2891
Szczegóły |
Tytuł |
2891 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2891 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2891 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2891 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
EWA BIA�O��CKA
JESTEM LAMIA
Zwyczajny cz�owiek nie zatrzyma�by si� w tym miejscu. Nie by�o tu na pierwszy
rzut oka nic ciekawego. Po prostu stary wykrot zas�oni�ty niemal ca�kowicie
przez wybuja�e wachlarze paproci. Mag przykucn��, wpatruj�c si� w g�szcz nie
poruszany najmniejszym nawet drgnieniem. Jego wyczulone nozdrza wy�owi�y spo�r�d
symfonii le�nych zapach�w prawie niezauwa�aln� wo� pi�ma. Mag, nie zmieniaj�c
pozycji, rozejrza� si� za odpowiednim dr�giem. W wykrocie m�g� czai� si� bia�y
w�� - rzadko�� i cenny surowiec w jego rzemio�le. Ranek by� ch�odny, wi�c
istnia�a szansa, �e zwierz� da si� schwyta� z minimalnym oporem. W dziurze by�
w�� albo inny przedstawiciel gadziej rodziny. Mag nie by� akolit�, smarkaczem,
kt�ry dopiero co otrzyma� Znak. Ju� od wielu lat jego sk�r� nad lew� piersi�
zdobi� tatua� Kr�gu i P�omienia - znak Stworzyciela, najwy�szej kasty mag�w.
Mroczny Buron, Buron Tw�rca - tak nazywali go znajomi magowie. Przyjaci� nie
mia�.
Buron wys�a� my�low� sond�, szukaj�c umys�u owego stworzenia, chowaj�cego si� w
wykrocie. Nie zamierza� ryzykowa� spotkania z bazyliszkiem. Zwykle potem bola�a
go g�owa. Drgn��, zaskoczony. Stw�r �ni�!
-Ach...- szepn�� Buron do siebie, a jego twarz skrzywi�a si� w nie�adnym
u�miechu. - C� my tu mamy?
Rozgarn�� ostro�nie k�p� paproci. Pierwsza rzecz� jak� zobaczy�, by�a r�ka,
odznaczaj�ca si� od ciemnej zieleni wyra�n�, jasn� plam�. Nie musia� zagl�da�
dalej. D�o� by�a niewielka. O kr�tkich lecz zgrabnych palcach, opatrzonych
d�utkowatymi paznokciami, po��czona z ramieniem delikatnym nadgarstkiem. Przy
bli�szym przyjrzeniu okazywa�o si�, �e sk�r� pokrywa drobniutka przezroczysta
�uska.
- Lamia.
Mag skupi� si�. Odszuka� wra�liwy punkt lamiej ja�ni i pos�a� we� og�uszaj�cy
�adunek mentalnej energii. Sen stwora, ju� od kilku chwil m�cony obecno�ci�
maga, rozsypa� si� jak rzucona w mrok mozaika. Rozleg� si� zduszony, gard�owy
krzyk. �uskowate palce wbi�y si� g��boko w mech, by potem zmi�kn�� i zn�w legn��
nieruchomo. Buron wyci�gn�� sw� zdobycz na �wiat�o dzienne. By�a to samica
lamii. Dotyka� ch�odnego cia�a z beznami�tno�ci� uczonego.
- Pi�kny okaz - mrukn��, obmacuj�c lamie ko�ci policzkowe i bezceremonialnie
podnosz�c powieki, pod kt�rymi kry�y si� jaskrawo b��kitne t�cz�wki.
- Pi�kna -powt�rzy� i to by�a prawda. Lamia by�a pi�kna. Kobieta obdarzona jej
urod� doprowadza�aby m�czyzn do szale�stwa. Bujne, jasne, zachodz�ce
tr�jk�cikiem na czo�o w�osy. Pe�ne wargi, jakby zapraszaj�ce do poca�unk�w.
Smuk�e ramiona i piersi o kszta�cie a� nazbyt doskona�ym. Buron wiedzia� jednak,
�e wszystkie te wdzi�ki mia�y bardzo prozaiczne przeznaczenie. Wabi�y
nieostro�nych pasterzy lub my�liwych, by stali si� jeszcze jednym posi�kiem. Na
wysoko�ci bioder cia�o lamii przechodzi�o w d�ugi, prawie trzymetrowy ogon, na
kt�rym �uski uk�ada�y si� w przepi�kny, barwny dese�, do z�udzenia
przypominaj�cy wn�trze agatu. Mag zastanawia� si�, co pocz�� z niespodzianym
darem losu. Wypcha�? Nie by� pewien, czy wygl�da�aby dobrze na �cianie jego
wie�y. Za bardzo jednak przypomina�a kobiet�.
Kobiet�...? W tym momencie Twarz Burona rozja�ni�a si�. Tak! To by�o to!!
Naprawd� wielkie wyzwanie! Zrobi to i na pewno mu si� uda! Mag w�o�y� sobie
bezw�adne cia�o nieprzytomnej lamii na ramiona i poni�s� je w stron� domu.
Jego domem od prawie dziesi�ciu lat by�a niewielka wie�a, wznosz�ca si� na
jednej z polan, g�sto rozmieszczonych na skraju Puszczy Oczu. Wn�trze zastawione
by�o prostymi sprz�tami, uginaj�cymi si� pod najdziwniejsz� w �wiecie mieszanin�
rozmaitych przedmiot�w. Ozdobne wyroby sztuki z�otniczej, gar�cie z�otych i
srebrnych monet porozrzucane niedbale mi�dzy cz�ciami garderoby i brudnymi
naczyniami oraz magicznym wyposa�eniem. Cz�ciowo stanowi�y go graty, kt�rych
Buron nie dotyka� od lat. Przedmioty obliczone na oszo�omienie potencjalnego
klienta. Wszystkie te ludzkie czaszki, wypchane �mije, sowy i nietoperze,
malowane pentagramy, tyle samo warte, co dzieci�ce rysunki na piasku. W�a�ciwe
narz�dzia pracy maga mie�ci�y si� w szklanych s�oiczkach i flaszeczkach -
trucizny, narkotyki, lekarstwa. Grube, oprawne w sk�r� ksi�gi nie zawiera�y
czarodziejskich zakl��, lecz ogromny zas�b wiedzy z zakresu chemii, medycyny,
anatomii i fizyki. Zestaw b�yszcz�cych ostrzy nigdy nie s�u�y�y do sk�adania
ofiar mrocznym b�stwom, lecz do sekcji i wiwisekcji. Z najwa�niejszym jednak
instrumentem Buron nie rozstawa� si� nigdy. By� nim jego talent. Talent
Stworzyciela, zdolny rozerwa� wi�zy cz�steczek materii. Rozkazuj�cy atomom
zmienia� swe w�a�ciwo�ci. Dar kt�ry ju� w dzieci�stwie okre�li� przysz�o��
Burona i sprawi�, �e sta� si� on legend�.
Mag zamierza� dokona� transformacji lamii w ludzk� istot�. Z �atwo�ci�
przychodzi�y mu przemiany "martwego w martwe", "�ywego w martwe", a nawet
"�ywego w �ywe" na prostych organizmach. Teraz mia� stawi� czo�a najwi�kszemu
wyzwaniu swego �ycia.
Buron po�o�y� lami� na wolnym kawa�ku pod�ogi przed paleniskiem. Wci�� by�a
pogr��ona w g��bokim omdleniu. Mag pozamyka� okiennice i wn�trze wie�y pogr��y�o
si� w mroku. Po chwili na kamiennym obmurowaniu paleniska stan�o kilka
zapalonych �wiec. Ich niepewne, migotliwe �wiat�o pe�za�o po �cianach i
powodowa�o, �e przedmioty rzuca�y upiorne cienie. Mag postawi� na pod�odze kubek
wype�niony d�ugimi, stalowymi ig�ami i kilka naczynek, zawieraj�cych m�tne
p�yny.
- Gotowe - szepn�� Buron do siebie, ostatni raz przebiegaj�c wzrokiem po
ampu�kach. Niekt�re zawiera�y silne �rodki pobudzaj�ce, inne - hamuj�ce prace
okre�lonych organ�w. W najmniejszej blado po�yskiwa� cenny jad bia�ego w�a -
�miertelna trucizna, a jednocze�nie substancja wybi�rczo zaw�aj�ca percepcj�,
je�li przyjmowa�o si� j� doustnie. Mag zdj�� ubranie, zaczerpn�� pucharkiem wody
z cebrzyka i usiad� przed lami�, skrzy�owawszy nogi. Uwa�nie odmierzane krople
kapa�y z nawoskowanych pa�eczek do wody w pucharku. Buron prze�kn�� ostro
pachn�c� mieszank� i si�gn�� po ig�y. Bra� je kolejno, przesuwa� przez p�omie�
�wiecy i wbija� w sk�r� w miejscach odszukiwanych ze sprawno�ci�, jak� daje
wieloletnia rutyna. Narkotyk zacz�� dzia�a�. Buron znieruchomia� w pozie
medytacyjnej. Poblad�a sk�ra i b�yszcz�ce ig�y stercz�ce z twarzy, brzucha i
ko�czyn, nadawa�y mu demoniczny wygl�d. Spod do po�owy uchylonych powiek patrzy�
na kolisty wz�r lamich �usek. Mikroskopijne dawki trucizny, rozlewaj�ce si� w
jego �y�ach, sprawi�y, �e og�uch�. Lecz teraz pe�niej odczuwa� oddech i t�tno.
W�asne, a tak�e stworzenia przed sob�. Kontury �uskowatego wzoru wyostrzy�y si�,
jakby kto� zakre�li� je czarn� farb�. Zapach gadziego pi�ma atakowa� przeczulone
nozdrza z niezno�n� intensywno�ci�. Mag zamkn�� oczy. Ju� nie musia� patrze�.
Stapia� si� z ja�ni� lamii, wyczuwa� jej organizm. Leniwe kr��enie krwi, prac�
mi�ni t�ocz�cych powietrze do p�uc. Czu� jej ch�odn� sk�r� jak swoj� w�asn�.
"Jasno�� w jasno��, ciemno�� w ciemno��, martwe w martwe, �ywe w �ywe, krew w
krew..." - intonowa� Buron w my�li. S�owa nie by�y wa�ne. Jako ma�y ch�opczyk
wierzy� jeszcze, �e istniej� magiczne zakl�cia. Nie by�o zakl��. By�y tylko
zlepki s��w, kt�rych rytm pozwala� �atwiej opanowa� umys�.
Umys� Stworzyciela, przed kt�rym pochyla�y si� nawet koronowane g�owy. Ka�dy z
w�adc�w odda�by wiele, by mie� zdolno�ci nawet najmniej cenionego w�r�d mag�w
Obserwatora, wy�awiaj�cego my�li zwyczajnych �miertelnik�w. Lecz "mag mo�e
zosta� kr�lem, ale kr�l nigdy nie zostanie magiem" - tak m�wi�o przys�owie.
Magowie - postacie, kt�rych presti� stawia� niemal na r�wni z bogami. Jak�e
rozczarowani byliby pro�ci ludzie, gdyby wiedzieli, �e w kamiennych wie�ach nie
odbywaj� si� nigdy straszliwe obrz�dy, krew nie plami pokrytych czarnoksi�skimi
znakami o�tarzy, a budz�ce groz� czaszki s�u�� jako prozaiczne przyciski do
pergamin�w.
"�ywe w �ywe, krew w krew, cia�o w cia�o, ciemno�� w ciemno��..."
Buron by� bogiem. Przestawia� gwiazdy i �onglowa� planetami. Rozkazywa� im, a
one s�ucha�y go z cudown� uleg�o�ci�. By� rze�biarzem, tworz�cym w natchnieniu
najwspanialsze dzie�o wszechczas�w. Dzieckiem buduj�cym twierdz� z
piasku...Tkaczem, pochylonym nad krosnami
wszech�wiata...Mistrzem...Niczym...Wszystkim...Czymkolwiek...�wiat�o w
�wiat�o...
Ile czasu to trwa�o? Buron uchyli� powieki. �wiece wypali�y si� prawie
ca�kowicie. Zm�tnia�y wzrok maga rejestrowa� lami� jako nieostr�, szar� plam�.
Ruchy Burona by�y niepewne. Trans wyczerpa� jego si�y do tego stopnia, �e nawet
nie mia� ochoty sprawdzi� od razu, czy przemiana si� powiod�a. Gdzie� zza okna
dobiega� ostry krzyk s�jki. W porz�dku, s�uch wr�ci�. Mag zamruga�, wzrok
wyostrzy� si�. Oci�a�ym ruchem dotkn�� le��cego przed nim cia�a. Sk�ra by�a
ch�odna, lecz znikn�a gdzie� jej szorstko��. W p�mroku Buron dostrzeg�, �e
lamia jest znacznie kr�tsza. Lecz czy rzeczywi�cie ma nogi? Wtem d�o� maga
przeszy� ostry b�l. To lamia, le��ca do tej chwili ca�kiem nieruchomo, wbi�a
z�by w jego r�k�.
- Au!!
Uderzona w twarz, upad�a, pope�z�a do k�ta i tam przyczai�a si�, dysz�c ci�ko.
Buron wsta� i podszed� do okna, by otworzy� okiennic�. Na zewn�trz kr�lowa�o
po�udnie. Promienie s�o�ca wpad�y do wn�trza i o�wietli�y skulon� w k�cie
jasnow�os� dziewczyn�. Zszokowana, wpatrywa�a si� w maga. Rozumia� jej
zdumienie. Powinien ju� wi� si� w konwulsjach pod wp�ywem jadu, a tymczasem sta�
i przypatrywa� si� jej z ch�odnym uznaniem. Pr�bowa�a uciec od tego
przenikliwego spojrzenia, odczo�ga� si� i wtedy dostrzeg�a, co si� z ni� sta�o.
Histeryczny wrzask wrzask wype�ni� izb�. Dziewczyna, krzycz�c bez przerwy,
pe�z�a, wlok�c za sob� bezw�adne nogi. Buron s�ucha� tego z rosn�c� irytacj�.
By� zm�czony, a tymczasem jego "wielki sukces" zachowywa� si� tak, jakby mia�
udusi� si� w�asnym krzykiem. Dziewczyna szlocha�a, zach�ystuj�c si�. Potr�ca�a
sprz�ty w ucieczce przed magiem i w�asnym odmienionym cia�em. Buron obezw�adni�
j� z �atwo�ci�. Zwi�za� i zakneblowa�. Ofiara obserwowa�a jego czynno�ci
wzrokiem og�upia�ego, przera�onego ptaka. Mag narzuci� na ni� pled.
- Do zobaczenia wieczorem - powiedzia�. - I nie pr�buj �adnych sztuczek, bo
pow�drujesz do s�oja! - Wymownym ruchem wskaza� naczynie z zakonserwowanym w
alkoholu waranem. Oczy dziewczyny omal nie wysz�y z orbit. Zatrz�s�a si�, a zza
knebla wydoby� si� g�uchy j�k.
Buron przespa� kilka godzin i obudzi� si� pe�en energii. Narzuci� byle jak
ubranie i natychmiast zaj�� si� dziewczyn�. Technik� stosowan� przez M�wc�w,
z uporem wt�acza� w jej oporny umys� dziesi�tki s��w i poj��. Wreszcie przekona�
si�, �e go rozumie. Rozwi�za� j�. Bez oporu pozwoli�a w�o�y� na siebie jedn� z
koszul maga, zbyt du��, ods�aniaj�ca delikatne barki. Wypi�a wod� z podanego
czerpaka.
- Kim jeste�? - spyta� mag na pr�b�.
- Jestem lamia - odrzek�a spokojnie, patrz�c mu prosto w oczy.
- Nie jeste� ju� �adn� lami�! - odpar� z naciskiem. - Jeste� cz�owiekiem.
Kobiet�. Rozumiesz?
- Jestem lamia - powt�rzy�a uparcie i b�yskawicznie wysun�a j�zyk, oblizuj�c
g�rn� warg�.
Buron sapn�� z irytacj�. Nie tak to sobie wyobra�a�.
- Wsta�! - rozkaza�.
Podnios�a si� na kl�czki.
-Wy�ej!
Pozosta�a w tej samej pozycji, patrz�c na niego nie rozumiej�cym wzrokiem. Czo�o
maga zmarszczy�o si�. Mo�e co� przeoczy�? Mo�e dziewczyna ma za s�abe mi�nie?
Nie wykszta�cone zako�czenia nerw�w? Obmaca� dok�adnie jej nogi. By�y ca�kiem
normalne. Uk�u� ig�� wra�liwe miejsce na stopie - podkurczy�a palce.
- Mo�esz chodzi�! - burkn�� szorstko, klepi�c smuk�� �ydk�. - No id�, m�wi�!
Ku jego z�o�ci, nie podnios�a si�, lecz poczo�ga�a. Bardzo dziwacznie, wlok�c za
sob� nogi, kolebi�c si� z biodra na biodro i podpieraj�c r�kami. U�wiadomi�
sobie, �e usi�uje porusza� si� tak, jakby wci�� mia�a ogon. Chwyci� dziewczyn� i
postawi� si��.
- Nie jeste� ju� zwierz�ciem! Masz chodzi� jak cz�owiek! Po to masz nogi!
Przez chwil� sta�a prosto, ale nie podtrzymywana osun�a si� znowu na pod�og�.
Buron ze z�o�ci� kopn�� sto�ek i zacz�� przechadza� si� nerwowym krokiem. Zrobi�
kilka g��bokich wdech�w. Uspokoi� si�. Nie nale�a�o p�oszy� dziewczyny na samum
pocz�tku. To tylko szok. Za par� dni przyzwyczai si� do nowej sytuacji.
Jeste� �licznym stworzeniem - rzek� Buron. "Jakby stworzonym, by mi�� ci� w
��ku" - doda� w my�li.
- Nazw� ci� Elijon - Le�na. To pasuje do ciebie.
- Jestem lamia - powiedzia�a znowu, a w jej g�osie pojawi�a si� twardsza nuta. -
Lamia. Nie kobieta. Nie Elijon. Lamia.
- Lamia? Naprawd�? - zadrwi� Buron. - Bez ogona?
- A wiesz co ja robi� z lamiami? - ci�gn��. - Obdzieram ze sk�ry i zjadam. Wi�c
jak? Jeste� lamia czy kobieta?
Oczy dziewczyny w stron� s�oja z waranem. Potem popatrzy�a na swoje stopy.
- Kobieta Lamia - powiedzia�a niech�tnie, wymawiaj�c drugie s�owo z akcentem
imienia.
- Dobrze, Lamia - Buron odczu� ulg�, cho� nie da� tego po sobie pozna�. Lamia -
imi�. Na tyle m�g� jej pozwoli�.
Dni, kt�re nadesz�y potem, by�y koszmarne. Lamia, mimo pozornej kapitulacji,
stawia�a op�r. Buron osi�gn�� tyle, �e porusza�a si� w postawie pionowej,
pow��cz�c niezgrabnie nogami. Ale kiedy tylko mog�a, zwija�a si� w niewygodny
k��bek w zacienionych k�tach wie�y. Buron doskonale zdawa� sobie spraw�, �e jej
pozy i milczenie s� biernym protestem przeciwko temu, co z ni� zrobi�.
Kilkakrotnie usi�owa� wpisa� do kroniki szczeg�owy opis swej pracy i za ka�dym
razem ciska� w ogie� pokre�lone kartki. B��kitne oczy Lamii �ledzi�y ka�dy jego
ruch i burzy�y spok�j. Oto mia� w domu �ywy dow�d swej pot�gi. Co�, na co nie
zdoby� si� �aden z jego poprzednik�w. Ukoronowanie kariery najwybitniejszego
maga stulecia i jednocze�nie najwi�ksz� kl�sk�. Chcia� mie� pi�kn� kobiet�,
towarzyszk� i kochank�. Otrzyma� j�, owszem. Kochank� o umy�le Lamii! Trucizn� w
pi�knym owocu, jedwab nas�czony jadem.
- Spalone mi�so! - powiedzia�a Lamia ze zgroz�, patrz�c na talerz Burona.
Powy�sze s�owa powtarza�a przy ka�dym posi�ku, z denerwuj�c� regularno�ci�.
Porcja przed ni� by�a surowa. Pr�by nak�onienia jej do zjedzenia czego� innego,
ni� krwisty och�ap, spe�za�y na niczym. Buron z obrzydzeniem patrzy� jak Lamia
odrywa paznokciami strzep mi�sa i po�yka w ca�o�ci.
- Dlaczego nie gryziesz? Masz przecie� normalne z�by - rzek�, rozdra�niony, cho�
wiedzia�, jaka cz�� przesz�o�ci Lamii by�a tu odpowiedzialna. Lamie mia�y tylko
k�y jadowe i przednie siekacze. Pokarm rozcierany by� w �o��dku. Dziewczyna
u�miechn�a si� prowokacyjnie i b�yskawicznie wrzuci�a do ust. ukrywany w d�oni
kamyczek. Napi�te nerwy Burona nie wytrzyma�y. Za�lepiony z�o�ci�, chwyci� sw�j
talerz i rzuci� Lamii w twarz.
- Zwierz�! Zwierz�!! G�upia, �lepa dziwka! ZA czym tak t�sknisz?! Za wyrywaniem
bebech�w innym bestiom? Za b�otem...brudem...? Taka by�a� pi�kna przedtem?! Kto
by si� obejrza� za tak� ogoniast� kurw�?! No, kto!?
- Wernhahee' - g�os Lamii ocieka� szyderstwem. Talerz trafi� j� w czo�o i spod
fali jasnych w�os�w sp�ywa�a w d� cieniutka smu�ka krwi.
- Wernhahee'... - powt�rzy�a. - ...i ty.
Wykrzywi�a si�, na�laduj�c jego brzydki u�miech. Wytar�a krew palcami i obliza�a
je. Buron wsta� od sto�u i zacz�� przestawia� naczynia z chemikaliami, po to
tylko, by zaj�� czym� r�ce. "Wernhahee'" - s�owo z j�zyka lamii, wymawiane na
wdechu znaczy�o "srebrny", a na wydechu "samiec". Zna� ich - du�ych, o
sp�aszczonych czaszkach, przechodz�cych na barkach w rodzaj sk�rzastego kaptura.
Zakutych w chitynowe pancerze, zielonkawe, z kontrastow� srebrzystoszar� plam�
na piersiach.
- C� takiego maja ci twoi wernhahee'? - spyta� od niechcenia.
- Ogon - odpar�a Lamia lakonicznie.
Buron prychn�� pogardliwie.
Nadchodz� wiosenne ta�ce - ci�gn�a Lamia. - Ty te� chcia�by� ze mn� ta�czy�,
ale nie mo�esz. Nie jeste� wernhahee'.
Trafi�a w samo sedno. Mag zastuka� k�ykciami w blat. Nerwowo.
- M�g�bym, gdybym chcia� - powiedzia�, wiedz�c doskonale, �e brzmi to
idiotycznie.
Lamia szele�ci�a czym� przez chwil�.
- Patrz! - us�ysza�. Odwr�ci� si�. Sukienka, w kt�r� zmieni� swoj� koszul�,
le�a�a na pod�odze. Lamia sta�a na niej w wyzywaj�cej pozie. Czo�o i usta mia�a
usmarowane krwi�.
- Chcesz ze mn� ta�czy�? No, zr�b to. Po to da�e� mi te dwa pnie i to �mieszne
futerko.
Buron po�era� wzrokiem �mia�e pi�kno Lamii, ale nie m�g� zdoby� si� na to by jej
dotkn��. Mimo, �e przez wiele dni m�wi� o niej "kobieta", w g��bi duszy
przyznawa� si� do pora�ki. To nie by�a istota ludzka. To by�o co� obcego, zbyt
obcego. Mag cierpia� z niespe�nionego po��dania... i nie m�g�, nie potrafi�
zmusi� si� do wzi�cia tej drwi�cej samicy. Rozdra�niony, upokorzony i w�ciek�y,
skierowa� si� do drzwi. Ju� na progu dogoni�o go wzgardliwe prychni�cie Lamii:
- Wernhahee'!
Mag wraca� do swej wie�y, ca�kowicie zdecydowany pozby� si� Lamii. By�a
rezultatem nieudanego eksperymentu. Czym�, co przysporzy�oby mu wi�cej k�opot�w,
ni� popularno�ci. Oczywi�cie nigdy nie z�o�y sprawozdania w Kr�gu. Mo�liwe, �e
transformacje "�ywego w �ywe" i "rozumnego w rozumne" opromieni�aby go jeszcze
wi�ksz� s�aw�, lecz wysz�yby na jaw te nieszcz�sne niedoci�gni�cia. Buron nawet
przed sob� nie chcia� si� przyzna�, �e g��wnym powodem takiej decyzji by�y kpiny
Lamii z jego braku m�sko�ci.
"Cicha, ma�o bolesna �mier�" - my�la�. - "�adnego cyjanku. I �adnych ostrzy. Za
du�o sprz�tania. Bia�y w��, to w�a�nie! Gad dla gada."
Przez szpary w okiennicach przes�cza�o si� jasne �wiat�o. Buron pchn�� drzwi,
kt�re podda�y si� z cichym skrzypni�ciem. Wn�trze zalane by�o powodzi� �wiat�a.
Wsz�dzie sta�y zapalone �wiece i lampy olejowe. �wiat�o wydobywa�o fantastyczne
b�yski z pozawieszanych na �cianach klejnot�w i metalowych instrument�w. Na
stole siedzia�a Lamia, obejmuj�c ramionami kolana. Opar�a na nich policzek. Jej
w�osy sp�ywa�y w d�, niczym wodospad roztopionego z�ota. Naga sk�ra, l�ni�ca
jak jedwab, przyci�ga�a wzrok. Nie m�wi�c ani s�owa, dziewczyna wsta�a i zacz�a
ta�czy�. Buron patrzy� z zapartym tchem. W takt nies�yszalnej muzyki cia�o Lamii
gi�o si� z nieopisan� gracj�. Gdzie podzia�a si� niezgrabno�� jej ruch�w,
pow��czenie nogami, garbienie ramion? Niespodzianie rozkwit�a jak ol�niewaj�cy
kwiat. Pi�kno dla samego pi�kna. Nie ��daj�ce nic w zamian. Bezinteresowne,
wspania�e. Cia�em m�czyzny wstrz�sn�� dreszcz. Ruch kobiecych bioder, ko�ysanie
piersi wabi�o go odwiecznym zewem. Kobieco�� m�wi�ca: "chod� i we�". Obiecuj�ca
niewys�owione rozkosze. Wystarczy�o wyci�gn�� r�k�, by posi��� skarb godny kr�la
kr�l�w. Mag poszed� za tym wezwaniem, a Lamia przyj�a go tak, jak pustynny
nomad przyjmuje �yk wody - zach�annie i nie roni�c nawet cz�stki. Zagarn�a go
ca�ego, bez reszty. Da� si� wci�gn�� w wieczysty taniec �ycia i p�odno�ci.
Kochali si� na twardym blacie, w�r�d p�omyk�w �wiec i rozb�ysk�w per�owych
g��wek igie� powbijanych w brzeg sto�u. Co jaki� czas odpoczywali, a potem
zaczynali na nowo i tak przez ca�� noc. �wiece gas�y jedna po drugiej i tak samo
wyczerpywa�a si� ich nami�tno��.
Buron leg� na wznak, z pustk� w g�owie, wyczerpany. Omdla�e mi�nie odm�wi�y mu
pos�usze�stwa. Lamia wyj�a z drewna jedn� z igie� i ogl�da�a j� w zamy�leniu.
- Do czego ci to potrzebne? - spyta�a.
- Do pracy. Do eksperyment�w.
- Do przemian?
- Mhm...
- Co si� z tym robi?
- Wk�uwa w cia�o. W specjalnych miejscach.
D�o� Lamii zawis�a nad jego piersi�.
- Gdzie� tutaj?
- Mhm... - przymkn�� oczy i w tym momencie poczu� lekkie uk�ucie.
- Co...?
Nagle z przera�eniem spostrzeg�, �e j�zyk mu dr�twieje. Gard�o zacisn�o si� w
gwa�townym spazmie, cia�o wygi�o, palce drapa�y konwulsyjnie drewno. Nieruchoma
twarz Lamii oddala�a si�, w b�yskawicznym, tempie nikn�� na ko�cu ciemnego
tunelu. Jeszcze przez chwil�, wk�adaj�c w to ca�� si�� woli, Buron sta� na progu
Bramy Istnie�, a potem przekroczy� go.
�wita�o.
Lamia sta�a po�rodku izby, kt�r� w kr�tkim czasie zmieni�a w krematorium. Buron
le�a� wci�� na stole, na kt�rym umar�. Przykry�a go kocami i zgromadzi�a wok�
wszystkie przedmioty, kt�re stwarza�y nadziej�, �e szybko zap�on�. Dodatkowo
obla�a zaimprowizowany stos wszystkimi p�ynami, kt�re cho� troch� pachnia�y
alkoholem.
Nie zabiera�a z sob� prawie nic. Nie chcia�a z�ota ani pami�tek. Mia�a na sobie
sukienk�, kt�r� podarowa� jej mag, spi�t� brosz� w kszta�cie jaszczurki.
Zwini�te w w�ze� w�osy przytrzymywa�y jej ig�y o g��wkach z pere�. Przy pasku
mia�a woreczek, w kt�rym schowa�a buteleczk� z jadem bia�ego w�a.
Podpali�a od lampy zwisaj�cy r�g koca i stos zap�on��. B��kitne i zielone
p�omienie otoczy�y martwe cia�o.
- Doceniam to, co mi da�e�, Buron - powiedzia�a Lamia cicho. - Zrozumia�am ci� i
mo�e gdyby� ty chcia� cho� troch� zrozumie� mnie...
Odwr�ci�a si� i wysz�a, nie doko�czywszy. Ogie� za jej plecami z trzaskiem bra�
w posiadanie magiczn� pracowni�.
Lamia sz�a przez polan�, z przyjemno�ci� nurzaj�c bose stopy z zroszonej trawie.
Ma�y bia�y w�� wysun�� si� z zieleni i owin�� wok� jej kostki jak drogocenna
bransoleta. Przed ni� otwiera� si� wspania�y, ogromny �wiat do wzi�cia. Pe�en
wernhahee' i ciep�ego, �ywego jedzenia.