2764
Szczegóły |
Tytuł |
2764 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
2764 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 2764 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
2764 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
ANDRE NORTON
KLUCZ SPOZA
CZASU
TOM IV CYKLU ROSS MURDOCK
(T�umacz: Dariusz Kopoci�ski)
1. �WIAT LOTOS�W
R�any odcie� ubarwi� blade niebo, ciemniejsze nad lini� horyzontu, gdzie morze dotyka�o ob�ok�w poprzecinanych t�czowymi smugami. Ten sam kolor powleka� fale oceanu, us�ane szkar�atnymi pr�gami dryfuj�cych wodorost�w. �wiat, sk�pany w z�otych promieniach s�o�ca, zna� jedynie �agodne wiatry, spok�j... i s�odkie nier�bstwo.
Ross Murdock wychyli� si� poza kraw�d� p�ki skalnej, sk�d rozpo�ciera� si� widok na pla�� pokryt� drobnym r�owawym piaskiem, pe�nym l�ni�cych krystalicznych "muszelek" - cho� kto wie, czym naprawd� by�y te delikatne, ��obkowane, jajowate twory. Nawet fale rozbija�y si� o brzeg ospale. Powiew bryzy rozdmuchiwa� Murdockowi w�osy, g�aska� i pie�ci� jego opalone, p�nagie cia�o. Nie dociera� jednak w g��b l�du i nie wprawia� w ruch ro�lin zwanych przez ziemskich osadnik�w "drzewami", kt�re mia�y jednak w miejsce normalnych ga��zi olbrzymie a�urowe li�cie.
Zwyczajny krajobraz Hawaiki - �wiata nawi�zuj�cego nazw� do dawnego polinezyjskiego raju - nie mia� na poz�r �adnych wad, mo�e pr�cz jednej ma�o istotnej niedogodno�ci: by� zbyt idealny, przyjazny i kusz�cy. D�ugie, monotonne dni wywo�ywa�y w cz�owieku rozleniwienie, proponowa�y �ycie bez wysi�ku. Gdyby nie tajemnica...
Napotkany przez ziemskich kolonizator�w �wiat nie odpowiada� zarejestrowanym na ta�mie obrazom, ogl�danym przed wypraw�. Ta staro�ytna podr�na ta�ma by�a r�wnocze�nie map�, przewodnikiem i zbiorem informacji. Swego czasu Ross bra� udzia� w pl�drowaniu magazyn�w na nieznanej planecie, gdzie natkn�� si� na g�r� podobnych ta�m. Musia�y by� niegdy� mapami nawigacyjnymi, pomocnymi nieznanej rasie lub rasom kr�luj�cym na gwiezdnych szlakach przed dziesi�cioma tysi�cami lat w rachubie jego �wiata - pomocnymi cywilizacji, kt�ra dawno powr�ci�a w mroki barbarzy�stwa.
Po ich przypadkowym znalezieniu ta�my zosta�y poddane badaniom naukowc�w, laborant�w i kryptolog�w, najwybitniejszych umys��w epoki, a potem rozdzielone drog� losowania pomi�dzy wiele podejrzliwych organ�w, sprawuj�cych w�adz� nad Ziemi�. Wplot�o to w eksploracj� kosmosu w�tki �a�osnych rywalizacji i zadawnionych nienawi�ci.
To za spraw� jednej z tych ta�m ich statek wyl�dowa� na Hawaice, w �wiecie p�ytkich m�rz i archipelag�w, kt�re zast�pi�y sta�e kontynenty. C� z tego, �e grupie osadnik�w wpojono ca�� wiedz� zawart� na ta�mie, skoro p�niej wysz�o na jaw, i� wi�kszo�� tych informacji nie odpowiada prawdzie?!
Rzecz jasna, nikt si� nie spodziewa� napotka� tu miast i kultury zachowanej od zamierzch�ych czas�w. Jednak w dodatku �aden ci�g wysp nawet w przybli�eniu nie odpowiada� widniej�cym na mapach zarysom i na razie nie znaleziono dowod�w, by rozumne istoty kiedykolwiek przemierza�y, zamieszkiwa�y czy kultywowa�y te przepi�kne, u�pione atole. Co si� wi�c sta�o z ukazan� na ta�mie Hawaik�?
Prawa d�o� Rossa potar�a pokrywaj�ce lew� r�k� wypuk�e blizny, trwa�� pami�tk� spotkania z gwiezdnymi w�drowcami w przesz�o�ci jego w�asnego �wiata. Rozmy�lnie oparzy� wtedy cia�o, aby rozerwa� wi�zy mentalnej kontroli, jakie na niego na�o�ono. Tak zacz�a si� bitwa, z kt�rej wyni�s� innego rodzaju blizn�: nieprzyjemne uczucie na my�l o tamtej trwodze, kiedy to Ross Murdock, zawadiaka i buntownik skazany w swojej epoce na banicj�, Ross Murdock, uwa�aj�cy siebie za niepokonanego twardziela, zahartowanego dodatkowo w czasie szkolenia jednostek agent�w czasu, musia� stawi� czo�o sile, kt�rej nie rozumia�, a kt�rej nienawidzi� i ba� si� instynktownie.
Odetchn�� teraz pe�n� piersi�, wdychaj�c wraz z wiatrem zapach morza i aromaty ro�lin, obce, lecz przyjemne. Tak �atwo si� odpr�y�, podda� koj�cym, delikatnym rytmom tej planety, na kt�rej nie natrafili na �adn� skaz�, �adne niebezpiecze�stwo czy niedogodno��. A przecie�... byli tu kiedy� ci drudzy, bezw�ose istoty w b��kitnych kombinezonach, nazwane przez niego "�ysawcami". Co tu si� w�wczas wydarzy�o...? Lub p�niej?
Czarna g�owa, br�zowe ramiona i wiotkie cia�o zm�ci�y leniwie szemrz�ce fale. Po�yskuj�ca ogni�cie w s�o�cu maska zakrywa�a twarz. Dwie d�onie ods�oni�y du�e ciemne oczy, zaokr�glony, cho� mocno zarysowany podbr�dek i usta stworzone raczej do �miechu ni� do d�s�w. Karara Trenem z Alii, wywodz�ca si� z rodu boskich naczelnik�w Hawaiki, by�a prze�liczn� dziewczyn�.
Ross jednak patrzy� na ni� ze wzgard� i ch�odem granicz�cym z wrogo�ci�, kiedy wk�ada�a mask� do w�a�ciwej przegr�dki w skrzelopaku. Zatrzyma�a si� na lekko rozstawionych nogach pod skaln� p�k� i figlarnie skrzywi�a usta.
- Czemu nie zejdziesz? Woda jest cudowna! - zawo�a�a zaczepnie.
- Idealna. Jak ca�a reszta - odpowiedzia� cierpko i z wyczuwaln� irytacj�. - Znowu zabrak�o szcz�cia?
- Znowu - przyzna�a Karara. - Nawet je�li istnia�a tu kiedy� cywilizacja, zagin�a tak dawno, �e nie znajdziemy po niej �adnych �lad�w. Dlaczego po prostu nie wybierzesz odpowiedniego miejsca i nie wy�lesz sondy na chybi� trafi�?
Ross zmarszczy� brwi. Ba� si�, �e straci cierpliwo�� i nie zapanuje nad j�zykiem.
- Poniewa� zosta� nam tylko jeden pr�bnik. Gdy go ju� raz ustawimy, nie damy rady �atwo przetransportowa� go w inne miejsce, a wi�c musimy by� pewni, �e w og�le warto zagl�da� w przesz�o��.
Karara zacz�a wy�yma� wod� z d�ugich w�os�w.
- No c�, mimo d�ugich bada�... ci�gle nic. Nast�pnym razem sam si� pofatyguj. Tino-rau i Taua nie s� jakimi� dziwad�ami. Lubi� towarzystwo.
Wsun�a do ust dwa palce i zagwizda�a. Z wody wyjrza�y dwie bli�niacze g�owy ze spiczastymi nosami i pyszczkami o k�cikach uniesionych jak w mi�ym u�miechu skierowanym do stoj�cych na brzegu ludzi. Dwa delfiny - ssaki, kt�rych dalecy przodkowie wybrali �ycie w wodzie - odgwizda�y, tak wiernie na�laduj�c sygna� dziewczyny, �e zabrzmia�o to jak echo. Kilka lat temu inteligencja tego gatunku zadziwi�a ludzi, prawdziwie nimi wstrz�sn�a. Eksperymenty, szkolenia i wsp�dzia�anie zrodzi�y wi� pozwalaj�c� otoczonym zewsz�d wod� przedstawicielom rodzaju ludzkiego uzyska� dodatkowe oczy, uszy i umys�y zdolne do wnikliwego obserwowania, dokonywania ocen i sk�adania raport�w dotycz�cych �rodowiska, w kt�rym istoty dwuno�ne czu�y si� skr�powane.
Jednocze�nie przeprowadzano te� inne do�wiadczenia. Niewygodne, opancerzone skafandry z pocz�tk�w dwudziestego wieku pozwoli�y cz�owiekowi rozpocz�� penetracj� nowego, pe�nego zagadek �wiata; potem kombinezon p�etwonurka umo�liwi� mu w tym �wiecie jeszcze wi�ksz� swobod� ruch�w. Teraz, wraz z pojawieniem si� skrzelopak�w, kt�re czerpa�y z wody potrzebny tlen, nawet lekkie butle odstawiano do lamusa historii. Wci�� jednak pozostawa�y g��bie, w kt�re cz�owiek nie wa�y� si� opuszcza�, cho� bardzo chcia� pozna� ich sekrety. Tam w�a�nie w�drowa�y delfiny, istoty my�l�ce, nie g�upsze od ludzi, cho� trudno by�o si� pogodzi� z tym ostatnim faktem.
Zdenerwowanie Rossa, cho� sam uznawa� je za nieuzasadnione, nie mia�o zwi�zku z Tino-rau czy Tau�. Uwielbia� te chwile, kiedy zak�ada� skrzelopak i nurkowa� w morzu u boku tej pary srebrzysto-czarnych gwardzist�w, kt�rzy towarzyszyli mu w czasie bada�. Jednak Karara... Obecno�� Karary by�a zupe�nie czym� innym.
Jednostki agent�w zawsze tworzyli wy��cznie m�czy�ni. W sk�ad ka�dej z nich wchodzili dwaj osobnicy o uzupe�niaj�cych si� zdolno�ciach i temperamentach. Razem przechodzili �wiczenia, dop�ki nie stali si� dwiema po��wkami zwartej i wydajnej ca�o�ci. Zanim zosta� znienacka powo�any do udzia�u w Projekcie, Ross wi�d� samotnicze �ycie, cz�sto na bakier z prawem. By� niestrawnym k�sem dla cywilizacji nazbyt uporz�dkowanej i "dopasowanej", by mog�a tolerowa� typy jego pokroju. W ramach projektu pozna� jednak innych mu podobnych - ludzi urodzonych niejako poza czasem, o zbyt indywidualnych upodobaniach i zanadto bezwzgl�dnych jak na wymagania epoki, lecz radz�cych sobie z �atwo�ci� na niebezpiecznych �cie�kach, jakimi si� poruszali agenci czasu.
Kiedy poszukiwanie porzuconych statk�w kosmit�w zako�czy�o si� sukcesem, kiedy znaleziono, uruchomiono i zduplikowano pierwszy nietkni�ty okr�t, przeszkolonym agentom kazano podr�owa� do gwiazd zamiast dokonywa� wypad�w w przesz�o��. Jeszcze niedawno by� Ross Murdock kryminalista. Potem byli Ross Murdock i Gordon Ashe agenci czasu. Dzisiaj Ross Murdock i Gordon Ashe wykonywali misj� nic mniej niebezpieczn� ni� wszystkie poprzednie, jednak tym razem musieli polega� na Kararze i jej delfinach.
- Jutro. - Ross w dalszym ci�gu mia� zam�t w my�lach. Dra�ni�o go to niczym cier� wbity w palec. - Jutro pop�ywam.
- �wietnie! - Nawet je�li Karara zauwa�y�a jego wrogo��, nie wydawa�a si� ni� przejmowa�. Ponownie zagwizda�a na delfiny, machn�a niedbale r�k� na po�egnanie i ruszy�a pla�� w kierunku g��wnego obozu. Ross wybra� mniej wygodn� drog� nad kraw�dzi� klifu.
Dlaczego nie mogli znale�� w okolicy tego, czego szukali? Przecie� na starej mapie mniej wi�cej w tym miejscu postawiono gwiazdk�. Co oznacza�a? Miasto? A mo�e gwiezdny port?
Ashe zg�osi� si� ochotniczo na wypraw� na Hawaik�. Za��da� tego przydzia�u po zako�czonej katastrof� operacji na Topazie, gdzie grup� �mia�k�w - Apacz�w wys�ano zbyt wcze�nie, by mogli poradzi� sobie z potajemnie wybudowan� osad� Czerwonych. Ross nadal wspomina� z b�lem tamte miesi�ce, kiedy tylko major Kelgarries i w pewnym stopniu on sam zdo�ali zatrzyma� Gordona Ashe'a w Projekcie. Fiasko wyprawy na Topaza sta�o si� oczywiste, kiedy nie powr�ci� statek kolonizacyjny. Ashe'a gn�bi�y wyrzuty sumienia, sam bowiem rekrutowa� i cz�ciowo wyszkoli� zaginion� jednostk�.
W�r�d tych, kt�rzy wyruszyli pomimo jego stanowczych protest�w, by� Travis Fox, towarzysz Ashe'a i Rossa w pierwszej podr�y przez galaktyk� wys�u�onym, porzuconym przez swoich budowniczych okr�tem. Czy Travis Fox, archeolog z plemienia Apacz�w, dotar� kiedykolwiek na Topaza? A mo�e b�dzie po wieczne czasy w�drowa� wraz z ca�� grup� mi�dzy �wiatami? Czy te� wyl�dowali na planecie, gdzie jaka� wroga forma tubylczego �ycia lub Czerwoni zgotowali im odpowiednie przyj�cie? Nieznajomo�� ich losu bezustannie dr�czy�a Ashe'a.
Nalega� wi�c, by pozwolono mu wyruszy� wraz z drug� osiedle�cz� grup� ochotnik�w o hawajskim i samoa�skim pochodzeniu, by przeprowadzi� jeszcze bardziej ekscytuj�ce i niebezpieczne badania. Podobnie jak wys�annicy Projektu wnikali niegdy� w przesz�o�� Ziemi, tak teraz Ashe i Ross mieli podj�� pr�b� odkrycia, zbieraj�c mo�liwie najwi�cej wiadomo�ci o prekursorach wsp�czesnych wypraw mi�dzygwiezdnych, co kryje przesz�o�� Hawaiki i jak ten �wiat wygl�da� za dni chwa�y galaktycznego imperium. Tajemnica, z kt�r� si� spotkali po wyl�dowaniu, wzmog�a jeszcze potrzeb� odkrywania.
Gdyby los si� do nich u�miechn��, ich pr�bnik m�g� otworzy� bram� w czasie. Konstrukcja zosta�a bardzo unowocze�niona w por�wnaniu z tymi przej�ciowymi instalacjami, kt�re budowano dawniej. Wiedza techniczna odnotowa�a znaczny post�p, gdy ziemskim in�ynierom i naukowcom udost�pniono zapisy gwiezdnej cywilizacji. Dokonano mn�stwa poprawek i uproszcze�, wdra�aj�c w �ycie now� hybrydow� technologi�, wysnut� z wiedzy i do�wiadcze� dw�ch kultur odleg�ych od siebie w czasie o tysi�ce lat.
Kiedy i je�li on lub Ashe - czy te� Karara wraz z jej delfinami - odkryj� odpowiedni teren, obaj agenci b�d� mogli zainstalowa� sw�j sprz�t. Zar�wno Ross, jak i Ashe zostali do tego w�a�ciwie przygotowani. Potrzebowali cho�by jednego ma�ego odkrycia, kamienia w�gielnego, na kt�rym szybko wznie�liby ca�e mury. Nale�a�o jednak odnale�� jaki� relikt przesz�o�ci, bodaj najdrobniejszy �lad staro�ytnych ruin, na kt�re mo�na by�oby nakierowa� sond�. Tymczasem od chwili wyl�dowania p�yn�y dnie, p�yn�y tygodnie i nadal nie natrafiono na �adne znalezisko.
Ross przemierzy� skalny grzbiet, wznosz�cy si� niby koguci grzebie� wzd�u� kr�gos�upa wyspy. U podn�a tego wzniesienia za�o�ono wiosk�. Polinezyjscy osadnicy umieli stosowa� miejscowe materia�y przy budowie charakterystycznych dla ich plemienia domostw i narz�dzi. Ta umiej�tno�� czerpania z miejscowych d�br by�a ogromnie istotna, bowiem �adownie statku mie�ci�y tylko ograniczon� ilo�� zaopatrzenia. Kiedy ju� statek wystartuje w powrotn� drog�, przez kilka lat b�d� zdani na w�asne si�y. Srebrna kula sta�a na skalnej p�ce. Pilot i za�oga zwlekali z odlotem w oczekiwaniu na wyniki poszukiwa� Ashe'a. Za cztery dni b�d� musieli wyruszy� do domu, nawet je�li agenci nie z�o�� raportu o pomy�lnym rezultacie swoich stara�.
Ashe doznawa� bolesnego uczucia rozczarowania. Podobnie jak przed sze�cioma miesi�cami, po ca�ej sprawie z Topazem, dr�czy�y go wyrzuty sumienia i bezsilna w�ciek�o��. Im d�u�ej Ross rozmy�la� nad sugesti� Karary, tym bardziej wydawa�a mu si� racjonalna. Je�li b�dzie polowa� wi�ksza liczba nurk�w, zwi�kszy si� nieznacznie szansa na odnalezienie istotnej wskaz�wki. Do tej pory delfiny nie zawiadomi�y o odkryciu �adnej niebezpiecznej formy podmorskiego �ycia czy zagro�e� innych ni� te, z kt�rymi nurek zawsze ma do czynienia w g��binie.
Nie brakowa�o skrzelopak�w, a wszyscy osadnicy umieli dobrze p�ywa�. Zorganizowane �owy powinny pom�c Polinezyjczykom otrz�sn�� si� z dotychczasowego marazmu i nawyku odk�adania wszelkich spraw na potem. Jak d�ugo mieli do wykonania konkretne zadania: roz�adowanie statku, za�o�enie osady, prace zwi�zane z rozbudow� bazy - okazywali entuzjazm i zaanga�owanie. Dopiero w ci�gu ostatnich dw�ch tygodni niezauwa�alnie ogarn�o ich rozleniwienie, stanowi�ce poniek�d wynik tutejszej atmosfery. Zacz�li znajdowa� przyjemno�� w powolniejszym trybie �ycia. Ross przypomnia� sobie, jak zesz�ego wieczoru Ashe por�wna� Hawaik� do legendarnej ziemskiej wyspy, gdzie jej mieszka�cy wiedli �ywot w p�nie, spo�ywaj�c nasiona miejscowej ro�liny. Hawaika w szybkim tempie przeistacza�a si� dla przybysz�w z Ziemi w krain� lotos�w.
- Najpierw t�dy, potem na zach�d... - W pomieszczeniu o �cianach z palmowych mat Ashe pochyla� si� nad sto�em zrobionym ze skrzyni. Gdy wszed� Ross, nie podni�s� wzroku. Karara zwiesi�a mokr� jeszcze g�ow� tak nisko, �e czarne b�yszcz�ce loki, teraz przylegaj�ce do czaszki, niemal dotyka�y kasztanowych, kr�tko przystrzy�onych w�os�w m�czyzny. Studiowali razem map�, jakby mieli przed sob� nie znaczki na papierze, ale prawdziwe zatoczki i laguny.
- Jeste� pewien, Gordon, �e warto po tylu latach por�wnywa� okolic� z ta�m�? - Dziewczyna odgarn�a palcami opadaj�ce na oczy w�osy.
Ashe wzruszy� ramionami. Wok� ust zarysowa�y mu si� zmarszczki, kt�rych nie by�o tam jeszcze przed sze�cioma miesi�cami. Porusza� si� dziwnie nerwowo, nie z tak p�ynnym wdzi�kiem jak kiedy�. Wtedy �adna odleg�o�� do przebycia w trakcie podr�y w czasie nie wywiera�a na nim najmniejszego wra�enia, a jego pewno�� siebie dodawa�a otuchy nowicjuszowi, jakim by� Ross.
- Og�lne zarysy tych dw�ch wysp przypominaj� mi przyl�dki pokazane tutaj... - Przysun�� kolejn� map�, sporz�dzon� na przezroczystej folii, i na�o�y� j� na poprzedni�. Kraw�dzie przyl�dk�w znacznie wi�kszego l�du pokry�y si� idealnie z obecnymi wyspami. Po niegdy� rozleg�ej ziemi, p�niej pop�kanej i podzielonej, pozosta�y atole i zatoczki, te, kt�re badali po przylocie na planet�.
- Od jak dawna?... - zastanawia�a si� Karara na g�os. - I dlaczego?
Ashe potrz�sn�� ramionami.
- Dziesi�� tysi�cy lat, pi��, dwa. - Pokiwa� g�ow�. - Nikt nie ma poj�cia. To oczywiste, �e wydarzy� si� tu kiedy� kataklizm na skal� �wiatow�, skoro linia brzegowa uleg�a ca�kowitej zmianie. Mo�e trzeba poczeka�, a� statek w drodze powrotnej przywiezie nam �mig�owiec lub hydroplan, �eby�my mogli rozszerzy� zakres bada�. - Przesun�� r�k� poza granice mapy, maj�c na my�li ca�� reszt� Hawaiki.
- No to poczekamy z rok albo dwa - wtr�ci� Ross. - Nie wiadomo te�, czy Rada uzna nasz� pro�b� za wystarczaj�co uzasadnion�. - Powiedzia� to bez namys�u, z czystej przekory; zawsze w obecno�ci Karary �wierzbi� go j�zyk. Usta Ashe'a drgn�y i Ross zda� sobie spraw� z w�asnej pomy�ki. Gordon potrzebowa� wsparcia, a nie recytacji listy przyczyn mog�cych �ci�gn�� kl�sk� na ich misj�.
- Tylko popatrz! - Ross podszed� do sto�u i machn�� r�k� obok Karary, wskazuj�c palcem na map�. - Wiemy przecie�, �e to, czego szukamy, �atwo jest przeoczy�, nawet je�li b�d� nam pomaga� delfiny. To za du�y obszar. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e cokolwiek kryje si� pod wod�, zosta�o ca�kowicie obro�ni�te wodorostami. A gdyby�my tak w dziesi�ciu rozeszli si� wachlarzem... gdzie� st�d i szli, dajmy na to, tutaj, w stron� l�du, filmuj�c co ciekawsze miejsca? W razie potrzeby mo�na by przeczesa� cal po calu ca�y sektor. Mamy przecie� mn�stwo czasu i m�skich r�k do wykorzystania.
Karara za�mia�a si� cicho.
- M�skich, zawsze m�skich, co, Ross? A co z �e�skimi r�kami? A kto wie, czy my nie mamy lepszego wzroku? Ale og�lnie to niez�y pomys�, Gordon. Niech no pomy�l�... - Zacz�a wylicza� na palcach. - PaKeeKee, Vaeoha, Hori, Liliha, Taema, Ui, Ho-no'ura... Ci s� najlepsi w wodzie. Potem ja, ty, Gordon, Ross. A wi�c znalaz�oby si� dziesi�ciu z bystrymi oczyma. Nie licz�c Tino-rau i Tauy. Zabierzmy prowiant i rozbijmy ob�z na tej wyspie, kt�ra przypomina palec zakrzywiony w przyzywaj�cym ge�cie. Jako� mi si� wydaje, �e ten przyzywaj�cy palec zapowiada nam, �e w ko�cu szcz�cie. A wi�c jak, robimy plan?
Ashe wyra�nie si� rozlu�ni�, a Ross odzyska� spok�j ducha. Tego w�a�nie Gordon potrzebowa� - nie �l�czenia nad mapami i raportami, wiecznego analizowania marnych trop�w. Ashe zwyk� dzia�a� w terenie. Praca przy zak�adaniu bazy by�a dla niego wyczerpuj�cym kieratem.
Po odej�ciu Karary Ross opad� na ��ko przy �cianie.
- Co tu si� wydarzy�o? Masz jaki� pomys�? - zapyta�. Cz�ciowo powodowa�a nim rzeczywista ch�� wy�wietlenia tajemnicy, nad kt�r� tak cz�sto debatowali, odk�d wyl�dowali na Hawaice, zupe�nie zmienionej w por�wnaniu z mapami, jakimi si� pos�ugiwali; cz�ciowo za� pragn�� zaj�� my�li Ashe'a czym� innym ni� bie��ce zmartwienia. - Wojna atomowa?
- Ca�kiem mo�liwe. S� przecie� �lady dawnego napromieniowania. Tylko ci�gle mi si� zdaje, �e rozw�j tych obcych nie zatrzyma� si� na atomie. Za��my, po prostu za��my, �e potrafili wp�ywa� na pogod�, �e naruszyli delikatn� r�wnowag� pow�oki ziemi... Nic nam nie wiadomo o zakresie ich umiej�tno�ci ani o tym, jak je wykorzystywali. Za�o�yli tu kiedy� koloni�, inaczej po co by�by im przewodnik na ta�mie? Tylko tego jeste�my pewni.
- Za��my... - Ross po�o�y� si� na brzuchu i skrzy�owa� ramiona pod brod�. - Za��my, �e mogliby�my odkry� cz�stk� tej wiedzy...
Wargi Ashe'a zn�w si� zacisn�y.
- Teraz ju� musimy podj�� to ryzyko.
- Ryzyko?
- A czy da�by� dziecku jedn� z tych broni r�cznych, kt�re znale�li�my w porzuconym statku?
- Jasne, �e nie! - prychn�� Ross. Zrozumia� aluzj�. - To znaczy, �e nie jeste�my godni zaufania?
Odpowied� �atwo mo�na by�o odczyta� z twarzy Ashe'a.
- Po co wi�c ten ca�y wysi�ek, to polowanie na k�opoty?
- Wci�� ten sam problem, nasze utrapienie. Co si� stanie, je�li Czerwoni odkryj� co� pierwsi? Pami�taj, �e i oni wygrali kilka planet w loterii ta�mowej. S� niczym pi�a: my ruszamy tam, oni odwrotnie. Albo uratujemy ras�, albo j� stracimy. Pewnie teraz r�wnie gor�czkowo przeczesuj� swoje gwiezdne kolonie w poszukiwaniu paru odpowiedzi.
- Zatem udamy si� w przesz�o��, je�li zajdzie potrzeba. C�, chyba m�g�bym si� oby� bez odpowiedzi, kt�re znali �ysawcy. Przyznaj� jednak, �e ch�tnie bym si� dowiedzia�, co tutaj zasz�o dwa, pi�� czy dziesi�� tysi�cy lat temu.
Ashe wsta� i rozprostowa� ramiona. Po raz pierwszy na jego ustach zago�ci� u�miech.
- Wiesz co, nawet podoba mi si� ten pomys� z �owieniem ryb przy kiwaj�cym palcu Karary. Mo�e ma racj� i wreszcie zacznie nam sprzyja� szcz�cie?
Twarz Rossa nie zdradza�a �adnych uczu�. Wsta�, �eby przygotowa� kolacj�.
2. SIEDZIBA MANO NUI
Tu� pod powierzchni� morza woda by�a ciep�a. Dziwaczne �ycie mieni�o si� tymi kolorami, kt�re Ross umia� nazwa�, i takimi, kt�rych nie potrafi� okre�li�. Zamieszkuj�ce oceany Ziemi korale, zwierz�ta ukryte pod postaci� ro�lin, a tak�e ro�liny przypominaj�ce kszta�tem zwierz�ta mia�y tutaj swoje odpowiedniki. Osadnicy nadali im swojsko brzmi�ce nazwy, chocia� kraby, ryby, ukwia�y i wodorosty p�ytkich lagun i raf nie wygl�da�y jak lustrzane odbicia stworze� na Ziemi. K�opot w tym, �e wielkie bogactwo �ycia mami�o wzrok, odwraca�o uwag� i odci�ga�o od bie��cej pracy: poszukiwa� czego� nienaturalnego, co nie pasowa�oby do tego miejsca.
Podobnie jak l�dy upaja�y zmys�y i rzuca�y czar na przybysza z innej planety, tak morze swoim urokiem kaza�o zapomnie� o obowi�zkach. Ross przep�ywa� opodal pogmatwanego, faluj�cego g�szczu koronkowych ro�lin w kolorze przechodz�cym od ciemnej, niemal czarnej zieleni do m�tnego, trudnego do okre�lenia odcienia oliwki. W�r�d rozbujanych wachlarzy nurkowa�y rybki widma, p�ywaczki z p�etwami o tak przezroczystych cia�ach, �e mo�na by�o dojrze� poprzez blad� sk�r� resztki niedawno po�kni�tego posi�ku.
Ziemianie rozpocz�li gruntowne poszukiwania przed p�godzin�. Wyskoczyli z �odzi i wystartowali do punktu zbi�rki na wyspie w kszta�cie palca - grupa doskona�ych nurk�w, m�czyzn i dziewcz�t czuj�cych si� pod wod� niczym u siebie w domu, pragn�cych dokona� odkrycia, na kt�rym tak bardzo zale�a�o Ashe'owi... Je�li w og�le by�o co odkrywa�.
Na Hawaice tajemnica goni tajemnic�, pomy�la� Ross, tr�caj�c harpunem przep�ywaj�c� obok kurtyn� z wodorost�w, ciekaw, co si� pod ni� chowa. Tubylcze �ycie na tej planecie musia�o zawsze funkcjonowa�, opieraj�c si� na �rodowisku wodnym. Osadnicy napotkali na wyspach tylko par� gatunk�w niedu�ych zwierz�t. Najwi�kszym z nich by� ryjec, istota o tyle podobna do miniaturowej ma�py, �e mia�a tylne nogi przeznaczone do chodzenia i przednie �apy uzbrojone w d�ugie pazury przydatne do kopania, a u�ywane z r�wn� zr�czno�ci� i wpraw� jak r�ce przez ludzi. Bezw�ose cia�o umia�o przybiera�, niczym kameleon, barw� ziemi i kamieni, po�r�d kt�rych mieszka�o. G�owa by�a osadzona bezpo�rednio na pochy�ych ramionach, z pomini�ciem szyi. Blisko czubka g�owy widnia�y dwa okr�g�e paciorki oczu, funkcj� organu powonienia pe�ni�a prosta pionowa szpara, a k�y w szerokim pyszczku z �atwo�ci� mia�d�y�y okryte skorup� stworzenia - g��wny pokarm ryjca. Zwierz� wygl�da�o do�� odpychaj�co, przynajmniej dla cz�owieka, jednak, zgodnie z dotychczasowymi ustaleniami osadnik�w, by�a to najwy�sza forma l�dowego �ycia. �upem ryjca pada�y mniejsze niby-gryzonie, dwa gatunki bezskrzyd�ych ptak�w nurkuj�cych w wodzie, grupka dziwacznych gad�w i wychodz�ce czasem na l�d amfibie.
Czy na tym �wiecie m�rz i wysp kwit�o niegdy� rozumne �ycie? Mo�e istnia�a tu tylko galaktyczna kolonia, a przed przybyciem kosmit�w planeta nie mia�a rodzimej populacji? Ross unosi� si� ponad ciemn� czelu�ci�, gdzie dno zapada�o si� gwa�townie, tworz�c zag��bienie w kszta�cie spodka. Wodorosty falowa�y wzd�u� kraw�dzi, nadaj�c im poszarpany kszta�t, lecz og�lny zarys z czym� si� nieodparcie kojarzy�...
Ross zacz�� op�ywa� dziur� dooko�a. Bior�c poprawk� na zniekszta�cenie kontur�w przez ro�liny, kt�re tworzy�y bary�kowate naro�le lub na podobie�stwo wie� strzela�y ku powierzchni, to miejsce wygl�da�o z pewno�ci� nienormalnie! Zbyt r�wne wg��bienie mia�o regularny zarys. Ross wyzby� si� w�tpliwo�ci. Zacz�� opada� w g��bi� z dreszczykiem emocji, usi�uj�c wypatrzy� oznaki potwierdzaj�ce jego za�o�enie.
Przez ile lat czy stuleci gromadzi�o si� tu powoli podmorskie �ycie, rozrasta�o si�, obumiera�o, dawa�o pod�o�e dla coraz to nowych stworze�? Teraz tylko niewyra�ne �lady �wiadczy�y o nienaturalnym pochodzeniu dziury.
Uchwyciwszy si� jedn� r�k� kawa�ka hawaika�skiego koralu - g�adszego ni� odmiana spotykana na Ziemi - Ross si�gn�� kolb� harpuna do najbli�szej �ciany spodka, pr�buj�c rozdzieli� dwa krzaki wodorost�w, aby sprawdzi�, co si� za nimi kryje. Ostrze odskoczy�o. Tak delikatne narz�dzie nie mog�o przebi� twardej pokrywy. Ale mo�e gdy zejdzie ni�ej, lepiej mu si� poszcz�ci.
Nie przypuszcza�, �e otw�r b�dzie taki g��boki. �wiat�o rozja�niaj�ce zag��bienie znik�o zupe�nie. Czerwienie i ��cie ust�pi�y miejsca zieleniom i b��kitom w odcieniach, jakich nie znalaz�oby si� wy�ej. Ross w��czy� wodoszczeln� latark� i jasny snop �wiat�a przywr�ci� natychmiast dawne kolory. K��b wodorost�w, w blasku latarki r�owy, dalej przebarwia� si� na ciemnoszmaragdowo, jakby mia� kameleonowe zdolno�ci ryjc�w.
Fenomen ten zaciekawi� Rossa do tego stopnia, �e naruszy� wa�n� zasad� nurkowania: zaabsorbowany otoczeniem, zapomnia� o �rodkach ostro�no�ci. Kiedy w�a�ciwie dostrzeg� ten cie� na dole? Czy wtedy, gdy spomi�dzy zaro�li wyskoczy�a znienacka �awica rybek widm? Odprowadzi� je �wiat�em latarki, a po chwili na skraju �wietlnej smugi przemkn�� nieokre�lony kszta�t. Zako�ysa�a si� woda w pos�pnej otch�ani.
Ross okr�ci� si� doko�a w�asnej osi i wspar� plecami o �cian� uskoku, kieruj�c latark� na to, co sun�o do g�ry. Przez d�ug�, pe�n� napi�cia chwil� blask oblewa� i wydobywa� z mroku istot� jakby zrodzon� z koszmar�w na jego w�asnej planecie. Wreszcie Ross zrozumia�, �e potw�r jest mniejszy, ni� na to wygl�da� w ci�gu tej pierwszej przera�aj�cej minuty; chyba nie wi�kszy od zwyk�ego delfina.
Jako agent, odby� szkolenie na nawiedzanych przez rekiny morzach Ziemi. Wpojono mu umiej�tno�� zachowania si� w obliczu gro�nych my�liwych z g��bin i z oceanicznych d�ungli. Ale takie stwory jak ten zamieszkiwa�y wy��cznie ba�nie ludzi z jego rasy, jako smoki ze starych legend. Okryty �uskami �eb z szeroko rozstawionymi �lepiami, kt�re �ypa�y w �wietle pos�pnie i nienawistnie, rozwarta paszcza pe�na z�b�w, pysk uzbrojony w r�g, d�uga falista szyja, a poni�ej na wp� widoczne monstrualne cielsko.
Ani harpun, ani n� za pasem nie m�g� uratowa� Rossa; nie �mia� jednak odwr�ci� si� plecami do wznosz�cej si� g�owy. Przylgn�� do �ciany wn�ki. Stw�r nie spieszy� si� wcale do ataku. Spostrzeg� go najwyra�niej i podp�ywa� teraz z opiesza�o�ci� my�liwego, kt�ry dobrze wie, jak zako�cz� si� �owy. Dokucza�o mu chyba �wiat�o, a zatem Ross celowa� latark� prosto w z�e oczy.
Szok spowodowany nag�ym spotkaniem z wolna ust�powa�. Ross wsun�� p�etw� w szczelin�, by nie straci� r�wnowagi, a jego d�o� pope�z�a do pasa, gdzie chowa� komunikator dzia�aj�cy na zasadzie sonaru. Wystuka� sygna� o pomoc, kt�ry delfiny mog�y przekaza� pozosta�ym nurkom. Kiwaj�cy si� na boki �eb potwora zamar� na wyci�gni�tej, sztywnej szyi - �uskowatym filarze po�rodku cylindrycznego wg��bienia. Fala ultrad�wi�k�w albo zaskoczy�a, albo te� da�a do my�lenia �owcy i kaza�a mu mie� si� na baczno�ci.
Ross ponownie wystuka� sygna�. By� coraz mocniej prze�wiadczony, �e w przypadku pr�by ucieczki czeka go zguba, musia� wi�c zajrze� w oczy niebezpiecze�stwu. Uchwyci� si� kurczowo wodorost�w. �eb potwora zawis� ledwie kilka cali poni�ej jego p�etw.
Zn�w zobaczy� ko�ysanie, uniesienie g�owy, dr�enie przebiegaj�ce wzd�u� w�owej szyi, wzburzenie wody. Smok p�yn��. Ross skierowa� snop �wiat�a dok�adnie na �rodek pyska. �uski, o ile potrafi� dostrzec, nie by�y rogowymi p�ytkami, tylko zachodz�cymi na siebie srebrzystymi owalami jak u ryb. A podbrzusze poczwary mo�na by chyba przebi� harpunem. Jednak �wiadom, �e trafiony strza�ami z tej broni rekin potrafi� prze�y�, Ross postanowi� atakowa� dopiero w ostateczno�ci.
Powy�ej i nieco na lewo widnia�a niewielka nisza, sk�d kiedy� musia�a oderwa� si� wi�ksza k�pa wodorost�w. Gdyby uda�o mu si� tam schroni�, kto wie, mo�e zdo�a�by powstrzyma� zap�dy bestii do czasu nadej�cia pomocy. Ross porusza� si� z wyj�tkow� ostro�no�ci�. D�o� dotkn�a brzegu niszy i agent da� nura do wn�trza, o w�os unikaj�c morderczych z�b�w szturmuj�cego smoka. Potwierdzi�o si� jego wcze�niejsze przypuszczenie: stw�r ma zwyczaj naciera� na wszystko, co zechce mu uciec. Prys�y nadzieje dotarcia na powierzchni�.
Sta� teraz w szczelinie, wygl�da� na zewn�trz i obserwowa� �eb przecinaj�cy wod�. Gdy wy��czy� latark�, nag�e ciemno�ci oszo�omi�y gada na kilka cennych sekund. Ross cofn�� si�, ile m�g�, do miejsca, gdzie rami� dotkn�o �liskiej, g�adkiej i zimnej powierzchni. Trwoga wywo�ana tym doznaniem omal nie wypchn�a go z powrotem na �rodek g��biny.
Zaciskaj�c kurczowo praw� d�o� na grocie harpuna, lew� ostro�nie bada� �cian�. Opuszkami palc�w muska� r�wn� powierzchni� tam, gdzie k�pa wodorost�w zosta�a wyrwana lub zdarta. Nie m�g� ani nie �mia� odwr�ci� g�owy, ale zdoby� pewno��, �e �ciany tego swoistego spodka zosta�y ukszta�towane i umieszczone tu przez jakie� rozumne stworzenie.
Zwierz tymczasem podp�yn�� wy�ej. Unosi� si� teraz w wodzie dok�adnie naprzeciwko wylotu niszy Rossa. Jego szyja falowa�a a� po sam kad�ub. Cia�o, u g�ry masywne, zw�aj�ce si� ku do�owi, nasuwa�o Rossowi niejasne skojarzenia. Gdyby kto� zaopatrzy� ziemsk� fok� w g�ow� gorgony, a jej futro zamieni� na �uski, efekt by�by podobny. Tyle �e Ross w tej chwili nie patrzy� na fok�.
Nieznaczne ruchy p�etw utrzymywa�y potwora w jednym miejscu, jakby znajdowa� oparcie na twardej powierzchni. Szyja przygi�a si� do tu�owia, a �eb opada� �ukiem, dop�ki czubek rogu na pysku nie wskaza� na brzuch Rossa. Ziemianin wa�y� w d�oni harpun. Oczy smoka stanowi�y doskona�y cel; gdyby stw�r przyst�pi� do ataku, Ross strzeli�by prosto w te �lepia.
Zar�wno cz�owiek, jak i smok tak byli zaj�ci wst�pem do pojedynku, �e �aden nie zauwa�y� nag�ego wzburzenia wody ponad nimi. Po�yskuj�cy, ciemny kszta�t przeszy� to�, mign�� za garbatym grzbietem smoka. Niekt�rzy osadnicy wykszta�cili w sobie znaczn� zdolno�� telepatycznego nawi�zywania kontaktu z delfinami, lecz mo�liwo�ci Rossa w tym wzgl�dzie by�y nader skromne.
Pewien przybywaj�cej pomocy, znalaz� okazj� do ataku. Smoczy �eb wykona� gwa�towny skr�t, gdy gad usi�owa� dostrzec, co si� dzieje za jego d�ugim cia�em. Jednak nieostra sylwetka delfina zaraz znikn�a z pola widzenia. Machni�cie g�ow� kosztowa�o potwora utrat� r�wnowagi; cielsko znalaz�o si� bli�ej Rossa.
Ziemianin nie wymierzy� dobrze i wypali� za szybko; ostrze min�o wi�c g�ow� smoka. Tylko lina harpuna oplot�a szyj� bestii, kt�ra wydawa�a si� tym speszona. Ross skuli� si� w kryj�wce i doby� no�a. W starciu z tymi k�ami n� stanowi� dziecinn� zabawk�, ale nie mia� nic innego.
Delfin da� nura, nacieraj�c na gada, lecz tym razem schwyci� pyskiem lin� harpuna i tak ni� szarpn��, �e smok zachwia� si� jeszcze bardziej i odp�yn�� od Rossa ku �rodkowi spodka.
Ross dostrzeg�, �e dwa delfiny wodz� potwora za nos jak matadorzy byki - ani na chwil� nie dawa�y mu spokoju zr�cznymi manewrami. Widocznie ofiary padaj�ce zazwyczaj �upem hawaika�skiej poczwary zachowywa�y si� inaczej, stw�r zatem nie umia� sobie poradzi� ze �mia��, dokuczliw� taktyk� delfin�w. �aden z nich nie dotkn�� bestii, lecz oba bez ustanku pr�bowa�y sprowokowa� go do po�cigu.
Smok kr�ci� si� w k�ko, chc�c dopa�� dr�czycieli, ale wci�� pozostawa� na wysoko�ci niszy i raz po raz zwraca� �eb do Rossa: nie chcia� porzuci� upatrzonej zdobyczy. Teraz ju� tylko jeden z delfin�w miota� si� obok. Komunikator umocowany do pasa zawibrowa� silnie u boku Rossa, uprzedzaj�c o przygotowaniach do rozpocz�cia kolejnego etapu operacji. Gdzie� wysoko zbierali si� jego towarzysze. W odpowiedzi Ross wystuka� spiesznie kod swojego sygna�u.
Dwa delfiny zn�w si� zakrz�tn�y i ostatni� szar�� zepchn�y potwora na sam �rodek krateru. Mign�y jeszcze raz, po czym znik�y. Smok pop�yn�� do g�ry, jednak na spotkanie z hawaika�sk� besti� opada�a ju� �wietlista kula, w kt�rej blasku kontury nabiera�y ostro�ci, a kolory �ywych odcieni.
Ross uni�s� szybko rami�, by zas�oni� oczy. Wraz z b�yskami �wiat�a rozchodzi�y si� w wodzie tak intensywne wibracje, �e zareagowa�y nawet jego nerwy, du�o mniej czu�e ni� otaczaj�cych go �ywych organizm�w. Zmru�y� oczy za mask�. Jaka� ryba pop�yn�a ku powierzchni spiralnym ruchem, brzuchem do g�ry. Woko�o wodorosty wi�d�y w oczach, ko�ysa�y si� martwo w wodzie. Na mroczne dno zag��bienia zsuwa�o si� tak�e nieruchome cielsko potwora. Bro�, udoskonalona na Ziemi do zwalczania rekin�w i barakud, dzia�a�a r�wnie� tutaj, zabijaj�c znacznie gro�niejsze istoty.
Ziemianin wydoby� si� z niszy i ruszy� do g�ry na spotkanie z drugim nurkiem. Ashe schodzi� coraz g��biej, a przez ten czas Ross sk�ada� relacj� za po�rednictwem komunikatora. Delfiny zapu�ci�y si� w otch�a� w �lad za niedawnym wrogiem.
- Popatrz tutaj. - Ross poprowadzi� Ashe'a do swojej zbawczej kryj�wki i skierowa� si� na ni� strumie� �wiat�a. Mia� racj�! W okrywie wodorost�w widnia�o spore wy��obienie, pionowy pas d�ugi na dwa metry, jednolicie szary.
Ashe dotkn�� znaleziska i krzykn�� przez komunikator:
- Nareszcie co� mamy!
Ale co? Pe�na ekipa nurk�w przez godzin� prowadzi�a badania, ale mimo specjalistycznej wiedzy Ashe'a w dziedzinie artefakt�w i pozosta�o�ci dawnych kultur nadal nie rozwi�zali zagadki. Oczyszczenie ca�ego krateru wymaga�o wiele wysi�ku i u�ycia narz�dzi, jakich nie mieli przy sobie. Osi�gni�to post�p tylko w szacowaniu rozmiar�w i kszta�tu obiektu. Okaza�o si� przy tym, �e jego �ciany zbudowane s� z materia�u, kt�ry, cho� od dawna oblepiany przez morskie �yj�tka, nie ulega� korozji. Na szarej powierzchni nie by�o najmniejszego �ladu up�ywu czasu czy jakichkolwiek zarysowa�.
Na samym dole znaleziono le�e smoka: �ukowat� wn�k� obro�ni�t� wodorostami, przed kt�r� spocz�o martwe cielsko. Z pomoc� delfin�w wyci�gni�to je na powierzchni�, by podda� ogl�dzinom na brzegu. Ale ta wn�ka... Czy�by stanowi�a element dawnej konstrukcji?
O�wietlaj�c sobie drog� latarkami, wp�yn�li mi�dzy cienie, lecz zagadka wci�� pozostawa�a zagadk�. Wewn�trz tu i �wdzie widzieli skrawki tej samej szarej powierzchni. Ashe wetkn�� w piasek pod�o�a kolb� harpuna, a przy okazji odkry� kolejne owalne zag��bienie. Ale co to wszystko oznacza�o lub jakie by�o przeznaczenie tego miejsca, mogli tylko zgadywa�.
- Ustawimy tu pr�bnik? - zapyta� Ross. Ashe pokr�ci� g�ow� przecz�co.
- Trzeba szuka� dalej. Poszerzy� kr�g poszukiwa� - wychrypia� komunikator.
Ju� po kilku minutach delfiny meldowa�y odnalezienie nast�pnych pozosta�o�ci - zauwa�y�y jeszcze dwa spodki, wi�ksze od pierwszego, ustawione na dnie w linii prostej, nakierowanej dok�adnie na Wysp� Palca Karary. Skrupulatna inspekcja nie natrafi�a wewn�trz nich na gro�ne �lady �ycia; nie wyp�oszono wi�cej smok�w.
Kiedy Ziemianie wyszli na brzeg Wyspy Palca, aby odpocz�� i zje�� po�udniowy posi�ek, jeden z nich wymierzy� krokami d�ugo�� wywleczonego na pla�� potwora. Na l�dzie nie straci� on nic ze swojego gro�nego wygl�du. Widz�c martwe cielsko, Ross pomy�la�, �e chyba ma szcz�cie, skoro prze�y� spotkanie z tym stworem bez �adnego uszczerbku.
- My�l�, �e to samotnik - orzek� PaKeeKee. - Drapie�niki tych rozmiar�w �eruj� zwykle w pojedynk�.
- To Mano-Nui! - Dziewczyna imieniem Taema z dr�eniem w glosie uzna�a potwora za demona w rekiniej sk�rze, znanego z legend w jej szczepie. - W tych wodach to prawdziwie kr�lewski rekin! Tylko czemu nie spotkali�my dot�d jego krewniak�w? Tino-rau, Taua... niczego nie meldowa�y...
- Mo�e dlatego, �e te stwory s� tu bardzo rzadkie, jak twierdzi PaKeeKee - odpar� Ashe. - Taki wielki mi�so�erca musia� wytyczy� sobie rozleg�y obszar �owny, chocia� �lady dowodz�, �e od d�u�szego czasu przebywa� w swoim legowisku. A to oznacza, �e innym przedstawicielom tego samego gatunku nie wolno przekracza� okre�lonych granic jego terytorium. Karara pokiwa�a g�ow�.
- Pewnie polowa� raz na jaki� czas, jad� do syta, a potem le�a� spokojnie i trawi� pokarm. Na Ziemi te� �yj� wielkie w�e, kt�re si� podobnie zachowuj�. Jeden z nich zaatakowa� Rossa na podw�rku przed domem...
- Teraz ju� wiemy - Ashe wgryz� si� w owoc - czego si� wystrzega� i jak� broni� to niszczy�. Nie zapominajcie o tym.
Czu�e mechanizmy komunikator�w potrafi�y rejestrowa� wibracje stanowi�ce ostrze�enie o blisko�ci smoka, a kule g��binowe mog�y zako�czy� spraw�.
- Ma wielk� czaszk� w por�wnaniu do reszty cia�a. - PaKeeKee kucn�� przy g�owie le��cej w piasku, tkwi�cej na ko�cu wyprostowanej teraz szyi.
Do tej pory Ross przejmowa� si� raczej uzbrojeniem tej g�owy: k�ami osadzonymi w pot�nych szcz�kach i rogiem na pysku. Dopiero komentarz PaKeeKee u�wiadomi� mu, �e �uskowata, uwypuklona nad oczodo�ami czaszka mie�ci zapewne m�zg o du�ej pojemno�ci. Czy�by stw�r obdarzony by� inteligencj�? Karara jakby czyta�a w jego my�lach.
- Zasada Pierwsza? - rzuci�a i posz�a obejrze� �cierwo.
Ross zignorowa� jej pytanie; nie wiedzia�, czy adresowa�a je do niego, czy te� g�o�no my�la�a.
Zasada Pierwsza: w najwi�kszym mo�liwym stopniu chroni� tubylcze �ycie. Nie tylko formy humanoidalne przejawiaj� oznaki wy�szej inteligencji.
Na Ziemi s�uszno�ci tej zasady dowodzi�y delfiny. Tylko czy Zasada Pierwsza oznacza�a, �e nale�a�o pozwoli� potworowi da� si� zje��, bo mo�e to by� rozwini�ta forma obcej inteligencji? Niech�e sobie Karara recytuje tre�� Zasady Pierwszej, przyparta plecami do �ciany w podwodnej szczelinie, z brzuchem na celowniku smoczego rogu!
- Zasada Pierwsza nie wyklucza obrony w�asnej - o�wiadczy� spokojnie Ashe. - Ten stw�r jest my�liwym. Nikt nie powinien pr�bowa� korzysta� z technik rozpoznawczych, je�eli jest upatrzony na potencjaln� ofiar�. Je�li jeste� silniejszy lub dor�wnujesz si��, owszem, wstrzymaj si� i pomy�l, czy warto okazywa� agresj�. Ale w podobnej sytuacji... lepiej nie ryzykowa�.
- Tak czy owak, da�oby si� go chyba sparali�owa�, a nie zabija� - odrzek�a Karara.
- Hej, Gordon! - PaKeeKee odwr�ci� ku niemu g�ow�. - Co w�a�ciwie znale�li�my... pr�cz tego tutaj?
- Trudno powiedzie�. Wiemy tylko, �e te wg��bienia nie powsta�y przypadkowo i �e istniej� tu ju� od dawna. Czy od pocz�tku znajdowa�y si� pod wod�, czy mo�e l�d si� zapad�, tego tak�e nie wiemy. Tyle �e wreszcie mamy miejsce zdatne do ustawienia sondy.
- Bierzemy si� od razu do roboty? - chcia� wiedzie� Ross. Trawi�a go niecierpliwo��. Ashe jednak zmarszczy� brwi i potrz�sn�� g�ow�.
- Nasze miejsce trzeba najpierw dobrze sprawdzi�. Nie chcia�bym zapocz�tkowa� reakcji �a�cuchowej po drugiej stronie czasowego muru.
Ross musia� mu w duchu przyzna� racj�. Pami�ta� jeszcze wydarzenia, kt�re si� rozegra�y, gdy w�adcy galaktyki odkryli bramy czasowe Czerwonych i ruszyli po ich �ladach do dwudziestego stulecia, by bezlito�nie zniszczy� ka�d� instalacj�. Pierwotni mieszka�cy Hawaiki byli niczym tytani wobec ziemskich pigmej�w w dziedzinie zaawansowanych technologii. Niedyskretne u�ycie sondy niedaleko ich przycz�k�w mog�o sprowokowa� szybk� i straszliw� akcj� odwetow�.
3. STARO�YTNI MARYNARZE
Na �wirze pla�y roz�o�yli i usztywnili kamyczkami kolejn� map�.
-Tu, tu i tu... - Palec Ashe'a wskazywa� linie rozbiegaj�ce si� wachlarzowato z trzech bok�w Wyspy Palca. Ka�da z nich oznacza�a zesp� trzech podwodnych zag��bie�, u�o�ony prostopadle do linii l�du, kt�ry by� niegdy�, zgodnie z galaktyczn� map�, przyl�dkiem wi�kszego kontynentu. Chocia� Ziemianie odnale�li ruiny - je�li nazwa ta pasowa�a do podwodnych spodk�w - znaczenie tych relikt�w przesz�o�ci nadal pozostawa�o wielk� niewiadom�.
- Ustawiamy tutaj sprz�t? - zapyta� Ross. - Gdyby cho� uda�o si� odes�a� raport... - Wiedzia�, �e wtedy tw�rcy za�o�e� projektu szybko nawi�zaliby wsp�prac� i niebawem pop�yn��by w t� stron� strumie� ludzi i wyposa�enia.
- Ustawiamy - zadecydowa� Ashe.
Wyznaczy� punkt pomi�dzy dwiema liniami, gdzie rafa zapewnia�a stabilne pod�o�e. Ledwie podj�to decyzj�. Ziemianie wzi�li si� do dzie�a.
Zosta�y im dwa dni na zainstalowanie pr�bnika i zrobienie kilku zdj��. Potem statek mia� odlecie� bez wzgl�du na to, czy zd��� dostarczy� na pok�ad konkretne materia�y. Ashe i Ross sp�awiali razem na raf� elementy instalacji, Ui i Karara pomaga�y w holowaniu wyposa�enia, delfiny, gdy by�o trzeba, popycha�y �adunek nosami. Wodne ssaki wykazywa�y r�wne zainteresowanie jak ludzie, kt�rym pomaga�y. A w morzu ich pomoc by�a nieoceniona. Gdyby delfinom wykszta�ci�y si� r�ce, pomy�la� Ross przelotnie, pewnie dawno odebra�yby w�adz� - przynajmniej na oceanach - rodzajowi ludzkiemu.
Ludzie pracowali z nabyt� wpraw�. P�ywali w maskach pod wod�, aby ustawi� sond� na w�a�ciwym miejscu, kieruj�c jej obiektyw w stron� l�du, ku skale przypominaj�cej paznokie� palca. Kiedy Ashe dokona� ostatnich poprawek i przetestowa� ka�d� bez wyj�tku cz�� urz�dzenia, skin�� na nich d�oni�.
Karara, �ywo gestykuluj�c, zada�a jaki� pytanie. Komunikator Ashe'a przes�a� szyfrowan� odpowied�:
- O zmroku.
Tak, zmierzch nadawa� si� najlepiej do wys�ania sondy. Bezpiecze�stwo mog�a im zapewni� wy��cznie mo�liwo�� widzenia wszystkiego przy r�wnoczesnym unikni�ciu rozpoznania. Ashe nie mia� �adnych wskaz�wek co do historii tych ziem. Kto wie, czy poszukiwania dawnych mieszka�c�w nie przerodz� si� w d�ugotrwa�y, �mudny proces przeskakiwania przez stulecia, poniewa� aparatura zosta�a przystosowana do ziemskich okres�w.
- Kiedy tu byli? - Po wyj�ciu na l�d Karara wstrz�sn�a grzyw� w�os�w i rozpostar�a je na ramionach, by wysch�y. - Ile setek lat przemierzy nasza sonda?
- Raczej tysi�cy - skorygowa� Ross. - Odk�d zaczniemy, Gordon? Ashe star� piasek z kartki notesu wspartego o zgi�te kolano i spojrza� na raf�, gdzie ustawili pr�bnik.
-Od dziesi�ciu tysi�cy... Wiemy, �e na Ziemi rozbija�y si� w�wczas statki w�adc�w galaktyki. A zatem ich imperium... je�li mo�na m�wi� o imperium... mia�o wtedy szerok� sfer� wp�yw�w. Mo�e osi�gn�li w�a�nie szczyt rozwoju cywilizacyjnego, a mo�e staczali si� ju� po r�wni pochy�ej? W�tpi�, by dopiero wchodzili na wy�yny. Z tego wynika, �e na pocz�tek to z pewno�ci� dobra data. Je�li nie utrafimy w sedno, zawsze mo�emy szuka� dalej.
- My�lisz, �e ta planeta mia�a kiedykolwiek w�asn� populacj�?
- Niewykluczone.
- Ale bez du�ych zwierz�t. Nie znaleziono �adnych �lad�w. - protestowa�a Karara.
- Ludzi te� nie, prawda? - Ashe wzruszy� ramionami. - R�nie to mo�na t�umaczy�. Za��my, �e wybuch�a epidemia jakiej� choroby o zasi�gu �wiatowym i wymar� ca�y gatunek. Albo zdarzy�a si� wojna, w kt�rej u�yto niewyobra�alnej broni, by przeobrazi� powierzchni� planety... co, moim zdaniem, w�a�nie si� wydarzy�o. Wiele czynnik�w mog�o zg�adzi� rozumne �ycie. Mo�e dopiero po nich takie gatunki jak ryjce rozwin�y si� lub ewoluowa�y z mniejszych, prymitywniejszych form �ycia?
- Pami�tasz ma�polud�w, kt�rych spotkali�my na pustynnej planecie? - Ross wr�ci� wspomnieniami do ich pierwszej wyprawy automatycznym statkiem. - Mo�e i oni kiedy� byli lud�mi, a potem ich rasa zacz�a ulega� degeneracji? Z drugiej strony, skrzydlaci ludzie mogli w niewielkim tylko stopniu przypomina� cz�owieka na ni�szych szczeblach drabiny ewolucyjnej...
- Ma�poludy? Skrzydlaci ludzie? - przerwa�a Karara. - Opowiedzcie!
Chocia� nie podoba� mu si� w�adczy ton dziewczyny, Ross opisa� jej ze szczeg�ami dawne przygody, najpierw na planecie piask�w i zamkni�tych budowli, gdzie statek zatrzyma� si� z powod�w, jakich nigdy nie zrozumieli jego pasa�erowie, a p�niej w trakcie bada� drugiej planety, przypuszczalnie b�d�cej wcze�niej stolic� rozleg�ego gwiezdnego imperium. Tam w�a�nie zawarli przymierze ze skrzydlatymi lud�mi, kt�rzy mieszkali w olbrzymich budynkach zaro�ni�tej przez d�ungl� metropolii.
- Jednak sami widzicie, �e kogo� uda�o wam si� znale��... Tych skrzydlatych ludzi, no i ma�poludy. - Polinezyjka popatrzy�a na Ashe'a, kiedy Ross zako�czy� opowie��. - Tutaj znajdziecie tylko ryjce i smoki. Chcia�abym wiedzie�, czy stanowi� pierwszy, czy ostatni szczebel ewolucji.
- Czemu? - spyta� Ashe.
- Nie chodzi o to, �e jestem ciekawa, chocia� to te�. Ale i my mamy sw�j pocz�tek i koniec. Czy wyszli�my z ocean�w, zdobywaj�c wiedz�, my�l�c i czuj�c po to tylko, by ostatecznie wr�ci� do pocz�tk�w? Skoro wasi skrzydlaci ludzie si� wspinali, a ma�poludy stacza�y... - Potrz�sn�a g�ow�. - To przera�aj�ce, by w jednej r�ce trzyma� dwa ko�ce sznura �ycia. Czy takie podpatrywanie wyjdzie nam na dobre, Gordon?
- Ludzie zadawali sobie to pytanie, odk�d zacz�li my�le�, Karara. Niekt�rzy m�wili "nie", odwracali si� plecami i usi�owali tu i �wdzie powstrzyma� post�p wiedzy. Pr�bowali zatrzyma� cz�owieka na jednym pode�cie schod�w. Tyle �e w nas jest co� takiego, co nie uznaje przestoj�w bez wzgl�du na to, jak s�abo jeste�my przygotowani do wspinaczki. Mo�e byliby�my tu, na Hawaice, bezpieczni i niczym nie zagro�eni, gdybym dzi� wiecz�r nie pop�yn�� na tamt� raf�. Swoim zachowaniem mog�em sprowadzi� na nas wszystkich wielkie niebezpiecze�stwo, a mimo to nie potrafi�em si� waha�. A ty by� mog�a?
- Nie. Te� bym si� nie zawaha�a.
- Jeste�my tu dlatego, �e chcemy wiedzie�. Jeste�my ochotnikami, a skoro taka nasza natura, musimy stawia� kolejne kroki.
- Nawet je�li prowadz� do upadku - doda�a cicho Karara.
Ashe popatrzy� na ni� uwa�nie. Dziewczyna wbija�a wzrok w morze, gdzie spienione fale wskazywa�y po�o�enie rafy. To, co powiedzia�a, by�o ca�kiem zwyczajne, lecz Ross si� wyprostowa�, by z�owi� spojrzenie Ashe'a. Dlaczego przez moment poczu� niepok�j, a jego serce zatrzepota�o l�kliwie, zamiast bi� miarowo?
- Du�o wiem o takich jak wy agentach - podj�a Karara. - W czasie szkolenia sporo si� o was nas�ucha�am.
- Wyobra�am sobie. Na pewno r�nych przesadzonych opowie�ci. - Ashe za�mia� si�, lecz w jego weso�o�ci Ross znalaz� nieszczer� nut�.
- Pewnie tak, ale w�tpi�, by prawda by�a du�o �atwiejsza do przyj�cia. S�ysza�am r�wnie� o pewnej regule, kt�rej �ci�le przestrzegacie: nie wolno wam robi� niczego, co by zmieni�o bieg historii. Powiedzmy jednak, �e bieg historii ulegnie zmianie, a dawna katastrofa zostanie za�egnana. Co w takim przypadku stanie si� z nasz� koloni�... teraz i tutaj?
- Nie wiem. Jeszcze nigdy nie przeprowadzili�my takiego eksperymentu. .. I nie przeprowadzimy.
- Nawet gdy b�dzie oznacza� szans� na przetrwanie ca�ej rasy? - naciska�a.
- Mo�e powsta�yby wtedy dwa �wiaty alternatywne. - Wyobra�nia Rossa podsuwa�a mu r�ne obrazy. - Zacz�yby odr�bne istnienie w punkcie zmiany historii - rozwa�a�, widz�c jej zdziwion� min�. - Jako rezultat dw�ch r�nych decyzji.
- Ju� o tym s�ysza�am! Ale gdyby ci si� uda�o, Gordon, wr�ci� do czasu, kiedy decydowa�y si� tu najwa�niejsze sprawy, i m�g�by� powiedzie� tubylcom: "Tak, �yjcie!" albo: "Nie, umierajcie!", co by� wybra�?
- Sam nie wiem. Tak czy inaczej w�tpi�, czy znajd� si� kiedykolwiek w podobnym po�o�eniu. Czemu pytasz?
Ci�gle wilgotne w�osy skr�ci�a w ko�ski ogon i przewi�za�a tasiemk�.
- Bo... bo czuj�... Trudno mi to opisa� s�owami, Gordon. Takiego uczucia cz�owiek doznaje w przeddzie� jakiego� wa�nego wydarzenia... Przeczucie, strach, podniecenie. Pozw�lcie mi dzi� z sob� wyruszy�, prosz�! Chc� to zobaczy�... to znaczy nie Hawaik�, ale ten inny �wiat o innej nazwie, ten, kt�ry oni widzieli i poznali!
Ross mia� sprzeciw na ko�cu j�zyka, ale nie zd��y� go wypowiedzie�, bo Ashe kiwa� ju� g�ow� na znak przyzwolenia.
- W porz�dku. Ale pami�taj, �e nie wiadomo, czy dopisze nam szcz�cie. �owienie ryb w nurcie czasu to ryzykowna sprawa, dlatego nie b�d� rozczarowana, je�eli nie trafimy na tw�j inny �wiat. A teraz chcia�bym przez dwie godzinki da� odpocz�� starym ko�ciom. Bawcie si�, dzieci. - Po�o�y� si� i zamkn�� oczy.
Ostatnie dwa dni usun�y po�ow� cieni z jego poci�g�ej, �niadej twarzy. Uby�o mu par� lat, pomy�la� Ross. Niech no tylko wieczorem los si� do nich u�miechnie, a kuracja Ashe'a b�dzie niemal sko�czona.
- Co tu si� zdarzy�o, jak s�dzisz? - Karara odwr�ci�a si� plecami do szemrz�cych fal. Twarz jej pociemnia�a.
- A sk�d mia�bym wiedzie�? Z dziesi�� przyczyn przychodzi mi do g�owy.
- Zaraz us�ysz�, czy nie mog�abym si� zamkn�� i da� ci �wi�tego spokoju - odparowa�a. - Chyba te� kochasz dreszczyk emocji zwi�zany z odkrywaniem kolejnych �wiat�w, a mo�e si� myl�? Mamy Hawaik� numer jeden, �wiat zupe�nie dla nas obcy, oraz Hawaik� numer dwa, odleg�� w czasie, ale nie w przestrzeni. Badaj�c j�...
- Tak naprawd� nie b�dziemy jej bada� - wtr�ci� Ross.
- Czemu nie? Czy wasi agenci nie sp�dzali dni, tygodni, a nawet miesi�cy w przesz�o�ci Ziemi? Co wam broni powt�rzy� to tutaj?
- Brak przeszkolenia. Nie mamy szans na przeprowadzenie treningu.
- Nie bardzo rozumiem.
- No c�, na Ziemi nie by�o wcale tak �atwo, jak sobie wyobra�asz - zacz�� z przek�sem. - Tobie si� wydaje, �e tak po prostu przekraczali�my bram� i za�atwiali spraw�, dajmy na to, w Rzymie Nerona czy w Meksyku czas�w Montezumy. Tymczasem ka�dy agent musia� zosta� najpierw fizycznie i psychicznie przystosowany do epoki, kt�r� mia� zbada�. Potem odbywa� trening, i to jaki! - Ross przypomnia� sobie m�cz�ce godziny sp�dzone na nauce pos�ugiwania si� mieczem z br�zu, na poznawaniu zasad handlu Beakera, na otrzymywaniu hipnotycznych wskaz�wek w j�zyku martwym od dawna ju� wtedy, gdy powsta�o jego w�asne pa�stwo. - Trzeba by�o pozna� j�zyk, zwyczaje, wszystko, co tylko mo�liwe, o tamtym czasie i o twojej fa�szywej osobowo�ci. Jeszcze przed pr�bn� podr� cz�owiek musia� by� perfekcyjnie przygotowany.
- A tutaj nie b�dziesz mia� �adnych przewodnik�w - zauwa�y�a Karara, kiwaj�c g�ow�. - Tak, teraz rozumiem ca�� trudno��. A zatem u�yjecie tylko pr�bnika?
- Tak s�dz�. No, mo�e p�niej zrobimy wypad za bram�. Mamy do�� materia�u, by jedn� wybudowa�. Ale by�by to mocno okrojony program, nie dopuszczaj�cy mo�liwo�ci wpadki. Zobaczymy, co powiedz� wielkog�owi po analizie danych z naszej sondy. Mo�e wymy�l� dla nas jaki� spos�b kamufla�u?
- Ale� to zajmie lata!
- Prawdopodobnie. Ale przecie� p�ywa� uczysz si� w p�ytkiej wodzie, nie skaczesz od razu z klifu!
Roze�mia�a si�.
- Co racja, to racja! Cho� nawet przelotne zerkni�cie w przesz�o�� mo�e ods�oni� r�bek wielkiej tajemnicy.
Ross odchrz�kn��, wyci�gn�� si� na piasku i poszed� w �lady Ashe'a. Jednak za zamkni�tymi powiekami umys� pracowa� pe�n� par�. Z trudem przychodzi�o mu zachowa� cierpliwo��, kt�rej tak potrzebowa�. Nie mia� nic przeciwko sondom, ale Karara wiedzia�a, co m�wi. Nie wystarcza�o uchyli� r�bka tajemnicy, nale�a�o j� gruntownie zbada�.
Zach�d s�o�ca pog��bi� r�e i uwydatni� czerwienie. Mieli teraz przed sob� karmazynowe morze, a za ich plecami cienie ton�y w bursztynowych smugach zamiast w ziemskich popielatych szaro�ciach. Trzy sylwetki ludzkie, dwa delfiny i urz�dzenie zamocowane na rafie, mo�e nawet nie istniej�cej w czasach, kt�rych szukali. Ashe dokona� ostatnich korekt i wcisn�� przycisk. Wpatrywali si� w ekran nie wi�kszy od dw�ch z