2848

Szczegóły
Tytuł 2848
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2848 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2848 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2848 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Roman BRATNI Kolumbowie rocznik 20 �ycie a j dziwniejsze by�o poczucie bezpiecze�stwa. Trwa�o nawet wtedy, gdy stan�� ju� poci�g wioz�cy jeniecki transport, a w zakratowane okienko, wiej�ce dotychczas pustk� jesiennych p�l, wdar� si� hauk ps�w. Wzd�u� 'toru przykucn�y niemieckie cekaemy. Poczucie bezpiecze�stwa trwa�o jeszcze, gdy od czo�a szcz�kn�a komenda i kolumna ruszy�a szerok� poln� drog� � trwa�o, cho� w ciszy dolatywa�y wyra�nie rozkazy rzucane przez podoficer�w do za��g cekae- m�w rozstawionych na rampie. Jerzy ramieniem wy- czuwa� id�cego obok Ola. Kolumna pe�z�a jednolita, zro�ni�ta, czujna jak zwierz� w obliczu zagro�enia. Ob�z wygl�da� st�d jak plan architektoniczny obj�ty pedantycznie kresk� cienko zaostrzonego o��wka. To drut kolczasty. Drut kolczasty � a w Jerzym ro�nie absurdalne poczucie bezpiecze�stwa. Szli obok za- padaj�cych si� w b�oto ziemianek, w�r�d kt�rych snu�o si� apatycznie kilkadziesi�t wyn�dznia�ych, z�achmanionych postaci. Jerzy s�ysza�: �to ob�z bol- szewicki!" � i zostawa� w nim spok�j. Nie potrzebo- wa� o niczym decydowa�: istnia�. Wprowadzili ich na szeroki plac apelowy. G��d, prag- nienie, jesienna spieka, a w nim ten bezcelowy spo- k�j dobrze zas�u�onego odpoczynku. Przed noc� nie zd��yli rozmie�ci� jenieckich kolumn. Jerzy siedzia� wsparty o plecy Ola. Z g�owami nakrytymi kocem przeczekiwali ulew�. Do �witu. Potem wej�cie do barak�w. Triumfuj�ca �wiadomo�� swego miejsca, gdy ju� za- j�� skrawek siennika na parterowej pryczy. Swoje legalne, przez nikogo nie kwestionowane miejsce na ziemi. Czeg� trzeba dla wi�kszego spokoju? Rado�� prostych funkcji gospodarskiego urz�dzania si�. Wal- czy� za�arcie z kapitanem Dolbrosielskim o s�siednie miejsce dla Ola, kt�ry nieporadnie usadowi� si� w (ponurym, wilgotnym k�cie baraku. Dobrosielski nie chcia� ust�pi�, za��da� odst�pnego: puszki sztucz- nego miodu, kt�r� ju� wypatrzy� w plecaku Jerzego. Najniespodziewaniej w �wiecie Olo w trakcie tych pertraktacji obw�cha� najpierw pude�ko, potem oder- wa� pokrywk� i oznajmi�, �e on za po�ow� tego po- zostanie w swoim k�cie. Jerzy z pocz�tku si� w�ciek�, ale gdy zobaczy�, jak przyjaciel obficie smaruje sw� wyfasowan� ju� pajd� chleba i cz�stuje Dobrosiel- skiego, roze�mia� si� wybaczaj�co. Bawi� si� swoim �elaznym jenieckim numerkiem. B�ogo�� lojalno�ci. To nie lipna kennkarta czy sfabrykowany po nocnej debacie ausweis na wymy�lone nazwisko. Spok�j pierwszej nocy na sienniku p�askim jak chustka do nosa, ale le��cym na jego pryczy, w zgo- dzie z jego jenieckim numerem. Kiedy na drugi dzie� do obozu zjecha�y kobiety, Jerzy by� bodaj ostatnim, do kt�rego dotar�a ta wia- domo��. Le�a� na swojej pryczy ze wzrokiem utkwio- nym w s�ki belek nad g�ow�, gdy w progu jenieckiej izby stan�� zdyszany porucznik z s�siedniego baraku. � List do kapitana Dobrosielskiego! � na wyci�g- ni�tej d�oni mia� p�aski, niewielki kamyk owini�ty w kartk� papieru, przymocowan� nitk�. � Kriegsgefangenenpost � skomentowa� orientuj�- cy si� b�yskawicznie Olo. Ustali�a si� ju� bowiem metoda korespondencji prowadzonej ponad drutami oddzielaj�cymi poszczeg�lne obozowe kwatery. Ob- ci��ony w ten spos�b list szybowa� na spor� odleg�o��. Byli ju� nawet spryciarze, kt�rzy szybko wyzbierali odpowiednie kamienie i paskowali bezwstydnie, jak wyrafinowani filateli�ci. Dystans by� spory i trzeba by�o odpowiedniego ci�aru, aby list wyl�dowa� nie- omylnie w po��danej odleg�o�ci. Dobrosielski spojrza� na kartk� papieru, przetar� czo�o, nagle krzykn��: ��ona!" � i wybieg� przed barak. Jerzy spojrza� na Ola, wsta� powoli jak cz�o- wiek budzony do pracy i .wyszed� z izby. B�ogos�awione odr�twienie zdawa�o si� ko�czy�. Czu� serce jak wysuszon� beczfk�, z kt�rej dawno czas wy- pi� wszystko, a teraz brutalnym kopni�ciem kto� roz-f rywa obr�cz. My�li sypa�y si� jak suche klepki. Czy w�a�ciwie prze�y� �mier� Aliny i matki? �S� granice ludzkiego odczuwania" � broni� si� jakby przed jakim� potwornym obowi�zkiem. Dowiedzia� si� o tym na Mokotowie, kiedy kona�o powstanie, kiedy �ycie by�o dziwniejsze ni� �mier�. �Nie, nie!" � powtarza� bezmy�lnie, id�c wzd�u� obozo- wego ogrodzenia. Kiedy po p� godziny Olo zauwa�y� na szybach bara- ku krople deszczu, wyszed� na pr�g. Od razu spo- strzeg� Jerzego. Sta� przy samych' wewn�trznych drutach, za kt�rymi przebiega�a g��wna obozowa ar- teria, 'co najmniej dwudziestometrowej szeroko�ci.. Z drugiej strony, przedzielona dodatkow�, chybotli- w� na wietrze �ciank� deszczu, ma�a w oddali posta� dziewczyny w d�ugiej przeciwdeszczowej pelerynie. Gestykulowa�a przesy�aj�c jakie� znaki stoj�cemu opodal Jerzego Dobrosielskiemu. Patrzyli na siebie, a Jerzy patrzy� na nich. Olowi zrobi�o si� g�upio. Odwr�ci� wzrok, mia� przed sob� w pl�taninie dru- t�w ogromn�, smutn� przestrze� ��k, wymok�ych pastwisk le��cych w szarej mgle. � Kryska chyba nie przyjecha�a tym transportem� powiedzia� do siebie g�o�no i raptem pozazdro�ci� Jerzemu: przecie� j� ma, chocia� poleg��. A on... Nast�pnego dnia kobiety wywieziono do innego obo- zu i Jerzy usi�owa� wr�ci� do dawnej dr�twoty. Nie- spodziewanie jednak nie znalaz� ju� w sobie tej b�o- giej r�wnowagi wyp�ywaj�cej z u�pienia umys�u i nerw�w. Broni� si� tylko przed wci�gni�ciem w grz�sk� codzienno�� g�oduj�cego obozu, w marze- nia lub �interesy" wok� kartofla, papierosa czy pajdki chleba. Z jeszcze wi�kszym przera�eniem ucieka� od wielkich �problem�w zasadniczych". Wko- pywa� si� pod koc, naci�ga� na uszy powsta�cz� fura- �erk�, gdy sztuba prze�ywa�a swoje wieczorne �go- dziny my�li". Oto mrok wchodzi do izby. Kto� �amie obcasem wy- szabrowan� gdzie� desk�. Za chwil� ogie� p�onie w piecyku na �rodku izby. Paruje rura obwieszona mena�kami. Co gospodarnie jsi odgrzewaj� poranne zi�ka, by oszuka� �o��dek. W stuku podkutych bu- t�w kt�ry� 'b�knie co� o kraju, o powstaniu, o kon- spirze. Ju� si� zaczyna. G�adzizna lakierowanego �y- wic� s�ka w pryczy nad g�ow� Jerzego przestaje cie- szy� palec. Jerzy szybko naci�ga fura�erk�, szykuje si� do snu. � Niech pan sobie m�j zag��wek przyci�gnie/ bo �eb marznie od �ciany � cz�stuje go Dobrosielski zsuwa- j�c si� z pryczy. �Oczywi�cie. Ten jest z Narodowej Organizacji Woj- skowej, nie mo�e go przy dyskusji zabrakn��" � my�li niecierpliwie Jerzy ci�gn�c ofiarowany zag��- wek. W izbie robi si� ciep�o. Czyja� go�a noga zwisa z g�r- nej pryczy. Jerzy ma przed oczyma tylko okr�g��, zar�owion� pi�t� i kawa�ek �ydki. Przez pierwsze s�owa tych tam � statyst�w od polityki � przebija suchy trzask obcinanych paznokci. � Artyleria sowiecka wspiera�a nasz� obron�, tylko �e bardzo cz�sto �przez pomy�k�" niszczy�a najsil- niejsze punkty naszego oporu... Jerzy gniewnie �aduje g�ow� pod koc. To oczywi�cie major �wistek. Prycza si� 'trz�sie: to ten z g�ry z�azi spiesznie, by wzi�� udzia� w rozprawie. Zeskoczy� zaczepiaj�c �okciem o jaki� gw�d�. � Nie zatracili�my si� w tej wojnie, przeciwnie, wznie�li�my si� na najwy�szy stopie� jej o�ta- rza... � To oczywi�cie Dobrosielski. No, tak. Zaraz biegn� zdania: � B�g da, majorze, �e zrodzi si� m�ciciel... W izbie ciemnieje. Dobrosielski podchodzi do piecy- ka. D�ubie zaradnie, ogie� wstaje na chwil�. � A pan czego szuka? � major pyta Ola, kt�ry za- gl�da do stoj�cej na piecyku mena�ki. � Wody. � Widzi pan, iz� to nie woda, ale kasza � mruczy i odsuwa swoj�^mena�k�. � Wracaj�c za� do sprawy powstania... . -�: ... - Kt�rego� wieczora Jerzy nie wytrzyma� i zacz�� w gwarze og�lnej debaty szeptan� dyskusj� z Ol�m. � Zygmunt mia� racj�: bolszewicy te� wyszli z teorii dw�ch wrog�w i zostawili nas sam na sam z Niemca- mi � podsumowa� Olo sw�j pogl�d na spraw�. Pok��cili si�. Jerzy nie goli� si� przez dwa dni. Nie czy�ci� but�w. Olo spokojnie sprzeda� pude�ko szu- waksu za kawa�ek brukwi. � Wracaj�c za� do powstania... � powtarza raz jesz- cze kapitan Dobrosielski mieszaj�c w mena�ce. Jerzy odsuwa kilka p�aszczy, kt�re �ci�gn�� na siebie z s�siednich prycz. Wychodzi. Po ciep�ym smrodzie sali szerokie, mro�ne powietrze uderza go jak obu- chem. Niskie granatowe niebo obros�e soplami gwiazd ci�gnie na wsch�d. Na drugi dzie� Jerzy za przechowan� dotychczas reszt� miodu i p� sporta kupi� spory brulion i zacz�� pisa�. Rozstrzelanie Hamleta � podejrza� kiedy� Olo tytu� na ok�adce, ale o nic nie pyta�, poch�ania�a go bez reszty obozowa egzystencja. Og� je�c�w rozpala�y spory na temat w�a�ciwej me- tody dzielenia obiadowych kartofli. Pocz�tkowo dy- �urny kolejno wr�cza� ka�demu trzy ugotowane w �upinach ziemniaki � �jak sz�y" � z du�ej �elaz- nej rynki, przeznaczonej dla ca�ej izby. Rych�o pod- nios�y si� protesty. � Moje trzy niewarte twojego jednego � rzuci� kto� w twarz dy�urnemu. W naiwny spos�b zmieniono nie system podzia�u, ale dy�urnego, mianuj�c specjalnego, ziemniaczanego m�a zaufania. Walka wyborcza by�a ci�ka i, jak si� na drugi dzie� okaza�o, nie bez kozery: �m��" wyra�nie faworyzowa� swoich wyborc�w. Zas�aniaj�c uszy przed gwarem burz�cej si� izby Jerzy pisa�: W najg�stszych ciemno�ciach, tak bliscy ju� chyba dna n�dzy narodowej, pozbawieni perspektywy, gdy najbli�sz� przestrze� grodz� druty obozu jenieckie- go, zdajemy si� jednak chwyta� pewien sens szerszy naszej historii, tych lat sp�dzonych pod znakiem naj- wi�kszego ryzyka, najwi�kszego szacunku si� narodo- wych. Je�li rezygnowa� z historiozofii przypadku czy z roz- grzeszaj�cego praschematu Polski � Chrystusa Na- rod�w, kiedy to wszystko jest zrozumia�e i ca�a tra- gedia naszej bezdziejowo�ci nabiera cech bezwinnego cierpienia � gdy zrezygnowa� z obu tych postaw nieodpowiedzialnych � wtedy staje si� jasna potrze- ba naszego s�du nad aktualn� rzeczywisto�ci� naro- dow�. Dzi�, gdy na kraju le�y sine pi�tno wypalonej sto- licy, gdy na obczy�nie jako kolonialne wojska angiel- skie bij� si� polskie oddzia�y, gdy kraj dr�y w go- r�czce ko�cowej walki z przegrywaj�cym wrogiem niemieckim � dzi� polska my�l polityczna, kt�r� w opiniach polskiej masy inteligenckiej reprezentuje londy�ska emigracja, nie umie wypracowa� drogi historycznej. Ca�e wojenne pi�ciolecie napi�tego wy- si�ku z jednej strony, a rozpaczliwe rezultaty, jakie wyka�e najbardziej prowizoryczne podsumowanie bilansu tych lat z drugiej strony � to wszystko wskazuje na podstawowy b��d. Zbrodnia ja�owego wysi�ku oczekuje s�du... By�y to notatki do zamierzonej ksi��ki. �Nim wybrn�� ze wst�pu, ostra walka o nowy system podzia�u da�a rezultaty. System zmieniono. Teraz dy- �urny musia� na oczach sali nak�ada� porcje na stole, dobieraj�c kartofle w ten spos�b, by suma trzech tworzy�a mniej wi�cej wyr�wnan� stawk�. W miar� rosn�cego wyg�odzenia i ten system uznano za wad- liwy. Ka�dy bowiem upatrywa� z g�ry ,,swoj�" kup- k� kartofli, kt�ra wydawa�a mu si� najwi�ksza, i na krzyk dy�urnego: �Bra�!" � przy foremnej porcji zderza�y si� po dwie, trzy, cztery d�onie. Cz�sto ob- rywa� w�wczas Olo za przyjaciela, gdy rozcapierzo- nymi na dw�ch porcjach r�kami broni� ich przed atakuj�cymi krzycz�c: �Jerzy! Jerzy!" A on siedzia� skulony w k�cie pryczy i zas�aniaj�c r�k� uszy notowa� szybko nerwowym maczkiem. Zdania, chc�c nad��y� my�lom, p�cznia�y w zawi�e okresy, .�-s;. : .. ; Jak�e trudno jest pisa�-o sprawach ledwo prze- brzmia�ych, kt�rych ci�g dalszy stanowi nasze �ycie. Pisa�, gdy d�o� jeszcze czuje dotyk r�ki tych, kt�rzy zgin�li za b��dy. B�dziemy wi�c m�wi� najkr�cej nad pustyni� tych lat 1939�1944, pe�n� polskich tru- p�w... ...Podziemie by�o piwnicami starych politycznych gmach�w. Wszystkie partie i od�amy od�y�y w kon- spiracji. Niekiedy ukrywaj�c sw� istot� za zmienio- nym szyldem (organizacje nie zawsze przyjmowa�y nazwy swych politycznych macierzy), niekiedy i bez tego pocz�y �nowe �ycie" nasze polityczne organiza- cje. �wi�te tradycje polskiego partyjnictwa od�y�y, pot�gowane ca�� nieodpowiedzialno�ci� zwi�zan� z bezosobowym charakterem wszelkich wyst�pie� za bojowymi szyldami pseudo- i kryptonim�w. Strzela- nie w plecy politycznych wrog�w r�kami m�odych stanowi�o tylko kropk� nad plugawym tekstem tych obyczaj�w. � Jerzy! � dar� si� Olo przez niezliczone dni trwa- nia niedoskona�ego systemu. Sam by� jednym z ini- cjator�w nast�pnej zmiany. Po u�o�eniu podzielonych ziemniak�w odczytywano list�, wywo�any podchodzi� i bra� przypadaj�ce na� kartofle. Rych�o jaki� dy�urny Makiawel, obliczyw- szy sprawnie, kt�re z kolei wypadnie na li�cie jego nazwisko, w odpowiednim miejscu uformowa� spe- cjaln� g�rk� ziemniak�w. Nadu�ycie by�o zbyt oczy- wiste. Zmieniono system. Z dw�ch pokrywek od mena�ki uformowano szale sprokurowanej z trzech patyk�w wagi i wed�ug kla- sycznej wzorcowej porcji odmierzano sprawiedliwie. Ale i w�wczas powsta� ferment. Zdarza�y si� porcje uformowane z samej drobnicy pomieszanej z ziemi�, z dna kot�a. Zmieniono system krzy�uj�c do�wiad- czenia paru pr�b dotychczasowych. Porcj� wa�ono, kartofle dobiera� przywr�cony do �ask m�� zaufania, nast�pnie wydawano je wed�ug listy. Wkr�tce wy- kryto przekroczenie identyczne jak w wypadku dy- �urnego Makiawela w systemie czwartym. Na zarzuty m�� zaufania odpowiedzia� wyzwaniem na pojedynek kapitana Dobrosielskiego. Sprawa ho- norowa ci�gn�a si� przez ca�y miesi�c. Milcz�ca nieruchomo�� Jerzego zapewni�a mu nawet taki autorytet, �e jego to zaprosi�a kt�ra� ze stro� na �wiadka. Przerwa�o mu to rozwa�ania na temat powstaniowej powszednio�ci. W Warszawie, zamiast nakaza� pod kar� najwy�sz� rejestracj� wszystkich zapas�w �ywno�ci i kierowa� nast�pnie planowo podzia�em, zamiast zorganizowa� planowo sp�dzielnie i kuchnie po domach i t� drog� w miar� mo�no�ci zaopatrywa� wyzutych z mienia, a posiadaj�cym zapewni� przymusowo planow� ra- cjonalizacj� spo�ycia � zamiast tego ograniczono si� do zakrapianych �ezk4 wezwa� do mitycznego �ducha obywatelskiego". Obywatel wypina� ducha na we- zwanie i �ar�, ile wlaz�o. Oddzia�y nie wy�ywione ucieka�y si� do rabunk�w lub przymusowych a bezprawnych formalnie (te� skandal!) rekwizycji. To jedno ze �r�de� s�ynnego �szabru" powstaniowego. Co to s�owo znaczy, nie potrzebuj� chyba t�umaczy�, mimo �e dopiero w po- wstaniu zdaje si� mie� swe niechlubne narodziny. W sumie � zam�t, krzywda, rabunek ��wi�tej w�as- no�ci" tam, gdzie mog�a istnie� planowo��, sprawied- liwy podzia�, nauka ducha obywatelskiego oparta na nadrz�dno�ci poj�cia interesu spo�ecznego, na funk- cjonalnym traktowaniu w�asno�ci. W trakcie pisania tego rozdzia�u sprawa honorowa zosta�a za�agodzona i nast�pi�a ponowna zmiana sy- stemu. Tym razem, po tylu gorzkich do�wiadcze- niach, postanowiono uzupe�ni� s�abo�� ludzkiego umys�u i charakteru odwo�aniem si� do losu. Co dzie� po u�o�eniu porcji, opatrzonych teraz numer- kiem, ka�dy podchodzi� i wyci�ga� z talii kart sw�j numerek. Zanim kto� przewra�liwiony zdo�a� po- wzi�� podejrzenie, �e i tu szulerka fa�szuje wyroki losu, Jerzy znacznie podci�gn�� swoje studium. Jakie� s� drogi tej nadchodz�cej nowej demokracji? Jak�e �atwo pope�ni� b��d wychodz�c z pi�ciolecia . � wojny, z czasu gdy ostro�� konflikt�w spo�ecznych zatarta pot�na pi�� terroru uderzaj�ca w ca�y na- r�d. Jak�e �atwo zasugerowa� si� pozorami. Sta� si� wyznawc� zablagowanego solidaryzmu spo�ecznego, cho�by staroendeckiego obrz�dku. Pozorna jedno�� postawy narodu w walce rzuca�a si� w oczy. Je�eli na czerwonych plakatach �� listach rozstrzeliwanych w ulicznych egzekucjach � nazwisko potentata prze- mys�owego s�siadowa�o z nazwiskiem robociarza, to wyraz takiego symbolu przyg�usza� rzeczywisto��; nie afiszuj�c� si� tak jaskrawo. Przyg�usza� nurt nie- ch�ci i walki socjalnej. A jednocze�nie w latach wojny przepa�� dziel�ca warstw� g�rn� od n�dzy mas poszerzy�a si�. Udzia� pozainteligenckiego elementu w �pa�stwowotw�r- czych" o�rodkach miejskich urz�dowej londy�skiej konspiracji by� znikomy. Je�eli warstwy proletariac- kie aktywizowa�y sw�j stosunek do okupanta � to prowadzone przez �rodowiska polityczne wyznaj�ce doktryn� walki klas, a wrogie w stosunku do linii �oficjalnej". Nowa kartoflana afera nie wybuch�a. Przyczyn� by� mog�a tylko do�� zasadnicza zmiana sytuacji og�lnej. W tym czasie bowiem wojska radzieckie sforsowa�y Wis��, szerok� fal� posz�y naprz�d, i oto pewnego dnia w ob�z uderzy� grom: przed bramami stan�a wielotysi�czna kolumna je�c�w. � Nasi z Grossborn! � Ile� to kilometr�w! � zapia� z podziwem major patrz�c na wlewaj�c� si� przez bram� zgni�ozielon� mas� polskich mundur�w. � Ocaleni... � westchn�� Dobrosielski i pogna� w stron� drut�w oddzielaj�cych ich kwater� od g��wnej drogi obozowej. � Jak to? Na te setki ludzi mieli�cie p� plutonu eskorty? � zdumiewa� si� niczego jeszcze nie poj- muj�c Jerzy � i nie wiali�cie? � Jeszcze jak wiali�my! � Jego rozm�wca, stary �wrze�niowy jeniec", podni�s� nog�. Z mokrej, czar- nej onucy wystawa�y odmro�one palce, podeszwy nie by�o. � Jeszcze jak wiali�my, tylko w t� sam� stro- n� co eskorta... �Wi�c ludzie ci przeszli m�cze�ski szlak setek kilo- metr�w pieszej ewakuacji, umierali po drodze z wy- cie�czenia, pozostawiali chorych i os�abionych w po- lowych niemieckich lazaretach, byle nie zosta�?" � Woleli�my nie zmienia� niewoli � mrugn�� do Ola m�ody akowski oficer, kt�ry znakomicie sobie radzi� na ogromnym wymiennym targowisku, w ja- kie zamienia� si� plac apelowy. �Miesi�c pieszej w�dr�wki w�r�d mroz�w i zasp � co za bohaterska decyzja ze strony ludzi, kt�rzy w wi�kszo�ci siedzieli ju� pi�� lat nie wychodz�c za druty..." � Trudniej nam by�o wyj�� ni� wam z powsta- nia... � m�wi� kt�ry� demonstruj�c wy�a��ce przez dziury podeszew strz�py skarpetek. Pragn�� tym wzbudzi� jak�� solidarno�� kontrahenta, kt�ry za par� balowych lakierk�w ��da� obecnie czterech porcji chleba albo o�miu papieros�w. Tak. Rami� w rami� z eskort� uciekali wi�c przed bolszewikami. Podczas gdy Olo szala� szukaj�c w�r�d t�umu przy- by�ych jakich� warszawskich znajomk�w, Jerzy jak szpicel dok�adnie i uparcie wypytywa�: � Wi�c byli tacy, co zostali? Tylko chorzy?.A m�wi- li�cie, kapitanie, �e markierowali. Jak to, trzydzie- stu? Wszystkich razem? � Trzeba odliczy� z tego po�ow� na rzeczywi�cie chorych, a wi�c pozosta�o z w�asnej woli pi�tnastu ludzi. Mniej ni� jeden procent. A i w�r�d nich ilu zmuszonych do tego dzik� t�sknot� przez lata. Wieczorem rozgor�czkowany i podniecony ob�z d�u- go trwa� na pograniczu snu. W izbie Jerzego jaki� przygarni�ty przez starych znajomych siwy major opowiada� o tragicznej ewakuacyjnej odysei. Jerzy siedzia� na pryczy, owini�ty do po�owy cia�a �piwo- rem jak furman kocem na ko�le. By�o to teraz ich .wsp�lne z Olem �o�e. Pracowicie wszywa� utajon� kiesze� w nogawk� kaleson�w. Dwukrotnie przy- mierza� brulion Rozstrzelania Hamleta. Chcia� si� ubezpieczy� na wypadek rewizji Abwehry, mo�liwej w razie zmiany zajmowanych blok�w, zmiany praw- dopodobnej w obliczu koniecznych teraz przemiesz- cze�. By� sam. Nie mia� wsp�lnik�w. Ko�czy� szycie, gdy od progu us�ysza� swoje imi�. Podni�s� g�ow� i ju� by� w ramionach jakiego� cz�owieka z rzadk� br�dk�, kt�ra nieprzyjemnie �askota�a go po policz- ku. - � No, to!... � krzykn�� tamten klepi�c go po ramio- nach. � Kolumb!3�; wrzasn�� nagle Jerzy. Wybuchn�li �miechem. � Ca�owa� mnie, �ciska�, ob�udny, a nie wiedzia� kogo! � Capia, rzadka br�dka �miesznie podskaki- wa�a przy m�wieniu. � Kolumb, Kolumb... � Jerzy powtarza� imi� przy- jaciela, jakby tym utwierdza� go w rzeczywisto�ci. Kolumb by� zdyszany. �To z tego witania" � przebieg�o przez my�l Jerze- mu, rim spostrzeg�, �e tak samo ci�ko dyszy stoj�cy obok Olo. �To on musia� go znale��... � pomy�la� Jerzy. � Do mnie tak biegli" � uzupe�ni� i g�o�ny, �wiszcz�cy oddech przyjaci� przypomnia� mu dalekie dyszenie odbierane kiedy� w telefonicznej s�uchawce. � �yjesz, Kolumb! � potwierdzi� z zachwytem. � Siadaj � robi� mu miejsce na pryczy. R�ka trafi�a na ok�adk� brulionu. Jerzy, wci�� z nogami sp�tany- mi jak furman, dyskretnie schowa� zeszyt pod sien- nik. � B�dziesz z nami! � wypl�tywa� si� z okrycia. � Nie masz nic do spania? G�upstwo, bracie � ener- gicznie szarpn�� szew zeszycia, kt�re z koca tworzy�o �piw�r. � Drzyj, Olo, ch�op chce spa� � be�kota� rado�nie, wci�gaj�c kalesony. R�wnocze�nie sprawdzaj�c k�- tem oka, czy przyjaciel nie widzi, szybko wsun�� zeszyt w skrytk�. Kolumb przyby� z tamtymi. Ucieka� przed drug� niewol�. Jerzy nie b�dzie si� kry� przed przyjacie- lem z pogl�dami, ale w tej chwili trudno nudzi� od razu w�a�nie na ten temat. Jerzy nie m�g� zasn��. Na pryczy, zag�szczonej nad- miernie przez trzech �pi�cych, by�o ciasno nie do wytrzymania. Ostra broda Kolumba �echta�a go w twarz. Chrapanie sze��dziesi�ciu lokator�w izby nape�nia�o g�ow� b�lem. Przed oczami miga�y mu teraz strz�py obraz�w z opowie�ci o Kolumbowym ocaleniu na Czerniakowie. Widzia� go, jak na czwo- rakach, bezsilny, w�druje przez usypiska gruz�w maj�c w oczach tamten wi�lany brzeg, gdzie spokoj- nie dymi� kuchnie polowe. Jak dope�za do jakiego� 1-5 szpitalika, kt�ry cudem, w obliczu kamer filmowych operator�w z ' Propaganda-Abteilung, ewakuowano bez masakry. � Robili teatr � przypominaj� si� mu s�owa przy- jaciela. � Mnie dw�ch esesman�w prowadzi�o pod r�ce. Talk d�ugo szli�my przed obiektywem. Potem tak mnie kopn�li, �e m�wi� ci, pami�ta�em d�u�ej ni� od�amek granatnika... Obozik dla rannych, potem ju� Grossborn i rekonwalescenckie osiemset kilomet- r�w... �Ani razu go nie spyta�em, po co ucieka�, czy nie my�la� zosta�" � Jerzy wypomina to sobie jak tch�- rzostwo. Obr�ci� si� na drugi bok nie mo�e, tak cias- no sp�tani s� jednym kocem. Powoli odmota� si�. Opu�ci� nogi. Namaca� swoje sa- perki. Prawa noga w�lizn�a si� szybko, teraz lewa... But wypad� mu z r�ki i ha�a�liwie waln�� o pod�og�. Kto� poruszy� si�, wymamrota� co� przez sen. Jerzy zeskoczy�: bos� nog� zmrozi�a mu pod�oga. Z�o�� go porwa�a na idiotyczn� delikatno��: c� mu broni�o skoczy� na podkut� saperk�! �Ludzie i tak �pi� twar- do, p�ki ich nie zegna p�cherz... Kolumba nie zbudzi wystrza� armatni." Namaca� drugi but. Przysiad� na kraw�dzi czyjej� pryczy. �Niech �pi spokojnie ta brodata cholera..." Na wschodzie niebo przeczuwa�o �wit. W�sz�ce nie- spokojnie reflektory wywo�ywa�y z ciemno�ci dachy barak�w. Olbrzymia nocna cisza obozu. Gwiazdy �wieci�y delikatnie. Ruszy� przez plac w kierunku latryny. Lekki wiatr wysuszy� przez noc resztki b�o- ta. Mg�y wstawa�y ju� z okolicznych bagien, jakie� ptaki odzywa�y si� blisko za drutami. Daleko, na Holzlagrze, odzywa�y si� gwizdki � bolszewicy wsta- wali do pracy. Ci je�cy gnani byli w pole skoro �wit. P�niej, o normalnej apelowej porze, dy�urni ci�g- n�li na sankach ��te, wychudzone trupy tych, kt�- rzy tego dnia nie wstali. Cztery, pi�� par sanek prze- defilowywa�o zawsze za drutami obozowej drogi. Stan�� za rogiem latrynowego baraku. Teraz nie m�g� go wymaca� reflektor z ustawionej naprzeciw budki stra�niczej. Mg�a okrywa�a wszystko. �lepe, zdenerwowane reflektory �lizga�y si� po niej bez- radnie. W ciszy doszed� Jerzego bliski hauk ps�w. Reflektor skr�ci� na drog� biegn�c� tu� za drutami. W ciemno�ci nie by�o wida� rozje�d�onych, rozczula- j�co swojskich kolein. Psy by�y blisko. Droga zacz�a dr�e� i szumie�. Reflektor wr�ci� na ob�z, w mgnie- niu oka wydoby� z ciemno�ci latryn�. Jerzy cofn�� si�. Reflektor mign�� nad drog�: sz�a grupa ludzi, a za nimi wci�� wyra�niej�cy szum. Z trudem od- r�ni� sylwetki; szli z peemami na piersiach. W mg�� wchodzi�a kolumna. Jerzy patrzy� przez chwil�, nie rozumiej�c, p�ki nie us�ysza� z okna latryny: �Kacet idzie jaki�." Ruszy� wzd�u� drut�w; z drugiej strony sz�a posta� w mniejszym kapturze, z r�kami wsuni�- tymi w r�kawy, ze zwisaj�cym pejczem. Znowu z okna: �Kobiety id�." W g��bokim milczeniu tej kolumny tylko gdzie� z ty�u ini�s� si� szum i jaki� �wiergot. Po drutach uderzy� reflektor. Jerzy zna- laz� si� sam na wprost twarzy tamtej, oddzielony tylko przestrzeni� trzech metr�w spi�trzonych dru- t�w. W kapturze peleryny t�ga twarz esesmanki by�a otwarta i bez tajemnicy. Jerzy cofn�� si�. No- wa posta� w pelerynie przesun�a si� na tle p�yn�- cego t�umu. �wiergot ni�s� si� wyra�niej; psy umil- k�y teraz, przemykaj�c ko�o n�g esesmanki. Krzyk dziecka, szczekanie psa i wystrza� ustawi�y na chwi- l� spokojn� smug� reflektora nad ruchliw� fal� g��w, nisko. Sz�y dzieci. G�owy stuli�y si�, same g�o- wy, drobnych cia� p�ytko tn�ce �wiat�o nie mia�o si�y wydoby�. Przechodzili. Gwizdki w bolszewickim obozie odezwa�y si� znowu. W latrynie kt�ry� z ch�o- pak�w prowadzi� przez okienko pertraktacje handlo- we z wachmanem. Jerzy szed� powoli w kierunku baraku. � Koncentrak te� idzie na Zach�d � rzuci� za nim ten z latryny. �Czy tak jak oni? Jak ci z Grossborn?" Przypomnia� sobie g�sty kordon stra�y, psy, wy- strza�. � Nie, oni by dobrowolnie nie poszli. A wi�c istnie- je granica cierpienia, od kt�rej przestaje si� liczy� strach przed Wschodem. My�my przeszli t� granic�. Przeszli�my � powtarza p�g�osem, a� odwraca si� w jego stron� jaki� jeniec wygnany przez p�cherz przed pr�g baraku. � Im wszystkim, tym �pi�cym, 2 � Kolumbowie III tym co uciekali, Kolumbowi, musz� wyt�umaczy�, �e przeszli�my... Od strony w�oskiej kuchni dolatywa� mi�kki �piew: �Vene-zia..." Dobrosielski stan�� w otwartym oknie. Zaci�gn�� si� g��boko przesyconym wiosn� powietrzem i podni�s�- szy oczy na b��kitne niebo szepn��: � Jak to pachnie... Jego chuda twarz wyda�a si� Jerzemu prawie �adna z tym bezinteresownym zachwytem rozja�niaj�cym j� od wewn�trz. Gdzie� daleko, jakby na iinii hory- zontu, unosi� si� i opada� cichy brz�k samolotu. Moc- ny, orze�wiaj�cy zapach ziemi ci�gn�� od zieleniej�- cych za drutami p�l. Jerzy czu� rado�� w ca�ym ciele i zachwyt przepe�niaj�cy go teraz, jak zawsze, na widok zwyci�skiego pi�kna i �ycia. � Panowie, kawa! � krzycza� dy�urny od drzwi. Obok Jerzego przemkn�� jelenimi susami Kolumb z wyci�gni�t� mena�k� w d�oni. Olo kl�� i przewra- ca� rzeczy na p�ce. � Czego szukasz? � Kubka. � Zobacz pod ��kiem! � Jerzy wo�a� ju� od kot�a. Kubek istotnie tam le�a�. Ale by� brudny. Kolumb ju� wraca� z dymi�c� menach� w r�ku. � Panowie, kawy ju� nie ma! � wo�a� dy�urny. Olo zakl��. By�by przynajmniej oszuka� �o��dek. Czu� ostry g��d, a w dodatku chcia�o mu si� coraz bardziej pali�. Wczoraj dosta� tylko tr.zy dymy od Kolumba, a dzi� ju� nic. � Daj kubek, to ci nalej� kawy. Jerzy sta� ko�o niego. Patrz�c na ostrzy�on� g�ow� przyjaciela, na g��boko osadzone oczy, Olo czu� wzrastaj�ce wzruszenie. � Jerzy, patrz, jest wspaniale � powiedzia� nagle. � Pi�knie � odpar� tamten. � Chcia�bym ju� by� w kraju. � Aha � przytakn�� Olo opuszczaj�c wzrok na dno niesionej do ust mena�ki Jerzego. Nie rozdzieli�o ich tych kilkana�cie k��tni, w czasie kt�rych obiegali wraz z Kolumbem dooko�a ogromny kwadrat ogro- dzenia gestykuluj�c z szalon� �ywo�ci� jak k��c�cy si� W�osi i milkn�c na przemian jak Anglicy space- ruj�cy godzinami w swoim sektorze. Nie pogodzili swoich pogl�d�w a� do owego kwietnia i tych nie- prawdopodobnych, ostatnich dni niewoli, bez apelu, bez wewn�trznych wart obozowych i z wachmanami uprzejmymi jak go�cie u cioci na imieninach. Ob�z le�a� opodal autostrady i od paru dni przyjmo- wali defilad� ko�ca III Rzeszy: nie ko�cz�cy si�' sznur cofaj�cych si� wojsk, pojazd�w. Ob�z by� jedy- nym zak�tkiem spokoju i pewno�ci � tylko ten g��d: Kto m�g�, kombinowa� z wachmanami, cywilne ubra- nie dosz�o do wysokiej kwoty dwunastu kilogram�w kartofli � �o�nierze na w�asn� r�k� szykowali sw� demobilizacj�. Dymi�y piecyki zrobione z puszek. Od dw�ch dni, odk�d zdj�to wewn�trzne warty, ulotni�y si� gdzie� malowane w tr�jkolorowe pasy budki war- townicze i je�cy narzekali, �e p�on�ce ostru�yny roz- nosz� zapach sma�onej olejnej farby. Dzi� zapowie- dziano paczki. Szwedzkie paczki. Komu chcia�oby si� k��ci� w taki dzie�. Olo od�o�y� mena�k�. On jeden z ca�ej izby niewia- domym zrz�dzeniem losu otrzyma� wezwanie do pocztowego baraku. Paczki na og� przychodzi�y w �lad za je�cami ewakuuj�cymi si� z Grossborn, widocznie jednak kr�l Gustaw mia� dla Ola specjal- ne wzgl�dy. Szli we trzech w kierunku bramy vorlagru. Kwiet- niowe s�o�ce grza�o. W oknach barak�w opalali si� powsta�cy. Wysoko brz�cza� samolot jak natr�tna mucha. Przy kuchni W�osi kopali pi�k�. Wok� latry- ny biega� jak oszala�y wachman z Landsturmu ci�g- n�c za sob� sztywn� nog�. � Ich. werde schiessen! Ich werde schiessen! � krzy- cza� rozpaczliwie, ale nie zdejmowa� z ramienia kara- binu. Z baraku dochodzi� trzask �amanych desek. Widocznie wi�ksza grupa je�c�w �ko�czy�a" na opa� drewniane przegrody izolatek. Wartownik wiedzia�, �e tam tylko czyhaj� na to, by wbieg� do �rodka, a natychmiast przez okno poleci grad desek, na kt�re w�a�nie czekaj� je�cy stoj�cy w kr�g z r�kami w kieszeniach i przygl�daj�cy si�, jak stra�nik dobra III Rzeszy biega wok� niczym w kieracie. � Sami swoi... � powiedzia�. ze wzruszenie^ Olo przystaj�c na moment. � Aha, swoi � zauwa�y� z przek�sem jaki� t�gi major. � Oficerowie. A w czym my b�dziemy zimo- wa�? � Zauwa�y� �mieszno�� tego zdania w odnie- sieniu do niefortunnego obiektu. � W czym b�dzie- my mieszka� w zimie? � wskaza� palcem na jaki� zrujnowany, rozebrany nieomal do fundament�w ba- rak jako na �wiadectwo zniszczenia szerzonego przez akowc�w. Antagonizm mi�dzy wrze�niowymi �ochot- nikami", jak okre�lali ich �warszawiacy", a �band�", jak rewan�owali si� tamci, by� bardzo wymowny. � Zimowa�? � zdziwi� si� Jerzy, jak zawsze pryn- cypialny. Teraz wolno�� nie by�a nadziej�, by�a pew- no�ci�. Dla wszystkich, tylko nie dla tych, kt�rzy we wrze�niu m�wili o Bo�ym Narodzeniu w domu, po- tem przestawili termin � z uwagi na angielsk� stra- tegi� � �a�" po Wielkanoc roku czterdziestego, kt�- rzy mieli pi��dziesi�t ustalonych i zawsze przekra- czanych granic wojennego czasu. �Wrze�niowiec" sta� si� zapewne sceptykiem absolutnym wobec wszelkiego wyzwolenia, ale przewra�liwiony Jerzy odczytywa� w tym jakowe� antywschodnie aluzje i pomy�lenia. Przecie� w ostatnich debatach co bar- dziej pesymistycznie nastawieni je�cy przewidywali konieczno�� przetrwania pewnego czasu w obozie, �p�ki Anglicy nie zorganizuj� nas w armi�". W pobli�u bramy yorlagru ustawili si� ju� szcz�liwi wybra�cy kr�la Gustawa. Za drutami wida� by�o kilku dobrze od�ywionych Anglik�w czekaj�cych na swoj� codzienn� porcj� paczek. � Tylko przynie� dobre wiadomo�ci! � rzuci� Jerzy za Olem. Vorlager by� drugim obok latryny o�rodkiem wszel- kich informacji. Na vorlagrze grz�dki obsiane jarzy- nami ju� si� zieleni�y, ma�e drzewka pu�ci�y pachn�- ce p�ki. Drog� maszerowa�a do mykwy kolumna je�- c�w. Tam w�a�nie Jerzy dojrza� kiedy� brzydot� ludzkiego cia�a odartego przez g��d �do samej ana- tomii". Tylko Polacy wygl�dali w ten spos�b, no i Rosjanie, kt�rych nigdy tam zreszt� nie prowa- dzono. Patrzy� teraz; na graj�cych w pi�k� Anglik�w � zdrowe brutalstwo, �wietnie od�ywione cia�a, oboj�t- no�� wobec przekre�lonych drutem, wyn�dznia�ych twarzy widz�w z s�siedniego sektora. Wiwatowali z okazji zdobytego gola, gdy przez g��wn� obozow� ulic� bolszewicy, jak wychud�e szkielety, ci�gn�li w�zki na�adowane trupami. � �wie�e � zauwa�y� kt�ry� z je�c�w stoj�cych u drut�w, odrywaj�c na chwil� wzrok od meczu. Wszyscy znali spraw� rozstrzelania kilku ludzi z bol- szewickiego sektora za ukrywanie zgonu towarzyszy, za kt�rych pobierali �porcje": pajdki chleba. Anglicy rozpocz�li gr� ze �rodka. Przemieszanie na- cji i szar� w tym obozie by�o wyj�tkowe. Niemcy, nie maj�c miejsc w obozach oficerskich, kierowali powstaniowych oficer�w do oboz�w dla �o�nierzy, przemianowuj�c po prostu jego cz��, stosownie do nowych okoliczno�ci, na oflag. Tutaj trafi�a te� gru- pa �o�nierzy angielskich ewakuowanych ze Wschodu. � Zawsze to samo � Jerzy z u�mieszkiem ogl�da� koleg�w, kt�rzy biegli ju� od strony baraku poczto- wego, trzymaj�c przed sob� jak skarb paczki Szwedzkiego Czerwonego Krzy�a. ,,Wy�ebrane, podarowane, ci�ni�te z kr�lewskiego sto�u" � usi�owa� poskromi� �lin� nap�ywaj�c� do ust na widok rozpakowanych na pryczy Dobrosiel- skiego wspania�o�ci. Kapitan mia� szcz�cie: przygar- n�� na prycz� kt�rego� z ewakuowanych, i oto na- groda losu. � Czekolada! Kakao! O, jak Bozi� kocham! � licy- tuj�ce si� krzyki n�dzarzy przerywa�y cisz�. Wzbo- gacona para, skr�powana sensacj�, j�a wbrew ape- tytowi i zamiarom skrz�tnie chowa� swoje skarby: nie mogli je�� na oczach g�odnych. � A ile mleka skondensowanego! � � Nie mleko. Szwedy robi� tylko �mietank�. To �mietanka skondensowana, jak rany! ; Coraz leniwiej komentowano wspania�o�ci. .Teraz uwaga sali zwr�ci�a si� ku Kolumbowi i Jerzemu. To ich wsp�lnik by� drugim szcz�liwym, kt�ry otrzyma� wezwanie do pocztowego baraku. � Sto paczek na ca�y ob�z! � obliczy� kt�ry�.:' � O, nios� ju� kartofle! � pocieszy� si� inny mizer- n�, lecz �doczesn�" nadziej�. Technika od�ywiania si� by�a bardzo rozmaita. Nie- kt�rzy po�ykali od razu dwa, trzy kartofle i zagry- zali pajdk� chleba, spo�ywaj�c w ten spos�b z miejs- ca ca�odzienny wikt. Inni dyskutowali potem godzi- nami: �Ju� czy za dziesi�� minut?" � i potrafili �w ten spos�b m�cze�sko poci�gn�� dwie, trzy godzi- ny. Inni jeszcze pedantycznie dzielili racj� na obia- dow� i kolacyjn�, a potem heroicznie stosowali si� do wyznaczonej pory. � Szkoda nerw�w � oceni� to raz na zawsze prak- tycznie Jerzy. Kolumb te� wyznawa� technik� uproszczon�. Dzie� dzisiejszy obiecywa� rewelacyjny przewr�t w od�ywianiu. Dobrosielski i jego szcz�li- wy s�siad zabrali si� z izby unosz�c paczk� w jak�� ustronn� samotni�, tote� gdy w drzwiach stan�� Olo, g�odne oczy spocz�y na nim z piek�c� zawi�ci�. Ch�opak by� blady, jakby odp�yn�a z niego wszystka krew. Paczk� trzyma� przed sob� w wyci�gni�tych r�kach, jak niezgrabny ojciec dziecko w beciku. Po- dobie�stwo do pieluch podkre�la�y jakie� biele roz- bebeszone na wierzchu paczki. Olo zrobi� krok ku �rodkowi izby i nagle kto� roze�mia� si� z ulg�, cichutko. Ch�opak podni�s� g�ow� w jego stron�. Wr�ci�a dziwna cisza. Olo ruszy� ku swojej pryczy. Jego poruszenie rozwia�o romantycznie, jak szal, zwisaj�c� bezsilnie z paczki nogawk� kaleson�w. �mieszek wr�ci� na najwy�sze pi�tro pryczy. Naj- pierw nie�mia�y, potem wyzwoli� si� wreszcie w czy- im� pe�nym ulgi okrzyku: � Odzie�owa paczka z kraju, z Guberni!... � Od matki � wyszepta� Olo stawiaj�c sw�j baga� na pryczy. � Nic, w�a�ciwie nic... � mrucza� odrzu- caj�c groteskowe ciep�e kalesony. Serce �ciska�o mu gwa�towne, z�e przeczucie, prawie strach. � Starusz- ka musi by� w zupe�nej n�dzy, skoro sta� j� tylko na nadkrojon� po��wk� chleba... Ciskaj�c na prycz� zielon�, zaple�nia�� pi�tk� wy- obra�a� sobie chwil� jej wahania, nim odkroi�a z niej kromk�. � Jak to nic! � pociesza� Kolumb. � Przecie� ten chleb mo�na odsma�y�... � Bo jest jeszcze kawa�ek kie�basy, ale prawie w p�ynie... Teraz dopiero poczuli wierc�cy w nosie zapach. � Ona chodzi, nie p�ynie � sprostowa� czyj� g�os z g�rnej pryczy, ale trzech przyjaci� pochyli�o uwa�nie g�owy. Pe�ni trwogi i nadziei obserwowali �ywno�� zes�an� im przez rodzim� opatrzno��. � Trzeba by zapyta� lekarza... � b�kn�� Olo z ja- k�� nadziej� w g�osie. Jerzy, �upi�c drewka na w�skie stru�yny, k�tem oka obserwowa� konsylium dw�ch znajomych lekarzy zwo�ane do kawa�ka kie�basy. Wobec wyra�nej r�- nicy zda� co do �mierciono�nych jej walor�w, trzech by�ych dywersant�w zdecydowa�o si� na �mia�� akcj�. � Rozgotujemy toto w wodzie, i ju�. Corned beef�w ojczyzna nie da�a, to zje si�, co da�a. Mieszaj�c patykiem dziwnie pachn�ce danie Jerzy snu� gorzkie refleksje na temat proporcji si� i do- statku. Biedne Olowe matczysko nie przypuszcza�o nawet, �e swoim glonkiem chleba 'stanie si� w jego wyobra�ni ca�� um�czon� ojczyzn�, przeciwstawion� szwedzkiemu i angielskiemu kr�lowi, zbrojnym w blaszane puszki. A Olo, przykucni�ty z drugiej strony pe�zaj�cego w puszce ,,ognika", powtarza� w my�lach zdanie, w kt�re nie wierzy�: ,,0n, Jerzy, ma racj�. Nie mamy czego szuka� tu ani na Zacho- dzie. Nasze miejsce jest tam, w kraju, w kraju..." � obraca� w palcach wyniesiony z powstania, przyno- sz�cy szcz�cie guzik rogowy od koszuli, ten z pierw- szego sierpnia. I w nim m�odzie�cza potrzeba pryn- cypialno�ci by�a tak mocna, �e nie podarowa�by sobie powrotu do kraju ,,tylko" dla starej, osamot- nionej matki. Przez uchylone drzwi izby s�ycha� by�o, jak szyby dr�a�y w r�wnym, pospiesznym rytmie. Front szed�, by� tu�. Jeszcze dzie�, mo�e dwa � no, trzy. Olbrzy- mia nocna cisza obozu sta�a na nowym funda- mencie � odg�osie dzia�. W pewnej chwili Kolumb u�miechn�� si� p�g�bkiem i oznajmi�: � Panowie, kie�basa po polsku gotowa, prosz� si� spieszy�, bo jad� nast�pne dania. Trzymanym w r�ce zasobnikiem wskaza� na g�st� ciemno�� dr��cej w oczekiwaniu nocy. Pierwsza realna noc wolno�ci p�on�a tysi�cami polo- wych kuchenek. Majowe powietrze zasnu� dym. To je�cy rozdzielili ubogi prowiant magazynu, zamienio- nego teraz na ob�z dla kilkunastu by�ych wachma- n�w. Tysi�ce ma�ych ognisk, skurczone postacie pitrasz�- cych ludzi. Jerzy wraca� do obozu od strony miasta. Wyszed� jeszcze rano, gdy stoj�cy u bramy obozu wartownicy z karabinami na pasach przyjmowali defilad� angiel- skich si� zmotoryzowanych. Je�cy z okien barak�w, spod drut�w ryczeli triumfalnie pozdrowienia, obo- j�tni, sztywni motocykli�ci, jak zmechanizowane ro- boty, sun�li tysi�cami po autostradzie, a bram obozu strzegli uzbrojeni niemieccy �o�nierze � czekali, a� ich wezm� do niewoli. � A m�wi�e�, �e nie b�dzie trzeciej wojny � Olo ruchem g�owy wskaza� przedziwne niemiecko-angiel- skie braterstwo broni. To zdecydowa�o, �e Jerzy, zgromadziwszy dziewi�ciu ochotnik�w, na czele z Kolumbem, ruszy� w kierunku bramy. Nasun�wszy na oczy czapk� wartownikowi, nie m�wi�c ani s�owa zdj�� mu karabin z ramienia i pchn�� kolanem. Po pi�ciu minutach o�miu uzbrojonych by�ych je�c�w prowadzi�o o�miu nowych ,,gefangen�w" w- kierunku baraku magazynu. Kolumba nios�o dalej. Wyszed� na brzeg autostrady. Kolumny pancerne, czo�gi z otwartymi klapami, w kt�rych opalaj� si� rozebrani do pasa ludzie. Ich koledzy przed kwadransem jechali t�dy, oddaleni o pi��dziesi�t metr�w od nabitych niemieckich kara- bin�w. Obok na motocyklach sun� sztywni, �ela�ni ludzie. Obcy. Mo�e bardziej obcy ni� ten wr�g, z kt�- rego on swoim peemem nieraz wydoby� potrafi� okrzyk przera�enia. � Zwyci�stwo! � chcia� si� cieszy� Kolumb. � Zwyci�stwo. � Gnaj� tak, �eby jak najwi�cej Niemiec zaj�c przed bolszewikami � t�umaczy� dumnie Dobrosiel- ski, kt�ry rozmawia� przed chwil� z motocyklist� zatrzymanym przez jakie� uszkodzenie. � A Jerzy m�wi�, �e nie b�dzie.- � skomentowa� Olo, stoj�cy obok. Nie potrzebowa� dodawa�: �trze- ciej wojny". Ka�de �d�b�o trawy sta�o w rosie oddzielnie, sztyw- ne, smutne, obce. � Trzecia, nie trzecia, ale ju� beze mnie � powie- dzia� nagle Kolumb i wzruszy� ramionami. Z kiesze- ni spodni wyj�� parabelk�, podrzuci� j� do g�ry, z�a- pa� za luf�. � Leutnanta? � zainteresowa� si� Olo. � Moja, synu � odpar� Kolumb i spyta�, nagle po- wa�niej�c: � Id� do miasta, chcesz? Olo przytakn�� g�ow�, lecz nagle zmiesza� si�. � Poczekamy na Jerzego. � Wi�c co, wracasz z nim do kraju? � spyta� Ko- lumb ni st�d, ni zow�d, jakby p�j�cie z nim teraz by�o wymierzone przeciw planowi Jerzego. Olo, nie mog�c znie�� spojrzenia Kolumba, podni�s� oczy. Daleko, w gwa�townym s�o�cu, zielenia�y ko- pu�y ko�cio��w starej Lubeki. � A ty? � zapyta�, jakby nie pami�ta� dziesi�tk�w przegadanych, przek��conych godzin. � Nie po to szorowa�em na bosaka, w mr�z osiem- set kilometr�w. Kilometr�w? Ile to by�oby mil, co? Teraz b�dziemy kroczy� w milach. A wy�cie w�a�- ciwie po co jechali do niewoli, przecie� mo�na by�o prysn�� z transportu, jak cho�by Malutki, co? Zresz- t�, wracajcie � doda� nagle, �agodniej�c. Zaci�gn�� cia�niej pasek, za kt�ry wetkn�� ju� pisto- let, i nie ogl�daj�c si� ruszy� w stron� miasta. Szed� pod pr�d ogromnej �elaznej masy sun�cej na Wsch�d. Coraz mniejszy. A� wtopi� si� w szary, sta- lowy kurz. Na tej bocznej drodze by�o znacznie mniej ludzi. Olo i Jerzy mijali je�c�w r�nej narodowo�ci, grupki robotnik�w z w�zkami wy�adowanymi dobytkiem. Jerzy �mia� si� do �ez z jakiego� staruszka, kt�ry d�wiga� szczotk� do froterowania pod�ogi. Inny ci�g- n�� w�zek pe�en obt�uczonych garnk�w. Po ubiorach i zawarto�ci transportu zgadywali narodowo�� po- dr�nych. W Olu je�cy sowieccy budzili cz�sto nie- pohamowan� weso�o��. �mia� si� i krzycza� wskazu- j�c palcem: � Patrzaj, patrzaj, w meloniku posuwa, widzisz? 25 S�o�ce stacza�o si� po niebie szybko, jak z wysokiej g�ry. Jerzy ch�on�� �wiat. Odpoczywali na skraju sosnowego lasu, rozci�gni�ci na wznak. Ob�oki prze- p�ywa�y nad czubami drzew. Mocny zapach mchu, grzyb�w, paproci szed� od ziemi. Olo obr�ci� si� do Jerzego. � Wiesz, Jurek, ja bym tu zosta� � szepn��. � Przecie� cudownie jest tak si� w��czy�... Gdyby nie matka... � doda� widz�c, �e Jerzy krzywi si� nie-- ch�tnie. � Zosta� mo�emy: na kwaterze � wskaza� nerwo- wo dachy le��cej w dole wsi. Zbli�a� si� ju� wiecz�r. �wiat rdzewia� w zachodz�cym s�o�cu. Lampka nocna o�wietla�a ma�y kr�g pokoju. Chrapa- nie zmordowanych i objedzonych ludzi dudni�o w ciemno�ci. Jerzy przegl�da� sw�j notatnik. Obok brulionu na stole le�a�y ko�ci kury i kawa�ek chle- ba � �lady dzisiejszej uczty. Za drzwiami szeptali przera�eni Niemcy. Gospodyni przyj�cia, ukrai�ska �niewolnica", ku�tyka�a zapobiegliwie po pokoju. Przyj�cie dla podr�uj�cych je�c�w � taka by�a jej zemsta za trzy lata poniewierki u bauera. � U nas kartoszki nie takie: takie � podsuwa�a z�o- �one pi�ci pod nos ch�opcom zapychaj�cym si� kar- toflami. � U nas ptice nie takie � krzywi�a si� na niemieck� kur�. � Takie... � zajmowa�a ramionami najwi�ksz� przestrze�. �Wspania�y nar�d" � Jerzy dopiero teraz ich pozna- wa�. On jeden z rado�ci� r�wn� tej, jak� im zgoto- wa�a goszcz�ca ich babina, przyjmowa� ka�dego no- wego go�cia w izbie. W�a�nie wpakowa�o si� ich dw�ch. Obaj Rosjanie. Z lekka podpici, potraktowali �yczliwie wsp�biesiadnik�w. � Machorka u tiebia jest'? � zapyta� m�odszy, z zu- chwa�ym nosem i niebieskimi oczami. � Nie � odpar� Jerzy z przykro�ci�. Zdarty g�os pytaj�cego przy ch�opi�cej, naiwnie otwartej twarzy by� mu sympatyczny. Mimo �e wiedzia�, i� spotkani Rosjanie na og� nie byli je�cami ze stalag�w, tylko lud�mi wzi�tymi na roboty, traktowa� ich wszystkich jak �o�nierzy. Tymczasem okaza�o si�, �e m�odzik nie pragn�� bynajmniej by� cz�stowanym, lecz chcia� ob- darowywa�. � Niet? � ucieszy� si� wydobywaj�c z kieszeni sk�- rzany niemiecki kapciuch nabity tytoniem. Wyrwa� niefrasobliwie zapisan� stron� z brulionu Jerzego i sypa� szczodrobliwie na skr�ta. �By�o nie by�o, zapal� � postanowi� Jerzy, by nie odmawia�. � Mo�e razem p�jdziemy dalej na Wsch�d? � kombinowa�. � Bezpieczniej i�� jako Rosjanin." Dochodzi�y ju� s�uchy, �e Anglicy i Amerykanie nie- ch�tnie widzieli ci�gn�cych na stron� sowieck� Pola- k�w. � No, pojdiom wmiestie do Krasnoj Armii � zagada� �yczliwie, podaj�c ogie�. � Na chuj mnie Krasnaja Armija � oburzy� si� nagle m�odzik pos�pniej�c. Jerzy wyj�� "z ust skr�ta zrobionego z jakiego� strz�pka swego rewolucyjnego studium. Zdziwiony, z otwartymi ustami, wygl�da� g�upio. � Maruder � b�kn�� po chwili nie patrz�c w oczy Ola. � U nas ptice nie takie: takie... � rozk�ada�a r�ce staruszka nie wiedz�c, o czym mowa. Dochodzi�o ju� po�udnie, a Jerzy ani my�la� o odpo- czynku. Ci�gn�� naprz�d, jakby zdepta� chcia� w�as- ne w�tpliwo�ci. Z trudem przebili si� przez jakie� miasteczko. Przeciskaj�c si� mi�dzy samochodami, parkuj�cymi na g��wnej ulicy, nie odpowiadali na zaczepki i niezrozumia�e pytania �azikuj�cych gefan- gen�w i haftling�w. Kiedy Olo przystan�� na widok �o�nierza z naramien- nikiem Poland, Jerzy poci�gn�� go tylko za r�kaw. Kiedy indziej pozwoli� mu tylko na szerokie otwar- cie ust, gdy ujrzeli mi�dzy samochodami jakiego� �o�nierza wylewaj�cego do wiadra � puszk� za puszk� � skondensowane mleko, kt�re w niewoli wystarczy�oby na tydzie� dla ca�ej sztuby. � Czego si� patrzysz? Robi �nadanie dla koleg�w � zby� pogardliwie Jerzy. Zostawili ju� za sob� wrzask r�noj�zycznych k��tni, gdy skr�caj�c z ulicy na szos� nadziali si� na grup- 27 k� rodak�w, skupion� wok� stoj�cego na jeepie ofi- cera w czarnym berecie, z czerwonym j�zyczkiem Poland na ramieniu. � Wr�cimy, koledzy, wr�cimy... Ale droga do kraju prowadzi t�dy... � ko�czy� pogodnie jak�� enuncja- cj� klepi�c kabur� pistoletu. � Dywizja M�czka... � b�kn�� Olo dobiegaj�c po chwili do Jerzego, jakby usprawiedliwia� tym sw�j post�j przy zbiegowisku. Od tego momentu sapa� coraz cz�ciej i coraz �yczliwiej spogl�da� na cienie rzucane przez pot�ne drzewa podmiejskiego parku. Ale Jerzy par� naprz�d bez chwili wytchnienia. We- d�ug jego oblicza� jutro powinni osi�gn�� stref� styku obu armii. Nie my�la�, stara� si� nie my�le� o niczym poza technik� podj�tego .zamierzenia. W pewnej chwili z dum� zarejestrowa� w pami�ci, i� przez d�u�sz� chwil� my�l jego debatowa�a, czy nie powinien swego pisanego w iniewoli studium ulokowa� z powrotem w swojej doprawdy tajemnej �skrytce. A wi�c ju� tak jest im obcy. A Kolumb? Zosta�. Wszyscy w�a�ciwie zostali. Czy wi�c on � Jerzy � mi� dezerteruje? Nie tak, jak by rozumieli to zasuszeni wrze�niowcy albo sfanatyzowani kole- dzy. Tak jak rozumie� powinien on, Jerzy. Przecie� po prostu ucieka od doli, kt�r� tamci wybieraj�, za- miast sprawi�, by jego wyb�r m�g� sta� si� pow- szechnym. Nie. Nie ma w tych ,,zamy�leniach" nic poza ch�ci� odroczenia w�asnej niebezpiecznej decy- zji powrotu. Ockn�� go pisk opon hamuj�cego samochodu. Z za- interesowaniem spojrza� na bia�e he�my i pasy sie- dz�cych na jeepie. Du�e litery MP na r�kawach nic mu nie m�wi�y. Siedz�cy obok kierowcy ogromny �o�nierz wykonywa� wahad�owy ruch palcem � wzywa� ich do samochodu. � Dok�d idziemy? � zdziwi� si� ostentacyjnie po polsku Jerzy. � �wietnie si� sk�ada. Panowie chyba nie odm�wi� i podwioz� nas. Chodzi o ob�z kobiecy, w kt�rym mam �on�... � �aman� angielszczyzn� �wydawa�" nauczon� bajeczk�. Niedbale pokaza� swoj� jenieck� blaszk� zamiast legitymacji. � Tak. Ale ten ob�z jest po stronie bolszewickiej � Odpar� wy�szy z �andarm�w. �MP to Military Police � otwar�o si� w Jerzym ja- kie� skojarzenie. � Aha, bracie, z�apa�e� si� � szyb- ki refleks. � Przecie� takiego obozu nie ma w og�le, sam go wymy�li�em. Jednym s�owem, �andarm bada, czy nie mamy zamiaru wyrywa� na tamt� stron�." � U bolszewik�w? � zdziwi� si� ostentacyjnie sw� marn� angielszczyzn�, pot�guj�c wra�enie nierozgar- ni�cia. � K�nnen Si� deutsch sprechen? � przeszed� nagle na inny j�zyk ten od kierownicy. � Ach, ja � ucieszy� si� Olo. Wystarczy�o. Za mo- ment siedzieli na tylnych siedzeniach. Patrolowy w�z �andarmerii zawraca�. Po chwili ruszyli na zach�d z szybko�ci� osiemdziesi�ciu mil. Drog�, kt�r� przeszli przez dwa dni, odbyli teraz w p�torej godziny. U bram obozu okaza�o si�, �e �andarmi nigdy serio nie podejrzewali, �e maj� do czynienia z uciekaj�cymi przed niewol� Niemcami. Tyle �e zatrzymali ich pod tym pretekstem i prze- kre�liwszy wysi�ek piechur�w, zostawili ich przed komend� obozu. Nikt ich nie tylko nie przes�uchiwa�, ale nawet nie pyta� o pow�d zatargu z �andarmeri�. Ludzie, skupieni, w grupkach, komentowali �ywo jak�� ostatni� sensacj�. � Jak to: co? � zdenerwowa� si� kt�ry� na pytanie Ola, co si� sta�o. � Radio lubelskie nadawa�o z War- szawy, �e aresztowali genera�a Okulickiego, delegata Rz�du i innych za dywersj� na ty�ach Armii Czer- wonej. � Idzie na ostro, bracie, ju� nied�ugo... � pociesza� i Jerzego gruby podchor��y w zat�uszczonej fura�erce widz�c jego gwa�town� blado��. Kolumb zapad� w fotel. Zegar cicho wybi� godzin�. Cisza by�a zupe�na, odk�d Robert powl�k� t� staru- ch� do ogrodu, by odkopywa�a ukryte z�oto. �Go!d, Gold, yerstehen..." Kos spa� w s�siednim pokoju, le��c w zab�oconych butach w poprzek stylowego �o�a za�cielonego jakimi� koronkami. Obok na przysuni�- tym rze�bionym krze�le, stoi nie dopita butelka wina i walaj� si� rumiane jab�ka. Kos mia� w�ch do tych rzeczy. Kolumb odczu� nag�� z�o�� do nich wszyst- 29 kich i do siebie samego. Po co ratowa�-przed nimi, na chwil� bodaj, ten pok�j przed zag�ad�? Robert poj�� w lot. � Zostaw, Kos, porucznika. Niech se poszabruje spokojnie. Kolumb przymkn�� oczy. Przez szpark� powiek s�- czy� si� mi�y p�mrok, jak wieczorem w gabinecie ojca. Zdawa�o si� mu, �e widzi b�ysk szyb pi�knej ojcowskiej biblioteki. Huk przeje�d�aj�cych tramwa- j�w, aut, klask kopyt doro�karskich koni. Tu cisza zupe�na. ,,Biedny, biedny stary." Kolumb otworzy� oczy. Na kim to m�ci�? Popielnicz- ka na por�czy ci�kiego sk�rzanego fotela przypo- mnia�a mu, �e nie pali� od rana. Namy�la� si� chwil�, czy nie zbudzi� Kosa, kt�ry mia� jeszcze par� cameli, ale machn�� r�k�. Pierwsza godzina ich urz�dowania w tym domu zbyt wyra�nie sta�a mu w pami�ci, by chcia� ryzykowa�. By� to jedyny dom, kt�ry zastali w takim porz�dku, kiedy stowarzyszeni pierwszej wolnej nocy na uli- cach Lubeki zaw�drowali na willowe przedmie�cie w poszukiwaniu samochodu. � Trzeba mie� czym prosi� � Kolumb podrzuci� w�wczas parabelk� � i wiedzie�, o co prosi� � tu wskaza� ruchem g�owy zamkni�ty gara� w ogrodzie. "Gara� okaza� si� pusty. Weszli do willi. W pierwszej chwili byli onie�mieleni cisz� du�ego, wys�anego dy- wanami hallu. Kolumb umia� si� znale��. � Requisition! � oznajmi� trz�s�cej si� starej pani. �Jak gospodarz, czuj� si� jak gospodarz" � chichota� wewn�trznie. Oni zreszt� te� czuli si� coraz swobod- niej. Wprawdzie Robert zauwa�y� grzeczno�ciowo, �e pan porucznik jest u siebie w domu, ale m�wi�c to, ju� w�szy� bezceremonialnie, otwiera� szuflady, ogl�- da� pobie�nie srebro, zastaw�. Kos znikn�� przykuc- ni�ty za otwartymi drzwiami kredensu. Kolumb zo- stawi� ich, przeszed� przez stylow� sypialni�, wszed� do gabinetu. Zdumia� si�. Nie przypuszcza�, �e w Niemczech w godzinie kl�ski s� takie domy. Ostro�nie st�pa� ob�oconymi buciorami po dywanach, gdy jaki� ha�as kaza� mu zawr�ci�. Zasta� ju� tylko Kosa siedz�cego na stole z butelk� �ci�ni�t� kolana- mi. Kos szarpn�� korkoci�g � korek zosta�. � Tysi�c dziewi��set trzydzie�ci trzy � odczyta� Kolumb dat� ny etykiecie wina. Kos m�wi� nie prze- rywaj�c pracy: � ...i Robert wzi�� j� za grdyk�, �eby powiedzia�a, gdzie zakopali z�oto. Ju�