych, co by dla niego pracowali. Niewolnictwo by�o dla tych Bia�ych czym� w rodzaju alchemii. Opracowali sobie sposoby przemiany w z�oto ka�dej kropli potu czarnego m�czyzny, a ka�dego j�ku rozpaczy czarnej kobiety w s�odki, czysty d�wi�k srebrnej monety padaj�cej na st� bankiera. W tym miejscu sprzedawa�o si� i kupowa�o dusze. A jednak ma�o kto zdawa� tam sobie spraw�, jak� cen� p�aci za posiadanie ludzi. S�uchajcie uwa�nie, bowiem opowiem wam, jak wygl�da �wiat ogl�dany z g��bi serca Cavila Plantera. Ale upewnijcie si� najpierw, �e dzieci ju� �pi�, bowiem cz�ci tej historii s�ysze� nie powinny. M�wi ona o pragnieniach, kt�rych sensu jeszcze nie rozumiej�. A nauczanie ich nie jest jej celem. Cavil Planter by� cz�owiekiem pobo�nym, chodzi� do ko�cio�a i dawa� na tac�. Wszyscy jego niewolnicy byli ochrzczeni i dostawali chrze�cija�skie imiona, gdy tylko poznali angielski dostatecznie, by nauczy� ich modlitwy. Zakazywa� im praktykowania czarnej magii - nie pozwala� nawet na zabicie kurcz�cia, a co dopiero na zamian� tego niewinnego aktu w sk�adanie ofiary jakiemu� ohydnemu b�stwu. We wszystkim Cavil Planter s�u�y� Panu jak najlepiej potrafi�. I jak� nagrod� otrzyma� ten nieszcz�sny cz�owiek za swoj� prawowierno��? Jego �on� Dolores dr�czy�y straszliwe b�le, przeguby za� i palce mia�a pokrzywione jak staruszka. Ju� w wieku dwudziestu pi�ciu lat prawie ka�dej nocy zasypia�a z p�aczem, a� wreszcie Cavil nie m�g� znie�� przebywania z ni� w jednym pokoju. Pr�bowa� jej pom�c. Ok�ady z zimnej wody, kompresy z gor�cej, proszki i wywary - wi�cej, ni� m�g� sobie pozwoli�, wydawa� na tych szarlatan�w-doktor�w z dyplomami Uniwersytetu w Camelot. Przez jego dom przewin�a si� niesko�czona parada kaznodziej�w z ich wiecznymi modlitwami i ksi�y z magicznymi inkantacjami. A wszystko to ca�kiem na nic. Co noc le�a� w po�cieli i s�ucha� jej p�aczu, potem szlochu, a� ten szloch zmienia� si� w r�wnomierny oddech z cichym j�kiem przy wydechu, niby delikatn� smu�k� cierpienia. Doprowadza�o to Cavila do sza�u rozpaczy i lito�ci. Mia� wra�enie, �e nie spa� ju� od miesi�cy. Praca przez ca�y dzie�, a potem ca�a noc mod��w o ulg� w cierpieniu - je�li nie dla niej, to przynajmniej dla niego. Dopiero sama Dolores ofiarowa�a mu spok�j nocami. - Musisz pracowa� za dnia, Cavilu, a nie mo�esz, je�li nie sypiasz. Nie potrafi� milcze�, a ty nie mo�esz znie�� moich j�k�w. Prosz� ci�, �pij w innym pokoju. Cavil chcia� przy niej zosta� mimo wszystko. - Jestem twoim m�em i moje miejsce jest tutaj - o�wiadczy�, ale ona nie ust�pi�a. - Id� - powiedzia�a. A nawet podnios�a g�os. - Id�! Odszed� wi�c, zawstydzony w�asn� ulg�. T� noc przespa� spokojnie: pe�ne pi�� godzin do samego �witu. Spa� dobrze po raz pierwszy od miesi�cy, mo�e lat... I wsta� rano z�erany wyrzutami sumienia, poniewa� opu�ci� swoj� �on�. Po pewnym czasie przyzwyczai� si� do spania samotnie. �on� odwiedza� cz�sto, rankami i wieczorami. Razem jedli posi�ki: Cavil na krze�le, z talerzem na ma�ym stoliku obok ��ka, Dolores na le��co. Jej d�onie spoczywa�y na ko�drze nieruchomo jak martwe kraby, a czarna kobieta ostro�nie podawa�a jej jedzenie �y�eczk� prosto do ust. Nawet sypiaj�c w innym pokoju, Cavil nie uwolni� si� od cierpie�. Nie b�dzie mia� dzieci: syn�w, kt�rych m�g�by wychowa� na dziedzic�w plantacji, ani c�rek, kt�rym wyprawi�by wspania�e wesela. Sala balowa na dole... Kiedy pierwszy raz wprowadzi� Dolores do pi�knego domu, kt�ry dla niej zbudowa�, powiedzia�: - Nasze c�rki spotkaj� swych ukochanych w tej sali. Tu pierwszy raz zetkn� si� ich d�onie, jak nasze si� zetkn�y w domu twojego ojca. Teraz Dolores nie ogl�da�a tej sali. Schodzi�a na d� tylko w niedziel�, �eby pojecha� do ko�cio�a. I po zakupie nowych niewolnik�w, �eby dopilnowa� ich chrztu. Wszyscy patrzyli na nich wtedy i podziwiali oboje za odwag� i wierno�� w obliczu przeciwie�stw losu. Ale podziw s�siad�w niewielkim by� pocieszeniem, gdy Cavil spogl�da� na ruiny swych marze�. Wszystko, o co si� modli�... Zupe�nie jakby Pan spisa� list� jego pr�b, po czym na marginesie ka�dej linii wypisa� "nie, nie, nie". Rozczarowania mog�yby zniech�ci� kogo� s�abszej wiary. Ale Cavil Planter by� cz�owiekiem pobo�nym, cz�owiekiem prawym. Kiedy tylko przez g�ow� przemkn�a mu my�l, �e B�g �le go traktuje, zatrzymywa� si� natychmiast, wyjmowa� z kieszeni ma�y psa�terz i g�o�nym szeptem czyta� s�owa m�drca. Panie, do Ciebie si� uciekam; Sk�o� ku mnie ucho B�d� dla mnie ska�� mocn�. Koncentrowa� si�. Zw�tpienie i �al znika�y szybko. Pan nie opuszcza� Cavila Plantera nawet w nieszcz�ciach. A� do owego ranka, gdy czytaj�c Genesis, Cavil trafi� na dwa pierwsze wersy rozdzia�u 16. Saraj, �ona Abrama, nie urodzi�a mu jednak potomka. Mia�a za� niewolnic� Egipcjank�, imieniem Hagar. Rzek�a wi�c Saraj do Abrama: "Poniewa� Pan zamkn�� mi �ono, abym nie rodzi�a, zbli� si� do mojej niewolnicy; mo�e z niej b�d� mia�a dzieci". Wtedy w�a�nie przysz�a mu do g�owy pewna my�l. Abram by� cz�owiekiem pobo�nym, i ja te� taki jestem. �ona Abrama nie rodzi�a mu dzieci, i moja te� nie ma nadziei. W ich domu by�a niewolnica z Afryki i w moim s� takie kobiety. Dlaczego nie mia�bym post�pi� jak Abram i nie sp�odzi� dziecka z jedn� z nich? I ledwie o tym pomy�la�, wstrz�sn�� si� ze zgrozy. S�ysza� plotki o Bia�ych: Hiszpanach, Francuzach, Portugalczykach na poro�ni�tych d�ungl� wyspach, kt�rzy otwarcie �yj� z czarnymi kobietami. Zaprawd�, byli najni�si ze wszystkich stworze�, podobni do tych, co grzesz� ze zwierz�tami. A zreszt�, jak dziecko czarnej kobiety mog�oby zosta� jego nast�pc�? Miesza�cowi �atwiej by przysz�o lata�, ni� odziedziczy� plantacj� w Appalachee. Cavil po prostu przesta� o tym my�le�. Ale kiedy zasiad� z �on� do �niadania, my�l powr�ci�a. Zda� sobie spraw�, �e obserwuje czarn� niewolnic�, kt�ra karmi�a Dolores. Tak jak Hagar, i ta kobieta by�a przecie� Egipcjank�. Zauwa�y�, jak gi�tko skr�ca cia�o, przenosz�c �y�k� z talerza do ust �ony. A kiedy si� pochyla, �eby przytkn�� kubek do ust chorej, jej piersi opadaj� i napinaj� bluzk�. Delikatne palce ocieraj� z warg Dolores krople napoju i okruchy. Wyobrazi� sobie, �e to jego te palce dotykaj� i zadr�a� - lekko, a jednak mia� wra�enie, �e nast�pi�o trz�sienie ziemi. Niemal bez s�owa wybieg� z pokoju. Przed domem �cisn�� w d�oniach psa�terz. Obmyj mnie zupe�nie z mojej winy i oczy�� mnie z grzechu mojego! ...Uznaj� bowiem moj� nieprawo��, a grzech m�j jest zawsze przede mn�. Ale zanim jeszcze wypowiedzia� te s�owa do ko�ca, podni�s� g�ow� i zobaczy� robotnice, kt�re my�y si� w korycie. By�a w�r�d nich m�oda dziewczyna, kupiona ledwie par� dni temu. Niewysoka, ale da� za ni� sze��set dolar�w, bo prawdopodobnie nadawa�a si� do rozrodu. �wie�o zesz�a ze statku i nie nauczy�a si� jeszcze chrze�cija�skiej skromno�ci. Sta�a tam naga jak w�� i, pochylona nad korytem, oblewa�a wod� g�ow� i szyj�. Cavil znieruchomia�, zapatrzony. To, co w sypialni �ony by�o ledwie przelotn� my�l� o grzechu, teraz zmieni�o si� w trans po��dania. Nigdy jeszcze nie widzia� czego� tak pe�nego gracji, jak te ocieraj�ce si� o siebie niebieskoczarne uda, tak poci�gaj�cego, jak jej dr�enie, gdy woda sp�ywa�a po sk�rze. Czy to by�a odpowied� na jego gor�cy psalm? Czy Pan m�wi� mu w ten spos�b, �e w istocie jest z nim w�a�nie tak jak z Abramem? Ale r�wnie dobrze mog�y to by� czary. Kto wie, co potrafi� ci Czarni prosto z Afryki? Wie, �e si� jej przygl�dam, i kusi mnie. To naprawd� dzieci Szatana, skoro budz� we mnie takie grzeszne my�li. Oderwa� spojrzenie od nowej dziewczyny i zag��bi� si� w Pi�mie. Tyle �e strony jako� si� przewr�ci�y - a mo�e to on sam je przewr�ci�? Zobaczy� wersy Pie�ni Salomona. Piersi twe jak dwoje ko�l�t, bli�ni�t gazeli, co pas� si� po�r�d lilii. - Wspom� mnie, Bo�e - wyszepta�. - Zdejmij ze mnie ten czar. Codziennie powtarza� t� sam� modlitw�, a jednak codziennie si� przekonywa�, �e z po��daniem spogl�da na swoje niewolnice. A zw�aszcza na niedawno kupion� dziewczyn�. Dlaczego B�g nie chce go wys�ucha�? Czy� nie jest cz�owiekiem prawym? Czy� nie jest dobry dla �ony? Czy� nie sk�ada dziesi�ciny, nie daje na tac�? Czy� nie traktuje dobrze swoich niewolnik�w i koni? Dlaczego Pan B�g w Niebiosach nie chroni go przed tym czarnym zakl�ciem? A jednak nawet s�owa modlitwy uk�ada�y si� w grzeszne obrazy. Panie, wybacz mi, �e wyobra�am sobie, jak ta nowa niewolnica staje w drzwiach mojej sypialni p�acz�c, wych�ostana przez nadzorc�. Wybacz, �e widz�, jak uk�adam j� w moim w�asnym �o�u, jak unosz� jej sukienk�, by posmarowa� rany ma�ci� tak siln�, �e �lady na jej udach i po�ladkach znikaj� w oczach, jak ona �mieje si�, porusza wolno w po�cieli, spogl�da na mnie przez rami�, odwraca si� z u�miechem, wyci�ga do mnie r�k� i... Panie, wybacz mi, zbaw mnie! I kiedy tak si� dzia�o, nie m�g� zrozumie�, dlaczego takie my�li przychodz� do niego w czasie modlitwy. Mo�e jestem pobo�ny jak Abram; mo�e to Pan zsy�a na mnie te ��dze. Czy pierwszy raz nie pomy�la�em o tym, kiedy czyta�em Pismo? Pan mo�e czyni� cuda... A gdybym wszed� w t� now� dziewczyn�, ona pocz�a, a Pan sprawi� cud i dziecko przysz�oby na �wiat bia�e? Dla Boga wszystko jest mo�liwe. Ta my�l by�a r�wnocze�nie cudowna i straszna. Gdyby� okaza�a si� prawdziwa... Abram ci�gle s�ysza� g�os Boga, wi�c nie musia� si� zastanawia�, czego B�g ��da od niego. Ale do Cavila Plantera B�g nigdy nie przem�wi� wprost. Dlaczego nie? Dlaczego B�g nie powie mu: "We� t� dziewczyn�, jest twoja"? Albo: "Nie dotykaj jej, jest ci zakazana!" Daj mi us�ysze� tw�j g�os, Panie, �ebym wiedzia�, co robi�. Do ciebie, Panie, wo�am, ska�o moja, nie b�d� wobec mnie g�uchy, bym wobec Twojego milczenia nie sta� si� jak ci, kt�rzy zst�puj� do grobu. I pewnego dnia roku 1810 jego modlitwa zosta�a wys�uchana. Cavil kl�cza� w suszarni, prawie pustej, jako �e plon zesz�ego roku zosta� ju� dawno sprzedany, a nowy zieleni� si� jeszcze na polach. Walczy� ze sob� w modlitwie, spowiedzi i mrocznych wyobra�eniach, a� wreszcie zawo�a�: - Czy� nikt mnie nie wys�ucha? - S�ysz� ci� doskonale - odpowiedzia� mu surowy g�os. Z pocz�tku Cavil przerazi� si�, �e kto� obcy - jego nadzorca albo s�siad - s�ysza� te straszne wyznania. Ale kiedy podni�s� g�ow�, przekona� si�, �e to nikt znajomy. A jednak od razu wiedzia�, kim jest ten cz�owiek. Po szerokich ramionach, opalonej twarzy i rozpi�tej koszuli - bez marynarki - pozna�, �e to nie d�entelmen. Ale te� nikt z mot�ochu ani kupiec. Surowy wyraz twarzy, ch�odne oko, mi�nie napi�te niczym stalowa spr�yna w sid�ach... Najwyra�niej jeden z tych ludzi, kt�rzy batem i �elazem utrzymuj� dyscyplin� w�r�d czarnych robotnik�w. Nadzorca. Tyle �e silniejszy i gro�niejszy od wszystkich nadzorc�w, jakich Cavil dot�d ogl�da�. Wiedzia�, �e ten nadzorca wydoby�by ostatni� uncj� wysi�ku z tych leniwych ma�p, kt�re pr�buj� tylko uciec od pracy w polu. Czyjejkolwiek plantacji by dogl�da�, prosperowa�aby z pewno�ci� znakomicie. Ale Cavil wiedzia� te�, �e nigdy nie zatrudni�by takiego nadzorcy - nadzorcy tak silnego, �e on, Cavil, wkr�tce by zapomnia�, kto jest s�ug�, a kto panem. - Wielu nazywa�o mnie swoim panem - o�wiadczy� obcy. - Wiedzia�em, �e natychmiast mnie poznasz. Sk�d ten cz�owiek zna� s�owa, kt�re Cavil zaledwie pomy�la�? - Jeste� wi�c nadzorc�? - Tak jak ten, kt�rego nazywa�e� nie panem, ale Panem, tak i ja jestem nie zwyk�ym nadzorc�, ale tym Nadzorc�. - Dlaczego tu przyszed�e�? - Poniewa� mnie wezwa�e�. - Jak mog�em ci� wezwa�, skoro nigdy w �yciu ci� nie widzia�em? - Kiedy przyzywasz niewidziane, Cavilu Planterze, to oczywi�cie zobaczysz co�, czego jeszcze nie ogl�da�e�. Dopiero wtedy Cavil zrozumia�, jaka wizja nawiedzi�a go we w�asnej suszarni. Kto�, kogo wielu nazywa swym Panem, przyby�, odpowiadaj�c na jego modlitwy. - Panie Jezu! - wykrzykn�� Cavil. Nadzorca odskoczy�, wyci�gaj�c r�k�, jakby chcia� si� zas�oni� przed tymi s�owami. - Zakazane jest, by jakikolwiek cz�owiek nazywa� mnie tym imieniem - zawo�a�. Przera�ony Cavil pochyli� g�ow� a� do ziemi. - Wybacz mi, Nadzorco. Ale je�li niegodny jestem, by wymawia� twoje imi�, jak mog� spogl�da� na twoj� twarz? A mo�e mam dzisiaj umrze�, nie zaznawszy wybaczenia grzech�w? - Biada ci, g�upcze! Czy naprawd� wierzysz, �e� zobaczy� moj� twarz? Cavil uni�s� g�ow�. - Widz� przecie� twoje oczy spogl�daj�ce na mnie w tej chwili. - Widzisz twarz, jak� stworzy�e� dla mnie we w�asnym umy�le. Widzisz cia�o przywo�ane twoj� wyobra�ni�. Gdyby� ujrza� mnie takiego, jakim jestem naprawd�, twoje s�abe zmys�y nie zdo�a�yby tego znie��. Dlatego tw�j rozum broni si�, nak�adaj�c na mnie wymy�lon� przez siebie mask�. Dostrzegasz we mnie Nadzorc�, poniewa� kto� taki ma w twych oczach wielko�� i moc, j�kaj� posiadam. To posta�, kt�ra budzi w tobie mi�o�� i strach jednocze�nie, kszta�t, kt�ry czcisz i kt�ry ci� przera�a. Nadawano mi wiele imion: Anio� �wiat�a i W�drowiec, Niespodziany Przybysz i Jasny Go��, Ukryty i Lew Wojny, Niszczyciel �elaza i Nosiciel Wody. Dzisiaj ty nazwa�e� mnie Nadzorc�, a zatem dla ciebie takie jest moje imi�. - Czy poznam kiedy� twe imi� prawdziwe, Nadzorco? Czy zobacz� twoje prawdziwe oblicze? Twarz Nadzorcy sta�a si� mroczna i straszna. Otworzy� usta, jakby chcia� zawy�. - Jedna tylko �ywa dusza na tym �wiecie pozna�a moj� prawdziw� posta�. I ona z pewno�ci� zginie. Te pot�ne s�owa uderzy�y jak grom i wstrz�sn�y Cavilem Planterem do g��bi. Wbi� palce w klepisko szopy, aby nie pofrun�� w powietrze niczym kurz porwany wiatrem przed burz�. - Nie pora�aj mnie �mierci� za m� zuchwa�o�� - zap�aka�. G�os Nadzorcy sp�yn�� �agodnie niby blask jutrzenki. - Porazi� ci�? Jak�ebym m�g�? Ty przecie� jeste� cz�owiekiem, kt�rego wybra�em, by pobiera� moje najtajniejsze nauki, s�owo nie znane kap�anom ni ksi�om. - Ja? - Ju� ci� uczy�em, a ty zrozumia�e�. Wiem, �e pragniesz czyni� to, co ci nakazuj�. Ale brakuje ci wiary. Jeszcze nie ca�kiem do mnie nale�ysz. Serce podesz�o Cavilowi do gard�a. Czy to mo�liwe, by Nadzorca chcia� da� mu to, co da� Abramowi? - Nadzorco, niegodny jestem... - Oczywi�cie, �e jeste� niegodny. Nikt nie jest mnie godny, nikt, ani jeden cz�owiek na tej ziemi. Mimo to, je�li b�dziesz pos�uszny, zas�u�ysz mo�e w moich oczach na �ask�. O tak, on to zrobi! - zakrzykn�� Cavil w g��bi serca. Tak, da mi kobiet�! - Cokolwiek ka�esz, Nadzorco. - Czy s�dzisz, �e dam ci Hagar jedynie z powodu twojej g�upiej ��dzy i pragnienia dziecka? Jest wa�niejszy cel. Ci Czarni s� bez w�tpienia synami i c�rkami bo�ymi, ale w Afryce �yli pod w�adz� diab�a. Ten straszliwy niszczyciel zatru� im krew. Jak my�lisz, dlaczego s� czarni? Nie mog� ich zbawi�, p�ki kolejne pokolenia rodz� si� czarne, gdy� wtedy diabe� nimi w�ada. Nie mog� ich odzyska�, je�li mi nie pomo�esz. - Czy wi�c moje dziecko urodzi si� bia�e, je�li wezm� t� dziewczyn�? - Dla mnie wa�ne jest tylko, �eby nie urodzi�o si� ca�kiem czarne. Czy rozumiesz, czego od ciebie ��dam? Nie jednego Iszmaela, ale wielu dzieci. Nie jednej Hagar, ale wielu kobiet. Cavil ledwo si� o�mieli� wyzna� g�o�no tajemne pragnienie swego serca. - Wszystkie? - Oddaj� ci je, Cavilu Planterze. To pokolenie z�a jest twoj� w�asno�ci�. Wytrwa�� prac� zdo�asz przygotowa� nast�pne, kt�re do mnie b�dzie nale�e�. - Uczyni� to, Nadzorco. - Nikomu nie mo�esz wyzna�, �e mnie widzia�e�. Przemawiam tylko do tych, kt�rych w�asne ch�ci zwr�ci�y si� ju� ku mnie i moim dzie�om. Kt�rzy sami zapragn�li napi� si� wody, kt�r� przynosz�. - Nie powiem ani s�owa nikomu, Nadzorco. - B�d� mi pos�uszny, Cavilu Planterze, a obiecuj�, �e u kresu �ycia zobaczysz mnie takim, jaki jestem naprawd�. Wtedy powiem do ciebie: "Jeste� m�j, Cavilu Planterze. P�jd� za mn� i ju� na zawsze b�d� moim niewolnikiem". - Z rado�ci�! - zawo�a� Cavil. - Z rado�ci�! Z rado�ci�! Roz�o�y� ramiona i obj�� nogi Nadzorcy. Ale tam, gdzie powinien dotkn�� przybysza, trafi� na pustk�. Go�� znikn��. Od tego dnia niewolnice Cavila nie zazna�y spokoju. Kiedy sprowadza� je do siebie noc�, stara� si� traktowa� je z tak� sam� moc� i wy�szo�ci�, jak� widzia� na twarzy strasznego Nadzorcy. Patrz�c na mnie, my�la�, musz� widzie� Jego oblicze. I z pewno�ci� widzia�y. Pierwsz�, kt�r� do siebie wezwa�, by�a pewna niedawno kupiona dziewczyna, kt�ra zna�a ledwie kilka s��w po angielsku. Krzycza�a przera�ona, p�ki nie poznaczy� jej cia�a takimi samymi �ladami, jakie widzia� kiedy� w marzeniach. Wtedy j�cz�c pozwoli�a mu zrobi� to, co przykaza� Nadzorca. Za pierwszym razem przez jedn� chwil� jej �kanie by�o jak g�os Dolores, p�acz�cej cicho w ��ku. I Cavil poczu� lito�� tak mocn�, jak dla swej ukochanej �ony. Wyci�ga� ju� niemal r�k�, by j� pocieszy�, jak pociesza� Dolores. Ale zaraz przypomnia� sobie twarz Nadzorcy i pomy�la�: ta czarna dziewczyna jest Jego nieprzyjacielem. Jest moj� w�asno�ci�. I jak cz�owiek musi ora� i sia� ziemi�, kt�r� B�g mu ofiarowa�, tak i ja nie mog� pozwoli�, by to �ono le�a�o od�ogiem. Hagar - tak nazwa� j� tej pierwszej nocy. Nie rozumiesz, �e ci� b�ogos�awi�. Rankiem spojrza� w lustro i zobaczy� co� nowego w swym odbiciu. Jak�� gwa�towno��. Co� w rodzaju straszliwej a ukrytej si�y. Tak, pomy�la�. Nikt nie ogl�da� mnie jeszcze takim, jakim jestem w istocie. Nawet ja sam. Dopiero teraz poznaj�, �e czym jest Nadzorca, tym i ja jestem. Nigdy ju� nie poczu� lito�ci, gdy wykonywa� sw� nocn� prac�. Z jesionow� lask� w d�oni wchodzi� do chaty kobiet i wskazywa� t�, kt�ra mia�a i�� za nim. Je�li cofa�a si�, laska szybko j� uczy�a, ile kosztuje op�r. Je�li kto� z Czarnych, m�czyzna czy kobieta, pr�bowa� protestowa�, nast�pnego dnia Cavil osobi�cie pilnowa�, by krwi� zap�acili Nadzorcy za niepos�usze�stwo. Nikt z Bia�ych niczego si� nie domy�la�, a nikt z Czarnych nie �mia� go oskar�a�. Nowo kupiona dziewczyna, jego Hagar, pocz�a jako pierwsza. Cavil z dum� spogl�da� na jej rosn�cy brzuch. Wiedzia� ju�, �e Nadzorca rzeczywi�cie jego wybra�. Czerpa� ze swej w�adzy dzik� rozkosz. Urodzi si� dziecko, jego dziecko. I pojmowa�, jaki powinien by� nast�pny krok. Skoro bia�a krew ma zbawi� jak najwi�cej czarnych dusz, to nie mo�e przecie� zatrzyma� tych mieszanych dzieci u siebie. Sprzeda je na po�udnie, ka�de innemu nabywcy, a potem w Nadzorcy b�dzie pok�ada� ufno��, �e dorosn� i rozprzestrzenia jego nasienie na ca�� nieszcz�sn� czarn� ras�. I ka�dego ranka obserwowa� przy �niadaniu swoj� �on�. - Cavilu, m�j najdro�szy - powiedzia�a kiedy�. - Czy co� si� sta�o? Widz� jaki� mrok na twej twarzy, spojrzenie pe�ne... gniewu mo�e... czy okrucie�stwa. Czy�by� si� z kim� pok��ci�? Nie pyta�abym, ale... ale mnie przera�asz. Z czu�o�ci� poklepa� j� po wykr�conej d�oni. Czarna kobieta przygl�da�a mu si� spod ci�kich powiek. - Nie czuj� gniewu wobec �adnego m�czyzny ani kobiety - zapewni� �agodnie Cavil. - A to, co nazywasz okrucie�stwem, to tylko poczucie w�adzy. Dolores, jak�e mo�esz patrze� na moj� twarz i nazywa� mnie okrutnym? Zaszlocha�a. - Wybacz mi! - krzykn�a. - Wyobrazi�am to sobie. Ty, najlepszy z ludzi... To diabe� wzbudzi� w moich my�lach t� wizj�. Wiem o tym. Diabe� potrafi wywo�ywa� fa�szywe obrazy, ale tylko niegodziwych zdo�a oszuka�. Wybacz mi moj� niegodziwo��, m�u. Wybaczy� jej, ale p�aka�a ci�gle, dop�ki nie pos�a� po kap�ana. Nic dziwnego, �e tylko m�czyzn wybiera� Pan na swych prorok�w. Kobiety s� za s�abe, za wiele w nich wsp�czucia, by wykona� dzie�o Nadzorcy. Tak to si� zacz�o. To by� pierwszy krok na ciemnej, strasznej �cie�ce. Ani Alvin, ani Peggy nie s�yszeli tej historii, p�ki jej nie pozna�em i nie opowiedzia�em im o wiele p�niej. Oboje zrozumieli natychmiast, �e by� to pocz�tek wszystkiego. Nie chc� jednak, by�cie my�leli, �e by�a to jedyna przyczyna wszelkiego z�a, jakie si� wydarzy�o. Dokonywano innych wybor�w, ch�tnie pope�niano okrucie�stwa. Cz�owiek mo�e znale�� wielu pomocnik�w, gdy szuka skr�tu na drodze do piek�a, ale jedynie on sam mo�e postawi� na niej nog�. ROZDZIA� 2 - UCIEKINIERKA Peggy zbudzi�a si� o �wicie. Sen o Alvinie Millerze nape�ni� jej serce sprzecznymi pragnieniami. Chcia�aby uciec od tego ch�opca, chcia�aby zosta� tu i czeka� na niego. Zapomnie�, �e go zna�a, i obserwowa� go zawsze. Le�a�a w ��ku, ledwie uchylaj�c powieki, i patrzy�a, jak szary �wit wlewa si� do jej pokoju na poddaszu. Trzymam co�, zauwa�y�a. Kraw�dzie przedmiotu wbi�y si� w sk�r� d�oni tak mocno, �e zabola�o, kiedy rozprostowa�a palce. Jakby mnie co� u��dli�o. Ale to nie by�o u��dlenie. To tylko pude�ko, gdzie chowa�a czepek porodowy Alvina. A mo�e, pomy�la�a Peggy, mo�e naprawd� mnie uk�si�, uk�si� g��boko i dopiero teraz poczu�am b�l? Mia�a ochot� odrzuci� to pude�ko jak najdalej, zakopa� g��boko i zapomnie�, w kt�rym miejscu je zakopa�a, albo utopi� w wodzie i przysypa� kamieniami, �eby nie wyp�yn�o. Ale przecie� wcale tego nie chc�, powiedzia�a sobie bezg�o�nie. I �a�uj�, �e o czym� takim pomy�la�am, bardzo �a�uj�, ale on teraz przybywa, po tylu latach wraca do Hatrack River. Nie b�dzie tym dzieckiem, kt�re widzia�am na wszystkich �cie�kach przysz�o�ci, ani m�czyzn�, w kt�rego ma si� przemieni�. Nie, nadal b�dzie ch�opcem. Ma jedena�cie lat. Pozna� ju� �ycie tak, �e mo�e wewn�trz jest dojrza�y. Widzia� tyle b�lu i cierpienia, ile kto� pi�� razy starszy. Ale wci�� ma jedena�cie lat. B�dzie ch�opcem, kiedy wkroczy do tego miasteczka. A ja nie chc� ogl�da� �adnego jedenastoletniego Alvina. Tak, b�dzie mnie szuka�. Wie, kim jestem, chocia� mia� dwa tygodnie, kiedy mnie widzia�. Wie, �e zajrza�am w jego przysz�o�� tego deszczowego dnia, gdy przyszed� na �wiat. Wi�c przyjdzie tu i powie: "Peggy, wiem, �e jeste� �agwi�. Napisa�a� w ksi��ce starego Bajarza, �e mam zosta� Stw�rc�. Dlatego wyt�umacz mi, czym powinienem si� sta�". Peggy wiedzia�a, co powie Alvin, i na ile sposob�w mo�e to powiedzie�... Czy nie ogl�da�a tego ju� sto, tysi�c razy? I nauczy go, a on stanie si� wielkim cz�owiekiem, prawdziwym Stw�rc�, i... I pewnego dnia, kiedy b�dzie przystojnym dwudziestojednoletnim ch�opakiem, a ja dwudziestosze�cioletni� star� pann� z ostrym j�zykiem, poczuje wobec mnie tak� wdzi�czno��, �e za sw�j �wi�ty obowi�zek uzna zaproponowa� mi ma��e�stwo. A ja, od tylu lat chora z mi�o�ci, pe�na marze� o tym, czym on si� stanie i czym b�dziemy razem, ja powiem: "Tak". I obci��� go brzemieniem nie chcianej �ony, a on przez wszystkie dni naszego wsp�lnego �ycia b�dzie wzrokiem po��da� innych kobiet... Jak�e Peggy pragn�a nie wiedzie� z ca�� pewno�ci�, �e tak u�o�� si� sprawy. Ale by�a prawdziw� �agwi�, najsilniejsz� ze wszystkich, o jakich s�ysza�a, a ludzie z okolic Hatrack River nawet sobie nie wyobra�ali, jak� siln�. Usiad�a w po�cieli i nie odrzuci�a pude�ka, nie schowa�a go, nie po�ama�a i nie zakopa�a. Otworzy�a je. Wewn�trz le�a� ostatni strz�p czepka porodowego Alvina, suchy i bia�y jak spalony papier w wystyg�ym piecu. Jedena�cie lat temu, kiedy mama Peggy, jako po�o�na, wyci�gn�a Alvina ze studni �ycia, a malec pierwszy raz spr�bowa� wci�gn�� do p�uc wilgotne powietrze zajazdu taty, Peggy �ci�gn�a mu z twarzy ten cienki krwawy czepek, �eby m�g� oddycha�. Alvin, si�dmy syn si�dmego syna i trzynaste dziecko... Peggy od razu zobaczy�a, dok�d prowadz� �cie�ki jego �ycia. D��y� ku �mierci, �mierci w tysi�cach r�nych wypadk�w na tym �wiecie, kt�ry jakby postanowi� zabi� ch�opca, zanim ten naprawd� zacznie �y�. Ona by�a wtedy ma�� Peggy, pi�cioletni�, ale od dw�ch lat ju� �agwi�. I nie widzia�a jeszcze przychodz�cego na �wiat dziecka, kt�re tak wiele �cie�ek wiod�oby ku �mierci. Przeszuka�a je wszystkie i tylko na jednej ch�opiec m�g� sta� si� m�czyzn�. Tylko wtedy, gdy ona zatrzyma czepek, gdy b�dzie obserwowa� ch�opca z daleka, a kiedy tylko zobaczy si�gaj�c� ku niemu �mier�, zrobi z czepka u�ytek. Chwyci go w palce, zetrze odrobin� na proszek i wyszepcze, co ma si� zdarzy�... zobaczy to w swoich my�lach. I wtedy stanie si�, jak powiedzia�a. Czy nie ocali�a go przed utoni�ciem? Czy nie uratowa�a przed rozjuszonym bykiem? Nie zatrzyma�a, kiedy zsuwa� si� z dachu? Raz nawet rozci�a belk� kalenicy, kt�ra mia�a run�� z pi��dziesi�ciu st�p i rozgnie�� go na pod�odze budowanego ko�cio�a. Rozdzieli�a t� belk� r�wniutko jak si� patrzy, zostawiaj�c akurat tyle miejsca, �eby zmie�ci� si� mi�dzy jedn� a drug� cz�ci�. I jeszcze ze sto razy zrobi�a co� tak sprytnie, �e nikt si� nawet nie domy�li�, jak uratowa�a mu �ycie. A za ka�dym razem u�ywa�a czepka. Jak to si� dzia�o? W�a�ciwie nie mia�a poj�cia. Tyle tylko �e wykorzystywa�a jego w�asn� moc, jego wrodzony dar. Przez lata nauczy� si� czego� o swoim talencie tworzenia rzeczy, kszta�towania ich, ��czenia i rozbijania. A� wreszcie zesz�ego roku, wpl�tany w wojny mi�dzy czerwonymi i bia�ymi lud�mi, sam zaj�� si� ratowaniem swojego �ycia, tak �e nie musia�a ju� si� martwi�, jak go ocali�. I bardzo dobrze. Z czepka zosta� zaledwie strz�p. Zamkn�a wieczko. Nie chc� go widzie�, pomy�la�a. Nic ju� nie chc� o nim wiedzie�. Ale palce same otworzy�y zn�w pude�ko... Poniewa�, oczywi�cie, musia�a wiedzie�. Mia�a wra�enie, �e po�ow� �ycia sp�dzi�a trzymaj�c ten czepek, szukaj�c p�omienia jego serca daleko na p�nocnym zachodzie kraju Wobbish, w miasteczku Vigor Ko�ci�. Sprawdza�a, jak sobie radzi. Spogl�da�a wzd�u� �cie�ek przysz�o�ci, �eby si� przekona�, jakie niebezpiecze�stwo czai si� w zasadzce. A kiedy ju� si� upewni�a, �e nic mu nie grozi, wtedy patrzy�a dalej. Widzia�a, jak pewnego dnia wraca do Hatrack River, patrzy jej w oczy i m�wi: "To ty ocali�a� mnie tyle razy, ty zobaczy�a�, �e b�d� Stw�rc�, zanim jeszcze ktokolwiek pomy�la�, �e to w og�le mo�liwe". A potem obserwowa�a, jak poznaje g��bie swojej mocy, dowiaduje si�, jaka czeka go praca, jak musi wznie�� Kryszta�owe Miasto. Widzia�a, jak p�odzi z ni� dzieci, jak g�aszcze niemowl�ta, kt�re ona karmi piersi�. Widzia�a te, kt�re pochowali i te, kt�re prze�y�y; a na ko�cu widzia�a jego... �zy ciek�y jej po policzkach. Nie chc� wiedzie�, powtarza�a. Nie chc� zna� wszystkich �cie�ek przysz�o�ci. Inne dziewcz�ta mog� �ni� o mi�o�ci, o rozkoszach ma��e�stwa, o zdrowych i silnych dzieciach. A wszystkie moje sny nios� w sobie �mier� i cierpienie, i l�k, bo s� prawdziwe. Wiem wi�cej, ni� mo�e wiedzie� cz�owiek i zarazem zachowa� w duszy resztk� nadziei, A jednak Peggy mia�a nadziej�. O tak, to na pewno - wci�� trzyma�a si� jej rozpaczliwie, bo nawet wiedz�c, co czeka na �cie�kach �ycia, nadal dostrzega�a wizje pewnych dni, godzin, ulotnych chwil rado�ci tak wielkiej, �e warto by�o cierpie�, by tam dotrze�. Tyle �e te wizje we wszystkich przysz�o�ciach �ycia Alvina by�y tak rzadkie i nieliczne, i� nie potrafi�a odszuka� drogi, kt�ra do nich prowadzi. Wszystkie �cie�ki znajdowa�a bez trudu: te zwyk�e, kt�re najpewniej stan� si� rzeczywisto�ci�, wiod�y do chwili, gdy Alvin �eni� si� z ni� bez mi�o�ci, z wdzi�czno�ci i z poczucia obowi�zku. �a�osne ma��e�stwo. Jak ta biblijna opowie�� o Lei, kt�rej pi�kny m�� Jakub nienawidzi�, cho� ona kocha�a go bardzo, cho� da�a mu wi�cej dzieci ni� inne �ony, cho� umar�aby dla niego, gdyby tylko poprosi�. �le B�g traktuje kobiety, my�la�a Peggy, skoro zmusza nas do t�sknoty za m�em i dzie�mi, a to prowadzi do po�wi�ce�, b�lu i zgryzoty. Czy tak wielki by� grzech Ewy, �e B�g na wszystkie kobiety rzuci� sw� straszn� kl�tw�? W b�lu b�dziesz rodzi�a dzieci, rzek� Wszechmocny i �askawy B�g. Ku twemu m�owi b�dziesz kierowa�a swe pragnienia, on za� b�dzie panowa� nad tob�. To w�a�nie gorza�o w niej teraz: pragnienie m�a. Chocia� by� dopiero jedenastoletnim ch�opcem i szuka� nie �ony, lecz nauczycielki. Mo�e i jest ch�opcem, pomy�la�a Peggy, ale ja jestem kobiet�. Widzia�am, jakim stanie si� m�czyzn� i t�skni� do niego. Przycisn�a d�o� do piersi; wydawa�a si� taka du�a i mi�kka, nie pasuj�ca do cia�a, kt�re kiedy� sk�ada�o si� z samych kant�w i patyk�w, jak sza�as z ga��zi. Teraz zaokr�gla�a si� niczym ciel� tuczone na powr�t syna marnotrawnego. Zadr�a�a na my�l o losie tego ciel�cia, raz jeszcze dotkn�a czepka i spojrza�a. W dalekim miasteczku Vigor Ko�ci� Alvin po raz ostatni jad� �niadanie u matczynego sto�u. Obok le�a� worek, kt�ry mia� zabra� ze sob� w drog� do Hatrack River. Po policzkach matki sp�ywa�y nie skrywane �zy. Ch�opiec kocha� j�, ale ani przez chwil� nie �a�owa�, �e musi odej��. Dom zmieni� si� w ponure miejsce, splamione krwi� niewinnych. Nie chcia� tu zostawa�. Nie m�g� si� ju� doczeka�, kiedy wyruszy, zacznie nowe �ycie jako ucze� kowala w Hatrack River, odszuka �agiew, kt�ra go ocali�a, gdy si� rodzi�. Nie m�g� ju� zje�� ani k�sa. Odsun�� si� od sto�u, wsta�, uca�owa� mam�... Peggy wypu�ci�a czepek i zatrzasn�a pude�ko mocno i szybko, jakby chcia�a z�apa� w nim much�. Przybywa, by mnie odszuka�. Zacz�� wsp�lne �ycie, pe�ne cierpienia. Dalej, p�acz, Faith Miller, ale nie nad swoim ch�opcem, kt�ry wyrusza na wsch�d. P�acz nade mn�, kt�rej �ycie tw�j ch�opiec zniszczy. Uro� �z� nad samotnym b�lem jeszcze jednej kobiety. Peggy otrz�sn�a si� z pos�pnego nastroju szarego �witu. Ubra�a si� szybko, pochylaj�c g�ow�, by nie zawadzi� o uko�ne belki sufitu. Przez lata nauczy�a si�, jak nie my�le� o Alvinie Millerze Juniorze, jak wype�nia� obowi�zki c�rki w gospodarstwie rodzic�w i �agwi dla ca�ej okolicy. Potrafi�a nie pami�ta� o nim przez ca�e godziny. Wystarczy�a odrobina wysi�ku. A chocia� teraz by�o jej trudniej, gdy� wiedzia�a, �e tego ranka Alvin ma wst�pi� na drog� prowadz�c� wprost do niej, st�umi�a my�li o nim. Rozsun�a zas�ony w oknie na po�udnie i usiad�a, wsparta o parapet. Spojrza�a na puszcz�, nadal si�gaj�c� zajazdu, rozci�gaj�c� si� wzd�u� Hatrack a� do Hio. Po drodze by�o tylko par� �wi�skich farm. Oczywi�cie, Peggy nie widzia�a Hio nawet w czystym, ch�odnym powietrzu wiosennego ranka. Ale czego nie widzia�y jej oczy, bez trudu odnajdywa�a p�on�ca w niej �agiew. �eby zobaczy� Hio, wystarczy�o odszuka� jaki� daleki p�omie� serca, w�lizn�� si� w ten ogie� i spojrze� przez oczy tego cz�owieka jak przez w�asne. A kiedy ju� pochwyci�a czyj� p�omie� serca, wtedy dostrzega�a nie tylko to, co on widzia�, ale i co my�la�, co czu�, czego pragn��. A nawet wi�cej: w najja�niejszej cz�ci p�omienia, cz�sto ukryte w szumie bie��cych my�li, migota�y otwarte �cie�ki, decyzje, jakie �w cz�owiek musi podj��, �ycie, jakie sobie stworzy, je�li wybierze t�, tamt� czy jeszcze inn� drog� w ci�gu godzin i dni, kt�re nadejd�. Peggy tak dobrze widzia�a p�omienie serc innych ludzi, �e prawie nie zna�a w�asnego. Czasami wyobra�a�a sobie, �e jest samotnym marynarzem na bocianim gnie�dzie. Co prawda nigdy w �yciu nie widzia�a prawdziwego statku, najwy�ej tratwy na Hio i raz bark� na Kanale Irrakwa. Ale czyta�a ksi��ki: wszystkie, kt�re doktor Whitley Physicker przywozi� jej z Dekane. Dlatego wiedzia�a o cz�owieku w bocianim gnie�dzie na maszcie. Trzymaj�cym si� olinowania, z ramionami wplecionymi w wanty, �eby nie spa��, gdy statek zako�ysze si� nagle czy zahu�ta po niespodziewanym szkwale; cz�owieku zim� sinym od mrozu, latem czerwonym od s�o�ca. Przez d�ugie godziny wachty mia� tylko wpatrywa� si� z b��kitny ocean. Je�li by� to okr�t piracki, marynarz szuka� �agli ofiary. Je�li wielorybniczy, to fontann i rozbryzg�w. Zwykle wygl�da� l�du, p�ycizn, ukrytych �awic piasku, pirat�w albo wrog�w jego bandery. I zwykle nie widzia� nic, zupe�nie nic, tylko fale, nurkuj�ce morskie ptaki i postrz�pione chmury. Ja te� siedz� w bocianim gnie�dzie, my�la�a Peggy. Pos�ali mnie na maszt szesna�cie lat temu, w dniu, kiedy si� urodzi�am. I trzymaj� tu bez przerwy. Nigdy, ani razu, nie pozwolili zej�� na d�, odpocz�� w w�skiej koi na najni�szym pok�adzie, ani razu nie mog�am zamkn�� luku nad g�ow� i drzwi za sob�. Zawsze, zawsze na wachcie, wypatruj�ca daleko i blisko. A �e to nie przez swoje oczy patrz�, wi�c nie mog� ich zamkn�� nawet we �nie. Nie ma �adnej ucieczki. Siedz�c na poddaszu widzia�a, wcale tego nie chc�c: Matka, znana ludziom jako stara Peg Guester, a sobie samej jako Margaret, gotuje w kuchni dla go�ci, kt�rzy zjawi� si� na kolacj�. Nie ma szczeg�lnego talentu, wi�c praca jest ci�ka; matka nie jest jak Gertie Smith, kt�ra solonej wieprzowinie potrafi w sto kolejnych dni nada� sto r�nych smak�w. Dar Peg Guester to kobiece sprawy, po�o�nictwo i domowe heksy, ale dobry zajazd wymaga dobrego jedzenia, a �e Dziadunio ju� odszed�, musi gotowa� sama. My�li tylko o kuchni i nie znosi, kiedy kto� jej przeszkadza; a ju� najbardziej w�asna c�rka, kt�ra �azi tylko po domu i prawie si� nie odzywa. Ta dziewczyna to paskudny i ponury dzieciak, a przecie� by�a kiedy� taka s�odka, taka obiecuj�ca, ca�e �ycie jako� si� skwasi�o... Czy to taka rado�� wiedzie�, jak ma�o obchodzi si� w�asn� mam�? Niewa�ne, �e Peggy zna�a tak�e jej gor�ce oddanie. Wiedza, �e odrobina mi�o�ci �yje w jej sercu, nawet w po�owie nie t�umi�a b�lu �wiadomo�ci, �e mama wcale jej nie lubi. I tato, znany powszechnie jako Horacy Guester, ober�ysta w Hatrack River. Weso�y kompan z taty; nawet teraz stoi na podw�rzu i opowiada co� go�ciowi, kt�remu wyra�nie trudno opu�ci� zajazd. On i tato jako� ci�gle maj� sobie co� jeszcze do powiedzenia. I tak, ten go��, prawnik z Cleveland, my�li, �e Horacy Guester to najlepszy, najuczciwszy obywatel, jakiego spotka� w �yciu. Gdyby wszyscy byli podobni do starego Horacego, nie by�oby przest�pstw i nikt by nie potrzebowa� prawnik�w w g�rnym kraju Hio. Wszyscy tak s�dzili. Wszyscy kochali Horacego Guestera. Ale jego c�rka, �agiew Peggy, spogl�da�a w p�omie� jego serca i wiedzia�a, co on sam o sobie my�li. Widzia� u�miechaj�cych si� do niego ludzi i m�wi� sobie: "Gdyby wiedzieli, jaki jestem naprawd�, spluwaliby mi pod nogi i pr�bowali zapomnie�, �e kiedy� zobaczyli moj� twarz albo us�yszeli moje imi�". Peggy siedzia�a na poddaszu, a wok� l�ni�y p�omienie serc. Wszystkie. Najja�niej rodzic�w, gdy� ich zna�a najlepiej. Go�ci �pi�cych w zaje�dzie. I mieszka�c�w miasta. Makepeace Smith, jego �ona Gertie i tr�jka zasmarkanych dzieciak�w, zawsze planuj�cych diabelskie psoty, je�li akurat nie rzyga�y albo nie sika�y... Peggy widzia�a rozkosz Makepeace'a, gdy kszta�towa� �elazo, jego niech�� dla w�asnych dzieci, rozczarowanie, gdy �ona zmieni�a si� z fascynuj�cej, nieosi�galnej pi�kno�ci w kud�at� wied�m�, kt�ra najpierw wrzeszczy na dzieci, a potem tym samym tonem wydziera si� na m�a. Pauley Wiseman, szeryf, kt�ry uwielbia, kiedy ludzie si� go boj�. Whitley Physicker, z�y na siebie, bo jego lekarstwa nie skutkuj� w po�owie przypadk�w i niemal co tydzie� widzi �mier�, na kt�r� nic nie mo�e poradzi�. Nowi przybysze, starzy mieszka�cy, farmerzy i rzemie�lnicy... Patrzy�a ich oczami i zagl�da�a im w serca. Wiedzia�a o ma��e�skich �o�ach, zimnych nocami, i cudzo��stwach skrywanych w sercach winnych. Wiedzia�a o z�odziejstwie zaufanych urz�dnik�w, przyjaci� i s�u��cych, o szlachetnych sercach wielu, kt�rymi pogardzano i na kt�rych spogl�dano z g�ry. Widzia�a to wszystko i milcza�a. Wola�a nie otwiera� ust. Nie m�wi�a nikomu. Poniewa� nie chcia�a k�ama�. Przed laty obieca�a, �e nigdy nie sk�amie, i dotrzymywa�a s�owa - milcz�c. Inni nie mieli takich problem�w. Potrafili m�wi� swobodnie, m�wi� prawd�. Ale Peggy nie mog�a zdradzi� prawdy. Zbyt dobrze zna�a tych ludzi. Wiedzia�a, czego si� l�kaj� i czego pragn�, co zrobili takiego, �e zabiliby j� albo siebie, gdyby si� domy�lili, �e wie. Nawet ci, kt�rzy nigdy nie uczynili nic z�ego, wstydziliby si�, bo Peggy zna�a ich tajemne marzenia albo skrywane szale�stwa. Dlatego i z nimi nigdy nie rozmawia�a szczerze. Co� mog�oby si� jej wymkn��, mo�e nawet nie s�owo, mogli zauwa�y�, jak odwraca g�ow�, jak unika pewnych temat�w... Domy�liliby si�, �e wie, albo tylko by si� przestraszyli. I sam strach, bez nazywania rzeczy po imieniu, m�g� ich zniszczy� - przynajmniej tych najs�abszych. Dlatego wci�� siedzia�a na szczycie masztu, trzyma�a si� lin, widzia�a wi�cej, ni� chcia�a, i nie mia�a nawet chwili dla siebie. Nawet je�li akurat nie rodzi�o si� dziecko i nie musia�a tego pilnowa�, zawsze jacy� ludzie potrzebowali pomocy. Sen wcale nie pomaga�. Nigdy nie zasypia�a na dobre. Zawsze cz�ci� umys�u patrzy�a, widzia�a p�omie�, dostrzega�a b�ysk. Jak cho�by teraz. Dok�adnie w chwili, kiedy spojrza�a ponad lasem, ju� tam by�: daleki p�omie� serca. Przysun�a si� bli�ej... Nie cia�em, naturalnie, cia�o tkwi�o bez ruchu na poddaszu. Jednak b�d�c �agwi� wiedzia�a, jak przyjrze� si� z bliska dalekim p�omieniom serc. M�oda kobieta... Nie, dziewczyna raczej, m�odsza nawet od niej, Peggy. Jaka� dziwna wewn�trz, wi�c Peggy od razu pozna�a, �e ta dziewczyna m�wi�a kiedy� j�zykiem innym ni� angielski, cho� teraz go u�ywa�a, my�la�a ju� po angielsku. Jej my�li by�y od tego pomieszane i niewyra�ne. Ale pewne my�li si�gaj� g��biej ni� �lady pozostawiane w m�zgu przez s�owa. Ma�a Peggy nie potrzebowa�a niczyjej pomocy, �eby zrozumie� nawet dziecko, kt�re dziewczyna trzyma�a na r�kach. I to, �e ona stoi nad brzegiem wiedz�c, �e umrze, i jaka groza czekaj� na plantacji, i co zrobi�a ostatniej nocy, �eby uciec. Wida� tam s�o�ce, trzy palce nad drzewami. To zbieg�a czarna niewolnica i jej ma�y b�kart, p�bia�y ch�opiec-dziecko, ich wida� na brzegu Hio, ukrytych w drzewach i krzakach. Patrzy, jak Biali sp�ywaj� rzek� na tratwach. Jest przera�ona. Wie, �e psy jej nie znajd�, ale nied�ugo wezw� odszukiwacza zbieg�w, to najgorsze, i jak w og�le dostanie si� za rzek� z tym ch�opcem-dzieckiem? �apie si� na strasznej my�li: zostawi� ch�opca-dziecko, schowam go w tym spr�chnia�ym pniu, przep�yn� i ukradn� ��d�, wr�c� tu. To b�dzie dobrze, o tak. Ale cho� nikt czarnej dziewczyny nie uczy�, jak by� mam�, wie przecie�, �e dobra mama nie zostawia dziecka, kt�re ci�gle jeszcze musi ssa� tyle razy dziennie, ile jest palc�w u r�k. Szepcze: "Dobra mama nie porzuci ch�opca-dziecka, gdzie stary lis albo �asica mog� przyj�� i odgry�� kawa�ek, mog� zabi�. Nie, to nie ja." Siada wi�c, tuli to dziecko i patrzy na rzek�. M�g�by to by� brzeg morza, bo i tak nie dostanie si� na drug� stron�. Mo�e jacy� Biali pomog�? Tu, po stronie Appalachee, Biali wieszaj� takich, co pomagaj� uciec czarnym niewolnicom. Ale ta zbieg�a czarna dziewczyna s�yszy na plantacji opowie�ci o Bia�ych, co m�wi�, �e lepiej, �eby nikt nie by� czyj�. M�wi�, �eby ta czarna dziewczyna lepiej mia�a te same prawa, co bia�a dama, m�wi�a "Nie" ka�demu m�czy�nie opr�cz swojego prawego m�a. M�wi�, �eby ta czarna dziewczyna lepiej zachowa�a swoje ma�e, nie pozwol� bia�emu panu grozi�, �e je sprzeda, kiedy przestanie ssa�, i po�le tego ch�opca-dziecko, �eby dorasta� w chacie niewolnik�w w Dreydenshire, ca�owa� buty Bia�ego, kiedy ten powie buu. - Twoje dziecko ma takie szcz�cie - m�wi� tej niewolnicy. - Wychowa si� w posiad�o�ci wielkiego pana w Koloniach Korony, gdzie maj� jeszcze kr�la. Mo�e nawet kiedy� zobaczy kr�la. Ona milczy, ale �mieje si� cicho. Co jej zale�y na kr�lu. Jej tato by� kr�lem w Afryce i zastrzelili go na �mier�. Ci portugalscy �owcy pokazali jej, co znaczy by� kr�lem. Znaczy, �e umierasz szybko, jak inni, �e przelewasz krew czerwon�, jak u wszystkich, krzyczysz g�o�no z b�lu i strachu... Pi�knie by� kr�lem i pi�knie go zobaczy�. Czy ci Biali wierz� w to k�amstwo? Ja im nie wierz�. M�wi�, �e tak, ale k�ami�. Nie pozwol� zabra� mojego ch�opca- dziecka. On wnuk kr�la i powt�rz� mu to ka�dego dnia. Kiedy b�dzie wielkim kr�lem, nikt nie zbije go kijem, bo wtedy odda, nikt nie porwie jego kobiety, nie roz�o�y jej n�g jak �wini na rze� i nie wetknie do brzucha takiego p�bia�ego dziecka, a on nie mo�e poradzi�, tylko siedzie� w chacie i p�aka�. Nie, o nie. Dlatego robi rzecz zakazan�, grzeszn�, brzydk� i z��. Kradnie dwie �wiece i rozgrzewa nad ogniem. Rozrabia jak ciasto, dodaje mleka z w�asnej piersi, kiedy ch�opiec-dziecko ju� possa�, i jeszcze miesza z woskiem w�asn� �lin�. Potem ugniata, toczy, poprawia, a� ma lalk� ca�kiem jak czarna niewolnica. Jak ona sama. Potem chowa t� lalk� czarnej niewolnicy i idzie do T�ustego Lisa. Prosi o pi�ra tego wielkiego starego kruka, kt�rego sobie z�apa�. - Czarna niewolnica nie potrzebuje �adnych pi�r - m�wi T�usty Lis. - Robi� lalk� dla mojego ch�opca-dziecka - t�umaczy. T�usty Lis �mieje si�. Wie, �e k�amie. - Nie ma czarnopi�rych lalek. Nie s�ysza�em o czym� takim. Czarna niewolnica na to: - M�j tato kr�l w Umbawana. Znam wszystkie tajemnice. T�usty Lis kr�ci g�ow� i �mieje si�, �mieje. - Co ty mo�esz wiedzie�? Nawet nie m�wisz po angielsku. Dam ci czarnych pi�r, ile chcesz, ale kiedy dziecko przestanie ssa�, przyjdziesz do mnie, a ja dam ci drugie. Tym razem ca�e czarne. Nienawidzi T�ustego Lisa jak Bia�ego Pana, ale on ma pi�ra kruka. Dlatego m�wi: - Tak, psze pana. Dwie d�onie ma pe�ne pi�r. �mieje si� cicho. B�dzie daleko i martwa, zanim T�usty Lis da jej dziecko. Pokrywa pi�rami lalk� czarnej niewolnicy, a� jest ma�ym ptakiem w kszta�cie dziewczyny. Bardzo mocna ta lalka, z jej w�asnym mlekiem i �lin� i z tymi pi�rami. Bardzo mocna, wysysa z niej �ycie, ale jej ch�opiec-dziecko nie b�dzie ca�owa� n�g Bia�ego. Bia�y Pan nie uderzy go batem. Ciemna noc, nie widzi jeszcze ksi�yca. Wybiega z chaty. Ch�opiec-dziecko ssie, wi�c nie ha�asuje. Przywi�zuje go do piersi, �eby nie upad�. Rzuca lalk� do ognia. Wtedy ca�a moc pi�r wyp�ywa p�on�c, p�on�c, p�on�c. Czuje, jak wlewa si� w ni� ten ogie�. Rozk�ada skrzyd�a szeroko, tak szeroko, rozk�ada i macha, jak widzia�a u tego starego kruka. Wzlatuje w powietrze, wysoko w ciemn� noc, wznosi si� i leci, leci daleko na p�noc, a kiedy wychodzi ksi�yc, ma go po prawej r�ce, �eby trafi� z ch�opcem-dzieckiem tam, gdzie Biali m�wi�, �e czarna dziewczyna nie niewolnica, p�bia�y ch�opiec-dziecko nie niewolnik. Przychodzi ranek i s�o�ce i ju� dalej nie leci. To jak �mier�, my�li, to �mier� tak chodzi� nogami po ziemi. Ten ptak w niej �amie skrzyd�o. Dziewczyna si� modli, �eby T�usty Lis j� znalaz�, teraz wie. Po tym, jak lecisz, chodzi� jest smutno, chodzi� boli, jak niewolnik w �a�cuchach, z ziemi� pod nogami. Ale idzie z ch�opcem-dzieckiem przez ca�y ranek i teraz stoi nad szerok� rzek�. Tak blisko dotar�am, m�wi zbieg�a czarna niewolnica. Lecia�am tak daleko i bym przelecia�a nad t� rzek�. Ale wysz�o s�o�ce i spad�am wcze�niej. Teraz ju� si� nie przedostan�, stary odszukiwacz mnie znajdzie, zbije mocno, odbierze ch�opca- dziecko, sprzeda na po�udnie. Nie mnie. Oszukam ich. Umr� pierwsza. Nie. Umr� druga. Inni mogli si� spiera�, czy niewolnictwo to grzech �miertelny, czy po prostu dziwaczny zwyczaj. Mogli wykrzykiwa�, �e Emancypacjoni�ci s� zbyt zwariowani, �eby z nimi wytrzyma�, chocia� niewolnictwo to rzeczywi�cie paskudna sprawa. Inni mogli patrze� na Czarnych i �a�owa� ich, ale jednak cieszy� si�, �e s� na og� w Afryce, w Koloniach Korony, w Kanadzie albo gdzie indziej, daleko st�d. Peggy nie mog�a sobie pozwoli� na luksus w�asnej opinii. Wiedzia�a tylko, �e �aden p�omie� serca nie by� jeszcze tak pe�en b�lu jak dusza Czarnego, kt�ry �y� w cienkim, mrocznym cieniu bata. Wychyli�a si� z okna. - Tato! - krzykn�a. Wyszed� z podw�rza na drog�, sk�d widzia� jej okno. - Wo�a�a� mnie, Peggy? Spojrza�a tylko na niego bez s�owa i nie musia�a t�umaczy� nic wi�cej. Po�egna� si� z go�ciem i �yczy� mu dobrej podr�y tak szybko, �e biedaczysko dopiero w po�owie drogi do miasteczka zorientowa� si�, co te� go napad�o. Tato by� ju� w �rodku i bieg� po schodach. - Dziewczyna z dzieckiem - powiedzia�a mu. - Po drugiej stronie Hio. Przestraszona. My�li, �e si� zabije, je�li j� z�api�. - Jak daleko nad Hio? - Zaraz przy uj�ciu Hatrack, o ile si� orientuj�. Tato, id� z wami. - Nic z tego. - Tak, tato. Nigdy jej nie znajdziesz. Ani ty, ani dziesi�ciu innych. Za bardzo si� boi Bia�ych. I ma powody. Tato przyjrza� si� jej niepewnie. Nigdy przedtem nie chcia� jej zabra�, ale zwykle uciekali czarni m�czy�ni. I zwykle, zagubionych i przera�onych, znajdywali ich ju� po tej stronie Hio, wi�c by�o to mniej niebezpieczne. Przej�cie do Appalachee to pewne wi�zienie, je�li ich tam z�api� na pomaganiu Czarnym w ucieczce. Wi�zienie albo i p�tla na ga��zi. Na po�udnie od Hio Emancy