2882
Szczegóły |
Tytuł |
2882 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2882 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2882 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2882 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Dymitr Bilenkin
Reakcja Obronna
Osza�amiaj�ce, cudowne, prawie zapomniane niebo! Otworzy�o si� i
przyj�o ich po monotonii Kosmosu, gdzie tylko gwiazdy i mrok; po d�ugim
zamkni�ciu zn�w wicher, blask ob�ok�w, morze, sta�y l�d. Od bij�cego w
iluminatory �wiat�a przygas�y lampy. Wy��czy�, jak najszybciej wy��czy�
te �a�osne namiastki s�o�ca! Niech prawdziwe obmyte powietrzem �wiat�o
dotrze do ka�dego zakamarka statku, zetrze ostatni skrawek cienia!
Nap�ywaj�cy zewsz�d ludzie spogl�dali jeden na drugiego z maluj�cym
si� na twarzach u�miechem niepewnej rado�ci. Oto wychodz� z katakumb.
Oto wydostaj� si� z Kosmosu.
Poganiane ostrogami niecierpliwo�ci w�ciekle terkota�y
express-analizatory. Jest tlen, mo�na oddycha�, jest wiatr, kt�ry owieje
twarz, jest ziele� i woda, zupe�nie jak w kraju.
Swierdlin k�tem oka zerkn�� do g�ry, tam gdzie styg�a fioletowa dal
opuszczonego Kosmosu, i natychmiast spu�ci� oczy. Nie trzeba
rozpami�tywa�, nie trzeba... Oto nagroda za wszystko. W d� jeden po
drugim opada�y automaty zwiadowcy. Pojawi�y si� zajmuj�ce ca�y ekran
hologramy obcego �wiata. Bia�y piasek na brzegu morza; uginaj�ce si� pod
ci�arem owoc�w ga��zki; step, ponad kt�rym unosz� si� ptaki; wydeptana
przez zwierz�ta �cie�ka... Wszystko takie jak na Ziemi. Prawie jak na
Ziemi. Ja�niejsze ni� na Ziemi.
Lawina cyfr w okienkach analizator�w. Temperatura, ci�nienie,
wilgotno��, promieniowanie... Aparat zach�ysn�� si� i zamilk�: teraz
sprawdza� organik�. Bakterie, trawy, wirusy, owady, spory, fitocydy,
kurz, opad�e li�cie... Ludzie czekali. Denerwuj�c si�, niecierpliwi�c,
marz�c.
Min�� ju� - jak szybko! - niedawny entuzjazm. Dooko�a same
zachmurzone twarze. I w�a�nie wtedy, jakby w odpowiedzi na nie ukrywane
obawy, wszyscy us�yszeli suchy, szorstki g�os:
- Nie nale�y spodziewa� si� niczego dobrego po tej planecie.
Wszyscy odwr�cili si�. Wiadomo, Fiokin, jedyny cz�owiek, kt�ry i
wcze�niej nie wyra�a� rado�ci.
- Ty pesymisto! - napadli na mego - Nie kraka�by� na zapas!
- Co? - �achn�� si� Fiokin, a jego usta wykrzywi� grymas. - Chcia�oby
si� pobiega� bez skafandr�w? Wiaterkiem pooddycha�, co? Oj, ch�opcy,
ch�opcy... Nie warto na to liczy�.
- A to niby czemu? - zapyta� Swierdlin.
- Bo tak - ju� serio odpowiedzia� Fiokin. - Trzeba spodziewa� si�
najgorszego. Cz�owiek nie nara�a si� wtedy na rozczarowanie, gdy co� nie
wyjdzie. A przecie� nie wyjdzie... Najprzyjemniejsza rado�� to
niespodziewana rado��. Jak widzisz, m�j pesymizm daje wi�cej szcz�cia.
- Nieprawda - pokr�ci� g�ow� Swierdlin. - Nieprawda. Spodziewam si�
po tej planecie wszystkiego najlepszego i sprawia mi to rado��. Wstyd
przyzna�, ale oczekuj� r�wnie� urzeczywistnienia swego ma�ego skrytego
marzenia. Wierz�, �e znajdzie si� tu ten zak�tek, kt�rego nie ma na
Ziemi, a kt�ry �ni mi si� po nocach. Widz� go. Zagubione jezioro ca�e w
smugach �wiat�a i cienia, delikatny piasek bosymi nogami, zgrabne,
si�gaj�ce nieba drzewa, ciep�o, cisza...
- To nostalgia - zauwa�y� lekarz. Widzisz nasze jezioro po�r�d
naszych sosen. Nawiasem m�wi�c, takich miejsc na Ziemi nie brakuje.
- Komar�w r�wnie� - doda� Fiokin. Zabrz�cza� sygnet i sp�r zosta�
za�egnany, gdy� pop�yn�y informacje. O wirusach i zwierz�tach, drzewach
i ptakach, kwiatach i mikrobach. O wszystkim tym, co jest �yciem,
zjawiskiem we Wszech�wiecie znacznie rzadszym ni� geniusz w�r�d ludzi.
- Maski - przeszed� szept. - A wi�c tylko maski!
Automaty przesadza�y. Wprawdzie nieco inne by�y tutejsze zwi�zki
bia�kowe, ale r�nica byle tak minimalna, �e decydowa�a o wszystkim:
obce �ycie nie mog�o zaszkodzi� ludziom. A wi�c maska by�a niczym innym
jak tylko zb�dnym zabezpieczeniem, kt�rego wkr�tce b�dzie si� mo�na pozby�.
- No Fiokin; czemu si� nie cieszysz? - zapyta� kto�.
M�czyzna zignorowa� pytanie i nie odezwa� si� s�owem. Nawet jasne
s�o�ce, nie ��te tu, lecz bia�e, nie by�o w stanie zetrze�
pokrywaj�cych jego twarz cieni.
Zacz�o si� l�dowanie. W akompaniamencie ryku i gruchotu atmosfer�
przeci�to kosmiczne wiert�o. Wy�adowania elektryczne rozbieg�y si�
falami, strzela�o nagrzane powietrze. I d�ugo jeszcze po l�dowaniu nic
cich� grom.
"Si�a - pomy�la� Swierdlin - bierzemy t� planet�, si��, moc� naszych
gigawat�w. Niczym wrog� twierdz�. Ale to nic, wszystko uspokoi si�".
I rzeczywi�cie wszystko uspokoi�o si�. Opad�y fale na jeziorach,
ulecia�y zerwane przez huragan li�cie, zn�w rozchyli�y swe kielichy
kwiaty. Wsparty na pot�nych tytanowych �apach statek stan�� po�rodku
wypalonej �ysiny - pogorzelisko skutecznie oddziela�o go od �wiata
obcych drzew i traw.
Unikn�� tego jednak nie by�o mo�na. Wymaga�a przecie� tego instrukcja
sterylizowa� grunt w strefie l�dowania. Zamieni� go w popi�. Nie
dopu�ci� do tego, by jaki� pow�j opl�t� �ap�. Niby zbytek ostro�no�ci (w
ka�dym razie na tej planecie), ale w innych warunkach statek nie m�g�by
usi���, st�d te� w dziewi��dziesi�ciu dziewi�ciu przypadkach na sto to
zastrze�enie by�o bardzo s�uszne.
Dzie� ust�pi� miejsca wieczorowi, przesz�a noc, a lokatory wci��
Niestrudzenie bada�y okolic�. Pustka. Wszystko, co mog�o ucieka�, dawno
ju� uciek�o, a to, co nie mog�o, zgin�o. Nic nie narusza�o spokoju
sztucznej pustyni. W odleg�o�ci dziesi�tk�w, setek, tysi�cy kilometr�w
od statku, wci�� sprawdzaj�c i jeszcze raz sprawdzaj�c wszystko,
kontynuowa�y swa wacht� automaty. Kipia�o tam �ycie; na w�sach jednego z
nich jaki� paj�czek zacz�� ju� tka� sw� paj�czyn�, tak jakby zwiadowca
by� s�katym drzewem.
Tylko rozum potrafi reagowa� na wtargni�cie obcych, ale rozumu tu nie
by�o, a przyroda jednakowo przyjmuje i meteoryt, i gwiazdolot.
Niekiedy wiat wiatr, a wtedy do statku dociera� pr�cz sw�du
spalenizny osza�amiaj�cy zapach wspania�ych kwiat�w i traw, kt�ry na
razie wyczuwa�y tylko aparaty, bezlito�nie rozk�adaj�ce go na
komponenty: nieszkodliwy, nieszkodliwy... Miliardy bit�w nowych
informacji usun�y wreszcie ostatni� barier�.
Poranna rosa pokryta pogorzelisko, wsch�d s�o�ca zasta� ludzi w
drodze. W lesie �piewa�y ptaki. R�ce jako� tak same z siebie wy��czy�y
silnik wsz�do�aza, a ludzie ucichli i s�uchali. Nad drzewami wstawa�o
s�o�ce, kt�re wysy�a�o w zenit promie� dr��cy niczym wbita w niebo
kryszta�owa strza�a.
- Ruszamy - powiedzie! kapitan. Nikt nie poruszy! si�, wi�c kapitan
nie nalega!. Rozpoczyna� si� d�ugi ekspedycyjny dzie�.
Wsz�do�az pe�z� przez b��kitne korzenie, rozchyla� szeleszcz�c�
traw�, obje�d�a� grz�sk� to� blat, p�oszy� sze�cionogie zwierz�tka o
kawowych zamy�lonych oczach, bra� pochy�o�ci, a jedna nienaruszona dal
ust�powa�a miejsca nast�pnej.
Potem ludzie wyszli, st�paj�c niepewnie po spr�ynuj�cej pod�ci�ce z
czerwonawego mchu. Mieli na sobie lekkie ubrania i tylko maski
oddziela�y ich od wszystkiego, co by�o dooko�a. Mo�na by�o pochyli� si�
i go�� d�oni� pog�adzi� nie ogl�dane jeszcze przez nikogo kwiaty; mo�na
by�o zadrze� g�ow� i pozwoli� przesianemu przez listowie promieniowi
s�onecznemu po�askota� sk�r�; mo�na by�o po�o�y� si� na wznak; mo�na
by�o i�� nie po prostej... Taki drobiazg, lecz jak wiele znaczy! po
miliardzie krok�w po prostych korytarzach! Niezwyk�e wydawa�o si� nawet
to, �e obcasy nier�wnomiernie zag��bia�y si� w gruncie. C� to za
wspania�e uczucie po stale tej samej spr�ysto�ci pola na statku!
Zapomnieli o rzeczach najprostszych: o tym, �e powietrze mo�e omywa�
cia�o �askaw� fal�; �e ch��d cienia graniczy z �arem s�o�ca; �e istniej�
wyboje... Kto� potkn�� si� i upad�, gdy� jego nogi odwyk�y ju� od
uwzgl�dniania nier�wno�ci gruntu. Le��cy na ziemi cz�owiek roze�mia�
si�, a w jego �lady natychmiast posz�a ca�a reszta. Tak trzeba - trzeba
wyzbywa� si� niepotrzebnych ju� nawyk�w, radowa� si� tym, czego cz�owiek
wcze�niej nie zauwa�a� i nie docenia!.
Wszyscy jakby oszaleli, bo przecie� uczucia te� mog� upoi�. Chmiel
informacji, alkohol r�norodno�ci, nalewka z zapach�w kwiat�w! Formu�y
ostrzega�y, �e tak b�dzie. Do diabla z formu�ami! Planeta jest go�cinna,
dost�pna od bieguna do r�wnika, a oni s� m�odzi; �ycie jest jednak pi�kne!
Zd��y si�, jeszcze si� zd��y. Obserwacje mog� zaczeka�, hipotezy te�.
To ich planeta! Jak mi�kko �ciele si� ona pod nogami; jak wspaniale
ko�ysz� si� ga��zki; jak czarodziejskie s� jej d�wi�ki i szelesty; jak
powabne s� jej dale! Dla jej osi�gni�cia po�wi�cili lata, ale to
g�upstwo. B�dzie za to nowa Ziemia. Wraz ze wszystkimi swymi
nietkni�tymi oceanami, r�wninami, lodowcami. Post�pu nie da si�
powstrzyma�; lata podr�y zamkn� si� w miesi�cach, tygodniach, dniach...
Tak by�o na Ziemi, tak b�dzie te� i w Kosmosie. Wsz�dzie, wsz�dzie!
�mia�e z ciebie, cz�owieku, stworzenie. Uparte! Nie ma dla ciebie
granic, a je�eli nawet b�d�, to usuniesz je. Po to przecie� zosta�y ci
dane rozum i wola. O czym my�lisz, Fiokin?
...Zabawne to wszystko. A wi�c mamy to, czego pragn�li�my. Niebrzydko
tu. Mo�na rzec, �e jeste�my szcz�liwi. Ale przecie� i na Ziemi stawa�o
si� naszym udzia�em nie mniejsze szcz�cie. Tylko �e znacznie szybciej i
bez specjalnych trudno�ci, bez wyrzekania si� na wiele lat prostych
ziemskich rado�ci, no i bez ryzyka. Przecie� p�j�cie o �wicie na ryby i
spacer po powierzchni obcej planety z punktu widzenia zadowolenia, jakie
cz�owiek odczuwa, niczym si� od siebie nie r�ni�. C� wi�c osi�gn�li�my?
...Zwyci�stwo, ty zatwardzia�y pesymisto. Rzecz nie w ilo�ci, lecz
jako�ci. W rzeczach niemo�liwych, kt�re uczynili�my mo�liwymi. Wy�ej
podnie�li�my g�owy, ot co. Mocniej, pewniej. Lepiej rozumiemy samych
siebie. Wi�cej wiemy i mo�emy. Szczyt dla alpinisty nie jest celem samym
w sobie, nawet je�eli ten tak my�li.
Bierze si� przecie� nie fizyczne wy�yny, lecz duchowe. Bez tego ,nie
ma rozwoju, a gdzie nie ma rozwoju, tam zaczyna si� ruch wstecz, do
ty�u, i wkr�tce zamyka si� nad nami wieko trumny. Ot, chocia�by ten ptak
tam na niebie. On te� rozumie, �e-�ycie to ruch. Jak kozio�kuje nad
naszymi g�owami, zatacza ko�a... jego upierzenie to cud: lazur i z�oto.
Boi si� nas, a przecie� przyci�gamy go. Wszystko, co nieznane,
przyci�ga, gdy� zwykle tam, gdzie natykamy si� na co� nieznanego, czai
si� niebezpiecze�stwo, i by prze�y�, trzeba wiedzie�. A nasz ptak
najwyra�niej chce �y�...
Ptak z�o�y� skrzyd�a. W s�o�cu b�ysn�y lazur i z�oto, rozleg� si�
krzyk i nim ludzie zd��yli si� opami�ta�, o piersi Swierdlina uderzy�
jeszcze trzepocz�cy si� �ywy kamyczek. Przestraszony m�czyzna strz�sn��
go z siebie, kamyk upad� u jego st�p, drgn�� i znieruchomia�.
Oszo�omieni ludzie spogl�dali jeden na drugiego.
- Atakowa�?
- Taki ma�y ptaszek?
- Samob�jstwo?
- Nonsens!
- W takim razie co?
- Przygotowa� bro�!
- Po co?
- Na wszelki wypadek.
- Przecie� nasze bia�ka s� diametralnie r�ne!
- Ostro�no�� nie zaszkodzi...
- Uwaga! Z ty�u! Krzak przewr�ci� si� i z jego �rodka wylecia�o
zniekszta�cone pr�dko�ci� cia�o: b�ysk dezintegratora zamieni� je w
par�, zanim jeszcze nabra�o kszta�tu.
- Do tylu! - ochryp�ym g�osem krzykn�� kapitan. - Do maszyny!
Kiedy schodzi lawina, cz�owiek ma zwykle czas odnotowa� te pierwsze
kamienie, kt�re odrywaj�c si� od gruntu ze z�owieszczym, narastaj�cym
hukiem tocz� si� po zboczu. Potem nie ma ju� szczeg��w, jest tylko
spadaj�ca masa, ogromna, w�ciek�a w szybko�ci swego upadku.
Tak by�o te� i tu. Nagle pociemnia�o, a w chwil� potem co� run�o
zewsz�d, przemiesza�o si�. Potopem lec�cych, biegn�cych, du�ych i ma�ych
stworze� ruszy�a dos�ownie ca�a planeta. Fioletowe wybuchy
dezintegrator�w razi�y, gniot�y, rwa�y to, co by�o cia�em rzucaj�cej si�
w wir walki przyrody, to, czym ludzie jeszcze nie tak dawno zachwycali
si�, a co teraz, oszalawszy, powsta�o nagle przeciwko nim. Biegli,
wstrz��ni�ci, strzelaj�c do wszystkiego, co �ywe, boj�c si� i nie
rozumiej�c, co si� sta�o, �e miejsce idylli sta�o si� nagle miejscem boju.
- Biosfera oszala�a! - wstrzymuj�c oddech krzykn�� kapitan, gdy
pancerz wsz�do�aza oddzieli� ich od �ywego potopu. - Szybko na statek!
Pos�usznie w��czy� si� silnik, przylepiona do pancerza trawa zosta�a
b�yskawicznie zmia�d�ona pierwszymi obrotami k�.
- St�jcie - m�wi! z trudem Swierdlin. - No st�jcie�e�! Wydaje mi si�...
- Co?
- Patrzcie.
�ywa zbita masa, kt�rej nie mog�y powstrzyma� ani wystrza�y, ani
�mier�, topnia�a, rozlatywa�a si� bryzgami stworze�, kt�re natychmiast
znika�y, tak jakby to nie one tworzy�y jeszcze przed chwila t� �lepa
ca�o��. Wkr�tce ju� tylko grudy zw�glonych trup�w m�wi�y o b�yskawicznym
starciu. Spokojnie �wieci�o s�o�ce, a drzewa, kt�rych listowie ocala�o,
cicho ko�ysa�y si� w strumieniach nagrzanego powietrza. Ludzie wci��
jeszcze nie mogli przyj�� do siebie, gdy� nigdzie, w �adnym gwiezdnym
systemie, nie zetkn�li si� jeszcze z czym� tak potwornie bezsensownym.
- Co� mi to jednak przypomina powiedzia� biolog patrz�cy na grudy
martwych ciel, na ran� wypalona w jasnej zieleni obcego �wiata. -
Analogia jest oczywi�cie czysto zewn�trzna, tym niemniej...
- No?
- Atak fagocyt�w. Napa�� na wszystko, co cudzorodne...
- Nonsens - powiedzia� kapitan.
- Nonsens - zgodzi� si� biolog. Je�eli dobrze si� nad tym zastanowi�,
to nie mo�na m�wi� nawet o podobie�stwie. Nikt przecie� nie napada� na
nasze mechanizmy. Nikt nie atakowa� naszej rakiety...
- I nie atakuje wsz�do�aza - doda� Swierdlin �api�c za r�czk� drzwi.
- Dlatego te� o wszystkim zadecyduje proste do�wiadczenie.
- Dok�d?! Nie wolno!
- Pozw�lcie! Skoro nikt nie napad� i nie napada na nas, dop�ki
znajdujemy si� w tym pude�ku, to znaczy, �e wszystkiemu winni jeste�my my.
- My?
- Nasze bia�kowe podobie�stwo, a jednocze�nie i niepodobie�stwo do
tego wszystkiego, co nas otacza. To nie atak fagocyt�w. Organizm
�wiadomie akceptuje metal i plastik, ale ju� skomplikowane bia�ka odrzuca.
- Czy�by to by�a reakcja nie daj�cych si� pogodzi� r�nic? -
wytrzeszczy� oczy kapitan. - Przecie� biosfera nie jest organizmem!
- Pomys� nieco dziwny, ale, kto wie, mo�e w�a�nie dlatego s�uszny -
mrukn�� po g��bokim namy�le biolog. Biosfera rzeczywi�cie nie jest
organizmem, lecz to wcale jeszcze nie znaczy, �e nie jest ona systemem
mog�cym reagowa� jako jedna ca�o��. Chocia�... Nie, to niemo�liwe! Gdzie
i kiedy biosfera zachowywa�a si� w ten spos�b?
- A gdzie i kiedy by�a na tyle dost�pna, �e pozwala�a nam obchodzi�
si� bez skafandr�w?
- Zachowywa�a si� spokojnie, by tym bole�niej uderzy�? - u�miechn��
si� Fiokin.
- A kto� tu marzy� o nowej Ziemi... By� niepoprawnym optymista...
Swierdlin nie odpowiedzia�.
- Zgadzacie si� na do�wiadczenie? - zapyta�.
- Tak.
M�czyzna wyszed� z wsz�do�aza, z hermetycznego pude�ka, z ruchomego
wi�zienia, i stan�� po�r�d kwitn�cych traw, na tle b��kitnego niebo, w
ciszy le�nego �wiatka. By� teraz sam na sam z tak bliska cz�owiekowi
przyroda, w g��bi kt�rej kry� si� op�r, �lepy i w�ciek�y, gotowy zetrze�
cz�owieka niczym mikroba. 1 tym razem nie trzeba by�o d�ugo czeka�.
- To wszystko - powiedzia� przygn�biony Swierdlin zatrzaskuj�c drzwi,
poza kt�rymi roi�y si�, kot�owa�y, tysi�ce stworze�. - Tu te� konieczne
s� skafandry.
- Potrzebna jest izolacja, by nas nie czule... No c�, ruszamy!
Wsz�dofaz zawr�ci� i oddala� si� coraz szybciej, szybciej, jakby
uciekaj�c od rozczarowania...
Sycza� wentylator t�ocz�cy obrzyd�e sztuczne, chemiczne powietrze. Za
szk�em znika�a coraz to inna wspania�o�� obcego dnia. "Znowu zamkni�cie
- my�la� ka�dy. - Znowu cia�o otoczce skafandra, tak jakby dooko�a by�
lodowaty Kosmos. �ycie wsz�dzie nas odrzuca. Bezbronne s� tylko martwe
�wiaty, bo nad wej�ciem do ka�dego kosmicznego ogrodu z r�nych przyczyn
niezmiennie p�onie jeden i ten sam napis: "Postronnym wst�p wzbroniony!".
- Cz�owiek zawsze musi wszystko oswaja� - powiedzia� Swierdlin, kiedy
pojawi�a si� bry�a gwiazdolotu. - I nie istotne, czy jest to ko�, atom
czy te� biosfera. Post�p to nieustanne poskramianie! Ale ostatecznie
najlepszym przyjacielem nie jest ten pies, kt�ry �asi si� do ka�dego
przechodnia... I to jest w�a�nie najwspanialsze.
przek�ad : Micha� Siwiec
<abc.htm> powr�t