2795

Szczegóły
Tytuł 2795
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2795 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2795 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2795 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Terry Pratchett Neil Gaiman Dobry Omen Tytu� orygina�u: Good omens prze�o�yli Juliusz Wilczur Garztecki Jacek Ga��zka Opowiadanie o pewnych zdarzeniach z ostatnich jedenastu lat historii ludzko�ci oparte na solidnej podstawie, co niebawem zostanie wykazane. Przistoynych i akuratnych profecyi Agnes Nutter zebranych, zredagowanych i opatrzonych wielce pouczaj�cymi przypisami, tudzie� naukami dla m�drych tego �wiata przez Neila Gaimana i Terry'ego Pratchetta. DRAMATIS PERSONAE ISTOTY NIEZIEMSKIE B�g (B�g) Metatron (g�os Boga) Azirafal (anio� i antykwariusz na p� etatu) Szatan (anio� upad�y, Wielki Adwersarz) Belzebub (anio� r�wnie upad�y, ksi���, nast�pca tronu Piekie�) Hastur (upad�y anio�, ksi��� Piekie�) Ligur (tak�e upad�y anio� i ksi��� Piekie�) Crowley (anio�, kt�ry mo�e nie upad�, lecz zsun�� si� odrobin� za nisko) JE�D�CY APOKALIPSY �MIER� (�mier�) Wojna (Wojna) G��d (G��d) Powietrze (Powietrze, przewa�nie morowe) LUDZIE Nie-Cudzo�� Pulsifer (tropiciel wied�m) AgnesNutter (prorokini) Newton Pulsifer (referent dzia�u p�ac i szeregowy tropiciel wied�m) Anathema Device (okultystka praktykuj�ca i profesjonalna spadkobierczyni) Shadwell (sier�ant, tropiciel wied�m) Madame Tracy (Podmalowana Jezebel [przyjmuje rano oraz w czwartki po telefonicznym uzgodnieniu] i medium) Siostra Mary Z�otousta (czarna zakonnica wed�ug regu�y �w. Berylii) Mr Young (ojciec) Mr Tyler (prezes Stowarzyszenia Rezydent�w) Pos�aniec ONI Adam (Antychryst) Pepper (dziewczynka) Wensleydale (ch�opiec) Brian (ch�opiec) Ch�r Tybeta�czyk�w, Obcych, Amerykan�w, Atlant�w oraz innych rzadkich a dziwacznych stwor�w dni ostatnich a tak�e Pies (diaboliczne psisko i postrach okolicznych kot�w) NA POCZ�TKU1 ... Dzie� by� pi�kny. Jak wszystkie do tej pory. Up�yn�o ich a� siedem, a przy tym nikt jeszcze nie wymy�li� deszczu. Niestety na wsch�d od Edenu ju� zbiera�y si� chmury zwiastuj�ce nadej�cie pierwszej prawdziwej burzy z piorunami. Anio� - Stra�nik Bramy Wschodniej rozpi�� skrzyd�a nad g�ow�, chroni�c w�osy przed przybieraj�cym na sile deszczem. - Przepraszam, ale nie dos�ysza�em. Czy zechcia�by� powt�rzy�? - zaproponowa� w�owi. - M�wi�em, �e i ten ostatni te� na nic. Klops. Klapa. - Ach tak... - mrukn�� anio� imieniem Azirafal. - Moim skromnym zdaniem, troch� przedobrzyli�cie - ci�gn�� w��. - Wiesz, chodzi o ten pierwszy raz, no, pierwsza przepustka... etc. Swoj� drog� zupe�nie nie rozumiem, co te� mo�e by� z�ego w tym, �e kto� chce pozna� r�nic� mi�dzy dobrem i z�em. - Musi co� by�... Na pewno co� jest... - odpar� Azirafal tonem niedwuznacznie wskazuj�cym, i� on sam nie ma bladego poj�cia, co mo�e by� z�ego w ch�ci poznania, ba, �e sprawa ta wyra�nie go niepokoi. - W przeciwnym razie ty wcale nie by�by� w to zamieszany. - Powiedzieli mi tylko: Zr�b troch� bigosu, tam... wiesz... - wyzna� w��, znany te� pod nazwiskiem Crowley, kt�re, notabene, planowa� zmieni� w niedalekiej przysz�o�ci. Crowley zupe�nie do niego nie pasowa�o. - Tak, z tym, �e ty jeste� diab�em. Sam nie wiem, czy ty w og�le potrafisz zrobi� co� dobrego. Masz a priori pod�� natur�. I to nie jest �adna osobista insynuacja. - Musz� jednak przyzna�, �e czasem przesadzacie z pantomim� w jase�kach - odpar� Crowley. - Po co wskazywa� paluchem na Drzewo z tabliczk� "Nie dotyka� eksponat�w". To troch� niedelikatne, prawda? A nie pro�ciej przeflancowa� DRZEWO na jak��, bo ja wiem, niedost�pn� wysp� albo tam, gdzie nawet diabe� nie m�wi "dobranoc", bo za daleko? Czasem zastanawiam si�, o co JEMU naprawd� chodzi. - Daruj sobie spekulacje. Nie wysilaj si� na poznanie niepoznawalnego, bo to mo�e by� niezdrowe. Ja na ten przyk�ad powtarzam sobie, �e jest DOBRO i jest Z�O. Je�li czynisz z�o, gdy nakazano ci czyni� dobro, zas�ugujesz na kar�, h�? Zapad�o k�opotliwe milczenie. Rozm�wcy patrzyli w zamy�leniu, jak pierwsze wi�ksze krople deszczu nabijaj� pierwsze guzy pierwszym kwiatom. Cisz� przerwa� Crowley. - Nie mia�e� przy sobie ognistego miecza? - No... jakby to powiedzie�... - zacz�� anio� z min� przy�apanego na gor�cym uczynku. - Nie mia�e�, zgadza si�? - powt�rzy� z naciskiem Crowley. -A taki by� ognisty i obrotny... - No wi�c... - I robi� niez�e wra�enie. - Tak, ale widzisz... - Zgubi�e� go, prawda? - Sk�d�e znowu! Niezupe�nie zgubi�em, raczej... - Raczej co? Azirafal zrobi� �a�osn� min�. - Skoro ju� ci na rym zale�y - z trudem ukrywa� rozdra�nienie - to wiedz, �e go da�em w prezencie. Crowley wytrzeszczy� oczy ze zdumienia. - No widzisz, musia�em... wiesz... - ci�gn�� anio�, nie bardzo wiedz�c, co robi� z r�kami. - Biedacy, byli tacy zzi�bni�ci, ona ju� w ci��y, wok� tyle dzikiego zwierza i nawa�nica tu�-tu�, wi�c sobie pomy�la�em: a niby co w tym z�ego? Wi�c m�wi� im, �e kiedy�, jak zechc� wr�ci�, to na pewno zrobi si� taki huczek, �e wszystko zadr�y w posadach, ale miecz mo�e wam si� przyda�. No we�cie go, nie, nie, nie dzi�kujcie. Zr�bcie nam wszystkim przys�ug� i postarajcie si� nie zwali� sobie nieba na g�ow�. - Spojrza� zmartwiony na Crowleya. - To by�o chyba najlepsze, co mog�em zrobi�, prawda? - W�a�ciwie to nie wiem, czy w og�le potrafisz zrobi� co� z�ego - powt�rzy� Crowley, parodiuj�c niedawno us�yszane zdanie Azirafala, ale ten nie dostrzeg� ironii. - Mam nadziej�, �e tak jest naprawd�, a to mi nie dawa�o spokoju przez ca�e popo�udnie. Przez chwil� patrzyli, jak pada. - To mo�e zabrzmi �miesznie - powiedzia� Crowley - ale sam zastanawia�em si�, i to nie raz, czy sprawy z jab�kiem nie nale�a�o rozegra� inaczej. Widzisz, jak diabe� zrobi co� w�a�ciwego, co� s�usznego i stosownego, to zwykle ma z tego powodu mas� k�opot�w. -Da� lekkiego kuksa�ca anio�owi i kontynuowa�: - B�dzie �miesznie, jak si� oka�e, �e obydwaj pograli�my nie tak jak trzeba, co? A jeszcze �mieszniej, jak si� oka�e, �e to ja pope�ni�em uczynek dobry, a ty z�y, h�? - Nie bardzo - odpar� Azirafal. Crowley patrzy� na deszcz. - Do�� fantazjowania - powiedzia�, trze�wiej�c z urokliwego snu. - To na pewno nie wchodzi w rachub�. Ciemnoszara zas�ona chmur spowi�a Eden. Dono�ny odg�os grzmotu przetoczy� si� nad wzg�rzami. Pierwsze zwierz�ta, kt�rym dopiero co nadano imiona, strwo�one szuka�y schronienia przed nawa�nic�. Gdzie� w g�szczu ociekaj�cych wod� drzew co� l�ni�o i migota�o. Nadci�ga�a ciemna, burzliwa noc. ROZDZIA� I Wsp�czesne teorie powstania wszech�wiata g�osz�, �e je�li w og�le zosta� stworzony, a nie sta� si� pewnego dnia sam z siebie, to wszech�wiat zaistnia� oko�o 10 - 20 bilion�w lat temu; pomijamy tu teorie g�osz�ce, �e w og�le nie musia� zaistnie�, gdy� istnia� zawsze. Staruszka Ziemia, wed�ug tej samej teorii, liczy sobie mniej wi�cej 4,5 biliona lat. Daty te s� oczywi�cie niedok�adne. We wczesnym �redniowieczu �ydowscy akademicy ustalili, �e stworzenie, czy te� pocz�tek, mia� miejsce w roku 3760 p.n.e. Luminarze ortodoksyjnego ko�cio�a greckokatolickiego przesun�li dat� pocz�tku do roku 5508 p.n.e. Obliczenia rzeczonych teolog�w s� niemniej niedok�adne. Arcybiskup James Usher (1580-1656) w 1654 roku wyda� drukiem Annales Veteris et Novi Testamenti (Roczniki Starego i Nowego Testamentu), gdzie sugerowa�, i� Niebo i Ziemia zosta�y stworzone w roku 4004 p.n.e. Jeden z jego wiernych i pilnych uczni�w kontynuowa� wyliczenia mistrza tak d�ugo, a� triumfalnie obwie�ci�, �e Ziemia zosta�a stworzona w niedziel�, 21 pa�dziernika 4004 r. p.n.e., punktualnie o dziewi�tej rano, jako �e Stw�rca lubi� pracowa� rankiem, czuj�c si� wtedy rze�ki i wypocz�ty. Obliczenia te r�wnie� okaza�y si� niedok�adne. Ucze� pomyli� si� bowiem o ca�y kwadrans. Co do skamienia�ych szkielet�w, nale�y stwierdzi�, �e jak dot�d �aden paleontolog nie zrozumia� dowcipu o tym, jak wygin�y dinozaury. Powy�sze rozwa�ania dowodz�, co nast�puje: a) Niezbadane s� wyroki boskie ani �cie�ki, kt�rymi si� porusza, cho�by w k�ko, dla zmylenia. B�g nie rozgrywa ze wszech�wiatem trywialnej partyjki domina. On rozgrywa parti� gry, kt�r� sam wymy�li�, a kt�rej s�owo nie opisze i umys� nie pojmie. Z punktu widzenia pozosta�ych graczy2 przypomina ona wyj�tkowo pokr�tny wariant pokera tybeta�skiego rozgrywany w ciemno�ciach, �e oko wykol, za pomoc� kart o nieznanych koszulkach i walorach, bez g�rnej granicy przebicia i z krupierem, kt�ry za �adne skarby nie wyja�ni regu� gry, za to u�miecha si� przez ca�y czas. b) Ziemia jest spod znaku Wagi. Horoskop dla Wagi zamieszczony w rubryce "Gwiazdy i Ty" lokalnej gazety "Advertiser" w Tadfield z dnia, w kt�rym ta historia si� zaczyna, brzmi: WAGA 24 wrze�nia - 23 pa�dziernika Silne uczucie zm�czenia i zniech�cenia spowodowane ci�g�ym dreptaniem w kolko. Pal�ca potrzeba umiej�tnego podej�cia do (bardzo) zaognionych problem�w domu i rodziny. Unikaj zb�dnego ryzyka. Przyjaciel odegra wa�n� rol� w twoim �yciu. Od�� wszystkie wa�niejsze decyzje do czasu, gdy rozwiej� si� chmury. Dzisiaj tw�j �o��dek stoi w obliczu biegunki, unikaj sa�atek i sur�wek. Pomoc nadejdzie niespodziewanie z innej dzielnicy. Dopiero powy�sza kalkulacja jest dok�adna. Absolutnie! W ka�dym punkcie. No, mo�e z wyj�tkiem sa�atek. Noc wcale nie by�a ciemna i burzliwa. Chocia� w�a�nie taka powinna by�. Ale jest, jaka jest. Zwykle na jednego szalonego naukowca, kt�rego Opus Magnum w r�kopisie przesi�ka �wiat�o�ci� gromu uderzaj�cego w noc zako�czenia szata�skiej pracy, przypada oko�o dwunastu tych, kt�rzy siedz� bezczynnie pod rozgwie�d�onym niebem, a Igor3 nalicza im overtimy. Przeci�tna spokojna noc jak ta (z okresowymi zamgleniami, przelotnym deszczem i och�odzeniem do 5�C) daje czasem jak�e z�udne poczucie wi�kszego bezpiecze�stwa. Je�li na dworze jest spokojnie, to w �aden spos�b nie nale�y poddawa� si� zwodniczej nadziei, �e si� ciemno�ci nie ma w pobli�u, bo wyjecha�y gdzie� do ciep�ych kraj�w. Owszem, tam te� s�. Wcale nie musia�y wyje�d�a�. Ani tam, ani gdzie indziej. Po prostu s� wsz�dzie. Zawsze. I w tym ca�a rzecz. Dwie postacie przemyka�y chy�kiem mi�dzy zrujnowanymi grobami. Dwa cienie. Jeden zgarbiony i przysadzisty, drugi chudy i budz�cy groz�. Mistrzowie olimpijscy w skradaniu si� i chodzeniu chy�kiem. Gdyby Bruce Springsteen kiedykolwiek nagra� p�yt� "Urodzony, by chodzi� chy�kiem", ci dwaj znale�liby si� na ok�adce. Skradali si� tak ju� od godziny, trzymaj�c odleg�o�� i bezb��dnie trafiaj�c na swoje �lady mimo g�stniej�cej mg�y. I mogliby si� skrada� dalej, przez ca�� noc, kiedy to drzemi�ce w nich z�e moce zostan� uwolnione, siej�c groz� ostatniego wielkiego skradania przed �witem. Po kolejnych dwudziestu minutach myszkowania i skradania jeden z nich odezwa� si�: - �wietny kawa�, nie ma co. Powinien tu na nas czeka� od paru godzin. Mia� na imi� HASTUR. By� ksi�ciem Piekie�. * * * Wiele zjawisk zachodz�cych we wsp�czesnym �wiecie - wojny, epidemie, kontrole z urz�du skarbowego itp. - zaistnia�o za spraw� niewidzialnej r�ki Szatana steruj�cej cz�owiekiem. Jednak najwybitniejszym osi�gni�ciem w tej dziedzinie, zdaniem wi�kszo�ci student�w demonologii stosowanej, jest obwodnica M25 wok� Londynu, kt�ra na wystawie diabelskich wynalazk�w zdoby�aby bezapelacyjnie grand prix. Wszyscy demonolodzy myl� si�. Przekl�ta droga wcale nie jest symbolem z�a wszelakiego li tylko dlatego, �e codziennie poch�ania legiony ofiar wypadk�w i powoduje istne eksplozje gniewu po��czonego z frustracj�. W gruncie rzeczy niewielu chodz�cych po ziemi wie, �e kszta�t obwodnicy M25 przypomina pl�tanin� linii �ywcem wzi�tych z ideogramu pisma Czarnych Ksi�y w staro�ytnym Kr�lestwie MU. I znaczy, ni mniej, ni wi�cej, tylko: B�d� pozdro-wion, o Bestio, Po�eraczu �wiata. Nawet rzesze zmotoryzowanych, kt�rzy przemykaj� t�dy, zostawiaj�c za sob� jedynie sw�d spalin, nie decyduj� o z�ej mocy drogi, chocia�, trzeba uczciwie przyzna�, nacznie wzbogacaj� smog rozchodz�cy si� po obydwu stronach i zatruwaj� tym samym metafizyczny klimat w promieniu wielu mil. Autostrada M25 by�a jednym z wa�niejszych dokona� Crow-leya. Realizacja tego przedsi�wzi�cia trwa�a wiele lat i wymaga�a wielu po�wi�ce� w��cznie z trzema implantacjami wirus�w komputerowych, dwoma karko�omnymi w�amaniami do bloku program�w i jedn� afer� �ap�wkarsk�. Gdy jednak zdawa�o si�, �e wszystko zawiod�o, pewnej deszczowej nocy trzeba by�o przesun�� paliki o kilka pozornie nieistotnych, ale w gruncie rzeczy bardzo wa�nych centymetr�w na rozmi�k�ym polu, gdzie ka�demu krokowi towarzyszy�o obrzydliwe mla�ni�cie gliniastej ziemi. Ogl�daj�c pierwszy oddany do u�ytku trzydziestopi�ciomilowy odcinek obwodnicy, Crowley dozna� rzadkiego, ale mi�ego uczucia satysfakcji z solidnie wykonanego kawa�ka wyj�tkowo wrednej roboty. Wyczynem tym zyska� dobre imi� i jeszcze lepsz� reputacj� profesjonalisty. Crowley jecha� teraz szos� na po�udnie od Slougk ze zwyk�� dla niego pr�dko�ci� stu dziesi�ciu mil na godzin�. Nawet najbystrzejszy wzrok demonologa nie dopatrzy�by si� w jego wygl�dzie czy manierach �adnych oznak diabelsko�ci, nie m�wi�c o rogach czy ogonie. S�ucha� co prawda kasety "Best of Queen", ale nie nale�y z tego wyci�ga� �adnych pochopnych wniosk�w, gdy� dowolna kaseta z nagraniem dowolnie wybranej muzyki po dwu tygodniach intensywnego odtwarzania w jego samochodzie ulega�a nieuchronnej metamorfozie w sk�adank� "Best of Queen". Ponadto obecnie Crowley wcale nie zaprz�ta� sobie g�owy sprawami par excellence demonicznymi. Prawd� powiedziawszy, leniwie rozwa�a�, kim byli MOEY i CHANDON. Mia� ciemne w�osy i wydatne ko�ci policzkowe. Nosi� buty z w�owej sk�ry - przynajmniej tak wygl�da�y - potrafi� wyczynia� niesamowite sztuczki j�zykiem. Czasem, kiedy si� zapomnia� albo przesadzi�, wydawa� atawistyczny syk. Nie puszcza� tak�e szata�skich oczek. Podr�owa� obecnie czarnym bentleyem, rocznik 1926, kt�ry tylko raz zmieni� w�a�ciciela. Pierwszym by� r�wnie� Crowley i bardzo dba� o sw�j wehiku�. Powodem sp�nienia by�a wyj�tkowa sympatia, jak� Crowley darzy� dwudziesty wiek. Czu� si� w nim o wiele lepiej ni� w wieku siedemnastym i o ca�e niebo lepiej ni� w czternastym. Ceni� up�yw czasu za to, �e pozwala� mu nieustannie oddala� si� od nies�awnego czternastego stulecia - stu lat cholernej nudy na, przepraszam za wyra�enie, bo�ym �wiecie. Za to w dwudziestym stuleciu nie mia� czasu na nud�. Zw�aszcza gdy wzi�� pod uwag�, �e od pi��dziesi�ciu sekund we wstecznym lusterku po�yskiwa�y rytmicznie dwa niebieskie �wiate�ka, co niedwuznacznie sugerowa�o, �e dw�ch �ledz�cych go d�entelmen�w bardzo pragnie uatrakcyjni� i tak bogate �ycie Crowleya. Spojrza� na zegarek. By� to chronometr przeznaczony do prac podwodnych na du�ych g��boko�ciach. Pokazywa� dok�adny czas w dwudziestu jeden najwa�niejszych stolicach, gdy jego w�a�ciciel brn�� w niezbadane g��bie4. Z piskiem opon skr�ci� w boczn� dr�k� pokryt� �wie�o spad�ymi li��mi. Niebieskie �wiate�ka nie zrezygnowa�y. Westchn��, zdj�� jedn� r�k� z kierownicy i w do�� akrobatycznym p�obrocie wykona� seri� skomplikowanych gest�w za plecami. �wiate�ka przygas�y i znikn�y w oddali. W�z policyjny stan��, ku zdziwieniu jego dw�ch pasa�er�w. Ale naprawd� obydwaj otworz� oczy ze zdumienia, dopiero gdy podnios� mask� i zobacz�, w co zamieni� si� silnik. * * * Na cmentarzu Hastur, diabe� chudy, przekaza� prowadzenie Ligurowi, diab�u kr�pemu i bieglejszemu w sztuce skradania si�. - Widz� �wiat�a - powiedzia�. - Nareszcie jest, sukinkot. - Czym on jedzie? Co to jest? - zapyta� Ligur. - Samoch�d. Pojazd bezkonny - wyja�ni� Hastur. - Zdaje si�, �e nie u�ywali tego, kiedy by�e� tu ostatni raz. Przynajmniej nie, jak m�wi�, powszechnie. - Wtedy z przodu siedzia� facet z czerwon� chor�giewk�. - Wygl�da na to, �e poszli ostro do przodu - skomentowa� Hastur. - Jaki jest ten Crowley? Hastur splun��. - Za d�ugo tu siedzi. Od samego pocz�tku. Po mojemu to si� ca�kiem znaturalizowa�. Je�dzi samochodem z telefonem. Ligur wpad� w zadum�. Jak wi�kszo�� demon�w mia� bardzo mgliste poj�cie o nowoczesnej technice i ju� otwiera� usta, �eby powiedzie� co� w rodzaju: zak�ad, �e to zu�ywa strasznie du�o drutu, gdy spostrzeg�, �e czarny bentley zatrzyma� si� przed bram�. - I nosi ciemne okulary - prychn�� szyderczo Hastur. - Nawet kiedy wcale nie ma potrzeby. - Nieco g�o�niej doda�: - Niech b�dzie pochwalony Szatan. - Niech b�dzie pochwalony Szatan - powt�rzy� jak echo Ligur. - Cze��. - Crowley machn�� r�k� na powitanie. - Przepraszam za sp�nienie, ale sami rozumiecie, �e o tej porze s� straszne korki na A40 przy Denham. Chcia�em pojecha� skr�tem przez Chorley Wood i wtedy... - Ale teraz jeste�my ju� w komplecie - powiedzia� Hastur tonem daj�cym sporo do my�lenia. - Czas podsumowa� Dokonania Dnia Dzisiejszego. - No tak. Dokonania - potwierdzi� Crowley z min�, jakby trafi� na msz� po �adnych paru latach przerwy i nieco odwyk� od mi-nistrantury. Hastur odchrz�kn��. - Kusi�em ksi�dza - powiedzia� - kiedy szed� ulic� i ujrza� pi�kne dziewcz�ta w letnich sukienkach. Sprawi�em, �e w jego umy�le zago�ci�o ZW�TPIENIE. Zosta�by �wi�tym, gdyby nie to, �e za dziesi�� lat b�dzie nasz. - Nie�le - mrukn�� zach�caj�co Crowley. - Przekupi�em jednego polityka - oznajmi� Ligur. - Dzi�ki moim podszeptom doszed� do wniosku, �e ma�a �ap�weczka raz na jaki� czas nie zaszkodzi. Za rok b�dzie nasz. Sko�czy� i obaj spojrzeli na Crowleya. Odpowiedzia� im szerokim u�miechem. - To wam si� na pewno spodoba - powiedzia� i poszerzy� u�miech jak stary, wytrawny konspirator. - Zablokowa�em wszystkie przeno�ne telefony w City i West Endzie na czterdzie�ci pi�� minut w porze lunchu. Zapad�a cisza. Z oddali dobiega� szum samochod�w na autostradzie. - Tak? - Hastur nie kry� zdziwienia - i co dalej? - S�uchajcie, to wcale nie by�o takie proste - broni� si� Crowley. - I to wszystko? - Ale, s�uchajcie, koledzy... - Mo�e zechcesz wyja�ni� dok�adniej, w jaki spos�b to zagwarantuje ci�g�o�� dostaw dla naszego Pana? - zapyta� Hastur. Crowley zebra� si� w sobie. Jak im to wyt�umaczy�? �e co najmniej dwadzie�cia tysi�cy ludzi dosta�o piany. �e tysi�c garde� zabulgota�o z w�ciek�o�ci, �e potem ocean sza�u wyla� si� na sekretarki, policj� drogow� i ka�dego, kto akurat si� nawin�� i nieopatrznie pozosta� w zasi�gu g�osu - czytaj: ryku rozszala�ego szefa. �e wszyscy m�cili si� na wszystkich, wymy�laj�c coraz to nowe i bardziej wyrafinowane pod�o�ci, byle tylko kogo� zgn�bi�? Trwa�o to tylko jeden dzie�, do p�nocy, a usuni�cie skutk�w zajmie �adnych par� lat. I wcale nie trzeba by�o ich do tego namawia�. Dziesi�tki tysi�cy ludzi skutecznie sobie nawrzuca�o, a tak zwany diabe� wcale si� przy tym nie napracowa�. Niestety, �redniowieczne m�zgi Hastura i Ligura nie zrozumiej� tego nigdy. Uparcie poluj� ca�ymi latami na jedn� dusz�. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e s� profesjonalistami w swojej dziedzinie, ale dzisiaj potrzeba innego my�lenia. Detali�ci odchodz�, czas na hurtownik�w. My�lenie z rozmachem, na wielk� skal�. Maj�c do dyspozycji prawie pi�� milion�w ludzi, nie wolno anga�owa� swoich si� do selekcji jednostek, trzeba umiej�tnie roz�o�y� te si�y w czasie i przestrzeni. C�, kiedy ci dwaj nawet nie chc� o tym s�ysze�. Nigdy w �yciu nie pokusiliby si� o stworzenie na przyk�ad telewizji z programem w j�zyku celtyckim5. Albo podatku od warto�ci dodanej VAT. Albo Manchesteru. Manchester. To by�a prawdziwa przyjemno��. - Nast�pca Wielkiej Mocy by� raczej zadowolony - odpar� nareszcie Crowley. - Czasy si� zmieniaj�. No wi�c, o co chodzi tym razem? Hastur schyli� si�, szukaj�c czego� za grobowcem. - O to - powiedzia�. Crowley wpatrywa� si� w koszyk. - O, nie! - Ale� tak - odpar� Hastur i wykrzywi� twarz w p�u�miechu. -Ju�? - I... e... to ja mam...? - Ty i nikt inny. - Hastur nie ukrywa� z�o�liwego rozbawienia. - Ale dlaczego znowu ja? - zapyta� zrozpaczony Crowley. - Przecie� znasz mnie, Hastur. Wiesz, �e to nie jest m�j numer... - Ale� jest, zapewniam ci� - ci�gn�� Hastur. - To tw�j numer. Twoja �yciowa rola. Bierz j�. Czasy si� zmieniaj�. - No pewnie - wtr�ci� k��liwie Ligur. - Na pocz�tku trzeba przede wszystkim powiedzie�, �e koniec ju� si� zbli�a. - Ale dlaczego w�a�nie ja? - Widocznie masz wej�cia - powiedzia� z�owrogo Hastur. - Ligur na przyk�ad z ch�ci� odda�by praw� r�k�, �eby tylko dost�pi� takiego wyr�nienia! - W�a�nie! - przytakn�� skwapliwie Ligur. No, mo�e niekoniecznie swoj�. Tyle prawych r�k doko�a. Jest z czego wybiera�, nie trac�c dobrej prawej r�ki. Hastur wyci�gn�� z pomi�tego prochowca ko�onotatnik. - Podpisz. Tutaj - powiedzia�, robi�c a� trzy "brzemienne" pauzy. Crowley leniwym ruchem wyj�� z kieszeni czarne pi�ro, kt�re zal�ni�o jak szlachetny kamie� w pi�knej oprawie. - Niez�e cacko - pochwali� Ligur. - Pisze nawet pod wod� - mrukn�� Crowley. - Ciekawe, co jeszcze wymy�l� - zastanawia� si� g�o�no Ligur. - To bez znaczenia, ale lepiej niech wymy�l� to zaraz - odpowiedzia� Hastur. - O, nie. Nie A. J. Crowley. Prawdziwym nazwiskiem. Crowley skin�� g�ow� pos�pnie i narysowa� na arkuszu seri� popl�tanych zawijas�w. Przez chwil� napis jarzy� si� czerwonawym �wiat�em, po czym zgas�. - Co mam z tym zrobi�? - zapyta�. - Dostaniesz instrukcje. - Hastur spojrza� gniewnie. - Nie denerwuj si�, Crowley. Nadchodzi chwila, do kt�rej przygotowywali�my si� przez te wszystkie lata. Od samego pocz�tku. - Tak... Pewnie - powiedzia� Crowley. W niczym nie przypomina� gibkiego osobnika, kt�ry par� minut temu wy�lizn�� si� jak w�� z wn�trza czarnego bentleya. Mia� min� zaszczutego zwierzaka. - Czeka nas ostateczne zwyci�stwo. - Tak... Ostateczne... - powt�rzy� Crowley. - A ty b�dziesz narz�dziem, kt�re pozwoli, by spe�ni�o si� przeznaczenie. - Narz�dziem... No pewnie - mrukn�� Crowley i podni�s� koszyk, tak jakby ten mia� eksplodowa� lada chwila, co, nawiasem m�wi�c, i tak wkr�tce mia�o nast�pi�. - No, dobra - powiedzia�. -To ja, ee... znikam. Mog�? �eby za�atwi� si� z tym jak najpr�dzej. Nie, nie, wcale nie chodzi o to, �e co� mi si� nie podoba - doda� pospiesznie, zdaj�c sobie doskonale spraw�, jak bardzo mog�oby zawa�y� na jego dalszych losach niezbyt pochlebne sprawozdanie Hastura. - Wiecie przecie�, �e u mnie zawsze wszystko na b�ysk! Starsze diab�y milcza�y. - To ja si� zmywam! - be�kota� Crowley. - Czo�em ch�opaki, do mi�ego... ee... Bomba. �wietnie. Bu�ka. Ciao. Gdy czarny bentley znikn�� w ciemno�ci, Ligur zapyta�: - A to co znaczy? - To po w�osku - odpar� Hastur. - Zdaje mi si�, �e co� do jedzenia, chyba "ciacho". - �miesznie si� �egnaj� ci W�osi. Ufasz mu? - zapyta� Ligur, odprowadzaj�c wzrokiem znikaj�ce w oddali tylne �wiat�a bentleya. -Nie. - I s�usznie - powiedzia� Ligur. Nasun�a mu si� pewna refleksja: gdyby diab�y zacz�y sobie ufa�, ten stary �wiat by�by naprawd� zabawny. * * * Na zach�d od Amersham czarny bentley mkn�� przez noc, robi�c w�a�ciwy u�ytek z tego, co mia� pod mask�. Crowley wzi�� pierwsze z brzegu pude�ko i manipuluj�c jedn� r�k�, wyj�� kaset�. Drug� r�k� stara� si� utrzyma� samoch�d na szosie. W po�wiacie reflektor�w przeczyta�, �e ta�ma zawiera nagranie "Czterech p�r roku" Vivaldiego. Bardzo potrzebowa� teraz koj�cej muzyki. W�o�y� kaset� do odtwarzacza. - O, cholera! Niech to najja�niejsza cholera! Dlaczego akurat teraz! I dlaczego znowu ja? -wymamrota� pod nosem, gdy z g�o�nik�w sp�yn�y doskonale znane pierwsze takty "Bohemian Rapsody". Ni st�d, ni zow�d, Freddie Mercury przem�wi� bezpo�rednio do niego. - BO� NA TO ZAPRACOWA�, CROWLEY. Crowley nie m�g� powstrzyma� cichego "b�ogos�awie�stwa". To w�a�nie on podsun�� Do�owi pomys� skorzystania ze zdobyczy wsp�czesnej elektroniki w utrzymywaniu ��czno�ci, ale jak to bywa, prze�o�eni zrozumieli go na opak, wprowadzili poprawki i oszcz�dno�ci, kt�rych skutki odczuwa� na w�asnej sk�rze. Pocz�tkowo mia� nadziej�, �e pod��cz� go do sieci telefon�w kom�rkowych "Cell-net". Niestety, centrala wchodzi�a na lini�, kiedy tylko w��cza� magnetofon, nie licz�c si� z tym, �e wystawia na powa�n� pr�b� jego cierpliwo�� melomana. Prze�kn�� g�o�no. - Bardzo dzi�kuj�, panie. - WIERZYMYW CIEBIE, CROWLEY - Dzi�kuj�, panie. - TO BARDZO WA�NE, CROWLEY. - Wiem i rozumiem, panie. - ZADANIE PIERWSZOPLANOWE I PRIORYTETOWE, CROWLEY - Zrobi�, co w mojej mocy, panie. - NATURALNIE, �E ZROBISZ, CROWLEY. A JE�LI CO� SI� NIE UDA, WSZYSCY WYKONAWCY DOSTAN� CI�GI. NAWET TY, CROWLEY. ZW�ASZCZA TY. - Zrozumia�em, panie. - OTO INSTRUKCJE, CROWLEY. Nagle poczu�, �e wie wszystko. Szczerze nienawidzi� tej metody. Przecie� r�wnie �atwo mogli mu po prostu powiedzie�, a nie s�czy� ch�odnym strumykiem zestaw instrukcji wprost do jego pami�ci. Mia� dotrze� do pewnego szpitala. - B�d� tam za pi�� minut, panie. - DOBRZE. I see a little silhouetto of a man scaramouche scaramouche will you do the fandango. Pewnie zacisn�� r�ce na kierownicy. Od kilku stuleci wszystko sz�o jak z p�atka i nic nie wymkn�o mu si� z r�k. Ale, jak to zwykle bywa, zdaje ci si�, �e osi�gn��e� wszystko, zdoby�e� ostatni nie zdobyty szczyt, a� tu nagle spuszczaj� ci na g�ow� sam Armageddon. Najwi�ksza wojna. Ostatnie starcie. Niebo kontra piek�o, trzy rundy, ostatni UPADEK, zwyci�zca bierze wszystko. Tak mia�o by�. I nie ma �wiata, nie ma nic. To w�a�nie jest koniec �wiata. Wieczne Niebo albo Wieczne Piek�o, zale�y, kto wygra. Nie bardzo wiedzia�, co gorsze. W zasadzie Piek�o - to wynika z definicji. Ale od razu przypomnia� sobie, jak to kiedy� by�o w Niebie i dostrzeg� kilka zastanawiaj�cych podobie�stw. Na przyk�ad ani tu, ani tam nie mo�na by�o dosta� porz�dnego drinka. Poza tym nuda w Niebie by�a r�wnie potworna jak nadmiar rozrywek w Piekle. Odej�cie na w�asn� pro�b� te� nie wchodzi�o w rachub�. Nie mo�na jednocze�nie by� diab�em i mie� woln� wol�. Bismillah no, I will not let you go (let him go). Na szcz�cie, ostatecznego rozstrzygni�cia nie przewidziano na ten rok. Zostanie sporo czasu, by za�atwi� par� spraw, ot cho�by roz�adunek zapas�w d�ugoterminowych. Przez chwil� zastanawia� si�, co te� mog�oby si� sta�, gdyby zatrzyma� si� tu, na pustej, wilgotnej szosie, w mroku nocy, wyj�� koszyk, zakr�ci� nim pot�nego m�ynka nad g�ow� i... Na pewno co� strasznego. Kiedy� by� anio�em, wcale nie mia� zamiaru UPADA�. Po prostu przy��czy� si� do niew�a�ciwej partii. Czarny bentley nadal przecina� mrok, chocia� strza�ka paliwo-mierza sta�a na zerze. Sta�a tak od sze��dziesi�ciu lat. By� diab�em to wcale nie takie z�e. Na przyk�ad nie musisz ci�gle kupowa� benzyny. Ostatni i jedyny raz Crowley pojecha� zatankowa� w 1967. Chcia� si� przekona�, co czu� James Bond, gdy snajper przedziurawi� przedni� szyb� dok�adnie na wysoko�ci g�owy kierowcy, kiedy ten schyli� si�, by si�gn�� po ukrytego pod siedzeniem Waltera PPK. W�wczas bardzo lubi� ten serial. Zawarto�� koszyka na tylnym siedzeniu zacz�a p�aka�. Przypomina�o to wycie syreny og�aszaj�cej alarm przeciwlotniczy. Czasem tak dr� si� noworodki. D�wi�k by� wysoki i stary jak �wiat. * * * Mr Young oceni�, �e szpitalowi niczego nie brakowa�o, a by�by naprawd� cichym, koj�cym zak�tkiem, gdyby nie zakonnice. Nawet je lubi�, ale wcale nie dlatego, �eby by� jakim� protestanckim neofit�-malkontentem. Co do unikania ko�cio�a, to jedynym, do kt�rego nie chodzi� z przekonania, ale te� bez zb�dnych emocji, by� ko�ci� �w. Cecylii i Anio��w Pa�skich (wcale nie anglika�ski) . W �yciu nawet nie my�la� o unikaniu innego ko�cio�a, gdy� wszystkie pachnia�y tak samo - atmosfera w ka�dym z nich by�a zanadto przesi�kni�ta kombinacj� zapach�w pasty do pod��g dla snob�w i p�ynu na denaturacie do mycia szyb. Gdzie� w zakamarkach obitego sk�r� fotela kontemplacyjnego dla swojej duszy Mr Young wyra�nie czu�, �e Pan B�g jest z tego powodu wyra�nie zak�opotany. Lubi� patrze� na krz�tanin� zakonnic, tak jak lubi� ogl�da� defilady Armii Zbawienia. Doznawa� uczucia, �e w�a�nie tak ma by� i �e kto� starannie dogl�da, by �wiat si� nie wykolei� nie w por�. Po raz pierwszy mia� do czynienia z Siostrami Trajkotkami od �wi�tej Berylii6. Deirdre natkn�a si� na nie podczas akcji, chyba spo�ecznej, kt�rej celem by�o doprowadzenie do zawieszenia broni mi�dzy gangiem brzydkich Latynos�w a gangiem wstr�tnych Latynos�w. Dla dobra sprawy nale�y wtr�ci� tutaj, �e miejscowi ksi�a po�wi�cali znacznie wi�cej czasu i energii szczuciu jednych przeciwko drugim ni� sumiennemu wype�nianiu pos�ug im przypisanych, jak na przyk�ad ustaleniu przemy�lanego grafiku kolejno�ci �cierania kurzu w zakrystii. Rzecz w tym, �e zakonnice powinny je�li nie milcze�, to przynajmniej by� cicho. Mia�y do tego odpowiednie kszta�ty i stroje, kt�rych pewne cz�ci - Mr Young wiedzia� to na pewno - znakomicie nadawa�yby si� na magazyn cz�ci zamiennych ekipy konserwuj�cej komory akustyczne albo podr�cznego zestawu rekwizyt�w do spektaklu pod tytu�em "Marzenia szalonego elektroakustyka". Ale przede wszystkim nie powinny nadawa� dwadzie�cia cztery godziny na dob�. Nabi� fajk� tytoniem - to znaczy czym�, co nazywa si� "tyto�", ale daleko mu do dawniejszego tytoniu, panie - i pogr��y� si� w zadumie. Ciekawe, co by si� sta�o, gdyby zapyta� zakonnice o pomieszczenie z "tr�jk�cikiem" na drzwiach, pewnie papie� udzieli�by mu nagany na pi�mie. Niezgrabnie zmieni� pozycj� i spojrza� na zegarek. I jeszcze jedno: zakonnice kategorycznie odrzuci�y propozycj�, by asystowa� przy porodzie. Rzecz jasna, by� to pomys� Deirdre. �wietny, nie ma co. Znowu gdzie� co� czyta�a, ale nie doczyta�a do ko�ca. Mieli ju� jedno dziecko, a teraz zacz�a wygadywa� co�, �e niby ten por�d b�dzie najpi�kniejszym i najrado�niejszym wsp�lnym doznaniem dwojga istot ludzkich. Oto do czego dochodzi, jak pozwolisz �onie prenumerowa� pisma dla kobiet. Mr Young nie uwierzy� w ani jedno s�owo, kt�re wydrukowano w kolumnach "Moda", "Opinie" i "Opcje". Nie mia� nic przeciwko radosnym wsp�lnym doznaniom. Radosne wsp�lne doznania bardzo mu odpowiada�y. �wiat, zdaje si�, potrzebowa� coraz wi�cej radosnych wsp�lnych dozna�. W krytycznej chwili wyg�osi� porywaj�c� oracj�, kt�ra chyba przekona�a Deirdre, �e akurat tego radosnego wsp�lnego doznania powinna do�wiadczy� bez towarzystwa m�a. Zakonnice popar�y go ca�kowicie. Ich zdaniem nie by�o absolutnie �adnej potrzeby anga�owania przysz�ego ojca w charakterze dodatkowej akuszerki. Spos�b, w jaki to wyrazi�y, niedwuznacznie sugerowa�, �e ojcowie w og�le nie powinni si� anga�owa� w te ani inne sprawy. Ubi� kciukiem namiastk� tytoniu w cybuchu i tupn�� gro�nie na wisz�c� w poczekalni tabliczk� informuj�c� go, �e dla swej w�asnej wygody nie powinien pali�. Wobec tego i dla w�asnej wygody wsta� i ruszy� na ganek. Gdyby� jeszcze okaza�o si�, �e w pobli�u wyros�y krzaki albo mi�kki trawnik, gdzie m�g�by wygodnie poleniuchowa�. Id�c pustym korytarzem, dotar� do drzwi prowadz�cych na podw�rze. Rz�sisty deszcz dudni� miarowo o dostojne kosze na �mieci. Wzdrygn�� si� i os�oni� cybuch, by przypali� fajk�. Na ka�d� �on� przychodzi ta chwila. Po dwudziestu pi�ciu nienagannie prze�ytych latach nagle co� im strzela do g�owy, zak�adaj� r�owe skarpetki, wbijaj� si� w d�insy i zaczynaj� wypomina� cz�owiekowi, �e nigdy w �yciu nic nie zrobi� dla domu. Pewnie to przez te hormony. Wielki czarny samoch�d z piskiem opon zatrzyma� si� przy koszach. M�ody m�czyzna w ciemnych okularach zgrabnie wy�lizn�� si� z wn�trza wprost w strugi deszczu, trzymaj�c w r�ku przedmiot podobny do przeno�nego w�zka dla niemowl�t i kocim krokiem skierowa� si� do wej�cia. Mr Young wyj�� fajk� z ust. - Nie zapomnia� pan o �wiat�ach? - powiedzia� uprzejmie. M�czyzna spojrza� na niego pustym wzrokiem cz�owieka, dla kt�rego nie zgaszone �wiat�a s� ostatnim powodem zmartwienia i niedbale machn�� r�k� w stron� bentleya. �wiat�a zgas�y. - Zmy�lne - powiedzia� Mr Young. - Na pewno podczerwie�. By� nieco zaskoczony, �e tamten wcale nie zm�k�, a tak�e tym, �e noside�ko nie by�o puste. - Zacz�o si�? - zapyta� m�czyzna. Nie bez dumy Mr Young stwierdzi�, �e ju� na pierwszy rzut oka rozpoznano w nim przysz�ego ojca. - Tak. Kazali mi wyj�� - doda� z wdzi�czno�ci� w g�osie. -Ju�? A ile mamy do ko�ca? My - pomy�la� Mr Young. Pewnie znowu jaki� doktorek-propa-gator koncepcji wsp�lnych porod�w. - Chyba ju� nied�ugo. Idzie dobrze - odpowiedzia� Mr Young. - W kt�rym pokoju? - po�piesznie zapyta� tamten. - Numer 3 - odpar� i pog�adzi� r�k� kiesze�, w kt�rej w pogniecionym pude�ku, zgodnie z tradycj�, spoczywa�y cygara. - A mo�e doznamy wsp�lnie radosnego uczucia zaci�gni�cia si� cygarem urodzinowym? M�czyzna znikn��. Mr Young wsun�� pude�ko z powrotem do kieszeni. Ach, ci lekarze. Stale zap�dzeni. Ka�d� chwil� dan� od Najwy�szego wype�niaj� prac�. * * * Jest taka stara sztuczka z trzema kubkami i ziarenkiem piachu. Ziarenko w�druje z jednego do drugiego tak szybko, �e nawet najbystrzejsze oko nie dostrzega kiedy i kt�r�dy. Podobna sztuczka z nieoczekiwan� zamian� miejsc zostanie przedstawiona za chwil�, z tym, �e przemieszczaj�cy si� obiekt jest znacznie wi�kszy od ziarenka grochu. Teraz zwolnimy nieco tempo narracji, by wreszcie cho� raz przyjrze� si� dok�adnie rzekomej sztuczce. Pani Deirdre Young w�a�nie rodzi w sali porodowej nr 3. Na �wiat przychodzi z�otow�ose niemowl� p�ci m�skiej, kt�re oznaczymy: Niemowl� A. Ma��onka attache kulturalnego ambasady USA, pani Hariet Do-wling, rodzi w sali nr 4. Tak�e z�otow�ose niemowl� p�ci m�skiej, kt�re oznaczymy: Niemowl� B. Siostra Mary Z�otousta wiernie s�u�y Szatanowi od urodzenia. W szk�ce sabatowej wyr�nia�a si� w kaligrafii i przyrz�dzaniu w�tr�bki na gor�co. Kiedy nakazano jej wst�pi� do zakonu trajkocz�cego, uczyni�a to pos�usznie, w pe�ni �wiadoma swoich przyrodzonych zdolno�ci w tej materii, jak te� i tego, �e nareszcie trafi do swoich. By� mo�e w sprzyjaj�cych okoliczno�ciach odkry�aby tak�e inne funkcje m�zgu, na przyk�ad zdolno�� my�lenia i logicznego wnioskowania, ale ju� dawno temu przekona�a si�, �e ptasim m�d�kom tudzie� trzpiotkom, jak sama si� okre�la�a, wiedzie si� znacznie lepiej. W tej chwili siostra Mary odbiera �wie�o dostarczone z�otow�ose niemowl� p�ci m�skiej, kt�re nazwiemy Wielkim Adwersarzem, Pogromc� Kr�l�w, Anio�em Bezdennej Otch�ani, Besti� zwan�. Smokiem, Panem Tego �wiata, Szata�skim Pomiotem i Ksi�ciem Ciemno�ci. Prosz� o skupienie. Zaczynamy pokaz. - Czy to on? My�la�am, �e b�dzie mia� jakie� �mieszne oczy. Czerwone albo zielone kopyci�teczka. I ogonek - m�wi�c to, siostra Mary ogl�da�a niemowl� ze wszystkich stron. Rog�w te� nie znalaz�a. Potomek Szatana wygl�da� zadziwiaj�co normalnie. - Tak, to on - odpar� Crowley. - Prosz�, prosz�. Patrzcie pa�stwo. Oto mam w r�kach samego Antychrysta - trajkota�a. - A zaraz wyk�piemy Antychry�ci�tko. I policzymy paluszki. Wpatrywa�a si� w niemowl� i trajkota�a, tak jakby by�a gdzie indziej i przemawia�a do sobie tylko znanej istoty. Crowley przesun�� r�k� przed jej oczami. - Siostro? Halo, siostro Mary! Siostro?! - Najmocniej przepraszam. Jest taki s�odki. Ciekawe, czy podobny do tatusia? Ale� na pewno. Jeste� podobny do swojego dziub-dziusia-tatusia, prawda? - Nie - powiedzia� stanowczo Crowley. - A na miejscu siostry by�bym ju� dawno na porod�wce. - Jak pan my�li, czy b�dzie mnie pami�ta�, gdy doro�nie? - zapyta�a t�sknym g�osem i odp�yn�a korytarzem. - M�dl si�, �eby nie - odpar� Crowley i znikn��. Siostra Mary z dum� nios�a Wielkiego Adwersarza, Pogromc� Kr�l�w, Anio�a Bezdennej Otch�ani, Ksi�cia Ciemno�ci, Ojca K�amstwa, Szata�ski Pomiot i Besti� zwan� Smokiem przez szpitalne korytarze, po czym po�o�y�a go w pierwszym wolnym w�zku. Zacz�� gaworzy�. Po�askota�a go delikatnie. W uchylonych drzwiach pojawi�a si� g�owa prze�o�onej i przem�wi�a: - Co tu robisz, siostro Mary? Dzisiaj masz dy�ur w sali numer 4. - Pan Crowley powiedzia�... - Zmykaj na miejsce, siostrzyczko. Nie widzia�a� po drodze m�a rodz�cej? Nie ma go w poczekalni. - Widzia�am tylko pana Crowleya i powiedzia� mi, �e... - No pewno, �e ci powiedzia� - odpar�a stanowczo siostra Grace Z�otousta. - Chyba najlepiej b�dzie, jak sama odszukam niegrzecznego tatu�ka. Wejd� tutaj i pilnuj jej. Jest troch� rozkojarzona, ale z dzieckiem wszystko w porz�dku. - Zrobi�a znacz�c� pauz�. - Dlaczego puszczasz do mnie oczka? Co to ma znaczy�? Jaki� tik? - Przecie� wiesz, matko prze�o�ona - sykn�a siostra Mary. -Niemowl�ta. Zamiana... - Ale� naturalnie. Wszystko w swoim czasie. Niech tylko ten tatu� sobie p�jdzie. On nam raczej nie pomo�e, a m�g�by co� niechc�cy zobaczy�. Na razie sied� tu i pilnuj dziecka, z�ociutka. To powiedziawszy, siostra Grace odp�yn�a l�ni�cym korytarzem. Siostra Mary wesz�a do sali porodowej, popychaj�c przed sob� w�zek. Pani Young by�a nie tylko rozkojarzona, ale spa�a w najlepsze jak kto�, kto zrobi� co do niego nale�a�o, a teraz uprzejmie zezwala pozosta�ym domownikom pilnowa� interesu. Zwa�one i wyk�pane Niemowl� A spa�o obok. Sprawuj�ca opiek� siostra Mary zdj�a niemowl�ciu identyfikator i zr�cznie sporz�dzi�a duplikat, kt�ry natychmiast za�o�y�a niemowl�ciu oddanemu jej pod opiek�. Bobasy by�y bardzo podobne do siebie. Oba ma�e, pulchne, obsypane pot�wkami, o buziach Winstona Churchilla. Siostra Mary pomy�la�a, �e przyda�aby si� jej teraz fili�anka gor�cej herbaty. Wi�kszo�� zakonnic by�a satanistkami w starym stylu, tak jak ich ojcowie, dziadkowie i pradziadkowie. Wychowano ich na satanist�w, ale gdyby przyjrze� si� im dok�adnie, to wcale nie byli a� tacy �li. Ludzie przewa�nie nie s� �li. Po prostu czasem daj� si� porwa� jakiej� idei. Wtedy przebieraj� si� w mundury i strzelaj� do siebie. Albo zak�adaj� bia�e habity, bia�e kaptury z wyci�ciem na oczy, zapalaj� krzy� i id� kogo� zlinczowa�. Bywa, �e wk�adaj� sprane d�insy w kolorze indygo i katuj� innych heavymetalow� kakofoni�. Wystarczy podsun�� im nowe wyznanie w atrakcyjnej postaci, a p�jd� jak w dym, oddadz� dusz� nawet diab�u. Wychowanie w duchu satanizmu immanentnie �agodzi�o efekty powy�szych zjawisk, w wyniku czego satanista wi�d� b�ogi i szcz�liwy �ywot jak ka�dy przeci�tny zjadacz frytek i smakosz herbaty serwowanej o siedemnastej. Nale�y ponadto jasno powiedzie�, �e siostra Mary by�a piel�gniark�, a piel�gniarki, jak wiadomo, s� przede wszystkim piel�gniarkami. W ich naturze le�y noszenie zegarka do g�ry nogami, zachowanie kamiennego spokoju w krytycznych sytuacjach i odwieczna t�sknota za fili�ank� herbaty. Siostra Mary mia�a nadziej�, �e kto� wreszcie j� zmieni. Solidnie wykona�a bardzo wa�n� cz�� planu i bardzo chcia�o jej si� pi�. Tym, co by� mo�e pozwoli lepiej zrozumie� istot� poczyna� ludzko�ci sensu largo niech b�dzie fakt, �e wszystkie triumfy i katastrofy tego �wiata ludzie powoduj� nie dlatego, �e s� z gruntu �li albo z gruntu dobrzy, lecz dlatego, �e s� z gruntu lud�mi. Rozleg�o si� pukanie do drzwi. Siostra Mary otworzy�a i ujrza�a Mr Younga, kt�ry zapyta�: - Czy ju�? Jestem ojcem. To znaczy, chcia�em powiedzie�, m�em. Zreszt�, wszystko jedno. I ojcem, i m�em. Siostra Mary oczekiwa�a, �e ameryka�ski attache kulturalny b�dzie wygl�da� co najmniej jak Blake Carrington albo J. R. Ewing. Mr Young nie by� ani troch� podobny do Amerykan�w, kt�rych widzia�a w telewizji (no, mo�e z wyj�tkiem tego szeryfa z twarz� dobrego wujaszka z kiepskiego krymina�u7). M�� i ojciec w jednej osobie rozczarowa� j�. W dodatku pulower zupe�nie nie pasowa� do krawata. Prze�kn�a �lin�; rozczarowanie nie ust�powa�o. - Tak, naturalnie. Prosz� przyj�� moje gratulacje. Ma��onka szanownego pana w�a�nie zasn�a. Mr Young spojrza� przez rami� piel�gniarki. - Bli�niaki? - Si�gn�� do kieszeni po fajk�. Zatrzyma� r�k� w p� drogi i po chwili doko�czy� wymowny gest. - Bli�niaki? Nie by�o mowy o bli�niakach. - Ale� sk�d�e! - pospieszy�a z wyja�nieniem siostra Mary. - To jest pana potomek. Ten drugi jest... kogo� innego. Ja tylko trzymam doz�r, dop�ki nie wr�ci siostra Grace. To jest syn szanownego pana - doda�a defensywnie, wskazuj�c na Adwersarza, Pogromc� Kr�l�w, Anio�a Bezdennej Otch�ani, Besti� zwan� Smokiem, Ksi�cia Tego �wiata, Ojca K�amstwa, Pomiot Szatana i W�adc� Ciemno�ci w jednej osobie. - Ten obok, tak. Z ca�� pewno�ci�. Od st�p a� do ro�k�w... kt�rych nie ma - zako�czy�a pospiesznie i troch� nerwowo. Mr Young przenikliwie spojrza� w d�. - No, tak. - W jego g�osie zabrzmia�y nutki w�tpliwo�ci. - Widz� znaczne podobie�stwo rys�w do rodziny z mojej strony. Rozumiem, �e wszystko... ma... hm, na swoim miejscu? - Oczywi�cie. To normalne zdrowe niemowl�. Bardzo normalne. Przez chwil� milczeli, wpatruj�c si� w �pi�cego noworodka. - �askawy pan ma zupe�nie normaln� wymow�. Bez nalecia�o�ci i akcentu - stwierdzi�a siostra Mary. - Czy przebywa pan tu od dawna? - Od dziesi�ciu lat - odpar� z lekka zaintrygowany Mr Young. - Firma zmieni�a adres, a ja, z konieczno�ci, razem z ni�. - Ma pan bardzo ciekaw� prac� - powiedzia�a siostra Mary. Mr Young obdarzy� j� spojrzeniem wyra�aj�cym niezwyk�� wdzi�czno��. W ko�cu niewielu spotkanych dotychczas ludzi odnios�o si� z niek�amanym podziwem i szacunkiem do jak�e, jego zdaniem, tw�rczego potencja�u rachmistrza-kosztorysanta. - Poprzednie miejsce by�o zupe�nie inne ni� obecne - kontynuowa�a piel�gniarka. - Tak s�dz� - odpowiedzia� Mr Young, kt�ry na dobr� spraw� nigdy si� nad tym nie zastanawia�. W Luton by�o prawie tak samo jak w Tadfield. Tak samo przyci�te �ywop�oty mi�dzy domem a stacj� kolejow�. Ludzie te� tacy sami. - Po pierwsze, o wiele wy�sze zabudowania - siostra Mary, bliska za�amania, spr�bowa�a poci�gn�� rozmow�. Mr Young spojrza� na ni� szeroko otwartymi oczami. Je�li dobrze pami�ta�, to jedynym budynkiem wy�szym ni� pozosta�e by� biurowiec Alliance of Leicester. - Domy�lam si�, �e cz�sto bywa pan na garden party. Nareszcie. Poczu� pewniejszy grunt. Deirdre by�a wielk� amatork� rozrywek tego typu. - Bardzo cz�sto - odpar� z uczuciem. - Moja Deirdre robi �wietne konfitury. Aja bia�ego s�onia8. Siostra Mary nigdy nie s�ysza�a o tym punkcie programu przyj�� dla socjety z pa�acu Buckingham. Mimo to natychmiast przyzna�a w my�lach, �e chocia� zwierz� jest grubosk�rne, to znakomicie pasuje do surowej etykiety dworskiej. - Czyta�am, �e w�a�nie do niego zagraniczni potentaci sk�adaj� ofiary dla niej. - Pardon? - Widzi pan, jestem wielk� mi�o�niczk� rodziny kr�lewskiej. - Ja tak�e - stwierdzi� Mr Young, przeskakuj�c z wdzi�czno�ci� na nieco wi�ksz� i wygodniejsz� kr� unoszon� przez zatrwa�aj�cy strumie� �wiadomo�ci. By� nie�le zorientowany w galerii arystokrat�w. Przynajmniej tych normalnych, kt�rzy nie oszcz�dzali si�, powiewaj�c do upad�ego chusteczkami na wzruszaj�cych otwarciach kolejnych most�w i sieroci�c�w. Nie interesowali go odmie�-cy szalej�cy w nocnych lokalach i dyskotekach, a potem uzewn�trzniaj�cy tre�ci �o��dkowe po paparazzi9 - Mi�o mi to us�ysze� - powiedzia�a siostra Mary. S�dzi�am bowiem, �e za oceanem nie kochacie ich zbytnio, bowiem wywo�ali�cie rewolucj� i wrzucili�cie ca�y transport herbaty wprost do rzeki. Trajkota�a bez przerwy, skutecznie zach�cana regu�� zakonu, by m�wi� o wszystkim, co przyjdzie do g�owy, a �askawa �lina przyniesie na j�zyk. Mr Young poczu� si� zbity z tropu, ale by� zbyt wyczerpany, by si� przejmowa� takim drobiazgiem. Zapewne �ycie w �cis�ej regule zakonnej sprawi�o, �e ludzie dziwaczeli. Pragn��, by jego �ona obudzi�a si�. Po chwili w monotonnym potoku s��w p�yn�cych z ust siostry Mary zabrzmia�a nutka nadziei. - Czy by�oby du�ym nietaktem z mojej strony, gdybym zapyta� o istnienie mo�liwo�ci wypicia fili�anki herbaty? - odwa�y� si�. - Och, m�j... - piel�gniarka zakry�a usta d�oni�. A o czym�e innym my�la�a w tej chwili? Mr Young nie skomentowa�. - Zaraz si� tym zajm� - doda�a. - A mo�e jednak �yczy pan sobie kawy? Pi�tro wy�ej mamy maszynk� do parzenia. - Prosz� o herbat�. - S�owo daj�, pan si� ca�kiem znaturalizowa�, nieprawda�? - powiedzia�a rado�nie i wybieg�a, szeleszcz�c fartuszkiem. Pozostawiony sam ze �pi�c� �on� i dw�jk� noworodk�w Mr Young opad� ci�ko na krzes�o. No tak. D�ugie godziny na kl�czni-ku i pobudki skoro �wit robi� swoje. Mile s� te siostry, ale chyba nie ca�kiem compost mentis. Jak w tym filmie Kena Russela. Zakonnice te� tam by�y, ale w ich zachowaniu trudno by�o dostrzec cho�by najmniejsze podobie�stwo do tego, co dzia�o si� w tym szpitalu. M�wi�, �e nie ma dymu bez ognia, c�. Westchn��. W tej chwili Niemowl� A obudzi�o si� i rozpocz�o ryczytal co si� zowie. Mr Young od wielu lat nie uspokaja� p�acz�cego noworodka. Zacznijmy od tego, �e w og�le nie umia� sobie z tym poradzi�, a piecz�towanie r�owej pupy ulubionym gestem sir Winstona Churchilla nie by�o godne polecenia. - Witamy na ziemskim padole - powiedzia� znu�onym g�osem. - Wkr�tce przywykniesz. Niemowl� zamilk�o i wpatrzy�o si� w Mr Younga jak w krn�brnego genera�a. Siostra Mary wybra�a w�a�nie �w moment, by wkroczy� z herbat�. Nie bacz�c, i� jest satanistk�, przynios�a talerz lukrowanych ciasteczek zwykle podawanych do herbaty tylko specjalnym go�ciom. Mr Young wzi�� ciastko w polewie o takim samym odcieniu r�u jak niekt�re narz�dzia chirurgiczne po operacji. Z polewy wystawa� lukrowy ba�wanek. - S� inne ni� te podawane u was - powiedzia�a siostra Mary. -U was nazywa sieje kruchymi ciasteczkami. U nas to biszkopty. Mr Young ju� otwiera� usta do potwierdzenia, �e owszem, tak nazywa� je on, a nawet jego s�siedzi w Luton, gdy do pokoju wbieg�a druga zakonnica, z trudem �api�c powietrze. Spojrza�a na siostr� Mary, zorientowa�a si�, �e Mr Young w �yciu nie mia� do czynienia z wn�trzem pentagramu i ograniczy�a wypowiedzi do wskazania na Niemowl� A i puszczenia "oczka". Siostra Mary skin�a g�ow� i odpowiedzia�a mrugni�ciem. Przyby�a zabra�a w�zek z Niemowl�ciem A. Mruganie i puszczanie oczek s� jednym z wielu sposob�w porozumiewania. Jedno mrugni�cie potrafi czasem du�o powiedzie�. Na przyk�ad w mrugni�ciu nowo przyby�ej zawarte by�o, co nast�puje: Gdzie si� podziewa�a�, do diab�a ? Urodzi�o si� Niemowl� B, jeste�my gotowi do zamiany, a ty gaworzysz sobie jak gdyby nigdy nic w obecno�ci Wielkiego Adwersarza, Pogromcy Kr�l�w, Anio�a Bezdennej Otch�ani, Bestii zwanej Smokiem, Ksi�cia Tego �wiata, Ojca K�amstwa, Szata�skiego Pomiotu i W�adcy Ciemno�ci przy herbatce? Czy zdajesz sobie spraw�, �e omal nie zosta�am zastrzelona ? Mrugni�cie siostry Mary w odpowiedzi na powy�sze pytania znaczy�o mniej wi�cej tyle: Oto Wielki Adwersarz, Pogromca Kr�l�w, Anio� Bezdennej Otch�ani, Bestia zwana Smokiem, Ksi��� Tego �wiata, Ojciec K�amstwa, Pomiot Szatana i W�adca Ciemno�ci. Nie mog� teraz m�wi�, bo w�r�d nas jest obcy. Ali�ci siostra Mary zrozumia�a mrugni�cie prze�o�onej tak: Dobrze si� sprawi�a�, siostro Mary. Sama zamieni�a� noworodki - to doskonale. Wska� mi teraz nadprogramowego noworodka. Ja zabior� go st�d, a ty b�dziesz mog�a dopi� herbat� w towarzystwie Jego Ekscelencji Kultury Ameryka�skiej. Wobec czego jej mrugaj�ca odpowied� brzmia�a: Oto Niemowl� B, kochaniutka. We� je teraz sobie i nie przeszkadzaj w herbacie z Jego Ekscelencj�. Zawsze chcia�am zapyta�, po co stawiaj� te wysokie budynki wyk�adane na zewn�trz lustrami. Powy�sze niuanse i subtelno�ci dialogu mruganego zupe�nie nie mie�ci�y si� w zakresie rozumnego postrzegania Mr Younga, tak �e obserwuj�c wymian� konspiracyjnych uprzejmo�ci, poczu� si� bardzo zak�opotany i pomy�la�, co nast�puje: Ten Russel... on to wiedzia�, co m�wi. Bez dwu zda�. Pomy�ka siostry Mary mog�aby zosta� dostrze�ona w por� przez nowo przyby�� zakonnic�, gdyby nie fakt, �e t� ostatni� w pokoju bacznie obserwowa� facet z Secret Seryice, Mr Dowling, i nie pr�bowa� nawet ukry� wzbieraj�cego w nim niepokoju. �w rosn�cy niepok�j by� po�rednim skutkiem �wiczenia okre�lonych reakcji na widok ludzi w d�ugich, lu�nych szatach, a zw�aszcza w czepcach oraz stan�w, gdy -jak w tej chwili - do zmys��w przedmiotu treningu dociera�y sprzeczne sygna�y. Osobnicy cierpi�cy na niedow�ad zdolno�ci kategoryzowania bod�c�w zewn�trznych nie powinni nosi� broni palnej, zw�aszcza gdy polecono im asystowa� przy naturalnym porodzie, kt�ry by� najwy�sz� ilustracj� tego, jak bardzo nieameryka�ski jest spos�b przychodzenia nowych obywateli na �wiat. Ponadto wiadomo, �e w zakonnych szpitalach s� brewiarze. Mr Young wzdrygn�� si�. - Czy wybra� pan ju� imi�? - zapyta�a figlarnie siostra Mary. - H�? Nie, jeszcze nie. Dziewczynce daliby�my imi� po mojej matce. Lucinda. Albo Germaine. Tak chcia�a Deirdre. - Asmodeusz brzmi bardzo �adnie - powiedzia�a siostra Mary, przypomniawszy sobie o powo�aniu. - Albo Damien. Damien jest ostatnio bardzo popularny. * * * Anathema Device mia�a osiem i p� roku. Imi� wybra�a dla niej matka, kobieta s�abo zorientowana w zawi�o�ciach teologicznych. Pewnego dnia gdzie� przeczyta�a s�owo, kt�re przypad�o jej do gustu tak bardzo, �e postanowi�a ochrzci� c�rk� takim imieniem. C�rka za� wykazywa�a wielkie za- interesowanie Ksi�g�. Poch�ania�a j� w tajemnicy przed matk� noc�, pod ko�dr� i przy latarce. R�wie�nicy Anathemy uczyli si� ze zwyk�ych elementarzy bogato ilustrowanych jab�uszkami, pi�eczkami, karaluszkami itd. Rodzina Device ca�kowicie odrzuca�a takie metody. Ich c�rka �wiczy�a czytanie z Ksi�gi. W Ksi�dze nie by�o �adnych jab�uszek ani pi�eczek, za to poczesne miejsce zajmowa� osiemnastowieczny drzeworyt przedstawiaj�cy spalenie na stosie niejakiej Agnes Nutter, kt�ra sprawia�a wra�enie zadowolonej ze swego losu. Pierwszym s�owem, kt�re Anathema samodzielnie przeczyta�a by�o s�owo "przistoyny". Niewielu spo�r�d nas w wieku o�miu lat zdawa�o sobie spraw�, z tego, �e przistoyny czasem znaczy akuratny, lecz Anathema wiedzia�a to od pocz�tku. Drugim s�owem by�o w�a�nie "akuratny". Pierwsze samodzielnie przeczytane zdanie brzmia�o: Oto m�wi� do ciebie, a zwa� S�owa moje. Nadjedzie Czterech, a Czterech Nadjedzie, a Trzech Nadjedzie z Niebios, a Jeden Nadjedzie w p�omieniach i nikt, i nic ich nie zatrzymie - ani ryby, ani d�d�a, ani bicz, ani Anio�, ani Diabe�. I ty b�dziesz z niemi, Anathemo. Anathema lubi�a czyta� o sobie. (Ostatnio troskliwi rodzice czytaj�cy tygodniki w niedzielne popo�udnia, mogli naby� ksi��eczki, gdzie bohaterowie nosili imiona ich dzieci. W zamy�le autor�w mia�o to wzbudzi� wi�ksze zainteresowanie ksi��k� u dzieci. W przypadku Anathemy za�, w jej ukochanej Ksi�dze wyst�powa�a nie tylko ona sama, lecz tak�e jej rodzice, dziadkowie i pradziadkowie a� do siedemnastego wieku. Ona sama by�a wci�� ma�ym wielkim egocentrykiem i nie przejmowa�a si� nazbyt, �e w Ksi�dze nie wspomniano ojej dzieciach, za� fabu�a wybiega�a naprz�d tylko jedena�cie lat. Kiedy ma si� osiem i p� roku, jedena�cie lat to prawie wieczno��, a je�li wierzy� Ksi�dze, to rzeczywi�cie ca�a wieczno��). By�