2837
Szczegóły |
Tytuł |
2837 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2837 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2837 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2837 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ORSON SCOTT CARD
Mistrz pie�ni
Dla Bena Bovy,
mistrza pie�ni, kt�ry tak samo
troszczy si� o rozw�j m�odych g�os�w,
jak o w�asn� pie��
PROLOG
Nniv nie wyszed� na spotkanie kosmolotu Mikala. Zamiast tego czeka� w rozleg�ym
Domu Pie�ni, s�uchaj�c melodii kamiennych �cian, szeptu setki m�odych g�os�w z
Izb i Komnat, zimnego rytmu przeci�g�w. Niewielu w galaktyce o�miela�o si� ��da�
od Mikala, �eby fatygowa� si� do nich osobi�cie. Nniv nie by� jednak zuchwalcem.
Po prostu uwa�a�, �e Mistrz Pie�ni nie powinien wychodzi� komu� na spotkanie.
Za murami Domu Pie�ni mieszka�cy planety Tew nie przyj�li wizyty tak spokojnie.
Kiedy statek kosmiczny Mikala wys�a� w d� gigantyczne strumienie energii i
delikatnie, majestatycznie osiad� na l�dowisku, czeka�y na niego tysi�ce ludzi.
Go�� m�g� by� ukochanym przyw�dc�, witanym przez orkiestry i wiwatuj�ce t�umy,
kt�re zape�ni�y l�dowisko, jak tylko dostatecznie ostyg�o. M�g� by� bohaterem
narodowym, kt�remu rzucano kwiaty pod nogi, a dygnitarze k�aniali si�, oddawali
honory i usi�owali sprosta� sytuacji, jakiej nie przewidzia� �aden protok�
dyplomatyczny obowi�zuj�cy na Tew.
Lecz ho�dy i wiwaty nie wynika�y z mi�o�ci. Za powitalny-mi ceremoniami kry�a
si� niewygodna �wiadomo�� faktu, i� Tew z op�nieniem poddawa�a si� Dyscyplinie
Frey. Ambasadorzy Tew na innych �wiatach knuli intrygi i zawierali przymierza,
kt�re tworzy�y ostatni, �a�osny front oporu przeciwko najsilniejszemu,
niezwyci�onemu zdobywcy w historii. �adna z intryg do niczego nie doprowadzi�a.
Upad�o zbyt wiele pot�niejszych alians�w i narod�w, i �aden wewn�trzny �wiat
nie stawia� teraz oporu, kiedy przybywa�y statki Mikala; nie dopuszczano do
jakichkolwiek przejaw�w wrogo�ci.
Co prawda strach nie go�ci� w sercach dygnitarzy, kt�rzy niezr�cznie brn�li
przez zaimprowizowane ceremonie. Czasy okrutnego podboju planet min�y. Teraz,
po zd�awieniu resztek oporu, Mikal udowodni�, �e potrafi rz�dzi� m�drze,
brutalnie i sprawnie, konsoliduj�c imperium, z kt�rego m�g� si�gn�� dalej w g��b
galaktyki, do odleg�ych �wiat�w i konfederacji, gdzie jego imi� by�o zaledwie
pog�osk�. Dop�ki dygnitarze zachowaj� ostro�no��, rz�dy Mikala na Tew b�d�
stosunkowo �agodne, na og� sprawiedliwe i uczciwe do obrzydliwo�ci.
Niekt�rzy zastanawiali si�, dlaczego Mikal w og�le fatygo-wa� si� na Tew.
Wygl�da� na znudzonego, kiedy kroczy� po dywanie z kwiat�w, a jego �wita i
gwardzi�ci utrzymywali t�um w bezpiecznej odleg�o�ci. Nie spojrza� ani w lewo,
ani w prawo, szybko znikn�� we wn�trzu pojazdu, kt�ry zawi�z� go do siedziby
rz�du. Nie sam Mikal, lecz jego asystenci przes�uchiwali, zatrudniali i
zwalniali, informowali i obja�niali nowe prawa i no-wy porz�dek, pospiesznie
zrewidowali system polityczny planety, �eby pasowa� do schematu pokojowego,
sprawnie zarz�dzanego imperium Mikala. W�a�ciwie, po co przyjecha� sam Mikal?
Lecz odpowied� powinna by� oczywista i wkr�tce sta�a si� oczywista dla os�b
najlepiej poinformowanych, kiedy odkryto, �e Mikal znikn�� z budynku, gdzie mia�
zamieszka�. W gruncie rzeczy Mikal nie r�ni� si� od innych turyst�w, kt�rzy
odwiedzali Tew. Planeta by�a raczej prowincjonalna, niewiele znaczy�a w planach
imperialnych. Z wyj�tkiem Domu Pie�ni. Mikal przyjecha� do Domu Pie�ni. A dla
cz�owieka maj�cego w�adz� i bogactwo istnia� tylko jeden pow�d takiej wizyty.
Oczywi�cie chcia� dosta� S�owika.
- Pan nie mo�e dosta� S�owika - powiedzia�a nie�mia�o m�oda kobieta w
poczekalni.
- Nie zamierzam si� wyk��ca� z od�wiernymi.
- Z kim pan chcia�by si� k��ci�? To nic nie da.
- Z Mistrzem Pie�ni, Nnivem.
- Pan nie rozumie - t�umaczy�a m�oda kobieta. - S�owiki dostaj� tylko ci, kt�rzy
naprawd� umiej� je doceni�. Zach�ca-my ludzi, �eby je przyj�li. Nie spe�niamy
zam�wie�.
Mikal zmierzy� j� ch�odnym spojrzeniem.
- Ja nie sk�adam zam�wienia.
- Wi�c co pan tu robi?
Mikal nie powiedzia� nic wi�cej. Po prostu sta� i czeka�. M�oda kobieta
pr�bowa�a z nim dyskutowa�, ale nie odpowiada�. Pr�bowa�a go zignorowa� i zaj��
si� w�asn� prac�, ale on czeka� ponad godzin�, a� nie mog�a d�u�ej wytrzyma�.
Wsta�a i wysz�a bez s�owa.
- Jaki on jest? - zapyta� Nniv cichym, spokojnym g�osem.
- Niecierpliwy - odpar�a.
- A jednak czeka� na ciebie - poprawi� j� Nniv bez odrobiny krytycyzmu w g�osie.
"Ach, on jest dobrym panem", pomy�la�a dziewczyna, ale zachowa�a t� my�l dla
siebie.
- On jest surowy - powiedzia�a. - Jest w�adc� i nigdy nie uwierzy, �e nie mo�e
czego� dosta�, nie mo�e kim� rz�dzi�, nie mo�e wype�ni� jakiego� miejsca swoj�
obecno�ci�.
- Ka�dy cz�owiek, kt�ry podr�uje w kosmosie - odpar� �agodnie Nniv - musi
wiedzie�, �e s� miejsca, kt�rych nie mo�na wype�ni�.
Dziewczyna sk�oni�a si�.
- Co mam mu powiedzie�?
- Powiedz mu, �e go przyjm�.
By�a zaskoczona. By�a zmieszana. Zabrak�o jej s��w, wi�c wy�piewa�a swoje
zmieszanie. Pie�� brzmia�a s�abo i nier�wno, poniewa� dziewczyna nigdy nie mia�a
zosta� mistrzyni� ani nawet nauczycielk�; bez s��w pyta�a Nniva, dlaczego
zgodzi� si� rozmawia� z takim cz�owiekiem, dlaczego ryzykowa�, �e reszta
ludzko�ci pomy�li: Dom Pie�ni traktuje wszystkich jednakowo, ocenia tylko
warto�� cz�owieka, nie jego w�adz� - z wyj�tkiem Mikala.
- Nie dam si� skorumpowa� - za�piewa� �agodnie Nniv.
- Ode�lij go - b�aga�a.
- Przyprowad� go do mnie.
W�wczas prze�ama�a Kontrol� i wybuchn�a p�aczem; o�wiadczy�a, �e nie mo�e tego
zrobi�. Nniv westchn��.
- Wi�c przy�lij mi Esste. Przy�lij mi Esste, a potem zwalniam ci� z obowi�zk�w
a� do wyjazdu Mikala.
Godzin� p�niej Mikal wci�� sta� w poczekalni, kiedy drzwi znowu si� otworzy�y.
Tym razem nie zjawi�a si� od�wierna. Wesz�a inna kobieta, bardziej dojrza�a, z
podkr��onymi oczami, promieniuj�ca si��.
- Mikal? - zapyta�a.
- Czy ty jeste� Mistrzyni� Pie�ni? - zapyta� Mikal.
- Nie, nie ja - odpar�a i przez chwil� Mikal czu� dojmuj�cy wstyd, �e tak
pomy�la�. Ale czego mam si� wstydzi�, powiedzia� sobie i st�umi� to uczucie.
Dom Pie�ni rzuca czary, mawiali pro�ci ludzie z Tew, co wprawi�o Mikala w
zaniepokojenie. Kobieta, nuc�c, wysz�a z pokoju. Nie powiedzia�a nic, lecz
melodia przekaza�a Mikalowi, �e powinien p�j�� za ni�. W�t�a ni� muzyki
poprowadzi�a go przez zimne kamienne komnaty. Tu i �wdzie otwarte drzwi; okna,
przez kt�re wpada� ponury odblask szarego zimowego nieba, i �adnego innego
o�wietlenia. Podczas ca�ej w�dr�wki po Domu Pie�ni nie spotkali innej osoby, nie
us�yszeli innego g�osu.
Wreszcie, pokonawszy liczne schody, dotarli do wysokiej sali. A raczej do
Wysokiej Sali, chocia� nikt o tym nie wspomnia�. W jednym ko�cu pokoju, na
kamiennej �awie, nie os�oni�ty od zimnego wiatru dmuchaj�cego przez otwarte
okno, siedzia� Nniv. By� stary, twarz mia� obwis��, rysy zamazane, co zaskoczy�o
Mikala. Starzec. Przypomina� Mikalowi o �miertelno�ci, kt�r� w�a�nie zaczyna�
sobie u�wiadamia� czterdziestoletni w�adca. Mia� jeszcze przed sob�
sze��dziesi�t lat, lecz nie by� ju� m�ody i wiedzia�, �e czas pracuje przeciwko
niemu.
- Nniv? - zapyta�.
Nniv skin�� g�ow�, a jego g�os wymrucza� niskie "mmmmm". Mikal odwr�ci� si� do
kobiety, kt�ra go przyprowadzi�a. Wci�� nuci�a.
- Zostaw nas samych - rozkaza�.
Kobieta nie ruszy�a si� z miejsca i patrzy�a na niego, jakby nie zrozumia�a.
Mikal poczu� gniew, ale nic nie powiedzia�, poniewa� jej pie�� nagle doradzi�a
mu milczenie, nalega�a na milczenie, wi�c odwr�ci� si� do Nniva.
- Ka� jej przesta� nuci� - powiedzia�. - Nie chc�, �eby mn� manipulowano.
- W takim razie - odpar� Nniv (a jego pie�� zdawa�a si� d�wi�cze� �miechem,
chocia� g�os pozosta� spokojny) - w takim razie nie chcesz �y�.
- Grozisz mi?
- O nie, Mikalu - u�miechn�� si� Nniv. - Ja tylko zauwa�y�em, �e wszystkie �ywe
istoty s� manipulowane. Wola ka�dego cz�owieka podlega nieustannym naciskom i
ograniczeniom. Tylko umar�ym przyznaje si� luksus wolno�ci, poniewa� oni niczego
nie pragn�, wi�c nie mo�na im niczego odebra�.
W�wczas Mikal spojrza� zimno na starca i przem�wi�, silnie akcentuj�c s�owa,
g�osem brzmi�cym chropawo i nieharmonijnie w por�wnaniu z muzyk� s��w Nniva:
- Mog�em przyby� tu z ca�� pot�g�, Mistrzu Pie�ni. Mog�em przywie�� ze sob�
pot�ne armie i bro�, i na�o�y� okup na Dom Pie�ni, �eby przeprowadzi� swoj�
wol�. Gdybym zamierza� ci� zniewoli�, zastraszy� lub zniewa�y� w inny spos�b,
nie przyszed�bym samotnie, nara�ony na ciosy zab�jc�w, �eby prosi� o to, czego
pragn�. Przyszed�em do ciebie z szacunkiem i ��dam, �eby mnie traktowano z
szacunkiem.
Nniv tylko spojrza� na kobiet� i powiedzia�:
- Esste.
Przesta�a nuci�. Jej g�os by� tak przenikliwy, �e kiedy umilk�a, �ciany a�
zad�wi�cza�y od nag�ej ciszy. Nniv czeka�.
- Chc� dosta� S�owika - powiedzia� Mikal. Nniv nie odpowiedzia�.
- Mistrzu Nnivie, podbi�em planet� zwan� Deszcz. Na tej planecie mieszka� bardzo
bogaty cz�owiek, kt�ry mia� S�owika. Zaprosi� mnie, �ebym pos�ucha� �piewu tego
dziecka.
Na to wspomnienie Mikal nie m�g� si� opanowa�. Zaszlocha�.
Jego p�acz zaskoczy� Esste i Nniva. To nie by� Mikal Gro�ny. Niemo�liwe.
Poniewa� S�owiki, chocia� zachwyca�y wszystkich, mog�y w pe�ni dotrze� tylko do
pewnych ludzi, tych, kt�rych ukryte wn�trze wibrowa�o ow� najpot�niejsz�
muzyk�. Wiadomo by�o w ca�ej galaktyce, �e S�owik nigdy nie p�jdzie do kogo�,
kto zabija�, kto folgowa� chciwo�ci lub ��dzy, kto kocha� w�adz�. Tacy ludzie
nie mogli us�ysze� prawdziwej muzyki S�owika. Lecz nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e
Mikal zrozumia� S�owika. I Nniv, i Esste zbyt wyra�nie us�yszeli jego mimowoln�
pie��, �eby si� pomyli�.
- Wyrz�dzi�e� nam krzywd� - oznajmi� Nniv g�osem pe�nym �alu.
Mikal pr�bowa� si� opanowa�.
- Ja wam wyrz�dzi�em krzywd�? Nawet wspomnienie waszego �piewaka odbiera mi
si�y.
- Dodaje ci si�.
- Burzy moje opanowanie, kt�re jest dla mnie warunkiem przetrwania. Jak was
skrzywdzi�em?
- Udowadniaj�c, �e naprawd� zas�ugujesz na S�owika. Z pewno�ci� rozumiesz, co
si� teraz stanie. Wszyscy wiedz�, �e Dom Pie�ni nie poddaje si� w�adzy w kwestii
S�owik�w. A jednak... damy ci S�owika. Jakbym ich s�ysza�: "Nawet Dom Pie�ni
sprzedaje si� Mikalowi". - G�os Nniva idealnie na�ladowa� ochryp��, niechlujn�
wymow� przeci�tnego cz�owieka, chocia� oczywi�cie takie stworzenie nie istnia�o
w galaktyce. Mikal parskn�� �miechem.
- Uwa�asz, �e to zabawne? - spyta�a Esste, a ostrze jej g�osu przeszy�o Mikala
do g��bi, a� zamruga�.
- Nie - odpowiedzia�.
Nniv za�piewa� �agodnie, uspokajaj�c Esste i Mikala:
- Ale wiesz tak�e, Mikalu, �e nie wyznaczamy daty dostawy. Musimy znale�� dla
ciebie odpowiedniego S�owika, a je�li go nie znajdziemy za twojego �ycia, nie
mo�esz si� skar�y�.
Mikal kiwn�� g�ow�.
- Ale pospieszcie si�. Pospieszcie si�, je�li mo�ecie. Esste za�piewa�a g�osem
d�wi�cz�cym pewno�ci�:
- Nigdy si� nie spieszymy. Nigdy si� nie spieszymy. Nigdy si� nie spieszymy.
Pie�� stanowi�a odpraw� dla Mikala. Wyszed� i sam znalaz� drog� do bramy,
kierowany faktem, �e wszystkie drzwi pr�cz w�a�ciwych by�y zamkni�te na klucz.
- Nie rozumiem - zwr�ci� si� Nniv do Esste po wyj�ciu Mikala.
- Ja rozumiem - o�wiadczy�a Esste.
Nniv wyszepta� swoje zdumienie w ostro wznosz�cym si� syku, kt�ry wzbudzi� echa
w�r�d kamiennych �cian i stopi� si� z wiatrem.
- On jest cz�owiekiem pot�nym, o wielkiej sile osobistej - wyja�ni�a. - Ale nie
jest zepsuty. Wierzy, �e potrafi u�y� swojej pot�gi dla czynienia dobra. Pragnie
tego.
- Altruista? - Nniv nie m�g� w to uwierzy�.
- Altruista. A to - ci�gn�a Esste - jest jego pie��. - Potem za�piewa�a,
czasami u�ywaj�c s��w, lecz cz�ciej kszta�tuj�c g�osem sylaby bez znaczenia lub
wy�piewuj�c dziwne samog�oski, lub nawet wykorzystuj�c cisz�, wiatr i kszta�t
w�asnych ust, �eby wyrazi� swoje zrozumienie Mikala.
Wreszcie jej pie�� dobieg�a ko�ca, a Nniv wy�piewa� swoj� reakcj� g�osem
ci�kim, pe�nym emocji. Potem on te� sko�czy� �piewa� i powiedzia�:
- Je�li on naprawd� jest taki, jakiego wy�piewa�a�, to ja go kocham.
- Ja te� - wyzna�a Esste.
- Kto znajdzie dla niego S�owika, je�li nie ty?
- Ja znajd� S�owika dla Mikala. - I nauczysz go?
- I naucz� go.
- Wi�c czeka ci� praca ca�ego �ycia.
A Esste, przyjmuj�c niezwykle trudne zadanie (i zwi�zany z nim niewyobra�alny
zaszczyt), wy�piewa�a swoje pos�usze�stwo oraz po�wi�cenie, po czym zostawi�a
Nniva samego w Wysokiej Sali, �eby s�ucha� pie�ni wiatru i odpowiada� najlepiej,
jak potrafi�.
Przez siedemdziesi�t dziewi�� lat Mikal nie mia� S�owika. W tym czasie podbi�
galaktyk� i narzuci� Dyscyplin� Frey ca�ej ludzko�ci, ustanowi� Pok�j Mikala,
�eby ka�de narodzone dziecko mia�o rozs�dn� szans� na osi�gni�cie dojrza�o�ci, i
wyznaczy� najlepsze rz�dy dla ka�dej planety, ka�dej prowincji, ka�dego okr�gu i
miasta.
I wci�� czeka�. Co dwa lub trzy lata wysy�a� pos�a�ca na Tew i zadawa� Mistrzowi
Pie�ni jedno pytanie: "Kiedy?"
A odpowied� zawsze brzmia�a: "Jeszcze nie".
Esste postarza�a si� przez te lata, przygnieciona ci�arem zadania. Dzi�ki jej
poszukiwaniom odkryto wiele S�owik�w, lecz �aden nie �piewa� w harmonii z w�asn�
pie�ni� Mikala.
Dop�ki nie znalaz�a Ansseta.
ESSTE
Rozdzia� 1
Z rozmaitych powod�w dzieci trafia�y na dzieci�cy rynek Doblay-Me. Oczywi�cie
wiele spo�r�d nich by�o prawdziwymi sierotami, chocia� teraz, kiedy Pok�j Mikala
zako�czy� wojny, spo�eczny status sieroty przyznawano znacznie rzadziej.
Niekt�re dzieci sprzedali zdesperowani rodzice, chc�c zdoby� pieni�dze - lub
musieli pozby� si� dziecka - a nie mieli serca pope�ni� morderstwa. Wi�kszo��
by�a b�kartami ze �wiat�w i narod�w, gdzie religia lub zwyczaj zabrania�y
kontroli urodzin. A inne w�lizn�y si� tylnymi drzwiami.
Do takich nale�a� Ansset, kiedy znalaz� go poszukiwacz z Domu Pie�ni. Zosta�
porwany, ale kidnaperzy wpadli w panik� i wybrali szybki zysk na dzieci�cym
rynku zamiast znacznie bardziej ryzykownej wymiany za okup. Kim byli jego
rodzice? Zapewne bogaczami, bo inaczej kidnaperom nie op�aci�oby si� porwanie.
Nale�eli do bia�ej rasy, poniewa� Ansset mia� bardzo jasn� sk�r� i w�osy. Lecz
miliardy ludzi odpowiada�y temu opisowi, i �adna rz�dowa agencja nie chcia�a
wzi�� na siebie odpowiedzialno�� za zwr�cenie dziecka rodzicom.
Tak wi�c Ansset, kt�rego wieku nie znano, ale kt�ry mia� nie wi�cej ni� trzy
lata, znalaz� si� w grupie tuzina dzieci przywiezionych na Tew przez
poszukiwacza. Wszystkie dzieci dobrze zda�y kilka prostych test�w - rozpoznanie
wysoko�ci d�wi�ku, powt�rzenie melodii i reakcja emocjonalna. Dostatecznie
dobrze, �eby uzna� je za potencjalne talenty muzyczne. A Dom Pie�ni kupi� - nie,
nie kupi�, na rynku dzieci nie kupuje si� ludzi - Dom Pie�ni adoptowa� je
wszystkie. Czy zostan� S�owikami, czy zwyk�ymi �piewakami, mistrzami czy
nauczycielami, nawet je�li nie wyka�� �adnych muzycznych zdolno�ci, Dom Pie�ni
b�dzie je wychowywa�, utrzymywa�, opiekowa� si� nimi przez ca�e �ycie. In loco
parentis, orzek�o prawo. Dom Pie�ni by� matk�, ojcem, niani�, rodze�stwem,
potomstwem oraz - do-p�ki dzieci nie osi�gn�y pewnego poziomu rozwoju - Bogiem.
- Nowi - za�piewa�a setka ma�ych dzieci we Wsp�lnej Sali, kiedy wprowadzono
Ansseta razem z innymi zakupionymi dzie�mi. Ansset nie wyr�nia� si� spo�r�d
innych. Owszem, by� przera�ony - tak jak reszta. Chocia� jego nordycka sk�ra i
w�osy stawia�y go na najdalszej granicy rasowego spektrum, takie cechy
ignorowano i nikt nie wy�miewa� si� z niego bardziej, ni� wy�miewano by si� z
albinosa.
Rutynowo zosta� przedstawiony innym dzieciom; rutynowo wszystkie zapomnia�y jego
imi�, jak tylko je us�ysza�y; ruty-nowo za�piewa�y powitanie w tonacji i melodii
tak chaotycznej, �e bynajmniej nie ukoi�o to strachu Ansseta; rutynowo ch�opca
przydzielono do Rruk, pi�ciolatki, kt�ra zna�a zasady.
- Mo�esz dzisiaj spa� obok mnie - powiedzia�a Rruk, a Ans-set t�po kiwn�� g�ow�.
- Jestem starsza - doda�a. - Ju� nied�ugo, za kilka miesi�cy, dostan� izb�. - To
nic nie znaczy�o dla Ansseta. - W ka�dym razie nie sikaj do ��ka, bo nigdy nie
�pi-my w tych samych ��kach dwie noce pod rz�d.
Trzyletni� dum� Ansseta zrani�y te s�owa.
- Nie sikam do ��ka - o�wiadczy�, ale bez gniewu, bardziej z obaw�.
- Dobrze. Niekt�rzy sikaj� ze strachu.
Zbli�a�a si� pora spoczynku; nowe dzieci zawsze przywo�ono o tej porze. Ansset
nie zadawa� pyta�. Kiedy zobaczy�, �e inne dzieci si� rozbieraj�, on te� si�
rozebra�. Kiedy zobaczy�, �e wyjmuj� nocne koszule spod koc�w, on te� wyj��
nocn� koszul� i na�o�y� j�, chocia� niezr�cznie. Rruk pr�bowa�a mu pom�c, ale
Ansset odtr�ci� jej r�ce. Rruk przez chwil� wydawa�a si� ura�ona, potem
za�piewa�a mu pie�� mi�o�ci.
Nigdy ci� nie skrzywdz�.
Zawsze ci pomog�.
Je�li jeste� g�odny,
Oddam ci jedzenie.
Je�eli si� boisz,
Zostan� przy tobie.
Kocham ci� teraz,
A mi�o�� nie ma ko�ca.
S�owa i koncepcje przekracza�y zdolno�� pojmowania Ans-seta, lecz nie ton g�osu.
U�cisk Rruk m�wi� jeszcze wyra�niej. Ansset opar� si� na jej ramieniu, wci��
milcza�, ale nie p�aka�.
- Toaleta? - zapyta�a Rruk.
Ansset kiwn�� g�ow� i Rruk zaprowadzi�a go do du�ego po-mieszczenia
s�siaduj�cego ze Wsp�ln� Sal�, gdzie woda szybko p�yn�a w korytach. Dopiero tam
odkry�, �e Rruk jest dziewczyn�.
- Nie patrz - powiedzia�a. - Nikt nie patrzy bez pozwolenia.
Ponownie Ansset nie zrozumia� s��w, ale ton g�osu by� wyra�ny. Zrozumia� ton
g�osu instynktownie, jak zawsze; to by� jego najwi�kszy dar: rozpoznawanie
emocji. Lepiej nawet ni� osoba, kt�ra je odczuwa�a.
- Dlaczego m�wisz tylko wtedy, kiedy jeste� w�ciek�y? -spyta�a go Rruk, kiedy
le�eli w s�siednich ��kach (obok setki innych dzieci).
W�wczas Ansset nie wytrzyma�. Potrz�sn�� g�ow�, potem odwr�ci� si�, zakry� twarz
kocem i p�aka�, dop�ki nie zasn��. Nie widzia� dooko�a innych dzieci,
spogl�daj�cych na niego z niesmakiem. Nie s�ysza�, jak Rruk nuci melodi�, kt�ra
znaczy�a: "Zostawcie go, dajcie mu spok�j, pozw�lcie p�aka�".
Poczu� jednak, �e Rruk pog�aska�a go po plecach, i odebra� ten gest jako gest
przyja�ni; dlatego nigdy nie zapomnia� swojej pierwszej nocy w Domu Pie�ni i
dlatego zawsze czu� tylko mi�o�� do Rruk, chocia� wkr�tce znacznie przewy�szy�
talentem jej, raczej ograniczone, zdolno�ci.
- Dlaczego pozwalasz tej Rruk �azi� za tob�, chocia� ona nie jest nawet Bryz�? -
zapyta� raz inny ucze�, kiedy Ansset mia� sze�� lat.
Ansset nie odpowiedzia� s�owami. Odpowiedzia� pie�ni�, kt�ra prze�ama�a Kontrol�
pytaj�cego, a� rozp�aka� si� publicznie, ku swojemu wielkiemu upokorzeniu. Nikt
inny nie pr�bowa� kwestionowa� praw Rruk do Ansseta. W�a�ciwie Ansset nie mia�
prawdziwych przyjaci�, ale jego pie�� dla Rruk by�a zbyt pot�na, �eby rzuca�
mu wyzwanie.
Rozdzia� 2
Ansset zachowa� dwa wspomnienia swoich rodzic�w, chocia� nie wiedzia�, czy owi
ludzie ze snu s� jego rodzicami. Nazwa� ich Bia�a Dama i Olbrzym, kiedy wreszcie
postanowi� nada� im imiona. Nigdy nikomu o nich nie opowiada� i my�la� o nich
tylko wtedy, kiedy przy�nili mu si� w nocy.
Pierwsze wspomnienie ukazywa�o Bia�� Dam� �kaj�c� na �o�u z wielkimi poduszkami.
Wpatrywa�a si� w pustk� i nie widzia�a Ansseta, kt�ry wszed� do pokoju niepewnym
krokiem. Nie wiedzia�, czy nie rozgniewa si� na niego za to, �e przyszed�. Lecz
jej ciche, urywane j�ki przyci�gn�y go do niej, poniewa� nie m�g� si� oprze�
tym odg�osom. Stan�� obok ��ka, gdzie le�a�a opieraj�c g�ow� na ramieniu.
Wyci�gn�� r�k� i pog�aska� jej rami�. Nawet we �nie poczu� sk�r� rozpalon� od
gor�czki. Bia�a Dama spojrza�a na niego oczami pe�nymi �ez. Ansset si�gn�� do
jej oczu, dotkn�� brwi, przesun�� ni�ej ma�e paluszki, zamkn�� jej oczy i
wyg�adzi� powieki tak delikatnie, �e nawet nie drgn�a. Westchn�a tylko, a on
pie�ci� jej ca�� twarz, p�ki jej j�ki nie z�agodnia�y do cichego nucenia.
Od tego momentu sen stawa� si� jaki� dziwaczny i pokr�cony. Zawsze pojawia� si�
Olbrzym, ale to, co robi�, by�o zagadk� hucz�cego g�osu, u�cisk�w, krzyk�w.
Czasami le�a� w ��ku z Bia�� Dam�. Czasami bra� Ansseta na r�ce i razem
prze�ywali dziwne przygody, kt�re ko�czy�y si� przebudzeniem. Czasami Bia�a Dama
ca�owa�a go na po�egnanie. Czasami nie zwraca�a na niego uwagi, odk�d Olbrzym
wszed� do pokoju. Ale sen zawsze zaczyna� si� tak samo, a ta cz��, kt�ra nigdy
si� nie zmienia�a, by�a wspomnieniem.
Drugie wspomnienie dotyczy�o chwili porwania. Ansset znajdowa� si� w bardzo
du�ej sali z wysokim sklepieniem, na kt�rym wymalowano dziwne zwierz�ta i ludzi
o zniekszta�conych kszta�tach. G�o�na muzyka dobiega�a z o�wietlonego miejsca,
gdzie wszyscy si� ruszali. Potem rozleg� si� og�uszaj�cy ha�as, wok� zrobi�o
si� pe�no �wiat�a, rozm�w i ha�asu, a Bia�a Dama i Olbrzym przeszli przez t�um.
W�r�d popychania i poszturchiwania kto� wszed� pomi�dzy Bia�� Dam� i Ansseta,
rozrywaj�c u�cisk ich d�oni. Bia�a Dama odwr�ci�a si� do obcego, lecz w tej
samej chwili Ansset poczu� siln� r�k� chwytaj�c� jego d�o�. Szarpni�ty brutalnie
do ty�u, zderzy� si� z t�umem. Potem r�ka poci�gn�a go w g�r�, wykr�caj�c mu
rami�; przez chwil�, zawieszony nad g�owami ludzi, Ansset po raz ostatni widzia�
Bia�� Dam� i Olbrzyma, jak przepychaj� si� przez t�um, z przera�eniem na
twarzach, z ustami rozwartymi do krzyku. Ale nie pami�ta� ich g�os�w. Uderzy� go
podmuch gor�cego powietrza, drzwi si� zamkn�y i otoczy�a go upalna, parna noc:
wtedy zawsze budzi� si� dr��c, ale nie p�acz�c, poniewa� s�ysza� g�os
powtarzaj�cy: "Cicho, Cicho, Cicho", tonem, kt�ry oznacza� strach, upadek, ogie�
i wstyd.
- Ty nie p�aczesz - powiedzia� nauczyciel g�osem cieplejszym ni� blask s�o�ca.
Ansset potrz�sn�� g�ow�.
- Czasami - powiedzia�.
- Przedtem - o�wiadczy� nauczyciel. - Ale teraz nauczysz si� Kontroli. Kiedy
p�aczesz, marnujesz swoje pie�ni. Spalasz swoje pie�ni. Topisz swoje pie�ni.
- Pie�ni? - powt�rzy� Ansset.
- Jeste� ma�ym kocio�kiem pe�nym pie�ni - wyja�ni� nauczyciel - a kiedy
p�aczesz, kocio�ek p�ka i wszystkie pie�ni brzydko si� wylewaj�. Kontrola
oznacza trzymanie pie�ni w kocio�ku i wypuszczanie ich po jednej.
Ansset zna� kocio�ki. Jedzenie pochodzi�o z kocio�ka. Pomy�la� wtedy o pie�niach
jak o jedzeniu, chocia� wiedzia�, �e by�y muzyk�.
- Czy znasz jakie� pie�ni? - zapyta� nauczyciel. Ansset potrz�sn�� g�ow�.
- �adnych? Ani jednej? Ansset spu�ci� wzrok.
- Pie�ni, Ansset. Nie s�owa. Pie��, kt�ra nie ma s��w, tylko po prostu �piewasz,
o tak: aaa... - nauczyciel zanuci� kr�tk� melodyjk�, kt�ra przem�wi�a do Ansseta
i powiedzia�a: Ufaj. Ufaj. Ufaj.
Ansset u�miechn�� si� i za�piewa� nauczycielowi t� sam� melodi�. Przez chwil�
nauczyciel s�ucha� z u�miechem, potem zdziwi� si�, potem wyci�gn�� r�k� i z
niedowierzaniem dotkn�� w�os�w Ansseta. Gest by� pe�en czu�o�ci. Wi�c Ansset
za�piewa� nauczycielowi mi�osn� pie��. Nie s�owami, bo wtedy jeszcze nie
potrafi� zapami�ta� s��w. Ale za�piewa� melodi�, kt�r� us�ysza� od Rruk, a
nauczyciel zap�aka�. To by�a pierwsza lekcja Ansseta pierwszego dnia w Domu
Pie�ni, a nauczyciel zap�aka�. Dopiero p�niej Ansset zrozumia�, co to znaczy�o:
�e nauczyciel straci� Kontrol� i prze�ywa�by sw�j wstyd tygodniami, gdyby
talentu Ansseta nie oceniono tak wysoko. Wiedzia� tylko, �e kiedy za�piewa�
pie�� mi�o�ci, zosta� zrozumiany.
Rozdzia� 3
- Cull, jeste� ponad tym - powiedzia�a Esste ze smutkiem, wsp�czuciem i nagan�.
- Jeste� dobrym nauczycielem i dlatego powierzyli�my ci nowych.
- Wiem - powiedzia� Cull. - Ale, Esste...
- P�aka�e� przez kilka minut. Minuty up�yn�y, zanim odzyska�e� Kontrol�. Cull,
czy jeste� chory?
- Jestem zdrowy.
- Czy jeste� nieszcz�liwy?
- Nie by�em, dopiero potem, kiedy... potem. Nie p�aka�em z �alu, Matko Esste,
p�aka�em z...
- Z jakiego powodu?
- Z rado�ci.
Esste wymrucza�a irytacj� i brak zrozumienia.
- To dziecko, Esste, to dziecko.
- Ansset, tak? Ten blondyn?
- Tak. Za�piewa�em mu zaufanie, a on mi od�piewa�.
- W takim razie zapowiada si� obiecuj�co, a ty z�ama�e� przy nim Kontrol�.
- Jeste� niecierpliwa. Esste pochyli�a g�ow�.
- Masz racj�.
Jej postawa wyra�a�a zawstydzenie. Jej g�os m�wi�, �e wci�� by�a
zniecierpliwiona i tylko troch� zawstydzona. Nie mog�a ok�ama� nauczyciela.
- Wys�uchaj mnie - poprosi� Cull.
S�ucham, odpowiedzia�o uspokajaj�ce westchnienie Esste.
- Ansset od�piewa� mi zaufanie nuta w nut�, idealnie. Prawie minuta �piewu, i to
nie�atwego. I nie powt�rzy� samej melodii. Powt�rzy� ton. Powt�rzy� niuanse.
Powt�rzy� ka�d� emocj�, kt�r� mu przekaza�em, tylko �e mocniejsz�. Zupe�nie
jakbym za�piewa� w d�ugiej sali i moja pie�� powr�ci�a, g�o�niejsza i
wyra�niejsza.
- Nie przesadzasz? - zapyta�o mruczenie Esste.
- By�em wstrz��ni�ty. A jednak zachwycony. Poniewa� w jednej chwili zrozumia�em,
�e mamy prawdziwie cudowne dziecko. Kogo�, kto mo�e zosta� S�owikiem.
- Ostro�nie, ostro�nie - ostrzeg� syk wydobywaj�cy si� z ust Esste.
- Wiem, �e decyzja nie zale�y ode mnie, ale ty nie s�ysza�a� jego odpowiedzi.
Pierwszy dzie�, pierwsza lekcja... a przecie� to nic nie by�o, zupe�nie nic w
por�wnaniu z tym, co zrobi� p�niej. Esste, on za�piewa� mi pie�� mi�o�ci. Rruk
za�piewa�a mu tylko raz, wczoraj. Ale on powt�rzy� ca�� pie��...
- S�owa?
- On ma dopiero trzy lata. Za�piewa� melodi� i mi�o��, i Esste, Matko Esste,
nikt nigdy nie za�piewa� mi takiej mi�o�ci. Niekontrolowanej, ca�kowicie
otwartej, w pe�ni oddanej, i nie mog�em nad tym zapanowa�. Nie mog�em, Esste, a
sama wiesz, �e nigdy jeszcze nie zawiod�a mnie Kontrola.
Esste s�ysza�a pie�� Culla i wiedzia�a, �e nauczyciel nie k�amie we w�asnej
obronie. Dziecko by�o niezwyk�e. Dziecko by�o pot�ne. Postanowi�a je bli�ej
pozna�.
Po kr�tkim spotkaniu z Anssetem w mesie przy �niadaniu zdecydowa�a, �e sama
zostanie jego nauczycielk�. Co do Culla, konsekwencje utraty Kontroli okaza�y
si� dla niego znacznie l�ejsze ni� zazwyczaj. Ucz�c Ansseta dzie� po dniu, Esste
przekaza�a wiadomo��, �eby Culla stopniowo awansowano, a� po kilku tygodniach
znowu zosta� nauczycielem nowych dzieci. Esste og�osi�a publicznie, �eby nikt
nie krytykowa� Culla: "Przy tym dziecku ka�dy nauczyciel straci�by Kontrol�".
I w jej krokach pojawi�a si� taneczna lekko��, a w jej g�osie zago�ci�o ciep�o,
kt�re powiedzia�y ka�demu nauczycielowi, mistrzowi i nawet Mistrzowi Pie�ni w
Wysokiej Sali, �e Esste �ywi nadziej�, mo�e nawet wiar�, i� dzie�o jej �ycia
wreszcie si� spe�ni. "S�owik Mikala?", pewnego dnia odwa�y� si� zapyta� drugi
Mistrz Pie�ni, chocia� melodia powiedzia�a jej, �e nie musi odpowiada�, je�li
nie chce.
Esste tylko zanuci�a cienko i opar�a g�ow� o kamie�, przy�o�y�a d�o� do
policzka, a� Mistrz Pie�ni parskn�� �miechem. Jednak otrzyma� odpowied�. Esste
mog�a �artowa� i udawa�, �eby ukry� swoje nadzieje, lecz samym udawaniem i
b�aznowaniem wyrazi�a dostatecznie wiele. Esste by�a szcz�liwa. Nawet dzieci
zdumia�y si� t� niezwyk�� przemian�.
Rozdzia� 4
To by�o nies�ychane, �eby Mistrz Pie�ni uczy� nowicjuszy. Oczywi�cie nowi tego
nie wiedzieli, przynajmniej na pocz�tku, dop�ki nie nauczyli si� na tyle
podstaw, �eby awansowa� do klasy Mruk�w. W klasie by�y inne Mruki, niekt�re
nawet pi�cio- lub sze�cioletnie, i podobnie jak wszystkie dzieci, stworzy�y
w�asn� spo�eczno��, posiadaj�c� w�asne prawa, w�asne zwyczaje, w�asne legendy. W
klasie Ansseta ka�dy szybko nauczy� si�, �e mo�na by�o bezpiecznie wyk��ca� si�
z Dzwo�cem, ale nigdy z Bryz�; nie mia�o znaczenia, gdzie sypiasz, ale przy
stole siada�e� z przyjaci�mi; je�li kolega Mruk za�piewa� ci melodi�, musia�e�
naumy�lnie powt�rzy� j� z b��dem, �eby nie pomy�la�, �e si� popisujesz.
Ansset szybko opanowa� wszystkie regu�y, poniewa� by� bystry, i wszyscy w klasie
go polubili, poniewa� by� mi�y i uprzejmy. Nikt pr�cz Esste nie zauwa�y�, �e
Ansset nie szepta� sekret�w w toalecie, nie przy��cza� si� do �adnego tajnego
k�ka, kt�re nieustannie powstawa�y i rozpada�y si�. Zamiast tego Ansset ci�ko
pracowa� nad doskonaleniem w�asnego g�osu. Nuci� niemal bez przerwy. Nadstawia�
ucha, kiedy mistrzowie i nauczyciele rozmawiali bez s��w, porozumiewaj�c si�
tylko za pomoc� melodii. Skupia� uwag� nie na dzieciach, kt�re nie mog�y go
niczego nauczy�, tylko na doros�ych.
Chocia� dzieci nie u�wiadamia�y sobie jego separacji, nie�wiadomie na ni�
przyzwala�y. Ansset budzi� w nich respekt. Prze�ladowania ze strony Dzwo�c�w
(nie, nie przy nauczycielach - przy nauczycielach to by�y Dzwonki), zwykle
polegaj�ce na obsikiwaniu Mruka, �eby musia� znowu bra� prysznic, albo
rozlewaniu jego zupy dzie� po dniu, a� nara�a� si� kucharzom - te prze�ladowania
jako� omija�y Ansseta.
Bardzo szybko trafi� do mitologii Mruk�w. Istnia�y inne legendarne postacie -
Jaffa, kt�ry rozgniewany na nauczyciela, wtargn�� pewnego dnia do Komnaty i
za�piewa� solo, po czym, zamiast zosta� ukarany, awansowa� na Bryz� i nawet nie
musia� by� Dzwo�cem; Moom, kt�ry pozosta� Mrukiem do dziewi�tego roku �ycia, a
potem nagle z�apa� dryg i w ci�gu tygodnia awansowa� poprzez Dzwonki do Bryz,
przeszed� do Izb i Komnat, i zanim uko�czy� dziesi�� lat, opu�ci� Dom jako
�piewak; i Dway, kt�ra mia�a talent i powinna by�a zosta� S�owikiem, ale wci��
si� buntowa�a i ucieka�a z Domu Pie�ni tak cz�sto, �e wreszcie j� wyrzucono,
umieszczaj�c w zwyczajnej szkole, i nigdy ju� nie za�piewa�a ani jednej nuty.
Ansset nie by� tak barwn� osobowo�ci�. Lecz jego imi� podawano sobie z klasy do
klasy i z rocznika do rocznika, tote� kiedy by� Mrukiem zaledwie od miesi�ca,
nawet �piewacy w Izbach i Komnatach wiedzieli o nim, podziwali go i sekretnie
nienawidzili.
On zostanie S�owikiem, g�osi�a rosn�ca legenda. A dzieci w jego wieku nie mia�y
tego za z�e; wprawdzie wszystkie mia�y nadziej� zosta� �piewakami, ale S�owiki
pojawia�y si� jedynie raz na kilka lat, i niekt�re dzieci przechodzi�y ze
Wsp�lnych Sal do Izb i Komnat nawet nie znaj�c �adnego S�owika. Co wi�cej,
obecnie w Domu Pie�ni nie by�o ani jednego S�owika - najnowszy, Wymmyss, odszed�
na nowe miejsce kilka tygodni przed przyjazdem Ansseta, wi�c nikt z jego klasy
nawet nie s�ysza� �piewu S�owika.
Oczywi�cie w�r�d nauczycieli i mistrz�w znajdowa�y si� by�e S�owiki, ale to nie
pomaga�o, poniewa� ich g�osy si� zmieni�y. Jak mo�na zosta� S�owikiem? Mruki
pyta�y Dzwo�c�w, a Dzwo�ce pyta�y Bryz, i nikt nie zna� odpowiedzi, a niewielu
o�miela�o si� marzy�, �e kiedy� osi�gn� tak� pozycj�.
- Jak zosta� S�owikiem? - za�piewa� Ansset do Esste pewnego dnia, a Esste nie
potrafi�a ca�kowicie ukry� zaskoczenia, nie samym pytaniem, chocia� rzadko kt�re
dziecko odwa�y�o si� otwarcie zapyta�, lecz melodi�, kt�ra pyta�a r�wnie�: Czy
ty by�a� S�owikiem, Esste?
- Tak, by�am S�owikiem - odpowiedzia�a, a Ansset, kt�ry jeszcze nie opanowa�
Kontroli, zdradzi� si� przed ni�, �e w�a�nie to chcia� wiedzie�. Ch�opiec uczy�
si� �piewomowy, wi�c Esste musia�a ostrzec innych mistrz�w i nauczycieli, �eby
nie u�ywali przy nim tego j�zyka, je�li nie chc� zosta� zrozumiani.
- Co robi�a�? - zapyta� Ansset.
- �piewa�am.
- �piewacy �piewaj�. Dlaczego S�owiki s� inne? Esste przyjrza�a mu si�
zmru�onymi oczami.
- Dlaczego chcesz zosta� S�owikiem?
- Bo one s� doskona�e.
- Jeste� dopiero Mrukiem, Ansset. Masz przed sob� wiele lat. - Wiedzia�a, �e
marnuje s�owa. Ansset m�g� �piewa�, m�g� s�ucha� melodii, ale wci�� by� ma�ym
dzieckiem, kt�re nie pojmowa�o up�ywu czasu.
- Dlaczego mnie kochasz? - zapyta� j� Ansset, tym razem przy ca�ej klasie.
- Kocham was wszystkich - odpar�a Esste i wszystkie dzieci u�miechn�y si�
s�ysz�c mi�o�� w jej g�osie.
- Wi�c dlaczego �piewasz dla mnie wi�cej ni� dla innych? - upiera� si� Ansset, a
Esste us�ysza�a w jego g�osie ukryt� wiadomo��: Inni nie s� moimi przyjaci�mi,
poniewa� mnie wyr�ni�a�.
- Nie �piewam dla nikogo wi�cej ni� dla innych - odparta i w �piewomowie doda�a:
B�d� bardziej ostro�na. Czy zrozumia�? Przynajmniej wydawa� si� zadowolony z jej
odpowiedzi i nie zadawa� wi�cej pyta�.
Jednak�e Ansset sta� si� legendarn� postaci�, kiedy otrzyma� promocj� z Mruk�w
do Dzwo�c�w wcze�niej ni� reszta jego klasy - za� Esste, zamiast zosta� z klas�,
przenios�a si� razem z Anssetem. Wtedy zrozumia�, �e nie tylko niezwyk�e jest
dla Mistrza Pie�ni wykonywa� prac� nauczyciela, ale �e Esste uczy�a jego, nie
klas�. Jego, Ansseta. Esste uczy�a Ansseta.
Inne dzieci odkry�y to co najmniej r�wnie szybko jak Ansset, kt�ry zauwa�y�, �e
chocia� wszystkie by�y dla niego mi�e, wszystkie go wychwala�y, wszystkie
szuka�y jego towarzystwa, chcia�y z nim rozmawia� i siedzie� obok niego przy
posi�kach -�adne nie za�piewa�o mu pie�ni mi�o�ci. I �adne nie by�o jego
przyjacielem, po prostu ze strachu.
Rozdzia� 5
Lekcja.
Esste zabra�a swoj� klas� Dzwonk�w na wycieczk�. Pojechali �lizgaczem, �eby
wszyscy mogli ogl�da� krajobraz. Dla nich to by�o jak cud: wyrwa� si� z zimnych
kamiennych mur�w Domu Pie�ni. Mruk�w nigdy nie wypuszczano na zewn�trz; Bryzy
nawet cz�sto; a Dzwonki wiedzia�y, �e przeja�d�ki �lizgaczem stanowi� zaledwie
przedsmak przysz�ych podr�y.
Jechali przez g�sty las, w�sk� �cie�k� wyci�t� w�r�d wysokich drzew, �lizgaj�c
si� po le�nej �ci�ce. Ptaki dotrzymywa�y im tempa, a zwierz�ta gapi�y si� na
nich w zdumieniu.
Jednak�e dla dzieci szkolonych w �piewie cud rozpocz�� si�, kiedy wyszli ze
�lizgacza. Esste kaza�a kierowcy, kt�ry mia� dopiero osiemna�cie lat i dlatego
powr�ci� w�a�nie z wyst�p�w poza Domem, zatrzyma� si� obok ma�ego wodospadu.
Zaprowadzi�a dzieci na brzeg strumienia. Nakaza�a im cisz�, a poniewa� Dzwonki
opanowa�y ju� rudymenty Kontroli, potrafi�y zachowa� ca�kowity bezruch i
milczenie. S�ysza�y �piew ptaka, na kt�ry pragn�y odpowiedzie�; bulgotanie wody
na kamieniach i wyst�pach wzd�u� brzegu; szept wiatru w li�ciach i trawie.
Siedzia�y przez pi�tna�cie minut, co niemal wyczerpa�o ich limit Kontroli, a
potem Esste zaprowadzi�a je bli�ej wodospadu. Spacer nie by� d�ugi, ale zrobi�o
si� �lisko i wilgotno, poniewa� mg�a unosi�a si� u st�p wodospadu. Wiele lat
temu obsun�� si� tutaj grunt, dlatego zamiast spada� do basenu, kt�ry wy��obi�a
w skale, kaskada rozbija�a si� na kamieniach rozpryskuj�c we wszystkie strony.
Dzieci siedzia�y tylko kilka metr�w dalej, wi�c woda przemoczy�a im ubrania.
Znowu cisza. Znowu Kontrola. Tym razem jednak us�ysza�y tylko huk wody na
kamieniach. Widzia�y lataj�ce ptaki, widzia�y li�cie poruszane wiatrem, ale nic
do nich nie dociera�o.
Esste zwolni�a je ju� po kilku minutach.
- Co teraz robimy? - zapyta�o jedno z dzieci.
- Co chcecie - odpowiedzia�a Esste.
Wi�c brodzi�y ostro�nie przy brzegu basenu, a kierowca pilnowa� ich
bezpiecze�stwa. Kilkoro zauwa�y�o, �e Esste odesz�a; tylko Ansset poszed� za
ni�.
Prowadzi�a go, chocia� niczym nie okaza�a, �e wie o jego obecno�ci, �cie�k�
biegn�c� po stromym zboczu na szczyt wodospadu. Ansset obserwowa� j� uwa�nie,
�eby sprawdzi�, dok�d idzie. Zacz�a si� wspina�. On wspina� si� za ni�.
Nie�atwo mu to przychodzi�o. R�ce i nogi mia� wci�� po dziecinnemu niezdarne i
szybko si� m�czy�. Zdarza�y si� trudne miejsca, gdzie Esste musia�a tylko zrobi�
krok w g�r�, Ansset natomiast musia� wdrapywa� si� na przeszkody w po�owie tak
wysokie, jak on. Ale nie straci� Esste z oczu, ona za� nie sz�a zbyt szybko. Dla
u�atwienia wspinaczki podkasa�a szat� i Ansset spogl�da� ciekawie na jej nogi.
By�y bia�e i chude, kostki wydawa�y si� niemal zbyt cienkie, �eby j� utrzyma�. A
jednak Esste wspina�a si� ca�kiem zr�cznie. Ansset nigdy przedtem nie pomy�la�,
�e mia�a nogi. Dzieci mia�y nogi, ale mistrzowie i nauczyciele nosili d�ugie
szaty, zamiataj�ce pod�og�. Widok n�g, takich samych jak u dziecka, kaza�
Anssetowi podejrzewa�, �e Esste nie r�ni si� od dziewcz�t pod prysznicem i w
toaletach. Wyobrazi� j� sobie przykucni�t� nad korytem. Wiedzia�, �e taki widok
jest zakazany, jednak�e w my�lach pogwa�ci� dobre maniery i gapi� si�
bezwstydnie.
I znalaz� si� twarz� w twarz z Esste na wierzcho�ku wzg�rza.
Zaskoczony, okaza� wyra�ne zmieszanie. Esste wymrucza�a tylko kilka
uspokajaj�cych d�wi�k�w. Czeka�am na ciebie, m�wi�a jej piosenka. Potem
odwr�ci�a g�ow�, a Ansset pod��y� wzrokiem za jej spojrzeniem. Za nimi falowa�y
zalesione wzg�rza, lecz przed nimi rozci�ga�o si� jezioro, omywaj�ce kraw�dzie
wielkiej niecki. Drzewa otacza�y je zewsz�d, z wyj�tkiem kilku polanek. Jezioro
nie by�o bardzo du�e, ale dla Ansseta stanowi�o ca�� wod� �wiata. Zaledwie
kilkaset metr�w dalej woda przelewa�a si� przez kraw�d� ska�y, tworz�c wodospad.
Lecz tutaj nic nie zdradza�o blisko�ci hucz�cej kaskady. Tutaj jezioro by�o
spokojne, a wodne ptaki p�ywa�y, nurkowa�y, pluska�y si� beztrosko i
pokrzykiwa�y od czasu do czasu.
Esste zanuci�a pytaj�c� melodi�, a Ansset odpowiedzia�:
- Jest wielkie. Wielkie jak niebo.
- Nie tylko to powiniene� zobaczy�, Ansset, m�j synu - powiedzia�a Esste. -
Powiniene� zobaczy� g�ry wok� jeziora, kt�re je powstrzymuj�.
- Jak si� robi jezioro?
- Rzeka wpada do doliny, wlewa si� woda. Woda nie ma jak wyp�yn��, wi�c nape�nia
dolin�. Dop�ki nie przeleje si�
przez kraw�d�. Woda nie mo�e si�gn�� wy�ej ni� najni�szy punkt. Ansset, to jest
Kontrola.
To jest Kontrola. Dzieci�cy umys� Ansseta boryka� si� z metafor�.
- Dlaczego to jest Kontrola, Ansset?
- Bo jest g��bokie - odpowiedzia� Ansset.
- Zgadujesz, nie my�lisz.
- Bo - spr�bowa� ponownie Ansset - wszystko trzyma si� wsz�dzie z wyj�tkiem
jednego miejsca, wi�c wyp�ywa tylko po trochu.
- Bli�ej - przyzna�a Esste. Co znaczy�o, �e nie mia� racji. Ansset spojrza� na
jezioro, szukaj�c natchnienia. Ale widzia� tylko jezioro.
- Przesta� patrze� na jezioro, Ansset, je�li jezioro nie m�wi ci niczego.
Wi�c Ansset spojrza� na drzewa, na ptaki, na wzg�rza. Rozejrza� si� dooko�a. I
wiedzia�, co Esste chce mu przekaza�.
- Woda przelewa si� w najni�szym miejscu.
- I co? - Jeszcze za ma�o?
- Gdyby najni�sze miejsce by�o wy�ej, jezioro by�oby g��bsze.
- A gdyby najni�sze miejsce by�o ni�ej?
- Wtedy nie by�oby jeziora.
W�wczas Esste przerwa�a rozmow�. A raczej zmieni�a j�zyk i za�piewa�a, zanuci�a
triumfaln� melodi�. Piosenka by�a cicha i st�umiona, ale m�wi�a bez s��w o
rado�ci; o znalezieniu po �mudnych poszukiwaniach, o z�o�eniu ci�aru d�wiganego
zbyt d�ugo; o zaspokojeniu g�odu, kiedy ju� my�la�a, �e nigdy nie zdob�dzie
jedzenia. Pragn�am ciebie, a teraz jeste� ze mn�, m�wi�a piosenka.
Ansset zrozumia� ka�d� nut� piosenki i wszystko, co kry�o si� za nutami, i on
tak�e za�piewa�. Dzwonk�w nie uczono harmonii, lecz Ansset za�piewa� harmoni�.
By�a to zaledwie kontr-melodia, pe�na b��d�w i zgrzyt�w, dysonans wobec pie�ni
Esste, a jednak odbija�a i wzmacnia�a jej rado��; i chocia� wy�piewane przez
Ansseta echo najg��bszych uczu� mog�o obezw�adni� zwyk�ego nauczyciela ze
s�absz� Kontrol�, Esste jednak mia�a dostatecznie siln� Kontrol�, �eby ujarzmi�
ekstaz� w pie�ni. Pie�� sta�a si� tak pot�na, Ansset za� tak na ni� wra�liwy,
�e podda� si�, zap�aka� i przywar� do kobiety, wci�� pr�buj�c �piewa� przez �zy.
Ukl�k�a przy nim, obj�a go i szepta�a, a� zasn��. M�wi�a do niego we �nie, a
wypowiadane s�owa daleko przekracza�y jego mo�liwo�ci zrozumienia, lecz w ten
spos�b przeciera�a �cie�ki w umy�le dziecka. Budowa�a sekretne miejsca w jego
umy�le, a w jednym z nich za�piewa�a mu pie�� mi�o�ci, za�piewa�a j� tak, �eby w
chwili wielkiej potrzeby pie�� powr�ci�a, �eby przypomnia� j� sobie i poczu�
spe�nienie.
Kiedy si� zbudzi�, wcale nie pami�ta� o utracie Kontroli; nie pami�ta� te� s��w
Esste. Ale wyci�gn�� do niej r�k�, a ona sprowadzi�a go ze wzg�rza. Czu�, �e ma
prawo trzyma� j� za r�k�, chocia� taka poufa�o�� pomi�dzy dzie�mi a
nauczycielami by�a zabroniona - cz�ciowo dlatego, �e jego cia�o zachowa�o
niejasne wspomnienie trzymania za r�k� kobiety, kt�rej ca�kowicie ufa�, a
cz�ciowo dlatego, i� wiedzia�, �e Esste nie ma nic przeciwko temu.
Rozdzia� 6
Kya-Kya by�a G�ucha. W wieku o�miu lat ci�gle pozostawa�a na poziomie Mruk�w.
Kontrol� mia�a s�ab�. Skal� g�osu ograniczon�. Nie chodzi�o o brak wrodzonych
zdolno�ci - poszukiwacz, kt�ry j� znalaz�, nie pope�ni� b��du. Po prostu nie
potrafi�a dostatecznie skupi� uwagi. Nie zale�a�o jej.
Tak m�wiono. Ale jej bardzo zale�a�o. Przejmowa�a si�, kiedy dzieci w jej wieku
i m�odsze o rok, a nawet o dwa lata pozostawia�y j� w tyle. Wszyscy traktowali
j� �yczliwie i niewielu rozpacza�o, poniewa� by�o powszechnie wiadome, �e
niekt�rzy �piewaj� p�niej od innych. Jeszcze bardziej jej zale�a�o, kiedy
powiedziano jej grzecznie, �e nie ma sensu tego ci�gn��. By�a G�ucha nie
dlatego, �e nie mog�a s�ysze�, tylko dlatego, jak powiedzia� jej nauczyciel, �e
"s�ysz�c, nie s�ysza�a". I tyle. Inny nauczyciel, inne dzieci, inne obowi�zki.
G�uchych by�o niewielu, ale dostatecznie du�o, �eby utworzy� klas�. Uczyli si�
od najlepszych nauczycieli, jakich dostarcza�a Tew. Ale nie uczyli si� muzyki.
Dom Pie�ni dba o wszystkie swoje dzieci, my�la�a cz�sto, czasami z gorycz�,
czasami z wdzi�czno�ci�. Dbaj� o mnie. Ucz� mnie pracy, wyznaczaj�c mi obowi�zki
w Domu Pie�ni. Ucz� mnie matematyki i historii, i j�zyk�w, i jestem w tym
piekielnie dobra. Na zewn�trz doceniono by moje zdolno�ci. Ale tutaj jestem
G�ucha. Im szybciej odejd�, tym lepiej.
Mia�a odej�� ju� wkr�tce. Sko�czy�a czterna�cie lat. Zosta�o jej tylko par�
miesi�cy. W wieku pi�tnastu lat wyjedzie. Otrzyma przyzwoite stypendium. Drzwi
wielu uniwersytet�w stan� przed ni� otworem. Pieni�dze b�dzie dostawa�a do
dwudziestego drugiego roku �ycia. D�u�ej, gdyby potrzebowa�a. Dom Pie�ni dba� o
swoje dzieci.
Lecz pozosta�o jeszcze kilka miesi�cy, a jej obowi�zki by�y dostatecznie
interesuj�ce. Pracowa�a w ochronie, sprawdza�a zabezpieczenia i alarmy, dzi�ki
kt�rym Dom Pie�ni utrzymywa� izolacj� od reszty planety. Dawniej takie
urz�dzenia nie zawsze by�y potrzebne. By�y nawet czasy, kiedy Mistrz Pie�ni z
Wysokiej Sali rz�dzi� ca�� planet�. Ale nie min�o jeszcze sto lat, odk�d
rabusie pr�bowali spl�drowa� Dom Pie�ni w niem�drej zmowie z piratem, kt�ry
zapragn�� s�ynnych bogactw Domu. Potem za�o�ono zabezpieczenia, a ich kontrola
zajmowa�a ca�y rok. Kya-Kya samotnie patrolowa�a obw�d strefy, wyprawa d�u�sza
ni� podr� dooko�a �wiata; na skuterze przemierza�a lasy, pustynie i wybrze�a
teren�w nale��cych do Domu Pie�ni.
Dzisiaj sprawdza�a urz�dzenia monitoruj�ce w samym Domu Pie�ni. W pewien spos�b
czu�a si� wywy�szona wiedz�c to, czego nie wiedzia�o �adne dziecko i tylko
niewielu spo�r�d mistrz�w i nauczycieli - �e kamie� nie jest pe�ny, tylko
naszpikowany drutami i przewodami, �e prymitywny z pozoru, obskurny kamienny
zabytek w rzeczywisto�ci nale�y do najnowocze�niejszych budowli na Tew. Dost�p
do schemat�w okablowania odkrywa� przed dziewczyn� informacje, kt�re zdumia�yby
ka�dego z gorzej poinformowanych �piewak�w. Lecz kiedy wpada�a w dum� z powodu
swojej ukrytej wiedzy, natychmiast musia�a sobie przypomina�, �e udost�pniono
jej t� wiedz� w tak m�odym wieku tylko dlatego, i� zosta�a usuni�ta poza obr�b
dyscypliny i studi�w Domu Pie�ni. By�a G�ucha - zna�a tajemnice, poniewa� nigdy
ich nie wy�piewa, wi�c to nie mia�o znaczenia.
Takie my�li kr��y�y jej w g�owie, kiedy wesz�a do Wysokiej Sali. Zapuka�a
obcesowo, poniewa� by�a zdenerwowana. Brak odpowiedzi. Dobrze, stary mistrz Nniv
wyszed�. Pchn�a drzwi. W Wysokiej Sali panowa�o przenikliwe zimno, wszystkie
okiennice otwarte na o�cie�. To szale�stwo, �eby zostawia� pok�j w takim stanie
- kto m�g� tutaj pracowa�? Zamiast podej�� do paneli, gdzie znajdowa�y si�
ukryte monitory, Kya-Kya podesz�a do najbli�szego okna, wychyli�a si�, �eby
chwyci� okiennice -i u�wiadomi�a sobie, �e patrzy w d�, chyba przez wieczno��,
na dachy ni�szych budynk�w. Nie zdawa�a sobie sprawy, jak wysoko dotar�a.
Oczywi�cie od wschodniej strony Dom Pie�ni by� wy�szy, wi�c schody do Wysokiej
Sali nie by�y tak strasznie d�ugie. Ale teraz spogl�da�a z wysoka, a wysoko�� j�
fascynowa�a. Upadek - jakie to uczucie? Czy przypomina latanie, z
przyspieszeniem r�wnie gwa�townym jak skuter zje�d�aj�cy ze wzg�rza?. Czy raczej
wzbudza strach?
Znieruchomia�a z jedn� nog� za parapetem, z ramionami wpartymi we framug�. Co ja
robi�? Wstrz�s omal nie wystarczy�, �eby j� wypchn�� na zewn�trz. Opami�ta�a
si�, chwyci�a framug�, zmusi�a si�, �eby powoli wci�gn�� nog� na parapet,
cofn�a si� od okna i wreszcie ukl�k�a, opieraj�c g�ow� o kamienny wyst�p pod
oknem. Dlaczego to zrobi�am? Co ja zamierza�am?
Odej�� z Domu Pie�ni.
Zadr�a�a na t� my�l. Nie w ten spos�b. Nie odejd� tak z Domu Pie�ni. Odej�cie
st�d nie b�dzie kresem mojego �ycia.
Nie uwierzy�a w to. A nie wierz�c, mocno uchwyci�a kamie� i nie chcia�a pu�ci�.
W pokoju by�o zimno. Dziewczyna zdr�twia�a; �wist wiatru, wpadaj�cego przez okna
i hulaj�cego po wszystkich zakamarkach, przyprawi� j� o dreszcz strachu. Jakby
kto� j� obserwowa�.
Obejrza�a si�. Nikogo tam nie by�o. Tylko sterty ubra�, ksi��ki, kamienne �awy,
i stopa wystaj�ca spod jednego stosu szmat, stopa, kt�ra by�a sina; Kya-Kya
podesz�a bli�ej, i odkry�a pod szmatami nieszcz�sne, straszliwie wychudzone
cia�o Nniva, sztywne, zamarzni�te od zimowego wiatru. Oczy mia� otwarte i
wpatrywa� si� w kamie� przed swoj� twarz�. Kya-Kya pisn�a, ale potem wyci�gn�a
r�k� i po�o�y�a na jego biodrze, jakby chcia�a go obudzi�. Przetoczy� si� na
plecy, rami� stercza�o w powietrzu, nogi zaledwie si� poruszy�y i Kya-Kya
wiedzia�a, �e on nie �yje, �e by� martwy przez ca�y czas, odk�d wesz�a do
pokoju.
Mistrz Pie�ni w Wysokiej Sali rzadko umiera�. Nie zna�a �adnego innego. To Nniv
ostatecznie zadecydowa� o jej losie. Uzna� j� za G�uch� i postanowi�, �e ona
opu�ci Dom Pie�ni bez pie�ni. Nienawidzi�a go g��boko w sercu, chocia�
rozmawia�a z nim tylko par� razy, odk�d sko�czy�a osiem lat. Teraz jednak czu�a
tylko wstr�t do trupa, i wi�cej, odraz� do przyczyny jego �mierci. Czy tutaj
zawsze panowa�o takie koszmarne zimno? Jakim cudem on �y� tak d�ugo? Czy to
nale�a�o do dyscypliny, �eby zarz�dca Domu Pie�ni mieszka� w takich n�dznych
warunkach?
Je�li ten wyniszczony, zamarzni�ty trup stanowi� szczyt mo�liwo�ci Domu Pie�ni,
niezbyt jej zaimponowa�. Nniv wygl�da� upiornie. Wargi mia� rozchylone, siny
j�zyk wywalony a� na brod�. Ten j�zyk, pomy�la�a, by� niegdy� cz�ci� pie�ni.
Znanej jako najdoskonalsza pie�� w galaktyce, mo�e w ca�ym wszech�wiecie. Lecz
czym�e by�a ta pie��, je�li nie gard�em, ustami, p�ucami i j�zykiem, teraz
zamarzni�tymi na l�d; je�li nie m�zgiem, teraz obumar�ym?
Nie mog�a �piewa� z powodu p�uc, gard�a, ust i j�zyka, i poniewa� w duszy nie
by�a tak prostolinijna, �eby sta� si� tym, czego wymaga� Dom Pie�ni. Ale c� to
znaczy�o?
Nie czu�a triumfu z powodu �mierci Nniva. By�a dostatecznie doros�a, by
wiedzie�, �e sama te� umrze, a je�li mia�a przed sob� jeszcze stulecie, to
oznacza�o tylko czas, w kt�rym mog�a sta� si� r�wnie niedbale okrutna jak Nniv.
Kya-Kya nie uwa�a�a si� za wyj�tkowo szlachetn� osob�. Jedynie za wyj�tkowo
warto�ciow� osob�, na czym nie pozna� si� nikt opr�cz niej. I u�wiadomi�a sobie,
�e chocia� Nniv nie potrafi� doceni� jej warto�ci (a mo�e w�a�nie potrafi�?),
wcale si� przez to nie zmieni�a.
Zostawi�a go, zesz�a po schodach i znalaz�a dy�urnego �lepca, staruszka imieniem
Hrrai, kt�ry rzadko wychodzi� z biura.
- Nniv nie �yje - poinformowa�a go, zastanawiaj�c si�, czy w jej g�osie s�ycha�
szcz�cie (ale wiedz�c, �e Hrrai nie odczyta jej zbyt dok�adnie, poniewa� jest
�lepcem). Nikt nie powinien us�ysze�, �e jestem szcz�liwa, pomy�la�a. Nie
ciesz� si� z jego �mierci. Ciesz� si� ze swojego �ycia.
- Nie �yje? - Niewzruszony Hrrai okaza� tylko lekkie zdziwienie. - No wi�c
musisz zawiadomi� jego nast�pc�.
Hrrai pochyli� si� nad sto�em i zacz�� wodzi� pi�rem tam i z powrotem po
papierze.
- Ale, Hrrai... - odezwa�a si� Kya-Kya.
- Ale co?
- Kto jest nast�pc� Nniva?
- Nast�pny Mistrz Pie�ni z Wysokiej Sali - odpar�. - To oczywiste.
- Oczywiste, akurat! Sk�d mam wiedzie�, kto to jest? Jak mam odgadn��, je�li mi
nie powiesz?
Hrrai podni�s� wzrok, teraz bardziej zdziwiony ni� na wiadomo�� o �mierci Nniva.
- Nie wiesz, jak si� to za�atwia?
- Sk�d mam wiedzie�? Jestem G�ucha. Nigdy nie wysz�am poza Mruki.
- No, no, niepotrzebnie si� z�o�cisz. Wiesz, to nie jest �adna tajemnica.
Ktokolwiek znajdzie cia�o, b�dzie wiedzia�, to wszystko. Ktokolwiek odkryje, �e
Mistrz Pie�ni z Wysokiej Sali nie �yje, b�dzie wiedzia�.
- Sk�d mam wiedzie�?
- Sama zrozumiesz. Po prostu id� i powiedz jej albo jemu, �e ma si� zaj��
przygotowaniami do pogrzebu. Ca�kiem proste. Ale musisz dzia�a� szybko. Dom
Pie�ni nie powinien zbyt d�ugo pozostawa� bez Mistrza Pie�ni w Wysokiej Sali.
Wr�ci� do pracy ze stanowczo�ci�, daj�c do zrozumienia dziewczynie, �e powinna
odej��, powinna za�atwi� swoje sprawy, a jemu nie zawraca� g�owy. Wysz�a. I
pow�drowa�a korytarzami. Mia�a porzuci� Dom Pie�ni za kilka miesi�cy, najmniej
wa�na mieszkanka tego domu, i oto nagle kazano jej wybra� przyw�dc�. Co za
zwariowany system, pomy�la�a. Co za parszywe szcz�cie, �e akurat na mnie
trafi�o, niech to szlag!
Ale to nie by� zwyk�y przypadek, gdy� w�druj�c kamiennymi korytarzami, w kt�rych
panowa� lodowaty zi�b, u�wiadomi�a sobie, �e nikt nie wchodzi� do Wysokiej Sali
bez wezwania... opr�cz ludzi z obs�ugi, a wszyscy ludzie z obs�ugi byli G�usi
albo �lepi, nie dostali si� do najwy�szych �piewaczych sfer. Nie potrafili
�piewa�, nie potrafili uczy� - dlatego to jeden z nich mia� potkn�� si� o cia�o
i jako osoba bezstronna, nie nale��ca do grupy wybra�c�w, wskaza� najlepszego
kandydata na Mistrza Pie�ni w Wysokiej Sali.
Kogo?
Wesz�a do Wsp�lnej Sali i zobaczy�a nauczycieli spaceruj�cych w�r�d uczni�w, i
wiedzia�a, �e nie mo�e nagle wynie�� n