2846

Szczegóły
Tytuł 2846
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2846 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2846 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2846 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Roman BRATNY Kolumbowie rocznik 20 �mier� poraz pierwszy jask�ki lata�y wysoko. Pi�ka wybita do g�ry przerwa�a cie� rzucany przez parkowe drzewa, b�ys- n�a w zachodz�cym s�o�cu. � Aa! � graj�cy pokwitowali z uznaniem przyj�cie ��ci�tego". Zygmunt rzuci� do Kolumba przez za- ci�ni�te z�by: � Dawaj jeszcze raz. Pi�ka wystawiona idealnie nad siatk�. M�ody, opalo- ny brunet przygotowuje si� do skoku. Sp�nia si� o sekund� � Jakby unieruchomi� go spieszny j�k policyjnego wozu, nadlatuj�cy sk�d� od g��wnej ulicy. Ale Zygmunt jest rutynowanym siatkarzem. Za p�no na �ci�cie? Pi�ka oddana mi�kko tu� za siatk� myli graj�cych, dotyka ziemi. Przeciwnicy nie ruszaj� si�. � Trzyna�cie... No, przejechali. Czego si� gapisz, do cholery? � gromi ni�szego od siebie o p� g�owy Kolumba. ,,R" wymawia w niepor�wnanie zabawny spos�b: to ju� nie ,,h", ale jakie� mieszane g�oski ,,h" i ,,k". Tym razem Kolumb respektuje jego wez- wanie. Odwraca g�ow�. � Dawa� pi�k�, nasz serw � ponagla przeciwni- k�w. Ockn�li si� ju�. � Jakie trzyna�cie, uwa�aj! �andarmi na was nie zapracuj� � rzuca kt�ry�. � Dwana�cie do dziesi�- ciu � poprawia. Dograli seta. � Z ciebie te� siatkarz jak z koziej dupy tr�ba � powiedzia� Zygmunt wci�gaj�c spodnie. Zatrzyma� si� z paskiem w d�oni, widz�c, �e Kolumb patrzy za odchodz�cymi kolegami. Szli w spodenkach k�pielo- wych, nios�c ubrania w r�kach. Wis�a by�a blisko. � � Nie idziesz z nimi? � Nie mam czasu! � odpar� Kolumb. Star� wierz- chem zabrudzonej d�oni l�ni�c� warstw� potu z wkl�s�ego, opalonego brzucha i si�gn�� po koszul�. Po chwili obaj szli w stron� wiaduktu. Zygmunt studiowa� biologi� na tajnym uniwersyte- cie, mia� nienagannie skrojon� marynark� i pra- cowa� w zak�adach remontowych. Jego ausweis to nie by� jaki� tam groszowy, fa�szowany �mie�. Zda- wa�o si�, �e sama �wrona" niemieckiej piecz�ci siedzi dumna i zadowolona na gnie�dzie literowych skr�t�w maluj�cych wa�no�� przedsi�biorstwa dla wojennej gospodarki Rzeszy. Nie o same papiery sz�o zreszt� w tym wypadku. Zygmunt by� mistrzem samozaopatrzenia. Ilo�� opon, samochodowych cz�ci, szoferskich ko�uszk�w, jakie gin�y w zak�adach, by�a tajemnic� nawet dla najbli�szych koleg�w i przyjaci�, co nie znaczy, by Zygmunt by� sobkiem i egoist�. Kiedy dwa tygodnie temu, w dniu imienin wyk�adowcy na tajnym kursie uniwersyteckim, urz�dzi� sk�adk� na garnitur dla profesora, suma ze- branych pieni�dzy wynios�a nieoczekiwanie dziesi�� tysi�cy z�otych. Podobno ani mrugni�ciem oka nie da� do zrozumienia, jak ,,zebra�" tak� kwot� w�r�d okupacyjnych golc�w, ganiaj�cych na wyk�ady w drewniakach. A nowe oficerki Kolumba? Kto by uwierzy�, �e Zygmunt wystara� si� na bezugschein o prawie darmow� sk�r� dla kolegi. I Kolumb �wie- ci� po �oliborzu wysokimi �szklankami", jak nazy- wano usztywnion� cz�� buta, kt�ra winna mie� wygl�d czarnego, �wiec�cego naczy�ka. Dzi� z uwa- gi na upa� i zako�czone w�a�nie spotkanie siatk�wki by� w trepkach. Zamiast oddzwania� energicznie krok, nogi cz�api� w nich nieprzyjemnie, tupocz�, jakby laz� rozczochrany je�, a nie podchor��y. Zygmunt szed� w milczeniu, ss�c zerwan� po drodze trawk�. Przechodzili ko�o muru, na kt�rym czyja� niewprawna r�ka wypisa�a ogromnymi wo�ami: �My Hitlera w dupie mamy." Zamiast podpisu figurowa� znak kotwicy. � Broni� ojczyzny � mrukn�� Zygmunt. Kolumb, eks-bohater Ma�ego Sabota�u, z trudem zni�s� pro- wokacj�. � No to cze��! � po�egna� si� szybko. � Powodzenia... � mrukn�� Zygmunt. �Gdyby wiedzia�, �e um�wi�em si� z ni� u Lardel- lego, got�w by zakaza�" � pomy�la� Kolumb o przy- jacielu z nag�� niech�ci�. Niedawno og�oszono prze- cie� bojkot kawiarni, w kt�rej podczas kameralnych koncert�w publiczno�� polska miesza�a si� z nie- mieckimi oficerami i �o�nierzami. �Pierwszy raz si� tu um�wi�em i mam racj�. Inaczej ona by znowu', posz�a kiedy� do kina" � monologo- wa� jeszcze wst�puj�c po stopniach kawiarni. Zielo- ne mundury siedz�cych przy stolikach oficer�w przej�y go dreszczem. Dopiero po chwili, na widok pasa z pistoletem przewieszonego przez por�cz krzes�a, uspokoi� si�. Gdyby tak sw�j pobyt tutaj okupi� now� parabelk�? Zl�k� si� nieomal, �e ta my�l jest ju� postanowieniem. Rozgl�da� si� uwa�- nie w poszukiwaniu dziewczyny i czu�, �e serce bije mu spieszniej. �To przez ten pistolet" � broni� si� przed upokarzaj�cym przypuszczeniem, �e nieobec- no�� Ba�ki przyprawia go o tak niem�skie l�ki. Zna- laz� wolny stolik. Skr�powany i niezgrabny odsun�� krzes�o. Czu� si� mimo wszystko fatalnie. Spojrza� na zegarek. By� sp�niony o dziesi�� minut. �Mo�e ju� posz�a?" � zaniepokoi� si�. Wojowa�a z nim o tego Lardellego od miesi�ca, przypuszczenie, �e mog�a wyj�� nie doczekawszy si�, by�o absurdal- ne. Niedawno, kiedy wygada�a mu si�, �e by�a w ki- nie, nie widywali si� przez tydzie�. � To ja jako zupe�ny szczeniak wypisywa�em �tyl- ko �winie...", to ja �gazowa�em", a ty... � pl�ta� si� po tym jej wyznaniu. I cho� to nie on wymy�li� slogan: �Tylko �winie siedz� w kinie", i nie on rozpisa� go wsz�dzie na warszawskich murach, ale kto przy wej�ciu do kina �Napoleon", obok napisu, potrafi� naszkicowa� dwa ogromne knury rozwalone w kinowych fotelach? Kto wymy�li� inny, mo�e mniej popularny, lecz nie mniej gro�ny skr�t: �Padlina idzie do kina"? Kto ma na koncie dziesi�� udanych �gazowa�", w czasie kt�rych �zakrztusi�" �adnych par� tysi�cy amator�w zakazanej rozrywki? Przypomnia� sobie do�wiadcze- nie prowadz�ce do wykrycia mieszanki, kt�rej za- palenie powodowa�o murowany pop�och na kinowej sali, a zaduch korkowa� j� na par� dni. Rozjuszy�o go ostatecznie wyt�umaczenie, jakiego chwyci� si� Basik: Chodzi do kina r�wnie� po to, �eby zobaczy� �gazowanie". Ona te� chce by� w po- bli�u roboty. Kolumb nie pozwala jej samej, to chocia� tak � zobaczy... Zaraz zreszt�, nastraszona, dopowiedzia�a tym swoim niskim g�osem (st�d imi� Basik, od �bas"), �e mniejsza o �gazowanie", ale ona nie ma zamiaru umrze� nie widz�c kina. �Ona umrze�!" � za�mia� si� gorzko, podkre�laj�c, komu to bli�ej do �mierci, ale nie wywo�a� po��da- nego efektu. Zerwa� z ni� wtedy, �do zm�drzenia". �Zerwa�"! Mo�e ona domy�la�a si�, sk�d te cz�ste omy�ki tele- foniczne, przy kt�rych jej �halo" pozostawa�o bez odpowiedzi. Jak on j� lubi�, nawet ten jej g�os! Dzwoni� prawie co dzie�, byle us�ysze� chocia� to �halo". Kt�rego� dnia zamiast �halo" zapyta�a po swojemu: �No?..." � jakby daj�c do zrozumienia, - �e wie, kto to dzwoni i milczy z tamtej strony s�u- chawki. Otworzy� usta, �eby rzuci� pozdrowienie, i w ostatniej sekundzie z�apa� z�bami koniec bakeli- towej tubki. Wytrzyma� tydzie�. Na spotkaniu Basik si� pop�aka� i przyrzek�, �e z kinem to si� ju� nigdy nie powt�rzy. Wtedy nast�pi�o za�amanie Kolumba. Wiedzia�, jak kocha muzyk�, wi�c zaprosi� j� �w drodze wyj�tku, raz na ca�� okupacj�" do Lar- dellego. Oto siedzi zerkaj�c niespokojnie na drzwi, na jadowite zielenie mundur�w utkane tu i tam w�r�d licznych stolik�w. Ju� jest. Stan�a w progu. Spostrzeg�a go od razu. Idzie w tym t�oku prosto, zr�cznie, jakby ca�e �ycie 10 sp�dzi�a na takich okazjach. Zrywaj� si� oklaski. Kolumb jest spocony. Wszystko zdaje si� by� adre- sowane do niej. Dopiero gdy przycupn�a na brze�- ku krzes�a i sama z�o�y�a do oklask�w d�onie, spo-- strzeg�, �e publiczno�� wita dyrygenta, kt�ry w�a�- nie pojawi� si� za jego plecami. Kolumb, cho� na- stawiony sceptycznie, spojrza� z mimowolnym sza- cunkiem na m�czyzn� z lwi� grzyw�. Dyrygent, korzystaj�c ze swej ukrai�skiej listy narodowo�cio- wej, reprezentowa� niemal monopol na wykonywa- nie muzyki powa�nej. Ba�ka przysiad�a na brze�ku krzes�a, troch� po pen- sjonarsku, ale jedno spojrzenie po sali � i postawa jej zmieni�a si�. Naprzeciw Kolumba siedzi ju� da- ma. ,,A to paskudna smarkata!" � gromi j� w my- �lach Kolumb, ale odczuwa mi�� satysfakcj�, jakby dopiero teraz przekonywa� si�, jak wygl�da napraw- d� ta jego dziewczyna. Widzi spojrzenia od s�sied- nich stolik�w. � Sp�ni�a� si�. By�o co? � zapyta� jeszcze, nim orkiestra zacz�a gra�. Zawaha�a si� przez sekund�, czy nie skorzysta� z okazji i nie usprawiedliwi� si� jak�� �apank� lub ba�aganem na trasie, ale pokr�ci�a przecz�co g�o- w�. .�.'.�. � Sp�ni�am si� zwyczajnie � rzuci�a z przekor- nym m�stwem. . . Przyj�� to z rado�ci�, jak podzi�kowanie za d�ugie godziny, podczas kt�rych przezywa�a ; go m�ciwie �harcerzem", a w kt�rych on uczy� j� �poszanowa- nia dla w�asnego s�owa". Uderzy�a muzyka. Kolumb na pocz�tku wojny mia� szesna�cie lat. Muzyki uczy� si� do dwunastego roku �ycia, ale potem, poznawszy urok boiska, stwierdzi�, ��e b�dzie gra� na centrze, nie na fortepianie", i tak d�ugo i uparcie strajkowa�, a� oberwa� pierwsze w �yciu lanie od spokojnego zazwyczaj ojca. Mimo to zwyci�y�. S�dzi�, �e muzyka nic go nie obcho- dzi. Przyszed� tu dla Ba�ki i oto ca�kiem niespodzia- nie zabra�y go gdzie� ogromne fale d�wi�k�w. Za- pomnia�, gdzie jest. W pewnej chwili napotka� jej spojrzenie i ju� w nim pozosta�. Potem odczu� nagle przestrach przed up�ywem czasu. To, co niekiedy prze�ladowa�o go my�l�, �e z ka�dym dniem zbli�a si� do daty swej �mierci, kt�ra mog�a ju� by� tu, na s�siedniej ulicy, teraz odezwa�o si� jeszcze bole�- niejszym poczuciem przemijania. Prawie s�ysza� plusk czasu w strunach, kot�ach. Przerwali. Oklaski otrze�wi�y Kolumba. W rozja�- nionym �wietle dostrzeg� nad brwi� Ba�ki male�kie znami�. By�a to blizna nabyta w dzieci�stwie. Za- chwyca� si� i tym. � Musisz przyj�� do mnie jutro � postanowi� lek- ko. Niezdarnie wypowiedzia� my�l, z kt�r� nosi� si� od miesi�ca, jeszcze przed ich tygodniowym zerwa- niem o kino. � A kt�ra jest teraz? � zainteresowa�a si� godzi- n�. W odpowiedzi zablagowa� kwadrans. Ale ona by�a czujna. Za chwil� wyci�gn�a r�k� do jego ze- garka. Schowa� d�o� za plecy, a nast�pnie uderzy� nagle wierzchem nadgarstka o marmurowy blat sto- lika. Szkie�ko zegarka stukn�o. � Co robisz? � Niszcz� czas... ,,Szkie�ko musia�o kosztowa� ze dwie�cie z�otych" � my�la�a zdumiona. A jak to si� stawia� przez ten tydzie�. O g�upie kino. Pewnie, �e mo�e zrezygno- wa� z kina. Na razie nic nadzwyczajnego nie idzie. Nast�pnego utworu s�ucha�a z pewnym roztargnie- niem. W 'przerwie si�gn�a nawet przez stolik i od- sun�a r�kaw marynarki na przegubie Kolumba. Martwa tarcza ze st�uczonym szk�em. Zawstydzona czym� i sp�oszona, cofn�a r�k�. Gdy wychodzili, nad miastem by� mrok. W zau�ku ko�cio�a przy placu Zbawiciela �ebraczka, zaj�ta bi- lansowaniem uzbieranego zarobku, sp�oszy�a si� na ich widok i zbyt p�no podj�a proszalne pomruki. Podje�d�a� zaciemniony tramwaj. Dziewczyna po- rwa�a si� do biegu. � Gazu, Basiku! � skorzysta� z okazji i uchwyci� j� za r�k�. Zdyszani dopadli przystanku. Wskoczyli, gdy tramwaj ruszy�. Konduktor sprawnie wr�czy� Kolumbowi dwa bilety odebrane przed chwil� od wysiadaj�cych i strzepn�wszy bilon do torby, usiad�. W wagonie by�o lu�no. Jaka� spiesz�ca do domu szmuglerka z koszami, stary pan w cwikierze,^ wy- gl�daj�cy na wyk�adowc� wracaj�cego z tajnych komplet�w. Nawet tam, u nich, u �sezonowc�w", w przedniej cz�ci wozu, by�o pustawo. � Cholera, musi by� p�no � zaniepokoi� si� Ko- lumb. � Kt�ra godzina? � denerwowa�a si� Ba�ka. � Za dziesi�� � odrzek� pan w cwikierze. � Oj, �eby� zd��y�. Ze mn� nie wysiadaj. Bez od- prowadza� � zamrucza�a Ba�ka wyskakuj�c. Tram- waj skr�ca� do zajezdni. W sekund� Kolumb by� ju� na ulicy. Lubi� wysiada� w pe�nym biegu. �To za- st�puje narty" � wyt�umaczy� kiedy� matce. Pop�- dzany krokami ostatnich przechodni�w, ruszy� spiesznie przed siebie. Nadci�ga�a powszednia oku- pacyjna noc. Trzasn�a jaka� zamykana brama. Z ulg� wszed� na pusty, nie zabudowany odcinek drogi, prowadz�cy ku wiaduktowi. Gdzie� od strony dworca zanios�a si� lokomotywa, raz drugi. Szed� uwa�nie, patrz�c, czy nie spotka wzrokiem sylwetek patrolu. Odczuwa� podniecenie, nier�wne w stopniu nat�enia, ale podobne do tego, kt�rego zaznawa� ju� od dw�ch lat w Ma�ym Sabota�u, jako wybitny specjalista od napis�w i znak�w Polski Walcz�cej na murach. R�wnocze�nie czu� smak triumfu. Basik. Jutro przyjdzie do niego. Chcia� co� zawo�a� w g�r� ku spokojnym gwiazdom. Podchodzi� ju� do pierwszych blok�w. Nagle przez jezdni� przebieg� w poprzek... tak, nie by�o w�tpli- wo�ci: kot. Kolumb rozgl�da� si� przez chwil� i za- wr�ci� biegiem. Skr�ci� w boczn� uliczk�. T�dy z wolna, wygl�daj�c ostro�nie zza rog�w, zbli�y� si� do ty��w ogromnego gmachu, w kt�rym mieszka�. Mia� w�a�nie przej�� na drug� stron� ulicy, gdy nagle o�wietli� j� snop reflektor�w. Kolumb cofn�� si� pod mur. Na jego oczach przez wysok� ogrodow� bramk� na dziedziniec domu, w kt�rym mieszka�, wjecha�a �andarmska buda. Po kwadransie zadzwoni� do drzwi stoj�cej na ubo- czu kamieniczki. Mimo �e dzwonek nacisn�� kr�tko trzy razy � um�- wionym sygna�em � drzwi otwarto dopiero po chwili i nie otworzy� ich Zygmunt. 13 � Do cholery, czego straszysz ludzi! � zacz��, gdy �ci�gni�to go ju� ze starego go��bnika, kt�ry latem spe�nia� funkcj� bimbrowni, a poza tym znakomicie u�atwia� zej�cie do zaro�ni�tego ogrodu. Ca�� t� bu- dowl� skonstruowa� Zygmunt pod domem, by usprawni� odwr�t w nag�ej potrzebie. Teraz urwa� w p� zdania spojrzawszy na twarz kolegi. � Co� u ciebie? ., _ Nie wiem � powiedzia� Kolumb. � Siostra dzi� nie nocuje w domu, ale starzy... No, buda w pod- w�rzu... � . � Tam na jednej tylko twojej klatce schodowe] masz dziewi�� mieszka� � pociesza� nerwowo Zyg- munt, dowiedziawszy si�, jak niewiele wie Kolumb. � Co si� mog�o sta�?... U nas porz�dek, nikt nie siedzi... � Wzi�� go za r�k� i wprowadzi� do swego pokoju. Kolumb wyrwa� r�k�, 'jakby czym� obra�ony. Prze- straszy� si�, �e kolega wyczuje jej dr�enie. Nie m�g� wobec Zygmunta motywowa� swej pewno�ci, �e ojciec i matka � zgin�li. Nie m�g� mu powie- dzie�, sk�d czerpie t� pewno��. O tym nikt me m�g� wiedzie�. Usiad� na tapczanie i cierpliwie zacz�� li- czy� powtarzaj�cy si� idiotycznie motyw ga��zki na tapecie. Spojrza� na zegarek i nagle bezwiednie u�miechn�� si�. Bezruchowi jego wskaz�wek za- wdzi�cza� sp�nienie, a wi�c du�o, bo �ycie. Hl^ o kilkakrotnych nieudanych pr�bach Jerzy zrezygnowa�. Z handlu nic nie wychodzi�o. Diabli wiedz� czemu. � Pewno jeszcze za s�abo stoisz z ekonomi� � za- �artowa�a matka po ostatniej kl�sce szmuglerskie] syna Potrafi� oceni� jej wysi�ek. By�a nieskora do u�miechu. Chcia�a zbagatelizowa� pora�k�. Strata wypchanej mi�sem walizy na dworcu w D�blinie T4 stanowi�a kompletn� ruin� domowych nadziei. �mieszne, jak nie powodzi�o si� Jerzemu w dziedzi- nie gospodarczej. A m�g� rozwin�� drukowane na grubym papierze �wiadectwo uko�czonych w War- szawie w 1940 Kurs�w Handlowych Gracjana Pyr- ka, jedynej �wy�szej uczelni" w Warszawie. Nie ru- szy�y w�wczas jeszcze podziemne uniwersytety. �Ekonomista" i �filozof z oczytania, �handlowiec" z zawodu, a tu grosza nie umie �ci�gn�� do domu. Rok czterdziesty �przeczyta�" �yj�c z jakich� resztek matczynych. Ale teraz od kilku miesi�cy szarpa� si� ju� jak w matni. Nie wychodzi�o... Tego dnia, po powrocie ze szlaku z�amanej kariery �szmuglerskie j", zjad� na kolacj� kilka kartofli okraszonych u�miechem i pocieszaj�cym komenta- rzem, �e �m�ode i tak smaczne", i po�o�y� si� do ��- ka. Spod wp�przymkni�tych powiek widzia�, �e matka krz�taj�c si� za uchylonymi drzwiami kuchni podtrzymuje ogie�. �Co ona jeszcze szykuje?" � zamy�li� si�, g�odny i senny. Niby na jawie prze- �ywa� okropny t�ok kolejowego wagonu, triumf szcz�liwej transakcji za �ukowem, makabr� �wiar- towania krowiego zew�oku, moment, gdy po zatrzy- maniu poci�gu, zamiast ucieka� na �andarmski wrzask, wylecia� z wagonu jak sp�tany przez swoj� waliz�. �Przekl�ty D�blin. Go�ocin" � przypiecz�- towa� z�e wspomnienie uzasadnion� szmuglersk� nazw�. Widzia� jeszcze �wiat�o w kuchni, my�la� o matce. �Trzeba zawo�a�, niech idzie spa�, co ona tam robi?" Wreszcie zasn��. Gdy rano otworzy� oczy, natrafi� spojrzeniem na uchylone drzwi do kuchni. Matka p�aka�a nad for- m� wype�nion� jak�� brunatn� mas�. � Chcia�am chleb... chcia�am ci chleb, ale ta m�ka przero�ni�ta... � uderza�a si� ma�ymi pi�stkami po g�owie. Zd��y� j� z�apa�, uwa�nie kontroluj�c spoj- rzeniem, czy na stole le�� tylko no�e z okr�g�ymi ko�cami. Coraz gorzej znosi�a wszystko, co sk�ada�o si� na �ycie w owym roku. � Ju� na wiosn� b�d� lepsza � usprawiedliwia�a si� przed paru miesi�cami, gdy z�apa� j� na tym, jak nad zamarzni�t� miednic� wody usi�owa�a prze- ci�� sobie �y�y. Pokaleczy�a si� tylko, tak samo nie- do��na jak przy swoich normalnych gospodarskich zaj�ciach, wychuchana przez los, a teraz tak opusz- czona, odk�d ojciec Jerzego, przed wojn� �wietnie zarabiaj�cy architekt, siedzia� w niewoli. �i Przecie� doskona�y chleb � popuka� w ciemn� powierzchni�, ale nawet zgi�ty pod nieostrym k�- tem palec zanurzy� si� swobodnie w kleistej masie. � �wietny � ci�gn�� trzymaj�c matk� za ramiona i by j� zabawi�, si�gn�� po �y�k�. Patrzy�a podejrz- liwie przez �zy, jak po�yka� pierwsz� porcj�. � Wcale nie �artuj�... � dorzuci� szczerze, puszcza- j�c j�, by przysun�� bli�ej form�. � Zaszkodzi � zaoponowa�a nie�mia�o, ju� u�mie- chaj�c si� przez �zy, jak ma�a dziewczynka, kt�ra zbroi�a i cho� wie, �e by�a niegrzeczna, nie chce przeprosi�. � E tam, zaszkodzi! Komu �d�wi�kowiec" nie za- szkodzi�, tego nic nie zmo�e � u�y� komplementu- \ j�cego por�wnania do kartkowego chleba. � Ja wezm� t� lekcj�, a m�j pok�j wynajmiemy... � ustala� stanowczo podstawy przysz�ej egzystencji. Nie wiedzia�, czy w pe�ni pojmowa�a, czemu tak si� przed tym broni�. By� ambitny. Ambicja dyktowa�a wszystko, nawet w obecnym jego �yciu. ��Nie pali" � matka chwali�a si� przed znajomymi wyrzekaj�cymi na wydatki u swoich na tyto�. A on nie nauczy� si� pali�, bo widz�c �mieszno�� gim- nazjalnych koleg�w, szukaj�cych w papierosie zna- mion dojrza�ej powagi, pr�bowa� znale�� j� w �wia- domej decyzji, �e on w�a�nie nie pali. �Zosta�..." � m�wi�a z dum� zim� trzydziestego dziewi�tego roku, gdy tylu jego koleg�w z harcer- stwa ruszy�o w Karpaty i dalej przez Rumuni� na Zach�d. Nie ruszy� si� nie tylko dlatego, �e zosta�a- by sama; zosta�, bo widzia� przygodow� poz� tych, kt�rzy szli, bo rozumia�, �e tu b�dzie trudniej i �wa�niej". I dlatego w�a�nie takim upokorzeniem by�o przy- znanie si�, �e czego� nie potrafi. �Pech" � pr�bowa� usprawiedliwia� si� z pocz�tku. Nie potrafi� �zrobi�" potrzebnych pieni�dzy. Teraz ambicj� najwy�sz� by�o pokona� w�asny up�r, zrezygnowa� chwilowo z ambicji, byle zdoby� pieni�dze na nowy start. 10 Oferta nauczycielska przysz�a przed tygodniem od s�siad�w z przeciwka. Mieszkali tam od 'p� roku pa�stwo Kosiorkowie. On, dotychczas rze�nik, od jesieni czterdziestego roku sta� si� pot�nym prze- mys�owcem g�odzonego miasta. By� w�a�cicielem czy udzia�owcem fabryczki sztucznego miodu, prowadzi� rozga��ziony handel t�uszczami przejmowanymi z jakich� oficjalnych �r�de�. Jerzy postanowiwszy, �e zrozumie, co si� ko�o niego dzieje, przeczyta� przez rok blisko sto ekonomicz- nych publikacji, jak sz�y, co wpada�o w r�k�, i sa- morzutnie dokona� ju� kierunkowej selekcji, wybie- raj�c orientacj�, kt�rej nie nazywa� marksizmem tylko przez skr�powanie ub�stwem w�asnej wiedzy czy przez brak obycia z samym terminem. Teraz na ka�dego konduktora, kt�ry prowadzi� istn� drogeri� handluj�c myde�kami w t�umie podr�uj�cych, pa- trzy� jak na agenta �monopolistycznego kapita�u", dowiedzia� si� bowiem, �e Kosiorek, podbieraj�c przez swoje kontakty surowce Schichta, prowadzi produkcj� myd�a na gigantyczn� skal�. St�d czy sk�din�d pochodz�ce pieni�dze skamienia�y oto w kszta�t domu s�siaduj�cego z ich will�. � Chod�my zaraz � przynagla� matk�. �Jak Julian Sorel" �. pociesza� si� w my�lach, ustaliwszy wa- runki swej pracy. Gdy jego chlebodawca jednym oboj�tnym skinieniem g�owy zgodzi� si� na wymie- nion� przez Jerzego sum�, ch�opak przyblad� z ob- razy. Wi�c tak ma�o znaczy�y dla tamtego pieni�dze, za kt�re kupowa� jego czas? �' A pan mia�, zdaje si�, inne plany? � u�miechn�� si� Kosiorek. � Jaki� handel? � zapytywa� pob�a�- liwie, jak dobry ojciec prowokuj�cy wyznania syna, zabawne, bo zbyt dojrza�e na jego wiek i mo�li- wo�ci umys�owe. � Zrezygnowa�em � b�kn�� Jerzy i jak zawsze po- nios�a go ch�� odp�acenia za lekcewa�enie. � Mia- �em handlowa�, ale brzydz� si� mi�sem � powie- dzia� tonem zwierzenia patrz�c z u�miechem w obli- cze eks-rze�nika. Wywo�a� efekt niespodziewany. Pan Kosiorek plas- n�� otwartymi d�o�mi po rozstawionych kolanach, obci�gni�tych eleganckim, niechybnie angielskim kortem, i pod wysokim sufitem rozleg� si� jego do- �7 2 � Kolumbowie no�ny �miech. Ten nieprzewidziany efekt w�asnej z�o�liwo�ci speszy� m�odego nauczyciela. � A co do mnie, nic mnie nie zbrzydzi. I potoczy�a si� opowie��, jak to Kosiorek zmuszony w trzydziestym dziewi�tym roku prowadzi� ub�j dla zwyci�skiej niemieckiej armii, potrafi� da� jej godn� nauczk�. Zdarzy�o si�, �e kt�rego� z kwatermistrz�w odbiera- j�cych mi�so zemdli� zapach krwi. Na dumne zda- nie Kosiorka, �e ,,polskiego rze�nika nic nie zbrzy- dzi", towarzysz�cy delikatnisiowi feldfebel o�mieli� si� wyrazi� w�tpliwo��. Stan�� zak�ad, w rezultacie kt�rego Kosiorek na oczach Niemc�w skosztowa� zawarto�ci �wie�o otworzonego krowiego �o��dka. -� Tak. Wzi��em w paluszki jak baby w sklepiku kiszon� kapust� z beczki do spr�bowania... Z same- go patrzenia trzech ich si� pochorowa�o, a mnie nic... � u�miechn�� si� triumfuj�co, wpieraj�c zad w elegancki klubowy fotel. B�yszcz�ce oczy wbi� w Jerzego i nagle zako�czy� p�g�o�no, pochylaj�c si� w jego stron�: � Wi�c i rze�nictwa nie ma si� co wstydzi�... Nast�pnie przedstawiono Jerzemu uczni�w. Jede- nastoletnia dziewczynka dygn�a, jej starszy o rok brat szurn�� nog�. Jerzy obj�� nowe obowi�zki. Odprowadzi� matk� do furtki i powiedziawszy, �e ma co� do za�atwienia w mie�cie, ruszy� w stron� Pu�awskiej. �Skoro mam od jutra regularnie zarabia�, rzecz przestaje by� szale�stwem" � rozmy�la� nad naby- ciem tomu Nietzschego, kt�ry przed paru dniami wyszpera� na Mazowieckiej i uciek� od pokusy. Do- chodz�c do rogu ulicy spostrzeg�, �e rusza tramwaj stoj�cy na p�tli kra�cowego przystanku. Przed nim zatupota� podrywaj�c si� do biegu wysoki, smuk�y �o�nierz SS. Jerzy^ biegn�c za nim, z przyjemno�ci� obserwowa� jego zgrabn� sylwetk�. Niemiec wsko- czy� na stopie� nie chwytaj�c si� por�czy. Jerzy u�miechn�� si�. By� o dziesi�� metr�w za tamtym i identyczny skok przestawa� by� identycznym wo- bec wi�kszej ju� szybko�ci tramwaju. Zadrobi� po nier�wnym bruku. Skoczy�. Bez r�k. 18 Na pomo�cie, patrz�c, jak tamten przechodzi za. od- gradzaj�c� Polak�w barierk�, z przyjemno�ci� od- biera� i amortyzowa� ugi�ciem w kolanach zrywy gnaj�cego tramwaju. Nagle jego wzrok pad� na ja- ki� tytu� w gazecie, kt�r� kto� rozpostart� trzyma� obok. ,,Najwy�szy szczyt Kaukazu..." � wy�uska� z komunikatu alpinistyczny sens wie�ci o hitlerow- skiej fladze nad Elbrusem i spojrza� raz jeszcze na barczystego, zgrabnego esesmana. Idiotyczne wsp�- zawodnictwo w �ciganiu tramwaju podra�ni�o go bole�nie. Przegroda �Nur fur Deutsche" oddziela�a ostrzej ni� przed chwil�. Tramwaj zahamowa� gwa�- townie. Jaki� stoj�cy obok Jerzego robotnik polecia� si�� bezw�adu krok do przodu, tr�caj�c go podeszw� drewniaka. �Jeste�my mierzw�" � przelecia�o przez g�ow� czyje� zdanie. �Oto nasz udzia� w walce z ty- mi, co zdobywaj� najwy�sze szczyty �wiata" � po- kwitowa� wzrokiem ��wia narysowanego kred� na murze ko�cio�a Zbawiciela. Pomy�la�, �e wieczorem znowu przesunie na mapie czarne chor�giewki, kt�rymi znaczy� zasi�g ich armii na Wschodzie. Rozchmurzy� si� dopiero prze- chodz�c przez �wi�tokrzysk�. Otwarte drzwi anty- kwariat�w, ma�e ksi�garenki zaprasza�y go nie- uchwytnym zapachem druku, jak pijaka barowe szyldy. Szed� jednak w kierunku Mazowieckiej jak smakosz, kt�ry zd��aj�c do znanej sobie restaura- cyjki mija oboj�tnie n�c�ce napisy. Tam czeka na niego wybrany tom. By� prawie u celu, gdy zatrzyma�o go czyje� wo�a- nie. Obejrza� si�. W poprzek jezdni szed� ku niemu z drugiej strony ulicy Zygmunt. By� elegancki w�a�- nie na miar� dziwnego lata. D�uga marynarka si�- ga�a do p� uda. Mimo upa�u szed� w d�ugich butach i zielonych wojskowych bryczesach. By�o w tym co� w rodzaju czytelnej aluzji do wojskowego drylu, kt�ry zmusza do noszenia � lato nie lato � niewy- godnego munduru. Szyk konspiracyjny nakazywa�, Zygmunt oczywi�cie s�ucha�. Jerzy, nie wiedzie� czemu, przypomnia� sobie pierwszy pomaturalny kapelusz kolegi. By�o to zimowe staro�wieckie bor- salino, zapewne dar z zasob�w ojca. Cho� koledzy bardzo z niego kpili, Zygmunt u�miecha� si� lekce- wa��co, b�yskiem z�b�w zniewalaj�c spojrzenia 19 przechodz�cych kobiet. Wtedy zachowywa� wi�kszy dystans wobec dyktatu mody ni� w trzecim roku okupacji. Zygmunt mia� zreszt� w�asn� na ten temat teori�. � Bo widzisz � powiedzia� kiedy� � moda to jest te� wyzwanie: czy skoczysz wy�ej, ni� z pozoru mo�na. Zobacz. Kiedy s� materia�y, tylko wej�� i kupi�, moda nic, siedzi cicho, kroi kuso. A jak tyl- ko wojna, fabryki w drobny mak, materia��w nie ma, zaraz marynarka jedzie w d�. Jak u Darwina: dob�r naturalny, bracie. Moda jest taka, �e utrzy- muje na kursie tylko okazy silne... � Co u ciebie? � zapyta� teraz koleg�. � A ty kwitniesz � nie odpowiedzia� na pytanie Jerzy. �i Bida, co? I niezale�no�� umys�u, co? Czy mo�e ju�? � Zygmunt jowialnie i niecierpliwie wypyty- wa� o �ycie i �idee". W ostatniej ich rozmowie przed p� rokiem Jerzy da� si� ponie��: po wykpieniu po- lemisty, �e koncepcja jego polega na cofni�ciu czasu do sierpnia trzydziestego dziewi�tego roku, zadekla- rowa� swoje �anarchistyczne", jak okre�li�- Zygmunt, stanowisko wobec �Londynu", ergo i konspiracji. Owo �ju�" oznacza�o teraz pytanie, czy ostatnie p�- rocze zd��y�o go, wbrew tamtej rozmowie, zaszere- gowa� w podziemiu. Zygmunt nie w�tpi�,, �e �rodko- wy napastnik szkolnej dru�yny futbolowej ma tam jakie� swoje miejsce wyznaczone przez �logik� hi- storii", jak tamten sam si� wyra�a�, wci�� pe�en opor�w i waha�. � Na jakich papierach chodzisz? � dopytywa� si� za chwil�, dowiedziawszy si�, �e �jeszcze nie". �. Mam, mam � Jerzy wzruszeniem ramion da� do poznania, �e nie jest oferm� pozbawion� kontakt�w. � Poka� no arbeitskart� � za��da� Zygmunt nie- ust�pliwie jak �andarm na patrolu. Stali na �rodku chodnika, wymijani przez cz�stych przechodni�w. Rzuciwszy okiem na dokumenty Zygmunt ramie- niem zaprosi� koleg� do bramy. � Da�e� g�rala, co? � zapyta� tym razem serio. �R" zawarcza�o gro�nie w rejonach �h". � Iz tym g�wnem chodzisz po ulicy? Ja bym, bracie, takiemu synowi, co to fabrykuje, da� z miejsca w czap�. Lu- dzi nara�a � parska� pogardliwie, machaj�c poma- ra�czow� tekturk� dowodu. � Um�wisz si� ze mn�, przynios� ci co� lepszego � wzruszy� litosiernie ra- mionami. � A teraz dok�d, co? Nagle filozoficzny sprawunek ksi�garski wyda� si� Jerzemu �mieszny i dziecinny. B�kn�� co� o jakim� koledze, do kt�rego w�a�nie si� wybiera. � Mieszkasz po staremu na tym dolnym Mokoto- wie? � Ledwo Jerzy skin�� g�ow�, ju� Zygmunt trzyma� go za guzik marynarki. � A nie znalaz�by� tam w okolicy jakiego pokoju do wynaj�cia, co? Chodzi o czyj�� rodzin�. Matka z c�rk�. Wdowa. No? � To kto� od was? � zapyta� Jerzy i szybko doda�: � Bo je�eli tak, to co� znajd� u siebie. Tam gdzie mieszkam. � To mo�e by zaraz? � Zygmunt spojrza� pyta- j�co, nie daj�c pozna� po sobie rado�ci. III ka�dy wiedzia�, kiedy si� zaczyna�a godzina policyjna. Ta granica by�a wyra�na. Ale kiedy si� ko�czy�a? Noc oznacza�a nie jak dawniej ciemno�� i sen, lecz przede wszystkim por�, kiedy brali. W�w- � czas, latem, trwa�a d�u�ej: pisk opon hamuj�cego samochodu straszy� jeszcze przy pe�nym �wietle wschodz�cego s�o�ca. Mieszka�cy wylotowych ulic Warszawy, lokatorzy frontowych pokoi Pu�awskiej czy Gr�jeckiej, otrzymywali pierwsi sygna� ko�ca tej jasnej nocy: szum przelatuj�cych maszyn prze- stawa� by� gro�ny z chwil�, gdy na jezdni zakleko- ta�y ko�skie kopyta. To ci�gn�y furmanki badyla- rzy � by� dzie�. Cz�apanie kopyt po asfalcie by�o sygna�em polskiego �ycia i ruchu. Bo inny, zmecha- nizowany, a jednak swojski ruch na jezdni zaczyna� si� p�niej. O tej porze rykszarze spali. Jeszcze przed rokiem Ba�ka najdok�adniej zna�a ow� granic�, do kt�rej trwa�y godziny nocy. Zazwy- 21 czaj broni�a jeszcze snu. S�ysz�c krz�tanin� matki obraca�a si� do �ciany, wgrzebywa�a g�ow� w po- duszki, trwa�a w obronnej nieruchomo�ci: do�wiad- czy�a, �e najcz�ciej zapewnia ona przetrwanie. Mat- ka sama bieg�a przyjmowa� towar od furman�w. Przed rokiem mniej wi�cej obyczaje handlowe zmie- ni�y si� gruntownie. Towar sta� si� abstrakcj� ren- tuj�c� stokro� lepiej ni� przyziemna materialno��. Opustosza�y sklep sta� si� rodzajem kawiarni, miej- scem spotka�, pertraktacji. Otwierano go o dzie- wi�tej, zawsze robi�a to matka. Dzi� jednak Ba�ka zerwa�a si� rano. Gna� j� jaki� niepok�j. Ko�o po�udnia obieca�a zaj�� do Kolumba. �Co wielkiego?" � bagatelizowa�a w my�lach tre- m�. ,,Zwyczajnie si� spotkamy zamiast w kawiarni" � t�umaczy�a si� ob�udnie sama przed sob�, pami�- taj�c dobrze intencj� swe] obietnicy. Zamy�lona po- sz�a w stron� sklepu. Zadzwoni. Powie, �eby przy- szed� do niej. Matka pertraktowa�a z jakim� umorusanym wo�nic�. W�z ,,zarobionego" gdzie� po nocy w�gla sta� przed bram�. � Co� pan oszala�, taka cena! Z czym pan do mnie przychodzi? Dam dwa � uci�a kr�tko. � I zsypie pan nie tutaj � dobija�a targu. � Zaraz skocz� po pieni�dze... . ' t Wesz�a do sklepu. Szybko nakr�ca�a numer tele- fonu. , � Pani Ada? Mam. Uda�o mi si� wybra�. Troch� drogo, ale za to pi�kny orzech i z dostaw� natych- miast. Trzy. Trzy tysi�ce. Tak. Zaraz wysy�am. Spiesznie obliczy�a g�rale, z�apa�a torb�. � Zosta� w sklepie, zaraz wr�c�. Ma przyj�� Koli�- ski � wymieni�a nazwisko kt�rego� ze swoich sta- �ych klient�w. Ba�ka ostro�nie podesz�a do telefonu. �Nie ma co, zadzwoni�. Niech nie b�dzie taki pewny." Przed�u- �aj�cy si� sygna� niespodziewanie j� zaniepokoi�. Mia� czeka� na ni� od rana. Powiedzia�, �e nie b�- dzie nigdzie wychodzi�. Spojrza�a na zegarek: za p� godziny powinna by� u niego. Sygna� brz�cza� prze- ra�liwie. Nikt nie podnosi� s�uchawki. �Co ta baba wyprawia? Chyba ca�e miasto sprze- daje przez telefon � z�o�ci� si� w tym czasie Ko- lumb na jej matk�, stoj�c ze s�uchawk� przy uchu w sklepie z materia�ami pi�miennymi, kt�rego za�o- ga trudni�a si� sprzeda�� wojskowych konserw, przejmowanych z bocznicy na Dworcu Gda�skim. Tego dnia szczeg�lnego ba�aganu narobi� transport kilkudziesi�ciu koc�w, kt�re nale�a�o co rychlej up�ynni�. Kolumba co chwil� spotyka�y nienawistne spojrzenia czekaj�cych na telefon gospodarzy, on za� kr�ci� i kr�ci�. Numer Ba�ki by� wci�� zaj�ty. Wprawdzie Zygmunt twierdzi�, �e Kolumbowa cha- �upa jest po prostu zapiecz�towana i nie ma �adne- go kot�a, ale Kolumb nie m�g� dopu�ci�, by dziew- czyna tam posz�a. Nie mia� czasu jecha� do niej ani czeka� na ulicy, w momencie gdy trzeba zaj�� si� siostr� i matk�, kt�re ocala�y w czasie gestapow- skiego nalotu �na kumoszkach", pi�tro ni�ej. � Jeste�, Basiku! Um�wmy si� w innym miejscu. Nic si� nie sta�o. Opowiem... Jaki mam g�os? Zwy- czajny... Ko�czy� zdanie, gdy Zygmunt stan�� na progu. � Bracie, dosy� flirt�w. Chod�, tw�j stary czeka... � Co?!... � Kolumb od�o�y� s�uchawk�, na kt�r� spad� jak s�p kierownik sklepu. � Tw�j stary siedzi u mnie, czeka... � Ojciec? � pyta� Kolumb �api�c oddech. W mieszkaniu, kt�re do wczoraj zajmowali, wycho- dz�cy na podw�rze balkon przedzielony by� cienk� przegr�dk�. Obok mieszka�a �ona kapitana siedz�- cego od wrze�nia w niewoli. Kiedy� w obecno�ci ojca Kolumb przekomarza� si� z fertyczn� kobietk�, �e w nocy wejdzie do niej przez balkon. � Nie wpuszcz�... � A je�li b�d� musia� wia�, na przyk�ad przed aresztowaniem, chyba pani otworzy? Dziwne by�y w�wczas prawa ludzkiej pami�ci, je�li rzucone mimochodem zdanie syna zagra�o w umy�le pi��dziesi�cioletniego adwokata w chwili, gdy us�y- sza� �omotanie do drzwi. Przesiedzia� u s�siadki przez noc i ranek, potem jeszcze do po�udnia, boj�c si� wyj�� na ulic�. � A ja, cholera, na nowym mieszkaniu przedstawi- �em ju� twoj� matk� jako wdow� i papiery dosta�a autentycznie wdowie... � gdera� Zygmunt nie mo- g�c nad��y� za Kolumbem. Po godzinie, zostawiwszy ojca u Zygmunta, Kolumb pogna� na um�wione miejsce spotkania z Basikiem. Dziewczyna siedzia�a w k�cie pustawej o tej porze cukierni �Marlena". � Dla pana? � zapyta�a nie czekaj�c jaka� harda hrabina podaj�ca w tym lokalu. � Dla mnie? Lokal dwupokojowy, a na razie ka- w�... � za�artowa� Kolumb z rzadk� u niego swo- bod�. Pani, odczytuj�c w owym �lokalu" jak�� mi�� aluzj�, u�miechn�a si� przyzwalaj�co i odesz�a. Ch�opaka rozsadza�a rado��.. � Basiku, na nic spotkanie, zepsuli nam... � zacz��. �mia� si� potrz�saj�c przed rozszerzonymi oczami Ba�ki zegarkiem. � Uratowa�a� mi �ycie... �mia� si�, �e matka zosta�a ju� przedstawiona gospo- darzom nowego mieszkania jako wdowa, a ojciec jest, �yje. Zapyta�a cicho: � S�uchaj, a co w�a�ciwie? Przez kogo? Jak si� �spali�o" mieszkanie? . . Lubi�a u�ywa� zbli�aj�cego j� do nich s�ownika. Kolumb zamilk� nagle i odwr�ci� oczy. �i Nie wiem... Nie wiadomo � poprawi� si�, jakby akcentuj�c, �e nie jego tylko niewiedzy rzecz doty- czy, �e interesuje organizacj�. K�ama�. Ale jak�e mia� jej powiedzie� prawd�? � A co b�dzie z nami? � spyta�a ona nagle. � Z nami? � No, z mieszkaniem � m�wi�a gniewnie ze zmarszczonymi brwiami. �wiadomo�� tego, �e tylko przypadkowi zawdzi�cza, �e go tu widzi, otwar�a w niej wszystkie utajone uczucia. �Jak mog�am dzi� rano my�le�, �e do niego nie p�jd�?" � rozpacza�a w my�lach nad sob�, jakby i tak nie czeka�y tam na ni� zapiecz�towane drzwi. � No � ponagli�a bezwstydnie. Z�apa� jej r�k� na blacie stolika. Normalnie nie lubi�a takich �kawiar- nianych czu�o�ci", jak mawia�a. Dzi� Stach nie pu�- 24 ci� jej r�ki, nawet gdy zjawi�a si� hrabina z kaw� i z ha�a�liw� niedba�o�ci� ulokowa�a szklank� obok ich splecionych d�oni. Kiedy opisywa�, jak ocali� si� ojciec; Ba�ka o�ywi�a si�. Spyta�a o jaki� balkonowy szczeg�. Nagle wyswobodzi�a r�k�, odsun�a z czo�a czarny kosmyk i patrz�c na ch�opca spod zmru�o- nych powiek powiedzia�a wolno: �� No, to dzi� mogliby�my si� spotka�... � Spotkali�my si� przecie�. Wzruszy�a ramionami. � M�wi� o powa�nym spotkaniu � przyj�a jego wzrok. � Mo�emy przecie� p�j�� na noc do mego mieszka- nia. Jest zapiecz�towane, nikt nam nie b�dzie prze- szkadza� � za�artowa� Kolumb, upokorzony w�a�ci- wie. � Aha, przez ten balkon? � spyta�a rzeczowo. � To niemo�liwe... � przerazi� si� Kolumb. � Ona � m�wi� o s�siadce � nie przepu�ci nas przez swo- je mieszkanie... '." . � - Nagle pomy�la�, �e mo�e Ba�ka tylko nieub�aganie egzaminuje jego uczucia. . � Basik, chcesz, �ebym strzeli� w mord� tego ofi- cera? � pokaza� oczami stolik w k�cie sali. � Chcesz? To wyjd�, sta� z drugiej strony w bramie, b�dziesz widzia�a przez szyb�... No? -� powa�nie ofiarowywa� jej ho�d z w�asnej odwagi. � Te� mi adoracja! � wyd�a wargi i obejrzawszy si� na stolik w k�cie, nagle parskn�a �miechem na ca�y lokal, a� szczup�y oficer Wehrmachtu poderwa� g�ow�. Zamilk�a nagle i sama si�gn�a po jego r�k�. Byli oboje zm�czeni jak po fizycznym wybuchu czu- �o�ci. Na szybach kawiarni pojawi�y si� c�tki desz- czu. � Piegowata pogoda. Czemu nie. wzi��e� p�aszcza? � zatroszczy�a si� naraz serio. � Nie mam... Nic nie mam � wzruszy� ramionami z u�miechem. Poza tym mia� wszystko. �y�. W pokoju Zygmunta ojciec Kolumba, kt�ry w nocy nie zmru�y� oka, pochrapywa� na tapczanie. Zyg- munt z�yma� si�, �e jego op�nione przybycie wszystko skomplikowa�o. � 25 � Tam na Mokotowie nie mo�na nic zmieni�. Jesz- cze Jurek � g�upstwo, sw�j, cho� dziwny, ale jego matka... Nie zd��y�em od nich wyj��, ju� opowie- dzia�a s�siadce, �e ma lokator�w: wdow� z c�rk�. I �eby chocia� by�o wiadomo, sk�d ta wsypa i o co w�a�ciwie idzie � spojrza� uwa�nie na koleg�. Ko- lumb odwr�ci� oczy i strzepn�� niecierpliwie pal- cami. � Tak czy tak, musisz zmieni� dzielnic�. P�jdziesz do matki i siostry. To si� da jeszcze wyt�umaczy�, ale m�� si� do zmartwychwstania nie nadaje... � Dzielnic� zmieni�, ale nie b�d� mieszka� razem � mrukn�� Kolumb. ,,Ma chyba cz�owiek prawo do' w�asnej, sensownej �mierci" � buntowa� si� w my- �lach. � Dla starego ju� co� wymy�li�em � mruk- n�� g�o�no � a dla siebie znajd�... Je�li u ciebie niewygodnie, to mog� zanocowa� w moim mieszka- niu. � Co? � zd�bia� Zygmunt. � Tak. I w milszym towarzystwie ni� twoje... Nie wytrzyma� i pochwali� si� swoj� dziewczyn� i jej balkonowym pomys�em. � Musi by� gor�ca � pochwali� Zygmunt i nagle si� zamy�li�. � Kolumb � zacz�� wolno � a gdyby tam tak zaj�� po wasze rzeczy, co?... � W�a�nie o tym my�la�em � sk�ama� Kolumb czuj�c, jak serce uderzy�o w nim mocno. Szykowa�a si� �adna historia. Na drugi dzie� by�a niedziela. P�ywali po Wi�le. Zygmunt z�y by� nawet troch� na Kolumba, bo chcia� powios�owa� z dziewczyn� do Wilanowa, lecz przyjaciel odm�wi� mu swego sk�adaka. By� z Ba- sikiem. Zygmunt nie m�g� si� nawet obrazi�. Przecie� po- przedniej nocy, gdy ewakuowali mieszkanie Kolum- ba, by� �przeciw sk�adakowi". Ju� dwie godziny holowa� na dach rzeczy wynoszo- ne przez przyjaciela, gdy us�ysza� z do�u, z balkonu, przedziwny rozkaz: � A teraz wysyp wszystko z tego wielkiego worka! 26 � Dosy� ju� � protestowa� szeptem Zygmunt. � Wy�a�! �;(; � :. � Dawaj, m�wi�, to w�r od sk�adaka, niedoczeka- nie, �eby szkopy wzi�y m�j kajak. - � : Zygmunt pos�usznie opr�ni� ogromny w�r; przecie� Kolumb nawet w�asny pseudonim wywi�d� ze swych �eglarskich nami�tno�ci. 'r A w niedziel� przycumowa� do brzegu na pi�� mi- nut przed godzin� policyjn�. IV erzemu by�o coraz trudniej. Ostatnie paro- minutowe spotkanie uliczne z Zygmuntem wraca�o w pami�ci owym � niez�o�liwym zapewne � pyta- niem: �czy ju�?" Nie m�g� si� pogodzi� z my�l�, �e Zygmunt m�g� w ostatecznym rachunku by� od niego m�drzejszy. A jednak udzia� tamtego w kon- spirze zdawa� si� gwarantowa� mu wi�cej godno�ci ni� to. Niecierpliwie . zatrzasn�� ok�adk� Nietzschego. Le�a� na trawniku niewielkiego ogr�dka. Poprawi� si� i wspar�szy g�ow� na r�kach patrzy� niewidz�cym wzrokiem na li�cie �ywop�otu oddzielaj�cego go od ulicy. M�czy� si�. Ambicja nie pozwala�a mu re- zygnowa� z filozoficznych uzasadnie� swej postawy, a przed sob� widzia� albo wegetacj� prywatnego nauczyciela Kosiorkowych dzieci, albo ch�opczyka staj�cego w przepraszaj�cej postawie na baczno�� wobec starych sztandar�w. : W 1938 roku mia� wylecie� z gimnazjum za nieod- danie honor�w wojskowych sztandarowi hufca Przy- sposobienia Wojskowego. By� to dzie� jakiego� 3 Maja czy 11 Listopada � zawaha� si� teraz we wspomnieniach, dop�ki nie ol�ni�a jego pami�ci wio- senna bluzeczka wzburzonej jego anarchicznym wy- st�pkiem Irki na randce tego wieczora; a wi�c 3 Maja. Ju� przed defilad� nauczyciel gimnastyki, odziany tego dnia w porucznikowski mundur, mia� z nim scysj� na temat �bakieru", jak si� przej�zyczy� w z�o�ci. Chodzi�o o to, �e Jerzy nosi� czapk� na 2'7 lewe ucho, oo zdaniem wyk�adowcy PW by�o �nie- regulaminowe". � Gdy po defiladzie poczet sztandarowy odprowadza� sztandar, Jerzy nie odda� honor�w woJskowych. � Co tam jest napisane na sztandarze? � pyta� po- rucznik przest�pc� na drugi dzie�. � �Honor i Ojczyzna", panie poruczniku�'brzmia- �a regulaminowa odpowied�. �i A po c� wyhaftowano te napisy? � Z�by by�o �adnie � rzuci� Jerzy ze swobod�, po- �ykaj�c w ostatniej chwili zwrot, jaki nasuwa�a mu niedawna lektura, a kt�ry m�wi� o mydleniu oczu klasie wyzyskiwanej. � Zostawiam ci� w gimnazjum z uwagi na zas�ugi ojca � us�ysza� za dwa dni z ust dyrektora. Ale co tam ojciec mia� do powiedzenia ch�opakowi, kt�rego dum� by�o decydowa� samemu o sobie, a wi�c w�wczas �tylko" o swoich pogl�dach. Dziwny splot dziej�w potwierdzi� zreszt� gesty sztubackiego �nadcz�owiecze�stwa" zrywaj�cego z ojczyzn�. Wrzesie� sprawdzi� bole�nie i, jak si� zdawa�o, osta- tecznie pustk� i s�abo�� sztandarowego frazesu. Osiemnastego wrze�nia ochotnik batalionu zapaso- wego, rozbitego poprzedniego dnia w pierwszym ogniu niemieckiego natarcia, ju� po cywilnemu wi- ta� radzieckie czo�gi. Wystarczy�y dwa dni ogl�da- nia ukrai�skich nacjonalist�w, kt�rzy pod pretek- stem rz�d�w nowej klasy siedli na polskie karki, by m�ody cz�owiek, pogardziwszy wojskiem w nie obr�bionych p�aszczach i ze s�ynnymi karabinami na sznurkach, przeszed� na drug� stron� Bugu jako sceptyk wolny od wszelkich z�udze�. I oto dzi� Zygmunt, kt�ry by� mo�e lepszym od niego ��cznikiem w napadzie szkolnej dru�yny, ale kt�ry rzadko czytywa� cokolwiek poza stron� dzien- nika po�wi�con� wiadomo�ciom sportowym, mia� mie� ze swoj� konspiracj� wi�cej powagi i god- no�ci? Roztargniony, wy��czy� z le��cej przed nim ksi��ki kartk� z naszkicowanym wierszem. Mo�e to by�a jego odpowied� czasom? Przeczyta� niezadowolony, lecz z bij�cym sercem. . W latach przedmaturalnych che�pi� si� tym, �e nie napisa� ani jednej linijki. W tej jego postawie wo- bec uprawianej przez wielu koleg�w �poezji" by� jaki� utajony znak r�wnania do sprawy palenia. Lekcewa��c nikotynow� mod� doro�la� we w�asnych oczach, to samo osi�ga� kpi�c z manii intelektual- nych wieku dojrzewania. On, najlepszy w klasie po- lonista, nie mia� tajemnic w kratkowanym brulionie. A mo�e zreszt� i bardziej zuchwa�a ambicja odbie- ra�a mu prawo startu w tej dziedzinie? Niew�tpliwa wra�liwo�� na poezj� prowadzi�a do paradoksalnego zaniechania. Przeczyta� � gdzie� przed matur� � Czarn� wiosn� S�onimskiego; wzru- szony do �ez, wiedzia� z pewno�ci�,, �e pi�ra nie tknie. Ju� w�wczas by� tym ch�opakiem, kt�ry oto dzi�, le��c nad swoim zmi�tym w tej chwili nie- cierpliwie wierszem, zastanawia si� nad kwesti�, �e w�a�ciwie narodowy socjalizm, ub�stwiwszy �wo- dza", bynajmniej nie sprzyja nietzschea�skiej �woli mocy". C� mo�e osi�gn�� i czego mo�e pragn�� hitlero- wiec? By� nawet ministrem czy zast�pc� Fuhrera? Jakie to uw�aczaj�ce szczerej ambicji, kt�ra musi by� absolutna i bez granic. Pog�aska� szczup�ymi palcami grzbiet ksi��ki niespokojnie i wstydliwie, jakby wyg�adzi� zn�w zmi�t� kartk� r�kopisu. To by�o mocniejsze nawet od jego �wiczonej woli. Kto-, rego� wieczora wybuchn�o �ami�c wszystkie narzu- cone rygory. Mo�e sprawi�a to dotychczasowa jego asceza wobec konspiracji, jak� narzuci� sobie bun- tuj�c si� przeciw nowemu dyktatowi obyczajowej przyzwoito�ci, kt�ry nakazywa� �s�u�b�" � do��, �e pos�ucha� tej nowej pasji z niezwyk�� u niego po- kor�. Ale c� z tego, �e ci�ko dysza� ko�cz�c mazanin�, �e ze �zami patrzy� przez zabite mrozem szyby nie opalonego pokoju � ju� w�wczas, u pocz�tku �pi- sarstwa", czu� jego niewypowiedzian� n�dz�. Nie- raz, siedz�c w kuchni przy karbid�wce, �okciem za- s�ania� nier�wne rz�dki wiersza przed krz�taj�c� si� matk�. �Ekonomia" � t�umaczy� si� zwi�le, za- bieraj�c jej kartk� sprzed oczu. Obecnie by�o lato i uczniowski brulion, w kt�ry wpisywa� wiersze do- piero na drugi dzie�, gdy �wytrzyma�y pr�b� cza- su", ods�ania� ostatni� czyst� kartk�. Czy ma j� zape�ni�? Jeszcze raz wyci�gn�� z tomu Nietzschego pomi�ty arkusik. Przeczyta�. Obejrza� si�. A wi�c do tego ju� dochodzi? Nie dosy� abdykacji z jednej niez�omnej zasady �yciowej, zaraz stowarzysza si� z ni� druga zdrada. W sztubackiej jeszcze dumie, �e on �nie pisze", tkwi�o wiele drwiny z wyra�anych wierszami mi�osnych szkolnych adoracji. Zacz�� pi- sa� wiersze �powa�ne", lecz oto masz! W nowym wierszu siedz� jak byk s�owa godne przylizanego Jaworskiego z drugiej �awki. Czy�by ta dziewczyna naprawd� zrobi�a na nim takie wra�enie? W�osy szare jak popi�, chuda, bo przecie� nie szczup�a � � atakowa� sw� tendencj� do idealizacji. Wiedzia� zreszt�, �e Zygmunt �zrobi�" go swoim protegowa- nym od ca�kiem niespodziewanej strony. Ju� na drugi dzie�, kiedy ona, spotkana w ogrodzie, u�miechn�a si� tak jako� beznadziejnie, odczu� nie- pok�j. Sp�ni� si� do Kosiork�w. Podczas lekcji par� razy przystan�� u okna popatruj�c w kierunku furtki, a� czujne rodze�stwo zwolni�o obroty m�d�k�w pra- cuj�cych nad tajnikami rachunk�w. Ale ju� wieczo- rem Kosiorek przyda� si� Jerzemu. Nie by�o jeszcze sz�stej, gdy dzwonek oderwa� go od lektury. By� to jeszcze czas, gdy Jerzy czyta� �apczywie, jak ma�e dziecko ssie, jak zwierzak je. Do obiadu przybiega� k�usem, gniewa� si�, �e zupa gor�ca, ch�epta� j� gorliwie i po chwili siedzia� ju� w swoim pokoju nad ksi��k�. Tego dnia jednak czytanie pozbawione by�o smaku. Siedzia�, nie wiedzie� czemu, nie przy biurku, ale pod oknem i czyta�o mu si� jako� nie- uwa�nie, pobie�nie. Niespodziewany dzwonek nawet w dzie� by� czym� nieprzyjemnie elektryzuj�cym. Matka �omota�a garnkami w kuchni. Nie s�yszy. Je- rzy poszed� otworzy�. Nieznajomy, przeprosiwszy, �e nie umia� zadzwoni� �do pa�", ruszy� we wska- zane drzwi. �Rzeczywi�cie, nale�a�oby zaznaczy�, jak do kogo dzwoni�" � pomy�la� Jerzy i zaraz sprostowa�, �e z pewno�ci� one nie �ycz� sobie, by ich nazwisko wtyka� �na afisz". Spoza zamykanych przez go�cia drzwi przedar� si� okrzyk rado�ci. Wita�y go ser- decznie, co chwila upominaj�c si� wzajem o zacho- wanie ciszy. ,,Okropnie skr�powane, a� przykro" � pomy�la� Jerzy nie wyobra�aj�c sobie innych moty- w�w powstrzymywania owej rado�ci na widok przy- bysza. A ojciec Kolumba, m�� jednej i ojciec drugiej z �lo- katorek" � nie m�g� si� nauczy� skr�powania. Od momentu gdy przedwczorajszego wieczora -syn od- da� mu ubranie i bielizn� � rzeczy zabrane z zapie- cz�towanego mieszkania � stary po pierwszym szo- ku strachu odczu� jak�� gwa�town� ulg�, jakby mu udowodniono, �e z ca�� groz� okupacji mo�na si� bawi� w chowanego. Z�o�ci� si� na syna, �e ten od- radza mu wizyt� u �ony i c�rki, wy�miewa� si� z jego przestr�g, �e ma pami�ta� o ich �wdowie�- stwie" i �sieroctwie". Pos�ucha� go, oczywi�cie, jak zawsze. Nie przytaszczy� na razie wielu rzeczy, ot, teczk� wypchan� fata�aszkami. Mimo kpin uzna� te� racj� Kolumba, kt�ry twierdzi�, �e nie nale�y kr�ci� si� z pocz�tku zbyt cz�sto na nowym miejscu, i po prostu um�wi� si� z matk� i siostr� na nast�p- ny dzie� w mie�cie. Nawet teraz, �miej�c si�, podniecony i szcz�liwy, cz�sto ogl�da� si� na drzwi. � No, po prostu letnisko, prosz� pa� � zachwyca� si� nowym mieszkaniem, nadrabiaj�c min� na my�l, ze wkr�tce musi si� po�egna�. � A tam u nas, w kamienicy, koledzy Stacha maj� pu�ci� wiado- mo��, �e mnie chcieli aresztowa� jako oficera rezer- wy �i rzuci� w pewnej chwili �onie. � Och, panie, panie! � westchn�a p�artem, nie my�l�c, �e s�owo to utrwali si� w ich s�owniku jako ostatnie z imion, kt�re sobie nadawali w gor�cych latach swej blisko�ci. �Kochany Panie" � mia�a pi- sywa� do� kartki. �Pan" sta� si� mia�o nazwaniem �artobliwie czu�ym, kt�rym pos�ugiwa� si� mia�a, gdy zatr�ca�a o niego w rozmowie z c�rk�. Niebezpieczny czas wr�ci� �wie�o�� uczu� niepew- nych trwania. A on, jak zawsze w powszedniej oku- pacyjnej codzienno�ci, zaj�ty by� dziwnymi spra- wami. � Mia�bym fantastyczny interes, pi��set opon, ale jak tu nawi�za� kontakty na nowym nazwisku? Sk�d wiedzie�, z kim tu mo�na, a z kim nie?... pi��- set opon � martwi� si� g�o�no. Starszy pan przez dwa ostatnie dni mieszka� u Zyg- munta. Niezwykle przypadli sobie obaj do gustu. Wzajemna sympatia zmaterializowa�a si� ju� na drugi dzie� w owych pi�ciuset oponach. W zgodzie z prawami handlu w owym czasie, Zygmunt nie tyle zaoferowa� towar ci�ki i niewdzi�czny do transportu i ukrycia, ile lotn� i nadaj�c� si� znako- micie do spieni�enia wiadomo��. Wiadomo�� ta � cho� dotyczy�a przedmiot�w spo- czywaj�cych spokojnie gdzie� a� w magazynach w pobli�u Fortu Bema � mia�a zrobi� z miejsca tu, na dolnym Mokotowie, zawrotn� karier�. Oto z okazji odprowadzania go�cia do furtki napotkano matk� Jerzego. �Pan Go��biowski" zosta� zaprezen- towany gospodyni lokalu, i tak w rozmowie na ogro- dowej �awce wyp�yn�a raz jeszcze sprawa opon. Nie darmo ojciec Stacha twierdzi�, �e dobre intere- sy obecnie, kiedy towar bez ma�a zdematerializowa� si�, polegaj� na inteligentnym prowadzeniu rozmo- wy. Oto matka zawo�a�a Jerzego. 'Ch�opak wszed� jaki� nieuprzejmy, a� na widok zmieszanego spojrzenia Aliny � tak ju� po imieniu nazywa� j� w my�lach � da�by sobie sam w nachmurzon� g�b�. Na pro�b� matki, by zaszed� do pana Kosiorka z wiadomo�ci� o oponach, nie pytaj�c o szczeg�y wyszed� na ulic�. Kosiorek by� u siebie. � Pi��set � zastanowi� si� na moment ze �ci�gni�- tymi brwiami. � Ile? � zapyta� zaraz. � No, pi��set � zniecierpliwi� si� Jerzy. � Ile ma kosztowa�? � powt�rzy� z pob�a�liwym u�miechem Kosiorek. Jerzy nie wiedzia�. Nie mia� ochoty wygl�da� na nierozgarni�tego g�upka. Wzru- szy� ramionami. � Nie zajmuj� si� po�rednictwem � paln��. � Skoro rzecz jest interesuj�ca, zaraz skontaktuj� pana z kim�, kto spraw� za�atwia... Po p�godzinie �pan Go��biowski" powr�ci�. Od progu wylewnie podzi�kowa� za umo�liwienie mu znajomo�ci z panem Kosiorkiem i przeprosiwszy za 32 natr�ctwo, raz jeszcze zaszed� do pa�. Radosny gwar zza drzwi �wiadczy� o dokonaniu transakcji. �� Przecie� nie mo�emy w drugim dniu pobytu przyjmowa� obcych m�czyzn � wypycha�a m�a po jakim� czasie pani Wanda. Zbli�a�a si� godzina policyjna. V liczka, na kt�rej mieszka� Jerzy, by�a tak odludna, samotnicze wille mia�y wok� siebie tyle powietrza i spokoju, �e umieszczony kred� napis �Nur fur Deutsche", kt�ry obiega� podstaw� jednej z dwu stoj�cych na niej latar�, by� nie tyle �wia- dectwem ryzykanckiego m�stwa autora, ile jego szacunku dla zasad bezpiecze�stwa pracy. Mimo �e napis niedwuznacznie obiecywa� Niemcom wywieszanie na latarniach, �aden z nielicznych do- zorc�w nie czu� si� w obowi�zku ingerowa� poza te- ren swojego podw�rka. Nawet ten od Kosiork�w, ws�awiony zamalowaniem smo�� uczynionego w po- przek chodnika napisu: �Pawiak pom�cimy", w tym wypadku zachowa� pe�n� neutralno��. Dopiero pa�- dziernikowe deszcze j�y powoli nadkrusza� zuch- wa�o�� kredowych znak�w. Obserwowa� to Jerzy dzie� w dzie�, je�d��c na wyk�ady podchor���wki. 'By� upokor