2771

Szczegóły
Tytuł 2771
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

2771 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 2771 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

2771 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Zbigniew Nienacki Raz w roku w Skiro�awkach 1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15. 16. 17. 18. 19. 20. 21. 22. 23. 24. 25. 26. 27. 28. 29. 30. 31. 32. 33. 34. 35. 36. 37. 38. 39. 40. 41. 42. 43. 44. 45. 46. 47. 48. 49. 50. 51. 52. 53. 54. 55. 56. 57. 58. 59. 60. 61. 62. 63. 64. 65. 66. 67. 68. 69. 70. 71. 72. 73. 74. 75. 76. 77. Zbigniew Nienacki Raz w roku w Skiro�awkach . 1 . K�obuk obudzi� si�. Niemrawo wylaz� z gniazda, gdzie jeszcze spa�a locha i prawie doros�e warchlaki, mlaskaj�ce przez sen swymi ciep�ymi, kosmatymi ryjami. Otrzepa� ze skrzyde� szron, przest�pi� z �apy na �ap� i nieco przekrzywiwszy g�ow� wyba�uszy� swoje wypuk�e oczy, aby jak co dzie� wypatrywa� strugi dymu z komina na p�wyspie. O tej porze Gertruda Makuch rozpala�a w piecu kuchennym u doktora, a id�c do niego na p�wysep pozostawia�a na p�ocie kromk� chleba. Ale teraz, w grudniu, w pobli�u p�otu ju� czeka�y �ar�oczne s�jki i K�obuk wiedzia�, �e nie dostanie chleba. B�dzie musia� p�j�� z warchlakami a� na pa�nik, gdzie my�liwi rozrzucili na wp� zgni�e i zmarzni�te ziemniaki. Dymu zreszt� nie by�o wida� ani komina, ani domu, ani nawet jeziora, kt�re w�skim j�zykiem oddziela�o p�wysep od olszynowych mokrade�. Mg�a wisia�a nad bagnami, cho� dzie� zapowiada� si� mro�ny; z mg�y robi�a si� bia�a sad� i powoli osypywa�a nastroszone futra dzik�w, pnie przewr�conych olszyn, poschni�te trawy bagienne i po�amane pa�ki trzcin. W mglistym powietrzu trwa�a cisza, jakby las odpoczywa� po nocnej wichurze; jezioro zamarz�o bezg�o�nie, tak jak bezszelestnie, co rok g��biej, zapada�a w bagno kopu�a wielkiego czo�gu i ju� tylko czubek jego dzia�a stercza� z traw w miejscu, gdzie locha z warchlakami zrobi�a sobie legowisko. Bezszelestnie w b�oto i mu� zamienia�y si� ko�ci �o�nierzy, sk�rzane chlebaki, blaszane manierki i �uski wystrzelonych naboj�w; nie widzia� tego nikt, bo tylko K�obuk i dziki nie ba�y si� wej�� na owo bagno nad jeziorem. Co roku le�niczy Turlej odgra�a� si�, �e zim� wytnie olszyny na mokrad�ach i zrobi z nich stosy papier�wki, ale jeszcze nie zdarzy� si� taki rok, aby mg�a nawet w wielki mr�z nie liza�a wilgotnym ozorem dziczych futer i nie sypa�a na nie bia�y proch szronu. Nie dostanie tego ranka K�obuk swojej kromki chleba, nie zd��y na ptasich �apach do p�otu, zanim wypatrz� Makuchow� s�jki znieruchomia�e na ga��ziach starej jab�oni w ogrodzie doktora. Nie chcia�o mu si� zreszt� i�� a� tak daleko, gramoli� si� przez wywr�cone pnie i �lizga� si� na zamarzni�tych ka�u�ach. Czu� zm�czenie, jakby by� w czyich� dr�cz�cych snach. Jeszcze raz wi�c zatrzepota� K�obuk skrzyd�ami, zrzucaj�c z pi�r resztki bia�ego py�u i znowu wgramoli� si� do legowiska mi�dzy ciep�e cia�a warchlak�w, odwracaj�c dzi�b od ich paruj�cych oddech�w, przepe�nionych woni� b�ota i butwiej�cego listowia. Tak ko�czy�a si� noc z jej tajemniczym biegiem obraz�w i zdarze�, b�lu i rozkoszy, narodzin i �mierci, l�ku i nadziei, kt�re sp�ywa�y w wielkim potoku ludzkich sn�w. Gdzie� za lasem powoli wstawa�o s�o�ce i ogarni�ta przeczuciem zbli�aj�cego si� dnia czarna krowa Justyny zajrza�a do ��obu, mi�kkimi nozdrzami dmuchn�a w pustk�, a potem zarycza�a bole�nie, przejmuj�c strachem m�od� kobiet�, kt�ra spa�a za �cian� z cienkiego muru. Krowa nie zarycza�a ju� wi�cej, ale Justyna wci�� nads�uchiwa�a, bo by� to dla niej z�owr�bny g�os kolejnego dnia, kolejnej nocy i znowu dnia, i znowu nocy, gdy �mier� wyd�u�a swoje kroki. ...Tej nocy Justyna sz�a nago do obory, aby wydoi� swoj� czarn� krow�. Na belce pod sufitem siedzia� br�zowy kogut z koralowym grzebieniem. Spad� na ni� i z ogromn� si�� obali� na gn�j jeszcze ciep�y od krowich odchod�w. Jak w gnie�dzie usadowi� si� mi�dzy jej rozchylonymi udami, jego malutki, podobny do naparstka wyrostek nabrzmia� od krwi jak m�ski cz�onek i wszed� w ni�, a� poczu�a rozkosz, i nie chcia�a si� broni�. Kogut obj�� jej biodra puszystymi skrzyd�ami, po�o�y� mi�o�nie na piersiach malutki �epek z ostrym dziobem i koralowym grzebieniem, kt�ry Justyna zacz�a g�aska� koniuszkami palc�w, czuj�c, jak coraz mocniejsza rozkosz przenika jej cia�o. Poznawa�a po szybszych i coraz gwa�towniejszych ruchach w sobie, �e za chwil� odczuje delikatne uderzenie bia�ego mleczu, kt�ry j� wype�ni i zap�odni. Tchu jej zabrak�o i pot j� obla�, s�ysza�a bulgotanie w ptasim gardle, jakby kogut za chwil� mia� wyda� z siebie g�o�ne pianie. I wtedy do obory wbieg� Dymitr z wid�ami w r�ku, uderzy� koguta na jej �onie, przebi� go trzema ostrymi z�bami, a� ciep�a krew pola�a si� na rozchylone uda Justyny. "Dymitr!" - krzykn�a. Ale m�� spa� tu� obok niej pod kraciast� pierzyn� i pochrapywa� cicho. Zawsze pochrapywa�, ilekro� przed noc� napi� si� w�dki. "Dymitr" - powiedzia�a ciszej, bo nie chcia�a, aby m�� si� obudzi�, poniewa� wspomnienie tego, co by�o przed chwil�, znowu obudzi�o w niej po��danie. Lew� d�oni� dotkn�a czo�a, praw� wsun�a pod pierzyn�. Le�a�a z zadart� koszul�, uda mia�a mokre i lepkie, a gdy koniuszkami palc�w si�gn�a tam, gdzie dr�czy�o j� pe�ne b�lu pragnienie, wydawa�o si� jej, �e znowu dotyka koralowego grzebienia. Za �cian� rykn�a krowa i Justyna u�wiadomi�a sobie, �e zbli�a si� �wit, a po nim nastanie dzie�, a po dniu noc, i znowu �wit. Pomy�la�a, �e zaraz powinna wsta� i p�j�� do obory wydoi� krow�; by�a ciekawa, czy na belce pod sufitem nocuje wielki br�zowy kogut. Koniuszkami palc�w g�adzi�a mi�o�nie koralowy grzebie�, rozkosz w niej narasta�a, a� znowu tchu jej zabrak�o, co� skurczy�o si� w niej kilka razy, jakby ogromny w�� zwin�� si� w niej i rozprostowa�. Dwukrotnie przebieg�y jej cia�o delikatne drgawki, mo�e nawet rzuci�a si� na ��ku, ale zaraz znieruchomia�a i tylko oddycha�a coraz wolniej i spokojniej. Nie czu�a ju� b�lu po��dania, ale mia�a wra�enie pustki, poniewa� zabrak�o w jej �onie bia�ego mleczu. By�a jak dziupla, w kt�r� Dymitr noc w noc la� nasienie, a nigdy nic nie wykie�kowa�o. Ten wielki kogut chcia� j� wype�ni� swoim mleczem, tylko kr�tkiej chwili zabrak�o. Dymitr zabi� go wid�ami, cho� gdyby przyszed� odrobin� p�niej, ju� by�aby syta i pe�na. Dymitr chrapa� jak zwykle, gdy wieczorem napi� si� w�dki, nawet nie wiedzia�, �e zabi� pi�knego koguta z koralowym grzebieniem. A stara Makuchowa, co s�u�y�a u doktora, m�wi�a jej wczoraj: "Je�li spotkasz, Justyna, pod krzakiem zmok�� kur� albo koguta, to we� go do izby i zr�b mu miejsce w beczce z pierzem. Na �niadanie przyno� mu jajecznic�, a b�dzie ci s�u�y�, bo to jest K�obuk". Za �cian� znowu zarycza�a czarna krowa. Justyna wysun�a bose nogi spod pierzyny i dotkn�wszy nimi brudnych desek pod�ogi, zadygota�a z zimna. Koszul� wytar�a z wilgoci uda, wsun�a stopy w filcowe d�ugie buty i podrepta�a do pieca, aby rozpali� ogie�. nast�pny Zbigniew Nienacki Raz w roku w Skiro�awkach . 2 . O r�nych znakach na niebie i ziemi, kt�re zapowiada�y to, co sta� si� mia�o Stycze� jest w Skiro�awkach jednym z najzimniejszych miesi�cy w roku. �rednia temperatura waha si� wok� minus 3,5 stopni Celsjusza, suma opad�w wynosi oko�o 4O mm, a wilgotno�� powietrza 85 promile. S� to informacje dok�adne, poniewa� w pobli�u szko�y w Skiro�awkach znajduje si� za ogrodzeniem z siatki male�ka stacja meteorologiczna - trzy bia�e budki na wysokich n�kach a nauczycielki maj� obowi�zek dok�adnego i codziennego sprawdzania danych. W Skiro�awkach bywa znacznie zimniej ni� w stolicy (-2,9�C), co wskazuje, �e le�� one na p�nocy kraju, ale nie bardzo daleko. W styczniu w Skiro�awkach s�o�ce wschodzi oko�o godziny 7.4O i zachodzi oko�o 15.3O. Dzie� trwa nieca�e 8 godzin, a wi�c jest nieco d�u�szy od dni w grudniu, co sprawia, �e - jak twierdzi proboszcz Mizerera z Trumiejek diabe� nie ma ju� tak �atwego dost�pu do cz�owieka. W styczniu Jan Krystian Nieg�owicz, lekarz, o kt�rym pisarz Lubi�ski m�wi, �e jest "doktorem wszechnauk lekarskich", bo taki tytu� nosili pono� niegdy� lekarze w tych stronach, radzi swym przyjacio�om, aby dla poprawienia samopoczucia czytali pisma Arystotelesa "O cz�ciach zwierz�t" i pili napar z kwiatu lipy drobnolistnej wed�ug przepisu: �y�eczka kwiatu na dwie trzecie szklanki gor�cej wody; u�ywa� dwa, a nawet trzy razy dziennie po p� szklanki jako "stomachicum", "spasmolyticum"; albo te� przed snem jako "diaphoreticum". Doktor naparu z kwiatu lipy drobnolistnej sam jednak nie pije, natomiast wszystkim we wsi wiadomo, �e w styczniu prosi swoj� gospodyni�, aby do obiadu podawa�a mu kompot ze �liwek: "Z tej �liwki, Gertrudo, kt�ra ro�nie w lewym rogu ko�o p�otu". Co za� tyczy przyjaci� doktora, to komendant posterunku MO w Trumiejkach, starszy sier�ant sztabowy Korejwo, tak�e nie lubi naparu z lipy drobnolistnej, a lektur� jego pozostaje tygodnik "W S�u�bie Narodu"; za� pisarz Lubi�ski nie wychodzi poza "Pisma semantyczne" Gottloba Frege, a napar z lipy budzi w nim wstr�t, dlatego nie zasypia bez pastylki relanium. Malarz Porwasz lekcewa�y wszystkie rady doktora i w miesi�cach, gdy jest w Skiro�awkach a nie w Pary�u czy Londynie, w og�le nic nie czyta, a pije czyst� w�dk� i maluje trzciny nad jeziorem. Co tyczy proboszcza Mizerery z parafii Trumiejki, to opr�cz brewiarza ulubion� jego lektur� s� dzie�a �w. Augustyna "Przeciw poganom ksi�g XII", za� najsmaczniejszym napitkiem herbata ze spirytusem. Skiro�awki, u�ywaj�c starodawnych okre�le�, posiadaj� a� 34 dymy, a uwzgl�dniaj�c przysi�ki lub zgo�a samotnie rozrzucone zagrody, takie jak Liksajny, Kajtki czy le�nicz�wk� Blesy, licz� sobie 45 dym�w i 229 dusz, krn�brnych zreszt� i daj�cych, jak twierdzi proboszcz Mizerera, �atwy dost�p diab�u oraz jego wys�annikom, gdy� wielu �yje w nieprawo�ci i niewierze. Jeszcze gorsi od niedowiark�w s� ci, kt�rzy badaj� Pismo �wi�te albo podejrzani bywaj� o poga�skie praktyki, a sprzyja im tajemny mrok rozci�gaj�cych si� wsz�dzie las�w, smutek jezior, melancholia trz�sawisk. W Skiro�awkach s� tacy, co mieszkaj� tu z dziada pradziada, jak cho�by stary Szulc i Kryszczak, Pasemkowie, W�truch, Millerowa, Malawka, Weber lub Makuch, a tak�e tacy, co przybyli tutaj zaraz po wojnie - Nieg�owicze, Kondek, Galembka, S�odowik, Porowa. Jeszcze inni, tak jak Sewruk, przyjechali do Skiro�awek przed pi�tnastoma lub nieco wi�cej laty. Pisarz Lubi�ski, le�niczy Turlej i malarz Porwasz mieszkaj� w Skiro�awkach znacznie kr�cej. Niekt�rzy ludzie s� pro�ci, zaledwie czyta� i pisa� umiej�, inni maj� tytu�y i fakultety, wiedza bulgoce im w g�owach jak zupa w garnku. A przecie� ��czy tych tak r�nych ludzi jaka� tajemna wsp�lnota. Z biegiem czasu jakby wszystkich ich nieco odurzy� i zamroczy� oddech zamglonych ��k i trz�sawisk, zakrad� si� w ich serca smutek jezior, a my�li przenikn�� mrok przepastnych las�w, rodz�c w nich brak ciekawo�ci wobec �wiata i tych, co �yj� w ogromnych miastach z mieszkaniami jak trumienki. Utrwali�o si� w nich tak�e niczym nie uzasadnione i niczym nie poparte przekonanie, �e tylko to jest wa�ne i pe�ne znaczenia, co dzieje si� u nich, w Skiro�awkach, Bajtkach i Liksajnach, co rodzi si� i umiera na ich polach, zwanych po starodawnemu "�awkami". Stronami by�o wiele zreszt� wiosek o podobnie brzmi�cych nazwach - Skit�awek, Gut�awek, Pi�awek, Nieg�awek, R�t�awek, Jub�awek, Bielo�awek. Nie ma to zreszt� �adnego znaczenia dla mieszka�c�w Skiro�awek, cho� nieobce im jest poczucie historii. Ale, jak twierdzi stary Otto Szulc, "uwa�ajcie, bo czas kr�tki jest". A poniewa� czas kr�tki jest, przeto spiesz si� cz�owieku, a zachowaj dusz� swoj�. Kszta�t tego �wiata przemija, sprawuj si� przeto jako pielgrzym na tym �wiecie. Otto Szulc ma siw� brod�, kt�ra mu opada na piersi jak u niejednego bia�a serwetka, gdy zasiada do obiadu. Doktor Nieg�owicz ma zaledwie siwe skronie. Dlatego stary Szulc �mia�o puka do domu doktora, aby w wigili� Nowego Roku zapyta�: - A dlaczego to czas kr�tki jest, Janku? Bo za nim wieczno�� stoi, o kt�rej niewiele nam wiadomo. Wieczno�� bowiem nie jest jedynie przybli�eniem czasu niesko�czonego, gdy� czas i wieczno�� r�ni� si� mi�dzy sob�. Czas nasieniu bywa oddany, a wieczno�� owoc niesie i �niwa bez ko�ca. I z tej oto przyczyny, �e czas kr�tki jest, napomnienie do ciebie przynosz�, jak do Lota: "�piesz si�, aby� zachowa� dusz� swoj�". Doktor Nieg�owicz wi�za� krawat przed lustrem w swoim salonie, gdzie sta�y czarne rze�bione meble gda�skie, kt�re tu rozstawi� jeszcze jego ojciec, chor��y Stanis�aw Nieg�owicz, a by�y one kiedy� w�asno�ci� ksi�cia Reussa. W du�ym lustrze odbija�o si� �wiat�o kryszta�owego �yrandola, a tak�e fragment czarnego kredensu i bia�y gors koszuli doktora. Zielonkawy piec na �adnie wygi�tych kaflowych n�kach rozsiewa� przyjemne ciep�o, kt�re zdawa�o si� by� jakim� cudownym zjawiskiem i dawa�o zapomnienie o pi�tnastostopniowym mrozie nad skutym lodem jeziorem za oknem. Br�zowy g�adki krawat pozwoli� zawi�za� si� w du�y w�ze�. Jak ostra strza�a przecina� biel koszuli od szyi w d�. Doktor spojrza� z zadowoleniem w lustro, potem odwr�ci� si� do Szulca, sk�oni� g�ow� i rzek� z pokor�: - Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. - Amen - odpowiedzia� Szulc. I wtedy doktor - jak co roku - wyj�� z kredensu kryszta�ow� karafk� z wi�niakiem oraz dwa wysokie kieliszki na cienkich n�kach i rozla� po odrobinie krwistego napitku. - Dobry to b�dzie rok, Janku - rzek� Szulc, bior�c ostro�nie w czarne, grube od pracy palce cieniutk� �odyg� kieliszka. Doktor mia� u�miech pe�en smutku: - Nie dla wszystkich, chyba nie dla wszystkich... W gabinecie doktora, w segregatorze, le�a�y ��te karteczki ze szpitala, w kt�rym prawie miesi�c przebywa� stary Szulc. Jego choroba mia�a �aci�sk� nazw�, lecz �adniej b�dzie powiedzie�, �e strza�� �mierci naznaczy� go ju� ten, co nie zna lito�ci. - Tak, Janku, nie dla mnie - kiwa� g�ow� stary. - Ale z tob� b�dzie inaczej. Doktor westchn��: - "Przyjdzie czas, �e �mierci ju� odt�d nie b�dzie. Ani �a�oby, ani krzyku, ani trudu, bo pierwsze rzeczy przemin�y". - Niech si� tak stanie - rzek� Szulc. A potem doda� po kr�tkim milczeniu: - Kobieta nosi dziewi�� miesi�cy, i tak jest dobrze. Klacz nosi trzysta czterdzie�ci dni, i tak jest dobrze. Krowa nosi dwie�cie osiemdziesi�t dni, i jest w tym wielki porz�dek. Otto Szulc ma lat osiemdziesi�t i musi umrze�, bo taki jest porz�dek rzeczy. - Amen - potwierdzi� doktor. Szulc wypi� czerwony trunek z kruchego kieliszka, doktor zrobi� to samo. A potem u�cisn�li si� jak ojciec z synem. Szulc odszed� w mrok sylwestrowej nocy, a doktor jeszcze przez chwil� patrzy� na mokre �lady topniej�cego �niegu, kt�re pozosta�y przy rze�bionym wysokim krze�le, gdzie on sam kiedy� siadywa� jaku ch�opiec. Za kilka godzin mia� nadej�� Nowy Rok. Kt�ry� tam rok od stworzenia �wiata wed�ug Kalwicjusza, od zburzenia Jeruzalem, od narodzenia Chrystusa Pana, od wprowadzenia kalendarza Julianowego, od wprowadzenia kalendarza Grzegorzowego, od wprowadzenia kalendarza poprawionego, od wprowadzenia szczepienia ospy, od rozpowszechnienia machin parowych, od wprowadzenia telegrafu elektryczno - magnetycznego. Kt�ry� tam rok od ustania wichru ogromnej burzy dziejowej, kt�ra przetoczy�a si� nad �wiatem i, jak w wielu innych miejscach i krajach, tak�e i w tej ma�ej wiosce po�ama�a ga��zie drzew, rozwali�a gniazda ptasie, a ludzi jak li�cie rozrzuci�a szeroko, na zgub� lub tylko oddalenie, na poniewierk� lub zapomnienie. By� to te� czterdziesty pi�ty rok od urodzenia Jana Krystiana Nieg�owicza, doktora wszechnauk lekarskich. Jak zwykle wiele r�nych znak�w na niebie i na ziemi zapowiada�o, �e nowy rok b�dzie bogaty w przer�ne wydarzenia. Przede wszystkim, tu� przed Bo�ym Narodzeniem, dzieci� p�ci �e�skiej urodzi�a w Trumiejkach m�oda lekarka weterynarii, Brygida, panienka urodziwa nad podziw, z zadkiem jak klacz dwuletnia. Niemal a� do dnia po�ogu nikt nie domy�la� si� jej stanu, poniewa� nosi�a ��t�, szerok� ortalionow� kurteczk�, co by�o uzasadnione jesiennymi ch�odami, a brzuch, mimo ci��y, mia�a niewielki. Ciekawi�o ludzi, kto dosiad� zadka Brygidy, gdy� m�czyzna to musia� by� wielkiej odwagi. Brygida by�a pi�kna i mia�a �agodne oczy ja�owicy, ale paskudny, jak na kobiet�, zaw�d uprawia�a. Szczeg�ln� umiej�tno�� wykazywa�a, ma�ymi i delikatnymi r�czkami, opr�niaj�c z j�der byczki i m�ode ogierki, a tak�e barany. Opowiadano, �e jej kole�anka ze studi�w, r�wnie� urodziwa panienka, gdy j� trzech m�czyzn zgwa�ci�o, podst�pnie ich do swego mieszkania zwabi�a i specjalnym winem u�pi�a, a potem j�der pozbawi�a, jak rozbrykanych byczk�w. Tedy mimo urody Brygidy i jej �agodnego spojrzenia unikali jej m�odzi m�czy�ni i a� dziw by�o, �e znalaz� si� kto� tak odwa�ny, aby jej dzieciaka zrobi�. Panna z dzieci�ciem to rzecz w tych stronach zwyczajna. Ale Brygida nie powiedzia�a nikomu z kim ma dziecko i w Urz�dzie Gminnym c�reczk� zapisa� kaza�a na swoje nazwisko. Tajemnicy swej nie zdradzi�a nawet doktorowi Nieg�owiczowi, kt�rego wezwa�a do Trumiejek po�o�na, jako �e por�d zapowiada� si� trudny. Babom, co razem z ni� le�a�y w izbie porodowej, Brygida o�wiadczy�a: "Jak ju� jeste�cie takie ciekawe, z kim mam dziecko, to wam powiem, �e sta�o si� to na skutek tutejszego powietrza". By�a to, zdaniem ludzi, odpowied� bezczelna. Nie ma bowiem nic pi�kniejszego nad widowisko jakie rozgrywa si� po panie�skim porodzie, gdy to dziewczyna z dzieckiem na r�ku wy�awia z t�umu jakiego� chudzin�, po s�dach go w��czy, a on si� wykr�ca, k�amie, na innych palcem wskazuje i rozmaite zabawne szczeg�y o dziewczynie opowiada. Czy nie tak by�o z c�rk� wdowy Janickowej, kulaw� Maryn�? Dwudziestoletni� panienk� b�d�c, dzieci� p�ci m�skiej urodzi�a w maju ubieg�ego roku, a potem na przystanku autobusowym przydyba�a m�odego Antka Pasemk�, kt�ry od p� roku na Wybrze�u jako kierowca pracowa� i tylko na niedziele i �wi�ta do domu przyje�d�a�. Jemu to g�o�no na przystanku wykrzycza�a, �e dziecko ma od niego i albo si� z ni� o�eni, albo p�aci� zacznie na synka. Ch�opak broni� si� jak umia�, opowiada�, �e nie tylko on przed dziewi�cioma miesi�cami do ��ka z kulaw� Maryn� poszed�, ale �e by�o ich wtedy kilku, bo ona le�a�a pijana jak �winia. M�ody Galembka jej wsadza�, najstarszy syn Szulca, �redni z ch�opak�w cie�li Sewruka, czemu wi�c w�a�nie jego, Antka Pasemk�, o ojcostwo oskar�a, skoro tak�e i od nasienia tamtych dziecko mog�o zosta� pocz�te? Dok�adnie te�, ku uciesze ludzkiej, m�wi� Antek Pasemko, jak to kulawa Maryna sama im si� na ��ku pod nieobecno�� matki roz�o�y�a, jak potem nogami rado�nie wierzga�a, kiedy j� kolejno pokrywali - on, Antek, na samym ko�cu, bo by� najbardziej pijany, dlatego na Marynie zasn�� i tak go wdowa Janickowa w ��ku z Maryn� zasta�a. Tamci uciekli, a on zosta� i z tego powodu teraz jest przez Maryn� pos�dzony, cho� nawet nie pami�ta, �eby j� swym nasieniem wype�ni�. Tyle �e z Maryn� spa�, nic wi�cej. I to ludziom powiedziawszy Antek Pasemko na Wybrze�e uciek� i przez trzy albo cztery miesi�ce do wioski nie wraca�, czemu si� nikt nie dziwi�, gdy� wszyscy wiedzieli, �e gniewu swej matki si� l�ka�. Srog� kobiet� by�a bowiem Zofia Pasemkowa, �ona rybaka Gustawa, matka trzech syn�w i c�rki. Wszystkim we wsi by�o wiadomo, �e i m�a, i syn�w o byle co ko�skim batem bi�a, a c�rk� swoj�, ledwo szesna�cie lat sko�czy�a, za m�� na dziesi�t� wie� wyda�a i ogl�da� jej nie chcia�a, tak j� nienawidzi�a. Tedy uciek� Antek Pasemko, �redni jej syn, na Wybrze�e, gdy� matczynego bata si� l�ka� za to, co zrobi� Marynie. Ali�ci ju� w sierpniu czy te� we wrze�niu Antek zacz�� kulawej Marynie przysy�a� pieni�dze na dziecko, raz pi��set z�otych, to zn�w tysi�c, czym da� dow�d, �e si� do dzieciaka poczuwa i to, co o Marynie opowiada�, tylko po cz�ci by�o prawd�. A co dziwniejsze, sroga Zofia Pasemkowa spotkawszy jesieni� kulaw� Maryn� z w�zkiem, zatrzyma�a si� przy niej, ale g�by z wyzwiskami nie rozwar�a, tylko grzecznie zapyta�a, czy mo�e do w�zka zajrze� i wnuka zobaczy�, co by�o znakiem widomym, �e srogo�� w niej nie jest a� tak wielka, albo owa niewinna dziecina ludzkie uczucia w niej obudzi�a. Jako� te� nieco p�niej Antek Pasemko powr�ci� do rodzinnego domu, i, podobnie jak jego bracia, odt�d dorywczo w lesie dorabia� lub na gospodarce rodzic�w pracowa� oraz na wod� z ojcem wyp�ywa�. Bo cho� trzech dorodnych i nieg�upich syn�w Pasemkowa si� dochowa�a, to przecie� �aden z nich, mimo kilku pr�b podj�cia pracy w jakiej� hucie, kopalni czy na budowie, nigdzie w �wiecie miejsca nie zagrza�, rodziny nie za�o�y� i z czasem wraca� do matki, a tak�e do jej bata. Podobnie p�n� jesieni� uczyni� Antek. Odt�d Pasemkowa kulawej Marynie pi��set z�otych na dziecko dawa�a, Antek jednak z Maryn� si� nie widywa�, obchodzi� jej dom i na synka nawet spojrze� nie chcia�. A gdy matki w pobli�u nie by�o, lubi� siadywa� z innymi przed sklepem na �aweczce i pi� piwo. Tu te� rozpowiada�, �e nigdy si� z Maryn� nie o�eni, poniewa� jest kulawa, co by�o zreszt� prawd�. Inna rzecz bowiem dziecko zrobi�, a inna si� �eni�; mia� ch�opak dopiero dwadzie�cia jeden lat i �ycie si� przed nim otwiera�o, kto wie jak pi�kne. Co si� jednak w swoim czasie ludzie o kulawej Marynie nas�uchali, to si� nas�uchali. l markotno im teraz by�o, �e nic podobnego o pi�knej Brygidzie si� nie dowiedz�. �le wi�c gadano o Brygidzie, sarkano na ni�, m�wiono, �e si� niemoralnie prowadzi�a i proboszcz Mizerera nie powinien takiego dziecka ochrzci�. Jak to us�ysza� proboszcz, w niedziel� wszed� na ambon� i tymi s�owami na ludzi krzycza�: "Wedle Starego Testamentu wa�na jest tylko matka, bo co do ojca i tak nigdy nie ma zupe�nej pewno�ci. Powiadam wam, �e mniejszym grzechem jest urodzi� ni� si� skroba�. Dziecko pani Brygidy zosta�o przeze mnie ochrzczone i otrzyma�o imi� Beata, niech jej B�g b�ogos�awi. A wy, my�lcie o swoich grzechach!" R�wnie� i komendant posterunku, starszy sier�ant sztabowy Korejwo, uchyli� si� od wyja�nienia prawdy, cho� - zdaniem ludzi - milicja powinna o wszystkim wiedzie�. Mia� si� nawet niegrzecznie wyrazi�, �eby mu nie zawracali ty�ka, bo nic go nie obchodzi, kto jest ojcem dziecka pani Brygidy. ,,�adnego �ledztwa nie b�dzie, ani sprawdzania linii papilarnych" - rzek�. Na co mu stary Kryszczak przypomnia�, �e w czasach, gdy w Trumiejkach przebywa� ksi��� Reuss, a na posterunku urz�dowa� wachmistrz �andarmerii Sznabel, to o takich sprawach by�o ludziom wiadomo. "Czy kobieta mo�e pocz�� z powodu tutejszego powietrza?" - szydzono g�o�no przed sklepem w Skiro�awkach. "Oczywi�cie - o�wiadczy� doktor Nieg�owicz, kt�ry akurat w tym czasie podjecha� swoim gazikiem pod sklep, aby kupi� kaszank� dla piesk�w - wbrew og�lnie przyj�tej opinii, dla pocz�cia dziecka nie jest najwa�niejszym czynnikiem obecno�� m�czyzny. Niekiedy o wiele wi�ksz� rol� odgrywaj� okoliczno�ci takie, jak nadmierne u�ycie alkoholu, chwilowy brak pr�du albo zepsucie si� telewizora. Medycyna zna r�ne przypadki. Je�li u kogo� zepsuje si� telewizor i p�jdzie ogl�da� film do s�siada, to nie wykluczone, �e po dziewi�ciu miesi�cach u jednego albo drugiego urodzi si� dziecko. �wie�e powietrze tak�e mo�e mie� znaczenie dla sprawy. �wiadczy o tym ogromna liczba kobiet, kt�re zachodz� w ci��� na wczasach i w sanatoriach, w czasie urlop�w w g�rach albo nad morzem". - "Kobieta wie z kim ma dziecko" - upiera� si� stary Kryszczak. - "To prawda - zgodzi� si� doktor Nieg�owicz. - Kobieta na og� wie z kim ma dziecko, ale nie zawsze". Tak wi�c nikt nie wiedzia�, z kim pi�kna Brygida ma dziecko i w serca ludzkie wkrad� si� niepok�j, �e podobne sprawy mog� si� powtarza� coraz cz�ciej. Rzecz� m�sk� bowiem by�o od wiek�w czyni� kobietom rozmaite �ajdactwa, a rzecz� kobiec� dochodzi� sprawiedliwo�ci. Co b�dzie z rodem m�skim, je�li kobiety zaczn� lekcewa�y� nawet spraw� ojcostwa? A� strach oblatywa� na my�l, �e mo�e nadej�� taka chwila, w kt�rej baba przyjdzie do ch�opa i ty�ek mu wystawi, a potem obli�e si� jak po dobrym daniu i p�jdzie precz, nie spojrzawszy na tego, kto jej smakowity obiad pom�g� uwarzy�. Smutny i pusty stanie si� �wiat bez babskich wyrzeka�, lament�w i p�acz�w. Pog��bi� si� �w niepok�j, gdy na trzeci dzie� po Bo�ym Narodzeniu sklepowa Smugoniowa wyrzuci�a z domu m�a, z kt�rym pi�tna�cie lat mieszka�a, bo - jak m�wi�a - pi�, a swojej roboty z ni� nie robi�. I wygna�a go tak, po prostu, jak gdyby jakiego �ebraka. Szmaty jego do kupy zebra�a i na drog� w �nieg cisn�a. "Id� - powiedzia�a - do swojej matki". Ch�op si� rozbecza�, szmaty pozbiera� i poszed�. A dwoje dzieci przecie� mieli, kt�re, gdy ojciec odchodzi�, p�aka�y. Ale Smugoniowa jeszcze ch�opu kijem grozi�a, kiedy si� ogl�da� na dom rodzinny, co wielu widzia�o, jako �e dom Smugoni�w naprzeciw sklepu sta�, tyle, �e po drugiej stronie drogi. Nazajutrz w sklepie babom o�wiadczy�a, �e o rozw�d wniesie, ma bowiem na ten cel usk�adane pieni�dze. I jeszcze tej samej nocy po�o�y�a si� do ��ka z dwoma ch�opami, co przyjechali do niej taks�wk� a� gdzie� od strony Bart. Rano otworzy�a sklep z pewnym op�nieniem, a pysk mia�a czerwony od m�skich zarost�w, co j� w nocy jak szczotk� ry�ow� tar�y. Nie wdawa�a si� w �adne wyja�nienia, tylko w po�udnie szepn�a do wdowy Janickowej: "�le mi by�o - tak jak dawniej by�o, a tak jak wczoraj - to dobrze by�o..." W przyrodzie tak�e dzia�y si� sprawy zastanawiaj�ce. Jeszcze na dzie� przed Wili� zupe�nie ciep�o by�o, a� w Wigili� mr�z przyszed� w�ciek�y i w ci�gu jednego dnia grub� warstw� lodu sku� ca�e jezioro. W noc wigilijn� rozp�ta�a si� zamie� �nie�na i pada�o przez ca�e �wi�ta. Na szosie powsta�y ogromne zaspy, w kt�rych uwi�z� autobus komunikacyjny, dwutakt naczelnika Urz�du Gminnego w Trumiejkach i fiat z dwoma oficerami s�u�by kryminalnej, kt�rych wci�� gn�bi�a sprawa zabitej latem trzynastoletniej Haneczki. Ale dobrze jest, gdy w zaspach ugrz�nie samoch�d naczelnika gminy. Pojawi�y si� zaraz wielkie p�ugi �nie�ne, przekopa�y si� przez zaspy i odt�d mo�na by�o wygodnie je�dzi� po drodze ze Skiro�awek do Trumiejek, co w inne zimy nale�a�o do rzadko�ci. Od owej zamieci �nie�nej w powietrzu panowa� spok�j, nocami na niebie widzia�o si� gwiazdy, a po polach i na pokrytym �niegiem jeziorze cisza i mr�z dzwoni�y w uszach, wype�niaj�c dusze ludzkie ogromn� rado�ci�. W grubym �niegu zaj�ce, dziki, �osie i sarny pozostawia�y wyra�ne i g��bokie �lady; my�liwi i k�usownicy czy�cili z oliwy swoj� bro�. Na g�rce ko�o szko�y od rana do wieczora pokrzykiwa�y dzieci je�d��ce na sankach, skrzypia�y g�o�no korby studzien i r�czki pomp, weso�o szczeka�y psy podw�rzowe. Pisarz Lubi�ski zmi�t� �nieg z tarasu nad gara�em i w godzinach s�onecznych wystawia� le�ak, w kt�rym spoczywa� opatulony w ko�uch i dwa koce, a wieczorami pracowa� nad powie�ci� o pi�knej Luizie, kt�ra by�a nauczycielk� wiejsk� i zakocha�a si� w prostym m�czy�nie. W spokojnym powietrzu z komin�w snu� si� a� pod niebo siwy, szary lub czarny dym, zale�nie od tego, czy kto� pali� drewnem bukowym, czy sosnowym. I jedynie nad stromym dachem domu malarza Bogumi�a Porwasza najmniejszy dymek si� nie unosi�, szyby pokrywa� mr�z, a na ogrodzonym siatk� podw�rzu tylko kot w�sk� jak ni� �cie�ynk� wydepta�. Zreszt� kot nie by� Porwasza, ale przychodzi� �apa� myszy po s�siedzku, od Galembk�w. Albowiem malarz Porwasz, o czym by�o we wsi powszechnie wiadomo, przebywa� w Pary�u, dok�d na pocz�tku grudnia zawi�z� swoje cztery obrazy, aby je tam sprzeda� po godziwej cenie przy pomocy swojego marchanda nazwiskiem baron J�zef Abendteuer. Owego barona nikt w Skiro�awkach na oczy nie widzia�, ale znano go dobrze z opowiada� malarza Porwasza. By� J�zef Abendteuer w jednej czwartej �ydem, w jednej czwartej Polakiem, w jednej czwartej Ormianinem i w jednej czwartej Niemcem. Obrazy Porwasza - przewa�nie jesienne trzciny nad jeziorem - podoba�y si� pary�anom, dlatego po ka�dym powrocie z zagranicy malarz Porwasz mia� z czego �y� przynajmniej przez p� roku. W Polsce obraz�w jego nikt kupowa� nie chcia�, a jak dowiadywa� si� pisarz Lubi�ski, ani w stolicy, ani w innych miastach nikt o malarstwie Porwasza w og�le nie s�ysza�. Ale pisarza Lubi�skiego to nie dziwi�o, bowiem o jego pisarstwie tak�e od dawna nie wspominano w stolicy, a przecie� Lubi�ski by� mimo to pisarzem, i do tego nawet - jak twierdzi� Nieg�owicz - zupe�nie dobrym. Malarz Porwasz cieszy� si� we wsi szczeg�lnymi wzgl�dami, nie korzysta� bowiem z �atwych okazji i nie wchodzi� nikomu w drog�, ale przywozi� do siebie coraz to inn� pani�, kt�r� trzyma� nie d�u�ej jednak ni� miesi�c czy p�tora. Panie by�y w r�nym wieku i o r�nej urodzie; niestety, z powodu niechlujnego trybu �ycia malarza oraz jego braku dba�o�ci o jedzenie, wkr�tce podupada�y na zdrowiu i wyje�d�a�y z p�aczem, rozpowiadaj�c, �e "nie chcia� dawa� na �ycie" i musz� opuszcza� Skiro�awki, poniewa� "wyczerpa�y swoje oszcz�dno�ci". I oto na dzie� przed Sylwestrem nagle pojawi� si� we wsi malarz Bogumi� Porwasz. W drodze do swego domu zatrzyma� sw�j stary samoch�d typu ranchrover przed sklepem, gdzie jak zwykle w po�udnie siedzia�o na �awkach kilku mieszka�c�w wioski. By� czterostopniowy mr�z, a oni pili zimne piwo. Ci sami zreszt�, co zawsze, a wi�c stary Kryszczak, m�ody Heniek Galembka, kt�rego dwa razy przyjmowano do pracy w lesie i dwa razy go z niej wyrzucono, a� doszed� do wniosku, �e mo�e pozosta� na utrzymaniu �ony, jej krowy, �winek, kur, kaczek i g�si. Siadywa� na �awce cie�la Sewruk, Antek Pasemko oraz Franek Szulc, najstarszy syn Otto Szulca, godnego szacunku starca. Ale Otto Szulc wci�� nie przekazywa� synowi gospodarstwa i ten nie kwapi� si� do roboty na ojcowskim polu. Mimo �e mia� lat prawie trzydzie�ci dwa, jeszcze si� nie o�eni�, i na z�o�� ojcu dorabia� sobie na piwo, zatrudniaj�c si� dorywczo w brygadzie rybackiej. Zajecha� malarz pod sklep w Skiro�awkach, wysiad� z samochodu, jak gdyby nigdy nic powiedzia� wszystkim "dzie� dobry", wszed� do sklepu i kupi� dwie paczki tanich papieros�w. Na przednim siedzeniu wozu siedzia�a nowa pani malarza. Natomiast z ty�u, na krytej sk�r� kanapie - le�a�a dach�wka. Jedna zwyk�a gliniana dach�wka. Dobrze wypalona, wabi�ca oczy jasn� czerwieni�. Malarz wsiad� do wozu i odjecha� p�osz�c wr�ble, kt�re grzeba�y w rudych kupkach ko�skiego nawozu, rozrzuconego na �niegu przed sklepem. I wtedy odezwa� si� stary Kryszczak: - Po co malarzowi dach�wka, skoro ma dom kryty eternitem? I zaraz Heniek Galembka skoczy� do sklepu po cztery butelki piwa, a reszta milcza�a, aby nie o�mieszy� si� pochopn� i nie przemy�lan� wypowiedzi�. Pili piwo, palili papierosy. Kto� wstawa� z �awki i odchodzi�, inny przychodzi� i siada�. A� do szesnastej, gdy sklepowa zamkn�a kraty na drzwiach i pocz�apa�a do domu. A wtedy znowu powiedzia� stary Kryszczak: - Ksi��� Reuss, pami�tam, przywi�z� z Pary�a fotel wiklinowy. I papug�. Wszyscy pytali, po co mu fotel wiklinowy i papuga? A on siad� w fotelu i herbat� pi�. A papuga gada�a. Dwa s�owa umia�a: "raus" i "stille". O zmroku rozeszli si�, a potem o dach�wce m�wiono w wielu domach. Przy �wietle �ar�wek, przy w��czonych telewizorach. We Frankfurcie nad Menem zabito naczelnika policji, spiker telewizyjny podkre�li� "r" w s�owie "anarchi�ci", Kryszczak g�ow� kiwn��, �e rozumie o co chodzi, bo ksi��� Reuss tak�e kiedy� mu wymy�la� od anarchist�w. Ale do swoich synowych Kryszczak powiedzia�: - Nie uwierzycie mi. Malarz dach�wk� wi�z�. Z dobrze wypalonej gliny. Na tylnym siedzeniu le�a�a. Samiute�ka. Jedna z synowych a� si� za serce z�apa�a: - Bo�e drogi, dach�wk�, m�wicie ojciec, przywi�z�? Jedn�? - Samiute�k�... W poczekalni doktora Nieg�owicza zapachnia�o perfumami. Przybieg�a �ona pisarza, pani Basie�ka. Dw�ch ch�op�w czeka�o przed drzwiami gabinetu, ale pani Basie�ka wpakowa�a si� do doktora, jak tylko gabinet opu�ci�a jaka� kobiecina z Bia�ych B�ot. - S�ysza� pan, doktorze, �e malarz powr�ci� z Pary�a? Dzi� w po�udnie. Przywi�z� podobno now� dziwk� i jedn� dach�wk�. Rozpi�a bia�y ko�uszek, obci�gn�a zielony sweterek na du�ych, stercz�cych stromo piersiach. Sutki zaznacza�y si� jak dwa guziczki, bo nigdy nie nosi�a biustonosza. My�la�a, �e mo�e doktor, jak zwykle, chwyci za kt�ry� guziczek i pokr�ci nim swoimi delikatnymi palcami, albowiem bardzo to lubi�a. Ale doktor odwr�ci� twarz do okna i zamy�li� si�. - Jedn� dach�wk� przywi�z�. Na tylnym siedzeniu - powt�rzy�a pani Basia, bo by�a przekonana, �e o tym w�a�nie my�li doktor Nieg�owicz. - Tak, tak, tak... - mrukn�� doktor takim tonem, �e pani Basie�ka a� zarumieni�a si�. Bo nie wiadomo dlaczego przypomnia�o si� jej to, co niekt�re kobiety m�wi�y we wsi o doktorze - �e najpierw musi kobiet� upokorzy�, zanim si� na niej po�o�y. Ale na czym to upokorzenie polega�o, nikt dok�adnie nie wiedzia�. Wspomnia�a te� pani Basie�ka zalecenie, jakie da� jej doktor, aby m�owi podawa�a napar z lipy drobnolistnej, lecz przecie� nie by�o jej win�, �e pisarz nie lubi� naparu. Wsta�a z krzes�a. - P�jd� ju�. Nie mog� panu przeszkadza� - westchn�a, znowu obci�gaj�c sweterek. Doktor podni�s� si� tak�e. Zrobi� dwa kroki do pani Basi, lew� d�oni� chwil� g�aska� jej piersi. - Niech si� pani nie niepokoi, pani Basie�ko - powiedzia�. - Spraw� z dach�wk� wkr�tce wyja�nimy. Medycyna zna r�ne przypadki... Wybieg�a z gabinetu zarumieniona, dziwnie rozgrzana wewn�trznie. Przed domem zn�w rozpi�a ko�uszek, tak jej si� zrobi�o gor�co, cho� na dworze by� mr�z. "Cudowny m�czyzna z tego doktora" - my�la�a, drobi�c w koleinie �nie�nej. Pisarz Nepomucen Maria Lubi�ski po raz czwarty wystukiwa� na maszynie zdanie w pierwszym rozdziale swojej powie�ci. Zdanie to wci�� wydawa�o mu si� chropawe, niesk�adne, zagmatwane - jak kupa chrustu porzucona w lesie. Najlepiej chyba brzmia�o w pierwszej wersji: "Sta� obok Luizy, czuj�c na policzkach ciep�y, niemal letni powiew id�cy od wody, mimo �e nadesz�a ju� jesie�, lecz dzie� wyj�tkowo pogodny i bezwietrzny". Mo�e brakowa�o s�owa "by�", aby zdanie sta�o si� pe�niejsze - "lecz dzie� by� wyj�tkowo pogodny i bezwietrzny". Napisa� wi�c s�owo "by�", potem je wykre�li�, sprawia�o bowiem wra�enie czego� zbytecznego, nast�pnie znowu dopisa� owo "by�", dorzuci� "bezchmurny", a� poczu� ogarniaj�ce go obrzydzenie do swojej roboty. Wtedy to do jego pracowni, kt�ra mia�a dwa okna zwr�cone ku zatoce i w ka�d� noc zimow� widzia�o si� na drugim brzegu �wiat�a w domu doktora, wesz�a �ona pisarza. Rozpi�ty ko�uszek ukazywa� jej wysokie piersi, twarz mia�a zarumienion� od mrozu, oczy jej b�yszcza�y. Spojrzawszy na ni� pisarz pomy�la� ze smutkiem, �e o�eni� si� po raz trzeci i znowu, tak jak poprzednio, wzi�� sobie za �on� zwyk�� kurewk�. - Wygl�dasz tak, jakby� wraca�a od doktora - stwierdzi� cierpko. - A tak - roze�mia�a si�, siadaj�c jednym po�ladkiem na �awie pokrytej sk�r� dzika. - Nie chcia�am ci przeszkadza� w pracy, a musia�am si� z kim� podzieli� wiadomo�ci� o powrocie malarza. Wyobra� sobie, m�j kochany, �e przyjecha� z now� dziwk�. Nigdy nie zgadniesz co wi�z� na drugim siedzeniu. Dach�wk�! Zwyk�� dach�wk�. Milczeli d�ug� chwil�. Ona przygl�da�a mu si� z bezczelnym - jego zdaniem - u�miechem, wi�c odwr�ci� twarz w stron� okna. Pomy�la�, �e m�g�by, oczywi�cie, wzi�� rozw�d i o�eni� si� po raz czwarty, powinno si� przecie� przerabia� i doskonali� swoje �ycie jak zdanie w ksi��ce. Ale czy by�a gwarancja, �e znowu nie trafi na podobn�? - I co powiedzia� doktor? - rzuci� w stron� okna, jak wyzwanie pod adresem �wiate�ka po drugiej stronie zatoki. - Zapyta�, czy pijesz napar z lipy drobnolistnej... - Nienawidz� naparu z lipy - odwr�ci� twarz od okna i spojrza� jej w oczy. - Jednak mog�a� zaprosi� doktora na kolacj�. Sprawa tej dach�wki wymaga om�wienia. Malarz przywi�z� dach�wk�? Chyba nie taszczy� jej a� z Pary�a? - My�l�, �e dziwka te� jest tutejsza - stwierdzi�a z jak�� g��bok� satysfakcj�. O jedenastej w nocy le�eli ju� w du�ym drewnianym ��ku w sypialni, gdzie by�o bardzo ciep�o, poniewa� na jesieni zdun z Trumiejek przestawi� im piec kaflowy. Ma�e wiaderko w�gla wystarczy�o, aby przez ca�� dob� piec grza� mocno. Bo pani Basie�ka mia�a zwyczaj spa� niemal nago, tylko w figach, kt�re m�� musia� z niej �ci�ga�, gdy chcia� z ni� mie� przyjemno��. Bowiem mi�ym jej w takich sytuacjach by�o, je�li m�czyzna co� z niej zdejmowa� lub co� na niej szarpa�. Najbardziej jednak lubi�a, kiedy j� m�� w ciemno�ciach podmacywa� lub bra� po cichu i jakby ukradkiem. Niestety, pisarz Lubi�ski od wczesnej jesieni a� do wiosny bardzo d�ugo si� rozgrzewa� w ��ku, mimo ciep�ego pieca i grubej pierzyny. Najcz�ciej zasypia�, nim zdecydowa� si� rozpocz�� mi�osn� zabaw�. Le�eli wi�c obydwoje na wznak, on wyci�gni�ty jak struna, bo czeka�, a� mu krew do st�p nap�ynie i rozgrzeje je cho� troch�, a ona praw� d�oni� g�aska�a si� najpierw po twardym i g�adkim brzuchu, potem podnios�a troch� swoj� lew� pier� i palcami chwyci�a wydatn� sutk�. Wiedzia�a, �e m�� nie �pi i zapyta�a: - Naprawd� nie wiesz, w jaki spos�b doktor upokarza kobiet�, zanim w ni� wejdzie? - Nie wiem. M�wi�em ci wiele razy, �e nie wiem - odpar� Lubi�ski. - Na wsi o tym r�nie gadaj�, ale nic konkretnego dowiedzie� si� nie mo�na. Jeszcze przez d�ug� chwil� tak le�eli obok siebie, a potem ona cicho westchn�a, poniewa� czu�a, �e i tej nocy obejdzie si� bez mi�o�ci. nast�pny Zbigniew Nienacki Raz w roku w Skiro�awkach . 3 . O tym, �e m�czyzna i kobieta �y� winni nie obok siebie, ale ze sob� oraz o marzeniach, kt�re snuje las Na mapie sztabowej komendanta posterunku w Trumiejkach Skiro�awki wygl�daj� jak wielki sierp, ostrzem swym obejmuj�cy niebiesk� zatok� ogromnego jeziora Baudy. R�koje�� sierpa jest solidna, stanowi j� asfaltowa szosa prowadz�ca do Trumiejek. Z obydwu stron szosy znajduj� si� zagrody najbogatszych gospodarzy, kryte dach�wk� domy z czerwonej ceg�y, stodo�y i obory. Wszystkie domy stoj� frontem do drogi i maj� ma�e ogr�dki, przewa�nie ogrodzone siatk� pomalowan� w r�ne kolory. Na ty�ach zagr�d rozci�gaj� si� pola uprawne i ��ki, otwarte w stron� Trumiejek, a na horyzoncie zamkni�te czarn� �cian� las�w. W miejscu, gdzie r�koje�� styka si� z ostrzem, jest ju� zatoka. Szosa skr�ca tu w prawo i wzd�u� wysokiej skarpy obiega jezioro p�kolem, dalej p�dzi prosto przed siebie, w g��b przepastnych las�w, a� do miasteczka Barty. Natomiast ostre zako�czenie sierpa wchodzi na kr�tki p�wysep wrzynaj�cy si� w jezioro i oddzielaj�cy zatok� od bezmiaru w�d Baud. Ca�y ten p�wysep wraz z ogrodem, sadem, domem mieszkalnym, zabudowaniami gospodarskimi, a tak�e ma�� przystani� - jest w�asno�ci� doktora Jana Krystiana Nieg�owicza. Centrum wsi mie�ci si� na styku zatoki i szosy, u nasady sierpa, a wi�c niemal naprzeciw p�wyspu, oddzielonego od tego miejsca kilometrowym pasem wody. Tutaj znajduje si� przystanek autobusowy, szko�a, remiza stra�acka, sklep spo�ywczy, poczta, Klub M�odego Rolnika, punkt biblioteczny, a tak�e cmentarz. Obok mieszka cie�la Sewruk, stoj� dwie szopy rybacz�wki i ku�nia. Od rybacz�wki droga skr�ca w prawo i obiega p�kolem zatok�. Domy i zagrody zamieszka�e s� tu przewa�nie przez robotnik�w le�nych, i mieszcz� si� tylko po jednej stronie drogi, bli�ej jeziora. S� to tak�e domy z czerwonej ceg�y, zwr�cone frontem do szosy. Z ty�u znajduj� si� zabudowania gospodarcze i one to zas�aniaj� widok na jezioro. Cho� nie wsz�dzie. Pisarz Lubi�ski, gdy w swoim czasie kupi� dom od pewnego drwala, kaza� zburzy� stodo��, wyci�� krzaki nad zatok� i otworzy� sobie widok na jezioro. U szczytu domu wymurowa� gara� podziemny i taras nad nim, sk�d, spoczywaj�c na le�aku, widzi, bezmiar w�d i dom doktora na p�wyspie. Nieco dalej, na miejscu zagrody spalonej podczas wojny, przed kilkoma laty zbudowano dachowiec kryty eternitem, w kt�rym zamieszka� malarz Bogumi� Porwasz. Ze swojej pracowni ma on tak�e widok na bezmiar w�d i trzciny przybrze�ne, kt�re s� tematem jego malarstwa. W lesie kryj� si� czerwone zabudowania le�nicz�wki Blesy, gdzie od siedmiu lat �yje in�ynier Turlej wraz z ma��onk� i synkiem. W le�nicz�wce Blesy jest dziesi�� pokoi i ogromny salon z kominkiem. To tutaj - od siedmiu lat, czyli odk�d obj�� le�nictwo in�ynier Turlej, lat trzydzie�ci jeden - odbywaj� si� przyj�cia noworoczne, w kt�rych bierze udzia� doktor Nieg�owicz, malarz Porwasz oraz pisarz Lubi�ski. �ona le�niczego, magister Halina Turlej, zajmuje stanowisko kierowniczki trzyklasowej szko�y w Skiro�awkach, stanowi�cej fili� szko�y o�mioklasowej w Trumiejkach. Pani Halinie podlega tylko jedna nauczycielka, panna Luiza, lat sze��dziesi�t, a wi�c tu� przed emerytur�. Jest to zdziwacza�a stara panna, kt�ra rzadko kiedy wychodzi z domu, natomiast pilnie obserwuje �ycie ludzi w wiosce z okna swego mieszkania na pi�trze szko�y. Noworoczne przyj�cia u pani Halinki s� sk�adkowe, jako �e zar�wno le�niczy, jak i nauczycielka nie zarabiaj� du�o. W przekonaniu mieszka�c�w Skiro�awek najbogatszymi lud�mi w wiosce s� doktor Nieg�owicz oraz stary Otto Szulc, dopiero w drugiej dziesi�tce ludzi zamo�nych znajduje si� pisarz Lubi�ski oraz le�niczy Turlej i jego �ona Halinka. Ostatnim z ostatnich jest malarz Porwasz. On tedy zazwyczaj wnosi najmniejszy wk�ad w przyj�cia noworoczne w le�nicz�wce Blesy, cho� to nie doktor ani nie pisarz bywaj� co roku w Pary�u. Ale czy wiele dobrego mo�na si� spodziewa� od cz�owieka, kt�ry z Pary�a przywozi dziewczyn� i jedn� jedyn� dach�wk�? Jak co roku, tak i tym razem, wraz z wybiciem dwunastu uderze� zegara na telewizyjnym ekranie, na o�nie�one podw�rze przed swoim domem wyszed� in�ynier Turlej, pisarz Lubi�ski i malarz Porwasz oraz doktor Nieg�owicz. Ogromny, pe�en �wierk�w oci�a�ych od �niegu, las zacz�� odpowiada� echem wystrza��w. Pi�� razy wystrzeli� le�niczy Turlej ze swej rosyjskiej nadlufki Wo�ga, osiem razy da� ognia malarz Porwasz ze swej standardowej belgijskiej nadlufki Browninga z miasta Herstal; sze�� razy rozb�ys�a ogniem angielska dwururka pisarza Lubi�skiego, wyprodukowana przez s�ynn� firm� Webley-Scott, z pi�knymi arabeskowymi inkrustacjami na �cianie baskili; trzy razy zagrzmia�a dubelt�wka doktora Nieg�owicza, przedmiot zazdro�ci wielu okolicznych my�liwych, by� to bowiem model w�oski Castore, z kurkami i zamkiem bocznym Hollanda inkrustowanym srebrem, i z orzechow� kolb�. Odg�os wystrza��w s�yszano ko�o remizy stra�ackiej, gdzie na �wie�ym powietrzu ch�odzili rozgrzane w�dk� g�owy mieszka�cy Skiro�awek, jako �e co roku odbywa�a si� w remizie zabawa noworoczna. Ci, co s�yszeli echo wystrza��w, wiedzieli, �e naprawd� rozpocz�� si� Nowy Rok. Nikogo nie dziwi�o ani te� nie oburza�o, �e we wsi s� dwie noworoczne zabawy. Gdzie indziej bawi� si� ludzie wykszta�ceni, a gdzie indziej pro�ci, albowiem, jak m�wi� cie�la Sewruk, gdy mu nie pasowa� wr�b do wyst�pu w belce: "wszystko musi mie� swoje". Nowy Rok dzieli� ludzi w Skiro�awkach, ale ka�dy inny dzie� i ka�da noc zaciera�y r�nice. Bo, jak to cz�sto powtarza� z �artobliw� powag� doktor Nieg�owicz, "wszystkie kobiety maj� takie same, tyle, �e niekt�re s� lepiej umyte". Doktor mia� prawo tak m�wi�, poniewa� od czternastu lat by� wdowcem, a jako m�czyzna w sile wieku musia� - zdaniem wszystkich - od czasu do czasu ul�y� sobie dla zdrowia i humoru. A poza tym, kto jak kto, ale doktor Nieg�owicz napatrzy� si� ju� w �yciu owych kobiecych r�no�ci i je�li twierdzi�, �e wszystkie maj� takie same, to by�a w tym ogromna si�a prawdy. Bo czy istnia�a w ca�ej gminie trumiejskiej cho� jedna kobieta albo zgo�a dziewczyna, kt�ra nie przedefiladowa�a przed doktorem bez majtek? Doktor Nieg�owicz chwali� to, co zobaczy� u nich mi�dzy nogami, albo zgo�a gani�, cz�ciej jednak gani� ni� chwali�. Aczkolwiek zdarzy�o si�, �e - gdy obejrza� �on� gajowego Wid��ga, a� do poczekalni w o�rodku zdrowia wyszed� i zakrzykn�� do innych kobiet, co w kolejce do niego czeka�y: "Wid��gowa ma czterdzie�ci pi�� lat, czworo dzieci urodzi�a i ani jednej nad�erki. Nie to co wy, "�wi�tuchy". Cz�ciej jednak, jak wspomniano, doktor gani� i leki przepisywa�, cho� wiedzia�, �e i tak za�ywa� ich nie b�d� i w ten spos�b zmarnuje si� jego trud lekarski. Rozbiera�y si� wi�c u niego kobiety stare i m�ode. Jedne wstydliwie, inne odwa�nie, szczeg�lnie te, co rade by�y swoim cia�em rozkocha� samotnego lekarza. Bo cho� doktor nie by� m�odzikiem, to przecie� w Skiro�awkach m�wiono, �e z wiekiem u m�czyzny korze� twardnieje jak u sosny w lesie. Dwie bowiem cechy ceniono w Skiro�awkach u m�czyzny: mocn� g�ow� do w�dki i dobry dzwonek mi�dzy nogami. Im cz�ciej dzwoni�, tym lepiej. Porz�dna kobieta nie musia�a otwiera� swoich drzwi, gdy dzwoni� obcy m�czyzna, ale rzecz� m�sk� by�o dzwoni�, bo a nu� kt�ra� drzwiczki otworzy. "Pan B�g stworzy� kobiet� i m�czyzn� nie po to, aby �yli obok siebie, ale aby �yli ze sob�" - powtarza� zawsze proboszcz Mizerera, udzielaj�c �lubu. A podczas wielkanocnych rekolekcji nawo�ywa� z poz�acanej ambony: "A nie wstyd�cie si�, m�czy�ni, dzwoni� co noc swoim kobietom. Bo jak wy im nie b�dziecie dzwoni�, to im diabe� zadzwoni!" Tak wi�c zupe�nie zwyczajnie zacz�� si� Nowy Rok echem wystrza��w od strony le�nicz�wki Blesy. Przera�one sarny i jelenie, kt�re wraz z pierwszym �niegiem zaczyna�y podchodzi� pod zagrody, ucieka�y jak oszala�e w g��b lasu, strz�saj�c �nieg z n