279
Szczegóły |
Tytuł |
279 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
279 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 279 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
279 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
tytu�: "Plac�wka"
autor: Boles�aw Prus
Rozdzia� I
Spod pag�rka nie wi�kszego od chaty wyp�ywa �r�d�o rzeki Bia�ki. W opoczystym gruncie wy��obi�o ono kotlin�, gdzie woda huczy jak r�j pszcz� gotuj�cych si� do odlotu.
Na przestrzeni mili Bia�ka p�ynie r�wnin�. Lasy, wsie, drzewa w polu, krzy�e na drogach wida� jak na d�oni, zmniejszaj�ce si� w miar� odleg�o�ci. Okolica wygl�da jak okr�g�y st�, w �rodku kt�rego stoi cz�owiek niby mucha przykryta niebieskim kloszem, Wolno mu je��, co znajdzie i czego inni nie zabior�, byle nie chodzi� za daleko i zbyt wysoko nie lata�.
Ale po przej�ciu mili w stron� po�udnia znajdujemy inny kraj. P�askie brzegi Bia�ki wznosz� si� i oddalaj� od siebie, g�adkie pole nabrzmiewa pag�rkami, �cie�ka idzie do g�ry, to spada na d�, znowu idzie w g�r� i znowu spada coraz gwa�towniej i cz�ciej.
R�wnina znik�a, jeste� w.w�wozie i zamiast rozleg�ego horyzontu spotykasz na prawo i na lewo, przed sob� i za sob� wzg�rza wysokie na kilka pi�ter, �agodne lub spadziste, nagie lub zaro�ni�te krzakami. Z tego w�wozu przechodzisz w drugi w�w�z, jeszcze dzikszy i cia�niejszy, potem w trzeci, czwarty... dziesi�ty... Ogarnia ci� ch��d i wilgo�; wdrapujesz si�. na pag�rek i widzisz, �e jest to, ogromna sie� w�woz�w, rozwidlaj�cych si� i popl�tanych.
Jeszcze par�set krok�w z biegiem rzeki i znowu zmienia si� krajobraz. Pag�rki s� coraz ni�sze i stoj� oddzielnie, podobne do wielkich mrowisk. Blask po�udniowego s�o�ca uderza ci� prosto w oczy: z kraju w�woz�w dosta�e� si� w obszern� dolin� Bia�ki.
Je�eli ca�a ziemia jest sto�em, na kt�rym Opatrzno�� dla stworze� przygotowa�a uczt�, to dolina Bia�ki jest olbrzymim p�miskiem, maj�cym wyd�u�on� form� i mocno zadarte brzegi. Tylko w zimie p�misek ten jest bia�y; w ka�dej za� innej porze wygl�da jak majolika ozdobiona mn�stwem barw i kszta�t�w surowych i nieregularnych, lecz pi�knych.
Na dnie owego naczynia boski garncarz umie�ci� ��k� i z p�nocy na po�udnie przeci�� j� wst�g� Bia�ki, na kt�rej tle szafirowym fale z rana i wiecz�r po�yskuj� czerwieni�, z�otem w dzie�, a srebrem podczas jasnych nocy. Tak urobiwszy dno zabra� si� arcymistrz do lepienia brzeg�w aby ka�dy posiada� odr�bn� fizjonomi�.
Brzeg zachodni wygl�da dziko. ��ka dotyka wzg�rz spadzistych, zasypanych wapiennym �wirem Gdzieniegdzie ro�nie krzak g�ogu, kar�owata brzoza albo trze�nia chora Cz�sto wida� p�aty ziemi jakby obdartej ze sk�ry. Najwytrzymalsza ro�lina ucieka st�d a miejsce zielono�ci zajmuj� gliny, siwe pok�ady piasku albo opoka, co wyszczerza na ��k� trupie z�by.
Wschodni brzeg jest inny; tworzy jakby amfiteatr o trzech kondygnacjach; wznosz�cych si� jedna nad drug�. Pierwsze pi�tro, tu� nad ��k�, zbudowano z czarnoziemu; w jednym miejscu wida� na nim szereg cha�up otoczonych drzewami; jest to wie�. Drugie pi�tro ukszta�towa�o si� z ziemi gliniastej; tu stoi dw�r, prawie w nade wsi�, z kt�r� ��czy go stara aleja lipowa Na prawo i na lewo ci�gn� si� dworskie �any w postaci wielkich prostok�t�w, zasianych pszenic�, �ytem, grochem albo pod ug�r zaj�tych nareszcie trzeci� kondygnacj� tworz� grunta piaszczyste, obsiewane owsem lub �ytem, a jeszcze wy�ej - czerni si� las sosnowy, podpieraj�cy niebo.
W p�nocnym kra�cu doliny wida� gromadk� pag�rk�w stoj�cych pojedy�czo jak kopce Trzy z nich (mi�dzy nimi jeden najwy�szy w okolicy, z sosn� na szczycie) nale�� do gospodarza J�zefa �limaka.
Jest to posiad�o�� jak pustelnia; do wsi z niej daleko; a jeszcze dalej do dworu.
Obejmuje dziesi�� morg�w gruntu, od wschodu przytyka do rzeki Bia�ki, od zachodu do go�ci�ca, kt�ry z tego miejsca przecina dolin� i biegnie do wsi. Przy drodze mieszcz� si� budynki �limaka. Jest tam chata, zwr�cona jednymi drzwiami do go�ci�ea, drugimi do podw�rka, jest stajnia z obor� i chlewikiem, nakryte jednym dachem, jest stodo�a i wreszcie szopa na wozy. Wszystko ustawione wzd�u� bolc�w kwadratowego dziedzi�ca.
Ch�opi doli�scy �artowali ze �limaka, �e mieszka na wygnaniu jak Sybirak. - Prawda, �e do ko�cio�a - m�wili - bli�ej mu ni� nam, ale za to nie ma do kogo g�by otworzy�.
Pustk� wszelako nie by�a tak bezludn�. W Jesieni przy ciep�ym dniu mo�na by�o widzie� na wzg�rzu bia�� figurk� parobka, jak w par� koni ora� ziemi� - albo �on� �limaka i dziewczyn� najmitk�; obie w czerwonych sp�dnicach, jak kopa�y kartofle. Mi�dzy wzg�rzami trzynastoletni J�drek �limak zwykle pas� krowy wyprawiaj�c przy tym dziwne �ama�ce. Lepiej za� poszukawszy znalaz�by� jeszcze o�mioletniego Sta�ka; z bia�ymi jak len w�osami, kt�ry w��czy� si� po w�wozach albo siedz�c na pag�rku pod sosn�; zamy�lony, patrzy� w dolin�. Zagroda ta, kropla. w morzu ludzkich interes�w, by�a odr�bnym �wiatem, kt�ry przechodzi� r�ne fazy, i posiada� w�asn� histori�.
By� na przyk�ad czas, �e J�zef �limak mia� ledwie siedem morg�w gruntu, a w chacie tylko �on�. Wkr�tce jednak spotka�y go dwie niespodzianki: �ona powi�a syna J�drka, a gospodarstwo skutkiem uk�adu o serwituty, powi�kszy�o si� o trzy morgi gruntu.
Wypadki te wywo�a�y du�� zmian� w �yciu ch�opa: dokupi� krow� i wieprza i pocz�� wynajmowa� kom�rnik�w do rob�t oko�o swej ziemi.
W kilka lat p�niej przyszed� na �wiat drugi syn. W�wczas �limakowa zgodzi�a sobie do pomocy star� wyrobnic� Sobiesk� - sposobem pr�by na p� roku: Pr�ba przeci�gn�a si� do trzech kwarta��w; po czym st�skniona za karczm� Sobieska uciek�a w nocy na wie�, jej za� miejsce zaj�a "g�upia Zo�ka", znowu na p� roku. �limakowej wci�� zdawa�o si�, �e po uko�czeniu najpilniejszej roboty b�dzie mog�a obej�� si� bez s�ugi.
"G�upia Zo�ka" przesiedzia�a u nich oko�o sze�ciu lat, lecz cho� nast�pnie posz�a na s�u�b� do dworu, w chacie roboty nie uby�o Przyj�a wi�c gospodyni pi�tnastoletni� sierot� Magd�, kt�ra lubo mia�a swoj� krow�, kilka zagon�w ziemi i p� chaty, wola�a jednak p�j�� mi�dzy ludzi ni� siedzie� na ojcowi�nie. M�wi�a, �e stryj za mocno j� bija�; dalsi za� krewni umieli tylko zach�ca� j� do pokory twierdz�c, �e im stryj wi�cej kij�w po�amie, tym dla niej b�dzie lepiej. W owej epoce �limak przewa�nie sam pracowa� oko�o roli, rzadko wynajmuj�c robotnik�w. Mimo to tyle jeszcze mia� czasu �e chodzi� z ko�mi do dworu albo �ydkom mieszkaj�cym w osadzie przywozi� towary z miasta. Gdy jednak dw�r coraz cz�ciej wzywa� go do roboty, wi�c �limakowi ju� nie wystarczali dzienni najemnicy i pocz�� ogl�da� si� za pomocnikiem sta�ym.
Pewnej jesieni, kiedy �ona najmocniej suszy�a mu g�ow� o parobka, zdarzy�o si�, �e wraca� ze szpitala Maciek Owczarz, kt�remu w�z wykr�ci� nog�. Kalece wypad�a droga ko�o chaty �limak�w; a �e by� n�dzny i zm�czony, wi�c usiad� na kamieniu przy wrotach i mi�osiernie zacz�� spogl�da� na sie� cha�upy. Tam w�a�nie gospodyni tar�a dla trzody gotowane kartofle, takie dobre, �e ich smak wraz z k��bami pary rozchodzi� si� po ca�ym go�ci�cu. Owczarza a� w do�ku zakr�ci�o od tych zapach�w i ju� wcale nie m�g� podnie�� si� z kamienia. - To wy, Owczarzu? - odezwa�a si� �limakowa, ledwie poznawszy nieboraka w �achmanach.
- Ju�ci ja - odpowiedzia� n�dzarz. - Gadali we wsi, �e was zabi�o. - Gorzej mi zrobi�o - westchn�� Maciek - bo mnie oddali do szpitala. Czemu�em ja nie zosta� na miejscu pod wozem? mia�bym ju� pewny nocleg i g�odu bym nie cierpia�.
Gospodyni zamy�li�a si�.
- �eby cz�owiek wiedzia� - rzek�a po chwili - �e nie zamrzesz, to mo�e by� i u nas zosta� parobkiem?...
Biedak zerwa� si� z kamienia i przeszed� do chaty wlok�c za sob� nog�. - Co mam zamrze�? - zawo�a�. - Z�by przecie mam zdrowa i robi� mog� za dwu, by�em si� troch� odgryz�. Dajcie ni barszczu z chlebem, a ino zjem, ur�bi� wam bodaj fur� drzewa. Potrzymajcie mnie z tydzie� na pr�b�, a wszystkie te g�ry zaoram. B�d� wam s�u�y� za stare odzienie i �atane buty, by�em si� mia� gdzie, przytuli� na zim�...
Tu Owczarz zamilk�, zdziwiony, �e tak du�o nagada�, bo z natury by� ma�om�wny, �limakowa obejrza�a go ze wszystkich stron, nakarmi�a, a zobaczywszy, �e zjad� misk� barszczu a drug� kartofli, kaza�a mu umy� si� w rzece, Gdy za� m�� wr�ci� wieczorem do domu, przedstawi�a Ma�ka jako parobka, kt�ry ju� drew ur�ba� i nakarmi� byd�o.
�limak w milczeniu wys�ucha� tego co si� sta�o. A �e mia� serce pe�ne lito�ci, wi�c rzek� po namy�le:
- To se zosta� u nas, cz�owieku Nam b�dzie lepiej, tobie b�dzie lepiej, nam b�dzie gorzej, tobie b�dzie gorzej. A jak kiedy, Bo�e nie daj, ca�kiem zabraknie chleba w cha�upie, to trafisz se tam, gdzie by� trafi� i dzisiaj. Wypocz�tego ka�dy pr�dzej we�mie do roboty.
Takim sposobem dosta� si� do zagrody nowy mieszkaniec. Cichy jak mr�wka, wierny jak pies i, cho� kaleka, pracowity za dwa konie.
Od tej pory, z wyj�tkiem, ��tego psa Burka, nic ju� nie przyby�o w �limakowym gospodarstwie: ani z dzieci, ani ze s�u�by, ani z dobytku. �ycie zagrody u�o�y�o si� do doskona�ej r�wnowagi. Wszystkie prace, niepokoje i nadzieje, wszystkie dusze ludzkie kr��y�y oko�o jednego celu - utrzymania bytu. Do tego celu najmitka znosi�a drwa na komin albo �piewaj�c i skacz�c biega�a po kartofle do lochu. Dlatego gospodyni zrywa�a si� przede dniem do swoich kr�w albo piek�a si� przy ogniu odsuwaj�c i przysuwaj�c wielkie garnki. Dlatego schylony nad p�ugiem poci� si� Owczarz, albo ci�gn�� kulaw� nog� za bron�. Dla tego wreszcie celu - �limak szepcz�c ranne pacierze chodzi� o �wicie do dworskich stod� albo sprzedane zbo�e odwozi� �ydkom do miasta.
Z tej samej przyczyny, odpoczywaj�c po robocie, narzekali oni zim�, �e ma�o le�y �niegu na �ycie, albo troszczyli si�, sk�d wzi�� paszy dla byd�a. Z tej przyczyny w maju prosili Boga o deszcz, a w ko�cu czerwca o pogod�. Z tej - po �niwach zgadywali, ile �wierci wyda kopa i jakie b�d� ceny. Niby pszczo�y ko�o ula, roi�y si� ich my�li oko�o wielkiej sprawy powszedniego chleba. Zboczy� z tych kierunk�w by�o im trudno, ca�kiem wydoby� niepodobna Nawet mawiali z dum�, �e jak pan jest po to, a�eby bawi� si� i rozkazywa�, tak ch�op jest po to, a�eby karmi� innych i siebie.
* * *
Rozdzia� II
By� kwiecie�. Po obiedzie rodzina �limaka zacz�a rozchodzi� si� do swych zaj��. Gospodyni, �cisn�wszy czerwon� chust� na g�owie, zarzuci�a na siebie p�acht� upranej bielizny i pobieg�a do rzeki. Za ni� poszed� Stasiek przypatruj�c si� ob�okom, kt�re dzi� wydawa�y mu si� inne ni� wczoraj. Magda najmitka wzi�a si� do mycia naczy� po strawie nuc�c coraz g�o�niej: Oj! da! da!." - w miar� oddalania si� gospodyni od chaty. Wreszcie J�drek popchn�� Magd�, psa targn�� za ogon i przera�liwie gwi�d��c polecia� z motyk� do sadu kopa� grz�dy. �limak siedzia�. pad piecem. By� to ch�op �redniego wzrostu, z szerok� piersi� i pot�nymi ramionami. Mia� twarz spokojn�, w�sy kr�tko podci�te, na czole grzywk�, a z ty�u d�ugie w�osy spadaj�ce a� na kark. W zgrzebnej koszuli czerwieni�a mu si� pod szyj� spinka szklana, oprawna w mosi�dz. �okie� lewej r�ki opar� na prawej pi�ci i pali� fajk�; gdy mu si� za� oczy przymkn�y, a g�owa zanadto pochyli�a naprz�d; poprawi� si� na �awie, opar� �okie� prawej r�ki na lewej pi�ci i znowu pali� fajk�.
Puszcza� siwy dym i drzema� spluwaj�c niekiedy na �rodek izby, albo przek�adaj�c r�ce. Lecz gdy cybuszek. zacz�� mu skwierczy� jak m�ody wr�bel, uderzy� par� razy fajk� o �aw� dla wysypania popio�u i przetka� j� palcem. Wreszcie podni�s� si� i ziewaj�c po�o�y� fajk� nad kominem.
Spojrza� spod oka na Magd� i wzruszy� ramionami. �wawo�� dziewczyny, wyskakuj�cej przy myciu statk�w, budzi�a w nim politowanie. On by ju� tak nie wyskoczy�, bo on wie, jak ci꿹 r�ce, nogi i g�owa, kiedy cz�owiek dobrze si� napracuje.
Wzu� grube buty z podkowami, wzi�� sztywn� sukman�, przepasa� si� twardym rzemieniem, na g�ow� w�o�y� wysok� czapk� z barana i poczu�, �e r�ce, nogi i ca�a osoba ci��� mu jeszcze bardziej Przysz�o mu na my�l, �e po ogromnej misce krupniku, a drugiej klusk�w z serem, by�oby stosowniej lec na s�omie ani�eli i�� do roboty. Ale przem�g� si� i powoli wyszed� na podw�rko W tabaczkowej sukmanie i czarnej czapie wygl�da� jak niski pie� sosnowy; okopcony u wierzchu. Wrota stodo�y by�y otwarte i jakby na przek�r wygl�da�o z nich par� snop�w s�omy, wabi�cych �limaka do drzemki Ale ch�op odwr�ci� g�ow� i spojrza� na jedno ze swych wzg�rz, gdzie tego ranka zasia� owies Zdaw��o mu si�, �e na zagonach widzi ��te ziarna, bardzo wystraszone i daremnie usi�uj�ce skry� si� pod ziemi� przed stadem wr�bli, kt�re dzioba�y owies.
- Zjad�y wy by�cie mnie do szcz�tu! - mrukn�� �limak. Ci�kim krokiem zbli�y� si� do szopy i wydoby� dwie brony, jakby kraty okienne, naje�one d�bowymi palcami, potem wyprowadzi� ze stajni swoje kasztanki. Jeden ziewa�, drugi rusza� warg� i patrzy� na �limaka przymru�onymi oczyma, m�wi�c w duchu: "Nie wola�by� ch�opie, sam zdrzemn�� si� i nas nie w��czy� po g�rach? Ma�o� to nabiegali�my si� wczoraj?"
�limak na tak� rad� pokiwa� g�ow�. Zaprz�g� kasztanki do jednej brony, przyczepi� do niej drug� i - pojechali z wolna. Min�li zielon� ��czk� za stajni�, wdrapali si� na popielaty bok wzg�rza, wreszcie dosi�gli szczytu. Patrz�c na nich przez wierzch stajni, zdawa�o si�, �e kr�py ch�op i para kasztank�w ze zwieszonymi �bami w��cz� si� po b��kicie niebieskim, sto krok�w tam i sto krok�w na powr�t Ile razy dochodzili granicy zasianego pola, zrywa�o si� przed nimi gniewnie �wiergoc�ce stado wron i jak chmura lecia�o poza nich na kraniec przeciwny. Czasami siada�o z boku zawsze krzycz�c i dziwuj�c si�, �e �limak zasypuje ziemi� tyle pi�knego ziarna.
"G�upi ch�op! g�upi ch�op!.. C� to za: g�upi ch�op!... - wo�a�y wr�ble. - Aha! - mrukn�� �limak wywijaj�c batem. - �ebym ja s�ucha� was, darmozjad�w, to i wy zmarnieliby�cie pod p�otem: Oni tu jeszcze b�d� wydziwiali, pr�niaki!... Ju� to wesela nie mia� �limak przy pracy ani uznania Nie do��, �e wr�ble z wrzaskiem krytykowa�y jego robot�, �e kasztanki wzgardliwie wywija�y mu ogonami pod nosem, jeszcze brony, zamiast i�� naprz�d, opiera�y si� z ca�ych si� i lada kamyk, lada garstka ziemi na sw�j spos�b stawia�y mu przeszkod�. Oto co kilkana�cie krok�w utykaj� znudzone kasztanki, a gdy �limak krzyknie: "Wio dzieci!" - konie wprawdzie rusz�, ale znowu brony buntuj� ich i w ty� ci�gn�. Gdy zmordowane wysi�kiem puszcz� brony, to zn�w kamienie w�a�� koniom pod kopyta, a jemu pod nogi, albo zapychaj� bronom z�by, a cz�sto i �ami� niejeden. Nawet ziemia stawia mu op�r, niewdzi�cznica.
- Od �wini gorsza�! - oburzy� si� ch�op. - �ebym tak �wini� skroba� zgrzeb�em, jak ciebie bronami, nie tylko spokojnie by si� uk�ada�a, ale jeszcze chrz�kn�aby na podzi�kowanie. A ty wci�� si� je�ysz, jakbym ci robi� krzywd�!.. Za zniewa�on� uj�o si� s�o�ce i rzuci�o ogromny snop �wiat�a na popielat� rol�, na kt�rej tu i �wdzie widnia�y plamy ciemne albo ��tawe. "Oto patrz! - m�wi�o s�o�ce. - Widzisz ten p�at czarny? Tak czarne by�o wzg�rze, kiedy tw�j ojciec siewa� na nim pszenic�. A teraz spojrzyj na ten ��ty p�at: tu ju� glina wychyla si� spod czarnoziemu i nied�ugo obsi�dzie ci wszystkie grunta".
- A c�em ja temu winien? - odpar� �limak..
"Nie ty�e� winien? - szepta�a z kolei ziemia. - Sam jadasz trzy razy na dob�, a mnie - jak cz�sto karmisz?... Daj Bo�e raz na osiem lat! A du�o mi dajesz? Pies by zdech� na takim wikcie. I czego ci �al dla mnie sieroty?... Oto - wstyd powiedzie� - sk�pisz mi bydl�cej mierzwy!..."
Skruszony ch�op zwiesi� g�ow�.
."Sam sypiasz, je�eli ci� �ona nie sp�dzi, i po dwa razy na dob�; a mnie - jaki dajesz wypoczynek? Raz na dziesi�� lat i to jeszcze byd�o mnie depcze. I ja mam by� z twojego bronowania kontenta? Spr�buj nie da� siana, nie wy�ciel obory krowom, tylko je skrob szczotk�, a zobaczysz, czy b�dziesz mia� mleko? Padnie ci stworzenie, gmina przyszle weterynarza, �eby wybi� reszt� dobytku, i nawet �yd sk�ry z tego nie kupi."
- Oj, la Boga, la Boga!... - wzdycha� ch�op uznaj�c, �e ziemia ma racj�. Ale pomimo skruchy nikt go nie po�a�owa� w strapieniu. Owszem, chwilami zrywa� si� wiatr zachodni i, zapl�tany mi�dzy zesch�e badyle na miedzy, �wista� mu w ucho: "Nie b�j si�, dam ja ci, dam!... Sprowadz� taki deszcz, taki potop, �e reszt� czarnoziemu wyp�ucz� ci, na go�ciniec albo na dworsk� ��k� �eby� w�asnymi z�bami bronowa�, i tak jeszcze z roku na rok b�dziesz mia� coraz mniej pociechy. Wszystko wyja�owi�!"
Nie na pr�no wiatr grozi� Za ojca nieboszczyka, za starego �limaka, zbierano w tym miejscu po dziesi�� korcy pszenicy z morgi. Dzi� i za siedem korcy �yta trzeba dzi�kowa� Bogu, a co b�dzie za dwa, za trzy lata?
- Ot, ch�opaka dola! - mrukn�� �limak. - Pracuj, pracuj, a zawsze tylko z jednej biedy wleziesz w drug�. Inaczej bym ja gospodarowa�, �eby tak doczeka� jeszcze jednej krowiny i cho�by tak tej oto ��czki...
Wskaza� batem na ��k� przy Bia�ce.
"G�upi ch�op. C� to za g�upi ch�op!" - �wiergota�y wr�ble. "Patrzaj, jak glina wypycha ci czarnoziem!" - pokazywa�o s�o�ce. "G�odzisz mnie, nie dajesz wypoczy�ku..." - st�ka�a ziemia. "Durny ty, durny" - warcza�y z gniewem z�bate a leniwe brony. "Chi! chi!.." - �mia� si� wiatr w zesch�ych badylach.
- Ot, dola! - szepn�� Slimak. - �eby ta dziedzic, �eby cho� ekonom tak ci� cz�eku, posponowa�, jeszcze by �alu nie by�o. Ale nieme stworzenie i to ju� nie daje ci dobrego s�owa...
Utopi� palce we w�osy, a� mu czapka zsun�a si� na lewe ucho, i wstrzyma� konie chc�c rozejrze� si� i smutne my�li pogubi� gdzie na polach. Mi�dzy chat� i go�ci�cem J�drek kopa� ziemi� motyk� i od czasu do czasu rzuca� kamieniami na ptaki albo �piewa� fa�szywie:
Uch!... jak ja se urzn�.
Krakowiaka z nogi,
P�jd� wiechcie z but�w,
A drzazgi z pod�ogi.
Albo puka� w okno chaty i wrzeszcza� na przek�r Magdzie:
Widzi B�g, dalib�g,
�em ci� nie pozna�a,
Bobym ja ci, Stasiu,'
Otworzy� kaza�a!
A ona mu: izby na t� sam� nut�:
Chocia� ja uboga,
Ubogiej matusie,
Nie b�d�� dawa�a
Po k�tach g�busie.
�limak odwr�ci� si� ku ��ce i zobaczy� swoj� kobiet�, jak schylona pod mostem, w koszuli i lekkiej sp�dnicy, pra�a szmaty kijank�, a� echo rozlega�o si� po dolinie. Na ��ce by� i Stasiek ale ju� opu�ci� matk� i szed� w g�r� rzeki, do jar�w. Niekiedy kl�ka� nad brzegiem i oparty na r�kach, patrzy� i patrzy� w wod�.
- Ciekawo��, co on tam wypatruje? - szepn�� ch�op z u�miechem. Stasiek by� to jego syn ukochany, a przy tym dziecko osobliwe, kt�re cz�sto widywa�o rzeczy niedost�pne dla zwyk�ego oka.
�limak wywin�� batem i konie ruszy�y Znowu zawarcza�y brony, wr�ble znowu furkn�y nad g�ow�, wiatr znowu �wista� w badylach, ale ch�opu ju� inne my�li zacz�y snu� si� po duszy.
"Ile� ja mam gruntu? - medytowa�. - Dziesi�� morg�w, a w tym ��ki ani okrucha. Gdybym obsiewa� co rok tylko sze�� albo siedem morg�w, a reszt� ugorowa�, z czeg� bym wykarmi� moj� biedot�? A parobek - on tyle zjada co i ja i cho� kulawy, bierze pi�tna�cie rubli zas�ug. Magda mniej zje, ale i tyle robi, co pies nap�aka�. Ca�e szcz�cie, �e mnie wo�aj� do dworu czy jaki �ydzina zgodzi z furmank�, czy kobieta sprzeda mas�a i jaj albo wieprzka utuczy. I co z tego razem? Mi�osierdzie boskie. je�eli schowasz do skrzyni za ca�y rok pi��dziesi�t rubli. A przecie kiedy�my si� pobrali, i setce nie dziwowa� si� cz�owiek." Daj�e tu ziemi nawozu, kiedy ci ledwie starczy chleba dla w�asnej g�by, a siano i owies musisz kupowa� we dworze. Niechby dworowi przysz�a ochota nie sprzeda� ci paszy albo nie zawo�a� ci� do roboty, to co? Cho� zdechnij z g�odu; a byd�o wyp�d� na rynek...
Przecie ja - duma� �limak - nie mam tyle gruntu co Grzyb albo �ukasiak, albo Sarnecki. To panowie. Jeden ze swoj� bab� je�dzi do ko�cio�a w�zkiem, drugi chodzi w kaszkiecie jak bednarz, trzeci co roku chcia�by w�jta obali� i sam przyczepi� si� do �a�cucha A ty, cz�eku, bieduj na dziesi�ciu morgach i jeszcze ekonomowi k�aniaj si� do ziemi, �eby pami�ta� o tobie.
Niech tam se ju� idzie, jak sz�o do tych czas�w - zakonkludowa� ch�op. - �atwiej by� ksi�dzem na w��ce ni� dziadem na zagonie. �ebym ja mia� wi�cej byd�a i ��k�, to dworu nie prosi�bym o �ask� i koniczyny bym nawet posia�..." Na go�ci�cu za rzek� podni�s� si� tuman py�u. �limak spostrzeg� go i pozna�, te kto�, jakby ode dworu, jedzie konno do mostu. By�a to osobliwa jazda. Tuman kurzu posuwa� si� naprz�d, ale niekiedy cofa� si� wstecz, nawet na kilkana�cie krok�w. Czasem tak opada�, �e ch�opskie oczy mog�y dojrze� konia i je�d�ca; czasem tak powi�ksza� si� i kot�owa� na go�ci�cu, jakby zrywa�a si� burza. �limak wstrzyma� konie, przys�oni� oczy r�k� i rozmy�la�: "Osobliwo�ci, jak on jedzie, i kto to? Ni to dziedzic, ni furman, nawet chyba nie katolicka dusza, ale i nie �yd!. �yda rychtyk tak wykr�ca na szkapie jako onego; ale �yd nie wypuszcza�by znowu konia tak �mia�o. Musi, �e to jaki� nietutejszy albo wariat...".
Tymczasem je�dziec o tyle zbli�y� si� do mostu, �e �limak m�g� mu si� lepiej przypatrzy�. By� to pan szczup�y, w jasnym odzieniu i aksamitnej d�okejce na g�owie. Mia� szk�a na nosie, w ustach papierosa, � pod pach� szpicrut�. Cugle trzyma� w obu pi�ciach, kt�re mu wci�� skaka�y mi�dzy ko�sk� szyj� i w�asn� brod�. Wykrzywionymi nogami tak mocno obejmowa� siod�o, �e spodnie podwin�y mu si� do kolan i by�o wida� nad kamaszami bez cholewek bia�e p��tno. Cz�owiek najmniej obeznany z hipik� m�g� zgadn��, �e je�dziec po raz pierwszy dosiada konia, a ko� po raz pierwszy d�wiga podobnego je�d�ca. Chwilami obaj w pi�knej harmonii jechali k�usem, wnet jednak wyskakuj�cy na siodle kawalerzysta traci� r�wnowag�, szarpn�� lejce, a ko�, czu�y na ka�de dotkni�cie, skr�ca� w bok albo stawa� na miejscu. W takiej chwili je�dziec zaczyna� cmoka� i kolanami gnie�� siod�o, a widz�c, te to nie skutkuje, usi�owa� spod pachy wydoby� szpicrut�. W�wczas ko� domy�liwszy si�, o co chodzi, poczyna� znowu biec k�usem, pobudzaj�c do nadzwyczajnych ruch�w r�ce, nogi, g�ow� i tu��w je�d�ca, kt�ry robi� si� podobny do lalki zszytej: kilkunastu tle przypasowanych kawa�k�w. Niekiedy zdesperowany, cho� �agodny ko� zrywa� si� do galopa. Wtedy je�dziec jakim� cudem odzyskiwa� r�wnowag� na siodle i podniecony biegiem, puszcza� wodze fantazji. Marzy�, �e jest kapitanem jazdy i na czele szwadronu p�dzi do ataku Ale wnet r�ce, jeszcze nienawyk�e do oficerskiego stopnia, wykonywa�y jaki� ruch zbyteczny i - ko� nagle stawa�, a pan uderza� go w szyj� nosem i papierosem. Wszystko to jednak nie psu�o mu humoru, od dziecka bowiem wzdycha� do konnej jazdy, a dzi� dopiero mia� okazje nacieszy� si� ni� do syta. Czasem ko�, gdy mu zupe�nie zwolniono cugli, zamiast i�� naprz�d, zwraca� si� w stron� wsi W�wczas je�dziec widzia� gromad� ps�w i dzieci goni�cych go z oznakami zadowolenia, a w jego demokratyczne serce wst�powa�a �yczliwa rado��. Opr�cz bowiem pop�du do rycerskich �wicze� nami�tnie kocha on lud, kt�ry zna� w tym samym stopniu, co i sztuk� utrzymywania n�g w strzemionach. Po chwili jednak opanowa� wybuch mi�o�ci do ludu. znowu budzi� w sobie kawaleryjskie instynkty i za pomoc� skomplikowanych usi�owa� skr�ca� na powr�t do mostu. Widocznie mia� zamiar przejecha� wszerz dolin�.
- Ehej! musi to szwagierek dziedzica, ten, co mia� przyjecha� z Warszawy - zawo�a� sam do siebie rozweselony �limak - �onk� wybra� se nasz pan galant� i nawet d�ugo za ni�. nie je�dzi�; ale za takim szwagrem to musia� du�o �wiata oblecie�. W naszych stronach pr�dzej by spotka� nied�wiedzia ni� osob�, co tak siedzi na koniu. To� on g�upszy od pastucha, cho� pa�ski szwagier:.. Ale zawsze pa�ski szwagier!...
Gdy �limak w ten spos�b taksowa� przyjaciela ludu, je�dziec dosta� si� na most. �oskot kijanki zwr�ci� jego uwag�, skr�ci� bowiem konia do por�czy i z wysoko�ci siod�a wytkn�� g�ow� nad wod�. Cieniutki tu��w i zadarty daszek d�okejki robi� go podobnym do �urawia.
"Czego on tam chce?" - pomy�la� ch�op.
Panicz wida� zapyta� o co� kobiet�, bo powsta�a z kl�czek i podnios�a g�ow� do g�ry. Jej sp�dnica by�a wysoko podwini�ta i �limak teraz dopiero spostrzeg�, jakie ta niewiasta ma bia�e i pi�kne kolana A� go zimno przesz�o. - Czego on, u paralusza, chce od mojej baby? - powtarza� �limak. - Siedzi to na koniu jak nieborak, a kwapi si� zaczepia� kobiety. Mog�aby i moja, co prawda, opu�ci� troch� malowanki, nie za� ugina� si� tak brzydko Zawsze� to pa�ski szwagier.
Pa�ski szwagier zjecha� z mostu, z niema�ym trudem skierowa� konia do wody i stan�� tu� obok �limakowej. Ch�op ju� nie mrucza�, tylko przypatrywa� si� im coraz pilniej. Kolana �ony wydawa�y mu si� jeszcze bielsze. Wtem sta�a si� rzecz dziwna. Panicz wyci�gn�� r�k� jakby do paciork�w na szyi �limakowej niewiasty, ona za� machn�a kijank� tak energicznie, �e sp�oszony ko� wyskoczy� z wody na go�ciniec, a je�dziec kolanami obj�� go za szyj�. - Co ty robisz, Jagna! - wrzasn�� �limak. - Przecie� to pa�ski szwagier, ty g�upia...
Ale krzyk jego nie dolecia� do Jagny, a panicz wcale nie obrazi� si� za manewr z kijank�. Przes�a� r�k� poca�unek �limakowej i poprawiwszy si� w strzemionach spi�� konia pi�tami. M�dry zwierz odgad� jego zamiar. �eb wyrzuci� w g�r� i ostrym k�usem ruszy� w stron� chaty �limak�w. Lecz szcz�cie znowu nie dopisa�o paniczowi: noga wysun�a mu si� ze strzemienia, wi�c obur�cz chwyci� rumaka za grzyw� i na ca�e gard�o pocz�� wo�a�: "tpru!... st�j, ty diable!..." J�drek us�ysza� krzyk i wdrapa� si� na wrota; zobaczywszy za� dziwnie ubranego panicza wybuchn�� �miechem. Wtedy ko� skoczy� w lewo i tak zawin�� je�d�cem, �e mu spad�a aksamitna d�okejka.
- Podnie� no czapk�, kochanku!... - zawo�a� panicz do J�drka i p�dzi� dalej. - A to se pan podnie�, kiedy gubisz... Cha! cha! - �mia� si� J�drek i klasn�� w r�k�, a�eby lepiej sp�oszy� bieguna:
Wszystko to widzia� i s�ysza� jego ojciec. W pierwszej chwili zuchwalstwo ch�opca mow� mu odj�o, ale wnet oprzytomnia� i krzykn�� z gniewem: - Ty kondlu, J�drek!... A podaj krymk� ja�nie paniczowi, kiej ci ka�e! J�drek wzi�� we dwa palce d�okejk� i trzymaj�c j� z daleka od siebie, poda� je�d�cowi, kt�ry ju� pow�ci�gn�� konia.
- Dzi�kuj�, bardzo, dzi�kuj�... - rzek� panicz �miej�c si� nie gorzej od J�drka. - J�drek! psia wiaro, a czemu czapki nie zdejmiesz przed ja�nie paniczem?... - wo�a� z g�ry �limak. - Zdejmij zaraz!
- A co ja mam ka�demu czapkowa�? - odpar� zuchwa�y wyrostek. - Wybornie!.:. bardzo dobrze!... - cieszy� si� panicz. - Poczekaj dam ci za to z�ot�wk�. Wolny obywatel nie powinien upokarza� si� przed nikim. �limak nie podziela� demokratycznych teoryj panicza Rzuci� lejce kasztankom i z czapk� w jednej, a batem w drugiej r�ce bieg� ku J�drkowi. - Obywatelu! - zawo�a� panicz do �limaka - obywatelu, prosz� ci�, nie r�b mu krzywdy. Nie st�umiaj niepodleg�o�ci ducha.. Nie...
Chcia� prawi� jeszcze, ale znudzony ko� uni�s� go w stron� mostu. W drodze je�dziec min�� wracaj�c� do chaty �limakow� i zdj�wszy zakurzon� d�okejk� zacz�� wywija� ni� i wo�a�:
- Niech pani nie pozwala bi� ch�opca!...
J�drek znikn�� mi�dzy budynkami, panicz przejecha� most z powrotem, ale �limak jeszcze sta� na miejscu z batem w jednej i czapk� w drugiej r�ce, zdumiony tym, co si� sta�o. Jaki� cudak, kt�ry zaczepia� mu �on� i cieszy� si� zuchwalstwem J�drka. Ten sam jego, uczciwego ch�opa, przezwa� "obywatelem", a kobiet� "pani�"...
- Farmazon! - mrukn��. Nakry� g�ow� i gniewny wr�ci� do koni. - Wio, dzieci!... To ci �wiat nastaje, nie b�j si� Ch�opski syn nie chce uk�oni� si� panu, a pan mu to chwali. Taki on i pan. Prawda, te szwagier dziedzica, ale musi co� ma zepsute w g�owie, o, ma! Wio, dzieci! Niezad�ugo zabraknie pan�w, a ty, ch�opie, cho� zdychaj. Ha mo�e J�drek, jak uro�nie, da sobie inn� rad�, bo on ch�opem nie b�dzie, co nie, to nie. Wio, dzieci!...
Zdawa�o mu si�, �e widzi J�drka w butach bez cholew i aksamitnej d�okejce. - Tfu! - splun��. - Jut dok�d ja oczu nie zamkn�, ty si�, kundlu, tak nie odziejesz. Wio, dzieci! Zawdy trzeba mu dzi� sprawi� basarunek, bo tak si� znarowi, te kiedy przed samym dziedzicem nie zdejmie czapki, a ja strac� zarobek. Dopiero� bym mia�! A wszystko przez bab�, co wci�� buntuje ch�opaka. Nic nie pomo�e, trza mu porachowa� gnaty!...
Teraz �limak spostrzeg� znowu py� na go�ci�cu, ale od strony r�wnin, i zobaczy� dwa jakby cienie: jeden wysoki, a drugi pod�ugowaty, Pod�ugowaty szed� za wysokim i kiwa� g�ow�.
"Kto� krow� wiedzie - pomy�la� ch�op - ale przecie nie na targ?... Trza zbi� ch�opaka i �wi�ty Bo�e nie pomo�e... Co to za krowa?". Wio, dzieci! Oj, �ebym ja tak mia� jeszcze jedn� krowin� i cho� ten oto k�s ��ki!..." Zjecha� ze szczytu wzg�rza i pocz�� bronowa� jego spadek, zwr�cony do Bia�ki. Nad rzek� zobaczy� Sta�ka, ale za to. straci� z oczu swoj� zagrod� i tajemniczego ch�opa z krow�. R�ce opad�y mu, nogi ledwie wlok�y si� ze zm�czenia, ale najbardziej ci�y�a mu niepewno��, jak� mia� w duszy, �e on nigdy dobrze nie odpocznie. Sko�czy swoj� robot�, musi i�� do miasteczka, bo i z czego by �y�?
"�eby te� cz�owiek m�g� si� kiedy dobrze wyle�e�! - pomy�la�. - Ba! �ebym mia� wi�cej gruntu albo cho� jeszcze jedn� krowin� i t� ��k�, to bym �e�a�..." Ju� z p� godziny chodzi� po nowym miejscu za bronami, cmokaj�c na konie albo marz�c o wyle�eniu si�, gdy nagle us�ysza�:
- J�zef! J�zef!... I zobaczy� na wzg�rzu swoj� kobiet�.
- No, co tam? - spyta� ch�op.
- Wiesz ty, co si� sta�o?....- rzek�a zadyszana gospodyni. - Sk�d�e mam wiedzie�? - odpar� ch�op zaniepokojony, - Czyby nowy podatek? - przemkn�o mu si� przez g�ow�.
- Przyszed� do nas stryj Magdy, wiesz, ten Grochowski, Wojciech... - Mo�e chce zabra� dziewuch�? to niech j� bierze.
- Ale, jemu tam akurat dziewucha w g�owie. Przyszed� z krow� i chce ja sprzeda� Grzybowi za trzydzie�ci pi�� rubli papierkami i srebrnego rubla za postronek. �liczno�ci krowa, m�wi� ci.
- Niech j� sprzedaje, c� mnie do niej?
- To ci do niej, �e my j� kupimy - rzek�a �limakowa stanowczym tonem. Ch�op spu�ci� bat ku ziemi i przychyliwszy g�ow� spogl�da� na �on�. Jakkolwiek dawno wzdycha� do trzeciej krowy, przecie wydatek kilkudziesi�ciu rubli i tak nag�a zmiana w gospodarstwie wyda�y mu si� rzecz� potworn�. - Z�e w ciebie wst�pi�o czy co?... - zapyta�.
Baba uj�a si� pod boki.
- Co we mnie mia�o z�e wst�pi�? - m�wi�a podnosz�c g�os. - C� to, mnie ju� nie sta� na krow�? To Grzyb swojej babie kupi� w�zek, a ty mi bydl�cia �a�ujesz!... S� przecie dwie krowy w oborze, a boli ci� o nich g�owa?... A mia�by� ty ca�� koszul�, �eby nie te stworzenia?
- O la Boga! - j�kn�� ch�op, kt�remu szybk� wymowa ma��onki pocz�a miesza� my�li
- A czym�e ty j� wykarmisz; bo mi przecie ze dworu wi�cej paszy nie sprzedadz�. No, czym?... - pyta�.
- We� od dziedzica w arend� t� oto ��k�, a b�dziesz mia� pasz� - odpowiedzia�a �ona wskazuj�c na p�at trawy mi�dzy gruntami �limaka i Bia�k�. Bliskie urzeczywistnienie naj�mielszych marze� przerazi�o ch�opa. - B�j si� Boga, Jagna, co ty gadasz? Jak�e ja wezm� ��k� w arend�? - spyta�. - P�jd� do dworu; popro� pana, zap�a� czynsz za rok, i tyle. - Zwariowa�a baba, jak mi B�g mi�y! Przecie dzi� nasze bydl� z tej samej ��ki szczypie traw� darmo; a jak zap�ac� czynsz, to co?... To ju� nie b�dzie darmo. - Jak zap�acisz czynsz, to b�dziesz mia� trzeci� krow�.
- Choroba mi po niej, kiedy i za ni�, i u ��k� trzeba p�aci�. Nie p�jd� do dziedzica...
�ona przysun�a si� i zajrza�a mu w oczy. - Nie p�jdziesz? -spyta�a. - Nie p�jd�.
- No, to ja i w domu zdybi� paszy, a wtedy p�jdziesz do samego diab�a, nie tylko do dziedzica, jak ci zabraknie dla koni. A tej krowy z cha�upy nie wypuszcz� i kupi� j�...
- To se kupuj.
- Kupi�, ale ty stargujesz, bo ja nie mam czasu namawia� Grochowskiego i nie b�d� z nim pi�a w�dki.
- Pij! namawiaj! kiedy ci si� zachcia�o krowy! - wo�a� �limak. �wawa kobieta wyci�gn�a r�k� i gro��c ni� wo�a�a:
- J�zek, ty mi si� nie buntuj, kiedy sam nie masz dobrego zastanowienia. Ty mnie s�uchaj. Frasujesz si� co dzie�, te ci nit starczy nawozu, klekoczesz mi g�ow�, �e ci 'trzeba bydl�cia, a kiedy przyszed� czas, kupi� go nie chcesz. Przecie te krowy, co ju� s�, nic ci� nie kosztuj� i jeszcze daj� pieni�dze z nabia�u: wi�c i tamta pieni�dze ci przyniesie, ino si� s�uchaj. M�wi� ci, s�uchaj si�!... Ko�cz robot�, przychod� do izby i krow� wytarguj, bo inaczej zna� ci� nie chc�...
To powiedziawszy odesz�a, a ch�op porwa� si� za g�ow�.
- A dola� moja z t� bab�! - lamentowa�. - Gdzie ja nieszcz�liwy potrafi� wzi�� ��k� w arend�?... To� dziedzic nawet gada� ze mn� o tym nie zechce... I traw� do tych p�r mieli�my darmo, ile jej bydl�tko, uszczypn�o, a teraz co?... Upar�a si� baba mie� krow�, zaci�a si�, a ty cho� bij �bem o �cian�... Po c�em ja si� nieszcz�liwy urodzi�, po com na ten �wiat przyszed�, �eby ino z ka�dej strony mie� zmartwienie!... Wio, dzieci!...
Machn�� batem, targn�� lejce i bronowa� dalej. Zdawa�o mu si�, te kamienie i grudy ziemi znowu warcz�: "durny ty, durny!..." - a wiatr �mieje si� w badylach i szepce:
"Zap�acisz trzydzie�ci pi�� rubli papierkami i jeszcze rubla srebrnego za postronek. Co� od�o�y� dzie� po dniu, tydzie� po tygodniu, przez dziewi�� miesi�cy, to dzi� wydasz od razu, jak orzech zgryz�. Grochowskiemu nowiute�kimi pieni�dzmi nap�cznieje kiesze�; ale tw�j kapciuch schudnie. Musisz jeszcze zrobi� bydl�ciu ���b i drabin�, z niepewno�ci� i strachem schyla� si� do n�g dziedzicowi, zap�aci� za ��k� i godzinami czeka� na ekonoma, �eby wyda� kwit na arend�..."
- O ja nieszcz�liwy, o ja nieszcz�liwy! - mrucza� ch�op. - Wio; dzieci!... Ile to groszy cz�ek zbiera na z�ot�wk�, ile z�ot�wek na rubla, ile to si� nachodzi, nim wydostanie nowy papierek! Wio, dzieci!... A tu jeszcze pewnie dziedzic nie zechce odda� ��ki...
Nie gadaj, nie gadaj, bo wiesz, �e ci j� odda" - �wiergota�y wr�ble. - Ju�ci odda - odpar� �limak z gorycz� - ale ka�e se p�aci� czynsz. A przecie i bez tego nieraz bydl� uszczypn�o trawy po s�siedzku, grosza nie wydawszy. Bo�e mi�osierny, c� ja mam za zmartwienie dnia dzisiejszego, co ja wydam gotowizny!... Wola�bym najci�sze bole�ci ani�eli taki straszny pieni�dz marnowa� na g�upstwo.
S�o�ce ju� chyli�o si� ku zachodowi, kiedy �limak przeni�s� brony na ostatnie poletko, tu� przy go�ci�cu. W tej chwili krowa, kt�r� mia� kupi�, rykn�a; g�os jej podoba� si� ch�opu i nawet troch� pog�aska� go po sercu. "Ju�ci co trzy krowy, to nie dwie - pomy�la�. - Po tylim dobytku to i ludzie inaczej uszanowaliby cz�owieka. Tylko najgorzej z pieni�dzmi i z ��k� Ha, samem sobie winien..."
Przysz�o mu na my�l, ile on razy, uk�ad�szy si� na �awie, zamiast spa�, wymy�la� r�ne projekty i opowiada� o nich �onie! Ile razy m�wi�, jako musi naprowadzi� sze�� p�l i sia� koniczyn�! A ile razy chwali� si�, jak to mu ludzie radz�, �eby zim� robi� wozy i gospodarskie statki, do czego mia� tyle zgrabno�ci?... Wreszcie, nie on�e sam wzdycha� do trzeciej krowy, nie on chcia� bra� ��k� w arend�?...
�ona s�ucha�a cierpliwie rok, dwa, trzy lata, a� nareszcie dzisiaj - ka�e mu kupi� bydl� i wynaj�� ��k� zaraz, natychmiast. Jezu mi�osierny, jaka to twarda kobieta! Ona jeszcze nap�dzi go kiedy do siania koniczyny albo do robienia woz�w...
Dziwny by� ch�op ten �limak Na wszystkim si� rozumia�, nawet na �niwiarce; wszystko zrobi�, nawet naprawi� m�ocarni� we dworze; wszystko sobie w g�owie u�o�y�, nawet, przej�cie do p�odozmianu na swoich gruntach, ale - niczego sam nie o�mieli� si� wykona�, dop�ki go kto gwa�tem nie nap�dzi�. Jego duszy brak�o tej cienkiej nitki, co ��czy projekt z wykonaniem, ale za to istnia� bardzo gruby nerw pos�usze�stwa. Dziedzic, proboszcz, w�jt, �ona - wszyscy oni zes�ani byli od Boga po to, a�eby �limakowi wydawa� dyspozycje, kt�rych sam sobie wyda� nie umia�. By� on rozs�dny i nawet przemy�lny, ale samodzielno�ci ba� si� gorzej nie psa w�ciek�ego. Mia� nawet przys�owie, �e "ch�opska rzecz - robi�, a pa�ska - bawi� si� i rozkazywa� innym".
S�o�ce dotkn�o czub�w g�r otaczaj�cych dolin�. �limak dociera� ju� bronami do go�ci�ca i rozmy�la� nad tym, jak b�dzie targowa� si� z Grochowskim, gdy nagle us�ysza� za sob� gruby g�os:
- Hej! hej!
Na go�ci�cu sta�o dwu ludzi. Jeden siwy, ogolony, w granatowej kapocie z kr�tkim stanem i w niemieckiej czapce z zawini�tymi brzegami - drugi m�odszy, wyprostowany, z jasn� brod�, w paltocie i kaszkiecie Za nimi w pewnej odleg�o�ci sta� parokonny w�zek. kt�rym powozi� cz�owiek ubrany w kaszkiet i granatow� kapot�.
- To pole jest twoje? - pyta� �limaka brodaty szorstkim tonem. - Czekaj no, Fryc - przerwa� mu starzec.
- Dlaczego ja mam czeka�? - obruszy� si� brodaty.
- Zaczekaj. Czy to wasze grunta, gospodarzu? - zapyta� stary nier�wnie �agodniejszym tonem.
- Ju�ci moje, czyje ma by�? - odpar� ch�op.
W tej chwili przybieg� z ��ki Stasiek i patrzy� na obcych z nieufno�ci� i podziwem.
- A ta ��ka jest twoja? - pyta� brodaty.
- Zaczekaj, Fryc. Czy to wasza ��ka, gospodarzu? - poprawi� go stary. - Nie moja, dworska.
- A czyja ta g�ra z sosn�?...
- Zaczekaj, Fryc...
- Ach, ojciec lubi tak du�o gada�...
- Zaczekaj, Fryc - m�wi� starzec. - Ta g�ra z sosn� to wasza?... - Przecie moja, nie czyja.
- Oto widzisz, Fryc - rzek� stary po niemiecku - tu dopiero mo�na by postawi� wiatrak dla Wilhelma...
I wskaza� r�k� na g�r�.
- Wilhelm nie dlatego nie buduje wiatraka, te g�ry s� za niskie, ale dlatego, �e pr�niak - odpar� gniewnie nazywany Frycem.
- Prosz� ci�, Fryc, b�d� cierpliwy. A te pola za go�ci�cem i tamte jary to jut nie wasze? - pyta� znowu starzec ch�opa.
- Sk�d�e by moje, kiedy to dworskie.
- No, tak - przerwa� niecierpliwie brodaty - wszyscy wiedz�, �e on siedzi na �rodku dworskich p�l jak dziur� w mo�cie. Diab�a wart ca�y ten interes. - Zaczekaj, Fryc - uspokaja� go stary.
- Was, gospodarzu, dworskie pola ze wszystkich stron otaczaj�? - Ju�ci tak.
- No, dosy� tego! - mrukn�� brodaty i poci�gn�� ojca do w�zka. - B�g wam zap�a�, gospodarzu - rzek� stary dotykaj�c r�k� czapki. - Och, jak ojciec lubi du�o gada�! - przerwa� brodaty, gwa�tem prowadz�c go do w�zka - Z Wilhelma nic nie b�dzie cho�by�my mu dziesi�� takich g�r wynale�li. - Czego oni chc�, tatulu? - odezwa� si� nagle Stasiek.
- Ju�ci prawda - ockn�� si� i zawo�a�: - Panowie! hej tam... Starzec odwr�ci� g�ow�.. - Po co wy si� wypytujecie o to wszystko?
- Bo nam si� tak podoba - odpar� brodaty, gwa�tem sadzaj�c ojca na w�zek. - Bywajcie zdrowi, do widzenia! - �awo�a� stary do �limaka. Brodacz wzruszy� ramionami i kaza� jecha� W�zek potoczy� si� w stron� mostu. - Co si� te� tu ludzi przewin�o dzi� przez go�ciniec - rzek� �limak do siebie. - Czysty jarmark albo odpust...
- A co to za ludzie, tatulu? - zapyta� Stasiek.
- Ci, co odjechali w�zkiem? Musi Niemce z W�lki, o trzy mile st�d. - Czego oni tak wypytywali si� o grunta?
- Albo to si� jeden pyta, moje dziecko - odpar� ch�op. Innym tak si� ten kraj podoba�, �e le�li het, a� na g�r� pod sosn�. Patem zle�li i tyle ich widzia�em. �limak sko�czy� robot� i zawr�ci� konie do domu. O Niemcach ju� zapomnia�, ca�� bowiem uwag� zaprz�tn�a mu krowa i ��ka. A gdyby te� naprawd� jedn� kupi�, a drug� wydzier�awi�?...
Ciarki przesz�y mu po plecach na my�l, �e mo�e spe�ni si� to, o czym od tylu lat medytowa�.
Jeszcze jedna krowa i dwa morgi ��k - to� ze trzydzie�ci rubli zysku na rok. Mo�na by ziemi� lepiej wynawozi�, zbo�a wi�cej sprzedawa�, a na zim� sprowadzi� dziada do domu, a�eby ch�opc�w czyta� uczy�. A co by powiedzieli inni gospodarze na taki przybytek? Z pewno�ci� ust�powaliby mu wi�cej miejsca w ko�ciele i w karczmie ni� dzisiaj. A jak by to mo�na odpoczywa� sobie przy takim maj�tku?... Ach, odpoczywa�! �limak nie zna� g�odu ani ch�odu, w domu wszystko mu si� wiod�o, mia� przyja�� ludzk� i sporo got�wki, by�by zupe�nie szcz�liwy, gdyby go tak nie bola�y ko�ci z pracy, gdyby m�g� wyle�e� si� i wysiedzie�, ile dusza zapragnie.
* * *
Rozdzia� III
Wr�ciwszy na dziedziniec �limak odda� brony parobkowi, a sam zacz�� ogl�da� krow�, przywi�zan� do p�otu. Mimo zapadaj�cego zmroku pozna�, �e bydl�tko jest pi�kne; ma na bia�ym tle czarne �aty, niedu�� g�ow�, kr�tkie rogi i wielkie wymiona. Przypatrzy� si� dobrze i przyzna� w duchu, �e �adna z jego kr�w nie umywa�a si� do tej oto.
Pomy�la�, �e nie�le by�oby przeprowadzi� j� po podw�rku, ale czu�, �e si� mu ju� nie staje. Zdawa�o si�, �e r�ce wyjd� mu ze staw�w i nogi chyba odpadn�, gdyby ruszy� z miejsca. Cz�owiek mo�e harowa� do zachodu s�o�ca, ale po zachodzie - musi odpocz��, to darmo. Wi�c zamiast oprowadza� bydl�tko, pog�aska� je Gdy za� ono, niby przeczuwaj�c nowego pana, zwr�ci�o ku niemu �eb i mokrym pyskiem dotkn�o mu r�ki, �limaka ogarn�a taka rzewno��, �e o ma�o nie obj�� za szyj� i nie uca�owa� krowy jak cz�owieka.
- Musi, �e j� kupi� - mrukn�� zapominaj�c o znu�eniu.
We drzwiach ukaza�a si� gospodyni z c�brem pomyj dla stworzenia. - Maciek! - zawo�a�a do parobka - a jak si� krowa napije, zaprowad� j� do obory. So�tys u nas zanocuj�, to przecie i bydl�tka nie mo�na zostawi� na dworze. - No, i co z tego? - zapyta� �limak �ony.
- A co ma by�? - odpar�a: - Chce trzydzie�ci pi�� rubli papierami i rubla srebrnego za postronek.
- Ale co prawda, to prawda - rzek�a po chwili - ta krowa tego warta. Wydoi�am j� przed wieczorem i m�wi� ci, cho� przysz�a z drogi; da�a wi�cej mleka ni� �ysa... Ch�op znowu uczu� b�l w r�kach i nogach. Bo�e m�j, ile si� to trzeba nachodzi�, namokn��, nie dospa�, nim cz�owiek zbierze trzydzie�ci pi�� rubli papierami i jeszcze rubla srebrnego! �eby Grochowski cho� co� nieco� odst�pi�. - Nie pyta�a� go si� - rzek� �limak - nie spu�ci co?
- Ale - hale!... Dobrze, �eby chcia� sprzeda�. On wci�� gada; jako Grzybowi ju� dawno obieca� krow�.
�limak pocz�� targa� sobie w�osy.
- A czy go nieszcz�cie dzi� nas�a�o! - m�wi� - a c�em, ja zrobi�, �e mnie Pan B�g tak ci�ko karze!. Nie wiem, czy ��k� dziedzic mi odda, a tu jeszcze musz� tyle p�aci� za krow�...
- J�zek, nie b�d� g�upi, miej rozum - reflektowa�a go �ona. - Przecie� o ��k� nieraz ci� sami we dworze. zaczepiali, za� o krow� spr�buj si� potargowa� Spu�ci - nie spu�ci, a ty zawdy z nim wypij w�dki i przyjmij go uczciwie; mo�e mu Pan Jezus mi�osierny da upami�tanie. Ino si� nie rozgaduj i na mnie cz�sto spogl�daj, a zobaczysz, �e b�dzie dobrze.
W tej chwili przywl�k� si� parobek i pocz�� odwi�zywa� krow� od p�otu. - C�, Ma�ku - rzek�a gospodyni - prawda, �e pi�kne bydl�? - Oho! ho!.. - odpar� kulawy trz�s�c r�k� w g�rze.
- Ale pieni�dz za ni� okrutny, co? - spyta� gospodarz.
- Oho! ho!...
- Zawdy tyle warta, prawda, Maciek? - spiesznie wtr�ci�a �limakowa. - Oho! ho!...
Tyle powiedziawszy Owczarz zaprowadzi� do obory krow�, kt�ra - ogl�daj�c si�, tak jako� serdecznie na obie strony wywija�a ogonem, �e �limak nie m�g� opanowa� wzruszenia.
- Wola boska - szepn��. - Spr�buj� j� stargowa�...
I szed� ku drzwiom chaty.
- J�zek - zatrzyma�a go �ona - ino si� nie rozgaduj i g�owy sobie nowinami nie zaprz�taj My�l o tym, �eby co najwi�cej utargowa�, a jak j�zyk zanadto ci si� rozmajta, spogl�daj na mnie. Bo to twardy ch�op, cho� i ten Wojciech; sam sobie rady z nim nie dasz.
�limak w progu zdj�� czapk�, prze�egna� si� i wszed� do sieni. Ale serce trz�s�o si� w nim z �alu za pieni�dzmi i z niepewno�ci, czy chocia� aby rubla wytarguje. Go�� przy �wietle kominowego ognia siedzia� w pierwszej izbie na �awie i ojcowskimi s�owy upomina� Magd�, a�eby by�a uczciwa, pracowita i s�ucha�a swoich gospodarzy.
- Ka�� ci i�� we wod� - m�wi� - id� we wod�; ka�� ci w ogie� skoczy�, skacz w ogie�. A je�eli ci� gospodyni potr�ci albo nawet dobrze zbije, to jeszcze poca�uj j� w r�k� i podzi�kuj, bo m�wi� ci �wi�ta r�ka, co bije... M�wi�c tak, przy czerwonym blasku ognia z r�k� podniesion� do g�ry i twarz� uroczyst�, Grochowski wygl�da� jak kaznodzieja. Magdzie uwidzia�o si�, �e jego s�owom przytakuj� nawet cienie drgaj�ce na �cianach i �e mrok wieczorny, co zagl�da przez okienka izby, powtarza za stryjem:
"�wi�ta r�ka, co bije!" Zanosi�a si� od p�aczu. Zdawa�o si�. jej, te s�ucha najpi�kniejszego kazania, to znowu, �e po ka�dym wyrazie opiekuna wyst�puj� jej sine pr�gi na plecach, Pomimo to nie czu�a strachu ani �alu; raczej wdzi�czno�� pomieszan� ze wspomnieniami niedawnego, a przecie odleg�ego dzieci�stwa. Drzwi izby skrzypn�y i w ca�ej ich szeroko�ci ukaza� si� �limak. - Niech b�dzie pochwalony - rzek� do go�cia.
- Na wieki wiek�w - odpar� Grochowski. I podni�s�szy si� z �awy jak by� wysoki, prawie g�ow� dotkn�� sufitu.
- B�g wam zap�a�, so�tysie, �e�cie zaszli do nas w go�cin� - m�wi� �limak podaj�c mu r�k�.
- To wam B�g zap�a�, �e nas tak uczciwie przyjmujecie - odpar� Grochowski. - A mo�e wam tu jaka niewygoda, zaraz gadajcie.
- Ehej! w domu mi tak nie jest, i nie tylko mnie, ale nawet krowie, co j� zaraz wasza kobieta wzi�a w opiek�.
- Chwa�a Bogu, �e�cie kontenci.
- W dubelt jestem kontent, bo tu, widz�, i Magdzie u was lepiej ni� na ca�ym �wiecie.
- Magda! - zwr�ci� si� Grochowski do dziewuchy - a upadnij do n�g gospodarzowi, bo rodzony ojciec nie by�by ci szczerszy od niego. A wy, kumie, nie sk�pcie jej rzemienia, prosz� was.
- Niezgorsza z niej dziewucha - odpar� �limak.
Dziewczyna wci�� szlochaj�c upad�a do n�g najprz�d stryjowi, potem gospodarzowi i uciek�a do sieni. Tam p�acz jeszcze raz �cisn�� j� za piersi, ale oczy ju� obesch�y Powoli uspokoi�a si� i dla usprawiedliwienia swej ucieczki z izby pocz�a niby wo�a� na �winie tonem przeci�g�ym i �a�osnym: - Mal. mal. malu! malu!... malu�ki!...
Ale �winie ju� spa�y. Zamiast nich wynurzy� si� ze zmroku pies Burek, a p�niej J�drek i Stasiek. J�drek chcia� dziewczyn� przewr�ci�, lecz dostawszy pi�ci� w oko schwyci�, j� za r�k�, Stasiek za drug� i polecieli we czworo na go�ciniec. Byli tak spl�tani ze sob�, �e w ciemno�ci nikt by nie odr�ni�, kt�re z nich pies, a kt�re dziecko, tym bardziej �e wszyscy zacz�li wy� i szczeka� na wy�cigi z Burkiem. Wreszcie rozp�yn�li si� we mgle wisz�cej nad ��kami. W izbie usiad�szy naprzeciw komina rozmawiali gospodarze. - C� wam wypad�o - pyta� go�cia �limak - �e si� krowy pozbywacie?, - Widzicie jest tak - odpar� Grochowski k�ad�c mu r�k� na kolanie. - To krowa nie moja, ino Magdy, a kobieta dawno mi g�ow� suszy�a, �e cudzej krowy trzyma� nie chce, bo i swoim ju� w oborze za ciasno. Ja tam na babskie gadanie nie zwa�a�em. ale trafi�a si� taka rzecz, �e sprzedaj� grunta po Komarze, co to rozpi� si� i umar�. Grunt Komara przytyka do gruntu Magdy, wi�c ja my�l�: trzeba sprzeda� krow�, a kupi� za to dziewusze morg� ziemi. Co ziemia, to ziemia. - Oj, prawda - westchn�� �limak.
- A ju�ci. Jak za� przyjd� nowe �aski i nadania, to i dziewczyna wi�cej dostanie, ni�by dosta�a teraz.
- Jak�e to? - spyta� zaciekawiony �limak.
- B�d� tyle dodawa�, ile kto ju� ma. Ja na ten przyk�ad mam dwadzie�cia i pi�� morg�w, to dostan� dwadzie�cia pi�� Wy ile macie?
- Dziesi��.
- To dostaniecie dziesi��. A Magda, jak b�dzie teraz mia�a dwa morgi i p� morga, to znowu dostanie dwa i p�.
- I pewne to jest z tym nadaniem?
- Kto ich tam wie - odpar� Grochowski. - Jedni m�wi�, �e pewne, a drudzy si� �miej� Ale ja sobie my�l� dodadz� czy nie dodadz�, a zawsze lepiej dokupi� dziewczynie morg�, kiedy jest okazja. Tym bardziej �e moja baba nie chce tego. - Ale je�eli maj� darmo dawa� ziemi�, to szkoda pieni�dzy na kupno. - zauwa�y� �limak.
- Co prawda, nie moje pieni�dze, to mnie r�ka o nich nie sw�dzi. Wreszcie, nie kupuj� ode dworu, ino od ch�opa. Ode dworu nie �pieszy�by m si� z kupnem, bo w takich sprawach czeka� nie wadzi.
- Ma si� wiedzie� - odpar� �limak. - G�upi �pieszy si�, m�dry czeka. - I wszystko robi z rozmys�em.
- I robi z rozmys�em - potwierdzi� �limak.
W tej chwili ukaza�a si� gospodyni z kulawym Ma�kiem. Poszli do alkierza i wysun�li na �rodek st� malowany na wi�niowo. Obok niego Maciek postawi� dwa drewniane krzes�a, gospodyni zapali�a nafcian� lamp� bez kominka i nakry�a. st� obrusem.
- Chod�cie tu, so�tysie - odezwa�a si� gospodyni. - J�zek prowad��e ich. Tu wam �adniej b�dzie wieczern��. U�miechni�ty Maciek niezgrabnie cofn�� si� za komin, a dwaj gospodarze przeszli do alkierza.
- Pi�kna izba rzek� Grochowski ogl�daj�c si�. - �wi�tych Pa�skich sporo na �cianach; ��ko malowane, jest pod�oga i badylki na oknie. Pewnie to wasza sprawa, kumo?
- A czyja� by? - odpar�a zadowolona kobieta. - On wci�� kr�ci si� ko�o dworu albo przy mie�cie, a o dom nie dba; Ledwiem go nap�dzi�a, �e cho� w alkierzu u�o�y� pod�og� Siadajcie, kumie, o tu, bli�ej pieca, jake�cie �askawi. Zaraz podam wieczerz�.
Zwr�ciwszy si� do komina nala�a dwie miski jaglanego krupniku ze skwarkami. Mniejsz� poda�a parobkowi, wi�ksz� postawi�a na nakrytym stole przed go�ciem. - Jedzcie z Bogiem - rzek�a do Grochowskiego - a jak czego zabraknie, to m�wcie. - A wy nie si�dziecie? - spyta� go��.
- Ja zjem na ostatku, z dzie�mi. Ma�ku - zwr�ci�a si� do parobka - we��e se misk�.
U�miechni�ty Maciek wzi�� swoj� porcj� i usiad� na �awie naprzeciw alkierza, aby widzie� so�tysa i przys�ucha� si� ludzkiej rozmowie, do kt�rej t�skni�. Postawi� misk� na kolanach i spoza k��b�w pary patrzy� z zadowoleniem na wi�niowy st�. przy kt�rym siedzieli gospodarze, na bia�y obrus i blaszane �y�ki kt�rymi jedli. Dymi�cy kaganek wyda� mu si� jednym z najpi�kniejszych rodzaj�w o�wietlenia, a sto�ki z por�cz� najwygodniejszym sprz�tem. Widok so�tysa nape�nia� serce Ma�ka czci� i dum�. Wszak�e to Grochowski wozi� go kiedy� do losowania i sta� przy drzwiach w samej kancelarii, podczas gdy rekruci mokli na deszczu za oknem. Wszak�e to on kaza� go odwie�� do szpitala i zapewni� go, �e b�dzie zdr�w gdy stamt�d wyjdzie A kto zbiera podatki, kto intonuje w ko�ciele na nieszporach: "Zacznijcie, wargi nasze, chwali� Panne �wi�t�?" Przecie ten sam Grochowski, z kt�rym dzisiaj on, zwyczajny Maciek Owczarz, siedzi pod jednym dachem. A jak� on ma wspania�� postaw�, jak rozpiera si� na sto�ku. Wyci�gn�� nogi, lew� r�k� opar� na biodrze, praw� na stole, a g�ow� w ty� przechyli�. Jak mu dobrze musi by� na takim krze�le z por�cz�...
A� Maciek spr�bowa� wyprostowa� si�, ale odepchn�a go zgorszona �ciana przypominaj�c, �e on przecie nie so�tys, tylko n�dzny parobek. Wi�c cho� go grzbiet bola� z pracy, zgi�� si� jeszcze pokorniej i zawstydzony schowa� pod �aw� swoje nogi, z kt�rych jedna by�a wykr�cona, a obie w podartych butach. Zreszt�, po co mia� si� rozpiera�, je�eli st�d o par� krok�w ju� rozpiera si� so�tys i gospodarz? Ich zadowolenie wystarcza�o Ma�kowi; wi�c zacz�� p�g�bkiem je�� krupnik, a rozmowy s�ucha� obu uszami.
- Po prawdzie m�wi�c - rzek�a gospodyni - po co wam, so�tysie, ci�gn�� krow� a� na wie� do Grzyba?
- Bo on chce kupi� - odpar� Grochowski.
- Mo�e by�my i my kupili.
- Nawet by tak wypada�o - wtr�ci� �li