2771
Szczegóły |
Tytuł |
2771 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2771 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2771 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2771 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Zbigniew Nienacki
Raz w roku w Skiro�awkach
1. 2. 3. 4. 5. 6. 7. 8. 9. 10. 11. 12. 13. 14. 15. 16. 17. 18. 19. 20. 21.
22. 23. 24. 25. 26. 27. 28. 29. 30. 31. 32. 33. 34. 35. 36. 37. 38. 39.
40. 41. 42. 43. 44. 45. 46. 47. 48. 49. 50. 51. 52. 53. 54. 55. 56. 57.
58. 59. 60. 61. 62. 63. 64. 65. 66. 67. 68. 69. 70. 71. 72. 73. 74. 75.
76. 77.
Zbigniew Nienacki Raz w roku w Skiro�awkach
. 1 .
K�obuk obudzi� si�. Niemrawo wylaz� z gniazda, gdzie jeszcze spa�a
locha i prawie doros�e warchlaki, mlaskaj�ce przez sen swymi ciep�ymi,
kosmatymi ryjami. Otrzepa� ze skrzyde� szron, przest�pi� z �apy na �ap� i
nieco przekrzywiwszy g�ow� wyba�uszy� swoje wypuk�e oczy, aby jak co dzie�
wypatrywa� strugi dymu z komina na p�wyspie. O tej porze Gertruda Makuch
rozpala�a w piecu kuchennym u doktora, a id�c do niego na p�wysep
pozostawia�a na p�ocie kromk� chleba. Ale teraz, w grudniu, w pobli�u
p�otu ju� czeka�y �ar�oczne s�jki i K�obuk wiedzia�, �e nie dostanie
chleba. B�dzie musia� p�j�� z warchlakami a� na pa�nik, gdzie my�liwi
rozrzucili na wp� zgni�e i zmarzni�te ziemniaki. Dymu zreszt� nie by�o
wida� ani komina, ani domu, ani nawet jeziora, kt�re w�skim j�zykiem
oddziela�o p�wysep od olszynowych mokrade�. Mg�a wisia�a nad bagnami,
cho� dzie� zapowiada� si� mro�ny; z mg�y robi�a si� bia�a sad� i powoli
osypywa�a nastroszone futra dzik�w, pnie przewr�conych olszyn, poschni�te
trawy bagienne i po�amane pa�ki trzcin. W mglistym powietrzu trwa�a cisza,
jakby las odpoczywa� po nocnej wichurze; jezioro zamarz�o bezg�o�nie, tak
jak bezszelestnie, co rok g��biej, zapada�a w bagno kopu�a wielkiego
czo�gu i ju� tylko czubek jego dzia�a stercza� z traw w miejscu, gdzie
locha z warchlakami zrobi�a sobie legowisko. Bezszelestnie w b�oto i mu�
zamienia�y si� ko�ci �o�nierzy, sk�rzane chlebaki, blaszane manierki i
�uski wystrzelonych naboj�w; nie widzia� tego nikt, bo tylko K�obuk i
dziki nie ba�y si� wej�� na owo bagno nad jeziorem. Co roku le�niczy
Turlej odgra�a� si�, �e zim� wytnie olszyny na mokrad�ach i zrobi z nich
stosy papier�wki, ale jeszcze nie zdarzy� si� taki rok, aby mg�a nawet w
wielki mr�z nie liza�a wilgotnym ozorem dziczych futer i nie sypa�a na nie
bia�y proch szronu.
Nie dostanie tego ranka K�obuk swojej kromki chleba, nie zd��y na
ptasich �apach do p�otu, zanim wypatrz� Makuchow� s�jki znieruchomia�e na
ga��ziach starej jab�oni w ogrodzie doktora. Nie chcia�o mu si� zreszt�
i�� a� tak daleko, gramoli� si� przez wywr�cone pnie i �lizga� si� na
zamarzni�tych ka�u�ach. Czu� zm�czenie, jakby by� w czyich� dr�cz�cych
snach. Jeszcze raz wi�c zatrzepota� K�obuk skrzyd�ami, zrzucaj�c z pi�r
resztki bia�ego py�u i znowu wgramoli� si� do legowiska mi�dzy ciep�e
cia�a warchlak�w, odwracaj�c dzi�b od ich paruj�cych oddech�w,
przepe�nionych woni� b�ota i butwiej�cego listowia. Tak ko�czy�a si� noc z
jej tajemniczym biegiem obraz�w i zdarze�, b�lu i rozkoszy, narodzin i
�mierci, l�ku i nadziei, kt�re sp�ywa�y w wielkim potoku ludzkich sn�w.
Gdzie� za lasem powoli wstawa�o s�o�ce i ogarni�ta przeczuciem
zbli�aj�cego si� dnia czarna krowa Justyny zajrza�a do ��obu, mi�kkimi
nozdrzami dmuchn�a w pustk�, a potem zarycza�a bole�nie, przejmuj�c
strachem m�od� kobiet�, kt�ra spa�a za �cian� z cienkiego muru. Krowa nie
zarycza�a ju� wi�cej, ale Justyna wci�� nads�uchiwa�a, bo by� to dla niej
z�owr�bny g�os kolejnego dnia, kolejnej nocy i znowu dnia, i znowu nocy,
gdy �mier� wyd�u�a swoje kroki.
...Tej nocy Justyna sz�a nago do obory, aby wydoi� swoj� czarn� krow�.
Na belce pod sufitem siedzia� br�zowy kogut z koralowym grzebieniem. Spad�
na ni� i z ogromn� si�� obali� na gn�j jeszcze ciep�y od krowich odchod�w.
Jak w gnie�dzie usadowi� si� mi�dzy jej rozchylonymi udami, jego malutki,
podobny do naparstka wyrostek nabrzmia� od krwi jak m�ski cz�onek i wszed�
w ni�, a� poczu�a rozkosz, i nie chcia�a si� broni�. Kogut obj�� jej
biodra puszystymi skrzyd�ami, po�o�y� mi�o�nie na piersiach malutki �epek
z ostrym dziobem i koralowym grzebieniem, kt�ry Justyna zacz�a g�aska�
koniuszkami palc�w, czuj�c, jak coraz mocniejsza rozkosz przenika jej
cia�o. Poznawa�a po szybszych i coraz gwa�towniejszych ruchach w sobie, �e
za chwil� odczuje delikatne uderzenie bia�ego mleczu, kt�ry j� wype�ni i
zap�odni. Tchu jej zabrak�o i pot j� obla�, s�ysza�a bulgotanie w ptasim
gardle, jakby kogut za chwil� mia� wyda� z siebie g�o�ne pianie. I wtedy
do obory wbieg� Dymitr z wid�ami w r�ku, uderzy� koguta na jej �onie,
przebi� go trzema ostrymi z�bami, a� ciep�a krew pola�a si� na rozchylone
uda Justyny. "Dymitr!" - krzykn�a. Ale m�� spa� tu� obok niej pod
kraciast� pierzyn� i pochrapywa� cicho. Zawsze pochrapywa�, ilekro� przed
noc� napi� si� w�dki. "Dymitr" - powiedzia�a ciszej, bo nie chcia�a, aby
m�� si� obudzi�, poniewa� wspomnienie tego, co by�o przed chwil�, znowu
obudzi�o w niej po��danie. Lew� d�oni� dotkn�a czo�a, praw� wsun�a pod
pierzyn�. Le�a�a z zadart� koszul�, uda mia�a mokre i lepkie, a gdy
koniuszkami palc�w si�gn�a tam, gdzie dr�czy�o j� pe�ne b�lu pragnienie,
wydawa�o si� jej, �e znowu dotyka koralowego grzebienia. Za �cian� rykn�a
krowa i Justyna u�wiadomi�a sobie, �e zbli�a si� �wit, a po nim nastanie
dzie�, a po dniu noc, i znowu �wit. Pomy�la�a, �e zaraz powinna wsta� i
p�j�� do obory wydoi� krow�; by�a ciekawa, czy na belce pod sufitem nocuje
wielki br�zowy kogut. Koniuszkami palc�w g�adzi�a mi�o�nie koralowy
grzebie�, rozkosz w niej narasta�a, a� znowu tchu jej zabrak�o, co�
skurczy�o si� w niej kilka razy, jakby ogromny w�� zwin�� si� w niej i
rozprostowa�. Dwukrotnie przebieg�y jej cia�o delikatne drgawki, mo�e
nawet rzuci�a si� na ��ku, ale zaraz znieruchomia�a i tylko oddycha�a
coraz wolniej i spokojniej. Nie czu�a ju� b�lu po��dania, ale mia�a
wra�enie pustki, poniewa� zabrak�o w jej �onie bia�ego mleczu. By�a jak
dziupla, w kt�r� Dymitr noc w noc la� nasienie, a nigdy nic nie
wykie�kowa�o. Ten wielki kogut chcia� j� wype�ni� swoim mleczem, tylko
kr�tkiej chwili zabrak�o. Dymitr zabi� go wid�ami, cho� gdyby przyszed�
odrobin� p�niej, ju� by�aby syta i pe�na. Dymitr chrapa� jak zwykle, gdy
wieczorem napi� si� w�dki, nawet nie wiedzia�, �e zabi� pi�knego koguta z
koralowym grzebieniem. A stara Makuchowa, co s�u�y�a u doktora, m�wi�a jej
wczoraj: "Je�li spotkasz, Justyna, pod krzakiem zmok�� kur� albo koguta,
to we� go do izby i zr�b mu miejsce w beczce z pierzem. Na �niadanie
przyno� mu jajecznic�, a b�dzie ci s�u�y�, bo to jest K�obuk". Za �cian�
znowu zarycza�a czarna krowa. Justyna wysun�a bose nogi spod pierzyny i
dotkn�wszy nimi brudnych desek pod�ogi, zadygota�a z zimna. Koszul�
wytar�a z wilgoci uda, wsun�a stopy w filcowe d�ugie buty i podrepta�a do
pieca, aby rozpali� ogie�.
nast�pny
Zbigniew Nienacki Raz w roku w Skiro�awkach
. 2 .
O r�nych znakach na niebie i ziemi,
kt�re zapowiada�y to, co sta� si� mia�o
Stycze� jest w Skiro�awkach jednym z najzimniejszych miesi�cy w roku.
�rednia temperatura waha si� wok� minus 3,5 stopni Celsjusza, suma opad�w
wynosi oko�o 4O mm, a wilgotno�� powietrza 85 promile. S� to informacje
dok�adne, poniewa� w pobli�u szko�y w Skiro�awkach znajduje si� za
ogrodzeniem z siatki male�ka stacja meteorologiczna - trzy bia�e budki na
wysokich n�kach a nauczycielki maj� obowi�zek dok�adnego i codziennego
sprawdzania danych. W Skiro�awkach bywa znacznie zimniej ni� w stolicy
(-2,9�C), co wskazuje, �e le�� one na p�nocy kraju, ale nie bardzo
daleko.
W styczniu w Skiro�awkach s�o�ce wschodzi oko�o godziny 7.4O i
zachodzi oko�o 15.3O. Dzie� trwa nieca�e 8 godzin, a wi�c jest nieco
d�u�szy od dni w grudniu, co sprawia, �e - jak twierdzi proboszcz Mizerera
z Trumiejek diabe� nie ma ju� tak �atwego dost�pu do cz�owieka. W styczniu
Jan Krystian Nieg�owicz, lekarz, o kt�rym pisarz Lubi�ski m�wi, �e jest
"doktorem wszechnauk lekarskich", bo taki tytu� nosili pono� niegdy�
lekarze w tych stronach, radzi swym przyjacio�om, aby dla poprawienia
samopoczucia czytali pisma Arystotelesa "O cz�ciach zwierz�t" i pili
napar z kwiatu lipy drobnolistnej wed�ug przepisu: �y�eczka kwiatu na dwie
trzecie szklanki gor�cej wody; u�ywa� dwa, a nawet trzy razy dziennie po
p� szklanki jako "stomachicum", "spasmolyticum"; albo te� przed snem jako
"diaphoreticum". Doktor naparu z kwiatu lipy drobnolistnej sam jednak nie
pije, natomiast wszystkim we wsi wiadomo, �e w styczniu prosi swoj�
gospodyni�, aby do obiadu podawa�a mu kompot ze �liwek: "Z tej �liwki,
Gertrudo, kt�ra ro�nie w lewym rogu ko�o p�otu". Co za� tyczy przyjaci�
doktora, to komendant posterunku MO w Trumiejkach, starszy sier�ant
sztabowy Korejwo, tak�e nie lubi naparu z lipy drobnolistnej, a lektur�
jego pozostaje tygodnik "W S�u�bie Narodu"; za� pisarz Lubi�ski nie
wychodzi poza "Pisma semantyczne" Gottloba Frege, a napar z lipy budzi w
nim wstr�t, dlatego nie zasypia bez pastylki relanium. Malarz Porwasz
lekcewa�y wszystkie rady doktora i w miesi�cach, gdy jest w Skiro�awkach a
nie w Pary�u czy Londynie, w og�le nic nie czyta, a pije czyst� w�dk� i
maluje trzciny nad jeziorem. Co tyczy proboszcza Mizerery z parafii
Trumiejki, to opr�cz brewiarza ulubion� jego lektur� s� dzie�a �w.
Augustyna "Przeciw poganom ksi�g XII", za� najsmaczniejszym napitkiem
herbata ze spirytusem.
Skiro�awki, u�ywaj�c starodawnych okre�le�, posiadaj� a� 34 dymy, a
uwzgl�dniaj�c przysi�ki lub zgo�a samotnie rozrzucone zagrody, takie jak
Liksajny, Kajtki czy le�nicz�wk� Blesy, licz� sobie 45 dym�w i 229 dusz,
krn�brnych zreszt� i daj�cych, jak twierdzi proboszcz Mizerera, �atwy
dost�p diab�u oraz jego wys�annikom, gdy� wielu �yje w nieprawo�ci i
niewierze. Jeszcze gorsi od niedowiark�w s� ci, kt�rzy badaj� Pismo �wi�te
albo podejrzani bywaj� o poga�skie praktyki, a sprzyja im tajemny mrok
rozci�gaj�cych si� wsz�dzie las�w, smutek jezior, melancholia trz�sawisk.
W Skiro�awkach s� tacy, co mieszkaj� tu z dziada pradziada, jak cho�by
stary Szulc i Kryszczak, Pasemkowie, W�truch, Millerowa, Malawka, Weber
lub Makuch, a tak�e tacy, co przybyli tutaj zaraz po wojnie - Nieg�owicze,
Kondek, Galembka, S�odowik, Porowa. Jeszcze inni, tak jak Sewruk,
przyjechali do Skiro�awek przed pi�tnastoma lub nieco wi�cej laty. Pisarz
Lubi�ski, le�niczy Turlej i malarz Porwasz mieszkaj� w Skiro�awkach
znacznie kr�cej.
Niekt�rzy ludzie s� pro�ci, zaledwie czyta� i pisa� umiej�, inni maj�
tytu�y i fakultety, wiedza bulgoce im w g�owach jak zupa w garnku. A
przecie� ��czy tych tak r�nych ludzi jaka� tajemna wsp�lnota. Z biegiem
czasu jakby wszystkich ich nieco odurzy� i zamroczy� oddech zamglonych ��k
i trz�sawisk, zakrad� si� w ich serca smutek jezior, a my�li przenikn��
mrok przepastnych las�w, rodz�c w nich brak ciekawo�ci wobec �wiata i
tych, co �yj� w ogromnych miastach z mieszkaniami jak trumienki. Utrwali�o
si� w nich tak�e niczym nie uzasadnione i niczym nie poparte przekonanie,
�e tylko to jest wa�ne i pe�ne znaczenia, co dzieje si� u nich, w
Skiro�awkach, Bajtkach i Liksajnach, co rodzi si� i umiera na ich polach,
zwanych po starodawnemu "�awkami". Stronami by�o wiele zreszt� wiosek o
podobnie brzmi�cych nazwach - Skit�awek, Gut�awek, Pi�awek, Nieg�awek,
R�t�awek, Jub�awek, Bielo�awek. Nie ma to zreszt� �adnego znaczenia dla
mieszka�c�w Skiro�awek, cho� nieobce im jest poczucie historii. Ale, jak
twierdzi stary Otto Szulc, "uwa�ajcie, bo czas kr�tki jest".
A poniewa� czas kr�tki jest, przeto spiesz si� cz�owieku, a zachowaj
dusz� swoj�. Kszta�t tego �wiata przemija, sprawuj si� przeto jako
pielgrzym na tym �wiecie.
Otto Szulc ma siw� brod�, kt�ra mu opada na piersi jak u niejednego
bia�a serwetka, gdy zasiada do obiadu. Doktor Nieg�owicz ma zaledwie siwe
skronie. Dlatego stary Szulc �mia�o puka do domu doktora, aby w wigili�
Nowego Roku zapyta�:
- A dlaczego to czas kr�tki jest, Janku? Bo za nim wieczno�� stoi, o
kt�rej niewiele nam wiadomo. Wieczno�� bowiem nie jest jedynie
przybli�eniem czasu niesko�czonego, gdy� czas i wieczno�� r�ni� si�
mi�dzy sob�. Czas nasieniu bywa oddany, a wieczno�� owoc niesie i �niwa
bez ko�ca. I z tej oto przyczyny, �e czas kr�tki jest, napomnienie do
ciebie przynosz�, jak do Lota: "�piesz si�, aby� zachowa� dusz� swoj�".
Doktor Nieg�owicz wi�za� krawat przed lustrem w swoim salonie, gdzie
sta�y czarne rze�bione meble gda�skie, kt�re tu rozstawi� jeszcze jego
ojciec, chor��y Stanis�aw Nieg�owicz, a by�y one kiedy� w�asno�ci� ksi�cia
Reussa. W du�ym lustrze odbija�o si� �wiat�o kryszta�owego �yrandola, a
tak�e fragment czarnego kredensu i bia�y gors koszuli doktora. Zielonkawy
piec na �adnie wygi�tych kaflowych n�kach rozsiewa� przyjemne ciep�o,
kt�re zdawa�o si� by� jakim� cudownym zjawiskiem i dawa�o zapomnienie o
pi�tnastostopniowym mrozie nad skutym lodem jeziorem za oknem.
Br�zowy g�adki krawat pozwoli� zawi�za� si� w du�y w�ze�. Jak ostra
strza�a przecina� biel koszuli od szyi w d�. Doktor spojrza� z
zadowoleniem w lustro, potem odwr�ci� si� do Szulca, sk�oni� g�ow� i rzek�
z pokor�:
- Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj. - Amen - odpowiedzia�
Szulc.
I wtedy doktor - jak co roku - wyj�� z kredensu kryszta�ow� karafk� z
wi�niakiem oraz dwa wysokie kieliszki na cienkich n�kach i rozla� po
odrobinie krwistego napitku.
- Dobry to b�dzie rok, Janku - rzek� Szulc, bior�c ostro�nie w czarne,
grube od pracy palce cieniutk� �odyg� kieliszka.
Doktor mia� u�miech pe�en smutku:
- Nie dla wszystkich, chyba nie dla wszystkich...
W gabinecie doktora, w segregatorze, le�a�y ��te karteczki ze
szpitala, w kt�rym prawie miesi�c przebywa� stary Szulc. Jego choroba
mia�a �aci�sk� nazw�, lecz �adniej b�dzie powiedzie�, �e strza�� �mierci
naznaczy� go ju� ten, co nie zna lito�ci.
- Tak, Janku, nie dla mnie - kiwa� g�ow� stary. - Ale z tob� b�dzie
inaczej.
Doktor westchn��:
- "Przyjdzie czas, �e �mierci ju� odt�d nie b�dzie. Ani �a�oby, ani
krzyku, ani trudu, bo pierwsze rzeczy przemin�y".
- Niech si� tak stanie - rzek� Szulc. A potem doda� po kr�tkim
milczeniu:
- Kobieta nosi dziewi�� miesi�cy, i tak jest dobrze. Klacz nosi
trzysta czterdzie�ci dni, i tak jest dobrze. Krowa nosi dwie�cie
osiemdziesi�t dni, i jest w tym wielki porz�dek. Otto Szulc ma lat
osiemdziesi�t i musi umrze�, bo taki jest porz�dek rzeczy.
- Amen - potwierdzi� doktor.
Szulc wypi� czerwony trunek z kruchego kieliszka, doktor zrobi� to
samo. A potem u�cisn�li si� jak ojciec z synem. Szulc odszed� w mrok
sylwestrowej nocy, a doktor jeszcze przez chwil� patrzy� na mokre �lady
topniej�cego �niegu, kt�re pozosta�y przy rze�bionym wysokim krze�le,
gdzie on sam kiedy� siadywa� jaku ch�opiec. Za kilka godzin mia� nadej��
Nowy Rok. Kt�ry� tam rok od stworzenia �wiata wed�ug Kalwicjusza, od
zburzenia Jeruzalem, od narodzenia Chrystusa Pana, od wprowadzenia
kalendarza Julianowego, od wprowadzenia kalendarza Grzegorzowego, od
wprowadzenia kalendarza poprawionego, od wprowadzenia szczepienia ospy, od
rozpowszechnienia machin parowych, od wprowadzenia telegrafu elektryczno -
magnetycznego. Kt�ry� tam rok od ustania wichru ogromnej burzy dziejowej,
kt�ra przetoczy�a si� nad �wiatem i, jak w wielu innych miejscach i
krajach, tak�e i w tej ma�ej wiosce po�ama�a ga��zie drzew, rozwali�a
gniazda ptasie, a ludzi jak li�cie rozrzuci�a szeroko, na zgub� lub tylko
oddalenie, na poniewierk� lub zapomnienie. By� to te� czterdziesty pi�ty
rok od urodzenia Jana Krystiana Nieg�owicza, doktora wszechnauk
lekarskich.
Jak zwykle wiele r�nych znak�w na niebie i na ziemi zapowiada�o, �e
nowy rok b�dzie bogaty w przer�ne wydarzenia. Przede wszystkim, tu� przed
Bo�ym Narodzeniem, dzieci� p�ci �e�skiej urodzi�a w Trumiejkach m�oda
lekarka weterynarii, Brygida, panienka urodziwa nad podziw, z zadkiem jak
klacz dwuletnia. Niemal a� do dnia po�ogu nikt nie domy�la� si� jej stanu,
poniewa� nosi�a ��t�, szerok� ortalionow� kurteczk�, co by�o uzasadnione
jesiennymi ch�odami, a brzuch, mimo ci��y, mia�a niewielki. Ciekawi�o
ludzi, kto dosiad� zadka Brygidy, gdy� m�czyzna to musia� by� wielkiej
odwagi. Brygida by�a pi�kna i mia�a �agodne oczy ja�owicy, ale paskudny,
jak na kobiet�, zaw�d uprawia�a. Szczeg�ln� umiej�tno�� wykazywa�a, ma�ymi
i delikatnymi r�czkami, opr�niaj�c z j�der byczki i m�ode ogierki, a
tak�e barany. Opowiadano, �e jej kole�anka ze studi�w, r�wnie� urodziwa
panienka, gdy j� trzech m�czyzn zgwa�ci�o, podst�pnie ich do swego
mieszkania zwabi�a i specjalnym winem u�pi�a, a potem j�der pozbawi�a, jak
rozbrykanych byczk�w. Tedy mimo urody Brygidy i jej �agodnego spojrzenia
unikali jej m�odzi m�czy�ni i a� dziw by�o, �e znalaz� si� kto� tak
odwa�ny, aby jej dzieciaka zrobi�.
Panna z dzieci�ciem to rzecz w tych stronach zwyczajna. Ale Brygida
nie powiedzia�a nikomu z kim ma dziecko i w Urz�dzie Gminnym c�reczk�
zapisa� kaza�a na swoje nazwisko. Tajemnicy swej nie zdradzi�a nawet
doktorowi Nieg�owiczowi, kt�rego wezwa�a do Trumiejek po�o�na, jako �e
por�d zapowiada� si� trudny. Babom, co razem z ni� le�a�y w izbie
porodowej, Brygida o�wiadczy�a: "Jak ju� jeste�cie takie ciekawe, z kim
mam dziecko, to wam powiem, �e sta�o si� to na skutek tutejszego
powietrza". By�a to, zdaniem ludzi, odpowied� bezczelna. Nie ma bowiem nic
pi�kniejszego nad widowisko jakie rozgrywa si� po panie�skim porodzie, gdy
to dziewczyna z dzieckiem na r�ku wy�awia z t�umu jakiego� chudzin�, po
s�dach go w��czy, a on si� wykr�ca, k�amie, na innych palcem wskazuje i
rozmaite zabawne szczeg�y o dziewczynie opowiada.
Czy nie tak by�o z c�rk� wdowy Janickowej, kulaw� Maryn�?
Dwudziestoletni� panienk� b�d�c, dzieci� p�ci m�skiej urodzi�a w maju
ubieg�ego roku, a potem na przystanku autobusowym przydyba�a m�odego Antka
Pasemk�, kt�ry od p� roku na Wybrze�u jako kierowca pracowa� i tylko na
niedziele i �wi�ta do domu przyje�d�a�. Jemu to g�o�no na przystanku
wykrzycza�a, �e dziecko ma od niego i albo si� z ni� o�eni, albo p�aci�
zacznie na synka. Ch�opak broni� si� jak umia�, opowiada�, �e nie tylko on
przed dziewi�cioma miesi�cami do ��ka z kulaw� Maryn� poszed�, ale �e
by�o ich wtedy kilku, bo ona le�a�a pijana jak �winia. M�ody Galembka jej
wsadza�, najstarszy syn Szulca, �redni z ch�opak�w cie�li Sewruka, czemu
wi�c w�a�nie jego, Antka Pasemk�, o ojcostwo oskar�a, skoro tak�e i od
nasienia tamtych dziecko mog�o zosta� pocz�te? Dok�adnie te�, ku uciesze
ludzkiej, m�wi� Antek Pasemko, jak to kulawa Maryna sama im si� na ��ku
pod nieobecno�� matki roz�o�y�a, jak potem nogami rado�nie wierzga�a,
kiedy j� kolejno pokrywali - on, Antek, na samym ko�cu, bo by� najbardziej
pijany, dlatego na Marynie zasn�� i tak go wdowa Janickowa w ��ku z
Maryn� zasta�a. Tamci uciekli, a on zosta� i z tego powodu teraz jest
przez Maryn� pos�dzony, cho� nawet nie pami�ta, �eby j� swym nasieniem
wype�ni�. Tyle �e z Maryn� spa�, nic wi�cej. I to ludziom powiedziawszy
Antek Pasemko na Wybrze�e uciek� i przez trzy albo cztery miesi�ce do
wioski nie wraca�, czemu si� nikt nie dziwi�, gdy� wszyscy wiedzieli, �e
gniewu swej matki si� l�ka�. Srog� kobiet� by�a bowiem Zofia Pasemkowa,
�ona rybaka Gustawa, matka trzech syn�w i c�rki. Wszystkim we wsi by�o
wiadomo, �e i m�a, i syn�w o byle co ko�skim batem bi�a, a c�rk� swoj�,
ledwo szesna�cie lat sko�czy�a, za m�� na dziesi�t� wie� wyda�a i ogl�da�
jej nie chcia�a, tak j� nienawidzi�a. Tedy uciek� Antek Pasemko, �redni
jej syn, na Wybrze�e, gdy� matczynego bata si� l�ka� za to, co zrobi�
Marynie. Ali�ci ju� w sierpniu czy te� we wrze�niu Antek zacz�� kulawej
Marynie przysy�a� pieni�dze na dziecko, raz pi��set z�otych, to zn�w
tysi�c, czym da� dow�d, �e si� do dzieciaka poczuwa i to, co o Marynie
opowiada�, tylko po cz�ci by�o prawd�. A co dziwniejsze, sroga Zofia
Pasemkowa spotkawszy jesieni� kulaw� Maryn� z w�zkiem, zatrzyma�a si� przy
niej, ale g�by z wyzwiskami nie rozwar�a, tylko grzecznie zapyta�a, czy
mo�e do w�zka zajrze� i wnuka zobaczy�, co by�o znakiem widomym, �e
srogo�� w niej nie jest a� tak wielka, albo owa niewinna dziecina ludzkie
uczucia w niej obudzi�a. Jako� te� nieco p�niej Antek Pasemko powr�ci� do
rodzinnego domu, i, podobnie jak jego bracia, odt�d dorywczo w lesie
dorabia� lub na gospodarce rodzic�w pracowa� oraz na wod� z ojcem
wyp�ywa�. Bo cho� trzech dorodnych i nieg�upich syn�w Pasemkowa si�
dochowa�a, to przecie� �aden z nich, mimo kilku pr�b podj�cia pracy w
jakiej� hucie, kopalni czy na budowie, nigdzie w �wiecie miejsca nie
zagrza�, rodziny nie za�o�y� i z czasem wraca� do matki, a tak�e do jej
bata. Podobnie p�n� jesieni� uczyni� Antek. Odt�d Pasemkowa kulawej
Marynie pi��set z�otych na dziecko dawa�a, Antek jednak z Maryn� si� nie
widywa�, obchodzi� jej dom i na synka nawet spojrze� nie chcia�. A gdy
matki w pobli�u nie by�o, lubi� siadywa� z innymi przed sklepem na
�aweczce i pi� piwo. Tu te� rozpowiada�, �e nigdy si� z Maryn� nie o�eni,
poniewa� jest kulawa, co by�o zreszt� prawd�. Inna rzecz bowiem dziecko
zrobi�, a inna si� �eni�; mia� ch�opak dopiero dwadzie�cia jeden lat i
�ycie si� przed nim otwiera�o, kto wie jak pi�kne.
Co si� jednak w swoim czasie ludzie o kulawej Marynie nas�uchali, to
si� nas�uchali. l markotno im teraz by�o, �e nic podobnego o pi�knej
Brygidzie si� nie dowiedz�. �le wi�c gadano o Brygidzie, sarkano na ni�,
m�wiono, �e si� niemoralnie prowadzi�a i proboszcz Mizerera nie powinien
takiego dziecka ochrzci�. Jak to us�ysza� proboszcz, w niedziel� wszed� na
ambon� i tymi s�owami na ludzi krzycza�: "Wedle Starego Testamentu wa�na
jest tylko matka, bo co do ojca i tak nigdy nie ma zupe�nej pewno�ci.
Powiadam wam, �e mniejszym grzechem jest urodzi� ni� si� skroba�. Dziecko
pani Brygidy zosta�o przeze mnie ochrzczone i otrzyma�o imi� Beata, niech
jej B�g b�ogos�awi. A wy, my�lcie o swoich grzechach!"
R�wnie� i komendant posterunku, starszy sier�ant sztabowy Korejwo,
uchyli� si� od wyja�nienia prawdy, cho� - zdaniem ludzi - milicja powinna
o wszystkim wiedzie�. Mia� si� nawet niegrzecznie wyrazi�, �eby mu nie
zawracali ty�ka, bo nic go nie obchodzi, kto jest ojcem dziecka pani
Brygidy. ,,�adnego �ledztwa nie b�dzie, ani sprawdzania linii papilarnych"
- rzek�. Na co mu stary Kryszczak przypomnia�, �e w czasach, gdy w
Trumiejkach przebywa� ksi��� Reuss, a na posterunku urz�dowa� wachmistrz
�andarmerii Sznabel, to o takich sprawach by�o ludziom wiadomo.
"Czy kobieta mo�e pocz�� z powodu tutejszego powietrza?" - szydzono
g�o�no przed sklepem w Skiro�awkach. "Oczywi�cie - o�wiadczy� doktor
Nieg�owicz, kt�ry akurat w tym czasie podjecha� swoim gazikiem pod sklep,
aby kupi� kaszank� dla piesk�w - wbrew og�lnie przyj�tej opinii, dla
pocz�cia dziecka nie jest najwa�niejszym czynnikiem obecno�� m�czyzny.
Niekiedy o wiele wi�ksz� rol� odgrywaj� okoliczno�ci takie, jak nadmierne
u�ycie alkoholu, chwilowy brak pr�du albo zepsucie si� telewizora.
Medycyna zna r�ne przypadki. Je�li u kogo� zepsuje si� telewizor i
p�jdzie ogl�da� film do s�siada, to nie wykluczone, �e po dziewi�ciu
miesi�cach u jednego albo drugiego urodzi si� dziecko. �wie�e powietrze
tak�e mo�e mie� znaczenie dla sprawy. �wiadczy o tym ogromna liczba
kobiet, kt�re zachodz� w ci��� na wczasach i w sanatoriach, w czasie
urlop�w w g�rach albo nad morzem". - "Kobieta wie z kim ma dziecko" -
upiera� si� stary Kryszczak. - "To prawda - zgodzi� si� doktor Nieg�owicz.
- Kobieta na og� wie z kim ma dziecko, ale nie zawsze".
Tak wi�c nikt nie wiedzia�, z kim pi�kna Brygida ma dziecko i w serca
ludzkie wkrad� si� niepok�j, �e podobne sprawy mog� si� powtarza� coraz
cz�ciej. Rzecz� m�sk� bowiem by�o od wiek�w czyni� kobietom rozmaite
�ajdactwa, a rzecz� kobiec� dochodzi� sprawiedliwo�ci. Co b�dzie z rodem
m�skim, je�li kobiety zaczn� lekcewa�y� nawet spraw� ojcostwa? A� strach
oblatywa� na my�l, �e mo�e nadej�� taka chwila, w kt�rej baba przyjdzie do
ch�opa i ty�ek mu wystawi, a potem obli�e si� jak po dobrym daniu i
p�jdzie precz, nie spojrzawszy na tego, kto jej smakowity obiad pom�g�
uwarzy�. Smutny i pusty stanie si� �wiat bez babskich wyrzeka�, lament�w i
p�acz�w.
Pog��bi� si� �w niepok�j, gdy na trzeci dzie� po Bo�ym Narodzeniu
sklepowa Smugoniowa wyrzuci�a z domu m�a, z kt�rym pi�tna�cie lat
mieszka�a, bo - jak m�wi�a - pi�, a swojej roboty z ni� nie robi�. I
wygna�a go tak, po prostu, jak gdyby jakiego �ebraka. Szmaty jego do kupy
zebra�a i na drog� w �nieg cisn�a. "Id� - powiedzia�a - do swojej matki".
Ch�op si� rozbecza�, szmaty pozbiera� i poszed�. A dwoje dzieci przecie�
mieli, kt�re, gdy ojciec odchodzi�, p�aka�y. Ale Smugoniowa jeszcze ch�opu
kijem grozi�a, kiedy si� ogl�da� na dom rodzinny, co wielu widzia�o, jako
�e dom Smugoni�w naprzeciw sklepu sta�, tyle, �e po drugiej stronie drogi.
Nazajutrz w sklepie babom o�wiadczy�a, �e o rozw�d wniesie, ma bowiem na
ten cel usk�adane pieni�dze.
I jeszcze tej samej nocy po�o�y�a si� do ��ka z dwoma ch�opami, co
przyjechali do niej taks�wk� a� gdzie� od strony Bart. Rano otworzy�a
sklep z pewnym op�nieniem, a pysk mia�a czerwony od m�skich zarost�w, co
j� w nocy jak szczotk� ry�ow� tar�y. Nie wdawa�a si� w �adne wyja�nienia,
tylko w po�udnie szepn�a do wdowy Janickowej: "�le mi by�o - tak jak
dawniej by�o, a tak jak wczoraj - to dobrze by�o..."
W przyrodzie tak�e dzia�y si� sprawy zastanawiaj�ce. Jeszcze na dzie�
przed Wili� zupe�nie ciep�o by�o, a� w Wigili� mr�z przyszed� w�ciek�y i w
ci�gu jednego dnia grub� warstw� lodu sku� ca�e jezioro. W noc wigilijn�
rozp�ta�a si� zamie� �nie�na i pada�o przez ca�e �wi�ta. Na szosie
powsta�y ogromne zaspy, w kt�rych uwi�z� autobus komunikacyjny, dwutakt
naczelnika Urz�du Gminnego w Trumiejkach i fiat z dwoma oficerami s�u�by
kryminalnej, kt�rych wci�� gn�bi�a sprawa zabitej latem trzynastoletniej
Haneczki. Ale dobrze jest, gdy w zaspach ugrz�nie samoch�d naczelnika
gminy. Pojawi�y si� zaraz wielkie p�ugi �nie�ne, przekopa�y si� przez
zaspy i odt�d mo�na by�o wygodnie je�dzi� po drodze ze Skiro�awek do
Trumiejek, co w inne zimy nale�a�o do rzadko�ci.
Od owej zamieci �nie�nej w powietrzu panowa� spok�j, nocami na niebie
widzia�o si� gwiazdy, a po polach i na pokrytym �niegiem jeziorze cisza i
mr�z dzwoni�y w uszach, wype�niaj�c dusze ludzkie ogromn� rado�ci�. W
grubym �niegu zaj�ce, dziki, �osie i sarny pozostawia�y wyra�ne i g��bokie
�lady; my�liwi i k�usownicy czy�cili z oliwy swoj� bro�. Na g�rce ko�o
szko�y od rana do wieczora pokrzykiwa�y dzieci je�d��ce na sankach,
skrzypia�y g�o�no korby studzien i r�czki pomp, weso�o szczeka�y psy
podw�rzowe. Pisarz Lubi�ski zmi�t� �nieg z tarasu nad gara�em i w
godzinach s�onecznych wystawia� le�ak, w kt�rym spoczywa� opatulony w
ko�uch i dwa koce, a wieczorami pracowa� nad powie�ci� o pi�knej Luizie,
kt�ra by�a nauczycielk� wiejsk� i zakocha�a si� w prostym m�czy�nie.
W spokojnym powietrzu z komin�w snu� si� a� pod niebo siwy, szary lub
czarny dym, zale�nie od tego, czy kto� pali� drewnem bukowym, czy
sosnowym. I jedynie nad stromym dachem domu malarza Bogumi�a Porwasza
najmniejszy dymek si� nie unosi�, szyby pokrywa� mr�z, a na ogrodzonym
siatk� podw�rzu tylko kot w�sk� jak ni� �cie�ynk� wydepta�. Zreszt� kot
nie by� Porwasza, ale przychodzi� �apa� myszy po s�siedzku, od Galembk�w.
Albowiem malarz Porwasz, o czym by�o we wsi powszechnie wiadomo, przebywa�
w Pary�u, dok�d na pocz�tku grudnia zawi�z� swoje cztery obrazy, aby je
tam sprzeda� po godziwej cenie przy pomocy swojego marchanda nazwiskiem
baron J�zef Abendteuer. Owego barona nikt w Skiro�awkach na oczy nie
widzia�, ale znano go dobrze z opowiada� malarza Porwasza. By� J�zef
Abendteuer w jednej czwartej �ydem, w jednej czwartej Polakiem, w jednej
czwartej Ormianinem i w jednej czwartej Niemcem. Obrazy Porwasza -
przewa�nie jesienne trzciny nad jeziorem - podoba�y si� pary�anom, dlatego
po ka�dym powrocie z zagranicy malarz Porwasz mia� z czego �y�
przynajmniej przez p� roku. W Polsce obraz�w jego nikt kupowa� nie
chcia�, a jak dowiadywa� si� pisarz Lubi�ski, ani w stolicy, ani w innych
miastach nikt o malarstwie Porwasza w og�le nie s�ysza�. Ale pisarza
Lubi�skiego to nie dziwi�o, bowiem o jego pisarstwie tak�e od dawna nie
wspominano w stolicy, a przecie� Lubi�ski by� mimo to pisarzem, i do tego
nawet - jak twierdzi� Nieg�owicz - zupe�nie dobrym.
Malarz Porwasz cieszy� si� we wsi szczeg�lnymi wzgl�dami, nie
korzysta� bowiem z �atwych okazji i nie wchodzi� nikomu w drog�, ale
przywozi� do siebie coraz to inn� pani�, kt�r� trzyma� nie d�u�ej jednak
ni� miesi�c czy p�tora. Panie by�y w r�nym wieku i o r�nej urodzie;
niestety, z powodu niechlujnego trybu �ycia malarza oraz jego braku
dba�o�ci o jedzenie, wkr�tce podupada�y na zdrowiu i wyje�d�a�y z p�aczem,
rozpowiadaj�c, �e "nie chcia� dawa� na �ycie" i musz� opuszcza�
Skiro�awki, poniewa� "wyczerpa�y swoje oszcz�dno�ci".
I oto na dzie� przed Sylwestrem nagle pojawi� si� we wsi malarz
Bogumi� Porwasz. W drodze do swego domu zatrzyma� sw�j stary samoch�d typu
ranchrover przed sklepem, gdzie jak zwykle w po�udnie siedzia�o na �awkach
kilku mieszka�c�w wioski. By� czterostopniowy mr�z, a oni pili zimne piwo.
Ci sami zreszt�, co zawsze, a wi�c stary Kryszczak, m�ody Heniek Galembka,
kt�rego dwa razy przyjmowano do pracy w lesie i dwa razy go z niej
wyrzucono, a� doszed� do wniosku, �e mo�e pozosta� na utrzymaniu �ony, jej
krowy, �winek, kur, kaczek i g�si. Siadywa� na �awce cie�la Sewruk, Antek
Pasemko oraz Franek Szulc, najstarszy syn Otto Szulca, godnego szacunku
starca. Ale Otto Szulc wci�� nie przekazywa� synowi gospodarstwa i ten nie
kwapi� si� do roboty na ojcowskim polu. Mimo �e mia� lat prawie
trzydzie�ci dwa, jeszcze si� nie o�eni�, i na z�o�� ojcu dorabia� sobie na
piwo, zatrudniaj�c si� dorywczo w brygadzie rybackiej.
Zajecha� malarz pod sklep w Skiro�awkach, wysiad� z samochodu, jak
gdyby nigdy nic powiedzia� wszystkim "dzie� dobry", wszed� do sklepu i
kupi� dwie paczki tanich papieros�w. Na przednim siedzeniu wozu siedzia�a
nowa pani malarza. Natomiast z ty�u, na krytej sk�r� kanapie - le�a�a
dach�wka. Jedna zwyk�a gliniana dach�wka. Dobrze wypalona, wabi�ca oczy
jasn� czerwieni�.
Malarz wsiad� do wozu i odjecha� p�osz�c wr�ble, kt�re grzeba�y w
rudych kupkach ko�skiego nawozu, rozrzuconego na �niegu przed sklepem. I
wtedy odezwa� si� stary Kryszczak:
- Po co malarzowi dach�wka, skoro ma dom kryty eternitem?
I zaraz Heniek Galembka skoczy� do sklepu po cztery butelki piwa, a
reszta milcza�a, aby nie o�mieszy� si� pochopn� i nie przemy�lan�
wypowiedzi�.
Pili piwo, palili papierosy. Kto� wstawa� z �awki i odchodzi�, inny
przychodzi� i siada�. A� do szesnastej, gdy sklepowa zamkn�a kraty na
drzwiach i pocz�apa�a do domu.
A wtedy znowu powiedzia� stary Kryszczak:
- Ksi��� Reuss, pami�tam, przywi�z� z Pary�a fotel wiklinowy. I
papug�. Wszyscy pytali, po co mu fotel wiklinowy i papuga? A on siad� w
fotelu i herbat� pi�. A papuga gada�a. Dwa s�owa umia�a: "raus" i
"stille".
O zmroku rozeszli si�, a potem o dach�wce m�wiono w wielu domach. Przy
�wietle �ar�wek, przy w��czonych telewizorach. We Frankfurcie nad Menem
zabito naczelnika policji, spiker telewizyjny podkre�li� "r" w s�owie
"anarchi�ci", Kryszczak g�ow� kiwn��, �e rozumie o co chodzi, bo ksi���
Reuss tak�e kiedy� mu wymy�la� od anarchist�w. Ale do swoich synowych
Kryszczak powiedzia�:
- Nie uwierzycie mi. Malarz dach�wk� wi�z�. Z dobrze wypalonej gliny.
Na tylnym siedzeniu le�a�a. Samiute�ka.
Jedna z synowych a� si� za serce z�apa�a:
- Bo�e drogi, dach�wk�, m�wicie ojciec, przywi�z�? Jedn�? -
Samiute�k�...
W poczekalni doktora Nieg�owicza zapachnia�o perfumami. Przybieg�a
�ona pisarza, pani Basie�ka. Dw�ch ch�op�w czeka�o przed drzwiami
gabinetu, ale pani Basie�ka wpakowa�a si� do doktora, jak tylko gabinet
opu�ci�a jaka� kobiecina z Bia�ych B�ot.
- S�ysza� pan, doktorze, �e malarz powr�ci� z Pary�a? Dzi� w po�udnie.
Przywi�z� podobno now� dziwk� i jedn� dach�wk�.
Rozpi�a bia�y ko�uszek, obci�gn�a zielony sweterek na du�ych,
stercz�cych stromo piersiach. Sutki zaznacza�y si� jak dwa guziczki, bo
nigdy nie nosi�a biustonosza. My�la�a, �e mo�e doktor, jak zwykle, chwyci
za kt�ry� guziczek i pokr�ci nim swoimi delikatnymi palcami, albowiem
bardzo to lubi�a. Ale doktor odwr�ci� twarz do okna i zamy�li� si�.
- Jedn� dach�wk� przywi�z�. Na tylnym siedzeniu - powt�rzy�a pani
Basia, bo by�a przekonana, �e o tym w�a�nie my�li doktor Nieg�owicz.
- Tak, tak, tak... - mrukn�� doktor takim tonem, �e pani Basie�ka a�
zarumieni�a si�.
Bo nie wiadomo dlaczego przypomnia�o si� jej to, co niekt�re kobiety
m�wi�y we wsi o doktorze - �e najpierw musi kobiet� upokorzy�, zanim si�
na niej po�o�y. Ale na czym to upokorzenie polega�o, nikt dok�adnie nie
wiedzia�. Wspomnia�a te� pani Basie�ka zalecenie, jakie da� jej doktor,
aby m�owi podawa�a napar z lipy drobnolistnej, lecz przecie� nie by�o jej
win�, �e pisarz nie lubi� naparu.
Wsta�a z krzes�a.
- P�jd� ju�. Nie mog� panu przeszkadza� - westchn�a, znowu obci�gaj�c
sweterek.
Doktor podni�s� si� tak�e. Zrobi� dwa kroki do pani Basi, lew� d�oni�
chwil� g�aska� jej piersi.
- Niech si� pani nie niepokoi, pani Basie�ko - powiedzia�. - Spraw� z
dach�wk� wkr�tce wyja�nimy. Medycyna zna r�ne przypadki...
Wybieg�a z gabinetu zarumieniona, dziwnie rozgrzana wewn�trznie. Przed
domem zn�w rozpi�a ko�uszek, tak jej si� zrobi�o gor�co, cho� na dworze
by� mr�z. "Cudowny m�czyzna z tego doktora" - my�la�a, drobi�c w koleinie
�nie�nej.
Pisarz Nepomucen Maria Lubi�ski po raz czwarty wystukiwa� na maszynie
zdanie w pierwszym rozdziale swojej powie�ci. Zdanie to wci�� wydawa�o mu
si� chropawe, niesk�adne, zagmatwane - jak kupa chrustu porzucona w lesie.
Najlepiej chyba brzmia�o w pierwszej wersji: "Sta� obok Luizy, czuj�c na
policzkach ciep�y, niemal letni powiew id�cy od wody, mimo �e nadesz�a ju�
jesie�, lecz dzie� wyj�tkowo pogodny i bezwietrzny". Mo�e brakowa�o s�owa
"by�", aby zdanie sta�o si� pe�niejsze - "lecz dzie� by� wyj�tkowo pogodny
i bezwietrzny". Napisa� wi�c s�owo "by�", potem je wykre�li�, sprawia�o
bowiem wra�enie czego� zbytecznego, nast�pnie znowu dopisa� owo "by�",
dorzuci� "bezchmurny", a� poczu� ogarniaj�ce go obrzydzenie do swojej
roboty. Wtedy to do jego pracowni, kt�ra mia�a dwa okna zwr�cone ku zatoce
i w ka�d� noc zimow� widzia�o si� na drugim brzegu �wiat�a w domu doktora,
wesz�a �ona pisarza. Rozpi�ty ko�uszek ukazywa� jej wysokie piersi, twarz
mia�a zarumienion� od mrozu, oczy jej b�yszcza�y. Spojrzawszy na ni�
pisarz pomy�la� ze smutkiem, �e o�eni� si� po raz trzeci i znowu, tak jak
poprzednio, wzi�� sobie za �on� zwyk�� kurewk�.
- Wygl�dasz tak, jakby� wraca�a od doktora - stwierdzi� cierpko.
- A tak - roze�mia�a si�, siadaj�c jednym po�ladkiem na �awie pokrytej
sk�r� dzika. - Nie chcia�am ci przeszkadza� w pracy, a musia�am si� z kim�
podzieli� wiadomo�ci� o powrocie malarza. Wyobra� sobie, m�j kochany, �e
przyjecha� z now� dziwk�. Nigdy nie zgadniesz co wi�z� na drugim
siedzeniu. Dach�wk�! Zwyk�� dach�wk�.
Milczeli d�ug� chwil�. Ona przygl�da�a mu si� z bezczelnym - jego
zdaniem - u�miechem, wi�c odwr�ci� twarz w stron� okna. Pomy�la�, �e
m�g�by, oczywi�cie, wzi�� rozw�d i o�eni� si� po raz czwarty, powinno si�
przecie� przerabia� i doskonali� swoje �ycie jak zdanie w ksi��ce. Ale czy
by�a gwarancja, �e znowu nie trafi na podobn�?
- I co powiedzia� doktor? - rzuci� w stron� okna, jak wyzwanie pod
adresem �wiate�ka po drugiej stronie zatoki.
- Zapyta�, czy pijesz napar z lipy drobnolistnej...
- Nienawidz� naparu z lipy - odwr�ci� twarz od okna i spojrza� jej w
oczy. - Jednak mog�a� zaprosi� doktora na kolacj�. Sprawa tej dach�wki
wymaga om�wienia. Malarz przywi�z� dach�wk�? Chyba nie taszczy� jej a� z
Pary�a?
- My�l�, �e dziwka te� jest tutejsza - stwierdzi�a z jak�� g��bok�
satysfakcj�.
O jedenastej w nocy le�eli ju� w du�ym drewnianym ��ku w sypialni,
gdzie by�o bardzo ciep�o, poniewa� na jesieni zdun z Trumiejek przestawi�
im piec kaflowy. Ma�e wiaderko w�gla wystarczy�o, aby przez ca�� dob� piec
grza� mocno. Bo pani Basie�ka mia�a zwyczaj spa� niemal nago, tylko w
figach, kt�re m�� musia� z niej �ci�ga�, gdy chcia� z ni� mie�
przyjemno��. Bowiem mi�ym jej w takich sytuacjach by�o, je�li m�czyzna
co� z niej zdejmowa� lub co� na niej szarpa�. Najbardziej jednak lubi�a,
kiedy j� m�� w ciemno�ciach podmacywa� lub bra� po cichu i jakby
ukradkiem. Niestety, pisarz Lubi�ski od wczesnej jesieni a� do wiosny
bardzo d�ugo si� rozgrzewa� w ��ku, mimo ciep�ego pieca i grubej
pierzyny. Najcz�ciej zasypia�, nim zdecydowa� si� rozpocz�� mi�osn�
zabaw�. Le�eli wi�c obydwoje na wznak, on wyci�gni�ty jak struna, bo
czeka�, a� mu krew do st�p nap�ynie i rozgrzeje je cho� troch�, a ona
praw� d�oni� g�aska�a si� najpierw po twardym i g�adkim brzuchu, potem
podnios�a troch� swoj� lew� pier� i palcami chwyci�a wydatn� sutk�.
Wiedzia�a, �e m�� nie �pi i zapyta�a:
- Naprawd� nie wiesz, w jaki spos�b doktor upokarza kobiet�, zanim w
ni� wejdzie?
- Nie wiem. M�wi�em ci wiele razy, �e nie wiem - odpar� Lubi�ski. - Na
wsi o tym r�nie gadaj�, ale nic konkretnego dowiedzie� si� nie mo�na.
Jeszcze przez d�ug� chwil� tak le�eli obok siebie, a potem ona cicho
westchn�a, poniewa� czu�a, �e i tej nocy obejdzie si� bez mi�o�ci.
nast�pny
Zbigniew Nienacki Raz w roku w Skiro�awkach
. 3 .
O tym,
�e m�czyzna i kobieta �y� winni nie obok siebie,
ale ze sob�
oraz o marzeniach, kt�re snuje las
Na mapie sztabowej komendanta posterunku w Trumiejkach Skiro�awki
wygl�daj� jak wielki sierp, ostrzem swym obejmuj�cy niebiesk� zatok�
ogromnego jeziora Baudy. R�koje�� sierpa jest solidna, stanowi j�
asfaltowa szosa prowadz�ca do Trumiejek. Z obydwu stron szosy znajduj� si�
zagrody najbogatszych gospodarzy, kryte dach�wk� domy z czerwonej ceg�y,
stodo�y i obory. Wszystkie domy stoj� frontem do drogi i maj� ma�e
ogr�dki, przewa�nie ogrodzone siatk� pomalowan� w r�ne kolory. Na ty�ach
zagr�d rozci�gaj� si� pola uprawne i ��ki, otwarte w stron� Trumiejek, a
na horyzoncie zamkni�te czarn� �cian� las�w.
W miejscu, gdzie r�koje�� styka si� z ostrzem, jest ju� zatoka. Szosa
skr�ca tu w prawo i wzd�u� wysokiej skarpy obiega jezioro p�kolem, dalej
p�dzi prosto przed siebie, w g��b przepastnych las�w, a� do miasteczka
Barty. Natomiast ostre zako�czenie sierpa wchodzi na kr�tki p�wysep
wrzynaj�cy si� w jezioro i oddzielaj�cy zatok� od bezmiaru w�d Baud. Ca�y
ten p�wysep wraz z ogrodem, sadem, domem mieszkalnym, zabudowaniami
gospodarskimi, a tak�e ma�� przystani� - jest w�asno�ci� doktora Jana
Krystiana Nieg�owicza.
Centrum wsi mie�ci si� na styku zatoki i szosy, u nasady sierpa, a
wi�c niemal naprzeciw p�wyspu, oddzielonego od tego miejsca kilometrowym
pasem wody. Tutaj znajduje si� przystanek autobusowy, szko�a, remiza
stra�acka, sklep spo�ywczy, poczta, Klub M�odego Rolnika, punkt
biblioteczny, a tak�e cmentarz. Obok mieszka cie�la Sewruk, stoj� dwie
szopy rybacz�wki i ku�nia. Od rybacz�wki droga skr�ca w prawo i obiega
p�kolem zatok�. Domy i zagrody zamieszka�e s� tu przewa�nie przez
robotnik�w le�nych, i mieszcz� si� tylko po jednej stronie drogi, bli�ej
jeziora. S� to tak�e domy z czerwonej ceg�y, zwr�cone frontem do szosy. Z
ty�u znajduj� si� zabudowania gospodarcze i one to zas�aniaj� widok na
jezioro. Cho� nie wsz�dzie. Pisarz Lubi�ski, gdy w swoim czasie kupi� dom
od pewnego drwala, kaza� zburzy� stodo��, wyci�� krzaki nad zatok� i
otworzy� sobie widok na jezioro. U szczytu domu wymurowa� gara� podziemny
i taras nad nim, sk�d, spoczywaj�c na le�aku, widzi, bezmiar w�d i dom
doktora na p�wyspie. Nieco dalej, na miejscu zagrody spalonej podczas
wojny, przed kilkoma laty zbudowano dachowiec kryty eternitem, w kt�rym
zamieszka� malarz Bogumi� Porwasz. Ze swojej pracowni ma on tak�e widok na
bezmiar w�d i trzciny przybrze�ne, kt�re s� tematem jego malarstwa.
W lesie kryj� si� czerwone zabudowania le�nicz�wki Blesy, gdzie od
siedmiu lat �yje in�ynier Turlej wraz z ma��onk� i synkiem. W le�nicz�wce
Blesy jest dziesi�� pokoi i ogromny salon z kominkiem. To tutaj - od
siedmiu lat, czyli odk�d obj�� le�nictwo in�ynier Turlej, lat trzydzie�ci
jeden - odbywaj� si� przyj�cia noworoczne, w kt�rych bierze udzia� doktor
Nieg�owicz, malarz Porwasz oraz pisarz Lubi�ski. �ona le�niczego, magister
Halina Turlej, zajmuje stanowisko kierowniczki trzyklasowej szko�y w
Skiro�awkach, stanowi�cej fili� szko�y o�mioklasowej w Trumiejkach. Pani
Halinie podlega tylko jedna nauczycielka, panna Luiza, lat sze��dziesi�t,
a wi�c tu� przed emerytur�. Jest to zdziwacza�a stara panna, kt�ra rzadko
kiedy wychodzi z domu, natomiast pilnie obserwuje �ycie ludzi w wiosce z
okna swego mieszkania na pi�trze szko�y.
Noworoczne przyj�cia u pani Halinki s� sk�adkowe, jako �e zar�wno
le�niczy, jak i nauczycielka nie zarabiaj� du�o. W przekonaniu mieszka�c�w
Skiro�awek najbogatszymi lud�mi w wiosce s� doktor Nieg�owicz oraz stary
Otto Szulc, dopiero w drugiej dziesi�tce ludzi zamo�nych znajduje si�
pisarz Lubi�ski oraz le�niczy Turlej i jego �ona Halinka. Ostatnim z
ostatnich jest malarz Porwasz. On tedy zazwyczaj wnosi najmniejszy wk�ad w
przyj�cia noworoczne w le�nicz�wce Blesy, cho� to nie doktor ani nie
pisarz bywaj� co roku w Pary�u. Ale czy wiele dobrego mo�na si� spodziewa�
od cz�owieka, kt�ry z Pary�a przywozi dziewczyn� i jedn� jedyn� dach�wk�?
Jak co roku, tak i tym razem, wraz z wybiciem dwunastu uderze� zegara
na telewizyjnym ekranie, na o�nie�one podw�rze przed swoim domem wyszed�
in�ynier Turlej, pisarz Lubi�ski i malarz Porwasz oraz doktor Nieg�owicz.
Ogromny, pe�en �wierk�w oci�a�ych od �niegu, las zacz�� odpowiada� echem
wystrza��w. Pi�� razy wystrzeli� le�niczy Turlej ze swej rosyjskiej
nadlufki Wo�ga, osiem razy da� ognia malarz Porwasz ze swej standardowej
belgijskiej nadlufki Browninga z miasta Herstal; sze�� razy rozb�ys�a
ogniem angielska dwururka pisarza Lubi�skiego, wyprodukowana przez s�ynn�
firm� Webley-Scott, z pi�knymi arabeskowymi inkrustacjami na �cianie
baskili; trzy razy zagrzmia�a dubelt�wka doktora Nieg�owicza, przedmiot
zazdro�ci wielu okolicznych my�liwych, by� to bowiem model w�oski Castore,
z kurkami i zamkiem bocznym Hollanda inkrustowanym srebrem, i z orzechow�
kolb�. Odg�os wystrza��w s�yszano ko�o remizy stra�ackiej, gdzie na
�wie�ym powietrzu ch�odzili rozgrzane w�dk� g�owy mieszka�cy Skiro�awek,
jako �e co roku odbywa�a si� w remizie zabawa noworoczna. Ci, co s�yszeli
echo wystrza��w, wiedzieli, �e naprawd� rozpocz�� si� Nowy Rok. Nikogo nie
dziwi�o ani te� nie oburza�o, �e we wsi s� dwie noworoczne zabawy. Gdzie
indziej bawi� si� ludzie wykszta�ceni, a gdzie indziej pro�ci, albowiem,
jak m�wi� cie�la Sewruk, gdy mu nie pasowa� wr�b do wyst�pu w belce:
"wszystko musi mie� swoje". Nowy Rok dzieli� ludzi w Skiro�awkach, ale
ka�dy inny dzie� i ka�da noc zaciera�y r�nice. Bo, jak to cz�sto
powtarza� z �artobliw� powag� doktor Nieg�owicz, "wszystkie kobiety maj�
takie same, tyle, �e niekt�re s� lepiej umyte". Doktor mia� prawo tak
m�wi�, poniewa� od czternastu lat by� wdowcem, a jako m�czyzna w sile
wieku musia� - zdaniem wszystkich - od czasu do czasu ul�y� sobie dla
zdrowia i humoru. A poza tym, kto jak kto, ale doktor Nieg�owicz napatrzy�
si� ju� w �yciu owych kobiecych r�no�ci i je�li twierdzi�, �e wszystkie
maj� takie same, to by�a w tym ogromna si�a prawdy. Bo czy istnia�a w
ca�ej gminie trumiejskiej cho� jedna kobieta albo zgo�a dziewczyna, kt�ra
nie przedefiladowa�a przed doktorem bez majtek? Doktor Nieg�owicz chwali�
to, co zobaczy� u nich mi�dzy nogami, albo zgo�a gani�, cz�ciej jednak
gani� ni� chwali�. Aczkolwiek zdarzy�o si�, �e - gdy obejrza� �on�
gajowego Wid��ga, a� do poczekalni w o�rodku zdrowia wyszed� i zakrzykn��
do innych kobiet, co w kolejce do niego czeka�y: "Wid��gowa ma
czterdzie�ci pi�� lat, czworo dzieci urodzi�a i ani jednej nad�erki. Nie
to co wy, "�wi�tuchy". Cz�ciej jednak, jak wspomniano, doktor gani� i
leki przepisywa�, cho� wiedzia�, �e i tak za�ywa� ich nie b�d� i w ten
spos�b zmarnuje si� jego trud lekarski. Rozbiera�y si� wi�c u niego
kobiety stare i m�ode. Jedne wstydliwie, inne odwa�nie, szczeg�lnie te, co
rade by�y swoim cia�em rozkocha� samotnego lekarza. Bo cho� doktor nie by�
m�odzikiem, to przecie� w Skiro�awkach m�wiono, �e z wiekiem u m�czyzny
korze� twardnieje jak u sosny w lesie. Dwie bowiem cechy ceniono w
Skiro�awkach u m�czyzny: mocn� g�ow� do w�dki i dobry dzwonek mi�dzy
nogami. Im cz�ciej dzwoni�, tym lepiej. Porz�dna kobieta nie musia�a
otwiera� swoich drzwi, gdy dzwoni� obcy m�czyzna, ale rzecz� m�sk� by�o
dzwoni�, bo a nu� kt�ra� drzwiczki otworzy. "Pan B�g stworzy� kobiet� i
m�czyzn� nie po to, aby �yli obok siebie, ale aby �yli ze sob�" -
powtarza� zawsze proboszcz Mizerera, udzielaj�c �lubu. A podczas
wielkanocnych rekolekcji nawo�ywa� z poz�acanej ambony: "A nie wstyd�cie
si�, m�czy�ni, dzwoni� co noc swoim kobietom. Bo jak wy im nie b�dziecie
dzwoni�, to im diabe� zadzwoni!"
Tak wi�c zupe�nie zwyczajnie zacz�� si� Nowy Rok echem wystrza��w od
strony le�nicz�wki Blesy. Przera�one sarny i jelenie, kt�re wraz z
pierwszym �niegiem zaczyna�y podchodzi� pod zagrody, ucieka�y jak oszala�e
w g��b lasu, strz�saj�c �nieg z n